Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Hp I ... [zak], czyli twór mojej chorej wyobraźni

Hp I ... [zak]
 
Dobre - zostawić [ 2 ] ** [100.00%]
Słabe - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 2
Goście nie mogą głosować 
kruk
post 16.08.2005 12:37
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 200
Dołączył: 12.03.2004

Płeć: Kobieta



Hp i zemsta zepsutego kabanosa ( czyli, coś co powstaje, kiedy dzieci się nudzą tongue.gif)

Ostrzeżenie : w tekście zanajdują się przekleństwa takie jak „kurcze”, „cholera”. Czytasz na własne ryzyko tongue.gif

Part I

Harry długo wpatrywał się w zielonkawą ciecz wypełniającą szklankę. Odór wydobywający się z niej był podejrzanie zbliżony do zapachu kanapek z suchą krakowską, której data ważności dawno minęła. Sprawdził jeszcze raz przepis w książce, czy aby na pewno wszystko się zgadza. W końcu się zdecydował. Gulp. Czuł jak płyn wlewał się powoli do gardła. Nagle świat zawirował mu przed oczami. Buch. Bliskie spotkanie z podłogą odebrało mu przytomność. Jakie ładne, kolorowe światełka i jak migoczą, ach. Nagle wszystkie światełka znikły. Obudził się. Czuł się koszmarnie. Ostatni raz był w takim stanie kiedy Ron przemycił butelki kremowego piwa z napojem, który zawierał trochę więcej procentów niż pisało na etykiecie... Drzwi łazienki otworzyły się z trzaskiem.
-Hej co ty tam tak długo robisz, tu nie czytelnia...Harry?- usłyszał nad sobą głos przyjaciela.
Nie powinienem sam robić tej substancji, trzeba było poprosić Hermionę. Przecież eliksiry to moja pięta Achillesa. Oh mój łeb...A ja chciałem tylko przenieść się w czasie...
- Co ci się stało? Przewróciłeś się? No nie dziwię się , tu jest strasznie mokro. Chyba ktoś nie trafił... Chodź zaraz zacznie się lekcja.
Harry powoli podniósł się na nogi i chwiejnym krokiem wyszedł za Ronem.
Kurczę, nie udało się. Dlaczego ja zawsze muszę coś namieszać?
Harry był przekonany, że mikstura przygotowana przez niego nie podziałała. Nie wiedział jak bardzo się mylił.

Doznał szoku. Wnętrze szkoły zmieniło się zupełnie. Nie był to już piękny, stary zamek. Gotyk zamienił się we...wczesnego Gierka. (a czy ktoś wie, co to jest późny Gierek?). Rozejrzał się dookoła. Uczniowie byli ubrani zupełnie po mugolsku. Żadnych czarnych szat. Tylko jedna osoba miała na sobie coś, co mniej więcej przypominało strój czarodzieja. Jak Harry dowiedział się później był to ksiądz. Najbardziej zdziwiło go to, że nie jest biernym obserwatorem akcji, jak to było w myslodsiewni, tylko czynnie w niej uczestniczy.
Ale się porobiło. Muszę udawać, że nic się nie stało. Później pomyślę, jak się stąd wydostać. Może eliksir ma działanie tymczasowe?
-No ruszaj się, wiesz, że Snape nie lubi spóźnialskich- Ron popędzał go.
Nie dość, że znalazłem się w zupełnie nieznanym świecie, to jeszcze i tu muszę spotkać to paskudztwo. Że ja zawsze mam takiego pecha. A może, przez pomyłkę zrobiłem eliksir, po wypiciu którego widzi się rzeczy inaczej niż wyglądają naprawdę?
Biegli po schodach na trzecie piętro.
-Uważaj na stopień- przypomniał Ron
-Ach, pułapka
-Żadna pułapka, tylko ktoś tam nacharkał. Ach ci wandale!
Znaleźli się pod salą. Snape’a jeszcze nie było.

Nagle zza rogu wyłoniła się Umbridge ubrana w czarną sukienkę i na to futrzaną kamizelkę z góralskimi haftami. Biedna owieczka.
-O poczwara wyszła ze swojej jamy-powiedział cicho Ron.
Umbidge szybko odwróciła się w ich stronę. Może go usłyszała?
-Czy któreś z dzieci się nudzi? Jeśli tak to zorganizuję zabawę.
-Nie my jesteśmy zajęci pani profesor. Czekamy na lekcję.
-Nie widzę, żebyście czymś się zajmowali. Powinniście powtarzać materiał. Nie można marnować przerwy na mało ważne rozmowy. A co ja jestem Hermiona?
Gdy nauczycielka znikła z pola widzenia Ron powiedział:
-Stara jędza, heh. Chętnie się z nią pobawię w wyrzuć straszydło przez okno.

Rozległ się dzwonek. Snape pojawił się jakby z nikąd.
-Jest taki szybki, nie dziwię się, że starsze roczniki nazywają go szybki lopez- szepnął mu do ucha Ron, kiedy wchodzili do klasy. Harry z trudem zdusił śmiech.
Zajęli miejsce obok Hermiony w ostatniej ławce. Teraz mógł dokładnie się przypatrzeć Snape’owi. Ubrany był w czarne jeansy, i koszulę. Również czarną. Zgadnijcie jakie miał buty? Ciekawe jaką część garderoby jeszcze miał czarną. Oprócz mugolskich ciuchów był taki sam jak zawsze. Tłuste włosy upadały mu niechlujnie na ramiona. Harry rozejrzał się po klasie. Na ścianach wisiały różne plakaty z tajemniczymi znakami. Zapewne jakieś alchemiczne formuły. Snape zaczął prowadzić lekcję. Gadał coś o jakimś alifatycznym czymś. Pewnie to jakiś składnik eliksirów.
-Potter- odwrócił się w stronę Harry'ego- czy możesz nam przypomnieć, co to jest benzen?
Benzen, benzen, kurcze co to było. Próbował usilnie przypomnieć sobie poprzednie lekcje, które odbywały się jeszcze w „tamtym” Hogwarcie.
Hermiona od razu zaczęła wyrwać się do odpowiedzi i rzuciła Harry'emu spojrzenie, które od razu rozszyfrował jako „trzeba było się nauczyć”.
-No więc- Snape świdrował Harry'ego swoimi czarnymi oczami.
-To jest kamień wyjęty z brzucha kozy, który ma zastosowanie w eliksirach-strzelił, ale nie do końca był pewien, czy dobrze.
-Co ty się szaleju najadłeś?- spojrzał na Harry'ego- Pała Potter!
Co za pała? Pałą ty chcesz mnie bić, przecież nie wolno stosować przemocy w stosunku do uczniów.
-Czas rozdzielić w końcu tę świętą trójce- syknął Snape
-Weasley do ostatniej ławki, a ty Potter usiądziesz tam-wskazał niezajętą ławkę w pierwszym rzędzie. Harry zabrał swoje rzeczy i klnąc pod nosem przesiadł się tam. Snape podążył za nim i usiadł przy swoim biurku. Teraz siedzieli naprzeciwko siebie. Snape nachylił się nad nim i szepnął.
-Wiem, że to ty!
Pewnie ma na myśli, kradzież składników potrzebnych do przyrządzenia eliksiru wielosokowego, której dopuścili się w drugiej klasie.
-Wiem, że ty-ciągnął dalej- Lub ktoś z twojej bandy podprowadza mi etanol* z szafki.
Snape wyjął z kieszeni menzurkę z przezroczystą cieczą.
-Wiesz co to jest? Na pewno nie.
-Eliksir prawdy?
-Tak dzięki temu dowiem się prawdy, na pewno. To jest fenoloftaleina. Wleję to do etanolu. Działa po dwudziestu czterech godzinach. Najsilniejszy środek na przeczyszczeni jaki znam. Jeżeli będziesz biegał do... toalety traszkę za często to heh nie będę miał już żadnych wątpliwości... (naprawdę, tylko nie testujcie tego na swoich nauczycielach- przyp. autor)
Do końca lekcji Harry skrupulatnie notował wszystko co mówił Snape starając się na niego nie patrzeć.

-On wszystkim tak dokucza, nie martw się- pocieszał go Ron, kiedy wychodzili z klasy- Kiedyś chciał rzucić we Freda menzurką z kwasem. No, ale żeby grozić komuś sraczką... no tym razem to rzeczywiście przegiął pałę...
Znowu ta pała. To mnie prześladuje, czy mi się wydaje?
-Co teraz mamy?- zapytał Harry.
-Wf- odparł Ron.
Jasne, że wiem co to znaczy. To była ironia, nie mam bladego pojęcia. Pamiętaj Harry nic nie daj po sobie poznać.

to be continued...



i jak? blush.gif Jest to mój pierwszy ff tutaj, więc proszę o wyrozumiałość.

*etanol- związek organiczny z grupy alkoholi.smile.gif


Ten post był edytowany przez kruk: 16.08.2005 12:41


--------------------
Idę swoją drogą, a ludzie niech mówią, co chcą!


user posted image ssssss....
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
kruk
post 16.08.2005 13:02
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 200
Dołączył: 12.03.2004

Płeć: Kobieta



no to ja może wrzucę kolejnego parta. Z góry przepraszam za mój styl. Wiem, że jest koszmarny(na polskim mi się za to obrywa) blush.gif

Part II

Siedzieli na placu przed szkołą i oglądali parkujące samochody. Widzieli m.in. samochód Flitwicka. Podjechał wielki jeepem, który śmiesznie wyglądał przy miniaturowym kierowcy.
-Ten to musi mieć dopiero kompleksy, ciekawe, czy on coś w ogóle widzi zza kierownicy-rzucił Ron- Słyszałeś, że duży samochód rekompensuje mały...no wiesz ...wzrost! –zaczął się sam śmiać ze swojego głupiego tekstu.
Harry patrzył jednak w zupełnie inną stronę. Jego uwagę przykuła tabliczka nad frontowymi drzwiami szkoły. Liceum im Zbigniewa Hogwarta. Co do cho.... Nagle z piskiem podjechał kolejny samochód. Niezła bryka. Czarna be-em-ka z zaciemnianymi szybami. Idealna gablota dla gangstera. Wysiadł z niej- a któż by inny- Malfoy. Szedł dumnie, białe workowate spodnie ciągnęły się po ziemi.
-Jego włosy wyglądają, jakby wylizał je pies. Żel aż u spływa z włosów. Patrz jak się wozi. Każdy wie, że jego ojciec ma teczkę w IPN-ie.

-Chłopcy, chodzicie tutaj- usłyszeli głos za plecami. Ze szkoły wyskoczyła nauczycielka od wf-u czy jak to się nazywa. Ubrana była w różowiutki, obcisły dresik, a la Mandaryna.
-Chodź, nauczycielka przyszła- szepnął Harry do Rona
-Chyba nauczyciel. Co ty, nie poznajesz profesora Lockharta?
Harry dopiero teraz go poznał.
-On chyba nie jest całkiem normalny, prawda- powiedział Harry spoglądając na nauczyciela, który baletowym krokiem podchodził do muru ogradzającego boisko. Ron pokiwał potakująco głową.
Tuż obok muru stało kilka mioteł.
Nareszcie, to co tygryski lubią najbardziej.
-O nie-szepnął Ron.
-Wiecie chłopcy, co teraz macie zrobić?- zapytała z idiotycznym uśmieszkiem nauczycielka, sorry nauczyciel- Więc niech każdy weźmie po jednej, a ja muszę cioś jeszcze załatwić!
I tym samy, tanecznym krokiem udał się z powrotem do szkoły.
-Myślisz, że mogę jedną użyć
-Jasne... boże do czego ty chcesz jej użyć... Harry!- krzyknął.
Ale Harry już był daleko. Wziął pierwszą miotłę. Przejechał dłonią po idealnie wyrzeźbionym i uformowanym kiju. To jakiś wspaniały model pomyślał, lepszy od Błyskawicy. Spojrzał na napis Vileda. To na pewno jakaś nowość. Przełożył nogę. Już nie mógł się doczekać, aż odbije się i poczuje podmuch wiatru na twarzy. Odbił się. Nie mógł wystartować. Ok, pewnie ma jakiś sprytny sposób na uruchomienie, zaraz go znajdę.
Tymczasem koledzy z klasy przypatrywali się jego dziwnym wygibasom z miotłą.
-On troszkę się dzisiaj źle czuje, wiecie, coś chyba jest z pogodą.- Ron próbował wytłumaczyć przyjaciela, chociaż sam nie wierzył w to co mówi.
W końcu zaciągnął na siłę Harry'ego do środka budynku. Kurczę, nie działało, pewnie wyglądałem jak kretyn. Mogłem jeszcze śpiewać „wyginam śmiało ciało”. To dopiero była by szopka. Boże, gdzie ja jestem?
-Idziemy do pielęgniarki, chyba się uderzyłeś w głowę- rzucił Ron ciągnąć Harry'ego korytarzem.

Podeszli pod gabinet pielęgniarki. Zapukali. Pielęgniarka wychyliła się zza drzwi.
-Gabinet jest nieczynny, kontrola
-kontrola tutaj?- spytał Ron
-Taa- Ci z inspekcji uważają, że znęcam się nad uczniami. A czy oni wiedzą, jak ci mnie traktują. Przychodzą do mnie tylko po zwolnienia z wf-u. Tłumaczę tym urzędasą, że to nie ja groziłam Longbottonowi lewatywą, pewnie się chłopak przesłyszał....No już uciekać mi stąd, jazda- Zatrzasnęła drzwi przed nimi.
-Chodź stąd- Harry odciągnął Rona- Już mi lepiej

Podeszli pod salę od jak Harry dowiedział się z napisu na drzwiach filozofii. Co to ma być do diaska? Reszta klasy już siedziała pod klasą.
-Nad czym się tak zastanawiasz?- zapytał Harry pochyloną nad zeszytem Hermionę
-Nad naszym wypracowaniem dla McGonagall.
-Mc Donald chyba- zażartował Ron. Hermiona spojrzała na niego z wyrzutem
-A jaki jest właściwie temat?- dociekał dalej Harry.
-Czy postawa człowieka stoickiego jest nadal aktualna w dzisiejszych czasach- wyrecytowała
-Czy stoicki to nazwisko?- rzucił Ron.
-Wiesz, nie mam ochoty na te twoje bardzo inteligentne żarciki-powiedziała z ironią Hermiona.
-No to ich nie słuchaj, pani wszystkowiedząca- szybko odpowiedział Ron. Riposta była trafiona. Hermiona schowała zeszyt do torby i z płaczem pobiegła do łazienki.
-Nie powinieneś był...- zaczął Harry
-Może ma zły dzień?

McGonagall otworzyła drzwi od klasy i wpuściła uczniów do środka.
Ona, tak samo jak Snape była ubrana po mugolsku. Dom wariatów!
Zaczęła prowadzić lekcję i już miała zapisać temat na tablicy, gdy do sali wbiegł trzęsący się nauczyciel. Quirrell, co on tu robi?
-Taaaaamm. W szaaaatni jest...
-Spokojnie panie profesorze- próbowała uspokoić go McGonagall- Co tam jest?
-Nieee wiem jak on się tuuu dostał...
-Ale kto?- Krzyknęła nauczycielka, po jej zachowaniu widać było, ze była lekko spanikowana.
-Taam jestt DRES!
Kilka osób wydało z siebie jęk przerażenia. Co właściwie jest? Odmiana trolla?
Quirrell osunął się bez czucia na podłogę.
W klasie zrobiło się zamieszanie. Nikt nawet nie fatygował się, żeby ocucić nieprzytomnego nauczyciela.
-Spokój, spokój. Wszyscy mają zostać w klasie- próbowała uspokoić wszystkich nauczycielka.- Zobaczę co się tam stało. Panie profesorze niech pan się zajmie klasą- rzuciła do leżącego na ziemi Quirrella, chociaż nie miała pewności, że zrozumiał. Nie dawał oznak życia.
-Ron, tam została Hermiona!- powiedział Harry.
-Musimy po nią iść
Wyskoczyli z ławek i mijając leżącego nauczyciela wybiegli z klasy.
-Gdzie ona poszła?- zapytał Harry.
-Pewnie do kibla, baby zawsze tak robią.
Wpadli do łazienki. Była tam. Niestety był tam też i Dres. W niebieskim ubraniu, z dwoma czerwonymi paskami na ramionach. Był to typowy przykład ABS-u (Absolutnego braku szyi). Niebezpiecznie zbliżał się do siedzącej pod ścianą Hermiony.
-Zostaw ją ty pokrako!- ryknął Harry
- K*****K****M***P******* itd. - powiedział w znanym tylko sobie języku Dres.
Była to chwila, impuls. Harry wziął gumowe urządzenie do przepychania i przerąbał mu z całej siły w łeb.
Dres zachwiał się i upadł jak długi lądując głową w muszli klozetowej.
-Posmakuj wc kaczki- krzyknął Ron, który dopiero teraz wychynął zza winkla.
-Dziękuję, uratowaliście mnie- powiedziała Hermiona- To było z waszej strony...
-Co tu się dzieje?- usłyszeli głos za plecami.
Profesorowie McGonagall, Dumbledore, Umbridge i Snape wbiegli do łazienki.
Spojrzeli najpierw na uczniów, potem na Dresa.
-My tylko...-zaczeła Hermiona, ale szybko jej przerwano.
-Panno Granger, nie teraz. Wyjaśni pani wszystko na zwołanej w tym celu radzie pedagogicznej..
-No pięknie jeszcze do tego sabat specjalnie dla nas zwołają- syknął Ron. Hermiona uderzyła go mocno ramieniem w bok.
-No, co...-szepnął.
Ekstra, tego jeszcze brakowało. Może im powiedzieć, że jestem czarodziejem? Harry Zaczął szukać swojej różdżki w kieszeni. Nie znalazł jej. Wyjął tylko nowy model telefonu komórkowego siemens „holly eleven”. Na obudowie miał narysowane pióro feniksa. Przeklną w duchu.


może i jeszcze coś będzie...


Dotrwaliście, aż do tego miejsca?

Ten post był edytowany przez kruk: 17.08.2005 21:43


--------------------
Idę swoją drogą, a ludzie niech mówią, co chcą!


user posted image ssssss....
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 16.06.2024 01:07