Blask Nadziei, Nie takie wcale wesołe...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Blask Nadziei, Nie takie wcale wesołe...
Ginny |
![]()
Post
#1
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 36 Dołączył: 19.10.2005 ![]() |
Zamieszczam tu moje opowiadanie, publikowane także na innym forum o Harry'm Potterze. Jego nazwa brzmi "Blask nadziei", znane jest też jako "Smutek nadchodzącej wiosny". Serdecznie zapraszam do przeczytania i ocenienia. Mam nadzieję, żeWam się spodoba
![]() I - Ach tak... Jak się pani nazywa? – mężczyzna o srogiej twarzy spojrzał na nią zza okularów. - Ginevra. Ginevra Weasley. Kaszlnął lekko. Od momentu kiedy podawała swoje imię i nazwisko, każdy urzędnik na chwilę zamierał, a potem dążył tylko do tego, żeby zakończyć tę kłopotliwą rozmowę i powiedzieć: „Dziękujemy, odezwiemy się do pani”. Nikt się nie odezwał. Szukała pracy już od pół roku. A wszystko przez to, że znaczna część czarodziejskich firm pozostawała pod wpływem takich ludzi jak Malfoy czy Zabini, czyli jednym słowem tych „czystej krwi”. Oczywiście, ona również do nich należała, ale już od dawna jej rodzinę określano mianem zdrajców. Tylko dlatego, że nie popierali działań Voldemorta. - Voldemort! – prychnęła pod nosem, wychodząc z budynku. Voldemort był już przeszłością, nikt nie obawiał się wypowiadać jego imienia, wszyscy śmierciożercy gnili w ciemnych celach Azkabanu pod mocniejszą niż kiedykolwiek obserwacją dementorów, którzy, nawiasem mówiąc, w końcu zaczęli zachowywać się tak, jak należy. „Już szósta” – spostrzegła przerażona. Rozejrzała się wokoło. Ulica była pełna ludzi, nie mogła się zdeportować. Znalazła jakiś ciemny zaułek i po chwili kroczyła już wąską ścieżką prowadzącą do Nory. Trzy lata temu, zaraz po tym, jak skończyła Hogwart, rodzice wyprowadzili się z domu i zamieszkali w centrum Londynu. Fred i George byli jednym z tych nielicznych właścicieli firm, którym udało się zachować niezależność i choć nie zarabiali już tak dużo jak kiedyś, mogli sobie pozwolić na małe mieszkanko nieopodal ulicy Pokątnej. Bill i Fleur zamieszkali we Francji, mieli czteroletnią córeczkę Michelle. Charlie ułożył sobie życie w Rumunii, Percy już od dosyć dawna spotykał się z jakąś dziewczyną z Departamentu Magicznych Gier i Sportów, tylko ona wciąż była sama. Ach, no i był jeszcze.. - Już jestem! – krzyknęła, wieszając płaszcz na wieszaku. Po chwili w holu ukazała się postać wysokiej, brązowowłosej i niezwykle ładnej dziewczyny. – I co, obyło się bez problemów? - Nie, nic się działo – odparła łagodnie. - Dziękuję, Hermiono, nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy. - Ginny, przecież ja cię rozumiem. Zobaczysz, Harry niedługo wróci i wszystko się ułoży. - Przecież wiesz, że to już skończone – Ginny spojrzała w oczy przyjaciółce. - Nie powinniście tego tak szybko zakańczać – pokręciła głową Hermiona. – Ale... Jak ci poszło? Udało się? Przeszły do salonu i usiadły w fotelach. Hermiona podała Ginny kubek z herbatą – jak zwykle po każdej rozmowie kwalifikacyjnej. - Jak zwykle... – westchnęła Ginny. – Nie wiem co mam zrobić, nie znajdę tu pracy, a przecież nie mogę wyjechać... - Ginny, ja albo Harry na pewno zajęlibyśmy się... - Nie, nie zgadzam się Hermiono. To jest mój obowiązek dbać o jego zdrowie. Poza tym Harry nieprędko wróci, a nie spodziewam się, żeby Wiktor był zadowolony z takiego obrotu spraw. - To fakt, nie jest tym zachwycony – Hermiona zamyśliła się. Przez moment milczały. W końcu Ginny powiedziała cicho: - Zawsze jest jednak nadzieja, prawda? - Prawda – zgodziła się przyjaciółka. Ginny odłożyła kubek, wstała i poszła na górę. Kiedy ona kończyła szkołę, Harry, Hermiona i Ron współpracowali razem z Zakonem Feniksa, który nadal działał, pomimo śmierci Dumbledore’a. W końcu doszło do ostatecznego starcia pomiędzy Czarnym Panem a Harry’m, co było przecież nieuniknione. Wszyscy byli zaskoczeni, kiedy Harry odniósł zwycięstwo. Jeszcze kilka dni przed tym wydarzeniem chłopak prowadził gorączkowe poszukiwania ostatniego Horkruksa którego ostatecznie nie odnalazł. Nikt jednak nie drążył tej sprawy głębiej, wszyscy cieszyli się z tego, że świat czarodziejów raz na zawsze pozbył się czystego zła w postaci Voldemorta. Po tej potyczce cała trójka spędziła dłuższy czas w szpitalu Św. Munga. Harry nadal miał paskudną ranę po zaklęciu Cruciatus, która nie chciała się zabliźnić. Nie była groźna, jednak chłopak czasem uskarżał się na ból. Żeby odpocząć od złych wspomnień wyjechał do Stanów. Przedtem jednak razem uznali, że między nimi nic już nie ma i nie będzie. Hermiona doznała poważnego urazu głowy, który udało się wyleczyć, jednak dziewczyna musiała na siebie uważać. Nie spełniła swoich marzeń, nie została ani uzdrowicielką, ani aurorem, natomiast wyszła za maż za Wiktora Kruma i cieszyła się rodzinnym spokojem. Natomiast Ron... Rozpłakała się, kiedy dowiedziała się co mu jest. Po bitwie z Voldemortem przewieziono go nieprzytomnego i nie dającego oznak życia do szpitala. Po bardzo długiej i skomplikowanej operacji oraz dogłębnym badaniu stwierdzono, że zapadł w dziwny i niezwykły stan, znany również mugolom. Ron stał się jakby rośliną. Po prostu trwał. Podejrzewano, że zaatakował go dementor, ale objawy były zupełnie inne. Chłopak nigdy nie wrócił do normalności. Opieka nad nim spadła na Ginny, która od tego momentu zajmowała się chorym bratem. Sytuacja zaczęła się komplikować ostatnimi czasy, kiedy suma na koncie Ginny zaczęła maleć. Dziewczyna musiała znaleźć pracę, ale w Londynie nie miała na to najmniejszych szans. - Jak się masz braciszku? – zajrzała do pokoju brata. Ron leżał na łóżku wpatrując się w jeden punkt na ścianie. Nie reagował na żadne bodźce, nic nie słyszał ani na nic nie zwracał uwagi. Niczym marionetka albo pusta lalka. Ginny usiadła obok niego i delikatnie pogładziła po ręce. - Kiedyś wyzdrowiejesz, Ron... – szepnęła cicho. – Na pewno... Ten post był edytowany przez Ginny: 10.03.2006 23:21 -------------------- Uwierz w noc. To ona cię przywiodła tu.
|
![]() ![]() ![]() |
Ginny |
![]()
Post
#2
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 36 Dołączył: 19.10.2005 ![]() |
Kolejna część napisana dzisiaj, przed momencikiem
![]() II Marzenia... Miała ich dużo. Po pierwsze, zawsze chciała coś w życiu osiągnąć. Coś, co by sprawiło, że ludzie przestaną ją postrzegać, jako głupią blondynkę, że zadławią się swoimi ostrymi słowami i przekonają, że od początku miała rację. Nie była zazdrosna, tylko bardzo, ale to bardzo samotna... Nie miała przyjaciół, zresztą kto by się chciał z nią przyjaźnić? Dzieciństwo spędziła w domu razem z wiernym psem, kochającym ojcem i wyblakłym wspomnieniem zmarłej przed laty matki. Pamiętała ten, lęk, kiedy jako mała dziewczynka podeszła do nieruchomego ciała najukochańszej na świecie osoby i zaczęła nią potrząsać. Kobieta nie ruszała się. Zaczęła głośno wołać ojca. Ten zabrał ją do innego pokoju i uspokoił mówiąc, że mamusia teraz znajduje się w innym świecie i jest jej tam dobrze. Potem codziennie słuchała wymyślonych historii, które dawały nadzieję, że mamusia wróci. W końcu zrozumiała, że to na nic. Ciągle jednak podświadomie wierzyła w to, co mówił ojciec. Zawsze. Później, kiedy dorosła, nauczyła się mieć swoje własne zdanie. Jednak nie mogła zmienić tego, co tkwiło głęboko w jej duszy. - Halo? - Ginny? To ty? Harry. Na dźwięk jego głosu zadrżało jej serce. Musiała przytrzymać się stoliczka, żeby nie upaść. - Harry, miło że dzwonisz... – Czyżby wciąż coś do niego czuła? Nie, chyba nie... To po raz kolejny powrócił żal, uczucie tęsknoty za starymi czasami, bez kłopotów, bez problemów. A poza tym... Tak długo się nie widzieli. Mimo wszystko Harry był jej przyjacielem. - Pomyślałem sobie, że miło byłoby usłyszeć głos kogoś znajomego... Wiesz, wolałbym nie dzwonić do Hermiony, Wiktor jest taki zaborczy, zwłaszcza teraz... - Teraz? On zawsze był taki... – roześmiała się Ginny, nie pojmując znaczenia jego słów. – Już wtedy, kiedy przyjechał do Hogwartu na Turniej Trójmagiczny. Ale Hermiona nie narzeka, mówi, że w ten sposób czuje, że on ją naprawdę kocha... - A co u ciebie? - Bez zmian... – odparła nie wiedząc do końca czy mówi o sobie, czy o Ronie. – Ale opowiadaj, co tam u ciebie? - No cóż... – zawahał się. – Mogę liczyć, że nikomu nie powiesz? - Zawsze, Harry. - Mam w planach założenie rodzinnego gniazdka – roześmiał się. - Naprawdę? Ojej, gratuluję... Ale dlaczego chcesz, żebym nic nie mówiła? - Bo to jeszcze nic pewnego... Mam jednak nadzieję, że... Ktoś dzwonił do drzwi. - Przepraszam cię, Harry, ale ktoś dzwoni do drzwi. Oddzwonię, dobrze? - Oczywiście, ale... nie wiem czy w najbliższych dniach będę w domu... Z żalem odłożyła słuchawkę. Kiedy pokonywała tę krótką trasę od telefonu do drzwi wejściowych, czuła, jak wzbiera w niej zazdrość. Była zazdrosna o Harry’ego, o Hermionę, o Billa i Fleur, nawet o Lupina i Tonks. Chciała być tak jak oni szczęśliwa, cieszyć się życiem i optymistycznie patrzeć na świat. Czułą, że cała gorycz, jaka gromadziła się w niej przez te wszystkie lata właśnie w tej chwili wypływa na wierzch. Ani trochę nie była przyjaźnie nastawiona do tej osóbki, która stała za drzwiami i czekała, aż Ginny łaskawie otworzy... - Och, już myślałam, że cię nie ma... - Luna... – złość Ginny szybko minęła. – Wejdź, proszę... Luna Lovegood, długowłosa blondynka znana ze swojego intrygującego spojrzenia nigdy nie miała łatwego życia. Prześladowana przez innych, bez przyjaciół żyła w swoim małym świecie razem ze swoimi dziwnymi poglądami. Często męcząca, zazwyczaj sympatyczna. Ginny nie miała serca, by ją tak po prostu odprawić. - Wszystko w porządku, Luna? – spytała niepewnie. Dziewczyna usiadła w wygodnym foteliku i zapatrzyła się w okno. - Nie, myślę, że jednak nie – odparła spokojnie Luna. Ginny zagryzła wargi. Tak trudno zawsze się z nią rozmawiało, miała niebywały talent do mówienia rzeczy wprost. - Mogłabym ci w czymś pomóc? Luna zwróciła ku niej swoje jasne oczy. - Och, nie przejmuj się mną, Ginny. Poradzę sobie. – powiedziała to w taki sposób, jakby chciała jeszcze dodać „ale ty nie”. Westchnęła cicho, po czym udała się do kuchni pod pretekstem zrobienia herbaty. Jak zwykle udała, że nie widzi, kiedy ktoś przekrada się najpierw schodami na górę, a potem do małego pokoiku po lewej, aby usiąść spokojnie na brzegu łóżka i z tą samą chwiejną nadzieją wpatrywać się w szklane oczy ukochanej osoby... -------------------- Uwierz w noc. To ona cię przywiodła tu.
|
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 19.06.2025 03:43 |