Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter, Tom 7 [cdn]

Braenn
post 04.05.2006 15:45
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 04.05.2006




Jest to opowiadanie grupowe, pisane na innym forum. Najbardziej aktywni "pisarze": Bellatrix (ja na tamtym forum), Evka oraz Hermiona - Emma. Proszę o komentarze smile.gif Pisane zostało, jakby wydarzenia pod koniec 6 częsci nie miały miejsca (śmierć Dumbledore'a)

Rozdział 1

Chłopak o kruczoczarnych włosach z blizną na czole, który miał na imię Harry Potter, wpatrywał się w księżyc, rozmyślając. Obok niego stał dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart - Albus Dumbledore, po chwili przemówił:
- Pojutrze, Harry, czeka nas następny trudny dzień. Otóż chcę się dowiedzieć, kim jest R.A.B. Widzisz nie miałem pojęcia, że jeszcze jeden z horkruksów Voldemorta został zniszczony... Kimkolwiek był ten człowiek, musiał znać niektóre fakty, które przed nami odsłoniły się w ciągu tego roku, fakty, które niedługo zaważą na naszym życiu, jak i zarówno na życiu Voldemorta"
Harry wpatrywał się w bezchmurne niebo, romyślając o tym, co powiedział Dumbledore. Siedzieli w ciszy, słychać było jedynie ciche pohukiwanie Hedwigi - sowy młodego Pottera.
W głowie chłopaka zrodził się pewien pomysł... ale nie, to niemożliwe.
- Profesorze? – spytał, odwracając wzrok od niezwykle jasno błyszczącej gwiazdy i patrząc w oczy profesora, nawet teraz jaśniejące błękitem, kiedy wokół panował mrok.
- Tak, Harry?,
- Ja...Zastanawiałem się, czy to możliwe... Syriusz miał brata. Regulusa. - powiedział Harry, poczym zamilkł. Wspomnienie o ojcu chrzestnym było dla niego nadal niezwykle bolesne.
- Harry, nie możemy wyciągać pochopnych wniosków. Chociaż Regulus to bardzo ciekawa propozycja... ale wiemy tylko, że zdradził Voldemorta. Nic więcej. Musimy to wszystko sprawdzić. A teraz, wracaj już do Nory, Harry, bo Molly, na pewno czeka z kolacją.
- Dobranoc, panie profesorze.
- Dobranoc, Harry.
Harry skierował się do domu. Chciał zjeść coś ciepłego i położyć się spać. W głowie kłębiły mu się tysiące myśli.
Chłopak podszedł do drewnianych drzwi i mocno zapukał.
- Kto tam? - rozległ się głos Pani Weasley.
- To ja, Harry.
- Och, nareszcie. - Pani Weasley szybko uchyliła drzwi, a Harry wślizgnął się do środka. Mama Rona miała na sobie flanelową koszulę w zielone sowy.
- Albus chyba chce, żebyś się rozchorował. No, ale najwyraźniej miał powód.
Harry nie odpowiedział, ale Pani Weasley nie wydawała być się tym urażona.
- Idź, Harry, kochaneczku, do jadalni. Ja przyjdę za kilka minut. Rozumiesz, muszę porozmawiać o jutrzejszym ślubie, z Fleur - dodała przyciszonym głosem. Harry uśmiechnął się. Trzeba było raczej porozmawiać z Ginny, która miała być druhną. Od paru tygodni była zdenerwowana i na niczym nie mogła się skupić.
Chłopak poszedł do jadalni i usiadł koło Rona.
- Czego chciał Dumbledore? - spytał się od razu rudowłosy.
- Później - syknął Harry.
Dopiero po dłuższej chwili zorientowano się, że przyszła nowa osoba.
- Cześć, Harry! Jak się masz? - powitała go głośno aurorka, Nimfadora Tonks.
- Hej, Tonks. W porządku. A jak wam się układa z profesorem Lupinem? - Harry mrugnął do niej i wyszczerzył zęby. Tonks pokazała mu język, ale w jej oczach błyszczały wesołe ogniki.
- Wy to tylko o jednym myślicie. Jak już chcesz wiedzieć, to bardzo dobrze.
- Przynajmniej nie zachowują się jak Bill i Fleur - powiedział teatralnym szeptem Ron, a Harry roześmiał się.
- A ty i Hermiona? - Tonks odbiła piłeczkę, a Ron zaczerwienił się.
- No jak miałoby się nam powodzić? Normalnie - odburknął, jednak minę miał zadowoloną. Po chwili dodał:
- A jak Ginny i Ty? - wyszczerzył się do przyjaciela - Jak wszyscy to wszyscy, dawaj.
Aurorka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a Harry już miał odpowiedzieć, kiedy do kuchni weszła pani Weasley i Ginny we własnej osobie ubrana w piękną, kremową sukienkę.
Siostra Rona pomachała do Harry'ego, a następnie zwróciła się do matki.
- Gdzie jest Gabrielle, mamo? - spytała.
- Ron, o co chod... - Harry nie dokończył zdania, bo jego przyjaciel już pospieszył z odpowiedzią.
- Rozumiesz, stary, kiedy ciebie nie było mama zarządziła...eee... nie wiem jak to powiedzieć... będzie coś w rodzaju prób przed ślubem. Ginny i Gabrielle będą sypać kwiatki przed Fleur. No wiesz, takie babskie duperele...
- Ron! - skarciła go matka.
- Wiesz, nigdy nie byłem na ślubie, więc przyda mi się ta próba... - powiedział Harry szeptem do przyjaciela.
- Co mam robić, pani Weasley? - spytał czarnowłosy chłopak.
- Nic, Harry. Możecie się przyglądać. No dalej, Ginny!
- Mamo, musimy poczekać na Gabriele. Nie mam najmniejszego zamiaru ćwiczyć SAMA.
- Ginny, nie mogłabyś chociaż raz... - zaczęła Pani Weasley.
- Nie, nie mogłabym. - przerwała jej stanowczo druhna. Dziewczyna nie zważając na jęki swojej matki przeszła przez kuchnię, napiła się łyk herbaty z kubka Harry'ego i usiadła mu na kolanach zarzucając swe piegowate ręce na jego szyję. Spojrzała mu w oczy i pochyliła się dotykając czubkiem swojego nosa, nosa czarnowłosego. Harry odwzajemnił czułości pocałunkiem, niezbyt namiętnym obawiając się spojrzenia pani Weasley. Ron westchnął teatralnie i wywrócił oczami, a Harry po omacku rąbnął go ręką po głowie. Nagle do pokoju wbiegła Gabrielle. Ona także była w sukience - dokładnie takiej samej jak sukienka Ginny. Siostra Rona zmuszona była zejść z kolan swojego chłopaka i ustawić obok przybyłej. Rozpoczęła się próba. Ginny i Gabrielle chodziły równo w te i we wte. Potem przyszła Fleur, by „podziwiać” próby. Chłopcy byli niesłychanie znudzeni. Fleur natomiast - wręcz przeciwnie. Cały czas podśpiewywała pod nosem i chwaliła „dziewczynki” jak to mówiła. Ginny ciągle pilnowała się, żeby nie odpyskować, ale wcześniej postanowiła, że przynajmniej przed ślubem się powstrzyma. Próbę przerwał Bill, który właśnie wrócił z pracy, a Harry i Ron przyjęli to z westchnieniem ulgi. Ginny i Gabrielle poszły, na górę, aby się przebrać, a reszta towarzystwa powróciła do przerwanych rozmów.
- Widzę, że jednak dobrze wam się układa - powiedział Ron do przyjaciela zaczepnym tonem.
- A, jakże - odparł lekko Harry - Dostałeś list od Hermiony?
- Tak.
- I...?
- Kazała cię uściskać. Wybacz, ale chyba to zadanie spełniła aż za dobrze Ginny.
Harry już miał odpowiedzieć, kiedy pani Weasley im przerwała:
- Wybaczcie chłopcy, ale musimy porozmawiać, idźcie na górę. Tam też przecież można pogadać. No już, raz dwa!
- Ale, mamo... - zaczął Ron.
- Na górę! - powiedziała stanowczo Pani Weasley, patrząc na niego groźnie. Chłopak próbował jej się przeciwstawić:
- Mamo, mam już siedemnaście lat, jestem dorosły....
- Zaczynasz jak Fred i George, Ron, poza tym nie chodzi o Zakon. - powiedziała spokojnie Pani Weasley wypychając chłopców z pokoju. Harry zrobił minę mówiącą: "Nie warto" i poszli razem na górę. Kiedy tylko podłoga w korytarzu zaskrzypiała z pokoju po lewej stronie wypadła Ginny w krótkich spodenkach i czarnej podkoszulce z wielkim godłem Gryffindoru na piersiach.
Ron wywrócił oczami, gdy jego siostra od razu podeszła do Harry'ego i zawiesiła mu się na ramieniu mówiąc:
- Chciałam pogadać.
Harry bez słowa, odwrócił się od Rona i poszedł za swoją dziewczyną do jej pokoju. Był tam porządek: łóżko zostało starannie posłane, po podłodze nie walały się książki, wszędzie było czysto. Harry bardzo się zdziwił, ponieważ, kiedy był w tym pokoju ostatnim razem panował tu wielki bałagan.
- Mama kazała zrobić porządek, przed ślubem Billa - odpowiedziała Ginny na jego pytające spojrzenie.
- O czym chciałaś porozmawiać? - zapytał Harry podchodząc do niej i zakładając kosmyk ognistych włosów za ucho dziewczyny. Kiedy odsłonił włosy z jej twarzy, zauważył łzę na jej policzku.
- Ginny... co się stało? - spytał zmartwiony i spojrzał dziewczynie w wielkie, smutne oczy.
- Chodzi o nas. O ciebie.
- Nie rozumiem...
- Ja naprawdę nie chciałam...ale... nie chciałam ci tego mówić... ale ciężko mi z tym milczeć. Harry, boję się. Co będzie potem? Co jeśli Voldemort znów będzie chciał cię odnaleźć? Co jeśli... – siostra Rona połknęła łzy - umrzesz?
- Ginny... - powiedział cicho, uspakajająco Harry. Chłopak na widok płaczącej dziewczyny, którą zaledwie raz w życiu widział w takim stanie, podjął decyzję. Powie jej o wszystkim, niczego nie ukrywając.
- Ginny, ja wiem, że to może być dla ciebie bardzo trudne... ale myślę, że powinnaś wiedzieć...o wszystkim. Ale najpierw uspokój się, proszę... już cichutko...no - powiedział spokojnie przytulając ją i całując we włosy.
Po chwili dziewczyna trochę się uspokoiła.
- Spróbuje opowiedzieć ci o wszystkim od chwili jak....umarł Syriusz. Zapewne słyszałaś, co nie co, o przepowiedni. - Ginny pokiwała głową - ale jej treść znam tylko ja i profesor Dumbledore. Ron i Hermiona także o niej wiedzą.
Usiedli na starannie posłanym łóżku
- Przepowiednia mówi, że żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje. To znaczy, że...
- Nie tłumacz mi. Wiem. - powiedziała nagle Ginny grobowym tonem.
- To znaczy, że umrę albo ja, albo on. Ale spokojnie! - dodał szybko Harry, gdy jego dziewczyna wzniosła wzrok pełen łez ku sufitowi. - Ja i Dumbledore mamy na niego pewien sposób.
- Jaki?
Harry opowiedział jej o horkruksach. Ginny wsłuchiwała się w jego słowa i nie przerywała mu.
- Więc, to dlatego ciągle gdzieś wychodzisz z Dumbledorem. - powiedziała cicho, jakby do siebie Ginny, kiedy Harry przestał mówić.
- Tak, z powodu horkruksów.
Dziewczyna rzuciła się na szyję Harry'ego i mocno się do niego przytulając rzekła:
- Jestem pewna, że znajdziesz je wszystkie.
- Ja też - odpowiedział chłopak i wytarł łzę spływającą po policzku Ginny.
Postali tak chwilę, po czym Harry powiedział cicho:
- No, nie smuć się już...
Ginny uśmiechnęła się słabo, po czym oznajmiła rześkim głosem:
- Idź już do Rona i nie martw się mną.
Harry uśmiechnął się i wstał, mrugnął do niej posyłając buziaka od drzwi, po czym wyszedł. Przeszedł korytarz, a kiedy wszedł do pokoju zastał Rona na łóżku leżącego bez słowa i wpatrującego się w sufit. Harry uznał to za niegodne komentarza, więc usiadł na łóżku i zaczął się przebierać.
Nagle ktoś z impetem załomotał w drzwi, a po sekundzie wpadła Hermiona:
- Rooo...! OOO. Przepraszam. - wyjąkała, widząc Harry'ego siedzącego bez koszulki na łóżku.
- Nic się nie stało. Witaj, Hermiono! - wykrzyknął chłopak ubierając szybko piżamę. Podszedł do niej i przytulił po przyjacielsku, po czym udał, że przegląda książkę, dając Ronowi i jego dziewczynie czas na przywitanie się. Po trzech minutach uznał, że może podnieść wzrok.
- Właśnie przyjechałam, jestem padnięęęę - tutaj szeroko ziewnęła - ta. Jutro pogadamy. Na razie. – przybyła uśmiechnęła się i wyszła.
- Ron, zanim przyszła Hermiona, coś się zdarzyło, prawda?
- Jak ty na to wpadłeś stary? - zapytał lekko zirytowany Ron
- Mama mi podpowiedziała - rzekł pełnym powagi głosem Harry i obaj wybuchli gromkim śmiechem. Po chwili uspokoili się i czarnowłosy zadał jeszcze raz swoje pytanie. Ron uciekał wzrokiem od spojrzenia Harry'ego, wyraźnie nie chciał mu odpowiedzieć.
- Ron, przecież wiesz, że cokolwiek by to nie było, nie będę się śmiał ani nic. - zrobił tu pauzę, poczym po chwili dodał - Ja ci powiedziałem wszystko.
Uszy jego przyjaciela zrobiły się czerwone.
- No więc ja... eee... ona... Hermiona…- wydukał Ron, lecz nagle zaczął odważniej: - Wpadła tutaj…jak ty byłeś u Ginny…akurat kiedy się przebierałem…no i….
Harry wessał policzki by powstrzymać się od chichotu.
- Harry!
- Przepraszam! - powiedział, poczym chwilę patrzyli sobie w oczy i wybuchnęli jak na komendę histerycznym śmiechem.
- .. No i zrobiła się czerwona jak burak, a ja tak - tu Ron rozszerzył oczy.
Następnie zgasili światło, lecz mimo to raz po raz chichotali do poduszek.
- Ron?
- Hę?
- Zaproś Hermionę do Hogsmeade w tym roku. - zaproponował Harry.
Ron się nie odezwał.

Ten post był edytowany przez Braenn: 05.05.2006 17:52


--------------------
"Miłość jest jak gruszka. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Braenn
post 09.05.2006 17:00
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 04.05.2006




Rozdział 4

Harry i Ron nie mogli w ogóle spać. Harry nawet nie próbował, wiedział, że i tak nie zaśnie. Sen zmorzył go dopiero o piątej rano, gdy słońce zaczęło powoli wschodzić. Obudził się o dziesiątej. Ubrał się błyskawicznie i zszedł na dół, gdzie przy stole siedzieli Ron, Hermiona i Ginny. Dziewczyny były białe jak płótno i patrzyły na Rona z przerażeniem.
Harry nie słyszał o czym Ron opowiada, ale domyślał się. Poczuł wzbierający w nim gniew. Podniósł głowę, wziął kubek i postawiwszy go z hałasem na szafkę, nalał sobie herbaty.
Usiadł przy stole nie odzywając się. Ron zamilkł momentalnie, a Ginny i Hermiona patrzyły na Harry'ego bez słowa. Czarnowłosy nałożył sobie trochę jajecznicy na talerz i zaczął jeść. Nie odzywał się. Ron usiadł koło niego i powiedział szeptem:
- Harry, ja nie mówiłem im o naszej wczorajszej rozmowie.
- Tak, a więc o czym? - zadrwił Harry.
- Widzisz, mama dopiero dzisiaj mi to powiedziała. - powiedział szeptem Ron - Tato jej powiedział że w ministerstwie był wypadek.
Harry zakrztusił się jajecznicą. Ron poklepał go po plecach.
- Jaki wypadek?! Co się stało?! - zapytał podnosząc głos.
- Ciiicho! Ktoś dostał się do tego gabinetu z przepowiedniami. Strącił parę półek, jak się okazało z przepowiedniami dotyczącymi wielkich magików i aurorów. Złapali go. Był pod działaniem Imperiusa.
- Kto? - spytał krótko i rzeczowo Harry.
- A jak myślisz? Mundugnus! Pogrzebali mu w pamięci i okazało się, że Snape go złapał. Rzucił na niego zaklęcie Imperius. Mung był pod jego działaniem już wtedy, gdy kradł rzeczy z domu Syriusza.
- Snape! - splunął Harry - Wiedziałem!
- Nie krzycz, Harry - powiedziała spokojnie Hermiona.
- Przepraszam. - Harry ściszył głos. To było za dużo. Snape rzucający klątwę na Mundungusa, wiadomość od Dumbledore'a...
- Harry ktoś do ciebie przyszedł - powiedziała pani Weasley wchodząc do kuchni. Harry wstał, podszedł do drzwi i zobaczył Tonks.
- Cześć, Tonks - powiedział bez entuzjazmu. Liczył na kogoś innego.
- Witaj Harry. Wiesz już pewnie o włamaniu. Profesor Dumbledore kazał mi przekazać, że zjawi się godzinę wcześniej. Macie więcej roboty.
- Czemu nie wysłał mi sowy?
- Wiadomości nie dochodzą. W jednym lesie znaleziono całą masę martwych ptaków. Chyba ktoś nie chce, żeby ludzie się kontaktowali... - mruknęła różowo-włosa. Harry westchnął. Ciszę przerwała pani Weasley:
- Moja droga, może zjesz śniadanie?
- Nie, dzięki Molly, naprawdę, ale jestem na służbie. To znaczy, mam jeszcze coś do załatwienia. Trzymajcie się.
Różowo-włosa wesoło pomachała ręką. Już kierowała się w kierunku drzwi, kiedy Harry zagadnął:
- Tonks, czy wiesz może, przypadkiem co robi profesor Lupin?
Dziewczyna odwróciła się wolno.
- Nie mam pojęcia, Harry. - odpowiedziała.
Harry wiedział, że to nie była szczera odpowiedź, ale nie nalegał. Tonks odeszła, a on wziął tost ze stołu i zaczął wychodzić na górę. Wyszedł na piętro i oparł się o ścianę. Po chwili, tak jak myślał wyszli Hermiona, Ron i Ginny.
- Harry, możemy pogadać? - zapytała Hermiona. Harry wyczuł, że chciałaby się dowiedzieć coś o zamiarach Dumbledore'a. Stwierdził, że i tak kiedyś będą musiały się dowiedzieć. Pokiwał głową i gestem pokazał też Ginny, żeby weszła do pokoju chłopaków.
Harry przepuścił przodem dziewczyny i Rona, a potem sam wszedł zamykając dębowe drzwi. Wyjął różdżkę i wymruczał jakieś zaklęcie.
- Harry! - powiedziała z wyrzutem Hermiona - Dlaczego nie możemy porozmawiać bez tych zaklęć Księcia?
- Zaraz się dowiesz dlaczego, Hermiono - powiedział ostro Harry, a w jego głosie brzmiała, wręcz wrogość.
Dziewczyna umilkła momentalnie.
Harry usiadł ciężko na łóżku i ukrył twarz w dłoniach - jak wczoraj Ron.
- Przepraszam. - powiedział i opuścił ręce. - Chodzi o to, że ostatniego horkruksa ma Voldemort. A odebrać go i równocześnie zabić Voldemorta mogę tylko ja. Bo do przepowiedni Trelawney powiedziała jeszcze jedną rzecz... mogę go pokonać tylko wyzwalając się swoich uczuć. Muszę przejąć jego uczucia i emocje. Czyli przez okres tej jednej walki muszę nienawidzić i chcieć go zamordować, tak naprawdę. Właściwie, myślę, że chodzi o to, że nie mogę czuć żadnych pozytywnych emocji. I potem mogę taki zostać... - przerwał na chwilę.
- Potem mogę taki zostać - podjął - i stać się drugim Voldemortem. Jego wierną kopią... Ron powiedział, że nie wie, czy da radę... chodzi o to, że jeśli nie będę potrafił stać się znów sobą... chcę mieć pewność, że ja zginę zanim ktokolwiek z mojej winy umrze.
Nie chciał już więcej mówić. Nie chciał znów zagłębiać się w ten temat, nie dać się tym myślom. Musi mu się udać. Dopiero po chwili zauważył, że Ginny płacze.
- Ginny... muszę was o to prosić! - powiedział stanowczo kładąc swoje ręce na jej dłoniach.
Rudowłosa dziewczyna powoli podniosła głowę i spojrzała prosto w oczy Harry'ego.
- Harry... Czy ty naprawdę myślisz, że mogłabym...że zdołałabym... cię zabić?
- Nie wiem Ginny, ale to naprawdę ważne! Musicie tego dopilnować! - Harry też był załamany. Czuł, że teraz naprawdę zaczyna bać się tego pojedynku. Bać się nieznajomego - śmierci. Jednak musiał być dzielny. Jeżeli ma umrzeć, to te dni, które mu zostały musi przeżyć naprawdę żyjąc. Kochając.
- Zrobimy co w naszej mocy - przyrzekła Hermiona, nieco drżącym głosem.
- Dziękuje, Hermiono - powiedział cicho Harry, objął ją na chwilę i popatrzył ciepło w oczy.
Harry był jej niewymownie wdzięczny. Po chwili ktoś zaczął się gwałtownie dobijać do pokoju.
- Roooooon! Haaaaarry! Otwórzcie!!!!!!!!! - dał się słyszeć roześmiany głos George'a.
Harry wstał z łóżka, ale nie zdążył zrobić kroku, bo dobijający się chłopak już wpadł do pokoju. Zatrzymał się nagle widząc bladą twarz Hermiony, zapłakaną Ginny.
- Eee... coś się stało? - spytał zdezorientowany Fred.
- Yyy... - zaczął Ron.
- Bo...
- Zdechł Krzywołap. Ginny go uwielbiała. - próbował ratować sytuację Harry.
Hermiona popatrzyła na niego z wyrzutem. George stojący tuż za Fredem popatrzył na Harry'ego podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- O co chodzi, chłopaki? Mieliście chyba do nas jakąś sprawę...
- Co? Aaaa.... właściwie to tak. Widzisz, mamy pewne informacje, z poufnych źródeł oczywiście... Dowiedzieliśmy się, że to nie Snape rzucił klątwę Imperius na Mundungusa!
- A kto? - spytał Harry.
- Dokładnie nie wiem. Prawdopodobnie Malfoy. Draco. - powiedział George cicho.
- CO?
- Wiedziałem! Cholera, wiedziałem. - zaklinał jak zwykle Ron.
- Nie ekscytuj się tak Ron - uśmiechnęła się najspokojniej w świecie Hermiona.
- Dobra, my nie mamy dużo czasu... musimy lecieć... wiecie - firma - Fred mrugnął do Harry'ego - ale czy wszystko na pewno w porządku? Tak się składa, że widzieliśmy Krzywołapa na schodach, kiedy tu szliśmy. Nie wyglądał na trupa.
- Wszystko w porządku - odpowiedział z przekonaniem Harry.
- Interesy wzywają. Żegnajcie - ukłonili się głęboko. Rozległ się odgłos świadczący o teleportacji i bliźniacy zniknęli. Harry westchnął i klapnął na łóżko.
- Co robimy? - spytał patrząc w sufit. Za wszelką cenę chciał aby ten dzień minął jak każdy inny. Normalnie.
Nikt nie zdążył odpowiedzieć, bo tym razem do pokoju wpadła Pani Weasley. Miała potargane włosy i brudną twarz. Harry szybko wstał i zapytał z wyraźnym strachem:
- Pani Weasley, co się stało?
- Ach! To nic! Na dole wybuchnął piecyk. Cała kuchnia była w sadzy! Jeszcze nie zdążyłam się domyć, chciałam was prosić o pomoc!
Harry odetchnął z ulgą.
- Dobrze, Pani Weasley już idziemy. A co konkretnie mamy robić?
- Posprzątać i naprawić piecyk. Jak nie dacie sobie rady to poproszę wieczorem Artura...
- Nie trzeba. Sami sobie poradzimy. - powiedział szybko Harry.
Mama Rona uśmiechnęła się do niego ciepło i wyszła z pokoju. Sprzątali próbując rozmawiać. Pod koniec porządków Ginny nawet się lekko uśmiechała, widząc wysiłki Harry'ego, by ją rozbawić. Harry nawet nie spostrzegł się, gdy w kuchni zjawił się Dumbledore.
- Witajcie. Niestety muszę wam porwać Harry'ego. Harry, pozwolisz ze mną? - przywitał się przyjaźnie profesor.
Czarnowłosy chłopak pomachał przyjaciołom i wyszedł z Dumbledorem przed dom. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ptaki ćwierkały sennie.
- Harry, jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedział Harry, całkiem szczerze.
- Mam pewną wskazówkę, która na pewno ci pomoże. Złap mnie za ramię,
poprowadzę cię.
Ziemia uciekła Harry'emu spod stóp, pociemniało mu przed oczami. Nagle wszystko ustało.
Harry otworzył oczy ku jego zdumieniu stali w gabinecie dyrektora w Hogwarcie.
- Harry tutaj - powiedział Dumbledore pokazując na myślodsiewnię. Harry spojrzał na niego pytająco, kiedy dyrektor kiwnął głową, Harry zamknął oczy i zanurzył twarz w naczyniu. Nogi chłopaka oderwały się od miękkiego, czerwonego dywanu w gabinecie dyrektora. Po chwili znalazł się w dziwnie wyglądającym holu. Na ciemnych ścianach wisiały głowy skrzatów domowych. Harry znał to miejsce bardzo dobrze. Był w domu swojego zmarłego ojca chrzestnego - Syriusza Blacka.
- Co my tu robimy? - spytał Harry. Nie chciał przebywać w tym domu. Nie chciał rozdrapywać starych ran. Dumbledore milczał, wskazał mu tylko drzwi do kuchni. Harry wszedł tam ostrożnie, a gdy się tam znalazł za stołem siedzieli członkowie Zakonu Feniksa: Dumbledore, McGonagall, Snape, Lupin, Bill, pan Weasley, Molly Weasley, Tonks i paru aurorów. Na końcu stołu Harry ujrzał Mundungusa i siedzącego obok niego Syriusza. Poczuł, jakby jego żołądek zmienił się w malutką, ściśniętą kulkę. Zacisnął pięści. Odetchnął wolno. Policzył do dziesięciu i spojrzał jeszcze raz na Łapę.
Ten z zaciętą miną wpatrywał się w mówiącego coś Billa. Z jego zachowania dało się wywnioskować, że mowa była o czymś ważnym. Harry wzdrygnął się czując na swoim ramieniu rękę Dumbledore'a.
- Posłuchaj. Tą rozmowę chciałem ci pokazać. Myślę, że może się przydać. - powiedział cicho Dumbledore, poczym wskazał chłopakowi krzesło tuż obok Syriusza. Harry podszedł wolno do Łapy uważnie się mu przypatrując. Tak dawno go nie widział... Zrugał siebie w myślach: To tylko wspomnienie. Nie można wskrzesić zmarłych. A Syriusza zabiła przecież Bellatrix Lestragne.
- ...to naprawdę ważne informację, Bill. Ale czy nie uważasz, że Voldemort może posłużyć się kimś innym? Sądzisz, że on sam będzie tego próbował? - usłyszał tuż obok siebie głos Syriusza. Zmusił się do wsłuchania w rozmowę i skończenia rozmyśleń o ojcu chrzestnym.
- Syriusz ma rację. Musimy być czujni. Może posłużyć się Imperiusem. - dał się słyszeć głos Molly.
- Macie kogoś konkretnego na myśli? - uśmiechnął się niemiło mężczyzna o przetłuszczonych, czarnych włosach.
- Ty na pewno wiesz, kto to jest, Snape.
- Syriuszu, dość - przerwał ostro Dumbledore. Syriusz dalej wpatrywał się chłodno w oczy Snape’a. Widać było, że szczerze go nienawidzi. W ciemnych oczach Severusa Snape'a czaiło się nieme wyzwanie. Łapa odwrócił głowę.
- Tak więc, wracając do tematu - Voldemort raczej na pewno będzie chciał to zrobić. I czy zrobi to sam, czy posłuży się kimś innym - czas pokaże. - kontynuował Dumbledore - Ustaliliśmy już kolejność. Jedna osoba będzie czuwać przy wejściu. Zmiany będą codziennie. Jest tylko jedno "ale": Jak pojedyncza osoba może skutecznie przeciwstawić się Voldemortowi, albo jego śmierciożercom?
- Myślę, że do tego moglibyśmy dojść sami, ale podobno Severus zna się na sposobie walki. - powiedział Artur. Syriusz zmierzył Snape'a lodowatym spojrzeniem.
- Słuchamy. - powiedział, a w jego głos był przesiąknięty ironią.
- Syriuszu! - upomniał go Dumbledore. - Ale mów, Severusie.
- Śmierciożercy zbliżają się niespodziewanie, atakują z zaskoczenia. Trzeba być nieustannie czujnym, nie można sobie pozwolić na trochę nieuwagi. Oczywiście, jeżeli mają do czynienia z jakimś świetnym czarodziejem atakują grupami. Dlatego musimy być zabezpieczeni.
Czuwamy pojedynczo, ale gdy coś nie gra, musimy być w kontakcie i dość szybko dotrzeć do potrzebującego. Ale kiedy... Gdyby sam Czarny Pan... pofatygował się po przepowiednię... Wtedy małe szanse na przetrwanie.
- Nie zrobi tego. - nagle od drzwi dotarł do nich głos Moody'ego, który najwyraźniej wszedł po cichu do domu. - Nie jest głupi.
- Więc jak?
- Nie wiem jak. Chyba dlatego tu jesteśmy. Ale jedno jest pewne - STAŁA CZUJNOŚĆ.
- Czyli jeśli Voldemort zechce sam zabrać przepowiednie, to jednym słowem, nie mamy szans? Czy dobrze cię zrozumiałem, Snape? - wrócił do tematu Syriusz.
- Nie mamy pewności, Black. - powiedział, a raczej wysyczał Snape do Syriusza - Ale raczej tak. Jednak to mało prawdopodobne... zapewne posłuży się Śmierciożercami.
- Ale jeśli jednak? - drążył temat Syriusz.
- Czarny Pan ... no cóż, na pewno jest potężnym czarodziejem, to wiemy wszyscy. Nie wiem czego możemy się po nim spodziewać. Jedno jest pewne - musimy pozbyć się wszelkich oporów. Niektórzy na przykład - tu rzucił szybkie spojrzenie na Tonks, które mało kto zauważył - nie są gotowi psychicznie na zamordowanie kogokolwiek. Choćby byłby to nawet Czarny Pan.
- Nie kręć, Snape. Chcemy się dowiedzieć coś więcej o sposobie walki. O sposobie JEGO walki, gdybyś się nie zoriento...
- Syriuszu! - rozległ się chór głosów.
- Co??? - zapytał ze złością Syriusz. - To niby ja byłem po stronie Sami - Wiecie - Kogo? Oczywiście, że nie!!! To Snape i to on zna jego metody walki, a nie ja!!! - wykrzyczał Łapa patrząc złośliwie na Severusa.
- Uspokój się, Syriuszu - zdenerwował się Dumbledore.- A ciebie, Severusie, prosiłbym, żebyś wreszcie, bez zbędnych wykrętów, opowiedział o sposobie walki z Voldemortem.
- Czarny Pan jest bardzo przebiegły i nie z nim zabawa w chowanego. Zawsze znajdzie tego, kogo chce. Przed nim nie ma ucieczki. Zwykle, gdy złapie swoją ofiarę lubi się nad nią popastwić zanim ją uśmierci, na przykład używając zaklęcia Cruciatus. Dlatego musimy się nauczyć przede wszystkim wielu zaklęć i oczywiście jak się przed nimi bronić. Mogę wam w tym pomóc.
- Prosimy - powiedział Dumbledore, robiąc gest dłonią wskazujący, by Snape wstał i zaprezentował kilka przeciwzaklęć.
Były śmierciożerca odsunął krzesło i wyszedł na środek pokoju.
- Muszę mieć przeciwnika - oznajmił i wskazał ręką na Syriusza.
Łapa wstał powoli i także wyszedł na środek pokoju, po drodze wyjmując różdżkę - na jego twarzy gościł złowrogi uśmiech. Stanęli twarzą w twarz. Snape jakby znieruchomiał na chwilę, po czym krzyknął:
- Podejdźcie tu bliżej, by lepiej widzieć, co za chwilę się stanie!!!
Wszyscy okrążyli Syriusza i Snape'a. Harry, który stał obok Dumbledore'a i obserwował tą scenę przypomniał sobie, że identycznie było w czwartej klasie przy spotkaniu jego i Voldemorta. Śmierciożercy też ich okrążyli. Mimowolnie jego ciało przebiegł dreszcz. Po chwili jednak powrócił myślami do ciemnej kuchni Kwatery Głównej, bo zauważył, że z różdżki Severusa wystrzelił niebieski promień. Przypominał on wielkiego, wijącego się węża, który atakuje Syriusza, ale Łapa tylko stał i wpatrywał się złowrogo w Snape'a.
- Na czym polega to przeciwzaklęcie, Severusie? - zapytał Dumbledore.
Snape uśmiechnął się krzywo.
-Gdyby pan Black próbowałby mnie rozbroić zaklęcie odbiłoby się w jego stronę. - oświadczył.
- Czy dobrze zrozumiałem, Snape? Czy to przeciwzaklęcie działa jak "Protego"? - spytał drwiąco Syriusz.
Tym razem nikt go nie skarcił. Wszyscy wpatrywali się w byłego śmierciożercę czekając na jego odpowiedź.
-Nie bądź śmieszny Black, Protego tylko blokuje zaklęcia, a moja sztuczka odbija je w stronę przeciwnika. - odpowiedział.
-Rzeczywiście Snape, bardzo pożyteczne zaklęcie, na pewno przyda na się w walce z Voldemortem. - zadrwił Syriusz.
Snape wpatrywał się w niego ze złością.
- Severusie - przerwał im Dumbledore - Czy ten urok blokuje zaklęcia niewybaczalne?
- Tak.
- Czyli rozumiem, że ten urok może zablokować zaklęcia Cruciatus oraz Imperius... Ale co się stanie gdy ktoś wypowie Avada Kedavra? - zapytał ponownie dyrektor.
Członkowie Zakonu z napięciem czekali na odpowiedź Mistrza Eliksirów.
Snape przez chwilę się nie odzywał, tylko patrzył w okno, jakby zamyślony.
- Powinno zadziałać - oznajmił w końcu niepewnie. - Ale przecież chyba nie będziemy tego testować! - uśmiechnął się drwiąco.
- Dobrze... coś jeszcze? - zapytał Dumbledore. Snape zamyślił się chwilę.
- W sumie... hmm... myślę, że jest jeszcze jedno co może się przydać. Ale to nie jest zaklęcie obronne. I aby zobaczyć jak działa nie można go zablokować, bo może być dość... hmmm... nieprzyjemne dla Syriusza, jeśli oczywiście mam je zaprezentować.
- Poczekaj, poczekaj, Snape - przerwał Łapa - Jaka jest formuła tamtego zaklęcia?
- Asverico - Syriusza ponownie oświetliło niebieskawe światło.
- Dziękujemy, Severusie. A to drugie? Czy konieczne jest ukazanie go na Syriuszu?
- Nic nie jest konieczne. Ale z pewnością jego skutki będą lepiej widoczne. Jeśli Black będzie stał bez ruchu, może uda mi się nie zrobić mu większej krzywdy. - na twarzy Snape'a pojawił się złośliwy uśmiech.
- Syriuszu, zgadzasz się? - zapytał z niepokojem Dumbledore.
- Tak - powiedział z determinacją Łapa.
- Dla twojego dobra radzę się nie ruszać. - mruknął Snape, poczym uniósł różdżkę. - Sectumsempra! - krzyknął. Harry nie panując nad sobą, rzucił się przed swego ojca chrzestnego, jednak zaklęcie go przeniknęło, trafiając w nogę Syriusza.
Zaczęła ona bardzo krwawić, jakby rozcięło ją coś niewyobrażalnie ostrego. Kilka razy.
Snape poczekał kilka sekund poczym dotknął nogi Łapy różdżką i cicho wypowiedział zaklęcie. Syriusz z bólem podniósł się, popatrzył na zdrową nogę, na której widać już było tylko małe rozcięcie. Harry, choć wiedział, że to się stało już wcześniej, nadal się mógł się opanować i z nienawiścią patrzył na Snape, który, oczekiwał na reakcję Dumbledore’a.
- Harry myślę, że możemy już iść - powiedział dyrektor, stojący obok czarnowłosego chłopca.
Harry popatrzył jeszcze raz na Łapę.
- Dobrze - odpowiedział cicho, ze smutkiem.
- Harry, nie oglądaj się za siebie. Nie możesz zwrócić mu życia. Nie patrz w przeszłość, patrz w przyszłość.
Harry zostawił tą myśl bez komentarza. Dyrektor położył mu rękę na ramieniu i Harry nawet się nie spostrzegł, gdy znów znalazł się w gabinecie Dumbledore'a, w Hogwarcie.
Dyrektor szybko obszedł swoje ładnie rzeźbione biurko i usiadł za nim. Ręką wskazał Harry'emu krzesło stojące naprzeciwko biurka. Harry posłusznie usiadł.
- Harry, czy masz jakieś pytania dotyczące tego wspomnienia? - zapytał Dumbledore.
- Tak, panie profesorze - odpowiedział nagle Harry - co się stało później z Syriuszem?
Dyrektor zamyślił się chwilę, po czym odpowiedział:
- Przez kilka dni Syriusz miał małe problemy z chodzeniem, ale noga w końcu całkowicie wyzdrowiała. To spotkanie miało miejsce jakieś pięć dni po tym, jak Voldemort powrócił.
- Proszę pana... Muszę się nauczyć tego pierwszego zaklęcia, które pokazał Snape, prawda?
- Profesor Snape, Harry. Obawiam się, że to drugie też będziesz musiał poznać.
Harry zacisnął szczęki, po czym podniósł wzrok, zdecydowany powiedzieć Dumbledore'owi o książce Księcia Półkrwi. O książce Severusa Snape'a.
- Ja już je poznałem. Rok temu w Hogwarcie korzystałem ze starej książki niejakiego "Księcia Półkrwi", jak się później okazało, był to profesor Snape. Było w niej mnóstwo notatek, w tym ta o Sectumsemprze. Ja kiedyś użyłem tego zaklęcia... - opuścił wzrok i zaczął wpatrywać się we własne dłonie - Nie wiedziałem... nie wiedziałem, że to się stanie... - Chłopak raz po raz się zacinał.
- Profesor Snape wspomniał mi o tym. Draco Malfoy... ale chyba miałeś prawo. W końcu jest śmierciożercą...
Zdumiony Harry podniósł wzrok na dyrektora. Więc jednak jego przypuszczenia były słuszne?
- Ale... skąd pan o tym wie? Że Draco...
- Nie ważne, Harry. Ważne, że wiem.
- Proszę pana, bo on chciał na mnie rzucić klątwę Cruciatus...
- Rozumiem, Harry. Nie musisz się tłumaczyć. Ale teraz Harry, jesteś chyba zbyt zmęczony. Zobaczymy się jutro, o siedemnastej Musisz nauczyć się tych zaklęć. Wiem, że znasz już „Sectumsempra”, ale musisz ćwiczyć. Praktyka czyni mistrza.
- Ale... na kim?
- Dowiesz się jutro.


--------------------
"Miłość jest jak gruszka. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 24.06.2024 19:12