Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Lux In Tenebris [zak] do LW, czyli światło w ciemnościach

Lux In Tenebris [zak] do LW
 
Dobre - zostawić [ 1 ] ** [100.00%]
Słabe - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 1
Goście nie mogą głosować 
kruk
post 24.08.2005 14:20
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 200
Dołączył: 12.03.2004

Płeć: Kobieta



Mój debiut pisarski. Nie wiem co mnie skłoniło do umieszczenia tego ff tutaj. Akcja dzieje się (po części) tuż przed VI częścią Nie ma tu za dużo SPOJLERÓW , ale kto nie chce absolutnie nic wiedzieć niech nie czyta...
Proszę o komentarze... Jeżeli pojawią się jakieś błędy, proszę wskażcie je. Natychmiast je poprawię! Człowiek uczy się na błędach, prawda?
ff dzieje się w realiach hp, ale nie jest zbyt mocno związany z książkową akcją.
koniec gadania tongue.gif





Styczeń 1980

Znalazła się na ciemnej ulicy. Otaczały ją domy z czerwonej cegły, których jest pełno na londyńskich przedmieściach. Było to typowe mugolskie osiedle. O tej porze wyglądało jak zupełnie wymarłe. Tylko gdzieniegdzie można było dostrzec świecącą lampę się lub bladoniebieskie światło od telewizora. Był środek zimy, wszystko przysypane było delikatną warstwą śniegu. Szła szybko, jej sięgający ziemi płaszcz powiewał na wietrze. Długie włosy związane były niechlujnie w coś, co chyba miało być warkoczem.
Szybko skręciła w kierunku jednego z domów. Nawet nie zapukała, dotknęła tylko zamka różdżką. Drzwi otworzyły się same. Cicho, na paluszkach, niczym wąż wślizgnęła się do środka.
Mieszkanie było urządzone zupełnie po mugolsku. Ściana obwieszona była tandetnymi obrazkami i replikami broni, a z salonu dochodził cichy szmer telewizora.
-Wyłaź!- powiedziała otrzepując resztki śniegu z płaszcza.
Z pokoju wysunęła się powoli drżąca postać łysiejącego czarodzieja.
-Witam panienkę, jaka miła niespodzianka...
-Milcz nikczemna pokrako- powiedziała spokojnie. Nie musiała krzyczeć ani nawet podnosić głosu. Jej senny, cichy sposób wypowiadania się przerażał do szpiku kości. Szczególnie w takie sytuacji.
-Czarny Pan jest niezadowolony z twojej pracy- patrzyła na niego bladymi, jakby pozbawionymi życia oczami.
-Ja się poprawię, poprawię się. Starałem się naprawdę- skomlał czarodziej.
-Czyżby?- wyciągnęła różdżkę i zaczęła nią kręcić powoli w palcach.- Czarny Pan nie daje drugiej szansy.
Grubas tłumaczył się, błagał. W końcu upadł na kolana. Nie miał już szans. Jego los został z góry przesądzony.
-Nie trzeba było zaczynać z nami współpracy-powiedziała tym samym monotonnym głosem- Twoja wina...
Delikatnie podniosła różdżkę. Już wtedy opanowała sztuczkę rzucania zaklęć bez wypowiadania ich na głos. Ze ściany zsunęła się szabla i cicho poszybowała w kierunku czarodzieja. Tępe uderzenie przedarło ciszę i czerwona struga krwi spryskała ścianę. Zabójczyni opuściła dom nie oglądając się za siebie i znikła zanurzając się w ciemnościach. Było to jej pierwsze morderstwo w służbie Czarnego Pana.




To, o czym zawsze starała się zapomnieć


Zazwyczaj ludzie podleją stopniowo
/Edgar Allan Poe/


Wysokie drzewa otaczały rozległe, trochę zapuszczone podwórze. Na ziemi leżały połamane gałęzie, a kamienny staw dawno pokrył się glonami. Fasada dworu była tak ciasno porośnięta bluszczem, że trudno było dostrzec ceglaną ścianę. Promienie zachodzącego słońca przedzierające się przez gęste gałęzie i głuchy odgłos deszczu uderzającego o dach nadawał temu miejscu jeszcze bardziej przerażający widok. Trudno było rozpoznać w tym zaniedbanym budynku posiadłość jednego z najstarszych i najbardziej szanowanych rodów w całej Wielkiej Brytanii.

Wieczorną ciszę naglę przerwał szczęk otwieranej bramy. Na podwórze wśliznęła się postać ubrana w długi szary płaszcz. Szybko przemknęła w kierunku wejścia, mijając dwa kamienne gryfy stojące po obu stronach drogi. Można by przysiąść, że jeden z nich odwrócił głowę, aby spojrzeć na wędrowca. Postać stanęła pod zdobionymi drzwiami z kołatką w kształcie ptaka. Nie trzeba było jej używać, wrota uchyliły się bezszelestnie wpuszczając gościa do środka.

Wnętrze znacznie różniło się od podwórza. Nie było tak zaniedbane. Ściany pokrywała kolorowa okładzina, wszędzie pełno było starych mebli, obrazów i herbów znanych rodów. Cały hol zanurzony był w półmroku i tylko wąski pasek światła wpadał tam przez uchylone drzwi od salonu. Wędrowiec zdjął płaszcz i zawiesił go na wieszaku.

-Witam profesorze- usłyszał kobiecy głos za plecami-czekałam na pana. Odwrócił się. Z ciemnego korytarza wyłoniła się kobieta w czarnej, ciągnącej się po ziemi szacie. Długie, lekko falujące włosy delikatnie opadały jej na ramiona. Poruszała się powoli i z gracją. Gestem ręki zaprosiła gościa do salonu. Weszli do dużego pokoju oświetlonego migocącym światłem świec. Okna były szczelnie zasłonięte grubymi zasłonami, a wszędzie unosił się zapach kurzu. Od jakiegoś czasu nikt tam nie sprzątał. Wszystkie skrzaty domowe zostały uwolnione, bo według właścicielki domu nie wywiązywały się z obowiązków. Prawdą jest, że irytowały dziedziczkę tak mocno, że tylko czekała na okazję żeby się och pozbyć. Kobieta delikatnie dotknęła różdżką stołu i od razu pojawiły się kieliszki czerwonego wina.
-Cieszę się że cię widzę Annick- Dumbledore usiadł w wielkim fotelu-Dostałaś mój list? Przyjechałem osobiście dowiedzieć się jaka jest twoja odpowiedź.
Dziewczyna podeszła do kominka. Dopiero w świetle ognia można było dokładnie zobaczyć jej twarz. Była jeszcze młoda, nawet ładna, chociaż trudno było zauważyć chodź cień uśmiechu. Na prawym policzki można było dostrzec kilka krzyżujących się blizn. Kiedyś śliczne, zielonkawe oczy dziś straciły swój dawny blask.
-Zaskakuje mnie twoja wiara w ludzi profesorze. Po tym wszystkim co zrobiłam pan prosi mnie o pomoc?
-Ufam ci, a poza tym nie znam nikogo znającego się na łamaniu uroków tak jak ty. Jesteś osobą, której potrzebuję.
-Dlaczego właśnie ja?- Dopiero teraz odwróciła głowę aby na niego spojrzeć
-Widzisz, w świetle ostatnich wydarzeń... Muszę mieć kogoś w zamku znającego się na zaczarowanych przedmiotach i obytego z czarną magią. Z pewnością potrafiłabyś rozpoznać rzeczy ziejące złymi siłami z odległości kilometra.
-Przecież, ta szkoła jest najbezpieczniejszym miejscem w tym świecie! Czy uważa pan, że może pojawić się tam czarna magia? Myśli pan, że uczniowie będą się w to bawić? To, że wysadzają kosze na przerwach, żeby gryzący dym uniemożliwił prowadzenie lekcji, to o niczym nie świadczy. No bez przesady to są tylko głupie dziecinne zabawy.
-Nie chodzi mi tutaj o uczniów. Wiesz przecież, co się stało w Departamencie tajemnic. Hogwart niestety nie jest już taki jak kiedyś. Żyjemy w złych i niebezpiecznych czasach.
Deszcz zaczął mocniej uderzać o szyby, wieczorne niebo rozświetlały raz po raz błyskawice.
-Chciałbym, żebyś rozejrzała się po zamku, to wszystko. Będą też tam starzy znajomi- ciągnął dalej
-Nie wiem, czy mogę tam wrócić. Czy będę mieć odwagę spojrzeć tym ludziom w oczy.
Dumbledore przypatrywał się jej spod okularów. Wydawało jej się, że jego wzrok nie zatrzymuje się na jej zewnętrznym ubraniu, ale wchodzi głębiej, do duszy.
-Niektóre rany trudno się goją. Wiem o tym-dodał- Muszę już iść. Nie mam zbyt wiele czasu. Zastanów się jeszcze. Potrzebuję cię. Pamiętaj o tym.
Dumbledore wstał i powoli udał się do wyjścia. Dziewczyna wpatrywała się w tańczące płomienie w kominku. Dyrektor otwierał drzwi wejściowe i miał właśnie zarzucić kaptur na głowę gdy krzyknęła.
-Profesorze!
Odwrócił się
-Możesz na mnie liczyć.
-A więc do jutra, czekam na ciebie w szkole- Uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi.

Annick nie mogła zrozumieć czemu ją o to prosi. Dlaczego właśnie ją? Przecież dobrze wiedział o tym, znał całą prawdę. Wszyscy ją znali. Po tym wszystkim prosi ją o pomoc? Tej nocy Annick nie mogła zasnąć, cały czas biła się myślami. Wstała i zaczęła nerwowo krążyć wkoło swojego pokoju. Spojrzała na portrety przodków na ścianach. O tej porze ich mieszkańcy beztrosko spali oparci o ramy. Byli to czarodzieje i czarownice, którzy ogromnie zasłużyli się dla magicznego świata. Większość z nich do dziś wspominana jest z szacunkiem i uwielbieniem a dzieciom opowiada się historie o ich wspaniałych czynach. Sama uwielbiała takich słuchać, marząc, że będzie taka jak przodkowie. Minęło tyle czasu i co? Czy w życiu doszła do czegoś, z czego jest dumna? Czy całe życie zamierza spędzić w ukryciu, nie wychodząc poza mury rodzinnej posiadłości? W końcu musi kiedyś wyjść z cienia. Wiele czasu tam spędziła, zbyt wiele. Może chociaż tym odkupi winy przeszłości.

Nie zdawała sobie sprawy ile czasu minęło. Blade promienie słońca zaczęły leniwie wpełzać przez ogromne okna salonu. Późnym rankiem brama do Ravenshead ponownie się otworzyła wypuszczając karetę zaprzężoną w sześć hebanowo czarnych koni.

Styczeń 1980
-Czarny Pan nie przyjmuje do siebie słabych
-Wiec dlaczego ja?
-On uważa, że się nadajesz. Musimy jeszcze sprawdzić, czy jesteś gotowa -powiedziała od niechcenia poprawiając blond włosy
-Już to zrobiłam, zabiłam na wasz rozkaz!
-Jesteśmy z ciebie dumni, ale to nie wystarczy- syknęła- Musisz się jeszcze dużo nauczyć. Umiesz rzucać zaklęcia niewybaczalne?
-Tak.
-Nie prawda, nie umiesz!- krzyknęła, potem dodała szybko- Ty tylko wiesz, jak się to robi, ale tego nie potrafisz. Musisz czuć radość z zadawania bólu. Musisz cieszyć się widokiem ludzi powalanych krwią rzucających się w piekielnych konwulsjach po ziemi. Powinno ci to sprawiać radość. Czy to nie wspaniałe uczucie, że możesz patrzeć jak twój wróg traci zmysły z bólu- roześmiała się.
Jej śmiech wypełnił przestrzeń niczym wycie hieny na sawannie. W blasku pochodni jej niebieskie oczy świeciły niczym dwa nefryty.
-Nauczysz się, dopilnuję tego. Jesteś silna,... potężna. Pamiętaj, że to my odkryliśmy jaka moc w tobie drzemie. Oni by cię zmarnowali. To my uczynimy z ciebie wielką, niepokonaną. Cały świat będzie znał twoje imię! Zapamiętaj moje słowa...
-Powiesz mi Bella, co jeszcze mam zrobić?-spytała.
-Musisz udowodnić, że niczego się nie boisz. Że śmiejesz się śmierci w twarz, a raczej, że idziesz z nią w parze. Tylko ten kto nie boi się utraty życia jest zdolny odebrać je drugiemu. Musisz cieszyć się na jej widok, musisz się nią żywić!
Tym razem zaśmiały się obie.
-Idź już.. na ciebie już czas...Czas przypieczętować twoje członkostwo. Jeszcze jedno... zrób coś w włosami. Tak wyglądasz jakoś niepoważnie.



i jak blush.gif ??

Ten post był edytowany przez kruk: 10.09.2005 14:32


--------------------
Idę swoją drogą, a ludzie niech mówią, co chcą!


user posted image ssssss....
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
kruk
post 27.08.2005 13:21
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 200
Dołączył: 12.03.2004

Płeć: Kobieta



Dzięki za komentarze (dokładnie jeden) smile.gif



Evil is good perverted

Zło tkwi w nas samych, to znaczy tam, skąd sami możemy je usunąć
/Lew Tołstoj/


Karoca cicho zatrzymała się pod bramą. Zamek wyglądał prześlicznie w świetle popołudniowego słońca. Annick otworzyły drzwiczki się i od razu poczuła znajomy chłód. Wychyliła głowę na zewnątrz i rozejrzała się dokoła. Budynek szkoły wyglądał tak samo, jak przed laty, nic się nie zmienił. Annick już miała wysiąść, kiedy jej długa szata zahaczyła się o próg karocy. Straciła równowagę i poleciała jak długa prosto w błotnistą kałuże. Zaklęła w taki sposób, że bardziej wrażliwym zwiędłby uszy. Usłyszała nad sobą kobiecy głos.
-Nic ci się nie stało?
Spojrzała w górę. Na schodach stał już komitet powitalny składający się z profosów McGonagal i Snape.
-Witam pani profesor!- powiedział podnosząc się z ziemi. Wyglądała teraz jak uczestniczka błotnych zapasów. Otrzepała resztki mułu z szaty i dziarskim krokiem wspięła się do nich po schodach.
-Nie musisz do mnie mówić per profesor- zwróciła się do niej McGonagal- Już nie jesteś uczniem.
-Trudno będzie się przyzwyczaić- stwierdziła Annick.
-Witamy z powrotem w szkole- powiedziała McGonagal. Uśmiechała się, ale Annick widziała, że kątem oka spoglądała na błotnistą plamę, która sięgała prawdopodobnie już od stóp po kołnierz.
-Mam, nadzieję, że nie będę musiała się niczego uczyć- próbowała ratować dowcipem sytuację.
-Nie martw się. Nie mamy tego w planie-dodała z uśmiechem MCGonagall- Severus zaprowadzi cię do twojego pokoju- wskazała na czającego się w cieniu Snepe’a. Reszta aurorów przyjedzie dopiero na początku września.
Annick skinęła głową i ruszyła za Snape’em do środka zamku. Ciekawe, czy on te włosy ma tłuste, czy tylko nadużywa żelu- pomyślała. Nie odzywali się do siebie. Severus szedł szybko i Annick musiała wręcz biec, aby dotrzymać mu kroku.
W końcu dotarli do jej apartamentu, który znajdował się we wschodniej części zamku.
-Hasło do drzwi możesz sobie sama wybrać-powiedział otwierając drzwi.
-Do zobaczenia jutro- rzekł krótko. Odwrócił się i tym samym szybkim krokiem oddalił się.
Czyżby mnie unikał-pomyślała Annick znikając we wnętrzu swojego apartamentu.

Maj 1980

Benjy Fenwick biegł ile sił w nogach po okrągłej klatce schodowej. Za sobą słyszał dudniące kroki pogoni. On wraz z kilkoma innymi członkami Zakonu Feniksa odkryli kryjówkę śmierciożerców znajdująca się w opuszczonym mugolskim budynku gdzieś na wschodnim wybrzeżu. Jego przyjaciele zostali na dole zmagając się z rozwścieczonymi sługami Czarnego Pana. Fenwick stracił różdżkę i musiał ratować swoje życie ucieczką. Byli coraz bliżej, prawie czuł ich oddechy na karku. Jeszcze krok, jeszcze chwila i będzie na górze. Serce łomotało mu w piersi. W końcu zobaczył przed sobą drzwi. Znalazł się w starym, zagraconym magazynie. Czy tu będzie bezpieczny, czy doczeka na pomoc przyjaciół? Ukucnął nasłuchując głosów z korytarza. Wtem poczuł czyjąś obecność za plecami. Odwrócił się. Zza sterty papierowych pudeł wyłoniła się czarnowłosa dziewczyna. Z trudem poznał swoją starą znajomą.
-Annick, to ty?.- oddech miał przyśpieszony-Oni po mnie idą, Chyba z pięciu... Zgubiłem po drodze różdżkę. Rozbili naszą grupę... Jakie to szczęście, że to ty. Jesteśmy kolegami, prawda?
Rozległ się trzask i do pokoju wpadła trójka śmierciożerców. Wśród nich mógł rozpoznać Notta i Bellatrix Lestrange. Fenwick spojrzał błagalnie na przyjaciółkę, licząc na pomoc. Nie doczekał się jej.
-Macie tu jednego, prychnęła Annick- wskazując na kulącego się na ziemi czarodzieja.
-Chciałeś nam uciec? Taa? Chyba coś ci się nie udało- zaśmiała się Bellatrix
-Co się dzieje, Annick, dlaczego?- Wydyszał jednym tchem czarodziej wpatrując się pełnym niezrozumienia wzrokiem w dziewczynę. Dopiero teraz ujrzał na jej przedramieniu znamię. Znak sług Czarnego Pana. Zrozumiał
Bellatrix odwróciła się do stojących za nią towarzyszy- Wykończcie go, my mamy z Ceres coś do załatwienia-uśmiechnęła się w kierunku Annick.
Kobiety odwróciły się i wyszły z pomieszczenia. Annick mogłaby przysiąść, że w śród śmiechów śmierciożerców słyszała krzyk Fenwicka „Zdrajczyni”. Zielone światło rozświetliło korytarz. Wszystkie głosy umilkły.

-Musimy się pośpieszyć, zanim to aurorstwo to przybędzie- syknęła Bellatrix. -Gdzie idziemy?- spytała cicho Annick.
-Nasz pan coś tu przechowuje. To nie może trafić w ich ręce. Ja jestem tego strażniczką.
Annick nie zadawała więcej pytań, chociaż zainteresowała ją owa tajemnicza rzecz.
Weszły do małego pokoju na drugim końcu budynku. Malutkie pomieszczenie oświetlone było jedynie bladym światłem księżyca wpadającym przez małe okienko. Wszędzie było pełno różnych gratów: kartonów wypchanych jakimiś szmatami, stosów książek, szafkami różnej wielkości oraz starym, zardzewiałym rowerem. Bellatrix podeszła do jednej z szaf, uklękła przy niej i wyciągnęła swoją różdżkę. Annick nerwowo wyglądała raz po raz przez szparę w dziwach sprawdzając, czy nikt się nie zbliża. Jej towarzyszka tym czasie wymawiała formułę otwierającą drzwiczki. Mówiła tak cicho, że do Annick docierały tylko strzępki jej wypowiedzi. Zdołała tylko usłyszeć pojedyncze zwroty: „czysta krew”, „ku zagładzie przeciwników” i „ stanie się niebawem”. Drzwiczki otworzyły się bezszelestnie. Bellatrix wyjęła ze środka hebanową, starannie zdobioną szkatułkę. Gdzieś nad głowami usłyszały dudniące głosy. Ktoś pędził korytarzem piętro wyżej.
-Wychodzimy stąd- szepnęła Bellatrix
Podeszła, do małego, trójkątnego okienka i otworzyła je. Musiały by przecisnąć się przez wąski otwór następnie zejść po dachu i zsunąć się na ziemię. Była to jedyna możliwość na wydostanie się z budynku bez zwracania na siebie uwagi.
-A nasi? Chyba ich nie zostawimy?- spytała ze zdziwieniem Annick
-To, co tu mamy jest ważniejsze. Chyba nie będziemy się przejmowały tą bandą idiotów, prawda?- stwierdziła Bellatrix i prześlizgnęła się przez okno niczym wąż.
Annick skrzywiła się lekko i podążyła za towarzyszką. Była przyzwyczajona do wykonywania rozkazów, nawet tych sprzecznych z jej wolą.

Wybiegły na dwór. Ciemność otoczyła je prawie zupełnie. Potrzeba było parę chwil, aby oczy przyzwyczaiły się do nowego otoczenia. Biegły tuż przy krawędzi klifu. Olbrzymia, miedzianoczerwona tarcza księżyca zdawała się wisieć tuż nad ich głowami. Z dołu dochodził cichy szmer spokojnego dzisiaj morza. Można by zatrzymać się i nacieszyć tym miejscem, gdyby sytuacja nie byłaby tak poważna.

-Stać- z ciemności wyłonił się wysoki mężczyzna. Bella rzuciła się do ucieczki tuląc do piersi kasetkę. Annick nie ruszyła się ze swojego miejsca.
-Witaj Frank- przywitała mężczyznę. Przed nią stał Frank Longbottom ,jej dawny znajomy. On nie był skory do uprzejmości. Szedł w jej kierunki trzymając w ręce różdżkę. Annick wyjęła swoją i wycelowała prosto w jego pierś. Śmiertelnie blada, z drżącą dolną wargą wpatrywała się w niego ogromnymi, zielonymi, skrzącymi się oczami zdecydowana rzucić urok, jeśli wykonałby choćby ruch. On przystanął i tylko cicho się roześmiał. Wystrzeliła. Cienki czerwony promyk znikł w ciemności za nim. Chybiła. Zaklęcie jedynie musnęło mu policzek. Oczy mu błysnęły i postąpił dwa kroki do przodu.
-Expelliarmus- krzyknął.
Różdżka Annick ze świstem wyleciała w powietrze i upadła na ziemię kilka metrów dalej. Teraz on celował w nią. Dyszał ciężko. Z rozciętej rany na policzku sączyła się krew. Annick wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie widać po niej było ani gniewu, ani strachu, przeciwnie była bardzo spokojna.
-Poddaj się, nie masz już różdżki- rzekł w końcu Longbottom- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś podejrzewana o kila rzeczy, w tym zabójstwo, włamania i znęcanie się nad mugolami? Za to można iść do Azkabanu!
-Taka praca- szepnęła z sarkazmem, nadal wpatrując się w czarodzieja.
-A byłaś takim dobrym aurorem. A my wszyscy zastanawialiśmy się co się z tobą działo przez ten czas. Zmieniłaś obóz, co? Ja myślałem...- nie skończył. Upadł z łoskotem na ziemię.
Annick odwróciła się w miejsce, z którego rzucono urok.
-Bella!
-Wróciłam po ciebie siostro- powiedziała podnosząc z ziemni różdżkę Longbottona- Nienawidzę tej rodziny. Kiedyś dobiorę się im do skóry... ale jeszcze na to nie czas, nie czas. Teraz musimy się zająć czymś ważniejszym- rzuciła Annick znaczące spojrzenie- Chodź.
Podeszły do klifu. Z dołu dochodził bardzo cichy szmer morza. Do tafli wody musiało być z kilka metrów.
-Jedna z nas weźmie to- Bellatrix wyjęła szkatułkę i owinęła ją własnym szalem- i odda to w ręce Czarnego Pana, druga zobaczy co z naszymi- - Na pewno mają kłopoty. Widziałam jak zapędzili Rosiera w ślepy korytarz. Jak psy lisa. Nie ma już szans.
Z tonu jej głosu wnioskować można było, ze nie przejmuje się zbytnio losem towarzysza.
- Ty się aportuj, On tobie bardziej ufa- stwierdziła Annick
Bellatrix tylko nieznacznie się uśmiechnęła. Nagle usłyszały chrobotanie trawy tuż za plecami. Annick, zrobiła krok w tył, chciała odskoczyć, ale straszliwe uderzenie pięścią w twarz zwaliło ją z nóg. Padła zaledwie kilka kroków od urwistego brzegu. Usłyszała wrzask towarzyszki i cisze pyknięcie. Musiała się aportować zostawiając ją sam na sam z napastnikiem.
-Następnym razem sprawdzisz, czy twój przeciwnik na pewno jest nieprzytomny- usłyszała nad sobą głos Longbottoma.
Annick nie namyślając się zbytnio rzuciła się na niego z pięściami. Mężczyzna wziął jednak górę. Zwalił się na dziewczynę całym ciężarem. Przyparł żelaznym uściskiem jej głowę do ziemi i zaczął dusić. Szamotała się, drapała i wierzgała nogami. Czuła że słabnie. Nagle dobywszy z siebie ostatnie siły przepchnęła swojego przeciwnika, uwalniając się z uścisku. Nagle z jej piersi wyrwał się krzyk rozpaczy. Ziemia skończyła się pod nią.

Nie można bezkarnie walczyć na samym skraju klifu. Chciała złapać za brzeg przepaści, ale palce osunęły się po gładkiej ścianie urwiska. Spadła jak kamień. Poczuła ścisk przerażenia w piersiach, ostre uderzenie o powierzchnię wody i za chwilę drugie, tępe o dno. Ból i huk odebrały jej na chwilę przytomność, ale brak tchu przywrócił ją zaraz. Annick wydobyła się na powierzchnię wpółślepa z grozy. Zaczęła nieporadnie płynąć do brzegu. Poruszała tylko jedną ręką, druga w tej chwili była jednym płonącym bólem. Ledwie wydostała się na zawalony głazami ląd. Rozejrzała się z rozpaczą po tonącym w ciemności brzegu. Ból w ramieniu stał się nie do zniesienia. Przesuwała się powoli. Stopy osuwały się po śliskim dnie. W ustach czuła metaliczny posmak krwi. Czyjaś sylwetka mignęła jej w ciemności. Może było to tylko przewidzenie? Mrok zasłonił jej oczy, osunęła się bezwładnie na ziemię. Nie wie ile godzin tak leżała. Powoli otwierała oczy. Czuła piekący ból w prawej ręce. Spojrzała na nią, była owinięta bandażem, w niektórych miejscach przesiąkniętym krwią. Usłyszała szmer tuż obok niej. Z mroku wyłoniła się jakaś sylwetka. Dopiero, gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności mogła dokładnie ją rozpoznać.

-Severus, co ty tutaj robisz?- spytała podnosząc się z trudem.
-Ratuje ci życie idiotko- rzuci oschle i wyciągnął do niej rękę.
-Sarkastyczny jak zawsze- stwierdziła. Zlekceważyła pomoc Snape i wstała o własnych siłach.
-A ty dumna jak zwykle-dodał niemal ironicznie- Wyleczyłem ci rany, ból powinien zaraz przejść... Bellatrix znikła zaraz po tym, jak cię napadł ten Longbottom.
-Miała ze sobą coś ważnego -...Co z resztą?- spytała po chwili
-Część na pewno złapali. Rosier został zabity. Nie wiem co z Wilkesem.
-Przecież aurorom nie wolno zabijać!
-Dużo zmieniło się od czasów kiedy do nich należałaś. Crouch pozwolił na używanie drastycznych metod w walce z nami.
Annick zaklęła siarczyście otrzepując resztki brudu z mokrej szaty. Chociaż twarz miała pokiereszowaną, podartą szatę i dyszała ciężko z wściekłości nigdy przedtem nie wydawała mu się taka piękna.
-Annick...-zaczął Severus
-Już tak się nie nazywam, zmieniłam imię na Ceres przecież wiesz.
-Jakoś Annick bardziej do ciebie pasuje.
Nic nie odpowiedziała.
-To chyba twoje -wyjął z kieszeni różdżkę i rzucił ją do Annick, która z refleksem złapała ją zdrową ręką. Szepnęła coś, co chyba miało znaczyć „dzięki”.
-Muszę ci coś powiedzieć, wybacz za szczerość- ciągnął dalej Snape- Obserwuję cię już od jakiegoś czasu i doszedłem do wniosku, że nie powinnaś tu być...Ty do nich nie pasujesz- dorzucił szybko.
-Co ty mówisz?- zapytała przerażona i bezwiednie się cofnęła.
-Jak śmiesz mnie obrażać, że ja co? Jestem za słaba? Że nie powinnam służyć Czarnemu Panu? Że mam go... zdradzić?
Widać było, że się uniosła, w jej oczach zaiskrzył gniew. Snape nie wiedział dlaczego jej to mówi, przecież mogła donieść Czarnemu Panu o tym, że namawiał ją do zdrady. Byłby wtedy skończony, może nawet by i zginął. Jednak w głębi duszy wiedział, że tego nie zrobi.
-Uważam, że różnisz się od nich. Zrozumiałem to, kiedy zobaczyłem cię na górze. Nie chciałaś go skrzywdzić prawda?
Opuściła głowę.
-Był moim przyjacielem.
-Właśnie dlatego uważam, że powinnaś stąd odejść- ciągnął dalej-Annick, ty nie jesteś zła, tylko bardzo zagubiona.
Popatrzyła na niego niemal nienawistnie i ironicznie się uśmiechnęła. Miał rację. Tak miał cholerną rację. Powinna być bezduszna, pozbawiona wyrzutów sumienia, a jednak wiecznie ją nękały. Odwróciła się do niego plecami. Patrzyła na ciemne niebo i na ogrom wody przed nią. Gdzieś na horyzoncie zaczęło świtać. Ciemny kolor nieba powoli ustępował miejsca różowemu. Nowy dzień budził się do życia. Co ty ze sobą zrobiłaś?- jakiś głos odezwał się w jej głowie. Zadrżała. Nie wiedziała czy z zimna, czy ze strachu. Była pewna tylko jednego. Nigdy nie była tak strasznie, tak bezgranicznie nieszczęśliwa.
-Dziękuję, za... wszystko- szepnęła nie odwracając się. Nie chciała na niego patrzeć. Nie mogła dać niczego po sobie poznać. Rzuciła ostatni raz okiem na czarną toń morza i rozpłynęła się w porannej mgle. Severus długo patrzył na miejsce w którym stała. W tym momencie zrozumiał że nie jest mu ona obojętna. Postanowił za wszelką cenę wydostać ją z tego bagna. Najpierw jednak musiał odwiedzić pewną osobę.




Ten post był edytowany przez kruk: 27.08.2005 13:23


--------------------
Idę swoją drogą, a ludzie niech mówią, co chcą!


user posted image ssssss....
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
kruk   Lux In Tenebris [zak] do LW   24.08.2005 14:20
Katarn90   Masz naprawdę fajny styl pisania, dużo opisów, a j...   24.08.2005 16:01
kruk   Wąż z orlimi piórami Nie należy potępiać człowiek...   25.08.2005 22:10
kruk   Dzięki za komentarze (dokładnie jeden) :) Evil ...   27.08.2005 13:21
Katty   Kruk, ŚWIETNE opowiadanie, pisz dalej!! Na...   02.09.2005 10:51
Tomak   Super opowiadanko zapowiada się naprawde cool czek...   02.09.2005 15:51
kruk   Dzięki za wszystkie opinie :) The circle of fear ...   02.09.2005 22:02
Katty   No WRESZCIE!! Doczekałam się kolejnego par...   02.09.2005 23:02
Tomak   Parcik super. I skonczony w takim momencie miej li...   03.09.2005 09:24
kruk   dzięki za Wasze opinie :) Lubie zostawiać rzeczy n...   04.09.2005 13:17
Katty   Jak miło jest wejsć na forum i zobaczyć kolejny pa...   04.09.2005 16:19
kruk   Dzięki za komentarze.:) Te dwie literówki już popr...   10.09.2005 14:30
Katty   Och...Dla kolejnego parta zniosę wszystko...Nawet ...   11.09.2005 12:53
BeBe   Ładnie piszesz. Opowiadanko mroczne, niepokojące i...   16.09.2005 13:17
kruk   tak, jest mi potrzebny na studia(chce isc na prawo...   16.09.2005 13:37
BeBe   Dlaczego sie boisz? Piszesz ładnie i co jeszcze wa...   16.09.2005 14:40
kruk   Spodziewajcie sie nowego partu w niedziele...opuzn...   16.09.2005 15:53
kruk   jak obiecałam... Jak Feniks z popiołów „Wy...   18.09.2005 14:44
kruk   Lux in tenebris „Nieprzyjaciela można poko...   18.09.2005 18:13
Kate64100   Opowiadanie ładne. Ciekawe. Nie za długie, nie za ...   18.09.2005 18:42
Tomak   Eh nie wiem co o tym myslec opowiadanko fajne ale ...   18.09.2005 20:43
Katty   Och, jakie to smutne i romantyczne... Dobra, CUDO...   19.09.2005 22:33


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 07:32