Aleja Mogilna [zak] do LW, przed szóstym tomem, ale bez spojlerów
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Aleja Mogilna [zak] do LW, przed szóstym tomem, ale bez spojlerów
Katarn90 |
![]()
Post
#1
|
Czarodziej Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 826 Dołączył: 13.07.2005 Płeć: Mężczyzna ![]() |
Jeszcze raz próbuje swoich sił w pisaniu opowiadań kilkuczęsciowych. Historia opowiada o wakacjach między 5 a 6 tomem, ale bez spojlerów. W związku ze słowami krytyki postanowiłem nie angażować bety, tylko poprostu pisać bez błędów i mam nadzieje, że mi się to udało.
Część 1 Wojna. Tak w skrócie można opisać to, co działo się przez ostatni miesiąc. Kolejne wieści o zaginięciach i mordach, dokonanych przez popleczników Voldemorta, paraliżowały społeczność czarodziei. Dursley’owie przestali już udawać przed sąsiadami, że Harry nie istnieje. Głównie dlatego, iż były już dwa ataki na Harry’ego, które walnie przyczyniły się do zdemolowania ulicy. Za pierwszym razem, dementorzy znów pojawili się na Privet Drive 4, ale na szczęście zareagował szybko Sturgis, który miał straż tej nocy. Kilka dni później, pięciu śmierciożerców podpaliło sąsiedni dom, sądząc, że tam mieszka Harry. Mieszkańcy ciężko ranni, zostali przewiezieni do szpitala. Sam Harry, miał dość zamknięcia w domu wujostwa. W pierwszych dniach sierpnia Harry został przeniesiony do kwatery głównej Zakonu Feniksa. Sami Dursley’owie dostali bilet na Hawaje, gdyż i oni byli w niebezpieczeństwie, w związku z krewniakiem. Od kilku dni Harry zostawał niemal sam w kwaterze. Rzadko kiedy, ktoś z Zakonu odwiedzał kwaterę, która i tak, po śmierci Syriusza, ma być zniszczona. Nowa kwatera znajduje się w tajnym miejscu, ale mają do niej dostęp tylko członkowie Zakonu. *** Harry Potter kończył pisać wypracowanie na eliksiry, kiedy w kwaterze rozległo się głośnie pukanie. Harry mieszkał na dole, tam, gdzie kiedyś odbywały się zebrania. Kwatera była o wiele lepszym miejscem, niż Privet Drive, ale przebywanie w tym domu sprawiało mu ból, bo przypominało Syriusza. Harry zamknął książkę i zszedł po schodach, uważając, by nie obudzić portretu pani Black. Pukanie nie ustawało, więc Harry przyspieszył i po chwili staną przed drzwiami. - Otwórz Harry! – rozległ się poirytowany głos Remusa Lupina. Chłopak odetchną z ulgą i otworzył drzwi. Remus miał na sobie sweter, więc Harry od razu zgadł, że przyczyną tej irytacji, był panujący upał. Potter nie mógł wychodzić z domu i szczerze mówiąc dopiero teraz uświadomił sobie, że na polu jest ciepło. - Witaj Harry – powiedział Remus i wszedł do środka, rozkoszując się panującym chłodem – Mam dla ciebie jedzenie – dodał kładąc na stole wielką papierową torbę. Harry zobaczył wystające z niej pieczywo. - Ma pan dla mnie gazetę, panie profesorze? – zapytał Harry. Od dawna próbował namówić kogokolwiek na prenumeratę „Proroka”, ale zakazano mu tego, sądząc, że sowa przylatująca z pocztą, może zwrócić czyjąś uwagę. - Nie, ale sam ci wszystko opowiem – rzekł Lupin, a chłopcu zdawało się, że wyczuł zmęczenie w jego głosie. - Dlatego pan przyszedł, prawda? – zapytał Harry – Chcą znów coś ze mną zrobić? Lupin, który wypakowywał zakupy z torby zamarł. - Tak – przyznał powoli – Dumbledore podjął kolejne decyzje. Nie możesz tu zostać – dodał patrząc chłopcu prosto w oczy. Harry poczuł, że mu niedobrze, ale nie dał nic po sobie poznać. Te przeprowadzki bardzo źle wpływały na jego samopoczucie; Harry od dawna nie widział swoich przyjaciół, nie spotkał nawet samego Dumbledore’a, któremu tak bardzo chciał się pożalić. - To mnie męczy – wyznał chłopiec padając na krzesło, obok Lupina – Chciałbym zobaczyć Rona, Hermionę, nawet Nevilla. Kogokolwiek. Lupin wyglądał na zatroskanego. Żal mu było tego chłopca, szczególnie po tym co przeszedł w czerwcu, po zajściu w ministerstwie, po utracie Syriusza. Lupin skarcił się w duchu, „nie myśl o nim” powiedział cicho. Tak samo jak Harry’emu, Remusowi każde wspomnienie przyjaciela sprawiało ból. Poczuł, że coś ściska mu gardło, a do oczy cisnął się łzy; zamrugał szybko, nie chcąc by chłopak to zobaczył. Tak naprawdę Remus od czerwca myślał niemal wyłącznie o odejściu Syriusza. Pamiętał sam moment, kiedy przyjaciel wpadł za zasłonę. To było takie dziwne: nie pożegnali się, Lupin nie płakał, był po prostu zszokowany. Dopiero po kilku godzinach od całego zajścia uświadomił sobie, co stracił. Kogo stracił. Ból był tak przeogromny, że mężczyzna stracił chęć do czegokolwiek. Przysunął się bliżej Harry’ego; Poczuł się trochę, jak sam Potter, odrzucony. Dumbledore chyba to wyczuł, bo Remus od czerwca miał tylko jedno zadanie: sprawić, żeby Harry nie umarł z głodu. - Harry – zaczął ochrypłym głosem – musisz się stosować do rozkazów. - Ale ja tu jestem bezpieczny! – krzyknął Harry. Lupin ucichł, nie wiedząc, jak wiele może powiedzieć chłopcu. - On się dowiedział – rzekł w końcu zbolałym głosem. Harry drugi raz poczuł, że mu niedobrze. - Gdzie będę mieszkał? – zapytał Harry, wstając. - Usiądź – powiedział Lupin. Harry usiadł. - Pomieszkasz tu jeszcze kilka dni – rzekł Lupin – A potem wrócisz do szkoły. Ale jest coś jeszcze... – urwał, bo znów poczuł, że coś ściska mu gardło. Zdołał się już przyzwyczaić do swego partnera, a los zabrał mu go. To był wielki czarodziej. – Alastor Moody zmarł – powiedział cicho Remus, a Harry zbladł. - Zmarł? – powtórzył głucho. Kto jeszcze, ile jeszcze osób umrze, nim to wszystko się skończy? - Właściwie nie, został zamordowany – mruknął Remus i usiadł w fotelu. Był bardzo słaby. Harry był blady jak upiór, kiedy podszedł do Lupina. Nawet błysk ognia nie dodawał jego skórze koloru. - Kto? – zapytał krótko Harry. - Sam Voldemort - szepnął Lupin cicho – Byłem z nim. Do końca. Osaczył nas na moście, uniemożliwił ucieczkę. Oszołomił mnie, wyraźnie chodziło mu o Alastora. Chyba użył Sectusempry– Lupin ukrył twarz w rękach, ale nie płakał. To był zbyt mocny, zbyt świeży ból, żeby płakać. Z czasem to minie, ale na to trzeba było czasu. Harry dobrze o tym wiedział. Często płakał za normalnym życiem, za nauką; ciężko mu było wyobrazić sobie, że jeszcze pół roku temu, był normalnym uczniem, a jego głównym problemem były zadania domowe. Oddał by wszystko, żeby cofnąć czas. Wszystko, żeby nie zabić Syriusza i nie zamienić swego życia w piekło. *** Kwatera Główna Nowego Zakonu Feniksa, była szczelnie ukryta, tak jak i poprzednia. Harry miał zawiązane oczy, żeby nie widzieć, gdzie się ona znajduję. - Przecież nie jestem zdrajcą! – krzyknął, kiedy Lupin założył mu opaskę. - Ale jesteś człowiekiem, na którego można rzucić zaklęcie Imperius – wytłumaczyła cierpliwie Tonks. Przez całą drogę mało rozmawiali. Kiedy znaleźli się na miejscu, Tonks zdjęła mu opaskę. To był bardzo dziwny widok. Harry był pewien, że znajdują się na ulicy czarodziei, bo nigdy takiej w mugolskim świecie nie widział. Była to mroczna alejka, na wzgórzu, wokół znajdował się las, z którego dobiegało pohukiwanie sów. Przed nim malowało się kilka dużych budynków, wielkości dwupiętrowych domów. - Aleja Mogilna – wyjaśnił Lupin. Harry zauważył, że wciąż ma zaczerwienione oczy, tak jak Tonks. Budynki były niemal całe czarne, bez okien, ze szpiczastymi dachami. Były prawie tak dziwne, jak Nora. Do drzwi jednego z budynków, do którego zmierzali, prowadziły marmurowe schodki, a na ich szczycie siedział czarny kruk. Wyglądał dość przerażająco w tym mrocznym zaułku. - Witaj Howardzie – powitał go Lupin. Kruk zakrakał głośno, a Harry poczuł dreszcze. Coś w tych mrocznych lasach, ciemnych budynkach i nocnej ciszy go przerażało, bardziej niż cokolwiek, nawet Voldemort. Harry’ego zatkało i aż podskoczył. Tuż przed nim stał Snape. Nie, to nie Snape, powiedział sam do siebie w duchu, ale bardzo go przypominał. Był to bardzo wysoki mężczyzna w czarnej płachcie, z kapturem na głowie, z pod którego wystawały długie czarne włosy. - Witaj Harry Potterze – powitał go i skłonił się. - Dobry wieczór – powiedział zaskoczony Harry. - Harry, to jest Howard McRaven – powiedział Lupin – Jest animagiem. Mężczyzna jeszcze raz ukłonił się i otworzył drzwi posępnego budynku. W środku było jeszcze bardziej przerażająco. Znajdowali się w ciasnym holu, tak ciasnym, że musieli iść gęsiego, ale Harry zdołał się rozejrzeć. Wokół, na ścianach wisiały mroczne portrety, nierzadko przedstawiające śmierć, trupie czaszki, lub po prostu kościotrupy. - Co to za trupiarnia? – zapytał Harry Tonks. - Ciiiiiii - Chyba nie ma tu matki Syriusza, co? Hol wreszcie się skończył. Harry’ego aż zatkało; stanęli w jakimś salonie, ozdobionym przepięknym żyrandolem, eleganckimi dywanami, portretami (znów często ze śmiercią w roli głównej) i złotymi lampionami. W pokoju panował półmrok. - Harry – rozległ się ciepły głos, a Potter znów podskoczył. Albus Dumbledore stał przed nimi i patrzył na Harry’ego z uśmiechem. - Co to za dom? – spytał ze strachem Harry - To pałac Salazara Slytherina – wyjaśnił McRaven – Mieszkałem w nim przez jakiś czas, więc poleciłem go Dumbledore’owi. Harry cofnął się kilka kroków. - Ale to znaczy, że jesteś jego dziedzicem! – wykrzyknął Harry. McRaven się uśmiechną. - Jestem jego prawnukiem – rzekł McRaven – Powiesz, że od trzystu lat powinienem nie żyć? Prawdopodobne. Harry roześmiał się i natychmiast się uszczypnął. Poczuł ból, ale wcale mu to nie pomogło; wciąż uważał, że śni. Ten człowiek powinien nie żyć od wieków! - Harry – powiedział Dumbledore – To w istocie upiorne miejsce, ale chronione lepiej niż poprzednia kwatera. No i nie będziesz sam, bo w tym domu mieszkają członkowie Zakonu. Harry zemdlał. *** |
![]() ![]() ![]() |
Katarn90 |
![]()
Post
#2
|
Czarodziej Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 826 Dołączył: 13.07.2005 Płeć: Mężczyzna ![]() |
dzięki za komenty. opowiadanie powoli zmierza ku końcowi i zaraz się połapiecie dlaczego.
Next part - Co pan podejrzewa, panie dyrektorze? - Podejrzewam, że ktoś się pode mnie podszył, Severusie – wyjaśnił spokojnie dyrektor – Ktoś sporządził eliksir wielosokowy, ktoś z Zakonu, ma się rozumieć, skoro ma najważniejszy składnik: część mnie. Dumbledore powiedział to wszystko tak spokojnie, jakby spodziewał się tego od dawna. Harry rzucił wściekłe spojrzenie Lucjuszowi Malfoy’owi i był pewien, że to jego sprawka, choć nie potrafił tego udowodnić. - Myślę, że pan Potter powinien odejść – odezwał się Malfoy. *** - Dzień dobry – powiedział Harry i usiadł przy stole, obok McRavena. Mężczyzna właśnie kończył tosta. Harry, który przez całą noc nie spał, postanowił spróbować porozmawiać z animagiem o wczorajszym wydarzeniu. - Ach, to ty – rzekł nieprzytomnie animag – Witaj, Harry Potterze. Pyszne tosty, polecam! - Eee... dziękuję – odparł zaskoczony Harry. Nie o tym chciał porozmawiać. - Albus opowiadał mi o twoich podejrzeniach co do mnie – rzekł McRaven, a Harry poczuł, że mu głupio. - No ja w tej sprawie – odpowiedział Potter i podał rękę animagowi – Zacznijmy wszystko od początku. Harry Potter. - Howard McRaven – mruknął czarodziej i uścisnął dłoń Harry’ego. Potter chwycił tosta i zaczął go szybko jeść. Kiedy przełknął ostatni kęs, zwrócił się do Macravena. - Ufam panu i dlatego chciałem o czymś powiedzieć – rzekł Harry. - Słucham. - Wczoraj...ee....pan wie co się stało, prawda? – zapytał nieśmiało Potter. - Chodzi o tę dziewczynkę? Żal mi jej – dodał – Chodzi do Gryffidoru, prawda? Tak, jak ja kiedyś – mruknął McRaven. - Tak. Uważam, że tym kto podszył się pod dyrektora, był Lucjusz Malfoy – wypalił od razu Harry i zdziwił się, gdy McRaven nawet nie zareagował. Wpatrywał się tępo w swojego tosta i dopiero po chwili przemówił. - Możliwe. Harry wybałuszył na niego oczy. Kolejny raz Howard wyrobił sobie inną niż poprzednio opinię u Pottera. Chłopak patrzył podejrzliwie na Macravena, ale ten wciąż przypatrywał się kanapce, by w końcu ją rzucić i wstać. - Muszę iść – powiedział cicho i wstawszy, wyszedł do przedpokoju. - No to do widzenia – rzekł Harry i wyszedł do salonu, gdzie spotkał Rona, który właśnie wstał, bo miał na sobie jeszcze spodnie od piżamy. Kolejne przedpołudnie minęło obu chłopcom na podejrzewaniu kogokolwiek o podszywanie się pod Dumbledore’a. W pałacu było bardzo mało osób, ale mimo to Harry nie odważył się włamać do pokoju, gdzie dyrektor umieścił wczoraj Hermionę. Prawdopodobnie Dumbledore podejrzewał, że ktoś miał na celu sprowadzenie tu dziewczyny, choć Harry nie bardzo wierzył w taką wersję. *** Harry obudził się około popołudnia (ciężko było to stwierdzić z powodu wiecznej nocy), bo ktoś zbyt głośno rozmawiał w salonie. Chłopak położył się spać godzinę temu, ale mimo to czuł się niewyspany. Przetarł oczy i wyszedł za próg, by stwierdzić kto tak głośno rozmawia. Harry wiedział, że obecnie w pałacu są tylko: on z Ronem, Hermiona i Malfoy’owie i chyba to najbardziej napawało go strachem. Potter rozejrzał się po korytarzu na piętrze i skierował się ku schodom. Teraz mógł dokładnie usłyszeć głos Howarda McRavena, mówiący coś szybko i przeplatający się z innym, zimnym głosem. Harry stanął na najwyższych stopniach schodów i wychylił się, by zobaczyć rozmówców. Zobaczył klęczącego Macravena przed kominkiem, w którym najwyraźniej widniała czyjaś głowa. Najwyraźniej, bo Harry nie widział twarzy przybysza. - Panie McRaven? – zapytał głośno chłopak i zszedł kilka stopni niżej. W tej samej chwili głowa w kominku znikła, a McRaven poderwał się szybko z podłogi. - Eee...Harry – zaczął niepewnie, co do niego nie pasowało– Muszę z tobą porozmawiać. - Słucham? – zapytał obojętnie Potter, ale coś w głosie Macravena zaniepokoiło go bardzo. Może ten strach i niepewność? - Nie tutaj – mruknął stanowczo mężczyzna i wskazał drzwi, do jednego z przybocznych pokoi kuchni. Harry posłusznie zszedł ze schodów i skierował się ku drzwiom. McRaven ruszył za nim, teraz już nieco pewniej, a kiedy znaleźli się w pokoju, zatrzasnął drzwi. Był to najbrzydszy pokój w tym domu. Na środku stało wielkie, drewniane biurko, zawalone papierami, po bokach znajdowały się stare i zakurzone regały z jakimiś księgami. Nie było okien. - Usiądź. Harry zapadł się w pogryziony przez mole fotel, obok jednego z regałów. Czuł się bardzo niepewnie i w tej chwili bardzo chciał, by obok niego był ktoś z Zakonu. Ktoś oprócz McRavena, oczywiście. - Chciałem cię o coś zapytać – rzekł animag i usiadł naprzeciwko Harry’ego, po prawej stronie biurka – Czy ty pamiętasz treść przepowiedni? - Przepowiedni? – zapytał Harry głupio, choć dobrze wiedział o co chodzi. Odruchowo ścisnął kieszeń, w której znajdowała się różdżka. Przypomniały mu się słowa dyrektora: ”Nie chcę, byś komuś mówił o przepowiedni, Harry, a i ja nikomu nie wyjawię jej treści”. Dumbledore pozwolił wtedy Harry’emu powiedzieć o niej tylko Hermionie i Ronowi, i to tylko wtedy, gdy będzie na to gotowy. A nie był. Dlaczego McRaven chce znać jej treść? Potter był pewien, że Dumbledore dotrzymał obietnicy, ale nie powiedział, czy Harry może wyjawić jej treść komuś z Zakonu. - Dlaczego pan pyta? – zapytał sprytnie Harry. - To bardzo ważne sprawy dla Zakonu – wyjaśnił pospiesznie McRaven - Chyba rozumiesz. Harry wsadził powoli rękę do kieszeni. Jego obawy wobec animaga powróciły i dały mu dużo do myślenia. Potter już ściskał różdżkę i był gotów użyć jej w każdym momencie. - Nie mogę panu o tym powiedzieć – odparł sucho Harry. - Ach – McRaven wydał się bledszy i trochę szczuplejszy – Nie przypominasz sobie żadnego słowa? Harry znów zamarł. Jeśli powie, że zapamiętał, ale nie chce powiedzieć, to McRaven może użyć kiedyś veritaserum. - Nie pamiętam. - Możesz wyjść – szepnął zrezygnowany McRaven. Harry wiedział co ma zrobić. Wiedział, że żaden prawdziwy członek Zakonu nie zachował by się tak, jak McRaven teraz. Potter chciał już ruszyć do swojego pokoju, by tam poczekać na Dumbledore i powiedzieć mu wszystko, gdy nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Przypomniały mu co mówił Ron, kilka lat temu, gdy Harry odkrył, że potrafi rozmawiać z wężami. Wszyscy wtedy uważali, że Potter jest dziedzicem Slytherina, bo był wężousty. „To znaczy, że McRaven, skoro jest prawdziwym dziedzicem tego pałacu, potrafi rozmawiać z wężami”, pomyślał Harry i cofnął się do pokoju. Od początku podejrzewał podstęp, skąd McRaven miał tak wielki pałac i to nagle w chwili, gdy Zakon potrzebuje nowej kwatery? „Gryffindor”, podpowiedział mu jakiś głosik w głowie i Harry nagle zrozumiał. McRaven nie mógł chodzić do Gryffindoru, jak powiedział dziś, skoro jest dziedzicem, Slytherina. Kłamał. Umysł Harry’ego w tej chwili przypominał piłeczkę do ping-ponga, która, gdy jest zgnieciona, po wrzuceniu do gorącej wody, odgina się. Był jeden sposób, by sprawdzić, czy McRaven jest oszustem. Harry otworzył mocno drzwi i stanął w progu tegoż obskurnego pokoju. McRaven siedział, tak jak wtedy, gdy Harry opuszczał pokój. - Coś jeszcze Harry? – zapytał, siląc się na uprzejmość, animag. Potter zacisnął mocno powieki i zaczął się skupiać. McRaven przypatrywał mu się podejrzliwie, gdy nagle Harry wysyczał. - Kim jesteś? Otworzył oczy. McRaven wpatrywał się w niego z wybałuszonymi oczami. - Słucham? Ten post był edytowany przez Katarn90: 18.11.2005 22:52 |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 03:39 |