Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Cecylia - Nawróceni, kolejna część opowieści o magii

Nati
post 07.08.2005 13:53
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 108
Dołączył: 09.08.2004
Skąd: Pszów (woj.śląskie)




Kolejna odsłona opowieści o Cecylii. To druga część i na szczęście nie jest tak długa jak pierwsza.
Tutaj dowiadujemy się o Przeznaczeniu dwojga uciekinierów z Piekiełka (niezbyt podoba mi się ta nazwa, ale nie potrafiłam wymyślić innej) - szkoły czarnej magii, w której uczyli się bezlitośnie zabijać i przygotowywali do wojny. Teraz znaleźli się po drugiej stronie barykady.

Jeśli ktoś jest zainteresowany pierwszą częścią: Cecylia - Najstarsza Córka Pierworodnego wstawiam linka:
http://www.magiczne.pl/index.php?showtopic...st=50&p=230540&

Od razu ostrzegam, że jest to dość mroczna opowieść i dłuuuuga. Niestety nie chcę skracać rozdziałów ani ich też dzielić, ponieważ jest straciłabym tylko czas, który mogłabym poświęcić na pisanie ostatnie, czwartej części, którą mam nadzieję też tutaj wkleić.

No to...
Zapraszam do czytania pierwszego rozdziału drugiej części Cecylii i proszę o szczere komentarze. Tylko nie przestraszcie się długość tak jak to robi większość forumowiczów!


1

Wolność

Kiedy Cecylia stanęła przed domem, w którym nie mieszkała już od ponad roku, zaniemówiła. Nie mogła uwierzyć, że mieszkała kiedyś w tej ruderze! Dawniej nie był to wzór czystości i piękna, ale to, co teraz stało się z tym budynkiem mogło być tylko koszmarem. Dawny ogródek był zarośnięty trawą, chwastami i licznymi polnymi kwiatami teraz zasypanych brudnym śniegiem. Drewnianą ławkę obrósł mech, żelazna poręcz pokryła się warstwą rdzy. W oknach wisiały brudne, potargane firanki. To właśnie spod tego domu odjeżdżała do szkoły czarnej magii, z której uciekła razem z jeszcze trzema osobami kilkadziesiąt godzin temu, ale półtora roku temu ten dom tak nie wyglądał.
Nie wiedziała dokładnie jak długo już uciekali od nienawistnej szkoły. Jej adopcyjna matka wyrzuciła ją z domu zaraz przed tym, kiedy dostała list. Karolina była białą czarownicą i obawiała się o swoje życie trzymając w tym samym budynku córkę czarnoksiężników.
- Już chyba tu nie mieszkają - powiedziała i usiadła na krawężniku. Dziewczyna wiedziała, że strażnicy, których zostawili w tunelu na pewno już dawno ugasili ogień i może właśnie teraz są gdzieś w pobliżu. Może już się zbliżają? Może wiedzą, że Karolina jest jej adopcyjną matką?
- Może lepiej sprawdzimy? - zapytał niepewnie Jacek i również usiadł na krawężniku. Jego też zaczęły dręczyć czarne myśli. Jeśli ich złapią zapewne nie zobaczą już nocy. Zabiją ich być może poddając wymyślnym torturom. Albo może złożą ich w ofierze przejmując ich dusze we władanie? To byłoby gorsze od śmierci.
- Spróbujmy, chociaż wątpię, że to coś da. Oni nigdy nie pozwoliliby żeby ten dom tak wyglądał. Kiedy go kupili, bardzo się z niego cieszyli, a teraz wygląda prawie tak samo jak wtedy - mówiła cicho nastolatka i po chwili wstała. Zaczęła wchodzić po spękanych schodach. Jedna z kafelek, na której stała, poruszyła się, a Cecylia zachwiała się. Gdyby nie Jacek już leżałaby na dole zapewne z rozbitą głową. Razem weszli aż pod drzwi uważając żeby się nie potknąć. Dziewczyna nacisnęła dzwonek, ale nie usłyszała gongu jak dawniej, więc głośno zapukała do drzwi. Dzwonek pewnie był zepsuty. Biali czarodzieje, których uratowali przed złożeniem z nich ofiary, również zaczęli wspinać się po gruzach będących kiedyś schodami. Trzymali się za ręce wzajemnie utrzymując równowagę. Kiedy weszli na pierwszy schodek, drzwi otworzyła im jakaś kobieta z rozczochranymi ciemnoblond włosami sterczącymi na wszystkie strony. Nastolatka nawet nie zdążyła powiedzieć słowa, kiedy poczuła jak jakaś siła odpycha ją i zanim zdążyła pomyśleć, co się dzieje, leżała w „ogródku”. Obok siebie zobaczyła powoli podnoszącego się Jacka. Po chwili i Cecylia była na nogach. W ostatniej chwili zobaczyła lecącą w ich stronę smugę niebieskawego światła i pociągnęła Jacka znów na ziemię.
- Zostaw ich! Nie możesz ich zabić! - krzyczał Michał unikając następnego zaklęcia.
- Ratujcie siebie! - krzyknął Jacek wstając i biegnąc w stronę kobiety. Cecylia już od dawna wiedziała, że jest to Karolina, jej adopcyjna matka. Chociaż była zaniedbana, to, kto rzucałby zaklęcia, jak nie czarownica? A z tego co wiedziała tylko ona potrafiła używać magii w okolicy.
- Mamo przestań! Ja dotrzymam umowy! Zostaw ich! - krzyczała dziewczyna również podnosząc się. Karolina nie usłyszała tego.
- To Nawróceni! - krzyknęła Kamila (długowłosa blondynka) i wtedy wszystko nagle ustało.
- Mamo... - powiedziała cicho i zrobiła kilka kroków w stronę Karoliny. Kobieta przyjrzała jej się badawczo. Dlaczego ta dziewczyna, myślała, mówi do mnie „mamo”?
- Cecylia? - zapytała z niedowierzaniem. Przez rok dziewczyna bardzo się zmieniła; zapuściła włosy, urosła o dobrych kilka centymetrów i miała ciemny makijaż na twarzy. Kobieta nie mogła rozpoznać w niej dawnej córki. Osoba, która teraz stała naprzeciw niej, była twarda, ale teraz jej twarz wyrażała determinację i siłę. W dodatku cała była umazana krwią, a na policzku miała ranę, w ręku trzymała ciężki miecz.
Nastolatka rozpromieniła się. W końcu ją poznała. Dziewczyna podeszła jeszcze bliżej, ale Karolina wyciągnęła w jej stronę różdżkę. W takiej pozie wyglądała jak dawna wojowniczka.
- Nie zbliżaj się do mnie - warknęła. - Nie możesz być moją córką.
- Ale to przecież ja. Nie pamiętasz? To ja. Kiedy ostatni raz się widziałyśmy, podpisałam cyrograf, że nic ci nie zrobię. I nie mam zamiaru cię zabijać. Proszę, oni już tu idą - powiedziała Cecylia słysząc podzwanianie broni i uderzanie ciężkich butów o beton. Była pewna, że to wartownicy.
Kobieta spojrzała w stronę głosów i zobaczyła sześciu mężczyzn ubranych na czarno. Kiedy ich zobaczyli, zaczęli biec.
- Do domu! - krzyknęła Karolina, a kiedy wszyscy nadal stali patrząc z przerażeniem na powiększających się w oczach strażników, dodała: - Ruszcie się! Już!
W końcu ocknęli się i z zadziwiającą szybkością dostali się do budynku. Meble w pokojach były poprzewracane, a podłogi zakurzone tak jakby nikt tam nie wchodził od dłuższego czasu.
- Do piwnicy. Cecyliu, wiesz gdzie - powiedziała kobieta zamykając drzwi jakimś zaklęciem. Nastolatka natychmiast zaprowadziła towarzyszy do piwnicy.
- Jezu, jaki tu bajzel - stwierdził Michał. W piwnicy rzeczywiście był bałagan. Cecylia musiała się rozejrzeć zanim zobaczyła regał. Kiedy już byli przy nim, do pomieszczenia jak burza wpadła Karolina i szybko zamknęła za sobą drzwi zaklęciem. Zaraz wycelowała różdżką w regał i odsunęła go; grupa od razu wbiegła do środka, bo już słyszeli jak na górze ktoś przewraca sprzęty. Kiedy kobieta weszła do korytarza i zasunęła regał, usłyszeli jak ktoś otwiera drzwi piwnicy.
- Teraz cicho - powiedziała szeptem Cecylia i otworzyła klapę w podłodze, o której dowiedziała się zaledwie prawie półtora roku temu. Weszła pierwsza. Myślała, że znów zobaczy pokój pełen porozrzucanych mebli, ale była w błędzie. Jedynie to pomieszczenie zachowało swój dawny wygląd. Na półkach wokół ścian nadal było mnóstwo książek, a pośrodku stało wielkie biurko z orlimi szponami zamiast nóg.
- Trochę minie zanim znajdą korytarz, ale i tak musimy się ukryć - powiedziała Karolina i podeszła do jednej z ścian z książkami. Wyjęła jedną i podeszła do innej ściany; zaczęła wyciągać i wkładać z powrotem tomy na regały. Po każdym włożeniu księgi coś klikało. Nagle między półkami zrobiła się mała przerwa i kobieta uśmiechnęła się do siebie. Po chwili pociągnęła jakiś regał w swoją stronę, a on odskoczył rozszerzając szparę.
- No, wystarczy. Wchodźcie. Tam nic nam nie będą mogli zrobić. Nie mogą wejść tam czarnoksiężnicy. No już, właźcie - nakazała Karolina i weszła w szparę. Po chwili Kamila i Michał również znaleźli się w tajnym pomieszczeniu. - Dlaczego nie wchodzicie?
- Jak mamy wejść. Przecież my jesteśmy z Piekiełka - powiedziała cicho Cecylia patrząc na głowę swojej adopcyjnej matki wystającą z szpary.
- Te zaklęcie nie dotyczy uczniów. Pospieszcie się - nalegała kobieta słysząc przesuwanie sprzętów nad ich głowami. Powoli przecisnęli się przez szparę.
Pomieszczenie było jakby przedłużeniem tego, w którym właśnie byli. Jedną ścianę pokrywały regały z książkami, na środku stało wielkie łoże, gdzieś z boku był mały stoliczek, przy którym usiadła Karolina po zasunięciu przejścia. O tym pomieszczeniu dziewczyna nie miała pojęcia. Kobieta zaczęła coś pisać.
- Gdzie jest tata? - zapytała Cecylia nie zauważając w pobliżu żadnej puszki piwa, które jej ojciec z takim zaangażowaniem ciągle pił.
- Och... on... umarł... Zabili go zaraz po tym jak odjechałaś. A to wszystko przez to, że chciał cię zabić, była to ich zemsta - powiedziała Karolina i podeszła do kominka, w którym wesoło huczał ogień. Z wazy stojącej nad nim wzięła jakiś proszek i wrzuciła do ognia. Płomienie natychmiast zrobiły się szmaragdowe.
- Umarł... - szepnęła dziewczyna, kiedy jej matka wrzuciła kartki do kominka. Usiadła na łóżku, tak samo jak jej towarzysze. Znów zaczęło dręczyć ją poczucie winy. Z jej powody umarł pan Szpunk, Bzyk, a teraz jeszcze jej ojciec!
- Jak wy wyglądacie. Szkoda, że nie mamy tu wody. Zaraz się tym zajmę - powiedziała kobieta i dotknęła policzka nastolatki. Cecylia odsunęła się od niej; chociaż już dawno wybaczyła Karolinie, że ją poniżała to i tak ciągle stawały jej przed oczami różne obrazy z dzieciństwa. Ciągle w jej głowie był strach przed matką.
- Nic mi nie jest. Lepiej zajmij się Jackiem. A wodę możemy wyczarować - powiedziała i spojrzała na chłopaka, który usiadł obok niej. Kobieta zaczęła grzebać w jakieś szafce.
- Proszę się nie trudzić. To tylko draśnięcie - powiedział piorunując dziewczynę wzrokiem.
- Zaraz zobaczymy. Tutaj nie można czarować - powiedziała adopcyjna matka nastolatki i zaczęła odwijać prowizoryczny bandaż. Kilka razy pociągnęła za mocno i Jacek aż syknął z bólu. Kiedy Karolina odwiązała bandaż, zagwizdała cicho. - Nie wygląda to dobrze. Mogłabym to zlikwidować, ale nie jestem dobra w lecznictwie. Lepiej żeby obejrzał cię jakiś prawdziwy szaman albo chociaż pielęgniarka z normalnego szpitala. Opatrzę to tylko.
- Dałam mu wcześniej zioła przeciwbólowe, ale później już nie mogłam - powiedziała dziewczyna ściągając torby i łuki. Karolina popatrzyła najpierw na broń, a później na nią z uznaniem.
- Zmieniłaś się. Nie jesteś już tylko rozkapryszonym dzieckiem, które lubi wychodzić w nocy z przyjaciółmi. W ogóle ich nie widziałam ostatnio, czy oni też tam byli? Gdzie są teraz? - zapytała zakładając Jackowi nowy, czysty, biały bandaż.
- Są w Piekiełku. Wszyscy, tylko, że Radek jest już pod ziemią - powiedziała smutno Cecylia.
- Zawsze wiedziałam, że to wyrzutki społeczne i, że kiedyś wyrosną na morderców - powiedziała Karolina, a dziewczyna wstała i wymierzyła adopcyjnej matce policzek.
- Nie... nazywaj ich tak... Oni nie są mordercami. Tylko ta szkoła... ich zaślepiła. Wiesz, że zawsze cię nienawidziłam i wierz mi, to się nie zmieniło - powiedziała drżącym z wściekłości głosem.
- Wyrzuciłabym cię stąd teraz, ale nie mogę, niestety. Nie mogę pozwolić, aby zabili jedyne osoby, które mogą uratować mój świat.
- Mogłaby pani nam to wytłumaczyć? O co chodzi z tymi Nawróconymi? - zapytał cicho Jacek; nie chciał, aby kobieta pozwoliła swojej córce odejść. - Proszę cię usiądź, uspokój się.
- Ona obraża moich przyjaciół - powiedziała zimno Cecylia. Po chwili poczuła czyjąś rękę na ramieniu i odwróciła się. Za nią stał chłopak z błagalną miną.
- Oni nie zabili, ale od dzisiaj będą naszymi wrogami. Musimy zapomnieć, że kiedykolwiek ich znaliśmy i przyjaźniliśmy się z nimi. Inaczej to nas zabije - szepnął bardziej zaciskając rękę na jej ramieniu.
- Tak, oni nie zabili, ale za to my staliśmy się mordercami.
- Musieliśmy to zrobić żeby uciec. To było jedyne wyjście. Myślałaś, że od tak weźmiemy swoje manatki i odejdziemy? - zapytał patrząc jej w oczy.
- Wcale nie musieliśmy odejść! Przecież nie było tam tak źle! - krzyczała Cecylia odwracając wzrok, ale zanim zdążyła wypowiedzieć kolejno zdanie Karolina nagle poderwała się i zatkała jej ręką usta.
- Usłyszą cię. Zamknij się - syczała jej w ucho.
- A byłabyś w stanie zabić ich? - Jacek wskazał na Michała i Kamilę. - Wątpię. Posłuchaj, co ty mówisz. Zaprzeczasz sobie. Zabiłabyś niewinnych ludzi tylko po to żeby nie zabić tych krwiopijców? W tamten Nowy Rok chcieli żebyśmy wypili krew białych czarodziejów, ta krew w kielichach pochodziła właśnie z tamtego lochu. Ich dusze były zniewolone w ciałach innych Najstarszych. Czy chciałabyś żyć z tą świadomością, że ich krew wypiło tyle osób? Że w ich żyłach płynie krew niewinnych ludzi? Że przyczyniliśmy się do tego? Ja nie mógłbym tego znieść. Będziemy musieli żyć z tym, że zabiliśmy kilka osób, ale przynajmniej jesteśmy wolni, chociaż jeszcze zabijemy o wiele więcej czarnoksiężników.
Cecylia przestała się szarpać, kobieta natychmiast ją puściła.
Nagle tuż obok nich usłyszeli jakieś głosy. To strażnicy odkryli klapę w podłodze i teraz ich szukali.
- Musicie uciekać, ja ich zatrzymam - powiedziała Karolina szukając jakieś książki. - Powiedzcie im wszystko, co będą chcieli wiedzieć, ale tylko to, co jest napisane w Księdze Przepowiedni.
- Mówiłaś, że to bezpieczne miejsce. Że oni nie mogą się tutaj dostać.
- Mogą znaleźć przeciw zaklęcie. Musicie kupić sobie nowe rzeczy i oczywiście różdżki.
- Nie mamy pieniędzy - powiedział cicho Jacek.
- Nie mówiłam o was. Nawróceni dostaną wszystko za darmo, przynajmniej za pierwszym razem. Na następne rzeczy będziecie musieli zapracować. Takie przynajmniej reguły ktoś kiedyś ustalił setki lat temu, mam nadzieję, że nadal obowiązują - powiedziała kobieta wyciągając jakieś monety i podając Kamili. - To powinno starczyć. Nie mam więcej. Dyrektor już o wszystkim wie.
Karolina otworzyła jakąś książkę oprawioną w czarną skórę. Nim zdążyli się zorientować, że kartki były puste, z tomu coś wyskoczyło i przylgnęło do jednej z ścian. Obiekt zaczął się powiększać i już po chwili zmienił się w wielką czarną dziurę.
- Ubierajcie się - przykazała podając im plecaki. Posłusznie zaczęli zbierać wszystkie swoje rzeczy.
- A co jeśli biali czarodzieje będą chcieli nas zaatakować? Mogą nas nie rozpoznać - zapytała dziewczyna patrząc nieufnie na dziurę. Czytała o tym; był to sposób na szybkie przemieszczanie się wśród czarodziei.
- To wam nie grozi. Na pewno już są powiadomieni - zapewniła Karolina i popchnęła ich w stronę czarnej otchłani. Cecylia poczuła jakby wpadała do próżni; unosiła się w ciemności, nie czuła ciężaru własnego ciała, wokół niej była Pustka.
- Jacek! Jacek! - krzyknęła nie widząc przyjaciela.
- Gdzie jesteś? - słyszała jakby z oddali. - Mam nadzieję, że długo to nie potrwa.
- Ale dziwnie - powiedziała i poczuła, że nagle uginają się pod nią nogi. W końcu wylądowali. Ciemność nagle się rozpłynęła i słońce mocno zaświeciło im w oczy. Po kilku sekundach jakby z nicości wyłonił się Michał i Kamila. Dopiero teraz zauważyli, że otacza ich tłum ludzi przyglądając się im ciekawie. Nagle nastolatka poczuła jak ktoś chwyta ją za ramię, już chciała krzyczeć, bo myślała, że to okularnica, ale w porę się powstrzymała zauważając obok siebie Kamilę. Po chwili uświadomiła sobie śmieszność sytuacji. Przecież okularnica nie żyje. Sama ją zabiła, kiedy uciekali.



--------------------
Harry Potter wywrócił moje życie do góry nogami ale w takiej pozycji jest ono o wiele cikawsze :P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Nati
post 20.10.2005 18:19
Post #2 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 108
Dołączył: 09.08.2004
Skąd: Pszów (woj.śląskie)




Wklejam kolejną część

Niestety nie miałam czasu poprawić

Ach ta szkoła

3

Horus

Kiedy poczuli pod stopami ziemię, kolorowe plamy zaczęły rzednąć ukazując im bardzo wielką salę. Byli w szkole białej magii. Ostre zimowe światło przedostawało się przez wielkie, łukowate okna. Po prawej były ogromne drzwi, ale nie tak wielkie jak wejście do Piekiełka. Ściany były jasnoszare, wszędzie było mnóstwo pochodni powbijanych w otwory w ścianach, na których były jeszcze jakieś pięknie wykonane sztandary pamiętające już wiele stuleci.
- Czy wy też uczycie się w nocy? - zapytała Cecylia nie widząc oprócz nich żywego ducha.
- Nie. Teraz zapewne jest kolacja, chyba dyrektor nic im nie powiedział Michał.
Kamila rozejrzała się i podeszła do wielkich drzwi nasłuchując. Wrota miały metalową ramę i zawiasy, wyglądały na bardzo mocne i Cecylia wiedziała, że kiedyś na pewno wytrzymywały wiele oblężeń.
- Tak, jedzą kolację. Przygotujcie się na wielkie wejście - powiedziała uśmiechając się. Nastolatka przyczesała mokre od śniegu włosy i wsadziła z powrotem sztylet i różdżkę na miejsce w szacie. Kamila pchnęła drzwi. Dopiero teraz usłyszeli brzdęk sztućców i głośne rozmowy. Pomieszczenie wyglądało prawie tak samo jak jadalnia w Piekiełku tyle, że było o wiele jaśniejsze i przytulniejsze. Dziewczyna od razu zauważyła też, że jest tu o wiele więcej uczniów. Powoli weszli do sali. Wszelkie odgłosy natychmiast ustały; wszyscy się im przyglądali. Kamila i Michał zaczęli rozglądać się za znajomymi, Jacek i Cecylia stali niepewnie za nimi, tylko oni wiedzieli, że pod płaszczami mocno zaciskają dłonie na różdżkach. Było im głupio szczególnie, kiedy, zauważyli, że nikt nie miał czarnego stroju ani też ciemnych włosów jak oni.
Nagle usłyszeli odsuwanie krzesła i już po chwili zauważyli, że w ich stronę biegnie jakaś kasztanowo włosa dziewczyna w długiej, fioletowej sukni z rozszerzanymi rękawami.
- Kamila! - krzyczała i podbiegła do niej. - Myślałam, że nie żyjecie.
Dopiero po chwili jej spojrzenie spoczęło na stojących za Kamilą czarodziejach. Dziewczyna zatkała sobie usta ręką. Nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka sprowadziła do szkoły czarnoksiężników.
Niespodziewanie przed nimi wyrosła jakaś wielka, barczysta postać. Był to lekko podstarzały mężczyzna z blond włosami przetykanymi siwizną i oczami w kolorze wrzosu.
- Dyrektorze, udało nam się - powiedział Michał i nagle wyprostował się dumnie. Nastolatka nie mogła powstrzymać uśmiechu na ten widok.
- Jeszcze nic się nie udało. Witajcie w Horus, szkole białej magii. Zjedzcie coś - powiedział dyrektor przyglądając się im badawczo jakby chciał sprawdzić czy to nie jakiś podstęp. Po chwili jakby się ocknął i odszedł do stołu dla nauczycieli.
Kamila i Michał poprowadzili ich w stronę uczniów. Dopiero teraz Cecylia zauważyła, że trzymają się za ręce. Tak, niewątpliwie byli parą. Wszyscy patrzyli na nich z zaciekawieniem, a niektórzy nawet ze strachem. Nie zdziwiła się tym wcale. Większość uczniów nigdy nie widziała czarnoksiężników, a teraz oni byli w ich szkole pobrzękując głośno bronią i rozglądając się czujnie obawiając się czegoś. Musieli wyglądać w oczach uczniów strasznie. Dziewczyna usiadła obok Kamili na dobre zajętej już rozmową z koleżanką, która wcześniej do nich podbiegła. Jacek usiadł po jej lewej. Nastolatka rozglądała się po uczniach, którzy szeptali między sobą zapewne o Nawróconych i zajadali się różnymi pysznościami wyłożonymi na stole. Cecylia nie była głodna, przecież jedli w miasteczku, więc napawała się widokiem rozchichotanych grupek dziewczyn, obserwujących ich chłopaków i kilku par, do których zaliczali się ich niedoszli towarzysze ucieczki. Trochę zrobiło jej się przykro, kiedy osoby siedzące najbliżej nich cofnęły się. Długo potrwa zanim przyzwyczają się do nich.
W Piekiełku na posiłkach zawsze panowała grobowa cisza i prawie nigdy nikt ze sobą nie rozmawiał; wszyscy zajęci byli wyłącznie czarną magią. Tutaj wszystko było inne. Głośny gwar uczniów polepszył jej humor. Nagle po swojej lewej usłyszała ciche przekleństwo. Popatrzyła tam kątem oka nie ruszając głową. Zdziwiła się, bo Jacek zwykle nie przeklinał. Po chwili już wiedziała co tak go wkurzyło i szybko odwróciła się w jego stronę. Chłopak próbował szybko zakryć ramię płaszczem, ale dziewczyna była szybsza.
- Och... zapomniałam o twojej ranie - powiedziała cicho.
- Nie przejmuj się tym - stwierdził Jacek i znów próbował zakryć zabandażowane ramię.
- Jak mam się nie przejmować, kiedy to znów krwawi! Musimy coś z tym zrobić - mówiła Cecylia widząc, że bandaż jest już cały czerwony. Kilka głów zwróciło się w ich stronę, a chłopak cicho westchnął z rezygnacją. Dziewczyna szturchnęła lekko łokciem Kamilę, ale ta nie zareagowała wciąż zajęta rozmową. Wtedy spróbowała mocniej.
-Ał! O co chodzi? - zapytała rozcierając sobie żebra, w które uderzyła Cecylia, Michał również odwrócił się w ich stronę.
- Zaprowadźcie nas do szpitala. W końcu trzeba pozbyć się tej rany u Jacka.
- To tylko draśnięcie! Nic mi nie będzie! - zaperzył się chłopak, ale pozostała trójka już wstała, więc nie miał innego wyjścia jak ruszyć za nimi.
- O tym nasz dyrcio nie pomyślał - powiedział cicho Michał i wyszedł z jadalni, towarzyszyło im mnóstwo ciekawskich spojrzeń. Para poprowadziła ich w górę po jakiś schodach. Ściany były pomalowane na szarawo i mocno oświetlone pochodniami. Z okien wpadało zachodzące słońce czerwieniąc ściany i tworząc długie cienie. Nastolatka zauważyła, że wychodzą one tylko na jedną stronę.
- To skała - szepnęła, kiedy otarła się o jedną z ścian. Rzeczywiście poruszali się w skalnych korytarzach. Nie była ona pomalowana, szarość była jej naturalnym kolorem tylko kamień był tak wygładzony, że wyglądał jak farba. Jacek również jej dotknął próbując się przekonać, że dziewczyna mówi prawdę.
- Jesteśmy w górze - doszedł do wniosku; on również zauważył okna tylko po jednej stronie.
- Nie mówiliśmy wam? - zapytała Kamila i uśmiechnęła się niewinnie. - No i jesteśmy.
Stali przed dość sporymi dębowymi drzwiami. Były na nich jakieś roślinne rzeźbienia, a na środku pośród kwiatów siedział feniks, symbol nieśmiertelności. Pchnęli drzwi i znaleźli się w pokoju pełnym łóżek jeszcze jaśniejszym od korytarzy. Na półkach stały jakieś butelki z różnymi eliksirami, na szczęście nie było tu wnętrzności zwierząt jak w czarnoksięskim szpitalu. Od razu podeszła do nich jakaś szamanka i usadowiła ich na łóżkach. Tak więc Cecylia i Jacek zostali sąsiadami, a naprzeciwko nich byli Michał i Kamila. Już po kilku sekundach rana na ramieniu znikła, ale szamanka uparła się, aby zostali na noc w szpitalu. Białym czarodziejom dała okropne szpitalne piżamy, a dziewczyna i Jacek wyciągnęli te z Piekiełka, które mieli w torbach. Szamanka ustawiła parawany.
Kiedy Cecylia zaczęła ściągać poszczególną broń, przed oczami zaczęli stawać jej ludzie, których uśmierciła. Do jej oczu napłynęły łzy, ale powstrzymała się od płaczu. Zrobiła to dla własnej obrony i na pewno nie chce cofnąć czasu, bo musiałaby przeżywać to jeszcze raz. Czym prędzej przebrała się i cofnęła parawan. Już wszyscy byli w piżamach.
- Musimy to umyć - zaproponował chłopak patrząc na białą broń całą w czerwonych plamach. Dziewczyna od razu na to przystała i kiedy wyczarowali sobie wodę i ściereczki, zaczęli szorować broń. Po godzinie woda w miskach była tak czerwona, że z trudem zauważali czy broń jest czysta czy też nie. W końcu szamanka zagoniła ich do łóżek i usunęła miski. Białą broń poustawiali pod ścianą i poszli spać. Gdyby ktoś chciał ich zaatakować szybko mogliby ją złapać i się obronić. Obydwoje nawet podczas snu byli czujni i nawet najmniejszy szczęk żelaza mógłby ich obudzić.
Cecylia natychmiast zapadła w błogi sen. Jednak nie cieszyła się tym stanem długo. Już po jakieś pół godzinie znów nawiedził ją jej dawny koszmar. Znów widziała kruka, ale teraz rozpościerał on skrzydła nad szkołą białej magii. Chciała się na niego rzucić, gdy zaatakował Jacka, ale drogę przesłoniła jej okularnica z wyciągniętymi jak mumia rękami. Najpierw udusiła Kamilę, a później Michała, ale dziewczyna nie mogła nic zrobić jak tylko patrzeć jak umierają wszyscy jej przyjaciele. Nie mogła się ruszyć. Po chwili okularnica zaczęła ją dusić, a z góry nadleciał czarny ptak.
- Oni zginęli przez ciebie Najstarsza Córko Pierworodnego, nie próbowałaś im pomóc - mówiła jakby z oddali kobieta zaciskając mocniej dłonie na jej szyi. Cecylia mogła tylko patrzeć w zimne, brązowe oczy morderczyni.
- Nie! - obudził ją jej własny krzyk. Była cała zlana potem i ciężko dyszała. Podciągnęła się w górę tak, że siedziała. Chciała się uspokoić, ale wciąż czuła ręce okularnicy na szyi i jej słowa. To był koszmar! Ale zbyt realny i prawdopodobny, nie mogła uwolnić się od myśli, że z jej powodu wszyscy zostaną zabici.
- Już wszystko w porządku, to był tylko koszmar.
Dopiero teraz zauważyła, że obok niej, na łóżku siedzi Jacek. Przed oczami nastolatki pojawił się widok chłopaka atakowanego przez kruka.
- Och, Jacek - z jej ust wydobyło się tylko westchnienie. Chłopak przybliżył się do niej i mocno chwycił jej dłoń.
- Co ci się śniło? - zapytał zatroskany.
- To było straszne - nie potrafiła powiedzieć, co widziała. - Wszyscy myślą, że ich wyzwolimy od czarnej magii, ale nikt się nie liczy z tym, że możemy umrzeć, że sprowadzimy na nich klęskę. Boję się - wyznała i zakryła dłońmi twarz. Nie mogła znieść myśli, że może już wkrótce nie żyć. Poczuła, że Jacek ją obejmuje.
- Nie możesz tak się zadręczać, jakoś to będzie - szeptał jej do ucha chcąc uspokoić.
- Gdzie Kamila? - zapytała Cecylia nagle się od niego cofając. Czyżby sen był odzwierciedleniem prawdy? Chłopak lekko się skrzywił, kiedy już nie mógł jej objąć, ale mimowolnie uśmiechnął się, kiedy usłyszał pytanie.
- Przeniosła się do Michała, jeśli dobrze się przyjrzysz zauważysz ich tam - powiedział i odwrócił się w stronę łóżek.
- Co? Przecież to jest szpital - ściszyła głos.
- Oni są parą, to chyba widać. Raczej nie mogli się do siebie czulić, kiedy cały czas im towarzyszyliśmy. Zostawmy ich w spokoju, przeżyli trochę przez te kilka dni - wytłumaczył cicho Jacek nie chcąc ich obudzić.
- My przeżywaliśmy piekło przez ponad rok. Cały czas bałam się, że nas zabiją i ty mówisz, że im należy się odpoczynek! - prawie krzyknęła Cecylia. Chłopak znów popatrzył na śpiącą parę, ale tym razem jego oczy miały bardzo dziwny wyraz. - Jacek?
- Co?
- Tak nagle się zamyśliłeś. O co chodzi? - zapytała, chłopak odwrócił się do niej, dopiero teraz zorientowała się, że przecież on również to przeżywał, a ona zachowuje się tak samolubnie.
- Nie, nic się nie stało. Pasują do siebie - stwierdził patrząc na Michała obejmującego Kamilę. Nagle poczuł rękę dziewczyny na swoim ramieniu. Odwrócił się w jej stronę.
- Chodźmy już spać - zaproponowała i już po chwili byli w swoich łóżkach. Nastolatka zamknęła oczy, ale nie mogła zasnąć; bała się, że znów ujrzy kruka i okularnicę mordujących jej przyjaciół. Otworzyła oczy i spojrzała na przeciwległe łóżko, w którym spali jej dotychczasowi towarzysze ucieczki. Jak ona chciałaby, tak jak Kamila, móc przytulić się do kogoś! Tak bardzo tego teraz potrzebowała!
Odwróciła się, nie mogła już na nich patrzeć. Kątem oka dostrzegła, że Jacek również się im przyglądał. Cecylia zamknęła oczy.
- Jacek... - szepnęła i wyciągnęła w jego stronę rękę. Chłopak zrobił zaskoczoną minę, której nie było widać w ciemności, ale uchwycił jej dłoń. Dziewczyna popatrzyła w stronę przytulającej się pary, a później wymownie na Jacka. Tylko dzięki ciemności, jaka tu panowała nikt nie mógł zauważyć ciemnego rumieńca pokrywającego jej twarz. Chłopak prawie natychmiast zrozumiał i cicho podszedł do jej łóżka.
- Wiesz, czasem mnie zadziwiasz - powiedział, a nastolatka cofnęła się na drugi koniec łóżka. Popatrzyła na niego niepewnie, a on się uśmiechnął przykrywając się jej kołdrą.
- Tylko nie próbuj się do mnie dobierać - ostrzegła Cecylia robiąc poważną minę. - Gdzieś tu mam sztylet.
- Wyciągnij go - poprosił i już po chwili w ręce dziewczyny zabłysnęło cienkie ostrze. Jacek wyjął jej z dłoni sztylet i położył na stoliku. - Teraz jesteś bezbronna.
Nastolatka głośno przełknęła ślinę. Tak, właśnie pozbawiła się jedynej broni. Ale przecież on był jej przyjacielem, więc nie musiała się niczego bać z jego strony. Jacek widząc jej przestraszoną minę zaśmiał się cicho.
- Śpijmy - powiedziała i zamknęła oczy. Była zmęczona. Kiedy na chwilę otworzyła oczy, dostrzegła jego spojrzenie w stronę Kamili i Michała.
Już prawie drzemała, kiedy usłyszała cichy szelest. Nie otwierała oczu dopóki nie poczuła jak odgarnia jej włosy z twarzy. Kiedy podniosła powieki, natychmiast cofnął rękę i spuścił głowę.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić - powiedział zażenowany Jacek nie patrząc na nią.
- Nie spałam, to było miłe - szepnęła, a on nagle spojrzał na nią. Patrzyli na siebie przez długą chwilę aż w końcu włosy Cecylii znów opadły jej na oczy. Chciała je cofnąć, ale chłopak ubiegł ją w tym zadaniu. Powoli odsunął włosy i lekko pogładził jej policzek. Patrząc na Jacka znów przypomniała sobie sen i do jej oczu napłynęły łzy. Chłopak natychmiast cofnął dłoń myśląc, że zrobił coś nie tak.
- Przepraszam - znów powiedział.
- Nie, to nie chodzi o ciebie - wytłumaczyła szybko ocierając łzy. - To ja, ja... po prostu tak strasznie się boję. Nie o mnie, ale o was. Życie tych wszystkich ludzi zależy ode mnie, a ja nie wiem co robić.
- Zapominasz, że ja też jestem Nawróconym. Na mnie też leży odpowiedzialność za tych ludzi. Nie możesz tak się zadręczać, bo to naprawdę może kiedyś cię zabić, przecież wiesz, że nie jesteś sama. Po prostu staraj się o tym nie myśleć - mówił uspokajająco i zaczął lekko gładzić jej włosy. Dziewczyna popatrzyła na niego. Tak, nie była sama, ale na chwilę o tym zapomniała.
- Dzięki. Jesteś moim najlepszym przyjacielem - powiedziała i przymknęła oczy. Jacek zaczął głaskać policzek nastolatki próbując ją uspokoić i sprawić żeby spokojnie zasnęła.
- Czyli zyskałem już status drugiego Bzyka? - zapytał, a ona natychmiast otworzyła oczy.
- Nigdy nie porównywałam cię do niego. On nie żyje i nie chcę go już wspominać. Tak bardzo nienawidził Piekiełka, a teraz jest tam pochowany. Wiele bym dała żeby miał normalny pogrzeb, gdzie ktoś opłakiwałby go, a nie jak tam. Uważali go za przeszkodę, a on tylko nie chciał się tam uczyć. Szkoda, że już zawsze będzie zapomniany i wszyscy będą go uważać za zdrajcę - powiedziała cicho.
- Ale my tam nie wrócimy. Teraz jesteśmy wolni - szepnął Jacek i jego ręka powędrowała pod kołdrę. Po chwili Cecylia poczuła jego dłoń na talii. Po chwili cofnął ją widząc zaskoczoną minę dziewczyny. Z jej ust wydostał się jęk.
- Nie rób tak.
- Jak? - zapytał.
- Najpierw próbujesz mnie objąć, a zaraz potem się cofasz. Tak się nie robi - powiedziała nastolatka i przybliżyła się do niego. Po chwili chłopak znów ją objął, ale tym razem nie cofnął ręki.
- Jak dobrze - szepnęła i cicho westchnęła myśląc, że Jacek jej nie słyszy. Jednak pomyliła się. Poczuła jak przyciąga ją bliżej siebie, a jego ręka głaskała delikatnie jej plecy.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła się naprawdę bezpiecznie. Na chwilę poczuła się wolna i beztroska. Teraz mogłaby robić wszystko, a nikt jej w tym nie przeszkodzi. Była szczęśliwa, bo uniknęła śmierci, jaka czekałaby ją w Piekiełku. Zasnęła.



--------------------
Harry Potter wywrócił moje życie do góry nogami ale w takiej pozycji jest ono o wiele cikawsze :P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 07:07