Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]

Carmen Black
post 16.04.2005 22:45
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pierwszy raz publikuję coś własnego na tym forum. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałi. Na razie tylko jeden rozdział. Jeśli będzie się podobać to będą kolejne.

ROZDZIAŁ 1

NIESPODZIEWANY WYJAZD


Wszyscy mieszkańcy domu przy Privet Drive numer 4 spali kamiennym snem. Wszyscy, poza jednym chłopcem. Harry Potter bał się zasnąć, bo noc w noc dręczyły go koszmary. Tego lata, zaledwie kilka tygodni temu zmarł jego ojciec chrzestny- Syriusz Black. Dla Chłopca, Który Przeżył była to prawdziwa tragedia. Harry przewracał się z boku na bok. Ilekroć zapadł w lekką drzemkę przed oczami widział tę samą scenę, Syriusza wpadającego za zasłonę.



W kwaterze głównej Zakonu Feniksa przy Grimmuald Place 12 trwała zażarta kłótnia pomiędzy Albusem Dumbledore’ m a Severusem Snape’ m .
-Nie, Albusie. Nie zgadzam się! Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz?!
-Ależ drogi kolego to tylko nie całe dwa miesiące.
-To aż dwa miesiące.
-Severusie przykro mi, ale nie masz wyjścia. Harry’ emu podasz eliksir wieloosobowy, więc nawet jeśli ktoś by do ciebie przyszedł w odwiedziny to nikt go nie pozna.
-Dyrektorze- widać było, że czarnowłosy mężczyzna jest na straconej pozycji, jednak chwytał się każdej możliwości obrony- nie sądzę, żeby Potter był zadowolony możliwością spędzenia ze mną ponad sześciu tygodni. Poza tym ta dziewczyna… nawet jej nie znamy!
-Chciałeś powiedzieć, że to ty jej nie znasz.
-Ale…
-Żadnego „ale”- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Alastorze, jutro z samego rana pójdziesz po Harry’ ego i odprowadzisz go do Snape Manor.
-Dobrze. A co mam mu powiedzieć kiedy już tam będziemy?
-Severus wytłumaczy chłopakowi co trzeba.
Harry leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były puste, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski, której nic nie obchodzi. Już od godziny był w takim stanie. Ciągle myślał o tym dziwnym śnie. Nie był on związany bynajmniej z Voldemortem czy Syriuszem, tylko z jakąś dziewczyną. Nie pamiętał jak wyglądała, ale wiedział, że mówiła do niego. Miała obcy akcent, a jej słowa miały jakieś takie melodyjne brzmienie i układały się w zdanie: „Nim rok minie, poznasz swoje przeznaczenie”. Nie dawało to chłopakowi
spokoju i zaprzątało jego myśli. Co to miało znaczyć? Jakie przeznaczenie? O ile dobrze pamiętam to moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Panem- pomyślał.- No tak później będę ofiarą albo mordercą. Ciekawa perspektywa.
Z ponurych rozmyślań dotyczących jego przyszłości wyrwał go trzask towarzyszący aportacji. Młody Potter chwycił różdżkę i z bijącym sercem zbiegł na dół do kuchni. Zobaczył tam Szalonookiego, który zawzięcie tłumaczył coś wujowi Vernonowi i ciotce Petuni. Gdy tylko zauważył Harry’ ego zwrócił się do niego:
-Witaj chłopcze. Pakuj się zaraz musimy się stąd zbierać.
-Dzień dobry. Skąd mam mieć pewność, że jest pan prawdziwym Moody’ m?- zapytał podejrzliwie chłopak.- Nikt mi nie napisał, że dziś mam stąd wyjechać.
-Decyzja została podjęta dziś w nocy. Nie chcieliśmy wysyłać sowy w obawie,
że mogłaby zostać przechwycona. Dumbledore spodziewał się twojej reakcji,
dlatego kazał ci przekazać ten list.Harry niepewnie wziął list do ręki. Spodziewał się, że może to być świstoklik, który zabierze go prosto do Sami- Wiecie- Kogo. Nic takiego jednak się nie stało. Potter rozwinął pergamin i zaczął czytać:

Drogi Harry!
Zapewne zastanawiasz się dlaczego nikt nie napisał do Ciebie w sprawie twojego wyjazdu. Otóż nie chcemy, aby sowa wpadła w niepowołane ręce. Alastor zabierze Cię w bezpieczne miejsce. Niestety nie będzie to Kwatera Główna, gdyż jak mniemam z tym miejscem wiążą się zbyt bolesne wspomnienia. Wszystkiego dowiesz się po dotarciu do celu. Chcę też powiedzieć, że nie możesz wysyłać listów do swoich przyjaciół, gdyż wiąże się to z wielkim ryzykiem. Oczywiście będziesz mógł się z nimi kontaktować, ale nie zdradzaj im swojego miejsca pobytu. Listy przekazywał będziesz członkowi Zakonu, a on dostarczy je do adresatów.
Z poważaniem

Albus Dumbledore

PS.
Słuchaj osoby, u której przez najbliższe kilka tygodni będziesz mieszkać.

Harry jak zahipnotyzowany wpatrywał się w list. Wydawał się być autentyczny, ale… No tak, zawsze jest jakieś „ale”. Zgadzał się w stu procentach, że z domem przy Grimmuald Place 12 wiąże się dużo wspomnień, ale miał też nadzieję, że
spotka się z Ronem i Hermioną, a z tego co przeczytał jasno wynikało, że nie. Poza tym gdzie chcą go umieścić?
-Chłopcze, dobrze się czujesz?- zapytał Moody, bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Tak…- odparł niezbyt przytomnie Harry.- To gdzie mnie pan zabierze?
-Nie mogę ci powiedzieć. Idź się spakować. Nie mamy za dużo czasu. Harry poszedł do swojego pokoju i zaczął wrzucać do kufra wszystko co miał pod ręką. Na dnie wylądowały jakieś ubrania, na nich książki, pergaminy i pióra. Najwięcej namęczył się przy wkładaniu Błyskawicy, ale i z tym szybko się uporał. Rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy wszystko zapakował. Wziął kufer i klatkę z Hedwigą, po czym wszystko zniósł do kuchni.
Szalonooki wyciągnął z kieszeni swojej szaty coś co wyglądało jak gwizdek. Swistoklik- pomyślał Harry.
-Daj kufer. Wiesz jak z tego korzystać?- zapytał były auror.
-Tak. To do zobaczenia w następne wakacje- rzucił w
stronę wciąż oniemiałej rodziny.
-To na trzy.
1…2…2!
Złapali gwizdek. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Oderwali się od ziemi i znikli.

Ten post był edytowany przez estiej: 06.07.2006 14:19


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 15.02.2006 19:22
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




ROZDZIAŁ 22
Prawda w oczy kole

Ginny siedziała przy jednym z bardziej odosobnionych stolików. Wszędzie dookoła niej walały się słowniki do starożytnych run. Zaklęła pod nosem i zgniotła kolejną kartkę. Nie sądziła, że przetłumaczenie tych kilku linijek będzie aż tak skomplikowane. To pismo, mimo iż runiczne było inne, dziwne. Runy często były odwrócone, znaki zatarte.
Chwyciła się za głowę. Już od kilku godzin siedziała w bibliotece, próbując przetłumaczyć tekst. Szło jej to wyjątkowo opornie. Z dwóch gęsto zapisanych pergaminów zostało jej jeszcze półtora arkusza. Westchnęła. W takim tempie zajmie jej to co najmniej tydzień.

***

Kobieta siedziała w obitym czerwonym pluszem fotelu. Szeroko otwartymi oczyma patrzyła na młodego mężczyznę o kruczych włosach i przenikliwym spojrzeniu. Nie mogła uwierzyć w to, co do niej mówił. Magia… Hogwart… Nie mieściło jej się to w głowie.
Około dwudziestoletni młodzieniec ze spokojem patrzył na twarz rozmówczyni. Nie była ona klasyczną pięknością, choć mogła zostać uznana za wyjątkowo ładną.
Miała delikatne rysy twarzy, wąskie usta, zgrabny, mały nosek i niesamowicie niebieskie oczy okolone kurtyną długich rzęs. Brązowe włosy związane miała z tyłu głowy, ale kilka niesfornych kosmyków wymykało się z objęć spinki. Co jakiś czas podnosiła drobną dłoń i nerwowym ruchem zakładała je za ucho.
Ubrana była we flanelową koszulę w czerwonobiałą, drobną kratkę i poprzecierane w niektórych miejscach dżinsy. Jej figura była daleka od idealnej, ale nie była również wyjątkowo odstręczająca. Kobieta przywodziła na myśl nieforemną nastolatkę. Miała zbyt długie ręce i za krótkie nogi.
Spojrzał na nią po raz kolejny. Zauważył, że ciągle nie mogła wyjść z szoku. Nic dziwnego, skoro przyszedł do niej bez ostrzeżenia i po prostu rozsiadł się w fotelu przywołując do siebie kubek herbaty. Kiedy zobaczyła, jak naczynie leci do niego pokonując przedpokój i dwoje drzwi – zemdlała. Ocucił ją i podał jakiś eliksir. Dzięki temu ciągle była przytomna, ale nie mógł stwierdzić, czy cokolwiek do niej dociera.
Rozejrzał się po salonie. Zwykłe meble z ciemnego drewna zajmowały jedną ze ścian niewielkiego pomieszczenia. Na niskim stoliku stał telewizor i odtwarzacz wideo. Na środku na granatowym dywanie ustawiona była niska ława, dwa fotele i kanapa. Niemal każdą wolną przestrzeń zastawiono roślinami. Ściany pomalowano na jasnożółty kolor.
- Mógłbyś powtórzyć, w jakiej sprawie do mnie przyszedłeś? – zapytała drżącym głosem.
- Mówiłem już. Chcę, żebyś pomogła nam nałożyć pewien skomplikowany czar na szkołę. Więcej nie mogę powiedzieć, bo nie wiem. To nie ja zajmuję się tą sprawą. Ja tylko robię za posłańca. Możesz mi wierzyć, niewdzięczna robota.
- Ale dlaczego ja?!
- Bo jesteś potomkinią Helgi Hufflepuff, jednej z założycielek Hogwartu – powiedział, jakby to wyjaśniało całą sprawę.
Podciągnęła nogi pod brodę. Ukryła twarz w dłoniach. I uwierzyć, że jeszcze godzinę temu jej życie było całkowicie normalne. Miała zwykłe problemy, jak na przykład niezapłacony rachunek za prąd. Teraz ni z tego ni z owego okazało się, że jest zmuszona (tak zmuszona, bo odmowa nie wchodziła w rachubę, tego była pewna), pomóc jakiejś grupie nawiedzonych fanatyków ochraniać szkołę, o której istnieniu nie miała pojęcia.
Spojrzała w oczy rozmówcy. Wydawał się miłym i prawdomównym człowiekiem. W dodatku nawet ona wyczuwała, że roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości i mocy. Nie mogła mu odmówić. Wiedziała o tym, odkąd po raz pierwszy go zobaczyła.
Skinęła głową.
- Dobrze, pomogę wam. A właściwie… W jaki sposób będzie się to odbywało?
Wzruszył ramionami. Nikt tego jeszcze nie wiedział. Szczerze powiedziawszy nie miał nawet pojęcia, czy to aby na pewno dojdzie do skutku. On tu tylko robił za posłańca.
- Przyjdę po ciebie, kiedy tylko dzieciaki dowiedzą się czegoś więcej o rytuale.
- Dzieciaki? – zapytała niepewnie. Nie podobało jej się to, co powiedział.
- Nie masz się czym przejmować. To mądre i zdolne dzieciaki, nastolatki właściwie. Każde z nich widziało rzeczy, których nie powinno oglądać i każde, możesz mi wierzyć, wie na czym polega ich zajęcie.
Nie uwierzyła mu do końca, ale się nie odezwała. W milczeniu patrzyła, jak zakłada, długi, czarny płaszcz i okulary przeciwsłoneczne. Odprowadziła go do drzwi i przez chwilę stała nieruchomo wpatrzona w jego niknącą w mroku sylwetkę.

***

Siedział w najgorszej knajpie na Nokturnie. Tutaj nikt przy zdrowych zmysłach nie przychodził bez sztyletu schowanego w rękawie obszernej szaty i noża myśliwskiego w cholewie buta. Tak, „Niebo” nie należało do miejsc napawających optymizmem.
Spojrzał na swoją towarzyszkę. Spod szerokiego kaptura patrzyły na niego duże szare oczy. Kilka jasnych blond włosów opadało na ramiona. W panującym półmroku nie był w stanie dostrzec niczego więcej, ale domyślał się, że kobieta jest na skraju załamania nerwowego.
- Co się stało, Narcyzo?
- Czarny Pan uwolnił śmierciożerców, ale o tym pewnie wiesz. Boję się… - jej głos lekko zadrżał. – Boję się, że teraz, kiedy Lucjusz jest na wolności nic nie stanie na przeszkodzie, aby Draco również stał się pieskiem liżącym buty tego potwora, który każe tytułować się Lordem.
- Do czego zmierzasz?
- Wiem, że ktoś wynajął cię do pilnowanie Pottera. Nie obchodzi mnie, kto to zrobił. Nie obchodzi mnie, dlaczego to zrobił. – Spojrzał na nią z zainteresowaniem. – Teraz ja chcę, żebyś pilnował również Dracona. Wiem tylko jedno. Nie mogę dopuścić, aby Lucjusz spotkał się z moim synem.
Patrzyła na niego błagalnie. Po alabastrowym policzku spłynęła samotna łza, którą szybko otarła. Nie mogła rozkleić się w miejscu publicznym.
Wziął głęboki oddech, wypuścił powietrze z sykiem. Zapatrzył się na ścianę. To ciekawe, jak oświetlenie może zmienić barwę szarości. Teraz była ona lekko zaróżowiona. Im dłużej na nią patrzył tym nabierała cieplejszych barw. Musiał się zgodzić, bo taki miał kodeks. Jego własny kodeks honorowy, którego pierwszy punkt mówił, aby nie odmawiać damie proszącej o pomoc.
Skinął głową. Będzie miał oko na młodego Malfoya, ale cudów nie obiecuje. Chłopak sam podejmie decyzję. Z resztą śmierciożercą będzie mógł się stać dopiero w siódmej klasie Hogwartu, gdy skończy osiemnaście lat. Tak, Gad miał bardzo ciekawe podejście do dorosłości.
Wstali w tym samym czasie, uścisnęli sobie dłonie i opuścili „Niebo”. Na zewnątrz jeszcze przez chwilę stali obok siebie, patrząc, jak słońce próbuje przedrzeć się przez gęstą zasłonę dymu.
Każde z nich poszło w swoją stronę. Ona – do domu, udawać pogrążoną w smutku żonę. On – do pracy, pilnować dwóch najbardziej zagorzałych nastoletnich wrogów.

***

Każde z nich ściskało w ręku dość sporych rozmiarów pliki kartek. Minął tydzień, odkąd znaleźli księgę i wreszcie mieli wszystkie fragmenty przetłumaczone na język angielski. Rozsiedli się na fotelach i słuchali Carmen, która miała do przekazania dość istotne informacje.
- Udało nam się dotrzeć do kobiety, która jest potomikinią Helgi. Rozmawialiśmy z nią i zgodziła się nam pomóc. Teraz pozostaje nam wybrać odpowiedni rytuał.
Harry spojrzał na dziewczynę, jakby próbował wyczytać coś z jej oczu. Dostrzegła jego spojrzenie i prawie niezauważalnie skinęła głową. Wzięła głęboki oddech.
- Mam też dla was inne informacje – mówiła, patrząc w oczy chłopaka. – Tydzień temu, Harry dowiedział się dość interesującej rzeczy, którą kazał mi sprawdzić. Nie chciałam tego robić, ale zostałam przyparta do muru. Archi poszperał w dokumentach, przekopał się przez stosy papierzysk i… nie uwierzycie, co znalazł.
Patrzyli na nią z rosnącym zainteresowaniem. Harry domyślał się, że ta wiadomość nie będzie dla niego zbyt pomyślna. Przywołał do siebie piwo kremowe. Wolał usłyszeć tą informację, kiedy nie będzie kontaktował ze światem, jak należy. Niestety piwo kremowe miało to do siebie, że dość wolno otępiało zmysły.
- Cuda się zdarzają – kontynuowała Carmen. – Zdaje się, że mamy potomków każdego z założycieli.
Poczekała, aż przetrawią nowinę. Ona też była zdziwiona, kiedy usłyszała ją po raz pierwszy. Spojrzała na Harry’ ego. Był wyjątkowo blady. Oczy świeciły mu się, jakby w gorączce. Ręce lekko drżały.
- Tak, Harry. Dwa rody, których krew płynie w twoich żyłach wywodzą się od dwóch mężczyzn. Dwóch założycieli.
- Slytherin i Gryffindor – wyszeptał Pablo.
Harry podciągnął kolana pod brodę. Nogi otoczył ramionami. Wiedział, że jest to możliwe. Przypuszczał to już od drugiego roku, kiedy udało mu się otworzyć Komnatę Tajemnic, ale Dumbledore skrzętnie to ukrył. Stwierdził, że tylko prawdziwy Gryfon może wyciągnąć miecz z Tiary Przydziału. Że to część zdolności Gada sprawiła, iż Harry mógł trafić do Slytherinu.
Bzdura! Bzdura! Bzdura!
Drops wiedział od samego początku, ale to przed nim ukrywał. Dlaczego? Nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Ale kiedyś ją znajdzie, a wtedy… Lepiej, żeby ten stary piernik trzymał się od niego z daleka!
Otrząsnął się. Nie może teraz o tym myśleć. Nie może dopuścić do kolejnego zrywu. Wdech… Wydech… Doskonale, spokojnie, bez nerwów.
Błędnym wzrokiem potoczył dookoła. Caremen patrzyła na niego z niepokojem, różdżkę trzymała w wyciągniętej ręce, ale nie rzuciła żadnego zaklęcia. Tego był pewien. Angelica stała nieco z tyłu i ze strachem patrzyła na ścianę za chłopakiem. Odwrócił się, zobaczył na niej kilka pęknięć. Przeniósł wzrok na Pabla. Chłopak jako jedyny wydawał się być zadowolony. Uśmiechał się szeroko.
- Gratuluję – odezwał się cichym głosem. – Sam zapanowałeś nad zrywem, ale to ciągle za mało. Naucz się lepiej kontrolować emocje.
Skinął głową. Tylko tyle był teraz w stanie zrobić. Czuł się tak strasznie zmęczony. Tak… zmęczony…
Poczuł uderzenie w policzek. Potem kolejne i jeszcze jedno. Z niechęcią otworzył oczy, ale zaraz je zamknął. Światło go oślepiało. Słyszał nad sobą nerwową krzątaninę. Potem była już tylko cisza i ciemność.

- Jaśnie pan hrabia raczył się obudzić – usłyszał nad sobą rozbawiony głos. Z początku nie mógł zrozumieć, do kogo była skierowana ta mowa. W końcu wspomnienia zaczęły wskakiwać na właściwe miejsca.
- Jaśnie pan hrabia życzyłby sobie, żebyś przestała z niego kpić – odpowiedział po dłuższej chwili milczenia. – Ile spałem?
- Dwie godziny. Chodź, musimy zdecydować, którego rytuału użyjemy. Angel i Pablo mieli wybrać co ciekawsze.
Niechętnie wstał z miękkiego łóżka. Poznał to pomieszczenie. To tutaj dziewczyny próbowały zaleczyć jego rany po pojedynku z Louisem.
Skrzywił się, kiedy jego głowa znalazła się w pozycji pionowej. Zamrugał kilka razy, pozbywając się mroczków sprzed oczu. Ruszył w kierunku drzwi. Carmen z ciągle ironicznym uśmiechem na twarzy ruszyła za nim.

Dziesięć godzin później wykończeni siedzieli dookoła niewielkiego stolika i pocierali piekące oczy. Udało im się znaleźć trzy rytuały, które spełniały ich wymagania.
Jeden odrzucili już na starcie. Wymagał zbyt dużego poświęcenia.
Drugi również nie należał do najprostszych, ale dało się go tolerować. Opierał się on głównie na Magii Krwi i Poświęcenia, ale nie był zbyt brutalny, ani trudny. Należało zrobić jeden eliksir i w czasie pełni dodać do niego po kilka kropel krwi wszystkich biorących udział w rytuale. Ich liczba ograniczała się do potomków i Prowadzącego.
Trzeci był najciekawszy, ale żeby go przeprowadzić wymagana była dobra znajomość obrządków nekromanckich. Carmen, co prawda miała o tym jakie takie pojęcie, ale jej wiedza ograniczała się do minimum. Dziewczyna stwierdziła, że mogłaby przeprowadzić ten rytuał, ale nie teraz. W tej chwili była niemal pewna, że skończyłoby się to jej śmiercią.
Ustalili, że rytuał należy przeprowadzić jak najszybciej. Angel miała zająć się eliksirem, który był wyjątkowo prosty , a jego uwarzenie zajmowało co najwyżej dwa dni. Jednak problemem pozostawało odnalezienie komnaty monitorującej system bezpieczeństwa Hogwartu. Carmen nazwała to „jądrem zamku”.
- Musimy znaleźć to całe jądro – mówiła z przejęciem. – Jeśli tego nie zrobimy, to rytuał nie ma sensu. To tam koncentruje się cała obrona i to tam śmierciożercy będą chcieli uderzyć na samym początku, ale my sprawimy im kilka niespodzianek. Jak myślicie, gdzie to miejsce może być?
Milczeli przez kilka minut, próbując odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Harry czuł, że zna odpowiedź. Krążyła ona po jego głowie, ale gdy tylko zbliżał się do niej i próbował schwytać, ta mała zaraza uciekała z krzykiem. Miał odpowiedź na końcu języka, wiedział o tym, ale nie mógł sobie przypomnieć, o co może chodzić.
- Ta komnata musi być w miejscu wyjątkowo chronionym – odezwała się Carmen. – To może być wszędzie, niekoniecznie w centrum zamku.
- Na przykład w Skrzydle Szpitalnym? – zapytał znienacka Harry.
- W samym Skrzydle, nie. Ale w jego okolicach, jak najbardziej. Słuchaj, przez ostatnie pięć lat spędzałeś tam mnóstwo czasu. Nie zauważyłeś tam aby jakichś drzwi do składzików, nieużywanych komnat? Jednym słowem drzwi, które wszyscy omijają szerokim łukiem?
Skinął głową.
- Widziałem takie drzwi. Mówi się, że jest tam składzik na eliksiry, ale to bujda. Zbyt łatwo można by się tam dostać. A eliksiry, jak już wiecie, w szkole mają popyt.
- Zaprowadzisz mnie? – zapytała. – Im mniej osób pójdzie, tym będzie bezpieczniej – dodała tytułem wyjaśnienia.
- Teraz? W porządku. Tylko nie zdziw się, jeśli okaże się, że to nie tam.
Poprowadził ją przez szereg korytarzy. Dochodziła dwudziesta trzecia, więc, co jakiś czas musieli się kryć. Z trudem udało im się ominąć Filcha i jego kotkę. Kilkanaście metrów dalej w ostatniej chwili schowali się we wnęce unikając bliskiego spotkania z Mistrzem Eliksirów. Nie zdążyli wyjść, gdy na horyzoncie pojawiła się profesor Mcgonnagall, cicho rozmawiająca o czymś z dyrektorem.
- Dziwne – mruknęła do siebie Carmen.
- Co?
- Nie zauważyłeś? Wszyscy idą od tej samej strony. Od…
- Skrzydła Szpitalnego – dopowiedział Harry.
W panującym półmroku nie mógł tego widzieć, ale skinęła głową. Jeszcze przez ponad piętnaście minut zmuszeni byli siedzieć w ukryciu i starać się nie wydawać żadnych dźwięków.
W końcu udało im się dotrzeć na miejsce. Black przez kilkanaście minut majstrowała przy zamkach. Za każdym razem, kiedy nie udawało jej się otworzyć drzwi pomstowała na czym świat stoi.
- To musi być tutaj – stwierdziła po bezowocnych próbach dostania się do środka. – Te zabezpieczenia są zbyt dobre, jak na zwykły składzik eliksirów. Ja nie dam rady tego otworzyć.
- Więc nie dostaniemy się do środka? – spytał z rezygnacją Harry.
- Och nie – stwierdziła, uśmiechając się szeroko. – Po prostu ktoś inny otworzy te drzwi. Widzisz, Harry, są Uzdrowiciele i Mordercy. Są Aurorzy i Śmierciożercy. Ale są też inni, o których mówi się dużo mniej, ale to wcale nie znaczy, że ich nie ma. Kryją się w mrokach nocy i w dniach jasności.
- Co? – zdziwił się Harry. Carmen rzadko popadała w tak patetyczny ton.
- Złodzieje i szpiedzy – odpowiedziała gładko. – Pablo jest szpiegiem, a i owszem, ale on skupił się na Magii Umysłu. Ja sprowadzę tu innego Czerwonego. Kogoś, kto potrafi złamać niemal każde zabezpieczenia. To ta osoba rozmawiała z naszą potomkinią Helgi.
Chłopak spojrzał na dziewczynę. Cały czas uśmiechała się, pokazując dwa rządki białych jak śnieg ząbków.
- Angel jutro weźmie się za eliksir. Młoda Hufflepuff będzie tutaj pod koniec tygodnia. Teraz uważaj, bo to co powiem będzie cholernie ważne. Masz tylko pięć dni, na ściągnięcie tutaj Billy’ ego. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Możesz nawet uwieść tą całą Tonks. Ważne, żeby dzieciak był tutaj na cały weekend. Jasne?
- Jak słońce. Teraz dobranoc. Jestem wykończony.
W milczeniu rozeszli się do swoich dormitoriów.
Chłopak najciszej, jak potrafił wślizgnął się sypialni. Zabrał piżamę i poszedł do łazienki. Był zbyt zmęczony, żeby zabawić w niej zbyt długo. W ciągu pięciu minut był już umyty i gotowy do snu. Z westchnieniem ulgi opadł na łóżko. Kilka minut później zapadł w spokojny sen.
Była pierwsza pięćdziesiąt.

***

Śnieg przestał zalegać błonia, ale ciągle było mokro i nieprzyjemnie. Wszystkie domy wzięły się za ostre treningi. Również Gryfoni nie byli pod tym względem osamotnieni. Pierwszy mecz, z Krukonami, mieli zagrać już w połowie kwietnia.
W czasie jednego z treningów Ginny zbliżyła się do Harry’ ego i stwierdziła, że muszą porozmawiać. Chłopak skinął głową i rzucił się w szaleńczą pogoń za zniczem. Po pięciu minutach wrócił do dziewczyny i, wypuszczając znicza uśmiechnął się przepraszająco.
- O co chodzi, Ginny?
- Czego dotyczył ten artykuł, który kazałeś przetłumaczyć Hermionie?
- Powiem ci, ale to nie może dojść do Dumbledore’ a.
Skinęła głową.
- Chodzi o pewien strasznie stary rytuał. Wymyślony jeszcze przez założycieli, żeby chronić szkołę.
Dziewczyna siedziała na miotle tyłem do boiska. Nie mogła więc zauważyć, że kafel leci w jej stronę. Gdy Harry spostrzegł, co się święci było już za późno na jakąkolwiek akcję. Stanął na trzonku swojej miotły i robiąc widowiskowe salto w powietrzu przeskoczył nad dziewczyną. Zatrzymał się na ogonie jej miotły i złapał piłkę. Przez chwilę balansował ciałem starając się utrzymać równowagę. Zamachnął się i rzucił piłkę w stronę bramki bronionej przez Rona. Rudzielec nie zdążył jej złapać.
Harry jeszcze przez chwilę stał prosto, ale po chwili tłuczek trafił go w brzuch. Zachwiał się i runął w dół z wysokości pięćdziesięciu metrów. Wszyscy byli zbyt zszokowani by odpowiednio zareagować.
Carmen lubiła przyglądać się treningom Gryfonów. Sama dość często grała, ale nie w drużynie Ślizgonów. Bardzo często razem z Harrym ćwiczyła różne zwody i taktyki. Między innymi tą, którą chłopak właśnie zastosował.
Chwyciła leżącą niedaleko Błyskawicę i mocno wybijając się nogami ruszyła do przodu. Na wysokości dwudziestu metrów złapała spadającego Gryfona i – tak jak robili to już wiele razy, choć na mniejszych wysokościach - zarzuciła go do tyłu. Stanął na ogonie miotły i, trzymając dziewczynę za ramiona pochylił się do przodu. Dziewczyna właśnie na to czekała. Przyspieszyła do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę i okręgiem zaczęła się wznosić.
Gdy przelatywała obok miotły chłopaka, ten odepchnął się nogami i wykonując salto w tył wylądował na swojej Błyskawicy. Chwilę później z impetem ruszył do przodu, sprawnie omijając zawodników i tłuczki. Obok trybun, na których zazwyczaj siedzieli nauczyciele złapał znicza. Nie było szans, aby zdążył wyhamować. Będąc zaledwie kilka metrów od ściany szarpnął rączkę miotły i zaczął pionowo wznosić się w górę. Po chwili leciał już do góry nogami, a następnie, jakby nigdy nic opadł na ziemię.
Carmen wylądowała obok niego. Zauważyła, że z kącików ust chłopaka wypływa mała strużka krwi. Odebrała od niego wyrywającą się piłeczkę i ze złością włożyła ją do skrzyni. Spojrzała w górę.
- Który idiota odbił w niego tłuczka?!
Wszyscy czterej pałkarze spojrzeli na siebie nic nie mówiąc. Ron poczerwieniał na twarzy. Wylądował kilka metrów przed dziewczyną i zaczął iść w jej stronę.
- A ty to niby co tu robisz?!
- Boisko należy zarówno do ciebie, jak i do mnie. Z tego co pamiętam, trening powinniście skończyć dobrą godzinę temu, ale dziwnym zbiegiem okoliczności, wszyscy zawodnicy Slytherinu, leżą chorzy w skrzydle szpitalnym – powiedziała chłodno. – Gdyby mnie tu nie było – kontynuowała nieco spokojniej, - to obawiam się, że z waszego szukającego zostałaby krwawa miazga. Jeśli nie zauważyłeś, to pozwól, że cię oświecę. Żaden z was tyłka nie ruszył, żeby go złapać. – Potoczyła dookoła wzrokiem głodnego bazyliszka. – A wystarczyło zwykłe Wingardium Leviosa. Nie mówię do ciebie Ginny, ty akurat miałaś prawo być zaskoczona.
Nie zwracając uwagi na zaskoczone miny Gryfonów, chwyciła Harry’ ego za ramię i poprowadziła w stronę zamku. Będąc przy wyjściu z boiska odwróciła się do reszty drużyny i powiedziała z drwiną:
- Radzę poćwiczyć przechwytywanie szukającego. W końcu nie zawsze będę w pobliżu, żeby ratować mu cztery litery.
Ginny, jako pierwsza otrząsnęła się z szoku. Rzuciła swoją miotłę pod nogi Rona i pobiegła za oddalającą się dwójką. Dogoniła ich w połowie błoni.
- Rany, to było niesamowite – wysapała. – Zupełnie, jakbyście trenowali takie rzeczy od dawna – powiedziała z uznaniem.
- Tak po prawdzie – odezwała się cicho Carmen – to my ćwiczyliśmy to, kiedy tylko mieliśmy trochę wolnego czasu.
- Ale, gdzie? Przecież nie na boisku, w zimę było na to za zimno!
- Istnieje jeszcze Pokój Życzeń – odezwał się milczący do tej pory Harry.
Dalszą konwersację uniemożliwiło im dotarcie do Skrzydła Szpitalnego. Tak, jak mówiła Ślizgonka, było ono zapełnione przez większą część uczniów ze Slytherinu. Najwyraźniej odkąd dziewczyna była tu ostatni raz sporo się zmieniło. Między łóżkami krzątała się pielęgniarka. Carmen spojrzała na rozgardiasz panujący wokół. Zwróciła się do bladej Ginny.
- Zawołaj tutaj Granger i White. Szybko!
Gryfonka skinęła i zniknęła za rogiem. Black rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego łóżka. Dostrzegła je nieopodal drzwi do gabinetu pani Pomfrey. Potrzymała się słaniającego się na nogach Gryfona i poprowadziła go w tamtą stronę.
W tym czasie Ginny zdołała odnaleźć obie poszukiwane dziewczyny i razem z nimi zjawić się w drzwiach. Angel od razu podbiegła do Harry’ ego. Wymruczała kilka zaklęć. Z każdym kolejnym jej oczy robiły się coraz większe.
- Co mu się stało? – zapytała drżącymi ustami. – Chyba znowu nie trenowaliście?
- Tłuczek go uderzył. I to dość mocno, muszę przyznać.
- Przecież mógł się uchylić.
- Nie mógł – powiedziała cicho Ginny. – Stał na mojej miotle.
Angelica przelotnie spojrzała na Carmen. Czarnowłosa niemal niedostrzegalnie skinęła głową. Puchonka odetchnęła z ulgą i wydała kilka cichych poleceń. Black podeszła do szafki pełnej eliksirów i przyniosła z niej dwa specyfiki.
W tym czasie Hermiona zdołała odzyskać panowanie nad swoimi odruchami i przybiegła do łóżka Pottera.
- Co robisz?! – wykrzyknęła niemal histerycznie. – Trzeba zawołać panią Pomfrey!
Carmen chwyciła ją za ręce, którymi chciała przeszkodzić Angel. Nachyliła się do jej ucha i wysyczała.
- Proszę bardzo, wołaj pielęgniarkę. Ale możesz mi wierzyć, to niczego nie zmieni. Zanim ta siostra miłosierdzia tutaj dotrze, chłopak zdąży się wykrwawić. Chcesz mieć go na sumieniu?
Hermiona nie odpowiedziała, ale się uspokoiła. Załzawionymi oczami spojrzała na White.
- Wyjdzie z tego?
- Na pewno. Ma silne ciało, ale przez kilka dni będzie musiał jeść tylko lekkostrawne pokarmy. Żadnego mięsa i takich tam. Carmen, miska, albo wiadro.
Ślizgonka machnęła kilka razy różdżką i z fiolki zrobiła się niewielka miska. Dziewczyny przechyliły Gryfona na lewy bok i podsunęły naczynie pod jego twarz. Nie minęły dwie minuty, a chłopak zdążył zwymiotować krwią i żółcią.
Hermiona zbladła i zatykając sobie usta dłonią wybiegła na zewnątrz.
- Taka z niej Uzdrowicielka, jak ze mnie wzór cnót wszelakich – mruknęła Carmen.
Angel uśmiechnęła się delikatnie. Ona zareagowała dokładnie w ten sam sposób, kiedy po raz pierwszy widziała taki przypadek.
W ich stronę zbliżała się pani Pomfrey. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego.
- Co tu się dzieje moje panny? – zapytała surowo.
- Wyręczamy panią w obowiązkach. Harry’ ego uderzył tłuczek na treningu. Teraz powinno być już wszystko w porządku, ale przedtem było z nim kiepsko – zdała relację Angel.
Kobieta spojrzała na nią przeciągle i bez słowa zabrała się za sprawdzanie stanu zdrowia pacjenta. Dziesięć minut później z uznaniem spojrzała na Puchonkę. Ona tak skomplikowane urazy przerabiała na piątym roku studiów.
- Gdzie się tego nauczyłaś? – zapytała podejrzliwie.
Blondynka wzruszyła ramionami. Co miała powiedzieć? Że przez kilka ostatnich lat zajmowała się tylko i wyłącznie uzdrawianiem? Że ojciec magomedyk zabierał ją ze sobą do szpitala i pozwalał towarzyszyć przy niektórych, lżejszych zabiegach?
- Tu i tam – odpowiedziała wymijająco. – W Defiksie chodziłam na zajęcia z magomedycyny.
Nawet jeśli nie uwierzyła w jej wytłumaczenie, nie dała tego po sobie poznać. Skinęła głową i wróciła do leczenia dość sporej grupy Ślizgonów, których ciągle przybywało.

***

Harry przytomność odzyskał dopiero po dwóch dniach. Przywołał do siebie ubranie i najciszej, jak potrafił opuścił Skrzydło Szpitalne. Za sobą słyszał zrzędzenie pielęgniarki, ale zupełnie się tym nie przejął. Wiedział, że gdyby zawrócił, to mógłby się pożegnać z rytuałem. Wszedł do Wielkiej Sali i usiadł na swoim miejscu.
Był głodny, jak wilk i najchętniej zjadłby konia z kopytami. Właśnie sięgał po udko kurczaka, kiedy poczuł, że ktoś ciągnie go za rękę. Odwrócił się zirytowany. Za nim stała Carmen i z groźną miną patrzyła mu w oczy.
- Nie kolego. Prawdopodobnie miałeś uszkodzony żołądek, po tym, jak twoi koledzy odbili w twoją stronę tego przeklętego tłuczka. Jeszcze przez kilka dni nie możesz jeść żadnego mięsa i ciast. Tylko lekkostrawne produkty. Przykro mi. – Odwróciła się w stronę Hermiony. – Pilnuj go!
Gryfonka z uśmiechem skinęła głową. Harry westchnął i z rezygnacją spojrzał na swój talerz. Skrzywił się, kiedy zobaczył tam owsiankę. Nigdy za nią nie przepadał.
Carmen nie zwracając uwagi na pełne złości spojrzenia Gryfonów odwróciła się i odeszła w stronę swojego stołu. Przez te pół roku zdążyła się przyzwyczaić, że jest tą złą i wyklętą przez resztę uczniów Ślizgonką.
Po śniadaniu Harry skierował swe kroki do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Wypowiedział hasło i wszedł do środka. Przez chwilę stał, nie wiedząc, co zrobić. Czy iść na lekcje, czy wymigać się od nich bólem brzucha. W końcu podjął decyzję. Wszedł do swojego dormitorium spakował książki i udał się na Obronę Przed Czarną Magią.

***

Anastazja wiedziała, że Gryfon nie powinien się przemęczać. Kazała mu usiąść w ławce i robić notatki. Dzisiejszego dnia mieli zrobić powtórkę z tego, czego zdążyli się nauczyć.
Carmen również siedziała obok chłopaka. Przez pierwsze pięć minut komentowali posunięcia uczniów, ale później zaczęli cicho rozmawiać. Dziewczyna uparcie twierdziła, że Potter powinien napisać list do Tonks i poprosić, żeby kobieta zjawiła się w szkole z Billym.
Harry nie był zbyt pozytywnie nastawiony do takiej formy zaproszenia. Sądził poza tym, że Tonks zacznie coś podejrzewać. Po kilku długich minutach wziął do ręki pióro.

Cześć Tonks,
Nie zdziw się tym, co przeczytasz w tym liście. Będzie on krótki i wyjątkowo treściwy (jest OPCM i mam mało czasu). Może od razu przejdę do sedna?
Stęskniłem się za Billym. Mogłabyś przysłać go tutaj na weekend? Obiecuje, że wróci do ciebie cały i zdrowy!
Wybacz, ale muszę już kończyć (Romanowa idzie w moją stronę).
Do zobaczenia za kilka dni,
Harry.


Black cały czas zaglądała mu przez ramię. Gdy skończył pisać uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową. Może nie był to szczyt literackich zdolności chłopaka, ale lepsze to, niż nic.
Dalsza część lekcji minęła dość spokojnie. Pominąwszy jeden drobny incydent.
Harry i Carmen siedzieli w ławce pod ścianą i na kartkach pergaminu zapisywali swoje spostrzeżenia na temat walki poszczególnych osób. Ich zajęcie przerwał Draco Malfoy, kiedy postanowił dać Ślizgonce nauczkę. Bądź co bądź nie zdradza się swojego domu.
Black i Potter odskoczyli w bok. Przeturlali się kilka metrów i, jakby czytając sobie w myślach posłali dwa Ekspeliarmusy w stronę zdezorientowanego blondyna. W następnej chwili Carmen wykrzyczała zaklęcie. Z jej różdżki wyleciał długi na pięć metrów pyton. Harry uśmiechnął się wrednie.
- Sa’ es, hasi et haesse!* – wysyczał.
Wąż posłuszny rozkazowi podpełzł do leżącego chłopaka. Kilkakrotnie oplótł go na wysokości pasa. Zacisnął swoje zwoje, ale nie na tyle mocno, by zabić. Malfoy jęknął. Dało się słyszeć trzask łamanych kości.
- Odwołaj węża Harry – odezwała się Carmen. – On już chyba zrozumiał.
- Siessa!*
Wąż odpełzł na bezpieczną odległość. Black machnęła różdżką niszcząc swój pierwotny czar. Potter skrzywił się.
- Musiałaś to robić? – zapytał z wyrzutem. – Zdążyłem polubić Sashę.
Carmen parsknęła cichym śmiechem. Wymamrotała pod nosem kilka słów, których nikt nie był w stanie zrozumieć. Razem z Harrym podeszła do Malfoya. Nachyliła się nad bladym chłopakiem.
- I pomyśleć, że jesteś Ślizgonem, Gryfiaku – powiedziała. Wiedziała, że nazwanie go Gryfonem zadziała, jak najgorsza obelga.
Kilka najbliżej stojących osób zrobiło wielkie oczy. Do tej pory nikt nie obrażał Malfoya bezkarnie.
- Mój ojciec… - zawył chłopak
- Jest idiotą i lizusem liżącym buty szlamy – odezwał się Harry. – A co myślałeś? – zapytał widząc zdziwioną minę blondyna. – Riddle, to nie czarodziejskie nazwisko. Tak, Draco, tak. Czarny Pan jest tylko szlamem – wyszeptał nachylając się nad chłopakiem.
Uśmiechnął się z triumfem. Właśnie wygrał pierwszą rundę.
- Nigdy nie atakuj silniejszego od siebie Malfoy. To podstawowa zasada wojny. Jeśli to on cię zaatakuje, broń się, owszem, ale nigdy nie atakuj. Poza tym – uśmiechnęła się paskudnie – węże będą się broniły, używając wszelkich możliwych środków. Powinieneś się cieszyć, że oberwałeś tylko Ekspeliarmusem.
- Nigdy nie atakuj węża, Malfoy. A już zwłaszcza węża giganta – dodał Harry.
Hermiona zmarszczyła brwi. Zastanawiała się, o czym mógł mówić Harry. I właściwie, dlaczego Black użyła liczby mnogiej, kiedy mówiła o wężach? Przecież wężami zwykło się nazywać uczniów ze Slytherinu, a Harry był Gryfonem. Pokręciła głową. Nie powinna mieszać się w nie swoje sprawy.
Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Stała w nich Anastazja i Albus. Kobieta wyszła z sali dziesięć minut wcześniej, twierdząc, że musi omówić coś z dyrektorem.
- Co tu się stało? – zapytała.
Uczniowie posłusznie rozstąpili się przed nią ukazując dość niecodzienny widok. Draco Malfoy leżał na podłodze i z przerażeniem patrzył na stojącą obok niego dwójkę uczniów. Harry Potter trzymał się za brzuch i patrzył w oczy blondyna. Carmen Black przysiadł na brzegu najbliższej ławki i ostentacyjnie bawiła się różdżką.
- Co tu się stało? – powtórzyła swoje pytanie.
Carmen spojrzała na nią przeciągle. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Nic – powiedziała tonem niedzielnej pogawędki. – Po prostu pokazywaliśmy Draconowi, że raz się jest na wozie, a już za chwilę można być pod wozem.
- Co? – nauczycielka nie kryła zdziwienia.
- W czasie prawdziwej bitwy nikt nie będzie pytał, czy przeciwnik łaskawie wyrazi swoją ochotę na walkę – odezwał się cicho Potter. – Malfoy zaatakował, więc się broniliśmy. A my, węże musimy trzymać się razem – powiedział twardo, patrząc w oczy dyrektora.
- O czym ty mówisz, Harry? – zapytał mężczyzna. Zmrużył oczy. Nie podobały mu się słowa chłopaka.
- Zaufanie nie może opierać się na kłamstwie, dyrektorze – powiedział cicho. – Dlaczego pan kłamał, kiedy wyraźnie było widać prawdę? Gdy wszyscy domyślali się prawdy?
Mężczyzna zbladł gwałtownie. Teraz wiedział już, o czym mówił chłopak. I domyślał się, co dzieje się w umyśle szesnastolatka. Mógł sobie to wyobrazić jedynie, jako burzę z piorunami. Tylko skąd on mógł to wiedzieć? Przecież wyraźnie usunął wszelkie dowody…
Carmen dostrzegła grymas, który przebiegł po twarzy Albusa. Uśmiechnęła się niemal niezauważalnie.
- Prawda zawsze wychodzi na jaw, Dumbledore. A kiedy już to zrobi, nic jej nie powstrzyma – odezwała się. – Potter, nerwy na wodzy! – warknęła w stronę zaciskającego pięści chłopaka. – Ale niech się pan nie martwi – kontynuowała po cichu. – Ten sekret jest u nas bezpieczny, jak nigdzie indziej. A następnym razem niech pan lepiej usuwa… dowody. Do tych było wyjątkowo łatwo dotrzeć – powiedziała z doskonale wyczuwalną pogardą.
Zadzwonił dzwonek, obwieszczający koniec lekcji. Carmen i Harry spakowali się jako pierwsi i nie czekając na resztę opuścili klasę. Dziewczyna zatrzymała się w drzwiach i rzuciła w stronę Parkinson.
- Radzę zabrać Malfoya do Skrzydła Szpitalnego. Chyba ma połamane żebra.
Anastazja patrzyła na oddalającą się dwójkę. Nie wiedziała, o czym mówili, ale szósty zmysłem wyczuwała, że było to coś bardzo istotnego. Przeniosła wzrok na Dumbledore’ a.
Mężczyzna wydawał się być załamany. Ramiona miał nieco przygarbione, a na twarzy dało się zauważyć kilka dodatkowych zmarszczek.
- Zdaje się, że wymówili panu wojnę – powiedziała cicho.
- I właśnie tego się boję – mruknął. – Z jednej strony Voldemort, z drugiej Smoki. Zanosi się na prawdziwe piekło i to ja je wywołałem.
- Smoki? Jakie Smoki?
- Och, to nic takiego moja droga. Zwykłe mamrotanie staruszka. – Uśmiechnął się, jednak uśmiech ten nie obejmował jego oczu.
Kobieta obwieściła koniec lekcji. Usiadła przy swoim biurku i ukryła twarz w dłoniach. A ten rok zanosił się na stosunkowo spokojny…
Uczniowie po cichu opuścili pomieszczenie. Kiedy znaleźli się na korytarzu zaczęli gorączkowo rozmawiać. Nie miało już znaczenia, kto z jakiego jest domu. Gryfoni bez zająknięcia rozmawiali ze Ślizgonami.
Tymczasem Harry i Carmen siedzieli w sowiarni. Chłopak, jak najszybciej musiał wysłać list do Tonks, a dziewczyna postanowiła mu towarzyszyć. Opierała się o drzwi i z uwagą obserwowała drzemiące sowy.
- Daliśmy dziś niezły popis – mruknęła.
- Aha, aż dziwię się, że Drops nie zareagował. Poza tym, Malfoy może coś przez przypadek powiedzieć. A wtedy nie będzie już tak miło i przyjemnie.
Skinęła głową. Zdawała sobie sprawę, że podjęli ryzykowną grę, na której wygranie mają raczej marne szanse. Pluła sobie w twarz, że nie powstrzymała tego już w zarodku, a potem było już za późno.
Żadne z nich nie miało ochoty iść na kolejną lekcję. Z resztą Obronę Nad Magicznymi Stworzeniami mogli sobie darować. Hagrid z całą pewnością nie odejmie im punktów. A mogli być pewni, że ich pojawienie się na błoniach wywołałoby więcej sensacji niż zwierzątka półolbrzyma. Nie poszli również na kolejną lekcję. Dziewczyna miała mieć w tym czasie Numerologię, ale stwierdziła, że matematykę umie całkiem dobrze i nie potrzeba jej kolejnych regułek traktujących o interpretacji liczb. Z resztą na lekcjach numerologii, jak to stwierdziła dziewczyna było strasznie nudno. Uczyli się praktycznie tylko tego, co było w podręcznikach. Harry, akurat miał okienko. Dopiero za godzinę czekała go transmutacja.
Dziewczyna wyciągnęła z torby książkę do transmutacji. Usiadła obok Harry’ ego i zaczęła czytać dzisiejszy temat. Co kilka minut parskała stłumionym śmiechem.
- Co jest? – zdziwił się chłopak.
Z trudem opanowała kolejny napad dobrego humoru.
- To jest banalnie proste – wyjaśniła. – Nawet małe mugolskie dziewczynki, wiedzą, jak to działa. Przez kilka lat chodziłam do mugolskiej podstawówki – wyjaśniła. – Daj pergamin i pióro, to wszystko ci wyjaśnię. Tylko uważaj, bo to nie zawsze się sprawdza, ale nikt nie zabroni nam się pobawić.
Potter podał jej pergamin. Dziewczyna położyła kartkę na książce i dużymi drukowanymi literami napisała:

HAROLD JAMES POTTER
MEREDITH AURORA ABERNATHY

- To taka zabawa – wyjaśniła. – Nastolatki często sobie w ten sposób wróżą, żeby sprawdzić, jakie mają szanse na bycie razem ze swoim chłopakiem.

3 6 6 3 1 2 5 1 1 4 1 1 1 1
2 2 8 2 1 1
3 1 2
42%

- Macie czterdzieści dwa procent szans, chociaż mogłam się gdzieś pomylić. Nigdy nie lubiłam babrać się w mistycyzmie.

***

Albus Dumbledore siedział w swoim gabinecie. Wyglądał przez okno. Nocne niebo rozświetlane przez jasne błyskawice było bardzo ładne. Miało w sobie jakąś pierwotną magię.
W zamyśleniu potarł brodę. Spojrzał na drzemiącego feniksa. Czasami nie chciałby być dyrektorem Hogwartu. Wolałby być zwykłym nauczycielem, wtedy nie miałby takich problemów.
- Ukażesz ich? – odezwał się ze swojego portretu Phineas Nigellus.
- Nie wiem, Phineasie. Z jednej strony mieli rację, ale z drugiej… Pan Malfoy mówił, że Harry poszczuł go wężem, co wydaje mi się dość prawdopodobne, zważając na połamane żebra Dracona.
- Jesteś dyrektorem, Albusie. Jeśli odpuścisz tej dwójce, to możesz być pewien, że znajdą się inni, którzy będą chcieli ci się postawić.
- Chyba masz rację.
Phineas miał rację. Dumbledore potrząsnął głową. Wiedział, że zwykłe odjęcie punktów nie załatwi sprawy. Ale sięganie po bardziej brutalne środki mogło okazać się tragiczne w skutkach. Po raz pierwszy w swoim długim życiu nie wiedział, co zrobić.
_______________
* Sa’ es, hasi et haesse! - „Oplącz, przygnieć i przyduś!”
* Siessa! - „Wystarczy!”


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]   16.04.2005 22:45
KaFeCkO  
QUOTE   17.04.2005 19:03
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 „CZUŁE” POWITANIE ...   17.04.2005 21:32
Weasley   a bedzie rozdział 3?!   18.04.2005 16:46
Magya   Mam mieszane uczucia i z krytyką wstrzymam się do ...   18.04.2005 19:12
Carmen Black   ROZDZIAŁ 3 WYJAŚNIENIA Harry zamr...   18.04.2005 22:05
Carmen Black   CZwarty jest dłuższy... ROZDZIAŁ 4 Ważne rozmowy...   21.04.2005 18:31
Mariah Hiwatarii   Bardzo fajne opowiadanie !!! Podziwiam...   03.05.2005 11:57
Moonchild   hmmm.. no to zacznijmy od początku 1 rozdział to...   03.05.2005 12:35
Carmen Black   Do Moonchild!! 1) Piszę w "wordzie...   03.05.2005 14:30
Moonchild   Dobra Snake zamiast Snape to jeszcze moge zrozumie...   03.05.2005 14:39
Carmen Black   A więc tak: to jest kolejny rozdział. Ma niecałe 1...   04.05.2005 00:27
Moonchild   Całkiem fajne :) Pojawiło się troche więcej opisów...   08.05.2005 11:29
Forhir   Swietne! Czekam z niecierpliwoscia na kolejne ...   08.05.2005 12:03
Ewelka   Przecyztałam dopiero trzy pierwsze odcinki ale...   08.05.2005 19:08
raven11   Super! :D czekam na następne jest świetne mam ...   19.05.2005 19:21
Martuś_gryffindor   fajnie fajnie,ale dla mnie to troszke za duzo opis...   28.05.2005 13:14
Carmen Black   Rozdział 6 już jest. Jeśli jego konwencja wam się ...   29.05.2005 18:03
Moonchild   No wreszcie dałaś kolejną część. I to całkiem ciek...   29.05.2005 19:52
Carmen Black   No cóż. Może trochę wyjaśnię. W liście owszem nie ...   02.06.2005 21:05
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 NOWI Zgiełk. Hałas. Śmiech. Krzyki. J...   02.06.2005 21:09
Moonchild   Początek średnio mi się podobał, ale dalej się roz...   02.06.2005 21:46
Carmen Black   No cóż. Błędy są. Rozdział nie jest zbyt ciekawy, ...   20.06.2005 16:06
Moonchild   Dawno tu nie zaglądałam. Nawet nie zauważyłam, że ...   10.07.2005 22:46
Carmen Black   Jeśli są błędy - przepraszam. Nie jest to jednak m...   14.07.2005 22:49
Avadakedaver   Grtuluję Ci! napisałaś już prawie całą książkę...   04.02.2006 21:14
Natalia   Podoba Mi Się Nie Znalazłam Żadnych Błędów Może D...   15.07.2005 13:32
Vanillivi d'Azurro   Czytałam już wcześniej ten ff na blogu. Szczerze m...   13.09.2005 21:48
Carmen Black   Ja, ja przepraszam. Wiem, że niektórym to się nie ...   14.09.2005 17:04
Carmen Black   Sory, to jest ciąg dalszy poprzedniego rozdziału. ...   14.09.2005 17:24
Tomak   Przeczytałem opowiadanko i stwierdzam ze jest napr...   14.09.2005 18:47
Carmen Black   Na żywca, na żywca. Jestem mistrzem improwizacj...   14.09.2005 19:36
Mroczny Wiatr   :blush: Cóż szkoda, że dopiero jutro. Szkoda, że ...   14.09.2005 23:14
Carmen Black   Rok temu, że się tak wyrażę nie miałam jeszcze ...   15.09.2005 15:04
Carmen Black   Obiecany rozdział jedenasty właśnie wylądował. Zap...   15.09.2005 15:11
Tomak   Bombastick fajny parcik opowiadanko wciaga. Piszes...   15.09.2005 15:30
Carmen Black   Kolejne części podzielone na party najpierw ląd...   15.09.2005 15:43
Carmen Black   Jak zwykle coś mi ucina końcówkę. No, nic. Wklejam...   15.09.2005 15:30
Tomak   Dobra kapie. o sowe było by trudno a kominka w dom...   15.09.2005 16:06
Moonchild   Podoba mi się, ale miejscami troche nudnawe sie ro...   15.09.2005 16:38
Mroczny Wiatr   :blush: Doczytałem reszte u Ciebie na blogu bo co...   16.09.2005 14:14
Tomak   A mozesz podac adres bloga bo tez bym sobie chciał...   16.09.2005 14:33
Mroczny Wiatr   Carmen podała wczoraj o 15,43 http//hpibractwosmo...   16.09.2005 16:20
Tomak   Dzieki. Jezeli juz wczesniej adres był podawany to...   16.09.2005 17:33
Carmen Black   Do stu tysięcy wściekłych Hipogryfów! Na Chime...   16.09.2005 18:02
Tomak   Impervius! Mam małe pytanko. Co to za zakleci...   16.09.2005 19:56
Czarny Łowca_   Zeklęcia Impervius użyła Hermiona w tomie IV i dru...   17.09.2005 14:43
Tomak   Aha juz pamietam dzieki teraz juz sobie przypomnia...   17.09.2005 15:00
Czarny Łowca_   Faktycznie pomyłka, ale pisałem to z pamięci, a ta...   17.09.2005 17:50
moniczka   Narazie przeczytalam tylko trzy rozdzialy, bo nie ...   17.09.2005 18:23
Carmen Black   Dawno tego nie aktualizowałam. Mam sporo zaległośc...   02.02.2006 17:49
Carmen Black   Kontynuacja dwunastki Kolejne kilka tygodni były ...   02.02.2006 17:51
Carmen Black   ROZDZIAŁ 13 Biała Śmierć Lord Voldemort by...   02.02.2006 17:54
Katon   Kurde, ludzie, macie rozmach.   02.02.2006 17:56
Carmen Black   ROZDZIAŁ 14 Serum prawdę Ci powie ...   02.02.2006 17:58
Carmen Black   ROZDZIAŁ 15 Poza czasem i przestrzenią Harry ...   02.02.2006 18:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 16 Wyprawa - Wyglądasz jak kretyn ...   02.02.2006 18:06
Carmen Black   Rozdział 17 Drużyna Marzeń Anastazja Romanowa s...   02.02.2006 18:08
Carmen Black   Rozdział 18 Kryształowy Sen Przez cały tydzień ...   02.02.2006 18:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 19 Ciężkie życie artysty Anastazja wst...   02.02.2006 18:11
Tomak   Czytałem na blogu rozdzialiki są super nie moge si...   02.02.2006 20:26
Ajihad   Czy tu będą następne rozdziały? :(   12.02.2006 15:30
Carmen Black   Rozdziały będą, a jakże! Rozdział 20 Zagini...   12.02.2006 17:16
Carmen Black   ROZDZIAŁ 21 Odkryte tajemnice Hogwardzkie śniad...   12.02.2006 17:24
Ajihad   Juhuuu! :P Wreszcie! Te części wymiatają...   12.02.2006 23:17
Carmen Black   ROZDZIAŁ 22 Prawda w oczy kole Ginny siedziała pr...   15.02.2006 19:22
Czarny Łowca_   Świetnie że jest już nastepna część. Szczególnie p...   16.02.2006 11:08
em   Nie mam czasu czytać całości, wybacz ^^", ale...   16.02.2006 11:14
Ajihad   Prócz tego, że jak powiedział emoticonka: " H...   16.02.2006 17:37
Carmen Black   Mam nadzieję, że będzie się miło czytało... ROZDZ...   20.02.2006 00:04
Carmen Black   ROZDZIAŁ 24 [u]Urodziny[/b] Powoli docierały do n...   22.02.2006 16:47
Avadakedaver   niessamowite. TY jesteś niessamowita, Carmen. Powi...   26.02.2006 23:13
Carmen Black   Z Rowling nie zamierzam niczego obgadywać. Każda z...   28.02.2006 21:13
Avadakedaver   noooo... niby tak, ale kobieto, takiego talentu ni...   02.03.2006 22:38
Moongirl   jak zaczełam czytać to opowiadanie to hm bylo wida...   07.03.2006 17:14
zgred   Pozdrowionka opowiadanie ciekawe. Im wiecej czytas...   11.03.2006 12:24
mateusz14   Niezłe opowiadanie nie moge się doczekać następneg...   11.03.2006 13:25
Carmen Black   ROZDZIAŁ 26 [u]Przekleństwo Nienawidził żyć w nie...   14.03.2006 00:18
Ajihad   Skończyć w takim momencie! Tóż to zbrodnia...   14.03.2006 09:47
Moongirl   jaka cudna niespodziewajka :) rozdzial swietny :) ...   15.03.2006 16:47
pelbinek   Kiedy wyjdzie następny rozdział ?? Bo już nie mogę...   23.03.2006 16:18
Michal   No to jest za......e:) Pomyśl czy tego nie wydać,...   23.03.2006 23:21
Carmen Black   ROZDZIAŁ 27 [u]Powtórka z rozrywki[/u] Dudley si...   24.03.2006 18:08
pelbinek   Następny super odcinek :D Tylko znowu przerwany w ...   24.03.2006 20:05
Dragona   Troche podobne do Szczesliwych dni (skalpel Avereg...   25.03.2006 20:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 28 [u]Cena wolności[/u] Hermiona była p...   07.04.2006 22:19
Ajihad   Wreszcie nowy part! Określę go jednym zdaniem ...   08.04.2006 11:39
Dragona   No i oto chodzi ten rozdzial wyszedl ci swietnie :...   09.04.2006 15:38
Michal   Kiedy bedzie dalszy ciąg... juz od 18dni nic niema...   25.04.2006 16:40
Carmen Black   Rozdział 29 Powroty bolą najbardziej Mary siedzi...   26.04.2006 17:18
Michal   Fajne:D:D Harry śmierciożercą:] Tylko nierozumiem...   26.04.2006 18:32
Carmen Black   Gwałt był iluzją. Mroczny Znak był jedynie chronio...   26.04.2006 18:55
Michal   Aaa dobra teraz czaje:] Dzięki:D:D Jak skonczysz ...   26.04.2006 20:17
Carmen Black   [b]Rozdział 30 Nie zrywaj… Harry pakował ku...   01.05.2006 19:25
nosferatu   nie tylko nie :cry: to...to mój ulubiony ff napisz...   03.05.2006 16:16
Ajihad   Nie! Tylko nie to! Ten napis"koniec...   03.05.2006 21:58
Moongirl   a bedzie jakis dalszy ciąg? w nowym ff?   12.05.2006 16:17
Hawtagai   Jestem pod wrażeniem tego ff :) mam nadzieje,że t...   12.05.2006 16:46
Carmen Black   Nie, nie koniec   12.05.2006 20:08
Kedos   To nie moze byc koniec bo gdzie cala bitwa ;P Nooo...   12.05.2006 23:23
2 Strony  1 2 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.05.2024 00:26