Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]

Carmen Black
post 16.04.2005 22:45
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pierwszy raz publikuję coś własnego na tym forum. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałi. Na razie tylko jeden rozdział. Jeśli będzie się podobać to będą kolejne.

ROZDZIAŁ 1

NIESPODZIEWANY WYJAZD


Wszyscy mieszkańcy domu przy Privet Drive numer 4 spali kamiennym snem. Wszyscy, poza jednym chłopcem. Harry Potter bał się zasnąć, bo noc w noc dręczyły go koszmary. Tego lata, zaledwie kilka tygodni temu zmarł jego ojciec chrzestny- Syriusz Black. Dla Chłopca, Który Przeżył była to prawdziwa tragedia. Harry przewracał się z boku na bok. Ilekroć zapadł w lekką drzemkę przed oczami widział tę samą scenę, Syriusza wpadającego za zasłonę.



W kwaterze głównej Zakonu Feniksa przy Grimmuald Place 12 trwała zażarta kłótnia pomiędzy Albusem Dumbledore’ m a Severusem Snape’ m .
-Nie, Albusie. Nie zgadzam się! Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz?!
-Ależ drogi kolego to tylko nie całe dwa miesiące.
-To aż dwa miesiące.
-Severusie przykro mi, ale nie masz wyjścia. Harry’ emu podasz eliksir wieloosobowy, więc nawet jeśli ktoś by do ciebie przyszedł w odwiedziny to nikt go nie pozna.
-Dyrektorze- widać było, że czarnowłosy mężczyzna jest na straconej pozycji, jednak chwytał się każdej możliwości obrony- nie sądzę, żeby Potter był zadowolony możliwością spędzenia ze mną ponad sześciu tygodni. Poza tym ta dziewczyna… nawet jej nie znamy!
-Chciałeś powiedzieć, że to ty jej nie znasz.
-Ale…
-Żadnego „ale”- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Alastorze, jutro z samego rana pójdziesz po Harry’ ego i odprowadzisz go do Snape Manor.
-Dobrze. A co mam mu powiedzieć kiedy już tam będziemy?
-Severus wytłumaczy chłopakowi co trzeba.
Harry leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były puste, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski, której nic nie obchodzi. Już od godziny był w takim stanie. Ciągle myślał o tym dziwnym śnie. Nie był on związany bynajmniej z Voldemortem czy Syriuszem, tylko z jakąś dziewczyną. Nie pamiętał jak wyglądała, ale wiedział, że mówiła do niego. Miała obcy akcent, a jej słowa miały jakieś takie melodyjne brzmienie i układały się w zdanie: „Nim rok minie, poznasz swoje przeznaczenie”. Nie dawało to chłopakowi
spokoju i zaprzątało jego myśli. Co to miało znaczyć? Jakie przeznaczenie? O ile dobrze pamiętam to moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Panem- pomyślał.- No tak później będę ofiarą albo mordercą. Ciekawa perspektywa.
Z ponurych rozmyślań dotyczących jego przyszłości wyrwał go trzask towarzyszący aportacji. Młody Potter chwycił różdżkę i z bijącym sercem zbiegł na dół do kuchni. Zobaczył tam Szalonookiego, który zawzięcie tłumaczył coś wujowi Vernonowi i ciotce Petuni. Gdy tylko zauważył Harry’ ego zwrócił się do niego:
-Witaj chłopcze. Pakuj się zaraz musimy się stąd zbierać.
-Dzień dobry. Skąd mam mieć pewność, że jest pan prawdziwym Moody’ m?- zapytał podejrzliwie chłopak.- Nikt mi nie napisał, że dziś mam stąd wyjechać.
-Decyzja została podjęta dziś w nocy. Nie chcieliśmy wysyłać sowy w obawie,
że mogłaby zostać przechwycona. Dumbledore spodziewał się twojej reakcji,
dlatego kazał ci przekazać ten list.Harry niepewnie wziął list do ręki. Spodziewał się, że może to być świstoklik, który zabierze go prosto do Sami- Wiecie- Kogo. Nic takiego jednak się nie stało. Potter rozwinął pergamin i zaczął czytać:

Drogi Harry!
Zapewne zastanawiasz się dlaczego nikt nie napisał do Ciebie w sprawie twojego wyjazdu. Otóż nie chcemy, aby sowa wpadła w niepowołane ręce. Alastor zabierze Cię w bezpieczne miejsce. Niestety nie będzie to Kwatera Główna, gdyż jak mniemam z tym miejscem wiążą się zbyt bolesne wspomnienia. Wszystkiego dowiesz się po dotarciu do celu. Chcę też powiedzieć, że nie możesz wysyłać listów do swoich przyjaciół, gdyż wiąże się to z wielkim ryzykiem. Oczywiście będziesz mógł się z nimi kontaktować, ale nie zdradzaj im swojego miejsca pobytu. Listy przekazywał będziesz członkowi Zakonu, a on dostarczy je do adresatów.
Z poważaniem

Albus Dumbledore

PS.
Słuchaj osoby, u której przez najbliższe kilka tygodni będziesz mieszkać.

Harry jak zahipnotyzowany wpatrywał się w list. Wydawał się być autentyczny, ale… No tak, zawsze jest jakieś „ale”. Zgadzał się w stu procentach, że z domem przy Grimmuald Place 12 wiąże się dużo wspomnień, ale miał też nadzieję, że
spotka się z Ronem i Hermioną, a z tego co przeczytał jasno wynikało, że nie. Poza tym gdzie chcą go umieścić?
-Chłopcze, dobrze się czujesz?- zapytał Moody, bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Tak…- odparł niezbyt przytomnie Harry.- To gdzie mnie pan zabierze?
-Nie mogę ci powiedzieć. Idź się spakować. Nie mamy za dużo czasu. Harry poszedł do swojego pokoju i zaczął wrzucać do kufra wszystko co miał pod ręką. Na dnie wylądowały jakieś ubrania, na nich książki, pergaminy i pióra. Najwięcej namęczył się przy wkładaniu Błyskawicy, ale i z tym szybko się uporał. Rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy wszystko zapakował. Wziął kufer i klatkę z Hedwigą, po czym wszystko zniósł do kuchni.
Szalonooki wyciągnął z kieszeni swojej szaty coś co wyglądało jak gwizdek. Swistoklik- pomyślał Harry.
-Daj kufer. Wiesz jak z tego korzystać?- zapytał były auror.
-Tak. To do zobaczenia w następne wakacje- rzucił w
stronę wciąż oniemiałej rodziny.
-To na trzy.
1…2…2!
Złapali gwizdek. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Oderwali się od ziemi i znikli.

Ten post był edytowany przez estiej: 06.07.2006 14:19


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 15.09.2005 15:11
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Obiecany rozdział jedenasty właśnie wylądował. Zapraszam do czytania i przedewszystkim do komentowania. Ostrzegam, że ten rozdział jest dość długi. I niestety mało dopieszczony. Mogą pojawiać się błędy.


ROZDZIAŁ 11
Mecz. Lekcja inna niż wszystkie.


Ciemność zalegająca polanę dawała się wszystkim we znaki. Nikt nie śmiał jednak spojrzeć w stronę nieba. Tego właśnie ich uczyli. „Nie patrz w gwiazdy, gdy spodziewasz się ataku. Oni wyczują moment twojej dekoncentracji” zawsze powtarzał ich mistrz. W ciszy, jaka wokół panowała dało się usłyszeć najmniejszy nawet szmer. Oni jednak nie hałasowali. Jedyny sposób by ich wyczuć to olbrzymia koncentracja.
- Zbliżają się – szepnęła rudowłosa kobieta.
Krąg ciemnych postaci zacieśnił się jeszcze bardziej. Na granicy lasu zalśniły setki żółtych ślepi. Było ich za dużo, wszyscy to wiedzieli. Nikt jednak nie zamierzał uciekać. Przysięgali, że będą bronić niewinnych ludzi.
Rozgorzała walka na śmierć i życie. Brzęk stali uderzającej o stal mieszał się z wyciem potępionych. Udawało im się, wygrywali.
- Lily teraz!
Kobieta uśmiechając się pod nosem wykonała skomplikowany ruch różdżką. Następnie z kieszeni płaszcza wyjęła niewielkie pudełeczko, położyła je na ziemi i cofnęła się kilka kroków. Rozbłysło oślepiające światło. Przetoczyło się przez całą polanę i powróciło do jej centrum odbite od niewidzialnej bariery. Rudowłosa podeszła do pudełeczka i podniosła je.
- Gratuluję Lily – powiedział słusznej postury mężczyzna. – Nie sądziłem, że ci się uda, ale najwyraźniej cię nie doceniłem.
- Jak zwykle, Seth – zaśmiała się perliście. Szybko jednak spoważniała. – Mam do ciebie prośbę. Kiedy nadejdzie czas dasz to mojemu synowi i wytłumaczysz wszystko, co trzeba.
- Sama mu to dasz.
- Nie, nie dam. Mnie już wtedy nie będzie. Gadzina zabije mnie i mojego męża. Dzięki temu mój mały chłopczyk przeżyje. Przysięgnij, że mu to dasz. To i wszystkie moje rzeczy. Przysięgnij!
- Przysięgam… na krew mej matki – dodał po namyśle.

Mężczyzna obudził się gwałtownie łapiąc powietrze. Rozejrzał się po gabinecie. Wszystko było na swoim miejscu, ale… Nie, to niemożliwe – próbował przekonać sam siebie. Dowody jednak mówiły co innego. Na sztywnych nogach podszedł do mugolskiego sejfu, ukrytego za portretem uśmiechającej się rudowłosej czarownicy. W jego gabinecie wisiało jeszcze pięć takich obrazów. Każdy z nich przedstawiał innego, zmarłego już, członka oddziału. Za każdym ukryta była skrytka, w której trzymał ich osobiste rzeczy pomagające im w pracy.
Machnął różdżką, mrucząc pod nosem inkantację zaklęcia. Następnie wstukał siedmiocyfrowy kod i przyłożył palec wskazujący prawej ręki do czytnika skanera. Otworzył drzwiczki. Jego oczom ukazała się lewitująca błękitna koperta. Drżącymi rękami wyciągnął białą kartkę znajdującą się w środku.

Obiecałeś

Jedno słowo napisane w pośpiechu zadziałało na niego jak kubeł zimnej wody. Teraz wiedział już, co miała na myśli mówiąc, że dopilnuje, aby obietnicy stało się zadość. Musiał tylko znaleźć sposób, aby skontaktować się z chłopakiem. Ciągle jeszcze nieco zdenerwowany zasiadł przy wielkim mahoniowym biurku. Przez chwilę szperał w szufladzie, po czym wyciągnął z niej dwa czyste pergaminy i czarny atrament. Gdy skończył pisać zaadresował listy do następujących osób: Harry’ego Pottera oraz Albusa Dumbledore’a.

- Harry, wstawaj! Spóźnimy się na mecz! – Krzyczał Ron w ucho zaspanego kolegi.
- Spokojnie, Ron. Jest dopiero siódma, a mecz mamy o dziesiątej. Zdążymy.
Nie zważając na krzyki przyjaciela przewrócił się na drugi bok i naciągnął kołdrę na głowę. Nie mógł jednak spać. Nie, gdy rudzielec usilnie próbował zwlec go z łóżka. Odrzucił przykrycie i z miną cierpiętnika postawił nogi na podłodze. Po wczorajszych dwóch treningach wszystko go bolało. Zastanawiał się, w jaki sposób zdoła utrzymać się na miotle, skoro z najmniejszym nawet ruchem miał problemy.
Chcąc uspokoić przyjaciela ubrał się i dał zaciągnąć na śniadanie. Hermiona siedziała przy stole z nosem jak zwykle utkwionym w książce. Na powitanie odpowiedziała jedynie kiwnięciem głowy, nie odrywając oczu od kartki. Łyżką smętnie mieszała owsiankę, kompletnie ignorując przy tym wszystko i wszystkich dookoła.
- Hermiono – odezwał się niepewnie Ron – może, choć w czasie śniadania odłożyłabyś książkę?
- Nie mogę – powiedziała płaczliwym głosem dziewczyna. Zrobiła przy tym tak żałosną minę jak to tylko było możliwe. Harry ze zdziwieniem stwierdził, że wygląda jak porzucony psiak. – Jutro mam sprawdzian z run.
- Daj tą książkę – rzekł rozkazującym tonem czarnowłosy chłopak. Nim panna Granger zorientowała się, co zamierza zrobić jej przyjaciel, podręcznik został brutalnie wyrwany z jej ręki. - Nie oddam ci jej dopóki nie zjesz śniadania.
- To jest szantaż – odpowiedziała zbulwersowana dziewczyna.
- Możliwe – zripostował rudzielec. – Ale nie zamierzamy - spojrzał znacząco na kolegę – pozwolić ci zostać anorektyczką.
- Ale…
- I żadnego „ale” – uciął Ron. – Kto pomagałby mi w zadaniach domowych.
- Wiesz, co Ron? Jak ty czasem coś palniesz to naprawdę… - Potter pokiwał głową z politowaniem. – Szkoda gadać.
Rozzłoszczona Hermiona skierowała swe spojrzenie na talerz i w zatrważającym wręcz tempie pochłaniała kolejne porcje owsianki. Weasley wzruszył ramionami i z miną niewiniątka zabrał się za pałaszowanie grzanek z dżemem truskawkowym. Ginny siedząca nieopodal przewróciła teatralnie oczyma, zmarszczyła przy tym zgrabny nosek i pokręciła głową. Jeśli chodzi o Harry’ ego, to skupił się on na nie syczeniu przy każdym ruchu.
Reszta posiłku minęła we względnym spokoju. Nie licząc pojawienia się dużego, czarnego orła, który wzbudził sporo sensacji. Ptaszysko nic sobie nie robiąc z zamieszania, jakie wywołało z gracją wylądowało na stole Slytherinu, przemaszerował kilka metrów, poczym zatrzymał się przed Carmen. Dziewczyna szybko odwiązała przesyłkę. Przez chwilę ze zdziwieniem przyglądała się czarnej kopercie. Z mieszaniną strachu i rozpaczy zerwała pieczęć. Po kilku minutach wybiegła z sali trzymając w ręce zmiętą kopertę i list, a pod pachą niewielką paczkę opakowaną w brązowy papier. W kilka minut później pomieszczenie opuścił również Pablo.
Hermiona jak zwykle dostała Proroka Codziennego. Z zainteresowaniem zaczytała się w artykuł na pierwszej stronie. Po chwili uśmiechnęła się z wyższością.
- Coś się stało? – Zapytał natychmiast Harry.
Dziewczyna ciągle się uśmiechając podała mu gazetę. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie ministra z lekko przerażoną miną siedzącego za biurkiem i przeglądającego jakieś papiery opatrzone pieczęcią Wydziału Aurorskiego. Na drugim zdjęciu tłum zbulwersowanych czarodziei stał w głównym holu ministerstwa. W tle widać było kilka transparentów z napisem: KONIEC Z KNOTEM, lub też: DUMBLEDORE NA MINISTRA. Pod spodem wielkimi, jarzącymi się literami przykuwał uwagę tytuł:

CHAOS W MINISTERSTWIE
ZBULWERSOWANA SPOŁECZNOŚĆ CZARODZIEJSKA DOMAGA SIĘ REZYGNACJI KNOTA

Jak donosi nasz korespondent z Ministerstwa Magii Korneliusz Knot ma nie lada kłopoty.
Wczoraj przed jego gabinetem zgromadził się pikietujący tłum. „Dość już porwań i śmierci!”, twierdzi jedna z czarownic „Chcemy silnego ministra!”, dodaje inna. Takie wypowiedzi to tylko kropla w morzu. „Minister chyba nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie nad nami wisi”, powiedział Kingsley Shacklebolt, auror „jedyna rzecz, jaką na razie zrobił, to wydanie kilkuset egzemplarzy ulotek nawołujących o zachowanie spokoju”. Skoro nawet służba bezpieczeństwa odwraca się od Knota, to oskarżenia Złotego Chłopca i Albusa Dumbledore’a, kierowane pod adresem Ministra muszą być bardziej poważne niż nam się wydawało.
O możliwość abdykacji Knota zapytaliśmy Nicholasa Fogga, pracującego w Departamencie Przestrzegania Prawa. „Teoretycznie Minister powinien zajmować swoje stanowisko dożywotnio. Można jednak skorzystać z klauzuli dwudziestej szóstej, zawartej w Prawie Merlina. Mówi ona, że jeśli ponad połowa członków Rady Starszych opowie się za usunięciem Ministra ze stanowiska, to nie będzie z tym większych problemów”.
Z samym Knotem nie udało nam się porozmawiać. Mamy jednak oświadczenie wydane przez Persivala Weasley’a, pracującego w biurze Ministra. „Pan Minister uważa, iż strajk nie jest konieczny. Radykalnie przeczy również, jakoby w czerwcu w Ministerstwie miała miejsce kradzież jednej z przepowiedni. Nawołuje również o zachowanie spokoju i powtarza, że stosowne kroki na drodze zwalczania przestępczości zostały już podjęte”.
Jak na razie kroki te są mało skuteczne. Tylko od czerwca zaginęło pięciu wpływowych obywateli naszego społeczeństwa, około dwudziestu zostało rannych w potyczkach ze Śmierciożercami, a czterech poległo. To jeszcze nie koniec tragedii, lecz Minister wydaje się tego w ogóle nie zauważać. (Więcej na stronie piątej)


- Wygląda na to, że Knot nie utrzyma się zbyt długo na ministerialnym stołku – powiedział z miną znawcy Ron. – O ile w ogóle się utrzyma.
- O co ci chodzi? – W pannie Granger odezwała się detektywistyczna żyłka.
- Patrząc na jego minę na tym zdjęciu – wskazał gazetę – wydaje mi się, że on już leży. A razem z nim Percy.
Harry wyczuł w głosie kolegi mieszaninę smutku i pogardy. Nie dziwił mu się. Gdyby sam miał takiego brata czułby się podobnie. Jego spojrzenie spoczęło na stole Hufflepuffu. Ze zdziwieniem zauważył, że Angelica mu się przygląda. Gdy spostrzegła, że na nią patrzy wykonała ruch jakby zamierzała wyjść, jednak pozostała na swoim miejscu. Coś mówiło Potterowi, że powinien gdzieś pójść. Jeszcze raz spojrzał na dziewczynę i delikatnie skinął głową. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na sufit Wielkiej Sali. Podążył za jej spojrzeniem. Na błękitnym niebie dostrzegł samotną chmurkę przypominającą cyfrę siedem lub kosę. Przez chwilę się zastanawiał, poczym przeprosił przyjaciół mówiąc, że przed meczem ma coś pilnego do załatwienia. Chłopak nie wiedział jeszcze, że dzisiejsze wydarzenia będą dalekie od normalnych.
- Stało się coś? – Zapytał, gdy tylko pojawił się w salonie Bractwa.
Carmen i Pablo siedzieli naprzeciwko siebie bardzo mocno czymś zaaferowani. Pochylali się nad paczką, którą dostała dziewczyna.
- Tego jeszcze nie wiemy. – Odpowiedział chłopak. – Być może ty będziesz wiedział, o co w tym chodzi.
Harry podszedł do nich i również się pochylił. W pudełku były magicznie zmniejszone mugolskie ubrania, sztuk cztery. Każda para opakowana w foliowy woreczek i podpisana imieniem i nazwiskiem.
- W środku było jeszcze to. – Dziewczyna podała mu zieloną kopertę z jego nazwiskiem.

To twój ostateczny egzamin.
Obiekt: Dudley Dursley, lat szesnaście. Syn Petuni, z domu Evans i Vernona Dursley
Cel: Wspomnienia z dnia ataku dementorów.
Wskazówki: Konieczność użycia eliksiru wieloosokowego.
Powodzenia!


Coś Harry’ emu w tej notatce nie pasowało. Coś… Sam nie wiedział co. Chociaż, gdy się skupił mógł wyczuć magię przepływającą przez kawałek pergaminu. Zupełnie jak w przypadku Mapy Huncwotów, jak ze zdziwieniem zauważył. Nigdy wcześniej tego nie odczuł, ale teraz, gdy się nad tym zastanowił doszedł do wniosku, że zwykły list, czy kartka papieru nie emanuje tak silnej magii. Decyzję podjął w ułamku sekundy. Różdżka delikatnie stuka w pergamin, a usta jakby bez jego woli wypowiadają zaklęcie.
- Aperacjum.
Poprzedni napis znika. Na jego miejsce pojawia się inny. Jakby pisany w wielkim pośpiechu.

Mugole po spotkaniu z dementorem widzą to, czego się najbardziej boją. Nawet, jeśli zdarzenie to nigdy nie miało miejsca. Dlatego, Harry Potterze, musisz się dowiedzieć, co takiego widział twój kuzyn. Takie wizje, czasami bywają prorocze.
Reszta wskazówek jest na dnie paczki. Eliksir musicie zrobić sami. Nie potrzeba jednak zbyt dużego pośpiechu. Myślę, że trzy miesiące powinny wam wystarczyć na zgromadzenie potrzebnych składników i zrobienie mikstury. Do sprawy podejdźcie bardzo poważnie.
M.


- Kto to jest M? – To było pierwsze pytanie, jakie wpadło Harry’emu do głowy.
- Zazwyczaj tak podpisuje się najstarszy członek Bractwa. A co? – Niecierpliwie zadała pytanie Carmen.
Przez krótką chwilę Harry’emu wydawało się, że dziewczyna lekko zbladła. Stwierdził jednak, że to tylko gra światła lub przywidzenie.
- Za jakiś czas czeka nas wyprawa do Smeltinga. Szkoły mojego kuzyna – dodał widząc niezrozumienie na twarzy pozostałych.
Cofnął zaklęcie i podał liścik Carmen. Ta przez chwilę się zastanawiała poczym zapytała, czy Harry ma pomysł, w kogo będą mogli się zmienić. Chłopak odrzekł, że o tym pomyślą później, tymczasem on weźmie sobie coś przeciwbólowego z apteczki Angelici.
Kiedy godzinę później Harry zmierzał w stronę szatni tysiące myśli kotłowało mu się w głowie. Nie wiedział czy informacje, które podała mu Carmen są prawdziwe. Nie wiedział też jak Ron się z tą wiedzą zachowa. Wiedział natomiast, że będzie musiał odpowiedzieć na mnóstwo pytań. Domyślał się jaką one przybiorą postać i z całą pewnością nie chciał na nie odpowiadać.
Spojrzał na niebo, jakby tam szukał odpowiedzi na wszystkie pytania świata. Niebo jednak milczało. Ciemne chmury przesłaniały słońce, leciutki wiaterek przyjemnie wiał w twarz. Zanosiło się na deszcz, jednak Harry miał nadzieję, że przez kilka najbliższych godzin nie będzie padało.
Już tydzień temu ustalili, że muszą zdobyć minimum czterysta punktów, choć większa ilość byłaby mile widziana. Gdyby zdobyli mniej niż sześćdziesiąt punktów byliby na ostatnim miejscu, a na to sobie pozwolić nie mogli. W ostatnim, inauguracyjnym meczu Ravenclav vs Hufflepuff, Krukoni zmietli Puchonów 220 do 60. Jeśli Black mówiła prawdę to zwycięstwo mają w kieszeni.
- Ron, możemy porozmawiać? – zapytał, gdy tylko wszedł do szatni. – Na osobności – dodał z naciskiem.
- Jasne.
Wyszli na boisko. Mecz miał się rozpocząć dopiero za godzinę i nikogo jeszcze nie było na trybunach. Z wyjątkiem kilku zapaleńców, którzy chcieli widzieć wszystko jak najlepiej i już teraz zajęli miejsca.
- Wczoraj – zaczął nieporadnie Harry – rozmawiałem z kimś. Ze Ślizgonką. Dowiedziałem się ciekawych rzeczy.
Ron wyglądał na naprawdę oszołomionego. Harry rzadko rozmawiał ze Ślizgonami, ze szczególnym uwzględnieniem płci pięknej pochodzenia ślizgońskiego. Musiało się więc stać coś naprawdę intrygującego, skoro się na to odważył.
- Masz rację – powiedział Potter. – To było bardziej niż intrygujące. Powiedziała, że powinniśmy uważać na Malfoy’ a, bo nie będzie grał czysto, - rudowłosy prychnął z pogardą – że ścigający są wredni i brutalni, - rudzielec otworzył szeroko usta – że obrońca boi się własnego cienia, - Weasley się zakrztusił – że pałkarze są głupcami, którzy pilnują malfoyowskiego tyłka – dopiero teraz zauważył, iż jego przyjaciel jest cały czerwony na twarzy.
- Kto… kto chciałby sabotować własny dom? – wyjąkał.
- Nieważne. Zrób z tą wiedzą co chcesz.
Nie czekając na reakcję kolegi poszedł się przebrać. Ze zdziwieniem zauważył, że skład rezerwowy również ma na sobie stroje. Najwyraźniej kapitanowie o wszystko zadbali. Nic dziwnego, skoro ojciec Elsy Schadow, jednej z rezerwowych ścigających, był na tyle bogaty iż mógłby z powodzeniem kupić połowę Wysp Brytyjskich i jeszcze by mu zostało na drobne wydatki w postaci wynajęcia Madagaskaru, by zorganizować tam urodziny córki. Elsa była jednak miłą dziewczyną i nie obchodziła się ze swoim bogactwem.
Po blisko piętnastu minutach do szatni wrócił Ron. Wyglądał jak ktoś, kto nie ma nic do stracenia. Przebrał się w strój i przez pewien czas wpatrywał się w jeden punkt. W końcu zebrał się w sobie i przekazał drużynie wiadomości Harry’ ego. Zaznaczył przy tym, iż nie wie czy jest to prawdą.
Wszyscy zareagowali dokładnie tak jak się Harry spodziewał. Ginny spoglądała na niego szeroko otwartymi oczyma, jakby chciała się przekonać, że to co usłyszała nie jest iluzją. Pozostali zachowali trzeźwy realizm, stwierdzając, że najprawdopodobniej jest to kłamstwo, mające na celu zmylenie wroga i zmniejszenie jego czujności. Potter musiał się z tym zgodzić. Ślizgoni przecież zawsze tak działali.
Na dwadzieścia minut przed wejściem na murawę boiska Ron wygłosił przemowę. Coś pomiędzy Oliverem Woodem, a Angeliną Johnson. Mówił o tym, że jest dumny z tak wspaniałej drużyny, że profesor McGonnagal też będzie, że na pewno wygrają, że wszystko będzie okey, o ile informacje się potwierdzą. Trwało to dokładnie pięć minut i Harry zastanawiał się, czy przemowy nie ułożyła czasem Hermiona. Z tego co pamiętał Ron nigdy nie umiał przemawiać.
Gdy do początku meczu pozostało dziesięć minut, poprosił drużynę rezerwowych o nałożenie na siebie zwykłych peleryn i udanie się na trybuny.
- Nikt nie powinien o was wiedzieć. Nie po to trzymaliśmy pozostałych z dala podczas treningów, żeby teraz zniszczyć Ślizgonom niespodziankę. I nie zapomnijcie usiąść w pierwszym rzędzie. Hermiona obiecała zając wam miejsce – dodał na odchodnym.
Zarówno na trybunach, jak i w szatni emocje sięgały zenitu. Dzisiejszy mecz był najbardziej emocjonującym widowiskiem w ciągu całego roku. Wszyscy o tym wiedzieli i dlatego nikt nie chciał go opuścić. Krukoni i Puchoni kibicowali obu drużynom, dało się jednak zauważyć, że większa część uczniów ma w rękach chorągiewki w kolorach Domu Lwa. Nieliczni, którzy trzymali się po stronie Ślizgonów mieli w zanadrzu także barwy Gryffindoru. Jeżeli wygrają Lwy, zawsze można powiedzieć, że było się po ich stronie.
- A oto i drużyna Slytherinu – rozległ się magicznie nagłośniony głos Ebenezera Cormaca, czwartorocznego Krukona. – Kapitan drużyny i jednocześnie szukający Draco Malfoy, obrońca Justyn Bear, pałkarze Gregory Goyle i Vincent Crabe, ścigający Mark O’ Neal, Morag Daevey i Daniel Young. Ślizgoni nie mają w drużynie żadnej dziewczyny. Czyżby dyskryminacja?
Gryfoni ryknęli śmiechem. Ron jeszcze raz wytłumaczył wszystkie zagrania. Nikt niczego nie zrozumiał, ale to szczegół, bo wszyscy znają plan gry na pamięć. Żadnych popisowych akcji, tylko spokojne zagrania. Żadnej brutalności, tylko mocne odbicia tłuczków. Żadnych… Właściwie Harry sam wie jak powinien grać. Co tu dużo mówić. Drużyno do boju.
- Na boisko wychodzi właśnie drużyna Gryffindoru. Kapitanem i obrońcą jest Ron Weasley. Szukający to, jakżeby inaczej, Harry Potter. Pałkarze: Andrew Kirke i Jack Slooper. Szukające to: Elizabeth Silverstone, Lisa Northon i najmłodsza z Weasley’ ów Ginny.
Pani Hooch jak zwykle mówiła o uczciwej grze, choć wszyscy wiedzieli, że takową ona nie będzie. Kapitanowie podali sobie ręce. Malfoy miał przy tym minę, jakby dotykał czegoś zgniłego. Zanim wsiedli na miotły Harry usłyszał coś o zdrajcach krwi i psach starego piernika.
- I ruszyli! O’ Neal podaje do Younga, Young do Daevey’ a. Jednak Waesley przechwyciła…
Harry przestał słuchać. Skupił się na poszukiwaniu znicza i unikaniu tłuczków. Jakąś cząstką siebie zarejestrował, że Malfoy uśmiecha się ironicznie i nie zamierza spuścić Pottera z oczu. Po dwudziestu minutach było już pięćdziesiąt do dwudziestu dla Gryffindoru, a pałkarze mieli pełne ręce roboty.
Zgodnie z zaleceniami Rona, Harry nie łapał znicza dopóki przewaga punktowa nie wyniesie co najmniej stu punktów. Biorą pod uwagę fakt, iż ślizgońscy ścigający rozpychali się po całym boisku, a napastnicy nie zamierzali, ani na chwilę się poddać, było to zadaniem dość trudnym.
Po półgodzinie i czterdziestopunktowej przewadze nad Slytherinem, Malfoy dał jakieś sygnały Crabe‘ owi i Goyle’ owi. Ci wykorzystując sprzyjającą okazję zaczęli podawać do siebie jednego z tłuczków, zupełnie jakby grali w tenisa. Jak ze zgrozą zauważył Potter zbliżali się w stronę Rona, zajętego aktualnie bronieniem obręczy przed wzmożonym atakiem Ślizgonów. Logiczne więc było, że nie zauważył lecącej w jego stronę twardej piłki.
- Zdaje się, że Gryfoni zakończyli właśnie grę – rozległ się głos Ebenezera. – Nie sposób grać bez obrońcy.
Ron poczuł, że coś uderza go w głowę. Ostatkiem świadomości zarezerwował, że był to tłuczek. Potem była już tylko ciemność.
Hermiona zerwała się na równe nogi. Z przerażeniem obserwowała jak jej nieoficjalny jeszcze chłopak spada w dół. Odetchnęła z ulgą dopiero gdy Andrew i Jack bezpiecznie sprowadzili go na ziemię.
Wokół Waesley’ a zgromadziła się cała drużyna, przyjaciele i kilku nauczycieli.
- Nie jest w stanie grać – orzekła Popy Pomfrey. – Do wieczora będzie cały i zdrowy, ale teraz… - pokiwała smutno głową.
- W takim razie chyba trzeba odwołać mecz. Gryfoni nie mają szans w aż tak osłabionym składzie – Rolanda Hooch nie kryła zawodu. – A zapowiadało się tak fajnie.
Ginny spojrzała na Harry’ ego i lekko pokiwała głową. Potter wzbił się w powietrze i poleciał w stronę trybun. W tym samym czasie panna Waesley prowadziła ożywioną rozmowę z nauczycielką latania. Ta uśmiechnęła się jak, ktoś kto dopiero dowiedział się, że wygrał fortunę na loterii. Tak, ona zawsze wiedziała, że Gryfoni mają łeb na karku, jak to mówią mugole.
- Cass, to twój dzień – odezwał się Harry.
Gdy dziewczyna przygotowywała się do wielkiego wejścia, Greg zabrał Złotego Chłopca na stronę.
- Chyba czas skończyć tą szopkę. Niech dziewczyny rozpychają się po całym boisku i nie pozwalają nikomu przejąć kafla. Tak jak to ćwiczyliśmy na treningach. Chłopakom powiedz, żeby tłuczkami walili tylko w ścigających. Z Malfoy’ em sobie poradzisz i postaraj się go wkurzyć.
Na tym rozmowa, lub raczej pouczenie się urywało. Do rozmawiających chłopców podleciała zdenerwowana nieco dziewczyna. Dało się jednak zauważyć, że jest gotowa na wszystko. Przelatując obok blond arystokraty uniosła wysoko głowę nie zaszczycając go nawet najmniejszym spojrzeniem. Harry spojrzał jednak w stronę rywala. Wyglądał on jakby połknął eliksir na przeczyszczenie, ale jego oczy ciskały błyskawice we wszystko co się ruszało. Potter posłał mu pełen wyższości uśmiech. Z Lwami Godryka się nie zadziera.
- Wygląda na to, że Gryfoni będą kontynuować grę. Miejsce Waesley’ a zajmuje Cassandra Strong…
Reszta meczu minęła we względnym spokoju. Ślizgoni nie podejmowali już akcji uśmiercania przeciwników, czego nie można powiedzieć o Lwach. W ciągu najbliższej godziny Harry co najmniej pięć razy udawał, że dostrzegł znicza. Przewaga wynosiła sto punktów dla Gryffindoru. Dziewczyny naprawdę dobrze się spisywały. Podawały sobie kafla tak szybko, że komentator przestał zadawać sobie trud z wymienianiem nazwisk zawodniczek. Mówił jedynie, że „kafel ciągle w posiadaniu Gryffindoru”.
Harry zauważył złoty błysk tuż obok prawej pętli Slytherinu. Jak strzała wystrzelił w tamtym kierunku. Malfoy zignorował go całkowicie. Po chwili spostrzegł, że był to błąd. Wtedy niestety było już za późno.
W chwili gdy czarnowłosy unosił rękę z wyrywającym się zniczem, Lisa Northon strzeliła ostatniego w meczu gola.
Po ponad dwóch godzinach mecz został zakończony wygraną Gryffindoru. Po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat przewaga punktowa wynosiła aż dwieście sześćdziesiąt punktów.
- Mecz zakończył się wynikiem 460 : 200 dla Gryfonów – nikt nie zwrócił uwagi na Ebenezera.
Radości Gryfonów nie było końca. Nawet profesor McGonnagall pofatygowała się do Skrzydła Szpitalnego, żeby pogratulować Ronowi drużyny. Profesor Dumbledore podszedł do Harry’ ego gratulując mu spektakularnego zwycięstwa i zezwalając na wieczorną wizytę w kuchni, deklarując, że na pewno pojawi się tam kremowe piwo i mnóstwo słodyczy.
Snape był wściekły. Pozwolił Draconowi grać, tylko dlatego, że jego ojciec był jego przyjacielem. Owszem młody Malfoy gra całkiem dobrze, ale Potterowi nigdy nie dorówna. Poza tym wydawało mu się, że Złoty Chłopiec wcale się nie cieszył. Spojrzał na tabelę wyników wiszącą nad wejściem do Wielkiej Sali.
1. Gryffindor – 460 pkt.
2. Ravenclaw – 260pkt.
3. Slytherin – 200pkt.
4. Hufflepuff – 60pkt.
Dobrze chociaż, że w punktacji między domowej Slytherin górował. Nie było to jednak nic szczególnego. Marne czterdzieści punktów przewagi nad Gryffindorem.
Draco Malfoy pluł sobie w twarz, że nie dowiedział się jaki skład wybrał rudzielec. Fakt, jego własna drużyna była pożałowania godna. Crabe i Goyle, owszem byli silni, ale nic poza tym. Żadnej inwencji. Bear wpuszczał prawie wszystkie gole, czego nie można powiedzieć o Strong, bo dziewczyna broniła całkiem nieźle. Do ścigających nie miał, aż takich zarzutów. Musiał im przyznać grali całkiem nieźle A on? Dał się nabrać jak jakiś dzieciak.
Harry Potter siedział przed kominkiem w Pokoju Wspólnym. Dookoła słychać było śmiech i krzyki. Gryffindor znowu wygrał. Dyrektor pozwolił nawet na przyniesienie piwa kremowego. Profesor McGonnagall nie czepiała się zbytnio, że mimo późnej godziny nikt nie zamierzał spać. Do dormitorium wygoniła co prawda pierwszaków, ale gdy tylko wyszła wrócili świętować z pozostałymi.
Nauczycielka również świętowała, ale nieco inaczej. W koszuli nocnej w małe kwiatuszki i koronką pod szyją zasiadła w fotelu. Na kolanach trzymała album ze starymi zdjęciami Gryfonów. Na niewielkim stoliku obok postawiła szklaneczkę wina. Zazwyczaj nie piła, ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy.
Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciół. Ona też zdawała sobie sprawę, że dzisiejszy mecz był bardzo widowiskowy. Kiedyś czytała w szkolnych rocznikach, że James Potter, ówczesny kapitan i szukający, przyczynił się do zwycięstwa Gryfonów w finałowym meczu przeciwko Ravenclawowi w widowiskowy sposób łapiąc znicza. Tym samym sprawił iż jego drużyna wygrała cały sezon przewagą ponad pięciuset punktów nad Slytherinem. Kiedy o tym wspomniała Harry powiedział, że jest zmęczony i poszedł do swojego dormitorium.
Ron Weasley świętował wygraną razem z innymi, choć żałował, że nie mógł grać do końca. Cieszył się jednak, że zgodził się na drużynę zapasową.
Albus Dumbledore siedział w swoim biurze i głaskał feniksa po czerwonych piórkach. Kiwał przy tym smutno głową, jakby sam siebie usprawiedliwiał. Może jednak nie powinien trzymać Harry’ ego tak krótko? Może powinien pozwolić mu się wyszumieć? Fawkes jakby rozumiejąc myśli swojego pana zaczął śpiewać piękną, uspokajającą melodię.
Wiele kilometrów dalej Czarny Pan zaklął siarczyście. Wiadomości z Londynu nie napawały optymizmem. Zmiana ministra nie wróżyła niczego dobrego. Choć właściwie można spróbować przeforsować własnego kandydata. Tylko, który z jego sług nadawałby się idealnie? Żaden. Jedni siedzą w Azkabanie, inni z niego niedawno uciekli, jeszcze inni są posądzani o przynależność do Śmierciożerców. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wybierze na tak odpowiedzialne stanowisko, kogoś o wątpliwej przeszłości. Odłożył na biurko list od sługi z ministerstwa. Jutro będzie musiał się tym zająć.

Promienie listopadowego słońca wpadały do pomieszczenia przez niewielkie okienka. Lochy miały to do siebie, że rzadko było w nich ciepło, a jeszcze rzadziej jasno i przytulnie. We wszystkich dormitoriach Slytherinu panowała cisza i spokój. Każdy Ślizgon spał spokojnie, jednak coś było nie w porządku. W Pokoju Wspólnym siedziała samotna postać. Niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w wygasły już kominek. W ręku ściskała czarną kopertę. Po lewym policzku spłynęła pojedyncza łza.
Carmen obudziła się czując na twarzy lekkie promienie słoneczne. Mimo iż był już koniec listopada nie zanosiło się na deszcze. Od czasu do czasu na niebie pojawiały się ciemne chmury, jednak nigdy nie spadała z nich nawet jedna kropla wody. Dziwczyna przeciągnęła się jak kotka. Spojrzała na wiszący na ścianie zegarek. Szósta. Nie budząc pozostałych współlokatorek ruszyła w stronę łazienki. Po kilkunastu minutach wyszła z niej ubrana w czarne dżinsy i biały podkoszulek. Włosy związała z tyłu głowy w coś, co miało przypominać koczek baletnicy, jednak nie bardzo nadawało się do tej kategorii. Rzuciła okiem na pozostałe łóżka. Skrzywiła się lekko patrząc na Pansy Parkinson. Ta dziewczyna doprowadzała ją do szału. Nie, nie była zazdrosna o Malfoy’ a. To raczej charakter Pansy jej nie odpowiadał.
Zebrała książki i pergaminy. Musiała napisać wypracowanie dla Binsa. Temat: Polowanie na czarownice w XVIII wieku. Dość ciekawe, gdy się nad tym zastanowić. I dla Firenza. O tak, lubiła go, choć do wróżbiarstwa miała taki talent jak słoń do baletu. Zdawało się, że centaur tego nie zauważa. Przypomniała sobie co mówił na ostatniej lekcji. „Gwiazdy kryją wiele tajemnic. Nie można odczytać z nich przyszłości, a jedynie teraźniejszość.” Hanna Abott zapytała wtedy po co w takim razie patrzyć w gwiazdy. Nauczyciel uśmiechnął się, ale nic nie odpowiedział. Ona jednak wiedziała o co mu chodziło.
Gdy tylko pojawiła się w Pokoju Wspólnym spostrzegła, że nie jest sama. Podeszła do stolika znajdującego się najbliżej kominka. Położyła na nim książki. Zawahała się przez chwilę. W końcu jednak podeszła do chłopaka siedzącego tyłem do niej. Wydawało się, iż nie zauważył jej obecności. Gdy była tuż za nim rozpoznała potężne ramiona Zabiniego. Z tego co wiedziała, jego rodzina nie opowiadała się po żadnej ze stron.
- Co się stało? – zapytała siadając obok niego.
Chłopak drgnął. Spojrzał na nią, poczym szybko otarł łzy. Wzruszył ramionami i powrócił do kontemplowania zdobień na kominku.
Dziewczyna dostrzegła kopertę w jego prawej dłoni. Przełknęła głośno ślinę.
- Kto?
- Rodzice – odpowiedział drżącym głosem. – A poza tym co cię to interesuje?
Zastanowiła się chwilę. Czemu z nim rozmawiała? Nie wiedziała, ale czuła, że musi coś zrobić. Lekcje mogą poczekać. Teraz najważniejsze jest jego zdrowie. W swoim szesnastoletnim życiu widziała już ofiary samobójstwa, popełnionego przy użyciu różnej broni. Od zwykłej Avady, poprzez eliksiry uśmiercające, na nożach i broni palnej kończąc. Tak to już było, gdy ojciec pracował jako auror, a matka jako patolog sądowy. Nie, zdecydowanie nie chciałaby oglądać Zabiniego rozpłaszczonego na szkolnych błoniach, czy nabitego na szczyt jednej z wież.
- Czasami człowiek czuje się lepiej, kiedy wyrzuci z siebie wszystkie żale – odezwała się spokojnym i delikatnym tonem, jakim zazwyczaj zwracał się jej ojciec do rodzin ofiar.
Blaise spojrzał na nią przeciągle. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić bezbarwnym tonem.
- To Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. To on ich zabił, jestem tego pewien – powiedział z pogardą w głosie. - Tutaj tego nie napisali, ale ja to wiem – zamilkł na chwilę jakby dobierając słowa. Dziewczyna nie przerywała, ani nie poganiała. – Ponoć znaleźli ich leżących na łóżku i ubranych w najlepsze szaty – zaśmiał się jak człowiek, który wszystko stracił. – Cóż za ironia. Ich twarze były tak zmasakrowane, że musieli użyć kilku zaklęć i eliksirów identyfikujących.
W tym momencie tama pękła i, mimo iż usilnie starał się nie płakać z jego oczu pociekły łzy. Schował twarz w dłoniach. Carmen nieśmiało wyciągnęła rękę w jego stronę i położyła mu ją na ramieniu. Chłopak przyjął to spojrzeniem pełnym wdzięczności i czegoś więcej, ale dziewczyna nie wiedziała czego. Zachęcona przysunęła się bliżej i objęła go jak matka próbująca uspokoić swoje dziecko, które zdarło sobie kolano. Blaise nie odsunął się od niej.
Ciągle tkwiąc w jej ramionach kontynuował przerwaną opowieść o niesprawiedliwości świata. Po około godzinie i litrach wylanych łez zerwał się na równe nogi i z morderczym błysku w oku powiedział:
- Zabiję go. Przyrzekam, że go zabiję, choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu – obiecał solennie.
- Nie – odezwała się milcząca do tej pory dziewczyna. – Nie zrobisz tego. Nawet jeśli zabijesz Gada to co potem? Wybijesz wszystkich Śmierciojadów? Przecież nie wiesz nawet kto to zrobił!
- Jak to kto? To ten samozwańczy lordzina – w jego głosie słychać było kryształki lodu.
- Myślisz, że on sam wszystkich zabija? Że po klęsce z Potterami, będzie się zniżał do poziomu zwykłego zabijaki? – Zamilkła na chwilę zastanawiając się, czy może powiedzieć coś więcej. – Poza tym, nie możesz go zabić. Jest tylko jedna osoba, która może tego dokonać i wcale jej się rola zbawiciela świata nie uśmiecha.
- Mówisz o Potterze? Myślisz, że on naprawdę może to zrobić? – Zapytał z kpiną w głosie.
- Ja nie myślę. Ja to wiem...

Kilka godzin wcześniej w gabinecie dyrektora panował nastrój przygnębienia. Mistrz Eliksirów wrócił właśnie ze spotkania Śmierciożerców. Zgodnie z obietnicą złożoną Dumbledore’ owi miał zjawiać się u niego bezpośrednio po powrocie ze zgrupowania. Nawet jeśli był to środek nocy.
- Dziękuję, Severusie. Jak na razie nic nie możemy zrobić. Dowiedz się czegoś o tym chłopaku. Być może zyskamy kolejnego sprzymierzeńca. Mówiłeś, że jego rodzina była neutralna?
- Tak, dyrektorze. Ares był wyjątkowo uparty, Agnes zresztą też. Kiedy Lord ich przesłuchiwał, byłem dla nich naprawdę pełen podziwu, co się zdarza bardzo rzadko. Większość zaczyna skomleć i błagać o litość już po kilku Cruciatusach. A oni wytrzymali nawet Wywar Żywej Śmierci. Kiedy Lord kazał podać im antidotum, Ares wstał na chwiejnych nogach i powiedział, że tylko tchórz zgodziłby się służyć innemu tchórzowi. Tego Czarny Pan nie wytrzymał i potraktował Aresa podwójnym Crucio. Gdy cofnął zaklęcie Zabini nie żył. Agnes umarła wkrótce po swoim mężu. Zginęła od Avady, jakiegoś żółtodzioba, który nie mógł patrzeć na krzyczącą wniebogłosy kobietę. Swoją drogą mnie też robiło się niedobrze, gdy Travers wylewał na jej twarz po kropli kwasu solnego. Kiedy oboje już nie żyli sprawili, że nawet Bóg by ich nie rozpoznał. Potem ubrali ich w najlepsze szaty i odtransportowali do ich własnego domu. Co się działo potem, nie wiem.
Severu Snape, który wiele w swoim życiu widział miał wstręt wypisany na twarzy. Na Merlina nawet Grindewald nie był aż tak okrutny. Ba, nawet mugole przy tym sadyście wymiękali, a wiedział, że oni potrafili różne rzeczy wymyślić.

Harry Potter przetarł oczy i z zawziętością wypisaną na twarzy zwlókł się z łóżka. Idąc do łazienki rzucił okiem w stronę zegara z kukułką wiszącego na ścianie. Punkt ósma, czyli miał jeszcze dwie godziny do początku swojej nauczycielskiej kariery. Co prawda w zeszłym roku prowadził zajęcia z Gwardią Dumbledore’ a, ale na nich nigdy nie pojawił się żaden Ślizgon.
Z westchnieniem wszedł pod prysznic i odkręcił zimną wodę. Od strony dormitorium usłyszał poranną krzątaninę. Co chwilę słychać było przekleństwa rzucane tubalnym głosem Rona.
- Harry, do jasnej chimery, ile można siedzieć w łazience?!
- Nie gorączkuj się tak! Już wychodzę!
Po dwudziestu minutach Harry i Ron poszli na śniadanie. Od Levander dowiedzieli się, że Hermiona już tam jest. Gdy tylko dotarli na miejsce przeznaczenia cała wielka sala zamilkła. Wszyscy rozpoczęli intensywne studia nad fizjonomią Złotego Chłopca i okazjonalnie jego najlepszego przyjaciela. Podchodząc do stołu Gryffindoru Harry czuł się jak tresowany lew na arenie w cyrku.
- Co się stało? – zapytał przyjaciółki, gdy tylko usiadł.
- Nie, nic. A miało się coś stać? To przecież ty nie powiedziałeś nam, że razem z tą Black będziesz zastępować nauczycielkę od Obrony. Dyrektor kazał wam do siebie podejść, gdy tylko skończycie jeść – dodała na zakończenie, poczym znowu zaczytała się w „Tysiącu i jeden magicznych ziół i roślin”.
Potter zdążył zaledwie zjeść dwa tosty z dżemem wiśniowym i popić to gorącym kakao. Gdy lekko zdenerwowana panna Black bezceremonialnie dosiadła się do jedzących śniadanie Gryfonów. Było to zjawisko na tyle dziwne, że nawet nauczyciele przerwali spożywanie posiłku. Dziewczyna nic sobie nie robiąc z nagłej ciszy zaczęła coś tłumaczyć ostatniemu potomkowi Potterów. Ten przez chwilę milczał, poczym przecząco pokiwał głową. Z całej rozmowy Panna Wiem To Wszystko zdołała usłyszeć końcową cząstkę.
- Nie. Veritas jest zaklęciem zakazanym, a ja nie zamierzam wyciągać cię z Azkabanu. Użyjemy Veritaserum, jest łatwiejsze i zgodne z prawem. Później trzeba będzie zaaplikować mu Eliksir Zapomnienia. I jeszcze jedno, skąd zdobędziemy ząb mamuta?
- A na co ci on? Do Wieloosokowego tego nie potrzeba.
- Ale potrzeba do Wieloosobowego, zmodyfikowanej wersji. Pewnie Snape ma to w swoim gabinecie, ale ja nie zamierzam się tam zakradać. Założę się, że wy też nie chcielibyście zarobić szlabanu.
- Coś się wymyśli. Może coś nam przyślą. Przy okazji poprosimy o zmieniacze. Choć może nie będą potrzebne.
Na tym konwersacja się kończyła, a Carmen jakby nigdy nic wróciła do swojego stołu.
Hermiona swoim zwyczajem zmarszczyła brwi, przez co przypominała trochę rozkapryszone dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki. Dużo rzeczy nie pasowało jej w usłyszanej wymianie zdań. Przede wszystkim Harry znający się na eliksirach, to nie mieściło jej się w głowie. Zresztą po co był mu potrzebny ząb mamuta? Na to pytanie nie potrafiła sobie odpowiedzieć.
W tym momencie Dumbledore uśmiechnął się smutno. Cieszył się, że dwa nienawidzące się domy zaczęły się ze sobą dogadywać, ale martwiła go inna rzecz. Odkąd dowiedział się, że trójka nowych uczniów jest z Bractwa miał niemiłe uczucie, że stracił Harry’ ego bezpowrotnie. Może rzeczywiście nie powinien był go tak pilnować?
Severu Snape, etatowy Postrach Hogwardzkich Korytarzy zmarszczył brwi. Już w czasie wrześniowych lekcji z Potterem zauważył, że chłopak dziwnym zbiegiem okoliczności zaczął nagle uczyć się oklumencji. Jego podejrzenia potwierdziły się już w październiku, ale nie to dziwiło go najbardziej. Do tej pory w tej szkole była tylko jedna osoba potrafiąca zablokować jego legilimencję. Teraz jednak sprawa się zmieniła. Do tego szacownego grona dołączył zielonooki Gryfon i trójka innych uczniów. Sam musiał przyznać przed sobą, że niepomiernie go to interesuje.

Szósty rok Gryffindoru i Slytherinu czekał pod drzwiami sali Obrony Przed Czarną Magią. Malfoy stojąc na uboczu razem z innymi Ślizgonami mówił coś o niekompetencji starego piernika, na co większa część jego kolegów zachichotała złośliwie. Resztę rozmowy musieli odłożyć na później, bo w końcu korytarza pojawiła się dwójka mająca zastępować nauczycielkę. Byli jakoś dziwnie podenerwowani, ale poza tym zachowywali się całkiem normalnie. Pominąwszy niewielki uśmiech na twarzy Harry’ ego.
- Szczerze powiedziawszy, nie uśmiecha mi się profesura – odezwała się Carmen, gdy tylko wszyscy zajęli swoje miejsca. – Skoro jednak muszę się tym zając, niech więc będzie to również dla mnie interesujące.
Popatrzyła pytająco na swojego towarzysza, który uśmiechnął się zachęcająco, poczym wyszedł z sali. Dziewczyna tym czasem kontynuowała.
- Chcieliśmy zrobić coś w rodzaju poligonu ćwiczebnego. Niestety dyrektor nie wyraził zgody na zabranie was w specjalnie przygotowane do tego miejsce. Dlatego postanowiliśmy, że poligon dotrze do was – pokazała idealnie białe ząbki w drapieżnym uśmiechu. – Zapraszam!
Poprowadziła ich w stronę najniższego poziomu lochów. Zazwyczaj w tym miejscu żadne lekcje się nie odbywały. Nawet Ślizgoni tu nie schodzili. Krążyło mnóstwo plotek na temat przeznaczenia tej części zamku. Najciekawszą była wersja jakoby zagnieździły się tutaj wampiry i inne groźne stworzenia. Szczerze powiedziawszy było to wyssane z palca, choć należy przyznać, że nietoperzy było tu w bród. Tak samo jak różnych gatunków roślin cierpiących na światłowstręt. Kilka dziewcząt pisnęło, gdy niespodziewanie wpadły na pajęczyny, lub zaplątały się w jakichś pnączach.
Gdy dotarli na miejsce czekał ich niemały szok. Pod dębowymi drzwiami okutymi w metal czekał Harry w towarzystwie sześciu rosłych mężczyzn ubranych w ministerialne uniformy. To nie wzbudzało jeszcze takiego zdziwienia jak pięciu osobników w czarnych szatach i z białymi maskami na twarzy, ukrytych w cieniu.
Widząc przerażone miny reszty uczniów Potter zabrał głos.
- Tutaj, za tymi drzwiami przeżyjecie największą przygodę swojego życia. Przez ostatnie dwa dni loch ten był przygotowywany specjalnie na nasz użytek. Nikt z uczniów ani nauczycieli tam nie był, więc nie mogę powiedzieć czego należy się tam spodziewać.
- Podzielicie się teraz na pary. Ślizgon z Gryfonem – zakomenderowała Carmen. – Większość z was chce zostać aurorami, choć niektórzy zapewne wybiorą opcję przeciwną – dodała spoglądając na Malfoya. – Dlatego musicie nauczyć się współpracy. Panowie z ministerstwa wyjaśnią wam resztę.
Na przód wysunął się przysadzisty mężczyzna około czterdziestki. Miał lekko pofalowane brązowe włosy, w których widać już było paski siwizny.
- Wejdziecie tymi drzwiami – wskazał za siebie – wyjdziecie natomiast tamtymi – pokazał malutkie drzwiczki pogrążone w mroku. – Zaaranżowaliśmy to tak, jakby ktoś został porwany a wy musielibyście go uwolnić. Pomieszczenie przypomina labirynt, dlatego każdy z was dostanie mapkę. Iksem zaznaczyliśmy miejsce do którego macie dotrzeć. Kiedy już tam będziecie macie za zadanie przynieść coś takiego – uniósł w górę kukiełkę wystruganą z drewna. – Każda z nich ma inny kolor, tak samo jak każda z drużyn będzie miała na prawych rękawach opaski w danym kolorze. Zaczynają Draco Malfoy i Hermiona Granger.
- Jest jednak kilka zasad, których musicie przestrzegać – podjął jego młodszy towarzysz. – Po pierwsze, żadnych niewybaczalnych. Po drugie, macie ze sobą współpracować.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]   16.04.2005 22:45
KaFeCkO  
QUOTE   17.04.2005 19:03
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 „CZUŁE” POWITANIE ...   17.04.2005 21:32
Weasley   a bedzie rozdział 3?!   18.04.2005 16:46
Magya   Mam mieszane uczucia i z krytyką wstrzymam się do ...   18.04.2005 19:12
Carmen Black   ROZDZIAŁ 3 WYJAŚNIENIA Harry zamr...   18.04.2005 22:05
Carmen Black   CZwarty jest dłuższy... ROZDZIAŁ 4 Ważne rozmowy...   21.04.2005 18:31
Mariah Hiwatarii   Bardzo fajne opowiadanie !!! Podziwiam...   03.05.2005 11:57
Moonchild   hmmm.. no to zacznijmy od początku 1 rozdział to...   03.05.2005 12:35
Carmen Black   Do Moonchild!! 1) Piszę w "wordzie...   03.05.2005 14:30
Moonchild   Dobra Snake zamiast Snape to jeszcze moge zrozumie...   03.05.2005 14:39
Carmen Black   A więc tak: to jest kolejny rozdział. Ma niecałe 1...   04.05.2005 00:27
Moonchild   Całkiem fajne :) Pojawiło się troche więcej opisów...   08.05.2005 11:29
Forhir   Swietne! Czekam z niecierpliwoscia na kolejne ...   08.05.2005 12:03
Ewelka   Przecyztałam dopiero trzy pierwsze odcinki ale...   08.05.2005 19:08
raven11   Super! :D czekam na następne jest świetne mam ...   19.05.2005 19:21
Martuś_gryffindor   fajnie fajnie,ale dla mnie to troszke za duzo opis...   28.05.2005 13:14
Carmen Black   Rozdział 6 już jest. Jeśli jego konwencja wam się ...   29.05.2005 18:03
Moonchild   No wreszcie dałaś kolejną część. I to całkiem ciek...   29.05.2005 19:52
Carmen Black   No cóż. Może trochę wyjaśnię. W liście owszem nie ...   02.06.2005 21:05
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 NOWI Zgiełk. Hałas. Śmiech. Krzyki. J...   02.06.2005 21:09
Moonchild   Początek średnio mi się podobał, ale dalej się roz...   02.06.2005 21:46
Carmen Black   No cóż. Błędy są. Rozdział nie jest zbyt ciekawy, ...   20.06.2005 16:06
Moonchild   Dawno tu nie zaglądałam. Nawet nie zauważyłam, że ...   10.07.2005 22:46
Carmen Black   Jeśli są błędy - przepraszam. Nie jest to jednak m...   14.07.2005 22:49
Avadakedaver   Grtuluję Ci! napisałaś już prawie całą książkę...   04.02.2006 21:14
Natalia   Podoba Mi Się Nie Znalazłam Żadnych Błędów Może D...   15.07.2005 13:32
Vanillivi d'Azurro   Czytałam już wcześniej ten ff na blogu. Szczerze m...   13.09.2005 21:48
Carmen Black   Ja, ja przepraszam. Wiem, że niektórym to się nie ...   14.09.2005 17:04
Carmen Black   Sory, to jest ciąg dalszy poprzedniego rozdziału. ...   14.09.2005 17:24
Tomak   Przeczytałem opowiadanko i stwierdzam ze jest napr...   14.09.2005 18:47
Carmen Black   Na żywca, na żywca. Jestem mistrzem improwizacj...   14.09.2005 19:36
Mroczny Wiatr   :blush: Cóż szkoda, że dopiero jutro. Szkoda, że ...   14.09.2005 23:14
Carmen Black   Rok temu, że się tak wyrażę nie miałam jeszcze ...   15.09.2005 15:04
Carmen Black   Obiecany rozdział jedenasty właśnie wylądował. Zap...   15.09.2005 15:11
Tomak   Bombastick fajny parcik opowiadanko wciaga. Piszes...   15.09.2005 15:30
Carmen Black   Kolejne części podzielone na party najpierw ląd...   15.09.2005 15:43
Carmen Black   Jak zwykle coś mi ucina końcówkę. No, nic. Wklejam...   15.09.2005 15:30
Tomak   Dobra kapie. o sowe było by trudno a kominka w dom...   15.09.2005 16:06
Moonchild   Podoba mi się, ale miejscami troche nudnawe sie ro...   15.09.2005 16:38
Mroczny Wiatr   :blush: Doczytałem reszte u Ciebie na blogu bo co...   16.09.2005 14:14
Tomak   A mozesz podac adres bloga bo tez bym sobie chciał...   16.09.2005 14:33
Mroczny Wiatr   Carmen podała wczoraj o 15,43 http//hpibractwosmo...   16.09.2005 16:20
Tomak   Dzieki. Jezeli juz wczesniej adres był podawany to...   16.09.2005 17:33
Carmen Black   Do stu tysięcy wściekłych Hipogryfów! Na Chime...   16.09.2005 18:02
Tomak   Impervius! Mam małe pytanko. Co to za zakleci...   16.09.2005 19:56
Czarny Łowca_   Zeklęcia Impervius użyła Hermiona w tomie IV i dru...   17.09.2005 14:43
Tomak   Aha juz pamietam dzieki teraz juz sobie przypomnia...   17.09.2005 15:00
Czarny Łowca_   Faktycznie pomyłka, ale pisałem to z pamięci, a ta...   17.09.2005 17:50
moniczka   Narazie przeczytalam tylko trzy rozdzialy, bo nie ...   17.09.2005 18:23
Carmen Black   Dawno tego nie aktualizowałam. Mam sporo zaległośc...   02.02.2006 17:49
Carmen Black   Kontynuacja dwunastki Kolejne kilka tygodni były ...   02.02.2006 17:51
Carmen Black   ROZDZIAŁ 13 Biała Śmierć Lord Voldemort by...   02.02.2006 17:54
Katon   Kurde, ludzie, macie rozmach.   02.02.2006 17:56
Carmen Black   ROZDZIAŁ 14 Serum prawdę Ci powie ...   02.02.2006 17:58
Carmen Black   ROZDZIAŁ 15 Poza czasem i przestrzenią Harry ...   02.02.2006 18:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 16 Wyprawa - Wyglądasz jak kretyn ...   02.02.2006 18:06
Carmen Black   Rozdział 17 Drużyna Marzeń Anastazja Romanowa s...   02.02.2006 18:08
Carmen Black   Rozdział 18 Kryształowy Sen Przez cały tydzień ...   02.02.2006 18:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 19 Ciężkie życie artysty Anastazja wst...   02.02.2006 18:11
Tomak   Czytałem na blogu rozdzialiki są super nie moge si...   02.02.2006 20:26
Ajihad   Czy tu będą następne rozdziały? :(   12.02.2006 15:30
Carmen Black   Rozdziały będą, a jakże! Rozdział 20 Zagini...   12.02.2006 17:16
Carmen Black   ROZDZIAŁ 21 Odkryte tajemnice Hogwardzkie śniad...   12.02.2006 17:24
Ajihad   Juhuuu! :P Wreszcie! Te części wymiatają...   12.02.2006 23:17
Carmen Black   ROZDZIAŁ 22 Prawda w oczy kole Ginny siedziała pr...   15.02.2006 19:22
Czarny Łowca_   Świetnie że jest już nastepna część. Szczególnie p...   16.02.2006 11:08
em   Nie mam czasu czytać całości, wybacz ^^", ale...   16.02.2006 11:14
Ajihad   Prócz tego, że jak powiedział emoticonka: " H...   16.02.2006 17:37
Carmen Black   Mam nadzieję, że będzie się miło czytało... ROZDZ...   20.02.2006 00:04
Carmen Black   ROZDZIAŁ 24 [u]Urodziny[/b] Powoli docierały do n...   22.02.2006 16:47
Avadakedaver   niessamowite. TY jesteś niessamowita, Carmen. Powi...   26.02.2006 23:13
Carmen Black   Z Rowling nie zamierzam niczego obgadywać. Każda z...   28.02.2006 21:13
Avadakedaver   noooo... niby tak, ale kobieto, takiego talentu ni...   02.03.2006 22:38
Moongirl   jak zaczełam czytać to opowiadanie to hm bylo wida...   07.03.2006 17:14
zgred   Pozdrowionka opowiadanie ciekawe. Im wiecej czytas...   11.03.2006 12:24
mateusz14   Niezłe opowiadanie nie moge się doczekać następneg...   11.03.2006 13:25
Carmen Black   ROZDZIAŁ 26 [u]Przekleństwo Nienawidził żyć w nie...   14.03.2006 00:18
Ajihad   Skończyć w takim momencie! Tóż to zbrodnia...   14.03.2006 09:47
Moongirl   jaka cudna niespodziewajka :) rozdzial swietny :) ...   15.03.2006 16:47
pelbinek   Kiedy wyjdzie następny rozdział ?? Bo już nie mogę...   23.03.2006 16:18
Michal   No to jest za......e:) Pomyśl czy tego nie wydać,...   23.03.2006 23:21
Carmen Black   ROZDZIAŁ 27 [u]Powtórka z rozrywki[/u] Dudley si...   24.03.2006 18:08
pelbinek   Następny super odcinek :D Tylko znowu przerwany w ...   24.03.2006 20:05
Dragona   Troche podobne do Szczesliwych dni (skalpel Avereg...   25.03.2006 20:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 28 [u]Cena wolności[/u] Hermiona była p...   07.04.2006 22:19
Ajihad   Wreszcie nowy part! Określę go jednym zdaniem ...   08.04.2006 11:39
Dragona   No i oto chodzi ten rozdzial wyszedl ci swietnie :...   09.04.2006 15:38
Michal   Kiedy bedzie dalszy ciąg... juz od 18dni nic niema...   25.04.2006 16:40
Carmen Black   Rozdział 29 Powroty bolą najbardziej Mary siedzi...   26.04.2006 17:18
Michal   Fajne:D:D Harry śmierciożercą:] Tylko nierozumiem...   26.04.2006 18:32
Carmen Black   Gwałt był iluzją. Mroczny Znak był jedynie chronio...   26.04.2006 18:55
Michal   Aaa dobra teraz czaje:] Dzięki:D:D Jak skonczysz ...   26.04.2006 20:17
Carmen Black   [b]Rozdział 30 Nie zrywaj… Harry pakował ku...   01.05.2006 19:25
nosferatu   nie tylko nie :cry: to...to mój ulubiony ff napisz...   03.05.2006 16:16
Ajihad   Nie! Tylko nie to! Ten napis"koniec...   03.05.2006 21:58
Moongirl   a bedzie jakis dalszy ciąg? w nowym ff?   12.05.2006 16:17
Hawtagai   Jestem pod wrażeniem tego ff :) mam nadzieje,że t...   12.05.2006 16:46
Carmen Black   Nie, nie koniec   12.05.2006 20:08
Kedos   To nie moze byc koniec bo gdzie cala bitwa ;P Nooo...   12.05.2006 23:23
2 Strony  1 2 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 21.06.2024 01:18