Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]

Carmen Black
post 16.04.2005 22:45
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pierwszy raz publikuję coś własnego na tym forum. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałi. Na razie tylko jeden rozdział. Jeśli będzie się podobać to będą kolejne.

ROZDZIAŁ 1

NIESPODZIEWANY WYJAZD


Wszyscy mieszkańcy domu przy Privet Drive numer 4 spali kamiennym snem. Wszyscy, poza jednym chłopcem. Harry Potter bał się zasnąć, bo noc w noc dręczyły go koszmary. Tego lata, zaledwie kilka tygodni temu zmarł jego ojciec chrzestny- Syriusz Black. Dla Chłopca, Który Przeżył była to prawdziwa tragedia. Harry przewracał się z boku na bok. Ilekroć zapadł w lekką drzemkę przed oczami widział tę samą scenę, Syriusza wpadającego za zasłonę.



W kwaterze głównej Zakonu Feniksa przy Grimmuald Place 12 trwała zażarta kłótnia pomiędzy Albusem Dumbledore’ m a Severusem Snape’ m .
-Nie, Albusie. Nie zgadzam się! Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz?!
-Ależ drogi kolego to tylko nie całe dwa miesiące.
-To aż dwa miesiące.
-Severusie przykro mi, ale nie masz wyjścia. Harry’ emu podasz eliksir wieloosobowy, więc nawet jeśli ktoś by do ciebie przyszedł w odwiedziny to nikt go nie pozna.
-Dyrektorze- widać było, że czarnowłosy mężczyzna jest na straconej pozycji, jednak chwytał się każdej możliwości obrony- nie sądzę, żeby Potter był zadowolony możliwością spędzenia ze mną ponad sześciu tygodni. Poza tym ta dziewczyna… nawet jej nie znamy!
-Chciałeś powiedzieć, że to ty jej nie znasz.
-Ale…
-Żadnego „ale”- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Alastorze, jutro z samego rana pójdziesz po Harry’ ego i odprowadzisz go do Snape Manor.
-Dobrze. A co mam mu powiedzieć kiedy już tam będziemy?
-Severus wytłumaczy chłopakowi co trzeba.
Harry leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były puste, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski, której nic nie obchodzi. Już od godziny był w takim stanie. Ciągle myślał o tym dziwnym śnie. Nie był on związany bynajmniej z Voldemortem czy Syriuszem, tylko z jakąś dziewczyną. Nie pamiętał jak wyglądała, ale wiedział, że mówiła do niego. Miała obcy akcent, a jej słowa miały jakieś takie melodyjne brzmienie i układały się w zdanie: „Nim rok minie, poznasz swoje przeznaczenie”. Nie dawało to chłopakowi
spokoju i zaprzątało jego myśli. Co to miało znaczyć? Jakie przeznaczenie? O ile dobrze pamiętam to moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Panem- pomyślał.- No tak później będę ofiarą albo mordercą. Ciekawa perspektywa.
Z ponurych rozmyślań dotyczących jego przyszłości wyrwał go trzask towarzyszący aportacji. Młody Potter chwycił różdżkę i z bijącym sercem zbiegł na dół do kuchni. Zobaczył tam Szalonookiego, który zawzięcie tłumaczył coś wujowi Vernonowi i ciotce Petuni. Gdy tylko zauważył Harry’ ego zwrócił się do niego:
-Witaj chłopcze. Pakuj się zaraz musimy się stąd zbierać.
-Dzień dobry. Skąd mam mieć pewność, że jest pan prawdziwym Moody’ m?- zapytał podejrzliwie chłopak.- Nikt mi nie napisał, że dziś mam stąd wyjechać.
-Decyzja została podjęta dziś w nocy. Nie chcieliśmy wysyłać sowy w obawie,
że mogłaby zostać przechwycona. Dumbledore spodziewał się twojej reakcji,
dlatego kazał ci przekazać ten list.Harry niepewnie wziął list do ręki. Spodziewał się, że może to być świstoklik, który zabierze go prosto do Sami- Wiecie- Kogo. Nic takiego jednak się nie stało. Potter rozwinął pergamin i zaczął czytać:

Drogi Harry!
Zapewne zastanawiasz się dlaczego nikt nie napisał do Ciebie w sprawie twojego wyjazdu. Otóż nie chcemy, aby sowa wpadła w niepowołane ręce. Alastor zabierze Cię w bezpieczne miejsce. Niestety nie będzie to Kwatera Główna, gdyż jak mniemam z tym miejscem wiążą się zbyt bolesne wspomnienia. Wszystkiego dowiesz się po dotarciu do celu. Chcę też powiedzieć, że nie możesz wysyłać listów do swoich przyjaciół, gdyż wiąże się to z wielkim ryzykiem. Oczywiście będziesz mógł się z nimi kontaktować, ale nie zdradzaj im swojego miejsca pobytu. Listy przekazywał będziesz członkowi Zakonu, a on dostarczy je do adresatów.
Z poważaniem

Albus Dumbledore

PS.
Słuchaj osoby, u której przez najbliższe kilka tygodni będziesz mieszkać.

Harry jak zahipnotyzowany wpatrywał się w list. Wydawał się być autentyczny, ale… No tak, zawsze jest jakieś „ale”. Zgadzał się w stu procentach, że z domem przy Grimmuald Place 12 wiąże się dużo wspomnień, ale miał też nadzieję, że
spotka się z Ronem i Hermioną, a z tego co przeczytał jasno wynikało, że nie. Poza tym gdzie chcą go umieścić?
-Chłopcze, dobrze się czujesz?- zapytał Moody, bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Tak…- odparł niezbyt przytomnie Harry.- To gdzie mnie pan zabierze?
-Nie mogę ci powiedzieć. Idź się spakować. Nie mamy za dużo czasu. Harry poszedł do swojego pokoju i zaczął wrzucać do kufra wszystko co miał pod ręką. Na dnie wylądowały jakieś ubrania, na nich książki, pergaminy i pióra. Najwięcej namęczył się przy wkładaniu Błyskawicy, ale i z tym szybko się uporał. Rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy wszystko zapakował. Wziął kufer i klatkę z Hedwigą, po czym wszystko zniósł do kuchni.
Szalonooki wyciągnął z kieszeni swojej szaty coś co wyglądało jak gwizdek. Swistoklik- pomyślał Harry.
-Daj kufer. Wiesz jak z tego korzystać?- zapytał były auror.
-Tak. To do zobaczenia w następne wakacje- rzucił w
stronę wciąż oniemiałej rodziny.
-To na trzy.
1…2…2!
Złapali gwizdek. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Oderwali się od ziemi i znikli.

Ten post był edytowany przez estiej: 06.07.2006 14:19


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 20.02.2006 00:04
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Mam nadzieję, że będzie się miło czytało...

ROZDZIAŁ 23
Rytuał


Nie chciał tego robić, ale wiedział, że to jedyny sposób. Potoczył wzrokiem po twarzach wpatrzonych w niego uczniów. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie pozwolił im opuścić Wielkiej Sali po śniadaniu. Nauczyciele również wydawali się być tym faktem nieco zdziwieni. Jedynie Anastazja miała twarz bez wyrazu.
Powoli wstał ze swojego krzesła, choć siedzisko bardziej przypominało tron. Odchrząknął. Było to całkowicie niepotrzebne, bo oczy wszystkich były skierowane właśnie na niego, a w Sali panowała niemal idealna cisza, zakłócana jedynie przez oddechy przebywających w niej uczniów.
Jeszcze raz potoczył wzrokiem dookoła. Chciał odnaleźć te jedne oczy. Oczy koloru Avady należące do pewnego wyjątkowego Gryfona. Napotkał je. Pełne tłumionej złości, chłodu i rezerwy. Tak inne od wyrazu, jakie miały jeszcze rok temu.
- Potter, Black – powiedział cicho, niemal szeptem, ale to wystarczyło, by jego głos dotarł do uszu wszystkich zgromadzonych.
Zauważył, że zanim wstali spojrzeli na siebie przelotnie. Potem przenieśli wzrok na niego i z niespotykaną u tak młodych ludzi odwagą wpatrzyli się w niego w napięciu i oczekiwaniu. Jeśli sądził, że jego wzrok ciskający błyskawice ich przerazi, to grubo się pomylił.
- Chyba każdy z tu obecnych wie już, czego dotyczyć będzie ta przemowa. – Wiedzieli. W Hogwarcie informacje rozprzestrzeniają się z prędkością światła. – Nikogo chyba nie zdziwi, jeśli obu domom odejmę po pięćdziesiąt punktów. Mogę darować wam dalszą część przemowy i puścić w niepamięć wasze wczorajsze słowa, jeśli tylko przeprosicie. Wystarczy, że przeprosicie. Tylko jedno magiczne słowo.
Wolałby, żeby go posłuchali i przeprosili. Spojrzał w oczy Harry’ ego. Teraz były idealnie zielone i zdawały się mówić: „przeproszenie cię będzie gorsze niż poddanie się Voldmortowi”. Jednak usta chłopaka ułożyły się w kpiący grymas.
- Kłamstwo zawsze rodzi kłamstwo. A potem ciężko jest się wyplątać z sieci kłamstw.
Z rezygnacją wzruszył ramionami. Spojrzał na Carmen. Miał nadzieję, że chociaż ona okaże trochę rozsądku, ale znowu się przeliczył. Dziewczyna stała z wzrokiem wbitym w blat stołu i zawziętą miną. Był pewien, że nie zamierzała przepraszać.
- My, węże, musimy trzymać się razem – wymamrotała.
- Skoro oboje tego chcecie – mruknął, poczym już głośniej dodał. – Do grona waszych przewinień dochodzi ubliżanie rodzinie pana Malfoya…
- To akurat była prawda – powiedział Harry, podnosząc głowę.
- …i znęcanie się nad bezbronnym. W dodatku poszczucie go wężem…
- To on zaatakował – mruknęła Carmen.
- …Dlatego chyba nikogo nie zdziwi, że zostajecie zawieszeni w prawach ucznia na okres dwóch tygodni. – Zupełnie zignorował wypowiedzi chłopaka i dziewczyny. – Począwszy od dzisiaj, na przyszłym piątku skończywszy.
Chciałby zobaczyć na ich twarzach jakąkolwiek reakcję. Złość chociażby, czy nienawiść. Wszystko byłoby lepsze od tej obojętności. Posłusznie skinęli głowami i skierowali się w stronę drzwi. Pięć minut później do uszu wszystkich doszedł szaleńczy śmiech.
Kilku uczniów siedzących najbliżej wyjścia zajrzało do holu. Jakież było ich zdziwienie, kiedy dostrzegli wiszącą w powietrzu kotkę Filcha, oraz Harry’ ego i Carmen zaśmiewających się do rozpuku. Kilka metrów dalej stał woźny i ze zdezorientowaną miną patrzył to na uczniów, to na panią Norris.
- Nigdy nie lubiłam tej wstrętnej kocicy – wymamrotała Carmen, kiedy przybijała piątkę swojemu „kuzynowi”.
Odwrócili się na pięcie i pomaszerowali w tylko sobie znanym kierunku.
W tym czasie nauczyciele zdążyli już opuścić Wielką Salę. Każdy z nich przez chwilę w milczeniu kontemplował niecodzienny widok: płaczącego Argusa i zwisającej kilka metrów nad ziemią kotki. Anastazja jednym ruchem różdżki odczepiła ją od niewidzialnego haka i przylewitowała w stronę mężczyzny.
Dumbledore, Snape i Mcgonnagall stali na samym końcu morza uczniów. Severus pokręcił z niedowierzaniem głową. Minerwa wciągnęła gwałtownie powietrze. Albus bezmyślnie patrzył na przyczynę całego zbiegowiska.
- Zdaje się, że zawieszenie tej dwójki nie było dobrym pomysłem – powiedział cicho Mistrz Eliksirów.
- Obawiam się, że zanosi się na wyjątkowo męczący tydzień – zawtórowała kobieta.
Dyrektor pokiwał jedynie głową. Nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Nie spodziewał się, że Ślizgonka i Gryfon zaczną się rzucać, jak wściekłe węgorze zaraz po usłyszeniu o karze, jaka ich czekała. Niestety teraz nie był w stanie nic na to poradzić.
Jedynie Hagrid zdawał się nie widzieć niczego złego w nadchodzących dniach.

***

Obserwował szkołę z bezpiecznej odległości, ale jego wyostrzone przez lata żmudnych ćwiczeń zmysły potrafiły więcej niż słuch i wzrok elfa. Widział całe wczorajsze zdarzenie jak na dłoni. Dzięki umiejętnemu posługiwaniu się magią kreatywną i animagią mógł, nawet jako sokół, stać się niewidzialny.
Kiedy zauważył, że w klasie dzieje się coś dziwnego podleciał bliżej. Zawisł w powietrzu tuż przed szybą i z rosnącym zainteresowaniem przypatrywał się rozwojowi wypadków. Wiedział, że nie mógł nic zrobić. Dostał wyraźny zakaz ingerowania w życie zamku. Ujawnić mógł się tylko w wypadku, gdyby któryś z uczniów lub nauczycieli chciał zabić jeden z Obiektów.
Cieszył się, że Gryfon dał do myślenia Ślizgonowi. Dzięki temu miał ułatwione zadanie. Nie musiał zbliżać się do blondyna, żeby wpłynąć na jego zachowanie. Nadal mógł pozostać w ukryciu.
Jednak dzisiejsze wypadki nieco pokrzyżowały jego plany. Domyślał się, że pod koniec tygodnia stanie się coś ważnego. Coś, co radykalnie zmieni bieg historii. I wiedział też, że potem z trudem uda mu się utrzymać anonimowość. Chyba nawet będzie musiał poprosić towarzyszy o pomoc w pilnowaniu Gryfona. O Ślizgonie przezornie wolał nikomu nie wspominać.

***

Odpowiedź od Tonks przyszła dopiero w późne piątkowe popołudnie. Nie był to jednak ani list, ani nawet żadna przesyłka. Była to poziomkowowłosa kobieta o zielonych, roześmianych oczach i takich samych ustach. Pod pachą trzymała wyrywające się małe ciałko, które zaczynało się śmiać, gdy tylko fingowała jego upadek.
W holu spotkała Hermionę, szybkim krokiem zmierzającą w stronę błoni.
- Hermiona!
Brązowowłosa nastolatka odwróciła się powoli. Uśmiechnęła się widząc aurorkę i chłopczyka. Podeszła do nich.
- Co cię sprowadza w nasze skromne progi? – zapytała ze śmiechem, kiedy Billy jasno dał do zrozumienia, że jego aktualna pozycja niezbyt mu pasuje.
- Szukam Harry’ ego. Nie wiesz czasem, gdzie go mogę znaleźć?
Twarz panny Granger momentalnie z odprężonej stała się spięta. Zniknęły wesołe błyski z jej oczu. Usta zacisnęły się w cienką linię.
- Nie wiem – syknęła – i nie obchodzi mnie to. Zapytaj Ślizgonów. Może oni zechcą ci to powiedzieć.
Zdziwiona patrzyła, jak roztrzęsiona i najwyraźniej zła dziewczyna spiesznym krokiem wychodzi na zewnątrz. Wzruszyła ramionami. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby jej pomóc.
Przy drzwiach Wielkiej Sali dostrzegła Blaise’ a. Wolną ręką pomachała do niego i tanecznym krokiem zbliżyła się do nastolatka. Gdy powtórzyła swoje pytanie odnośnie Gryfona zrobił dziwną minę pomiędzy złością a rozbawieniem. Skinął głową i poprowadził ją w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
W środku nie zauważyła Harry’ ego, ale doskonale widziała, że coś jest nie tak. Carmen siedziała na fotelu i z kpiącą miną patrzyła na wściekłego Malfoya. Zabini wyjaśnił, że dziewczyna zajęła ulubione miejsce Dracona, które ten zajmował praktycznie od pierwszej klasy.
- Wybacz złotko, ale lubię ten fotel. Ma ładną fakturę, jeszcze lepszy kolor i jest mięciutki. Poza tym, jestem damą. A ty powinieneś zachowywać się jak prawdziwy dżentelmen i ustąpić miejsca damie.
Chłopak poczerwieniał na twarzy, ale dzielnie stał na swoim miejscu.
- Jeśli ty jesteś damą, to ja jestem księdzem.
- Nie jesteś księdzem. Puszczasz się na prawo i lewo – zripostowała dziewczyna. – A księża, jakby nie patrzeć, powinni dochować ślubów czystości.
- Zejdź z mojego fotela! – warknął nie na żarty zdenerwowany Draco.
- A gdzie pisze, że jest twój, jeśli można spytać? Jakoś nie wydaje mi się, żebyś miał na niego wyłączność.
Dziewczyna całkowicie ignorując wściekłe spojrzenie blondyna potoczyła wzrokiem dookoła. Trochę irytowały ją dziesiątki par oczu wpatrzone w każdy jej ruch. Z uwagą śledzące każdy gest. Czuła się jak małpa w ZOO. Teraz wiedziała już, dlaczego Harry na początku roku nie chciał zwracać na siebie niczyjej uwagi.
- Cześć, Tonks! Cześć Billy! – Pomachała do nich po czym zmrużyła oczy i na powrót spojrzała na Malfoya. – Jedno słowo Draco, tylko jedno, a zejdę z tego fotela.
Pełne napięcia minuty wlekły się jak godziny i każdy zdawał sobie z tego sprawę. Ślizgoni wiedzieli, że Malfoy nie prosi. Jeśli Malfoy czegoś chciał to po prostu to dostawał. Wystarczyła, że młody arystokrata skinął palcem, a Crabbe i Goyle już ruszali by dać nauczkę niepokornemu nastolatkowi. Tym razem jednak Draco musiał obejść się sam, bo dwaj goryle nie nadawali się do użytku, delikatnie powiedziawszy.
W ułamku sekundy chłopak wyciągnął różdżkę i wycelował w dziewczynę. Ta nawet się nie poruszyła. Z zainteresowaniem patrzyła na swoje paznokcie. Wiedziała, że nie musi wyciągać swojej broni. Zresztą Draco raczej nie przeżyłby bezpośredniego starcia z Czarnym Smokiem.
- Drętwota!
- Protego – mruknęła Carmen, nawet nie patrząc w stronę Ślizgona.
Wstała i podeszła do stojącej w przejściu trójki. Billy wydawał się być zadowolony, a Nimfadora lekko zniesmaczona. Nie było pewne, czyim zachowaniem.
- Tonks, kochana, jak dobrze cię widzieć. Mogłabyś powiedzieć temu bałwanowi, o jakie słowo mi chodziło? Obawiam się, że ojciec nie nauczył go manier.
Chłopak posłał jej spojrzenie głodnego bazyliszka. Doprawdy nie przypuszczał, że ktokolwiek, a już zwłaszcza jakaś przybłęda będzie go obrażać. To uwłaczało jego arystokratycznej dumie. Wymamrotał kilka niezrozumiałych słów.
- Wystarczyło poprosić, drogi kuzynie, wystarczyło porosić – odezwała się aurorka. – A dumę schowaj do kieszeni – poradziła. – Na nic ci się ona teraz zdała.
Zmiął w ustach przekleństwo i bez niczyjej pomocy dźwignął się na nogi (zaklęcie odbite od tarczy Carmenn jedynie lekko go poraziło).
Poziomkowowłosa nie rozumiała, co się działo w szkole. Carmen poprowadziła ją na błonia i rozejrzała się dookoła. Niczego nie zauważyła. Gwizdnęła. Po kilku minutach wylądował przed nią okazały pegaz z jeźdźcem na grzbiecie. Billy podbiegł do zwierzęcia, które prychnęło gniewnie, ale pozwoliło się pogłaskać.
Potter zeskoczył z grzbietu Strzały. Chwycił Sachsa i kilka razy podniósł do góry. Przyjacielskim gestem rozczochrał mu włosy i jednym szybkim ruchem posadził go w siodle.
- Możesz pospacerować – zwrócił się do pegaza. – Ale bądź w zasięgu wzroku. I uważaj na Billy’ ego.
- Oczywiście, Harry.
Tonks patrzyła na potężne kopyta Strzały. Bała się jej, ale nic nie mówiła. Zdawało jej się, że chłopak wiedział co robi. Wiedziała, że raczej mało prawdopodobną rzeczą było, aby pozwolił na zrobienie krzywdy chłopczykowi.
- Nic mu się nie stanie? – zapytała z niepokojem.
- Nie. – Machnął lekceważąco ręką. – Strzała to mądra bestyjka. Nic nikomu nie zrobi, chyba, że jej na to pozwolę.
Nie była to do końca prawda, ale postanowił nie zagłębiać się w te dywagacje. Strzała była miła i sympatyczna, a i owszem, ale wiedział, jak reagowała na prawdziwe potwory. Aragoga nie znosiła całym swoim pegazim sercem, Louisa ledwo tolerowała, a Kieł wolał się do niej nie zbliżać, po tym jak dość mocno dała mu do zrozumienia, że nie będzie tolerowała jego towarzystwa.
Kobieta chciała wiedzieć, co się stało w szkole, że wszyscy wytykają ich sobie palcami. Siedzieli pod drzewem, nieopodal jeziora. Strzała spacerowała w promieniu dziesięciu metrów od nich. Słońce chowało się za drzewami, tworząc na błoniach skomplikowane kształty. Chmury leniwie przesuwały się po niebie.
Pokręciła z niedowierzaniem głową, kiedy opowiedzieli jej całą historię. Nie mieściło jej się w głowie, że ktokolwiek może tak po prostu napyskować dyrektorowi i jeszcze nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. To było, co najmniej dziwne.
Gwiazdy łagodnie migotały na niebie, ciemniejącym z każdą chwilą. Zerwał się lekki wietrzyk. W oddali dało się słyszeć huk grzmotu. Zbliżała się pierwsza w tym roku wiosenna burza.
Tonks pożegnała się z wszystkimi. Billy’ ego ucałowała w czoło, pozostałej trójce pomachała. Pobiegła w stronę bramy wjazdowej. Miała nadzieję, że Hagrid nie zdążył jeszcze zamknąć wyjścia. Udało jej się w ostatniej chwili. Zmieniła się w nieco mniej rzucającą się w oczy osobistość. Teraz miała krótko przycięte brązowe włosy, niebieskie oczy i pełne czerwone usta. Z cichym trzaskiem aportowała się do kwatery aurorów. Czekał ją ciężki weekend, więc była wdzięczna Harry’ emu, że postanowił zaopiekować się chłopczykiem. W przeciwnym wypadku musiałaby szukać dla niego opiekunki.

***

Obudził go gwar przyciszonych rozmów. Chciał się przekręcić na drugi bok, ale zauważył, że nie ma miejsca. Z trudem otworzył oczy. Zobaczył wpatrzone w niego brązowe oczy przepełnione złością. Hermiona. Szybko zrobił w myślach rachunek sumienia. Nie, wczoraj niczego nie zbroił. Można by powiedzieć, że był grzeczny, jak aniołek.
- No, nareszcie śpiący królewicz raczył się obudzić – powiedziała z kpiną. – Jeśli nie zamierzasz się uczyć, to przynajmniej zrób mi miejsce.
Przeciągnął się i wstał z ociąganiem. W duchu przysiągł sobie, że już nigdy nie będzie spał na sofie.
- Która godzina?
Hermiona prychnęła, ale nic nie odpowiedziała. Wyjrzał przez okno. Słońce stało wysoko na niebie. Ruszył w stronę dormitorium. Musiał się wykąpać i przebrać, ze szczególnym zaznaczeniem tego pierwszego. Wczorajszego wieczoru, kiedy Billy usnął, Harry razem z Carmen urządzili sobie mały wyścig po szkolnych korytarzach. Do Pokoju Wspólnego wrócił dopiero o trzeciej nad ranem, a i to tylko i wyłącznie dzięki szybkiej ucieczce przed zaklęciami dziewczyny.
Spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Była dwunasta. Za godzinę miała zjawić się ta mugolka i Szpieg. Carmen do tej pory nie zdradziła jego imienia. Tak, Harry wiedział, że będzie to chłopak, bo Black wyjawiła mu tę małą tajemnicę.
Podszedł do swojego kufra i wygrzebał z niego jedno z nowych ubrań. Bądź co bądź nie chciał dzisiaj wyglądać, jak wyrzutek społeczeństwa. Czuł na sobie pytające spojrzenia pozostałych chłopców mieszkających w dormitorium. Znudzonym wzrokiem rozejrzał się dookoła. Billy siedział na jego łóżku i usiłował zgadnąć, co też ciekawego za plecami chowa Ron. Reszta przyglądała się ich zabawie. Noga za nogą powlókł się do łazienki.
Spojrzał w lustro. Dopiero teraz wiedział, czemu chłopcy patrzyli na niego takim dziwnym wzrokiem. Miał worki pod oczami i rozciętą brew. Pocieszał się jedynie myślą, że Carmen wcale nie wygląda lepiej.
Pół godziny później wrócił do sypialni. Usiadł na łóżku i zapatrzył się w jeden punkt na ścianie. Dziś miał być wielki dzień, lub raczej noc. Mieli odprawić rytuał. Z letargu wybudziło go potrząsanie za ramię. Spojrzał na centrum nerwowego chichotu.
- Gdzie się szlajałeś? – zapytał Ron.
- Po szkole.
- Że po szkole to wiem – zdenerwował się rudzielec. – A właściwie z kim biłeś się na korytarzach? Aż tutaj było słychać przekleństwa i krzyki. Obrazy mówią, że w nocy po szkole grasowały dwa wściekłe diabły. Domyślam się, że to ty i Black.
- Słusznie się domyślasz. – Milczał przez kilka minut zastanawiając się, czy w ogóle powinien zadać nurtujące go pytanie. – Ron? Mógłbyś mi powiedzieć, jak wyglądają korytarze?
- Jakby spadła na nie bomba atomowa – odezwał się milczący do tej pory Neville. – Nauczyciele byli bardzo zdenerwowani. Słyszałem, jak Filch mówił, że teraz nie może wam nic zrobić, bo w świetle prawa nie jesteście uczniami tej szkoły.
Harry parsknął stłumionym śmiechem i chwycił się za głowę. Mógł się spodziewać, że tak się to skończy. Całe szczęście, że nikt nie widział ich twarzy. Chwycił za rękę Billy’ ego i pożegnawszy się z chłopakami pognał w stronę posągu jednookiej czarownicy. To tam miał się spotkać z resztą Smoków.

***

- No, nareszcie jesteście – przywitała się na wstępie Carmen. – Billy, zostaniesz z Angelicą i Pablem. Ja i Harry musimy coś załatwić.
Chłopczyk niepewnie skinął głową. Patrzył, jak dwójka uczniów znika pod jakimś płaszczem.
- Czekajcie na nas w Pokoju Życzeń. – Dobiegł go głos należący najprawdopodobniej do Carmen, ale pewności nie miał.
Nie spieszyli się z dojściem na miejsce przeznaczenia. Wiedzieli, że zanim Gryfon i Ślizgonka dotrą do Hogsmeade minie trochę czasu. Poza tym, nawet, kiedy będą już w wiosce zapewne postanowią urządzić małe zakupy.

***

Carmen ubrana w czarne spodnie i żółtą kurteczkę wyglądała bardzo ładnie. Nawet on musiał to przyznać. Nie widzieli się przez ostatnie siedem miesięcy, a ona bardzo się zmieniła. Przynajmniej ścięła te okropne czerwone końcówki.
Przeniósł wzrok na jej towarzysza. Bez wątpienia był to Potter, ale wyglądał inaczej, niż go sobie wyobrażał. Mówiło się, że chłopak chodzi w ubraniach po kuzynie – wielorybie, więc wyglądają na Harrym jak namiot cyrkowy. Tymczasem złoty chłopiec był ubrany w glany, ciemne, dżinsowe spodnie i szarą bluzę z kapturem. Gdyby nie okrągłe okulary, które nadawały jego twarzy dość dziecinny wyraz mógłby zostać uznany za wyjątkowo przystojnego.
Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mu się w oczy, kiedy uczniowie Hogwartu zbliżyli się do niego, było zachowanie chłopaka. Starał się, jak najmniej rzucać w oczy. Cały czas czujnie rozglądał się na wszystkie strony, a rękę uparcie trzymał w kieszeni. Mężczyzna stwierdził, że tak młoda osoba nie powinna mieć odruchów godnych aurora z dwudziestoletnim stażem, ale zostawił tę myśl dla siebie.
- Chodźmy już – odezwał się niespodziewanie Potter. – Jest zbyt cicho.
Carmen skinęła głową. Jej również się to nie podobało. Nie oglądając się za siebie ruszyli w stronę Miodowego Królestwa. Carmen przez chwilę mruczała coś niewyraźnie przesuwając różdżką nad peleryną. Teraz była ona na tyle duża, że bez problemu wszyscy się pod nią zmieścili. Ściągneli ją jedynie na chwilę, przemykając krętymi podziemnymi korytarzami.
Do Pokoju Życzeń dotarli równo o piętnastej. Angel, Pablo i Billy grali w jakąś mugolską grę, którą przerwali, gdy tylko orszak złożony z trzech czarodziejów i jednej mugolki wszedł do środka.
Carmen stanęła na środku pomieszczenia i odchrząknęła kilkakrotnie, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Ta pani, jest potomkinią Helgi Hufflepuff. – Wskazała niezbyt wysoką kobietę. – Nazywa się Stella Artois, o ile się nie mylę.
Odpowiedziało jej potakujące kiwnięcie głową.
Nastolatka przeniosła wzrok na stojącego w cieniu mężczyznę. Uśmiechnęła się leciutko.
- Ten tam, to Jesse, mój brat. Ma się zająć otworzeniem drzwi.
Przez kolejne pięć godzin starała się wytłumaczyć wszystkim, na czym ma polegać rytuał. Wiedziała, że do pomieszczenia mogą wejść jedynie potomkowie i Prowadzący, czyli w tym wypadku ona. Reszta nie miała możliwości znaleźć się w środku, to było zbyt niebezpieczne.
Billy trząsł się, jak osika na wietrze. Z tego, co mówiła Carmen wynikało, że będą musieli pobrać od niego trochę krwi, a on nie lubił, kiedy się go kłuło. Można by powiedzieć, że tego nienawidził. Ale jeszcze bardziej nie lubił widoku dużej ilości krwi. Odprężył się nieco, kiedy Harry wyszeptał mu wprost do ucha, że on będzie musiał stracić o wiele więcej życiodajnego płynu. Billy zacisnął zęby. Nie będzie tchórzem. Wytrzymał dwie godziny ze śmierciożercami, to przetrzyma również to. Z resztą teraz będzie miał przy sobie przyjaciół.
Jesse nie brał udziału w dyskusji. Miał jasno określone zadanie: porozmawiać ze Stellą, dotransportować ją do Hogwartu i otworzyć drzwi. Siedział w kącie sporego pokoju i przyglądał się całej grupie.
Carmen, Angelicę i Pabla znał już od kilku lat. Pannę Artois on kilku dni, ale zdążył ją polubić. Ten mały, Billy był dla niego zagadką, podobnie jak Potter. Jesse’emu wydawało się, że ta dwójka ma jakieś mroczne tajemnice. Bynajmniej nie zamierzał w nie wnikać. Ale coś w ich zachowaniu mu nie pasowało. Zwierzęcy strach w oczach czteroletniego dziecka musiał być wywołany jakimiś przykrymi wspomnieniami. To dziwne, ale Złotemu Chłopcu bardzo szybko udało się uspokoić chłopczyka. Zupełnie, jakby wiedział, o czym Sachs myśli. Skąd oni wytrzasnęli potomka Roweny Ravenclaw? Jakim cudem ten dzieciak trafił do zamku?
Masa pytań kłębiła się pod jego czaszką. Otrząsnął się. Umysł szpiega powinien być czysty. Zresztą te sprawy nie powinny go interesować. Ale nie umiał pozbyć się nawyku, aby wiedzieć jak najwięcej. Ot, skrzywienie zawodowe.

***

Black zaklął w myślach. Już od czterdziestu minut męczył się z tymi przeklętymi drzwiami i nic nie było w stanie ich ruszyć. Wiedział, że „komnaty – jądra” są bardzo dobrze chronione, ale nie przypuszczał, że ktoś będzie aż tak perfidny. Nie mieściło mu się w głowie, jak można było użyć takich zabezpieczeń. Warstwowych, żeby było ciekawiej. W dodatku końca piramidy nie było widać.
Zabezpieczenia warstwowe, zwane piramidalnymi miały tą właściwość, że zawsze czynny był tylko jeden czar. Zazwyczaj ten najłatwiejszy. Rozpracowanie pierwszego poziomu powodowało włączenie się kolejnego i tak dalej, i tak dalej. Oczywiście był jeszcze jeden, o wiele prostszy sposób otwarcia drzwi. Wystarczyło znać hasło, którego oni nie posiadali.
Odetchnął z ulgą, kiedy udało mu się rozplątać kolejną klątwę. Wziął kilka głębszych oddechów. Teraz musiał być wyjątkowo precyzyjny. Jeden błąd mógł kosztować ich wszystkich życie.
Cały czas czuł na sobie spojrzenie zielonych oczu Pottera. Wiedział, że to Gryfon go obserwuje, bo Carmen, Angelica i Pablo przygotowywali się do rytuału, a Stella i Billy siedzieli w Pokoju Życzeń.
- Czemu tak na mnie patrzysz? – nie wytrzymał w końcu napięcia.
Odpowiedź przyszła po dłuższej chwili.
- Skup się na drzwiach. Mamy mało czasu. To dość często uczęszczany korytarz, a nie chciałbym, żeby ktoś nas tutaj nakrył.
Jesse przyznał rację młodszemu chłopakowi. Ale to wszystko strasznie go irytowało. Był Czerwonym, na Merlina. Nie mógł dać się wciągnąć w intrygę tych dzieciaków, aż tak łatwo.
- Zdaje się, że Mistrz kazał wszystkim Smokom nam pomagać. Nieprawdaż? – usłyszał głos Złotego Chłopca. – Pospiesz się z tymi drzwiami. Kark mnie boli od ciągłego kręcenia głową na wszystkie strony.
Wreszcie po kolejnej godzinie udało mu się otworzyć przejście. W między czasie na miejsce dotarli pozostali.
Jako pierwsza do środka weszła Carmen. Dziewczyna miała na sobie czarną szatę i białe rękawiczki. Następnie weszła lekko zdenerwowana Stella, która starała się ukryć targające nią emocja. Pochód był zamykany przez Harry’ ego i Billy’ ego.
Komnata, mimo iż nie wyglądała na dużą okazała się dość przestronna. Gdy tylko ostatnia osoba przekroczyła próg rozbłysło osiem pochodni, każda w innym kolorze. W jednym rogu wisiały zawieszone, jakby w nicości płomyki zielone; w drugim – czerwone; w trzecim – żółte; w czwartym – niebieskie. Na środku pomieszczenia było podium w kształcie koła, które lekko unosiło się nad pozostałą częścią podłogi. W komnacie nie było żadnego okna.
Carmen rozstawiła wszystkich na obrzeżach koła, w taki sposób aby tworzyli oni idealnie symetryczne trójkąt równoboczny. Sama stanęła na środku podium. Rozejrzała się dookoła.
- Gotowi?
Odpowiedzią była ponura cisza. Teraz nie mogli się już wycofać.
Dziewczyna przywołała do siebie parujący kociołek. Z kieszeni szaty wyciągnęła bogato zdobiony sztylet. Chwyciła rękojeść, tak, że ostrze było skierowane w górę.
- Będziecie wiedzieć, kiedy podejść. Najpierw Stella, później Billy, na końcu Harry. Pamiętajcie, kolejność jest bardzo ważna. Jeśli się pomylimy, to możemy zniszczyć cały zamek i tereny do niego przylegające.
Wzięła głęboki oddech, pochyliła się do przodu. Zaczęła mówić. Na początku jej głos wydawał się ledwo szeptem. Z czasem stawał się coraz głośniejszy.

Budzi się siła przodków,
W murach od wieków zaklęta.
Bojowe rumaki łakną krwi.
Słychać już dźwięk podków.
Zbliża się godzina świtania.
Zbliża się godzina cierpienia.
Zbliża się zło.
Zbliża się dobro.
Od lat tysiąca szkoła chroniona była:
Helgi dobrocią,
Roweny mądrością,
Salazara przebiegłością,
Godryka odwagą.
I staną ramię w ramię:
Borsuk i Kruk,
Wąż i Gryf.
Wszyscy oni Hogwartu,
Szkoły są chwałą.
Poświęcenie i Miłość,
Zdrada i Walka
Złoty Środek tworzą.
Podejdźcie me dzieci.
To, co cenne dajcie.

Harry czuł, jak wszędzie wokół zbierała się potężna magia. Jeszcze uśpiona, ale już potężna. Coś nakazało mu wejść do środka kręgu. Był, jak marionetka. Nie myślał, nie czuł. Działał. Stanął przed Carmen i wyciągnął przed siebie obie ręce.
Dziewczyna chwyciła jego prawą dłoń i przejechała ostrzem po przegubie. Przez kilka minut patrzyła, jak szkarłatne krople skapują do kociołka. To samo zrobiła z jego drugą ręką.
Wrócił na miejsce. Nie zdawał sobie sprawy, że z podciętych żył ciągle płynie krew.
Black patrzyła na dymiący eliksir. Podniosła głowę. Głośno, niemal krzycząc, zaczęła kolejną przemowę.

Esencją życia zwana.
Cenna bardziej niż się zdaje.
Od Czterech Założycieli pochodzi.
Ochronę Szkole daje.
Rytuał odnowiony ma moc
Silniejszą od mroku.
Lat temu tysiąc przodkowie go odprawili.
Teraz myśmy ochronę zamku wznowili.

Nagromadzona energia przybrała postać kuli. Zgromadziła się wokół Carmen. W postaci wyładowań elektrycznych pomknęła do najdalszych zakątków zamku. Pokonała mury i przedostała się na zewnątrz. Kordonem mocy szczelnie otoczyła błonia. Wbiegła kawałek w Zakazany Las. Jak ptak wzbiła się w górę i w formie promienia wróciła do Jądra.
Carmen upadła na ziemię. Z nosa pociekła jej krew.
Harry, podobnie jak Stella i Billy również stracił przytomność. Taki sam los spotkał pozostałą trójkę czekającą na zewnątrz.

***

Albus Dumbledore obudził się gwałtownie, wyrwany z wyjątkowo przyjemnego snu. Śniło mu się, że był na jednej z wysp hawajskich. Doprawdy piękne tam są widoki. Otrząsnął się z resztek nocnych majaków. Podrapał się po brodzie. Nie wiedział, co kazało mu przerwać sen.
Kilka minut później poczuł to. Starożytną moc, od lat ukrytą w hogwardzkich murach. Przez ostatnie lata wyczuwał ją, owszem, ale była uśpiona. Natomiast teraz pulsowała energią. Była żywa, jak bardzo ruchliwe dziecko, którego wszędzie pełno. Nie miał pojęcia, co mogło ją zbudzić, ale wiedział, gdzie należy szukać tego przyczyny.
Kilkakrotnie machnął różdżką. Teraz miał na sobie zwykłą dzienną szatę. Przeszedł do gabinetu. Sypnął Proszku Fiuu do kominka. Połączył się tylko z dwoma nauczycielami. Do nich miał pełne zaufanie.

***

Jesse powoli podniósł się na nogi. Czuł się, jakby przejechał po nim stutonowy walec. Nie mógł złapać powietrza i ogólnie czuł się, jakby miał połamane co najmniej żebra, jeśli nie coś więcej.
Rozejrzał się dookoła. Pablo siedział po ścianą i ze zdziwieniem oglądał swoją rękę. Angelica leżała na podłodze i spazmatycznie łapała powietrze, próbując się uspokoić. W końcu dźwignęła się na kolana i wydyszała:
- Rany, to było mocne.
Chłopcy w milczeniu przytaknęli. To rzeczywiście było jedyne w swoim rodzaju. Przypominało szybko jazdę kolejką górską i jednocześnie było wyjątkowo delikatne. Dotykało wszystkich zmysłów, duszy.
Jesse z trudem podszedł do drzwi Jądra, ale w panującym półmroku nie był w stanie niczego dojrzeć. Żeby chociaż mógł użyć jakiegoś zaklęcia rozświetlającego, ale nie. Jądro było przepełnione pulsującą magią do tego stopnia, że każda dodatkowa jej ilość mogła być tą ostatnią.
Gdzieś z prawej strony dało się słyszeć przyspieszone kroki. Na razie nie był w stanie stwierdzić ilu osób. Echo potrafiło zniekształcić wszystko.
Osunął się po ścianie. Starał się ułożyć w wygodnej pozycji, ale było to niemożliwe. Jakkolwiek by się nie oparł, wszystko i tak go bolało. Spojrzał na Angel, potem na Pabla. Z nich wszystkich, tylko dziewczyna nadawała się jeszcze do użytku. Sangre powoli odpływał do świata marzeń sennych, a on sam miał problemy ze skupieniem wzroku na jednym punkcie. Dopiero teraz poczuł, że coś podejrzanie ciepłego spływa mu po szyi.
Gdy Dumbledore, Snape i Mcgonagall weszli w migotliwy krąg światła, kobieta zatkała sobie usta dłonią. Młodszy mężczyzna chyba po raz pierwszy w swoim życiu nie był w stanie ukryć zdziwienia. Dyrektor był wyraźnie przestraszony.
- Minerwo, sprawdź stan zdrowia tych tutaj. Severusie, musimy wejść do Jądra. Obawiam się, że to, co tam zastaniemy może nam się nie spodobać.
Mistrz Eliksirów nic nie powiedział, ale w duchu modlił się, żeby tym idiotom, którzy byli w środku nic się nie stało. Szóstym zmysłem wyczuwał obecną w powietrzu Czarną Magię. Wiedział, że ten, kto igra z Czarną Magią jest albo wyjątkowo potężny, albo wyjątkowo głupi. Tylko ktoś obdarzony nadzwyczajnymi zdolnościami w tym kierunku może zapanować nad jej esencją.
Powolnym krokiem weszli do środka. Zielone i czerwone pochodnie zamigotały radośnie i jedna z każdej pary zmieniła kolor na srebrny bądź złoty. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby stwierdzić, co musiało tutaj zajść.
Severus podszedł do rozwalonego na kilka części kociołka. Obejrzał go dokładnie z każdej możliwej strony. Dyrektor cały czas zaglądał mu przez ramię.
- I co?
- Nie wiem, co za eliksir był zrobiony w tym kociołku, ale ten, kto go robi miał nieliche pojęcie o miksturach. Gdyby to była zwykła cyna lub stal, to moglibyśmy zbierać jedynie ich szczątki – wskazał cztery leżące postacie.
- Co to za metal? Wygląda jak złoto.
- Bo to jest złoto. Najczystsze złoto jakie w życiu widziałem. Sto procent kruszcu.
Albus w zamyśleniu pokiwał głową. Domyślał się, co mogło się tutaj wydarzyć. Podszedł do leżącej na środku osoby. Black. Była wyjątkowo blada i lekko drżała, ale nie miała żadnych widocznych obrażeń. Przeszedł dalej. Sachs. Lekko przestraszony, ale przytomny i zdrowy. Obok niego leżała kobieta. Nie znał jej. Miała podkrążone oczy i lekko zaczerwieniony nadgarstek, ale żyła. Po drugiej stronie pomieszczenia leżał Harry. Z podciętych nadgarstków obficie spływała krew.
- Severusie! Pottera i Black trzeba stąd natychmiast zabrać.
Skinął głową i wywlókł ich na zewnątrz. Wiedział, że tam zajmie się nimi Minerwa. Pozostała dwójka o własnych siłach zdołała dostać się na zewnątrz i za Mistrzem Eliksirów przejść do Skrzydła Szpitalnego.
Dyrektor został na miejscu, żeby zabezpieczyć Jądro. Nie miał pojęcia, jak komukolwiek udało się otworzyć te drzwi. W końcu sam zakładał zabezpieczenia. Widocznie teraz będzie musiał bardziej się postarać.
Sam przed sobą musiał przyznać, że nie spodziewał się tak wielkiego poświęcenia, po tej dwójce uczniów. Był niemal pewien, że wiedział o co im chodziło w klasie obrony. Najprawdopodobniej Harry już wtedy wiedział, jak będzie wyglądał ten rytuał i był z tego powodu zdenerwowany.

***

Pani Pomfrey nie należała do osób, które lubią, gdy nagle budzi się je w środku nocy. Jednak jej praca wymagała pokory i stalowych nerwów, dlatego szybko ubrała się i ogarnęła. Spojrzała na zegar. Była trzecia nad ranem.
Szybkim krokiem weszła do sali. Rozejrzała się dookoła. Siedem łóżek było zajętych. Wątpiła, żeby któraś z hogwardzkich drużyn Ouiddicha postanowiła urządzić nocny trening. Gdy tylko weszła w krąg jasnego światła mocno się zdziwiła. Dwójki z leżących ludzi nie znała. Najmłodszego z chłopców mgliście kojarzyła. Pozostała czwórka była uczniami Hogwartu. Pytająco spojrzała na dyrektora. Mężczyzna bezradnie wzruszył ramionami.
Pochyliła się nad Angelicą. Wymamrotała kilka zaklęć. Nastolatka nie protestowała, choć widać było, że ma na to ochotę. Kobieta westchnęła. Przywołała eliksir regenerujący nadszarpnięte magią nerwy. Podała go dziewczynie.
Kilka minut później Puchonka zajęła się sprawdzaniem stanu zdrowia Stelli i Billy’ ego. Podała im eliksir uspokajający i nasenny. Wiedziała, że Jesse ma połamane żebra. W końcu to on przyjął na siebie pierwszą falę.
Pielęgniarka była przerażona, kiedy zbliżyła się do dwóch ostatnich łóżek. Nie wiedziała, kim powinna zająć się wcześniej. Czy ledwo żywą dziewczyną, czy może wykrwawiającym się chłopakiem. Przez chwilę stała zdezorientowana. Potem szybkim krokiem podeszła do Gryfona. Jednym machnięciem różdżki wyczarowała opatrunki na jego nadgarstkach; drugim przywołała Eliksir Bezkrwawy, który zaaplikowała chłopakowi.
Potem zajęła się nieprzytomną dziewczyną.

***

Następnego dnia ani Harry, ani Carmen nie odzyskali przytomności. Rany chłopaka już nie krwawiły, ale ciągle były zaczerwienione. Ze Skrzydla Szpitalnego żadną siłą nie dało się wyciągnąć Mary i Blaise’ a. Pani Pomfrey straciła na to wszelką nadzieję, gdy przekonała się, że wygonienie ich będzie nie lada wyczynem.
Ron i Ginny również zaglądali do szpitala. Widać było, że martwią się o swojego przyjaciela. Hermiona zjawiła się tylko raz. Przy kolejnej próbie przyjścia, stwierdziła, że koniecznie musi sprawdzić coś w bibliotece. Jak powiedziała, tak zrobiła.
Około godziny piętnastej do gabinetu dyrektora zostali wezwani wszyscy, którzy brali, mniejszy lub większy, udział w rytuale.
Albus patrzył na zgromadzonych przed nim ludzi. Znał jedynie trójkę z nich, z czego dwójka na pewno była Smokami.
- Więc, może powiecie mi kim jesteście? – Zwrócił się do czarnowłosego mężczyzny i brązowowłosej kobiety.
- To Stella Artois, potomkini Helgi Hufflepuff. Ja jestem Jesse.
- Jesse? – Dumbledore chciał poznać również nazwisko.
- Black, daj spokój. Czasami zachowujesz się gorzej niż pięciolatek – powiedział zirytowany Pablo.
Dyrektor podrapał się po brodzie. Domyślał się, że młodzieniec jest bratem Carmen. Podobieństwo między nimi było naprawdę uderzające.
- Powiedzcie mi… Powiedzcie mi, co robiliście w tamtej komnacie?
- W Jądrze? – chciał się upewnić Black. – Nie wiem, czy pan zauważył dyrektorze, ale nas w Jądrze nie było.
Albus wzniósł oczy do nieba, modląc się o cierpliwość. Ciekawe, czy wszyscy z rodu Blacków tak idealnie umieją grać na nerwach. Spokojnie. Tylko spokój może nas uratować.
- W takim razie powiedzcie mi, co w Jądrze robiła mugolka, dwóch uczniów Hogwartu i czarodziej, który prawdopodobnie nie wie, że jest czarodziejem?
- Billy wie, że jest czarodziejem – mruknęła Angel. – Jest pan dyrektorem szkoły. Na pewno wie pan, co tam robiliśmy i w jakim celu.
- Czy nie rozumiecie, że wasi przyjaciele mogą umrzeć, a my nie wiemy, jak im pomóc?! – Zdenerwował się nie na żarty.
- Sprawdziliśmy wszystkie opcje – odezwał się Pablo. – Wiedzieliśmy, czym to grozi. I zdajemy sobie sprawę, że było to niebezpieczne, a być może nawet głupie, ale niech pan zrozumie. Nie mieliśmy wyboru. Carmen i Harry przeżyją, zapewniam pana. Mają silne organizmy i kiedy tylko uporają się z wewnętrznymi dolegliwościami obudzą się.
- Skąd ta pewność, panie Sangre?
- Bo Założyciele to przeżyli. I przeżył to również Prowadzący. Wtedy, tysiąc lat temu musieli bardziej się skupić. Dać z siebie więcej mocy. My jedynie odnowiliśmy stare bariery.
- Proszę się nie martwić, dyrektorze. Wszystko będzie dobrze. Chodź Stello. Odtransportuję cię do domu – powiedział Jesse.
Gdy zamknęły się za nimi drzwi z cienie wysunął się Mistrz Eliksirów. Usiadł naprzeciwko dyrektora.
- Co o tym myślisz, Severusie?
- Są uparci i wyjątkowo głupi, ale i odważni. Nie każdy zgodziłby się wziąć w czymś takim udział.
Milczał przez kilka minut. W Skrzydle Szpitalnym rzuciła mu się w oczy jedna rzecz. Spojrzał na dyrektora. Musiał zadać to pytanie. Po prostu musiał.
- Dyrektorze? Dlaczego Potter miał podcięte żyły na obu rękach, a Sachs i pani Artois tylko na jednej? I dlaczego Black nie miała żadnych ran?
- Carmen nie miała ran, bo to ona prowadziła rytuał. Ten, który jest Prowadzącym ma za zadanie obudzić uśpioną magię i odpowiednio ją nakierować. To trudne, ale wykonalne. – Zamilkł na kilka minut, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę. W końcu podjął decyzję. – Co do twojego pierwszego pytania… Zarówno Billy, jak i Stella są potomkami tylko jednego z założycieli. Harry ma w swoich żyłach krew Slytherina i Gryffindora, choć jest ona już tak rozcieńczona, jakby jej w ogóle nie było.
- Podwójne Dziedzictwo – mruknął Snape. – To znaczy, że Potter jest krewnym Czarnego Pana?
- Dalekim, ale owszem. Ich linie rozdzieliły się wieki temu. W linii Toma przetrwała magia i wężomowa. W linii Harry’ ego te cechy były uśpione. Dopiero Lily była czarownicą.
Snape pokiwał głową. To by wszystko wyjaśniało.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]   16.04.2005 22:45
KaFeCkO  
QUOTE   17.04.2005 19:03
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 „CZUŁE” POWITANIE ...   17.04.2005 21:32
Weasley   a bedzie rozdział 3?!   18.04.2005 16:46
Magya   Mam mieszane uczucia i z krytyką wstrzymam się do ...   18.04.2005 19:12
Carmen Black   ROZDZIAŁ 3 WYJAŚNIENIA Harry zamr...   18.04.2005 22:05
Carmen Black   CZwarty jest dłuższy... ROZDZIAŁ 4 Ważne rozmowy...   21.04.2005 18:31
Mariah Hiwatarii   Bardzo fajne opowiadanie !!! Podziwiam...   03.05.2005 11:57
Moonchild   hmmm.. no to zacznijmy od początku 1 rozdział to...   03.05.2005 12:35
Carmen Black   Do Moonchild!! 1) Piszę w "wordzie...   03.05.2005 14:30
Moonchild   Dobra Snake zamiast Snape to jeszcze moge zrozumie...   03.05.2005 14:39
Carmen Black   A więc tak: to jest kolejny rozdział. Ma niecałe 1...   04.05.2005 00:27
Moonchild   Całkiem fajne :) Pojawiło się troche więcej opisów...   08.05.2005 11:29
Forhir   Swietne! Czekam z niecierpliwoscia na kolejne ...   08.05.2005 12:03
Ewelka   Przecyztałam dopiero trzy pierwsze odcinki ale...   08.05.2005 19:08
raven11   Super! :D czekam na następne jest świetne mam ...   19.05.2005 19:21
Martuś_gryffindor   fajnie fajnie,ale dla mnie to troszke za duzo opis...   28.05.2005 13:14
Carmen Black   Rozdział 6 już jest. Jeśli jego konwencja wam się ...   29.05.2005 18:03
Moonchild   No wreszcie dałaś kolejną część. I to całkiem ciek...   29.05.2005 19:52
Carmen Black   No cóż. Może trochę wyjaśnię. W liście owszem nie ...   02.06.2005 21:05
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 NOWI Zgiełk. Hałas. Śmiech. Krzyki. J...   02.06.2005 21:09
Moonchild   Początek średnio mi się podobał, ale dalej się roz...   02.06.2005 21:46
Carmen Black   No cóż. Błędy są. Rozdział nie jest zbyt ciekawy, ...   20.06.2005 16:06
Moonchild   Dawno tu nie zaglądałam. Nawet nie zauważyłam, że ...   10.07.2005 22:46
Carmen Black   Jeśli są błędy - przepraszam. Nie jest to jednak m...   14.07.2005 22:49
Avadakedaver   Grtuluję Ci! napisałaś już prawie całą książkę...   04.02.2006 21:14
Natalia   Podoba Mi Się Nie Znalazłam Żadnych Błędów Może D...   15.07.2005 13:32
Vanillivi d'Azurro   Czytałam już wcześniej ten ff na blogu. Szczerze m...   13.09.2005 21:48
Carmen Black   Ja, ja przepraszam. Wiem, że niektórym to się nie ...   14.09.2005 17:04
Carmen Black   Sory, to jest ciąg dalszy poprzedniego rozdziału. ...   14.09.2005 17:24
Tomak   Przeczytałem opowiadanko i stwierdzam ze jest napr...   14.09.2005 18:47
Carmen Black   Na żywca, na żywca. Jestem mistrzem improwizacj...   14.09.2005 19:36
Mroczny Wiatr   :blush: Cóż szkoda, że dopiero jutro. Szkoda, że ...   14.09.2005 23:14
Carmen Black   Rok temu, że się tak wyrażę nie miałam jeszcze ...   15.09.2005 15:04
Carmen Black   Obiecany rozdział jedenasty właśnie wylądował. Zap...   15.09.2005 15:11
Tomak   Bombastick fajny parcik opowiadanko wciaga. Piszes...   15.09.2005 15:30
Carmen Black   Kolejne części podzielone na party najpierw ląd...   15.09.2005 15:43
Carmen Black   Jak zwykle coś mi ucina końcówkę. No, nic. Wklejam...   15.09.2005 15:30
Tomak   Dobra kapie. o sowe było by trudno a kominka w dom...   15.09.2005 16:06
Moonchild   Podoba mi się, ale miejscami troche nudnawe sie ro...   15.09.2005 16:38
Mroczny Wiatr   :blush: Doczytałem reszte u Ciebie na blogu bo co...   16.09.2005 14:14
Tomak   A mozesz podac adres bloga bo tez bym sobie chciał...   16.09.2005 14:33
Mroczny Wiatr   Carmen podała wczoraj o 15,43 http//hpibractwosmo...   16.09.2005 16:20
Tomak   Dzieki. Jezeli juz wczesniej adres był podawany to...   16.09.2005 17:33
Carmen Black   Do stu tysięcy wściekłych Hipogryfów! Na Chime...   16.09.2005 18:02
Tomak   Impervius! Mam małe pytanko. Co to za zakleci...   16.09.2005 19:56
Czarny Łowca_   Zeklęcia Impervius użyła Hermiona w tomie IV i dru...   17.09.2005 14:43
Tomak   Aha juz pamietam dzieki teraz juz sobie przypomnia...   17.09.2005 15:00
Czarny Łowca_   Faktycznie pomyłka, ale pisałem to z pamięci, a ta...   17.09.2005 17:50
moniczka   Narazie przeczytalam tylko trzy rozdzialy, bo nie ...   17.09.2005 18:23
Carmen Black   Dawno tego nie aktualizowałam. Mam sporo zaległośc...   02.02.2006 17:49
Carmen Black   Kontynuacja dwunastki Kolejne kilka tygodni były ...   02.02.2006 17:51
Carmen Black   ROZDZIAŁ 13 Biała Śmierć Lord Voldemort by...   02.02.2006 17:54
Katon   Kurde, ludzie, macie rozmach.   02.02.2006 17:56
Carmen Black   ROZDZIAŁ 14 Serum prawdę Ci powie ...   02.02.2006 17:58
Carmen Black   ROZDZIAŁ 15 Poza czasem i przestrzenią Harry ...   02.02.2006 18:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 16 Wyprawa - Wyglądasz jak kretyn ...   02.02.2006 18:06
Carmen Black   Rozdział 17 Drużyna Marzeń Anastazja Romanowa s...   02.02.2006 18:08
Carmen Black   Rozdział 18 Kryształowy Sen Przez cały tydzień ...   02.02.2006 18:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 19 Ciężkie życie artysty Anastazja wst...   02.02.2006 18:11
Tomak   Czytałem na blogu rozdzialiki są super nie moge si...   02.02.2006 20:26
Ajihad   Czy tu będą następne rozdziały? :(   12.02.2006 15:30
Carmen Black   Rozdziały będą, a jakże! Rozdział 20 Zagini...   12.02.2006 17:16
Carmen Black   ROZDZIAŁ 21 Odkryte tajemnice Hogwardzkie śniad...   12.02.2006 17:24
Ajihad   Juhuuu! :P Wreszcie! Te części wymiatają...   12.02.2006 23:17
Carmen Black   ROZDZIAŁ 22 Prawda w oczy kole Ginny siedziała pr...   15.02.2006 19:22
Czarny Łowca_   Świetnie że jest już nastepna część. Szczególnie p...   16.02.2006 11:08
em   Nie mam czasu czytać całości, wybacz ^^", ale...   16.02.2006 11:14
Ajihad   Prócz tego, że jak powiedział emoticonka: " H...   16.02.2006 17:37
Carmen Black   Mam nadzieję, że będzie się miło czytało... ROZDZ...   20.02.2006 00:04
Carmen Black   ROZDZIAŁ 24 [u]Urodziny[/b] Powoli docierały do n...   22.02.2006 16:47
Avadakedaver   niessamowite. TY jesteś niessamowita, Carmen. Powi...   26.02.2006 23:13
Carmen Black   Z Rowling nie zamierzam niczego obgadywać. Każda z...   28.02.2006 21:13
Avadakedaver   noooo... niby tak, ale kobieto, takiego talentu ni...   02.03.2006 22:38
Moongirl   jak zaczełam czytać to opowiadanie to hm bylo wida...   07.03.2006 17:14
zgred   Pozdrowionka opowiadanie ciekawe. Im wiecej czytas...   11.03.2006 12:24
mateusz14   Niezłe opowiadanie nie moge się doczekać następneg...   11.03.2006 13:25
Carmen Black   ROZDZIAŁ 26 [u]Przekleństwo Nienawidził żyć w nie...   14.03.2006 00:18
Ajihad   Skończyć w takim momencie! Tóż to zbrodnia...   14.03.2006 09:47
Moongirl   jaka cudna niespodziewajka :) rozdzial swietny :) ...   15.03.2006 16:47
pelbinek   Kiedy wyjdzie następny rozdział ?? Bo już nie mogę...   23.03.2006 16:18
Michal   No to jest za......e:) Pomyśl czy tego nie wydać,...   23.03.2006 23:21
Carmen Black   ROZDZIAŁ 27 [u]Powtórka z rozrywki[/u] Dudley si...   24.03.2006 18:08
pelbinek   Następny super odcinek :D Tylko znowu przerwany w ...   24.03.2006 20:05
Dragona   Troche podobne do Szczesliwych dni (skalpel Avereg...   25.03.2006 20:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 28 [u]Cena wolności[/u] Hermiona była p...   07.04.2006 22:19
Ajihad   Wreszcie nowy part! Określę go jednym zdaniem ...   08.04.2006 11:39
Dragona   No i oto chodzi ten rozdzial wyszedl ci swietnie :...   09.04.2006 15:38
Michal   Kiedy bedzie dalszy ciąg... juz od 18dni nic niema...   25.04.2006 16:40
Carmen Black   Rozdział 29 Powroty bolą najbardziej Mary siedzi...   26.04.2006 17:18
Michal   Fajne:D:D Harry śmierciożercą:] Tylko nierozumiem...   26.04.2006 18:32
Carmen Black   Gwałt był iluzją. Mroczny Znak był jedynie chronio...   26.04.2006 18:55
Michal   Aaa dobra teraz czaje:] Dzięki:D:D Jak skonczysz ...   26.04.2006 20:17
Carmen Black   [b]Rozdział 30 Nie zrywaj… Harry pakował ku...   01.05.2006 19:25
nosferatu   nie tylko nie :cry: to...to mój ulubiony ff napisz...   03.05.2006 16:16
Ajihad   Nie! Tylko nie to! Ten napis"koniec...   03.05.2006 21:58
Moongirl   a bedzie jakis dalszy ciąg? w nowym ff?   12.05.2006 16:17
Hawtagai   Jestem pod wrażeniem tego ff :) mam nadzieje,że t...   12.05.2006 16:46
Carmen Black   Nie, nie koniec   12.05.2006 20:08
Kedos   To nie moze byc koniec bo gdzie cala bitwa ;P Nooo...   12.05.2006 23:23
2 Strony  1 2 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 21.06.2024 02:47