Interelektryczna Potyczka O Wolność
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Interelektryczna Potyczka O Wolność
Milina |
![]()
Post
#1
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 125 Dołączył: 05.05.2005 Skąd: Kraina Marzeń Płeć: Kobieta ![]() |
Z serii wygrzebane teraz, napisane parę lat temu. Z okresu początków mojej wesołej twórczości, czyli nic wysokich lotów. Zupełnie odmienna tematyka niż inne moje opowiadania... Z dystansu czasu, gdy i o tym opowiadaniu zapomniałam, aż się zdziwiłam, że napisałam coś takiego!.. Dziwne mi coś, szczerze powiedziawszy wyszło, może niezrozumiałe. Znów niezwiązane z HP, choć...
Marco nie był zwykłym osiemnastolatkiem. Tak, lubił to co wszyscy jego rówieśnicy: sportowe latające samochody, szybkie łącze z Internetem, ostre brzmienie intergalaktycznego rocka. Był tylko piekielnie inteligentny. No i miał pieniądze, a co za tym idzie - kontakty. Ale miał też swoją wielką tajemnicę. Prócz muzyki i prędkości marzył o czymś jeszcze. O wolności. Przez to zginął. Zapomniałam dodać: Marco nie żyje od prawie roku. Siedzę teraz na jego zimnym, marmurowym grobie, a za jakąś godzinę będzie rocznica. Pomimo upływu tak wielu chwil, coś nie daje mi spokoju. Pamiętam dokładnie, jakby wydarzyło się wczoraj. Wszystko zaczęło się mniej więcej tak... Grudzień, 2025. Przełomowa zima. W powietrzu oprócz syntetycznych wyziewów czuć już zapach zmian. Jak dotąd każdy niezmechanizowany człowiek posiadał prawo do prywatności i wolności. Teraz miało to wszystko legnąć w gruzach. Nie wystarczało już całodobowe monitorowanie osobowości. Nie wystarczały też monitorowe roboty - zabójcy. Teraz monitorowane będzie wszystko począwszy od skwaśniałego mleka w lodówce, po śmierdzące skarpety pod łóżkiem. Zamyślony, wysoki młodzieniec o imieniu Marco szybim krokiem ruszył w kierunku obskurnego baru o wielkim szyldzie "Intergalaktyczny u PraMarsa" podświetlanym prawdopodobnie procesorem jądrowo - hydrostatycznym, dzięki czemu był - lub wydawał się - trójwymiarowy. Chyba taki był. Teraz już nic nie można wiedzieć na pewno. Nie wiadomo, co jest prawdą, a co nie. Takie czasy. Nie uważasz, że wypadałoby z tym skończyć, zmienić na lepsze? Marco też tak uważał, pragnął tylko prawdy i wolności. Każdym włóknem swej młodej duszy. Pchnął więc tę marną imitację drzwi do saloonu rodem z Dziekiego Zachodu lub westernu klasy D, bo była aktualnie taka moda. Ot, tak. Pomyślał tylko, jakie koszty ponosi właściciel, gdy nie dalej jak w ubiegłym miesiącu zapanował istny szał na znalezione brakujące ogniwo Darwina. Głupszej mody zresztą nigdy nie widział. Wyobraź sobie - wszędzie tylko kolejne stadia małp i inych takich obrzydlistw. Ogromne pieniądze. W tym roku śmieszna była jedynie moda (niedługo po przylocie krasnala - ambasadora saturna) na niskorosłe karzełki, ale to już zupełnie inna historia, bo nasz zamyślony, wysoki chłopak tymczasem usiadł przy barze na jednej z wysokolatających puf i zamówił kandyzowany sok z papai. Nie przepadał za tutejszymi cienkimi alkoholami. Nie ma to jak nieśmiertelna butelka wódki z Polski, leżąca gdzieś tak od 2000 roku. Rozejrzał się po pustej spelunie. Jedynie w odległym kącie - pod różową helową jarzeniówką - Vicktor R., właściciel targował się z komputerową pracowniczką Sanepidu o wysokość łapówki. Dlatego uwielbiał ten bar. Nikogo tu nigdy nie było. Może jednak za bardzo śmierdziało?.. No i była ONA siedząca po jego prawej ręce, wpatrująca się w niego błyszczącymi oczyma przez brudną szklankę krwawej Mary. Kochał potajemnie tą piękną czarnowłosą. - Teraz albo nigdy. Może już jest za późno, by działać - powiedziała jakby do szklanki z drinkiem. Wołali na nią Kruk, a jej się to podobało. - Nigdy nie jest za późno, a teraz jest idealnie. Wiesz co robić. Powodzenia - rzucił pospiesznie Marco. Gdy wstał, spojrzała na niego z wyrzutem. Rozumiała jednak, że jego ludzie robią tu pętlę na kamery tylko przez kilka minut, co i tak jest niesamowitym osiągnięciem. - Żegnaj - dopił napój i wyszedł zostawiając dziewczynę samą ze swoimi myślami, dziwnym kiełkującym w niej uczuciem i brudną szklanką. Nie chciała tej wojny, wolała pokój. Styczeń, 2026 Miał nadejść ten kulminacyjny moment. I nadszedł, tuż po nieświętowanym od dwudziestu lat Sylwestrze. Nieświętowanym, bo takie nastały czasy. Dla robota, komputera i maszyn czas się nie liczy i nie ma znaczenia kolejny rok. Tylko praca, praca i praca. Co przyniesie ICH wieloletnia praca? Wolność! Zniszczenie tych cholernych, kontrolujących życie maszyn i pozostawienie komputerów z procesorem najwyżej Intel Pentium 5. Wszystkie wyższe do odstrzału za pomocą prostego urządzenia niszczącego sztuczną inteligencję wymyślonego przez Marco. Trudność polegała jedynie na tym, że trzeba zrobić to wszędzie jednocześnie. I na tym polegał ich plan, bo nadszedł czas ostatecznej walki. Powiewał czarny lateksowy płaszcz, a kroki odbijały się echem po całym tunelu. Trójce zebranej w centrum dowodzenia serca podskoczyły do gardeł. Wróg?! Teraz?! Mieliśmy być tu bezpieczni! Chłopak stojący najbliżej drzwi odbezpieczył i wycelował karabin ultramaszynowy. Drugi przy komputerach zabezpieczał już wejścia hasłami. Ile zajmie im rozszyfrowanie ich? Pięć sekund czy krócej? W takich momentach każde pięć minut życia się liczy. Kruk stanęłana środku pomieszczenia tak, jakby miała zamiar odgonić napastnika walką w ręcz. Drzwi otworzyły się z hukiem. - Zmobilizowani, dobrze uzbrojeni, wszystko na swoim miejscu... Vick, opuść ten karabin i nie miej takiej głupiej miny, to tylko ja - rzucił lateksowy płaszcz na wolny fotel i zasiadł przed komputerami. - Wyobraź sobie, Marco, że miało cię tu nie być, a my tu zawału prawie dostajemy - widać było, że Kruk nie była uradowana z wizyty. - Kruk jak ustalone - koordynujesz wszystko ze swojego ulubionego miejsca, ja dowodzę. Chłopaki ochrona. Jakieś sprzeciwy? Nie? To do roboty. - Jego oczy lśniły. Wyglądał jak szaleniec, wstukując dane. Stary, dobry Marco. Atmosfera jakby się trochę rozluźniła. Nadal został jednak niezwykle podniosła. Czuło się, że to wielka chwila. Mieszało się w ich sercach podniecenie wizją przyszłości i niepewne wyczekiwanie. Czuli jednak, że mają sznsę wygrać. Zajęli swoje miejsca. Włączali programy, szykowali broń. Marco wpisywał polecenia swoim ludziom rozsianym po całym świecie. "Meldunek kontynentów" - wystukał. Gdy zapłonęło wszystkie siedem diod, drżącą ręką nacisnął czerwony guzik. Miał coraz więcej obaw. Zaczął odliczanie. Trzy... Myśli ich były piękne: widzieli świat, jaki nastanie. Dwa.... Taki jak z opowieści ojców; wolny i czysty, gdzie nie było maszyn. Jeden. Tylko lasy, morza... Cisza. Stracili łączność. Zrozum mnie teraz dobrze - Marco od początku wiedział, że umrze. Zanim zwalił się na ziemię cały we krwi, zanim metaliczna ręka wyłoniła się zza peleryny niewidki i bezszelestnie wystrzeliła bronią małego kalibru w chłopaków przy drzwiach i wycelowała w niego. Był przygotowany. Do końca wierzył, że zrobił dobrze, pragnął tylko wolności. A maszyny nie lubią indywidualistów i nie dają spokoju, gdy wezmą kogoś na swój cel, tak jak teraz Marca. I nigdy nie pudłują. Kruk też była przygotowana na ostateczne, gdy klęczała nad Marco. Wbrew jej woli, z oczu pociekły wielkie łzy. Czekała tylko na śmierć. Wiedziała, że teraz jej kolej... Spokojnie patrzyła, jak maszyna się obróciła i wyczłapała spokojnie, wyłamując metalowe drzwi. Kruk była w szoku. Zdolna była nawet zawrócić maszynę i prosić o śmierć, ale nie mogła się ruszyć, szlochając tak mocno... Styczeń, 2027 Wiem, że Marco kochał wolność - której nawet nie poznał - i za nią zginął. Nie zgadzał się z szarą, nieprzyjemną rzeczywsitością. Jak zresztą większość z nas. Nie miał też zamiaru być niewolnikiem elektroniki. Nie przewidział tylko, że maszyny też są inteligentne i wiedzą, że coś knuje. Również mają instynkt samozachowawczy. Żeby przetrwać musiały zlikwidować spiskowców, ludzi i przyjaciół Marco na wszystkich kontynentach - jak sam Marco przewidział - równocześnie. Myślisz, że usprawiedliwiam brutalność i te wszystkie komputery, które nas gnębią? Może masz rację. Wiem, iż mimo tego, że nadal rządzą nami, śmierć Marco i tych wszystkich ludzi nie pójdzie na marne. Wiele nas to doświadczenie nauczyło. Dziwnie to zabrzmi w takich okolicznościach, ale roboty, maszyny i cała ta zgraja może być dla nas pożytkiem i darem, jeżeli tylko znajdziemy sposób, byśmy to my, ludzie, znów byli górą i je kontrolowali. Teraz nasza walka przeszła w inną fazę działań. Nie próbujemy zniszczyć cudu wynalazków, cofać się do kamieniołomów, wręcz przeciwnie: szukamy sposobu, by je na nowo oswoić, co jednak na tym etapie sprawia nam wiele problemów. W tej całej niewiadomej przyszłości, jaka nas czeka, jedno z przeszłości mnie niepokoi. Zginął Marco, chłopaki z ochrony. Zginęli też inni w walce o słuszną sprawę. Dlaczego maszyny mnie, Kruka, oszczędziły? Czyżby wiedziały, że nie będę chciała ich w przyszłości zniszczyć, a żyć w zgodzie?.. To absurdalne... Ale może jednak?.. Długo jescze siedziałam na mrozie i dumałam nad celowością wszechświata. Ten post był edytowany przez Milina: 12.07.2005 16:16 |
![]() ![]() ![]() |
Milina |
![]()
Post
#2
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 125 Dołączył: 05.05.2005 Skąd: Kraina Marzeń Płeć: Kobieta ![]() |
Rady każdego maluczkiego człowieka są ważne, a ja je cenię i rozważam. Mój styl oczywiście będzie jescze ewaluował w przyszłości dalej, ale teraz jest jaki jest.
Ten post był edytowany przez Milina: 12.07.2005 16:48 |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 07:23 |