Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Funeral Of Hearts

Yaten
post 30.07.2005 17:08
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 16.04.2003




Rozdział I
Ten, którego nigdy się tam nie spodziewał


Hogwart zdawał się zawsze być miejscem przyjemnym – gdzie nie mogło cię spotkać nic złego. Miałeś co jeść, gdzie spać – co najwyżej czasem pobiłeś się z kolegami, ale to przecież nie jest nic strasznego. Dostawało się szlaban i też było wesoło. Aż do opuszczenia murów szkoły miałem nadzieję, że moje życie jako czarodzieja wciąż będzie takie wspaniałe. W końcu, kiedy pochodzi się z mugolskiej rodziny, ten świat wydaje się taki...cudowny. Jakbyś przez 11 lat żył obok czegoś, co przerasta wszystkie twoje marzenia.

Mały domek na Wzgórzu Roveny, praca w Ministerstwie po świetnie zdanych OWUTEMach – dalszy ciąg snu. Snu, z którego miał nadzieję już nigdy do końca życia się nie obudzić. W końcu co w takich czasach może robić Auror? Rzadko miał do czynienia z niedoszłymi Śmierciożercami, którzy nawet nie mieli wypalonego Znaku. A w ciągu roku od opuszczenia Hogwartu chyba raz dane mu było stanąć w szranki z prawdziwym Sługą Czarnego Pana.

Brakowało mu jednego – kobiety. Nużące były poranki spędzane sam na sam z filiżanką mocnej kawy i gazetą w ręce. Nie cieszyły go zielone, równo przystrzyżone trawniki, które mógł podziwiać, kiedy podchodził do okna. Większość mieszkańców była tu czarodziejami, było tu nawet parę całkiem ładnych magiczek...Ale on nie potrafił sobie nikogo znaleźć. Zawsze był taki. Odludek w Ravenclawie – miał co najwyżej dwóch dobrych kolegów, których nie mógł nawet nazwać przyjaciółmi. Ot, wszyscy odrzuceni, których nikt inny nie chciał. Miał dziewiętnaście lat...a jeszcze nigdy się nie całował. Nie tak naprawdę, nie z języczkiem. Ba! Nawet nie miał dziewczyny. A przeciw Hogwart pełen był zdesperowanych panien...Widać nie na tyle, aby on mógł stać się ich chłopakiem.
Nieraz przeglądał się w lustrze. Czy miał coś, co mogło innych odpychać od niego? Nie był specjalnie chudy, ale grubym też nie możnaby go nazwać. Srebrne włosy opadające na ramiona także nie wydawały się niechlujne. Nie mogły być tym czynnikiem. Oczy – przejmujący błękit. Jakby spoglądało się w odmęty morza. Delikatnie zarysowany podbródek – nieco kobiece rysy twarzy. Delikatne usta i taki nos. Parę pozostałości po pryszczach...Może nie wyglądały zbyt pięknie...Może właśnie przez to inne go nie chciały? Styl ubierania...Nie. Na pewno nie w tym leży problem – raczej sportowo, modnie. Jeansy, czarne trampki – no i rozpinana koszula narzucona na t-shirt. Zwykły, chłopak, prawda?

Choć tak naprawdę przestał być zwykły z rozpoczęciem pewnego czerwcowego dnia. Jak zwykle zaraz po wyjściu z łóżka narzucił na siebie szlafrok i wyszedł przed dom, aby odebrać gazety – The Times i Proroka Codziennego. Był wiernym prenumeratorem obydwu tytułów. Uśmiechnął się mile do pani Welles, uśmiechniętej staruszki od rana podlewającej swój trawnik. Możliwe, że zastępował on jej dzieci, których nigdy nie miała – może właśnie dlatego tak o niego dbała?

Jak zawsze zaparzył sobie kawę, a kiedy jej krople powoli spływały przez filtr rozsmarował masło na niezbyt świeżym rogaliku – dziś już nie chciało mu się wychodzić do sklepu. Żadnych nowości. Wszystko zupełnie normalnie. Kiedy przelewał czarny napój z dzbanka do białej filiżanki, wręcz uderzyła w niego ta rutyna i zdecydował, że właśnie dziś zrobi coś szalonego – coś czego jeszcze nigdy nie robił. Ale kiedy tylko usiadł na krześle rozkoszując się słodkim pieczywem zrozumiał, że jego postanowienie nie ma najmniejszego sensu. Tej nocy zdarzyło się coś, co wywróciło świat do góry nogami.

„TEN, KTÓREGO IMIENIA NIE WOLNO WYMAWIAĆ POWRACA
W krótkim oświadczeniu, złożonym w piątek w nocy, minister magii Korneliusz Knot potwierdził, że Ten, Którego Imienia nie wolno wymawiać powrócił do kraju i znów działa...”

A to był dopiero początek artykułu. Miał trzy lata, kiedy zakończyła się Pierwsza Wojna – której nie pamiętali nawet jego rodzice, byli wszak mugolami. W szkole dowiedział się jednak wyjątkowo wiele na jej temat...I teraz te czasy miały się powtórzyć. Poczuł dziwny ścisk w żołądku...Wyszedł na zewnątrz...Po co? Sam tego nie był pewien. Może chciał poczuć rześki wiatr na swej twarzy? A może chciał upewnić się, że na żadnym z domów nie widnieje Mroczny Znak?

Może i nie widniał...Ale czym tak właściwie będzie różnił się dzień dzisiejszy od dnia wczorajszego? Większą ilością wzmianek o śmiertelnych wypadkach i tajemniczych zaginięciach? Czym ta wojna będzie różnić się od czasów pokoju? Nie wiedział. I miał nadzieję, że nigdy się nie dowie. Stał właśnie naprzeciw czegoś, co z całą pewnością go przerastało. Czegoś, czego nie był w stanie ogarnąć swoim umysłem. Naprzeciw czegoś...czego się bał. Bo nie wiedział jak będą wyglądać te dni. Czy przyjdzie mu żyć w strachu? Czy będzie ukrywał się, walcząc o każdą sekundę swojego życia...które i tak nic nie zmieni?

Zastanawiał się, gdzie jest teraz Terry Wolnshtein, Nymphadora Tonks, Janus Versy. Jak zareagowali na przeczytaną gazetę Albus Dumbledore? Co tak właściwie stało się w Ministerstwie.

Wszedł z powrotem do swojego mieszkania. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Nie dostał żadnego wezwania, nie chciał więc zawadzać w Ministerstwie, gdzie trwa pewnie burza. Nie potrafił usiedzieć na jednym miejscu. Wszystko go denerwowało. Nie mógł spojrzeć w lustro. Nie mógł wyjrzeć za okno. Czyżby już oszalał? Jak niewiele było do tego potrzebne... Wszedł do łazienki. Zimny prysznic był tym, czego potrzebował...Może będzie w stanie ochłodzić nerwy. Ale tam...Było jeszcze coś gorszego. Jeden z ich trójki. Jeden z nieudaczników Ravenclaw, który całe siedem lat spędził nad książkami...Wisiał dokładnie naprzeciw niego. Zawieszony pośrodku łazienki dziwnym zaklęciem, zupełnie nagi, zakrwawiony...Mężczyzna nie wytrzymał, przewrócił się na ziemię. Na oślep błądził rękoma po kafelkach, powoli się cofając. Do jego oczu mimowolnie napłynęły łzy na widok martwego przyjaciela...A może nie tyle na jego widok...Co zmasakrowanego ciała i okrucieństwo. Jego ciało było ukrzyżowane...A pośród krwi na jego brzuchu można było dostrzec wyryty ostrym narzędziem znak Krzyża Ankh.

Janus Versy.


--------------------
Glod, Zaraza, Wojna i ... Smierc.

Czterej jezdzcy podlegli mi...Tylko mi...I wiesz, ze Cie kocham
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Yaten
post 02.08.2005 14:23
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 16.04.2003




Rozdział IV
Mędrcy Ravenclaw



Terry Wolnshtein, Janus Versy i Malcolm von Ruther. Przez nauczycieli nazywani „trójcą inteligentów”, przez uczniów „trójcą nieudaczników”. Im nie zależało na opinii – żyli w świecie książek, zupełnie nie zważając na innych ludzi. Może niekoniecznie z powodu zamiłowania do nauki – zbyt wiele razy zawiedli się na ludziach, zbyt wiele razy zostali zranieni, by jeszcze żyć w ich świecie. Wolny czas spędzali po prostu w bibliotece – tak im było wygodnie ... Może z początku nie sprawiało im to przyjemności, traktowali to raczej jak odskocznię od rzeczywistości – choć mniej skupiali się na treści zapisanej na przewracanych kartek – z początku szóstej klasy, kiedy stali się „tacy” po prostu ślepo wpatrywali się w linie znaków, częściej roniąc łzy i rozdrapując stare rany. W końcu jednak nauczyli się zapominać o całym świecie i zgłębiać historie wielkich magów, dokonań i czarów, o których nawet większość hogwarckich nauczycieli nie miało bladego pojęcia.

Dziewczyn jednak wciąż to nie pociągało – wolały dobrze zbudowanych graczy quidditcha, niż otyłych „mędrców Ravenclaw”. W końcu jednak ich idea „podrywu na wiedzę i wrażliwość” gdzieś zanikła, a została czysta satysfakcja czerpana z czytanych książek.

Ba! W końcu doszło do tego, że nie mogli żyć bez opasłych tomiszczy. Nieraz wymykali się nocą z dormitorium, byleby tylko zakraść się do biblioteki – bo w nocy dział ksiąg zakazanych był o wiele słabiej strzeżony. Pani Pince już dawno spała, a jeśli znało się się typowy rozkład conocnego marszu Filcha (i Pani Norris) nic nie stało na przeszkodzie, by złapać parę to ciekawych książek i zaszyć się w jakimś opuszczonym pomieszczeniu, aby przestudiować owe dzieła. Musieli robić to po kryjomu – pod osłoną mroku. Rana ktoś mógłby się zorientować, że brakuje paru książek, dlatego przeważnie przed piątą oddawali to, co zabrali.
Trafiali różnie. Na opuszczone składziki pełne mioteł z powypadanymi witkami, na magazyn ingredientów do najróżniejszych eliksirów, do pustych sal lekcyjnych...Ale to, co zobaczyli tamtej nocy było niepowtarzalne – niezwykle przestronna sala i wysokie zwierciadło pośrodku niej. Wysokie na trzy metry – ozdobne. Widać, że osoba, która je wykonała poświęciła na jego przygotowanie ładnych kilka lat.

AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO

- Odbijam nie twą twarz, ale twego serca pragnienia – przeczytał Janus nie kryjąc zdumienia w swoim głosie. Opuścił wzrok z napisu wyrytego na samym szczycie ramy, by przyjrzeć się bliżej gładkiej tafli szkła. Zastanawiał się, co zobaczy – dziewczynę? Wiedzę? Potęgę? Władzę?

Nie. Stał tam u boku Malcloma i Terry`ego. Wszyscy mieli wyciągnięte przed siebie rozpostarte dłonie, na których leżały Krzyże Ankh – symbole życia, hieroglify ze Starożytnego Egiptu. Czy właśnie ... to było najskrytsze pragnienie ich serc? Zdobyć amulety dostępne na każdym mugolskim straganie z pamiątkami?

- Zobaczcie to! – zawołał swoich pozostałych kolegów. Oni także spojrzeli w lustro podekscytowani...Janus czekał na opis tego, co dane będzie im ujrzeć w zwierciadle.
- Wszyscy w trójkę stoimy...Trzymamy coś na dłoniach... – powiedział Malcolm ostrożnie dobierając słowa ... Aby w pełni oddać to, co właśnie odczuwał. Zmieszanie. Zadziwienie.
- To ... Ankh. – dokończył Terry. – Ale ... co właściwie to lustro przedstawia? Przecież nie odbija dokładnie naszych podobizn!
- Z tego co wyczytałem na powyższej inskrypcji ... Pokazuje najskrytsze pragnienia naszych serc.

Tamtej nocy w ogóle nie zajrzeli do księgi, którą przynieśli z biblioteki (Najstraszliwsze Rytuały i ich konsekwencje, Artura Goshawka). Spędzili ją albo wpatrując się w lustro, albo dyskutując o tym, co tam zobaczyli. Nie rozumieli nawet, czemu mieliby tego pragnąć.

Kolejnej nocy nawet nie zawędrowali do działu ksiąg zakazanych. Przyszli od razu do sali ze zwierciadłem Ain Eingarp. Ale jego już tam nie było. Zamiast niego pośrodku pomieszczenia stał Albus Dumbledore. Ich dyrektor ubrany w tradycyjną szatę, który spoglądał na nich przenikliwym wzrokiem spod swoich złotych okularów – połówek.

Stali jak wmurowani tuż za progiem. Zastanawiali się, czy szybko nie uciec, ale dyrektor jedynie uniósł rękę, a drzwi za nimi zatrzasnęły się. W ich głowach już mnożyły się tragiczne (w ich mniemaniu) wizje – utraty punktów, szlabanów czy nawet wyrzucenia ze szkoły. Dla wszystkich z nich – pochodzących z rodzin mugolskich – to ostatnie zdawało się być najgorszą katastrofą.

- Panowie – rozpoczął spokojnie Dumbledore. Mówił cicho, jednak wszystko dobrze słyszeli ... Zbyt to do nich trafiało. Czekali na te decydujące słowa: „pakujcie się”. – Pewno myśleliście, że wasze nocne wypady są dla nas tajemnicą? Przede mną nic się nie ukryje ... Ale choć może wam się to wydać dziwne, też kiedyś byłem młody. I też ... zdarzało mi się naginać regulamin.

Nieco się rozluźnili – żartobliwy ton słów Dumbledore`a dodał im otuchy. Po czymś takim nie mógł ich wyrzucić – co najwyżej odjąć parę punktów, które i tak pewnie odrobią następnego dnia podczas zajęć.

- I nie interweniuję w wypadku pociągu do wiedzy i ksiąg. Zaniepokoiłem się, kiedy odnaleźliście zwierciadło Ain Eingarp.
- Czemu? Co jest w tym ... niepokojącego? – zapytał zdziwiony Malcolm.
- Nie możecie zapomnieć o zwykłym życiu. Zbyt wielu ludzi utopiło się w odmętach własnych marzeń. Niektórzy spędzali tu wiele dni, wpatrując się w to, czego nigdy nie będą mogli osiągnąć, inni zaś zgubili się, kiedy próbowali rozwikłać niejasne dla nich obrazy – tu w charakterystyczny sposób nieco opuścił głowę, jakby chciał spojrzeć na nich własnymi oczyma, nie zaś przez okulary. – Mam nadzieję, że zrozumieliście co miałem na myśli.
- Tak ... chyba zrozumieliśmy.

Udało im się w końcu częściowo zapomnieć o sześciu Krzyżach Ankh – czasem wracały w myślach czy snach, nigdy jednak im się dogłębnie nie poświęcali.


--------------------
Glod, Zaraza, Wojna i ... Smierc.

Czterej jezdzcy podlegli mi...Tylko mi...I wiesz, ze Cie kocham
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 18.06.2025 04:33