Narazie Bez Tytułu ;], ...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Narazie Bez Tytułu ;], ...
Joanne Riddle |
![]()
Post
#1
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 31 Dołączył: 18.01.2006 Skąd: z internetu :) ![]() |
Wstawiam mój nowy projekt bo tamten jakoś mi nie idzie i nie wiem czy go w ogóle skończę. Mam nadzieję, że nikt jeszcze nie napisał o tym co tu zamieszczam. Piszcie swoje wrażenia i poprawiajcie
![]() *** Wielkie dębowe drzwi prowadzące do Wielkiej Sali otworzyły się z niemałym hukiem. Wszyscy obecni na sali zwrócili z zainteresowaniem wzrok na postać, która ukazała się w wejściu. Była to posiadająca niezwykłą urodę dziewczyna. Odrzuciła z twarzy długie, hebanowe włosy lśniące w blasku tysiąca ciepłych świec. Zwróciła swe duże, błękitne oczy w stronę stołu nauczycielskiego z wyczekującym wyrazem twarzy. Dumbledore spojrzał na dziewczynę i zareagował głośnym chrząknięciem. Nie było ono potrzebne, ponieważ w całej Wielkiej Sali panowała nienaturalna cisza. Dyrektor powstał i powiedział: - Witam nową uczennicę w naszych skromnych progach! Przedstawiam wam Kathrine Riddle! - przez chwile daremnie czekał na oklaski, aż w końcu jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się serdecznie do dziewczyny i wskazał na wielki, stary i naznaczony upływem czasu kapelusz potocznie zwany „Tiarą Przydziału”. W ogóle nie zwrócił uwagi na to, że po tym jak na sali padło nazwisko „RIDDLE” wszyscy uczniowie otworzyli usta i przyglądali się nowej z przerażeniem w oczach. Absolutnie nikt nie potrafił wykonać żadnego ruchu, to był dla nich istny szok. Jedyną osobą, która odważyła się coś zrobić była Pansy Parkinson – naczelna idiotka Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dziewczyna siedząca przy stole Slytherinu opuściła ceremonialnie widelec i cichutko pisnęła. Jednak w Wielkiej Sali znajdował się jeden jedyny uczeń, na którym słowa Dumbledore’a nie zrobiły większego wrażenia - był nim Harry Potter… Tak samo jak regularne rysy twarzy chłopaka, jego głębokie, szmaragdowe spojrzenie odzwierciedlało w pełni to wszystko co przeżył. Blizna w kształcie błyskawicy była jednocześnie jego chlubą i skazą. Chłopak skrzętnie ukrywał ją pod wiecznie rozczochraną, kruczoczarną czupryną nadawającą mu chłopięcego uroku, któremu nie mogła się oprzeć żadna dziewczyna. Ku uciesze rzeszy jego fanek, był wysoki i wysportowany. Nie na darmo trenował Quidditicha, w którym był po prostu świetny. Talent ten odziedziczył po ojcu… Podobno, bo miał rok, gdy go stracił. Matkę i ojca Harry’ego zabił najpotężniejszy czarnoksiężnik wszechczasów - Lord Voldemort, którego prawdziwe imię brzmiało Tom Marvolo Riddle. Był on ojcem owej dziewczyny stojącej na środku Wielkiej Sali. To co Harry teraz czuł w stosunku do niej można by nazwać czymś więcej niż nienawiścią, lecz czy miał do tego prawo? Przecież on też wyrządził jej taką samą krzywdę jaką wyrządził mu Voldemort – zabił jej ojca. Z rozmyślań wyrwał go głos Tiary Przydziału: - SLYTHERIN! Zdecydowanie Slytherin. – krzyknęła Tiara, gdy tylko dotknęła nieznacznie głowy Kathrine. Panna Riddle zdziwiła się nieco reakcją tego starego kapelusza i spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego ukradkiem uśmiechając się do Snape’a. Po chwili Dumbledore podszedł do niej i coś wyszeptał. Dziewczyna skierowała się w stronę stołu Slytherinu. Każdy uważnie śledził jej kroki, jakby bał się, że zaraz rozpocznie na nim krwawą rzeź. Pansy Parkinson widząc, że córka Czarnego Pana ma w zamiarze usiąść obok niej, drżącym głosem zwróciła się do Draco Malfoy’a, który był najbliżej. Chłopak nie był przerażony, ale zaskoczony wydarzeniami, które się obecnie rozgrywały. Tak jak większość ludzi zgromadzonych w tej Sali zastanawiał się jak to jest być krewnym Voldemorta, jak to jest być jego dzieckiem… - Draco – mówiła łamiącym się głosem Pansy – a jak rzuci we mnie Avadą albo czymś…? Blondyn spojrzał na nią z litością. - To zrobi dobry uczynek dla ludzkości… – stwierdził chłodnym głosem . Pansy już się nie odezwała, jak zwykle myślała, że on tylko tak. Tak jak przewidziała Pansy, córka samego Lorda, młoda panna Riddle usiadła obok niej, ale ku uciesze tej pierwszej nawet nie zaszczyciła jej spojrzeniem. Ignorując jej obecność, wszystkie natrętne spojrzenia i denerwujące szepty z uwagą wsłuchiwała się w słowa Dumbledore’a, który teraz wyliczał przedmioty zakazane, z rosnącej z roku na rok listy Filcha. Gdy padło słowo „łajnobomby” większość uczniów wyglądało na niepocieszonych, ale wróćmy do Malfoya i jego odczuć… Jej zachowanie intrygowało Malfoya… Intrygowało go i to bardzo…Zrobiła coś co wprawiło Ślizgona w niemały szok, popatrzyła mu prosto w oczy. Dracze zakłopotany, pierwszy odwrócił wzrok i postanowił, że do końca kolacji już nie spojrzy na nią ani razu. Przy stole Gryfonów też wiele się działo, chociaż tam nie było aż tak napiętej sytuacji jak przy stole Ślizgonów. Oczywiście wszystkim towarzyszył szok i bliżej nieokreślony strach, ale fakt, że mają przy sobie Pottera dodawał im nikłej pewności siebie. On sam był wyjątkowo spokojny, lecz w jego umyśle walczyły dwa uczucia – nienawiść i poczucie winy. Od początku kolacji, odkąd tylko usłyszał nazwisko Riddle czuł się dziwne odpowiedzialny za to, że pozbawił kogoś ojca, jeśli nawet ten ojciec nie był dobrym i prawym człowiekiem. (Tak ogólnie to on nie był człowiekiem ![]() - Harry czy do ciebie cokolwiek dociera?! Mógłbyś uważać, jesteś dziś strasznie rozkojarzony… Okazujesz brak szacunku profesorowi Dumbledore’owi swoim zachowaniem…! – mówiła konspiracyjnym szeptem. - A co ja takiego robię…? - spytał trochę według niej protekcjonalnie, a ta tylko spiorunowała go wzrokiem i ciężko westchnęła: - Jesteś na tyle dorosły, że chyba nie musze ci tłumaczyć jak małemu dziecku, co robisz źle prawda…? - po tych słowach odwróciła się w stronę przemawiającego Dumbledore’a, i jak zwykle notowała w pamięci wszystko co mówił. Harry nie skomentował tego co powiedziała, tylko „ignorancko” powrócił do swych myśli. Wielka ciekawość kazała Harry’emu spojrzeć ukradkiem na dziewczynę. Dostrzegł w niej wielkie podobieństwo do Czarnego Pana. Tylko te jej błękitne oczy wyglądające jak czyste i bajeczne niebo… Po jego ciele niczym morska fala przepłynęły dreszcze. Ocknął się ze stanu kompletnego otępienia i rozejrzał się po wszystkich obecnych na sali. W ich oczach widać było zwierzęcy strach. Nawet Ron nerwowo machał nogą pod stołem. Pomyślał, że jedynym pragnieniem tych ludzi jest ucieczka stąd w miejsce gdzie będą bezpieczni, tylko czemu on czuł, że nic złego się nie wydarzy? -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
Joanne Riddle |
![]()
Post
#2
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 31 Dołączył: 18.01.2006 Skąd: z internetu :) ![]() |
Poprawka
![]() ![]() *** Był to stary zaniedbany dom. Ze ścian odpadała tapeta, a podłoga sprawiała wrażenie nie odkurzanej od lat. Podążał długim, ciemnym korytarzem mijając po drodze wiele pokoi skrywających swoje mroczne tajemnice. Dotarł do naznaczonych upływem czasu dębowych drzwi i otworzył je bez pukania. W małym pomieszczeniu pogrążonym w półmroku na staromodnym, wąskim łóżku siedziała skulona dziewczyna. Nawet nie drgnęła na dźwięk otwieranych drzwi. Gdy tylko się do niej zbliżył oderwała wzrok od pomiętej fotografii, którą dzierżyła w dłoniach ukazując przy tym swe oblicze dotąd skrywane pod kurtyną długich, czarnych włosów. Miała nienaturalnie bladą cerę i smutne, jasnoniebieskie oczy. Były mokre od łez, które spływały powoli po jej policzkach. Ktoś położył rękę na jej ramieniu i lodowatym głosem oznajmił: „Wytrzyj łzy, nadszedł czas zemsty…” Nie zdołał ujrzeć co stało się potem, ponieważ obudził go ostry ból przeszywający jego czoło w miejscu gdzie znajdowała się blizna w kształcie błyskawicy. Zlany zimnym potem gwałtownie wstał i skierował swe kroki w stronę lustra wiszącego na przeciwległej ścianie. Teraz spoglądał na niego chłopak o migdałowo-zielonych oczach. Młodzieniec odgarnął z czoła kruczoczarną czuprynę i przejechał delikatnie palcem po bliźnie, która była piętnem tego co cudem przeżył szesnaście lat temu. To właśnie wtedy zginęli jego rodzice z rąk najpotężniejszego czarnoksiężnika wszechczasów, syna dziedziczki czystej krwi i mugola, Lorda Voldemorta. Przez te lata Harry’emu o cale udawało się wymykać z jego rąk, lecz ostatnie starcie przyniosło temu kres. Voldemort, a raczej Tom Marvolo Riddle, został pokonany i dobro ostatecznie wygrało. Mimo, że On już nie żył, Harry nadal miewał koszmarne sny z jego udziałem. Gdy tylko zamknął oczy widział te nieludzko czerwone źrenice, tą kredowobiałą wręcz trupią twarz pozbawioną nosa na rzecz wąskich nozdrzy będących jego imitacją. Nadal słyszał w głębi swojego umysłu ten mrożący krew w żyłach, zimny głos. Nie poczuł od jego śmierci ani krztyny satysfakcji, ani ukojenia, którego pragnął od tylu lat. Pomimo tego, że już nikt i nic mu nie zagrażało nie zaznał spokoju. Patrzył tak w swoje lustrzane odbicie i rozpamiętywał bolesne wspomnienia, gdy nagle ciszę przerwał trzask i w jego pokoju aportował się nie kto inny, a sam Albus Dumbledore… *** Minął miesiąc od tego spotkania. Siedział teraz w Wielkiej Sali, obecny ciałem, lecz nieobecny duchem. Dumbledore właśnie wygłaszał mowę powitalną, lecz Harry go nie słuchał. Jego myśli daleko odbiegały od listy zakazanych przedmiotów Filcha. Miotała nim mieszanina złości, nienawiści i nieodpartej ciekawości. To ostatnie uczucie nie raz przysporzyło mu wielu kłopotów, i co było najbardziej denerwujące, nie mógł się go pozbyć. W jego głowie majaczyło teraz wspomnienie rozmowy, która tak nim wstrząsnęła. Jak tak mądry człowiek jak Dumbledore mógł pozwolić, by do jego szkoły uczęszczała Ona. Córka Voldemorta? Harry na początku pomyślał, że to jakiś mało zabawny żart. Przecież Voldemort nigdy nie miał przyjaciół a co dopiero rodzinę i dziecko! Sam Dumbledore powiedział, że jedyna rzeczą, do której nie jest zdolny Czarny Pan jest umiejętność kochania, więc jakim cudem ktoś taki jak on miał okazję zasmakować czym jest miłość…?! Czy on w ogóle wiedział co znaczy to słowo…? To było wprost nieprawdopodobne. W głowie Harry’ego tworzyły się zatem same czarne scenariusze. „Może zrobił to specjalnie?! Spłodził niewinnej kobiecie dziecko, aby gdy On sam się wypali i zniknie ono dokończyło jego mroczne dzieło…!” – myślał. Przedstawił Dumbledorowi swoje domysły, lecz ten tylko uśmiechał się kpiąco. Tego właśnie nigdy w nim nie rozumiał – tego bezgranicznego zaufania, tej wiary w ludzi. Mimo, że się z nim nie zgadzał, nie miał innego wyboru – musiał mu zaufać tak jak On zaufał Snapowi i tej dziewczynie… Riddle. Na samo brzmienie tego nazwiska dostawał dreszczy, a co dopiero stanąć z jego właścicielką twarzą w twarz? Nagle z zamyślenia wyrwał go odgłos oklasków – nawet nie spostrzegł się kiedy dyrektor skończył mówić. Na stołach pojawiły się już wszystkie potrawy, gdy Dumbledore jeszcze raz wstał, gestem uciszył gwar i zaczął przemawiać: -Zapomniałbym… To już nie ta pamięć… Tak moi drodzy! Tak! Starość nie radość! – uśmiechnął się i mówił dalej: - Musicie wiedzieć, że nie wybieramy sobie domu, w którym się rodzimy. Nie wybieramy sobie także rodziców. Nie ważne jest to kim jesteśmy, ale to jacy jesteśmy. Chcę abyście zawsze o tym pamiętali. Abyście nie szufladkowali osób z powodu ich krewnych czy nazwiska. Zapamiętajcie to moi drodzy. – rozejrzał się po wszystkich twarzach rzucając ciepłe spojrzenie Hagridowi, potem Hermionie i Malfoyowi, a potem przemówił: -Przedstawiam wam nową uczennicę, która została przyjęta do braci uczniowskiej naszej szkoły. Severusie czy mógłbyś…? – zwrócił się do Sanpe’a, a ten bezceremonialnie wstał i skierował się ku drzwiom, nie zwracając uwagi na to, że wszyscy wstrzymali oddechy. Tylko jeden Harry spośród wszystkich uczniów wiedział co się święci – Dumbledore nie pozwolił mówić mu o tym, nie chciał by wszyscy wystawiali pochopne osądy. Snape wrócił po kilku minutach w towarzystwie ciemnowłosej dziewczyny. Ona rozejrzała się niepewnie i Harry uchwycił jej wzrok. Od razu rozpoznał te smutne, błękitne oczy… -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 18.06.2025 04:10 |