Pionki, coś o Śmierciożercach
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Pionki, coś o Śmierciożercach
Katarn90 |
![]()
Post
#1
|
Czarodziej Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 826 Dołączył: 13.07.2005 Płeć: Mężczyzna ![]() |
Nie za bardzo idzie mi pisanie, ale sie nie poddaje. Mój drugi fick. Jest to krótka opowiastka, wymyślona przeze mnie. Składa się z dwóch części
cz1 - Śmiertelna pomyłka cz2 - Wszyscy za jednego Daje część 1 , ale jak chcecie cz2 to piszcie, bo całość jest już napisana i moge zmieścić w ciągu kilku minut. ENJOY! PIONKI Rozdział 1: Śmiertelna Pomyłka Lord Voldemort przechadzał się po małym, ciemnym pokoju, co jakiś czas zerkając na drzwi, jakby te miały nagle ożyć i opowiedzieć mu o wyniku bitwy. Po raz pierwszy po ujawnieniu, Voldemort bał się powrotu swoich ludzi. Bał się, iż powiedzą, że się nie udało, że przenieśli go do Azkabanu, że któryś z nich został złapany. Czarny Pan miał ogromną przewagę, działał z zaskoczenia, rzucał zaklęcia Imperius, miał armię, nigdy nie było wiadomo czy wracając do domu nie zobaczysz Mrocznego Znaku nad kominem. Usta Voldemorta rozciągnęły się w uśmiechu. Popatrzył na lustro – na swą białą twarz, chudą jak czaszka, na swe oczy przeraźliwie czerwone. Zawsze tłumaczył sobie, że utrata urody to cena jaką płaci za nieograniczoną władzę, jaką teraz niewątpliwie posiadał. Wiedział, że kiedy opęta Nagini, znów jakaś cząstka jego ciała upodobni się do wężowej. Ale to jest nieistotne. Na ścianie wisiał wielki portret Salazara Slytherina. Voldemort długo się w niego wpatrywał, w jego dumną postawę, szlachetną twarz, kiedy drzwi pokoju otwarły się z hukiem i do pokoju wpadły trzy osoby. Voldemort drgnął nieznacznie i usiadł na ozdabianym fotelu w ciemnym kącie i tak już ciemnego pokoju. Trzech przybyszów uklęknęło szybko. Jeden z nich miał rozcięty policzek, ale szybko wytarł krew o rękaw szaty. - Evan Rosier, Severus Snape, Vincent Crabbe – wyrecytował Voldemort. Rozpoznał swych ludzi nawet, gdy nie było widać ich twarzy. - Gdzie reszta? – zapytał ostro. - Panie – jęknął jeden z nich – Goyle jest ranny, młoda Lestrange jest przy Erneście Evergate’cie. - Evergate jest cały? - Jest, panie, jest. - Był w ministerstwie? - Nie – zaprzeczył delikatnie Snape – osaczyliśmy ich w porcie. Chcieli wysłać go do Azkabanu. Byli tam aurorzy. Goyle ma poprzetrącane kości. Voldemort zacisnął dłonie w pięść. - Panie, my...on - jęczał Crabbe. - Co jest? Crabbe spojrzał pytająco na swych towarzyszy. W końcu przemówił Rosier. - Panie, Kevarest nie żyje Voldemort nawet nie drgnął. Orson Kevarest był dobrym śmierciożercą. Czy kiedykolwiek zepsuł jakąś misję? Nigdy. Zabicie Jonesa czy Harvesta wykonał bezbłędnie. Bezlitosny i ślepy. Przyjmował nauki Czarnego Pana bez względu czy się z nimi zgadzał czy nie. Bezwzględny – jedna „Avada” i po wszystkim. To był chleb powszedni. - Co zrobiłeś żeby go uratować? – zapytał Voldemort, tak niespodziewanie, że aż jego to zaskoczyło. - Słucham? – zapytał Rosier - Co zrobiłeś żeby go uratować? – powtórzył Voldemort. - Panie...wszystko. *** Evan Rosier rzucił się do przodu i schował za skrzynką. W ostatniej chwili schylił głowę, bo usłyszał okrzyki: „Avada kedavra”. Wyciągnął różdżkę i omiótł wzrokiem pole bitwy. Naprzeciw niego auror walczył z młodą Bellatrix. Ta kobieta zawsze budziła podziw u Evana. Była nieugięta, posłuszna i...bardzo piękna. Zerknął w lewo – Alastor Moody właśnie oszołomił Igora Karkaroffa. Tuż zza niego wyskoczył Severus Snape. Rosier wiedział, że kilku aurorów jest jeszcze za nim. - Za dużo ich!- usłyszał rozpaczliwy głos, któregoś z aurorów. Snape odrzucił Moody’ego. Rosier modlił się w duchu. Wiele razy używał zaklęć niewybaczalnych wobec mugoli i czarodziei, ale nigdy nie brał udziału w takiej jatce. Niemal wszyscy najpotężniejsi śmierciożercy w jednym miejscu przeciw aurorom. Ernest Evergate. Voldemort go uwielbiał i dlatego wysłał wszystkich żeby go ratować. Evan najchętniej by go zabił, ale teraz sam może zginąć za niego. Rosier podjął decyzję w ułamek sekundy. Wyskoczył zza skrzynki, rzucił Cruciatus, padł na drewniane molo, przetoczył się i wstał obok Bellatrix i Goyle’a. - Gdzie żeś był do jasnej cholery! – wrzasnął zza jego pleców Snape. - Nie twój interes – warknął Rosier i w ostatniej chwili uniknął trafienia. Teraz wyraźnie było widać podział pola. Aurorzy byli po stronie morza, a śmierciożercy na porcie od strony lądu. Bez przerwy niebo rozjaśniały smugi czerwonego i zielonego światła. Evergate wciąż był obłożony zaklęciem i leżał za stosem skrzynek, w których były gazety, jedzenie czy ubiór dla więźniów Azkabanu. Bellatrix wysuwała się do przodu. Trafiła jednego z aurorów, który wpadł do morza. Osłaniał ją Karkaroff wraz z Malfoy’em. Nagle Moody uderzył zaklęciem nie w dziewczynę, lecz w Malfoya. Mężczyzna został trafiony, wyrzucił różdżkę, chwycił się za brzuch i upadł na ziemię. Z drugiej strony Frank Longbottom bez przerwy atakował Crabbe’a , ale w końcu sam został trafiony i rzucił się do tyłu. Śmierciożercy zyskali przewagę i zbliżali się do Evergate’a. Teraz Snape stał kilka metrów od uprowadzonego towarzysza. Aurorzy wycofywali się na koniec molo zasypywani gradem zaklęć. Snape doskoczył do Evergate’a, mruknął coś pod nosem, a sznury, które oplatały ciało śmierciożercy znikły. - Mam go! – krzyknął Snape, a Bellatrix, która stała najbliżej niego, zaczęła go osłaniać. Moody rzucał Avadę Kadavrę niemal na ślepo. Jedno z zaklęć odbiło się od tarczy Karkaroffa i trafiło w aurora, który rażony zielonym światłem padł na ziemię. Snape klęczał obok Lestrange, unikając zaklęć nieprzyjaciela, i ciągnąc nieprzytomne ciało śmierciożercy. Zaklęcie zakazujące teleportacji wciąż działało, więc nie mogli wysłać Evergate’a w bezpieczne miejsce. Gdyby ktoś stanął na wzgórzu nad portem, zobaczyłby pewnie tylko smugi zielonego światła. Ciężko było wyłowić wzrokiem jakąkolwiek postać – gdyby powiedziano komuś, że trwa tu walka dementorów, z pewnością zgodził by się z tą wersją, widząc tylko ciemne płaszcze wojowników. Evan Rosier, ledwo widząc wyciągnął różdżkę i krzyknął: - Avada Kedavra! Zielony promień poszybował naprzód i kiedy już miał trafić w Moody’ego, na jego drodze staną Fabian Prewett walczący z Orsonem Kevarestem. Rosier jęknął głośno, patrząc jak Kevarest sztywnieje i upada na ziemię. Zielony promień trafił w jego pierś. Evan rozejrzał się szybko czy ktokolwiek widział tą tragiczną pomyłkę, ale wszyscy byli zbyt zajęci walką, by cokolwiek zauważyć. Prewett spojrzał na Rosiera z wyrazem niedowierzania. Rosier wiedział, że musi to zrobić. - Avada Ke...- urwał, bo właśnie z drugiej strony auror Moody rzucił zaklęcie zabijające. Rosier w ostatniej chwili wyczarował tarczę, a zielony promień uderzył w nią zamiast w śmierciożercę. Osłabione zaklęcie i tak dało się we znaki. Evan poczuł jak leci w powietrzu i uderza mocno o coś twardego. Było ciemno, więc nie wiedział w co. Poczuł piekący ból na całym ciele. Nagle ktoś chwycił go za rękę. Rosier poczuł jak brakuje mu tlenu w płucach i poczuł się jakby jakaś niewidzialna siła naciskała na niego ze wszystkich tron. Aportował się. Wylądował na posadzce w jakimś ciemnym lochu. Otworzył oczy i zobaczył obok siebie Bellatrix. - Gdzie Evergate?- zapytał, a w jego głosie dało się wyczuć zmęczenie i zniechęcenie. - Jest cały – odparł rzeczowym tonem Malfoy. Rosier wstał. W kącie pokoju, na niewielkim łóżku leżeli Evergate i Goyle. Ten drugi miał dziwnie powykrzywiane nogi i ręce. - Dobrze, że wyczarowałeś tarczę – pochwalił Rosiera Snape. Evan zastanawiał się czy wie coś o Kevareście. - Byłoby po mnie – mruknął – To ten głupiec Moody. Bellatrix podeszła powoli do Evergate’a i ułożyła go wygodnie na łóżku. Karkaroff opatrywał sobie rozciętą rękę, która krwawiła obficie. Snape wciąż wpatrywał się w Rosiera. - Kevarest nie żyje – powiedział Evan. Chciał mieć to za sobą - Auror Prewett go zabił. Karkaroff podniósł wzrok. Crabbe mruknął coś do Malfoya i obaj podeszli do Evergate’a. - Ważne, że Evergate żyje – powiedział w końcu Snape. - Właśnie – podchwycił Rosier – Dlaczego wszyscy mieliśmy ratować jednego człowieka. Co on robił? - To jest rzecz między Czarnym Panem, a nim – mruknął Malfoy. Snape podszedł do drzwi. - Crabbe, Rosier, chodźcie – przywołał ich gestem – Musimy złożyć raport. *** - A więc to tak? – zapytał Voldemort odwracając się od Rosiera. Śmierciożerca mruknął coś pod nosem. - Panie – zaczął Rosier – to był przypadek. - Hm – mruknął Czarny Pan rozmyślając nad czymś – Wiesz, że będziesz musiał za to zapłacić. Rosier podniósł wzrok, który przedtem utkwił w czerwonym dywanie. - Jak? - Powiedzmy – zaczął Voldemort, wstając z fotela – że mam dla ciebie misję. Misję. Tego Evan bał się najbardziej. Tym, którzy go zawiedli zazwyczaj dawał niewykonalne zadanie, nazywane misją, żeby utrzymać pozory, że jest miłosierny wobec swych sług. - Panie. Zrobię wszystko...jestem gotów... - ...zginąć? – przerwał mu Voldemort. Snape zobaczył jak Rosier poci się obficie. Voldemort wybuchnął mrożącym krew w żyłach śmiechem. Zdawało się, że ściany śmiały się razem z nim. - To nie będzie potrzebne – odparł Czarny Pan, a Rosier zmusił się do niewielkiego uśmiechu. - Crabbe! Snape! – krzyknął Voldemort – Zostawcie nas samych. Mężczyźni szybko poderwali się z podłogi i wyszli z pokoju. Rosier poczuł jak łzy napływają mu do oczu, bo klęczał od pół godziny na twardej podłodze. - Wstań. Evan podniósł się z ziemi i otrzepał kolana. - Zostałeś zaszczycony – powiedział powoli Voldemort – Dam ci misję, nad którą pracowało już kilku śmierciożerców. - Panie, nie mogę się doczekać. - Chodzi o drużynę Dumbledore’a. Zakon Feniksa – Voldemort uśmiechną się – Tak się nazwali. Moi oddani ludzie zbierali informację o tej organizacji przez ponad rok. Teraz wiemy ile mniej więcej osób tam przebywa, znamy kilka nazwisk. Ale to za mało. - Czy to ma związek z misją Evergate’a? – zapytał cicho Rosier. - Nie – mruknął Czarny Pan – Evergate to inna działka, którą zresztą dokończy. Znów się uśmiechną. - Chodzi o Edgara Bonesa - powiedział Voldemort – To potężny czarodziej, ten Edgar. Od dawna miałem go zgładzić, ale Peter Pettigrew powiedział mi, że należy do Zakonu. Teraz moje wysiłki postanowiłem podwoić. Każdy członek jest dobrze chroniony. Ale czy można uchronić się przed Lordem Voldemortem? – Rosier wzdrygnął się na dźwięk tego nazwiska – Mamy pewne dane. Strażnikiem Tajemnic Bonesa jest niejaki Graham Roth. Rosier przełknął ślinę. Trzeba będzie najpierw dopaść tego Roth’a. - Ale to nic – ciągną Voldemort – To Bones schwytał i dostarczył Crouch’owi Evergate’a. Zapłaci za to. Masz zabić go. - Panie.. ja sam? – zapytał Rosier. - Weźmiesz kogo zechcesz, ale nie za dużo – Voldemort zaśmiał się głośno – Musi zostać sporo śmierciożerców na innych członków Zakonu, nieprawdaż? - Racja, panie. - Zacznij od teraz. Rosier podbiegł do drzwi. *** - Powiedział, czym się zajmował Evergate? – zapytał Snape, kilka minut później w ciemnym pokoju, obok korytarza prowadzącego do sali Voldemorta. - Nie – zaprzeczył Rosier- Dał mi misję. - Misję? Tobie? – zdumiała się głośno Bellatrix. - Tak – warknął Rosier – A czemu nie? Jestem wiernym i oddanym sługą Czarnego Pana. Bellatrix uśmiechnęła się. Karkaroffa i Malfoy’a już nie było, a Rosier podejrzewał, że dostali tak jak on misje. Na łóżku w rogu leżał Evergate, wciąż nieprzytomny. - No cóż, to twoja wersja – mruknęła zjadliwie Lestrange. - Moja wersja? – Rosier wstał, to samo zrobiła Bellatrix. - Dość – krzyknął Snape, wyłaniając się z ciemnego kątu. - Nie będziesz mi rozkazywał! – krzyknęła Bellatrix – Jesteś dopiero młodzikiem, Snape, a już wszystkim rozkazujesz. Snape oblał się rumieńcem i wyszedł z pokoju. Rosier dyszał głośno. - Więc twierdzisz, że nie podołam misji? – zapytał wyzywająco. - Jesteś tylko pionkiem Evan, ale – kąciki jest ust zadrgały – skoro czujesz się ważny. Rosier prychnął. - Nie będę się z tobą kłócił – warknął. - No jasne, bo boisz się, że powiem, że to ty zabiłeś Kevaresta! - Ty... Rosier popchnął krzesło, które stało przed nim i wyszarpną różdżkę. - Drętwota! Dziewczyna uderzyła o ścianę i osunęła się bezwładnie na posadzkę. Crabbe przypatrywał mu się z mieszaniną złości i podziwu. - Powiedziałem DOŚĆ! – ryknął Snape i wycelował różdżkę w Rosiera. Ten, dopiero teraz zorientował się, że Severus wrócił. Opuścił różdżkę i spojrzał na Snape’a. - Pójdziesz ze mną – powiedział stanowczo. - Nie – zaprzeczył Snape – Ale Karkaroff i Rookwood się zgodzą. Rosier schował różdżkę. - Dobrze. - Są w Londynie – wyjaśnił Crabbe, który odzyskał mowę po incydencie, jaki tu zaszedł – Rookwood pracuje w ministerstwie, więc będziesz musiał poczekać aż skończy, czyli... – spojrzał na zegarek – Za trzy godziny. Rosier kiwnął głową, na znak, że zrozumiał. Chwycił płaszcz i wybiegł z pokoju. Skierował się korytarzem w górę i wyszedł na powierzchnię oglądając południowe słońce, które oślepiało jego oczy. Znajdował się na zielonym wzgórzu. Schował różdżkę do kieszeni i aportował się do Londynu. |
![]() ![]() ![]() |
Merkury |
![]()
Post
#2
|
![]() KAFEL Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 136 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: Gdańsk ![]() |
Cóż, szkoda, że takie krótkie.
![]() Ale było niezłe - kilka małych błędów interpunkcyjnych, pare literówek i zjedzonych słów, ale ogółem fajny ff. ![]() Może w przyszłości napiszesz coś dłuższeg? ![]() -------------------- "Czarny Pan powrócił,
i teraz nikt go nie powstrzyma!" |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 18:25 |