Rozmowy Barowe - Spojler!!!
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Rozmowy Barowe - Spojler!!!
annie |
![]()
Post
#1
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 11 Dołączył: 19.11.2005 ![]() |
Coś dłuższego.
Korekta - Vilandra Trzymanie w "cuglach" - Ing Dziękuję, za cierpliwość i sugestie. A. Rozdział pierwszy. Wpatrywał się w bursztynowy płyn w szklance. Jeszcze ze dwie takie porcje i osiągnie błogosławiony stan zobojętnienia. Rzadko używał alkoholu jako środka znieczulającego, ale dziś miał ochotę się napić. Wszedł do pierwszej lepszej knajpy, zamówił whisky i usiadł w najciemniejszym kącie sali. Pogrążony w myślach, od czasu do czasu podnosił wzrok i obrzucał nielicznych gości ponurym spojrzeniem. Życie cuchnie, nie pamiętał gdzie to słyszał, ale trafnie oddawało sytuację, w której się znalazł. Jego życie cuchnęło na kilometr. Od ostatniego starcia ukrywał się w mugolskim świecie. Jak nisko upadłem. Przeklęty Dumbledore i ten genialny plan. Tym rozmyślaniom towarzyszył szmer przyciszonych rozmów i sącząca się z głośników cicha muzyka. Nie przeszkadzało mu to. Wzrokiem bez wyrazu przyglądał się kobiecie, która właśnie weszła. Ruchy jakby znajome. Kiedy zamawiała drinka, usłyszał jej głos… Głos z przeszłości – denerwujący, natrętny. Granger. Ze wszystkich miejsc na ziemi musiała trafić właśnie tutaj. Diabli nadali, zarejestrowała trzeźwa część jego umysłu. Wsunął się głębiej w kąt swojego boksu. Nie chciał, aby go zauważyła. Dostrzegł, że wybrała jakiegoś idiotycznego kobiecego drinka. Odprężył się lekko, kiedy omiotła salę spojrzeniem i skierowała do stolika. Po chwili znowu zesztywniał. Wybrała najbliższy wolny stolik i wbiła w niego wzrok. Niech to szlag! Zerkał na nią ukradkiem, zastanawiając się, co u diabła robiła w mugolskim Londynie w podrzędnej knajpie. Najbystrzejszy umysł Hogwartu. To, że jej nie znosił nie przeszkadzało mu doceniać jej inteligencji. Przymrużonymi oczami patrzył jak wstaje i kieruje się w jego stronę. Psiakrew, trzeba się jej pozbyć. *** Hermiona wracała z pracy. Była rozgoryczona. Ten stan utrzymywał się już od prawie roku. Dokładnie od zakończenia wojny z Voldemortem. I na dodatek zaczyna padać. Jak pech, to pech, pomyślała zrezygnowana. Weszła do najbliższej knajpy i zdecydowała się napić czegoś mocniejszego. Posiedzi, przeczeka deszcz i pomyśli. Chwila refleksji dobrze jej zrobi. Rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego stolika. Na ułamek sekundy zatrzymała wzrok na wtapiającym się w panujący w pomieszczeniu półmrok mężczyźnie. Zajmował boks w najciemniejszym kącie sali i przyglądał się jej. Ta sylwetka wyglądała znajomo. Odebrała od barmana zamówionego drinka i skierowała się do stolika, z którego miała najlepszy widok na ciemną postać. Powoli popijała swoją margeritę i usiłowała przypisać sylwetkę do twarzy. Gesty, ten ruch głową, profil! Snape. Nie, to nie możliwe. On nie żyje. Potrząsnęła głową. Ale… nigdy nie znaleziono ciała, tylko połamaną różdżkę i zakrwawione szaty. Ukrywa się. Dlaczego? Przecież… Przed oczyma stanęła jej jedna scena. *** - To pismo Severusa – mówiła do niej i do Remusa profesor McGonnagall. Trzymała w ręku krótką notkę informującą o najbliższych planach Voldemorta. Chwilę wcześniej poprosiła ich, by po zebraniu Zakonu pozostali dłużej. Chciała im coś pokazać. Wojna z Tym - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać trwała już dwa lata i właśnie wchodziła w decydującą fazę, kiedy sowy zaczęły przynosić Minerwie anonimowe listy, zawierające informacje o planowanych akcjach Voldemorta. Wyjaśniła, że z początku nie brała ich poważnie. Już nie ufała Snape’owi. Podejrzewała podstęp, ale dotychczas wszystko się zgadzało. Wybrała więc dwie osoby, które, jak wiedziała, były w stanie zaakceptować prawdę. Ta wiadomość wstrząsnęła nimi. Przecież Harry opowiedział im ze szczegółami, co zdarzyło się tamtej nocy, kiedy zginął Dumbledore. Tak jak wszyscy, uważali, że Snape to zdrajca. Tego wieczoru długo debatowali, czy ujawniać źródło informacji. Hermiona była temu przeciwna. Uważała, że bezpieczniej będzie zachować tożsamość informatora w tajemnicy. Były mistrz eliksirów wśród członków zakonu był równie znienawidzoną osobą jak Voldemort – gorzej – myśleli, że jest zdrajcą. Notki przychodziły regularnie do końca wojny i to między innymi dzięki nim zdołali pokonać Voldemorta. Zawsze wyprzedzali go o krok. A potem okazało się, że Snape zginął… *** Nie, nie zginął, otrząsnęła się ze wspomnień, chyba, że po dwóch drinkach mam halucynacje. Ponownie utkwiła oczy w czarnowłosym mężczyźnie. Zastanawiała się, czy do niego nie podejść, ale nie wiedziała jak on zareaguje. Z pewnością mnie rozpoznał. Zaczęły pocić się jej dłonie, a przecież nigdy nie była tchórzem. Jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, po czym zabrała swoją szklankę i podeszła do boksu, w którym siedział Snape. - Profesorze? - Odejdź, Granger. Postawiła drinka na stole i usiadła naprzeciw byłego nauczyciela. - Nie boisz się, Granger? – usłyszała zachrypnięty od alkoholu i nadmiernej ilości papierosów głos. Pominęła to milczeniem i tylko obrzuciła Snape’a ironicznym spojrzeniem. Prychnął zniecierpliwiony – Jestem mordercą, śmierciojadem, zapomniałaś? – uniósł szklankę w geście toastu – Twoje zdrowie, szlamo! Zabolało, szczególnie, że padło z ust szanowanego niegdyś profesora – Nie zmienił się pan – skomentowała. Była pewna, ze chciał się jej pozbyć. – Myśleliśmy, że pan nie żyje. Wykrzywił się szyderczo – Ja nie żyję, Granger. Dotarło? Chyba, że gryfońska Wiem –To- Wszystko wie lepiej – zasyczał. Słysząc te słowa, dziewczyna zamilkła. Kolejnego drinka wypili w kompletnym milczeniu. Ciszę między nimi przerywał tylko szczęk zapalniczki, kiedy przypalał jednego papierosa za drugim. Snape przypatrywał się dziewczynie poprzez siwy dym. Również na niej wojna odcisnęła swoje piętno. Zewnętrznie w ogóle się nie zmieniła, ale twarz miała tę prawie niezauważalną dojrzałość, którą mają tylko osoby znające smak ludzkich tragedii. W oczach czaił się cień, charakterystyczny dla tych, co za dużo widzieli i przeżyli. Jeszcze nie nauczyła się tego ukrywać. – Mugolski Londyn, Granger? A co ze wspaniałym czarodziejskim światem? - zdecydował się przerwać tę wygodną ciszę. Nie wyczuła w jego głosie zainteresowania, tylko obojętność. Ciekawe ile zdążył już wypić, zastanowiła się. Wzruszyła ramionami – Z wielu powodów, profesorze – nie miała ochoty rozmawiać z nim akurat na ten temat – A pan? – w chwili wypowiadania tych słów, wiedziała, że to najgłupsze z możliwych pytań. Przygotowała się na zjadliwy komentarz. Snape obrzucił ją tylko pustym spojrzeniem – Z wielu powodów, Granger. Znowu zapadła cisza. Rozmowa najwyraźniej im nie wychodziła. Wyglądało na to, że dobrze im się razem milczy. Pogrążeni, każde w swoich myślach, powoli popijali swoje drinki. Po jakiejś godzinie, Snape stwierdził, że ma już dość. Jest wystarczająco zalany by zasnąć bez problemu, a jednocześnie na tyle trzeźwy, aby dotrzeć do mieszkania. Podnieśli się równocześnie. Widocznie ona też ma już dość. - Panie przodem – przesadnie szyderczym gestem przepuścił ją przed sobą. Nie zwróciła na niego uwagi i po prostu podeszła do baru. Zapłaciła za swoje koktajle i nie oglądając się na niego wyszła na zewnątrz. Zdążyła zrobić trzy kroki, kiedy poczuła na ramieniu ciężką dłoń. - Tylko pamiętaj, Granger, nie widziałaś mnie. Umarłem, zrozumiałaś? – owionął ją oddech o zapachu whisky. Wzruszyła ramionami i tylko kiwnęła głową, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego mieszkania. Obróciła się tylko raz. Nadal stał przed pubem i patrzył jak odchodzi. Wtopiona w noc sylwetka szpiega. Ten post był edytowany przez annie: 20.11.2005 12:06 |
![]() ![]() ![]() |
annie |
![]()
Post
#2
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 11 Dołączył: 19.11.2005 ![]() |
Rozdział trzeci.
Wracając do domu, Hermiona zżymała się w duchu. Co ja sobie myślałam? To jest Snape! Z nim nie da się porozmawiać bez ochronnej tarczy. Co ciekawe, z początku wydawało jej się, że w jego zgryźliwości dostrzegła szczeliny. Przyznał się do typowo ludzkiej słabości - ciekawości. Zwolniła krok. Sama zareagowała chyba zbyt gwałtownie, kiedyś potrafiła się lepiej kontrolować. I nazwałam go dupkiem! Przesadziła, krótko mówiąc. Przez kilka następnych dni dziewczyna myślała nad słowami profesora. Miał rację, pozostała naiwna nawet po tym, czego była świadkiem. Nie musiał tylko tak brutalnie jej tego uświadamiać. Z drugiej strony jednak, nie podała mu wszystkich powodów swojej decyzji. Prześlizgnęła się po temacie. A te, które mu prawie wykrzyczała, nawet teraz w jej uszach brzmiały głupio. Postanowiła, że znowu pójdzie do tego pubu, w ten sam dzień i o tej samej porze, ale tym razem nie da się wyprowadzić z równowagi. Jeżeli się dobrze domyślała, to Snape nadal ją obserwował. Zrozumie jej wiadomość. *** Co ona wyprawia? - myślał Snape, patrząc jak wchodzi do tej knajpy, zamawia drinka i siada w jego boksie. Ewidentne zaproszenie. Tylko czego chce? Po tej ostatniej parodii rozmowy wybiegła wściekła. Przecież powiedział jej tylko prawdę. A że zrobił to w taki, a nie inny sposób… Uczył ją na tyle długo, że powinna wiedzieć, jak zareaguje na tak idiotyczną argumentację. Stał w bramie po drugiej stronie ulicy i zastanawiał się, czy wejść do środka. Nie miał ochoty użerać się z rozhisteryzowaną pannicą. Nigdy taka nie była, uświadomił sobie po chwili. Po paru minutach podjął decyzję. - Znowu zamierzasz się na mnie wydzierać, Granger - Hermiona, pogrążona w myślach, nie zauważyła jak wszedł, dopóki nie usłyszała przy uchu jego jedwabistego szeptu - a po usłyszeniu paru słów prawdy obrazić i wybiec w pośpiechu? Wzdrygnęła się. - Witam, profesorze i przepraszam za wcześniejsze zachowanie. Miał pan rację. - Powinnaś się do tego przyzwyczaić - sarknął i usiadł. - Zawsze ją mam. Spojrzała na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedziała. - Co tu robisz, Granger? Wzruszyła ramionami. - Chciałam porozmawiać. Mam tyle pytań. - Dlaczego sądzisz, że właśnie tobie udzielę odpowiedzi? - A komu innemu, profesorze? Tylko ja wiem, że pan żyje. Sam pan powiedział, że jest tylko człowiekiem, a ludzie potrzebują rozmowy. Nawet tacy jak pan. Zaskoczyła go tym stwierdzeniem. Nie zastanawiał się nad tym, ale słowa dziewczyny pomogły mu coś zrozumieć. Podświadomość zdecydowała za niego. Zamiast zmienić miejsce pobytu, jak byłoby najprościej, zaczął ją szpiegować. No cóż, nigdy nie lubiłem łatwych rozwiązań. Rozmowa; Tak długo z nikim nie rozmawiał, że prawie nie pamiętał, jak się to robi. Granger nie jest głupia, przypomniał sobie. - Co chcesz wiedzieć? - spytał dziwnym tonem. - Zapamiętaj jednak, że odpowiem tylko na te pytania, na które ja będę chciał. W oczach Hermiony pojawiło się zaskoczenie, jakby oczekiwała, że po tej przeciągającej się ciszy raczej wstanie i wyjdzie, niż coś powie. - Jak udało się panu przeżyć? Znaleźliśmy tylko zniszczoną różdżkę i szaty. Zanim odpowiedział, przypalił papierosa. - Czystym przypadkiem. W jednym z ostatnich starć jakiś świeżo upieczony auror miał szczęście. Źle rzucone zaklęcie uderzyło mnie zamiast Rookwooda i straciłem przytomność. Spadłem do pobliskiego rowu. Kiedy się ocknąłem, było już po wszystkim. Zdecydowałem, że będzie lepiej, jeśli wszyscy uznają mnie za zmarłego. - Wzruszył ramionami. - To dość lakoniczny opis. - A czego się spodziewałaś, Granger? Melodramatycznych opisów, fruwających zaklęć? - rzucił zimnym tonem. - Byłaś tam, widziałaś, co się działo. Sięgnęła po drinka. - Tak - przez twarz dziewczyny przemknął cień - widziałam. - Teraz podaj mi prawdziwy powód, dlaczego żyjesz tutaj. Moje powody znasz, nie muszę ich wyjaśniać. Westchnęła. - Dzieci nie powinny brać udziału w wojnach. Okazałam się zbyt słaba psychicznie, to wszystko. Niektóre rany są zbyt głębokie. - Bzdury, Granger. - Dlaczego, profesorze? To, że pan jest pozbawiony głębszych uczuć, nie znaczy, że inni też - podniosła głos i zaraz się zreflektowała. - Przepraszam, to było niepotrzebne. - Gryfoni nigdy nie wiedzieli, kiedy ugryźć się w język - stwierdził sucho. - Więc? W powietrzu między nimi znowu unosił się siwy dym. Przyglądał się dziewczynie uważnie i czekał na odpowiedź. Stanowczo za dużo pali, pomyślała. - Profesorze, a czy to ważne? - Czuła się nieswojo patrząc w czarne, przypominające niekończące się tunele oczy. Były jak lustro, tylko odbijały, nie wpuszczając do środka. – Pan ma swoje powody, ja swoje. Rozgrzebywanie tego nic nam nie da. Miała wrażenie, że przenika ją na wskroś intensywnym spojrzeniem, i czuje jej strach. Strach przed odsłonięciem. Bała się! Zdradziła ją niepewność w oczach i lekkie drżenie dłoni, kiedy sięgała po szklankę. Zawsze umiał z ledwo uchwytnych sygnałów odczytać ludzkie emocje. Mógł ją zastraszyć i wyciągnąć z niej wszystko. Nadal był w tym mistrzem. - Profesorze Snape? - spytała ostrożnie po przeciągającej się ciszy. Zastanowił się nad odpowiedzią. Siedziała sztywno i wyraźnie czekała na jakiś komentarz z jego strony. Grzebanie w uczuciach. Zawsze się tego brzydził. Interesowały go fakty, a nie emocje. A u niej fakty powiązane są z emocjami. Zdecydował się odłożyć tę kwestię na bliżej nieokreśloną przyszłość. Wiedział, że to nie będzie ich ostatnie spotkanie. - Kolejne pytanie, Granger. Zszokowany wyraz jej twarzy sprawił mu satysfakcję. Po chwili opanowała się i odkaszlnęła. - Czy profesor Dumbledore… - Nie - przerwał jej zimnym tonem. - Ale profesorze… - Przypomnij sobie, Granger, co powiedziałem na początku tej jakże pasjonującej rozmowy. To ja wybieram pytania, na które odpowiem. Pat. Siedzieli naprzeciw siebie i mierzyli się wzrokiem. W spojrzeniu Hermiony rozczarowanie walczyło z gniewem. Czarne oczy mężczyzny patrzyły obojętnie. Jak wtedy, gdy sięgał po drinka, czy zapalał papierosa. Po chwili Hermiona spuściła wzrok na swoje dłonie oplatające szklankę. Westchnęła i wzruszyła ramionami. - Pana wybór. Zaśmiał się chrapliwie. - To nigdy nie był mój wybór, Granger. Zdumiona, gwałtownie poderwała głowę. To wyglądało prawie jak odpowiedź na jej pytanie. Może nie do końca, ale jednak. Intensywnie wpatrywała się w bezdenne oczy, szukając choćby najmniejszego cienia emocji. Nic. Jak on to robi? Zniechęcona, zdusiła pragnienie, aby nim potrząsnąć. To nie ma sensu. Cała ta rozmowa nie ma sensu. Pytania bez odpowiedzi. Milczeli, oboje świadomi niechęci drugiego. Hermiona spokojnie dopiła swojego drinka i podniosła się. - Do widzenia, profesorze. Powoli, bez słowa kiwnął głową. *** Kolejna rozmowa i kolejne fiasko. Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Co z tą dziewczyną? Gryfoni zawsze mieli uczucia na wierzchu, a ona jest jak jeż. Tylko ją dotknij, a wystawi kolce. Zmieniła się z przemądrzałej Wiem - To - Wszystko w ostrożną kobietę. Widział jej zaskoczenie, kiedy odmówił odpowiedzi. Czekał, na jakąś reakcję z jej strony. Nie doczekał się. Szybko zrezygnowała, zbyt szybko. To do niej niepodobne. W szkole, kiedy coś ją interesowało, to nie ustąpiła, dopóki się nie dowiedziała. Teraz już wie, że prawda nie zawsze jest najlepsza. Wypił ostatniego drinka i wrócił do mieszkania. Ludzie potrafią nas zaskoczyć jeśli im na to pozwolimy. A on wolał być przygotowany. Będzie musiał znowu wybrać się na Pokątną i powęszyć wokół jej przyjaciół. Dobrze, że zostało mi jeszcze trochę włosów do eliksiru wielosokowego, ale trzeba będzie uzupełnić zapasy. *** Cały następny miesiąc Hermiona zastanawiała się, gdzie podział się czas. Zbliżały się egzaminy semestralne, więc większość dnia spędzała nad książkami. Na domiar złego jedna z kelnerek zachorowała i ktoś musiał ją zastąpić. Tym kimś była oczywiście Hermiona. Dni zlewały jej się w jedno; do południa nauka, potem do północy praca. Wracała do domu wykończona, z myślą by jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Właściwie cieszyła ją ta sytuacja - nie miała czasu myśleć o sprawach, o których nie chciała. Była na to zbyt zmęczona. Zaczynała przypominać własny cień. Podkrążone z niewyspania oczy, blada cera. Zawsze, kiedy przygotowywała się do egzaminów, zapominała o jedzeniu; stres wiązał jej żołądek w supeł. Funkcjonowała na hektolitrach kawy i pospiesznie nadgryzionych hamburgerach w pracy. Zmizerniała. To tylko ten miesiąc, powtarzała w duchu, spoglądając rano w lustro i krzywiąc się na widok swojego odbicia. Wiedziała, że po sesji wszystko wróci do normy. Odetchnie. Siedziała na zapleczu kafejki i masowała obolałe łydki. Jeszcze tylko godzina i fajrant, westchnęła i wróciła na salę. Bolące łydki czy nie, klient nasz pan. Albo raczej jego pieniądze, pomyślała z goryczą. Nienawidziła być uzależniona od czegokolwiek, ale po śmierci rodziców musiała sobie jakoś radzić. Oszczędności, które jej zostawili, starczyły na opłacenie studiów i zakup skromnego mieszkania, o resztę musiała starać się sama. Automatycznie, z obowiązkowym uśmiechem przyklejonym do twarzy, wykonywała swoje czynności. Podeszła do stolika w kącie sali, aby przyjąć zamówienie, i zamarła. Snape. Co on tu robi? Zmierzył wzrokiem jej sylwetkę wciśniętą w obowiązujący w pracy strój - dość ciasną bluzeczkę oraz prostą spódniczkę przed kolana - i uniósł ironicznie brew. Obróciła się na pięcie i wyszła na zaplecze. Po kiego diabła tu przyszedł? Opanowała zdenerwowanie. Muszę tam wrócić. Zrobiłam z siebie idiotkę! Odetchnęła głęboko, wytarła o fartuszek spocone dłonie i weszła na salę. Zniknął. Na brodę Dumbledore’a, o co tu chodzi? Wracając do domu rozglądała się na boki w nadziei, że dostrzeże profesora. Bez rezultatu. Raz wydawało się jej… nie, to tylko cień. Otwierając drzwi mieszkania, czuła na plecach jego wzrok. Nie oglądając się, weszła do środka. Zanim położyła się spać, postanowiła, że pomyśli o tym jutro. Ten post był edytowany przez estiej: 04.04.2006 04:15 |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 18.06.2025 03:51 |