Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]

Carmen Black
post 16.04.2005 22:45
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pierwszy raz publikuję coś własnego na tym forum. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałi. Na razie tylko jeden rozdział. Jeśli będzie się podobać to będą kolejne.

ROZDZIAŁ 1

NIESPODZIEWANY WYJAZD


Wszyscy mieszkańcy domu przy Privet Drive numer 4 spali kamiennym snem. Wszyscy, poza jednym chłopcem. Harry Potter bał się zasnąć, bo noc w noc dręczyły go koszmary. Tego lata, zaledwie kilka tygodni temu zmarł jego ojciec chrzestny- Syriusz Black. Dla Chłopca, Który Przeżył była to prawdziwa tragedia. Harry przewracał się z boku na bok. Ilekroć zapadł w lekką drzemkę przed oczami widział tę samą scenę, Syriusza wpadającego za zasłonę.



W kwaterze głównej Zakonu Feniksa przy Grimmuald Place 12 trwała zażarta kłótnia pomiędzy Albusem Dumbledore’ m a Severusem Snape’ m .
-Nie, Albusie. Nie zgadzam się! Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz?!
-Ależ drogi kolego to tylko nie całe dwa miesiące.
-To aż dwa miesiące.
-Severusie przykro mi, ale nie masz wyjścia. Harry’ emu podasz eliksir wieloosobowy, więc nawet jeśli ktoś by do ciebie przyszedł w odwiedziny to nikt go nie pozna.
-Dyrektorze- widać było, że czarnowłosy mężczyzna jest na straconej pozycji, jednak chwytał się każdej możliwości obrony- nie sądzę, żeby Potter był zadowolony możliwością spędzenia ze mną ponad sześciu tygodni. Poza tym ta dziewczyna… nawet jej nie znamy!
-Chciałeś powiedzieć, że to ty jej nie znasz.
-Ale…
-Żadnego „ale”- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Alastorze, jutro z samego rana pójdziesz po Harry’ ego i odprowadzisz go do Snape Manor.
-Dobrze. A co mam mu powiedzieć kiedy już tam będziemy?
-Severus wytłumaczy chłopakowi co trzeba.
Harry leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były puste, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski, której nic nie obchodzi. Już od godziny był w takim stanie. Ciągle myślał o tym dziwnym śnie. Nie był on związany bynajmniej z Voldemortem czy Syriuszem, tylko z jakąś dziewczyną. Nie pamiętał jak wyglądała, ale wiedział, że mówiła do niego. Miała obcy akcent, a jej słowa miały jakieś takie melodyjne brzmienie i układały się w zdanie: „Nim rok minie, poznasz swoje przeznaczenie”. Nie dawało to chłopakowi
spokoju i zaprzątało jego myśli. Co to miało znaczyć? Jakie przeznaczenie? O ile dobrze pamiętam to moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Panem- pomyślał.- No tak później będę ofiarą albo mordercą. Ciekawa perspektywa.
Z ponurych rozmyślań dotyczących jego przyszłości wyrwał go trzask towarzyszący aportacji. Młody Potter chwycił różdżkę i z bijącym sercem zbiegł na dół do kuchni. Zobaczył tam Szalonookiego, który zawzięcie tłumaczył coś wujowi Vernonowi i ciotce Petuni. Gdy tylko zauważył Harry’ ego zwrócił się do niego:
-Witaj chłopcze. Pakuj się zaraz musimy się stąd zbierać.
-Dzień dobry. Skąd mam mieć pewność, że jest pan prawdziwym Moody’ m?- zapytał podejrzliwie chłopak.- Nikt mi nie napisał, że dziś mam stąd wyjechać.
-Decyzja została podjęta dziś w nocy. Nie chcieliśmy wysyłać sowy w obawie,
że mogłaby zostać przechwycona. Dumbledore spodziewał się twojej reakcji,
dlatego kazał ci przekazać ten list.Harry niepewnie wziął list do ręki. Spodziewał się, że może to być świstoklik, który zabierze go prosto do Sami- Wiecie- Kogo. Nic takiego jednak się nie stało. Potter rozwinął pergamin i zaczął czytać:

Drogi Harry!
Zapewne zastanawiasz się dlaczego nikt nie napisał do Ciebie w sprawie twojego wyjazdu. Otóż nie chcemy, aby sowa wpadła w niepowołane ręce. Alastor zabierze Cię w bezpieczne miejsce. Niestety nie będzie to Kwatera Główna, gdyż jak mniemam z tym miejscem wiążą się zbyt bolesne wspomnienia. Wszystkiego dowiesz się po dotarciu do celu. Chcę też powiedzieć, że nie możesz wysyłać listów do swoich przyjaciół, gdyż wiąże się to z wielkim ryzykiem. Oczywiście będziesz mógł się z nimi kontaktować, ale nie zdradzaj im swojego miejsca pobytu. Listy przekazywał będziesz członkowi Zakonu, a on dostarczy je do adresatów.
Z poważaniem

Albus Dumbledore

PS.
Słuchaj osoby, u której przez najbliższe kilka tygodni będziesz mieszkać.

Harry jak zahipnotyzowany wpatrywał się w list. Wydawał się być autentyczny, ale… No tak, zawsze jest jakieś „ale”. Zgadzał się w stu procentach, że z domem przy Grimmuald Place 12 wiąże się dużo wspomnień, ale miał też nadzieję, że
spotka się z Ronem i Hermioną, a z tego co przeczytał jasno wynikało, że nie. Poza tym gdzie chcą go umieścić?
-Chłopcze, dobrze się czujesz?- zapytał Moody, bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Tak…- odparł niezbyt przytomnie Harry.- To gdzie mnie pan zabierze?
-Nie mogę ci powiedzieć. Idź się spakować. Nie mamy za dużo czasu. Harry poszedł do swojego pokoju i zaczął wrzucać do kufra wszystko co miał pod ręką. Na dnie wylądowały jakieś ubrania, na nich książki, pergaminy i pióra. Najwięcej namęczył się przy wkładaniu Błyskawicy, ale i z tym szybko się uporał. Rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy wszystko zapakował. Wziął kufer i klatkę z Hedwigą, po czym wszystko zniósł do kuchni.
Szalonooki wyciągnął z kieszeni swojej szaty coś co wyglądało jak gwizdek. Swistoklik- pomyślał Harry.
-Daj kufer. Wiesz jak z tego korzystać?- zapytał były auror.
-Tak. To do zobaczenia w następne wakacje- rzucił w
stronę wciąż oniemiałej rodziny.
-To na trzy.
1…2…2!
Złapali gwizdek. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Oderwali się od ziemi i znikli.

Ten post był edytowany przez estiej: 06.07.2006 14:19


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 02.02.2006 18:06
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




ROZDZIAŁ 16

Wyprawa



- Wyglądasz jak kretyn – stwierdziła Carmen, gdy tylko na powrót znaleźli się w salonie.

Zaprowadziła chłopaka do najbliższej łazienki i kazała spojrzeć w lustro. Harry przez chwilę przyglądał się swojemu odbiciu. Tamto wykrzywiło się ironicznie i stwierdziło, żeby Potter lepiej dobierał sobie ubrania, bo w tych wygląda jak papuga wypuszczona na wolność i za wszelką cenę, chcąca się pochwalić swoim „jakże wspaniałym upierzeniem”. Harry zgrzytnął zębami. Bynajmniej nie odpowiadał mu taki strój.

- Spokojnie – panna Black próbowała go uspokoić. – Prawdopodobnie będziesz Zielonym, bo tego masz na sobie najwięcej.



Od tamtej rozmowy minął ponad tydzień. Już dziś wieczorem mieli wrócić pozostali uczniowie. Ilekroć Harry wyglądał przez okno, czy wychodził na błonia w powietrzu zawsze widział orła, który usilnie starał się być niezauważony. Raz siedział na jednej z pętli na boisku, innym razem krążył nad Zakazanym Lasem, czy też bezczelnie przesiadywał na parapetach w różnych częściach zamku.

Harry wyszedł na błonia. Towarzyszył mu, Billy, który ostatnimi czasy wyjątkowo polubił jego towarzystwo. Skierowali się w stronę chatki Hagrida. Okrążyli ją i przeszli do stajni. W ciągu ostatniego tygodnia Harry bardzo często tam przebywał. Stwierdził, że właśnie tam mu się najlepiej myśli. Nikt mu nie przeszkadzał, bo zwyczajnie nikt tam nie zaglądał. Nie w okresie przerwy świątecznej. Pominąwszy rzecz jasna Hagrida, który musiał karmić przebywające, tam zwierzęta, ale i z tym Harry sobie szybko poradził. Powiedział Rubeusowi, że sam będzie karmił Strzałę, na co pół olbrzym przystał z zadziwiającą wręcz ochotą. Powód tego ujawnił się już następnego dnia. Strzała nikogo innego nie tolerowała. Pozwalała jedynie zbliżyć się Harry’ emu i Billy’ emu, a i to po ponad dwugodzinnych pertraktacjach i kilogramie zjedzonego cukru w kostkach.

Czarnowłosy chłopak spojrzał w górę. Tanatos, jak zwykle krążył wysoko nad jego głową, ale bez problemu dało się go dostrzec. Słońce świeciło, na niebie nie było najmniejszej nawet chmurki, wiał lekki orzeźwiający wiatr. Chłopak rozejrzał się na boki. Nikogo nie było. Nauczyciele i pozostali uczniowie siedzieli w zamku. Prócz Snape’ a, który został wezwany przez Lorda i Hagrida, który musiał udać się na „misję, Harry, misję. Bardzo ważną misję”. Porter przypuszczał, że ta „misja” polegała na udaniu się do Francji i spędzeniu kilku dni z Madame Maxine, z którą Hagrid dość często korespondował.

Weszli do stajni. Harry podszedł do boksu pegaza. Wziął zgrzebło i zaczął czyścić sierść zwierzęcia. Godzinę później uśmiechnął się szeroko. Strzała wyglądała nadzwyczaj ładnie. Jej sierść niemal lśniła, co w panującym półmroku było niemałym wyczynem. Swoimi niebieskimi oczami spojrzała na Harry’ ego. Chłopak pokiwał głową. Już kilka miesięcy wcześniej zorientował się, że jest w stanie rozmawiać ze swoim pegazem. Nikomu jednak o tym nie powiedział. Nie chciał, aby znowu zaczęli go uważać za jakiegoś dziwaka. Pewnego dnia, gdy czytał w bibliotece bractwa o Sztukach Umysłu natknął się na ciekawy artykuł.



Telepatia jest sztuką zapomnianą. Nie da się jej nauczyć, z darem do niej trzeba się urodzić. Zdarza się, że dwoje zakochanych, nawet mugoli, jest w stanie odczytywać swoje myśli. Mówi się wtedy, że rozumieją się bez słów. Niestety w dzisiejszych czasach tego typu przypadki są coraz rzadsze.

Telepatia polega na mentalnej rozmowie. Nie polega na wdzieraniu się do czyjegoś umysłu i „odwiedzaniu” jego wspomnień, jak w przypadku legilimencji. Nie polega też na odczytywaniu uczuć, jak artymencja.

Mówi się, że rumaki bojowe (pegazy, testrale, sleipniry) posiadają naturalną zdolność w tym kierunku. Nigdy tego nie udowodniono, ale faktem jest, że łowcy i wampiry umieją słuchać swoje zwierzęta, podobnie jak one słuchają ich.



Harry do dziś pamiętał ten fragment. Pokazał go Pablowi, na co ten powiedział, że to całkowicie naturalna więź i jeśli Porter będzie więcej czasu spędzał przy Strzale, to z całą pewnością jeszcze się ona pogłębi. Wytłumaczył też, że na razie pegaz i Harry mogą jedynie porozumiewać się na niewielkie odległości, właściwie, to tylko patrząc sobie w oczy. Z czasem jednak odległość będzie się stopniowo powiększała.

Wyprowadził zwierzę przed stajnię. Jeszcze nigdy nie latał na pegazie. Zastanawiał się, czy będzie tak samo, jak w przypadku Hardodzioba. Spojrzał na stojącego nieopodal Billy’ ego.

- Zaczekaj tutaj, polatam trochę na Strzale.

Sachs skinął głową. Lubił patrzeć jak Gryfom zajmuje się pegazem. Czasami godzinami potrafił przesiadywać w stajni, obserwując chłopaka. Tamten przynosił tutaj różne rzeczy. Raz miał ze sobą pudełko opakowane w zwykły szary papier. Siedział na stosie słomy, niewidzącym wzrokiem patrzył w przestrzeń. Obie ręce trzymał na paczce i delikatnie ją gładził. Po trzech godzinach wstał i razem udali się na obiad.

Harry wsiadł na Strzałę. Ta zachęcająco skinęła głową. Wzbili się w powietrze. Po kilku minutach chłopak poczuł, że wszystkie troski go opuszczają. Był tylko on i świst powietrza w uszach. W oddali, nad jedną z zamkowych zwierz dostrzegł Tanatosa. Przekazał pegazowi, że żeby się tam skierowali.

- Cześć, Louis – powiedział na przywitanie. – Chyba musimy porozmawiać.

Nie czekając na reakcję wampira odleciał.

Billy z rosnącym zainteresowaniem przyglądał się, jak Harry zeskakuje z pegaza, który stanął kilka kroków za nim. Chłopak odwrócił się i pomachał w stronę, zbliżającego się orła. Po chwili orzeł zniknął a na jego miejsce pojawił się wysoki mężczyzna ubrany niczym amant z tych filmów kostiumowych, w których panna X zakochana była w paniczu Y, których to zwaśnione rody szczerze się nienawidziły. Podsumowując, siedemnasty wiek jak nic.

- Mógłbyś mi powiedzieć, czemu od dobrych dziesięciu dni za mną latasz? – zapytał bez zbędnych wstępów.

Wzruszył ramionami. Nie mógł zdradzić prawdziwych powodów.

- Nie nadajesz się na szpiega – stwierdził Harry. – Zbyt łatwo można cię zauważyć.

Przytaknął. Zmienił się w orła i odleciał. Miał dość tej rozmowy. Niech Yennefer ugania się za chłopakiem. Zaklął w myślach. Powinien być bardziej ostrożny. Gdyby tylko wiedział, gdzie ukrywa się Yen… Niestety to wiedział prawdopodobnie tylko Mistrz, a ten nie kwapił się do udzielania informacji.

Sachs pociągnął Harry’ ego do zamku. Robiło się chłodno i był strasznie głodny.



Sześć godzin później siedzieli wszyscy przy stole Gryffindoru. Być może był to ostatni moment, kiedy w spokoju mogli porozmawiać. Za piętnaście minut progi szkoły mieli przekroczyć uczniowie przebywający w czasie ferii świątecznych w domu. Harry patrzył na uśmiechniętą, Mary, która właśnie zapewniała, że na pewno nie zaprzestanie rozmów z Carmen, z którą bardzo się zżyła. Blaise przysunął się do Harry’ ego i puszczając do niego oczko wskazał na rozmawiające nastolatki.

- Na pewno będą ze sobą rozmawiać – stwierdził. – Obie mają na wychowaniu facetów po przejściach.

Ich śmiech był najwyraźniej zaraźliwy, bo już po chwili dołączyli do nich pozostali. Snape wchodząc do Wielkiej Sali rzucił im pogardliwe spojrzenie. Dumbledore natomiast cały czas uśmiechał się ze swojego miejsca.

Drzwi otwarły się na oścież wpuszczając do środka hogwarcką brać. Mary, Alission, Angelica, Carmen, Pablo i Blaise wmieszali się w tłum. Naprzeciwko Harry’ ego usiadł Ron i z promienną miną zaczął opowiadać, jak było u Hermiony. W przeciągu dziesięciu minut Harry zdołał się dowiedzieć, że państwo Granger są naprawdę bardzo mili i kochają swoją córkę. Że mają dość duży dom z ogrodem i basenem. Że mieszkają w jednej z willowych dzielnic Londynu. Ginny zaprzeczyła gwałtownie, twierdząc, że basen to jedynie niewielkie oczko wodne.

Hermiona była dziwnie milcząca. Na pytania zadawane przez Rona odpowiadała półsłówkami lub potakiwała, choć ich sens w ogóle do niej nie docierał. Cały czas z zainteresowaniem wpatrywała się w Billy’ ego, który tulił się do Harry’ ego niczym do starszego brata. Wydawało jej się, że już gdzieś tę twarz widziała, tylko gdzie? Ta twarz, oczy, usta… Są takie znajome, a jednocześnie inne. Potrząsnęła głową.

- Kto to jest, Harry? – zapytała.

Waesley spojrzał na nią z wyrzutem. Właśnie był w połowie opowieści o tym, jak pan Granger takim śmiesznym czymś czyścił zęby jego ojca. Podążył za wzrokiem panny Granger. Dopiero teraz zauważył drzemiące dziecko.

- To chyba nie twoje? – zapytał z przerażeniem.

Harry uśmiechnął się szeroko. Z trudem powstrzymał się przed powiedzeniem jakiejś głupoty.

- To Billy – odpowiedział po chwili milczenia. – Mój, powiedzmy, młodszy braciszek i jednocześnie przyszły syn Tonks i Lupina – wyjaśnił z rozbawieniem.

Hermiona zakrztusiła się sokiem dyniowym. Źrenice Rona przypominały dorodnych rozmiarów dynie. Gryfoni siedzący w pobliżu mieli zaciekawione miny. Ginny mrugnęła do niego znacząco, jakby to, co powiedział wcale jej nie zdziwiło. W gruncie rzeczy właśnie tak było.

Dalszą rozmowę przerwał hałas dochodzący z głównego holu. Po chwili drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z głuchym trzaskiem. Wbiegła przez nie zadyszana postać ubrana w czarne spodnie i niebieską puchową kurtkę. Bystre oczy Harry’ ego szybko dostrzegły fioletowe kosmyki wystające spod czapki. Kobieta całkowicie ignorując zdziwione spojrzenia uczniów podeszła wprost do Dumbledore’ a. Przez chwilę szeptała coś gorączkowo. Twarz mężczyzny pozostała niewzruszona, jednak jego oczy przestały wesoło iskrzyć. Powoli skinął głową. Uspokojona aurorka odwróciła się na pięcie i pomaszerowała wprost do stołu Gryffindoru. Uścisnęła rękę Ginny i Hermionie, puściła oczko Ronowi i usiadła obok Harry’ ego. Przytuliła do siebie Billy’ ego i przyciszonym głosem zaczęła opowiadać o ostatniej akcji.

Z potoku jej słów Harry zdołał wyłowić jedynie kilka informacji. Dowiedział się, że operacja została zakończona sukcesem tylko i wyłącznie, dzięki szpiegowi. Pokręciła głową, kiedy Harry dyskretnie wskazał na Mistrza Eliksirów. Chłopak wątpił, żeby Snape ostatnimi czasy był często wzywany. Mężczyzna bardzo rzadko opuszczał szkołę. Potter był tego absolutnie pewien. W ciągu bezsennych nocy często przesiadywał wpatrzony w Mapę Huncwotów. Kropka profesora często wędrowała po szkolnych korytarzach, ale prawie nigdy nie opuszczała granic mapy.

Malfoy z pogardą obserwował, jak ta cała Tonks (Nymphadora, żeby było ciekawiej) rozmawia z Potterem. Blondyn zastanawiał się, skąd ta dwójka się zna, ale jakoś niczego nie mógł wymyślić. Chociaż właściwie, mogli poznać się w zeszłym roku, kiedy ten kretyn miał rozprawę. Z tych myśli wyrwała go, Pansy, która z zawziętością próbował zwrócić na siebie jego uwagę.

Harry wziął Billy’ ego na ręce. Spojrzał na aurorkę. Wstała z krzesła i razem skierowali się w stronę wyjścia. Po dwudziestu minutach, blady Harry wrócił do Wielkiej Sali. Nie zważając na zdziwione spojrzenia podszedł do stołu Slytherinu. Szepnął kilka słów do Carmen, której mina w chwili obecnej wyrażała jedynie skrajne zdziwienie pomieszczane z przerażeniem. Dziewczyna wstała i pociągnęła za sobą Zabiniego. Ten skinął głową i poszedł w stronę Pabla, Black natomiast skierowała się do White. Potter stał przez chwilę, jakby zastanawiał się, co powinien zrobić. Opuścił głowę i westchnął teatralnie. Z ciągle opuszczoną głową podszedł do Rona i Hermiony.

Draco Malfoy z rosnącym zainteresowaniem patrzył, jak dziewięć osób, ramię w ramię opuszcza pomieszczenie. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że byli z różnych domów. Pokręcił głową. Teraz nic już z tego nie rozumiał. Potter bardzo się zmienił. Nie dawał się prowokować i starał się trzymać od wszystkich na dystans. Zwłaszcza od swoich przyjaciół. O co tu chodziło? Nie wiedział.

Ron, co kilka minuta łypał na dwójkę ślizgonów. Hermiona natomiast pytającym wzrokiem patrzyła na Tonks. Aurorka natomiast nie odrywała wzroku od Harry’ ego. Kiedy kilkadziesiąt minut temu, mówiła mu, że może zdradzić tę tajemnicę kilku zaufanym osobom, nie sądziła, że chłopak przyprowadzi ich aż tyle. Myślała, że może sprowadzi dwójkę, góra trójkę Gryfonów.

- Jesteś pewien, Harry, że można im wszystkim zaufać? – zdecydowała się przerwać niezręczną ciszę.

Chłopak popatrzył na nią przeciągle.

- Nikomu nie można ufać, Tonks. Nawet samym sobie.

Kobieta zamyśliła się. Coś było w słowach tego młodzieńca. Straszliwa prawda, która powinna wyjść z ust jedynie starych i doświadczonych ludzi. Ten dzieciak, nie, nie dzieciak, młody mężczyzna nie powinien tak mówić. Nikt nie powinien, zwłaszcza w wieku szesnastu lat. Szybko otrząsnęła się z rozmyślań.

- Skoro Harry uważa, że można wam zaufać, to nie pozostaje mi ni innego, jak mu uwierzyć. Sprawa, z którą tutaj przyszłam jest dość poważna i sama nie wiem, od czego zacząć…

- Uspokój się – mruknął Harry, widząc, że ręce Nymphadory zaczynają niebezpiecznie drgać. – Wypij tą herbatę, a ja im wszystko powiem.

Skinęła z wdzięcznością głową. Wygodnie rozsiadła się w czarnym fotelu. Na początku był on zielony, ale nikomu nie podobał się taki kolor. Salon, w którym teraz siedzieli w ogóle nie przypominał tego sprzed dwóch tygodni. Zniknęły kolorowe ściany, zielone fotele i czerwone wykładziny. Zastąpiono je bardziej neutralnymi kolorami. Bielą ścian, czernią mebli, ciepłym brązem wykładzin i niewielkimi dodatkami srebra na zdobieniach kominka. Żyrandol pozostał złoty. Jakoś nikt nie miał sumienia go niszczyć.

- Ronie, Hermiono, czy słyszeliście o ataku na Fogsmeade? – skinęli głowami. – Billy tam mieszkał. W czasie tamtej rzezi zginęli jego dziadkowie i siostra. Jedyni żyjący krewni, jakich miał. Tonks postanowiła się nim zaopiekować, bo wiedział na temat magicznego świata całkiem sporo. Niestety nie mogła go zatrzymać przy sobie, bo w czasie świąt śmierciożercy wzmocnili swoją działalność. Przyniosła go do Hogwartu i tak się tutaj znalazł. Niczego o nim nie wiedzieliśmy.

- Prócz tego, że nazywa się Sachs i, że jego siostra, Erin, była czarownicą – dopowiedziała, Carmen.

- Właśnie – przytaknął, Harry. – Nie wiem jakim cudem, ale dzisiaj Tonks dogrzebała się do jego drzewa genealogicznego, co prawda nie wiem o co tu chodzi, ale to szczegół. Nie uwierzycie, co tam znalazła.

- Billy jest potomkiem niejakiej Roweny Ravenclaw – powiedziała Tonks.

Hermiona zakrztusiła się. Nie spodziewała się takiej informacji. Właściwie nikt się tego nie spodziewał. Cisza panująca w pomieszczeniu była wręcz namacalna. Wszyscy patrzyli na siebie w milczeniu. Teraz rozumieli już, dlaczego Nymphadora była tak podenerwowana.

- Jesteś pewna? – zapytała panna Granger.

- Tak, Hermiono, jestem. Zabezpieczyłam te dane najlepiej jak umiałam, ale ktoś niepowołany i tak mógł się tego już dowiedzieć. Rozumiecie, więc, że to nie może wyjść poza ten pokój. I byłabym wdzięczna, gdybyście zechcieli zaopiekować się Billym. Muszę załatwić formalności, a to trochę potrwa.

- Oczywiście Tonks, zajmiemy się nim – zapewnił żarliwie Ron. – Nie rozumiem tylko, po co oni tu są – wskazał pozostałe osoby.

Harry wziął głęboki oddech. Rudzielec nie zmienił się ani trochę, a ta rozmowa schodziła na bardzo śliskie tereny. Jeden nieostrożny ruch, jedno nieprzemyślane słowo a wszyscy oni mogli iść na dno.

- Bo sami sobie nie poradzimy Ron – odpowiedział spokojnie. – Co z tego, że Carmen i Blaise są Ślizgonami? Ty jesteś Gryfonem, a to do czegoś zobowiązuje. Pablo jest Krukonem, więc on najlepiej dogada się z Billym. Angelica, Mary i Alisson są Puchonkami i mogę cię zapewnić, że nikomu nie zdradzą tej tajemnicy, czego nie mogę powiedzieć o tobie – zakończył chłodno.

- Uspokój się, Harry – odezwał się Pablo. – Ty też taki byłeś – dodał z uśmiechem.

Jeszcze przez godzinę trwała zażarta dyskusja na temat Billy’ ego. Hermiona uważała, że należałoby go wywieść na drugi koniec świata, albo jeszcze dalej, bo w Anglii nikt nie jest już bezpieczny. Ron oczywiście się z nią zgodził. Wśród pozostałych, zdania były podzielone. Mary uparcie twierdziła, że szkoła nie jest najlepszym miejscem dla czteroletniego dziecka. Alisson wzruszyła ramionami i powiedziała, że jej zdanie i tak najmniej się liczy, bo jest najmłodsza. Carmen i Blaise sprzeczali się ze sobą, kto powinien zaopiekować się chłopczykiem. Nie doszli do żadnych konstruktywnych wniosków. Pablo i Angel zgodnie orzekli, że najbezpieczniej dla chłopca, przynajmniej przez kilka najbliższych tygodni będzie przy Harrym. Zaskoczony chłopak spojrzał na nich pytającym wzrokiem. Tego się nie spodziewał. Bezpiecznie, przy nim? Do tej pory myślał, że przynosi raczej śmierć niż szczęście.

- Nie zapominaj o ostatnich wydarzeniach – powiedział poważnie Sangre.

Harry skinął głową. Nauczycielom powiedział, że niczego nie pamięta, ale nie była to do końca prawda. Dokładnie wiedział, co się wtedy wydarzyło i to napawało go pewnym niepokojem.

Drzwi otworzyły się i wszedł przez nie dyrektor. Mężczyzna miał nadzieję, że przez kilka najbliższych dni, uczniowie, którzy przez ostatnie tygodnie mieszkali w tej wieży mogliby tutaj zostać. W ten sposób Billy byłby bezpieczniejszy, bo praktycznie nikt nie wiedział, gdzie znajduje się ukryta wieża, a Ron i Hermiona nikomu jej położenia na pewno nie zdradzą. Pomysł został przyjęty ze względnym entuzjazmem. Dopiero, kiedy Dumbledore, Gryfoni i Tonks wyszli, wszyscy odetchnęli głęboko. Byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. W normalnych warunkach nie mogliby spotykać się ze sobą zbyt często. Zwłaszcza Mary i Harry byli z tego powodu szczęśliwi, choć ten ostatni starał się zachować kamienny wyraz twarzy.

Następnego dnia z samego rana, Potter wziął do ręki kawałek pergaminu i starając się nie bazgrać napisał do banku Gringotta. W liści którym prosił o zamienienie pięćdziesięciu galeonów na mugolskie funty*. Ubrał się i przemykając korytarzami dostał się do sowiarni. Przywołał do siebie Hedwigę, przywiązał liścik do jej nóżki i wypuścił ją przez okno. Na horyzoncie widać było wschodzące słońce. Przez chwilę stał nieruchomo rozkoszując się pierwszymi promykami styczniowego słońca delikatnie muskającymi jego twarz. Uśmiechnął się z rozmarzeniem. Wiele dałby, żeby móc cofnąć czas. Mieć normalną, kochającą rodzinę i nie martwić się, że w każdej chwili jest narażony na śmiertelne ryzyko. Zadrżał pod wpływem chłodnego podmuchu wiatru. Odwrócił się na pięcie i wrócił do wieży.

Hogwart powoli budził się do życia. Portrety zaczynały cicho ze sobą rozmawiać, zwierzęta prowadziły ze sobą konwersacje, których nikt poza nimi nie rozumiał. Skrzaty gorączkowo krzątały się po kuchni, a uczniowie próbowali zmusić swoje członki do wstania z łóżek.

Draco Malfoy nie miał ze wstawaniem większych problemów. Przeciągnął się i wyskoczył spod ciepłych koców. Wziął ze sobą idealnie złożoną, czystą szatę i poszedł do łazienki. Stojąc pod prysznicem starał się o niczym nie myśleć. Te święta były jednymi z najgorszych. Gościli u nich francuscy Malfoyowie, rodzina ze strony ojca. Nie było z nimi ich córki, na pytania na jej temat odpowiadali wymijająco usilnie starając się odwrócić od niej uwagę. Draco miał wrażenie, że byli lekko zastraszeni. A teraz jeszcze dziwaczne zachowanie Pottera. Blondyn wiedział, że coś się stało. Coś, o czym on nie miał pojęcia. Zakręcił kurki i wytarł się dokładnie. Zastanowiła go cisza panująca w dormitorium. O tej porze Zabini zazwyczaj próbował dobudzić Crabbe’ a i Goyle’ a. Zawiązał krawat i wyszedł z łazienki. Podszedł do łóżka zajmowanego przez Blaise’ a. Odciągnął zasłony i przyjrzał się nienaruszonej kapie. Dojrzał na niej cieniutką warstwę kurzu. Zupełnie, jakby łóżko od dłuższego czasu nie było używane. Machnął różdżką i nad głowami jego pozostałych dwóch współlokatorów pojawiły się wiaderka z zimną wodą. Delikatny ruch nadgarstkiem sprawił, że pomieszczenie wypełnił przeraźliwy wrzask dwóch osiłków. Schował różdżkę do zewnętrznej kieszeni szaty i wyszedł z dormitorium.

W Pokoju Wspólnym spotkał chichoczące koleżanki. Milicenta Bulstrode trzymała się z dala od Pansy. Podszedł do swojej dziewczyny i lekko pocałował ją w policzek. Nastolatka pisnęła cicho i odwróciła się obejmując w swoje smukłe dłonie twarz blondyna. Dała mu całusa w czoło.

- Mam pytanie, Pansy – powiedział cicho. – Czy zauważyłaś dzisiaj coś dziwnego?

Dziewczyna podrapała się po swoim małym nosku. Zmarszczyła brwi.

- Black nie było w łóżku – odpowiedziała po chwili milczenia.

Skinął głową. To mu całkowicie wystarczało. Bynajmniej nie zamierzał ingerować w ich życie seksualne. Chwycił Parkinson za rękę i pociągnął ją do wyjścia.

Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy po zajęciu swojego miejsca przy stole był brak Black i Zabiniego. Uśmiechnął się kpiąco. Jego spokój ducha zakłóciło pojawienie się Waesleya i Granger. Przyszli bez Pottera, którego również przy stole nie było. Draconowi wydawało się, że rudzielec przelotnie spojrzał na stół Slytherinu. Przez chwilę patrzył na Gryfonów. Przyjaciele Bliznowatego starali się nie odpowiadać na uporczywe pytania swoich współplemieńców. Widocznie tamci nie mieli pojęcia, gdzie przebywa ich Złoty Chłopiec.

Przez drzwi Wielkiej Sali weszła gromadka roześmianych uczniów. Potter wydawał się być zmęczony. Jego włosy były rozczochrane jeszcze bardziej niż zwykle. Na tle bladego czoła wyraźnie odznaczała się blizna. Również Sangre nie wyglądał zbyt dobrze. Miał podkrążone oczy i widać było, że ledwo trzymał się na nogach. Niewiele lepiej prezentował się Blaise, choć ten był wyjątkowo radosny. Na jego rękach siedział mały, brązowowłosy chłopczyk, który szeptał mu coś do ucha. Po chwili Zabini uśmiechnął się szeroko i przekazał szkraba Potterowi.

Draco uważnie obserwował Wielką Salę. Dyrektor intensywnie wpatrywał się w Pottera, jednak ten go ignorował, a przynajmniej starał się to robić. Trzeba przyznać, wychodziło mu to całkiem nieźle. Mistrz Eliksirów również patrzył na Pottera. Jego oczy nie wyrażały wściekłości, jak do tej pory. Tego Draco był pewien. Chłopak z doświadczenia wiedział, że zbyt długie przyglądanie się jednej osobie było uznawane za nietakt, zwłaszcza, jeśli ta osoba była starsza od niego. Szybko odwrócił wzrok.

Harry miał dylemat. Musiał iść na lekcje, a nie wiedział, co zrobić z Billym. Nie mógł go zostawić samego, a nikt z Gryfonów nie miał teraz wolnej godziny. Spojrzał na Mary, która uśmiechała się do niego serdecznie. Skinęła potakująco głową i wstała od stołu. Zaraz za nią ruszyła jej siostra, a chwilę później również Harry i Billy.

Skierowali się do wieży. Alisson stwierdziła, że przez najbliższą godzinę może posiedzieć z chłopcem, ale później musi iść na lekcje. Potter skinął głową. Lepszy rydz niż nic, jak to mówią mugole. Mary uśmiechnęła się rozbrajająco i zaproponowała, aby Gryfon porozmawiał ze swoim skrzacim przyjacielem.

- W arystokratycznych rodzinach czystej krwi, dzieci od pokoleń, wychowywane są przez skrzaty domowe – wyjaśniła. – Z pewnością znajdziesz jakiegoś skrzata, który ma na tym polu, jakie takie doświadczenie.

Harry spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Lekcje miały się rozpocząć dopiero za kwadrans, więc powinien zdążyć sprowadzić Zgredka. Przeprosił obie dziewczyny i pognał w stronę kuchni. Po drodze ściągał na siebie zaintrygowane spojrzenia obrazów, duchów i uczniów. Zaśmiał się opętańczo, kiedy przypomniał sobie w czyim domu służył Zgredek. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić małego Dracona w ramionach jakiegokolwiek skrzata. Dopadł do obrazu przedstawiającego paterę z owocami. Połaskotał gruszkę, która zmieniła się w klamkę. Otworzył przejście i znalazł się w jasno oświetlonej kuchni.

Od razu przypadły do niego kłaniające się stworzonka. Szybko zostały rozgonione przez przedstawiciela swojego gatunku, ubranego w kilkanaście par czapek.

- Czego sobie, Harry Porter sir, życzy? – zapytał piskliwym głosikiem skrzat.

- Chciałbym Zgredku, abyś ze mną poszedł – odezwał się niepewnie chłopak. – Mam dla ciebie bardzo ważne zadanie.

Skrzat oczywiście zgodził się zając Billym. Powiedział, że Sachs jest sto razy lepszym dzieckiem od jego poprzedniego wychowanka. Prawdopodobnie zacząłby się karać, gdyby nie sugestywny głos Harry’ ego. Chłopak stwierdził, że Zgredkowi przydadzą się obie ręce w opiece nad chłopczykiem.

Najbliższe dwa tygodnie były nad wyraz spokojne. Nauczyciele przymykali oko na spóźnienia Harry’ ego i reszty. Po jednej z lekcji eliksirów Snape zatrzymał Pottera. Wyraził przy tym nadzieję, że chłopak już nigdy nie będzie spóźniał się na lekcje. Syn Lily stwierdził, że przez najbliższe trzy tygodnie, w czasie, których Billy miał przebywać w szkole, niczego nie może obiecać, ale owszem, postara się. Snape skinął głową, jednak już na następnych zajęciach odjął, Gryffindorowi łącznie czterdzieści punktów. Dziesięć, za spóźnienie, tyle samo za nachalność Hermiony i dwadzieścia za źle wykonany eliksir. Gryfon w duchu pomyślał, że gdyby Malfoy siedział cicho i nie próbował wrzucić do kociołka Hermiony odnóży salamandry cała sprawa skończyłaby się inaczej.

W piątkowy poranek, jeszcze przed wschodem słońca młode Smoki krzątały się po wieży. Mary, Alisson i Blaise zostali poinformowani, że nikomu mają nie zdradzać, iż wiedzą cokolwiek na temat nieoczekiwanego zniknięcia przyjaciół. Co prawda w szkole nie będzie ich raptem przez góra godzinę, ale i to mogłoby wzbudzić podejrzenia.

Wraz z wybiciem szóstej wszyscy ustawili się w kręgu, na środku salonu. Angel przywołała tacę ze szklankami wypełnionymi eliksirem wielosokowym. Każdy chwycił jedną i wrzucił do niej kilka włosów osób, w które mieli się przemienić. Po pięciu minutach w pomieszczeniu nie było już nastolatków, lecz dorośli ludzie.

Carmen przybrała postać surowo wyglądającej blondynki. Miała szare oczy i usta zaciśnięte w wąską kreskę. Ubrana była w czarną spódnicę za kolana i takiego samego koloru żakiet, bluzkę miała białą. Na nogi włożyła eleganckie kozaczki z czarnej skóry. Całości dopełniała niewielka torebka. Wyglądała jak jakaś oddana swojej pracy urzędniczka, którą w gruncie rzeczy miała udawać.

Pablo wyglądał jak typowy osiłek. Miał nieco tępy wyraz twarzy, który nadrabiał idealnie skrojonym mundurem policyjnym.

Angelica była wysoką kobietą około trzydziestki. Miała na sobie spodnie i bluzę z logo policji. Jej twarz nadal miała delikatne rysy, jednak oczy zmieniły się na bardziej okrutne. Teraz nie było w nich nic, prócz czujności.

Harry zachował swoje proporcje. Blizna z jego czoła zniknęła. Włosy zmieniły barwę na ciemno granatową. Zmuszony został do ściągnięcia okularów, bez których wyglądał sto razy lepiej. Jego twarz wydłużyła się i cały czas igrał na niej cień uśmiechu.

Wyszli z zamku przez nikogo nie zauważeni, choć raz o mało nie wpadli na Filcha i jego kotkę. Przeszli przez błonia i skierowali się w stronę Zakazanego Lasu. Pablo wziął ze stajni jeden z ochłapów mięsa. Przez chwilę stali na niewielkiej polance. Harry jako pierwszy dostrzegł zbliżające się testrale.

- Są – wyszeptał.

Każdy wziął do ręki kawałek mięsa. Powoli podeszli do zwierząt i już po dwudziestu minutach lecieli w stronę Londynu. Potterowi bardzo przypominało to zeszłoroczny wypad do Ministerstwa Magii. Porter otrząsnął się z nieprzyjemnych myśli. Już kilka miesięcy temu obiecał sobie, że przestanie wypominać sobie śmierć Syriusza.

Po blisko czterech godzinach lotu zaczęli dostrzegać pierwsze zabudowanie Londynu. Po kolejnych dwudziestu minutach czujnie rozglądając się na boki wylądowali przed odrapanym budynkiem szkolnym. Po raz szósty dzisiejszego dnia wypili dawkę eliksiru. Tym razem Potter go nie pił. Musiał idealnie zagrać rolę Pottera – rozrabiaki, co nie powinno być zbyt trudne. Stanęli w szyku, jaki już wiele razy ćwiczyli. Na początku Carmen, kilka kroków za nią Harry w swoich wytartych dżinsach i zielonej kurtce. Pochód zamykali Pablo i Angel.

Plan był taki: wejść do środka, odnaleźć woźnego i zapytać o klasę Dudley’ a. Pomysł jakkolwiek wydawał się dobry, na dłuższą metę nie zdawał egzaminu. Pech chciał, że natrafili na przerwę i rozwrzeszczana hałastra młodych mugoli nie była skłonna do współpracy. Dopiero Pablo, używając swoich gabarytów zdołał zaprowadzić porządek. Przybysze nie wzbudzali zbyt wielkiego zainteresowania. O wiele większym powodzeniem cieszył się Harry. Szybko został dostrzeżony przez kilka rozchichotanych dziewcząt. Mgliście kojarzył je jako Alexandrę i Jessicę, i ich koleżanki. Idąc w stronę gabinetu dyrektora czuł na sobie ironiczne spojrzenia męskiej części uczniów i zalotne, dziewczyn.

Carmen zatrzymała się gwałtownie. Harry rozglądający się dookoła nie zauważył gestu dziewczyny. Z rozpędu wpadł na jej plecy. Ta lekko się zatoczyła, ale utrzymała równowagę. Teraz przyszedł czas na Pabla. Uniósł rękę i trzepnął Pottera w głowę. Chłopak odwrócił się błyskawicznie i zamachnął się, jednak przed uderzeniem, wyższego od siebie człowieka został powstrzymany przez Angelicę. Sangre pochylił się groźnie nad nastolatkiem i tubalnym głosem oświadczył, że damom należy się szacunek „zwłaszcza, jeśli te damy dbają o twoje sprawy”.

- Tak jest,… tatku – powiedział z rozbrajającym uśmiechem.

- Wyrażaj się chłopcze – miało to zabrzmieć groźnie, ale zabrzmiało raczej komicznie.

Harry w duchu śmiał się do rozpuku, Pablo powinien usłyszeć swój głos. Brzmiał on dokładnie tak jak Snape, w czasie swoich humorów.

- Tak jest, proszę pana. Obiecuję, proszę pana – wymamrotał przez zaciśnięte zęby.

Tak jak się spodziewali ich małe przedstawienie wywołało zamierzony efekt. Szybko wokół nich zaczął się gromadzić spory tłumek zaciekawionych osób. Nie tylko uczniów, ale również nauczycieli i personelu pomocniczego.

- Dobrze – przerwała ich konwersację Carmen. – Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, gdzie znajdę dyrektora szkoły? – zapytała zgromadzonych.

Na przód wystąpiła niewysoka dziewczyna o platynowo blond włosach. Uśmiechnęła się nieśmiało i poprowadziła ich szeregiem korytarzy. Tym razem obyło się bez żadnych scen, choć na wszelki wypadek Pablo trzymał swoją wielką łapę na ramieniu chłopaka. Wyjaśnił szeptem, że to tylko tak dla odpowiedniego wrażenia.

Harry i Pablo zostali przed gabinetem. Zrezygnowany nastolatek usiadł na najbliższym krześle. Starał się nie zwracać uwagi na kpiące spojrzenia innych uczniów. Tutaj również prawie każdy o nim słyszał. Młodociany przestępca spędzający rok szkolny w Świętym Brutusie. Uśmiechnął się gorzko. Nawet wśród mugoli nie mógł pozostać anonimowy.

Wieść o wizycie Pottera rozniosła się po szkole lotem błyskawicy. Logicznym więc było, że musiała dotrzeć również do Dudleya, który w chwili obecnej przypalał skręta w męskiej toalecie. Chłopak zastygł na chwilę bez ruchu. Na jego twarzy dało się dostrzec prawdziwą paletę barw. Potter powinien być teraz w swojej szkole, jakim cudem znalazł się tutaj? Musiał to sprawdzić. Zgasił niedopałek i kiwając się na boki poszedł przed gabinet dyrektora. W normalnych okolicznościach starał się unikać tego jednego korytarza jak ognia, ale dzisiaj okoliczności zdecydowanie nie były normalne.

Harry wszędzie rozpoznałby ten świszczący oddech i ciężkie kroki. Nawet teraz, kiedy otaczało go grono zainteresowanych nim osób. Poderwał gwałtownie głowę. Jego wzrok napotkał przerażone spojrzenie Dudleya. Na twarzy zielonookiego powoli wykwitał wredny uśmieszek.

Wszyscy stojący w pobliżu zdziwili się reakcją Harry’ ego. Do tej pory przed młodym Dursleyem drżeli nawet nauczyciele. Tymczasem czarnowłosy chłopak najspokojniej w świecie wstał i podszedł do swojego kuzyna. Szepnął coś cicho i wskazał na swoją kieszeń. Tęgi blondyn zadrżał niekontrolowanie, a na jego grubej twarzy pojawiło się przerażenie. Harry chwycił blondyna za szyje i pociągnął, w stronę jednej z pustych o tej porze klas. Za nimi, jak cień ruszył Pablo.

Uczniowie rozstępowali się przed tą dziwną procesją nie wiedząc, co powinni myśleć. Porter nie wyglądał na osobnika, który byłby w stanie zrobić komuś krzywdę. Problemem był natomiast ten policjant. Wyglądał na osiłka i mimo iż miał na sobie mundur dało się wyczuć, że jest raczej typem gangstera, niż stróża prawa i porządku. Jedna z młodszych dziewcząt pisnęła zauważając mordercze błyski w oku Harry’ ego. Jeszcze więcej pytań zrodziło się, gdy zza drzwi doszedł stłumiony głos szlochającego Dursleya. Kilku jego kumpli próbowało dostać się do środka i pomóc swojemu szefowi, jednak uniemożliwiło im to silne ramię Pabla.

- Spokojnie Dudley, nic ci nie zrobię – odezwał się spokojnym głosem Harry. – Mam do ciebie tylko kilka pytań – poczekał, aż jego kuzyn nieco się uspokoi. – Czy pamiętasz zeszłoroczne wakacje? Wiesz, co nas wtedy zaatakowało?

Chłopak niepewnie pokiwał głową. Nie chciał do tego wracać. To było zbyt straszne. I po co temu dziwolągowi jest ta wiedza?

- Mógłbyś mi powiedzieć, co wtedy widziałeś? Uwierz mi, to bardzo ważne. Chodzi między innymi o twoje życie.

Blondyn podrapał się swoją pulchną dłonią po głowie. Łypnął na stojącego przy drzwiach mężczyznę. Ten nie wydawał się być zainteresowany toczącą się w pomieszczeniu rozmową. Z zainteresowaniem kontemplował wiszący na ścianie zegar. Za dwadzieścia minut będzie musiał wypić eliksir. Szczerze powiedziawszy miał nadzieję już nigdy nie pić tego paskudztwa. Dudley przeniósł wzrok na kuzyna. Zielonooki w spokoju wpatrywał się w przeciwległą ścianę pełną nieudanych prób sportretowania jakiejś kobiety. Syn Petuni wziął głęboki oddech. Nie czuł się zbyt pewnie w tym towarzystwie. Policjant nie wyglądał na czarodzieja, ale z nimi nigdy nic nie wiadomo.

- Po co ci ta wiedza? – zdecydował się w końcu zadać dręczące go pytanie. – Przecież tacy jak ty wiedzą wszystko.

Harry uśmiechnął się smutno i pokręcił głową. Dudley czasami był bardzo prostolinijny. Nie potrafił dostrzec otaczającego go świata. W ciągu ostatnich kilku miesięcy wzmogła się aktywność Śmierciożerców i nie było możliwości, aby mugole nie słyszeli o dziwnych wypadkach i atakach.

- Czarodziej jest tylko człowiekiem – stwierdził spokojnie. – I jak każdy człowiek popełnia błędy. Dyrektor mojej szkoły, również popełnił błąd. Zabrał mnie od was, bo myślał, że w ten sposób będziemy bezpieczni, ale teraz… To, co tutaj powiesz może sprawić, że przeżyjesz tą wojnę.

Dudley nic nie rozumiał. Wojnę, jaką wojnę? Przecież w dziennikach oglądanych przez ojca nie było mowy o żadnej zbliżającej się wojnie. Może czasami wspominało się o konfliktach zbrojnych w Jugosławi, ale ona była daleko. Chociaż właściwie ostatnimi czasy dość często mówiło się o niewyjaśnionych porwaniach i chorobach, na które nikt nie umiał znaleźć lekarstwa. Czyżby rzeczywiście za tymi wszystkimi atakami stali czarodzieje?

- Więc jak? Opowiesz mi?

Pokiwał głową. Wolał nie zadzierać z uzbrojonymi po zęby czarodziejami.

- To było dziwne, jakby zamazane. Widziałem jakiegoś potwora. Miał kredowobiałą twarz i czerwone ślepia…



Dudley unosił się w powietrzu. Dookoła niego panowała nieprzenikniona ciemność. Po chwili wyłonił się z niej niezbyt klarowny obraz jakiegoś dworu. Na środku olbrzymiego holu stał krąg postaci ubranych w czarne szaty i białe, przerażające maski. Pośrodku kuliły się trzy osoby. Po bliższych oględzinach okazało się, że są to Dursleyowie w komplecie. Rozległ się cichy trzask i w stronę zgromadzonych podszedł osobnik o wyglądzie potwora.

- Teraz poczekamy na Pottera – odezwał się skrzekliwym głosem. – W międzyczasie możecie się zabawić z naszymi gośćmi. Tylko pamiętajcie, mają przeżyć – podniósł wskazujący palec prawej ręki.



- Voldemort – wyszeptał z nienawiścią Harry.

Dudley z przerażeniem patrzył, jak z czoła Pottera zaczyna bić zielonkawy blask. Przeniósł wzrok na drugiego osobnika, który z zaniepokojoną miną zaczął krążyć po klasie. Próbował podejść do zaczynającego lewitować młodzieńca, ale jakaś niewidzialna siła uniemożliwiała mu to.

- Uderz go Dursley – wyszeptał. – Tylko postaraj się go nie zabić.

Chłopak spojrzał na osobnika z nieskrywanym zainteresowaniem. Po raz pierwszy od wielu lat mógł bezkarnie pobić tego kretyna, jednak teraz nie był pewien, czy chce to zrobić. Coś mu mówiło, że jego kuzyn wcale nie jest tym, za kogo go uważał. Wziął lekki zamach i uderzył chłopaka w szczękę.

Światło zniknęło tak nagle, jak się pojawiło. Potter otrząsnął się z szoku wyjątkowo szybko. Spojrzał na Dudleya, który ciągle miał uniesioną rękę. Nie myśląc zbyt wiele podniósł dłoń.

Pięć minut później z klasy wyszedł orszak budzący w uczniach grozę i rozpacz. Wszyscy mężczyźni mieli na twarzach ślady pięści. Najgorzej wyglądał jednak Potter, któremu z rozciętej wargi spływała czerwona posoka.

Drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie. Stała w nich Carmen. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby wiedziała, co się stało.

- Cóż, panie Ever – odezwała się spokojnym głosem, choć w jej oczach czaiła się groźba czyjejś rychłej śmierci – dziękuję za rozmowę. Bardzo nam pan pomógł. Carol – zwróciła się do stojącej obok kobiety – zajmij się naszymi panami.

W czasie, gdy „Carol” opatrywała Harry’ ego, Carmen strofowała Pabla.

- Ależ pani Norton, proszę się uspokoić.

Carmen przytaknęła. Spojrzała srogo na Harry’ ego i ruszyła do wyjścia. Wyszli w takim szyku, w jakim weszli. Tym razem jednak Pablo mocno trzymał Pottera. Chłopak uparcie próbował się wyrwać, twierdząc, że „ten spasiony wieprz jeszcze mnie popamięta!”.

Kiedy goście opuścili szkołę wszyscy zaczęli głośno komentować całe zajście. Uczniowie usilnie próbowali dowiedzieć się, czego chciał Potter, ale Dudley nie zamierzał dzielić się tymi informacjami. Z resztą, co miałby powiedzieć? Że jego kuzyn pytał o jakieś dementocośtam? Jedyną rzeczą, jaką łaskawie zdradził była rzekoma tożsamość towarzyszącemu Harry’ emu mężczyzny.

- To Jasper – oświadczył. – Z tego, co zdążyli mi powiedzieć, jest on tym, no, opiekunem Pottera.



Siedzieli w podrzędnej knajpie i sączyli piwo. Tutaj nikt nie pytał o wiek. Jeśli była kasa, był również alkohol. Nic więc dziwnego, że Smoki ubrane już w zwykłe mugolskie ciuchy i pod swoimi własnymi postaciami w najmniejszym boksie komentowały dzisiejszy dzień. Carmen i Angel uparcie twierdziły, że z panem Everem wypiły jedynie kawę.

- A jak poszła wam rozmowa z tym prosiakiem? – zapytała Carmen.

- Prosiakiem? – prychnął Harry. – Chyba wieprzem.

Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Godzinę później Potter oświadczył, że koniecznie muszą iść do jakiegoś sklepu z ciuchami. Stwierdził, że już dłużej nie może ubierać się jak oferma. Podświadomie czuł, że jedna para spodni i dwie koszule, które zamierzał kupić zmienią się w kilka toreb różnorakich ubrań.

Zapłacili rachunek i wyszli z baru. Przeszli przez kilka ulic i znaleźli się na zalanej słońcem uliczce. Dwadzieścia minut później stali przed sporej wielkości halą sklepową. Harry wzdrygnął się widząc szaleńcze błyski w oczach Carmen. Angelica uprzejmie wyjaśniła, że Black uwielbia robić zakupy. Zwłaszcza w świecie mugoli, gdyż, jak sama twierdzi, „angielscy czarodzieje są całkowicie pozbawieni gustu i w ogóle nie idą z duchem czasu”.

Weszli do pierwszego sklepu z odzieżą młodzieżową, jaki udało im się zauważyć. Ekspedientka ubrana w krótką minispódniczkę zaczęła wdzięczyć się do chłopców. Potter mógłby przysiąc, że Carmen wymamrotała coś, co brzmiało jak „dziwka”.

- Czym mogę służyć?

- Potrzebujemy zrobić z niego boga seksu – odrzekła natychmiast panna Black. – To ma być coś w stylu niedbałej elegancji.

Kobieta obrzuciła Gryfona krytycznym spojrzeniem. Idąc w stronę wieszaków mamrotała coś o „wrodzonej nieznajomości podstawowych zasad mody”. Pablo prychnął cicho.

- Powinna zobaczyć Malfoya.

Wszyscy pokiwali energicznie głowami. Draco słynął z dwóch rzeczy. Nienawiści do mugoli i szlam, jak również niezaprzeczalnego gustu. Jedynie ulizane włosy mu nie pasowały.

Dwie godziny później wyszli ze sklepu z czterema torbami załadowanymi ubraniami. Harry zastanawiał się ile ich tam jest. Z rachunku jasno wynikało, że rozstał się, z co najmniej stoma funtami.

Kolejnym przystankiem był sklep obuwniczy. Tym razem to Pablo nalegał na kupno porządnych butów. Angel się z nim zgodziła, co ostatnio robiła wyjątkowo często.

Sprzedawca zmierzył Harry’ ego uważnym spojrzeniem. Popatrzył na jego towarzyszy i torby przez nich trzymane. Wystawały z nich różne fragmenty garderoby. Z jednej, fek ragment zwykłych, czarnych spodni. Z drugiej, rękaw koszuli. Z trzeciej, – Porom.ewielkie oczko wodne.aplikacja na przedzie beżowej bluzy z kapturem. Porter osobiście nigdy by czegoś takiego nie wybrał, ale dziewczyny stwierdziły, że przecież nie będzie cały czas pozował na „bogatego paniczyka”.

- Mam coś w sam raz na ciebie, drogi chłopcze – odezwał się drżącym głosem.

Pięć minut później przed Harrym stały w rządku trzy rodzaje butów. Czarne glany okute metalem i z fosforyzującymi zielonymi sznurówkami. Adidasy i półbuty. Angel przyjrzała im się ironicznie.

- Glany, bez dyskusji – powiedziała widząc, że Harry chce zaprotestować. – Będziesz mógł dokopać Smoczusiowi. Poza tym, w zawodzie Łowcy przydadzą ci się porządne buty.

- Nikt nie powiedział, że zacznę się bić już teraz – odparował zgryźliwie Harry. – Nikt też nie powiedział, że chcę to robić.

Sprzedawca od dłuższego czasu, przysłuch..ący się rozmowie nastolatków miał mętlik w głowie. Te dzieciaki nie wyglądały na margines społeczeństwa. Może pominąwszy okularnika, ale ten nadrabiał uśmiechem. Trochę smutnym i melancholijnym, ale jednocześnie wesołym. Zastanawiało go, kim są ci cali Łowcy. Nie słyszał o takim gangu. W telewizji ostatnio mówiło się dużo o atakach, ale nigdy nie została wymieniona nazwa organizacji za to odpowiedzialnej. Czyżby więc, to ci Łowcy byli za wszystko odpowiedzialni? Jakaś nowa sekta?

- Nie i nie proszę pana – odezwał się brązowowłosy młodzieniec. – Mogę poświadczyć, że Łowcy nie mają żadnego związku z ostatnimi atakami. Co prawda, ci, którzy je organizują są swoistego rodzaju sektą, ale my nie jesteśmy razem z nimi.

Harry bezradnie patrzył, jak Pablo zdradza tajemnice magicznego świata. Za to groziła, co najmniej grzywna, jeśli nie Azkaban. Potrząsnął głową. Czasami nie rozumiał otaczającej go rzeczywistości.

Zapłacili za obuwie i wyszli przed sklep. Mężczyzna koniecznie chciał się dowiedzieć, kto jest odpowiedzialny za ataki, ale nastolatków już nie było. Starzec podrapał się po brodzie. Był pewien, że żadnej ze swoich myśli nie wypowiedział na głos.



Stojąc we Wrzeszczącej Chacie zastanawiali się, czy użycie kradzionego zmieniacza czasu jest bezpieczne. W końcu jednak musieli to zrobić, jeśli nie chcieli zostać przyłapani na opuszczeniu szkoły. Carmen założyła łańcuszek na szyje całej czwórki. Przekręciła niewielką klepsydrę dziewięć razy. Dwadzieścia minut mogli sobie spokojnie darować. Świat zawirował.

Przemykając krętymi tunelami Carmen zastanawiała się ile tajemnic skrywa Hogwart. Była w tej szkole tylko kilka miesięcy, ale dowiedziała się bardzo wiele. Zwłaszcza na temat tajemnych przejść, o których Potter wiedział zadziwiająco dużo.

Wyszli na korytarz oświetlany pierwszymi promieniami słońca.

_____________

* według ostatnich sondaży 1 galeon równy jest pięciu funtom.



--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]   16.04.2005 22:45
KaFeCkO  
QUOTE   17.04.2005 19:03
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 „CZUŁE” POWITANIE ...   17.04.2005 21:32
Weasley   a bedzie rozdział 3?!   18.04.2005 16:46
Magya   Mam mieszane uczucia i z krytyką wstrzymam się do ...   18.04.2005 19:12
Carmen Black   ROZDZIAŁ 3 WYJAŚNIENIA Harry zamr...   18.04.2005 22:05
Carmen Black   CZwarty jest dłuższy... ROZDZIAŁ 4 Ważne rozmowy...   21.04.2005 18:31
Mariah Hiwatarii   Bardzo fajne opowiadanie !!! Podziwiam...   03.05.2005 11:57
Moonchild   hmmm.. no to zacznijmy od początku 1 rozdział to...   03.05.2005 12:35
Carmen Black   Do Moonchild!! 1) Piszę w "wordzie...   03.05.2005 14:30
Moonchild   Dobra Snake zamiast Snape to jeszcze moge zrozumie...   03.05.2005 14:39
Carmen Black   A więc tak: to jest kolejny rozdział. Ma niecałe 1...   04.05.2005 00:27
Moonchild   Całkiem fajne :) Pojawiło się troche więcej opisów...   08.05.2005 11:29
Forhir   Swietne! Czekam z niecierpliwoscia na kolejne ...   08.05.2005 12:03
Ewelka   Przecyztałam dopiero trzy pierwsze odcinki ale...   08.05.2005 19:08
raven11   Super! :D czekam na następne jest świetne mam ...   19.05.2005 19:21
Martuś_gryffindor   fajnie fajnie,ale dla mnie to troszke za duzo opis...   28.05.2005 13:14
Carmen Black   Rozdział 6 już jest. Jeśli jego konwencja wam się ...   29.05.2005 18:03
Moonchild   No wreszcie dałaś kolejną część. I to całkiem ciek...   29.05.2005 19:52
Carmen Black   No cóż. Może trochę wyjaśnię. W liście owszem nie ...   02.06.2005 21:05
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 NOWI Zgiełk. Hałas. Śmiech. Krzyki. J...   02.06.2005 21:09
Moonchild   Początek średnio mi się podobał, ale dalej się roz...   02.06.2005 21:46
Carmen Black   No cóż. Błędy są. Rozdział nie jest zbyt ciekawy, ...   20.06.2005 16:06
Moonchild   Dawno tu nie zaglądałam. Nawet nie zauważyłam, że ...   10.07.2005 22:46
Carmen Black   Jeśli są błędy - przepraszam. Nie jest to jednak m...   14.07.2005 22:49
Avadakedaver   Grtuluję Ci! napisałaś już prawie całą książkę...   04.02.2006 21:14
Natalia   Podoba Mi Się Nie Znalazłam Żadnych Błędów Może D...   15.07.2005 13:32
Vanillivi d'Azurro   Czytałam już wcześniej ten ff na blogu. Szczerze m...   13.09.2005 21:48
Carmen Black   Ja, ja przepraszam. Wiem, że niektórym to się nie ...   14.09.2005 17:04
Carmen Black   Sory, to jest ciąg dalszy poprzedniego rozdziału. ...   14.09.2005 17:24
Tomak   Przeczytałem opowiadanko i stwierdzam ze jest napr...   14.09.2005 18:47
Carmen Black   Na żywca, na żywca. Jestem mistrzem improwizacj...   14.09.2005 19:36
Mroczny Wiatr   :blush: Cóż szkoda, że dopiero jutro. Szkoda, że ...   14.09.2005 23:14
Carmen Black   Rok temu, że się tak wyrażę nie miałam jeszcze ...   15.09.2005 15:04
Carmen Black   Obiecany rozdział jedenasty właśnie wylądował. Zap...   15.09.2005 15:11
Tomak   Bombastick fajny parcik opowiadanko wciaga. Piszes...   15.09.2005 15:30
Carmen Black   Kolejne części podzielone na party najpierw ląd...   15.09.2005 15:43
Carmen Black   Jak zwykle coś mi ucina końcówkę. No, nic. Wklejam...   15.09.2005 15:30
Tomak   Dobra kapie. o sowe było by trudno a kominka w dom...   15.09.2005 16:06
Moonchild   Podoba mi się, ale miejscami troche nudnawe sie ro...   15.09.2005 16:38
Mroczny Wiatr   :blush: Doczytałem reszte u Ciebie na blogu bo co...   16.09.2005 14:14
Tomak   A mozesz podac adres bloga bo tez bym sobie chciał...   16.09.2005 14:33
Mroczny Wiatr   Carmen podała wczoraj o 15,43 http//hpibractwosmo...   16.09.2005 16:20
Tomak   Dzieki. Jezeli juz wczesniej adres był podawany to...   16.09.2005 17:33
Carmen Black   Do stu tysięcy wściekłych Hipogryfów! Na Chime...   16.09.2005 18:02
Tomak   Impervius! Mam małe pytanko. Co to za zakleci...   16.09.2005 19:56
Czarny Łowca_   Zeklęcia Impervius użyła Hermiona w tomie IV i dru...   17.09.2005 14:43
Tomak   Aha juz pamietam dzieki teraz juz sobie przypomnia...   17.09.2005 15:00
Czarny Łowca_   Faktycznie pomyłka, ale pisałem to z pamięci, a ta...   17.09.2005 17:50
moniczka   Narazie przeczytalam tylko trzy rozdzialy, bo nie ...   17.09.2005 18:23
Carmen Black   Dawno tego nie aktualizowałam. Mam sporo zaległośc...   02.02.2006 17:49
Carmen Black   Kontynuacja dwunastki Kolejne kilka tygodni były ...   02.02.2006 17:51
Carmen Black   ROZDZIAŁ 13 Biała Śmierć Lord Voldemort by...   02.02.2006 17:54
Katon   Kurde, ludzie, macie rozmach.   02.02.2006 17:56
Carmen Black   ROZDZIAŁ 14 Serum prawdę Ci powie ...   02.02.2006 17:58
Carmen Black   ROZDZIAŁ 15 Poza czasem i przestrzenią Harry ...   02.02.2006 18:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 16 Wyprawa - Wyglądasz jak kretyn ...   02.02.2006 18:06
Carmen Black   Rozdział 17 Drużyna Marzeń Anastazja Romanowa s...   02.02.2006 18:08
Carmen Black   Rozdział 18 Kryształowy Sen Przez cały tydzień ...   02.02.2006 18:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 19 Ciężkie życie artysty Anastazja wst...   02.02.2006 18:11
Tomak   Czytałem na blogu rozdzialiki są super nie moge si...   02.02.2006 20:26
Ajihad   Czy tu będą następne rozdziały? :(   12.02.2006 15:30
Carmen Black   Rozdziały będą, a jakże! Rozdział 20 Zagini...   12.02.2006 17:16
Carmen Black   ROZDZIAŁ 21 Odkryte tajemnice Hogwardzkie śniad...   12.02.2006 17:24
Ajihad   Juhuuu! :P Wreszcie! Te części wymiatają...   12.02.2006 23:17
Carmen Black   ROZDZIAŁ 22 Prawda w oczy kole Ginny siedziała pr...   15.02.2006 19:22
Czarny Łowca_   Świetnie że jest już nastepna część. Szczególnie p...   16.02.2006 11:08
em   Nie mam czasu czytać całości, wybacz ^^", ale...   16.02.2006 11:14
Ajihad   Prócz tego, że jak powiedział emoticonka: " H...   16.02.2006 17:37
Carmen Black   Mam nadzieję, że będzie się miło czytało... ROZDZ...   20.02.2006 00:04
Carmen Black   ROZDZIAŁ 24 [u]Urodziny[/b] Powoli docierały do n...   22.02.2006 16:47
Avadakedaver   niessamowite. TY jesteś niessamowita, Carmen. Powi...   26.02.2006 23:13
Carmen Black   Z Rowling nie zamierzam niczego obgadywać. Każda z...   28.02.2006 21:13
Avadakedaver   noooo... niby tak, ale kobieto, takiego talentu ni...   02.03.2006 22:38
Moongirl   jak zaczełam czytać to opowiadanie to hm bylo wida...   07.03.2006 17:14
zgred   Pozdrowionka opowiadanie ciekawe. Im wiecej czytas...   11.03.2006 12:24
mateusz14   Niezłe opowiadanie nie moge się doczekać następneg...   11.03.2006 13:25
Carmen Black   ROZDZIAŁ 26 [u]Przekleństwo Nienawidził żyć w nie...   14.03.2006 00:18
Ajihad   Skończyć w takim momencie! Tóż to zbrodnia...   14.03.2006 09:47
Moongirl   jaka cudna niespodziewajka :) rozdzial swietny :) ...   15.03.2006 16:47
pelbinek   Kiedy wyjdzie następny rozdział ?? Bo już nie mogę...   23.03.2006 16:18
Michal   No to jest za......e:) Pomyśl czy tego nie wydać,...   23.03.2006 23:21
Carmen Black   ROZDZIAŁ 27 [u]Powtórka z rozrywki[/u] Dudley si...   24.03.2006 18:08
pelbinek   Następny super odcinek :D Tylko znowu przerwany w ...   24.03.2006 20:05
Dragona   Troche podobne do Szczesliwych dni (skalpel Avereg...   25.03.2006 20:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 28 [u]Cena wolności[/u] Hermiona była p...   07.04.2006 22:19
Ajihad   Wreszcie nowy part! Określę go jednym zdaniem ...   08.04.2006 11:39
Dragona   No i oto chodzi ten rozdzial wyszedl ci swietnie :...   09.04.2006 15:38
Michal   Kiedy bedzie dalszy ciąg... juz od 18dni nic niema...   25.04.2006 16:40
Carmen Black   Rozdział 29 Powroty bolą najbardziej Mary siedzi...   26.04.2006 17:18
Michal   Fajne:D:D Harry śmierciożercą:] Tylko nierozumiem...   26.04.2006 18:32
Carmen Black   Gwałt był iluzją. Mroczny Znak był jedynie chronio...   26.04.2006 18:55
Michal   Aaa dobra teraz czaje:] Dzięki:D:D Jak skonczysz ...   26.04.2006 20:17
Carmen Black   [b]Rozdział 30 Nie zrywaj… Harry pakował ku...   01.05.2006 19:25
nosferatu   nie tylko nie :cry: to...to mój ulubiony ff napisz...   03.05.2006 16:16
Ajihad   Nie! Tylko nie to! Ten napis"koniec...   03.05.2006 21:58
Moongirl   a bedzie jakis dalszy ciąg? w nowym ff?   12.05.2006 16:17
Hawtagai   Jestem pod wrażeniem tego ff :) mam nadzieje,że t...   12.05.2006 16:46
Carmen Black   Nie, nie koniec   12.05.2006 20:08
Kedos   To nie moze byc koniec bo gdzie cala bitwa ;P Nooo...   12.05.2006 23:23
2 Strony  1 2 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 24.06.2024 20:04