Dwie Noce
Projektowanie stron internetowych General Informatics, oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Dwie Noce
Hito |
![]()
Post
#1
|
![]() Magik Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 751 Dołączył: 11.10.2005 Skąd: Częstochowa/Wrocław Płeć: Mężczyzna ![]() |
Na wstępie rzucę kilka uwag natury ogólnej.
1) Z góry zaznaczam, że ten fic NIE ma na celu propagowania ani przedstawiania dominującego na tym forum pairingu Draco/Hermiona. Zrozpaczone fanki muszą mi przebaczyć. 2) Fic chyba miałby lepszy sens, gdyby miał miejsce po Zakonie, a nie Księciu. Uniknąłbym w ten sposób niedogodności tłumaczenia czworokąta miłosnego, a i chyba sama fabuła byłaby bardziej prawdopodobna. Za późno na to wpadłem. 3) Pierwsze dwa party mogą wydawać się trochę czerstwe przez konwencję, jaką przyjąłem. Ufam, że po przeczytaniu całości wszystko będzie w porządku. 4) Jak każdy pisarz, mam wrażenie, że moje ,,dzieło'' mogłoby być o wiele lepsze. Coś jest w tym, że bohaterowie żyją własnym życiem. 5) W Wordzie to lepiej wygląda. Na forum układ graficzny, przez brak wcięć, trochę się psuje, niestety. 6) Enjoy. Dzień piąty Harry gwałtownie otworzył oczy. Chwilę trwało, zanim zorientował się, gdzie jest i dlaczego. Żeby tego dokonać, musiał sięgnąć pamięcią wstecz o jeden dzień, albo raczej – jeśli chodzi o ścisłość – jedną noc. Na brodę Merlina... Pokój, w którym chłopak się znajdował, dobitnie udowadniał mu, że jego własny umysł nie stroi sobie z niego żartów i nie karmi iluzjami. Na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że pomieszczenie zamieszkuje osoba płci żeńskiej, która nie tolerowała twórczego chaosu pokojowego. Wszędzie panował porządek, czy to na podłodze, którą przykrywał brązowy dywan, czy to na półkach z licznymi książkami, gdzie próżno by było szukać choćby jednej cząsteczki kurzu. Harry kątem oka zobaczył, że okno jest uchylone, a białe firanki powiewają lekko, smagane delikatnie przez letni powiew wiatru. Gdyby młodzieniec obrócił głowę mocniej w prawo, ujrzałby na szafce nocnej zdjęcie oprawione w dekorowane ramy, przedstawiające trzyosobową rodzinę, z właścicielką pokoju na pierwszym planie. Spokojnie, Harry, tylko spokojnie... Harry nie mógł nie zauważyć, że łóżko, pościel i poduszka, na której leżał, są bardzo wygodne, a on nie czuje najmniejszej chęci do wstawania. Mimo to, lewą ręką odruchowo zaczął szukać koło siebie okularów. Nie znalazł ich, co oznaczało, że ktoś je gdzieś przeniósł. Jednak jego dłoń nie macała bezskutecznie powietrza. Coś miękkiego i futrzanego zajęło drugi, poprzeczny koniec posłania. - Krzywołap – Harry raczej oznajmił fakt, niż zapytał. Kot leniwie zamruczał, po czym ziewnął. – Gdzie jest twoja pani? W ramach odpowiedzi rudy kocur przeciągnął się i zmienił pozycję, odwracając się tyłem do chłopaka. - Dzięki – mruknął Harry. Starał się nie dopuścić do głosu męczącej go myśli, iż powinien wstać i sam jej poszukać. A było mu tak wygodnie... Chociaż nie do końca, czuł nieprzyjemne skręcanie w żołądku. No i zaczynało być mu gorąco. Harry wyciągnął prawą rękę i po krótkich poszukiwaniach znalazł swoje okulary. Spoczywały na brzegu szafki nocnej, leżące szkłami skierowanymi ku sufitowi. Chłopak założył je na nos powoli, nie podnosząc się nawet odrobinę. Pewnie gdyby się rozejrzał po pokoju, znalazłby swoje ubranie schludnie złożone w kostkę, a może i odświeżone i pachnące. Wstawaj, do licha! Nie możesz tu leżeć i czekać na wybawienie. Chociaż była to kusząca myśl, Harry musiał przyznać. Ale jednak... - Widzę, że już nie śpisz, Harry. Chłopak nie podskoczył tylko dlatego, iż znajdował się w pozycji horyzontalnej. Aczkolwiek jego serce na dźwięk tego ciepłego, dziewczęcego głosu utonęło gdzieś w otchłani klatki piersiowej. - ... – Nie najlepszy początek rozmowy. Harry uznał, że trzeba spróbować jeszcze raz. – Cześć, Hermiono. - Cześć. Siedemnastoletni Harry Potter spojrzał na dziewczynę stojącą w drzwiach, opierającą się lekko o ich framugę. Ubrana była w puszysty szlafrok, którego kolor, dzięki jakiemuś wspomnieniu z przeszłości, kojarzył się młodzieńcowi ze świeżo skoszoną trawą. Barwa tego okrycia idealnie współgrała z tą ścian pokoju. Wietrzyk błądzący w pomieszczeniu poruszył delikatnie mokrymi w tym momencie, kasztanowymi włosami Hermiony. Dziewczyna patrzyła na Harry’ego z mieszanką uczuć na twarzy. - Właśnie miałam cię obudzić – powiedziała w końcu. – Umyj się i zejdź na dół, właśnie kończę robić śniadanie. - Śniadanie? – zapytał zaskoczony Harry. Rzeczywistość zbyt powoli wsączała się do jego zamglonego jeszcze snem umysłu. Hermiona tylko uniosła brwi i skrzyżowała ręce na piersiach. - Tak, śniadanie. Raz można je zjeść odrobinę wcześniej, nieprawdaż? - Śniadanie. No tak. Oczywiście. Hermiona uśmiechnęła się lekko. Biedny Harry. Wyraźnie się denerwował. Cóż, nic dziwnego. - Czekam na ciebie w kuchni – podsumowała dziewczyna, wychodząc. Drzwi zamknęły się. Prawie w tym samym momencie Harry poderwał się do pozycji siedzącej. Podrapał Krzywołapa za uchem i zsunął nogi z łóżka. Kot zamruczał cicho. Był zadowolony, że meandry ludzkiej psychiki to nie jego zmartwienie. Harry wstał, przeszedł kilka kroków, zorientował się, że jest nagi, jęknął i skierował się kierunku swojego ubrania, które musiało zostać tu przyniesione z jego sypialni. Świeże ubranie leżało na krześle złożone w kostkę, co oznaczało, że Hermiona musiała chwilę grzebać w jego szafie. Harry wkładał je na siebie dość nieprzytomnie, gdyż wspomnienia wybrały właśnie tę chwilę, by dać o sobie znać. Z pokoju Hermiony wyszedł dopiero po chwili, gdyż musiał się uspokoić i skierować swoje myśli na bardziej neutralne tory. Gdy Harry stanął w korytarzu na pierwszym piętrze, gdzie znajdowały się pokoje jego i Hermiony, usłyszał dobiegające z kuchni odgłosy przygotowywania posiłku. Sądząc po dźwiękach muzyki, które mieszały się skwierczeniem jakieś potrawy, dziewczyna włączyła mugolskie radio. Harry’emu przyszło do głowy, że wyostrzył mu się słuch, skoro docierały do niego nawet kroki Hermiony. Kuchnia zaczeka. Zresztą, Harry chciał przejrzeć się teraz w lustrze. Jako, że dom państwa Granger miał dwie łazienki, jedna z nich znajdowała się na pierwszym piętrze, naprzeciwko schodów i pomiędzy dwoma sypialniami, a druga na parterze. Chłopak musiał przyznać, że taki układ jest dobry. Zapewne pomysł rodziców, którym nie w smak było czekanie, aż ich dorastająca córka wyjdzie po godzinie oblegania jedynej łazienki, w końcu gotowa pokazać się zewnętrznemu światu. Z drugiej strony, Hermiona rzadko bywała w domu i nie była typową dziewczyną. Harry wzruszył ramionami. Takie rozważania do niczego nie prowadziły, a przynajmniej nie w tej chwili. Potter ruszył, kierując się przed siebie. Uznał, że dobry, gorący prysznic będzie całkiem na miejscu. Ręcznika nie musiał szukać – wisiał w łazience. Harry patrząc na niego uzmysłowił sobie, iż gości w domu rodziny Granger już prawie tydzień. I od niedawna jest już dorosły. Ciepła woda oblała go całego. Kabina prysznicowa szybko zapełniła się parą. Harry, wcierając szampon w swoje kruczoczarne włosy, sięgnął pamięcią w poprzednie tygodnie. Śmierć Syriusza musiała przytępić jego wrażliwość. Stanowiła straszną katastrofę w życiu Harry’ego, ale on nigdy nie płakał z jej powodu. Czuł z jej powodu smutek, tak, gniew tym bardziej – ale nie rozpacz. Teraz Albus Dumbledore, najwspanialszy dyrektor Hogwartu, także nie żył. A on, jego ulubiony uczeń, przeszedł nad tym faktem właściwie do porządku dziennego. Lawina śmierci, którą rozpoczął Cedrik, a wcześniej jego rodzice, najwidoczniej po drodze porwała serce młodego Pottera. A przynajmniej jego część. To nie było dokładnie tak. Stan swojego ducha Harry zawdzięczał Hermionie, chłopak wiedział o tym dobrze. Dziewczyna słusznie przewidziała, dzięki swojej zadziwiającej empatii, jak podle Harry będzie się czuł. I wyciągnęła swoją pomocną dłoń w jego kierunku. Lipiec był okropnym miesiącem. Harry wrócił do Dursleyów, tak jak obiecał to Dumbledore’owi. Ron i Hermiona mu nie towarzyszyli, gdyż Harry uznał, że lepiej będzie, jeżeli wrócą oni do swych rodzin. Młodzieniec miał zostać u Dursleyów do swoich siedemnastych urodzin, do momentu wygaśnięcia starożytnej magii rodzinnej krwi. Okropnym było jednak widzieć zadowolenie na twarzach swojej, bądź co bądź, rodziny z powodu jego rychłego opuszczenia Privet Drive. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny, a w tej materii przeżył już swoje. Teoretycznie zaraz po swoich urodzinach miał znaleźć się w Norze, domu rodziny Weasleyów, ale... jakoś perspektywy spotkania i przebywania z pełną, szczęśliwą rodziną nie napawały Harry’ego radością i oczekiwaniem. Musiałby spotkać się z Ronem i zacząć snuć plany łowów na pozostałe cztery Horcruxy. Musiałby spotkać się z Ginny, z którą rozstał się w dość nieprzyjemny sposób. Harry nie chciał tego. Ale nie chciał również zostać na Privet Drive dłużej, niż to konieczne. Siedział lub leżał otępiały w swojej sypialni, nie wychodząc z niej za często, mimo iż tym razem żaden zakaz nie ograniczał mu poruszania się po domostwie Dursleyów. Harry nie wiedział wtedy, co powinien zrobić. Czuł tylko zamęt w myślach i uczuciach. Harry zakręcił kurek z gorącą wodą. Prysznic zamilkł. Potter owinął się ręcznikiem i zaczął wycierać. Podczas tej czynności spojrzał na długie, prostokątne lustro łazienkowe. Tak, doskonale pamiętał moment, który zdarzył się w trzecim tygodniu lipca. Hedwiga zapukała dziobem w okno jego sypialni, mając ze sobą list. Chłopak wpuścił ją wtedy, odczepił pergamin od nogi swojej sowy i spojrzał na niego. Od razu po charakterze pisma rozpoznał, kto był nadawcą listu. Ciekawość przełamała jego duchowy marazm. Czegóż mogła chcieć Hermiona? Przecież ona także miała czekać na niego w Norze. Harry pamiętał również swoje zaskoczenie. Nie spodziewał się takiej propozycji od Hermiony. Pisała, że uzgodniła to z Weasleyami, ale Harry czuł wątpliwości. To znaczy, jak ich przekonała, że tydzień spędzony w domu państwa Granger dobrze mu zrobi? Lustrzane odbicie Pottera patrzyło na niego z pewną dozą rozbawienia. Oczywiście, Hermiona trafiła w dziesiątkę. Gdy Harry przemyślał treść jej listu, uznał, że istotnie, woli spędzić tydzień, a właściwie pięć dni, sam na sam z Hermioną, niż zjawić się w Norze. Wiedział, że ucieka od swoich problemów, od przyszłości, której nie da się uniknąć, ale nie dbał o to. Harry miał chwilowo dość wszystkiego. Chciał odpocząć, głównie psychicznie. Z kimś, kto potrafi go zrozumieć bez zbędnych słów. A Hermiona mogła mu zapewnić taki relaks. W odpowiednich chwilach potrafiła porzucić swój mentorski ton i pomóc, tak naprawdę. Dlatego Harry nie zastanawiał się długo. Kilka dni później śnieżnobiała Hedwiga niosła kawałek pergaminu zaadresowanego do rodziny Weasleyów. Harry napisał w liście, iż przystaje na sugestię Hermiony, i potwierdził, że obydwoje zjawią się w Norze na początku drugiego tygodnia sierpnia. Po czym po prostu czekał na koniec siódmego miesiąca. Ostatniego dnia lipca nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, oczywiście oprócz faktu, iż właśnie wtedy Harry przekroczył próg dojrzałości. A potem nastał sierpień. A teraz, to dopiero jest ciekawie. Harry spojrzał na grzebień, ale błyskawicznie odrzucił pomysł jako bezużyteczny. Jego włosy zawsze żyły własnym życiem i nie zamierzały się podporządkowywać niczyjej woli. Chłopak poprawił okulary na nosie, rozejrzał się wokół siebie, ubrał się szybko i wyszedł z łazienki. Wejście do kuchni nie było takie proste, jak zazwyczaj. Śniadanie Harry’ego już na niego czekało, rozsiewając w pokoju smakowity zapach. Hermiona, nadal ubrana w swój zielony szlafrok, nuciła cichutko w takt muzyki wydobywającej się z radia położonego na ladzie. Przestała, gdy tylko zobaczyła Harry`ego, który w końcu się przemógł i podszedł do stołu. - Najwyższy czas – powiedziała dziewczyna, odwracając się przodem do Pottera. – Już myślałam, że utonąłeś pod tym prysznicem. - Eee. – Harry szybko musiał ustalić, czy był to żart, sarkazm czy opinia. – Skądże. - Cieszę się. A teraz siadaj i jedz, Harry. I tak zdążyła już wystygnąć. Chłopak odsunął krzesło i usiadł na nim. Spojrzał na jajecznicę będącą jego śniadaniem. Wyglądała całkiem zachęcająco. Jej widok przypomniał Harry’emu jego zdziwienie, jakiego doświadczył w pierwszych dniach pobytu. Nie spodziewał się, że Hermiona będzie umiała gotować. Nie była mistrzynią patelni, co prawda, szczególnie na początku, ale – jako że jej talent do nauki chyba nie miał ograniczeń – radziła sobie coraz lepiej. Harry nie miał żadnych wątpliwości, że jajecznica mu zasmakuje. - I jak wrażenia? – zapytała Hermiona, która znowu krzątała się przy ladzie, odwrócona plecami do stołu. - Pychota – odpowiedział chłopak z pełnymi ustami. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Harry jadł szybko, jednak nie z uwagi na dziwne ssanie w brzuchu, które zresztą z głodem nic wspólnego nie miało. Musiał przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie był taki spięty. Smak jego śniadania właściwie do niego nie docierał. Potter podniósł na chwilę wzrok, gdyż koło talerza pojawił się kubek gorącego kakao. Hermiona usiadła naprzeciwko Harry’ego, lecz nie przerwała milczenia. Wbiła w niego swoje spojrzenie, co spowodowało natychmiastowe podniesienie się temperatury przy stole. Harry miał nadzieję, że ręką mu nie drży. Hermiona otworzyła usta, zamknęła je nie wydając żadnego dźwięku, po czym wstała i wyłączyła radio. Dopiero wtedy w kuchni nastała prawdziwa cisza. Mimo to, Harry’emu dzwoniło w uszach. Starał się skupić ponownie na talerzu, jajkach, boczku i kiełbasie. Zaskrzypiało krzesło. Hermiona oprała łokcie na blacie, a podbródek na złączonych dłoniach. Jej czekoladowe oczy skupiły się na twarzy Chłopca, Który Przeżył. - Harry, uważam, iż powinniśmy poważnie porozmawiać. - O czym? O tak, wspaniałe pytanie, popisałeś się, nie ma co. - Harry... - Wiem. Przepraszam. Wnętrzności zawiązały mu się w supełek ciaśniejszy, niż wtedy, gdy próbował zaprosić Cho Chang na Bal Bożonarodzeniowy. Harry wiedział, że się czerwieni. Spróbował kontynuować jedzenie czując na sobie wzrok Hermiony – i to był błąd. - Harry! Hermiona uderzyła go dłonią w plecy na tyle mocno, iż Harry omal nie spadł z krzesła. - Dzięki – wymamrotał, gdy już skończył się krztusić. Miał ochotę rozbić czołem blat stołu. Całkiem niespodziewanie dla chłopca i dla siebie samej, Hermiona roześmiała się, głośno i radośnie. - Widzę, iż naszą rozmowę musimy przełożyć na później, Harry. – Hermiona wyszczerzyła swoje idealnie równe zęby. – W takim razie ty skończysz jeść sam, a ja pójdę się ubrać. Co ty na to? - Nie ma sprawy. Ten post był edytowany przez Hito: 07.04.2006 16:20 -------------------- Mój nowy fic
One in Fire Two in Blood Three in Storm Four in Flood Five in Anger Six in Hate Seven Fear Evil Eight Nine in Sorrow Ten in Pain Eleven Death Twelve Life Again Thirteen Steps to the Dark Man’s Door Won’t be turning back no more |
![]() ![]() ![]() |
Hito |
![]()
Post
#2
|
![]() Magik Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 751 Dołączył: 11.10.2005 Skąd: Częstochowa/Wrocław Płeć: Mężczyzna ![]() |
Och... Skoro tam mnie wszyscy chwalą, to wrzucę wcześniej trzecią część, co by podbudować trochę swoje nadwątlone ego i samoocenę :]
I przy okazji pokażę wątpiącym, że częstotliwość wklejania nowych partów nie zamierza się znacząco opóźniać. Właściwie, to działam teraz wbrew życzeniom czytelników, którzy życzli sobie aktualizacji co najmniej w odstępach czterodniowych, no ale... Well, jakby co, to mogę to uznać za jednorazowy wybryk ![]() Have fun. Dzień pierwszy Czarnowłosy chłopak, którego cechą szczególną była blizna w kształcie błyskawicy na czole, zataczał coraz to kolejne koła w przedpokoju. Był wyraźnie zdenerwowany, co mógłby zauważyć właściwie każdy, a co dopiero tacy znawcy i obserwatorzy ludzkiego życia, jak Dursleyowie. Jednak z ich strony Harry nie miał co liczyć na słowa pocieszenia czy otuchy. Hermiona się spóźniała. Pięć minut, co prawda, ale było to o pięć minut za dużo. Wuj Vernon ostentacyjnie głośno oglądał telewizję, nie zwracając uwagi na swojego siostrzeńca. Jedynie ciotka Petunia zdawała się wykazywać jakieś minimalne zainteresowanie Harrym, od czasu do czasu rzucając na niego okiem z dużego pokoju. Dursleyowie nie zaprzątali głowy Pottera. Jego myśli koncentrowały się na zgoła odmiennej rodzinie, chociaż też mugolskiej. Hermiona w swoim liście oznajmiła Harry’emu, iż przyjedzie z rodzicami samochodem o ósmej rano pierwszego sierpnia. Harry zatrzymał się w połowie kroku i spojrzał na najbliższy zegar ścienny. Ósma siedem. Ósma osiem. Ósma dziewięć. Hermiono, proszę, nie rób mi tego. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z impetem. Taki sposób wchodzenia do domu był charakterystyczny dla Dudleya. Reguła została zachowana – gruby kuzyn Harry’ego przekroczył ciężko próg domostwa na Privet Drive 4. Gdy tylko zobaczył, kto stoi przed nim, dosłownie wyparował z przedpokoju z szybkością, o jaką nikt by nie podejrzewał osoby o kształcie przypominającym beczkę. Dudley już ponad dwa lata nie zbliżał się do Harry’ego bliżej, niż to było konieczne, najwidoczniej biorąc cień kuzyna za dementora. Do uszu Harry’ego dotarły usprawiedliwienia Dudleya na temat jego spóźnionego powrotu z zabawy urządzonej przez jednego z jego kolegów, ale chłopak zignorował je. I tak już wiedział, jak to się skończy. Nie mógł się tylko nadziwić metodom wychowawczym Vernona i Petunii. Czuł, że na jesieni życia jeszcze zdążą ich pożałować. Harry, zanim zamknął drzwi, które Dudley prawie wyrwał z zawiasów, rozejrzał się po ulicy. Ani śladu żadnego samochodu. Ósma dziesięć. Harry miał ochotę napluć sobie w brodę. Czemu nigdy nie wziął od Hermiony numeru telefonu do jej domu? Mógłby przynajmniej się przekonać, czy rodzina Grangerów już wyjechała. - Dlaczego on tak chodzi w kółko? – rozległ się głośny i zaprawiony trwogą szept Dudleya po dwóch minutach. - Najwyraźniej tamci ludzie wystawili go do wiatru. Nic dziwnego, kto przy zdrowych zmysłach... - O! No tak! To dzisiaj on nas opuszcza! – Sądząc po tonie głosu, Dudley był w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem świata. Potencjalną tęsknotę za żywym workiem treningowym kompletnie zgasiły wydarzenia ostatnich lat. - Ha! To prawda, nawet jeżeli nikt się po niego nie zjawi, nie będziemy... Po raz drugi nie dane było Vernonowi dokończyć swojej wypowiedzi. Tym razem przerwał mu dzwonek drzwi wejściowych. Harry, słysząc go, prawie podskoczył. Czując uścisk w sercu, podbiegł niecierpliwie do drzwi i otworzył je. To muszą być oni, nie ma innej możliwości... Powitał go ciepły uśmiech Hermiony Granger. - Hej. – Tylko tyle dziewczyna zdążyła powiedzieć, zanim ich ciała splotły się w uścisku. Hermiona poczuła, że Harry objął ją dość mocno. – Przepraszamy za spóźnienie, po drodze napotkaliśmy zdecydowanie za dużo korków. - Nieważne – rzucił Harry. Istotnie, teraz wydawało mu się to szczegółem pozbawionym jakiegokolwiek znaczenia. Ważne było tylko to, że Hermiona przyjechała po niego. Dopiero po chwili Harry zauważył jej rodziców, stojących przy samochodzie i obserwujących swoją córkę ściskającą Wybrańca. Harry uśmiechnął się odrobinę niezdecydowanie zza brązowych włosów Hermiony. Dziewczyna tymczasem, powoli wypuszczając Harry’ego z objęć, zlustrowała przedpokój. Wszystkie walizki i bagaże chłopaka, z Hegwigą włącznie, czekały już u stóp schodów prowadzących na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się jego sypialnia. Dobrze, będą mogli odjechać bezzwłocznie. - Dzień dobry państwu – Hermiona przywitała się grzecznie z wejściem do pokoju gościnnego. Vernon Dursley, siedzący na wygodnym fotelu, bokiem do drzwi, a zatem widoczny, zawahał się. Czy powinien wstać i spróbować zapoznać się z ludźmi, którzy przyjechali po Pottera? Bądź co bądź, z tego co wiedział, były to normalne osoby, a nie jakieś dziwadła pokroju rodziny, która wtargnęła do jego domu trzy lata temu. Do tej pory to wspomnienie przyprawiało go o dreszcze, tak samo jak ten długobrody szaleniec z poprzednich wakacji. Jednakże byli to też ludzie, których znał ten mały wybryk natury, co rzucało na nich potężny cień wątpliwości. Vernona z kłopotu wybawiła Petunia, która poczuła się do obowiązku pani domu. - Dzień dobry – rzekła oschle w kierunku Hermiony, która ukłoniła się lekko, złapała klatkę ze śnieżnobiałą sową w środku i wyszła na zewnątrz, zostawiając Harry’ego ze swoją rodziną. - Cóż – stęknął Harry, gdy podniósł wyjątkowo ciężką walizkę. – Spełnia się właśnie wasze marzenie, czyż nie? Macie mnie z głowy, i to już na zawsze. Ponieważ ciotka, jak i reszta rodzina Dursleyów nic nie odpowiedziała, Harry zaczął wynosić swoje bagaże na zewnątrz. Ojciec Hermiony wydatnie mu w tym pomógł. Dziewczyna po klatce z Hedwigą zajęła się Błyskawicą, którą niosła bardzo uważnie. Dzięki pracy trzech osób pakowanie odbyło się szybko i sprawnie. Kufer Harry’ego już leżał w bagażniku samochodu państwa Granger. Chłopak rozejrzał się po przedpokoju – nic już nie zostało. - Dudley! – po głuchym odgłosie Harry zorientował się, że kuzyn go słyszy. – Tylko nie roztyj się bardziej, bo nie zmieścisz się w drzwiach! A tobie, wujku, polecam pić jakiś ziółka, ponoć dobrze robią na nerwy. Nie czekając na reakcje adresatów tej wypowiedzi, Harry ruszył do drzwi, rzucając Petunii tylko krótkie ,,Żegnam’’, gdy ją mijał. Sięgając po klamkę usłyszał jednak odpowiedź. - Tylko nie daj się zabić, jak twoja matka. Harry nie odwrócił głowy, by spojrzeć na ciotkę. Czuł wewnętrzny opór przed zobaczeniem wyrazu jej twarzy. - Nie dam Voldemortowi tej przyjemności, o to nie musisz się martwić. Ciociu. Harry oparł się o zamknięte drzwi wejściowe. Odetchnął. Po tylu latach, w końcu odchodził. Nie czuł z tego powodu jakiegokolwiek smutku ani straty. Gdziekolwiek będzie mieszkał, z pewnością będzie mu tam lepiej. Harry nie wykluczał, że być może, kiedyś, jeszcze odwiedzi swoją rodzinę. Pojawi się na chwilę, choć nie za bardzo widział, jaki miałby być tego powód. Ale to była kwestia przyszłości. Dopóki Voldemort żył, na pewno osoba Harry’ego Pottera nie pojawi się na Privet Drive 4. A to mogło oznaczać lata rozłąki z Vernonem, Petunią i Dudleyem. - Harry? I co z tego? Miał przyjaciół, a w Norze właściwie rodzinę. Nie będzie samotny. - To pożegnanie nie wyglądało budująco, musisz przyznać. - Dziwisz mi się, Hermiono? Może miałem uściskać każdego z nich? Może... - Nawet nie próbuj się denerwować, Harry. Rozumiem cię. Harry zganił samego siebie. Przecież przez ten tydzień miał odpocząć, a nie zaczynać go od bezsensownej i bezpodstawnej kłótni z jego wybawicielką. Idąca para zatrzymała się. Duża i przestronna Honda Accord wydawała się być gotowa do drogi, jednak państwo Granger nie czekali w samochodzie. - Harry – zwróciła się do chłopaka mama Hermiony. – Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, nie byliśmy sobie prawidłowo przedstawieni. Jane Granger. - Horacy Granger – rzekł wysoki, czarnowłosy mężczyzna, wyciągając dłoń w kierunku Harry’ego. – Ty, naturalnie, nie musisz się przedstawiać. - Rozumiem, spotkaliśmy się parę lat temu – odparł Harry, jednakże nie mógł sobie przypomnieć, czy zamienił wtedy choć jedno słowo z państwem Granger. - Tak, pamiętam. Ale informacje o tobie zawdzięczamy głównie swojej córce. - Naprawdę? – zapytał Harry, spoglądając z ukosa na Hermionę. - Och, tak – prawie zaśmiała się pani Granger. – Właściwie to buzia jej się nie zamyka, jeśli chodzi o twoją osobę. - Mamo! - Zastanawialiśmy się z Jane, kiedy napisze książkę o tobie. Albo wytapetuje swój... - Tato! Przestańcie obydwoje! – krzyknęła Hermiona, która zaczęła się czerwienić z powodu mieszanki zawstydzenia z oburzeniem. Harry nie wiedział, jak się prawidłowo zachować. Głównie z powodu relacji interpersonalnych rodziny Grangerów, ale także wspomnienie rozmowy z Victorem Krumem zmąciło mu myśli na sekundę. Horacy zaśmiał się, po czym usadowił się na miejscu kierowcy. Jane, zanim wsiadła, uśmiechnęła się do Harry’ego. Honda o kolorze letniego nieba odbiła od chodnika i ruszyła w drogę. Harry spojrzał po raz ostatni na dom przy numerze cztery. Był pewien, że nigdy lat spędzonych w nim nie zapomni, aczkolwiek to niekoniecznie było powodem do radości. Kiedy mieszkanie Dursleyów zniknęło z pola widzenia, Harry’emu przyszło coś do głowy. Pochylił się w kierunku pani Granger. Kolejna rzecz po numerze telefonu. - Jak daleko znajduje się państwa dom? - Jeśli chodzi o odległość, będzie to około sześćdziesiąt mil na północny zachód stąd. Jeśli o czas, powinniśmy być na miejscu za trochę ponad godzinę. Zakładając naturalnie, że drogi zdążyły się przeczyścić. Te słowa wywołały w chłopaku ukłucie winy. - Przepraszam, przeze mnie musieli państwo wstać wcześnie... Mogłem umówić się z Hermioną na późniejszą godzinę. – Harry wolał nie dodawać, że ciężko by mu przyszło zostanie u swojej rodziny choćby o kilkadziesiąt minut dłużej. - Nie martw się tym, chłopcze – odparł wesoło Horacy. – Zgodziliśmy się, toteż wszystko jest w porządku. No i Hermi nie darowałaby nam opóźnienia. Harry zerknął kątem oka w lewo na Hermionę. Wyglądała, jakby miała ochotę dać ojcu po głowie, jednak nawet nie drgnęła. - Kochanie, przestań już jej dokuczać – Jane upomniała męża głosem, który znajdował się na przeciwnym biegunie od tego pani Weasley w analogicznej sytuacji. Harry spojrzał na tył głowy Jane, na jej blond włosy, a potem na Horacego. Skąd, u licha, wzięły się u Hermiony jej krzaczaste, brązowe włosy? Po kim je odziedziczyła? To chyba magia działała. - Harry, mogłabym zadać ci pytanie, dość osobiste, jak na stopień naszej znajomości? - Oczywiście. - Jak to jest być Wybrańcem? Chłopak drgnął. Nie spodziewał się takiego pytania ze strony państwa Granger. Zresztą, w ogóle miał nadzieję nigdy go nie usłyszeć. - Skąd znacie to miano? – Hermiona odezwała się pierwszy raz od początku podróży. Ton, jakim wypowiedziała to pytanie, zdradzał szczerze zaskoczenie. Harry nie musiał widzieć przodu twarzy Horacego, by wiedzieć, że kąciki warg pana Granger uniosły się odrobinę w górę. - Niedaleko pada jabłko od jabłoni, moja córko. Nie myśl sobie, że tylko ty w naszej rodzinie jesteś taka sprytna. - ,,Prorok codzienny’’ – uzupełniła Jane. Harry mrugnął. Pierwszą jego reakcją było zdziwienie, ale ono szybko minęło. Przecież, jeśli się nad tym zastanowić, działanie państwa Granger było oczywiste. Zapewne każdy rodzic wysyłający swoje dziecko na ponad dziesięć miesięcy do innego świata odczuwał potrzebę poznania lepiej rzeczywistości, w której żyło. Do tego dochodzi jeszcze martwienie się nad bezpieczeństwem pociechy. A w końcu Horacy i Jane byli już kiedyś na Ulicy Pokątnej, wiedzieli, gdzie ona jest i jak się na nią dostać. Potem wystarczyło tylko znaleźć redakcję najsłynniejszej gazety dla czarodziei i gotowe. - Prenumerowaliście Proroka... i nic mi o tym nie powiedzieliście? - Zamierzaliśmy. - Za ile lat? - A ty za ile lat zamierzałaś objawić nam prawdę o aktualnej sytuacji magicznego świata? Harry rozejrzał się niepewnie po samochodzie. Miał nadzieję, że Grangerowie nie zaczną się przy nim kłócić. Aczkolwiek, mimo to, poczuł chęć obrony Hermiony. - Hermiona nie zamierzała państwa martwić, ostatnio dzieją się stra... nienajlepsze rzeczy w naszym świecie. - Wiemy, wiemy, śmierciożercy, no i sam Voldemort – Horacy najwyraźniej nie miał żadnych oporów przed wypowiedzeniem imienia Czarnego Pana. – Tylko co to zmienia? Wręcz przeciwnie, to... Zresztą, nieważne. Zapadła cisza, jak dla Harry’ego dość nieoczekiwanie. Nie trwała ona jednak długo. - Nie odpowiedziałeś na pytanie, Harry – przypomniała mu Jane. - Jak to jest być Wybrańcem, tak? – Potter skrzywił trochę głowę. – Nie ja wymyśliłem tę nazwę, tylko Ministerstwo Magii. Nie przywiązuję do niej żadnej wagi, a państwu polecałbym zaprzestanie wydawania pieniędzy na Proroka. - Dlaczego? - Piszą tam to, co w danej chwili pasuje Ministerstwu. - Najwyraźniej świat magiczny nie różni się wiele od naszego w niektórych kwestiach. - A Wybrańcem, w pewnym sensie, zawsze byłem – dokończył cicho Harry. - Przeznaczenie, tak? Horacy mruknął i machnął ręką. - Dajmy temu spokój. Mamy wakacje. Nie psujmy atmosfery rozmową na taki ponury temat. Po tych słowach państwo Granger wymienili spojrzenia i ponownie nastało milczenie. Harry’emu wcale to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, cieszył się, że rozważania nad motywem Wybrańca zostały porzucone. Równinny teren pokryty zielenią pastwisk przewijał się za oknami samochodu mknącego prawie sześćdziesiąt mil na godzinę. Tym razem dopisało szczęście – ruch był niewielki. Słońce grzało mocno przez szybę od strony Harry’ego, zatem chłopak przestał kontemplować krajobraz. Zerknął na Hermionę. Jej światło nie raziło, dzięki czemu dziewczyna mogła bez przeszkód dać odpocząć oczom. Lewą nogę miała założoną na prawej, ręce skrzyżowane na brzuchu. Ubrana była w ciemnoniebieskie spodnie i czarną koszulkę. Ta część garderoby dziewczyny pozwoliła Harry’emu lepiej ocenić kształty Hermiony. Musiał przyznać, że... - Synu, nie tak ostentacyjnie. Harry niemal podskoczył jak oparzony. Momentalnie odwrócił się w kierunku bocznej szyby, starając się ukryć zakłopotanie. Nie spodziewał się, że Horacy zobaczy w przednim lusterku, na czym zatrzymał wzrok. Ojciec Hermiony zaśmiał się i mrugnął do Harry’ego. - Co znowu, tato? – zapytała podejrzliwie dziewczyna, która z powodu zamyślenia straciła ostatnie kilka sekund. - Nic takiego, Hermi. Męskie sprawy. - Ach tak? – Jane również przestała obserwować teren. – Męskie sprawy? - Dokładnie. Nie pytajcie o nic – Horacy zdawał dobrze się bawić, co Harry’emu wcale się nie podobało. Tak samo jak dwie pary kobiecych oczu, które zatrzymały się na nim na chwilę. Chłopak odniósł nieprzyjemne wrażenie, że posiadaczka co najmniej jednej z nich domyśliła się, o co chodziło Horacemu. Na szczęście to przemilczała. Harry westchnął w duchu. Początek mógł wypaść zdecydowanie lepiej. Ten post był edytowany przez Hito: 07.04.2006 17:06 -------------------- Mój nowy fic
One in Fire Two in Blood Three in Storm Four in Flood Five in Anger Six in Hate Seven Fear Evil Eight Nine in Sorrow Ten in Pain Eleven Death Twelve Life Again Thirteen Steps to the Dark Man’s Door Won’t be turning back no more |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 25.06.2024 11:57 |