Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Aleja Mogilna Cześć 2: Testament [NK], featuring Dorcas Ann Potter

Aleja Mogilna Cześć 2: Testament [NK]
 
Dobre - zostawić [ 1 ] ** [50.00%]
Słabe - wyrzucić [ 1 ] ** [50.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 2
Goście nie mogą głosować 
Katarn90
post 16.12.2005 16:31
Post #1 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Jeszcze nie wymyśliłem tytułu dla mojego nowego ff, więc niech będzie AMII. Opowiada ona o mrocznych czasach, kiedy światem rządzi Voldemort. BUAHAHA! KOmentujcie, mówcie czego za mało, czego za dużo, to będę pracował. Na razie gotowy jest jeden rozdział. Enjoy.


Harry leżał na zimnej podłodze Azkabanu. Czuł pustkę w głowię, jakiś dziwny chłód, ale jakby słabszy od tego, który zawsze towarzyszył jego spotkaniom z dementorami. Teraz, kiedy w ciemnościach widział zaledwie zarys stalowych krat, powracały przerażające wspomnienia. Harry widział zielone światło uderzające w jego matkę, widział martwego Cedrika, który leżał nieruchomo na trawie, zobaczył jak Syriusz wpada za kotarę....Nie, musi otworzyć oczy, nie może dalej na to patrzeć, nie!
Gwałtownie otworzył oczy i poczuł, że cały jest spocony. Odwrócił się i spojrzał na kraty oddzielające go od normalnego świata. Bał się zamknąć oczy, bał się, że znowu zobaczy Cedrika i Syriusza, że przypomni mu się śmierć Rona na Alei Mogilnej, że będzie świadkiem śmierci rodziców. To było piekło Azkabanu.
Chłopak otulił się mocniej poszarpanym kocem, gdy obok jego celi sunęli dementorzy. Harry wiedział, że jest niewinny, pewnie dlatego potrafił zachować trzeźwość umysłu, ale nie broniło go to przed złymi wspomnieniami.
Potter był ubrany w jakieś więzienne szmaty, dano mu też brudny, poszarpany koc i kamień pod głowę. Harry wiele razy sądził, że zamarznie na śmierć, ale coś wciąż utrzymywało go przy życiu. Chłopak wiele razy chciał umrzeć, ale wiedział, że Voldemort świetnie bawi się, traktując go gorzej od innych więźniów. Co tydzień przychodził do Azkabanu z nadzieją, że Harry w końcu wyda członków Zakonu, ale ten wolał umrzeć niż zdradzić przyjaciół.
W Azkabanie przebywał od kilku tygodni, ale Harry był pewien, że członkowie Zakonu Feniksa jeszcze o tym nie wiedzą. Chłopak został napadnięty, kiedy wraz z obstawą był przenoszony z Alei Mogilnej do nowej, trzeciej, kwatery, dokładnie w pierwszą rocznicę śmierci Rona. Harry był rad, że opuszcza upiorne miejsce, które przypominało mu wydarzenia z poprzednich wakacji. Nikt z broniących go nie przeżył, więc Zakon nic nie wie o jego losie.
Potter wytężył wzrok. W ciemności pojawił się jakiś kształt, wysoki, chudy, a za nim sunęli dementorzy, chyląc się w pokłonach. Wyglądało to jak obrzęd rytualny. Dementorzy, którzy otaczali postać i poruszali się wokół, syczeli coś, a cień im odpowiadał.
Och nie, pomyślał Harry, znów przyszedł tu, by mnie przesłuchiwać. Kiedy cień podszedł do krat, dementorzy rozpierzchli się i wrócili na swoje straże, a w celi Harry’ego nagle zrobiło się jasno.
- Chcę widzieć twoją twarz – wyjaśnił powoli Voldemort.
A ja nie, pomyślał Harry. Lord Voldemort, od kiedy przejął władzę w ministerstwie, zaczął cierpieć na różne choroby. Powiadają, że sam Merlin rzucił zaklęcie na tych, którzy siłą będą chcieli podporządkować sobie świat czarodziei. Niestety, Voldemort dzięki swym eliksirom i potężnej mocy, oparł się klątwie, choć ta pozostawiła trwały ślad na jego twarzy. Ta, zamiast stawać się coraz bardziej podobna do wężowej, zaczęła obumierać i gnić, a Voldemort, przerażony skutkiem, od kilku miesięcy pokazuje się w ciemnej masce. Miał ją również teraz, była czarna, pokrywała szczelnie całą twarz, a u góry wchodziła pod kaptur. Niewielkie otwory odsłaniały czerwone oczy i usta.
- Harry Potterze – wysapał Voldemort, który od czasu choroby schudł jeszcze bardziej i osłabł - Musisz pogodzić się z porażką, bo... – urwał, złapał oddech i kontynuował – bo nie można zawsze wygrywać.
- Wypuść mnie – warknął Harry, patrząc prosto w czerwone oczy, które teraz wyrażały więcej bólu, niż nienawiści.
- Nie mogę, Harry Potterze, a raczej....nie chcę – uśmiechną się z trudem – Będę musiał cię zabić, jeśli nie ujawnisz kilku nazwisk.
Harry jęknął. Bardzo by chciał umrzeć, ocalić przyjaciół, ale wiedział, że Voldemort tylko się droczy.
- Nie chodzi mi o przywódców – kontynuował Lord – Wkrótce i tak namierzymy Dumbledore’a – Voldemort zakaszlał cicho – Wydaj swoich przyjaciół, którzy, notabene, i tak o ciebie nie dbają, a wyjdziesz z Azkabanu.
Trafił w sedno. Harry od dawna zastanawiał się, czy członkowie Zakonu mają jakiś plan, by go odbić, czy chociaż próbują. Spojrzał na maskę i wtedy coś przyszło mu do głowy. Czyżby on coś wiedział? Czy członkowie Zakonu zaprzestali poszukiwań?
- Znam jedno – powiedział powoli - Lucjusz Malfoy.
Voldemort zaśmiał się głośno, ale po chwili śmiech przerodził się w kaszel.
- Jesteś sprytny, Harry – rzekł Voldemort – Wiem, że Malfoy przyłączył się do Zakonu – Harry wytrzeszczył oczy – I wiem, że okazał wierność wobec mnie, zabijając twego przyjaciela na Alei Mogilnej.
Harry nie chciał o tym rozmawiać. Jeszcze nie przyzwyczaił się do braku Rona, a wieść, iż Voldemort o tym wie zszokowała go. Poczuł nagłą falę gniewu.
- Odejdź stąd – szepnął Harry – nigdy nikogo nie wydam, wolę umrzeć i ty dobrze o tym wiesz. A niedługo wyjdę z Azkabanu, bo nie jestem ślepy.
Voldemort cofnął się o krok od celi. O czym mówi Potter?
- Wiem, że umierasz – powiedział Harry – Widzę to od kilku tygodni, kiedy do mnie przychodzisz, czuję jak gnije twoja twarz, jak tracisz moce. Wkrótce ciebie nie będzie, mury Azkabanu upadną...
- Ty głupcze – wysapał Voldemort – Mam tysiące zwolenników, po mnie będzie następny Lord, a potem następny i następny! Świat na zawsze pogrążył się w ciemności, chłopcze! A ty zgnijesz w tym więzieniu, przyrzekam ci to.
- Mam nadzieję, że się więcej nie zobaczymy – warknął Harry – Obiecuję, że przyjdę na twój pogrzeb, by przekląć tego, który zabił moich rodziców.
Voldemort syknął, złapał oddech i szybko wybiegł z korytarza, prowadzącego go celi Harry’ego. Był wściekły.
Czy to aż tak bardzo widać? Czy ludzie już się domyślają, że rządy Voldemorta się skończą, nim się na dobre zaczęły?
Voldemort bardzo długo czekał na tę chwilę. Chciał być nieśmiertelny, choć wiedział, że to niemożliwe, wiedział, że kiedyś umrze. Ale nie tak, pomyślał.
A jak? Zapytał jakiś cichy głosik w jego głowie.
No właśnie, jak? Czarny Pan wiele razy mówił, jak nie chce umrzeć, wymieniał też śmierć przez chorobę. Ale czy jest jakaś śmierć, którą chciałby umrzeć? Nie, pomyślał, bo ja nie chcę umrzeć.
Nic nie jest wieczne, przyjacielu, odezwał się znów głos w jego głowie.
Jest! Zaprzeczył Voldemort, ja jestem wieczny, pokonałem Zakon, teraz jego członkowie ukrywają się, uwięziłem Pottera, mianowałem się ministrem magii, jestem władcą świata czarodziei. Ja NIE umrę!
Ale czy warto było? Zapytał głosik.
Warto!
Tak? Zobacz na siebie. Wyglądasz odrażająco, od miesięcy nie pokazujesz się publicznie, bo boisz się zamachu, nawet do toalety idziesz z obstawą. A od niedawna, kiedy twoje moce słabną, boisz się nawet rozmawiać ze swymi uczniami, z McRavenem czy Lestrange, bo obawiasz się, że mogą cię zabić jedną „Drętwotą”.
Nie, zaprzeczył w myślach Voldemort, nie boję się, to oni boją się mnie.
To dlaczego z nimi nie rozmawiasz? Dlaczego od tygodnia wchodzisz do ministerstwa i zamykasz się w swojej norze, bez okien? Dlaczego, gdy ktoś zapuka udajesz, że cię nie ma? Bo boisz się, że zobaczą cię takim jakim jesteś.
Jestem wielki!
Jesteś martwy. Gnijesz, pierwszoroczniak mógłby cię zabić, gdyby chciał, nie masz siły przejść 200 metrów.
Voldemort staną na wysokiej skale, patrząc w morze, które dzieliło wyspę od świata czarodziei, i bił się z myślami.
Jestem wielki, powtarzał cicho, jestem wielki.

***


Harry Potter w tej chwili w ogóle nie przypominał chłopca, który przeżył. Bo nie wiadomo, czy przeżyje, a jak na razie, Voldemort jest górą w tej wieloletniej potyczce. Czy mówił prawdę o tym, że już wkrótce złapią Dumbledore’a? Kto wtedy pokieruje zakonem? Kto umarł w ciągu tych kilku tygodni, kiedy Harry był więziony w Azkabanie.
Brak wiedzy na temat losu jego przyjaciół bardzo go niepokoił.
Ktoś zastukał w kraty, a chłopak, który rozmyślał, poderwał głowę i spojrzał w ciemność. Poczuł chłód i okrył się szczelniej kocem, podciągając zarazem kolana do piersi. To na pewno dementor, pomyślał Harry, często przychodzą tu by jeszcze bardziej pognębić mnie swoim chłodem. Dobrze, że nie mogą wyssać mojej duszy.
Dobrze?
- Nie, Harry Potterze – powiedział Voldemort kilka dni temu, kiedy odwiedzał więźnia. Już wtedy miał na sobie maskę – Wiem, że zatracenie duszy, to zatracenie świadomości, co w twoim przypadku byłoby polepszeniem twego stanu – uśmiechną się jadowicie – A ja nie chcę, żeby było ci lepiej.
- Gorzej być nie może – warknął Harry z dalekiego, wilgotnego kąta celi – Niedługo zamarznę, a wtedy nie będziesz musiał mnie przesłuchiwać.
- Nie zamarzniesz – rzekł Voldemort, który był tego pewny.
Przypomniało mu się, jak rzucił na Pottera zaklęcie, które będzie utrzymywało go przy życiu, tuż zanim ten został wysłany do Azkabanu. Chłopak został wyrwany Zakonowi, a wszyscy jego obrońcy zginęli. Voldemort pamiętał ten dzień bardzo dobrze – dzień triumfu.
- Panie, oto on – szepnął Howard McRaven, kładąc nieprzytomnego Pottera na magicznym stole, który natychmiast oplótł go swymi więzami.
Voldemort znajdował się w ciemnym pokoju, bez okien, z magicznym łożem na środku. Sam siedział na wysokim fotelu, wsunięty za biurko. Tak teraz wyglądał gabinet Ministra Magii.
- Świetnie – wyszeptał uradowany, choć w duchu przyznał, że widok rannego i poobijanego chłopca, nawet wroga, już go nie rozkoszował, tak jak dawniej.
McRaven skłonił się nisko i skierował w stronę drzwi.

Voldemort zdziwił się szybkim odejściem sługi, ale natychmiast ujrzał coś, co zdziwiło go jeszcze bardziej. McRaven wrócił do pokoju, a na rękach dźwigał nieruchome ciało, na pierwszy rzut oka, trafione zaklęciem Avada Kedavra.
- Amos Diggory - wyszeptał Voldemort, patrząc, jak ciało z głuchym uderzeniem, pada na posadzkę przed biurkiem. Ukryta w cieniu twarz Voldemorta rozciągnęła się nieznacznie w cichym uśmiechu. Ale to nie był koniec; McRaven wyszedł i wrócił po raz drugi, taszcząc również martwe ciało Sturgisa Podmore.
- Bronili Pottera – rzekł McRaven cicho, mimo wszystko bojąc się reakcji jego pana, ale ten po chwili kiwną głową z uznaniem.
Czarny Pan wstał z krzesła, obszedł schowane w cieniu biurko i uklękną obok ciała Diggory’ego.
- Skończył, jak jego syn – szepnął i dotknął palcami zimny policzek Amosa.
- Panie... – wyszeptał McRaven i zrobił krok w przód – Jest coś jeszcze.

Voldemort kroczył szybkim krokiem tak, że idący za nim Howard musiał niemal biec, by go dogonić. Czarny Pan w duchu gardził McRavenem, twierdząc, iż skoro potrafił on zdradzić Dumbledore’a, to potrafi zdradzić i jego. Ale był on dobrym i sumiennym Śmierciożercą, mimo tego, że musiał się ukrywać. Na Alei Mogilnej wszystko się skomplikowało, Potter przeżył, a Zakon poprzysiągł zemstę. Za to musiał zginąć Lucjusz Malfoy, za to, że nie wykonał planu. Co prawda zabicie Weasley’a również się przydało, ale więcej narobiło szkód niż korzyści. Teraz, kiedy Peter Pettigrew siedzi w Azkabanie, McRaven doskonale go zastępował, służąc Czarnemu Panu jak domowy skrzat. Voldemort uśmiechnął się, ale natychmiast przypomniał sobie w jakim celu idą do Departamentu Tajemnic, z którego Voldemort uczynił miejsce tortur i tymczasowy areszt.
Był już o kilka metrów od mosiężnych drzwi, kiedy nagle usłyszał dziki wrzask. Wrzask bólu.
Przeszedł szybko przez Departament Tajemnic, staną przed drzwiami, gdzie niegdyś odbywały się przesłuchania, i nacisnął klamkę.
Pierwsze co ujrzał to kilkunastu Śmierciożerców, siedzących na wysokich ławach (dawniej siedzieli tam przedstawiciele Wiznegamotu) wokół sali. Dopiero później spojrzał na krzesło z łańcuchami, na którym siedzieli przesłuchiwani. Teraz łańcuchy oplatały ciało jego byłego ucznia, który wielokrotnie okazywał swoją miłość do Voldemorta, i który, jak się dowiedział, nie po raz pierwszy go zdradził.
Severus Snape, cały pocięty i zakrwawiony, krzyczał jak oszalały, podczas gdy Bellatrix Lestrange katowała go klątwą Cruciatus. Śmierciożercy na ławach poderwali się, gdy do sali wkroczył Voldemort, a za nim McRaven – również Bellatrix zaprzestała tortur na widok mistrza i uklękła przed nim.
- Zdrajco – wyszeptał Czarny Pan stając przed Snape’em – Nadużyłeś mojego zaufania, przyjacielu, twoja głupota cię zgubiła. Wiesz co mi powiedział Howard? – zapytał Voldemort i zbliżył się jeszcze do skatowanego czarodzieja – Wiem, że byłeś w gwardii Pottera, ale żeby zaatakować moich ludzi? Co ci do głowy przyszło? Czy ty mnie nie znasz? Czy ty nie znasz mojego gniewu?
Śmierciożercy chichotali cicho, a Snape z trudem uniósł ranną głowę.
- Zawsze byłem ci wierny, zawsze – wysapał z trudem – Szpiegowałem dla ciebie Dumbledore’a, zdobywałem...infor....ma....cje.
Z jego ust popłyną strumyczek krwi.
- Nie kłam! - warknął Voldemort – każe cię tak urządzić, że będziesz błagał, abym zamordował ciebie i całą twoją rodzinę.
- Panie....zawsze.....wierny byłem.....zawsze
Voldemort odwrócił się i ruszył ku wyjściu, odwracając się jeszcze na moment, by rzucić do McRavena:
- Zabić wolno, żeby cierpiał.

***

Harry kolejny raz przebudził się w ciemności. Zdawało mu się, że śnił, ale niczego nie był pewien. Chciał tylko dowiedzieć się, czy jest ktokolwiek, kto go szuka, ktokolwiek kto ma czas i chęci by dowiedzieć się czegokolwiek o jego losie. I czy ktokolwiek szuka Howarda McRavena.

Nie wiedział, że wiele kilometrów dalej, w Leeds, Remus Lupin wszedł do gospody „Merlin”, by spotkać się ze swym przyjacielem i informatorem, Wulfrykiem Fleetwoodem, oraz po to, by na dobre rozpocząć poszukiwania Howarda McRavena.

Ten post był edytowany przez Katarn90: 28.12.2005 22:15
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Katarn90
post 31.12.2005 12:15
Post #2 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



ten part to moja robota, mam nadzieję, że dobra.

PART 3

Gęste krople deszczu utrudniały widoczność nie tylko w Birmingham. Silny wiatr zakrzywiał kąt padania deszczu, tak, że krople uderzały przechodniów prosto w twarz. Wokół chodników tworzyły się głębokie i rozległe kałuże, w które wpadały nieuważne dzieci, prowadzone przez zmokniętych rodziców. Z okien Kwatery Ministra Magii Londyn wyglądał jak średniowieczny obraz, namalowany szarymi i czarnymi pastelami. Niegdyś Ministerstwo Magii znajdowało się pod ziemią, ale po zwycięstwie Voldemorta zostało przeniesione do budynku kilka przecznic dalej. Dla mugoli był to teatr w stanie remontu, ale wielu ludzi wiedziało już, że jakiś szaleniec założył tam swą bazę i podaje się za czarodzieja. Mugolski premier niewiele mógł zrobić w takiej sytuacji, więc podtrzymywał plotki o remontowanym teatrze, a za plecami Londyńczyków udzielił schronienia ministrowi magii Korneliuszowi Knotowi.
Dwa miesiące temu, w kancelarii premiera wybuchł pożar, który strawił lwią część pomieszczenia. Czarodzieje wątpią by był to przypadek, gdyż dokładnie tego samego dnie okazało się, że Knot został uprowadzony, ale mugole wszystko sprawnie zatuszowali.
Lord Voldemort przesunął ruchomy fotel w prawo i oglądał właśnie jak jakiś dzieciak, potrącony przez rowerzystę, wpada do kałuży. Deszcz bębnił donośnie w okna budynku, ale Voldemort wciąż wpatrywał się w szare ulice i nie zwracał uwagi na krople deszczu, które rozbijały się na szybie.
W pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
Czarny Pan obrócił fotel o sto osiemdziesiąt stopni i rozejrzał się po ciemnym pokoju.
Wypadałoby zaświecić, pomyślał i stukną różdżką w stojącą na biurku lampkę. Blade światło odsłoniło stos dokumentów na biurku, ale w dalszej części pokoju wciąż panował mrok. Kolejna sztuczka Merlina?
- Proszę – powiedział słabym głosem Voldemort, gdy pukanie rozległo się po raz drugi.
Stalowe drzwi zaskrzeczały przeraźliwie, a w progu staną Howard McRaven.
Czy tylko ja jeden cierpię na niedobór sił, pomyślał Voldemort, przypatrując się Śmierciożercy. Wyglądał o wiele młodziej i zdrowiej niż przed rokiem. Białe, długie włosy były spięte w kucyk z tyłu głowy, na sobie miał czarną szatę, a w ręku różdżkę.
- Jak podróż ? – zapytał Voldemort.
McRaven podszedł do biurka, uklęknął i wstał.
- Wolałbym zostać na Alei Mogilnej – rzekł Śmierciożerca.
- Wkrótce o niej zapomnisz – wycedził Voldemort – Staniesz się kimś o wiele bardziej znaczącym.
- Kim?
Czarny Pan zarechotał głośno.
- Zaraz zobaczysz. Ufam, że jesteś mi wierny – powiedział Voldemort.
- Oczywiście – potwierdził szybko McRaven.
- Że zrobisz dla mnie wszystko.
- Wszystko.
- Słusznie – pochwalił go Voldemort i zakaszlał głośno.
Odwrócił się plecami do sługi i spojrzał przez okno. McRaven chrząknął, chcąc przywołać Voldemorta do porządku, ale ten wciąż wpatrywał się w okno.
Co on sobie wyobraża? Pomyślał McRaven, mam niewiele czasu, gonią mnie ci z Zakonu, a na dodatek chce mi dać kolejną misję.
- Nienawidzę Londynu – powiedział w końcu Voldemort. McRaven spojrzał na niego ze
zdziwieniem.
- Możesz go opuścić.
Voldemort zdawał się nie dosłyszeć odpowiedzi sługi, ale obrócił fotel i chwycił gazetę leżącą na jego biurku. To był „Prorok Codzienny”, a na pierwszej stronie widniał wielki napis: TAJEMNICZE ZAGINIĘCIE KORNELIUSZA KNOTA.
Voldemort odłożył gazetę.
- Wiesz dlaczego nienawidzę Londynu? – zapytał spokojnie i cicho Voldemort.
A po cholerę mi to wiedzieć? Pomyślał McRaven.
- Nie – odparł zniecierpliwiony.
Voldemort zakaszlał ochryple i odwrócił się znów do okna.
- To chyba z powodu złych wspomnień z dzieciństwa – zaśmiał się krótko.
McRaven starał się zrobić zaciekawioną minę, ale nie bardzo mu to wyszło. Wiedział o wiele więcej o przeszłości Voldemorta niż inni, ale nie dbał o to bardziej niż o zeszłoroczny śnieg. Przestąpił z nogi na nogę i spojrzał na markowy zegarek na przegubie.
- Nienawidziłem sierocińca – rzekł słabym głosem Voldemort – Nienawidziłem ludzi, którzy mnie otaczali, a Hogwart był moim prawdziwym domem. To jak Harry Potter, prawda?
McRaven zamilkł.
- No tak – westchnął Czarny Pan – ty go nie znasz tak dobrze jak ja.
Znów zapadła głucha cisza, przerywana skrzypieniem fotela.
- Kiedy nikt nie patrzył – odezwał się znów Voldemort – rysowałem plany ucieczki – uśmiechną się
nieznacznie na to wspomnienie – dobre wspomnienia pomagają mi zapomnieć o bólu. Ale tylko dobre.

Poza zasięgiem wzroku McRavena Voldemort wyjął z kieszeni płaszcza ogromny sztylet.
- Przejdźmy do rzeczy – powiedział McRaven.
Voldemort syknął głośno, na co animag odskoczył w tył, bojąc się, że to jego słowa wywołały taką reakcję.
- Ostatnio czuję się słaby – rzekł Czarny Pan i wciąż będąc odwrócony tyłem do sługi, zdjął czarną maskę z twarzy. McRaven wzdrygnął się, ale Voldemort nie zwrócił na to uwagi – Przeżyłem ponad siedemdziesiąt lat przekonany, że zrobiłem wszystko by zostać nieśmiertelnym.
McRaven przypatrywał się łysej i pomarszczonej bardzo głowie. Voldemort chyba to spostrzegł, bo
odwrócił się nagle, założył maskę na twarz i podszedł do biurka. Trzymał coś w dłoni, ale McRaven nie mógł dostrzec co. Ujrzał to dopiero wtedy, gdy Voldemort wkroczył w krąg światła.
McRaven wrzasnął krótko, gdy na biurko Czarnego Pana, z jego własnej dłoni, wypadły trzy odcięte, zakrwawione i pomarszczone palce.
- Co to ma znaczyć? – zapytał, powoli wracając do siebie.
- Umieram – odpowiedział krótko.
Animag otworzył szeroko usta; On umiera? ON? On, który był nieśmiertelny, który nie zginął nawet od zaklęcia Avada Kedavra?
- Nie zadawaj pytań – powiedział stanowczo Voldemort, czytając w myślach sługi – Twoje zadanie jest tak ważne, że od niego zależy cała struktura mojej armii.
- Co mam robić, Panie? – zapytał wystraszony McRaven.
Zapadła głucha cisza, a dopiero po chwili Voldemort podniósł głowę i przez dziurki w masce spojrzał na animaga.
- To co ja.
- Ale co mam robić dokładnie?
Voldemort znów odczekał chwilę, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Sprawić, żebym żył wiecznie.

***


Howard McRaven siedział w wygodnym fotelu i obserwował bulgoczący wywar. Miał wszystkie składniki pod nosem, wystarczyło tylko powrzucać je w odpowiednim momencie. Ogarnął wzrokiem laboratorium w którym się znajdował.
Po przejęciu władzy przez Śmierciożerców, Ministerstwo Magii znacznie się rozrosło jako budynek. Zostało przeniesione do tegoż teatru, a w pustych salach urządzono wiele przydatnych pomieszczeń. Na przykład owe laboratorium, lub też sala przesłuchań, areszt tymczasowy, sala tortur czy po prostu pokoje urzędowe. Pracownicy ministerstwa zostali ci sami; niewielu tylko odmówiło pracy Czarnemu Panu, a potem przez tydzień znajdowano ich w różnych częściach Anglii.
McRaven zerknął na zegarek i z cichym „to już” wstał i podszedł do wielkiego stołu ze składnikami. Chwycił mocno odcięty palec swego mistrza i wrzucił do kotła, który zasyczał, zabulgotał i uspokoił się. Po chwili wrzucił kolejne składniki, a dwa nie zużyte jeszcze palce przeniósł na kredens. Wyjął niewielką fiolkę i pochylił pod palcem.
- To obrzydliwe – stwierdził i nacisnął palec, a krew trysnęła i zaczęła spływać do fiolki.
Dobrze, pomyślał, że Voldemort rzucił specjalne zaklęcie na palce, tak, że ich krew byłaby użyteczna nawet za rok. Wystarczy jedna kropla krwi Pana do wywaru, by był gotowy. Niestety, Voldemort przewidział, że z czasem krew się skończy i rzuciwszy na siebie podobne zaklęcie powiedział:
- Jeśli zabraknie ci krwi, oddam ci kolejne palce, a kiedy umrę, natniesz żyły i wysączysz całą krew.
To było dość nieprzyjemne, ale cel uświęca środki.
A cel był wielki.
McRaven dostąpił wielkiego zaszczytu, a jego zadanie musi się powieść. Dzięki niemu może sprawić, że Lord Voldemort będzie żył wiecznie, będzie rządził światem czarodziei przez następne lata w różnych wcieleniach. Był łatwiejszy sposób. Kamień Filozoficzny.
McRaven długo zastanawiał się czy nie powiedzieć o nim Czarnemu Panu; to mogłoby przedłużyć mu życie, ale o wiele cenniejsza była własna skóra. Postanowił, że nie wyjawi nikomu tej tajemnicy; postanowienie zresztą złamał, bo opowiedział o wszystkim Dumbledore’owi.
Tylko w innej wersji.
Prawda jest taka, że McRaven zapoznał się z Flamelem trzysta pięćdziesiąt lat temu. Flamel pokazał ,młodemu wówczas, chłopcu eliksir z kamienia filozoficznego i dzielił się z nim. Od tego czasu widywali się często, aż w pewnym momencie McRaven skradł wszystkie zapasy alchemika i ukrył je. Bez kamienia Flamel mógł szybko umrzeć, ale niestety okazało się, że uchował jeden, ostatni. Przekazał go kilka lat temu Dumbledore’owi, bo dowiedzieli się, że Lord Voldemort poluje na niego. Kamień ostatecznie został zniszczony, a Flamel i jego żona umarli, ale McRaven wciąż miał eliksir z kamienia filozoficznego, który starczy mu jeszcze na około pięć lat.
Animag zerwał się na równe nogi, gdy wywar zaczął bulgotać. Był już gotowy; szybko porwał leżącą na stoliku piersiówkę i napełnił ją eliksirem. Obracał w palcach, wciąż zastanawiając się, czy wie, co robi, czy jest gotów, by spełnić to najtrudniejsze zadanie.
Gotów.
Jednym ruchem ręki przystawił piersiówkę do ust i wypił kilka łyków eliksiru wielosokowego.
Wzdrygnął się, ale przełknął eliksir i opadł na krzesło. Czuł jak szczęka drży mu ze zdenerwowania.
To tylko zadanie, uspokajał siebie, nikt się nie dowie, wiem co robić.
Poczuł silny ból głowy i chwycił się za skronie, czując jednocześnie, jak jego palce chudną i wydłużają się, a skóra blednie. Wrzasnął z bólu i zsunął się z krzesła.
Nagle usłyszał coś, co przestraszyło go o wiele bardziej niż bolesna przemiana. Kroki.
Ktoś to biegnie, pomyślał rozpaczliwie, ktoś usłyszał moje wrzaski, cały plan może wziąć w łeb. Jak ktoś mnie....
TRZASK.
Drzwi wyleciały z zawiasów, gdy do laboratorium wpadli Anotnin Dołohow i Bellatrix Lestrange.
- Panie! – wrzasnął Dołohow i podbiegł do leżącego na podłodze, nagiego McRavena.
- Co się stało? – zapytała Lestrange, wciąż stojąc w drzwiach.
Dołohow uklęknął obok animaga i chciał chwycić go za rękę, ale ten odskoczył. Zamknął oczy, nie chciał tego zobaczyć, jeszcze nie teraz.
- Lustro – wysapał nie swoim głosem.
Dołohow zerwał się na nogi, przebiegł przez laboratorium i przytaszczył ogromne, pozłacane lustro.
McRaven wciąż zaciskał powieki; wstał powoli i otworzył oczy.
To było.....piękne.
W lustrze odbijała się postać czegoś wysokiego, chudego, z płaskim nosem i czerwonymi oczyma. Lord Voldemort mimo, że chory i umierający, stał teraz przed swymi sługami, pełen sił i zdrowy.
- Co się stało? – powtórzyła Lestrange.
Zaległa głucha cisza.
Teraz mam władzę, pomyślał McRaven, mam moc i siłę.
- Moja szata - wycedził.
Dołohow machnął różdżką, a na nagim ciele Pana zaczęły pojawiać się czarne smugi, które gęstniały, by po chwili przemienić się w czarną szatę.
W tej jednej chwili zyskałem wszystko, pomyślał Voldemort. Czuł się jak nowonarodzony, jakby dostał nowe wcielenie i nie wiedział co z nim zrobić. Jakby dostał ostatnią szansę.
Teraz musi wykonać zadanie Czarnego Pana.

***
Voldemort, w towarzystwie Dołohowa i Goyle’a, spoglądał na wzburzone fale, rozbijające się o ostre skały wyspy Azkaban. Niebo było czarne, jak zwykle, jakby chciało zaznaczyć, do czego służy to miejsce. Voldemort obracał różdżkę w palcach.
- Zostańcie tutaj.

***


Harry Potter wcisnął się w wilgotny kąt celi, gdy usłyszał zgrzyt krat wejściowych. Ktoś z zewnątrz wszedł do korytarza. Harry przykrył szczelniej kocem zmarznięte nogi i zaczął rozcierać ręce. Od dwóch dni nie dostał jedzenia, a to może znaczyć tylko jedno – Voldemort chce go wykończyć.
To było dziwne. Harry nie bał się śmierci, ba, teraz oddałby wiele by mieć różdżkę i móc zakończyć swój żywot, zanim zrobi to Voldemort, a on z pewnością nie będzie Harry’ego rozpieszczał przed śmiercią.
Mogłem umrzeć na pierwszym roku, pomyślał Harry, albo na drugim, zabity przez bazyliszka. Albo na....kiedy to było? Kiedy umarł Cedrik.
Chyba na piątym, pomyślał Potter. Zaniki pamięci w Azkabanie to normalna rzecz, a Harry żałował, że nie stracił jej doszczętnie.
Jeszcze raz usłyszał zgrzyt krat.
Zobaczył ciemną postać idącą energicznie przez korytarz i zatrzymującą się przed jego celą.
- Czego chcesz? – zachrypiał Harry. Dawno nie używał głosu.
Ostatnie co zapamiętał, to zielony błysk przed jego oczami.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Katarn90   Aleja Mogilna Cześć 2: Testament [NK]   16.12.2005 16:31
Fauna   Ekhem, ekhem... Na początek dwie sprawy, które mi ...   16.12.2005 19:27
Katarn90   nie, Zakon nie wie dokładnie gdzie jest harry, czy...   16.12.2005 20:03
dominisia888   mi sie podoba... troszke nie widze Voldzia rozmawi...   17.12.2005 13:41
Dorcas Ann Potter   Podejrzany wybuch śmiechu na początku. To, że Vol...   18.12.2005 23:25
Mike   wogole to mi z Gwiezdnymi Wojnami sie kojarzy to, ...   19.12.2005 00:46
Dorcas Ann Potter   Ja może nie aż tak skrajnie to pojmuję, ale powied...   19.12.2005 08:44
dominisia888   zgadzam sie z Dorcas... smutne zakonczenia sa (i t...   19.12.2005 11:36
Dorcas Ann Potter   wspaniałe, cudowne, FAJNE ;D Ej, no, Michał kiedy...   19.12.2005 16:57
Katarn90   ann, skąd wiedziałaś, że w piątek? Czy mówiłem ci ...   19.12.2005 16:57
Dorcas Ann Potter   A może to magia/telepatia/inteligencja? Trafiłam...   19.12.2005 21:13
Katarn90   jednak nie będzie next parta w piątek, bo jest nie...   22.12.2005 17:08
Eowina   Opowiadanie całkiem fajne. Szybko sie czyta - dobr...   24.12.2005 14:08
Dorcas Ann Potter   To jeszcze trochę poczekasz :) Musimy to jeszcze p...   24.12.2005 14:21
Dorcas Ann Potter   Nie myślałam, że tak szybko to skończymy :) No wię...   24.12.2005 15:20
Lupek   Szybko się czyta i jest bardzo wciągające. Jednak ...   24.12.2005 22:28
Katarn90   uwierz mi, tak miało być. W pierwszym rozdziale Vo...   25.12.2005 10:49
Lupek   Nie chodzi mi oto, że wygląda to tak jakby Harry s...   25.12.2005 12:08
dominisia888   swietne... a zakonczenei aprtu neizle rozegrane.....   26.12.2005 11:36
Eowina   Zgadzam sie. Fajnie napisane i wciagające. Co mozn...   27.12.2005 23:54
Katarn90   dobra mamy już tytuł to "testament" i wk...   28.12.2005 22:16
Dorcas Ann Potter   Fajnie wiedzieć :P Dobra, biorę się do pracy ^^   29.12.2005 13:12
Katarn90   ten part to moja robota, mam nadzieję, że dobra. ...   31.12.2005 12:15
dominisia888   powiem tylko jedno : czekam z niecierpliwoscia na ...   31.12.2005 12:57
Eowina   Ja również czekam na następną część ponieważ jeste...   31.12.2005 14:11
Katty   BUAHAHAHA!!! Teraz JA to skomentuję...   07.01.2006 16:10
Katarn90   wybacz, błagam!   07.01.2006 16:26
Dorcas Ann Potter   A ja powracam na forum (i pisać też). Pomysłów mnó...   27.01.2006 20:58
Katarn90   hmmm, Dorcas, a może by tak dokończyć ? xD potencj...   05.02.2007 20:35


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 01:10