Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]

Carmen Black
post 16.04.2005 22:45
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pierwszy raz publikuję coś własnego na tym forum. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałi. Na razie tylko jeden rozdział. Jeśli będzie się podobać to będą kolejne.

ROZDZIAŁ 1

NIESPODZIEWANY WYJAZD


Wszyscy mieszkańcy domu przy Privet Drive numer 4 spali kamiennym snem. Wszyscy, poza jednym chłopcem. Harry Potter bał się zasnąć, bo noc w noc dręczyły go koszmary. Tego lata, zaledwie kilka tygodni temu zmarł jego ojciec chrzestny- Syriusz Black. Dla Chłopca, Który Przeżył była to prawdziwa tragedia. Harry przewracał się z boku na bok. Ilekroć zapadł w lekką drzemkę przed oczami widział tę samą scenę, Syriusza wpadającego za zasłonę.



W kwaterze głównej Zakonu Feniksa przy Grimmuald Place 12 trwała zażarta kłótnia pomiędzy Albusem Dumbledore’ m a Severusem Snape’ m .
-Nie, Albusie. Nie zgadzam się! Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz?!
-Ależ drogi kolego to tylko nie całe dwa miesiące.
-To aż dwa miesiące.
-Severusie przykro mi, ale nie masz wyjścia. Harry’ emu podasz eliksir wieloosobowy, więc nawet jeśli ktoś by do ciebie przyszedł w odwiedziny to nikt go nie pozna.
-Dyrektorze- widać było, że czarnowłosy mężczyzna jest na straconej pozycji, jednak chwytał się każdej możliwości obrony- nie sądzę, żeby Potter był zadowolony możliwością spędzenia ze mną ponad sześciu tygodni. Poza tym ta dziewczyna… nawet jej nie znamy!
-Chciałeś powiedzieć, że to ty jej nie znasz.
-Ale…
-Żadnego „ale”- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Alastorze, jutro z samego rana pójdziesz po Harry’ ego i odprowadzisz go do Snape Manor.
-Dobrze. A co mam mu powiedzieć kiedy już tam będziemy?
-Severus wytłumaczy chłopakowi co trzeba.
Harry leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były puste, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski, której nic nie obchodzi. Już od godziny był w takim stanie. Ciągle myślał o tym dziwnym śnie. Nie był on związany bynajmniej z Voldemortem czy Syriuszem, tylko z jakąś dziewczyną. Nie pamiętał jak wyglądała, ale wiedział, że mówiła do niego. Miała obcy akcent, a jej słowa miały jakieś takie melodyjne brzmienie i układały się w zdanie: „Nim rok minie, poznasz swoje przeznaczenie”. Nie dawało to chłopakowi
spokoju i zaprzątało jego myśli. Co to miało znaczyć? Jakie przeznaczenie? O ile dobrze pamiętam to moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Panem- pomyślał.- No tak później będę ofiarą albo mordercą. Ciekawa perspektywa.
Z ponurych rozmyślań dotyczących jego przyszłości wyrwał go trzask towarzyszący aportacji. Młody Potter chwycił różdżkę i z bijącym sercem zbiegł na dół do kuchni. Zobaczył tam Szalonookiego, który zawzięcie tłumaczył coś wujowi Vernonowi i ciotce Petuni. Gdy tylko zauważył Harry’ ego zwrócił się do niego:
-Witaj chłopcze. Pakuj się zaraz musimy się stąd zbierać.
-Dzień dobry. Skąd mam mieć pewność, że jest pan prawdziwym Moody’ m?- zapytał podejrzliwie chłopak.- Nikt mi nie napisał, że dziś mam stąd wyjechać.
-Decyzja została podjęta dziś w nocy. Nie chcieliśmy wysyłać sowy w obawie,
że mogłaby zostać przechwycona. Dumbledore spodziewał się twojej reakcji,
dlatego kazał ci przekazać ten list.Harry niepewnie wziął list do ręki. Spodziewał się, że może to być świstoklik, który zabierze go prosto do Sami- Wiecie- Kogo. Nic takiego jednak się nie stało. Potter rozwinął pergamin i zaczął czytać:

Drogi Harry!
Zapewne zastanawiasz się dlaczego nikt nie napisał do Ciebie w sprawie twojego wyjazdu. Otóż nie chcemy, aby sowa wpadła w niepowołane ręce. Alastor zabierze Cię w bezpieczne miejsce. Niestety nie będzie to Kwatera Główna, gdyż jak mniemam z tym miejscem wiążą się zbyt bolesne wspomnienia. Wszystkiego dowiesz się po dotarciu do celu. Chcę też powiedzieć, że nie możesz wysyłać listów do swoich przyjaciół, gdyż wiąże się to z wielkim ryzykiem. Oczywiście będziesz mógł się z nimi kontaktować, ale nie zdradzaj im swojego miejsca pobytu. Listy przekazywał będziesz członkowi Zakonu, a on dostarczy je do adresatów.
Z poważaniem

Albus Dumbledore

PS.
Słuchaj osoby, u której przez najbliższe kilka tygodni będziesz mieszkać.

Harry jak zahipnotyzowany wpatrywał się w list. Wydawał się być autentyczny, ale… No tak, zawsze jest jakieś „ale”. Zgadzał się w stu procentach, że z domem przy Grimmuald Place 12 wiąże się dużo wspomnień, ale miał też nadzieję, że
spotka się z Ronem i Hermioną, a z tego co przeczytał jasno wynikało, że nie. Poza tym gdzie chcą go umieścić?
-Chłopcze, dobrze się czujesz?- zapytał Moody, bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Tak…- odparł niezbyt przytomnie Harry.- To gdzie mnie pan zabierze?
-Nie mogę ci powiedzieć. Idź się spakować. Nie mamy za dużo czasu. Harry poszedł do swojego pokoju i zaczął wrzucać do kufra wszystko co miał pod ręką. Na dnie wylądowały jakieś ubrania, na nich książki, pergaminy i pióra. Najwięcej namęczył się przy wkładaniu Błyskawicy, ale i z tym szybko się uporał. Rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy wszystko zapakował. Wziął kufer i klatkę z Hedwigą, po czym wszystko zniósł do kuchni.
Szalonooki wyciągnął z kieszeni swojej szaty coś co wyglądało jak gwizdek. Swistoklik- pomyślał Harry.
-Daj kufer. Wiesz jak z tego korzystać?- zapytał były auror.
-Tak. To do zobaczenia w następne wakacje- rzucił w
stronę wciąż oniemiałej rodziny.
-To na trzy.
1…2…2!
Złapali gwizdek. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Oderwali się od ziemi i znikli.

Ten post był edytowany przez estiej: 06.07.2006 14:19


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 26.04.2006 17:18
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Rozdział 29
Powroty bolą najbardziej

Mary siedziała na jednym z wytartych foteli w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu. Niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w przeciwległą ścianę. Nie docierały do niej żadne słowa. Ostatni raz jadła wczoraj, a i to tylko dlatego, że ją zmusili. W tym tygodniu na lekcjach nie była w ogóle. Z resztą nie tylko ona. Wszyscy najbliżsi przyjaciele Harry’ ego byli zwolnieni z zajęć.
Minęły pełne cztery dni odkąd Pottera nie było w szkole. Cztery dni niepewności i strachu. Na początku były łzy i rozpacz. Wszyscy, nawet niektórzy Ślizgoni zastanawiali się, gdzie może być Harry i co się z nim dzieje. Ale nikt nie wiedział, a nawet jeśli wiedział, to nic nie mówił. Taka wiedza była zbyt niebezpieczna.
Teraz, kiedy początkowa panika już minęła nie pozostało nic. Była jedynie pustka w sercu i duszy. Pustka, która wywoływała przyjemny stan odrętwienia. Bez myśli, bez uczuć. Po prostu wegetacja.
Słowa odbijały się od niewidzialnego muru i ze zdwojoną siłą atakowały tego, który je wypowiedział. Słowa przynosiły ukojenie, ale potrafiły też ranić głębiej niż zaklęcia, czy ostrza noży. Rany na ciele szybko się goją, ale blizny na duszy pozostają na zawsze.
Mary podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami. Ostatnimi czasy ona i Harry oddalili się od siebie. Ona była zajęta SUMami, a on martwił się milczeniem Lorda. Twierdził, że to cisza przed burzą i kiedy Gad wreszcie zaatakuje będzie to naprawdę mocny cios. Jak zwykle miał rację.
Dziewczyna zaśmiała się nieco histerycznie. Jeśli chodzi o Tego, Którego Imienia Nie Wolno wymawiać, to przeczucia Harry’ ego sprawdzały się zadziwiająco często. Szkoda tylko, że nie mógł przewidzieć, że Gad postanowi go porwać. A może o tym wiedział, tylko nie chciał nikogo martwić? Gryfon do końca. Szkoda tylko, że prawdopodobnie nigdy nie wróci z tej szaleńczej wyprawy.
Mary miała świadomość, że jej chłopak jest odważny i wyjątkowo głupi. Był jak lew. Atakował otwarcie, w ogóle się z tym nie kryjąc. Owszem, potrafił się skradać, ale przeważnie i tak zostawał zauważony.
Drzwi otworzyły się z trzaskiem i wpadła przez nie zdyszana Angelica. Opadła na fotel i spod opuszczonych powiek patrzyła na młodszą koleżankę. Wiedziała, jak nastolatka mogła się czuć. Uśmiechnęła się z wysiłkiem.
- Nie martw się, Mary. Będzie dobrze.
- A jeśli coś mu się stanie? Jeśli nie wróci?
- Wróci – White powiedziała z całym przekonaniem, na jakie było ją stać. – Stać mu się coś z pewnością stanie, ale wróci na pewno. Obiecuję ci to.
- A jeśli…
- Czarnowidztwo w niczym nie pomaga – odezwała się chłodno. – Nigdy nie trać nadziei, Mary. Czasami tylko ona pozostaje. A Harry wróci. Wychodził cało już z gorszych opresji, więc i tym razem mu się uda.
- Gorszych? – zapytała niepewnie młodsza.
- Gorszych. Przeżył moje eksperymenty i walki z Carmen, a możesz mi wierzyć, że Black ma sadystyczne zapędy. Znam ją nie od dziś i wiem, do czego jest zdolna.
Angelica poczuła ulgę, kiedy zauważyła, że Mary uśmiecha się delikatnie. Wreszcie udało się do niej dotrzeć. White mogła być z siebie dumna.
- No dobra, Mary – odezwała się po kilku minutach. – Chodź na obiad. Nie możesz się głodzić. Myślisz, że on chciałby dziewczynę anorektyczkę?
- Raczej nie.
- Właśnie. Dlatego teraz szybciutko wstaniesz i pójdziesz ze mną do Wielkiej Sali.

***

Lord Voldemort intensywnie wpatrywał się w Bezimienną. To, czego żądała ta kobieta było czystym szaleństwem. Naznaczyć Pottera, żeby zniszczyć mu życie? Nie ma sprawy. Nie torturować fizycznie tylko psychicznie? Ależ oczywiście. Puścić chłopaka wolno?
- Mowy nie ma! – syknął.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem, zupełnie, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Pokręciła głową. Jej oczy zatrzymały się na wężu wijącym się u nóg Czarnego Pana. Nagini podniosła swoją trójkątną głowę.
- Oj, Nagini. Współczuję ci – odezwała się Śmierciożerczyni. – Twój Pan jest kompletnym idiotą.
Nagini pokiwała twierdząco głową. Ona również uważała, że Riddle jest zaślepiony. Żeby nie zauważyć takiej szansy, jaką był Złoty Chłopiec z Mrocznym Znakiem wypalonym na ręce trzeba było być naprawdę wyjątkowo tępym.
- I ty przeciwko mnie, Nagini?
- Zdaje się, że ona jest mądrzejsza od ciebie, Riddle – powiedziała kpiąco Bezimienna. Wiedziała, że takie zachowanie może go jedynie sprowokować, ale w tej chwili najważniejsze było bezpieczeństwo Pottera.
W Czarnym Panu aż się gotowało. Każdy normalny śmierciożerca już dawno zostałby potraktowany Cruciatusem. Ot tak, żeby przypomnieć mu, gdzie jest jego miejsce w hierarchii. Ale to była Bezimienna. A z Bezimienną się nie zadziera i nawet on musiał o tym pamiętać.
Ta kobieta była niesamowita. I była szalona, a tacy są najgorsi, bo nigdy nie wiadomo, co chodzi im po głowie. Nie mogłaby zrobić mu krzywdy. Co najwyżej poharatałaby go lekko, ale wolał się nie przekonywać na własnej skórze, co ona tak naprawdę potrafi.
Widział, jak walczyła z Aurorami. Okaleczała, ale nigdy nie zabijała. Dlatego nazwał ją Aniołem Śmierci.
- Dlaczego twierdzisz, że jestem idiotą? – zapytał jadowicie.
Bezimienna nie odpowiedziała, a jedynie spojrzała na Nagini. Wężyca zaczęła syczeć.
Czarny Pan musiał przyznać, że ten zwierz ma rację. W gruncie rzeczy wykorzystanie złości Pottera i jego antypatii do Dumbledore’ a mogło się udać. Wystarczyło tylko odpowiednio manipulować zachowaniem chłopaka. Oczywiście trzeba by też wyciągnąć go z tego dołka psychicznego, w jaki wpadł po gwałcie. I jeszcze zamaskować Znak. Lepiej, żeby Dumbledore nie dowiedział się, że jego Złoty Chłopiec jest już po przeciwnej stronie barykady.
Z drugiej strony nie wiadomo było, czy Potter wyrazi zgodę na zostanie szpiegiem. Właściwie bardziej prawdopodobne było, że odmówi i od razu każe się zabić. Poza tym, to był Gryfon, u diabła! Gryfoni walczą otwarcie i są kiepskimi wywiadowcami.
Bezimienna nie wiedziała, co też powiedziała Riddle’ owi Nagini, ale jedno było pewne. Wężyca przekonała Czarnego Pana, że nie opłaca się zabijać chłopaka. Było to widać po szaleńczym błysku w oku, który nie był już tak wściekły, a jedynie okrutny.
- Załóżmy, że zgodzę się na wypuszczenie Pottera. Załóżmy nawet, że zostawię go w spokoju przez najbliższy miesiąc. Co więcej, zgodzę się na warunki, jakie Potter prawdopodobnie mi postawi. Czy jest sposób, żeby wykończyć chłopaka w późniejszym czasie?
- Sposób zawsze można znaleźć, mój Panie. Myślę, że zrobienie z Pottera naszego szpiega prędzej czy później doprowadzi do samobójstwa naszego kochanego Gryfona. Wtedy nikt nie będzie mógł cię oskarżyć o jego śmierć, jak również będziesz mieć pewność, że chłopak dostał to, czego chciał.
Nagini ponownie zasyczała.
- Masz rację, Nagini – mruknął Czarny Pan. – Wilk syty i owca cała.
Bezimienna uniosła brew w wyrazie zdziwienia. Voldemort rzadko posługiwał się mugolskimi powiedzonkami.
- Chodźmy do niego – odezwał się mężczyzna po dłuższej chwili milczenia. – Jeśli to wszystko ma się udać, to musimy doprowadzić go do stanu, w jakim powinien się znajdować.
- Znaczy poturbować? – Chciała się upewnić kobieta.
Skinął głową. Coraz bardziej zaczynał mu się podobać ten pomysł. Potter w jego szeregach… To było bardziej niż nieprawdopodobne. Miał ochotę zachichotać na myśl o minie Dropsa, kiedy ten dowie się, że jego rycerzyk bez zmazy ni skazy nie jest wcale taki niewinny. Ale na to przyjdzie czas później. Trzeba było wszystko zrobić w ścisłej tajemnicy. Nikt nie miał prawa wiedzieć, że Potter ma Znak, ani tym bardziej, że jest szpiegiem.

***

Harry przewracał się z boku na bok. Ręka paliła go niemiłosiernie, a wspomnienia ostatnich kilku dni nie dawały mu spokoju. Nie miał Bezimiennej za złe tego, że namówiła Czarnego Pana aby go naznaczył. Po jej ostatnich słowach rozumiał, że to był jedyny sposób, aby wydostać się z tego piekła, ale i tak nie był zadowolony.
O ile do Znaku mógł się przyzwyczaić (przypuszczał, że Riddle uśmierci go w ciągu kilku najbliższych dni), o tyle świadomość, że został zgwałcony nie dawała mu spokoju. Starał się o tym zapomnieć, wyrzucić na obrzeża podświadomości, ale… nie dało się. Każdy ruch powodował ból, którego nie dało się zignorować.
Chciał być sam, ale z drugiej strony wiedział, że mógłby zrobić wtedy coś głupiego. Starał się nie zwracać uwagi na siedzącego przy stole Glizdogona.
Mężczyzna wydawał się być pogrążony we śnie, ale były to tylko pozory. W rzeczywistości zwracał uwagę na wszystko, co działo się w pomieszczeniu.
Pluł sobie w brodę, że szesnaście lat temu zrobił to, co zrobił. Gdyby wiedział, że tak to się skończy na pewno zachowałby się inaczej. Wtedy był młody i naiwny. Dał się omamić wizją siebie jako prawej ręki Czarnego Pana. Rzeczywiście był blisko Lorda, ale traktowano go jak niewolnika.
Drzwi otworzyły się z cichym trzaskiem. Harry i Peter wzdrygnęli się, kiedy zobaczyli, kto wszedł do komnaty. Pettigrew ze strachem spojrzał na Pottera. Widział, jak chłopak potrafił pyskować i obawiał się, że jeżeli teraz zacznie, to już nic go nie uratuje.
Ale chłopak milczał. Wzrok miał utkwiony w czubkach stóp i ani myślał go podnosić. Nie mógłby teraz nikomu spojrzeć w oczy, bo wiedział, co się w nich kryło. Strach i przerażenie. Nie powinien okazywać lęku przed wrogiem. Tylko tyle zdołał wynieść z nauk Dumbledore’ a i całej hogwardzkiej zgrai. Był Białym Rycerzem, a tacy nigdy nie mogą się bać. I nigdy się nie poddają.
Był Złotym Chłopcem Gryffindoru, był Białym Rycerzem i chciał żyć. Miał tylko niecałe siedemnaście lat, a oczekiwano, że zawsze będzie wiedział, co należy zrobić. Nikt jednak nie zechciał przygotować go do takiej sytuacji. Nikt nawet nie wspominał o takiej możliwości. Złoty Chłopiec był bezpieczny w murach zamku i tak powinno pozostać. Nie chciano wierzyć, że mógłby zostać porwany. Jednak stało się i Harry nie wiedział, co powinien robić.
Voldemort uważnie obserwował chłopaka. Swoim bystrym wzrokiem zauważał każdą niemal niedostrzegalną zmianę pozycji. Jego uwadze nie uszedł nawet szybki jak błysk światła skurcz mięśni.
Kiedy Potter podniósł głowę, Czarny Pan wiedział, że Anioł Śmierci miał rację. Chłopak, jeśli da mu się trochę czasu na zastanowienie i odpowiednie przeszkolenie będzie idealnym szpiegiem. Tak naprawdę każdy szpieg ma w sobie coś z szaleńca. Gdyby szpieg nie był szaleńcem nie porywałby się z motyką na księżyc, zdradzając swojego Pana.
Dwie osoby, Złoty Chłopiec i Czarny Pan. Symbole końca pokoju. Symbole początku nowej ery. Obaj skazani na wieczną mękę przy boku drugiego.
Na twarzy Pottera wykwitł słaby uśmiech. Bezimienna miała rację. Cena wolności była wysoka, ale nieunikniona. Skoro chłopak do końca swoich dni miał się męczyć z Riddlem to przynajmniej umiejętnie wykorzysta daną mu szansę. Był Gryfonem o Ślizgońskiej duszy. I był Ślizgonem o Gryfońskim sercu. Takie połączenie nie było najlepsze, ale ofiarowywało więcej, niż się na pierwszy rzut oka wydawało.
- Czego chcesz, Riddle? – Nuta ciekawości pod warstwą lodu.
- Ciebie.
- Przecież tu jestem. Czego chcesz jeszcze?
- Ciebie. Chcę, żebyś został moim szpiegiem. Chcę, żebyś stanął po mojej stronie.
- Wiesz, że prosisz o niemożliwe? Jak ty to sobie wyobrażasz? Myślisz, że będę przybywał na każde twoje wezwanie? Że będę ci posłuszny?
- Domyślam się, że z tym będzie problem.
- Słusznie się domyślasz. – W głosie chłopaka pobrzmiewało rozdrażnienie. – A nawet gdybym się zgodził, to niczego by ci to nie dało. Dumbledore niczego mi nie mówi, a jeśli już, to są to banały w stylu białych rycerzy w lśniących zbrojach.
Bezimienna parsknęła stłumionym śmiechem. Harry czasami był po prostu przezabawny z tą swoją dziecięcą naiwnością.
- Nie rozumiesz, chłopcze – odezwał się Czarny Pan. – Nie masz wyboru.
Harry uniósł brew i zachęcająco skinął głową. Chciał to usłyszeć, mimo iż z pewnością nie będzie to bajka na dobranoc.
- Hermiona Granger, o ile dobrze pamiętam pochodzi z mugolskiej rodziny. Ron Weasley jest wprawdzie czystej krwi, ale sympatyzuje ze szlamami i mugolami. Jest jeszcze Remus Lupin, Nimfadora Tonks i ten jej przyszywany syn… Mam wymieniać dalej?
- Nie trzeba – mruknął Harry.
Mówi się, że każdy kij ma dwa końce. Jeśli nim kogoś uderzyć będzie bolało tak samo, bez względu na to, którym końcem to zrobisz. Harry wiedział, że z tej potyczki nie wyjdzie cało. Jeśli zgodzi się być szpiegiem – będzie zdrajcą. Jeśli się nie zgodzi – również ich zdradzi, bo Riddle nie odpuści i będzie po kolei zabijał jego znajomych.
- Widzę, że zrozumiałeś – powiedział Voldemort.
- Tak, ale jeśli chcesz, żeby to się udało to musisz mi coś obiecać.
- Co takiego? – W głosie mężczyzny pobrzmiewały już nutki irytacji.
- Nie tkniesz żadnego z moich przyjaciół. Nie wyślesz na nich swoich piesków.
- Zgoda – mruknął lekceważąco Czarny Pan. Na razie nie potrzebował dodatkowych kłopotów z fanami Pottera.
- Czy przysięgasz na swoje życie? – Kontynuował Harry, w ogóle nie zwracając uwagi na nachmurzoną minę Riddle’ a. – Czy przysięgasz na krew wroga, ciało sługi i kość przodka?
Bezimienna miała ochotę zagwizdać z podziwu. Harry nawet w obliczu czającej się w pobliżu śmierci zachowywał zimną krew. Na dnie jego oczu widziała strach, przerażenie i odrazę do samego siebie, ale chłopak myślał nad wyraz trzeźwo. Potrafił zadbać o bezpieczeństwo swoich przyjaciół, a w pewnym sensie również wrogów.
Kiedy Tom Riddle na potwierdzenie słów przysięgi uścisnął rękę Harry’ ego z ich połączonych dłoni wypłynęło błękitne światło. Anioł Śmierci wiedział już, że Voldemort właśnie przypieczętował swój los.

***

W tym samym czasie w jednej z sal Departamentu Tajemnic pojawiła się kolejna mała kulka. Przez chwilę jak obłąkana latała po całym pomieszczeniu, aż w końcu wpadła do niewielkiej szuflady. Tam rozjarzyła się tysiącami barw i na powrót stała się zwykłym kawałkiem szkła.
Napis na drewnianej szufladzie głosił:
Tom Riddle / Harry Potter
10 czerwiec 1997
Przysięga nr 10/06/1997/5554321


***

Bezimienna uśmiechnęła się promiennie, chociaż pod czarną maską nie było tego widać. Riddle właśnie dał się podejść siedemnastolatkowi, a ów nastolatek był najwyraźniej bardzo zmęczony. Pomogła mu ułożyć się na poduszkach i dopiero wtedy spojrzała na pozostałych mężczyzn.
W oczach Petera dostrzegła nieznany dotąd błysk. Coś jakby… dumę? zadowolenie? Czyżby ten idiota cieszył się, że Potter zostanie zdrajcą? Kobieta szczerze w to wątpiła. Glizdogon jeszcze kilka dni temu wydawał się być załamany, kiedy Harry został naznaczony.
Riddle natomiast prezentował sobą dość niecodzienny widok. Miał lekko rozchylone usta i dużymi haustami łapał powietrze. Wyglądał jak dziecko, które jest złe, bo nie dostało lizaka.
Jej spojrzenie skrzyżowało się z oczami Harry’ ego. Pokręciła głową. Później zamierzała wyjaśnić mu kilka spraw. Teraz nie było na to czasu.
- Panie – odezwała się cicho. – Chyba nadszedł czas.
Pokiwał głową. Wstał i chwycił prawą rękę chłopaka. Dokładnie obejrzał piętno. Znak był ciągle czerwony, choć już dobę temu powinien sczernieć. W takim stanie nie można było zamaskować go żadnym normalnym zaklęciem maskującym. A już na pewno nie zwykłym Glamour. Fakt, było ono bardzo proste i nieskomplikowane, ale mogło spowodować dodatkowe komplikacje. Mężczyzna wiedział, że musiał w jakiś sposób ukryć mroczny Znak, jeśli ich plan miał się powieść.
- Rozumiem, że przyjmujemy go na takich samych warunkach, jak ciebie? – zapytał Czarny Pan.
Kobieta skinęła głową. Harry spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- To znaczy, że od teraz jesteś Bezimiennym. Żaden zwykły śmierciożerca nie będzie wiedział, kim naprawdę jesteś. Pominąwszy mnie, ciebie, Czarnego Pana i Petera, który jest obecny przy każdym rytuale naznaczenia. Rozumiesz?
- Tak.
Czarny Pan mruknął coś niewyraźnie puszczając rękę Harry’ ego. Teraz nie było na niej Mrocznego Znaku, a jedynie paskudnie wyglądające poparzenie.
- Zaklęcie będzie działało jeszcze przez miesiąc. Później musisz uważać, komu pokazujesz swoje ręce.
Harry ponownie skinął głową. Spod opuszczonych powiek patrzył, jak Voldemort przechodzi przez pomieszczenie i niknie w mroku korytarza.
- Jestem szalony – mruknął. – Kompletnie zwariowałem.
- Tutaj wszyscy są obłąkani. To miejsce właśnie tak działa. Gorzej niż Azkaban, gorzej niż Cienisty Dwór i lochy ministerstwa razem wzięte. To miejsce zabija cię samą swoją aurą.
Później pomogła mu wstać i ubrać się w resztki jego ubrań. Teraz musieli jeszcze poczekać, aż Czarny Pan wezwie kilka sług. Tylko w ten sposób mogli doprowadzić chłopaka do stanu, w jakim powinien się znajdować po kilku dniach tortur.

***

W Hogwarcie trwała właśnie kolacja, ale Hagrid nie mógł jeść. Nie prowadził lekcji, nie wychodził ze swojej chatki, z nikim nie rozmawiał. Jedynie od czasu do czasu zamienił kilka słów z Hermioną, Ronem i Ginny. Mary do niego nie przychodziła. Czasami przez okno widział smutne twarze Carmen, Angelici i Pabla. Czół wtedy, że oni coś ukrywają, że wiedzą więcej, ale nigdy do nich nie podszedł, żeby zapytać. Nigdy.
Teraz jednak musiał wyjść na zewnątrz. Pomału zaczynał dusić się w swoim domku. Szedł skrajem Zakazanego Lasu, kiedy zauważył coś dziwnego. Nad brzegiem jeziora znikąd pojawił się mały punkcik świecący na niebiesko. Po kilku sekundach miał już średnicę dwóch metrów. Po chwili wyskoczyły z niego dwie postacie, z czego jedna ledwo trzymała się na nogach.
Szybkim krokiem poszedł w tamtą stronę. W ręce kurczowo ściskał swój wściekle różowy parasol. Nowy, bo poprzedni został zniszczony kilka miesięcy wcześniej przez wyjątkowo wściekłego konia. Zatrzymał się tuż za jedynym drzewem rosnącym w pobliżu wody. Zdziwił się, kiedy żadna z postaci nie zwróciła na niego większej uwagi.
- Możesz wyjść zza tego drzewa – odezwał się kobiecy głos. – Musisz mi pomóc.
Hagrid wychynął z cienia i aż się odsunął, kiedy zobaczył z kim przed chwilą rozmawiał. Kobieta w czarnej masce na twarzy wstała. Popatrzyła na przerażoną minę gajowego.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. Jestem tu, powiedzmy, prywatnie. – Milczała przez kilka minut. Kontynuowała dopiero, kiedy półolbrzym skinął głową na znak, że rozumie. – Mógłbyś zabrać go do Skrzydła Szpitalnego? Jest w dość ciężkim stanie, a ja z wiadomego powodu nie mogę wejść do szkoły.
Rubeus pochylił lekko głowę. Dopiero teraz zauważył, kogo przyprowadziła ta kobieta.
- Harry – wyszeptał.
Skinęła głową.
- Kim jesteś? Jak się tu dostałaś? – zapytał Hagrid, kiedy już nieco ochłonął.
- Nie ważne jest, jak mam na imię. Śmierciożercy mówią o mnie - Bezimienna, Czarny Pan nazwał mnie Aniołem Śmierci. A dostałam się tutaj za pomocą portalu. Na całe szczęście tylko kilku czarodziejów na całym świecie umie je otwierać, więc możecie spać spokojnie, bez obaw, że ktoś zaatakuje was pod osłoną nocy. I jeszcze jedno. Powiedz Snape’ owi, że podałam Potterowi nasz specyfik. On będzie wiedział o co chodzi. Dobra, lecę zanim Bella kapnie się, że buchnęłam jej dzieciaka sprzed nosa.
Nie czekając na reakcję mężczyzny zniknęła w błękitnawym świetle portalu.
Hagrid jeszcze przez chwilę stał nieruchomo patrząc w przestrzeń. To było najdziwniejsze spotkanie jego życia. Najdziwniejsze, ale z pewnością nie ostatnie.
Podszedł do leżącego chłopaka i wziął go na ręce. Idąc przez błonia zastanawiał się po czyjej stronie była Bezimienna. Z pewnością była śmierciożerczynią, ale mężczyźnie wydawało się, że była dobra. Nie umiał tego wytłumaczyć. Poza tym, jeśli przyniosła tutaj Harry’ ego, to na pewno nie była tak do końca zła, prawda?
Wszedł do zamku i dopiero teraz zauważył, że niesiony przez niego chłopak miał na sobie czarną szatę śmierciożercy. Zatrzymał się na środku holu. Nie wiedział, co miał robić. Czy zanieść Harry’ ego od razu do Skrzydła Szpitalnego, czy może najpierw do Wielkiej Sali. Przypuszczał, że pielęgniarki i tak nie będzie w Skrzydle, ale nie mógł przecież tak po prostu wejść do pomieszczenie, w którym większość uczniów jadła kolację. Swe kroki skierował w stronę schodów i dalej, na górę.
Otworzył drzwi i wszedł do nieskazitelnie białej sali. Jedynie cztery łóżka były zajęte. Leżące na nich postacie przelotnie spojrzały na gajowego. Jedynie szaroniebieskie oczy jednej z kobiet z uwagą wpatrywały się w mężczyznę.
W końcu Petunia Dursley z cichym jękiem dźwignęła się na nogi. Minęło kilka dni, odkąd znaleźli się w Hogwarcie, jednak ciągle nie wypuszczano ich z tej części zamku. Pani Pomfrey miała nie lada problem z wyleczeniem niektórych ran. Petunia podeszła do Hagrida, który zdążył już położyć Harry’ ego i teraz stał nad nim nie wiedząc, co powinien zrobić.
- Zajmę się nim – powiedziała cicho kobieta. – A pan niech lepiej idzie po pielęgniarkę. Nie znam się na tych waszych eliksirach.
Rubeus skinął głową i szybkim krokiem oddalił się.
Tymczasem Petunia zastanawiała się, czy bezpiecznie będzie dotknąć Harry’ ego. Wiedziała, jak te bydlaki umiały działać i widziała, co ostatnio zrobiły chłopakowi. Fakt, przez ostatnie kilkanaście lat traktowała go jak darmową pomoc domową, ale teraz współczuła mu.
Potter był cały we krwi, która ciągle ciekła z nosa, ust i uszu. Starsza warstwa zdążyła już zaschnąć, tworząc na jego twarzy skorupę. Nawet szata była mokra i lepka od posoki.
Petunia zdecydowała, że najpierw powinna ściągnąć z siostrzeńca zniszczone ubranie. Nie wiedziała jednak, jak powinna to zrobić, nie sprawiając mu dodatkowego bólu. Nie musiała jednak przejmować się tym problemem zbyt długo.
Drzwi otworzyły się z hukiem, który mógłby obudzić umarłego. Wbiegła przez nie drobna blondynka, a tuż za nią inna, tym razem czarnowłosa nastolatka. Obie dziewczyny z trudem wyhamowały na środku sali. Bez trudu zlokalizowały zakrwawionego chłopaka. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i zgodnie pokiwały głowami.
Carmen odciągnęła Petunie na bok, a Angelica zaczęła przesuwać różdżkę nad bezwładnym ciałem Gryfona. Co chwilę mruczała do siebie z rozdrażnieniem.
- No to klops – powiedziała głośniej Puchonka. – Spieprzyli mu życie na amen. Dobrze przynajmniej, że ostatnio podano mu wyjątkowo silny eliksir regenerujący, więc powinno być dobrze.
Drzwi otworzyły się po raz kolejny, tym razem bez najmniejszego nawet hałasu. Wszedł przez nie pochód milczących postaci. Na przedzie kroczył Albus Dumbledore, zaraz za nim dreptała Poppy Pomfrey, następnie Minerwa Mcgonagall, Severus Snape i Rubeus Hagrid.
Pielęgniarka od razu podbiegła do poszkodowanego. Z irytacją spojrzała na White. Czasami ta dziewczyna doprowadzała ją do szewskiej pasji. Teraz jednak, widząc jej zmarszczone brwi postanowiła się nie odzywać. Różdżka w ręku nastolatki zadrżała.
- Carmen! – krzyknęła Puchonka. – Biegnij po Pabla. Powiedz, że mamy tu dla niego robotę godną mistrzów.
Ślizgonka skinęła i pobiegła na poszukiwania Krukona. Wiedziała, że jeśli Angelica użyła kodu, to sprawa musi być bardzo poważna.
Pani Pomfrey spojrzała pytająco na Angelicę. Miała już okazję widzieć dziewczynę w akcji i wiedziała, że ta podchodzi do uzdrowicielstwa na serio.
- Dwa złamane żebra, w tym jedno źle zrośnięte. Mocno poparzona prawa ręka. Lewa pocięta na całej długości. Plecy są krwawą miazgę. Nogi zostały potraktowane prawdopodobnie jakimś żrącym eliksirem. Jest jeszcze coś, ale nie umiem tego określić.
Kobieta w białym kitlu skinęła głową i sama zaczęła sprawdzać stan zdrowia Gryfona. Po pięciu minutach skinęła głową. Wszystko się zgadzało.
- Poza tym został zgwałcony – dodała po namyśle.
W tym momencie drzwi ponownie rozwarły się na oścież. Pierwsza weszła Carmen, a zaraz za nią Pablo. Chłopak zatrzymał się gwałtownie i zrobił kilka kroków w tył. Chwycił się za głowę i powolnie zaczął się posuwać na przód.
Zatrzymał się przed łóżkiem Harry’ ego i wciągnął powietrze. Zmarszczył brwi i niedowierzająco pokręcił głową. Dotknął głowy Harry’ ego, a w następnej chwili został odrzucony w tył.
- Co się dzieje? – zapytała profesor Mcgonagall. Pierwszy raz widziała, żeby ktoś się tak zachowywał.
- Iluzja – wydyszał chłopak. – Potężna iluzja. Nie znam się na tym, ale to chyba dziesiąty stopień.
- Znaczy, że to ta najlepsza? – Chciała upewnić się Carmen.
- Tak. Najlepsza, a w dodatku działająca na więcej niż jedną osobę.
- Kto byłby w stanie coś takiego rzucić? Gad? – indagowała dalej Carmen.
- Nie. Ten skurczybyk jest legilimentą, ale nie iluzjonistą. Przypuszczam, że ma po swojej stronie Kruka. Ten facet jest iluzjonistą i do tego legilimentą, dlatego tak ciężko jest anulować jego kroki.
- To znaczy?
- To znaczy, że musimy się dowiedzieć, czego dotyczy iluzja. W tym celu musimy poczekać, aż Harry się obudzi.
Snape niewiele rozumiał z wymiany zdań między młodzieżą. Słyszał o iluzji, ale nigdy nie był świadkiem jej użycia. Może pominąwszy marne sztuczki mugolskich magików. Spojrzał na dyrektora, ale ten wydawał się być zamyślony.
W tym samym czasie pani Pomfrey wygoniła z pomieszczenia trójkę uczniów i zajęła się opatrywaniem ran Gryfona. Jednak zanim zaczęła to robić musiała podać jakieś środki uspokajające Petuni, gdyż ta zaczęła histerycznie płakać, twierdząc, że ta cała sytuacja jest jej winą.

***

Minęły dwa dni, odkąd Harry został przyniesiony do zamku przez Bezimienną. Do Skrzydła Szpitalnego nie wpuszczano nikogo prócz nauczycieli. We dnie i w nocy wejścia do szpitala strzegły dziwne stwory przypominające psy, ale potrafiące mówić ludzkim głosem. Były to psołaki. Chętnie udzielały one informacji na temat stanu zdrowia poszczególnych osób, ale gdy tylko ktoś próbował dostać się do środka zmieniały się w rozjuszone bestie.
Alisson bardzo szybko zaprzyjaźniła się z psołakami. Twierdziła, że są to słodkie zwierzątka. Potrafiła godzinami przy nich siedzieć i zawsze, jakimś cudem udało jej się wyciągnąć od nich dodatkowe informacje. Jak na przykład to, że nikt nie wiedział, jak pozbyć się paskudnego oparzenia z ręki Gryfona.
W niedzielne popołudnie Pablo, Carmen i Angelica wybrali się w odwiedziny do Harry’ ego. Już dzień wcześniej można było wchodzić do Skrzydła Szpitalnego, ale Smoki stwierdziły, że to Gryfoni i Mary jako pierwsi powinni porozmawiać z Potterem.
Teraz, kierując swe kroki w stronę Skrzydła nie zastanawiali się nad tym, co powiedzą. To było zupełnie mało ważne. Chcieli tylko sprawdzić, czy wszystko z chłopakiem w porządku. Później trochę porozmawiają o głupotach, starannie omijając sprawę tortur. Tak będzie bezpieczniej dla wszystkich.
Przed drzwiami zobaczyli niecodzienny widok. Mary siedziała skulona na podłodze. Spod jej kurczowo zaciśniętych powiek wypływały strumienie łez. Obejmowała ją Hermiona i uspokajająco głaskała po głowie. Angelica podeszła bliżej i zapytała, o co chodzi.
- Harry nie chce nic mówić. Próbowaliśmy już wszystkiego, ale to jak rzucanie grochem o ścianę. Żadnego odzewu. Nawet na nas nie spojrzał. Ani wczoraj, ani dziś. Patrzy tylko w sufit, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
Po policzku Hermiony spłynęła pojedyncza łza. Dziewczyna z wściekłością otarła ją wierzchem dłoni. Nie będzie się rozklejać. Była Gryfonką, u diaska! Nie da Ślizgonce powodów do śmiechu. Co to, to nie.
- A gdzie jest Ron? – zapytała cicho blondynka.
- W środku. Próbuje dotrzeć do Harry’ ego.
Smoki wymieniły między sobą zaniepokojone spojrzenia. Jeśli Weasley na siłę będzie chciał przełamać bariery Gryfona, to może doprowadzić go do obłędu. Nie zważając na zdezorientowaną minę Hermiony i ciągle szlochającą Mary wbiegli do środka.
Tak jak się spodziewali Ron siedział na krześle przy łóżku Pottera. Już od wejścia dało się słyszeć jego podniesiony głos.
- Harry, odezwijże się wreszcie! Wiesz, co przez ciebie czuje Mary? A Hermiona? Poryczały się durniu!
Harry jednak nie słyszał Rona. Teraz, kiedy przemyślał sobie wszystkie za i przeciw posiadania Znaku wolałby nie żyć. Wiedział, że będzie musiał ukrywać ten fakt przed przyjaciółmi. Nie chciał ich stracić, za dużo razem przeszli.
Carmen podbiegła do rudzielca i zdzieliła go w głowę. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Co jest?!
- Chcesz, żeby oszalał? Jeśli tak, to nie powinieneś być jego przyjacielem. A teraz wyjdź. – Wskazała drzwi. – Wyjdź i pozwól, że spróbujemy odblokować jego mury.
Chłopak opierał się, ale gdy zobaczył mordercze błyski w oczach Ślizgonki poddał się. Wolał nie ryzykować swojego zdrowia w starciu z rozjuszoną dziewczyną. Przeklinając pod nosem wyszedł z sali i zamknął za sobą drzwi.
Smoki obsiadły łóżko Gryfona i jakby nigdy nic zaczęły wymieniać między sobą uwagi na niemal wszystkie możliwe tematy, skrzętnie omijając sprawę Harry’ ego i Voldemorta.
Na początku Harry w ogóle ich nie słyszał. Dopiero po kilku minutach zaczął rozróżniać pojedyncze słowa. Z początku wirowały one gdzieś na dnie jego podświadomości i nijak nie dały się ułożyć logiczną całość. Czasami wychodziły mu tak irracjonalne zdania, że zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku.
Zamrugał powiekami. Zamazanym wzrokiem potoczył dookoła. Dopiero teraz zorientował się, że nie ma przy nim Rona, Hermiony ani Mary. Odetchnął głęboko. Prawa ręka ciągle go bolała, ale dało się to wytrzymać. O wiele bardziej bolały rany na duszy i wspomnienia ostatnich kilku dni.
W tym momencie Pablo zachwiał się. Osunął się na podłogę i zwinął w pozycji embrionalnej. Ramionami objął głowę i zaczął się trząść. Jęknął, kiedy strumień myślowy Harry’ ego stał się wyraźniejszy. Wypuścił ze świstem powietrze i pokręcił z niedowierzaniem głową.
Carmen spojrzała na niego spod uniesionych brwi.
- Co?
- Iluzja, bardzo wyraźna. Prawie udało mi się dowiedzieć na jaki obszar została rzucona, ale pewności nie mam.
- Co teraz?
- Czekamy. Nic innego nie możemy zrobić.
Harry nie wiedział, o czym mówili. Iluzja? Czym była iluzja? Marnymi sztuczkami mugolskich magików zarabiających na życie oszukiwaniem ludzi?
Chłopak przerwał swoje rozmyślania, kiedy usłyszał pisk Angelici. Spojrzał w stronę Smoków. Nikt na niego nie patrzył. Zauważył, że wszyscy w napięciu wpatrywali się w gazetę kurczowo ściskaną przez blondynkę. Jednak dziewczyna najwyraźniej nie zamierzała niczego powiedzieć. Zirytowana Carmen wyrwała jej „Proroka” i zaczęła czytać. Po chwili odezwała się matowym głosem.
- Zwiali.
- Co? – Nie zrozumiał Pablo.
- Śmierciożercy. Dali dyla z Azkabanu. Wszyscy.
- Kiedy? – Dopytywał się Krukon.
- Napisali, że wczoraj w późnych godzinach wieczornych.
Harry zmarszczył brwi. Dałby sobie rękę uciąć, że w Hogwarcie spędził co najmniej kilka dni. Jeśli doliczyć do tego czas spędzony w Wężowym Grodzie, łatwo daje się zauważyć, że coś się nie zgadzało. Przecież widział Malfoya już w pierwszy dzień swojej niewoli. Fakt, mężczyzna miał maskę na twarzy, ale te jasne włosy chłopak poznałby wszędzie. Były one krótsze i bardzie skołtunione niż je zapamiętał, ale jednak nadal należały do Malfoya.
- Jaki dziś dzień? – zapytał cicho, a następnie rozkaszlał się.
Carmen podała mu wodę.
- Niedziela – mruknęła Ślizgonka.
- W takim razie Ministerstwo ma przestarzałe informacje – odezwał się chłopak.
- Co?
- Już w pierwszy dzień w Wężowym Grodzie widziałem Malfoya i resztę. Był cały Wewnętrzny Krąg, a po zeszłorocznej akcji w Ministerstwie spora liczba śmierciojadów dostała przytulne cele w Azkabanie.
Carmen parsknęła stłumionym śmiechem. Jeśli azkabańskie cele były przytulne, to ona zostanie świętą.
Pablo znowu chwycił się za głowę. Był zirytowany tą nieustającą gonitwą myśli. O wiele łatwiej byłoby mu sprawdzić kilka rzeczy, gdyby Harry pozwolił mu zajrzeć do swojego umysłu. Niestety, dobrze wyszkolił chłopaka i ten miał niesamowicie silne bariery ochronne.
Sangre zachwiał się. Podtrzymał się prawej ręki Harry’ ego, żeby nie upaść. To, co się teraz rozegrało wydarzyło się w ciągu kilku sekund.
Harry syknął z bólu, kiedy miejsce ze Znakiem zapiekło żywym ogniem. Pablo zacisnął powieki i zbladł. Przed oczami przesuwały mu się wspomnienia Harry’ ego z okresu niewoli. W końcu natrafił na jedno, które go zaintrygowało. Puścił rękę Gryfona i opadł na najbliższe krzesło.
Harry delikatnie rozmasował przedramię. Spojrzał na Pabla i słowa zamarły mu na ustach. Krukon był blady i spazmatycznie łapał oddech. W jego oczach dało się dostrzec szok pomieszany z przerażeniem.
- Coś się stało, Pablo? – zapytała delikatnie Carmen.
- Dużo się stało – mruknął niechętnie. – Myślałem, że na Harrym zastosowano jedną iluzję.
- A nie?
- Nie. Są dwie. Jedna bardzo potężna, dziesiąty stopień, wszystkie zabezpieczenia, w dodatku działająca na więcej niż jedną osobę. I druga. Raczej słaba, czasowa, rzucona przez kogoś niedoświadczonego w tym rodzaju magii, co ciekawsze została poprawiona kilkoma zaklęciami maskującymi, więc mam raczej marne szanse, żeby dowiedzieć się, co ukrywa.
Harry przenosił wzrok od jednego do drugiego. W końcu odważył się zadać pytanie, które nurtowało go już od dłuższego czasu.
- A właściwie to czym jest ta cała iluzja?
Carmen i Pablo spojrzeli na siebie kiwając głowami. Chłopak zamknął oczy i po chwili na lewym policzku dziewczyny dało się zauważyć czarny ja smoła tatuaż w kształcie róży.
- Właśnie tym jest iluzja – wytłumaczył Pablo. – Ułudą, fałszem. Wydaje ci się, że jest to prawda, ale w rzeczywistości to tylko kolejne kłamstwo. – Zakręcił w powietrzu ręką tworząc skomplikowany wzór. Po chwili linie zaczęły ciemnieć i pogrubiać się, aż w końcu zawisły kilka metrów nad ziemią. – Iluzję tworzysz tylko i wyłącznie siłą swojego umysłu. Nie używasz do tego różdżki, ani zaklęć. Możesz stworzyć co tylko zechcesz. Ogranicza cię jedynie wyobraźnia.
Wszyscy milczeli przez kilka minut wpatrując się w coraz to nowe twory Krukona. Po łóżku Harry’ ego biegał już mały króliczek i czarny piesek. Gdy Potter chciał wziąć szczeniaka na ręce ten rozmył się w powietrzu. Pablo uśmiechnął się przepraszająco.
- Na razie umiem tylko tworzyć rzeczy niematerialne. To trzeci stopień zaawansowania, a wszystkich jest dziesięć.
Angelica jakby dopiero teraz wyrwała się z transu, w jaki zapadła po przeczytaniu artykułu w proroku. Potrząsnęła głową.
- Pablo? Mówiłeś o dwóch iluzjach. Czego one dotyczą?
Sangre milczał przez kilka minut.
- Harry? Czy mógłbym zajrzeć na chwilę do twojego umysłu? – zapytał w końcu. – Ale ostrzegam, to może cię boleć.
Potter pokiwał głową.
Dziesięć minut później Pablo uśmiechnął się szeroko. Kiedy spojrzał na bladego Gryfona jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Co? – Nie wytrzymał Gryfon.
- Nie zostałeś zgwałcony.
- Pablo, to miłe, że chcesz mnie pocieszyć, ale ja doskonale wiem, co się ze mną działo przez ostatnie kilka dni.
- Jesteś tego pewien?
- Tak.
- Oddasz za to głowę?
- Tak.
- Więc już jesteś martwy.
- Że jak?
- To co słyszałeś. A ta historia z tym gwałtem to zwykły pic na wodę. Sztuczka wyjątkowo zdolnego iluzjonisty.
- To znaczy, że to nie działo się naprawdę?
- To zależy, z której strony na to spojrzysz.
Harry uniósł brwi. Musiał przyznać, że coraz mniej z tego rozumiał.
- Iluzja to potężna broń. Może nawet zabić, jeśli jej na to pozwolisz. Iluzja staje się prawdą wtedy, kiedy zaczynasz w nią wierzyć.

***

Hermiona spojrzała na zegarek. Minęła już dobra godzina, odkąd Ron został wygoniony ze Skrzydła Szpitalnego. Przez ten czas dochodziły stamtąd co najmniej dziwne dźwięki. Kilka razy próbowali dostać się do środka, ale drzwi były zablokowane zaklęciem, którego nawet Hermiona nie umiała rozpoznać.
Mary już pół godziny temu została odprowadzona do swojego dormitorium. Teraz zastąpiła ją Alisson.
- Co oni robią tam tak długo?! – Niecierpliwił się Ron.
Jakby w odpowiedzi na jego pytanie szczęknął zamek i drzwi otworzyły się. Wyszła przez nie szeroko uśmiechnięta Carmen i Pablo. Dziewczyna skinęła głową i stwierdziła, że teraz wszystko powinno być w porządku. Chłopak natomiast zaznaczył, żeby o nic nie pytali Harry’ ego, bo to może jedynie pogorszyć jego stan.
Dwójka Gryfonów i jedna Puchonka weszli do środka. Łóżko Harry’ ego znajdowało się na końcu pomieszczenia i z każdej strony obstawione było parawanami. Pierwszy w tamtą stronę skierował się Ron. Uchylił lekko zasłonę i wsadził głowę do środka. Zamrugał kilka razy, chcąc przekonać się, czy to, co widzi jest prawdą czy tylko majakiem. Obraz nie znikał.
Angel stała nad Harrym i w wyprostowanej dłoni trzymała różdżkę. Przesuwała ją nad ciałem chłopaka, mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe formułki. W końcu uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową.
- Udało ci się, Harry. Pokonałeś iluzję.
Chłopak dźwignął się na kolana i uściskał dziewczynę.
- Dzięki.
- Nie mnie dziękuj, tylko Pablowi. A teraz lepiej już pójdę, bo twoi przyjaciele się niecierpliwią.
- Ty też jesteś moją przyjaciółką.
- Prawie nic o mnie nie wiesz, Harry – powiedziała łagodnie. – O przyjaciołach wie się więcej niż o samym sobie, tak zawsze powtarzała mi mama.
- Mówiła coś jeszcze? – zainteresował się Potter.
Dziewczyna jedynie uśmiechnęła się. Mijając Rona i Hermionę, szepnęła im na ucho, żeby nie przemęczyli Gryfona, gdyż ten jest jeszcze słaby.
Granger weszła za parawan. Jej spojrzenie padło na leżącą na krześle gazetę.
- Więc już wiesz – mruknęła.
Potter pokazał w uśmiechu cały komplet zębów.
- Wiedziałem wcześniej niż wy.
- To znaczy?
- To znaczy, że śmierciojady uciekły dużo wcześniej niż Ministerstwo podało to do wiadomości publicznej.
- Chcieli zataić taką informację? Przecież to niebezpieczne! – Oburzył się Ron.
- Jakbyś nie wiedział, że w Ministerstwie pracują osły – prychnęła Alisson.
Hermiona nie mogła wyjść z podziwu. Jeszcze dwie godziny temu z Harrym nie było żadnego kontaktu. Chłopak przypominał wegetującą roślinkę, a teraz? Teraz tryskał zdrowiem, humorem i optymizmem. Na każdą mądrą wypowiedź Hermiony znajdował jakąś ciętą ripostę i dziewczyna czasami miała problemy z nadążeniem za tokiem rozumowym przyjaciela.
Rona interesowała natomiast inna rzecz. Zastanawiał się, o co White chodziło z tą iluzją. Z tego, co się orientował, to ta dziedzina magii była wyjątkowo skomplikowana i ciężka do opanowania. Nie mówiąc już o tym, że prawie nikt o niej nie pamiętał. Poza tym, jakim cudem Harry musiałby ją pokonywać? Co takiego się stało? Nie wiedział.
Alisson była zadowolona, że Gryfon wrócił już do zdrowia. Miała jednak świadomość, że jego pełna rekonwalescencja może potrwać miesiące, a nawet lata. Po tym, co przeszedł chłopak nikt nie dochodził do siebie w ciągu kilku godzin.

***

Harry w Skrzydle Szpitalnym został przetrzymany jeszcze tydzień. Dursleyowie już dawno zostali odstawieni do domu. Oczywiście, cały czas ktoś z Zakonu miał na nich oko, tak więc Harry mógł spać spokojnie.
Dumbledore nie mógł wyjść z podziwu, że chłopak tak szybko zdrowieje. Był ciekaw, co też powoduje tak szybki powrót do formy. Niestety wiedział to tylko Mistrz Eliksirów, a ten najwyraźniej nie zamierzał dzielić się swoją tajemnicą.
Potter razem z przyjaciółmi szedł do Wielkiej Sali na kolację. Na każdym kroku towarzyszyły mu szepty i współczujące spojrzenia. Czuł się jak małpa na wystawie. Kiedy powiedział o tym Ronowi ten pokiwał ze zrozumieniem głową i rzucał dookoła chłodne spojrzenia. Na niewiele one się zdawały, ale liczą się przecież chęci.
W Głównym Holu zatrzymał ich Draco Malfoy. Blondyn uśmiechał się szyderczo.
- O, kogóż moje oczy widzą. Bliznowaty, Szlama i Wiewiór.
- Spłyń z moich oczu, Fretko, zanim stracę cierpliwość – warknął Harry.
- Powiedz mi, Potter, jak spędzałeś czas w gościnie u Czarnego Pana? Przyjemnie się zabawiałeś?
- A co? Zazdrościsz? Mogę ci załatwić taką upojną noc. Chcesz?
- Niby jak miałbyś to załatwić?
Harry uśmiechnął się szeroko.
- Mam znajomości, Draco. Bella zrobi wszystko, byleby tylko znowu nie musieć robić za mój worek treningowy. Musisz wiedzieć, że znam kilka wyjątkowo paskudnych zaklęć.
- Jakich zaklęć? – prychnął Malfoy. – Ty przecież nie umiałbyś muchy zabić.
- Muchy nie, ale Bellę tak. Oberwała Zaklęciem Noży. – Pochylił się nad Ślizgonem. – Jeśli mi nie wierzysz, to zapytaj swojego tatusia. Widział wszystko.
Ślizgon zacisnął szczęki. Potter zdecydowanie podskakiwał, a przecież nie powinien. Nikt nie powinien się tak zachowywać po tygodniu spędzonym w jednej z twierdz Czarnego Pana i kolejnym w Skrzydle Szpitalnym. Wynikał z tego prosty wniosek, że Złoty Chłopiec Gryffindoru zwariował.
- Jesteś wariat!* – wykrzyknął gniewnie blondyn. Nikt nie będzie obrażał jego ojca!
Harry uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście. – Pokiwał głową. – Wszyscy jesteśmy wariatami. Teraz wybacz, ale dłużej nie pogadamy, trochę nam się spieszy. I jeszcze jedno psujesz wystrój wnętrza, w dodatku wyglądasz jak ulizany szczur. Radzę zmienić fryzurę! – krzyknął na odchodnym.
Draco poczerwieniał ze złości. Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę oddalających się Gryfonów.
Harry odwrócił się na pięcie i spojrzał na Ślizgona. Kilka metrów dalej, pod ścianą stał Severus Snape. Potter uniósł jedną brew. Jego spojrzenie mówiło: „nie interweniujesz?”. Mistrz Eliksirów wzruszył ramionami. „Wkroczę, jeśli dojdzie do rękoczynów. Kłótnie nastolatków buzujących hormonami mnie nie interesują” – zdawały się mówić jego oczy.
- Nie radzę, Malfoy – warknął Harry. – Riddle byłby niepocieszony, gdybyś mnie uszkodził.
- Czarnego Pana tutaj nie ma – zauważył blondyn.
- Ale jest profesor Snape – wytknął Harry.
Czarnowłosy młodzieniec nie czekając na reakcję nauczyciela wmaszerował do Wielkiej Sali. Usiadł przy stole Gryffindoru i zabrał się za jedzenie.
Hermiona obserwowała swojego przyjaciela już od dłuższego czasu. W ciągu ostatniego tygodnia zaobserwowała u niego tysiące różnych zachowań. Raz tryskał optymizmem, innym razem przypominał chmurę gradową. Czasami był wyjątkowo milczący i zamknięty w sobie. Częściej jednak warczał na wszystko i wszystkich.
Nikt nie rozumiał, co działo się z chłopakiem i nikt nie wiedział, jak mu pomóc. Harry rozmawiał, ale tak naprawdę nie mówił. Słuchał wszystkiego i pilnie notował w swojej głowie. Kiedy się odzywał sprawiał radość, lub przynosił nieszczęście. Był jak anioł i demon w jednym. Potwór w skórze dziecka.
Dumbledore martwił się o chłopaka. Myślał, że może pobyt w więzieniu Toma nauczy Pottera pokory i rozsądku, ale teraz było nawet gorzej niż wcześniej. O ile przedtem w zachowaniu chłopaka dawało się wyczuć jedynie niechęć, o tyle teraz z całej jego postawy emanowała wrogość.
Albus miał wrażenie, że Harry jedynie się broni przed czymś, na co nie ma wpływu. Nie wiedział jednak, jak przekonać się o słuszności swoich domysłów. Nie mógł zbliżyć się do Pottera, bo ten od razu zaczynał zachowywać się jak rozjuszony kogut.

***

Harry leżał na swoim łóżku i rozmyślał. Do końca roku szkolnego został jeszcze tydzień, a on nie wiedział, co ze sobą zrobić. Robił dobrą minę do złej gry, ale w środku był rozdarty na małe kawałeczki, które odbijały się od siebie, ale nijak nie chciały ponownie się połączyć.
Czuł się jak zdrajca, którym zresztą był. Na ręce miał wypalony znak, z którym jego przyjaciele walczyli całym swoim jestestwem. On też walczył. Kiedyś.
Z kufra wyciągnął pamiętnik Lisicy. Z czułością pogładził wytartą już okładkę. Ostatni raz zaglądał do tego niepozornego zeszytu przeszło dwa miesiące temu. Przywołał do siebie pióro i atrament.
Jego ręka na kilka minut zawisła nad kartką, robiąc na niej malowniczego kleksa. Potem chłopak zaczął pisać.
Przelewał na papier wszystkie swoje myśli i uczucia. Każde słowo przepełnione było żalem, smutkiem i złością. Nawet nie zorientował się, kiedy na zewnątrz zrobiło się ciemno, a chłopcy poszli spać.
W końcu nadeszła wyczekiwana odpowiedź od Lily.

Widzisz, Harry, w życiu już tak jest. Czasami żyjesz szczęśliwie, aż tu nagle przychodzi informacja, która zamienia twoje życie w koszmar. Musisz zrozumieć, że przed tym nie ma ucieczki. I albo stawisz temu czoło, albo dasz się zaszczuć.
Napisałeś, że kiedy byłeś w niewoli bardzo chciałeś wrócić do swoich przyjaciół, a kiedy twoje życzenie się spełniło, nie wiedziałeś o czym z nimi rozmawiać. To normalne. Oni po prostu nie przeżyli tego piekła, które stało się częścią twojej historii i nie byliby w stanie zrozumieć twoich przesłanek. Być może właśnie dlatego twierdzą, że zachowujesz się jak szaleniec.


Ja jestem szaleńcem!

A kto nim nie jest? Gdyby ludzie nie mieli w sobie odrobiny szaleństwa świat byłby strasznie nudny.

Mam na ręce Mroczny Znak!

Przyznaję, nie jestem z tego zadowolona, ale nie możemy cofnąć czasu aż tak daleko w tył. Dlatego postaraj się znaleźć jakieś pozytywne aspekty tej sprawy.

Twierdzisz, że powinienem wykorzystać Znak do własnych celów? Na przykład do zlokalizowania Gada?

To ty tu jesteś Chłopcem, Który Przeżył. To ty masz go pokonać.

Nie chcę być mordercą.

Pokonać, to nie zawsze znaczy zabić. A teraz idź spać, bo nie wstaniesz na jutrzejsze lekcje.

Dobranoc Rudzielcu.

Nie mów tak do mnie, mały potworze! Jestem Lisica. Przez duże „L”. Dobranoc.

Harry odłożył książeczkę i pomaszerował w stronę łazienki. W iście ekspresowym tempie umył się i przebrał w piżamę.
Położył się na łóżku i zamknął oczy. Tej nocy po raz pierwszy spał spokojnie.

__________
* „Jesteś wariat!” wiem, że nie jest to zbyt gramatyczne, ale właśnie o taki efekt mi chodziło. Kiedy człowiek jest silnie wzburzony nie przejmuje się czymś takim jak właściwa składnia i gramatyka.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]   16.04.2005 22:45
KaFeCkO  
QUOTE   17.04.2005 19:03
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 „CZUŁE” POWITANIE ...   17.04.2005 21:32
Weasley   a bedzie rozdział 3?!   18.04.2005 16:46
Magya   Mam mieszane uczucia i z krytyką wstrzymam się do ...   18.04.2005 19:12
Carmen Black   ROZDZIAŁ 3 WYJAŚNIENIA Harry zamr...   18.04.2005 22:05
Carmen Black   CZwarty jest dłuższy... ROZDZIAŁ 4 Ważne rozmowy...   21.04.2005 18:31
Mariah Hiwatarii   Bardzo fajne opowiadanie !!! Podziwiam...   03.05.2005 11:57
Moonchild   hmmm.. no to zacznijmy od początku 1 rozdział to...   03.05.2005 12:35
Carmen Black   Do Moonchild!! 1) Piszę w "wordzie...   03.05.2005 14:30
Moonchild   Dobra Snake zamiast Snape to jeszcze moge zrozumie...   03.05.2005 14:39
Carmen Black   A więc tak: to jest kolejny rozdział. Ma niecałe 1...   04.05.2005 00:27
Moonchild   Całkiem fajne :) Pojawiło się troche więcej opisów...   08.05.2005 11:29
Forhir   Swietne! Czekam z niecierpliwoscia na kolejne ...   08.05.2005 12:03
Ewelka   Przecyztałam dopiero trzy pierwsze odcinki ale...   08.05.2005 19:08
raven11   Super! :D czekam na następne jest świetne mam ...   19.05.2005 19:21
Martuś_gryffindor   fajnie fajnie,ale dla mnie to troszke za duzo opis...   28.05.2005 13:14
Carmen Black   Rozdział 6 już jest. Jeśli jego konwencja wam się ...   29.05.2005 18:03
Moonchild   No wreszcie dałaś kolejną część. I to całkiem ciek...   29.05.2005 19:52
Carmen Black   No cóż. Może trochę wyjaśnię. W liście owszem nie ...   02.06.2005 21:05
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 NOWI Zgiełk. Hałas. Śmiech. Krzyki. J...   02.06.2005 21:09
Moonchild   Początek średnio mi się podobał, ale dalej się roz...   02.06.2005 21:46
Carmen Black   No cóż. Błędy są. Rozdział nie jest zbyt ciekawy, ...   20.06.2005 16:06
Moonchild   Dawno tu nie zaglądałam. Nawet nie zauważyłam, że ...   10.07.2005 22:46
Carmen Black   Jeśli są błędy - przepraszam. Nie jest to jednak m...   14.07.2005 22:49
Avadakedaver   Grtuluję Ci! napisałaś już prawie całą książkę...   04.02.2006 21:14
Natalia   Podoba Mi Się Nie Znalazłam Żadnych Błędów Może D...   15.07.2005 13:32
Vanillivi d'Azurro   Czytałam już wcześniej ten ff na blogu. Szczerze m...   13.09.2005 21:48
Carmen Black   Ja, ja przepraszam. Wiem, że niektórym to się nie ...   14.09.2005 17:04
Carmen Black   Sory, to jest ciąg dalszy poprzedniego rozdziału. ...   14.09.2005 17:24
Tomak   Przeczytałem opowiadanko i stwierdzam ze jest napr...   14.09.2005 18:47
Carmen Black   Na żywca, na żywca. Jestem mistrzem improwizacj...   14.09.2005 19:36
Mroczny Wiatr   :blush: Cóż szkoda, że dopiero jutro. Szkoda, że ...   14.09.2005 23:14
Carmen Black   Rok temu, że się tak wyrażę nie miałam jeszcze ...   15.09.2005 15:04
Carmen Black   Obiecany rozdział jedenasty właśnie wylądował. Zap...   15.09.2005 15:11
Tomak   Bombastick fajny parcik opowiadanko wciaga. Piszes...   15.09.2005 15:30
Carmen Black   Kolejne części podzielone na party najpierw ląd...   15.09.2005 15:43
Carmen Black   Jak zwykle coś mi ucina końcówkę. No, nic. Wklejam...   15.09.2005 15:30
Tomak   Dobra kapie. o sowe było by trudno a kominka w dom...   15.09.2005 16:06
Moonchild   Podoba mi się, ale miejscami troche nudnawe sie ro...   15.09.2005 16:38
Mroczny Wiatr   :blush: Doczytałem reszte u Ciebie na blogu bo co...   16.09.2005 14:14
Tomak   A mozesz podac adres bloga bo tez bym sobie chciał...   16.09.2005 14:33
Mroczny Wiatr   Carmen podała wczoraj o 15,43 http//hpibractwosmo...   16.09.2005 16:20
Tomak   Dzieki. Jezeli juz wczesniej adres był podawany to...   16.09.2005 17:33
Carmen Black   Do stu tysięcy wściekłych Hipogryfów! Na Chime...   16.09.2005 18:02
Tomak   Impervius! Mam małe pytanko. Co to za zakleci...   16.09.2005 19:56
Czarny Łowca_   Zeklęcia Impervius użyła Hermiona w tomie IV i dru...   17.09.2005 14:43
Tomak   Aha juz pamietam dzieki teraz juz sobie przypomnia...   17.09.2005 15:00
Czarny Łowca_   Faktycznie pomyłka, ale pisałem to z pamięci, a ta...   17.09.2005 17:50
moniczka   Narazie przeczytalam tylko trzy rozdzialy, bo nie ...   17.09.2005 18:23
Carmen Black   Dawno tego nie aktualizowałam. Mam sporo zaległośc...   02.02.2006 17:49
Carmen Black   Kontynuacja dwunastki Kolejne kilka tygodni były ...   02.02.2006 17:51
Carmen Black   ROZDZIAŁ 13 Biała Śmierć Lord Voldemort by...   02.02.2006 17:54
Katon   Kurde, ludzie, macie rozmach.   02.02.2006 17:56
Carmen Black   ROZDZIAŁ 14 Serum prawdę Ci powie ...   02.02.2006 17:58
Carmen Black   ROZDZIAŁ 15 Poza czasem i przestrzenią Harry ...   02.02.2006 18:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 16 Wyprawa - Wyglądasz jak kretyn ...   02.02.2006 18:06
Carmen Black   Rozdział 17 Drużyna Marzeń Anastazja Romanowa s...   02.02.2006 18:08
Carmen Black   Rozdział 18 Kryształowy Sen Przez cały tydzień ...   02.02.2006 18:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 19 Ciężkie życie artysty Anastazja wst...   02.02.2006 18:11
Tomak   Czytałem na blogu rozdzialiki są super nie moge si...   02.02.2006 20:26
Ajihad   Czy tu będą następne rozdziały? :(   12.02.2006 15:30
Carmen Black   Rozdziały będą, a jakże! Rozdział 20 Zagini...   12.02.2006 17:16
Carmen Black   ROZDZIAŁ 21 Odkryte tajemnice Hogwardzkie śniad...   12.02.2006 17:24
Ajihad   Juhuuu! :P Wreszcie! Te części wymiatają...   12.02.2006 23:17
Carmen Black   ROZDZIAŁ 22 Prawda w oczy kole Ginny siedziała pr...   15.02.2006 19:22
Czarny Łowca_   Świetnie że jest już nastepna część. Szczególnie p...   16.02.2006 11:08
em   Nie mam czasu czytać całości, wybacz ^^", ale...   16.02.2006 11:14
Ajihad   Prócz tego, że jak powiedział emoticonka: " H...   16.02.2006 17:37
Carmen Black   Mam nadzieję, że będzie się miło czytało... ROZDZ...   20.02.2006 00:04
Carmen Black   ROZDZIAŁ 24 [u]Urodziny[/b] Powoli docierały do n...   22.02.2006 16:47
Avadakedaver   niessamowite. TY jesteś niessamowita, Carmen. Powi...   26.02.2006 23:13
Carmen Black   Z Rowling nie zamierzam niczego obgadywać. Każda z...   28.02.2006 21:13
Avadakedaver   noooo... niby tak, ale kobieto, takiego talentu ni...   02.03.2006 22:38
Moongirl   jak zaczełam czytać to opowiadanie to hm bylo wida...   07.03.2006 17:14
zgred   Pozdrowionka opowiadanie ciekawe. Im wiecej czytas...   11.03.2006 12:24
mateusz14   Niezłe opowiadanie nie moge się doczekać następneg...   11.03.2006 13:25
Carmen Black   ROZDZIAŁ 26 [u]Przekleństwo Nienawidził żyć w nie...   14.03.2006 00:18
Ajihad   Skończyć w takim momencie! Tóż to zbrodnia...   14.03.2006 09:47
Moongirl   jaka cudna niespodziewajka :) rozdzial swietny :) ...   15.03.2006 16:47
pelbinek   Kiedy wyjdzie następny rozdział ?? Bo już nie mogę...   23.03.2006 16:18
Michal   No to jest za......e:) Pomyśl czy tego nie wydać,...   23.03.2006 23:21
Carmen Black   ROZDZIAŁ 27 [u]Powtórka z rozrywki[/u] Dudley si...   24.03.2006 18:08
pelbinek   Następny super odcinek :D Tylko znowu przerwany w ...   24.03.2006 20:05
Dragona   Troche podobne do Szczesliwych dni (skalpel Avereg...   25.03.2006 20:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 28 [u]Cena wolności[/u] Hermiona była p...   07.04.2006 22:19
Ajihad   Wreszcie nowy part! Określę go jednym zdaniem ...   08.04.2006 11:39
Dragona   No i oto chodzi ten rozdzial wyszedl ci swietnie :...   09.04.2006 15:38
Michal   Kiedy bedzie dalszy ciąg... juz od 18dni nic niema...   25.04.2006 16:40
Carmen Black   Rozdział 29 Powroty bolą najbardziej Mary siedzi...   26.04.2006 17:18
Michal   Fajne:D:D Harry śmierciożercą:] Tylko nierozumiem...   26.04.2006 18:32
Carmen Black   Gwałt był iluzją. Mroczny Znak był jedynie chronio...   26.04.2006 18:55
Michal   Aaa dobra teraz czaje:] Dzięki:D:D Jak skonczysz ...   26.04.2006 20:17
Carmen Black   [b]Rozdział 30 Nie zrywaj… Harry pakował ku...   01.05.2006 19:25
nosferatu   nie tylko nie :cry: to...to mój ulubiony ff napisz...   03.05.2006 16:16
Ajihad   Nie! Tylko nie to! Ten napis"koniec...   03.05.2006 21:58
Moongirl   a bedzie jakis dalszy ciąg? w nowym ff?   12.05.2006 16:17
Hawtagai   Jestem pod wrażeniem tego ff :) mam nadzieje,że t...   12.05.2006 16:46
Carmen Black   Nie, nie koniec   12.05.2006 20:08
Kedos   To nie moze byc koniec bo gdzie cala bitwa ;P Nooo...   12.05.2006 23:23
2 Strony  1 2 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 20.06.2024 21:47