Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]

Carmen Black
post 16.04.2005 22:45
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pierwszy raz publikuję coś własnego na tym forum. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałi. Na razie tylko jeden rozdział. Jeśli będzie się podobać to będą kolejne.

ROZDZIAŁ 1

NIESPODZIEWANY WYJAZD


Wszyscy mieszkańcy domu przy Privet Drive numer 4 spali kamiennym snem. Wszyscy, poza jednym chłopcem. Harry Potter bał się zasnąć, bo noc w noc dręczyły go koszmary. Tego lata, zaledwie kilka tygodni temu zmarł jego ojciec chrzestny- Syriusz Black. Dla Chłopca, Który Przeżył była to prawdziwa tragedia. Harry przewracał się z boku na bok. Ilekroć zapadł w lekką drzemkę przed oczami widział tę samą scenę, Syriusza wpadającego za zasłonę.



W kwaterze głównej Zakonu Feniksa przy Grimmuald Place 12 trwała zażarta kłótnia pomiędzy Albusem Dumbledore’ m a Severusem Snape’ m .
-Nie, Albusie. Nie zgadzam się! Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz?!
-Ależ drogi kolego to tylko nie całe dwa miesiące.
-To aż dwa miesiące.
-Severusie przykro mi, ale nie masz wyjścia. Harry’ emu podasz eliksir wieloosobowy, więc nawet jeśli ktoś by do ciebie przyszedł w odwiedziny to nikt go nie pozna.
-Dyrektorze- widać było, że czarnowłosy mężczyzna jest na straconej pozycji, jednak chwytał się każdej możliwości obrony- nie sądzę, żeby Potter był zadowolony możliwością spędzenia ze mną ponad sześciu tygodni. Poza tym ta dziewczyna… nawet jej nie znamy!
-Chciałeś powiedzieć, że to ty jej nie znasz.
-Ale…
-Żadnego „ale”- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Alastorze, jutro z samego rana pójdziesz po Harry’ ego i odprowadzisz go do Snape Manor.
-Dobrze. A co mam mu powiedzieć kiedy już tam będziemy?
-Severus wytłumaczy chłopakowi co trzeba.
Harry leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były puste, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski, której nic nie obchodzi. Już od godziny był w takim stanie. Ciągle myślał o tym dziwnym śnie. Nie był on związany bynajmniej z Voldemortem czy Syriuszem, tylko z jakąś dziewczyną. Nie pamiętał jak wyglądała, ale wiedział, że mówiła do niego. Miała obcy akcent, a jej słowa miały jakieś takie melodyjne brzmienie i układały się w zdanie: „Nim rok minie, poznasz swoje przeznaczenie”. Nie dawało to chłopakowi
spokoju i zaprzątało jego myśli. Co to miało znaczyć? Jakie przeznaczenie? O ile dobrze pamiętam to moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Panem- pomyślał.- No tak później będę ofiarą albo mordercą. Ciekawa perspektywa.
Z ponurych rozmyślań dotyczących jego przyszłości wyrwał go trzask towarzyszący aportacji. Młody Potter chwycił różdżkę i z bijącym sercem zbiegł na dół do kuchni. Zobaczył tam Szalonookiego, który zawzięcie tłumaczył coś wujowi Vernonowi i ciotce Petuni. Gdy tylko zauważył Harry’ ego zwrócił się do niego:
-Witaj chłopcze. Pakuj się zaraz musimy się stąd zbierać.
-Dzień dobry. Skąd mam mieć pewność, że jest pan prawdziwym Moody’ m?- zapytał podejrzliwie chłopak.- Nikt mi nie napisał, że dziś mam stąd wyjechać.
-Decyzja została podjęta dziś w nocy. Nie chcieliśmy wysyłać sowy w obawie,
że mogłaby zostać przechwycona. Dumbledore spodziewał się twojej reakcji,
dlatego kazał ci przekazać ten list.Harry niepewnie wziął list do ręki. Spodziewał się, że może to być świstoklik, który zabierze go prosto do Sami- Wiecie- Kogo. Nic takiego jednak się nie stało. Potter rozwinął pergamin i zaczął czytać:

Drogi Harry!
Zapewne zastanawiasz się dlaczego nikt nie napisał do Ciebie w sprawie twojego wyjazdu. Otóż nie chcemy, aby sowa wpadła w niepowołane ręce. Alastor zabierze Cię w bezpieczne miejsce. Niestety nie będzie to Kwatera Główna, gdyż jak mniemam z tym miejscem wiążą się zbyt bolesne wspomnienia. Wszystkiego dowiesz się po dotarciu do celu. Chcę też powiedzieć, że nie możesz wysyłać listów do swoich przyjaciół, gdyż wiąże się to z wielkim ryzykiem. Oczywiście będziesz mógł się z nimi kontaktować, ale nie zdradzaj im swojego miejsca pobytu. Listy przekazywał będziesz członkowi Zakonu, a on dostarczy je do adresatów.
Z poważaniem

Albus Dumbledore

PS.
Słuchaj osoby, u której przez najbliższe kilka tygodni będziesz mieszkać.

Harry jak zahipnotyzowany wpatrywał się w list. Wydawał się być autentyczny, ale… No tak, zawsze jest jakieś „ale”. Zgadzał się w stu procentach, że z domem przy Grimmuald Place 12 wiąże się dużo wspomnień, ale miał też nadzieję, że
spotka się z Ronem i Hermioną, a z tego co przeczytał jasno wynikało, że nie. Poza tym gdzie chcą go umieścić?
-Chłopcze, dobrze się czujesz?- zapytał Moody, bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Tak…- odparł niezbyt przytomnie Harry.- To gdzie mnie pan zabierze?
-Nie mogę ci powiedzieć. Idź się spakować. Nie mamy za dużo czasu. Harry poszedł do swojego pokoju i zaczął wrzucać do kufra wszystko co miał pod ręką. Na dnie wylądowały jakieś ubrania, na nich książki, pergaminy i pióra. Najwięcej namęczył się przy wkładaniu Błyskawicy, ale i z tym szybko się uporał. Rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy wszystko zapakował. Wziął kufer i klatkę z Hedwigą, po czym wszystko zniósł do kuchni.
Szalonooki wyciągnął z kieszeni swojej szaty coś co wyglądało jak gwizdek. Swistoklik- pomyślał Harry.
-Daj kufer. Wiesz jak z tego korzystać?- zapytał były auror.
-Tak. To do zobaczenia w następne wakacje- rzucił w
stronę wciąż oniemiałej rodziny.
-To na trzy.
1…2…2!
Złapali gwizdek. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Oderwali się od ziemi i znikli.

Ten post był edytowany przez estiej: 06.07.2006 14:19


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 02.02.2006 18:09
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Rozdział 18

Kryształowy Sen


Przez cały tydzień Harry chodził jak w transie. Bardzo dużo czasu spędzał w wieży Bractwa. Jego ulubionym miejscem stała się biblioteka. Przesiadywał tam godzinami. Miał przynajmniej wymówkę dla swojego zajęcia. Mieli przecież szukać czegoś na temat rytuału. Biblioteka wydawała się więc bardzo dobrym miejscem do rozpoczęcia poszukiwań.

Czasami snuł się po korytarzach, jak duch, nie reagując na zaczepki Malfoya. Nawet z Gryfonami mało rozmawiał. Czasami uśmiechał się z rozmarzeniem, a innym razem przypominał chmurę gradową. Jedynie Mary, tylko sobie znanymi sposobami umiała wyciągnąć go z letargu w jaki popadał. Nic więc dziwnego, że coraz częściej widywano ich razem. Czasami dołączała do nich Alisson i razem uczyli się do zbliżających się egzaminów. Harry tłumaczył dziewczynce różne techniki rzucania czarów i uroków, a ona odwdzięczała się pilnując Billy’ ego, kiedy Potter potrzebował samotności, lub musiał na chwilę zniknąć.

W sobotni ranek zjawiła się Tonks i wesoło oznajmiła, że wszystkie papiery zostały już załatwione i Billy może z nią zamieszkać. Chłopczyk ucieszył się, ale nie chciał też opuszczać nowych przyjaciół. Wreszcie czuł, że ma kogoś, komu na nim zależy. Najciężej przeżył pożegnanie z Harrym. Nie pomagały zapewnienia Nimphadory, że już niedługo chłopcy się zobaczą. Będzie przecież mógł odwiedzać Pottera w każdy weekend.

- Uspokój się chłopie – odezwał się Gryfon. – Poradziłeś sobie ze Śmierciojadami to i z tym sobie poradzisz.

Sachs uśmiechnął się delikatnie i wymaszerował razem z Aurorką.

Hermiona wreszcie skończyła czytać o zaklęciu Nustafo. Zrobiłaby to już dużo wcześniej, ale wizja Okropnego z eliksirów skutecznie zmuszała ją do odkładania przyjemności na później. Zastanawiało ją tylko, skąd Ślizgon znał ten czar. Ciężko było jej sobie wyobrazić, że pewnego dnia po prostu mu się on przyśnił. Kiedy powiedziała o tym Harry’ emu ten skwitował to stwierdzeniem, że blondyn najwyraźniej przeglądał swoją domową bibliotekę. Jednak ziarenko podejrzenia zostało zasiane w jego sercu i za nic nie chciało go opuścić.

W rozwiązaniu problemu nadzwyczaj pomocna okazała się Pansy, jako, że była jedyną dziewczyną, która mogła wchodzić do dormitorium Malfoya. Szczerze powiedziawszy, to tylko ona potrafiła kontrolować Crabbe’ a i Goyla. W czasie, kiedy Draco polerował trofea lub inne równie interesujące rzeczy ona przeglądała jego kufer. Nie można powiedzieć, żeby czuła się z tym dobrze, ale rozumiała, że tylko w ten sposób będzie mogła mieć wpływ na zachowanie chłopaka.

Jedną z rzeczy, która bardzo ją zainteresowała była niewielka czarna książeczka z tyłu podpisana inicjałami: T.M.R. Otworzyła ją na pierwszej lepszej stronie, ale zobaczyła jedynie pożółkłą biel kartki.

- Gregory, zawołaj tutaj Black – poleciła.

Pięć minut później obie dziewczyny próbowały rozgryźć tajemnicę zeszytu. Carmen podejrzewała, że jest to kolejne dzieło Gada, ale wolała się nie dzielić swoimi podejrzeniami z drugą Ślizgonką.

Zabrała artefakt i pobiegła do wieży, jak na złość Harry’ ego tam nie było. W tempie ekspresowym przemierzyła odległość dzielącą ją od szkolnej biblioteki. Nigdy nie lubiła biegać i uganianie się po całej szkole za Gryfonem nie napawało jej optymizmem. Wpadła do pomieszczenia, ale również tutaj nie zauważyła chłopaka. Zaklęła szpetnie. Przeszła między kilkoma rzędami stolików. Usiadła na wprost zaczytanej Hermiony i szepnęła cicho kilka słów.

- Jesteś pewna? – Hermiona nie kryła przerażenia.

- Nie, ale tylko Potter może to sprawdzić. Zawołaj go. Przyjdźcie do Pokoju Życzeń. I… nie mów o niczym Waesleyowi – dodała po namyśle, – chyba mnie nie trawi.

Hermiona powolnym krokiem ruszyła w stronę Pokoju wspólnego Gryffindoru. Nie mogła zauważyć, że portrety dziwnie na nią patrzą, a uczniowie cicho komentują. Harry siedział w swoim dormitorium i czytał. Dziewczyna zauważyła, że ostatnio coś zbyt często zaglądał do różnych manuskryptów. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze miał przy sobie ten niebieski zeszyt z czerwonym sercem. Z każdym dniem wystająca ze środka kartka przemieszczała się ku końcowi, ale do zakończenia historii zostało jeszcze wiele stronic. Panna Granger wiedziała, co jej przyjaciel czytuje po kątach. Pamiętnik swojej matki – powiedział jej to, kiedy zapytała, czy aby na pewno dobrze się czuje.

- Chodź, Harry. Black chce ci coś powiedzieć.

Niechętnie wstał z łóżka i poszedł za dziewczyną. Im bliżej byli celu, tym bardziej obawiał się tego, co tam zastanie. Podświadomie czuł, że nie wyniknie z tego nic dobrego.

Carmen czekała na nich przed drzwiami Pokoju. Rozejrzała się na boki i wpuściła ich do środka. Mimo iż nikogo nie było widać, Harry wiedział, że w pomieszczeniu przebywają jeszcze dwie osoby. Bez problemu mógł się domyślić, kto stoi przy wyjściu, a kto dyszy mu w kark.

- Harry, czy potrafiłbyś wykryć co należało do Toma?

- Nie wiem. Może – odpowiedział po chwili namysłu. – Po co ci taka wiedza?

Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni kurtki czarno oprawioną książkę. Bez słowa podała mu ją i przyglądała się zmianom, jakie zachodziły na twarzy Gryfona. Najpierw pojawiło się na niej zaskoczenie, które stopniowo przechodziło w zainteresowanie, a następnie w paniczny strach i najczystszą formę przerażenia.

- Dorwę cię Potter i wtedy ta szlamowata suka Evans już ci nie pomoże! Popamiętasz mnie! Co? Zdziwiony? Nie myślałeś chyba, że Lucjusz wyrzuci mój pamiętnik? Zatrzymał go i oddał, kiedy tylko do mnie wrócił! Naprawiłem go. To ja nauczyłem młodego Malfoya zaklęcia Nustafo, chociaż ten kretyn nie zrozumiał nawet, o co w nim chodzi. Zniszczę cię!

- Bo ja ci na to pozwolę – mruknął pod nosem Harry.

W tej chwili czuł tylko palącą nienawiść. Miał ochotę zabić Toma chociażby gołymi rękami. Nie wiedział co się dookoła niego dzieje. Oczy przesłaniała mu biała mgiełka, pięści zaciskały się kurczowo.

Carmen z przerażeniem patrzyła, jak wokół chłopaka zbiera się gęstniejąca ciemna aura. Nie była ona jeszcze widoczna, ale doskonale wyczuwalna. Powoli z blizny chłopaka zaczęło sączyć się zielone światełko, które z każdą minutą stawała się coraz ciemniejsze i ogarniało Pottera. Nie mogła sobie przypomnieć, co na temat umysłu mówił jej nauczyciel. Coś o cierpieniu… No tak! Czasami ból fizyczny sprawia, że zapominamy o cierpieniach umysłu. Podniosła rękę.

- Tormento!

Hermiona chciała powstrzymać Ślizgonkę, ale została przytrzymana przez Pabla, który ściągnął z siebie zaklęcie kameleona. Po chwili Harry przestał się trząść i spazmatycznie łapać oddech. Black przerwała zaklęcie i podeszła do Gryfona.

Spojrzał na nią załzawionymi oczami. Były puste i bezdenne, jak jezioro wokół Hogwartu, ale gdzieś pod powierzchnią czaił się strach, jedyne ludzkie uczucie, jakie w tej chwili towarzyszyło chłopakowi.

- Chciał, żebym to znalazł – odezwał się drżącym głosem. – Mam wrażenie, że Malfoy posłużył mu jedynie jako zabawka, którą można porzucić, gdy się już znudzi.

- Możliwe – mruknęła dziewczyna. – Myślisz, że Draco wiedział, co robi?

Wzruszył ramionami. Ginny nie wiedziała.

- Dzięki, że to zrobiłaś. – Uśmiechnął się z wysiłkiem.

Hermiona spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nie rozumiała, jak ktokolwiek może cieszyć się, że został potraktowany zaklęciem torturującym. Chłopak zauważył jej spojrzenie.

- Widzisz Hermiono – odezwał się cicho – gdyby tego nie zrobiła wysadziłbym w powietrze całą szkołę i tereny do niej przylegające.

- To znaczy?

- Pamiętasz wrześniową bójkę z Malfoyem? – wtrąciła Carmen. Hermiona skinęła głową. – Tamto w porównaniu z tym, co święciło się tutaj było kroplą w morzu. Od tamtego Malfoy mógł sobie co najwyżej siniaka nabić, od tego… raczej nikt by nie przeżył.

- Na Fretkę byłem jedynie zły. Na Gada - wściekły – wyjaśnił Harry.

Skinęła głową, choć niewiele zrozumiała z ich chaotycznej wypowiedzi. Owszem, wiedziała, że Harry jest potężny, ale żeby aż tak? Musi porozmawiać o tym z Dumbledorem. On na pewno będzie wiedział, o co tutaj chodzi. A jeśli nie, to… Sama nie wiedziała. Miała mętlik w głowie i za nic nie dało się go uporządkować.

- Pójdę już – mruknęła i nie zwracając na nikogo uwagi wyszła z pomieszczenia.

Przez chwilę spoglądali na zamknięte przez Gryfonkę drzwi. Coś było nie tak i wszyscy boleśnie zdawali sobie z tego sprawę. Coś w zachowaniu dziewczyny zdradzało jej zdenerwowanie, ale i determinację. Harry pokręcił głową. Albo mu się wydawało, albo Hermiona była… przerażona?

- Będą z nią kłopoty – odezwała się Carmen. – Harry, znasz ją najdłużej. Co teraz zrobi?

Milczał przez kilka minut.

- Pójdzie do Dumbledore’ a, albo zamelinuje się w bibliotece. Pozwolimy jej na to?

- A mamy inne wyjście?

Jeszcze przez kilka minut patrzyli na siebie bezradnie. W końcu opuścili pomieszczenie. Każdy poszedł w swoją stronę. Harry pobiegł do dormitorium. Musiał się przekonać, czy jego przyjaciółka rzeczywiście pójdzie do dyrektora. Po prostu musiał. I jeszcze za dwie godziny czekała go wizyta u Romanowej. Ciekawe jaką niespodziankę dla nich przygotowała.


Tymczasem Hermiona nie próżnowała. Od pięciu minut próbowała dostać się do gabinetu Albusa. Wykrzykiwała wszystkie znane jej nazwy słodyczy, ale kamienna chimera za nic nie chciała jej wpuścić. Nie pomagały groźby, ani prośby.

- Do stu tysięcy wściekłych hipogryfów, jakie jest hasło? – warknęła wyraźnie zirytowana.

Posąg drgnął i usłużnie odskoczył na bok.

Czym prędzej wbiegła po spiralnych schodach. Zapukała do dębowych drzwi i po usłyszeniu stłumionego “Proszę!” weszła do środka. Gabinet nic się nie zmienił odkąd była tu ostatni raz. Na portretach nadal cicho pochrapywali byli dyrektorowie, a na stole pod oknem stało mnóstwo dziwacznych przedmiotów: kilka fałszoskopów i stara, zniszczona myślodsiewnia. Nastolatka stwierdziła, że musiała ona zostać dołożona do kolekcji stosunkowo niedawno, bo nie zdążył osiąść na niej kurz.

- Co cię do mnie sprowadza Hermiono? – zapytał z miłym uśmiechem Dumbledore.

- Harry.

Mężczyzna wydawał się być nieco zdziwiony odpowiedzią czarownicy, ale uprzejmie skinął głową i wskazał dziewczynie krzesło.

- Harry jest potężnym czarodziejem. W jego krwi zmieszały się cechy dwóch największych rodów magicznej Anglii. Kiedy piętnaście lat temu Lord Voldemort chciał rzucić na niego Avadę ta nie poskutkowała. Wiesz dlaczego?

- Bo jego mama oddała za niego swoje życie. Tak mówił nam w zeszłym roku.

- To prawda, choć nie do końca. Tarcza, której użyła Lily, nazywa się Tarczą Starożytnych i jest jednym z najpotężniejszych zaklęć, jakie czarodziej, lub czarodziejka może rzucić. Jednak niewielu się na to decyduje. Aby tarcza działała poprawnie należy poświęcić to, co ma się najcenniejsze. Życie. Nazywa się to Magią Miłości i Poświęcenia. Tylko ktoś, kto bardzo kocha jest zdolny do zrobienia czegoś takiego.

- Rozumiem, ale to nie zmienia faktu, że Harry zachowuje się inaczej niż do tej pory. Czasami mam wrażenie, że umysłem zamienił się ze starcem, który niejedno już w życiu przeszedł. I skąd u niego tyle mocy magicznej?

Milczał przez kilka minut zastanawiając się ile może powiedzieć tej ciekawskiej dziewczynie. Jeśli powie zbyt dużo, będzie miał nie lada kłopoty. Sam Harry nie byłby w stanie zrobić mu krzywdy, ale cztery rozwścieczone Smoki to nie przelewki. Przynajmniej o tylu wiedział, ale jak znał paranoję Mistrza i Rady, to na akcję nie puścili jedynie żółtodziobów.

- Nie na każde z twoich pytań mogę odpowiedzieć Hermiono, ale mimo wszystko postaram się zaspokoić twoją ciekawość.

Panna Granger w milczeniu przytaknęła.

- Czasami na świecie rodzą się czarodzieje silniejsi od innych i to właśnie na ich barkach spoczywa brzemię ratowania świata. Merlin, Morgana. Byli potężnymi magami swoich czasów. Często się sprzeczali, aż w końcu doszło między nimi do rozłamu. Każde z nich zaczęło wierzyć w inną ideę. Ale tak musiało być, bo właśnie tego chciało przeznaczenie. Z Harrym jest podobnie, ale on nie może zmienić w swoim życiu niczego. Przeznaczenie chciało, aby był najpotężniejszym czarodziejem swoich czasów i właśnie tak się dzieje, chociaż Harry jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. Piętnaście lat temu Lord dał mu trochę swojej mocy, to zdarzenie przepełniło czarę. Dzięki temu Harry potrafi jednocześnie kochać, dzięki swojej matce i nienawidzić, dzięki Tomowi. Takie połączenie nigdy nie wróży niczego dobrego.

- Odpowiedź na twoje drugie pytanie jest nieco bardziej skomplikowana – kontynuował po chwili milczenia. – Nie wiem, dlaczego Harry się zmienił. Mogę jedynie przypuszczać, że wpływ na to miały czerwcowe wydarzenia. Ale niczego nie wiem na pewno…

Mężczyzna wyglądał w tej chwili na wyjątkowo starego i zmęczonego życiem. Hermiona zauważyła, że jego oczy nie błyszczały tak jak dawniej, a zmarszczki na czole były bardziej wyraźne. Widocznie wojna zdążyła wycisnąć na nim swoje piętno.

- Pójdę już dyrektorze.

To, czego się dzisiaj dowiedziała rzuciło dużo światła na zachowanie Harry’ ego, ale nie wyjaśniło najbardziej nurtujących ją kwestii. Na spytki musiała wziąć jeszcze Pottera. I to jak najszybciej. W zamyśleniu nie zauważyła nawet przyjaciela przebiegającego tuż obok niej.


W czasie, kiedy Hermiona rozmawiała z dyrektorem, Carmen próbowała wytłumaczyć Pansy, dlaczego tak nagle wybiegła z dormitorium. Sądząc z miny panny Parkinson było to jak rzucanie grochem o ścianę w nadziei, że niewielkie ziarenka ją przebiją. Niestety było to raczej mało prawdopodobne.

- Więc twierdzisz, że to należy do Czarnego Pana? – zapytała po raz setny Pansy.

- Nie, do Kubusia Puchatka – mruknęła siedząca nieopodal Millicent, prychając przy tym jak rozjuszona kotka. – Słuchaj Black – zwróciła się do Carmen. – Znam Parkinson już od dobrych kilku lat i wiem, że jedynie Malfoy jej w głowie. Nic innego do jej pustej łapetyny po prostu nie dociera.

Carmen pokręciła z politowaniem głową. Nie takiej reakcji się spodziewała.

- Parkinson – Carmen odezwała się po raz kolejny. – Ta rzecz należy do Czarnego Pana. Czarny Pan kontroluje zachowanie Dracona. Jeśli czegoś z tym nie zrobimy, to będzie z nami źle.

Westchnęła głęboko nie zauważając żadnych oznak zrozumienia na mopsowatej twarzy koleżanki. Jakich jeszcze słów mogłaby użyć, żeby przemówić tej dziewczynie do rozumu?

- Co powinniśmy zrobić? – zapytała Millicent.

- A co możemy? Nie wiem, jak wy, ale ja samobójczynią nie jestem i nie zamierzam pchać się katu pod topór.

- Potter jakoś co roku pcha się pod topór i jeszcze żyje – odezwał się milczący do tej pory Morag.

- Bo on to ma więcej szczęścia niż rozumu – zdenerwowała się Black. – Poza tym, on nie ma wyjścia i musi to robić, bo cały magiczny świat ma nadzieję, że jakiś rozstrojony emocjonalnie nastolatek jest w stanie pokonać największego czarnoksiężnika naszych czasów! W dodatku Dumbledore zamiast nauczyć go jakiegoś porządnego zaklęcie woli siedzieć w swoim cichym gabinecie i wymyślać kolejne sposoby utrzymania Pottera przy sobie!.

- Przecież Potter umie bardzo dużo – zdziwiła się panna Bulstrode.

- Ale nie od Dumbledore’ a – syknęła Carmen.

Morag i Millicent spojrzeli na siebie zdziwieni.

- To od kogo? – zapytał w końcu chłopak.

- Sam się wszystkiego nauczył. Myślisz, że dlaczego przez ostatnie pięć lat tracił tyle punktów? A w zeszłym roku skąd znał zaklęcie, których uczył na GD? Z Księżyca je wytrzasnął? A może na Bijącej Wierzbie rosły?

- Twierdzisz, że nocą chodził do biblioteki i uczył się zaklęć? To do niego trochę niepodobne – spokojnie stwierdził McDougal. – Poza tym, skąd wiesz o GD? Niewielu o niej słyszało.

- O Gwardii dowiedziałam się od Harry’ ego. Wiesz Morag, mam swoje tajemnice. Umiem wyciągnąć prawdę niemal z każdego faceta. A Potter naprawdę nocą chodził do biblioteki. Nawet w tym roku.

To było dla nich za dużo. Skąd ta tajemnicza Ślizgonka o niejasnej i zapewne mrocznej przeszłości mogła tyle wiedzieć o Złotym Chłopcu? Jakim cudem udało jej się do niego zbliżyć? I najważniejsze, dlaczego Potter się z nią zaprzyjaźnił?

Na Carmen spadł grad pytań. Milczała przez kilka minut szukając odpowiednich słów. Jeśli powie im prawdę, będzie musiała zdradzić tajemnicę Bractwa. Jeśli nie powie niczego spowoduje to jeszcze więcej podejrzeń. Z dwojga złego wybrała opcję trzecią. Powiedzieć jedynie połowę prawdy, drugą spowić odrobinę subtelnego kłamstwa i ułudy, i wszystko tak zamotać, żeby nikomu nawet do głowy nie przyszło szukać rozwiązania zagadki. Miała tylko nadzieję, że jej kłamstewka nikomu nie zaszkodzą.

Drugim problemem pozostawało idealne zagranie roli. Z tym było troszkę więcej problemu. Do diabła, była Wojownikiem, a nie aktorką! To Pablo był szpiegiem i to on umiał wtopić się w tłum.

- Jestem kuzynką Harry’ ego Pottera – powiedziała na wydechu. – Mało tego. Jestem też córką Syriusza Blacka. Mama wyjechała do Australii, kiedy dowiedziała się, że Black zdradził swoich przyjaciół. Niestety, tata nigdy nie dowiedział się, że ma potomka.

Chcieli koniecznie wiedzieć wszystko, a zwłaszcza poznać tajemnicę nocnych wypraw Pottera. Opowiedziała im więc piękną i wzruszającą historyjkę o tym, jak to tego lata jej mama ściągnęła do siebie chłopaka i nauczyła go kilku zaklęć. Oczywiście nie mogła też zapomnieć o swojej kochanej córeczce, więc i Carmen brała udział w lekcjach. Kiedy Harry i Carmen przyjechali do szkoły postanowili, że nadal będą się uczyć, choćby w tajemnicy przed wszystkimi. Chłopak bardzo szybko chłonął wiedzę. Był jak gąbka, która nigdy nie ma dość wody. Żeby poznać moc niektórych zaklęć musieli je rzucać na siebie, dlatego początkowe lekcje szybko przerodziły się w pojedynki. Taka forma zajęć obojgu odpowiadała o wiele bardziej.

Pozostało jeszcze jedno pytanie. Na zadanie go zdecydował się Morag. Dlaczego Potter nie ćwiczył ze swoimi przyjaciółmi? Czemu się od nich oddalał?

- Dziwisz mu się? Wątpię, żeby Granger albo Waesley rzucili w niego zaklęcie torturujące. Baliby się spróbować ze zwykłą Tormentą, a co dopiero czymś poważniejszym. A kto inny miałby mu pomagać? Ten półcharłak Lonbottom?

- Przecież Tormenta jest… - pisnęła Millicent.

- Owszem, ale jest dozwolona. Tak samo jak dużo innych paskudnych zaklęć. Wasze ministerstwo nie zakazało ich użycia, bo po prostu niewielu umie posługiwać się tak zaawansowaną Czarną Magią.

- A ty niby to umiesz?

- Nie zapominaj Milli, że przez prawie osiem lat miałam prywatnych nauczycieli. Bardzo wymagających nauczycieli.

Piętnaście minut później Carmen stwierdziła, że musi iść coś załatwić. Nie wiedziała kiedy wróci, dlatego nie powinni czekać na dalszą część historii, bo takowej po prostu nie ma.


Pod drzwiami gabinetu Romanowej Harry pojawił się jako pierwszy. Oparł się o ścianę i z trudem łapał oddech. W duchu przysiągł sobie, że gdy tylko zrobi się cieplej zacznie biegać. Przebiegnięcie kilku pięter szkoły, nawet przy wykorzystaniu wszystkich znanych mu tajnych przejść było wyjątkowo męczące.

Kilka minut później na końcu korytarza pojawiła się Carmen. Już w momencie, gdy zauważyła chłopaka, zaczęła dziko wymachiwać rękami. Dopiero dwa metry przed Harrym udało jej się wytracić prędkość na tyle, by móc się zatrzymać. Z łobuzerskim uśmiechem na twarzy podeszła do chłopaka.

- Cześć kuzynie!

Całkowicie zdezorientowany Potter spojrzał na nią nic nie rozumiejąc. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i szeptem wyjaśniła, że to niby przez przypadek wymknęło jej się, iż jej ojcem jest Syriusz Black. Kilku osobom opowiedziała barwną historyjkę o tym, jak to w te wakacje jej matka postanowiła zaprosić do siebie na wakacje Harry’ ego, którego uczyła zaklęć, a Carmen bardzo chętnie w czasie tych lekcji mu towarzyszyła. Potem spotkali się w Hogwarcie i nadal po kryjomu się uczyli, a później również pojedynkowali.

Pokręcił z niedowierzaniem głową. Jeszcze godzinę temu za jedyną rodzinę służyli mu Dursleyowie, a teraz ma już kuzynkę i kuzyna. Carmen nikomu oczywiście nie wspomniała, że ma brata, ale Harry tylko sobie znanymi sposobami dowiedział się tego. Nie rozumiał tylko, dlaczego Black właśnie taką historyjkę zaserwowała swoim znajomym z Domu Węża.

Dziewczyna pokręciła głową, jakby mówiła, że to nieważne, ale kiedyś może się przydać. Poprosiła, aby dla pewności jeszcze nikomu nie mówił o ich rzekomym pokrewieństwie. Miała nadzieję, że całą sprawę załatwią za nią “przyjaciele”.

Ich rozmowę przerwało pojawienie się pozostałych osób. W gronie składającym się z Gryfona, Krukona, trzech Puchonek i dwóch Ślizgonów weszli do gabinetu Romanowej, a stamtąd przeszli do jej prywatnych kwater, skąd dochodził stłumiony przez ściany śmiech.

Oczom uczniów ukazał się niecodzienny widok. Poukładana zazwyczaj nauczycielka siedziała po turecku na dywanie. Naprzeciwko niej to samo robiła dwójka osobników o bliżej nieokreślonej płci. Między nimi piętrzył się stosik monet. Anstazja co kilka minut kręciła głową z rezygnacją. Mary uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do nauczycielki. Szepnęła jej coś na ucho, a ta wyłożyła przed siebie dwie karty, dobierając z kupki inne. Mary skinęła głową. Nauczycielka dorzuciła do piętrzącej się przed nią kupki kilka monet. Jej przeciwnicy zrobili to samo. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. W końcu Anastazja, jakby od niechcenia położyła przed bliźniakami karty. Spojrzeli na nie i, jak na komendę zachłysnęli się powietrzem. Podnieśli wzrok i równie zgodnie wyszeptali:

- Nie może być.

- Mała Nasty wygrała… - mruknął chłopak.

- …z nami? – dokończyła pytanie dziewczyna.

- Nie może być.

W końcu Romanowa uśmiechnęła się, pokazując rządek białych, równych i ostrych jak brzytwa zębów. Zgarnęła galeony, sykle i knuty. Schowała je do niewielkiej szkatułki i zaklęciem odesłała w tylko sobie znane miejsce. Uścisnęła dłoń Mary i pokazała język bliźniętom. Wyglądała teraz jak mała dziewczynka, która droczy się ze swoim rodzeństwem.

- No co? Uczciwie wygrałam. A teraz do rzeczy. To moje rodzeństwo. Anna i Adrian – zwróciła się do uczniów. – A to Alisson, Mary, Angelica, Carmen, Pablo, Blaise i Harry.

Uścisnęli sobie ręce.

Anna była wysoką dziewczyną o niemal idealnej sylwetce. Jej srebrzystoczarne włosy sięgały pasa. Miała piękne, fiołkowe oczy i zniewalający uśmiech. Ubrana była w długie skórzane spodnie, czerwoną koszulę i czarny sweter. Jedyny element, jaki nie do niej nie pasował, to kołczan i łuk przewieszone przez plecy.

Jej brat wyglądał niemal identycznie. Nie przypominał co prawda cherubinka, ale nawet chłopcy musieli zgodzić się, że był przystojny. Długie ciemne włosy kaskadami spływały na pociągłą twarz, delikatną i niemal dziewczęcą. Jego oczy były nieco inne niż u dziewczyny. Jednocześnie przypominały fiolet i lazur. Ubrany był w spodnie i białą koszulę. Przy pasie przypięty miał sztylet, a na plecach miecz. Z szyi zwieszał mu się łańcuszek z wisiorkiem w kształcie czterolistnej koniczyny. Anna wytłumaczyła, że to podarunek od jego narzeczonej, za co została obdarzona kuksańcem w bok.

Przez ponad trzy godziny starali się ustalić zakres swoich obowiązków. Jeśli niespodzianka miała być doskonała, to wszystko musiało idealnie ze sobą współgrać. Jak w szwajcarskim zegarku. Choćby minimalny błąd skończyłby się fiaskiem całości i każdy zdawał sobie z tego sprawę.

Alisson, jako jedna z nielicznych umiała malować. Dlatego właśnie ona, przy drobnej pomocy Anastazji miała zając się dekoracjami. Muzykę i śpiew wzięła na siebie Carmen, ale dobór repertuaru został złożony na głowę Anny. Adrian miał nauczyć Blaise’ a wygrywania podstawowych melodii na bębnach. Angelica i Pablo zgodzili się zająć choreografią. Pozostała dwójka obiecała popracować nad stroną techniczną przedsięwzięcia: muzyką, światłem. Anastazja, jako że jedynie ona mogła opuszczać Hogwart podjęła się dostarczenia strojów.


Zmęczony Harry leżał w swoim łóżku. Próbował zasnąć, jednak nic mu z tego nie wychodziło. Ciągle myślał o bliźniakach. Zachowywali się zupełnie jak Fred i George. Potrafili znaleźć byle powód do żartów, przyprawiając tym samym swoją siostrę o białą gorączkę i doprowadzając ją do szewskiej pasji.

Przewrócił się na drugi bok i wsłuchał w spokojne oddechy kolegów. Przymknął powieki i oczyścił umysł. Ostatnio ciągle miał wrażenie, że ktoś próbuje dostać się do jego głowy. Nie był to bynajmniej Dumbledore, ani Snape. Ich magię wyczułby na kilometr. Co najdziwniejsze nie był to również Czarny Pan.

Po piętnastominutowym, bezsensownym liczeniu baranów wstał i naciągnął na siebie stare spodnie po Dudleyu i ciemnogranatowy sweter od pani Waesly. Spod materaca wyciągnął pelerynę niewidkę i Mapę Huncwotów. Rozejrzał się po dormitorium. Chłopcy spali niczym nie niepokojeni.

Idąc korytarzem czuł dziwny spokój. Na swojej drodze niemal w ogóle nie napotkał przeszkód. Raz tylko wpadł na śpieszącą dokądś Mcgonnagal. Podszedł do portretu Smoczej Wiedźmy. Wypowiedział hasło i cicho wślizgnął się do środka. Nie zdejmując peleryny przeszedł przez salon, a następnie schodami poszedł na górę.

Ostatnio polubił salę treningową. Ostatni raz był tam tydzień temu, bo jakoś nikt nie miał czasu bawić się mieczami. W pomieszczeniu nie był jednak sam. Od razu rozpoznał Louisa.

- Cześć Lu. Poćwiczymy?

Wampir odwrócił się natychmiast. Uśmiechnął się do Harry’ ego.

- A co? Aż tak dobrze umiesz walczyć?

- Nie. Ale muszę się czymś zająć, bo oszaleję.

Louis milczał przez kilka minut. W sumie jemu też przyda się odrobina rozrywki, a chłopaka najwyraźniej rozpiera energia. Jeśli szybko jej nie rozładuje, to może być z nim kiepsko. Skinął głową i przywołał swój miecz. Potter jeszcze tego nie potrafił, więc musiał przez chwilę szperać na stojaku. Mężczyzna nie dziwił się temu. Nie każdy człowiek może walczyć wampirzą bronią, a co dopiero ją przywoływać.

Stanęli naprzeciwko siebie. Przyjęli pozy. Gryfon nie atakował, nie chciał tego robić, bo wiedział, czym się to skończy. Wizja kilku połamanych żeber była tą najbardziej optymistyczną opcją.

Wampir zaatakował szybko i bez ostrzeżenia. Ciął na płask, na wysokości klatki piersiowej chłopaka. Nastolatek zdążył się osłonić, ale już w następnej sekundzie został przygwożdżony do ziemi. Szybko się podniósł i uderzył z półobrotu. Trafił jednak w pustkę, bo Louis już kilka sekund wcześniej odskoczył.

- Spróbuj przewidzieć ruchy przeciwnika. Nigdy nie oczekuj, że ten będzie czekał, aż się pozbierasz.

Tym razem ciął od góry, mocno i zdecydowanie. Harry zdołał się osłonić, ale impet uderzenia zmusił go do przyklęknięcia. Nie wytrzymał siły z jaką wampir uderzył i ostrze broni przeciwnika delikatnie przejechało po jego policzku zostawiając za sobą krwawą szramę.

Louis odskoczył i przyjrzał się swojemu dziełu. Wiedział, że nie powinien zostawiać żadnych śladów, ale to było silniejsze od niego. Podał rękę zmęczonemu chłopakowi i pomógł mu wstać. Myślał, że dzieciak się podda, ale grubo się przeliczył. Chłopak walczył jak szatan, ale był na straconej pozycji. Nikt nie jest w stanie wygrać z doświadczonym wampirem. Zwłaszcza ktoś, kto dopiero od trzech, czy czterech miesięcy uczy się fechtunku.

Harry poddał się dopiero po trzech godzinach zażartej walki. Nie wyglądał jednak na zadowolonego. Z trudem udało mu się dojść do dormitorium. W duchu dziękował wszystkim znanym bogom za to, że dziś jest niedziela.

Louis uśmiechał się delikatnie. Teraz wiedział już, że chłopak jest Wybrańcem. Był o tym przekonany już w czasie Przysięgi, kiedy na mieczu pojawił się ten przeklęty napis, ale teraz stało się to dla niego jasne. Musiał porozmawiać z Mistrzem. Koniecznie musiał z nim porozmawiać. Jak najszybciej. Zmienił się w orła i wyleciał przez uchylone przez siebie okno. Jakiś czas później zaklął szpetnie. Zapomniał powiedzieć chłopakowi, że rany po wampirzym mieczu goją się bardzo długo. Nie mógł jednak zawrócić. Nie teraz, kiedy w oddali, na horyzoncie słońce zaczęło swoją całodzienną wędrówkę.


Harry obudził się z potwornym bólem głowy. Z wczorajszego wieczora pamiętał jedynie szaleńczy pojedynek z Louisem. Dźwignął się z jękiem. Ostrożnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Pozostałych lokatorów nie było w łóżkach, ale wyraźnie słyszał ich tuż za drzwiami. Szybko zabrał ubrania i pobiegł do łazienki. Dopiero przeglądając się w lustrze zauważył, jaki był poobijany.

- Prawdziwa mapa tortur – mruknął ironicznie.

Rozebrał się i wskoczył pod prysznic. Musiał zmyć z siebie zaschniętą krew, jeśli chciał iść dzisiaj na śniadanie. Rany już nie krwawiły, ale nie wyglądały na zbyt łatwe do zaleczenia. Zwłaszcza przy jego raczej marnych zdolnościach w uzdrawianiu. Ubrał się i naciągnął kaptur głęboko na czoło. Nie chciał, aby ktokolwiek widział jego poobijaną twarz.

Zszedł do Pokoju Wspólnego. Sądząc po zaspanych minach uczniów było dość wcześnie, ale na szczęście śniadanie jeszcze nie minęło. Dziesięć minut później razem z resztą Gryfonów wszedł do Wielkiej Sali, ale nie podszedł z nimi do stołu. Z cały czas opuszczoną głową rozejrzał się na boki. Szybkim krokiem przemierzył odległość dzielącą go od stołu Slytherinu.

Pochylił się nad Carmen i wyszeptał do jej ucha kilka słów. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i wbiła w niego pytające spojrzenie. Bez słowa podniósł głowę i przez chwilę pozwolił jej podziwiać te, jakże wspaniałe widoki. Siedząca nieopodal Millicent otworzyła szeroko usta. W jej oczach widać było jedynie czyste przerażenie.

Black chwyciła chłopaka pod ramię i wyprowadziła z pomieszczenia. Kilka minut później wróciła i przez chwilę rozmawiała z Angelicą. Twarz Puchonki stała się kredowobiała, kiedy razem z czarnowłosą wychodziły na korytarz.

Przez nikogo nie niepokojeni znaleźli się w salonie Bractwa. Carmen machnęła różdżką i w ścianie pojawiły się drzwi. Otworzyła je i pociągnęła tam chłopaka. Ściągnęła z niego bluzę i zakrwawiony podkoszulek. Krytycznie przyjrzała się jego torsowi i plecom. Mogła się domyślić, że Louis nie użyje żadnych zaklęć leczących. Mógłby co prawda to zrobić, ale wiązałoby się to z ogromnym ryzykiem.

Dziesięć minut później wróciła Angelica, która poszła do laboratorium, gdy tylko weszli do salonu. Za sobą lewitowała tacę pełną różnych fiolek i maści. W ręce trzymała dwa kawałki gazy. Jeden z nich rzuciła Carmen.

- Na to nie zadziała żadna magia prócz wampirzej. Po pierwsze on by jej nie wytrzymał, a po drugie nie umiem się nią posługiwać.

Dziewczyny zabrały się do wcierania w niego eliksirów i mazideł. Po pięciu minutach Harry miał już dość zaciskania zębów i udawania twardziela. Zaczął syczeć i prychać, co spowodowało jedynie rozbawienie u nastolatek.

- Trzeba było nie zadzierać z Louisem, albo chociaż użyć normalnych, ludzkich zabawek.

Chłopak starając się nie zwracać uwagi na docinki Carmen zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Pokój urządzony był dość skromnie. Łóżko, krzesło, niewielka szafka i lampa stojąca w rogu. Na drewnianej podłodze położona była ciemnofioletowa wykładzina. Ściany pomalowano na biało. Harry stwierdził, że pomieszczenie, w którym się znajdował stanowiło idealne miejsce do odpoczynku dla zmęczonego Smoka.

Godzinę później nadal obolały chłopak razem z dwiema czarownicami ruszył w stronę Wielkiej Sali. Był głodny jak wilk i czuł, że byłby w stanie zjeść konia z kopytami.

Hermiona cały czas dziwnie mu się przyglądała. Śledziła każdy jego ruch, a kiedy chłopak spojrzał wprost w jej brązowe oczy, szybko odwróciła wzrok. Zauważyła, że jej przyjaciel z trudem przełyka, nie mówiąc już o tym, że ruszał się wolniej od żółwia i krzywił pokazowo. Pół godziny później razem z przyjaciółmi udali się do Pokoju Wspólnego. Ledwo przekroczyli próg, gdy z dormitorium chłopców dobiegł krzyk. Ron i Hermiona spojrzeli na siebie, po czym wbiegli po schodach na górę.

Harry przez chwilę zastanawiał się, co mogło spowodować strach u jego współlokatorów. Otwartą dłonią uderzył się w czoło. Jak mógł być tak głupi? Teraz będzie miał nieliche problemy. Szybko wspiął się po schodach i wbiegł do swojego dormitorium.

Tak jak się spodziewał, wszyscy byli skupieni wokół jego łóżka. Neville ciągle stał nieopodal i drżącą ręką wskazywał zakrwawioną pościel. Hermiona miała przerażoną minę, a Ron był wyjątkowo blady i gorączkowo przełykał ślinę. Złoty Chłopiec wyciągnął różdżkę i mamrocząc zaklęcie pozbył się krwi.

- To była tylko krew – powiedział neutralnym tonem. – Nie ma z czego robić afery.

- Owszem jest – odezwał się stojący w jak najdalszym kącie Seamus. – Do kogo należała ta krew?

Wzruszył ramionami.

- Do mnie, jak zwykle.

- Trzeba natychmiast zawiadomić dyrektora – roztrzęsionym głosem powiedziała Hermiona.

Zrobiła kilka kroków w stronę wyjścia, ale Harry zagrodził jej drogę.

- Nic, co tu widzieliście nie ma prawa wyjść poza ten pokój – jego głos był chłodny i wyjątkowo spokojny. – W przeciwnym bądź razie zmusicie mnie do zrobienia czegoś, czego nigdy nie zrobiłbym przyjaciołom.

Jakby na potwierdzenie tych słów ostentacyjnie zaczął bawić się różdżką, z której sypały się złotoczerwone iskry. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Było tu tylko pięciu uczniów prócz niego. Nie chciał mówić im wszystkiego, ale coś powiedzieć musiał. Zaklęciem zamknął drzwi i usiadł na podłodze.

- Chcecie pewnie wiedzieć, dlaczego tak bardzo ubabrałem dormitorium? – Odpowiedziało mu pełne napięcia milczenie. – To, co było tutaj, to jedynie przedsmak tego, co znajdziecie w łazience.

Wszyscy jak na komendę zaczęli przeciskać się do drzwi. Pierwsza dopadła do nich Hermiona. Stanęła na progu, nie mogła zebrać myśli. Chłopak miał rację. Jeśli dormitorium było okropnie upaćkane posoką, to łazienka przypominała nie sprzątaną od kilku tygodni rzeźnię. Machnęła różdżką pozbywając się brudu. Wróciła do dormitorium i usiadła na dywanie. Pytająco spojrzała na Harry’ ego.

- Zdaje się, że odrobinę przegięliśmy z treningiem – mruknął jakby od niechcenia.

- Jakim treningiem, Harry? – podejrzliwie zapytała dziewczyna.

- Normalnym, czarodziejskim. Wiesz, miecze, różdżki. Te klimaty.

Spojrzała na niego, jakby wyrosły mu czułka. Pokręciła powątpiewająco głową. Nocne treningi nie były zbyt popularne wśród czarodziejów. Prędzej u wampirów. Niepokojąca myśl zaczęła rodzić się w jej umyśle. Czyżby Harry rzeczywiście na poważnie zajął się pracą Łowcy? Jeśli tak, to kto go szkoli? Wypowiedziała te myśli na głos, dyskretnie pomijając sprawę rzekomej pracy chłopaka.

- Z kuzynką, Hermiono, z kuzynką. Na pewno ją znasz. Wysoka, czarnowłosa, czarnooka. Potrafi dać nieźle popalić. I jest strasznie cięta na Malfoya.

- Black, jest twoją kuzynką? – wyszeptał ciągle blady Ron. –Ale jak?

- Normalnie. Jest córką Syriusza…

Widział, jak twarze Rona i Hermiony przybierają odcień świeżo bielonej ściany. W oczach pozostałych osób dało się dostrzec błyski przerażenia. No tak, przecież Łapa nadal uznawany był za mordercę.

Opowiedział im bajeczkę wymyśloną przez Carmen. Początkowo przeznaczona ona była na użytek Ślizgonów, ale Potter miał wrażenie, że dziewczynie zależało, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o jej pokrewieństwie z poszukiwanym zbiegiem. Nie chciał kłamać, ale prawdy też powiedzieć nie mógł. Nie całą i nie przy wszystkich.

Godzinę później otworzył drzwi i pozwolił towarzyszom wyjść. Jedynie panna Granger nie ruszyła się z miejsca. Przez dłuższą chwilę patrzyła na pogrążonego w myślach chłopaka.

- Zgodzę się, że Black jest córką Łapy. Podobieństwo jest rzeczywiście uderzające. Ale to nie z nią wczoraj ćwiczyłeś, a przynajmniej nie tylko z nią. Prawda?

Skinął głową. Przed tą dziewczyną chyba nic się nie ukryje.

- Uczył nas Louis.

Zdziwiła się, kiedy jej to powiedział. Widziała Louisa tylko raz. Wtedy, kiedy rozwścieczony do granic możliwości chciał rozerwać Dracona na strzępy, ale powstrzymała go Carmen. Dziewczyna pokręciła głową. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć? Ta trójka najwyraźniej doskonale się znała. Zupełnie, jakby spędzali ze sobą co najmniej kilka godzin dziennie. Mogłaby jednak przysiąc, że Harry nie znikał w ciągu dnia. Ale nocą nie mogła go pilnować. Prawdopodobnie to wtedy wymykał się z wieży. Wzruszyła ramionami i wyszła z dormitorium zostawiając chłopaka samego.

Potter przez kilka minut siedział nieruchomo, wpatrzony w przestrzeń. Spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Zbliżała się jedenasta, więc już za chwilę powinien pójść do gabinetu Romanowej. Nauczycielka chciała, aby wszystko było idealnie. Chociaż nie dawała tego po sobie poznać chłopak wiedział, że jest lekko zdenerwowana. Łatwo domyślił się, że jedynym powodem jej zmartwień nie są zbliżające się Walentynki, ale Anna i Adrian. Ta dwójka ciągle pozostawała dla niego tajemnicą, ale miał nadzieję, że w ciągu najbliższych trzech tygodni dowie się o nich czegoś więcej, prócz tego, że mają po osiemnaście lat.


Carmen była wykończona. Już od ponad tygodnia nie miała ani chwili czasu dla siebie. Rano wstawała jeszcze przed szóstą i razem z Harrym próbowali odnaleźć coś na temat rytuału, co szło im wyjątkowo opornie. Potem jadła śniadanie i szła na lekcje. Po kilku godzinach zjawiała się w gabinecie Anastazji, lub w kwaterach bliźniaków i przez kilka godzin śpiewała wszystkie znane jej pieśni. Już drugiego dnia lekcji Anna dała jej spis wszystkich utworów, które będzie musiała wykonać. Było ich zaledwie pięć, ale ich zaśpiewanie zajmowało równo godzinę. Potem szła na kolację i resztkami sił zmuszała się do napisania wypracowań.

Angelica miała trochę więcej szczęścia. Kilka razy przesłuchała melodię i już wiedziała, jak powinni zatańczyć. Mieli więcej szczęścia od innych i mogli ćwiczyć w wieży. Odpowiadało im to, zwłaszcza, że mogli się dzięki temu do siebie zbliżyć. Pablo bardzo chętnie przyjął na siebie obowiązki, jakimi obarczyła go dziewczyna. Teraz mógł wreszcie przebywać z nią tak długo, jak to tylko możliwe. I nikt im nie przeszkadzał, a to było dla nich teraz najważniejsze.

Alisson już chyba po raz setny klęła w myślach. Po co zgadzała się na ten cały projekt? Pojęcia nie miała. Kolejny raz rzuciła biały karton do kosza. Mama zawsze powtarzała jej, że ma prawdziwy talent do rysowania. Wierzyła w to i było to prawdą, ale teraz nie wiedziała, jak wydobyć z farb ich ukryte przeznaczenie. Las powinien być piękny i koszmarny zarazem, pociągający i odpychający. Tak powiedziała jej Anastazja, ale dziewczyna nijak nie potrafiła tego osiągnąć. Podeszła do okna i wyjrzała na ośnieżone błonia. Przeniosła wzrok na Zakazany Las. Uśmiechnęła się do siebie. Teraz wiedziała już, jak powinien wyglądać idealny las.

Harry i Mary opanowali już zaklęcia świetlne. Teraz pozostało tylko nauczyć się panować nad kilkoma naraz. Z tego, co przeczytali w książkach, właśnie to było najtrudniejsze i wymagało silnej woli. Chłopak potrząsnął głową. Musiał się skupić, jeśli chciał, żeby dwa zaklęcia go słuchały. Co prawda miał jeszcze kilka dni na zgranie ich w sieć, którą będzie musiał kontrolować czternastego lutego. Anastazja stwierdziła, że już niedługo zaczną robić próby z prawdziwego zdarzenia. Takie ze strojami, rekwizytami i pełną obsługą techniczną.

Blaise był wściekły. Nigdy nie był muzykalny. Matka upierała się, że jej syn powinien umieć grać na jakimś instrumencie. Chciała zrobić z niego pianistę, ale ojciec zdecydowanie się temu sprzeciwił. Chłopak zawsze mu za to dziękował. A teraz był zmuszony, w ciągu zaledwie dwóch tygodni opanować się grę na bębnach. Sam fakt, że musi nauczyć się wygrywać jedynie podstawowe i mało skomplikowane rytmy jakoś mało do niego przemawiał.

Nikogo też nie dziwiło, że Potter rozmawia z Black. Czasami w Wielkiej Sali i na korytarzach witali się krzycząc do siebie: “Cześć, kuzyn!”, lub: “Cześć, kuzynka!”. Jedynie Albus Dumbledore sprawiał wrażenie zaniepokojonego tym faktem. Carmen z całą pewnością miała pełną rodzinę: matkę, ojca i starszego brata. O dziadkach nic nie wiedział, ale w tej chwili było to mało istotne. Z drugiej strony był z tego zadowolony. Wreszcie wyjaśniło się, gdzie Gryfon przebywał w czasie wakacji i Knot nie słał już w tej sprawie kilku sów tygodniowo.



--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]   16.04.2005 22:45
KaFeCkO  
QUOTE   17.04.2005 19:03
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 „CZUŁE” POWITANIE ...   17.04.2005 21:32
Weasley   a bedzie rozdział 3?!   18.04.2005 16:46
Magya   Mam mieszane uczucia i z krytyką wstrzymam się do ...   18.04.2005 19:12
Carmen Black   ROZDZIAŁ 3 WYJAŚNIENIA Harry zamr...   18.04.2005 22:05
Carmen Black   CZwarty jest dłuższy... ROZDZIAŁ 4 Ważne rozmowy...   21.04.2005 18:31
Mariah Hiwatarii   Bardzo fajne opowiadanie !!! Podziwiam...   03.05.2005 11:57
Moonchild   hmmm.. no to zacznijmy od początku 1 rozdział to...   03.05.2005 12:35
Carmen Black   Do Moonchild!! 1) Piszę w "wordzie...   03.05.2005 14:30
Moonchild   Dobra Snake zamiast Snape to jeszcze moge zrozumie...   03.05.2005 14:39
Carmen Black   A więc tak: to jest kolejny rozdział. Ma niecałe 1...   04.05.2005 00:27
Moonchild   Całkiem fajne :) Pojawiło się troche więcej opisów...   08.05.2005 11:29
Forhir   Swietne! Czekam z niecierpliwoscia na kolejne ...   08.05.2005 12:03
Ewelka   Przecyztałam dopiero trzy pierwsze odcinki ale...   08.05.2005 19:08
raven11   Super! :D czekam na następne jest świetne mam ...   19.05.2005 19:21
Martuś_gryffindor   fajnie fajnie,ale dla mnie to troszke za duzo opis...   28.05.2005 13:14
Carmen Black   Rozdział 6 już jest. Jeśli jego konwencja wam się ...   29.05.2005 18:03
Moonchild   No wreszcie dałaś kolejną część. I to całkiem ciek...   29.05.2005 19:52
Carmen Black   No cóż. Może trochę wyjaśnię. W liście owszem nie ...   02.06.2005 21:05
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 NOWI Zgiełk. Hałas. Śmiech. Krzyki. J...   02.06.2005 21:09
Moonchild   Początek średnio mi się podobał, ale dalej się roz...   02.06.2005 21:46
Carmen Black   No cóż. Błędy są. Rozdział nie jest zbyt ciekawy, ...   20.06.2005 16:06
Moonchild   Dawno tu nie zaglądałam. Nawet nie zauważyłam, że ...   10.07.2005 22:46
Carmen Black   Jeśli są błędy - przepraszam. Nie jest to jednak m...   14.07.2005 22:49
Avadakedaver   Grtuluję Ci! napisałaś już prawie całą książkę...   04.02.2006 21:14
Natalia   Podoba Mi Się Nie Znalazłam Żadnych Błędów Może D...   15.07.2005 13:32
Vanillivi d'Azurro   Czytałam już wcześniej ten ff na blogu. Szczerze m...   13.09.2005 21:48
Carmen Black   Ja, ja przepraszam. Wiem, że niektórym to się nie ...   14.09.2005 17:04
Carmen Black   Sory, to jest ciąg dalszy poprzedniego rozdziału. ...   14.09.2005 17:24
Tomak   Przeczytałem opowiadanko i stwierdzam ze jest napr...   14.09.2005 18:47
Carmen Black   Na żywca, na żywca. Jestem mistrzem improwizacj...   14.09.2005 19:36
Mroczny Wiatr   :blush: Cóż szkoda, że dopiero jutro. Szkoda, że ...   14.09.2005 23:14
Carmen Black   Rok temu, że się tak wyrażę nie miałam jeszcze ...   15.09.2005 15:04
Carmen Black   Obiecany rozdział jedenasty właśnie wylądował. Zap...   15.09.2005 15:11
Tomak   Bombastick fajny parcik opowiadanko wciaga. Piszes...   15.09.2005 15:30
Carmen Black   Kolejne części podzielone na party najpierw ląd...   15.09.2005 15:43
Carmen Black   Jak zwykle coś mi ucina końcówkę. No, nic. Wklejam...   15.09.2005 15:30
Tomak   Dobra kapie. o sowe było by trudno a kominka w dom...   15.09.2005 16:06
Moonchild   Podoba mi się, ale miejscami troche nudnawe sie ro...   15.09.2005 16:38
Mroczny Wiatr   :blush: Doczytałem reszte u Ciebie na blogu bo co...   16.09.2005 14:14
Tomak   A mozesz podac adres bloga bo tez bym sobie chciał...   16.09.2005 14:33
Mroczny Wiatr   Carmen podała wczoraj o 15,43 http//hpibractwosmo...   16.09.2005 16:20
Tomak   Dzieki. Jezeli juz wczesniej adres był podawany to...   16.09.2005 17:33
Carmen Black   Do stu tysięcy wściekłych Hipogryfów! Na Chime...   16.09.2005 18:02
Tomak   Impervius! Mam małe pytanko. Co to za zakleci...   16.09.2005 19:56
Czarny Łowca_   Zeklęcia Impervius użyła Hermiona w tomie IV i dru...   17.09.2005 14:43
Tomak   Aha juz pamietam dzieki teraz juz sobie przypomnia...   17.09.2005 15:00
Czarny Łowca_   Faktycznie pomyłka, ale pisałem to z pamięci, a ta...   17.09.2005 17:50
moniczka   Narazie przeczytalam tylko trzy rozdzialy, bo nie ...   17.09.2005 18:23
Carmen Black   Dawno tego nie aktualizowałam. Mam sporo zaległośc...   02.02.2006 17:49
Carmen Black   Kontynuacja dwunastki Kolejne kilka tygodni były ...   02.02.2006 17:51
Carmen Black   ROZDZIAŁ 13 Biała Śmierć Lord Voldemort by...   02.02.2006 17:54
Katon   Kurde, ludzie, macie rozmach.   02.02.2006 17:56
Carmen Black   ROZDZIAŁ 14 Serum prawdę Ci powie ...   02.02.2006 17:58
Carmen Black   ROZDZIAŁ 15 Poza czasem i przestrzenią Harry ...   02.02.2006 18:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 16 Wyprawa - Wyglądasz jak kretyn ...   02.02.2006 18:06
Carmen Black   Rozdział 17 Drużyna Marzeń Anastazja Romanowa s...   02.02.2006 18:08
Carmen Black   Rozdział 18 Kryształowy Sen Przez cały tydzień ...   02.02.2006 18:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 19 Ciężkie życie artysty Anastazja wst...   02.02.2006 18:11
Tomak   Czytałem na blogu rozdzialiki są super nie moge si...   02.02.2006 20:26
Ajihad   Czy tu będą następne rozdziały? :(   12.02.2006 15:30
Carmen Black   Rozdziały będą, a jakże! Rozdział 20 Zagini...   12.02.2006 17:16
Carmen Black   ROZDZIAŁ 21 Odkryte tajemnice Hogwardzkie śniad...   12.02.2006 17:24
Ajihad   Juhuuu! :P Wreszcie! Te części wymiatają...   12.02.2006 23:17
Carmen Black   ROZDZIAŁ 22 Prawda w oczy kole Ginny siedziała pr...   15.02.2006 19:22
Czarny Łowca_   Świetnie że jest już nastepna część. Szczególnie p...   16.02.2006 11:08
em   Nie mam czasu czytać całości, wybacz ^^", ale...   16.02.2006 11:14
Ajihad   Prócz tego, że jak powiedział emoticonka: " H...   16.02.2006 17:37
Carmen Black   Mam nadzieję, że będzie się miło czytało... ROZDZ...   20.02.2006 00:04
Carmen Black   ROZDZIAŁ 24 [u]Urodziny[/b] Powoli docierały do n...   22.02.2006 16:47
Avadakedaver   niessamowite. TY jesteś niessamowita, Carmen. Powi...   26.02.2006 23:13
Carmen Black   Z Rowling nie zamierzam niczego obgadywać. Każda z...   28.02.2006 21:13
Avadakedaver   noooo... niby tak, ale kobieto, takiego talentu ni...   02.03.2006 22:38
Moongirl   jak zaczełam czytać to opowiadanie to hm bylo wida...   07.03.2006 17:14
zgred   Pozdrowionka opowiadanie ciekawe. Im wiecej czytas...   11.03.2006 12:24
mateusz14   Niezłe opowiadanie nie moge się doczekać następneg...   11.03.2006 13:25
Carmen Black   ROZDZIAŁ 26 [u]Przekleństwo Nienawidził żyć w nie...   14.03.2006 00:18
Ajihad   Skończyć w takim momencie! Tóż to zbrodnia...   14.03.2006 09:47
Moongirl   jaka cudna niespodziewajka :) rozdzial swietny :) ...   15.03.2006 16:47
pelbinek   Kiedy wyjdzie następny rozdział ?? Bo już nie mogę...   23.03.2006 16:18
Michal   No to jest za......e:) Pomyśl czy tego nie wydać,...   23.03.2006 23:21
Carmen Black   ROZDZIAŁ 27 [u]Powtórka z rozrywki[/u] Dudley si...   24.03.2006 18:08
pelbinek   Następny super odcinek :D Tylko znowu przerwany w ...   24.03.2006 20:05
Dragona   Troche podobne do Szczesliwych dni (skalpel Avereg...   25.03.2006 20:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 28 [u]Cena wolności[/u] Hermiona była p...   07.04.2006 22:19
Ajihad   Wreszcie nowy part! Określę go jednym zdaniem ...   08.04.2006 11:39
Dragona   No i oto chodzi ten rozdzial wyszedl ci swietnie :...   09.04.2006 15:38
Michal   Kiedy bedzie dalszy ciąg... juz od 18dni nic niema...   25.04.2006 16:40
Carmen Black   Rozdział 29 Powroty bolą najbardziej Mary siedzi...   26.04.2006 17:18
Michal   Fajne:D:D Harry śmierciożercą:] Tylko nierozumiem...   26.04.2006 18:32
Carmen Black   Gwałt był iluzją. Mroczny Znak był jedynie chronio...   26.04.2006 18:55
Michal   Aaa dobra teraz czaje:] Dzięki:D:D Jak skonczysz ...   26.04.2006 20:17
Carmen Black   [b]Rozdział 30 Nie zrywaj… Harry pakował ku...   01.05.2006 19:25
nosferatu   nie tylko nie :cry: to...to mój ulubiony ff napisz...   03.05.2006 16:16
Ajihad   Nie! Tylko nie to! Ten napis"koniec...   03.05.2006 21:58
Moongirl   a bedzie jakis dalszy ciąg? w nowym ff?   12.05.2006 16:17
Hawtagai   Jestem pod wrażeniem tego ff :) mam nadzieje,że t...   12.05.2006 16:46
Carmen Black   Nie, nie koniec   12.05.2006 20:08
Kedos   To nie moze byc koniec bo gdzie cala bitwa ;P Nooo...   12.05.2006 23:23
2 Strony  1 2 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 23.05.2024 21:21