Aleja Mogilna [zak] do LW, przed szóstym tomem, ale bez spojlerów
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Aleja Mogilna [zak] do LW, przed szóstym tomem, ale bez spojlerów
Katarn90 |
![]()
Post
#1
|
Czarodziej Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 826 Dołączył: 13.07.2005 Płeć: Mężczyzna ![]() |
Jeszcze raz próbuje swoich sił w pisaniu opowiadań kilkuczęsciowych. Historia opowiada o wakacjach między 5 a 6 tomem, ale bez spojlerów. W związku ze słowami krytyki postanowiłem nie angażować bety, tylko poprostu pisać bez błędów i mam nadzieje, że mi się to udało.
Część 1 Wojna. Tak w skrócie można opisać to, co działo się przez ostatni miesiąc. Kolejne wieści o zaginięciach i mordach, dokonanych przez popleczników Voldemorta, paraliżowały społeczność czarodziei. Dursley’owie przestali już udawać przed sąsiadami, że Harry nie istnieje. Głównie dlatego, iż były już dwa ataki na Harry’ego, które walnie przyczyniły się do zdemolowania ulicy. Za pierwszym razem, dementorzy znów pojawili się na Privet Drive 4, ale na szczęście zareagował szybko Sturgis, który miał straż tej nocy. Kilka dni później, pięciu śmierciożerców podpaliło sąsiedni dom, sądząc, że tam mieszka Harry. Mieszkańcy ciężko ranni, zostali przewiezieni do szpitala. Sam Harry, miał dość zamknięcia w domu wujostwa. W pierwszych dniach sierpnia Harry został przeniesiony do kwatery głównej Zakonu Feniksa. Sami Dursley’owie dostali bilet na Hawaje, gdyż i oni byli w niebezpieczeństwie, w związku z krewniakiem. Od kilku dni Harry zostawał niemal sam w kwaterze. Rzadko kiedy, ktoś z Zakonu odwiedzał kwaterę, która i tak, po śmierci Syriusza, ma być zniszczona. Nowa kwatera znajduje się w tajnym miejscu, ale mają do niej dostęp tylko członkowie Zakonu. *** Harry Potter kończył pisać wypracowanie na eliksiry, kiedy w kwaterze rozległo się głośnie pukanie. Harry mieszkał na dole, tam, gdzie kiedyś odbywały się zebrania. Kwatera była o wiele lepszym miejscem, niż Privet Drive, ale przebywanie w tym domu sprawiało mu ból, bo przypominało Syriusza. Harry zamknął książkę i zszedł po schodach, uważając, by nie obudzić portretu pani Black. Pukanie nie ustawało, więc Harry przyspieszył i po chwili staną przed drzwiami. - Otwórz Harry! – rozległ się poirytowany głos Remusa Lupina. Chłopak odetchną z ulgą i otworzył drzwi. Remus miał na sobie sweter, więc Harry od razu zgadł, że przyczyną tej irytacji, był panujący upał. Potter nie mógł wychodzić z domu i szczerze mówiąc dopiero teraz uświadomił sobie, że na polu jest ciepło. - Witaj Harry – powiedział Remus i wszedł do środka, rozkoszując się panującym chłodem – Mam dla ciebie jedzenie – dodał kładąc na stole wielką papierową torbę. Harry zobaczył wystające z niej pieczywo. - Ma pan dla mnie gazetę, panie profesorze? – zapytał Harry. Od dawna próbował namówić kogokolwiek na prenumeratę „Proroka”, ale zakazano mu tego, sądząc, że sowa przylatująca z pocztą, może zwrócić czyjąś uwagę. - Nie, ale sam ci wszystko opowiem – rzekł Lupin, a chłopcu zdawało się, że wyczuł zmęczenie w jego głosie. - Dlatego pan przyszedł, prawda? – zapytał Harry – Chcą znów coś ze mną zrobić? Lupin, który wypakowywał zakupy z torby zamarł. - Tak – przyznał powoli – Dumbledore podjął kolejne decyzje. Nie możesz tu zostać – dodał patrząc chłopcu prosto w oczy. Harry poczuł, że mu niedobrze, ale nie dał nic po sobie poznać. Te przeprowadzki bardzo źle wpływały na jego samopoczucie; Harry od dawna nie widział swoich przyjaciół, nie spotkał nawet samego Dumbledore’a, któremu tak bardzo chciał się pożalić. - To mnie męczy – wyznał chłopiec padając na krzesło, obok Lupina – Chciałbym zobaczyć Rona, Hermionę, nawet Nevilla. Kogokolwiek. Lupin wyglądał na zatroskanego. Żal mu było tego chłopca, szczególnie po tym co przeszedł w czerwcu, po zajściu w ministerstwie, po utracie Syriusza. Lupin skarcił się w duchu, „nie myśl o nim” powiedział cicho. Tak samo jak Harry’emu, Remusowi każde wspomnienie przyjaciela sprawiało ból. Poczuł, że coś ściska mu gardło, a do oczy cisnął się łzy; zamrugał szybko, nie chcąc by chłopak to zobaczył. Tak naprawdę Remus od czerwca myślał niemal wyłącznie o odejściu Syriusza. Pamiętał sam moment, kiedy przyjaciel wpadł za zasłonę. To było takie dziwne: nie pożegnali się, Lupin nie płakał, był po prostu zszokowany. Dopiero po kilku godzinach od całego zajścia uświadomił sobie, co stracił. Kogo stracił. Ból był tak przeogromny, że mężczyzna stracił chęć do czegokolwiek. Przysunął się bliżej Harry’ego; Poczuł się trochę, jak sam Potter, odrzucony. Dumbledore chyba to wyczuł, bo Remus od czerwca miał tylko jedno zadanie: sprawić, żeby Harry nie umarł z głodu. - Harry – zaczął ochrypłym głosem – musisz się stosować do rozkazów. - Ale ja tu jestem bezpieczny! – krzyknął Harry. Lupin ucichł, nie wiedząc, jak wiele może powiedzieć chłopcu. - On się dowiedział – rzekł w końcu zbolałym głosem. Harry drugi raz poczuł, że mu niedobrze. - Gdzie będę mieszkał? – zapytał Harry, wstając. - Usiądź – powiedział Lupin. Harry usiadł. - Pomieszkasz tu jeszcze kilka dni – rzekł Lupin – A potem wrócisz do szkoły. Ale jest coś jeszcze... – urwał, bo znów poczuł, że coś ściska mu gardło. Zdołał się już przyzwyczaić do swego partnera, a los zabrał mu go. To był wielki czarodziej. – Alastor Moody zmarł – powiedział cicho Remus, a Harry zbladł. - Zmarł? – powtórzył głucho. Kto jeszcze, ile jeszcze osób umrze, nim to wszystko się skończy? - Właściwie nie, został zamordowany – mruknął Remus i usiadł w fotelu. Był bardzo słaby. Harry był blady jak upiór, kiedy podszedł do Lupina. Nawet błysk ognia nie dodawał jego skórze koloru. - Kto? – zapytał krótko Harry. - Sam Voldemort - szepnął Lupin cicho – Byłem z nim. Do końca. Osaczył nas na moście, uniemożliwił ucieczkę. Oszołomił mnie, wyraźnie chodziło mu o Alastora. Chyba użył Sectusempry– Lupin ukrył twarz w rękach, ale nie płakał. To był zbyt mocny, zbyt świeży ból, żeby płakać. Z czasem to minie, ale na to trzeba było czasu. Harry dobrze o tym wiedział. Często płakał za normalnym życiem, za nauką; ciężko mu było wyobrazić sobie, że jeszcze pół roku temu, był normalnym uczniem, a jego głównym problemem były zadania domowe. Oddał by wszystko, żeby cofnąć czas. Wszystko, żeby nie zabić Syriusza i nie zamienić swego życia w piekło. *** Kwatera Główna Nowego Zakonu Feniksa, była szczelnie ukryta, tak jak i poprzednia. Harry miał zawiązane oczy, żeby nie widzieć, gdzie się ona znajduję. - Przecież nie jestem zdrajcą! – krzyknął, kiedy Lupin założył mu opaskę. - Ale jesteś człowiekiem, na którego można rzucić zaklęcie Imperius – wytłumaczyła cierpliwie Tonks. Przez całą drogę mało rozmawiali. Kiedy znaleźli się na miejscu, Tonks zdjęła mu opaskę. To był bardzo dziwny widok. Harry był pewien, że znajdują się na ulicy czarodziei, bo nigdy takiej w mugolskim świecie nie widział. Była to mroczna alejka, na wzgórzu, wokół znajdował się las, z którego dobiegało pohukiwanie sów. Przed nim malowało się kilka dużych budynków, wielkości dwupiętrowych domów. - Aleja Mogilna – wyjaśnił Lupin. Harry zauważył, że wciąż ma zaczerwienione oczy, tak jak Tonks. Budynki były niemal całe czarne, bez okien, ze szpiczastymi dachami. Były prawie tak dziwne, jak Nora. Do drzwi jednego z budynków, do którego zmierzali, prowadziły marmurowe schodki, a na ich szczycie siedział czarny kruk. Wyglądał dość przerażająco w tym mrocznym zaułku. - Witaj Howardzie – powitał go Lupin. Kruk zakrakał głośno, a Harry poczuł dreszcze. Coś w tych mrocznych lasach, ciemnych budynkach i nocnej ciszy go przerażało, bardziej niż cokolwiek, nawet Voldemort. Harry’ego zatkało i aż podskoczył. Tuż przed nim stał Snape. Nie, to nie Snape, powiedział sam do siebie w duchu, ale bardzo go przypominał. Był to bardzo wysoki mężczyzna w czarnej płachcie, z kapturem na głowie, z pod którego wystawały długie czarne włosy. - Witaj Harry Potterze – powitał go i skłonił się. - Dobry wieczór – powiedział zaskoczony Harry. - Harry, to jest Howard McRaven – powiedział Lupin – Jest animagiem. Mężczyzna jeszcze raz ukłonił się i otworzył drzwi posępnego budynku. W środku było jeszcze bardziej przerażająco. Znajdowali się w ciasnym holu, tak ciasnym, że musieli iść gęsiego, ale Harry zdołał się rozejrzeć. Wokół, na ścianach wisiały mroczne portrety, nierzadko przedstawiające śmierć, trupie czaszki, lub po prostu kościotrupy. - Co to za trupiarnia? – zapytał Harry Tonks. - Ciiiiiii - Chyba nie ma tu matki Syriusza, co? Hol wreszcie się skończył. Harry’ego aż zatkało; stanęli w jakimś salonie, ozdobionym przepięknym żyrandolem, eleganckimi dywanami, portretami (znów często ze śmiercią w roli głównej) i złotymi lampionami. W pokoju panował półmrok. - Harry – rozległ się ciepły głos, a Potter znów podskoczył. Albus Dumbledore stał przed nimi i patrzył na Harry’ego z uśmiechem. - Co to za dom? – spytał ze strachem Harry - To pałac Salazara Slytherina – wyjaśnił McRaven – Mieszkałem w nim przez jakiś czas, więc poleciłem go Dumbledore’owi. Harry cofnął się kilka kroków. - Ale to znaczy, że jesteś jego dziedzicem! – wykrzyknął Harry. McRaven się uśmiechną. - Jestem jego prawnukiem – rzekł McRaven – Powiesz, że od trzystu lat powinienem nie żyć? Prawdopodobne. Harry roześmiał się i natychmiast się uszczypnął. Poczuł ból, ale wcale mu to nie pomogło; wciąż uważał, że śni. Ten człowiek powinien nie żyć od wieków! - Harry – powiedział Dumbledore – To w istocie upiorne miejsce, ale chronione lepiej niż poprzednia kwatera. No i nie będziesz sam, bo w tym domu mieszkają członkowie Zakonu. Harry zemdlał. *** |
![]() ![]() ![]() |
Katarn90 |
![]()
Post
#2
|
Czarodziej Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 826 Dołączył: 13.07.2005 Płeć: Mężczyzna ![]() |
cholera! skasowało posty!! dobra, wiem, że się wam podobało, wrzucam jeszcze raz ostatnią część i przypominam, że powstaje druga część. Opowiada ona o mrocznych czasach (Voldemort rządzi światem) i o poszukiwaniach Mcravena.
Harry poczuł falę gorąca na twarzy. Musi komuś o tym powiedzieć, a najlepiej Dumbledore’owi. Jak mogli do tego dopuścić? Jak mogli zostawić Harry’ego niemal samego, z Malfoy’ami i kimś kto podszywa się pod właściciela domu? Chłopak cofnął się kilka kroków i po raz kolejny doznał niemałego szoku. TYLKO dziedzic Slytherina wie, gdzie znajduje się jego pałac, jest jego Strażnikiem Tajemnic. Skoro McRaven nie jest dziedzicem, to musiał dowiedzieć się o pałacu od prawdziwego potomka Slytherina, jedynego znanego Harry’emu – od Voldemorta. Potter cofnął się za próg i już miał zamknąć drzwi, kiedy McRaven pojął wreszcie o co chodziło chłopcu. Zerwał się z fotela tak szybko, że Harry zdążył zrobić tylko kilka kroków w tył, ale i to nie wystarczyło. Mężczyzna chwycił Harry’ego za szyję i rzucił na podłogę. Potter poczuł palący ból w plecach i wściekłość. - Ty... – wycharczał Potter – Jak to zrobiłeś? McRaven stanął na ręce Harry’ego, tak, że podeszwa boleśnie wbiła się w jego dłoń. Potter krzyknął dziko i spojrzał z nienawiścią na animaga. - Zabiją cię, gdy tylko się dowiedzą – warknął Harry. McRaven nachylił się i spojrzał Potterowi prosto w oczy. - A kto ci uwierzy? – szepnął i wyjął różdżkę – Przykro mi, Harry Potterze, będę musiał usunąć ci pamięć - dodał przyciskając różdżkę do czoła chłopca. - Nie – rzekł przerażony Harry. Wiedział, że mocne zaklęcie pamięci może trwale uszkodzić mózg. A wtedy McRaven, w oczach innych niewinny, mógłby zrobić coś Hermionie czy Ronowi, którzy z pewnością domyślą się losu Harry’ego. Wolał umrzeć. - Chyba nie chcesz, żeby twoje życie zamieniło się w piekło? – zapytał zjadliwie McRaven. Harry, któremu przygnieciona dłoń już drętwiała, zdecydował się na dość ryzykowny ruch. Szarpnął mocno ręką, strącając z siebie McRavena, poderwał się w górę i sięgnął do kieszeni po różdżkę. Zaskoczony animag stracił równowagę i upadł na ziemię, lecz zanim to zrobił, zdążył wyciągnąć różdżkę. Harry utrzymał równowagę i celował w przeciwnika, który, ku jego zdumieniu, celował w niego. Chłopak nie powstrzymał szczerego zdumienia. - Sprytny chłopiec – pochwalił go McRaven. Był wściekły, ale na jego twarzy malował się wyraz chorej satysfakcji. Dyszał głośno i wciąż celował w Harry’ego, ale po dłuższej chwili wpatrywania się w ofiarę, znieruchomiał. Zaskoczony Potter odwrócił szybko głowę i ujrzał Rona na schodach. Chłopiec celował w McRavena. - Nie ruszaj się – wycedził Ron oschle i zrobił kilka kroków do przodu. - Wy, dzieciaki, zdaje wam się, że wszystko umiecie – syknął McRaven ze złości, ale nie opuścił różdżki – Nikogo nie ma, nikt wam nie uwierzy – dodał z uśmiechem szaleńca, co całkowicie do niego nie pasowało. Ale Harry na to nie zważał. Nie bardzo dotarło też do niego przyjście Rona, bo nagle zdał sobie z czegoś sprawę – nie są sami w domu. Malfoy’owie, choć Harry im nie ufał, cieszyli się poparciem Dumbledore’a. Potter zerknął na Rona, który celował w McRavena, wciąż ze schodów. - Panie Malfoy! – krzyknął Harry głośno – Szybko! Zdrajca! Ron popatrzył na niego, zszokowany. Harry, przekonany, że teraz zdołają szybko zawiadomić Dumbledore’a, jeszcze nigdy nie ucieszył się tak, na widok Lucjusza Malfoy’a, który właśnie wbiegł do salonu z korytarza, który prowadził do drugiego domu. - Co tu się...? – Malfoy urwał, zaskoczony powagą sytuacji i, po krótkiej ocenie sytuacji, wyciągnął różdżkę. Mężczyzna podszedł do McRavena, który zdawał się w ogóle nie interesować jego przyjściem, i stanął obok niego. - NIE! – ryknął Harry i, tak jak Ron, wycelował teraz w Malfoy’a. - Ty zdrajco! – krzyknął Ron, kiedy Malfoy skierował ku niemu różdżkę. Malfoy zarechotał i wymienił szybkie spojrzenie z McRavenem. Harry poczuł niewyobrażalny gniew z powodu swej bezsilności. - A Dumbledore wam ufał! – zawył zbolałym głosem – Chcecie nas zabić? - O nie, chłopcze – wyszeptał McRaven – Chcemy uciec. Mamy już sporo informacji dla Czarnego Pana. Harry miał wielką ochotę rzucić na nich zaklęcie zabijające. Jak Dumbledore mógł do tego dopuścić? Dlaczego zostawił ich samych ze zdrajcami? Potter poczuł nienawiść do dyrektora, który nie po raz pierwszy go zawiódł. - Nigdzie nie wyjdziecie – rzekł Harry, drżącym z emocji głosem. - Musisz zrozumieć, panie Potter – powiedział Malfoy z drwiącym uśmieszkiem – Że Dumbledore popełnił wielki błąd ucząc ciebie tak bezczelnej arogancji. Powiem inaczej: Albo my wyjdziemy, albo wy umrzecie. Choć, nie, bo gdy umrzecie, to i tak uciekniemy – dodał i zarechotał. Ron i Harry wymienili szybkie spojrzenia. Potter cały czas opracowywał plan ucieczki, ale w tym momencie poczuł, że ma pustkę w głowie. - Jeden ruch, a zginiesz – powiedział, kiedy McRaven zrobił krok w kierunku pokoju Hermiony. McRaven uśmiechną się jadowicie. - EXPELLIARMUS! – ryknął Malfoy tak niespodziewanie, że zaklęcie trafiło Harry’ego prosto w pierś. Chłopak poczuł potężne uderzenie i zobaczył, jak jego różdżka, która przed chwilą była w jego dłoni, leci ku Malfoy’owi. Ron krzyknął i podbiegł do Harry’ego, w ostatniej chwili ratując go przed upadkiem. Niestety, tym samym pozwolił McRavenowi na ucieczkę. Harry przetarł oczy i rozejrzał się po salonie. Upiorne postacie na obrazach przyglądały się całej scenie. Malfoy wciąż celował w chłopców, ale nigdzie nie było McRavena. Harry wyrwał się z rąk Rona i stanął wyprostowany. Ron wciąż trzymał swoją różdżkę, choć teraz mniej pewnie, jakby bał się, że i jemu ją odbiorą. - Zostawił cię – syknął Harry – Uciekł bez ciebie, twój przyjaciel. Malfoy uśmiechnął się. Harry miał odpowiedzieć tym samym, gdy nagle do salonu wkroczył Howard Mcraven. Ale nie był sam, obok niego szedł Draco Malfoy, z dumnie podniesioną głową, a na ramionach animaga wisiała... - Hermiona!! – ryknął Harry. Poczuł, jakby tonął w lodowatej pustce, a nogi ugięły się pod nim. Nie, nie mogą nic jej zrobić, nie mogliby! Draco obrzucił go chłodnym spojrzeniem i stanął obok ojca. - No więc tak – zaczął wesoło McRaven – Jesteście prawie dorośli, więc będę z wami negocjował, jak z ludźmi dojrzałymi. Panna Granger przeżyje, jeśli pozwolicie nam odejść i zmienić sobie pamięć, a także zabrać nam wasze różdżki. Harry poczuł mocny ucisk w żołądku – „Panna Granger przeżyje...” - Jeśli włos jej z głowy spadnie – zaczął roztrzęsiony – To zamorduję cię, plugawy sługusie mordercy. Zamorduję. Jeśli Harry przedtem był wściekły na zdrajcę, to teraz opanowała go furia. Nie potrafił sprawnie myśleć, a w głowie kołatała mu się jedna myśl: uratować Hermionę, zabić McRavena. Howard spojrzał pytająco na Pottera. - Nauczymy cię kultury, Harry Potterze – rzekł McRaven i zanim on, czy Ron, zareagowali, pochylił się nad Hermioną i szepnął coś. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i rozejrzała się niepewnie po pokoju. - Harry, naucz się ładnie odzywać – szydził McRaven – Przykro mi, panno Granger – dodał i wycelował w nią różdżkę. Harry ryknął i skoczył do przodu, ale Lucjusz Malfoy doskoczył do niego i przystawił mu różdżkę do szyi. - Jeden krok, panie Potter, jeden krok... Hermiona chyba pojęła całą sytuację, bo zbladła i spojrzała błagalnie na swego kata. - Proszę, dlaczego ja? Proszę.... - CRUCIATUS!! Harry nie wiedział, co czuje teraz Ron, ale sam nie mógł nie poczuć przyspieszonego bicia serca i krzyknął ze złości. Najlepsza przyjaciółka Harry’ego wrzasnęła dziko i upadła, pokrzywiona z bólu, na podłogę. Tarzała się na niej, wyjąc w niebogłosy, dopóki animag nie cofnął klątwy. - Fajny odgłos – rzekł McRaven z uśmiechem, patrząc na Malfoy’a – Jak zarzynana świnia. Łzy cisnęły się do oczu Pottera, łzy żalu i wściekłości. - Dobrze!! Mcraven i Malfoy spojrzeli na Harry’ego, zaskoczeni. Ale on nie mógł już tego znieść, i tak wszystkiemu winien jest Dumbledore. Draco popatrzył z ciekawością na niego. - Uciekajcie – powiedział Harry słabym głosem - Uciekajcie, tylko zostawcie ją w spokoju. Potter spojrzał na skatowaną Hermionę, która wciąż leżała na podłodze. Ron otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie odezwał się. McRaven i Malfoy’owie, wciąż celując w Hermionę wycofali się do korytarza. Harry zrobił kilka kroków w przód i nadal obserwował uciekającą trójkę. McRaven uważnie wpatrywał się w Harry’ego i już po chwili staną przed drzwiami. Harry, który już nie wierzył, by udało się złapać złoczyńców, w jednej sekundzie dostał szansę dokonania tego. McRaven odwrócił się plecami, by otworzyć drzwi, a Harry zareagował natychmiast. - RON!! – krzyknął głośno, a Ron, który także zauważył błąd animaga, ryknął, zanim ten się odwrócił. - DRĘTWOTA! Całkowicie zdezorientowani Malfoy’owie mogli tylko patrzeć, jak McRaven całym ciałem uderza w ścianę i upada na podłogę, pokrytą grubym dywanem. Z jego nosa poleciała strużka krwi. Lucjusz natychmiast otworzył drzwi i wybiegł na pole. - SZYBKO!! Harry i Ron w sekundzie podbiegli do drzwi i wypadli na podwórze. Było bardzo ciemno, księżyc świecił blado, a z pobliskiego lasu dobiegało pohukiwanie sów. Ron dopiero po chwili wychwycił wzrokiem uciekających Malfoy’ów. - TAM!! Obaj zbiegli po ciemnych schodach i ruszyli po trawniku w stronę mrocznych lasów, mając tuż przed sobą Malfoy'ów. Harry przyspieszył, wiedząc, że w lesie, obaj będą mogli się aportować. Ron ledwo dotrzymywał mu kroku, a Harry wciąż biegł, i był już tak blisko Malfoya. Teraz słyszał jego kroki, jego oddech i w końcu wyciągnął rękę... ŁUP! Harry chwycił Lucjusza za kołnierz i obaj przewrócili się boleśnie, bo w pełnym biegu. Ron podbiegł do Dracona i przewrócił go na ziemię. Harry słyszał, że młody Malfoy się nie poddawał, bo Ron krzyknął z bólu, ale było tak ciemno, że sam nie mógł mu pomóc. Chwycił Malfoy’a za gardło i przyciągnął do swojej twarzy. - Zapłacisz za to – wrzasnął Harry i przycisnął różdżkę, którą odebrał mu, do jego czoła. - Zrób to, Potter – wycharczał Malfoy – Pokaż, że potrafisz, zrób to. Harry przyłożył różdżkę do skroni przeciwnika. Jego gniew był zbyt duży, nie po tym jak potraktował Hermionę. - Avada.... – wyszeptał, ale nie mógł zdobyć się na dokończenie. Nie, tak nie rozwiąże sprawy, będzie tego żałował, będzie za to ukarany. - Nikt nie zasługuje na śmierć. Słyszysz? NIKT!! – wrzasnął do niego Potter i wstał, wciąż celując różdżką. Obok Ron leżał przygnieciony i prawdopodobnie nieprzytomny, a nad nim stał Draco Malfoy. - No, no, Potter – powiedział Draco, wyczerpany walką – Oddaj mi ojca, to oddam ci Weasleya. - Zastanów się, co robisz – rzekł powoli Harry – Zastanów się. Lucjusz spoglądał niespokojnie na sylwetki obu uczniów. - Zabij go, Draco – powiedział Lucjusz - Zabił go, tak jak cię uczyłem. Harry poczuł strach i przeniósł różdżkę z Malfoy’a na jego syna. Draco zrobił kilka kroków w ciemnościach. Nagle Potter, oprócz pohukiwania sów usłyszał coś jeszcze. Coś, co sprawiło, że zbladł i zamarł. Krakanie. Krakanie kruka. Wielki czarny kruk zatoczył koło nad pałacem i odleciał na tle bladego księżyca, tuż nad Harry’m, jakby drwiąc z niego. Jego czarne skrzydła raniły chmury, równymi cięciami. - Nie – wyszeptał Harry. Jak mógł o tym zapomnieć? Zostawił animaga samego w domu! - Zabij do, Draco – powtórzył Lucjusz, choć teraz z chorą wesołością w głosie – Zabij. Zabij go. To stało się w ułamku sekundy. Harry, który celował w Draco, poczuł, że Lucjusz wstał szybko i gwałtownie wyrwał Harry’emu różdżkę, równocześnie uderzając go w twarz. Potter poczuł palący ból na policzku i padł na trawę, oszołomiony tak nagłym zwrotem akcji. Lucjusz wycelował teraz w Rona, jednocześnie patrząc na syna. - Zabij go. TERAZ!! Draco zrobił kilka niepewnych kroków i stanął przed Harry’m. - Muszę – wyszeptał – Muszę. - Nie – zachrypiał Harry – Nie rób tego, nie niszcz sobie życia, w imię głupiej ideologii, nie. Ale wyglądało na to, że Draco podjął już decyzję. Harry kilkakrotnie stawał twarzą w twarz ze śmiercią, ale to było co innego. Poczuł pustkę i żal, że nie udało się złapać zdrajcę, że McRaven odleciał daleko, może nigdy go już nie złapią. Kiedy Draco wycelował w niego różdżkę, Harry był już niemal w obłędzie. I w tej chwili, przed swoją śmiercią, Harry powiedział coś, co wywołało dreszcze u Malfoy’a: - Draco....błagam.... Chłopak spojrzał na Harry’ego, tak jak nigdy na niego nie patrzył. Ze współczuciem. - Ty nic nie umiesz – warknął Lucjusz – Odsuń się!! Draco cofnął się, ale kiedy jego ojciec podniósł różdżkę i skierował ją ku Harry’emu, wreszcie zrozumiał. U boku ojca i tak czekała go śmierć, u boku Śmierciożercy, niech zrobi coś dobrego, choć raz niech uratuje Pottera. - AVADA KEDAVRA!! – ryknął Lucjusz. W tej samej chwili, Draco, nie wiedząc, jakie ojciec rzucił zaklęcie, zasłonił Harry’ego własnym ciałem. Ale było za późno na odwrót. Wybałuszył oczy na swego ojca, na sekundę przed tym, jak ten go zabił. Po polanie potoczył się szaleńczy krzyk. Lucjusz upadł na kolana i łkając, poczołgał się do martwego ciała syna. Harry z trudem podniósł się i wycelował różdżkę w Malfoy’a, choć był pewien, że jego już nie obchodzi własne życie. - Synku – łkał, przytulając martwe ciało Draco do piersi – Synku, przepraszam – zawył głośno, jakby miał nadzieję, że Draco zaraz się obudzi. Po jego policzkach polały się strumienie łez. Zanim Harry zareagował, stała się kolejna straszna rzecz. Ron, który gwałtownie wstał, i chciał wycelować w Malfoy’a, zamarł kiedy ten odwrócił się i z szaleńczym grymasem na twarzy skierował różdżkę ku niemu. Harry nie zdążył go powstrzymać. W szaleństwie, Lucjusz krzyknął coś, a zielony promień rozświetlił polanę, trafiając w pierś Rona, który wydał zduszony okrzyk i padł bez życie. - Harry! – rozległ się krzyk. Ale czyj? Potter upadł na kolana, nie docierało do niego, to co się stało. Lucjusz Malfoy przystawił sobie różdżkę do głowy, objął syna i popełnił samobójstwo, padając obok niego. Harry wciąż wpatrywał się tępo w przestrzeń, chciał wiedzieć co się dzieje, ale widział tylko jakieś zamglone postacie, przed nim. Czy Ron na pewno żyje? Czy został ranny? Nie....zaraz....Ron nie żyje. To było bardzo dziwne. Harry nie miał nawet siły płakać, wydawało mu się, że to sen. Bo to przecież nie jest prawdziwe? Dyrektor, blady i słaby, opadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Harry nawet nie miał siły wykrzyczeć mu wszystkiego, nie miał siły. Usłyszał cichy szloch Dumbledore’a, po raz pierwszy nie zatroskanie, tylko po prostu szloch. No tak, on też był człowiekiem, tylko Harry nie miał siły płakać. Bo po co? To wszystko jest jednym wielkim snem. A wszystko przez Dumbledore’a i przez tą całą wojnę. Harry spojrzał na martwe ciała Rona i Dracona; Bo tak to jest – w wojnie dorosłych giną dzieci. KONIEC> |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 03:17 |