Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Sang Et Honneur

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 20 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 20
  
fumsek
post 11.06.2005 23:05
Post #26 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



a ja po raz kolejny zabwiam się w tłumacza, cholernie niewiernego tłumacza ;d i właściwie po raz kolejny nie wiem dlaczego to robię.

--> autor a bardziej autorka, jak poprzednim razem Ivrian, język wiadomo jaki, a jeśli nie wiadomo to francuski :] co do oryginału, znajduje się na fanfiction.net

PROLOGUE

Sala trybunału. Drażniąca cisza urywana odgłosem piór wściekle rozrywających pergamin.
Od wielu miesięcy, najwyższy sąd świata magicznego starał się doprowadzić do rozstrzygnięcia procesów tych, którzy do samego końca pozostali wierni Czarnemu Lordowi.
Wojna pochłaniająca tysiące istnień dobiegła końca. Końca będącego dla jednych kresem okrucieństwa, dla innych kresem marzeń. Czarny Pan upadł, upadł pod zaklęciami tego, który przeżył.
Spojrzenia przysięgłych błądziły po sali, ukradkiem spoczywając na młodym dwudziestoletnim człowieku siedzącym w pierwszym rzędzie audytorium.
Spoczywając na tym, który pokonał Toma Riddle’a.
Jego spojrzenie nie opuszczało świadka przesłuchiwanego przez sędziów. Młody człowiek o rudych włosach, smukłej sylwetce, noszący strój praktykującego aurora.
Ronald Weasley.
Obok adwokata siedzący oskarżony, trwający w niewyobrażalnej obojętności.
Rita Skeeter, reporterka „La gazette du sorcier” odłożyła pióro, tylko po to by na niego spojrzeć chociaż ten jeden raz.
Pełne dwadzieścia lat, tak cholernie zmarnowanych lat...
Duma, niczym nie złamana duma. Arogancja zawsze i wciąż obecna. Oczy wpatrzone w bezkresną pustkę zdawały się nie widzieć tego całego przedstawienia, cholernego przedstawienia, w którym to on grał główną rolę.
Ciało nie skażone najmniejszym śladem słabości. Męska twarz pozbawiona jakiejkolwiek emocji.
Nic. Emocjonalna pustka, pustka zgotowana tym, którzy nie potrafili dostrzec tego co działo się w jego wnętrzu.
W głębi siebie dusiła podziw dla tej jednostki. Arystokratyczne wychowanie, wciąż obecne, nawet teraz, teraz gdy nie powinno istnieć.
Malfoy, do samego końca Malfoy...
Wydawał się stać poza wszystkim, poza każdym z tych ludzi, w których świadomości był robakiem, insektem który nigdy nie powinien istnieć.
Dziennikarka zdawała sobie sprawę z jego obojętnej postawy, śledziła jego oczy pełne zimnej pogardy, pogardy która nie miała przynieść sympatii sądu.
Ale Draco Malfoy drwił szalenie z tych, którzy go otaczali. W najlepszym przypadku swoje ostatnie dni spędzi w Azkabanie, w najgorszym czeka go bliskie spotkanie z Thantosem...
Słowa ojca, wypowiedziane w przededniu jego egzekucji powróciły mu w pamięci, doskonałe, nie skażone zapomnieniem:
Pozwól im na śmiech, pozwól im cię oglądać niczym nierozumne zwierzę. Proś ale nie pozwól się złamać. Malfoy nie pozwala się zdominować. Malfoy nie ujawnia swego strachu, Malfoy nie ujawnia swych emocji. Nie pozostawia niczego przezroczystym. Niczego. To jest to co buduję twą siłę, to co w nich rodzi złość nie opuszczającą ich umysłów aż do twojego końca...
I Draco Malfoy po raz kolejny poświęcił umysł idei, recepcie pochłaniającej każdą z myśli, recepcie na mądrość, mądrość upajającą go od dzieciństwa.
Nic nie miało większej wartości, niegdyś...
Całe to plugawe ścierwo i złoty chłopiec potrafili przeciwstawić się siłom zła.
Ich spojrzenia nie spotkały się. Tkwili w pełnej ignorancji dla drugiej osoby. Ale nawet ignorancja, nie była w stanie zakłócić świadomości, świadomości obecności drugiego.
Nienawiść była zbyt głęboko zakorzeniona w każdym z umysłów, odbierającym możliwość spojrzenia sobie w oczy nie rozszarpując gardła...
Suchy, wątły niczym łodyga palonej słońcem rośliny człowiek, prokurator. Odwrócił się ku Weasley’owi.
- Proszę kontynuować Panie Weasley, co stało się później ?
Przełknął ślinę, wydawało się że każde wypowiedziane słowo go boli, spotkały się dwa spojrzenia. Przyjaciel, przyjaciel niemal od dziesięciu lat...
Wybacz mi Harry, ale nie mogę dłużej kłamać. Nie jestem zdolny do oszukiwania własnej świadomości, nie potrafię dłużej walczyć z sumieniem, nie potrafię...
Prokurator usilnie zachęcał go wykrzywiając wargi w uśmiechu.
- Chcecie prawdy ? Prawda jest taka, że Draco Malfoy uratował mi życie, tamtego dnia.
Suchy uśmiech wyciśnięty na wargach prokuratora.
Musiał pominąć ciszą „pomoc” udzieloną więźniowi podczas szalonej ucieczki, poprzedzającej jego aresztowanie.
W sali szepty podnosiły się stając wyraźnie słyszalnymi głosami.
Czarne spojrzenie sędziego zdusiło w zarodku rodzące się szepty.
Nie zatrzymane słowa wydobywały się z jego ust.
- Schwytano mnie na gzymsie, nie miałem różdżki. Ścigałem Malfoya, ale byłem ranny. Straciłem zbyt wiele krwi, nie byłem w stanie kontynuować.
Wstrzymanie oddechów. Napływające wspomnienia.
- Pomyślałem o niej... Widziałem moje życie przebiegające mi przed oczami...
Spotkały się dwa spojrzenia, jego i Hermiony. Poruszyła głową starając się dodać mu odwagi.
- Przez moment balansowałem w próżni. Malfoy mnie z tego wyciągnął.
Głosy podnosiły się na nowo. Sędzia uderzył kilkakrotnie różdżką w stół.
- Cisza, w przeciwnym razie będę zmuszony opróżnić salę !
Szepty nikły przynosząc na powrót ciszę, ciszę roznoszącą najdelikatniejszy dźwięk, roznoszącą każdy z oddechów.
- Proszę kontynuować.
Grymas zdegustowania, wstrząśnięcie ramionami.
- Dziękuję, nie mam więcej pytań.
Sędzia podniósł dłoń, znak dla adwokata obrony. Młody jasnowłosy człowiek z okularami w srebrnych, okrągłych oprawkach na nosie.
- Panie Carmody, świadek jest wasz.
Adwokat zbliżał się z nienagannym spokojem. Zatrzymał się dopiero przy kracie odgradzającej świadka.
- Panie Weasley, czy mój klient powiedział panu dlaczego zdecydował się na ratunek pańskiego życia ?
- Nie – odpowiedział Ron.
- I nie wie pan nadal dlaczego to zrobił ?
Cisza, cholerna, nieznośna cisza. Czuł jak jego gardło się zaciska, czuł na sobie spojrzenie Harry’ego. Ich przyjaźń odczuje to, ale nie mógł więcej kłamać. Był mu dłużny życie, był dłużny życie Draco Malfoy’owi.
- Powiedział mi, że jest zmęczony tym wszystkim. Zmęczony, ciągłą ucieczką, ciągłym ukrywaniem się. W pewnej chwili pomyślałem, że jest zmęczony życiem, tak po prostu.
Cisza przesycona niemalże słyszalnymi emocjami, wyzierającymi z każdej ze szczelin.
- To był chyba jedyny powód, dla którego pozwolił mi wtedy istnieć. To był człowiek pokonany, pokonany przez życie.
Przez kilka sekund dwa spojrzenia lustrowały się nawzajem, adwokat i świadek. Nie istniała potrzeba dodania choćby jednego słowa. Powietrze było jeszcze ciężkie, roznosząc w sobie echo ostatniego zdania.
- Dziękuję, nie mam więcej pytań. – rzekł Carmody.
***
Rozmowy trwały trzy dni. Trzy długie dni, podczas których sędziowie intensywnie opracowywali werdykt. Ostatecznie doszli do porozumienia.
Draco Malfoy zadeklarował odpowiedzialność za zdradę stanu, morderstwo, szpiegostwo i inne zbrodnie.
Czy istnieją okoliczności łagodzące wyrok? dwie z nich pozwoliły diametralnie zmienić sytuację.
- Śmierć ojca przed szesnastym rokiem życia.
- Udzielnie pomocy aurorowi Ronaldowi Weasley’owi.
Wyrok wypowiedziany w ciszy absolutnej.
Siedem lat, siedem długich lat odosobnienia. Siedem lat, które tam zdawały się być nieprzerwaną, przerażającą wiecznością.
To jedno słowo wdarło się do jego umysłu nie zatrzymane. Jedno słowo okrutnie rozdzierające myśli, wydzierające zdolność racjonalnego myślenia...
Nie był w stanie do wykonania najmniejszego ruchu, gdy je usłyszał. Trwał poza tą parodią sprawiedliwości, poza ludźmi którzy uczynili go skazańcem zanim rozpoczął się proces.
Wciąż bez ruchu. Sędzia dał znak, zaczęło się. Cisza, cholerna niczym nie zmącona cisza. Każda jednostka tam obecna miała świadomość tego co się za chwilę wydarzy.
Szalonooki jednym dotknięciem różdżki zniszczył ją.
Destructo...
Słowa wypowiadane przez niego zdawały się nie mieć końca.
A sekundy zdawały się być godzinami. Płonęła coraz szybciej i szybciej ginąc na zawsze w płomieniach.
Ułamki sekund, dwaj nieprzyjaciele, dwie wrogie twarze, dwa spojrzenia stopione w jedno. Każdy jednakowo zafascynowany, z jednakową dozą palącej nienawiści zatruwającej umysły...
Czuł pot spływający wzdłuż karku. Nigdy nie uwierzyłby w destrukcję tego obiektu, to było poza jego świadomością. Destrukcja przedmiotu, tak bardzo jego, jego własnego. Destrukcja przyprawiająca o szaleństwo umysłu. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tak ścisłego z nim związku, a on istniał. Zawsze każdego dnia, aż do dzisiaj, aż do tej chwili, aż do upadku...
Płomienie
Oczy Pottera...
Zawrót głowy
Oczy Pottera...
Ból
Oczy Pottera...
Harry Potter, jeszcze i wciąż rozkoszujący się spektaklem jego zmieniających się rysów. Do ostateczności korzystający z jego niepokoju, do ostateczności wysysający z niego każdą pozostałość człowieczeństwa...
Żywiący się niczym pijawka jego cierpieniem, jego upadkiem, upadkiem od którego nie było odwrotu...
Przez krótką chwilę Ślizgon miał wrażenie okropniejsze niż paląca nienawiść do tego, który przeżył, nienawiść pielęgnowaną z każdym dniem. Przez tę krótką chwilę miał wrażenie, że traci coś bezpowrotnie. Nienawiść ustąpiła miejsca temu widokowi, ten obiekt płonął. To co pozwalało mu istnieć w magicznym świecie i być tym kim był, płonęło.
Destructo.
Pomimo bólu, pomimo palącego upokorzenia zmusił odmawiające posłuszeństwa zmysły, by jeszcze przez chwilę stwarzały złudzenie normalności. Spojrzał w zieleń oczu tego który przeżył, źrenica przeciwko źrenicy.
Aż do poczucia, że własne oczodoły palą...
Aż do poczucia, że znajduje się na krańcu...
Dumny i nie do poskromienia.
Finite Destructo.
Jego różdżka zatonęła ostatecznie w płomieniach. Pracownicy Św. Munga trwali w gotowości, trwali odkąd dokonano barbarzyńskiego aktu na stojącej przed nimi jednostce.
Nie mogli czekać dłużej...
Nieludzki krzyk rozdarł drażniącą ciszę.
Draco Malfoy upadał, upadał mentalnie i cieleśnie.
Na zimnej posadzce, krew mieszała się z gniewem...

Ten post był edytowany przez fumsek: 14.06.2005 10:11
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
fumsek
post 02.01.2006 16:06
Post #27 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



a tak mnie naszło...

CHAPITRE V TWARZĄ W TWARZ

Noc spędził w nędznym hoteliku na Diagon Alley. Umysł pełen bolesnych myśli. Pierwszy raz od tak dawna czuł kumulujący się w głębi siebie strach. Noc i sen. Sen pełen obrazów, które wciąż powracały budząc go z sercem bijącym jak oszalałe.
Stał pod spływającymi strugami wody. Spływały zmywając ostatnie wspomnienia minionej nocy.
Stojąc przed lustrem, usuwał z twarzy dwudniowy zarost.
Jego spojrzenie zatrzymało się na lustrzanym odbiciu stojącego za nim Albusa Dumbledore’a.
- Z dłuższymi włosami, może to szalone ale przypominasz mi twojego ojca...
Dłoń trzymająca ostrze zadrżała. Pośpiesznie odłożył je na szafkę. Utwierdził spojrzenie w odbiciu własnej twarzy podświadomie przyznając mu rację.
Droga do Hogwartu upływała w ciszy. Żaden nie odważył się jej przerwać.
Każdy zatracony we własnych myślach.
Przyprawia mnie o strach. Wolność, boję się wolności...
Wściekle wydzierał tę myśl. Czuł się niczym zwierzę. Zwierzę, które spędziło całe swe życie w niewoli, po czym zostało wypuszczone na wolność nie będąc na to przygotowanym.
Nie był również przygotowanym na to aby go widzieć. Nawet dziesięć kolejnych lat niczego by nie zmieniło.
Szkoła wydawała się niemalże pusta. Dumbledore wiedział, że już wkrótce się to zmieni.
Ukradkiem spoglądał na idącego obok młodego człowieka. Wydawał się tak nieprzenikniony, mimo tego starzec był w pełni świadomy wewnętrznego chaosu, który w nim panował.
Delikatnie zapukał do drzwi swojego dawnego gabinetu.
- Wejść!
Harry podniósł się widząc ich wchodzących.
Jego sumienie zaczęło budzić w sobie wdzięczność dla nauk Snape’a. Zgłębienie tajników Oklumencji wydało mu się teraz cenniejszym niż niegdyś. Wiążąc w sobie wszystkie siły starał się przeniknąć myśli Malfoy’a.
Pomylił się. Był do tego niezdolny.
Nemezis. Dawna Nemezis. Jak rozpoznać ją w rozdartym ciele, w oczach pozbawionych światła, jak rozpoznać ją w pustce...
Malfoy stracił swą duszę...
Poczuł na ciele dreszcz, gdy po raz kolejny ta sama myśl przepływała przez jego umysł.
Do cholery, jak mógł stracić coś czego nigdy nie miał...
Lustrował każdy z ruchów Malfoy’a. Całą jego uwagę absorbowało rażące podobieństwo do ojca, które teraz dotarło do niego w pełni.
Jest do niego podobny, tak zatrważająco podobny...
Usilnie oczyszczając umysł z myśli krążących wokół osoby Malfoy’a zwrócił wzrok ku Dumbledore’owi.
- Witaj Harry, cieszę się, że cię widzę.
Gorzka refleksja przebiegła przez jego myśli.
Malfoy, milczysz? Czyżby odcięli ci język w tym zafajdanym więzieniu?
- Witaj Albusie.
Odruchowo skinął głową w kierunku byłego więźnia.
- Malfoy...
Spojrzał na niego raz pierwszy odkąd znaleźli się w tym pomieszczeniu. Nieznacznie poruszył głową na powitanie.
- Muszę wyjaśnić coś Harry... Draco od dłuższego czasu jest nieprzyzwyczajony do rozmów...
Naprawdę? Jadowita ironia. Kiedyś był zdecydowanie bardziej rozmowny...
Nowy Draco Malfoy budził w nim rozdrażnienie, nad którym usilnie starał się zapanować.
Tak znajomy a jednocześnie tak obcy... Wydawało się, że lata spędzone w więzieniu wydarły z niego coś co czyniło go kimś, w kim Harry nie potrafił odnaleźć dawnego Malfoy’a.
Bez śladu niepokoju, gniewu, obawy. Wydawało się, że spogląda na niego i tym samym go nie widzi jak gdyby był przejrzysty.
Irytujące.
Tak cholernie irytujące.

Zagęszczenie atmosfery pomieszczenia stawało się niemal namacalnym.
- Draco i ja jesteśmy bardzo wdzięczni, że zgodziłeś się dać mu tę posadę, Harry.
Uśmiech przepojony sarkazmem wykrzywił twarz starającą się zachować obojętność. Dumbledore zrozumiał. Nie był już w stanie, by robić z niego posłuszną marionetkę. Młody człowiek miał świadomość makiawelizmu starca, ten uśmiech pozwolił mu to zrozumieć.
- Malfoy i wdzięczność? – wściekle wypluwał z siebie wszystko co tkwiło w nim przez lata - Jesteś pewien Albusie , że mówimy o jednej i tej samej osobie?
Spojrzenie Draco zatrzymało się na feniksie. Nie w pełni świadomy własnego zachowania, zbliżył się do żerdzi na której siedział ptak. Cień uśmiechu przebiegł przez jego twarz. Przesunął dłonią po lśniących piórach napawając się niewytłumaczalnym spokojem zalewającym jego umysł. Ptak przylgnął do głaszczącej go ręki. Jak gdyby czuł każdą z myśli dręczących młodego człowieka.
- Zmieniłem się.
W jego głosie dało się słyszeć coś czego niegdyś w nim nie było. Dwoje stojących obok niego ludzi utwierdziło w nim swe spojrzenia.
Po raz pierwszy od siedmiu lat słyszał ten przeklęty głos. Zbliżył się do niego, niepewny własnych reakcji. Czuł paznokcie wbijające się wściekle we wnętrze dłoni.
- Żeby wszystko było jasne, Malfoy. Zaakceptowałem to, że nie wiem dlaczego, ale wielu ludzi chce dać ci druga szansę, na którą nie zasługujesz. Zgodziłem się tylko dzięki Ronowi Weasley’owi.
Ich spojrzenia zlały się w jedno. Źrenica przeciwko źrenicy.
- Jeśli wywiniesz choć jedno świństwo, wystarczy jedno potknięcie, a zapewniam cię, że dołożę starań żebyś pożałował spędzonych tu dni. Zrozumiałeś ?
- Wszystko jasne Potter.
I podczas tej krótkiej chwili gdy ich źrenice się spotkały, uczucie zapomnienia wdarło się do jego głowy. Wnętrzności ściśnięte chorobliwą potrzebą ucieczki, zapomnienia...
Gorzki posmak zalewający przełyk.
Nie czuł tego od tak dawna.
Czuł jedynak to co rodziło w jego głowie te wszystkie myśli.
Nienawiść.
Przyczajona, skryta, gotowa na najdrobniejszą prowokację.
Pełna mściwej satysfakcji, rządzącej jego umysłem odkąd to wszystko się skończyło. Od siedmiu długich, przeklętych lat...
Nienawiść...
Przełknął ją z trudem. Nie mógł pozwolić im na ujawnienie się. Nie mógł pozwolić na ujawnienie się targającym nim uczuciom. Ich gwałtowność zaczęła budzić nie zatrzymany strach. Jedyną drogą ucieczki było zaszycie się w biurze, w samotności, z dala od jego spojrzeń. Musiał odzyskać kontrolę nad samym sobą.
- Zaprowadź go do Hagrida, od jutra może się tam wprowadzić. Jutrzejszego ranka Hagrid wyjedzie z Olimpią a on przejmie jego funkcje.
Wydawało mu się, że przez krótką chwilę na twarzy starca widział przepełniony satysfakcją uśmiech.
Dumbledore wraz z byłym więźniem opuszczał swój dawny gabinet.
Malfoy słyszał zamykające się za nim drzwi. Marne próby opanowania drżących dłoni.
Potter. Harry Potter. Jednostka, do której nienawiść kumulowała się w nim od lat...
Strach, który nie pozwalał mu dziś spać odpłynął z jednym spojrzeniem, w którym skrzyżowały się dwie pary oczu. Po siedmiu, długich latach. To nie przyzwyczajenie wyniesione z więzienia nie pozwalało mu wydusić z siebie słowa. To on i jego spojrzenie mu na to nie pozwoliły.
Tak, poczuł coś. Był pełen rozrywających go uczuć.
Ale to nie była nienawiść. To było coś czego nie potrafił nazwać. Uczucie tkwiące gdzieś głęboko w nim, przypominające powrót do jakiegoś miejsca po długiej nieobecności. Usilnie starał się rozbudzić w sobie obojętność dla tej myśli. Nie potrafił. Nie potrafił być obojętny, nie w stosunku do niego, nie w stosunku do Harry’ego Pottera.
Dzięki Irriwi, dzięki Azkabanowi może osiągnął punkt, w którym będzie gotowy na to, by wyplenić z siebie nienawiść.
Może...
Gdyby możliwym było tak po prostu zapomnieć...
Stawiał kolejne kroki idąc za Albusem Dumbledore’m.

-------------------------------------------------------------------------------------
CHAPITRE VI HAGRID

Dumbledore doprowadził wszystko do perfekcji kompletując pełną garderobę i wyposażenie dla byłego więźnia.
Nieufność. Jedyne uczucie, którego nigdy nie będzie w stanie z siebie wyrzucić w pełni.
Dotychczas uśpione, dziś zaczęło budzić się na nowo. Niczym wąż w ukryciu oczekujący ofiary, czekający na chwilę w której będzie mógł zaatakować.
Zastanawiało go skąd pochodziła ta cholernie drażniąca, otaczająca go zewsząd wspaniałomyślność. Przyjął zwyczaj wysługiwania się innymi, który lata spędzone w Azkabanie zmieniły w zwyczaj służenia innym. Zastanawiało go czy Dumbledore oczekuje od niego zapłaty, przecież nigdy niczego mu nie obiecywał, nie pozostawiał żadnej iluzji.
Tymczasem starzec pozostawał nieodgadnionym...
Zostawił go samego uprzedzając, że nie musi krępować się jakichkolwiek próśb. Widząc jak odchodzi miał nieodparte wrażenie, że jakaś cząstka jego przeszłości ulatuje wraz z nim.
Rozpakował walizki. Otaczająca go przestrzeń, to wszystko co ją wypełniało zdawało się przenosić go o lata wstecz. Żywe wspomnienia, niemalże namacalne. Wszystko tak wyraźne, tak proste, tak normalne po siedmiu latach spędzonych w przeklętej, więziennej rzeczywistości.
Imponujący kominek, buchający ciepłem wypełniającym organizm. Drewniana skrzynia skrywająca w sobie ciężar lat. Ile razy Hagrid siedział tu, z dłońmi przykrywającymi twarz, z głową pełną myśli, problemów.
Wiedział, że nigdy nie będzie u siebie.
To nie było jego miejsce. Jego własne. Czuł się tu jak gość. Jednostka, która po upływie pewnego czasu po prostu będzie musiała odejść.
Zderzenie z otaczającą go rzeczywistością było powrotem do przeszłości. Zawsze tkwiła w nim świadomość tego, że nadejdzie dzień, w którym będzie musiał stanąć z nim twarzą w twarz.
Nie był gotowy dziś. Nie byłby gotowy jutro. W ogóle nie byłby gotowy. Nigdy.
Znajdował się na skraju lasu. Pod stopami czuł ubitą ziemię. Przez siedem lat stąpał po kamiennej, więziennej posadzce. Tak cholernie brakowało mu tego przyziemnego uczucia. Uczucia, że pod stopami ma jakąś część natury.
Ogarnęła go nieprzeparta chęć jej dotknięcia. Pod wpływem chwili, impulsu zdjął buty i skarpetki.
Przez ten krótki moment, gdy jego gołe stopy stykały się z mokrą ziemią, czuł się jak dziecko.
Cień drwiącego uśmiechu wykrzywił mu wargi, gdy w jego głowie pojawiła się twarz matki, spoglądająca na niego tu, w tym miejscu, z tymi ludźmi.
Ale jej tu nie było. Było tylko wspomnienie.
Napawał się ciepłem słońca oblewającym mu twarz. Po kilku krokach usiadł.
Pozostawił czas przeciekający mu przez palce. Pozostawił myśli zatruwające jego umysł przez długie miesiące.
Poczuł głód. Wstał i powolnym krokiem ruszył w kierunku Hogwartu.
Skierował się do kuchni, gdzie skrzaty domowe przygotowywały posiłki dla mieszkańców zamku. Poprosił o kanapki z tuńczykiem.
Dawny, przepełniony arogancją Draco Malfoy podziękował istocie, dla której niegdyś miałby w sobie jedynie pogardę. Skrzat utkwił w nim okrągłe, wyłupiaste oczy pełne nieskrywanej ciekawości.
Było w nim coś tak znajomego. Coś, czego bezskutecznie doszukiwał się we wspomnieniach wypełniających jego umysł.
- Pan nie przypomina mnie sobie? – zapytał z nadzieją – Dobby służył u Pana kiedy był Pan jeszcze mały.
Delikatny uśmiech wykrzywił jego wargi.
- Owszem Dobby. Zjadałeś dania, których nie miałem ochoty kończyć.
Głęboko zakopane w zakamarkach umysłu wspomnienie obudziło się na nowo.
- Och tak! Dobby tak bardzo się cieszy! Młody pan go nie zapomniał!
Tytuł nadany mu przez skrzata boleśnie przypomniał mu o tym, kim był niegdyś. Zacisnął wargi, na których nie było już cienia uśmiechu.
- Nie nazywaj mnie więcej panem, Dobby.
Opuścił pomieszczenie zanim skrzat zdążył wyrzec słowo.
Szedł przez ogród wypełniony krzewami różanymi. Powietrze przesączone ich zapachem i ciepłem kwietniowego słońca. Przesączone spokojem, którego nie czuł od tak dawna.
Przed chatą siedział oczekujący go Hagrid. Spojrzenie, które krzyżowało się z jego własnym przywróciło kolejne ślady przeszłości w jego głowie.
Twarz Hagrida wykrzywił uśmiech. Wszystko zaczęło powracać.
- Draco! Widzę, że postanowiłeś wrócić.
- Witaj Hagrid.
Jego twarz pozbawiona jakichkolwiek śladów konsternacji, zakłopotania. Dla Draco stało się jasnym to, że został uprzedzony.
Hagrid nigdy nie krył w sobie emocji. Nie skrywał myśli tak jak Dumbledore. Starzec bez wątpienia uprzedził go o zmianie, jaka zaszła w młodym człowieku podczas siedmioletniego pobytu w Azkabanie.
- Zauważyłeś zmianę?- ani krzty ironii.
Obudziła się w nim nie zatrzymana, niewytłumaczalna potrzeba poznania jego opinii.
Hagrid pośpiesznie odwrócił spojrzenie czując łzy wymykające mu się z pod powiek.
- Myślę, że musiałeś zapłacić za popełnione błędy. Ale to wszystko jest już skończone, zapłaciłeś. Masz prawo rozpocząć nowe życie.
Twarz Draco wykrzywił gorzki uśmiech gdy przez umysł przebiegła mu myśl o naiwności jego rozmówcy. To niemalże bezgraniczne zaufanie powierzane człowiekowi, który nie zasłużył na nie w najmniejszym stopniu.
Szczęśliwi naiwni i szaleńcy.
- Myślisz, że to możliwe?
Drapieżne, chciwe odpowiedzi spojrzenie Malfoy’a krzyżowało się ze spojrzeniem Hagrida.
- Odpowiedz mi, czy myślisz, że jest to możliwe? – kładł nacisk na każde z uwalniających się z niego słów. – Myślisz, że taki skurwysyn jak ja może odkupić swoje winy?
Nie potrafił na nie odpowiedzieć. Czuł zalewającą go bezsilność. Wahanie. Słowa grzęznące w gardle. Niegdyś zapytany o przeznaczenie stojącego przed nim człowieka odpowiedziałby bez najmniejszego problemu.
Młody, arogancki, pretensjonalny i chełpliwy zasraniec, robiący karierę służalca u boku Voldemorta. Rzekłby, że jego historia była zapisana od samego początku.
Jeden, jedyny raz pod skorupą snoba odkrył cząstkę przestraszonego, wrażliwego chłopca. Wtedy zrozumiał, że to okoliczności czynią nas tym kim jesteśmy.
Zrozumiał, że wszystko mogło być inne gdyby mu pozwolono być innym.
Inne okoliczności stworzyłyby inne relacje pomiędzy nim a Harry’m.
Milczał. Wydawało mu się, że niepotrzebnie wypowiedziane słowa mogłyby źle wpływać na i tak już za bardzo skomplikowaną egzystencję.
Pozostawił wszystko własnemu biegowi.
- Tak Draco, myślę, że każdy człowiek ma prawo do drugiej szansy.
Otaczająca go rzeczywistość bledła niezatrzymanie.
Ciepło dłoni spoczywającej na jego ramieniu, przytłumiające odgłosy i zapachy... Wszystko nikło.
Czuł się źle. Tak bardzo źle... Palący ból. To cholerne ścierwo niemalże oderwało mu ramię. Ojciec wpadnie w furię a wszystkiemu winny jest ten przeklęty, przerośnięty zasraniec!
- Drogo za to zapłacisz kiedy mój ojciec się o tym dowie! – wypowiadanymi słowami wypluwał wściekle ból. Fizyczny ale i ten, który tkwił gdzieś głęboko w nim.
Hagrid odwrócił się ku Potter’owi. Krzyknął by zajął się Buckiem pod jego nieobecność.
- Zaprowadzę go do pielęgniarki.
Ulotny niepokój pojawił się w spojrzeniu Draco.
- Nie potrzebuję twojej zafajdanej pomocy! – szalejąca w nim furia przybierała na sile – Zrobiłeś już wystarczająco dużo!
- Nie bądź śmieszny, nie ma innego wyjścia muszę cię tam zanieść.
Podniósł go jak gdyby jego waga równała się wadze pióra.
- Puść mnie do cholery!
Hagrid westchnął wyrażając lekkie znużenie.
- Malfoy, nie mógłbyś po prostu zamilczeć?
Złość opanowała cały młody organizm. Nie zatrzymane drżenie rąk.
- Mój ojciec pozbędzie się tego gówna, które tu trzymasz, uwierz mi!
Jego głos zadrżał na ostatnich słowach. Furia i nie zatrzymana potrzeba by wylać z siebie wszystko co w nim tkwiło zalały mu gardło. Ale to nie miało prawa się zdarzyć. Był Malfoy’em. Nie miał prawa do okazania swej słabości.
Z każdym kolejnym krokiem zbliżali się do zamku.
Podniósł głowę. Skrzyżowały się dwa spojrzenia. Doszukiwał się w nim kpiny ale jej tam nie było. Była tylko litość, która spowodowała, że coś w nim pękło.
Nie był w stanie dłużej powstrzymywać łez wściekle wymykających się spod przymkniętych powiek. Płakał.
Sam nie wiedząc dlaczego.
Hagrid zatrzymał się. Z jego ust uwalniały się słowa. Słowa pełne spokoju. Słowa bez znaczenia, których nie był w stanie opanować.
Draco przygryzł wargę, pozwalając strumykowi krwi spłynąć po twarzy. Usilne próby zduszenia płaczu rozdzierającego mu gardło. Tysiące myśli wypełniających nie radzący sobie z nimi umysł.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko...
Nie potrafię. Nie potrafię rozmawiać z nim o nienawiści, którą wpajano mu przez lata. Dzień po dniu. Nienawiści, która niczym krew krąży w jego żyłach...
Draco czuł, że podczas mijających minut traci świadomość własnych zachowań. Przylgnął do ramienia Hagrida czując łzy obmywające mu policzki.
Spływały wraz ze wstydem, obawami, gniewem...

Były więzień odzyskiwał świadomość, jego biała twarz nabierała koloru. Dwie trzymające go za ramiona ręce energicznie nim potrząsnęły.
- Draco! Co się z tobą dzieje! Odpowiedz!
Jego oddech się zwolnił. Czuł powracający, wewnętrzny spokój widząc szkliste spojrzenie młodego człowieka i odzyskiwaną przez niego świadomość.
Z każdą minutą docierały do niego zmiany, które w nim zaszły. Siedem lat więzienia stworzyło nowego człowieka.
- Wszystko w porządku.
Jego własny głos, tak odległy i obcy. Wspomnienie, które wróciło tak nagle i nieoczekiwanie. Tysiące myśli zalewających zmęczony umysł.
Osunął się na kolana.
Hagrid tracił panowanie, sytuacja zdawała się go przerastać.
- Zawołam Harry’ego!
- Nie! Nie do cholery!
Rozdzierający krzyk. Krew pulsująca w skroniach. Serce wściekle wybijające rytm dudniący w piersiach.
Nie mógł go widzieć. Nie, nie teraz.
- Obiecaj mi jedno, on o niczym się nie dowie.
Hagrid zawahał się.
- Wszystko jest w porządku. Po prostu mi obiecaj, że Harry o niczym się nie dowie.
Ich spojrzenia się skrzyżowały. Po raz pierwszy słyszał imię Harry’ego wychodzące z ust Malfoy’a. Zrozumiał. Nic już nie jest w stanie zmienić tego co było. Żadne ze słów.
Tak bardzo chciałby ich przed tym uchronić. Ta cholerna, obezwładniająca bezsilność...
On odchodził, oni pozostawali. Nic nie mógł dla nich zrobić poza jednym. Poza milczeniem.
Może ta przeklęta wojna pozostawiła po sobie coś będącego w stanie wyleczyć ich rany...
- Masz moje słowo, o niczym się nie dowie.
I przez jedną, krótką chwilę wydawało mu się, że widzi w nim chłopca, którego niegdyś znał.
Cisza przerywana oddechami.
- Wytłumacz mi tylko na czym będą polegać moje funkcje.
Ręka Hagrida znalazła się na ramieniu Draco. Wypowiedziane przez niego słowa kryły w sobie nieco drwiny, wyczuł ją.
- Mam nadzieję, że lubisz zwierzęta Draco... Mam nadzieję naprawdę dla twojego, własnego dobra.

Ten post był edytowany przez fumsek: 02.01.2006 16:18
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
fumsek   Sang Et Honneur   11.06.2005 23:05
Potti   o matko, uwielbiam ficki, które tłumaczysz. i więc...   12.06.2005 08:26
avalanche   cholera no. aż mnie wbiło. niezmiernie podobało m...   12.06.2005 12:36
Kate64100   Ciekawe to opowiadanko, wciągające. Błędy: (chyba)...   12.06.2005 13:01
chojrak   normalnie, jea! w końcu tu trafiłam, nie moge ...   12.06.2005 22:05
Eva   Hmm, nie pozostaje mi nic innego niz napisac, ze c...   13.06.2005 16:08
Pottermenka   Opowiadanie wspaniale. Powiem ci ze chyba jedno z ...   13.06.2005 19:38
destroyerek   Wbiło mnie w fotel. W przenośni i dosłownie. Jan n...   13.06.2005 19:42
fumsek   no to lecim CHAPITRE I SIEDEM LAT PÓŹNIEJ Jeśli ...   13.06.2005 21:09
corka_ciemnosci   Przeczytałam dwa odcinki naraz. I jestem bardzo mi...   14.06.2005 09:35
Dorcas Ann Potter   No, to powiem, że jak na tłumaczenie to nieźle ;)....   14.06.2005 20:26
fumsek   pisząć, żę daję dopiero teraz, ponieważ nie miałam...   28.06.2005 00:10
Miwako   Przeczytałam wszystkie trzy częsci naraz i jestem ...   28.06.2005 02:34
Carmen   No niestety ja sie francuskiego juz nie ucze ( cos...   28.06.2005 22:30
Bella   dosyc fajne tym bardziejm podziwiam tlumacza uczyl...   08.07.2005 20:34
fumsek   Dzisiaj mała retrospekcja z Azkabanu. Ten kawałek ...   09.07.2005 15:59
Ing   Jak zwykle w Twoim przypadku opowiadanie fantasty...   09.07.2005 17:12
fumsek   I tu masz w sumie sporo racji :] Zorientowałam si...   09.07.2005 17:37
Ing   No, to nie żałuj nam swojego cudownego, cholernie ...   09.07.2005 18:05
avalanche   śfiniak przez Ciebie się ukulturalniam (dobrze nap...   11.07.2005 17:21
fumsek   a tak mnie naszło... CHAPITRE V TWARZĄ W TWARZ N...   02.01.2006 16:06
avalanche   powiem tak: opisy uczuć są bardzo dobre. trafiają...   02.01.2006 17:27
fumsek   Jeżu, mój kłujący zwierzu ;* ;d! Nic na temat...   02.01.2006 18:01
avalanche   mogę ci nazmyślać jeszcze, jakie to okropne. złe o...   02.01.2006 18:06
Kara   Super super super super...Zupełnie inny niż wszyst...   03.01.2006 20:52
Asja   To jest tak kapitalne ze niemoge sie doczeekac dal...   02.06.2006 21:53
koala   Hmm. No nie wierzę, że jeszcze tego nie skomentowa...   15.06.2006 16:41
fumsek   estiej --> Może za bardzo wsiąkłam w czytanie ...   04.07.2006 10:23
chojrak   no tydzień już minął, jak mi dzisiaj nie wklepiesz...   13.07.2006 14:26
Simbelmyne   Ale że mi tego nie wysłałaś,to Ci nie daruję! ...   14.07.2008 00:16
chojrak   nie :) jest w wieży :)   14.07.2008 21:14
em   z uwagi na wzmożony ruch w temacie, będę wdzięczna...   14.07.2008 21:18
fumsek   Znalazło się nieco wolnego czasu i miałam w najbli...   16.07.2008 22:16
Mary_czerwona_czarownica   Powinnaś się chyba zawodowo zająć tłumaczeniem z f...   08.10.2008 17:20
Kaczalka   Mało się tutaj udzielam, bo ze mnie niereformowaln...   23.03.2009 01:02
hope357   Droga fumsek, dosyć późno trafiłam na Twoje tłumac...   11.11.2009 20:54
em   jeśli fumsek zdecyduje się wznowić tłumaczenie, pr...   11.11.2009 21:07


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 24.05.2024 11:50