Dwie Noce
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Dwie Noce
Hito |
![]()
Post
#1
|
![]() Magik Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 751 Dołączył: 11.10.2005 Skąd: Częstochowa/Wrocław Płeć: Mężczyzna ![]() |
Na wstępie rzucę kilka uwag natury ogólnej.
1) Z góry zaznaczam, że ten fic NIE ma na celu propagowania ani przedstawiania dominującego na tym forum pairingu Draco/Hermiona. Zrozpaczone fanki muszą mi przebaczyć. 2) Fic chyba miałby lepszy sens, gdyby miał miejsce po Zakonie, a nie Księciu. Uniknąłbym w ten sposób niedogodności tłumaczenia czworokąta miłosnego, a i chyba sama fabuła byłaby bardziej prawdopodobna. Za późno na to wpadłem. 3) Pierwsze dwa party mogą wydawać się trochę czerstwe przez konwencję, jaką przyjąłem. Ufam, że po przeczytaniu całości wszystko będzie w porządku. 4) Jak każdy pisarz, mam wrażenie, że moje ,,dzieło'' mogłoby być o wiele lepsze. Coś jest w tym, że bohaterowie żyją własnym życiem. 5) W Wordzie to lepiej wygląda. Na forum układ graficzny, przez brak wcięć, trochę się psuje, niestety. 6) Enjoy. Dzień piąty Harry gwałtownie otworzył oczy. Chwilę trwało, zanim zorientował się, gdzie jest i dlaczego. Żeby tego dokonać, musiał sięgnąć pamięcią wstecz o jeden dzień, albo raczej – jeśli chodzi o ścisłość – jedną noc. Na brodę Merlina... Pokój, w którym chłopak się znajdował, dobitnie udowadniał mu, że jego własny umysł nie stroi sobie z niego żartów i nie karmi iluzjami. Na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że pomieszczenie zamieszkuje osoba płci żeńskiej, która nie tolerowała twórczego chaosu pokojowego. Wszędzie panował porządek, czy to na podłodze, którą przykrywał brązowy dywan, czy to na półkach z licznymi książkami, gdzie próżno by było szukać choćby jednej cząsteczki kurzu. Harry kątem oka zobaczył, że okno jest uchylone, a białe firanki powiewają lekko, smagane delikatnie przez letni powiew wiatru. Gdyby młodzieniec obrócił głowę mocniej w prawo, ujrzałby na szafce nocnej zdjęcie oprawione w dekorowane ramy, przedstawiające trzyosobową rodzinę, z właścicielką pokoju na pierwszym planie. Spokojnie, Harry, tylko spokojnie... Harry nie mógł nie zauważyć, że łóżko, pościel i poduszka, na której leżał, są bardzo wygodne, a on nie czuje najmniejszej chęci do wstawania. Mimo to, lewą ręką odruchowo zaczął szukać koło siebie okularów. Nie znalazł ich, co oznaczało, że ktoś je gdzieś przeniósł. Jednak jego dłoń nie macała bezskutecznie powietrza. Coś miękkiego i futrzanego zajęło drugi, poprzeczny koniec posłania. - Krzywołap – Harry raczej oznajmił fakt, niż zapytał. Kot leniwie zamruczał, po czym ziewnął. – Gdzie jest twoja pani? W ramach odpowiedzi rudy kocur przeciągnął się i zmienił pozycję, odwracając się tyłem do chłopaka. - Dzięki – mruknął Harry. Starał się nie dopuścić do głosu męczącej go myśli, iż powinien wstać i sam jej poszukać. A było mu tak wygodnie... Chociaż nie do końca, czuł nieprzyjemne skręcanie w żołądku. No i zaczynało być mu gorąco. Harry wyciągnął prawą rękę i po krótkich poszukiwaniach znalazł swoje okulary. Spoczywały na brzegu szafki nocnej, leżące szkłami skierowanymi ku sufitowi. Chłopak założył je na nos powoli, nie podnosząc się nawet odrobinę. Pewnie gdyby się rozejrzał po pokoju, znalazłby swoje ubranie schludnie złożone w kostkę, a może i odświeżone i pachnące. Wstawaj, do licha! Nie możesz tu leżeć i czekać na wybawienie. Chociaż była to kusząca myśl, Harry musiał przyznać. Ale jednak... - Widzę, że już nie śpisz, Harry. Chłopak nie podskoczył tylko dlatego, iż znajdował się w pozycji horyzontalnej. Aczkolwiek jego serce na dźwięk tego ciepłego, dziewczęcego głosu utonęło gdzieś w otchłani klatki piersiowej. - ... – Nie najlepszy początek rozmowy. Harry uznał, że trzeba spróbować jeszcze raz. – Cześć, Hermiono. - Cześć. Siedemnastoletni Harry Potter spojrzał na dziewczynę stojącą w drzwiach, opierającą się lekko o ich framugę. Ubrana była w puszysty szlafrok, którego kolor, dzięki jakiemuś wspomnieniu z przeszłości, kojarzył się młodzieńcowi ze świeżo skoszoną trawą. Barwa tego okrycia idealnie współgrała z tą ścian pokoju. Wietrzyk błądzący w pomieszczeniu poruszył delikatnie mokrymi w tym momencie, kasztanowymi włosami Hermiony. Dziewczyna patrzyła na Harry’ego z mieszanką uczuć na twarzy. - Właśnie miałam cię obudzić – powiedziała w końcu. – Umyj się i zejdź na dół, właśnie kończę robić śniadanie. - Śniadanie? – zapytał zaskoczony Harry. Rzeczywistość zbyt powoli wsączała się do jego zamglonego jeszcze snem umysłu. Hermiona tylko uniosła brwi i skrzyżowała ręce na piersiach. - Tak, śniadanie. Raz można je zjeść odrobinę wcześniej, nieprawdaż? - Śniadanie. No tak. Oczywiście. Hermiona uśmiechnęła się lekko. Biedny Harry. Wyraźnie się denerwował. Cóż, nic dziwnego. - Czekam na ciebie w kuchni – podsumowała dziewczyna, wychodząc. Drzwi zamknęły się. Prawie w tym samym momencie Harry poderwał się do pozycji siedzącej. Podrapał Krzywołapa za uchem i zsunął nogi z łóżka. Kot zamruczał cicho. Był zadowolony, że meandry ludzkiej psychiki to nie jego zmartwienie. Harry wstał, przeszedł kilka kroków, zorientował się, że jest nagi, jęknął i skierował się kierunku swojego ubrania, które musiało zostać tu przyniesione z jego sypialni. Świeże ubranie leżało na krześle złożone w kostkę, co oznaczało, że Hermiona musiała chwilę grzebać w jego szafie. Harry wkładał je na siebie dość nieprzytomnie, gdyż wspomnienia wybrały właśnie tę chwilę, by dać o sobie znać. Z pokoju Hermiony wyszedł dopiero po chwili, gdyż musiał się uspokoić i skierować swoje myśli na bardziej neutralne tory. Gdy Harry stanął w korytarzu na pierwszym piętrze, gdzie znajdowały się pokoje jego i Hermiony, usłyszał dobiegające z kuchni odgłosy przygotowywania posiłku. Sądząc po dźwiękach muzyki, które mieszały się skwierczeniem jakieś potrawy, dziewczyna włączyła mugolskie radio. Harry’emu przyszło do głowy, że wyostrzył mu się słuch, skoro docierały do niego nawet kroki Hermiony. Kuchnia zaczeka. Zresztą, Harry chciał przejrzeć się teraz w lustrze. Jako, że dom państwa Granger miał dwie łazienki, jedna z nich znajdowała się na pierwszym piętrze, naprzeciwko schodów i pomiędzy dwoma sypialniami, a druga na parterze. Chłopak musiał przyznać, że taki układ jest dobry. Zapewne pomysł rodziców, którym nie w smak było czekanie, aż ich dorastająca córka wyjdzie po godzinie oblegania jedynej łazienki, w końcu gotowa pokazać się zewnętrznemu światu. Z drugiej strony, Hermiona rzadko bywała w domu i nie była typową dziewczyną. Harry wzruszył ramionami. Takie rozważania do niczego nie prowadziły, a przynajmniej nie w tej chwili. Potter ruszył, kierując się przed siebie. Uznał, że dobry, gorący prysznic będzie całkiem na miejscu. Ręcznika nie musiał szukać – wisiał w łazience. Harry patrząc na niego uzmysłowił sobie, iż gości w domu rodziny Granger już prawie tydzień. I od niedawna jest już dorosły. Ciepła woda oblała go całego. Kabina prysznicowa szybko zapełniła się parą. Harry, wcierając szampon w swoje kruczoczarne włosy, sięgnął pamięcią w poprzednie tygodnie. Śmierć Syriusza musiała przytępić jego wrażliwość. Stanowiła straszną katastrofę w życiu Harry’ego, ale on nigdy nie płakał z jej powodu. Czuł z jej powodu smutek, tak, gniew tym bardziej – ale nie rozpacz. Teraz Albus Dumbledore, najwspanialszy dyrektor Hogwartu, także nie żył. A on, jego ulubiony uczeń, przeszedł nad tym faktem właściwie do porządku dziennego. Lawina śmierci, którą rozpoczął Cedrik, a wcześniej jego rodzice, najwidoczniej po drodze porwała serce młodego Pottera. A przynajmniej jego część. To nie było dokładnie tak. Stan swojego ducha Harry zawdzięczał Hermionie, chłopak wiedział o tym dobrze. Dziewczyna słusznie przewidziała, dzięki swojej zadziwiającej empatii, jak podle Harry będzie się czuł. I wyciągnęła swoją pomocną dłoń w jego kierunku. Lipiec był okropnym miesiącem. Harry wrócił do Dursleyów, tak jak obiecał to Dumbledore’owi. Ron i Hermiona mu nie towarzyszyli, gdyż Harry uznał, że lepiej będzie, jeżeli wrócą oni do swych rodzin. Młodzieniec miał zostać u Dursleyów do swoich siedemnastych urodzin, do momentu wygaśnięcia starożytnej magii rodzinnej krwi. Okropnym było jednak widzieć zadowolenie na twarzach swojej, bądź co bądź, rodziny z powodu jego rychłego opuszczenia Privet Drive. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny, a w tej materii przeżył już swoje. Teoretycznie zaraz po swoich urodzinach miał znaleźć się w Norze, domu rodziny Weasleyów, ale... jakoś perspektywy spotkania i przebywania z pełną, szczęśliwą rodziną nie napawały Harry’ego radością i oczekiwaniem. Musiałby spotkać się z Ronem i zacząć snuć plany łowów na pozostałe cztery Horcruxy. Musiałby spotkać się z Ginny, z którą rozstał się w dość nieprzyjemny sposób. Harry nie chciał tego. Ale nie chciał również zostać na Privet Drive dłużej, niż to konieczne. Siedział lub leżał otępiały w swojej sypialni, nie wychodząc z niej za często, mimo iż tym razem żaden zakaz nie ograniczał mu poruszania się po domostwie Dursleyów. Harry nie wiedział wtedy, co powinien zrobić. Czuł tylko zamęt w myślach i uczuciach. Harry zakręcił kurek z gorącą wodą. Prysznic zamilkł. Potter owinął się ręcznikiem i zaczął wycierać. Podczas tej czynności spojrzał na długie, prostokątne lustro łazienkowe. Tak, doskonale pamiętał moment, który zdarzył się w trzecim tygodniu lipca. Hedwiga zapukała dziobem w okno jego sypialni, mając ze sobą list. Chłopak wpuścił ją wtedy, odczepił pergamin od nogi swojej sowy i spojrzał na niego. Od razu po charakterze pisma rozpoznał, kto był nadawcą listu. Ciekawość przełamała jego duchowy marazm. Czegóż mogła chcieć Hermiona? Przecież ona także miała czekać na niego w Norze. Harry pamiętał również swoje zaskoczenie. Nie spodziewał się takiej propozycji od Hermiony. Pisała, że uzgodniła to z Weasleyami, ale Harry czuł wątpliwości. To znaczy, jak ich przekonała, że tydzień spędzony w domu państwa Granger dobrze mu zrobi? Lustrzane odbicie Pottera patrzyło na niego z pewną dozą rozbawienia. Oczywiście, Hermiona trafiła w dziesiątkę. Gdy Harry przemyślał treść jej listu, uznał, że istotnie, woli spędzić tydzień, a właściwie pięć dni, sam na sam z Hermioną, niż zjawić się w Norze. Wiedział, że ucieka od swoich problemów, od przyszłości, której nie da się uniknąć, ale nie dbał o to. Harry miał chwilowo dość wszystkiego. Chciał odpocząć, głównie psychicznie. Z kimś, kto potrafi go zrozumieć bez zbędnych słów. A Hermiona mogła mu zapewnić taki relaks. W odpowiednich chwilach potrafiła porzucić swój mentorski ton i pomóc, tak naprawdę. Dlatego Harry nie zastanawiał się długo. Kilka dni później śnieżnobiała Hedwiga niosła kawałek pergaminu zaadresowanego do rodziny Weasleyów. Harry napisał w liście, iż przystaje na sugestię Hermiony, i potwierdził, że obydwoje zjawią się w Norze na początku drugiego tygodnia sierpnia. Po czym po prostu czekał na koniec siódmego miesiąca. Ostatniego dnia lipca nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, oczywiście oprócz faktu, iż właśnie wtedy Harry przekroczył próg dojrzałości. A potem nastał sierpień. A teraz, to dopiero jest ciekawie. Harry spojrzał na grzebień, ale błyskawicznie odrzucił pomysł jako bezużyteczny. Jego włosy zawsze żyły własnym życiem i nie zamierzały się podporządkowywać niczyjej woli. Chłopak poprawił okulary na nosie, rozejrzał się wokół siebie, ubrał się szybko i wyszedł z łazienki. Wejście do kuchni nie było takie proste, jak zazwyczaj. Śniadanie Harry’ego już na niego czekało, rozsiewając w pokoju smakowity zapach. Hermiona, nadal ubrana w swój zielony szlafrok, nuciła cichutko w takt muzyki wydobywającej się z radia położonego na ladzie. Przestała, gdy tylko zobaczyła Harry`ego, który w końcu się przemógł i podszedł do stołu. - Najwyższy czas – powiedziała dziewczyna, odwracając się przodem do Pottera. – Już myślałam, że utonąłeś pod tym prysznicem. - Eee. – Harry szybko musiał ustalić, czy był to żart, sarkazm czy opinia. – Skądże. - Cieszę się. A teraz siadaj i jedz, Harry. I tak zdążyła już wystygnąć. Chłopak odsunął krzesło i usiadł na nim. Spojrzał na jajecznicę będącą jego śniadaniem. Wyglądała całkiem zachęcająco. Jej widok przypomniał Harry’emu jego zdziwienie, jakiego doświadczył w pierwszych dniach pobytu. Nie spodziewał się, że Hermiona będzie umiała gotować. Nie była mistrzynią patelni, co prawda, szczególnie na początku, ale – jako że jej talent do nauki chyba nie miał ograniczeń – radziła sobie coraz lepiej. Harry nie miał żadnych wątpliwości, że jajecznica mu zasmakuje. - I jak wrażenia? – zapytała Hermiona, która znowu krzątała się przy ladzie, odwrócona plecami do stołu. - Pychota – odpowiedział chłopak z pełnymi ustami. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Harry jadł szybko, jednak nie z uwagi na dziwne ssanie w brzuchu, które zresztą z głodem nic wspólnego nie miało. Musiał przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie był taki spięty. Smak jego śniadania właściwie do niego nie docierał. Potter podniósł na chwilę wzrok, gdyż koło talerza pojawił się kubek gorącego kakao. Hermiona usiadła naprzeciwko Harry’ego, lecz nie przerwała milczenia. Wbiła w niego swoje spojrzenie, co spowodowało natychmiastowe podniesienie się temperatury przy stole. Harry miał nadzieję, że ręką mu nie drży. Hermiona otworzyła usta, zamknęła je nie wydając żadnego dźwięku, po czym wstała i wyłączyła radio. Dopiero wtedy w kuchni nastała prawdziwa cisza. Mimo to, Harry’emu dzwoniło w uszach. Starał się skupić ponownie na talerzu, jajkach, boczku i kiełbasie. Zaskrzypiało krzesło. Hermiona oprała łokcie na blacie, a podbródek na złączonych dłoniach. Jej czekoladowe oczy skupiły się na twarzy Chłopca, Który Przeżył. - Harry, uważam, iż powinniśmy poważnie porozmawiać. - O czym? O tak, wspaniałe pytanie, popisałeś się, nie ma co. - Harry... - Wiem. Przepraszam. Wnętrzności zawiązały mu się w supełek ciaśniejszy, niż wtedy, gdy próbował zaprosić Cho Chang na Bal Bożonarodzeniowy. Harry wiedział, że się czerwieni. Spróbował kontynuować jedzenie czując na sobie wzrok Hermiony – i to był błąd. - Harry! Hermiona uderzyła go dłonią w plecy na tyle mocno, iż Harry omal nie spadł z krzesła. - Dzięki – wymamrotał, gdy już skończył się krztusić. Miał ochotę rozbić czołem blat stołu. Całkiem niespodziewanie dla chłopca i dla siebie samej, Hermiona roześmiała się, głośno i radośnie. - Widzę, iż naszą rozmowę musimy przełożyć na później, Harry. – Hermiona wyszczerzyła swoje idealnie równe zęby. – W takim razie ty skończysz jeść sam, a ja pójdę się ubrać. Co ty na to? - Nie ma sprawy. Ten post był edytowany przez Hito: 07.04.2006 16:20 -------------------- Mój nowy fic
One in Fire Two in Blood Three in Storm Four in Flood Five in Anger Six in Hate Seven Fear Evil Eight Nine in Sorrow Ten in Pain Eleven Death Twelve Life Again Thirteen Steps to the Dark Man’s Door Won’t be turning back no more |
![]() ![]() ![]() |
Hito |
![]()
Post
#2
|
![]() Magik Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 751 Dołączył: 11.10.2005 Skąd: Częstochowa/Wrocław Płeć: Mężczyzna ![]() |
Z pewnością :]
Broń Boże, nie uraziłaś mnie, jak mogłabyś w ogóle dokonać tego konstruktywną krytyką? Dwie rzeczy dzięki Tobie poprawiłem, a co do kół... Zastanowię się, sprawdzę. Nie wykluczam, że masz rację i będę musiał to zmienić. W każdym razie, dalej liczę na Twoje komentarze ![]() Coyote>>błędy? Literówki? Gdzie? Prosiłbym o wskazanie ich, zamierzam je bezlitośnie tępić. Następna część powinna zostać przeze mnie zamieszczona pojutrze przed południem, zatem całkiem niedługo. Plus na pocieszenie mogę dodać, że będzie ona dłuższa od dotychczasowych ![]() ============================================================================== Oto obiecany czwarty, dłuższy part. Mam nadzieję, że bez literówek i stylistycznych błędów. Ładnie. Harry był pod wrażeniem. Dom państwa Granger prezentował się więcej niż okazale. Wykonany z jakiegoś ciemnego drewna, o zaokrąglonych kształtach i z przylegającym sadem oraz garażem wyróżniał się w okolicy. Takie detale, jak starannie przystrzyżony trawnik tylko dopełniały wspaniały obraz całości. Oczywiście, przecież Grangerowie nie byli biedni. Harry zastanawiał się, czemu wcześniej nie przyszło mu to do głowy. Sukienka Hermiona na Balu Bożonarodzeniowym, wakacje we Francji, czy też jej prezent dla niego – Podręczny Zestaw Miotlarski, którym cieszył się już od czterech lat – musiały trochę kosztować. Jednak Hermiona nigdy nie rozwodziła się nad stanem majątkowym swojej rodziny. I dobrze. Biedny Ron. Kilkadziesiąt minut po przyjeździe Honda znowu ruszyła w drogę. Harry już na miejscu dowiedział się, z jakiego powodu przez pięć dni będzie z Hermioną sam – jej rodziców bardzo zainteresowała konferencja, połączona z wystawą, poświęcona najnowszym dokonaniom technologicznym w zakresie medycyny, która odbywała się w Paryżu. Cóż za zbieg okoliczności. Aż ciężko było w niego uwierzyć. Sprawność, z jaką nastąpiła odprawa Horacego i Jane, kazała Harry’emu sądzić, że wszystko już było wcześniej przygotowane i zaplanowane. Zapewne standard, jeśli chodzi o rodzinę Grangerów. Po serii wymiany uśmiechów, uścisków i szeptów rodzice dziewczyny odjechali. Hermiona właśnie kończyła machać ręką do znikającego punkcika na horyzoncie, gdy Harry odwrócił się od ulicy i spojrzał na dwupiętrowy dom. Dursleyowie mieli czego pozazdrościć Grangerom. - Hmm... Mówiłaś kiedyś, że twoi rodzice są dentystami, prawda? - Prawda – odpowiedziała Hermiona, także patrząc na budynek. – Pracują w pobliskiej przychodni. Nie wspomniałam tylko, że ponadto pracują w sektorze prywatnym. - Aha. – No, to wszystko wyjaśniało. - Moja mama jest dodatkowo pediatrą, a tata ginekologiem. - Pełen zestaw – uśmiechnął się pod nosem Harry. - Tak, mam cały szpital w domu, nigdzie nie muszę chodzić. Harry mimowolnie wyobraził sobie wizytę Hermiony u ojca. Mocno zamrugał, by pozbyć się niepożądanych obrazów sprzed oczu. W takich chwilach chłopak tęsknił do lat dzieciństwa. Wtedy mózg był bardziej posłuszny i normalny. - Może wejdziemy do środka? Pogoda jest przepiękna, fakt, ale musimy cię rozpakować. - Chodźmy. Jak się szybko okazało, sypialnia Harry’ego została ulokowana na pierwszym piętrze, naprzeciwko pokoju Hermiony. Pomieszczenie przed przybyciem Harry’ego nie miało określonego celu, gdyż nie mieszkała w nim na stałe żadna osoba. Dziewczyna zdradziła mu, że przy budowie domu założenia przydzieliły ten pokój młodszemu rodzeństwu Hermiony, które znajdowało się wtedy w sferze planowania. Harry nie drążył tematu, nie zapytał, czemu Hermiona jest jedynaczką. - Gdzie chcesz schować Błyskawicę? - Zostaw ją w kufrze – odparł Harry, męcząc się z selekcją ubrań i szafą. – Sądzę, że nie będę jej w najbliższym czasie używał. - Jaki ładny eufemizm. - Co? - Ale prawdziwy, nie umiem grać w quidditcha, a pośmiewiskiem w twoich oczach stać się nie zamierzam. Harry przestał grzebać w swojej garderobie. - E, nie chciałem sugerować... – Harry nie skończył artykułować swojej mowy obronnej, przerwał mu cichy śmiech Hermiony. - Harry, Harry. – Dziewczyna pokręciła głową z żartobliwym politowaniem. – Doceniam twoje starania, by mnie nie urazić, ale nie próbuj naginać prawdy. Quidditch to nie mój żywioł. - Jaki ładny eufemizm. Tym razem zaśmiali się oboje. W miarę, jak coraz więcej rzeczy Harry’ego znajdowało się w przydzielonej mu sypialni w odpowiednich miejscach, ruchy Hermiony stawały się coraz szybsze. Jakby ze zniecierpliwienia. - No, skończyliśmy – odetchnął Harry, wypuszczając Hedwigę przez okno. – Trochę tego było. - To prawda. – Hermiona rozejrzała się po pokoju. – Myślę, że wystrój przypadnie ci do gustu. - Już przypadł, nie martw się. Pomieszczenie nie różniło się zbytnio od jego sypialni na Privet Drive 4, ale diabeł tkwił w szczegółach. Więcej sierpniowego światła wypełniało pokój, ponieważ okno było skierowane na południe. Brązowy dywan zapewniał na tyle miękkości i ciepła, iż można było chodzić po nim boso. Drewniane meble współgrały z tapetą o motywach roślinnych. - Cieszę się – powiedziała Hermiona zgodnie ze stanem faktycznym. – A teraz... pozwolisz? Harry wszedł do sypialni Hermiony. Nie zdążył zarejestrować wyglądu pokoju, gdyż coś od razu rzuciło mu się w oczu. Łóżko dziewczyny. Ściślej – prezenty na nim leżące. Chłopak zrozumiał. Wczoraj żadna paczka do niego nie dotarła. Wtedy wolał nie zastanawiać się dlaczego, perspektywy nie były zachęcające. Ale teraz Harry wiedział. Znowu był pod wrażeniem talentu organizacyjnego swojej najlepszej przyjaciółki. - Ron i jego rodzina chcieli wręczyć ci prezenty osobiście, więc będziesz musiał na nie poczekać jeszcze tydzień. Nie tylko na nie. Hermiona jedną paczkę schowała głęboko do szafy i nie zamierzała jej stamtąd wyciągać przez najbliższe siedem dni. Cokolwiek obecna dyrektorka Hogwartu chciała przekazać Harry’emu, będzie to musiało zaczekać. Istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, iż McGonagall wysłała Wybrańcowi rzeczy związane w jakiś sposób z Dumbledorem. Harry rozdzielił pakunki. Naliczył cztery. Jeden rozpoznał od razu jako prezent od Hagrida, z uwagi na niestaranne owinięcie i koślawy charakter pisma. Kolejny wyróżniał się z reszty fantazyjnym opakowaniem i takim samym napisem. Harry nie poznał ręki, która go zrobiła, zbliżył więc paczkę do oczu i poszukał podpisu. - Luna?? Niemal natychmiast przeniósł wzrok na trochę większą sztukę. - I Neville... - Chyba nie jesteś zdziwiony? - Trochę – odparł chłopak, drapiąc się po głowie. – Ale niedużo. Tylko Neville i Luna, z całej Armii Dumbledore’a, zachowali fałszywe galeony. To właśnie oni towarzyszyli jemu, Hermionie, Ronowi i Ginny w niebezpiecznej wyprawy do Departamentu Tajemnic. Więzy ich łączące wzmocniły się ostatnio, bez wątpienia. - Ten ostatni jest od moich rodziców. - Aha. Harry uznał, że nastał czas na rozpakowanie paczek. Z czystej ciekawości jako pierwszą wybrał tę od Luny, zwanej Pomyluną. W środku znalazł oprawioną w ramy fotografię i książkę. Najpierw przyjrzał się zdjęciu. - Ładnie razem wyglądacie – skomentowała Hermiona, zaglądając Harry’emu przez ramię. - Mówisz? Postacie umieszczone na fotografii poruszały się. Jej centrum stanowił Harry, ubrany w swoje szaty wyjściowe, i Luna, stojąca obok niego w swojej srebrnej, niecodziennej sukience. Harry sięgnął pamięcią w przeszłe miesiące. - Bożonarodzeniowe przyjęciu u Slughorna... Kto, na Merlina, zrobił nam to zdjęcie? Nic takiego nie pamiętam. A Colin chyba nie był zaproszony. - Nie zdziwiłabym się, gdyby zaczaił się na was gospodarz we własnej osobie. - To skąd Luna miałaby to zdjęcie? Poprosiła go o nie? - Nie wiem. – Hermiona zamyśliła się. Była na tej zabawie i tak jak Harry nie przypominała sobie nikogo z magicznym aparatem. Ale, swoją drogą, wtedy zajęta była czym innym. Harry pokręcił głową i odłożył trzymany przedmiot na łóżko dziewczyny. Sięgnął po książkę. - ,,Specjalne wydanie Żonglera: niebezpieczne stwory i ukryte tajemnice’’? – Hermiona parsknęła. – Masz lekturę do poduszki, Harry. Ładnie. - Będę mógł poczytać sobie o spisku aurorów w celu obalenia Ministerstwa – Harry uśmiechnął się pod nosem. Autorem książki był, sądząc z nazwiska, ojciec Luny. - Słucham? O czym? - Nie patrz tak, to poważna sprawa. A tak przy okazji, Hermiono... Wiesz, na początku twoje relacje z Luną nie były za ciepłe. Jak jest teraz? - Nie były, fakt – przyznała Hermiona. – Gdyby nie jej zamiłowanie do głoszenia wariactw, byłoby świetnie. Ale nauczyłam się słuchać tylko jednym uchem tego, co panna Lovegood mówi. Nie mam do niej innych zastrzeżeń, zatem mogę powiedzieć, że jest w porządku. Jej niektóre pomysły są nawet dobre. Polubiłam ją, jeśli o to pytasz, choć dużo nie rozmawiałyśmy przez ostatni rok. - No proszę, Ron też ją ostatnio polubił. Tylko, że jemu nie przeszkadza jej oderwanie od rzeczywistości, wręcz przeciwnie. - Też to zauważyłam. W ciszy, jakiej zapadła, Harry sięgnął po prezent od Neville’a. Cóż też młody Longbottom mógł chcieć mu dać? - To mogę chyba nazwać Podręcznym Zestaw Przydatnych Rzeczy. W ręcznie robionym pudełku chłopak znalazł bezoary, jakieś grzyby i suszone liście, pewnie wszystko o praktycznym zastosowaniu. Harry nie był pewien, o jakim, Neville w Zielarstwie odznaczał się całkiem niezłymi zdolnościami i wiedzą wykraczającą poza program nauczania Hogwartu. Harry znowu uśmiechnął się pod nosem. Wśród nieznanych mu roślin dostrzegł skrzeloziele, które wydatnie przyczyniło się do przebrnięcia przez drugie zadanie Turnieju Trójmagicznego dwa i pół roku temu. Hermiona tymczasem nie była do końca zadowolona. Pomysł Neville’a był godny pochwały, to prawda, ale w tej sytuacji... Nie po to chowała paczkę z Hogwartu, by teraz jej kolega z Gryffindoru miał popsuć humor Harry’emu. Ten, na szczęście, źle nie zareagował. Najwyraźniej nie zauważył lub nie przejął się przesłaniem paczki od Neville’a. - Ciekawe, skąd Neville wytrzasnął te bezoary. Chyba nie z gabinetu naszego mistrza eliksirów. - Nie wiem i nie zamierzam o to pytać, szczerze mówiąc. Harry musiał przyznać, że jego przyjaciele postarali się. A nawet nie spodziewał się dostać od nich czegokolwiek. Był naprawdę mile zaskoczony. Potter sięgnął po przesyłkę od Hagrida i tylko minimalnie się zawahał. Liczył, że znajomy półolbrzym nie uznał, iż jakieś ,,kochane i bezbronne’’ zwierzątko poprawi mu samopoczucie. Ewentualnie – zwierzątka. - Co to jest, do licha? – Harry wytrzeszczył oczy na pojemnik zawierający dziesiątki małych, czarnych krzyżówek owada ze skorupiakiem. - Cóż. – Hermiona musiała przyznać, że nie była pewna. – Wydaje mi się, że... Przerwała jej istna kakofonia dźwięków, w tym trzepotania skrzydeł i pohukiwań, dobiegająca od strony otwartego okna. Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę z obecności Hedwigi w pokoju Hermiony. Sowa musiała siedzieć na parapecie już jakiś czas. Teraz też tam była, tylko że wyglądała, jakby szykowała się do lotu koszącego na swojego właściciela. - A jednak. – Hermiona wyjęła jedno stworzonko z dużego szklanego słoja z pewną dozą odrazy – To są tak zwane żukony, bardzo ceniony przysmak. Przez sowy, naturalnie. Hedwiga musiała się z tym zgadzać, gdyż o mało co nie odgryzła Hermionie palców przez szybkość konsumpcji. Harry spojrzał niepewnie na zbiorowisko kilkudziesięciu żukonów. - One są martwe? - Oczywiście, żywe mogłyby narobić nam sporo kłopotu. W pewien sposób są spokrewnione ze skorpionami. - Nie... zepsują się? – zapytał chłopiec, wskazują słój. - Szczerze w to wątpię. Hedwiga poradzi sobie z nimi w parę dni, zobaczysz. Sowa Harry’ego cały czas starała się dać do zrozumienia swemu panu i Hermionie, iż ma ochotę na dokładkę. - Później, Hedwigo. Nie bądź taka łakoma. Gdyby urazę sowy przełożyć na wzrost, wybiłaby dziurę w dachu. Zniesmaczony ptak o śnieżnym upierzeniu wyfrunął z pomieszczenia, zapewne rzucając inwektywami w swoim sowim języku. - W końcu ktoś pomyślał o mojej sowie. Hedwiga powinna być wdzięczna Hagridowi. Harry zakręcił szklany pojemnik, którego gabaryty jednoznacznie wskazywały, iż to właśnie półolbrzym był wcześniej jego posiadaczem. Wyjął go z paczki. - Hej, tu jest coś jeszcze! To kolejne... Słój wysunął się Harry’emu z palców, robiąc efektowne wgniecenie na pościeli. Wywołało to niezadowolenie Krzywołapa, który drzemał blisko sterty prezentów. Kocur nie tolerował nierówności na swoim posłaniu, przeszkadzania mu w spaniu także, zatem demonstracyjnie przeciągnął się, po czym przeniósł się na krzesło Hermiony stojące przed biurkiem. Hermiona zbladła lekko. Hagrid, oprócz żukonów, wysłał Harry’emu również zdjęcie. Byli na nim Hagrid i państwo Lily i James Potter. Nie tylko. Młody Syriusz Black z resztą Huncwotów również pojawili się na ruchomej fotografii. Albus Dumbledore też tam był. Wszystkie postacie, choć na różną modłę, machały do Harry’ego, uśmiechając się. Hermiona przeniosła wzrok ze zdjęcia na Harry’ego, który siedział nieruchomo jak kamień. Jego twarz przypominała maskę. Dopiero po kilku sekundach jej przyjaciel poruszył się, kładąc zdjęcie obok pierwszego, przysłanego przez Lunę. - Co to? – zapytał prawie naturalnym głosem, patrząc na róg łóżka Hermiony. - Listy – odpowiedziała dziewczyna z prędkością światła – Sowy przyniosły je razem z paczkami. Od Luny, Neville’a i Hagrida. Położyłam je tam razem, bo pomyślałem, że później sam w spokoju sobie je przeczytasz. - Rozumiem. Harry, mimo uczuć, jakie wywołało w nim zdjęcie bliskich mu ludzi, którzy w większości już nie żyli, poczuł delikatne zadowolenie. Na pewno z chęcią przeczyta listy napisane przez jego przyjaciół, no i przynajmniej dowie się, skąd Luna zdobyła ich wspólną fotkę, a także nie będzie musiał się pytać Hermiony o identyfikację ziół i innych dóbr z prezentu Neville’a. Harry sięgnął po ostatnią paczkę. Uznał, że była podarunkiem od całej rodziny Grangerów, skoro Hermiona nie dała mu nic od siebie. Poczuł zdziwienie. I rozczarowanie, spodziewał się czegoś lepszego. - Czekoladowe żaby? - Jest i zalecenie. – Hermiona wskazała malutką karteczkę, na której widniało pismo jej mamy. Dziewczyna z ulgą zauważyła, że Harry próbuje zachowywać się, jak gdyby nie widział drugiego prezentu od Hagrida. Nie łudziła się jednak – efekt powstał, wiedziała, że rozmowa z Harrym na temat umarłych jej nie minie. Ale teraz... - Z niego wynika, że mogę jeść maksymalnie jedną dziennie, jeśli nie chcę zniszczyć sobie zębów. Uroczo. Harry niemal prychnął. Czekoladowe żaby. Lupin co prawda kiedyś mu powiedział, że czekolada, a już na pewno ta magiczna, poprawia samopoczucie, jednak nie spodziewał się dostać słodyczy na swoje siedemnaste urodziny. W dodatku, od Hermiony. - Harry? Potter odwrócił się niechętnie i od razu poczuł się głupio. - Na koniec zostawiłam prezent ode mnie. Mam nadzieję, że ci się spodoba – rzekła dziewczyna, promieniując. Widząc jej minę. Harry miał ochotę natychmiast i bez odpakowywania zapewnić ją, że prezent strasznie mu się podoba. - Dziękuję. – Harry mówiąc to, czuł ciepło w okolicach serca. Odebrał paczkę z wyciągniętych rąk Hermiony. Usiadł na łóżku, niecierpliwie pozbywając się opakowania. Po chwili trzymał w dłoniach białą koszulkę. Harry wstał, by ją rozprostować i obejrzeć w pełnej krasie. W centralnym miejscu przodu koszulki widniał szkarłatno-złoty gryf. Zdawał się mienić wewnętrznym światłem. Kunszt jego wykonania zaszokował Harry’ego. Tył ubrania również nie był pusty. Złoty znicz, Błyskawica, hipogryf z rozłożonymi skrzydłami i otwarta księga tworzyły harmoniczną całość, otulaną jakby zielonkawą, falującą mgiełką naszpikowaną złotymi gwiazdkami. Harry zagapił się na koszulkę. Jeżeli stanowiła ona prezent od Hermiony... - Ty ją zrobiłaś? – zapytał chłopak z lekkim niedowierzaniem w głosie. – To znaczy, uszyłaś? - Tak – odparła wyraźnie zadowolona z siebie Hermiona. – Musiałam podejść do sprawy trochę inaczej, niż w wypadku szycia wełnianych czapek dla skrzatów, no ale udało mi się. - Ile czasu ci to zajęło? - Harry, nie pytaj się o takie rzeczy, to prezent. Podoba ci się? - Bardzo. Naprawdę. Potter nie ubarwiał prawdy. Aczkolwiek nie był pewien, co wywarło na nim większe wrażenie – koszulka czy fakt, że Hermiona była w stanie ją zrobić. I że dla niego poświęciła na pewno sporo czasu i wysiłku. Harry spojrzał na paczkę i dostrzegł jeszcze jeden przedmiot w niej leżący. Odłożył koszulkę na łóżko, starając się jej nie zagnieść. - Harry? Zanim sięgniesz po drugi podarunek, możesz ją przymierzyć? Chciałabym się przekonać, czy nie pomyliłam się z wymiarami. Harry mrugnął. Potem drugi i trzeci raz. W końcu odpowiedział: - No... W porządku. Harry odwrócił się plecami do Hermiony i zaczął się przebierać. Poczuł delikatne zakłopotanie. Bądź co bądź, Hermiona była dziewczyną, co prawda przy okazji bliską mu osobą, prawie jak siostra, no ale i tak... Harry nagle zrozumiał, skąd tak naprawdę wzięła się jego lekka niechęć do zdjęcia górnej części jego ubrania. Tak go to zdziwiło, że na chwilę zamarł. - Niech no cię obejrzę... Pasuje idealnie – skonstatowała Hermiona z uśmiechem. - Naprawdę idealnie – przyznał Harry. – Skąd znałaś moje wymiary? - Cóż... – Policzki dziewczyny zaróżowiły się odrobinę, z czego musiała zdać sobie sprawę. – Mówiłam, żebyś się o takie rzeczy nie pytał. Mówiłam? Mówiłam. - Rzeczywiście. Wybacz. – Przeprosiny Harry’ego nie miały w sobie ani cienia skruchy. Trudno, będzie musiał zaspokoić swoją ciekawość w inny sposób i kiedy indziej. – Mogę już...? - Nie krępuj się. Harry wyłowił z paczki dość mały pakunek obłożony matowym papierem o skomplikowanym wzorze. Harry bezceremonialnie się go pozbył. W dłoni zostało mu czarne pudełko o sześciennym kształcie. Otworzył je zaintrygowany. Po chwili uniósł trzymany przedmiot tak, by padało na niego więcej słonecznego światła. Był to zegarek. Nie jakiś pozłacany, nie sportowy z mnóstwem kolorowych wskaźników, tylko skromny, elegancki, srebrny zegarek o czarnej tarczy. Harry natychmiast po oględzinach założył go na lewy nadgarstek. - Pasuje ci – oceniła nadal bardzo z czegoś zadowolona Hermiona. – Wygląda na zwykły mugolski czasomierz, prawda? - Chcesz powiedzieć...? - Jest zasilany magicznym źródłem energii, dwoma miniaturowymi piórkami z ogona feniksa, zatem nie spodziewam się, by kiedykolwiek przestał ci działać. To nie wszystko, naturalnie. Ale jego nadzwyczajne funkcje sam poodkrywasz, będziesz miał z tym trochę zabawy. Harry machinalnie kiwnął głową. Był pewien, że ten prosty z zewnątrz zegarek kryje w sobie niejedną tajemnicę i praktyczną funkcję. Nie mogło być inaczej, skoro to Hermiona go wybrała. Chłopak już miał zapytać, ile zegarek kosztował, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Stale jednak był pod przyjemnym wrażeniem. Hermiona przeszła samą siebie, a przecież zawsze jej prezenty przynosiły mu sporo radości. Dziewczyna tymczasem zerknęła na swój lewy nadgarstek. - Najwyższy czas. Jadłeś już śniadanie, Harry? - Tak, jeszcze u Dursleyów. Dlaczego pytasz? - W takim razie ja idę je zjeść, a ty zostań tutaj i zapoznaj się z treścią listów. Chyba że za wszelką cenę chcesz mi towarzyszyć – przy ostatnim zdaniu wargi Hermiony odrobinę się rozszerzyły. - Chyba poradzisz sobie sama z tym śniadaniem, jesteś już dużą dziewczynką – Harry uśmiechnął się bezczelnie. - Zauważyłeś, no proszę... w porządku, czekam na ciebie na dole. Bez niepotrzebnej zwłoki Hermiona opuściła swój pokój. Harry odprowadził ją wzrokiem do drzwi. Sądząc po pierwszym, żartobliwym komentarzu, ślepota jego i Rona, którą popisali się przed Balem Bożonarodzeniowym, nie została do końca przebaczona. Harry, odwracając się w kierunku listów złożonych w rogu łóżka, natrafił oczyma na biblioteczkę Hermiony. Było to dobre określenie – jedna ze ścian pokoju całkowicie zniknęła za półkami, które uginały się od ciężaru książek. Wszystkimi wykutymi na pamięć, niewątpliwie. Harry pokręcił głową z niedowierzaniem; zdolność Hermiony do zapamiętywania nudnych i niepotrzebnych dla reszty świata rzeczy zawsze zdumiewała chłopaka. Po krótkich poszukiwaniach Harry znalazł to, czego podświadomie szukał. ,,Hogwart: Historia’’, dzieło szersze niż wyższe, zajmowało miejsce najbliżej biurka. Harry nie zamierzał nawet dotykać tej księgi. Z uśmiechem na ustach sięgnął w kierunku trzech kopert. Ten post był edytowany przez Hito: 07.04.2006 17:24 -------------------- Mój nowy fic
One in Fire Two in Blood Three in Storm Four in Flood Five in Anger Six in Hate Seven Fear Evil Eight Nine in Sorrow Ten in Pain Eleven Death Twelve Life Again Thirteen Steps to the Dark Man’s Door Won’t be turning back no more |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 18.08.2025 12:11 |