Cecylia - Nawróceni, kolejna część opowieści o magii
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Cecylia - Nawróceni, kolejna część opowieści o magii
Nati |
![]()
Post
#1
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 108 Dołączył: 09.08.2004 Skąd: Pszów (woj.śląskie) ![]() |
Kolejna odsłona opowieści o Cecylii. To druga część i na szczęście nie jest tak długa jak pierwsza.
Tutaj dowiadujemy się o Przeznaczeniu dwojga uciekinierów z Piekiełka (niezbyt podoba mi się ta nazwa, ale nie potrafiłam wymyślić innej) - szkoły czarnej magii, w której uczyli się bezlitośnie zabijać i przygotowywali do wojny. Teraz znaleźli się po drugiej stronie barykady. Jeśli ktoś jest zainteresowany pierwszą częścią: Cecylia - Najstarsza Córka Pierworodnego wstawiam linka: http://www.magiczne.pl/index.php?showtopic...st=50&p=230540& Od razu ostrzegam, że jest to dość mroczna opowieść i dłuuuuga. Niestety nie chcę skracać rozdziałów ani ich też dzielić, ponieważ jest straciłabym tylko czas, który mogłabym poświęcić na pisanie ostatnie, czwartej części, którą mam nadzieję też tutaj wkleić. No to... Zapraszam do czytania pierwszego rozdziału drugiej części Cecylii i proszę o szczere komentarze. Tylko nie przestraszcie się długość tak jak to robi większość forumowiczów! 1 Wolność Kiedy Cecylia stanęła przed domem, w którym nie mieszkała już od ponad roku, zaniemówiła. Nie mogła uwierzyć, że mieszkała kiedyś w tej ruderze! Dawniej nie był to wzór czystości i piękna, ale to, co teraz stało się z tym budynkiem mogło być tylko koszmarem. Dawny ogródek był zarośnięty trawą, chwastami i licznymi polnymi kwiatami teraz zasypanych brudnym śniegiem. Drewnianą ławkę obrósł mech, żelazna poręcz pokryła się warstwą rdzy. W oknach wisiały brudne, potargane firanki. To właśnie spod tego domu odjeżdżała do szkoły czarnej magii, z której uciekła razem z jeszcze trzema osobami kilkadziesiąt godzin temu, ale półtora roku temu ten dom tak nie wyglądał. Nie wiedziała dokładnie jak długo już uciekali od nienawistnej szkoły. Jej adopcyjna matka wyrzuciła ją z domu zaraz przed tym, kiedy dostała list. Karolina była białą czarownicą i obawiała się o swoje życie trzymając w tym samym budynku córkę czarnoksiężników. - Już chyba tu nie mieszkają - powiedziała i usiadła na krawężniku. Dziewczyna wiedziała, że strażnicy, których zostawili w tunelu na pewno już dawno ugasili ogień i może właśnie teraz są gdzieś w pobliżu. Może już się zbliżają? Może wiedzą, że Karolina jest jej adopcyjną matką? - Może lepiej sprawdzimy? - zapytał niepewnie Jacek i również usiadł na krawężniku. Jego też zaczęły dręczyć czarne myśli. Jeśli ich złapią zapewne nie zobaczą już nocy. Zabiją ich być może poddając wymyślnym torturom. Albo może złożą ich w ofierze przejmując ich dusze we władanie? To byłoby gorsze od śmierci. - Spróbujmy, chociaż wątpię, że to coś da. Oni nigdy nie pozwoliliby żeby ten dom tak wyglądał. Kiedy go kupili, bardzo się z niego cieszyli, a teraz wygląda prawie tak samo jak wtedy - mówiła cicho nastolatka i po chwili wstała. Zaczęła wchodzić po spękanych schodach. Jedna z kafelek, na której stała, poruszyła się, a Cecylia zachwiała się. Gdyby nie Jacek już leżałaby na dole zapewne z rozbitą głową. Razem weszli aż pod drzwi uważając żeby się nie potknąć. Dziewczyna nacisnęła dzwonek, ale nie usłyszała gongu jak dawniej, więc głośno zapukała do drzwi. Dzwonek pewnie był zepsuty. Biali czarodzieje, których uratowali przed złożeniem z nich ofiary, również zaczęli wspinać się po gruzach będących kiedyś schodami. Trzymali się za ręce wzajemnie utrzymując równowagę. Kiedy weszli na pierwszy schodek, drzwi otworzyła im jakaś kobieta z rozczochranymi ciemnoblond włosami sterczącymi na wszystkie strony. Nastolatka nawet nie zdążyła powiedzieć słowa, kiedy poczuła jak jakaś siła odpycha ją i zanim zdążyła pomyśleć, co się dzieje, leżała w „ogródku”. Obok siebie zobaczyła powoli podnoszącego się Jacka. Po chwili i Cecylia była na nogach. W ostatniej chwili zobaczyła lecącą w ich stronę smugę niebieskawego światła i pociągnęła Jacka znów na ziemię. - Zostaw ich! Nie możesz ich zabić! - krzyczał Michał unikając następnego zaklęcia. - Ratujcie siebie! - krzyknął Jacek wstając i biegnąc w stronę kobiety. Cecylia już od dawna wiedziała, że jest to Karolina, jej adopcyjna matka. Chociaż była zaniedbana, to, kto rzucałby zaklęcia, jak nie czarownica? A z tego co wiedziała tylko ona potrafiła używać magii w okolicy. - Mamo przestań! Ja dotrzymam umowy! Zostaw ich! - krzyczała dziewczyna również podnosząc się. Karolina nie usłyszała tego. - To Nawróceni! - krzyknęła Kamila (długowłosa blondynka) i wtedy wszystko nagle ustało. - Mamo... - powiedziała cicho i zrobiła kilka kroków w stronę Karoliny. Kobieta przyjrzała jej się badawczo. Dlaczego ta dziewczyna, myślała, mówi do mnie „mamo”? - Cecylia? - zapytała z niedowierzaniem. Przez rok dziewczyna bardzo się zmieniła; zapuściła włosy, urosła o dobrych kilka centymetrów i miała ciemny makijaż na twarzy. Kobieta nie mogła rozpoznać w niej dawnej córki. Osoba, która teraz stała naprzeciw niej, była twarda, ale teraz jej twarz wyrażała determinację i siłę. W dodatku cała była umazana krwią, a na policzku miała ranę, w ręku trzymała ciężki miecz. Nastolatka rozpromieniła się. W końcu ją poznała. Dziewczyna podeszła jeszcze bliżej, ale Karolina wyciągnęła w jej stronę różdżkę. W takiej pozie wyglądała jak dawna wojowniczka. - Nie zbliżaj się do mnie - warknęła. - Nie możesz być moją córką. - Ale to przecież ja. Nie pamiętasz? To ja. Kiedy ostatni raz się widziałyśmy, podpisałam cyrograf, że nic ci nie zrobię. I nie mam zamiaru cię zabijać. Proszę, oni już tu idą - powiedziała Cecylia słysząc podzwanianie broni i uderzanie ciężkich butów o beton. Była pewna, że to wartownicy. Kobieta spojrzała w stronę głosów i zobaczyła sześciu mężczyzn ubranych na czarno. Kiedy ich zobaczyli, zaczęli biec. - Do domu! - krzyknęła Karolina, a kiedy wszyscy nadal stali patrząc z przerażeniem na powiększających się w oczach strażników, dodała: - Ruszcie się! Już! W końcu ocknęli się i z zadziwiającą szybkością dostali się do budynku. Meble w pokojach były poprzewracane, a podłogi zakurzone tak jakby nikt tam nie wchodził od dłuższego czasu. - Do piwnicy. Cecyliu, wiesz gdzie - powiedziała kobieta zamykając drzwi jakimś zaklęciem. Nastolatka natychmiast zaprowadziła towarzyszy do piwnicy. - Jezu, jaki tu bajzel - stwierdził Michał. W piwnicy rzeczywiście był bałagan. Cecylia musiała się rozejrzeć zanim zobaczyła regał. Kiedy już byli przy nim, do pomieszczenia jak burza wpadła Karolina i szybko zamknęła za sobą drzwi zaklęciem. Zaraz wycelowała różdżką w regał i odsunęła go; grupa od razu wbiegła do środka, bo już słyszeli jak na górze ktoś przewraca sprzęty. Kiedy kobieta weszła do korytarza i zasunęła regał, usłyszeli jak ktoś otwiera drzwi piwnicy. - Teraz cicho - powiedziała szeptem Cecylia i otworzyła klapę w podłodze, o której dowiedziała się zaledwie prawie półtora roku temu. Weszła pierwsza. Myślała, że znów zobaczy pokój pełen porozrzucanych mebli, ale była w błędzie. Jedynie to pomieszczenie zachowało swój dawny wygląd. Na półkach wokół ścian nadal było mnóstwo książek, a pośrodku stało wielkie biurko z orlimi szponami zamiast nóg. - Trochę minie zanim znajdą korytarz, ale i tak musimy się ukryć - powiedziała Karolina i podeszła do jednej z ścian z książkami. Wyjęła jedną i podeszła do innej ściany; zaczęła wyciągać i wkładać z powrotem tomy na regały. Po każdym włożeniu księgi coś klikało. Nagle między półkami zrobiła się mała przerwa i kobieta uśmiechnęła się do siebie. Po chwili pociągnęła jakiś regał w swoją stronę, a on odskoczył rozszerzając szparę. - No, wystarczy. Wchodźcie. Tam nic nam nie będą mogli zrobić. Nie mogą wejść tam czarnoksiężnicy. No już, właźcie - nakazała Karolina i weszła w szparę. Po chwili Kamila i Michał również znaleźli się w tajnym pomieszczeniu. - Dlaczego nie wchodzicie? - Jak mamy wejść. Przecież my jesteśmy z Piekiełka - powiedziała cicho Cecylia patrząc na głowę swojej adopcyjnej matki wystającą z szpary. - Te zaklęcie nie dotyczy uczniów. Pospieszcie się - nalegała kobieta słysząc przesuwanie sprzętów nad ich głowami. Powoli przecisnęli się przez szparę. Pomieszczenie było jakby przedłużeniem tego, w którym właśnie byli. Jedną ścianę pokrywały regały z książkami, na środku stało wielkie łoże, gdzieś z boku był mały stoliczek, przy którym usiadła Karolina po zasunięciu przejścia. O tym pomieszczeniu dziewczyna nie miała pojęcia. Kobieta zaczęła coś pisać. - Gdzie jest tata? - zapytała Cecylia nie zauważając w pobliżu żadnej puszki piwa, które jej ojciec z takim zaangażowaniem ciągle pił. - Och... on... umarł... Zabili go zaraz po tym jak odjechałaś. A to wszystko przez to, że chciał cię zabić, była to ich zemsta - powiedziała Karolina i podeszła do kominka, w którym wesoło huczał ogień. Z wazy stojącej nad nim wzięła jakiś proszek i wrzuciła do ognia. Płomienie natychmiast zrobiły się szmaragdowe. - Umarł... - szepnęła dziewczyna, kiedy jej matka wrzuciła kartki do kominka. Usiadła na łóżku, tak samo jak jej towarzysze. Znów zaczęło dręczyć ją poczucie winy. Z jej powody umarł pan Szpunk, Bzyk, a teraz jeszcze jej ojciec! - Jak wy wyglądacie. Szkoda, że nie mamy tu wody. Zaraz się tym zajmę - powiedziała kobieta i dotknęła policzka nastolatki. Cecylia odsunęła się od niej; chociaż już dawno wybaczyła Karolinie, że ją poniżała to i tak ciągle stawały jej przed oczami różne obrazy z dzieciństwa. Ciągle w jej głowie był strach przed matką. - Nic mi nie jest. Lepiej zajmij się Jackiem. A wodę możemy wyczarować - powiedziała i spojrzała na chłopaka, który usiadł obok niej. Kobieta zaczęła grzebać w jakieś szafce. - Proszę się nie trudzić. To tylko draśnięcie - powiedział piorunując dziewczynę wzrokiem. - Zaraz zobaczymy. Tutaj nie można czarować - powiedziała adopcyjna matka nastolatki i zaczęła odwijać prowizoryczny bandaż. Kilka razy pociągnęła za mocno i Jacek aż syknął z bólu. Kiedy Karolina odwiązała bandaż, zagwizdała cicho. - Nie wygląda to dobrze. Mogłabym to zlikwidować, ale nie jestem dobra w lecznictwie. Lepiej żeby obejrzał cię jakiś prawdziwy szaman albo chociaż pielęgniarka z normalnego szpitala. Opatrzę to tylko. - Dałam mu wcześniej zioła przeciwbólowe, ale później już nie mogłam - powiedziała dziewczyna ściągając torby i łuki. Karolina popatrzyła najpierw na broń, a później na nią z uznaniem. - Zmieniłaś się. Nie jesteś już tylko rozkapryszonym dzieckiem, które lubi wychodzić w nocy z przyjaciółmi. W ogóle ich nie widziałam ostatnio, czy oni też tam byli? Gdzie są teraz? - zapytała zakładając Jackowi nowy, czysty, biały bandaż. - Są w Piekiełku. Wszyscy, tylko, że Radek jest już pod ziemią - powiedziała smutno Cecylia. - Zawsze wiedziałam, że to wyrzutki społeczne i, że kiedyś wyrosną na morderców - powiedziała Karolina, a dziewczyna wstała i wymierzyła adopcyjnej matce policzek. - Nie... nazywaj ich tak... Oni nie są mordercami. Tylko ta szkoła... ich zaślepiła. Wiesz, że zawsze cię nienawidziłam i wierz mi, to się nie zmieniło - powiedziała drżącym z wściekłości głosem. - Wyrzuciłabym cię stąd teraz, ale nie mogę, niestety. Nie mogę pozwolić, aby zabili jedyne osoby, które mogą uratować mój świat. - Mogłaby pani nam to wytłumaczyć? O co chodzi z tymi Nawróconymi? - zapytał cicho Jacek; nie chciał, aby kobieta pozwoliła swojej córce odejść. - Proszę cię usiądź, uspokój się. - Ona obraża moich przyjaciół - powiedziała zimno Cecylia. Po chwili poczuła czyjąś rękę na ramieniu i odwróciła się. Za nią stał chłopak z błagalną miną. - Oni nie zabili, ale od dzisiaj będą naszymi wrogami. Musimy zapomnieć, że kiedykolwiek ich znaliśmy i przyjaźniliśmy się z nimi. Inaczej to nas zabije - szepnął bardziej zaciskając rękę na jej ramieniu. - Tak, oni nie zabili, ale za to my staliśmy się mordercami. - Musieliśmy to zrobić żeby uciec. To było jedyne wyjście. Myślałaś, że od tak weźmiemy swoje manatki i odejdziemy? - zapytał patrząc jej w oczy. - Wcale nie musieliśmy odejść! Przecież nie było tam tak źle! - krzyczała Cecylia odwracając wzrok, ale zanim zdążyła wypowiedzieć kolejno zdanie Karolina nagle poderwała się i zatkała jej ręką usta. - Usłyszą cię. Zamknij się - syczała jej w ucho. - A byłabyś w stanie zabić ich? - Jacek wskazał na Michała i Kamilę. - Wątpię. Posłuchaj, co ty mówisz. Zaprzeczasz sobie. Zabiłabyś niewinnych ludzi tylko po to żeby nie zabić tych krwiopijców? W tamten Nowy Rok chcieli żebyśmy wypili krew białych czarodziejów, ta krew w kielichach pochodziła właśnie z tamtego lochu. Ich dusze były zniewolone w ciałach innych Najstarszych. Czy chciałabyś żyć z tą świadomością, że ich krew wypiło tyle osób? Że w ich żyłach płynie krew niewinnych ludzi? Że przyczyniliśmy się do tego? Ja nie mógłbym tego znieść. Będziemy musieli żyć z tym, że zabiliśmy kilka osób, ale przynajmniej jesteśmy wolni, chociaż jeszcze zabijemy o wiele więcej czarnoksiężników. Cecylia przestała się szarpać, kobieta natychmiast ją puściła. Nagle tuż obok nich usłyszeli jakieś głosy. To strażnicy odkryli klapę w podłodze i teraz ich szukali. - Musicie uciekać, ja ich zatrzymam - powiedziała Karolina szukając jakieś książki. - Powiedzcie im wszystko, co będą chcieli wiedzieć, ale tylko to, co jest napisane w Księdze Przepowiedni. - Mówiłaś, że to bezpieczne miejsce. Że oni nie mogą się tutaj dostać. - Mogą znaleźć przeciw zaklęcie. Musicie kupić sobie nowe rzeczy i oczywiście różdżki. - Nie mamy pieniędzy - powiedział cicho Jacek. - Nie mówiłam o was. Nawróceni dostaną wszystko za darmo, przynajmniej za pierwszym razem. Na następne rzeczy będziecie musieli zapracować. Takie przynajmniej reguły ktoś kiedyś ustalił setki lat temu, mam nadzieję, że nadal obowiązują - powiedziała kobieta wyciągając jakieś monety i podając Kamili. - To powinno starczyć. Nie mam więcej. Dyrektor już o wszystkim wie. Karolina otworzyła jakąś książkę oprawioną w czarną skórę. Nim zdążyli się zorientować, że kartki były puste, z tomu coś wyskoczyło i przylgnęło do jednej z ścian. Obiekt zaczął się powiększać i już po chwili zmienił się w wielką czarną dziurę. - Ubierajcie się - przykazała podając im plecaki. Posłusznie zaczęli zbierać wszystkie swoje rzeczy. - A co jeśli biali czarodzieje będą chcieli nas zaatakować? Mogą nas nie rozpoznać - zapytała dziewczyna patrząc nieufnie na dziurę. Czytała o tym; był to sposób na szybkie przemieszczanie się wśród czarodziei. - To wam nie grozi. Na pewno już są powiadomieni - zapewniła Karolina i popchnęła ich w stronę czarnej otchłani. Cecylia poczuła jakby wpadała do próżni; unosiła się w ciemności, nie czuła ciężaru własnego ciała, wokół niej była Pustka. - Jacek! Jacek! - krzyknęła nie widząc przyjaciela. - Gdzie jesteś? - słyszała jakby z oddali. - Mam nadzieję, że długo to nie potrwa. - Ale dziwnie - powiedziała i poczuła, że nagle uginają się pod nią nogi. W końcu wylądowali. Ciemność nagle się rozpłynęła i słońce mocno zaświeciło im w oczy. Po kilku sekundach jakby z nicości wyłonił się Michał i Kamila. Dopiero teraz zauważyli, że otacza ich tłum ludzi przyglądając się im ciekawie. Nagle nastolatka poczuła jak ktoś chwyta ją za ramię, już chciała krzyczeć, bo myślała, że to okularnica, ale w porę się powstrzymała zauważając obok siebie Kamilę. Po chwili uświadomiła sobie śmieszność sytuacji. Przecież okularnica nie żyje. Sama ją zabiła, kiedy uciekali. -------------------- Harry Potter wywrócił moje życie do góry nogami ale w takiej pozycji jest ono o wiele cikawsze :P
|
![]() ![]() ![]() |
Nati |
![]()
Post
#2
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 108 Dołączył: 09.08.2004 Skąd: Pszów (woj.śląskie) ![]() |
2
Miasteczko - Gdzie idziemy? - zapytał Jacek wyrywając Cecylię z ponurego zamyślenia. Wokół nich panowała cisza, chociaż wielu ludzi ich otaczało. - Jak to gdzie? Na zakupy, ale najpierw chyba musimy wam wszystko wytłumaczyć - powiedziała Kamila i od razu poprowadziła ich w stronę jakiś stolików przy zniszczonym domu. Kiedy usiedli, nikt nie raczył im przeszkadzać, a gapie zaczęli się rozchodzić. - No to... może zaczniecie? - zapytała dziewczyna odganiając wspomnienia kilku ostatnich godzin. - Jest taka księga: Księga Przepowiedni, która mówi, że przybędziecie. Jesteście jedynym i ostatecznym sposobem na pokonanie czarnej magii, bo musicie wiedzieć, że czarna magia jest teraz wielką potęgą i my: biali czarodzieje musimy bardzo uważać, żeby nas nie złapali. Co jakiś czas z waszej szkoły ucieka kilka osób. Jeśli nazbiera się ich trzynaście w jednym stuleciu to biała magia na jakiś czas jest trochę lepsza. Ale znów przychodzą czasy, kiedy czarnoksiężnicy są górą, wtedy to oni mają trzynaście uciekinierów z naszej szkoły i tak na zmianę - tłumaczył Michał. - To znaczy, że razem z nami będzie trzynaście uciekinierów z Piekiełka? - zapytał zaciekawiony Jacek. - Nie, nie... Teraz nie chodzi o liczbę uciekinierów. Księga mówi o przybyciu dwóch Najstarszych z Piekiełka, którzy przyczynią się do ostatecznego zwycięstwa białej magii. Musieli oni znać się przed Nowym Rokiem, czyli przed rozpoczęciem się waszego nowego roku szkolnego, kiedy mieliście iść do pierwszej klasy. Z tego, co mówiła mi Cecylia właśnie tak było. Jeśliby zostali zabici, białą magię czeka klęska, a zło na zawsze zapanuje nad światem - mówiła Kamila. - Ale do czego to wszystko prowadzi? Co my mamy zrobić? - zapytała nastolatka. - Nie wiemy. Księga przepowiedziała tylko, że albo pokonacie czarną magię raz na zawsze, albo sami zginiecie. Nie mówiła jak tego dokonacie - powiedział Michał przyglądając się im i spodziewając się jakieś reakcji. Cecylia spuściła głowę. - Znów będziemy musieli zabijać... - szepnęła, a Jacek tylko cicho westchnął. Również i jemu to się nie podobało. Nagle dziewczyna wstała. - Co?... - Nie mam zamiaru umierać. Zróbmy już te zakupy - powiedziała, a kiedy reszta w końcu wstała, ruszyła uliczką. Nie wiedziała jeszcze wszystkiego na temat Nawróconych, którymi podobno byli, ale na razie to jej wystarczyło. Jakoś nie widziała się w roli bohaterki ratującej ludzkość przed złem. To było dobre tylko w filmach. Nie wierzyła w tą Przepowiednię. Miasteczko, w którym wylądowali było bardzo małe, nawet mniejsze od tego, w którym kupowali czarno-magiczne przyrządy. Większość budynków była bardzo zniszczona; wyglądały prawie tak jak dom Karoliny. - Widać, że czarna magia teraz góruje - szepnął Jacek patrząc na walące się domy. Nastolatka musiała mu przyznać rację. Większość okien w domach była powybijana jakby przed chwilą przeszedł tędy huragan. Tynki w wielu miejscach były złuszczone, a wszystkie przypominały już szary beton. Wioska wyglądała jak najgorsza dzielnica nędzy. Pierwszym sklepem, do którego weszli był z ziołami. Rzeczywiście Jacek i Cecylia dostali wszystko za darmo i wyglądało na to, że sprzedawcy cieszyli się, że mogą ich obsłużyć. Kamila i Michał nie kupowali nic w ziołowym; chcieli zaoszczędzić pieniądze na inne przybory. Później poszli kupić nowe stroje. Cecylia spodziewała się, że dostaną kolorowe peleryny, jakie widziała w szafie adopcyjnej matki, ale myliła się. Na jej niezadowolenie ich szaty były zupełnie takie same jak w Piekiełku. Jeden z sprzedawców wyjaśnił im, że będą musieli cały czas nosić te stroje, bo zawierają one czarno-magiczną moc, która może im się kiedyś bardzo przydać. Szata była wykonana z ich starych ubrań, aby zawierała najwięcej Mocy. Biali czarodzieje również kupili sobie nowe stroje. Jacek przekonał sprzedawcę żeby wziął od nich mniej pieniędzy niż zazwyczaj. Kamila miała jasnoniebieską suknię pasującą do jej oczu, a Michał granatowe spodnie. Właściciel sklepu pozwolił im się umyć i przebrać w nowe szaty. Wszyscy zdawali się być szczęśliwi z przybycia Nawróconych i chętnie im usługiwali. Jednak Jacek i Cecylia, którzy już od dawna nie odczuwali czyjejś uprzejmości, ciągle mieli wyciągnięte szable i rozglądali się wokół, spodziewając się w każdej chwili jakiegoś ataku. To jednak tylko jeszcze bardziej zachwyciło mieszkańców. - Zostały nam jeszcze tylko różdżki - powiedział Michał idąc w dół wąską uliczką. Każdy z grupki był obładowany torbami z zakupami. Odwiedzili już wszystkie sklepy. W zielarskim zapełnili puste fiolki różnymi ziołami, w aptece zakupili kilka eliksirów, w jakieś małej księgarni dostali mnóstwo oprawianych w skórę książek (musieli mieć komplety do wszystkich pięciu klas), a nawet pokusili się żeby wziąć kilka ksiąg dotyczących zaklęć czarno-magicznych i fechtunku. Wiedzieli, że kiedyś te zaklęcia mogą im się przydać i mogą znaleźć jakieś ciekawe kroki, które później będą mogli wykorzystać w walce. Cecylia przestała już myśleć, że będzie musiała zabić kolejne osoby. Przekonywała siebie, że musi to zrobić, aby biała magia mogła zwyciężyć, ale też żeby mogła żyć. Wiedziała, że teraz, kiedy uciekli, będą często atakowani przez czarnoksiężników chcących ich unieszkodliwić. Tak jak wcześniej powiedziała, postanowiła, że nie da się zabić. Bała się, ale chęć przeżycia dodawała jej odwagi i sił na zmaganie się ze złem. Pomieszczenie, w którym się znaleźli było bardzo małe i zakurzone; nawet nie było okna wystawowego. Przy ścianach były poustawiane jakieś małe okrągłe skrzyneczki. Na końcu pokoju stał stolik i krzesło, na którym spał jakiś mężczyzna. Spojrzeli po sobie nie wiedząc co zrobić. Jednak po chwili sprzedawca ocknął się i popatrzył na nich nieprzytomnie. Kiedy zorientował się kto do niego przyszedł, od razu podskoczył na krześle i przeczesał palcami brązowe włosy. Po chwili podszedł do szafki i wyciągnął jakieś rękawice. - Tak... Nawróceni. Załóżcie to - powiedział podając im grube rękawice. - Jakie macie różdżki? Z czego są wykonane? - Z tego co pamiętam moja jest z serca smoka - przypomniała sobie Cecylia wkładając rękawice. - Moja zawiera oko meduzy - powiedział Jacek i zrobił to samo, co dziewczyna. - Serce smoka... oko meduzy... Tak, macie bardzo potężne różdżki, spróbuję znaleźć im dobre odpowiedniki - powiedział mężczyzna i podszedł do jednej z półek z skrzynkami podpisanej: „Wyjątkowa moc”. Zaczął wyciągać różne pudełka i ustawiał je na stoliku w dwóch kolumnach. Nastolatka niepewnie patrzyła na sprzedawcę, a później na Michała i Kamilę, ale oni nie zdawali się być zdziwieni zachowaniem bruneta. - Co mamy robić? - zapytał niepewnie Jacek, a mężczyzna w końcu przerwał swoją pracę. - Musicie je wypróbować. Ta kolumna jest do ciebie, a ta druga dla panienki - powiedział uśmiechając się i wskazując na stosiki. - Jak... jak mamy je wypróbować? - zapytała dziewczyna otwierając jedną z skrzynek. Dzięki rękawicom nie czuła parzenia jak wtedy, gdy chwyciła różdżkę adopcyjnej matki. W tym sklepie wyglądały tak samo jak Karoliny; węże splatały się ze sobą jakby chciały się pocałować. - Ta nie jest odpowiednia do ciebie, gdyby tak było poczułabyś to nawet przez rękawice - rzekł sprzedawca odbierając jej patyk i wkładając z powrotem do opakowania, które wsadził na półkę. Wybieranie różdżek zajęło im bardzo dużo czasu. Dopiero, kiedy na stoliku zostało kilka ostatnich różdżek Jacek poczuł ciepło przez rękawice. - Tak... dobry wybór. Włosy centaura. Te połączenie da ci wielką moc - powiedział brunet. Cecylia nadal wypróbowywała kolejne różdżki. W końcu na stoliku nie było już żadnej. - Nie ma tutaj odpowiedniej dla mnie różdżki. Może ja w ogóle nie pasuję tutaj - powiedziała ze smutkiem patrząc na pusty stolik. - Na pewno znajdziemy coś odpowiedniego - zapewniał mężczyzna i znów zaczął wyciągać skrzynki. Nastolatka znów zaczęła wypróbowywać patyki. W pewnym momencie zauważyła coś na ziemi pod stolikiem i podeszła. Była to kolejna skrzynka, ale mocno zabrudzona. Różdżka zawierała róg jednorożca; tak głosił napis na wieczku. Dziewczyna wyciągnęła różdżkę i poczuła jak przez rękawice przedostaje się żar. - Nie musi już pan tego wyciągać - powiedziała i pokazała mu różdżkę. Sprzedawca schował resztę skrzynek i dopiero teraz spojrzał na napis. - Z tą różdżką wiele zdziałasz. Myślałem, że ją zgubiłem. Tak... to doskonała kombinacja. Dobrze, dajcie tutaj swoje stare różdżki - rozkazał wyciągając coś z szafki znajdującej się za stolikiem. Cecylia wyciągnęła patyk z gryzącymi się wężami z torby, nawet rękawice nie izolowały od chłodu bijącego z niej. Sprzedawca najpierw wziął przez rękawice różdżki Jacka i wsadził je do dziwnej machiny. Zanim ją załączył dał tam jeszcze jakąś niebieską buteleczkę. Po chwili usłyszeli ciche pomruki maszyny. Brunet wyczarował im krzesła i kazał usiąść. Później przyglądał się im z zaciekawieniem. - Co było w tej butelce? - zapytał Jacek chcąc przerwać nieznośne milczenie. - Dyrektor szkoły przykazał mi to dodać do waszych różdżek. To Mądrość Elfów. Pomoże wam i jeszcze zwiększy Moc, chociaż nie wiem czy wasze różdżki to wytrzymają. Uważam, że ich Moc jest i tak już bardzo duża i nie powinno się jej zwiększać. No, ale tak chciał dyrektor - powiedział mężczyzna i przestawił coś w maszynie. Po kolejnych piętnastu minutach grobowej ciszy sprzedawca wyjął z niej gotową różdżkę. Wydawała się dłuższa i trochę grubsza, ale nie to było najdziwniejsze. Zwieńczeniem patyka były dwa węże; również zwrócone do siebie, ale nie można było powiedzieć czy chcą się pocałować czy też gryźć. Tym razem chłopak wziął ją do ręki już bez rękawic i od razu się uśmiechnął. Po dłuższym czasie i Cecylia dostała swoją różdżkę. Nie czuła ani zimna, ani też ciepła tylko dziwne mrowienie. Nawet jej się to spodobało. Po podziękowaniu i pożegnaniu się ze sprzedawcą wyszli ze sklepu. Brunet wspaniałomyślnie podarował im szklane szkatuły, w których mieli przechowywać swoje różdżki. Dawne kuferki z kości słoniowej kazał im jak najszybciej spalić. - Może wiecie gdzie tu jest fryzjer? Chciałbym w końcu ściąć te włosy - powiedział Jacek odrzucając do tyłu długie, czarne włosy. Dziewczyna też postanowiła trochę się ostrzyc. Michał i Kamila poprowadzili ich do fryzjera. Nie musieli długo czekać aż zostaną obsłużeni. Zaraz, kiedy weszli powitał ich tłum fryzjerów oferujących swoje usługi. Po wyjściu od fryzjera nastolatka nie mogła poznać przyjaciela. Jacek pozwolił, aby obcięli go krótko, ale nie na jeża, zaś Cecylia teraz miała włosy trochę za łopatki i zauważyła, że lekko się kręcą. Nie podobało jej się to, zawsze chciała mieć proste włosy. Kiedy siedzieli nieruchomo na fotelach, co chwilę ziewali; dopiero teraz zauważyli jak bardzo są zmęczeni. Nie był to jednak koniec ich podróży. Musieli jeszcze dostać się do nowej szkoły. Szli kolejnymi wąskimi uliczkami z powrotem w miejsce, w którym wylądowali. Michał powiedział im, że to był rynek, w co nie chcieli uwierzyć. Był to mały, brukowany plac z suchym drzewkiem na środku. Jego korzenie wystawały między kostkami i wybrzuszały teren. Wokół rynku było mnóstwo kawiarni, ale nie mogły one szczycić się luksusem. Wszystkie budynki były mocno zniszczone; tynki spadały im na głowy, część okien była powybijana, a większość krzeseł i stolików w restauracjach połamana i posklejana tak, że ledwo stały. - To miejsce podobno kiedyś było bardzo piękne, ale czarnoksiężnicy wszystko zniszczyli. Teraz znów będą wszystko odnawiać - powiedziała Kamila uchylając się przed spadającym tynkiem. - Będą liczyć na was - dopowiedział Michał. - Ale przecież my możemy ich nie uratować, przecież nawet nie mamy żadnych pomysłów. Nie powinni robić sobie tyle nadziei - powiedziała nastolatka widząc jakąś kobietę w oknie, która do nich machała i rozpromieniła się, kiedy ją powitali. Nawet koty, które w wielkich grupach przechadzały się po miasteczku, łasiły się do nich jakby rozpoznawały, że to o nich mówi dziwna Przepowiednia. Były bardzo wychudzone i najprawdopodobniej bezdomne. Zapewne myślały, że dzięki nim znajdą nowe domy. Było widać, że ludzie z wioski są biedni. Zazwyczaj chodzili w starych, połatanych szatach, ale nie mogli im zarzucić, że są brudni. Mieli bardzo wychudłe i zmęczone twarze, ale zawsze przyjmowali ich serdecznie. Dziwną rzeczą było to, że w tym miejscu nie zauważyli ani jednego dziecka i Cecylia zaczęła się zastanawiać czy biali czarodzieje czasem również nie oddają swoich pociech do Domów Dziecka. - Tutaj mieszkają tylko pracownicy sklepów, nie mają dzieci. Większość białych czarodziei ukrywa się w wielkich miastach jak twoja matka - wytłumaczyła jej Kamila, kiedy o to zapytała. Nastolatce dziwnie ulżyło. - Zostało wam może jeszcze trochę pieniędzy? - zapytała dziewczyna, kiedy przechodzili obok kolejnego sklepu. - Jasne, chcieliśmy oddać je twojej mamie - powiedział Michał i pokazał jej kilka złotych monet. - Nie pogniewa się jeśli wydamy wszystko - rzekła i zabrała pieniądze. Po chwili weszła do sklepu, a kiedy wróciła niosła ze sobą jakąś wielką paczkę. Natychmiast zbiegły się wokół niej koty, zaczęły ocierać się o jej nogi i żałośnie miauczeć. Cecylia odgarnęła ze śniegu trochę brukowanych kostek pod budynkiem i otworzyła pakunek. Okazało się, że kupiła... pokarm dla kotów. Zwierzęta od razu rzuciły się na jedzenie, a ona pogłaskała najbliższego. Kiedy tak szli, dziewczyna co chwilę odgarniała z ziemi śnieg i sypała tam jedzenie aż w końcu zabrakło jej kocich granulek. - Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał Jacek głaszcząc rudego kotka. - Jest zima, one umarłyby z głodu, a przecież możemy im pomóc. Poprosiłam sprzedawcę żeby, co jakiś czas dawał im jedzenie, choćby resztki z obiadu. Od razu się zgodził - wytłumaczyła i uśmiechnęła się, kiedy jakiś bury kot zaczął mruczeć z zadowolenia. Zaczął padać śnieg i zerwał się ostry wiatr. Michał od razu wszedł do jakieś kawiarenki i usiadł przy stoliku najbliżej kominka. Lokal, jak wszystkie inne, był bardzo zniszczony. Drewniany barek nosił ślady powodzi i był cały poobijany. Podłoga dawno nie widziała farby, tak samo ściany. - Będziemy musieli trochę poczekać aż się uspokoi. Lepiej nie chodzić tutaj w czasie burzy śniegowej - wytłumaczył, a po chwili zauważyli, że obok budynku przelatuje jakaś dachówka. Wszyscy porozsiadali się obok kominka. Mimo, że mieli na sobie płaszcze było im bardzo zimno i co chwilę dokładali drzewa do ognia chcąc uzyskać trochę więcej ciepła. Od kelnera dostali gorącą czekoladę. - Już prawie zapomniałem jak to smakuje - powiedział Jacek pijąc gorący trunek. Nastolatka zaśmiała się cicho. W Piekiełku pili tylko jakieś soki owocowe, nie mieli żadnych ciepłych napoi nawet w zimie. Cecylia odprężyła się; od prawie dwóch lat nie czuła się tak bardzo szczęśliwa. Teraz siedziała sobie wśród przyjaciół i piła gorącą czekoladę, a na zewnątrz szalała śnieżyca. Nagle zauważyła, że Jacek wpatruje się w drzwi, a chwilę później poczuła jak ktoś ciągnie ją pod stolik. - O co chodzi? - zapytała najciszej jak mogła; pod stolikiem siedzieli już jej pozostali towarzysze. Drzwi kawiarni otworzyły się i wiatr z śniegiem wdarł się do pomieszczenia. - W taką pogodę nigdy ich nie znajdziemy. Musimy trochę poczekać - powiedział jakiś mężczyzna siadając przy barku. Dziewczyna widziała tylko ciężkie buty sześciu ludzi. Przez chwilę wydawało jej się, że słyszy ciche dzwonienie dochodzące z ich płaszczy. - Strażnicy... - szepnęła jej do ucha Kamila, ale już nie musiała. Dziwne odgłosy wydawała uderzająca o siebie broń, a buty rozpoznałaby wszędzie. Nastolatka, czym prędzej sięgnęła po plecaki i założyła je. - Musimy stąd zwiewać - powiedział Jacek obserwując buty wartowników. Cecylia wyciągnęła swoją nową różdżkę i sztylet. Powoli, na czworaka, najciszej jak mogli zaczęli wycofywać się do drzwi ciągnąc za sobą torby z zakupami. Dziewczyna pierwsza dopadła wyjścia, ale postanowiła poczekać na resztę. Wartownicy na pewno poczuliby wiatr i odwróciliby się żeby zobaczyć kto wszedł. Kiedy już wszyscy stali obok niej, uchyliła lekko drzwi. Niestety wiatr był tak silny, że mężczyźni odwrócili się, a kiedy ich spostrzegli od razu się poderwali. Nastolatka otworzyła szerzej drzwi i wybiegła z budynku wprost w śnieżycę. Wiedziała, że za nią biegnie reszta jej przyjaciół. Kilka razy zobaczyła mknącą w jej stronę smugę jakiegoś światła, na szczęście żadne z zaklęć ich nie trafiło. Kilka razy cudem uniknęła uderzenia się jakąś dachówką w głowę. Cecylia trochę zwolniła i odwróciła się. Wiatr był tak silny, że z ledwością trzymała się na nogach. Tylko ciężka broń powstrzymywała jej ciało przed uniesieniem się w powietrze. - Gdzie mamy iść? - zapytała, ale ani Michał, ani jego koleżanka nie odpowiedzieli tylko biegli dalej trochę ich wyprzedzając. W końcu zgubili strażników, ale bojąc się, że znów ich odnajdą dalej biegli przez zamieć. W końcu zatrzymali się przed jakimś budynkiem w kształcie ostrosłupa. Dom okazał się być hotelem o nazwie: „Pod śliwą”. Weszli do środka. Hol był bardzo przytulny. Przy ścianach stało mnóstwo małych okrągłych stolików, na każdym z nich była ozdobna lampka. Nie zdążyli się nawet dobrze rozejrzeć, kiedy podeszła do nich jakaś tęga kobieta zakrywając swoim ciałem widok na pomieszczenie. Dyszeli ciężko i bolały ich płuca od ciągłego wdychania lodowatego powietrza. Jednak powoli ogarniało ich ciepło. - Musimy dostać się do szkoły - powiedziała cicho blondyna. Kobieta od razu pociągnęła ich do jakiegoś pomieszczenia na tyłach budynku. - Gonili nas - zawiadomił Michał i wszedł do pokoju. Sala była zupełnie pusta poza jedną jedyną zieloną zasłoną; właśnie do tej kotary podeszła kobieta. - Już nic wam nie grozi złotka - powiedziała i odsłoniła zasłonę. Ich oczom ukazał się olbrzymi obraz przedstawiający otwarte okno. Właścicielka hotelu wymówiła jakieś nieznane im słowa i w oknie na obrazie pojawiła się jakaś skała otoczona zaśnieżonymi łąkami. - Wchodźcie - przykazała Kamila ciągle wpatrując się w drzwi w obawie, że zaraz pojawią się w nich strażnicy. Nastolatka weszła w obraz i od razu zobaczyła, że wokół niej mieszają się różne barwy i przypomniała sobie witraże w jadalni w Piekiełku. Podróż była bardzo podobna do tej, którą odbyli przybywając do miasteczka. Skończyła się równie szybko jak się zaczęła. -------------------- Harry Potter wywrócił moje życie do góry nogami ale w takiej pozycji jest ono o wiele cikawsze :P
|
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 06:46 |