Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Sang Et Honneur

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 20 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 20
  
fumsek
post 11.06.2005 23:05
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



a ja po raz kolejny zabwiam się w tłumacza, cholernie niewiernego tłumacza ;d i właściwie po raz kolejny nie wiem dlaczego to robię.

--> autor a bardziej autorka, jak poprzednim razem Ivrian, język wiadomo jaki, a jeśli nie wiadomo to francuski :] co do oryginału, znajduje się na fanfiction.net

PROLOGUE

Sala trybunału. Drażniąca cisza urywana odgłosem piór wściekle rozrywających pergamin.
Od wielu miesięcy, najwyższy sąd świata magicznego starał się doprowadzić do rozstrzygnięcia procesów tych, którzy do samego końca pozostali wierni Czarnemu Lordowi.
Wojna pochłaniająca tysiące istnień dobiegła końca. Końca będącego dla jednych kresem okrucieństwa, dla innych kresem marzeń. Czarny Pan upadł, upadł pod zaklęciami tego, który przeżył.
Spojrzenia przysięgłych błądziły po sali, ukradkiem spoczywając na młodym dwudziestoletnim człowieku siedzącym w pierwszym rzędzie audytorium.
Spoczywając na tym, który pokonał Toma Riddle’a.
Jego spojrzenie nie opuszczało świadka przesłuchiwanego przez sędziów. Młody człowiek o rudych włosach, smukłej sylwetce, noszący strój praktykującego aurora.
Ronald Weasley.
Obok adwokata siedzący oskarżony, trwający w niewyobrażalnej obojętności.
Rita Skeeter, reporterka „La gazette du sorcier” odłożyła pióro, tylko po to by na niego spojrzeć chociaż ten jeden raz.
Pełne dwadzieścia lat, tak cholernie zmarnowanych lat...
Duma, niczym nie złamana duma. Arogancja zawsze i wciąż obecna. Oczy wpatrzone w bezkresną pustkę zdawały się nie widzieć tego całego przedstawienia, cholernego przedstawienia, w którym to on grał główną rolę.
Ciało nie skażone najmniejszym śladem słabości. Męska twarz pozbawiona jakiejkolwiek emocji.
Nic. Emocjonalna pustka, pustka zgotowana tym, którzy nie potrafili dostrzec tego co działo się w jego wnętrzu.
W głębi siebie dusiła podziw dla tej jednostki. Arystokratyczne wychowanie, wciąż obecne, nawet teraz, teraz gdy nie powinno istnieć.
Malfoy, do samego końca Malfoy...
Wydawał się stać poza wszystkim, poza każdym z tych ludzi, w których świadomości był robakiem, insektem który nigdy nie powinien istnieć.
Dziennikarka zdawała sobie sprawę z jego obojętnej postawy, śledziła jego oczy pełne zimnej pogardy, pogardy która nie miała przynieść sympatii sądu.
Ale Draco Malfoy drwił szalenie z tych, którzy go otaczali. W najlepszym przypadku swoje ostatnie dni spędzi w Azkabanie, w najgorszym czeka go bliskie spotkanie z Thantosem...
Słowa ojca, wypowiedziane w przededniu jego egzekucji powróciły mu w pamięci, doskonałe, nie skażone zapomnieniem:
Pozwól im na śmiech, pozwól im cię oglądać niczym nierozumne zwierzę. Proś ale nie pozwól się złamać. Malfoy nie pozwala się zdominować. Malfoy nie ujawnia swego strachu, Malfoy nie ujawnia swych emocji. Nie pozostawia niczego przezroczystym. Niczego. To jest to co buduję twą siłę, to co w nich rodzi złość nie opuszczającą ich umysłów aż do twojego końca...
I Draco Malfoy po raz kolejny poświęcił umysł idei, recepcie pochłaniającej każdą z myśli, recepcie na mądrość, mądrość upajającą go od dzieciństwa.
Nic nie miało większej wartości, niegdyś...
Całe to plugawe ścierwo i złoty chłopiec potrafili przeciwstawić się siłom zła.
Ich spojrzenia nie spotkały się. Tkwili w pełnej ignorancji dla drugiej osoby. Ale nawet ignorancja, nie była w stanie zakłócić świadomości, świadomości obecności drugiego.
Nienawiść była zbyt głęboko zakorzeniona w każdym z umysłów, odbierającym możliwość spojrzenia sobie w oczy nie rozszarpując gardła...
Suchy, wątły niczym łodyga palonej słońcem rośliny człowiek, prokurator. Odwrócił się ku Weasley’owi.
- Proszę kontynuować Panie Weasley, co stało się później ?
Przełknął ślinę, wydawało się że każde wypowiedziane słowo go boli, spotkały się dwa spojrzenia. Przyjaciel, przyjaciel niemal od dziesięciu lat...
Wybacz mi Harry, ale nie mogę dłużej kłamać. Nie jestem zdolny do oszukiwania własnej świadomości, nie potrafię dłużej walczyć z sumieniem, nie potrafię...
Prokurator usilnie zachęcał go wykrzywiając wargi w uśmiechu.
- Chcecie prawdy ? Prawda jest taka, że Draco Malfoy uratował mi życie, tamtego dnia.
Suchy uśmiech wyciśnięty na wargach prokuratora.
Musiał pominąć ciszą „pomoc” udzieloną więźniowi podczas szalonej ucieczki, poprzedzającej jego aresztowanie.
W sali szepty podnosiły się stając wyraźnie słyszalnymi głosami.
Czarne spojrzenie sędziego zdusiło w zarodku rodzące się szepty.
Nie zatrzymane słowa wydobywały się z jego ust.
- Schwytano mnie na gzymsie, nie miałem różdżki. Ścigałem Malfoya, ale byłem ranny. Straciłem zbyt wiele krwi, nie byłem w stanie kontynuować.
Wstrzymanie oddechów. Napływające wspomnienia.
- Pomyślałem o niej... Widziałem moje życie przebiegające mi przed oczami...
Spotkały się dwa spojrzenia, jego i Hermiony. Poruszyła głową starając się dodać mu odwagi.
- Przez moment balansowałem w próżni. Malfoy mnie z tego wyciągnął.
Głosy podnosiły się na nowo. Sędzia uderzył kilkakrotnie różdżką w stół.
- Cisza, w przeciwnym razie będę zmuszony opróżnić salę !
Szepty nikły przynosząc na powrót ciszę, ciszę roznoszącą najdelikatniejszy dźwięk, roznoszącą każdy z oddechów.
- Proszę kontynuować.
Grymas zdegustowania, wstrząśnięcie ramionami.
- Dziękuję, nie mam więcej pytań.
Sędzia podniósł dłoń, znak dla adwokata obrony. Młody jasnowłosy człowiek z okularami w srebrnych, okrągłych oprawkach na nosie.
- Panie Carmody, świadek jest wasz.
Adwokat zbliżał się z nienagannym spokojem. Zatrzymał się dopiero przy kracie odgradzającej świadka.
- Panie Weasley, czy mój klient powiedział panu dlaczego zdecydował się na ratunek pańskiego życia ?
- Nie – odpowiedział Ron.
- I nie wie pan nadal dlaczego to zrobił ?
Cisza, cholerna, nieznośna cisza. Czuł jak jego gardło się zaciska, czuł na sobie spojrzenie Harry’ego. Ich przyjaźń odczuje to, ale nie mógł więcej kłamać. Był mu dłużny życie, był dłużny życie Draco Malfoy’owi.
- Powiedział mi, że jest zmęczony tym wszystkim. Zmęczony, ciągłą ucieczką, ciągłym ukrywaniem się. W pewnej chwili pomyślałem, że jest zmęczony życiem, tak po prostu.
Cisza przesycona niemalże słyszalnymi emocjami, wyzierającymi z każdej ze szczelin.
- To był chyba jedyny powód, dla którego pozwolił mi wtedy istnieć. To był człowiek pokonany, pokonany przez życie.
Przez kilka sekund dwa spojrzenia lustrowały się nawzajem, adwokat i świadek. Nie istniała potrzeba dodania choćby jednego słowa. Powietrze było jeszcze ciężkie, roznosząc w sobie echo ostatniego zdania.
- Dziękuję, nie mam więcej pytań. – rzekł Carmody.
***
Rozmowy trwały trzy dni. Trzy długie dni, podczas których sędziowie intensywnie opracowywali werdykt. Ostatecznie doszli do porozumienia.
Draco Malfoy zadeklarował odpowiedzialność za zdradę stanu, morderstwo, szpiegostwo i inne zbrodnie.
Czy istnieją okoliczności łagodzące wyrok? dwie z nich pozwoliły diametralnie zmienić sytuację.
- Śmierć ojca przed szesnastym rokiem życia.
- Udzielnie pomocy aurorowi Ronaldowi Weasley’owi.
Wyrok wypowiedziany w ciszy absolutnej.
Siedem lat, siedem długich lat odosobnienia. Siedem lat, które tam zdawały się być nieprzerwaną, przerażającą wiecznością.
To jedno słowo wdarło się do jego umysłu nie zatrzymane. Jedno słowo okrutnie rozdzierające myśli, wydzierające zdolność racjonalnego myślenia...
Nie był w stanie do wykonania najmniejszego ruchu, gdy je usłyszał. Trwał poza tą parodią sprawiedliwości, poza ludźmi którzy uczynili go skazańcem zanim rozpoczął się proces.
Wciąż bez ruchu. Sędzia dał znak, zaczęło się. Cisza, cholerna niczym nie zmącona cisza. Każda jednostka tam obecna miała świadomość tego co się za chwilę wydarzy.
Szalonooki jednym dotknięciem różdżki zniszczył ją.
Destructo...
Słowa wypowiadane przez niego zdawały się nie mieć końca.
A sekundy zdawały się być godzinami. Płonęła coraz szybciej i szybciej ginąc na zawsze w płomieniach.
Ułamki sekund, dwaj nieprzyjaciele, dwie wrogie twarze, dwa spojrzenia stopione w jedno. Każdy jednakowo zafascynowany, z jednakową dozą palącej nienawiści zatruwającej umysły...
Czuł pot spływający wzdłuż karku. Nigdy nie uwierzyłby w destrukcję tego obiektu, to było poza jego świadomością. Destrukcja przedmiotu, tak bardzo jego, jego własnego. Destrukcja przyprawiająca o szaleństwo umysłu. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tak ścisłego z nim związku, a on istniał. Zawsze każdego dnia, aż do dzisiaj, aż do tej chwili, aż do upadku...
Płomienie
Oczy Pottera...
Zawrót głowy
Oczy Pottera...
Ból
Oczy Pottera...
Harry Potter, jeszcze i wciąż rozkoszujący się spektaklem jego zmieniających się rysów. Do ostateczności korzystający z jego niepokoju, do ostateczności wysysający z niego każdą pozostałość człowieczeństwa...
Żywiący się niczym pijawka jego cierpieniem, jego upadkiem, upadkiem od którego nie było odwrotu...
Przez krótką chwilę Ślizgon miał wrażenie okropniejsze niż paląca nienawiść do tego, który przeżył, nienawiść pielęgnowaną z każdym dniem. Przez tę krótką chwilę miał wrażenie, że traci coś bezpowrotnie. Nienawiść ustąpiła miejsca temu widokowi, ten obiekt płonął. To co pozwalało mu istnieć w magicznym świecie i być tym kim był, płonęło.
Destructo.
Pomimo bólu, pomimo palącego upokorzenia zmusił odmawiające posłuszeństwa zmysły, by jeszcze przez chwilę stwarzały złudzenie normalności. Spojrzał w zieleń oczu tego który przeżył, źrenica przeciwko źrenicy.
Aż do poczucia, że własne oczodoły palą...
Aż do poczucia, że znajduje się na krańcu...
Dumny i nie do poskromienia.
Finite Destructo.
Jego różdżka zatonęła ostatecznie w płomieniach. Pracownicy Św. Munga trwali w gotowości, trwali odkąd dokonano barbarzyńskiego aktu na stojącej przed nimi jednostce.
Nie mogli czekać dłużej...
Nieludzki krzyk rozdarł drażniącą ciszę.
Draco Malfoy upadał, upadał mentalnie i cieleśnie.
Na zimnej posadzce, krew mieszała się z gniewem...

Ten post był edytowany przez fumsek: 14.06.2005 10:11
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
fumsek
post 28.06.2005 00:10
Post #2 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



pisząć, żę daję dopiero teraz, ponieważ nie miałam czasu chyba, nieco bym skłamała ;d po prostu miałam cholernego, śmierdzącego lenia, no ale już się poprawiam :] ciekawe na jak długo ;d

CHAPITRE III WIĘZIEŃ MALFOY

Początkowa dezorientacja. Chwila amnezji, ułamki sekund. Sekund, podczas których umysł trwa pomiędzy otchłanią snu i przebudzeniem zmysłów.
Następnie powraca ból. I myśli Draco Malfoy’a zajmują należne im miejsce.
Przebudzenie jak tysiące innych tutaj.
Ujście czystej, niczym niezmąconej energii. Nadzwyczaj bolesnej energii.
Zdusił ją w zarodku, jak przy każdym, kolejnym wschodzie słońca, stanowiącym przejście ze snu do koszmaru rzeczywistości.
Rzeczywistości przeradzającej się w monotonną machinalność wykonywanych czynności.
Pozostawił odległe myśli, bezwiednie tonąc w poszukiwaniu mentalnego kontaktu z nią.
Irriwi, nie zostawiaj mnie. Nie pozwól mi zatonąć... Nie teraz gdy najbardziej cię potrzebuję...
Słaba, nie zdolna do wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku. A na jej twarzy zapowiedź zbliżającego się kresu.
Irriwi, leżąca na łóżku. Ciemna, nieprzenikliwa jak otchłań, z której przybyła... Zimna i bez życia.
Bądź Irriwi, błagam cię bądź dla mnie...
Tysiące myśli przywracających obraz ostatnich siedmiu lat.
Koniec wojny przyniósł zmiany. Rola tych, którzy nie zdradzili i wciąż pozostawali w charakterze strażników, diametralnie zmalała.
Przybycie charłaków jako nowych strażników nie obyło się bez hałasu.
Ewidentnym było dążenie ministerstwa do usunięcia dementorów, a zaistniała sytuacja stanowiła jedynie pretekst dla wprowadzenia planu w życie.
Z biegiem czasu, stworzenia, w których Draco dostrzegł wcześniej ignorowaną dumę, inteligencję, opuściły mury Azkabanu.
Z końcem roku nie pozostało więcej niż dwóch. Jednym z nich była Irriwi.
Jego strażnik. Dlaczego zdecydowała się na nawiązanie mentalnego kontaktu właśnie z nim. Nie wiedział tego.
Ale zrobiła to.
Było to więcej niż ktokolwiek inny dał mu przez całe swoje życie.
W pełni świadomy, że to już koniec. W pełni świadomy tego, że jedynym powodem, dla którego chwytała się jeszcze życia był on. Tak po prostu.
Nikłe, zatarte, zduszone... Szczęśliwe wspomnienia. Gdyby miały moc przywracania istnienia oddał by je wszystkie.
Odgłos klucza obracanego w zamku wdarł się do jego uszu. Drzwi celi otwierały się pod siłą stojącego za nimi człowieka. Strażnik i jego nieprzenikniona twarz.
- I co Malfoy, liczysz dni ?
Odwrócił spojrzenie, puste spojrzenie. Sizemore nie był niczym innym jak tylko kolejnym, cholernym gnojkiem czerpiącym siły witalne z upokorzenia, wyczłowieczenia każdej, podległej mu jednostki. Odnajdującym dowartościowanie, satysfakcję w cierpieniu dla tych, którzy pogardzali nim niegdyś.
- Będzie mi ciebie brakowało. – wdzierający się w głąb umysłu niechciany szept i jego oddech na szyi.
Rozdzierający, odurzający zmysły ból. Upadał na kolana pod uderzeniami strażnika.
Sizemore spojrzał na więźnia wykrzywiając wargi w sarkastycznym uśmiechu.
- Tu jest twoje miejsce Malfoy. Na ziemi. Gówno twojego pokroju nie zasługuje na bycie wyżej, nie zasługuje na jakiekolwiek bycie...
Nie odpowiedział. Podniósł wzrok w ucieczce przed jego twarzą, w ucieczce przed zalewającą ją dumą , oczami nabiegłymi krwią.
Nic. Jedynie obojętność.
Myśl, która musiała przyjść. Myśl o innym życiu, o dawnym życiu, które przeminęło zabierając z sobą obraz dawnego człowieka. Człowieka, czerpiącego nadmierną przyjemność z torturowania upokarzającego go strażnika. Niegdyś jednym słowem pozbawiłby go życia, nie dzisiaj, ponieważ Draco Malfoy dzisiaj nie był tym, kim był Draco Malfoy niegdyś...
Zawód widniejący na twarzy Sizemore’a również obrócił się w obojętne uczucie.
- To co najzabawniejsze w tym całym przedstawieniu, to to że jesteś niczym innym, jak tylko cholerną szmatą.
Poza wypowiadanymi słowami, przerywającymi ciszę. Poza rzeczywistością, w której go zamknięto. Z oczami wpatrzonymi w małe, zaciągnięte kratą okno celi. Trwał.
Słońce wznosiło się.
Kolejny i jeszcze jeden dzień...
Kolejny i jeszcze jeden dzień, by żyć, by oddychać.
- Masz wizytę. – słowa Sizemore. – Rusz się.
***
Mury okalające pomieszczenie, nagie i zimne. Zamykające przed światem zewnętrznym obraz rzeczywistości, boleśnie nieznośnej rzeczywistości tego miejsca. Albus Dumbledore westchnął w poszukiwaniu ucieczki przed zalewającą go ponurością pomieszczenia, w którym się znajdował. Wyjął z kieszeni czekoladową żabę, przełknął ją w pośpiechu.
Drażniący uszy hałas otwieranych drzwi.
Korpulentny strażnik o rzadkich pasmach włosów, okalających czerwoną twarz. Przed nim człowiek niosący w dłoniach szaro czarny strój więzienny. Początkowo niewidoczny, z każdym krokiem wyłaniający się z otaczającej go ciemności. Dumbledore nie był przygotowany na to co miał za chwilę ujrzeć.
Masa jasnych włosów opadających na łopatki, maskujących część twarzy naznaczonej zmęczeniem. Ciało, niegdyś smukłe i silne, teraz przeraźliwie szczupłe.
Przypominał jedną z tych jednostek, uciekających jednostek, które straciły wszystko, nawet wiarę w ratunek.
I Draco Malfoy nie wierzył. Draco Malfoy nie wierzył w nic.
Albus czuł na sobie jego spojrzenie. Spojrzenie oczu, oczu nie będących tymi, które widział po raz ostatni siedem lat temu. Zginął trawiący je niegdyś ogień i to niezwykłe światło niegdyś je ożywiające i nie pozwalające o sobie zapomnieć.
Nie zdradził chociażby jednym gestem, że rozpoznaje dawnego dyrektora.
- Usiądź Draco.
Dumbledore skinął głową w kierunku strażnika dając mu do zrozumienia, że chce pozostać z więźniem sam na sam.
Sizemore, początkowo niechętny zmuszony był jednak ulec.
Wyszedł.
Dwoje ludzi obserwujących się w ciszy. Dwa spojrzenia zlane w jedno.
- Przypominasz mnie sobie Draco ?
Głos ochrypły, nie przyzwyczajony do rozmowy.
- Oczywiście profesorze.
Dumbledore zmusił swe rysy do zachowania obojętności, było to jednak niemożliwym. Więzień, na którym spoczywał jego wzrok obudził w nim niezrozumiały niepokój.
Żadnego śladu zainteresowania na drugiej twarzy. Draco Malfoy nie znał powodu, dla którego siedzący przed nim człowiek był tu i teraz w tym miejscu. Tak naprawdę nie chciał go znać.
- Niedługo to wszystko się skończy. Myślałeś kim wtedy się staniesz ?
Nie odpowiedział. Jak gdyby pragnął zachować dzielącą ich ciszę.
- Myślałeś o tym co zrobisz ze swoim życiem ?
Bez odpowiedzi. Bez najmniejszej reakcji. Skryty we własnych myślach. Poza wzrokiem obserwującego go starca. Poza jego słowami. Poza wszystkim.
- Na zewnątrz robi się pięknie. – obojętny ton.
- Mamy kwiecień.
Długie minuty. Minuty niezłamanej ciszy. Minuty oczekiwania, niepewności. Starzec desperacko szukający kontaktu z więźniem.
- Mam dla ciebie propozycję, Draco.
Młody człowiek obrócił ku niemu twarz.
- Hagrid opuścił nas by stać się ambasadorem olbrzymów. To dzięki niemu ministerstwo było w stanie nawiązać z nimi jakiekolwiek relacje.
Dumbledore machinalnie sięgnął dłonią do kieszeni szaty. Wyciągnął dłoń w kierunku więźnia, otworzył ją. Na dłoni leżała czekoladowa żaba. Przez bladą twarz więźnia przebiegł nikły uśmiech. Starzec widząc, że nie wykazuje on chęci odebrania jej, wstrząsnął ramionami chowając ją pośpiesznie do kieszeni.
- Ale nie o tym chciałem mówić. Posada gajowego wciąż pozostaje niezajętą. Ona... Ona jest dla ciebie Draco, jeśli tylko tego chcesz.
Niegdyś słowa wypowiedziane przez starca, wycisnęły by na jego ustach jedynie sarkastyczny uśmiech. Dzisiaj było inaczej. Dzisiaj, dzisiaj nie rozumiał nic.
- Dlaczego ? – zapytał -Dlaczego chcesz dać mi tę pracę ?
- Ponieważ chcę ofiarować ci drugą szansę, Draco.
Młody człowiek uciekał przed spojrzeniem starca. Utwierdził wzrok w niewielkim skrawku zewnętrznego świata, wdzierającego się przez liche okna, wysoko w górnej partii ściany.
Starzec westchnął.
- Nie mówię, że będzie to łatwe... Przede wszystkim z nowym dyrektorem...
- Przeszedłeś na emeryturę ?
- Tak.
Chwila ciszy, podczas której słyszeli nawzajem swe oddechy.
- Harry Potter zastąpił mnie na tym stanowisku.
Klatka piersiowa jego rozmówcy zaczęła unosić się z nieregularną szybkością, wydając z siebie dźwięk na kształt rzężenia.
Dumbleedore rozumiał.
Draco Malfoy śmiał się. Śmiał się śmiechem bez duszy.
- Po... Potter jest nowym dyrektorem ? – wydobył z siebie słowa uporczywie starające się pozostać niewypowiedzianymi.
Starzec skinął głową.
- Pytanie, które stało się regułą. – rzekł odzyskując spokój. Znam go, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że on by mnie tam nie chciał. Moja obecność tam byłaby zbyt wielką pokusą żeby się mnie pozbyć.
- On powiedział już tak. – odpowiedział spokojnie Dumbledore.
Oczy wpatrzone w bezkresną pustkę. Wydobył z siebie nikły szept, wydający się być wypowiedzianym do samego siebie:
- Początkowo to nienawiść do niego była tym, co trzymało mnie przy życiu i pozwoliło nie oszaleć.
Dumbledore zadowalał się słuchaniem, obserwując bladą twarz siedzącego przed nim więźnia. Zdawało się, że czyta w nim niczym w otwartej książce.
- Jakie życie bywa dziwne... Dzisiaj... Gdy słyszę jego imię, nie czuję nic, już chyba nic.
Do pomieszczenia znów wkradła się cisza. Zamilkli obydwoje, pogrążeni w odległych wspomnieniach powracających z każdą chwilą.
- Muszę pomyśleć o tym wszystkim.
Dumbledore spojrzał na niego po raz ostatni. Po siedmiu długich latach.
Podniósł się. Uderzył kilkakrotnie w drzwi by dać znak strażnikowi, że rozmowa dobiegła końca.
- Jeśli zaakceptujesz moją propozycję Draco, powiadom mnie przez sowę. Za dwa miesiące pojawię się tu ponownie, ale tym razem po to by cię stąd zabrać.
Drzwi otwierały się pod naciskiem dłoni stojącego za nimi Sizemore’a.
Malfoy wstał kierując się ku strażnikowi. Bez zbędnych słów, z oczami wpatrzonymi przed siebie.
Starzec, gdzieś głęboko w sobie miał nadzieję, że człowiek mijający go bez spojrzenia wykorzysta daną mu szansę. Naprawdę miał nadzieję...


CHAPITRE IV WOLNOŚĆ I ŚMIERĆ

Wiele nocy w zamknięciu, w obecności jedynie własnych myśli. Szaleńczych, niezatrzymanych myśli. Wątpliwości, uczuć. Jak wtedy, kiedy po raz kolejny myślał o Potterze.
Nic nie pozostawało jasnym. Był jednak świadom tej jednej, jedynej prawdy. Musi zdusić uczucie nienawiści. zanim ono zdusi jego...
Czy ona istniała ? Nie wiedział, musiałby po raz kolejny spojrzeć mu w twarz. Po siedmiu, długich latach, gdy widział go po raz ostatni.
Nienawiść, wydająca się tak śmieszną, teraz...
Tymczasem, na skraju świadomości, ona wciąż zatruwała jego myśli. Dzień i noc. Dzień i noc stające się wiecznością, która miała nigdy nie odejść. Uczucie, którym karmił swój umysł, uczucie dzięki któremu był w stanie wciąż istnieć w tej cholernej rzeczywistości.
Mijający czas, każdy nowy dzień przynoszący zwodnicze myśli, które niczym pasożyt wydzierały z niego resztki normalności.
I zaczął myśleć o wszystkim co niegdyś przesłaniała.
I zaczął zadawać sobie jedno wciąż to samo pytanie. Czy istnieje dla niego życie. Tam poza murami Azkabanu.
Pytanie, na które nikt nie znał odpowiedzi.
Draco Malfoy niegdyś, o myślach przynoszących mdły posmak w ustach. Stać się zwykłym, nic nie znaczącym pionkiem, podwładnym tego żałosnego gnojka...
Draco Malfoy dzisiaj, obdarzony tym, czego nie posiadał od tak dawna: perspektywą przyszłości...
Dawna fortuna Malfoy’ów nikła w zatrważającym tempie. Lucjusz i jego żona roztrwonili wszystko to, co stanowiło niegdyś o ich znaczeniu, pozycji zlanej krwią wielu jednostek.
Egzekucja męża i uwięzienie syna zapowiedziały ostateczną, niezatrzymaną klęskę. Długi nie pozostawiły wyboru, sprzedała rodzinną posiadłość zanim sama przestała istnieć.
Śmierć w manierze Kleopatry. Ukąszenie przesycone jadem, pierwsze i zarazem ostatnie...
Narcyza Black Malfoy, ród w którego herbie widniał wąż, a ona straciła życie, dotknięta jego jadem. Cholerna ironia...
Często zadawał sobie pytanie, czy chciała uczynić z tego symbol. Jednak najodleglejsze zakątki matczynego umysłu, w których kryła się prawda, pozostały już na zawsze nie odkrytymi.
Teraz, w jego głowie pozostawało jedno pytanie. Czy nie popełnił błędu akceptując propozycję Dumbledore’a.
Sarkazm wykrzywił mu wargi. Ta cholerna materialność mająca zapewnić mu piękne siedem lat w tym ziemskim piekle...
Wspomnienie powracające w pamięci, przekracza próg miejsca przeklętego z sakiewką pełną galeonów. Ostatnim prezentem jego matki.
Ostatnia z nich, złota moneta spoczywająca na dnie jego kieszeni. Każdego dnia.
Obrócił ją pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Tak niewielka, tak wiele zawierająca.
Nigdy jej nie wydał. Zachował. Zachował cząstkę przeszłości, materialną cząstkę przeszłości trzymaną pomiędzy palcami.
Wyślizgnęła się.
Głuchy brzęk w momencie spotkanie się z posadzką.
Potoczyła się, wydobywając z siebie dźwięk, którego nie był w stanie słuchać. Zakrył uszy dłońmi w ucieczce przed nim.
Ułamki sekund jej ruchu zdawały się być godzinami. Czas zamknięty w tym pomieszczeniu, w jego głowie. Zatrzymała się na pierwszej materialnej przeszkodzie.
Głuchy brzęk w momencie spotkania się z wilgotną ścianą.
Zrozumiał.
Echo krótkiego pożegnania wdarło się do jego głowy.
Następnie cisza.
Irriwi była martwa, nieistniejąca.
Już nigdy więcej miał nie poczuć jej przynoszącej ukojenie obecności...
Na skraju omdlenia.
Machinalnie wyciągnął dłonie w kierunku monety, podniósł ją.
Wzrok Sizemore’a wędrował po jego ciele. Upokorzyć to cholerne gówno, bezwartościowe gówno. Nie posiadał takiej władzy, jednak pewność, że Malfoy cierpiał po stokroć bardziej, zamknięty w rzeczywistości stającej się koszmarem, upajała go anormalną satysfakcją.
Malfoy kontemplował ją nadal. Jej połysk przynoszący wspomnienia, niechciane, bolesne wspomnienia. W ustach gorzki posmak, wnętrzności ściśnięte niezrozumiałym uczuciem.
Hałas otwieranych drzwi przywrócił mu świadomość.
Przenikliwy wzrok Sizemore’a nieustannie lustrował jego postać.
Dyrektor Azkabanu, o ściśniętych rysach wyłoniła się zza drzwi celi. Wszedł w towarzystwie Dumbledore’a.
- Dzień dobry Draco.
Obrócił ku niemu puste spojrzenie.
- Ona nie żyje. – nikły szept.
Obecne, obojętne, nie rozumiejące jednostki. Ale on jeden pośród tej całej masy rozumiał.
Ciszę przerwał głos strażnika, jego przerywany oddech.
- Panie dyrektorze ! Mamy poważny problem !
- Co się dzieje ?
- Proszę spojrzeć przez okno ! Na dziedziniec !
Czarna przepastna otchłań. Żywa otchłań z setek postaci. Dementorów krążących na więziennym dziedzińcu. Chłód zalał pomieszczenia, wyciskając niepokój na twarzach obecnych.
Dumbledore odwrócił się gwałtownie.
Draco Malfoy opuszczał pomieszczenie niezauważony.
***
Doskonale zdawał sobie sprawę gdzie znajduje się gabinet medyczny. Podczas siedmiu lat, zbyt wiele razy tam przebywał.
Pewne, pośpieszne stawiane kroki.
Pełna ignorancja dla obecnych osób.
Widział jedynie ją.
Irriwi.
Długa, ciemna sylwetka rozciągnięta na białym suknie.
Personel izby szpitalnej ze zdziwieniem zmieniającym ich rysy obserwował młodego człowieka.
Ujął delikatnie bezwładne ciało, opuścił salę.
W żadnej z obecnych jednostek nie obudziła się chęć zatrzymania go. Ogłuszeni rozgrywającym się na ich oczach spektaklem.
Ślepy na każdy obraz, głuchy na każdy dźwięk, pogrążony w bezkresnej pustce, przemierzał więzienne korytarze.
Był już tak blisko.
- Malfoy, co ty do cholery wyprawiasz !
Dłoń Dumbledore’a zacisnęła się na jego ramieniu strażnika. Spojrzenie wyrażające wszystko co chciał powiedzieć. Dał znak by otworzono bramę.
Masywne drzwi rozsunęły się, otwierając drogę ku wolności.
Draco Malfoy stawiał stopy na dziedzińcu, zanurzając się w przepastnej, żywej otchłani. Poza bolesnym zimnem, poza cierpieniem fizycznym i mentalnym.
Jeszcze jeden krok, tylko jeden...
Złożył tak bliskie mu ciało na ziemi.
Dzielę twój ból. Jedno, wciąż powtarzane w myślach zdanie przeszywające umysł na skraju omdlenia.
Zacisnął dłonie. Paznokcie wpijające się w ich wnętrze. Zaciśnięte wargi i ten wewnętrzny rozdzierający krzyk. A w jego głowie walka z bólem, niemocą, brakiem nadziei...
Wydzierał wściekle mentalnego intruza, drążącego myśli. Jednak ten, niezatrzymany wciąż tam istniał i miał nigdy nie zniknąć.
Trwał w odrętwieniu, apatii zalewającej jego ciało. Kolana dotykające ziemi. Z głową wypełnioną przez hipnotyczny dźwięk.
Wydawały się sunąć po ziemi bez jej dotykania.
Strażnik stojący w pobliżu dwojga ludzi, spoglądających z zafascynowaniem, na spektakl rozgrywający się na ich oczach.
- Ale... co się z nimi dzieje ? – zapytał.
Łamiący się pomiędzy słowami głos.
- To samo co z nami. Odchodzą. Ich głosy, które teraz słyszysz wyrażają stratę kogoś bliskiego.
Powoli odchodziły, przywracając światło. Odchodziły w ciemności, które je stworzyły.
Draco Malfoy opuszczał więzienie przy boku Dumbledore’a. Podniósł wzrok ku słońcu, zapowiedzi nowego, jeszcze jednego dnia.
„Ktoś kiedyś powiedział, że samounicestwienie jest ostatecznym wyrażeniem wolności...* Czy w końcu wyswobodziłaś się ze swych łańcuchów Irriwi ? I czy nadejdzie dzień, w którym i ja je zerwę...”
--------------------------------------------------------------------------------------------------
*La suicide, c’est l’ultime expression de la liberte. De savoir que l’on peut choisir sa mort, ca aide a vivre…” [Samobójstwo (samounicestwienie) jest ostatecznym wyrażeniem wolności. Wiedza o tym (świadomość), że można wybrać swą śmierć, to pomaga żyć...” ], Guy Bedos

Ten post był edytowany przez fumsek: 28.06.2005 00:11
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
fumsek   Sang Et Honneur   11.06.2005 23:05
Potti   o matko, uwielbiam ficki, które tłumaczysz. i więc...   12.06.2005 08:26
avalanche   cholera no. aż mnie wbiło. niezmiernie podobało m...   12.06.2005 12:36
Kate64100   Ciekawe to opowiadanko, wciągające. Błędy: (chyba)...   12.06.2005 13:01
chojrak   normalnie, jea! w końcu tu trafiłam, nie moge ...   12.06.2005 22:05
Eva   Hmm, nie pozostaje mi nic innego niz napisac, ze c...   13.06.2005 16:08
Pottermenka   Opowiadanie wspaniale. Powiem ci ze chyba jedno z ...   13.06.2005 19:38
destroyerek   Wbiło mnie w fotel. W przenośni i dosłownie. Jan n...   13.06.2005 19:42
fumsek   no to lecim CHAPITRE I SIEDEM LAT PÓŹNIEJ Jeśli ...   13.06.2005 21:09
corka_ciemnosci   Przeczytałam dwa odcinki naraz. I jestem bardzo mi...   14.06.2005 09:35
Dorcas Ann Potter   No, to powiem, że jak na tłumaczenie to nieźle ;)....   14.06.2005 20:26
fumsek   pisząć, żę daję dopiero teraz, ponieważ nie miałam...   28.06.2005 00:10
Miwako   Przeczytałam wszystkie trzy częsci naraz i jestem ...   28.06.2005 02:34
Carmen   No niestety ja sie francuskiego juz nie ucze ( cos...   28.06.2005 22:30
Bella   dosyc fajne tym bardziejm podziwiam tlumacza uczyl...   08.07.2005 20:34
fumsek   Dzisiaj mała retrospekcja z Azkabanu. Ten kawałek ...   09.07.2005 15:59
Ing   Jak zwykle w Twoim przypadku opowiadanie fantasty...   09.07.2005 17:12
fumsek   I tu masz w sumie sporo racji :] Zorientowałam si...   09.07.2005 17:37
Ing   No, to nie żałuj nam swojego cudownego, cholernie ...   09.07.2005 18:05
avalanche   śfiniak przez Ciebie się ukulturalniam (dobrze nap...   11.07.2005 17:21
fumsek   a tak mnie naszło... CHAPITRE V TWARZĄ W TWARZ N...   02.01.2006 16:06
avalanche   powiem tak: opisy uczuć są bardzo dobre. trafiają...   02.01.2006 17:27
fumsek   Jeżu, mój kłujący zwierzu ;* ;d! Nic na temat...   02.01.2006 18:01
avalanche   mogę ci nazmyślać jeszcze, jakie to okropne. złe o...   02.01.2006 18:06
Kara   Super super super super...Zupełnie inny niż wszyst...   03.01.2006 20:52
Asja   To jest tak kapitalne ze niemoge sie doczeekac dal...   02.06.2006 21:53
koala   Hmm. No nie wierzę, że jeszcze tego nie skomentowa...   15.06.2006 16:41
fumsek   estiej --> Może za bardzo wsiąkłam w czytanie ...   04.07.2006 10:23
chojrak   no tydzień już minął, jak mi dzisiaj nie wklepiesz...   13.07.2006 14:26
Simbelmyne   Ale że mi tego nie wysłałaś,to Ci nie daruję! ...   14.07.2008 00:16
chojrak   nie :) jest w wieży :)   14.07.2008 21:14
em   z uwagi na wzmożony ruch w temacie, będę wdzięczna...   14.07.2008 21:18
fumsek   Znalazło się nieco wolnego czasu i miałam w najbli...   16.07.2008 22:16
Mary_czerwona_czarownica   Powinnaś się chyba zawodowo zająć tłumaczeniem z f...   08.10.2008 17:20
Kaczalka   Mało się tutaj udzielam, bo ze mnie niereformowaln...   23.03.2009 01:02
hope357   Droga fumsek, dosyć późno trafiłam na Twoje tłumac...   11.11.2009 20:54
em   jeśli fumsek zdecyduje się wznowić tłumaczenie, pr...   11.11.2009 21:07


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 08.06.2024 20:34