Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]

Carmen Black
post 16.04.2005 22:45
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pierwszy raz publikuję coś własnego na tym forum. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałi. Na razie tylko jeden rozdział. Jeśli będzie się podobać to będą kolejne.

ROZDZIAŁ 1

NIESPODZIEWANY WYJAZD


Wszyscy mieszkańcy domu przy Privet Drive numer 4 spali kamiennym snem. Wszyscy, poza jednym chłopcem. Harry Potter bał się zasnąć, bo noc w noc dręczyły go koszmary. Tego lata, zaledwie kilka tygodni temu zmarł jego ojciec chrzestny- Syriusz Black. Dla Chłopca, Który Przeżył była to prawdziwa tragedia. Harry przewracał się z boku na bok. Ilekroć zapadł w lekką drzemkę przed oczami widział tę samą scenę, Syriusza wpadającego za zasłonę.



W kwaterze głównej Zakonu Feniksa przy Grimmuald Place 12 trwała zażarta kłótnia pomiędzy Albusem Dumbledore’ m a Severusem Snape’ m .
-Nie, Albusie. Nie zgadzam się! Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz?!
-Ależ drogi kolego to tylko nie całe dwa miesiące.
-To aż dwa miesiące.
-Severusie przykro mi, ale nie masz wyjścia. Harry’ emu podasz eliksir wieloosobowy, więc nawet jeśli ktoś by do ciebie przyszedł w odwiedziny to nikt go nie pozna.
-Dyrektorze- widać było, że czarnowłosy mężczyzna jest na straconej pozycji, jednak chwytał się każdej możliwości obrony- nie sądzę, żeby Potter był zadowolony możliwością spędzenia ze mną ponad sześciu tygodni. Poza tym ta dziewczyna… nawet jej nie znamy!
-Chciałeś powiedzieć, że to ty jej nie znasz.
-Ale…
-Żadnego „ale”- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Alastorze, jutro z samego rana pójdziesz po Harry’ ego i odprowadzisz go do Snape Manor.
-Dobrze. A co mam mu powiedzieć kiedy już tam będziemy?
-Severus wytłumaczy chłopakowi co trzeba.
Harry leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były puste, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski, której nic nie obchodzi. Już od godziny był w takim stanie. Ciągle myślał o tym dziwnym śnie. Nie był on związany bynajmniej z Voldemortem czy Syriuszem, tylko z jakąś dziewczyną. Nie pamiętał jak wyglądała, ale wiedział, że mówiła do niego. Miała obcy akcent, a jej słowa miały jakieś takie melodyjne brzmienie i układały się w zdanie: „Nim rok minie, poznasz swoje przeznaczenie”. Nie dawało to chłopakowi
spokoju i zaprzątało jego myśli. Co to miało znaczyć? Jakie przeznaczenie? O ile dobrze pamiętam to moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Panem- pomyślał.- No tak później będę ofiarą albo mordercą. Ciekawa perspektywa.
Z ponurych rozmyślań dotyczących jego przyszłości wyrwał go trzask towarzyszący aportacji. Młody Potter chwycił różdżkę i z bijącym sercem zbiegł na dół do kuchni. Zobaczył tam Szalonookiego, który zawzięcie tłumaczył coś wujowi Vernonowi i ciotce Petuni. Gdy tylko zauważył Harry’ ego zwrócił się do niego:
-Witaj chłopcze. Pakuj się zaraz musimy się stąd zbierać.
-Dzień dobry. Skąd mam mieć pewność, że jest pan prawdziwym Moody’ m?- zapytał podejrzliwie chłopak.- Nikt mi nie napisał, że dziś mam stąd wyjechać.
-Decyzja została podjęta dziś w nocy. Nie chcieliśmy wysyłać sowy w obawie,
że mogłaby zostać przechwycona. Dumbledore spodziewał się twojej reakcji,
dlatego kazał ci przekazać ten list.Harry niepewnie wziął list do ręki. Spodziewał się, że może to być świstoklik, który zabierze go prosto do Sami- Wiecie- Kogo. Nic takiego jednak się nie stało. Potter rozwinął pergamin i zaczął czytać:

Drogi Harry!
Zapewne zastanawiasz się dlaczego nikt nie napisał do Ciebie w sprawie twojego wyjazdu. Otóż nie chcemy, aby sowa wpadła w niepowołane ręce. Alastor zabierze Cię w bezpieczne miejsce. Niestety nie będzie to Kwatera Główna, gdyż jak mniemam z tym miejscem wiążą się zbyt bolesne wspomnienia. Wszystkiego dowiesz się po dotarciu do celu. Chcę też powiedzieć, że nie możesz wysyłać listów do swoich przyjaciół, gdyż wiąże się to z wielkim ryzykiem. Oczywiście będziesz mógł się z nimi kontaktować, ale nie zdradzaj im swojego miejsca pobytu. Listy przekazywał będziesz członkowi Zakonu, a on dostarczy je do adresatów.
Z poważaniem

Albus Dumbledore

PS.
Słuchaj osoby, u której przez najbliższe kilka tygodni będziesz mieszkać.

Harry jak zahipnotyzowany wpatrywał się w list. Wydawał się być autentyczny, ale… No tak, zawsze jest jakieś „ale”. Zgadzał się w stu procentach, że z domem przy Grimmuald Place 12 wiąże się dużo wspomnień, ale miał też nadzieję, że
spotka się z Ronem i Hermioną, a z tego co przeczytał jasno wynikało, że nie. Poza tym gdzie chcą go umieścić?
-Chłopcze, dobrze się czujesz?- zapytał Moody, bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Tak…- odparł niezbyt przytomnie Harry.- To gdzie mnie pan zabierze?
-Nie mogę ci powiedzieć. Idź się spakować. Nie mamy za dużo czasu. Harry poszedł do swojego pokoju i zaczął wrzucać do kufra wszystko co miał pod ręką. Na dnie wylądowały jakieś ubrania, na nich książki, pergaminy i pióra. Najwięcej namęczył się przy wkładaniu Błyskawicy, ale i z tym szybko się uporał. Rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy wszystko zapakował. Wziął kufer i klatkę z Hedwigą, po czym wszystko zniósł do kuchni.
Szalonooki wyciągnął z kieszeni swojej szaty coś co wyglądało jak gwizdek. Swistoklik- pomyślał Harry.
-Daj kufer. Wiesz jak z tego korzystać?- zapytał były auror.
-Tak. To do zobaczenia w następne wakacje- rzucił w
stronę wciąż oniemiałej rodziny.
-To na trzy.
1…2…2!
Złapali gwizdek. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Oderwali się od ziemi i znikli.

Ten post był edytowany przez estiej: 06.07.2006 14:19


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 02.02.2006 17:58
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...






ROZDZIAŁ 14

Serum prawdę Ci powie





Harry obudził się następnego dnia rano. Pamiętał jedynie, że uciekał przed jakimś dziwnym ptakiem. Nie wiedział, co stało się w Komnacie Tajemnic i nie, nie chciał o tym rozmawiać. Nie była to do końca prawda, ale chłopak postanowił, że nikomu nie powie o swoich odczuciach. Nie daj Merlinie, a znowu zaczęliby uważać go za wariata i kłamcę.

Hermiona przytomność odzyskała dopiero późnym wieczorem. Stwierdziła, że źle się czuje i jeśli natychmiast nie dostanie jakiegoś eliksiru na niestrawność gotowa jest zwymiotować na świeżą pościel. Madame Pomfrey wykorzystując jej chęć do spożycia różnych mikstur zaaplikowała jej Eliksir Nasenny.

Ron był wniebowzięty. Sam nie wiedział, co ma najpierw zrobić. Biec do Hermiony i z płaczem wpaść w jej ramiona, podziękować Snape’ owi za zrobienie specyfiku, czy wynieść Harry’ ego na ołtarze, za to, że wpadł na pomysł uratowania Gryfonki. Ponieważ Severus chował się w swoich lochach, a Potterowi jakoś nie bardzo śpieszyło się do zostania świętym, chłopak postanowił jak najwięcej czasu spędzać z dziewczyną.

Angelica zachowywała się dziwnie. Z niepokojem patrzyła na Złotego Chłopca. Za każdym razem ilekroć się do niej zbliżał starała się jak najszybciej uciec. Irytowało to niepomiernie Carmen, która jako Ślizgonka zmuszona była wysłuchiwać uwag Malfoya na temat ostatnich wydarzeń. Poza tym wszystko było w najlepszym porządku.



Do świątecznych ferii zostały dwa dni. Większość uczniów szykowała się na wyjazd do rodzinnych domów. Hermiona była podekscytowana, ale i zdenerwowana. Kilka dni wcześniej napisała list do swoich rodziców, w którym to zapewniała, że wszystko z nią w porządku i że nareszcie znalazła sobie chłopaka. Państwo Granger odpisali, że chcieliby poznać wybranka swojej córki jak również jego rodzinę i dlatego zapraszają wszystkich do siebie na Święta Bożego Narodzenia. Pan Waesley był z tego pomysłu wielce zadowolony, wreszcie mógł poznać zwyczaje mugoli.

- Harry, jesteś pewien, że nie chcesz jechać? – cały czas upewniała się dziewczyna. – Mama z tatą z pewnością ciebie również chcieliby poznać.

- Tak, Hermiono. Jestem pewien – uparcie powtarzał chłopak. – Jeśli Voldemort wyczuje, że jestem poza szkołą, mógłby zaatakować, a ja nie chcę was narażać. Poza tym twoi rodzice chcą poznać Rona – uśmiechnął się paskudnie.

Hermiona zaczerwieniła się lekko, ale dała mu spokój. Ron spojrzał na Harry’ ego z wdzięcznością. Rudzielec zdawał sobie sprawę, że nie zachowuje się w tej chwili jak prawdziwy przyjaciel, ale nie mógł nic na to poradzić. Nie chciał, żeby znowu porównywano go z Harrym, jak tego lata, kiedy pani Waesley powiedziała mu, że jego kolega zdał lepiej SUMy.

W całym zamku zostawali jedynie nauczyciele i to też nie wszyscy, oraz siedmiu uczniów. Dwóch Ślizgonów, trzy Puchonki, Krukon i Gryfon. Angel, Carmen, Pablo i Harry zgodnie orzekli, że to najlepszy czas na wykorzystanie Veritaserum. Seria przesłuchań, miała się odbyć już w najbliższą niedzielę. Podstawowych kandydatów było dwóch: Blaise i Mary. Black postanowiła jednak wziąć na spytki również Alisson, młodszą siostrę Mary, również Puchonkę.



W ciągu tego tygodnia Snape wielokrotnie rozmawiał z dyrektorem na temat dziwnego zachowania Pottera. Próbowali znaleźć sposób na rozwiązanie tej zagadki. Było wiele pytań, na które nikt nie umiał znaleźć odpowiedzi, nawet Dumbledore. Jakiego zaklęcia użył Harry? Co stało się w Komnacie Tajemnic? I najważniejsze. Jakim cudem chłopak wiedział, co robić?

Severus i Albus przejrzeli mnóstwo starych woluminów skrzętnie przechowywanych w hogwardzkim skarbcu, ukrytym na najniższym poziomie lochów. Niczego jednak nie znaleźli, pominąwszy bardzo ciekawy dopisek na ostatniej stronie „Magii Żywiołów” autorstwa Brutusa S.



Bzdura! To serce jest najsilniejsze. Zupełnie nie pojmuję rozumowania mego brata. Dlaczego Brutus nie chce przyjąć do wiadomości potęgi ludzkich uczuć? Przez tę jego głupotę obaj wpadniemy kiedyś w kłopoty.



Dalszy ciąg był zamazany. Dopiero dwa ostatnie akapity były na tyle zachowane, że dało się z nich cokolwiek odczytać:



Kocham mego brata, ale w tej sytuacji jestem zmuszony go unicestwić. Poddani skarżą się na niego, choć nigdy nie mówią tego głośno. Mam nadzieję, że zdołam przekonać go do zastanowienia się nad jego czynami. Jeśli nie… Wolę o tym nawet nie myśleć.

Przekaż proszę ojcu serdeczne pozdrowienia.

Gandalf.*



- To mi wygląda na list – mruknął pod nosem Snape.

- To jest list, Severusie – odezwał się Dumbledore. – Spójrz na datę. Tysiąc dwieście szesnasty. Nic ci ona nie mówi? – nie czekając na odpowiedź kontynuował. – Gdybyś lepiej przyłożył się do Historii wiedziałbyś, co wywołało Świętą Inkwizycję – powiedział z naganą.

W czasie jednej z takich rozmów Snape powiedział dyrektorowi o swoich obawach w związku z Krukiem. Białobrody mężczyzna wydawał się być tym faktem mocno zaniepokojony. Obiecał, że poruszy niebo i ziemię, aby dowiedzieć się czy to prawda. Ale byłemu Śmierciożercy taka obietnica nic nie dawała. Musiał mieć pewność, a jedynym sposobem, by się tego dowiedzieć wydawało się udanie w miejsce, w którym kiedyś uwielbiał przebywać Raven.

Nie zwlekając dłużej w sobotni wieczór, kiedy uczniowie byli już w Expresie Hogwart – Londyn wyszedł z zamku i przeszedł dwieście jardów dzielące go od punktu aportacyjnego. W następnej chwili stał przed obskurnie wyglądającym budynkiem, który na dobrą sprawę mógł uchodzić za melinę narkomanów i pijaków. Nie był nią jednak. W rzeczywistości był jednym z częściej odwiedzanych barów Magicznej Anglii. „Wściekły Bazyliszek” był miejscem, do którego zwykli obywatele się nie zapuszczali, ale bardzo często widywało się tu Śmierciożerców i innych przestępców. Chociaż właściwie lepiej pasowałoby tu określenie elity mrocznych czarodziejów. Tylko niektórzy mieli tu wstęp, a Kruk, mimo iż był aurorem często tu przesiadywał.

Okrążył budynek i wszedł do środka przez piwniczne wejście. W twarz uderzył go gwar rozmów i gorące powietrze. Rozejrzał się dookoła. W rogu sali dostrzegł osobę, której szukał. Przecisnął się między stolikami i zbliżył się do brązowowłosego mężczyzny. Ubrany był w obcisłe skórzane spodnie i białą koszulę rozchełstaną pod szyją. Jego strój wyraźnie zdradzał profesję.

- Wyglądasz jak upadły anioł, Dick – odezwał się Severus.

- Dzięki za uznanie. Coś się stało?

- Dużo. Musimy porozmawiać.

Dick skinął głową i uśmiechając się zalotnie pociągnął Snape’ a w stronę schodów prowadzących na wyższe piętro. Kiedy znaleźli się w skromnie urządzonym pokoiku, którego jedyną ozdobą było wielkie dwuosobowe łóżko i dwa krzesła, przestał uśmiechać się głupkowato i spojrzał na swojego rozmówcę z powagą.

- Co to miało być? – warknął w odpowiedzi czarnowłosy.

- Nic. Nie wolno nam schodzić z… - przez chwilę szukał odpowiedniego słowa – posterunku, dopóki nie trafi się klient. Więc? Co się stało?

Starszy mężczyzna milczał przez chwilę. Wszystkim były dobrze znane upodobania Kruka. Uwielbiał dzieci, zwłaszcza zielonookich chłopców, a tutaj mógł wybierać do woli. Dziwnym trafem zawsze jego wybór padał na Dicka. Nic dziwnego. Trzynaście lat temu w wieku zaledwie piętnastu lat chłopak zarabiał więcej niż pozostali razem wzięci.

- Słyszałeś o ataku na Hogsmeade? – zapytał znienacka Severus.

Chłopak przytaknął. Pracując tutaj można było dowiedzieć się wielu fascynujących rzeczy.

- W czasie ataku została poważnie ranna jedna uczennica. Udało się ją wyleczyć, choć potraktowano ją Moriatusem.

- Jakim cudem? Chyba nie zrobiłeś Białej Śmierci? – Dick wyraźnie zbladł.

- Zrobiłem. Nie było innego wyjścia. Dziewczyna umierała – przesadnie wolał nie wspominać, kto wymyślił, że to może uratować jej życie. – Ale nie o tym chciałem rozmawiać. Wiesz jak trudno rzucić Moriatusa i wiesz, kto potrafił to zrobić…

- Pytasz, czy przeżył? Cóż, i tak, i nie. Zjawił się tutaj jakieś trzy miesiące temu i z miejsca zażądał „swojej małej zabaweczki”. Ale nie był sobą. Wydawał się być zdziwiony, że jeszcze nikt go nie rozpoznał.

Mistrz Eliksirów skinął głową i zamyślił się na dłuższą chwilę. To, co usłyszał sprawiło, że włosy zjeżyły mu się na karku. Skoro Raven wrócił, nikt nie będzie już bezpieczny. Czarny Pan i Kruk to zbyt dużo dla magicznej społeczności. Mężczyzna naciągnął na głowę kaptur, pożegnał się i wyszedł. Nie zapomniał przy tym położyć na łóżku dwudziestu galeonów. Na Nokturnie za informacje się płaciło.



Harry wstał dość wcześnie. Po jego prawe ręce spał Pablo, a po lewej Zabini. Dyrektor stwierdził, że skoro tak mało uczniów zostaje na święta, to powinni oni się integrować. Oddał, więc do ich użytku jedną z wież, która bardzo przypominała tę gryfońską. Urządzona była w kolorach wszystkich domów, więc nikt nie czuł się dyskryminowany.

Chłopak przeciągnął się, wstał i poszedł do łazienki.

Większość nauczycieli ze zdziwieniem patrzyła na paradę, która odbywała się w Wielkiej Sali. Najpierw weszły Puchonki i jak zwykle zasiadły przy swoim stole. Później zjawił się Krukon, który pomachał do jednej z nich i zbliżył się by usiąść. Kolejny był Gryfon, Pablo przywołał go do siebie i zagłębili się w konwersacji. Pojawienie się Ślizgonów zostało zauważone dopiero, gdy ci kierowali się do swojego stołu. Harry dostrzegł ich jako pierwszy. Stanął na krześle, zamachał rękami i wykrzyknął w ich stronę:

- Chodźcie tutaj! W święta nawet węże trzeba dokarmiać!

Blaise stał przez chwilę nic nie rozumiejąc. Ale dziewczyna zareagowała błyskawicznie. Uśmiechnęła się słodko i zbliżając się do pozostałych odpowiedziala:

- Ależ dziękuję. My, biedne wężyki potrzebujemy twojej troskliwości o szlachetny Gryfonie!

Wszyscy się roześmiali i atmosfera jakoś zelżała. Oczy Dumbledore’ a zdawały się świecić własnym światłem. W tej chwili Harry bardziej przypominał swojego ojca niż matkę, ale to ona zawsze stawała po stronie Ślizgonów. Tak, więc chłopak wykorzystując urok Jamesa i cięty język Lily sprawił, że nieznoszący się do tej pory uczniowie jedli posiłek przy wspólnym stole.

Minerwa McGonagall, podobnie jak Severus Snape nie mogła wyjść z szoku. Coś takiego! Gryfon i Ślizgoni przy jednym stole! Świat się kończy.



W czasie śniadania Potter był nieco zdenerwowany, ale starał się tego nie okazywać. Siedzieli wszyscy przy jednym stole, Hufflepuffu, ponieważ to Puchonów było w towarzystwie najwięcej. Angelica szepnęła Harry’ emu wprost do ucha, żeby za cztery godziny zjawił się w opuszczonej sali zaklęć na czwartym piętrze. Chłopak skinął głową i wrócił do konsumowania posiłku.

Zanim poszedł na spotkanie wstąpił do Wieży Gryffindoru. Stwierdził, że powinien mieć przy sobie Mapę Huncwotów. Ostatni raz używał jej kilka miesięcy temu, ale teraz czuł, że bez niej mógłby mieć kłopoty. Wypowiedział hasło i dokładnie sprawdził czy wszystko jest w porządku. Nauczyciele siedzieli w pokoju nauczycielskim. Dumbledore i Snape byli w gabinecie dyrektora. Rozejrzał się po dormitorium. Podszedł do swojego łóżka, chwycił w rękę torbę szkolną i wyrzucił jej zawartość. Chwycił pelerynę niewidkę i wcisnął ją do środka torby. Tak wyposażony udał się na czwarte piętro.

Angel już na niego czekała. Gdy tylko chłopak wszedł powiedziała, że na pierwszy ogień pójdzie Zabini.

- Załóż to – wskazała mu czarną szatę z kapturem.

Harry skrzywił się. Za bardzo przypominało mu to stroje Śmierciożerców. Niestety, nie było czasu na spieranie się. Na korytarzu słychać już było tupot trzech par nóg. Chłopak czym prędzej narzucił na siebie pelerynę i naciągnął na głowę obszerny kaptur. Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszła trójka uczniów. Dwoje z nich posadziło na krześle trzeciego. Jedna z postaci machnęła różdżką mrucząc jakieś słowa. Niewidzialne linki oplotły ręce i nogi siedzącego chłopaka, który na głowę miał zarzucony worek.

Wszyscy obecni spojrzeli po sobie. Angel kiwnęła głową. W ręku trzymała fiolkę z przeźroczystym płynem. Carmen szybkim, wprawnym ruchem zerwała worek z głowy Ślizgona. Ten przez chwilę rozglądał się nieprzytomnym wzrokiem dookoła. Próbował się poruszyć, jednak magiczne więzy uniemożliwiały mu to.

- Spokojnie Blaise – mruknął pod nosem Pablo. – Wypij grzecznie eliksir to nic ci nie zrobimy.

W oczach chłopaka widać było jedynie strach. Na początku zacisnął usta, ale widząc skierowaną w siebie różdżkę przyjął specyfik. Po kilku minutach jego oczy stały się bezdenne, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski. Rozpoczęło się przesłuchiwanie.

- Jak się nazywasz? – Angelica zadała tradycyjne kontrolne pytanie.

- Blaise Augustus Zabini – jego głos był bezbarwny i nie wyrażał żadnych emocji.

Pablo skinął głową. Do jego obowiązków należało sprawdzanie wiarygodności zeznań.

- Czy twoja rodzina popierała Sam – Wiesz – Kogo?

- Nie, nigdy.

- Czy ty go popierasz?

- Nie.

- Kim byli twoi rodzice?

- Tata pracował w Ministerstwie. Nie wiem, czym się zajmował. Mama działała w Towarzystwie Czarownic Wyzwolonych.

Harry wzruszył ramionami. Jak na jego gust wiedzieli już wszystko, co wiedzieć powinni. Blaise nie był zwolennikiem Voldemorta. Prawdopodobnie chciałby go zabić. Spojrzał na pozostałą czwórkę. Wszyscy wydawali się z nim zgadzać, jednak, Carmen przecząco pokręciła głową. Wzięła głęboki oddech i odezwała się zmęczonym głosem.

- Co czujesz do Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Co byś mu zrobił, gdybyś go spotkał?

- Nienawidzę go i zabiłbym drania przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Carmen skinęła głową całkowicie zadowolona. Pytającym wzrokiem spojrzała na resztę. Przez kilka minut nikt się nie odzywał. Nagle Harry’ emu przyszło coś do głowy.

- Czy gdyby, któryś z twoich znajomych musiał opuścić Hogwart, ale tak bez wzbudzania niczyjej uwagi ukryłbyś ten fakt przed nauczycielami i innymi uczniami?

- Tak.

Minęło ponad dwadzieścia minut i padło jeszcze mnóstwo pytań. Potter przypuszczał, że teraz zna życiorys Zabiniego lepiej niż sam zainteresowany. Serum przestawało już działać, więc ogłuszono Ślizgona. Pablo chwycił jedną ręką głowę chłopaka i przez kilka minut nie kontaktował z otaczającym go światem. W końcu jednak wyciągnął różdżkę.

- Oblivate – mruknął pod nosem.

Harry sprawdził mapę. Wszystko było tak jak poprzednio. Carmen i Pablo chwycili nadal nieprzytomnego, Blaise’ a pod ręce. Harry skinął głową. Powiedział jednak, żeby uważali na Filcha, ponieważ ten kręcił się w okolicach lochów.

Piętnaście minut później wrócili ciągnąc za sobą opierającą się dziewczynę. Posadzili ją na krześle i ogłuszyli. Następnie wykonali wszystkie czynność, co przy jej poprzedniku. Panna Black stwierdziła, że w całym swoim życiu nie widziała „takiej małej złośnicy”.

Przesłuchanie trwało zaledwie dziesięć minut. Nie było przecież sensu wypytywać dwunastolatki o jej siostrę. Zadawano jedynie standardowe pytani. Nic więcej.

Nazywa się Alisson Atalanta Abernathy. Uważa, że Czarny Pan jest zły i wredny. Raczej nigdy się do niego nie przyłączy. Rodzice nie rozmawiali z nią na tak poważne tematy. Kim chciałaby zostać? Chyba łowczynią, jak jej najstarsza siostra.

Dziewczynkę puszczono. I tak niczego nie wniosłaby do sprawy. Jej również zmodyfikowano pamięć.

Kiedy Carmen i Pablo przyprowadzili nieprzytomną nastolatkę i przywiązali ją do krzesła, zgodnie orzekli, że „ta bestyjka jest jeszcze gorsza niż jej młodsza krew. To był dobry wybór Harry. Przynajmniej nikt ci jej nie odbije”. Po raz kolejny tego dnia, Harry zmuszony był udawać złego czarodzieja.

Tak jak w przypadku Blaise’ a przesłuchanie było dość długie. Trwało dokładnie trzydzieści minut. Na początku dziewczyna opierała się działaniu Veritaserum. Harry ze zdumieniem patrzył na Angelicę i Pabla. Z doświadczenia wiedział, że z Carmen może rozmawiać o Czarnej Magii, mieczach i innej broni, ale nie o eliksirach. Angel wzruszyła ramionami. Do tej pory słyszała tylko i dwóch czy trzech przypadkach, kiedy Serum Prawdy nie działało. Pierwszy wyłamał się Grindewald, potem była jeszcze tylko Morigan McRee, która zmarła kilka dni później, prawdopodobnie zmęczył ją wysiłek psychiczny. Pablo zamyślił się na chwilę. Po kilku minutach jego twarz rozjaśniła się.

- Ma wyjątkowo silną wolę – wskazał nastolatkę. – Możliwe, że już wcześniej musiała bronić swoich tajemnic. Carmen? – spojrzał na czarnowłosą czarownicę.

Panna Black spojrzała na niego wilkiem. Nie chciała zrobić tego, o co prosił ją Krukon. Zbyt dobrze pamiętała to uczucie. I pomyśleć, że to własny brat tak ją potraktował. Z drugiej strony wiedziała, że jest to nieuniknione, jeśli chcieli być bezpieczni. Po za tym, młodsza dziewczyna i tak nie będzie niczego pamiętać. Wzięła głęboki oddech.

- Veritas! – szepnęła przez zaciśnięte zęby, wskazując serce Puchonki.

Z różdżki wystrzelił czarny promień, który kilka centymetrów przed zetknięciem się ze skórą rozdzielił się na trzy części. Ciało Mary wyprężyło się od emocjonalnego bólu. Po chwili wszystko ustało, a wzrok dziewczyny stał się mętny i odległy. Jedynie udręka widoczna na twarzy świadczyła o tym, że jest to żywa osoba, a nie lalka czy marmurowa rzeźba idealnie oddająca ludzkie proporcje.

Carmen wyjaśniła, że zaklęcie, którego użyła jest uznawane za czarnomagiczne, ponieważ powoduje silny ból i wyrywa z człowieka prawdę. Jeśli osoba nim potraktowana będzie kłamała to z każdym jej kłamstwem, niewielkie szczypczyki utkwione w jej piersi będą się boleśnie zaciskać. Czasami może to spowodować śmierć, ale w połączeniu z Veritaserum jest to mało prawdopodobne.

Puchonka musiała odpowiedzieć na te same pytania, co Ślizgon.

Nazywa się Meredith Aurora Abernathy, ale wszyscy mówią do niej Mary. Ona i jej rodzina nigdy nie popierała Sami – Wiecie – Kogo. Uważa, że jego krucjata jest pozbawiona sensu, bo w całej Wielkiej Brytanii rodów o prawdziwie czystej krwi jest zaledwie piętnaście. Reszta albo się wymieszała, albo wymarła. Jej rodzicami są Seth i Anabelle, z domu McDonnald. Co by zrobiła, gdyby spotkała Voldemorta? Prawdopodobnie uciekłaby z krzykiem, choć równie dobrze mogłaby się przed nim bronić. Kim jest dla niej Dumbledore? Potężnym czarodziejem, takim, jakich spotykało się przed wiekami. Czasami jest też dobrym dziadkiem, który zawsze znajdzie radę na różne problemy i kłopoty. Czy dla ratowania własnej skóry wydałaby tajemnice swoich przyjaciół? Nie. Jest Puchonką, a Puchonii są wierni. Nic by nie powiedziała, nawet gdyby jej znajomi musieli opuścić szkołę bez powiadamiania o tym nauczycieli. Ona uszanowałaby ich decyzję.



W salonie Bractwa panowała niczym niezmącona cisza. Każda z przebywających tam osób próbowała w spokoju przetrawić zasłyszane informacje. Z wyników przesłuchań cieszyli się wszyscy, a najbardziej dwie osoby.

Carmen wreszcie mogła otwarcie zbliżyć się do Blaise’ a, nie martwiąc się jednocześnie, że zaraz po randce chłopak wyskoczy na tajne spotkanie Klubu Młodych Śmierciożerców. Po ich pamiętnej rozmowie odbywającej się ponad miesiąc wcześniej uważnie go obserwowała. Zauważyła, że Zabini odseparował się od reszty Ślizgonów. Jedynie z nią rozmawiał, a i to rzadko. Tydzień temu, w czasie jednej z takich konwersacji napatoczył się Malfoy i kazał swojemu byłemu koledze odsunąć się od „zdrajcy”. Blaise wstał, skrzyżował ręce na piersi i z twarzą poczerwieniałą ze złości oświadczył, że „tak dłużej nie będzie! Jak chcesz mieć sługusów, Malfoy to załatw sobie więcej takich bezmózgów jak te dwa goryle stojące za tobą w tej nędznej imitacji ochrony! Och, i nie powinienem chyba zapominać o tej mopsowatej piękności, bez której nie możesz iść nawet do kibla!” Draco zmył się jak niepyszny, a uczniowie z siódmego roku pogratulowali Zabiniemu trafności wypowiedzi i ciętego języka.

Harry po tygodniu podchodów mógł podejść do dziewczyny, która mu się podobała i najzwyczajniej w świecie zacząć rozmowę. Problem polegał na innym aspekcie sprawy. Nie wiedział jak to zrobić. O czym miałby z nią rozmawiać? Co by zrobiła, gdyby dowiedziała się o jego uczuciu? Zapewne wyśmiałaby go. Nie, tą sprawę musiał rozegrać inaczej, delikatniej. I potrzebował planu, sprzyjających okoliczności. A te miały się wydarzyć już w czasie świąt.

- I? – zapytał Harry. – Co teraz?

- Nic – odpowiedział Pablo. – Nie będą pamiętać niczego z dzisiejszego… – przez chwilę szukał odpowiedniego słowa – przesłuchania. Wmówiłem im, że się uczyli, a potem zasnęli nad książką.

- Wszyscy? Naraz? – Gryfon podniósł do góry brew. Sceptycyzm był doskonale wyczuwalny w jego głosie. – W czasie ferii?

Krukon nie odpowiedział.



Gabinet dyrektora Hogwartu wyglądał tak jak zwykle. Magiczne przedmioty poustawiane w różnych częściach pomieszczenia wydawały cichy szmer. Postacie na portretach udawały drzemkę, ale tak naprawdę pilnie przysłuchiwały się rozmowie, jaka toczyła się przed kominkiem. Dumbledore siedział na swoim wielkim fotelu, obitym czerwonym pluszem. Naprzeciw niego miejsca zajmowali opiekunowie wszystkich czterech domów i Hagrid. Na niewielkim stoliczku stały filiżanki z mocną herbatą i jeden wielki kubek wypełniony jakimś dziwnym płynem, który na dobrą sprawę mógł uchodzić za kawę.

Nauczyciele wpatrywali się w dyrektora, który z właściwą sobie galanterią pogładził brodę.

- Nie widzę powodu do niepokoju, Severusie – powiedział z iście stoickim spokojem.

Wszyscy spojrzeli na niego z powątpiewaniem. O nienawiści, jaką żywili do Ślizgonów inni uczniowie wiedzieli wszyscy. Idealnym tego przykładem będzie wrześniowa bójka między Porterem a Malfoy’ em.

Tylko gajowy wydawał się być całkowicie spokojny. W zamyśleniu bębnił palcami po stoliku, powodując rozlanie się części napojów. Swoją wielką dłonią potarł czoło. Harry był taki podobny do swoich rodziców – Jamesa i Lily. Najbardziej jednak przypominał mu Lisicę, jak pannę Evans nazywano już w szkole, Zaczęto, kiedy dała niesamowity pokaz wulgarnego słownictwa w czasie wypadu do Hogsmeade. Huncwoci nie odzywali się do niej przez kolejne dwa miesiące, bo posłała Rogacza do Skrzydła Szpitalnego.

- Nie mówisz poważnie Albusie – stwierdziła profesor McGonagall. - Chcesz powiedzieć, że dwójka Ślizgonów i Gryfon przy jednym stole w dodatku rozmawiający ze sobą jak starzy znajomi, nie jest dziwnym widokiem?

- Dziwnym to może i jest – zgodził się starzec. – Ale nie jest powodem do niepokoju – powtórzył uparcie.

- A mnie się wydaje, że jest, panie psorze – odezwał się milczący do tej pory półolbrzym. – Oni coś knują. Dwa tygodnie temu przyszedł do mnie Harry i chciał wiedzieć, czy nie mam na zbyciu skóry szczuroszczeta. A jeszcze wcześniej pytał, czy w pobliżu nie krencom się jakiesik dwurożce.

- U mnie była Angelica – odezwała się nagle profesor Sprout. – Trzy tygodnie temu pytała o kwiat mlecznika i liść opium szerokolistnego.

Snape zamyślił się. Wiedział, do czego stosuje się te składniki. A jeśli od czasu ich zdobycia minęło tyle czasu, to dziś wszystko jest już gotowe. Ciekawe tylko, po co im tak zaawansowane eliksiry?

- Dyrektorze – powiedział najspokojniej jak umiał, chociaż w środku wszystko się w nim gotowało – myślę, że Hagrid ma rację.

Dumbledore spojrzał zdziwiony na młodszego mężczyznę. Mistrz Eliksirów bardzo rzadko przyznawał rację gajowemu, a jeśli już, to z miną cierpiętnika. Tym razem jednak, jego twarz pozostała bez wyrazu, ale oczy zdradzały targające nim uczucia. Kiedy nie odzywał się przez dłuższą chwilę, Dumbledore chrząknął delikatnie.

- Veritaserum i Wielosok – mruknął. Widząc niezrozumienie na twarzach towarzyszy powiedział nieco wyraźniej – Zrobili te eliksiry. Te ingrediencje powinny być świeże – wyjaśnił.

Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się w kominku głowy pani Weasley. Kobieta roztrzęsionym głosem poinformowała zebranych, że był kolejny atak. Tym razem na mugolską miejscowość na południu Anglii. Pięciu mieszkańców zmarło zanim członkowie Zakonu się tam pojawili, pozostałych jakimś cudem udało się uratować, choć ministerialni aurorzy jeszcze się nie pojawili. Złapano czterech Śmierciożerców i teraz nie wiadomo, co z nimi zrobić. Dobrze byłoby, gdyby dyrektor zechciał się tam pojawić. Zdążyła jeszcze wręczyć świstoklik, kiedy gdzieś w tyle rozległ się krzyk.

Dumbledore szybko wydał polecenia. Sprout i Flitwick mieli zająć się szkołą i przygotowaniami do zbliżających się świąt. Hagrid powinien dotransportować drzewka i wypytać pozostałych w szkole uczniów, czy wiedzą coś na temat wyżej wymienionych specyfików oraz ich nielegalnego warzenia. Snape i McGonagall pójdą razem z nim i pomogą w przesłuchaniach.



Wioska wyglądała jakby czas zatrzymał się w niej jakieś dwieście lat temu. Kilka ceglanych domów na krzyż, a na rynku niewielki kościółek i budynek urzędowy, w którym mieściła się szkoła i przychodnia lekarska. Na środku placu leżało kilka ciał przykrytych prześcieradłami, a w pewnym oddaleniu od nich siedziały cztery osoby ubrane w czarne szaty. Pilnował ich Remus Lupin w towarzystwie Tonks.

W stronę nowoprzybyłych pospieszył Moody i w kilku słowach wyjaśnił sytuację. Podeszli do związanych zwolenników Czarnego Pana. Snape przykląkł przed pierwszym z nich. Ściągnął mu maskę i zagwizdał przeciągle. Nigdy nie spodziewałby się, że chłopak, który przed nim siedział zgodzi się przystąpić do Sami – Wiecie – Kogo. Prędzej podejrzewałby go o odtańczenie kankana na stole prezydialnym w Szkole Magii i Czarodziejstwa.

Oczy młodego Ślizgona rozszerzyły się ze strachu. Wśród pozostałych Śmierciożerców krążyły legendy o czarnowłosym profesorze. Pseudonim „El Diablo” był zresztą bardzo sugestywny. Wśród starszych rangą kolegów mówiło się, że Snape jest na tyle bezczelny, że z premedytacją zdradza tajemnice Lorda, w dodatku wcale się z tym nie kryjąc. Z doświadczenia wiedział, że z wariatami i furiatami się nie zadziera, jego ojciec też taki był.

- El Diablo… – wyszeptał z przerażeniem. Nie chciał umierać, jeszcze nie teraz.

Dumbledore pytającym wzrokiem spojrzał na Severusa. Ten machnął ręką, jakby mówił „później, dyrektorze”. Czarnowłosy mężczyzna wlał w gardło chłopaka przeźroczysty płyn. Odczekał kilka minut i kiwnął głową. Przedstawienie czas zacząć!

- Jak się nazywasz? – zapytał dyrektor.

- Malcolm Thomson.

- Czy jesteś śmierciożercą?

Ciało chłopaka wygięło się w łuk. Z oczu popłynęły łzy, a z ust próbował wydostać się potok słów.

- Czy jesteś lojalnym śmierciożercą? – Albus zmienił pytanie.

- Nie – tym razem Malcom odpowiedział bez zająknięcia.

Dumbledore spojrzał sugestywnie na Remusa. Huncwot skinął głową i chwyciwszy przesłuchiwanego za ramię aportował się z cichym trzaskiem. Nie mogli pozwolić, aby Ministerstwo skazało potencjalnego sprzymierzeńca. Trzeba było go gdzieś ukryć i to było zadaniem Lupina.

Kolejnym potraktowanym płynnym imperiusem był David Kowalsky. Ten przypadek był niestety niereformowalny. Podobnie jak Alfred Everhart. Czwarty ze złapanych przestępców, Magnus Harper, stwierdził, że do Czarnego Pana przyłączył się tylko i wyłącznie z woli rodziców. Dwójka jego starszego rodzeństwa odmówiła tego wątpliwego zaszczytu i muszą się ukrywać. Krążą plotki, że brat przyłączył się do Błyskawic, siostra natomiast znalazła sobie mentora, u którego pobiera nauki. Severus Snape przetransportował Magnusa w bezpieczne miejsce.



Wysoki młodzieniec, który swoją aparycją przypominał seryjnego mordercę już od dłuższego czasu patrzył na żółto migający punkt na magicznej mapie Wielkiej Brytanii. Nijak nie mógł dopasować go do jakiegokolwiek znanego sobie miejsca. Chociaż, gdyby bliżej się przyjrzeć to było bardzo blisko Blackheart. Nie pozostawało mu więc nic innego, jak tylko udać się z tym problemem do jakiegoś starszego kolegi. Rozejrzał się dookoła.

- Mark! – krzyknął w stronę pucułowatego blondynka. – Mógłbyś powiedzieć mi, o co tutaj chodzi? – wskazał migający teraz wściekłą czerwienią niewielki punkcik.

Blondwłosy mężczyzna przyglądał się mapie przez chwilę. Wraz z upływem czasu w jego oczach dało się dostrzec coraz więcej strachu. W jego głowie zachodził iście diabelski proces myślenia. Mark z prędkością komputera dopasowywał nazwy miejscowości. Nic, zupełnie. Po kolejnych minutach zrozumiał, że jedynym wyjściem, będzie ogłosić alarm. Ze szczególnym zagrożeniem życia – podpowiadał mu cichutki głosik.

Jakiś czas później używając sieci Fiuu, aurorzy dostali się do Blackheart. Następnie dzięki uprzejmości jednego z tamtejszych mieszkańców w tempie ekspresowym zostali przetransportowani do Fogsmeade.



Albus Dumbledore rozglądał się po rynku. Zastanawiał się, co zatrzymało aurorów. Powinni być tutaj już od co najmniej trzydziestu minut, a tymczasem w ogóle nie zanosiło się na ich rychłe przybycie. Stary czarodziej ze smutkiem stwierdził, że czasy, kiedy stróże prawa zajmowali się tym, co do nich należy minęły bezpowrotnie. Ostatnio jedyną rzeczą, jaka naprawdę ich interesowała była sława i, w ostateczności, Ognista Whisky Ogdena. Jego rozmyślania przerwała Tonks, która z właściwą sobie gracją biegła poinformować, że zbliżają się jej koledzy po fachu.

Na niebie dało się dostrzec piętnaście postaci zbliżających się do centralnej części placu. Po kilku minutach Dumbledore bez problemu rozpoznał, że aurorskim środkiem lokomocji były w przeważającej części hipogryfy. Gdzieś w oddali dało się słyszeć ciche prychnięcie, a następnie potok słów, który szybko został zagłuszony przez lądujące zwierzęta.

Niewysoki mężczyzna ubrany w czerwone szaty szybko podszedł do Albusa. Przez chwilę rozmawiał z nim. Jakiś czas później spokojny głos dyrektora poinformował aurora, że udało się złapać tylko tę oto związaną dwójkę Śmierciożerców. Białobrody mężczyzna przezornie wolał nie wspominać, że zostali oni potraktowani częściowym Zaklęciem Pamięci.

- A gdzie mieszkańcy? – dopytywał się dowódca grupy uderzeniowej.

- W podziemiach kościoła – padła odpowiedź ze strony Nimfadory.

Przedstawiciele Ministerstwa Magii rozeszli się w poszukiwaniu śladów użycia czarnej magii. W panującym rozgardiaszu nikt nie zauważył małego chłopczyka w podartym ubraniu, wychodzącego z budynku szkoły. Malec rozejrzał się ciekawie dookoła. Stwierdziwszy, że jest całkowicie bezpieczny podszedł do kilku nieruchomych ciał. Zajrzał pod każde z prześcieradeł. Na dłużej zatrzymał się przy ostatnim, skrywającym drobną dziewczynę o niebieskich oczach i brązowych włosach. Niepewnie dotknął zimnego policzka nastolatki.

- Erin, obudź się – wyszeptał łamiącym się głosem. – Słyszysz? Erin, obiecałaś! – wykrzyknął z desperacją.

Tonks została wyznaczona do zidentyfikowania ciał. A nuż mogło się okazać, że któryś z denatów był czarodziejem. W tej chwili nienawidziła swojego zawodu bardziej niż kiedykolwiek. Właśnie miała rzucić Zaklęcie Identyfikujące na ostatnie ciało, gdy w uszy wdarł się jej ochrypły krzyk. Spojrzała w prawo. Jej wzrok napotkał bystre, niebieskoszare oczy. Kobieta stwierdziła, że chłopczyk nie mógł mieć więcej niż pięć lat.

- Co chcesz zrobić? – padło pytanie. – Co zrobisz Erin? Nie krzywdź jej – poprosiło dziecko. – Ona teraz śpi, wiesz? Ale niedługo się obudzi, wiesz?

- Nie, nie obudzi się – powiedziała łagodnie Nimfadora.

- Nie żyje?

Skinęła głową. W kącikach jej oczu zbierały się łzy. Minęło piętnaście lat odkąd pożegnała swojego przybranego braciszka. Właściwie to Anthony nie był jej bratem, był kimś w rodzaju najlepszego przyjaciela. Razem bawili się w piasku i na karuzelach. Dzielili się wszystkim, co mieli. Różdżka zadrżała w jej ręku. Szybko wzięła się w garść. Auror nie powinien pozwolić emocjom brać górę. Zakreśliła nad zwłokami dwa współśrodkowe okręgi. Ciało zalśniło niebieską poświatą.

Chłopak cały czas przyglądał jej się z zainteresowaniem. Na jego brudnej twarzyczce malował się wyraz chorobliwej fascynacji.

- Jestem czarownicą – wyjaśniła Tonks. – Ona też była, prawda?

Chłopczyk nie zdążył odpowiedzieć. Stojący za nim mężczyzna machnął różdżką, a w następnej chwili został odrzucony w tył. Nimfadora stała wyprostowana na baczność z ciągle wyciągniętą przez siebie różdżką.

- Nie zrobisz tego – wysyczała. – Chyba, że po moim trupie.

Auror gorliwie pokiwał głową. Słyszał o Tonks różne historie. Mówiło się, że w rzucaniu zaklęć i uroków jest tak samo dobra jak Moody, a to już wielki wyczyn. Co prawda większość z tych plotek była grubo przesadzona, ale dziewczyna nigdy ich nie dementowała, twierdząc, że jeszcze kiedyś wyciągnie z nich jakieś korzyści.

- No więc? – ponagliła chłopca. – Erin była czarownicą?

- T… tak.

Nimfadora zamyśliła się na chwilę. Nie chciała, żeby zoblivatowali tego dzieciaka. Może zabrzmi to nieco dziwnie, ale przez te kilka minut zdążyła go polubić.

- Gdzie są twoi rodzice? – zapytała.

- Tam gdzie ona – wskazał ręką martwą dziewczynę.

Teraz Tonks była pewna, że nie może pozwolić, aby temu chłopcu coś się stało. Nie wiedziała tylko, co powinna z nim zrobić. Ten problem rozwiązał się równie szybko, jak się pojawił. Przechodzący obok dyrektor uśmiechnął się delikatnie i kazał jej zaprowadzić śpiącego w jej ramionach malca do Hogwartu, a następnie załatwić formalności w Ministerstwie. Szczęśliwa Tonks zniknęła z cichym trzaskiem.



Harry siedział w Wielkiej Sali. Z niepokojem obserwował puste miejsce dyrektora. Poza tym nie było też Snape’ a i Mcgonagall. Pozostali nauczyciele również zachowywali się nerwowo. Hagrid, co chwilę zerkał na niego tym wzrokiem mówiącym „wiem, ale nic nie powiem”. To mogło znaczyć tylko jedno. Voldemort znowu zaatakował i jak zwykle on o niczym nie wie.

Jego rozmyślania przerwał huk przewracanej zbroi i przekleństwa Filcha. Po chwili z tego harmidru dało się wyłowić uspokajający głos jakiejś dziewczyny. W następnej chwili rozbłysło czerwone światło i wszystko ustało. Drzwi otworzyły się na oścież i stanęła w nich niewysoka postać.

- Tonks – wykrzyknął Harry. Te fioletowe włosy rozpoznałby wszędzie.

Aurorka skinęła głową na powitanie. I z niepewnym uśmiechem poprosiła Pottera na słówko. Kiedy mijali hol uśmiechnęła się delikatnie i wyjaśniła, że zawsze chciała dokopać „temu staremu zgredowi”, ale jakoś nigdy nie miała okazji. Chłopak tę część pominął milczeniem.

Kiedy znaleźli się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru Harry spojrzał znacząco na kobietę. Wzięła głęboki oddech i wyjaśniła mu zaistniałą sytuację. Znalazła tego chłopca na jednej z akcji. Jego rodzina nie żyje, a on jest taki samotny. Niestety nie może się nim teraz zająć, bo musi złożyć kilka raportów, a potem udać się na spotkanie Zakonu. W związku z tym chciałaby poprosić Harry’ ego o opiekę nad malcem.

Potter przez chwilę przyglądał się śpiącemu dziecku. W końcu skinął głową. Poprosił jeszcze, aby Nimfadora zechciała zajrzeć do kilku mugolskich sklepów i kupiła swojemu podopiecznemu jakieś ubrania, bo to, co ma on akurat na sobie nadaje się tylko do wyrzucenia. Dziewczyna obiecała, że się tym zajmie i czym prędzej się ulotniła.

Złoty Chłopiec ze zdziwieniem stwierdził, że nie wie, kim ten dzieciak tak naprawdę jest. Cóż, będzie musiał się tego dowiedzieć prędzej czy później. Machnął kilka razy różdżką i lawirując nią odesłał chłopczyka do dormitorium. Sam zaś postanowił sprowadzić coś do jedzenia. Zauważył, że dzieciak był niedożywiony.

Gdy wrócił z powrotem chłopczyk już nie spał i ciekawie rozglądał się dookoła. Na widok Harry’ ego, niosącego w ręku talerz z rosołem i kubek herbaty cofnął się gwałtownie. Potter zupełnie się tym nie przejmując położył naczynia na szafeczce nocnej. Następnie podsunął sobie krzesło i usiadł wygodnie.

- Spokojnie, nic ci nie zrobię – zapewnił Harry. – Jak się nazywasz?

- Jak się tu znalazłem?

- Tonks cię przyniosła. To ta dziewczyna z kolorowymi włosami – dodał tytułem wyjaśnienia. – Dowiem się w końcu jak masz na imię?

- Billy Sachs – w jego głosie dało się wyczuć strach i… Harry nie był pewien. Zlokalizował to jednak pomiędzy rezerwą a wyzwaniem.

Harry skinął głową. Podsunął Billy’ emu pod nos talerz i niemal siłą wmusił w niego kilka łyżek zupy. Cały czas lustrował swojego nowego podopiecznego. Sachs był wyjątkowo bladym chłopcem o potarganej czuprynie brązowych włosów, które aż prosiły się o minimalną choćby ilość szamponu. Jego zęby również pozostawiały wiele do życzenia. Nie mówiąc o ogólnym wyglądzie.

Kiedy chłopczyk zjadł posiłek, Harry zaciągnął go do łazienki i kazał wzięć prysznic. Niestety nie miał żadnego ubrania, które pasowałoby na pięciolatka. Na szczęście Tonks okazała się dość szybka w wydawaniu pieniędzy. Już godzinę później wbiegła zziajana do dormitorium chłopców z szóstego roku. W ręku miała dwie torby wyładowane kolorowymi rzeczami.

Billy opatulony w koc siedział na łóżku Harry’ ego i z zainteresowaniem przyglądał się pionkom szachów. Gdy Tonks pokazowo potknęła się o zawinięty kawałek dywanu obaj młodzi dżentelmeni wybuchli głośnym śmiechem.

Nimfadora rzuciła ubrania na łóżko Rona i tłumacząc się pilnym zebraniem odeszła. Nie omieszkała przy tym zapewnić, że najbliższy tydzień Sachs będzie musiał spędzić w zamku. Powód tego był prosty. Trzeba było załatwić wszystkie formalności, zarówno w mugolskim jak i magicznym świecie. Nie wspominając o nasilających się atakach sług ciemności na niewinnych ludzi. Tonks stwierdziła, że w obecnych czasach lepiej jest wybrać sobie obóz. Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. Nie ma czegoś takiego jak neutralność.

W czasie kolacji Harry wzbudził sporo emocji. Zwłaszcza, że u jego boku maszerował Billy wystrojony w niebieski sweter i granatowe spodnie. Przypuszczalnie gdyby był starszy wzbudziłby spore zainteresowanie wśród żeńskiej części pozostałych w zamku uczniów.

Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie widząc smutną nieco twarz dziecka. Musiał się dowiedzieć, kim jest ten chłopiec i sprawdzić czy jest on czarodziejem. Zapewne nie będzie to trwało zbyt długo. Tymczasem pozwolił chłopcu cieszyć się nowym życiem.

- Potter, nie mów, że to twoje – odezwał się Zabini, gdy tylko nowoprzybyli zasiedli przy stole. Tym razem Slytherinu.

- Nie, nie moje. Jestem jego opiekunem – powiedział wyniośle, co wywołało salwę śmiechu. – Chciałbym wam przedstawić mojego nowego kumpla. To jest Billy, a to moi koledzy. Blaise - wskazał barczystego chłopaka o czarnych włosach i wesołych, niebieskich oczach. – Pablo – brązowowłosy młodzieniec. – I oczywiście moje koleżanki. Carmen, Angelica, Mary i Alisson.

Tego dnia wszyscy byli bardzo zaabsorbowani nowym członkiem szkolnej społeczności. Chłopiec dostał własne łóżko, które stało pod oknem. Po prawej stronie miał spać Harry, po lewej, była tylko ściana.

Zasypiając, Billy myślał o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Stracił swoją siostrę, ale dzięki temu zyskał coś więcej. Akceptację. Wreszcie przestał być popychadłem i wyrzutkiem. Polubił tą dziwną dziewczynę o fioletowych włosach, może była nieco gapowata, ale na pewno go nie odrzuci. Został jeszcze Harry. Billy czuł, że ten młodzieniec skrywa jakąś tajemnicę, której nikomu nie chce zdradzić. Mimo wszystko był całkiem miły i potrafił rozśmieszyć towarzystwo. Nie to, co tamci. Owszem byli bardzo mili, ale zachowywali pewną rezerwę.

Po raz pierwszy od wielu lat, Billy czuł, że jest szczęśliwy i nie martwił się o jutro.

_______________

* Wybaczcie, ale nie mogłam się powstrzymać J. Jest to wiadomy czarodziej, z wiadomych książek wiadomego Mistrza Tolkiena.



--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]   16.04.2005 22:45
KaFeCkO  
QUOTE   17.04.2005 19:03
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 „CZUŁE” POWITANIE ...   17.04.2005 21:32
Weasley   a bedzie rozdział 3?!   18.04.2005 16:46
Magya   Mam mieszane uczucia i z krytyką wstrzymam się do ...   18.04.2005 19:12
Carmen Black   ROZDZIAŁ 3 WYJAŚNIENIA Harry zamr...   18.04.2005 22:05
Carmen Black   CZwarty jest dłuższy... ROZDZIAŁ 4 Ważne rozmowy...   21.04.2005 18:31
Mariah Hiwatarii   Bardzo fajne opowiadanie !!! Podziwiam...   03.05.2005 11:57
Moonchild   hmmm.. no to zacznijmy od początku 1 rozdział to...   03.05.2005 12:35
Carmen Black   Do Moonchild!! 1) Piszę w "wordzie...   03.05.2005 14:30
Moonchild   Dobra Snake zamiast Snape to jeszcze moge zrozumie...   03.05.2005 14:39
Carmen Black   A więc tak: to jest kolejny rozdział. Ma niecałe 1...   04.05.2005 00:27
Moonchild   Całkiem fajne :) Pojawiło się troche więcej opisów...   08.05.2005 11:29
Forhir   Swietne! Czekam z niecierpliwoscia na kolejne ...   08.05.2005 12:03
Ewelka   Przecyztałam dopiero trzy pierwsze odcinki ale...   08.05.2005 19:08
raven11   Super! :D czekam na następne jest świetne mam ...   19.05.2005 19:21
Martuś_gryffindor   fajnie fajnie,ale dla mnie to troszke za duzo opis...   28.05.2005 13:14
Carmen Black   Rozdział 6 już jest. Jeśli jego konwencja wam się ...   29.05.2005 18:03
Moonchild   No wreszcie dałaś kolejną część. I to całkiem ciek...   29.05.2005 19:52
Carmen Black   No cóż. Może trochę wyjaśnię. W liście owszem nie ...   02.06.2005 21:05
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 NOWI Zgiełk. Hałas. Śmiech. Krzyki. J...   02.06.2005 21:09
Moonchild   Początek średnio mi się podobał, ale dalej się roz...   02.06.2005 21:46
Carmen Black   No cóż. Błędy są. Rozdział nie jest zbyt ciekawy, ...   20.06.2005 16:06
Moonchild   Dawno tu nie zaglądałam. Nawet nie zauważyłam, że ...   10.07.2005 22:46
Carmen Black   Jeśli są błędy - przepraszam. Nie jest to jednak m...   14.07.2005 22:49
Avadakedaver   Grtuluję Ci! napisałaś już prawie całą książkę...   04.02.2006 21:14
Natalia   Podoba Mi Się Nie Znalazłam Żadnych Błędów Może D...   15.07.2005 13:32
Vanillivi d'Azurro   Czytałam już wcześniej ten ff na blogu. Szczerze m...   13.09.2005 21:48
Carmen Black   Ja, ja przepraszam. Wiem, że niektórym to się nie ...   14.09.2005 17:04
Carmen Black   Sory, to jest ciąg dalszy poprzedniego rozdziału. ...   14.09.2005 17:24
Tomak   Przeczytałem opowiadanko i stwierdzam ze jest napr...   14.09.2005 18:47
Carmen Black   Na żywca, na żywca. Jestem mistrzem improwizacj...   14.09.2005 19:36
Mroczny Wiatr   :blush: Cóż szkoda, że dopiero jutro. Szkoda, że ...   14.09.2005 23:14
Carmen Black   Rok temu, że się tak wyrażę nie miałam jeszcze ...   15.09.2005 15:04
Carmen Black   Obiecany rozdział jedenasty właśnie wylądował. Zap...   15.09.2005 15:11
Tomak   Bombastick fajny parcik opowiadanko wciaga. Piszes...   15.09.2005 15:30
Carmen Black   Kolejne części podzielone na party najpierw ląd...   15.09.2005 15:43
Carmen Black   Jak zwykle coś mi ucina końcówkę. No, nic. Wklejam...   15.09.2005 15:30
Tomak   Dobra kapie. o sowe było by trudno a kominka w dom...   15.09.2005 16:06
Moonchild   Podoba mi się, ale miejscami troche nudnawe sie ro...   15.09.2005 16:38
Mroczny Wiatr   :blush: Doczytałem reszte u Ciebie na blogu bo co...   16.09.2005 14:14
Tomak   A mozesz podac adres bloga bo tez bym sobie chciał...   16.09.2005 14:33
Mroczny Wiatr   Carmen podała wczoraj o 15,43 http//hpibractwosmo...   16.09.2005 16:20
Tomak   Dzieki. Jezeli juz wczesniej adres był podawany to...   16.09.2005 17:33
Carmen Black   Do stu tysięcy wściekłych Hipogryfów! Na Chime...   16.09.2005 18:02
Tomak   Impervius! Mam małe pytanko. Co to za zakleci...   16.09.2005 19:56
Czarny Łowca_   Zeklęcia Impervius użyła Hermiona w tomie IV i dru...   17.09.2005 14:43
Tomak   Aha juz pamietam dzieki teraz juz sobie przypomnia...   17.09.2005 15:00
Czarny Łowca_   Faktycznie pomyłka, ale pisałem to z pamięci, a ta...   17.09.2005 17:50
moniczka   Narazie przeczytalam tylko trzy rozdzialy, bo nie ...   17.09.2005 18:23
Carmen Black   Dawno tego nie aktualizowałam. Mam sporo zaległośc...   02.02.2006 17:49
Carmen Black   Kontynuacja dwunastki Kolejne kilka tygodni były ...   02.02.2006 17:51
Carmen Black   ROZDZIAŁ 13 Biała Śmierć Lord Voldemort by...   02.02.2006 17:54
Katon   Kurde, ludzie, macie rozmach.   02.02.2006 17:56
Carmen Black   ROZDZIAŁ 14 Serum prawdę Ci powie ...   02.02.2006 17:58
Carmen Black   ROZDZIAŁ 15 Poza czasem i przestrzenią Harry ...   02.02.2006 18:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 16 Wyprawa - Wyglądasz jak kretyn ...   02.02.2006 18:06
Carmen Black   Rozdział 17 Drużyna Marzeń Anastazja Romanowa s...   02.02.2006 18:08
Carmen Black   Rozdział 18 Kryształowy Sen Przez cały tydzień ...   02.02.2006 18:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 19 Ciężkie życie artysty Anastazja wst...   02.02.2006 18:11
Tomak   Czytałem na blogu rozdzialiki są super nie moge si...   02.02.2006 20:26
Ajihad   Czy tu będą następne rozdziały? :(   12.02.2006 15:30
Carmen Black   Rozdziały będą, a jakże! Rozdział 20 Zagini...   12.02.2006 17:16
Carmen Black   ROZDZIAŁ 21 Odkryte tajemnice Hogwardzkie śniad...   12.02.2006 17:24
Ajihad   Juhuuu! :P Wreszcie! Te części wymiatają...   12.02.2006 23:17
Carmen Black   ROZDZIAŁ 22 Prawda w oczy kole Ginny siedziała pr...   15.02.2006 19:22
Czarny Łowca_   Świetnie że jest już nastepna część. Szczególnie p...   16.02.2006 11:08
em   Nie mam czasu czytać całości, wybacz ^^", ale...   16.02.2006 11:14
Ajihad   Prócz tego, że jak powiedział emoticonka: " H...   16.02.2006 17:37
Carmen Black   Mam nadzieję, że będzie się miło czytało... ROZDZ...   20.02.2006 00:04
Carmen Black   ROZDZIAŁ 24 [u]Urodziny[/b] Powoli docierały do n...   22.02.2006 16:47
Avadakedaver   niessamowite. TY jesteś niessamowita, Carmen. Powi...   26.02.2006 23:13
Carmen Black   Z Rowling nie zamierzam niczego obgadywać. Każda z...   28.02.2006 21:13
Avadakedaver   noooo... niby tak, ale kobieto, takiego talentu ni...   02.03.2006 22:38
Moongirl   jak zaczełam czytać to opowiadanie to hm bylo wida...   07.03.2006 17:14
zgred   Pozdrowionka opowiadanie ciekawe. Im wiecej czytas...   11.03.2006 12:24
mateusz14   Niezłe opowiadanie nie moge się doczekać następneg...   11.03.2006 13:25
Carmen Black   ROZDZIAŁ 26 [u]Przekleństwo Nienawidził żyć w nie...   14.03.2006 00:18
Ajihad   Skończyć w takim momencie! Tóż to zbrodnia...   14.03.2006 09:47
Moongirl   jaka cudna niespodziewajka :) rozdzial swietny :) ...   15.03.2006 16:47
pelbinek   Kiedy wyjdzie następny rozdział ?? Bo już nie mogę...   23.03.2006 16:18
Michal   No to jest za......e:) Pomyśl czy tego nie wydać,...   23.03.2006 23:21
Carmen Black   ROZDZIAŁ 27 [u]Powtórka z rozrywki[/u] Dudley si...   24.03.2006 18:08
pelbinek   Następny super odcinek :D Tylko znowu przerwany w ...   24.03.2006 20:05
Dragona   Troche podobne do Szczesliwych dni (skalpel Avereg...   25.03.2006 20:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 28 [u]Cena wolności[/u] Hermiona była p...   07.04.2006 22:19
Ajihad   Wreszcie nowy part! Określę go jednym zdaniem ...   08.04.2006 11:39
Dragona   No i oto chodzi ten rozdzial wyszedl ci swietnie :...   09.04.2006 15:38
Michal   Kiedy bedzie dalszy ciąg... juz od 18dni nic niema...   25.04.2006 16:40
Carmen Black   Rozdział 29 Powroty bolą najbardziej Mary siedzi...   26.04.2006 17:18
Michal   Fajne:D:D Harry śmierciożercą:] Tylko nierozumiem...   26.04.2006 18:32
Carmen Black   Gwałt był iluzją. Mroczny Znak był jedynie chronio...   26.04.2006 18:55
Michal   Aaa dobra teraz czaje:] Dzięki:D:D Jak skonczysz ...   26.04.2006 20:17
Carmen Black   [b]Rozdział 30 Nie zrywaj… Harry pakował ku...   01.05.2006 19:25
nosferatu   nie tylko nie :cry: to...to mój ulubiony ff napisz...   03.05.2006 16:16
Ajihad   Nie! Tylko nie to! Ten napis"koniec...   03.05.2006 21:58
Moongirl   a bedzie jakis dalszy ciąg? w nowym ff?   12.05.2006 16:17
Hawtagai   Jestem pod wrażeniem tego ff :) mam nadzieje,że t...   12.05.2006 16:46
Carmen Black   Nie, nie koniec   12.05.2006 20:08
Kedos   To nie moze byc koniec bo gdzie cala bitwa ;P Nooo...   12.05.2006 23:23
2 Strony  1 2 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 23.05.2024 17:02