Sang Et Honneur
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Sang Et Honneur
fumsek |
11.06.2005 23:05
Post
#1
|
Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 156 Dołączył: 09.05.2004 Skąd: z chlewa Płeć: Kobieta |
a ja po raz kolejny zabwiam się w tłumacza, cholernie niewiernego tłumacza ;d i właściwie po raz kolejny nie wiem dlaczego to robię.
--> autor a bardziej autorka, jak poprzednim razem Ivrian, język wiadomo jaki, a jeśli nie wiadomo to francuski :] co do oryginału, znajduje się na fanfiction.net PROLOGUE Sala trybunału. Drażniąca cisza urywana odgłosem piór wściekle rozrywających pergamin. Od wielu miesięcy, najwyższy sąd świata magicznego starał się doprowadzić do rozstrzygnięcia procesów tych, którzy do samego końca pozostali wierni Czarnemu Lordowi. Wojna pochłaniająca tysiące istnień dobiegła końca. Końca będącego dla jednych kresem okrucieństwa, dla innych kresem marzeń. Czarny Pan upadł, upadł pod zaklęciami tego, który przeżył. Spojrzenia przysięgłych błądziły po sali, ukradkiem spoczywając na młodym dwudziestoletnim człowieku siedzącym w pierwszym rzędzie audytorium. Spoczywając na tym, który pokonał Toma Riddle’a. Jego spojrzenie nie opuszczało świadka przesłuchiwanego przez sędziów. Młody człowiek o rudych włosach, smukłej sylwetce, noszący strój praktykującego aurora. Ronald Weasley. Obok adwokata siedzący oskarżony, trwający w niewyobrażalnej obojętności. Rita Skeeter, reporterka „La gazette du sorcier” odłożyła pióro, tylko po to by na niego spojrzeć chociaż ten jeden raz. Pełne dwadzieścia lat, tak cholernie zmarnowanych lat... Duma, niczym nie złamana duma. Arogancja zawsze i wciąż obecna. Oczy wpatrzone w bezkresną pustkę zdawały się nie widzieć tego całego przedstawienia, cholernego przedstawienia, w którym to on grał główną rolę. Ciało nie skażone najmniejszym śladem słabości. Męska twarz pozbawiona jakiejkolwiek emocji. Nic. Emocjonalna pustka, pustka zgotowana tym, którzy nie potrafili dostrzec tego co działo się w jego wnętrzu. W głębi siebie dusiła podziw dla tej jednostki. Arystokratyczne wychowanie, wciąż obecne, nawet teraz, teraz gdy nie powinno istnieć. Malfoy, do samego końca Malfoy... Wydawał się stać poza wszystkim, poza każdym z tych ludzi, w których świadomości był robakiem, insektem który nigdy nie powinien istnieć. Dziennikarka zdawała sobie sprawę z jego obojętnej postawy, śledziła jego oczy pełne zimnej pogardy, pogardy która nie miała przynieść sympatii sądu. Ale Draco Malfoy drwił szalenie z tych, którzy go otaczali. W najlepszym przypadku swoje ostatnie dni spędzi w Azkabanie, w najgorszym czeka go bliskie spotkanie z Thantosem... Słowa ojca, wypowiedziane w przededniu jego egzekucji powróciły mu w pamięci, doskonałe, nie skażone zapomnieniem: Pozwól im na śmiech, pozwól im cię oglądać niczym nierozumne zwierzę. Proś ale nie pozwól się złamać. Malfoy nie pozwala się zdominować. Malfoy nie ujawnia swego strachu, Malfoy nie ujawnia swych emocji. Nie pozostawia niczego przezroczystym. Niczego. To jest to co buduję twą siłę, to co w nich rodzi złość nie opuszczającą ich umysłów aż do twojego końca... I Draco Malfoy po raz kolejny poświęcił umysł idei, recepcie pochłaniającej każdą z myśli, recepcie na mądrość, mądrość upajającą go od dzieciństwa. Nic nie miało większej wartości, niegdyś... Całe to plugawe ścierwo i złoty chłopiec potrafili przeciwstawić się siłom zła. Ich spojrzenia nie spotkały się. Tkwili w pełnej ignorancji dla drugiej osoby. Ale nawet ignorancja, nie była w stanie zakłócić świadomości, świadomości obecności drugiego. Nienawiść była zbyt głęboko zakorzeniona w każdym z umysłów, odbierającym możliwość spojrzenia sobie w oczy nie rozszarpując gardła... Suchy, wątły niczym łodyga palonej słońcem rośliny człowiek, prokurator. Odwrócił się ku Weasley’owi. - Proszę kontynuować Panie Weasley, co stało się później ? Przełknął ślinę, wydawało się że każde wypowiedziane słowo go boli, spotkały się dwa spojrzenia. Przyjaciel, przyjaciel niemal od dziesięciu lat... Wybacz mi Harry, ale nie mogę dłużej kłamać. Nie jestem zdolny do oszukiwania własnej świadomości, nie potrafię dłużej walczyć z sumieniem, nie potrafię... Prokurator usilnie zachęcał go wykrzywiając wargi w uśmiechu. - Chcecie prawdy ? Prawda jest taka, że Draco Malfoy uratował mi życie, tamtego dnia. Suchy uśmiech wyciśnięty na wargach prokuratora. Musiał pominąć ciszą „pomoc” udzieloną więźniowi podczas szalonej ucieczki, poprzedzającej jego aresztowanie. W sali szepty podnosiły się stając wyraźnie słyszalnymi głosami. Czarne spojrzenie sędziego zdusiło w zarodku rodzące się szepty. Nie zatrzymane słowa wydobywały się z jego ust. - Schwytano mnie na gzymsie, nie miałem różdżki. Ścigałem Malfoya, ale byłem ranny. Straciłem zbyt wiele krwi, nie byłem w stanie kontynuować. Wstrzymanie oddechów. Napływające wspomnienia. - Pomyślałem o niej... Widziałem moje życie przebiegające mi przed oczami... Spotkały się dwa spojrzenia, jego i Hermiony. Poruszyła głową starając się dodać mu odwagi. - Przez moment balansowałem w próżni. Malfoy mnie z tego wyciągnął. Głosy podnosiły się na nowo. Sędzia uderzył kilkakrotnie różdżką w stół. - Cisza, w przeciwnym razie będę zmuszony opróżnić salę ! Szepty nikły przynosząc na powrót ciszę, ciszę roznoszącą najdelikatniejszy dźwięk, roznoszącą każdy z oddechów. - Proszę kontynuować. Grymas zdegustowania, wstrząśnięcie ramionami. - Dziękuję, nie mam więcej pytań. Sędzia podniósł dłoń, znak dla adwokata obrony. Młody jasnowłosy człowiek z okularami w srebrnych, okrągłych oprawkach na nosie. - Panie Carmody, świadek jest wasz. Adwokat zbliżał się z nienagannym spokojem. Zatrzymał się dopiero przy kracie odgradzającej świadka. - Panie Weasley, czy mój klient powiedział panu dlaczego zdecydował się na ratunek pańskiego życia ? - Nie – odpowiedział Ron. - I nie wie pan nadal dlaczego to zrobił ? Cisza, cholerna, nieznośna cisza. Czuł jak jego gardło się zaciska, czuł na sobie spojrzenie Harry’ego. Ich przyjaźń odczuje to, ale nie mógł więcej kłamać. Był mu dłużny życie, był dłużny życie Draco Malfoy’owi. - Powiedział mi, że jest zmęczony tym wszystkim. Zmęczony, ciągłą ucieczką, ciągłym ukrywaniem się. W pewnej chwili pomyślałem, że jest zmęczony życiem, tak po prostu. Cisza przesycona niemalże słyszalnymi emocjami, wyzierającymi z każdej ze szczelin. - To był chyba jedyny powód, dla którego pozwolił mi wtedy istnieć. To był człowiek pokonany, pokonany przez życie. Przez kilka sekund dwa spojrzenia lustrowały się nawzajem, adwokat i świadek. Nie istniała potrzeba dodania choćby jednego słowa. Powietrze było jeszcze ciężkie, roznosząc w sobie echo ostatniego zdania. - Dziękuję, nie mam więcej pytań. – rzekł Carmody. *** Rozmowy trwały trzy dni. Trzy długie dni, podczas których sędziowie intensywnie opracowywali werdykt. Ostatecznie doszli do porozumienia. Draco Malfoy zadeklarował odpowiedzialność za zdradę stanu, morderstwo, szpiegostwo i inne zbrodnie. Czy istnieją okoliczności łagodzące wyrok? dwie z nich pozwoliły diametralnie zmienić sytuację. - Śmierć ojca przed szesnastym rokiem życia. - Udzielnie pomocy aurorowi Ronaldowi Weasley’owi. Wyrok wypowiedziany w ciszy absolutnej. Siedem lat, siedem długich lat odosobnienia. Siedem lat, które tam zdawały się być nieprzerwaną, przerażającą wiecznością. To jedno słowo wdarło się do jego umysłu nie zatrzymane. Jedno słowo okrutnie rozdzierające myśli, wydzierające zdolność racjonalnego myślenia... Nie był w stanie do wykonania najmniejszego ruchu, gdy je usłyszał. Trwał poza tą parodią sprawiedliwości, poza ludźmi którzy uczynili go skazańcem zanim rozpoczął się proces. Wciąż bez ruchu. Sędzia dał znak, zaczęło się. Cisza, cholerna niczym nie zmącona cisza. Każda jednostka tam obecna miała świadomość tego co się za chwilę wydarzy. Szalonooki jednym dotknięciem różdżki zniszczył ją. Destructo... Słowa wypowiadane przez niego zdawały się nie mieć końca. A sekundy zdawały się być godzinami. Płonęła coraz szybciej i szybciej ginąc na zawsze w płomieniach. Ułamki sekund, dwaj nieprzyjaciele, dwie wrogie twarze, dwa spojrzenia stopione w jedno. Każdy jednakowo zafascynowany, z jednakową dozą palącej nienawiści zatruwającej umysły... Czuł pot spływający wzdłuż karku. Nigdy nie uwierzyłby w destrukcję tego obiektu, to było poza jego świadomością. Destrukcja przedmiotu, tak bardzo jego, jego własnego. Destrukcja przyprawiająca o szaleństwo umysłu. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tak ścisłego z nim związku, a on istniał. Zawsze każdego dnia, aż do dzisiaj, aż do tej chwili, aż do upadku... Płomienie Oczy Pottera... Zawrót głowy Oczy Pottera... Ból Oczy Pottera... Harry Potter, jeszcze i wciąż rozkoszujący się spektaklem jego zmieniających się rysów. Do ostateczności korzystający z jego niepokoju, do ostateczności wysysający z niego każdą pozostałość człowieczeństwa... Żywiący się niczym pijawka jego cierpieniem, jego upadkiem, upadkiem od którego nie było odwrotu... Przez krótką chwilę Ślizgon miał wrażenie okropniejsze niż paląca nienawiść do tego, który przeżył, nienawiść pielęgnowaną z każdym dniem. Przez tę krótką chwilę miał wrażenie, że traci coś bezpowrotnie. Nienawiść ustąpiła miejsca temu widokowi, ten obiekt płonął. To co pozwalało mu istnieć w magicznym świecie i być tym kim był, płonęło. Destructo. Pomimo bólu, pomimo palącego upokorzenia zmusił odmawiające posłuszeństwa zmysły, by jeszcze przez chwilę stwarzały złudzenie normalności. Spojrzał w zieleń oczu tego który przeżył, źrenica przeciwko źrenicy. Aż do poczucia, że własne oczodoły palą... Aż do poczucia, że znajduje się na krańcu... Dumny i nie do poskromienia. Finite Destructo. Jego różdżka zatonęła ostatecznie w płomieniach. Pracownicy Św. Munga trwali w gotowości, trwali odkąd dokonano barbarzyńskiego aktu na stojącej przed nimi jednostce. Nie mogli czekać dłużej... Nieludzki krzyk rozdarł drażniącą ciszę. Draco Malfoy upadał, upadał mentalnie i cieleśnie. Na zimnej posadzce, krew mieszała się z gniewem... Ten post był edytowany przez fumsek: 14.06.2005 10:11 |
Miwako |
28.06.2005 02:34
Post
#2
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 13 Dołączył: 07.05.2005 Skąd: =.= |
Przeczytałam wszystkie trzy częsci naraz i jestem oczarowana.Gratuluję swietnej znajomości francuskiego ,oraz niezaprzeczalnego talentu do tłumaczenia.Pozdrawiam cieplutko!!
-------------------- Kobiety zdają się mieć więcej odsłoniętych punktów słabych w obronie, jednak nieprzewidywalność ich ataków i drobne manipulacje zawsze stawiają wynik walki pod znakiem zapytania;)
|
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 24.09.2024 02:21 |