Witaj GO¦CIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Zmowa Dziewic, czyli, jak ¦lizgoni z Gryfonkami...

Co s±dzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 42 ] ** [89.36%]
Gniot - wyrzucić [ 4 ] ** [8.51%]
Zakazane - zgło¶ moderatorowi [ 1 ] ** [2.13%]
Suma głosów: 47
Go¶cie nie mog± głosować 
Kitiara
post 06.01.2005 09:50
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Doł±czył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Hej, witam (i o zdrowie pytam). To opowiadanie powstaje przy współpracy dwóch szurniętych autorek: Naginii i mojej.
Ponieważ Nag ma problemy z komputerem, nie będę wklejała kolejnych rozdziałów tak zbyt szybko, więc zbrojcie się w cierpliwo¶ć.
Ostrzegam, że tu s± jeszcze bardziej "kwadratowe dialogi", niż w "I believe..."
Przestrzegam też przed jedn± z par jaka tu się pojawia, czyli Draco/Hermina.
A terz życzę miłej lektury i spadam
kit



ZMOWA DZIEWIC

Motto:

Baby ain't it somethin'
How we lasted this long
You and me
Provin' everyone wrong
Don't think we'll ever
Get our differences patched
Don't really matter
Cuz we're perfectly matched

I take-2 steps forward
I take-2 steps back
We come together
Cuz opposites attract
And you know-it ain't fiction
Just a natural fact
We come together
Cuz opposites attract
[Paula Abdul, Opposites Attract]



Prolog

Kolejny rok nauki w Hogwarcie. Ostatni rok. Ładna dziewczyna z gęstymi, kasztanowymi włosami ¶ciętymi na króciutko i br±zowymi oczami gramoliła się między przedziałami poci±gu do Hogwartu. Jej waliza była ciężka jak diabli bo miała mnóstwo ksi±żek. Nigdy wcze¶niej tyle ze sob± nie wiozła. No, ale ona nie może być gorsza w czytaniu od tego pozera Zabiniego, którego w gruncie rzeczy zaczęła nawet lubić po ich bardzo ciekawej rozmowie w bibliotece pod koniec zeszłego semestru. Chłopak był bystry, oczytany i... przebiegły, jak to ¦lizgon.
Zawsze miał multum argumentów i nienawidził jak jego adwersarz szybko dawał się przekonać i przechodził na jego stronę. Lubił ostr±, ale kulturaln± polemikę.

R±bnęło, stuknęło i waliza dziewczyny się wywróciła.
- Żesz kurwa, kobieto jak chodzisz?! – rozw¶cieczony męski głos wyrwał j± z zamy¶lenia skuteczniej od wywalonej walizki.
- Uspokój się, Draco – odezwał się drugi, ale rozbawiony i dużo spokojniejszy, męski głos. – Pomógłby¶ dziewczynie a nie klniesz jak pospolity mugol ze zbyt dużym zamiłowaniem do procentów. - Przecież widzisz, że koleżanka dĽwiga niezły ciężar... Przepraszam za kumpla, pomogę ci.
- Zawsze pełen kurtuazji – z przek±sem odpowiedział pierwszy głos.
Głosy brzmiały dziwnie znajomo. Dziewczyna otarła pot z twarzy i podniosła głowę. Musiała j± wręcz zadrzeć, bo chłopcy na których wpadła byli bardzo wysocy i jej metr sze¶ćdziesi±t sze¶ć było niczym przy ich wzro¶cie.
”O cholera!” – pomy¶lała ujrzawszy ich twarze – „Zabini i Malfoy...”
- Obejdzie się bez twojej pomocy – powiedziała, ale Blais podniósł już jej walizkę jakby była podręczn± torebk±.
- Gdzie mam to zanie¶ć? – chłopak popatrzył na ni± uważnie, kogo¶ mu przypominała.
- Do najbliższego pustego przedziału, Zabini – odrzekła i się do niego u¶miechnęła. – Jak tak dalej pójdzie będziesz wyższy od wieży Eiffla. Ile urosłe¶ przez wakacje?
- O żesz! Cze, Granger! – wypalił chłopak z nierównymi, czarnymi włosami sięgaj±cymi połowy karku i malowniczo rozczochranymi, co dodawało mu jedynie uroku. – Osiem centymetrów, madame! – wyszczerzył się do Hermiony. – Co¶ ty z włosami zrobiła?! – w jego oczach koloru ciemnego szmaragdu igrały iskierki szczerej rado¶ci i rozbawienia.
- Granger, kto ci pozwolił ¶ci±ć te twoje kłaki? - warkn±ł Draco wpatruj±c się w dziewczynę. Należał do mężczyzn lubi±cych u kobiet długie włosy, a "kłaki" Granger bardzo mu się podobały, chociaż, z wiadomych powodów, nigdy na glos się do tego nie przyznał
- Sama sobie pozwoliłam, ciebie na pewno nie będę prosić o zgodę - warknęła zdenerwowana dziewczyna, nie wiadomo dlaczego ale zrobiło jej się smutno i przykro z powodu reakcji blondyna. Zło¶ć była jednak silniejsza od smutku i Draco zarobił spojrzenie z serii „jeszcze jedno słowo a dostaniesz w pysk.”
- Tu jest wolny przedział – Zabini postawił walizkę pięć merów dalej od miejsca spotkania. – Proszę, madame – z kurtuazj± otworzył jej drzwi i gestem wskazał wnętrze. – Ładnie ci w krótkich włosach... Dopiero teraz widać jak± interesuj±c± masz buzię – pu¶cił jej łobuzersko perskie oko i Hermiona lekko się zarumieniła.
W szkole chyba nie było dziewczyny od klasy czwartej wzwyż, która nie patrzyłaby tęsknie za Malfoyem lub Zabinim (poza ni±, Ginny, Lun± i jeszcze kilkoma nielicznymi), zwłaszcza za tym ostatnim. I powodem nie było tylko to, że wywodził się z rodu ksi±żęcego czystej krwi, ale przede wszystkim jego szarmancki i kulturalny sposób bycia wobec kobiet. I miał jeszcze jedn± istotn± zaletę.. nie używał słowa „szlama”. Uważał je za prostackie i tępił wszystkich, którzy tak mówili... Szczególnie Malfoya, z którym przyjaĽnił się już prawie rok temu.
- Tere-fere, interesuj±ca buzia.. interesuj±ce to może być co innego – skrzywił się Draco.
- Wszystko może być interesuj±ce – filozoficznie odparł Blais.
- Dobra, dobra! – Malfoy przestraszył się, że kumpel wejdzie na poziom dyskusji intelektualnej, a był niebezpiecznym przeciwnikiem.
- Ale to niepraktyczne, Granger. Znaj moje słowa. – Draco pokręcił z dezaprobat± swoj± blond głow±.
Nowa fryzura w postaci silnie wystrzyżonego i nierównego przodu oraz tyłu sięgaj±cego do podstawy ramion, nadawała mu wygl±d gigantycznego rozrabiaki i uroczego cwaniaka, którym w istocie był.
– Jak cię teraz będę trzymał za głowę, gdy mi będziesz robić dobrze ustami? – zło¶liwy u¶mieszek blondyna był wprost zniewalaj±cy mógł doprowadzić do szału. - Za t± krótk± szczotę?! Mówię ci to nie-prak-tycz-ne... – Malfoy zrobił minę zbitego spaniela.
- ¦winia! - warknęła Gryfonka i wymierzyła w niego różdżk±. - Zmiataj st±d natychmiast chamie jeden.
- No niby co ja takiego powiedziałam? - Draco spojrzał pytaj±co na przyjaciela, który tylko pokręcił głow± w ge¶cie rezygnacji nad jego głupot±
- Sorry, Granger, ale...
- Ty mnie Zabini za jego kretynizm nie przepraszaj, bo to jest cham ostatni, a teraz obaj mi zejdĽcie z oczu zanim na was czego¶ nie rzucę.

Draco przez chwile przygl±dała się tej wszystkowiedz±cej Gryfonce po czym bez słowa ruszył do przedziału, który zajmowali razem z Blaisem. Gdy tylko weszli do ¶rodka zaatakował kolegę.
- I po co mówiłe¶ jej, że jest jej ładna, przecież ona wie to doskonale! Casanova od siedmiu bole¶ci się znalazł.
Brunet przez chwile patrzył na kolegę bez słowa po czy się roze¶miał.
- Czyżby¶ był zazdrosny?
- Niby o ni±? WeĽ, bo cie ¶miechem zabiję... Po prostu lubiłem tę jej szopę.. Ech te baby, z nimi nigdy nic nie wiadomo. Zmienne jak pogoda.
No cóż, z takim stwierdzeniem Zabini nie mógł dyskutować gdyż zgadzał się z nim w stu procentach.

***
Hermiona była w¶ciekła jak osa i gdy do przedziału wpadła jej najlepsza przyjaciółka Ginny Weasley, warknęła tylko.
- Cze¶ć, Gin. Siadaj i b±dĽ cicho bo mam zły dzien.
- Cze¶ć, w porz±dku – Virginia wygl±dała na opalon± i zadowolon± z życia. – Masz okres?
- To nie okres, to Malfoy – odrzekła Granger i zaklęła pod nosem.
- Och, widziałam go... jeszcze urósł – Ginny chyba nie zdawała sobie sprawy jak to działa na Hermionę.
- Tak jakbym nie zauważyła.... A jego ego osi±gnęło już gigantyczne rozmiary, Gin. Może się przymkniesz i dasz mi poczytać?
- Spoko – niziutka Gryfonka miała zbyt dobry humor by się obrazić, poza tym liczyła na to, że zło¶ć Hermiony minie do końca podróży. W istocie tak się stało. Ale uraza do Malfoya i tak rosła w duszy krótkowłosej dziewczyny z każdym nowym dniem.

***
Drugi tydzień wrze¶nia obfitował w wiele nowo¶ci. Na przykład o powstanie Koła do Gry w Wisielca Rozbieranego <oczywi¶cie nauczyciele nic o tym nie wiedzieli> wył±cznie dla klas szóstych i siódmych.
Severus Snape, w całej swej nauczycielskiej i uczniowskiej karierze, nie pamiętał tak wielkich tłumów jak w pi±tkowe popołudnie pod jego klas±. Tłoczyli się tam chyba wszyscy uczniowie klas siódmych i szóstych z czterech domów. Pomysłowi wychowankowie Domu Węża przybili na drzwiach do jego pracowni plakat informuj±cy o tym, że w sobotni wieczór Uczniowie Zacnego Domu Salzara Slytherina maja zaszczyt zaprosić <za drobna opłat± na jedzenie i picie składan± u Blaisa Zabiniego> na imprezę integracyjn± w Lochu ósmym.

Zabini z ciekawo¶ci± obserwował kłębi±cy się tłum, czuł, że zabawa będzie udana. Nagle jego oczom ukazał się przekomiczny obrazek. Jaki¶ karzełkowaty dzieciak usilnie starał się dotrzeć do plakatu informacyjnego. Kurde, czy ci gówniarze nie maj± czego robić tylko czytać ogłoszenia skierowane nie do nich? Przecież j± zaraz kto¶ rozdepcze.
Blais, jak przystało na dobrego samarytanina, podszedł pod drzwi złapał dziewczynkę za kołnierz i nie przejmuj±c się tym, że ta wyrywa się okrutnie, odci±gn±ł na bok.
Kiedy doszedł do ¶ciany wypu¶cił malucha i uważnie mu się przyjrzał. Była to szczuplutka, niska dziewuszka o długich rudych włosach z ciemnymi pasemkami, zaplecionych w warkocz. Miała mnóstwo piegów na twarzy. Opalona była na złoty br±z. Wygl±dała słodko i kogo¶ mu przypominała, ale nie miał czasu zastanawiać się kogo.
- Posłuchaj maluchu, to jest zabawa dla dorosłych, taki dzieciak jak ty to może co najwyżej się w piaskownicy pobawić. Jak będziesz starsza to zgło¶ się do mnie, wtedy będziemy mogli porozmawiać nie tylko o takich zabawach - dodał słodko by umilić małej gorycz porażki.
- Zabini ja bym się do ciebie nie zgłosiła, choćby¶ był ostatnim facetem na ziemi - mała dziewczynka otworzyła swe słodkie usteczka i chłopaka jakby co¶ trafiło. Ten głosik poznałby wszędzie, nawet na końcu ¶wiata. Mimo wszystko postanowił się z niej jeszcze troszkę ponabijać, a póĽniej wpu¶cić na imprezę... za darmo.
- Weasley, dziecinko to naprawdę ty? Jakby to rzec... w wakacje troszkę się chyba skurczyła¶... Wiesz, wiek to może masz odpowiedni, ale ze wzrostem gorzej. Nie wpuszczamy nikogo poniżej metra sze¶ćdziesi±t... - Zabini u¶miechn±ł się wprost uroczo.

Virginię trafił jasny szlag. Nienawidziła przytyków do swojego wzrostu.
- Mam w dupie t± wasz± imprezę w zimnych, obskurnych lochach!- skłamała. Tak naprawdę bardzo chciała na ni± i¶ć... aż do teraz. - Pocałuj mnie tam gdzie słońce nie dochodzi i się wypchaj przero¶nięty badylu!
- Nie ma sprawy - chłopak nachylił się nad niziutk± dziewczyn±. - Jeste¶ całkiem apetycznym maleństwem i ¶licznie pachniesz... Tylko powiedz... Mam cię pocałować z przodu czy z tyłu, maluszku? - Blais miał minę tak rozbawion± i u¶miech tak bezczelny (według Gin), że dziewczyna zarumieniła się i w¶ciekła się jeszcze bardziej.
- Wolałabym, żeby mnie pocałował gumochłon, Zabini!! – wrzasnęła tak, że obejrzało się dobrych dwadzie¶cia osób. - Jeste¶ mutantem. Żegnam! - odwróciła się i odeszła krokiem urażonej księżnej.
Zabini stał i ¶miał się rubasznie przez dobr± minutę.
- Ale że¶ teatr odwalił, Blais – Draco też konał ze ¶miechu. Stał bardzo blisko i wszystko słyszał. – Jaja jak berety. Ona chyba wcale nie ro¶nie... Już wiem cał± energię Weasley’ów pochłania Łasica... Sam emanuje tak negatywn± aur±, że wszystko wokół niego, co podlega rozwojowi, nie może się rozwijać. – Dracze zarżał z rado¶ci nad własnym dowcipem.
- Smoku, czy wszyscy u ciebie w rodzinie na pewno s± zdrowi psychicznie? – spytał rozbawiony zielonooki brunet (ale broń Boże nie Potter!).
- Nie – rado¶nie odparł „Smoku”. Miał bardzo dobry humor i wszystko go rozweselało. – Ja nie jestem zdrowy, Dziki. Co¶ ci nie pasuje?
- Co do ciebie to nie miałem w±tpliwo¶ci... Próbowałem jedynie ustalić, czy to jest dziedziczne.
Zabini wyj±ł papierosy i bezczelnie zajarał na ¶rodku korytarza. Było to o tyle podłe i nacechowane brakiem karno¶ci zachowanie, że na korytarzu palić nie było wolno a on był chłopcem słusznego wzrostu (metr dziewięćdziesi±t dwa), który wybijał się ponad tłum, więc każdy nauczyciel mógł zobaczyć, kto pali. Draco był od niego jedynie pięć centymetrów niższy. Zabini natomiast był najwyższym uczniem w szkole, a... Severus Snape był z nim równy.

I wła¶nie wspomniany nauczyciel wyszedł z klasy, a pierwsza osoba jaka rzuciła mu się w oczy, oczywi¶cie oprócz tłumu kłębi±cych się dzieciaków, był jego uczeń z petem zwisaj±cym z lewego k±cika ust.
- Zabini, czy mi się wydaje, czy ty... palisz?
- Panie profesorze, - odparł chłopak z największ± powag± - ja nie palę... ja się delektuję.
- A czy ty nie wiesz, że delektować można się jedynie na błoniach, Zabini?
- Zanim dojdę do wyj¶cia, skończy się przerwa... a z moim słabym zdrowiem bieganie po korytarzach nie wchodzi w grę, sir.
- Zabini, masz zdrowie jak poci±gowy koń i dobrze o tym wiesz... – rzekł spokojnie Snape, powstrzymuj±c u¶miech. Każdy inny uczeń dostałby opieprz, ale Blais robił wszystko z tak urocz± i naturaln± elegancj±, i kurtuazj±, że nauczyciele go lubili... Zwłaszcza Severus, bo chłopak był w jego Domu.
- Ależ panie profesorze, ja tylko. Tak dobrze wygl±dam, tak naprawdę to ledwo zipię, a chyba nie chce pan bym zachorował i nie był obecny na Eliksirach?
- No w takim razie - Severus udał wielkie zastanowienie - skoro ledwie zipiesz, ty mróweczko, to palenie zaszkodzi ci jeszcze bardziej. Jak nauczyciel nie mogę na to pozwolić i z przykro¶ci± mszę debrać ci papierosy oraz... jeden punkt dla Domu.
- Ależ panie profesorze... te fajki mnie na duchu podtrzymuj±, poprawiaj± mi humor i pozwalaj± zapomnieć o słabej kondycji i dosyć cherlawym ciele... – Draco musiał odej¶ć parę metrów dalej bo zabiłby ¶miechem zarówno nauczyciela jak i swego najlepszego kumpla.
Dziki był jednym z najzdrowszych chłopaków w szkole, był szybki, zwinny, doskonale latał na miotle i miał celny prawy sierpowy, który najcięższych zawodników posyłał na glebę, o czym wiedzieli wszyscy uczniowie i nauczyciele w szkole na czele ze Snapem.
- Dobra, dobra Zabini. Dawaj papierosy i żebym cię ja więcej na korytarzu z fajkiem w zębach nie widział. Przynajmniej dzisiaj – dodał ciszej.
- Oczywi¶cie sir... ale chciałbym zauważyć, że pozbawienie tak dużej ilo¶ci punktów takiego wspaniałego i bezproblemowego domu jakim jest Slytherin i to przez własnego opiekuna jest bardzo nieekonomiczne.
- Zabini, ty mnie ekonomi chcesz uczyć? - Severus spojrzał na niego ironicznie. - Ale wiesz, masz racje. Nie odbiorę ci punktów, za to razem z panem Malfoyem, który się zaraz udusi ze ¶miechu wysprz±tacie bez pomocy magii loch ósmy.
- Ależ panie profesorze z moim w±tłym zdrowiem? - Blais nie dawał za wygran±. - Nie ma pan lito¶ci dla tak pokrzywdzonego przez los...
- Zaraz dopiero możesz zostać pokrzywdzony przez los, Zabini - Severus mu brutalnie przerwał tyradę. - Po zajęciach widzę was obu przed lochem numer osiem a teraz uciekajcie na następne zajęcia.
- Lepiej niech pan się zajmie, panie profesorze, tym kłębowiskiem pod drzwiami - zauważył usłużnie Draco. Miał dobre chęci odwrócenia uwagi nauczyciela od skromnej osoby Zabiniego i od siebie.
Severus spojrzał na kłębi±ca się młodzież z mordem w oczach i znowu odwrócił się w stronę chłopaków.
- Draconie - zwrócił się prawie słodkim tonem do blondyna - o ile mi wiadomo to ty przywiesiłe¶ tu ten plakat. W takim razie, to ty zrobisz co¶ z tym, żeby oni wszyscy w ci±gu minuty zniknęli spod tych drzwi. Jasne?!
Malfoy westchn±ł, przewrócił oczami i wrzasn±ł do zebranych:
- Cisza motłochu!! Smoku ma głos!
- Skromni¶ – sykn±ł mu do ucha Blais.
- Dziki i ja mamy apel!! Tu za trzy minuty będzie lekcja a wy chyba też macie zajęcia, nie?! No to won, a ten kto chce i¶ć na imprezę, niech wpłaca po dziesięć galeonów do Dzikiego Blaisa Pogromcy Dziewic Hogwartu! Amen!!
Tak naprawdę Blais nie był żadnym pogromc± dziewic, chociaż bez wysiłku mógł nim zostać. Miał za sob± jedne, jedyne przeżycie seksualne i tak się zraził, że postanowił poczekać na naprawdę wyj±tkow± dziewczynę. Obydwaj z Draconem mogli tapetować listami miłosnymi dormitoria, a i tak na wszystkie miejsca by nie starczyło. Malfoy jednak był bardzo wybredny i zaliczał dziewczyny bardzo rzadko i z umiarem. Uważał, że sperma rodu Malfoy’ów jest zbyt cenna, by j± marnować byle jak i z byle kim (pewnie dlatego do tej pory nie tkn±ł Pansy Parkinson, która bardzo tego chciała), ale czasami trzeba było zredukować silny popęd seksualny inaczej niż własn± ręk±.
Blais był bardziej opanowany – bo na pewno nie mniej pobudliwy – i nie musiał zaliczać nawet „raz na miesi±c”, jak okre¶lił to Dracze.

Stoj±ca w tłumie Hermiona skrzywiła się i powiedziała bardzo gło¶no:
- Pewnie to ty by¶ chciał być tym pogromc±, co, Malfoy? – wywołuj±c salwy ¶miechu w¶ród zebranych.
- Granger, ciebie to ja w każdej chwili mogę poskromić, co ty na to? - zapytał Draco sugestywnie, podchodz±c do dziewczyny i obdarzaj±c ja swoim najładniejszym wrednym u¶miechem.
Hermiona zarumieniła się delikatnie ale postanowiła się nie poddawać.
- Jasne Malfoy... Chyba w moich najgorszych koszmarach, bo tylko w takiej sytuacji się na to zgodzę - dziewczyna zgrabnie go ominęła i podeszła do Zabiniego, koło którego zacz±ł kłębić się już tłumik.

- Do zobaczenia na tej imprezie, Gin już za nas zapłaciła prawda?
- Jasne, płaciła - skłamał Zabini bez mrugnięcia okiem. Bardzo mu zależało na tym, by pojawiła się ta ruda furiatka.
Był niemal stuprocentowo pewny, ze Hermiona nie wygada się siostrze Łasiczki tym, że też nie zapłaciła. Liczył na jej wysok± inteligencję, w któr± ani na moment nie w±tpił. Dlatego gdy mówił, że Ginny płaciła to po pierwsze, pu¶cił szybkie oko do Dracona, a na Granger popatrzył bardzo uważnie i dodał na wszelki wypadek, kład±c nacisk na każde słowo.
- Zapłaciła dwadzie¶cia galeonów jakie¶ pięć minut temu i zmyła się na zajęcia, my już też chyba powinni¶my i¶ć na Transmutację.
- A tak wła¶nie - Hermiona ruszyła szybko w stronę klasy i na szczę¶cie nie usłyszała rozmowy chłopaków.
- O! Mówisz, że rudzielec zapłacił? - Draco u¶miechn±ł się do Zabiniego. Dopisał jeszcze dwa nazwiska na listę go¶ci. - A mogę się dowiedzieć kiedy to zrobiła?
- Dzi¶ wieczorem.... z twoich pieniędzy Smoku.
- Z moich?! - zaperzył się Draco.
- Cii!! Żartowałem... Damy po połowie... Będzie weselej – Blaise miał minę lisa, który zwietrzył bardzo obfity kurnik nie pilnowany absolutnie przez nikogo
- Zwłaszcza jak przyjd± Łasic i Potter. Zwłaszcza Łasic. On pilnuje nie tylko siostry ale tej Granger też.
- Oni nie id±. Duma im na to nie pozwoli. Już pytałem. – Blais u¶miechn±ł się szeroko.
- Pewnie Łasic pójdzie, gdy dowie się, że jego maleńka siostrzyczka też idzie.
- My¶lisz, że ona mu powie? – Zabini popatrzył wymownie na Malfoya i obydwaj u¶miechnęli się do siebie bardzo triumfalnie.
Impreza zapowiadała się ciekawie...

Ten post był edytowany przez Kitiara: 07.01.2005 17:13


--------------------
"KIEDY JESTE¦ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Harajuku_Girl
post 01.02.2006 19:03
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Doł±czył: 01.02.2006




- To, co przeżyli�my było piękne, a ty to sprowadzasz do jakich� umiejętno�ci sportowych i jeszcze się nabijasz! Możesz sobie mówić, co chcesz, ale zejd� z Hermiony, bo jest najwspanialszą dziewczyną, jaką znam i mogę ci za nią przyłożyć! - chłopak był po prostu w�ciekły. – Nie zachowujesz się jak ojciec. Kochający ojciec zachowałby się zupełnie inaczej - dodał z żalem na koniec swojej przemowy.
Lucjusz poczuł się podle. Spu�cił wzrok i wbił spojrzenie w dębową podłogę.
- Przepraszam - wyszeptał. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że skrzywdził swojego syna. - Masz rację, zachowuję się jak jaki� niewychowany Gryfon. Na Slytherina, jaki ty jeste� do mnie podobny – wyszeptał podnosząc wzrok.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na swego ojca.
- Nie patrz się tak, ja bym zachowywał się identycznie, gdyby kto� próbował urazić twoją matkę. Zresztą dalej się tak zachowuję. Ja po prostu bardzo kocham tę kobietę – rzekł Lucjusz.
- Aha... To czemu się kłócicie? - spytał Draco i usiadł obok ojca.
- Bo jeżeli żyje się pod jednym dachem, to inaczej nie da rady. Kłótnie nawet są potrzebne. Trzeba mówić sobie nawet przykre rzeczy i starać się rozwiązywać problemy wspólnie, ale mieszkając razem nie da się uniknąć konfliktów. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje potrzeby i swoje racje... – wyja�nił spokojnie Malfoy Senior.
- Rozumiem, ale wy jeste�cie wobec siebie też często chłodni i oficjalni i... – zaczął młodzieniec.
- Bo tak nas wychowano, bo jeste�my lud�mi z wyższych sfer - przerwał synowi pan Malfoy. - Ale to nie znaczy, że się nie kochamy i że jeste�my wobec siebie oziębli.
- A ja uważam, że należy okazywać czuło�ć jak najczę�ciej, nawet przy ludziach! - zapalił się chłopak.
- A to ciekawe - Lucjusz u�miechnął się szeroko. - Mój syn mówi o czuło�ci. Matko, Draco ale wpadłe�. Zupełnie jak ja przed laty.
Chłopak już chciał zaprzeczyć, że wcale nie wpadł, że ojciec sobie co� ubzdurał, ale zamiast tego u�miechnął się rado�nie, bo do jadalnie wróciły obie panie. Draco i Hermiona zaczęli zbierać się po chwili do wyj�cia, w końcu jutro trzeba było wracać do szkoły. Nie wiedzieli tylko, że gdy wrócą do rezydencji Zabinich, zastaną tam nie tylko Blaise’a i Gin.
Kiedy tylko Draco, Hermiona i Przecinek teleportowali się do rezydencji Malfoyów, Ginny poszła do sypialni, by spakować rzeczy swoje i przyjaciółki. W momencie, gdy zaczęła wyciągać swoje szaty z szafy Blaise’a, ten pojawił się w pokoju i z dziwnym błyskiem w oku zamknął drzwi.
- Draco i Hermi wrócą pewnie pó�nym wieczorem, a ty jeste� mi co� winna za eliksir. Pamiętasz? – zaczął.
- Ja muszę spakować swoje rzeczy... I Hermiony też, a z tego co wiem, to ty swoje łachy i łachy Malfoya również, nie sądzisz? Pó�niej nam się nie będzie chciało - Ginny zarumieniła się lekko, ale odpowiedziała tak, jak rozum jej podpowiadał.
Uklękła przy kufrze i układała w nim dwie szaty szkolne, oraz dwie pary spodni dżinsowych. Spódniczki od mundurków zostawiła w szkole.
- Mi się nie chce teraz - wymruczał Blaise, klękając za nią i obejmując jej szczupłe biodra udami. - Mam ochotę na co� zupełnie innego.
Virginia poczuła gorący oddech chłopaka na karku i westchnęła cicho, lecz nadal starała się zachować zdrowy rozsądek.
- We�, Dziki, bąd� raz cywilizowanym chłopcem... Jak się teraz spakujemy będziemy mieli to z głowy – powiedziała wkładając do kufra bluzki.
- Mhm... - odrzekł Zabini i polizał płatek jej ucha. - Wiem... - objął dziewczynę i mocno do siebie przytulił. - I wiem, że można to zrobić dużo szybciej, rzucając zaklęcie - Virginia topiła się w jego ramionach jak wosk. Zacisnęła palce na kolanach chłopaka i przywarła plecami do jego klatki piersiowej.
- Ale czy ty my�lisz zawsze tylko o jednym? - zapytała niepewnie, przymykając z rozkoszy oczy, bo Blaise delikatnie całował jej kark.
- Ja po prostu za tobą szaleję. A wiem, że w szkole nie będziemy sobie mogli pozwolić zbyt często na blisko�ć fizyczną, Ginny. Ale jeżeli nie chcesz i ci to przeszkadza, to przestanę, kochanie - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho i łagodnie. Odsunął się trochę i położył dłonie na barkach dziewczyny, by delikatnie je masować.
- Wiesz doskonale, że mi to nie przeszkadza. Jeste� podły, kusisz tylko biednego człowieka – odpowiedziała Ginny.
- Bardzo przepraszam, ale to nie ja chodzę w krótkich spódniczkach i obcisłych spodniach. To ty mnie kusisz – stwierdził Zabini z u�miechem.
- Blaise - Ginny spojrzała na niego niepewnie przez ramię - Wiesz, że jak mój brat się dowie o..
- Jak twój brat się dowie o nas, to będzie chciał mnie uszkodzić. Więc oboje będziemy musieli co� z tym zrobić. A teraz nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Kobieto, mnie tu czeka życiowe zadanie – przerwał jej łagodnie.
- Ta? A jakie? – spytała Ginny, choć doskonale wiedziała, jaką usłyszy odpowied�.
- Dobrać się do malej wiewióreczki – oznajmił rado�nie brunet.
- Zoofil- skwitowała dziewczyna.
- Wcale nie... W końcu mam ksywę Dziki, jak zwierz, to co ze mnie za zoofil? Biorę się za swoich – zripostował grzecznie.
Virginia cicho się roze�miała, a Blaise warknął - w jego przekonaniu gro�nie, i ugryzł ją w ucho, a następnie w kark. Zrobił to na tyle delikatnie, żeby dziewczynę przeszyły przyjemne dreszcze. Odwróciła się przodem do Zabiniego i oplotła nogami jego biodra. Miała na sobie krótką, czarną spódniczkę i chłopak wsunął pod nią dłoń, by pie�cić po�ladki swojej "wiewióreczki." Przywarła do niego mocniej i obydwoje jęknęli z ogarniającego ich ciała pożądania.
- Twój mały przyjaciel potrzebuje chyba opieki - wyszeptała ochryple Virginia, ocierając się o twardą męsko�ć Blaise'a. - Mogłabym go gdzie� przechować i dać mu troszeczkę przyjemno�ci - kusiła zmysłową chrypką.
- Ty diablico – Blaise, mimo narastającego podniecenia, nie mógł się nie za�miać. - Nie dam się tak łatwo przerobić... Nie zabiorę ci niewinno�ci, dopóki nie skończysz szkoły, nie chcę inaczej...
- No wiesz?! - oburzyło się rudowłose dziewczę.
- Cii... - przytulił ją mocno i pocałował w policzek. - Chcę poczekać, aż będziesz naprawdę gotowa.
- Ale do tej pory ja mogę ci się znudzić... - powiedziała żało�nie - a nie chcę tego robić po raz pierwszy z nikim innym, bo jeste� dla mnie... - zawahała się na chwilę - ...bardzo ważny, Blaise...
Chłopak spoważniał i spojrzał jej uważnie w oczy.
- Gin, malutka, znudzić to się może zabawka - powiedział z lekkim wyrzutem. - A ja nie traktuję cię jak zabawki i nigdy nie wolno ci w ten sposób my�leć... Traktuję ciebie, nie, nas, bardzo poważnie.Poważnie... Rozumiesz?
Patrzyła przez dłuższą chwilę w jego szmaragdowe oczy, które były teraz pełne nie tylko namiętno�ci, ale także ciepła, czuło�ci i powagi. W końcu skinęła głową. Zrozumiała, że jej pro�by na nic się zdadzą, bo on po prostu wie, co mówi. Nie pozostało jej nic innego jak mocno go ucałować i mieć nadzieję, że następnym razem da się namówić.
- No, a teraz mała wiewiórka będzie grzecznie czekała na to, co duży zły dziki zwierz jej zrobi – o�wiadczył Blaise.
- I mała wiewiórka nie ma szans na ucieczkę? - zapytała Giny jednocze�nie rozpinając mu koszulę.
- Oczywi�cie, że nie, bo duży dziki zwierz... – chłopak się za�miał, widząc w oczach Virginii co� całkowicie sprzecznego z lękiem i chęcią ucieczki.
- Blaise! Jest tu kto?! Wrócili�my! - dał się słyszeć z dołu radosny głos Anny Zabini.
- Kur*wa - bardzo cicho i żało�nie pisnął dziki, zły zwierz w postaci Blaise'a, a mała bezbronna wiewióreczka Ginny, w tym samym czasie, wrzasnęła na całe gardło:
- AAA!!! - i zaczęła się pospiesznie poprawiać.
- Cicho, wariatko - chłopak zakrył jej usta dłońmi.
- Blaise, co ty wyprawiasz? - matka dotarła do pokoju syna i otworzyła drzwi. Ponieważ Virginia nie zdążyła się odsunąć, a Blaise nie zdążył zapiąć koszuli, zastał ją ciekawy widok.
Zaskoczona uniosła brwi i powiedziała:
- A, to przepraszam. Tylko jej nie bij, dziewczyny nie zawsze to lubią - po czym wyszła zamykając drzwi i kryjąc u�miech.
- Co tam się dzieje, kochanie?! - dał się słyszeć grzmiący głos pana Zabini
- Absolutnie nic, skarbie! - odkrzyknęła pani Zabini. - Koleżanka Blaise'a uderzyła się w kolano! - skłamała gładko.
- Bić? - Ginny spojrzała się na zarumienionego bruneta.
- E.... nieważne - odpowiedział Blaise i spojrzał na drzwi, za którymi zniknęła jego matka, z nienawi�cią. - Lepiej zejd�my, zanim pojawi się tu reszta rodziny.
- Wiesz, jako� nie mam ochoty – powiedziała Ginny. - Blaise... musimy przenie�ć moje rzeczy do dawnej sypialni... Hermiony też. – dodała.
- Okey, musimy i zaraz się to zrobi...
- A co to za reszta rodziny? - zainteresowała się nagle "wiewióreczka".
- Nieistotne - uciął Blaise, my�ląc ze zło�cią o swoim cholernie przystojnym, starszym sze�ć lata braciszku, Steelu.
Warknięcie chłopaka i niebezpieczny błysk w jego oczach, zachęciły tylko Ginny do dalszej inwigilacji.
- No nie bąd� taki, powiedz.... - przymilała się, próbując zamknąć pełny kufer, w którym załadowała ciuchy byle jak, wyuczonym zaklęciem pakującym.
- Nie! - warknął Blaise i pomógł Ginny zamknąć kufer, a następnie zaprowadził ją na dół.
Przy schodach, jak na zło�ć, stała starsza latoro�l państwa Zabinich i ze zło�liwym u�miechem wpatrywała się w swego brata.
- Nie mogę, Blaise, kto� tak piękny się tobą zainteresował. Przyznaj się, co na nią rzuciłe�? – zadrwił chłopak.
- Odwal się - Blaise popisał się Malfoyowską kulturą i próbował wyminąć swój dziecięcy koszmar.
- Nic na mnie nie rzucił - żachnęła się Virginia. – I nie jestem łatwa.... – dodała dla pewno�ci, dumnie się prostując. - A ty to kto? - przyjrzała mu się z nieskrywanym zainteresowaniem, co wywołało zgrzytnięcie zębów Blaise’a. A miał powód do zgrzytu.
Straszy brat był do niego bardzo podobny, bo obaj wdali się w tatę, z tym, że Steel miał bardzo długie włosy spięte lu�no na karku w koński ogon oraz czarne jak węgiel, błyszczące i kpiące oczy, które odziedziczył po matce.
- Steel Marvolo Zabini, do usług ja�nie wielmożnej panience - ukłonił się kurtuazyjnie i ucałował dłoń Virginii, która od razu poczuła się jak prawdziwa dama i zawstydziła się przykrótkiej spódniczki i zwykłej bluzeczki z dzianiny.
Musiała przyznać, że obaj bracia mieli w sobie, poza skłonno�cią do nonszalancji, niewymuszony wdzięk i umiejętno�ć dżentelmeńskiego postępowania z kobietami.
- Bardzo mi miło, Virginia Weasley - odrzekła i dygnęła skromnie.
- Chod� Gin, przedstawię cię rodzicom - młodsza latoro�l państwa Zabinich złapała ją za rękę i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w kierunku swojego brata, który tylko pobłażliwie się roze�miał, widząc, jak braciszek zazdro�nie strzeże swojej "wiewióreczki."
- Co jest na obiad? - gromko spytał Andreus Zabini, rzucając zaciekawione spojrzenie Virginii. Jego oczy były identyczne, jak oczy Blaise'a, tylko nie tak sko�ne (elfi kształt oczu młodszy Zabini odziedziczył po matce). W ogóle był bardzo podobny do młodszego syna, chociaż miał nieco ostrzejsze rysy.
- Spaghetti - powiedział Blaise i u�miechnął się przy tym niewinnie jak aniołek. Oczywi�cie nie raczył dodać, że sos do tego cuda kilka dni wcze�niej przyrządził Draco wraz z Ginny.
- Mamo, tato, chciałbym żeby�cie poznali moją dziewczynę. Virginia Weasley – przedstawił rodzicom swoją towarzyszkę.
- Z tych Weasleyów? - zapytał pan Zabini.
- Tak, proszę pana - odpowiedziała grzecznie Ginny i u�miechnęła się niewinnie.
- Bardzo dobrze znam twojego ojca. Podzielam jego pasję do mugolskich sprzętów. Ci niemagiczni są naprawdę zdolni, je�li chodzi o ułatwianie sobie życia. Oczywi�cie rodzice wiedzą, że spędzasz tutaj ferie? – spytał z zainteresowaniem.
- Eeee... no... eeeeee tego... ten... - Virginii nagle zabrakło słów.
Je�li powie, że wiedzą, ten facet łatwo zweryfikuje, że to nieprawda. I goblin ojca gonił, ale matka....
- Gin miała spędzać wakacje Bożonarodzeniowe u swojej przyjaciółki Hermiony, ale Hermiona wraz Draconem są na �więta u nas i dlatego Ginny też tu się znalazła... - Blaise miał nadzieję, że to wytłumaczenie starczy ojcu i matce.
- Ee, Hermiona Granger? Ta mugolaczka *, której młody Malfoy nie cierpi całą duszą? - Steel uniósł po �lizgońsku brew, mimo że skończył Ravenclaw. - Co� bredzisz braciszku. A poza tym to gdzie oni są teraz? Schowali się pod dywanem? - zakpił, a Blaise poczuł, że go krew zalewa.
- Wybacz mu, Ginny, ale mój brat to ciekawski kretyn. Dla twojej wiadomo�ci, kruczku, Draco i Hermi są teraz u Malfoyów, musieli odteleportować Przecinka – poinformował brata oschle Blaise.
- Nie mów do mnie kruczku, żmijeczko bezzębna. I o jakiego Przecinka ci chodzi? – odwarknął Steel.
- Draco ma psa... który boi się kotów - Blaise nie mógł powstrzymać się od dodania tej uwagi.
- No tak, jaki pan taki kram - zauważył Steel i podszedł do kuchenki na której pyrkotał gorący już sos. Swoim zwyczajem nabrał go troszeczkę i spróbował. Jego twarz poczerwieniała i natychmiast rzucił się do kranu z woda.
- Jezu, co to, Blaise?! - wycharczał gdy już pochłonął litry wody.
- To tylko sos neapolitański, co prawda trochę podrasowany przeze mnie i przez Smoka, ale chyba dobrze wchodzi? - wyja�niła z dumą Ginny.
- Och, podrasowany to on jest na pewno i to nie�le! - Steel podleciał do lodówki i wyciągnął sok grejpfrutowy.
- E, tam. Chilli, biały pieprz, paprykowa pasta węgierska... W sam raz. Miał być ostry, nawet nie wiesz jak dobrze smakuje z makaronem, albo ryżem - Virginia zanurkowała pod ramieniem Zabiniego i wyciągnęła mleko.
- Jak to się stało? - cicho zapytał starszy brat, patrząc na rozwalony piec.
- Malfoy Junior, Malfoy Senior... i butelka wódki dolana do kaczki - Blaise postanowił zataić udział Virginii w tym niecnym czynie.
- I wszystko jasne... Na Boga, nie wiesz, że te mutanty kulinarne nie powinny wchodzić do żadnej kuchni? - młody mężczyzna popukał się w czoło.
- Ale nie wygadasz? - po rzuceniu pełnego wdzięczno�ci spojrzenia w kierunku Blaise'a, Ginny podeszła do Steela i zajrzała mu ze szczerą pro�bą w oczy.
- Dobra, zmilczę - musiał przyznać, że rudowłosa ma piękne i ogromne czekoladowe tęczówki, które po prostu rozbrajały.
Ha, mały ma dobry gust - pomy�lał.
- Jakby co, Blaise... - dziewczyna zwróciła się do młodszego z braci - ... to ja powiem, że to przeze mnie - wspięła się na palce i ucałowała go mocno w policzek.
- Oj, Ginny, we� przestań, przecież wła�ciwie nic się nie stało - odpowiedział zarumieniony chłopak, na co jego starszy brat parsknął �miechem.
Kiedy matka obu młodych mężczyzn zbliżała się do kuchenki, Blaise rzucił się w jej stronę.
- Mamu�, ty na pewno jeste� zmęczona. Id� z ojcem, odpocznijcie a ja, Ginny i Steel przygotujemy obiad.
Anna Zabini nie była aż tak naiwna, by wierzyć, że jej syn robi to bezinteresownie, ale wolała, tym razem, przymknąć oko i wraz z mężem udała się do swej sypialni, obrzucając całą trójkę podejrzliwym spojrzeniem.
Kiedy tylko starszyzna rodu opu�ciła progi kuchni, Blaise popatrzył na brata.
- Mam rozumieć, że ty tego tak bezinteresownie nie robisz?
- Oczywi�cie, że nie. Co ja, gryfek jaki� jestem? – zadrwił.
Virginia, Blaise i Steel przygotowywali obiad (starsza latoro�l Zabinich także znała się nie�le na kuchni): gotowali makaron i obierali oraz szatkowali �wieże warzywa. Blaise wpadł na pomysł, żeby nieco złagodzić sos, dodając pomidory i dwie łyżki �mietanki tak, że ten stał się bardziej kwaskowy i mniej żrący.
- Ja lubię ostre sosy ... - powiedział zasmuconej Ginny - ... ale moi rodzice aż tak pikantnej potrawy by nie przełknęli. Masz, spróbuj. Nie popsułem głównego wątku smakowego - dodał łagodnie i kurtuazyjnie zaprosił dziewczynę, podając jej na łyżce sos do spróbowania.
- Główny wątek smakowy, w tym czym�, to pieprz kajeński braciszku - uszczypliwie oznajmił Steel, trąc żółty ser. - Takiego czego� rzeczywi�cie nie da się niczym zagłuszyć - dodał z pobłażaniem, obserwując swojego brata, który z czuło�cią karmił rudowłosą Weasleyównę.
Ale się bujnął, nie ma co - pomy�lał, znając Blaise'a, jak przysłowiowy zły szeląg.
- Nie znasz się - warknął młodszy z Zabinich i u�miechnął się pocieszająco do Virginii. - I jak smakuje?
- Nawet, nawet - odpowiedziała rudowłosa i wróciła do robienia sałatki.
Kwadrans pó�niej wszyscy znale�li się w jadalni i przy miłej rozmowie zaczęli pałaszować obiad.
- Rany, to jest pyszne - mało arystokratycznie odezwał się senior rodu. - Przyznam synu, że nie spodziewałem się po Malfoyu czego� takiego, ale to pewnie za sprawą twej przyjaciółki. Nie pozwalałe� mu eksperymentować prawda?
- Ale przecież Draco bardzo dobrze gotuje - Ginny wręcz się oburzyła; jak można było nie doceniać takiego talentu.
- Gin ma dosyć... niekonwencjonalne podej�cie do kuchni - Blaise popatrzył z uwielbieniem na rudowłosą. - Lubi eksperymentować, może nie tak mocno jak dwaj Malfoyowie... - wiedział, że w tym momencie kłamie, ale jego Gin musiała być postrzegana przez wszystkich jako ideał, bo on ją uwielbiał - ... ale lubi.
- Rozumiem - Andreus Zabini nabrał kolejną porcję makaronu i pochłonął go z apetytem.
- Jak dla mnie ciut za ostre, ale dobre - Anna Zabini u�miechnęła się do Virginii, która z dumą posłała jej swój najszerszy i najbardziej rozkoszny u�miech.
- No, to skoro wy zrobili�cie taki dobry obiad ... - powiedziała Anna po skończonym posiłku - ... to my z ojcem powinni�my pozmywać.
- Mamo, no co ty? - Blaise zaczął poważnie panikować - Kto robi to zmywa, ja i Steel już uzgodnili�my to i...
- Synu, je�li chcesz, żebym nie zauważyła tego zniszczonego pieca, to marne są te twoje wysiłki. Mam tylko nadzieję, że Malfoy wystawił do�ć spory czek, bo jak nie, to go zabiję.
Virginia bardzo cichutko pisnęła i natychmiast przeprosiła, Steel miał minę, która wskazywała na to, że zbytnio nie zdziwił się szybkim refleksem i spostrzegawczo�cią matki, a Blaise spu�cił wzrok i się zarumienił.
- Że co?! - zagrzmiał pan Zabini. - Mam nadzieję, że nie tylko wystawił czek, ale że jest on z odpowiednią ilo�cią zer. To już drugi raz!
- Spoko, spoko, wujek Lucjusz wystawił spory czek - mina młodszej latoro�li Andreusa i Ann była skruszona i pokorna, chociaż w szmaragdowych oczach można było dostrzec blask przekory.
- Synu, czy ja ci czasami czego� nie obiecywałem, je�li wpu�cisz do naszej kuchni kogokolwiek z Malfoyów? – spytał powoli Andreus.
- Ale to była sytuacja wyjątkowa - mruknął Blaise.
- A co masz na myli mówiąc wyjątkowa... - zaczęła jego matka, ale nie skończyła gdyż w drzwiach ukazały się dwa stworzenie które ona uwielbiała. Koty.
- Kici, kici! - zawołała Ann Zabini i Zimmy podbiegła do niej z wyprężonym ogonem. Krzywołap, natomiast, usiadł na uboczu z wyrazem miny kota poważnego, który nie ma w głowie jedynie głupot.
- Kochanie, przecież masz uczulenie na sier�ć kotów! - oznajmił z naganą w głosie Andreus.
- Dlatego nie mamy własnych. Jak się wabisz, co? - zwróciła się do kotki, która wskoczyła jej na kolana i zaczęła trącać kobietę łebkiem, domagając się pieszczot.
- Zimmy - odpowiedziała Ginny, która była bardzo zadowolona, że jej ulubienica wzbudziła taką furorę.
- Co to za... niezwykły okaz? - zapytał się Steel spoglądając na Krzywołapa.
- Jakby� nie wiedział, to jest kot - odpowiedział jego brat, któremu coraz mniej podobały się spojrzenia, jakie ten pacan rzucał jego wiewióreczce.
- A co, to miało wypadek? Wygląda jakby wpadł z duża prędko�cią na �cianę – stwierdził z ironią braciszek Zabiniego.
- Sam zaraz będziesz tak wyglądał jełopie - dało się słyszeć złowrogi warkniecie od strony Blaise'a
Młodszy brat Steela objął, z jednoznacznym wyrazem twarzy, swoją Ginny i spojrzał na niego nieprzychylnie.
Nie można nawet patrzeć na intrygującą kobietę? Nie zjem jej. - mówiło spojrzenie starszego z potomków Andreusa i Ann.
- Sam jeste� jełop – powiedział tenże potomek na głos.
- To Krzywołap, kot Hermiony - oznajmiła Ginny. - Ma �wietny ogon, prawda?
Pomarańczowy zwierz jak na zawołanie wstał, wyciągnął przednie łapy, wbijając pazury w dywan i wyprężył puszysty, szczotkowaty ogon; swoją niekłamaną dumę.
- Ta... nadaje się do czyszczenia... – mruknął Steel.
- Steel! – oburzyła się jego rodzicielka.
- No, co mamo? Przecież ja nic nie mówię – chłopak podniósł ręce w obronnym ge�cie.
- No to się nie odzywaj, a ty, piękny kotku, chod� tu, moje maleństwo – Ann zwróciła się do kota.
"Maleństwo" szerokim łukiem ominęło to człeko-podobne co�, co go obrażało i podeszło do miłej pani, która pewnie da mu co� dobrego.
Pani jednak nie dała nic dobrego, ale pochyliła się nad "maleństwem" i podrapała go po pomarańczowym łbie, co zostało przywitane gło�nym mrukiem.
- To cholernie mądra bestia - oznajmił Blaise tak dumnym tonem, jakby Krzywołap był jego zwierzakiem. - Chyba nie jest do końca zwykłym kotem, bo nawet jest bardzo inteligentny.
- Na pewno jest inteligentniejszy od ciebie - oznajmił cicho Steel, a pani Zabini, w tym samym momencie kichnęła potężnie, płosząc oba czworonogi.
Mimo kichnięcia matki, Blaise usłyszał wątpliwy komplement starszego o sze�ć lat brata.
Virginia też to usłyszała i powiedziała ze �miechem:
- Jakbym słyszała swoich braci, cięgle się kłócą.
- Mężczy�ni tak mają - podsumowała Ann i u�miechnęła się do tej miłej dziewczyny, którą jej syn wreszcie przyprowadził do domu. Już my�lała, że nie pozna żadnej z jego koleżanek.
- Mamo, chciałby zauważyć, że twój pierworodny nie jest mężczyzną, to debil - odezwał się Blaise i posłał braciszkowi najmilszy z u�miechów.
- Ty matole, za co mnie Bóg takim bratem pokarał? - oznajmił zirytowany Steel i wstał od stołu.
- Obydwaj przestańcie! W tej chwili! - Andreus nie wytrzymał psychicznie, a powstrzymała go, od uderzeniem pię�cią w stół, jedynie obecno�ć młodziutkiej przyjaciółki Blaise'a. - Za co MNIE Bóg pokarał takimi infantylnymi synami? - dodał bardzo spokojnie i zmarszczył brwi.
- Och, And... - jego małżonka popatrzyła na mężczyznę wymownie. - Oni odziedziczyli wiele z twojego charakteru; nie tylko urodę, więc lepiej nic nie mów. A wy ... – spojrzała, raczej gro�nie, na młodzieńców - ... przepro�cie się w tej chwili i zachowujcie jak cywilizowani ludzie, dobrze?
- Przecież on nie wie, co to jest cywilizacja! - wykrzyknęli bracia Zabini, wskazując jeden na drugiego, a Ginny wybuchła gło�nym, radosnym �miechem.
- I pomy�leć, że ja urodziłam kogo� takiego - mruknęła seniorka rodu, po czym zwróciła się do Virginii. - Rozumiem, że wiążąc się z moim synem, wiedziała�, iż ma on problemy z psychiką.
- Oczywi�cie - odpowiedziała szczerze rudowłosa i pu�ciła oko w stronę swego mężczyzny.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie - naburmuszył się Blaise.
- Przecież ja doskonale sobie wiem, że w niektórych sprawach jeste� trochę jak niedorozwinięty - wyszczerzyła się rado�nie. - Chociażby te głupie kłótnie z Draconem Malfoyem, czy teraz z twoim bratem. Ludzie my�lący ustępują w kłótni i mają spokój, a nie podjudzają do głupich tekstów.
- Odezwała się - mruknął Blaise, ale zrobił to tak cicho, że nikt tego nie usłyszał. W końcu był człowiekiem my�lącym... a to, że niekiedy my�lał inaczej, to już mniejszy szczegół.
- No, to teraz moi panowie pójdą do kuchni, a ja i Virginia porozmawiamy sobie jak na kobiety przystało. Blaise, nie patrz się tak na mnie, nie zjem jej – o�wiadczyła Ann.
- Ale... – zaczął Steel.
- Do kuchni, synu - nakazała nie znoszącym sprzeciwu głosem.
Steel wzruszył ramionami, westchnął, zmełł w zębach ką�liwą uwagę i spokojnie ruszył do kuchni, a pan Zabini u�miechnął się pobłażliwie, widząc głupią minę młodszego syna i zwrócił się do żony:
- Kochanie, rozumiem, że ja też mam wyj�ć - uniósł brwi i znacząco u�miechnął się do Ann.
- Oczywi�cie - autorytarnie i ze słodkim u�miechem odrzekła jego małżonka i odwzajemniła słodko u�miech. - Żegnam panów

(* od mugolaka - dziecko z rodziców mugoli)

*
- Chod�, Virginio, usiąd� obok mnie – powiedziała Ann łagodnie, gdy już ostatni z przedstawicieli płci brzydkiej opu�cił pomieszczenie. - Nie denerwuj się - dodała i u�miechnęła się ciepło, widząc niezdecydowanie dziewczyny. - No chod�, tylko z tobą porozmawiam.
Ginny u�miechnęła się niepewnie i usiadła obok matki Blaise'a. Prawdę powiedziawszy to wcale nie miała ochoty na żadną rozmowę i czuła się okropnie - miała pietra.
- A więc ty i mój syn, pozostajecie w związku... – zaczęła kobieta.
- Nie... znaczy tak.. znaczy... dopiero zaczynamy - Ginny zaczęła się jąkać, aż wreszcie zamilkła i spu�ciła głowę.
- Nie bój się mnie - łagodnie powiedziała Ann. - Też miałam siedemna�cie lat.
- Szesna�cie - szepnęła Virginia i się zarumieniła.
- Wyobra� sobie, że szesna�cie też miałam. W tym wieku seks wydaje się kluczem do dorosło�ci, a to nie do końca jest tak - u�miechnęła się ciepło.
- Jaki seks? - zapalczywie pisnęła Ginny. - On powiedział, że mnie nie tknie, dopóki nie skończę Hogwartu, bo mnie szanuje - nagle zamilkła i spu�ciła głowę. - Przepraszam.
- To znaczy, że mu zależy. Ale kochanie, seks to nie tylko zbliżenie seksualne, a przecież widziałam, że raczej w zupełnej abstynencji nie jeste�cie... Można pozostać dziewicą, a mieć większe do�wiadczenie niż kobieta, która, jak to się brzydko mówi, zaliczyła wielu mężczyzn. Jest tyle możliwo�ci dania drugiej osobie rozkoszy... – odrzekła matka Blaise`a.
- Wiem - szepnęła niebywale cicho panna Weasley, a na jej policzkach wykwitły zdrowe rumieńce.
- Moje dziecko, przecież ja cię nie zjem – zapewniła z u�miechem kobieta. - Nie bój się. Jestem szczę�liwa, że Blaise znalazł wreszcie kogo�, na kim mu zależy i z kim się dobrze czuje. Już się bałam, że zagrzebie się w tych swoich księgach i nauce... – dodała rozbawiona.
- Mnie na nim naprawdę zależy - Ginny wyszeptała cichutko i spojrzała na matkę swego chłopaka.
- Wiem o tym i wiem też, że jemu zależy na tobie – powiedziała Ann Zabini.

*
W czasie, gdy pani Zabini przeprowadzała rozmowę z Virginią, ojciec i brat Blaise`a pokpiwali z niego w kuchni.
- Ruda, co? - wyszczerzył się pan Andreus i Blaise bez słowa posłał mu spojrzenie goblina - seryjnego mordercy.
- Hehehe, rude to wredne, ale jaka inna by go zechciała? - zarechotał Steel.
- Ginny nie jest wredna - syknął w�ciekle jego młodszy brat, zdając sobie sprawę, że sam za wredną ją czasem uważa. Ale to zupełnie inna sprawa. Za to ten bubek nie będzie jej obrażał. - A to ty jeste� zazdrosny! – warknął.
- O takie maleństwo? We� przestań, ja się w dzieciakach nie lubuję. Ile ona ma? Dziesięć, dwana�cie lat? – zadrwił Steel.
- Szesna�cie - warknął Blaise i spojrzał na brata jak Voldemort na Pottera.
- A nie wygląda. Ojcze, czy ty widziałe�? Ona jeszcze pije mleko – starszy z rodzeństwa Zabinich wyszczerzył się rado�nie do swego ojca.
- Mój drogi, mleko dla dzieci jest bardzo zdrowe - stwierdził z powagą Andreus.
Blaise, który wycierał naczynia, ze zło�cią cisnął ręcznikiem i warknął.
- Jak dzieci! Steela mogę zrozumieć, ale ty, ojcze?! - oburzył się chłopak. - Powiniene� się wstydzić! Nie wiem, co taka piękna i inteligentna kobieta jak mama w tobie widziała!
- To samo, co ta młodziutka dzierlatka widzi w tobie - odrzekł niezrażony pan Zabini.
- A jaka jest w łóżku? Czy ona w ogóle wie co i jak? - ironizował Steel.
Obydwaj nabijający się z zakochanego panowie zauważyli w tym momencie, że starszy z braci przesadził.
Zresztą, nie tylko zauważyli. Steel osobi�cie to odczuł. Pię�ć brata wylądowała na jego nosie, który, pod wpływem silnego uderzenia, pękł.
Steel złapał się za krwawiący nos, a Blaise zbladł. Nie mógł uwierzyć, że pobił swojego brata tak dotkliwie, choć ten niewątpliwie na to zasłużył. Nie powinien był obrażać Ginny. Ojciec młodzieńców nic nie powiedział, tyko podszedł do lodówki i wyjął worek z lodem, a następnie podał Steelowi.
- Kur*wa, przepraszam Steel, ale nie powiniene� tak mówić - z konsternacją powiedział Blaise.
- O rany, ale masz cios - syknął z bólu jego starszy brat. - Ja pier*dolę, przywaliłe� mi tak, że chyba zacząłbym wyć, gdyby nie lód.
- Przestańcie się wyrażać - uciął Andreus. - A ty, Steel, trochę przesadziłe�. - zwrócił się do pierworodnego. - Ty za�, Blaise, dobrze bijesz, ale nie narób sobie w szkole kłopotów.
- Widzę, że naprawdę ta mała co� dla ciebie znaczy... Sorry brat - starszy syn Zabinich przyznał się do błędu.
- Znaczy i to bardzo dużo - odpowiedział Blaise, rumieniąc się przy tym słodko.
W tym samym momencie do kuchni weszły Giny i Anna.
- Co tu się dzieje? – spytała kobieta, wpatrując się opuchnięty nos swego pierworodnego.
- Nic, mamo. Potknąłem się i wpadłem na lodówkę - mruknął Steel.
- Wła�nie, lodówkę - dodał jego ojciec i posłał małżonce niewinny u�miech.
- A ta lodówka ma pię�ci i teraz masuje sobie knykcie za plecami, tak, żeby jej matka tego nie zauważyła - oznajmiła nie zmieniając tonu głosu pani Zabini, co zostało przyjęte trzema niewinnymi rumieńcami na policzkach przedstawicieli płci brzydkiej.
- Blaise, powiniene� przyłożyć bratu po raz drugi za to, że nazwał cię lodówką, nie sądzisz? - jej u�miech był słodszy od miodu, ale w oczach czaił się chłód.
- Blaise, chyba nie chcesz powiedzieć, że uderzyłe� brata - Ginny spojrzała się na Zabiniego, jakby ten popełnił najgorsze przestępstwo na �wiecie.
- Ale ja... ale on... ale on na to zasłużył! - wykrzyknął zdesperowany chłopak.
- To prawda - mruknął Steel, postanawiając pomóc bratu - Zasłużyłem.
- Boże, co ja się z wami mam - Ann pokręciła głową z dezaprobatą. – Virginio, pamiętaj, że z mężczyznami to gorzej, jak z małymi dziećmi, a im starsi tym głupsi i trudniej ich przywołać do porządku.
- Zauważyłam! - pisnęła Ginny.
- Ale ona jest zabawna - Steel nie wytrzymał i zarechotał. Uznał pi�nięcie dziewczyny za urocze. Zdziwił się tylko, gdy młoda czarownica spiorunowała go wzrokiem i rzucił zaniepokojone spojrzenie bratu, który syknął:
- Powiedz, kruczku... Chcesz mieć, tym razem, limo pod okiem?
- Dobra, już nic nie mówię - Steel pokojowo uniósł dłoń (jedną, bo drugą przykładał lód do złamanego nosa).
- I tej wersji się trzymaj - mruknął Blaise i podszedł do Ginny by ją objąć. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że to maleństwo należy wyłącznie do niego.
Steel już miał co� powiedzieć na temat tej demonstracji, lecz po głębszym zastanowieniu stwierdził, że jak na jeden dzień wystarczy mu fizycznych obrażeń.
- To ja i Ginny pójdziemy się spakować - odezwał się Blaise. – W końcu jutro jedziemy do szkoły, a musimy jeszcze spakować Dracona i Hermionę, bo nie wiadomo kiedy wrócą.
Pół godziny pó�niej byli już spakowani. Oczywi�cie cztery kufry postawili w sypialni swoich przyjaciół. Fakt, oni pakowali, ale tamci mogą się pomęczyć z przestawianiem bagaży w przypadku, gdyby im przeszkadzały. Odwalili „brudną” robotę i zbiegli na dół do kuchni po co� słodkiego.
- PIERWSZY! - ryknął Blaise i zanurkował do zamrażalnika po lody �mietankowe w polewie miętowej. - Pierwszy, a to znaczy, że ty robisz mi dobrze! - dokończył swój wywód dosyć gło�no, zapominając, że przecież już nie są w rezydencji sami.
Od strony drzwi dało się słyszeć znaczące chrząkniecie, a po chwili także głos Steela.
- Powiedz mi słodka, jak ty wytrzymujesz z tym indywiduum?
- Sama nie wiem - mruknęła zarumieniona Ginny i obrzuciła w�ciekłym spojrzeniem Blaise'a.
- Ja ci dam [/i]słodką[/i] - warknął zarumieniony, tak samo jak jego dziewczyna, Blaise. - I nie podsłuch.., bałwanie - dodał jeszcze dla podkre�lenia wagi swojej wypowiedzi.
- Nie musiał podsłuchiwać. Po co japę wydzierasz, baranie jeden?! - odgryzła się Virginia, wyręczając Steela. - Nie każdy musi znać produkty twojego chorego poczucia humoru - naburmuszyła się, otworzyła lodówkę i wyjęła mleko. - Sam sobie jedz te lody.
- Kochanie, nie gniewaj się - Blaise miał gdzie�, że Steel patrzy na jego pokorną minę. - Wiesz, że żartowałem...
- No wła�nie, chodzi mi o twój sposób na dowcip - odwróciła się do chłopaka plecami i nalała sobie mleka do szklanki.
- Skarbie, ja cię naprawdę przepraszam. Wiem, zachowuję się jak dureń – ciągnął Blaise.
- Kontynuuj - mruknęła Giny znad szklanki mleka.
- Kretyn, palant, gumochłon, Puchon, Snape w�ród Gryfonów, Malfoy... – zaczął wymieniać chłopak.
- No, przynajmniej raz co� mądrego powiedziałe� – mruknęła Ginny, odstawiając mleko do lodówki.
- Chodzi ci o to, że jak Malfoy, czy że jak Snape w�ród Gryfonów? - zamrugał zdezorientowany Blaise.
- Nie, kochanie, jak gumochłon - oznajmiła z naciskiem Ginny, wlepiając w niego czekoladowe oczęta.
- Aha - niepewnie odrzekł zarumieniony chłopak. - Ale nie gniewaj się na mnie...
- Ja się nie gniewam. Po prostu sprawiasz mi czasem przykro�ć, albo wprawiasz mnie w zakłopotanie – wyja�niła cicho.
- Przepraszam - powiedział Blaise i przytulił ją mocno do siebie.
Na widok takich czuło�ci Steel wyszedł z kuchni, bynajmniej nie dlatego, że nie chciał przeszkadzać bratu, tylko wszelki romantyzm działał na niego tak, jak Gryfon na �lizgona. Niedobrze.

***
Kilka godzin pó�niej, kiedy wszyscy po sytej kolacji siedzieli w kuchni, z salonu dał się słyszeć wrzask Malfoya.
- Blaise, zboczeńcu, odklej się od wiewióry! Wrócili�my!
Zadowolony z siebie Draco przemaszerował przez salon z wesołym gwizdem na ustach. Zauważył, że w jadalni �wieci się �wiatło i ruszył w tamtym kierunku:
- Mam nadzieję, że nie uprawiacie w tej chwili miło�ci francuskiej. W takim miejscu to by była perwersja! Wchodzę!
Wszedł.
Wszedł i zamarł.
Wszyscy na niego patrzyli. A było ich wielu: Steel miał wzrok pełen pogardy, pani Zabini była szczerze zdziwiona, niemal zszokowana, a jej mężowi rozszerzyły się nozdrza z irytacji. Blaise wyglądał na podłamanego, a Ginny na zawstydzoną i w�ciekłą. Draco przełknął �linę i co� miał już rzec na swoje usprawiedliwienie, ale nie było mu dane.
- Malfoy, zboczeńcu, nie zmieniaj tematu, i tak wiem, że masz na sumieniu PIEC! - zagrzmiał Andreus
Draco, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, zamierzał bronić się z godno�cią do samego końca. Dlatego też wskazała palcem na Ginny i wykrzyknął:
- To ona! To jej wina, bo ona wlała tę butlę spirytusu do kaczki.
- Ale ją chcę w przyszło�ci za synową, a nie ciebie! – odrzekł pan Zabini.
- CO?! - krzyknęli wspólnie Draco i Virginia, Hermiona, z zaciekawieniem, wychynęła zza ramienia Malfoya, a Blaise zrobił najgłupszą minę, na jaką było go stać.
- No co? Podoba mi się dziewczyna mojego syna - warknął Andreus. - Ale absolutnie nie podoba mi się to, że ty, Wielki Kucharzu, chcesz ją wrobić, podczas gdy ten piec wyleciał z winy twojej i twojego ojca. Ja sobie jeszcze z Lucjuszem porozmawiam - nozdrza mężczyzny zadrgały ponownie, a lewa brew podjechała niebezpiecznie do góry.
- Ale to naprawdę ja dodałam ten spirytus - Ginny postanowiła być mężna. Spu�ciła głowę i pokazowo się zarumieniła, przygryzając z konsternacji dolną wargę.
- Ależ kochanie. Przecież to się mogło każdemu zdarzyć. Jestem pewien, że chciała� dobrze i to nie twoja wina, że miała� do czynienia z tymi cymbałami - odparł Andreus i podszedł do dziewczyny by ją przytulić.
Draco szepnął co� pod nosem na temat dyskryminacji płciowej, lecz dostał po głowie od swojej kobiety.
- Za co to?! – wykrzyknął rozcierając sobie miejsce po uderzeniu.
- Za twoje odzywki przy wej�ciu. Kretyn! – wyja�niła ze zło�cią Hermiona.
- No co? Teraz dopiero ci przeszkadzają moje tek�ciory? - zirytował się blondyn. - Przed chwilą zostałem podle zdyskryminowany, a ty mnie bijesz. Jak możesz? - zrobił minę zmokłego spaniela i Hermiona musiała odwrócić wzrok, żeby nie zmięknąć. Jednak po sekundzie ponownie patrzyła mu z odwagą w oczy.
- W ogóle mi przeszkadzają takie durne, jak to okre�liłe�, tek�ciory. Dostałe� po prostu po łbie z opó�nieniem - wzruszyła ramionami i popatrzyła uważnie na pana Zabiniego i jego żonę. Następnie zerknęła z zaciekawieniem na Steela, który szelmowsko się do niej u�miechnął, a nawet pu�cił jej oko.
- Nie mówiłe�, że masz brata, Blaise - powiedziała, rzucając zielonookiemu wymowne spojrzenie.
- Bo nie mam – odpowiedział z irytacją brunet - To po prostu pomyłka natury. Tak naprawdę rodzice próbowali go utopić, ale się trzymał przy życiu – dodał
- A ciebie też, gumochłonie – odgryzł się Steel.
- Gryzipiórek – warknął Blaise.
- Co? - Hermiona spojrzał zdziwiona, na, jak dotąd, inteligentnego chłopaka.
- No co? To krukonik – wyja�nił wzruszając ramionami Blaise.
- Byłe� w Ravenclawie? - spytała Hermiona z zaciekawieniem.
- Tak, był w Ravenclawie - Draco niemal warknął; nie zamierzał patrzeć, jak Steel podrywa jego dziewczynę na inteligencję. - A teraz bąd�my tak dobrzy, Hermi... - przy tych słowach �cisnął lekko jej dłoń - ... i opu�ćmy kuchnię, bo jest, mimo swych rozmiarów, za mała na tyle osób.
- Droga wolna - powiedziała Ann, kryjąc u�mieszek. - Id�, ale pamiętaj, przekaż ojcu... chociażby listownie... że czeka go ciężka konfrontacja ze mną... i Narcyzą. Wyra�nie zabroniły�my mu wchodzić do jakiejkolwiek kuchni. Tym razem ci się upiekło, Draconie Malfoy, bo Lucjusz wystawił czek.
- Przekażę - prychnął Draco i zmarszczył nos. Hermiona wyszczerzyła się do rodziców Steela i Blaise'a za plecami swojego chłopaka:
- Przejdzie mu - oznajmiła, �ciskając wymownie dłoń Mlfoya.
- Mój Boże. Żeby jakie� ładne i inteligentne dziewczyny leciały na takich tłuków jak mój brat i malfoyasty – westchnął Steel, po zniknięciu Hermiony i Dracona, nie kryjąc swojego zdegustowania.
- Sam jeste� tłuk - mruknął Blaise i wyciągnął Ginny z kuchni. Musiał natychmiast porozmawiać z Draconem, a nie chciał zostawić swojej małej wiewióreczki z tą „pomyłką natury” uchodzącą za jego brata.
Chwilę pó�niej cała czwórka siedziała w sypialni Blaise'a i sprawiała takie wrażenie, jakby kto� powiadomił ich o �mierci ulubionego Testrala.
- Czyli z naszych planów nici - mruknął Draco. - Znowu powrót do zimnych, pustych sypialni.
- I do Hogwartu - dodała Hermiona
- Hogwart... - mina Blaise'a zdradzała zamy�lenie. - Cholera, Hogwart, nauka i egzaminy...
- Egzaminy nie są złe - stwierdziła z miną filozofa Granger, a pozostała trójka posłała jej spojrzenia jadowitych i w�ciekłych bazyliszków.
- Hogwart Hogwartem, trzeba tam wrócić i tyle - Draco podrapał się niegro�nym końcem różdżki za uchem. - Ale dzi� będzie bryndza! - jego głos zabrzmiał dono�nie i żało�nie, zupełnie jak pisk nieszczę�liwego Przecinka.
- Pomy�lcie, to tylko jedna noc... - Blaise postanowił być optymistą. – Zresztą, rodzice �pią w zupełnie innej czę�ci domu, w tej �pimy my i...
- No wła�nie, Dziki i... – Draco spojrzał na przyjaciela znacząco.
- O co wam chodzi? - zdumiona Ginny spojrzała na mężczyzn.
- O tą sklątkę tylnowybuchową, która uchodzi za mojego brata – odpowiedział ze zło�cią Blaise.
- On jest bardzo miły i sympatyczny - obie dziewczyny stanęły natychmiast w obronie pierworodnego państwa Zabini, co bynajmniej nie spodobało się ich partnerom.
- On wcale nie jest miły, on jest gorszy niż ... niż ... – brunet próbował znale�ć odpowiednie słowo.
- Niż co, patałachy? – od strony drzwi dobiegł ich głos Steela Zabiniego. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Chłopak stał w progu i przyglądał im się mieszaniną zaciekawienia i rozbawienia na twarzy.
- Jeste� gorszy od tego nadętego idioty, Pottera! Brakuje ci tylko blizny - zaperzył się potomek Malfoyów, za co zarobił wiele mówiące i nieprzychylne prychnięcie Hermiony i żmijowy syk ze strony Virginii.
- Och, Steel nie potrzebuje blizny... On nosi długie włosy - Blaise przeciągał każdą sylabę i wyglądał tak, jakby miał się rzucić na swojego brata i go udusić. Tym razem to Ginny prychnęła, a Hermiona u�miechnęła się zło�liwie.
- Masz kompleks, Blaise? - zapytała słodko panna Granger, wbijając orzechowe oczy w chłopaka swojej przyjaciółki.
- Oczywi�cie, że nie, ale wiecie, co mówią na temat długich włosów u mężczyzny... - Blaise u�miechnął się niczym niewinna dziewica.
- Ja nie wiem co mówią - powiedziała Ginny i spojrzała się na Zabiniego, żądając udzielenia odpowiedzi, co ten skwapliwie wykonał.
- Długie włosy - krótki rozum oraz im więcej na głowie, tym mniej miedzy nogami...
Jego słowa jeszcze dobrze nie przebrzmiały, kiedy chłopak ze zdumieniem spojrzał na Dracona, który z w�ciekłą miną uderzył go książką od eliksirów w głowę.
- O co ci chodzi, Smoku? Przecież ja nic takiego nie powiedziałem ... – spytał z wyrzutem rozcierając sobie głowę.
- Najlepiej by było, jakby� się w ogóle zamknął - warknął Malfoy i poprawił swój kucyk.
- My�lałem, że jeste�cie tłukami - oznajmił pierworodny Zabinich. - Ale wy jeste�cie tłukami do potęgi! A ty, Blaise, masz chyba sieczkę zamiast mózgu. O tym, co masz, a raczej czego nie masz, między nogami nawet nie wspominając - Steel u�miechał się zupełnie tak samo, jak jego brat. Słodko i niewinnie.
- Nieprawda, że Blaise nie ma nic między... - oburzona Virginia nieco się zapędziła w swoich wywodach i teraz siedziała ze spuszczoną głową ,z zawstydzeniem, międląc w palcach poskręcane pasmo swoich rudych włosów.
- Ups - wyrwało się Hermionie, Draco się zaczerwienił, a Blaise miał minę lekko skonsternowanego zwycięzcy.
- A co powiesz o jego mózgu? - ciągnął rozbawiony i niezrażony Steel.
Virginia poczuła słuszny gniew.
- Mózg Blaise'a jest w porządku! – warknęła. - Co nie zmienia faktu, że obaj jeste�cie nadętymi bucami i nie potraficie okazywać sobie braterskiej miło�ci. Starczy?! - czekoladowe oczy Ginny zapłonęły żądzą mordu.
- Ale my się kochamy - mruknął Steel.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo - dodał Blaise.
- Jasne. Percy też nas tak kocha, że od dwóch lat nie mam z nim żadnego kontaktu - warknęła Ginny, zerwała się z łóżka i z łzami w oczach wybiegła z sypialni.
- Po prostu �wietnie. Jeste�cie genialni - Hermiona obrzuciła w�ciekłym spojrzeniem trojkę zbaranianych mężczyzn i pobiegła za Ginny.
- Ale o co chodzi? - najstarszy z mężczyzn wytrzeszczył oczy. - Jaki Percy? Ja nic nie wiem i nie chcę mieć nic wspólnego z kim�, kto ma tak na imię - dodał dla podkre�lenia powagi swych słów.
- Drażliwy temat – mruknął Draco, bawiąc się swoją różdżką.
- Percival Weasley - wycedził Blaise.- Brat Wiewióry, dużo starszy od niej. Tak w ogóle to ona ma samych braci i wszystkich starszych...
- No, strasznie nadęty i wyrzekł się rodziny - Draco zmarszczył brwi i podrapał się za uchem niegro�nym końcem różdżki, ignorując pełne irytacji spojrzenie Blaise'a.
- Aaaaa! Percy Weasley! - pierworodny państwa domu wyglądał, jakby "zaskoczył". - Przecież chodził z nami do Hogwartu. Młodszy dwa lata ode mnie. Nie znałem go dobrze, ale to straszny dupek. Ci młodsi Weasleyowie, bli�niacy byli zupełnie inni. Aaaaa! To ona jest Weasleyówną! - Steela ol�niło i gwizdnął przeciągle.
- A co ty? Głuchy jeste�? Pewnie, że tak. Przecież ci się przedstawiła, młotku – Blaise popatrzył na brata ze zło�cią.
- Nie zwracałem uwagi, patrzyłem na jej nogi, a nie na usta – odpowiedział szczerze Steel.
- Kretyn. I co to znaczy, że ona jest Weasleyówną? – warknął jego brat.
- Znam jej brata. Jest moim bezpo�rednim przełożonym. Pracujemy razem. Ciekawe, co Charlie powie, jak wspomnę, z kim to umawia się jego ukochana, wypieszczona, wy�niona, wyidealizowana, łagodna, miła, cudowna młodsza siostrzyczka – za�miał się Steel.
- Steel! – wrzasnął Blaise.
- No, co? Byłaby jaka� znajoma stypa, a teraz chod� brat, bratową musimy przeprosić – powiedział chłopak i odwrócił się do wyj�cia.
- Stypa! - mina i ton głosu Dzikiego dobitnie �wiadczyły o tym, co on sam my�li na temat stypy, na której byłby głównym go�ciem. Draco zrobił minę filozofa, ponownie podrapał się za uchem niegro�nym końce różdżki i .... dostał przez łeb, a przedmiot, którego używał zwykle do czarów ,wylądował na drugim końcu pokoju.
Blaise wstał i patrzył na niego z miną szalonego hipogryfa.
- No co?! - zaperzył się blondyn i także wstał, a Steel powstrzymywał się od �miechu. - Sam też tak robisz!
- Ale nie cały czas, jak ten kretyn! Ostrzegałem! – wykrzyknął chłopak.
- Palant - wymamrotał Draco i obaj z Blaise’em spojrzeli morderczo na Steela, który omal nie dusił się z powstrzymywanego chichotu.
- Zaprawdę, zachowujecie się jak kretyni. Ja się naprawdę dziwię, co one w was widzą – wydusił z siebie.
- Miło�ć jest �lepa - mruknął Draco, a Blaise skinął głową na potwierdzenie słów przyjaciela.
- Najwyra�niej – zgodził się Steel. - Tylko nie sądziłem, że wy dwaj zakochacie się kiedykolwiek. I to jeszcze w Gryfonkach – dodał z szerokim u�miechem.
- One powinny być �lizgonkami, bo gryfońskiego charakteru to one bynajmniej nie mają – oznajmił Draco.
- Ta, jasne - Steel u�miechnął się sardonicznie.
- Nie każdy jest kruczkiem - kujonkiem - warknął Blaise.
- Ej, młody, nie pozwalaj sobie! Trafiłem tam, bo jestem inteligentny, ale i tak Tiara zastanawiała się długo, czy mnie nie przypisać do Slytherinu – Steel poczuł się urażony słowami brata.
- Współczuję - z powagą oznajmił Draco, podnosząc swoją różdżkę z podłogi. – Już chyba bym wolał być w Gryffindorze... Mimo że Gryfków nie lubię. A Ravenclaw to po prostu okropne kujony bez klasy... - ręka Malfoya Juniora zastygła o milimetry od ucha; Blaise patrzył na niego zbyt natarczywie.
- No, to może pójdziecie przeprosić dziewczyny - powiedział szybko Draco, a jego dłoń natychmiast zjechała w dół.
- Ty idziesz z nami - Blaise u�miechnął się niczym rodzic z postępów latoro�li.
- Ja nic nie mówiłem! – zaprotestował arystokrata.
- Żyjesz i za samo to powiniene� przepraszać – odpowiedział z udawana obojętno�cią Blaise.
- Przestańcie, głąby - zdenerwował się Steel. - Idziemy wszyscy trzej powiedzieć Sorry, dziewczyny. I nie wyklinać mi tu na siebie młoty!
- Ugry� się, Zabini - Draco pokazał, jak bardzo poważa starszego brata swojego przyjaciela i patrzył na Blaise'a z nieskrywaną pogardą.
- Jak się ugryzę, to, w przeciwieństwie do ciebie, jadu sobie w żyły nie zapuszczę - odrzekł łagodnie młodszy Zabini, wyręczając Steela i wzruszył ramionami.
Po gorących przeprosinach, w których zdecydowano, że nie jest niczyja winą, iż Percy ma w sobie więcej z Filcha niż z Weasleyów, zawarto krótkotrwały pokój. Bo już pięć minut pó�niej męski ród znowu się pokłócił, a to podobno kobiety są z natury swarliwe.

***
Pó�nym wieczorem, gdy teoretycznie wszyscy powinni już spać, bo niektórych z samego rana czekał powrót do szkoły, na korytarzu dało się słyszeć ciche kroki. Zupełnie tak, jakby kto� się skradał. Kiedy ręka tajemniczej osoby zbliżyła się do klamki przy jednych drzwiach, dał się słyszeć cichy, przesiąknięty ironią głos.
- Braciszku, chyba nie sądzisz, że zgodzę się na łamanie elementarnych zasad przyzwoito�ci.
- We� schowaj swój czarny łeb, potworze! Daj żyć normalnie innym, zazdro�niku! - w�ciekłym szeptem odrzekł Steelowi Blaise.
- Jak będziesz mnie obrażał, nie dam ci spokoju - kpił sobie starszy syn państwa Zabinich, doskonale bawiąc się irytacją zakochanego po uszy młokosa.
- Ty sklątko tylnowybuchowa! – wrzasnął brunet.
- Co tu się dzieje? - usłyszeli nagle głos swojej rodzicielki. - Zamiast spać, to wy się wyzywacie na korytarzu. Żadnej przyzwoito�ci!
- A ty dlaczego nie �pisz?! - obaj bracia, z wyra�ną pretensją w głosie, zwrócili się do swej rodzicielki.
- A wy, jak się do mnie odzywacie? Już spać, pókim dobra. Bo wam blokady na drzwi pozakładam! – zagroziła pani Zabini.
- Mamo... – jęknął Steel.
- Chyba co� powiedziałam! Spać! – rozkazała ostro.
Rozeszli się poirytowani do swoich pokojów, gdzie zaczęli kombinować; zwłaszcza Blaise. Podczas gdy oni kombinowali, Virginia działała. Cichutko zapukała do drzwi Hermiony, która natychmiast jej otworzyła.
- Chcesz spać tak sama całą noc? - pisnęła cichutko rudowłosa, a oczy zal�niły jej w ciemno�ci, przewrotną wesoło�cią.
- W sumie nie... Ale wiesz, to jednak trochę boli - Granger lekko się skrzywiła.
- Zrobili�cie to! - Virginia omal nie krzyknęła, a Hermiona szybko położyła palce na jej ustach. - I jak było i jak?! A Blaise, ta �winia niemyta, nie chce i mówi, że chce poczekać - fuknęła rozżalona Ginny na koniec przemowy.
- Czy tobie chodzi tylko o jedno, Gin? - Hermiona spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- N... Nnno nnie - Virginia się zacięła i przygryzła dolną wargę. - Ale dlaczego Draco i ty...
- Draco jest trochę inny niż Blaise, a ja jestem inna niż ty. I uważam, że Zabini postępuje bardzo mądrze. Rozumiesz o czym mówię? Powinna� się cieszyć, że masz takiego faceta. Opiekuńczego i troskliwego. A ty go wyzywasz. Oj, Gin... – westchnęła Hermiona.
- Ja go kocham - mruknęła panna Weasley, rumieniąc się po naganie przyjaciółki - I masz rację, zachowuje się jak głupia gówniara.
- Oj, przestań. Zachowujesz się po prostu jak normalna, napalona kobieta. Zobaczysz, będzie lepiej, a co do tego, czy chcę spędzić sama tą noc to... nie! – powiedziała Hermiona.
- Czyli? – spytała z zaciekawieniem najmłodsza z rodzeństwa Weasleyów.
- Czyli, moja droga przyjaciółko, zrobiłam co�, do czego przyznaje się z ciężkim sercem – dziewczyna u�miechnęła się tajemniczo.
- Herm... – Ginny zmrużyła oczy.
- Wiedząc, że tu przyjedziemy, na wszelki wypadek pożyczyłam od naszego przyjaciela pewną pożyteczną rzecz i teraz jej użyjemy! – wyja�niła z szerokim u�miechem panna Granger.
- Ty masz... masz... masz pelerynę?! Dlaczego mi wczesnej o tym nie powiedziała�?! – rudowłosa spojrzała na swoją przyjaciółkę z wyrzutem.
- Oj, Gin... Nie było takiej potrzeby – odrzekła Hermiona wyjmując spod poduszki Pelerynę –Niewidkę Harry`ego.
- Herm, nie powiedziała� mi i była� większym łobuzem niż ja! - w oczach rudzielca zapłonęło uznanie i zazdro�ć, a Hermiona lekko się zarumieniła i u�miechnęła przekornie. - UKRADŁA� ją Harry'emu - dodała z radosnym zapałem.
- Wcale nie! Ja ją tylko pożyczyłam - zaperzyła się Grangerówna. - Tylko nie wiem, czy jeszcze nie odczekać, bo oni pewnie będą chcieli przyj�ć do nas...
- Łiii - zapiszczała Virginia. - Wiesz, że to pipki greckie. Pewnie kto� ich nakrył i powłazili ze strachu do nor... Trochę mi ich żal - Virginia wydęła wargi. - To co, idziemy?
- Chyba nie mamy innego wyj�cia - odpowiedziała panna Granger i naciągnęła na siebie i Ginny bezcenny skarb.
Już po chwili obie dziewczyny cichutko opu�ciły sypialnię. Kiedy znalazły się na korytarzu, przez chwilę stały bez ruchu i nasłuchiwały czy kto� nie nadchodzi. Na szczę�cie korytarz był pusty. Szybko zbliżyły się do sypialni Dracona i Hermiona bezszelestnie wy�lizgnęła się spod pelerynki, a potem, równie cicho, uchyliła drzwi. Kilka sekund pó�niej Ginny została sama na korytarzu. Rudowłosa rozejrzała się, pewna, że skrzypniecie drzwi obudziło kogo�, a gdy stwierdziła, że nic takiego nie miało miejsca, pobiegła do pokoju Blaise.

*
- Draco – szepnęła cicho Hermiona, gdy już podeszła do łóżka chłopaka.
- Tunia? - Malfoy poderwał się i usiadł w skotłowanej po�cieli. - Moja Tunia sama do mnie przyszła.
Hermiona widziała, jak szczerzy się w ciemno�ciach, aż mu zęby �wiecą.
- No, musiała przyj�ć, skoro jej matołek sam drogi nie może do niej znale�ć – powiedziała.
- No wiesz? To wszystko przez tego jełopa Steela; łazi po nocach - Hermiona ucałowała go mocno w policzek, a Draco ją rzucił na łóżko i mocno przytrzymał.
- A tak wła�ciwie to cóże� kobieto ode mnie, biednego, zmęczonego trudami życia mężczyzny, chciała? Chyba nie zamierzasz wykorzystać mojego niewinnego ciała? Przysięgam na mój honor, że będę się bronił chociaż trochę – o�wiadczył, a w jego głosie zabrzmiały rozbawione nutki.
- Żeby nie wyj�ć na łatwego - mruknęła Hermiona, na co Draco oczywi�cie musiał zareagować.
Natychmiast zaczął ją łaskotać dopóki dziewczyna zaczęła piszczeć i błagać go o lito�ć.
- Draco... proszę.... przestań.... Draco, a jak... kto� wejdzie? – wydyszała
- To będziesz się musiała gorąco tłumaczyć, dlaczego napastujesz takie niewinne dziecię jak ja – odpowiedział z rozbrajającą szczero�cią arystokrata.
- Ty i niewinny! Toż to oksy... - widząc, że Draco znowu szykuje się do łaskotania, Hermiona natychmiast zmieniła swą wypowied�. - ...toż to prawda, jeste� niewinny niczym lilia.
- Ty mi tu nie czaruj tylko powiedz, dlaczego naprawdę przyszła� – zainteresował się młody Malfoy. Hermiona przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć Draconowi prawdę. W końcu z uroczymi rumieńcami na policzkach wyszeptała:
- Bo ja już bez ciebie nie potrafię usnąć. Brakuje mi ciebie.
- Nierządnica - Draco u�miechnął się szeroko. - Brakuje ci mojego boskiego ciała - zażartował, ale za chwilę zrobił się poważny, bo Hermiona posmutniała.
- Wiesz co? Ja mówię poważnie, a ty się ze mnie nabijasz. Może jednak wrócę do siebie - odepchnęła go i spróbowała wstać, ale chłopak ją mocno przytrzymał.
- Przepraszam, Tunia... Wiem, że czasem przeginam. Ale ty się tak uroczo rumienisz. Przepraszam za głupi tekst - na prawdę zrobiło mu się przykro i delikatnie pocałował odkryte ramię dziewczyny, wykorzystując fakt, że batystowe ramiączko zielonej koszulki się zsunęło. Ale Hermiona była tak rozżalona jego niewybrednym żartem, że odepchnęła go od siebie i zajrzała mu z wyrzutem w oczy . Draco zawstydził się tak, jak jeszcze nigdy w swoim nastoletnim życiu. Ta dziewczyna oddała mu swoją niewinno�ć, a on ją wyzywał od nierządnic. Poczuł pod powiekami łzy zażenowania i skruchy.
- Miona, ja naprawdę nie chciałem cię zranić, przecież wiesz... Przepraszam za mój niewyparzony jęzor. Szanuję cię bardziej, niż siebie samego, ale mam takie żałosne zapędy. Przykro mi. Nie chcę, żeby� na mnie patrzyła w taki sposób. Z takim żalem. Pozwolisz mi się przytulić i się przeprosić? Błagam, Mionka – chłopak wbił w nią błagalne spojrzenie.
Hermiona spojrzała na Dracona, a gdy zobaczyła minę chłopaka nie potrafiła się dalej gniewać i zmiękła.
- Już dobrze, tylko obiecaj mi, że postarasz się trochę przyhamować – wyszeptała.
-Tunia, dla ciebie wszystko. Przysięgam... na moją miotłę! – na jego ostatnie słowa Hermiona roze�miała się cicho. Wcale nie uważała, że taka przysięga jest głupia,. W końcu, znając Malfoya, miotła była dla niego czym� naprawdę ważnym.
- To, co? Nie masz nic przeciwko temu, że zostanę? – spytała rozbawiona.
- Kobieto, jeszcze się pytasz? Jestem cały twój i rób ze mną, co chcesz – zadeklarował chłopak.
Hermiona u�miechnęła się i tylko pokiwała głowa; Draco jednak nigdy się nie zmieni.
- A mogę się po prostu przytulić? – spytała cicho.
- Z największa przyjemno�cią, moja Szczotuniu – u�miechnął się Draco.
Hermiona rzuciła Dracona na łóżko i wygodnie się na nim ułożyła, zupełnie jak na materacu.
- Nie za dobrze ci, Szczota? - spytał obejmując ją ramieniem.
- Nie, młotku - odrzekła z u�miechem i oplotła go w pasie udami, "przyklejając się" mocniej.
- Tunia, jeste� wygodnicka – stwierdził Smok.
- Wiem, niewygodnie ci? - spytała z troską.
- No, co ty. Jeste� ciepła i ładnie pachniesz – blondyn u�miechnął się do niej słodko.
- Nawzajem – odpowiedziała Hermiona wtulając się głębiej w ciało chłopaka.
Przez kilka chwil leżeli w zupełnej ciszy, aż Draco o�mielił się zapytać:
- Mionka... Będę mógł cię troszeczkę popie�cić? Proszę...
Draco cierpliwie czekał na odpowied�, a kiedy przez dłuższą chwilę jej nie otrzymał, schylił głowę i zauważył, że jego Tunia już �pi. Dziewczyna była bardo zmęczona wszystkimi wydarzeniami minionego dnia. Malfoy u�miechnął się i delikatnie, by tylko nie obudzić panny Granger, przykrył ją nakryciem i jeszcze mocniej przytulił. Hermiona miała racje - potrzebowali siebie. On również nie potrafił już bez niej spać. W momencie, gdy zasypiał w jego zmęczony umysł wdarła się my�l, że w Hogwarcie wspólne spanie może nastręczyć trochę trudno�ci, ale przecież dla chcącego nic trudnego. Zresztą, on jest �lizgonem i na pewno sobie poradzi.

**
Ginny Weasley po cichu w�lizgnęła się do sypialni Blaise i na palcach podeszła do łóżka chłopaka. Ten pół – leżał, – pół - siedział na łóżku i czytał książkę, zerkając z niepokojem, co parę minut, na zegarek . Ginny, która dalej miała na sobie pelerynę, przez co była dla niego niewidoczna, postanowiła trochę niegro�nie podrażnić Blaise`a. Na początku zgasiła �wiatło w jego pokoju.
Chłopak rozejrzał się , jednak jeszcze nie zaniepokojony na nowo włączył lampkę. Kiedy zabawa w gaszenie i zapalanie powtórzyła się po raz trzeci, biedny �lizgon nie mógł zignorować sygnałów, że kto� oprócz niego jest jeszcze w pokoju.
- To wcale nie jest �mieszne - warknął, jednak gdy usłyszał tłumiony dziewczęcy �miech, natychmiast się rozpogodził.
- Och, czyli panna Weasley tak się bawi... A co będzie, jak cię złapię? – spytał.
- Najpierw musiałby� mnie złapać – odpowiedziała Weasleyówna.
- Nie ma sprawy - Ginny obserwowała, jak Blaise niczym kot pręży się na łóżku, łowiąc uszami d�więk.
"Zwierzaczek" - pomy�lała z rozczuleniem Virginia.
- A skąd masz Niewidkę, ryża wredoto? - spytał powolutku zbliżając się do krawędzi łóżka.
- Herm zwinęła Harry'emu, młotku - grzecznie go o�wieciła wredota i szybciutko przeszła na paluszkach w lewą stronę, żeby jej nie dopadł "na głos".
- W którą stronę przetupała�, wiewióreczko? – spytał Zabini i spokojnie zszedł z wyrka.
- Chciałby� wiedzieć - szepnęła Ginny i odskoczyła na bok, gdy Blaise zbliżył się do miejsca, gdzie stała parę sekund wcze�niej.
- Zobaczysz, jak cię dopadnę będziesz błagać o lito�ć – zagroził brunet.
- Ciebie? - Ginny znowu się za�miała i to był jej błąd.
Dziewczyna nie zdążyła odskoczyć i pelerynka została z niej zerwana.
- Ups... – powiedziała.
- Ja ci dam ups - zamruczał Blaise i zaczął popychać dziewczynę w stronę łóżka.
- Dziki, chyba nie skrzywdzisz swojej wiewióreczki? – spytała niewinnie Ginny.
- Pożyjemy, zobaczymy... – odpowiedział lakonicznie chłopak.
- Nie skrzywdzisz, prawda? - wielkie czekoladowe oczy wlepiły się w zielone tęczówki chłopaka. W odpowiedzi Blaise uniósł tylko jedną brew i pchnął Virginię jeszcze raz, a dziewczyna wylądowała pupą na brzegu łóżka. Nie spuszczając z niego szeroko otwartych, ciemnych oczu, wdrapała się szybciutko na łóżko i skulona przycupnęła przy samej �cianie, starając się wyglądać jak najbardziej niewinnie i zrobić się jeszcze mniejsza, niż była rzeczywi�cie.
- Nie krzywd�, Blaise - pisnęła cichutko. Zabini się rozczulił, ale nie dał tego po sobie poznać. Wszedł na łóżko i powoli zbliżył się do dziewczyny.
- No i co teraz, mała, ruda cholero? Mówiłem, że cię dorwę - powiedział z drapieżnym u�miechem i oblizał wargi. Następnie troszkę się od niej odsunął, ale nie spuszczał z niej wzroku, a jego prawa dłoń w�lizgnęła się pod koszulkę nastolatki, delikatnie gładząc jedwabiste wnętrze uda:
- Ja, dziki zwierz, Blaise, z dzikiej puszczy... - mówił bardzo cicho - ... miałem się zabawić z małą wiewióreczką i brutalnie nam przerwano – Ginny zachichotała. - A teraz ta niewdzięczna wiewióra zabawiła się moim kosztem i mam jeszcze większą ochotę do niej się dobrać.
Przestał ją dotykać i odsunął się dalej:
- Chod� do Blaise'a, skarbie - powiedział zalotnie.
- Nie! - zapiszczała Ginny. - Bo mała wiewióreczka boi się wielkiego, dzikiego zwierza.... Nie pójdę - cofnęła się pod �cianę, figlarnie mrużąc oczy.
- Boisz się? - u�miech chłopaka stał się bardziej drapieżny.
- Troszeczkę... – przyznała Ginny.
- Chyba się nie obawiasz, że zerwę z ciebie koszulkę? - to powiedziawszy, Blaise, rzeczywi�cie zdarł delikatną koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknął i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła �miechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichocząc.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił ją Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny u�miechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- No, do takiej wła�ciwej akcji miałe� się wziąć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było pro�bę i oddanie.
No wła�nie, po
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Kitiara   Zmowa Dziewic   06.01.2005 09:50
Raillie   ¦wietne opowiadanie! Najlepsze jakie Twoje...   06.01.2005 16:13
Silda   Niewyczerpana inwencja twórcza Kit ^_^ Jedno m...   06.01.2005 16:46
sonka  
QUOTE   06.01.2005 16:47
My¶ka  
QUOTE   06.01.2005 17:09
AtA_VH   heh... kiedy zobaczyłam, że jest kolejny ff Ki...   06.01.2005 18:06
Tajemnicza   Gratuluję wam dziewczyny tego opowiadania. Mim...   06.01.2005 23:14
Magya   Bardzo mi się podoba. Literówek nie zauwa[colo...   07.01.2005 15:06
Raillie   Heh... Ja napisalam jakies badziewko, ktore ju...   07.01.2005 17:07
Magya   Wiem, wiem Raistlin   Nawet bez podpisu autora(przepraszam autorek) ...   07.01.2005 20:33
Hermione   kolejne cudowne :D czytam,czytam i chce więcej ...   08.01.2005 10:28
Kitiara   Skromne Party
Wieczorem Ginny przyszła ...
  08.01.2005 19:30
Magya   Fajnie, że kolejny part już jest :D Part bardzo do...   08.01.2005 19:50
Nimfka   Uff, przebrnęłam. I podobało mi się.
Czyt...
  08.01.2005 20:52
Morgiana   ech, ile można czytać bliĽniaczo podobnych, słowny...   08.01.2005 21:38
Kitiara   Morqiano Droga, a niepomy¶lała¶, ze mogły¶my n...   09.01.2005 08:07
My¶ka   A mnie się to opowiadanie podoba. Szczególnie ...   09.01.2005 13:42
Hermione   nadal wspaniałe Pottermenka   Wydaje sie ze Kit albo nie wie o wznowieniu pracy ...   18.04.2005 18:26
Tom   Kit wie, ze Magiczne odzylo - dawala 10tego dwa dn...   18.04.2005 20:50
corka_ciemnosci   Opowiadanie jak najbardziejmi się spodobało. Widzę...   19.04.2005 08:25
Aoshi_Noir   Zal rozstawac sie z tym opowiadaniem ale wszystko ...   22.04.2005 22:06
Tenebris69   Kit chyba zapomniała o aktualizowaniu "Zm...   23.04.2005 11:04
Kitiara   Przepraszam za brak aktualizacji, ale miałam ostat...   23.04.2005 15:34
My¶ka   :* dzięki, naprawdę. zuch dziewczyny!   23.04.2005 16:12
corka_ciemnosci   Miło czytać, że pojawi się nowy odcinek... Ja z pr...   23.04.2005 18:38
Kitiara   [color=olive]Zmowa dziewic Autorki: Nagini, Kitiar...   23.04.2005 21:33
Tenebris69   Ach, zakład! Jak to dawno temu było! Oczyw...   23.04.2005 21:54
corka_ciemnosci   No bardzo ciekawie się zapowiada... Nie wytrzymam,...   24.04.2005 13:18
Kitiara   Przepraszam ale na Maila nie wysyłam. Skoro wkleja...   25.04.2005 10:33
Kitiara   [color=olive]Zmowa dziewic Autorki: Nagini, Kitiar...   26.04.2005 10:48
x_hesper_x   Ach, Ach, ach! <jupi!> Hes sie ciesz...   26.04.2005 12:35
corka_ciemnosci   Pochłonęłam dzisiaj dwa odcinki... I powiem szczer...   26.04.2005 15:10
Tova Brink   Ja Cię solę, ten fick jest naprawdę ¶wietny (a u m...   26.04.2005 18:59
Kitiara   [color=olive]Zmowa dziewic Autorki: Nagini, Kitiar...   27.04.2005 09:39
madziorek   Jeste¶ okropna :P Popłakałam sie na końcu :cry: ....   27.04.2005 14:01
Agulka88   Bardzo mi się podoba! Wprowadziła¶ tutaj prawd...   27.04.2005 10:01
corka_ciemnosci   Ja już naprawdę nie wiem co mam pisać w o tym opow...   27.04.2005 15:27
Tova Brink   Ja też jestem bardzo usatysfakcjonowana t± czę¶ci±...   27.04.2005 18:26
Kitiara   [size=7][b]WAŻNE [b]O rany! Przepraszam, ale ...   28.04.2005 09:45
Tenebris69   A tak mi się wydawało, że czego¶ mi tu brakuje. ;)...   28.04.2005 11:04
madziorek   Wybaczam ci, ale masz szybko dodac dalsze czę¶ci i...   28.04.2005 17:17
esstel   Nie no opowiadanie suuuuuper, zreszt± jak każde Tw...   28.04.2005 20:15
corka_ciemnosci   ¦wietne jak zwykle. Ja poprostu czytaj±c nie potra...   28.04.2005 21:05
Kitiara   Owszem, działa, ale na monitor czeka i nie wie i...   28.04.2005 22:43
Kitiara   [color=olive]Zmowa dziewic Autorki: Nagini, Kitiar...   29.04.2005 09:20
Kitiara   *** Draco poprowadził Hermionę prosto do swojej s...   29.04.2005 09:24
burza13   Wspaniale, ,,mocniejsze od pozostalych", ale ...   29.04.2005 09:44
madziorek   No nie wiem ... według mnie za szybko 'pogodzi...   29.04.2005 13:58
esstel   nie no bomba! brawa dla autorek... nie uchodze...   29.04.2005 14:10
corka_ciemnosci   Tiara z głowy... Odcinki s± naprawdę ¶wietne i trz...   30.04.2005 12:14
madziorek   No i ten rozdziałek pokazał że te "dziewuszys...   01.05.2005 16:12
esstel   ff robi sie coraz ciekawszy :D czekam z niecierpl...   01.05.2005 16:34
corka_ciemnosci   No ładnie, ładnie... Opowiadanie robi się coraz ci...   01.05.2005 18:18
Darkmanka   :lol: tAKKKKK Zabini ż±dzi!! :D uwielniam...   01.05.2005 21:45
Tova Brink   Nie mogę się doczekać kolejnej czę¶ci :P To się ro...   01.05.2005 18:54
Univien   Hmm... musze przyznać, że to jeden z najlepszych o...   01.05.2005 22:32
esstel   Kiedy będzie kolejna czę¶ć bo ja sie już doczekać ...   03.05.2005 14:02
Siobhan   Bardzo fajny fick! Naprawdę wci±ga, przecz...   03.05.2005 21:05
Copiczek   Piękne... Zakochałam się w tym... Kiedy nowa czę¶ć...   04.05.2005 13:59
Miyu Sora Yamano   To jest niestety ¶wietne. Niestety, bo wchodze tu ...   04.05.2005 14:18
Copiczek   No a kiedy nowa czę¶ć?? :angry: Pisała¶ że codzie...   06.05.2005 22:37
Eva   Nie podoba mi sie. Jest nudne, jezyk marny, charak...   07.05.2005 10:37
corka_ciemnosci   I ci¶nie mi się na język stwierdzenie, że je¶li ...   07.05.2005 11:23
Child   Podejrzewam, że wyraża swoj± opinię. Chociaż oczy...   07.05.2005 11:34
Eva   I ci¶nie mi się na język stwierdzenie, że je¶li ...   07.05.2005 11:52
corka_ciemnosci   Jako¶ nie moje klimaty, nie gustuje w płytkich k...   07.05.2005 16:16
Eva   No to idealnie trafilas jesli chodzi o to opowiada...   07.05.2005 16:37
Teodora   córka ciemno¶ci nie lubi MROKU?? :lol: :lol: :...   07.05.2005 22:20
corka_ciemnosci   Wiesz można rozpatrywac pojęcie "ciemno¶ci...   08.05.2005 11:47
Teodora   różnych? no więc jakie s± te RÓŻNE ,aspekty,   08.05.2005 15:50
madziorek   Każdy wyraża swoje zdanie. Mi się ogólnie podoba. ...   08.05.2005 16:21
Child   odpowiadaj±c na to jakże nurtuj±ce pytanie - spójr...   08.05.2005 17:43
matoos   A teraz podajcie sobie łapki i skończcie offto...   08.05.2005 18:39
Miyu Sora Yamano   Gdzie jest następna czę¶ć? Na passionate dreams ju...   10.05.2005 12:23
Serena   Zajebiste ^^ Zabini - niezłe ciacho, a i Malfoya c...   10.05.2005 20:33
Pottermenka   Kolejnego rozdzialu wciaz nie ma. Zdaje sie ze to ...   10.05.2005 21:27
Kitiara   Malfy opóĽniony w rozwoju? Raczej nieco infantylny...   11.05.2005 10:12
Pottermenka   Widzisz w tej elokwencji jest zaklety czar opo...   11.05.2005 18:36
My¶ka   ja błagam o zast±pienie odcinka z Przecinkiem czym...   13.05.2005 13:10
Copiczek   Czemu nie ma nowej czę¶ci?? Na passionate dreams j...   15.05.2005 11:33
Kate64100   Cudownie że napisała¶, cudowne to co napisała¶, aż...   20.05.2005 19:16
corka_ciemnosci   Miałam okazję już to przeczytać, dlatego napisze t...   20.05.2005 19:18
Galia   ¦wietnie :D Zazwyczaj przeszkadza mi niekanoniczno...   20.05.2005 20:13
Serena   Super ^^ Bardzo fajnie przedstawiasz Lucjusza. Pod...   20.05.2005 22:36
psychodeliczna   Ci±gła akcja [to się chwali]. Trochę za dużo prze...   21.05.2005 09:46
Serena   Nie jest Ľle. Przekleństwa jako¶ mnie nie raż±, do...   21.05.2005 13:00
Majka   Czy mi siem wydaje czu tu ejst pominięty do¶ć spor...   05.06.2005 15:18
Eva   Łojesuu, ale to nudne jest. No przepraszam, ale n...   06.06.2005 15:29
Kitiara   [b]Czy ja dobrze widzę? Wkleiłam cały przedostat...   09.06.2005 09:09
Kitiara   *** - Ale jaja – stwierdził przemoczony Drac...   09.06.2005 09:12
psychodeliczna   Trudno mi powstrzymać się od rzucenia niezbyt inte...   12.06.2005 00:10
Tharna   Ja również :P Moja drukarka zatrzymała sie z br...   12.06.2005 10:10
Kolesia   to nijest ¶wietne tylko boskie. dawaj next parta   14.06.2005 16:55
Dorcas Ann Potter   Bardzo wci±gaj±ce opowiadanie. Jedno z waszych naj...   14.06.2005 20:12
yasmin   Gasz... Ten fik jest prze¶mieszny. Bardzo lubię cz...   21.06.2005 18:25
Majka   Eee, nie żeby nabijać [ja? nabijać?...   23.06.2005 22:38
My¶ka   kur.wa czy może być wreszcie spokój? załóżcie sobi...   24.06.2005 16:34
Broken Wing   Ta mała jest tak zajadła, że głowa boli. Niczym p...   24.06.2005 20:35
3 Strony  1 2 3 >


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 20.06.2024 07:13