Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Oswoić Smoka

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 17 ] ** [80.95%]
Gniot - wyrzucić [ 4 ] ** [19.05%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 21
Goście nie mogą głosować 
Arthur Weasley
post 16.01.2006 01:10
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 26.01.2004




Arthur Weasley
OSWOIĆ SMOKA

Romans dygresyjny przesiąknięty alkoholizmem i chrześcijaństwem

Betareaderzy: Minerwa, Wierzba Bijąca


Utwór jest w pełni kompatybilny z fanfiktami Minerwy “Apokryf” i “Apokryf – epilog surrealistyczny”, Idy Lowry „Inny rodzaj magii” i "Puste miejsce" oraz Toroj „Expecto Patronum”, a do pierwszego miejsca po przecinku z tekstem kanonicznym do tomu V włącznie. Są pewne niezgodności z tomem VI.
Postacie Andrei, Lucy, Alexy Toran i Sirith Lestrange pochodzące ze wspomnianych fanfiktów oraz postać Haralda Weasleya pochodząca z fanfiktów Leszka "Edukacja Toma" i "Powrót Podróżnego" zostały wprowadzone za wiedzą, zgodą i w porozumieniu z ich autorkami.
Autor stanowczo oświadcza, że wszelkie podobieństwo do osób istniejących i sytuacji zachodzących w rzeczywistości jest zamierzone.


Odcinek 1

ROZDZIAŁ PIERWSZY
w którym mężczyzna po przejściach poznaje dziewczynę bez przeszłości
i przez dwa miesiące zastanawiają się, co z tym zrobić,
potem przedziwnym zrządzeniem losu spotykają się tam,
gdzie się tego zupełnie nie spodziewali,
a całość kończy się wesołym pijaństwem


Wagon restauracyjny Hogwart Expressu, poniedziałek, 4 września 1995

- …i mi opowiada, jaka to ta miotła jest wspaniała, jakie ma bajery i przyspieszenie – opowiadała szczupła blondynka w szacie Ravenclawu czarnowłosej dziewczynie w cywilu. - To ja go wtedy pytam, co mu to daje, że miotła przyspiesza o pół sekundy szybciej, a on mi mówi, że będzie o pół sekundy rychlej na imprezie…
Rudy czarodziej w luźnej bluzie z kapturem, sączący piwo przy sąsiednim stoliku, zakrztusił się.
- Wiciostych? – zapytał. – Prawdopodobnie dziewięćdziesiątka trójka?
Dziewczyny spojrzały na niego z lekkim przestrachem w oczach.
- Skąd pan wie? – zapytała blondynka.
- Skąd wiesz? – zapytała jednocześnie czarnowłosa, odrzucając na plecy długi warkocz.
- Przeczuwam w jasnowidzeniu - uśmiechnął się.
- Dobra, a poważnie?
- Tak poważnie Wiciostych to jest dyżurna wypasiona miotła dla niedorobionych szpanerów – odparł. – Jak ktoś ma więcej kasy jak rozumu, a lubi zaszpanować, to kupuje Wiciostycha. A dziewięć trzy ma sporo różnych wodotrysków, do niczego niepotrzebnych, ale za to można o nich długo i rzewnie opowiadać pannom, które się nie znają. A prawda jest taka, że jak ktoś naprawdę umie latać, to poleci na drzwiach od stodoły, chociaż ja osobiście wolę Srebrną Strzałę niż drzwi…
- Ale na Srebrnej Strzale nie da się grać w gwinta - zauważyła czarnowłosa.
Była bardzo podobna do Jenny. Widział to. Ale z czego właściwie? Wzrost nie, kolor włosów się nie zgadza. Oczu też nie. Nieistotne. Była podobna i już.
– Latałeś na Srebrnej Strzale? - zainteresowała się.
- Powiem więcej, latam głównie na es-es dwadzieścia. A bo?
- A nic, mój brat ma Srebrną Strzałę dwudziestą i bardzo chwali, a wszyscy dookoła się dziwią…
- To na razie – przerwała blondynka. – Zostawiam was samych. Miłej rozmowy o miotłach.
- Sprzedali ci bez problemu Ognistą? – zmieniła temat, wskazując głową na kieliszek stojący na jego stole.
- Wiesz… jak ci na imię…
- Susan – wyciągnęła rękę.
Odruchowo uścisnął tak, jakby się witał z kolegą. Ku jego zdziwieniu jej uścisk nie był wiele słabszy.
- Charlie. Od jakiegoś czasu jestem pełnoletni i to chyba widać.
- Fakt, widać, na szkołę nie wyglądasz. Do Glasgow jedziesz?
- Do końca. Pracę w Hogs dostałem, na parę miesięcy, ale zawsze coś. Dwudziestkę ma i chwali, mówisz?
Susan zmarszczyła brwi. Jej rozmówca wyraźnie nie miał ochoty rozwijać tematu pracy w Hogsmeade.
Okazał natomiast żywe zainteresowanie wszystkim, co dotyczyło Hogwartu. Szczególnie interesowało go to, jak nauczyciele odnoszą się do uczniów i nawzajem. Początkowo irytowało ją to, potem jednak ze zdziwieniem zauważyła, że naprawdę słucha wszystkiego, co mu mówi. Z rzadka pozwalał sobie na oględny komentarz.
Przez głowę przemknęło jej, że może jego wcale nie obchodzi Hogwart, tylko po prostu lubi słuchać, jak ona mówi. E tam, pomyślała. Jestem mocno nieletnia. A gdyby nawet, to co mnie to obchodzi, żeby chociaż był przystojny... no bez przesady, nie taki ostatni... e tam...
- ...i tak do końca to nikt nie wie, co się stało – relacjonowała wydarzenia Turnieju Trójmagicznego. - Na bank to wiadomo tyle, że wszedł do labiryntu Potter i Diggory, i tamtych dwoje spoza szkoły, oni wrócili, a potem, za parę godzin, pojawił się znikąd Potter z ciałem Diggory'ego.
- Szkoda chłopaka – westchnął. - Z tego, co mówisz, był cholernie w porządku. Oni wszyscy tacy... zaczekaj chwilę...
- Wszyscy, znaczy Hufflepuff?
- To swoją drogą, akurat miałem na myśli Diggorych.
- Znałeś Cedrica? - zdziwiła się.
- Znałem jego brata – odparł. I siostrę. Ale luźno – dodał pospiesznie, wstając od stołu.
Pociemniało mu w oczach. Widział ich znowu. Gdzieś z oddali dobiegał głos Mike'a Birchwooda:
- ...no to już, gramy, mugol i David robią herbatę...

Było ich czterech. Od kiedy wynaleziono grę w gwinta, ludzie na pewnym poziomie dobierają się czwórkami.
Odkąd Minerwa McGonagall została wicedyrektorem, grać w gwinta wolno było tylko w pokoju wspólnym. I nie po ogłoszeniu ciszy nocnej. Uznali to za krzyczącą niesprawiedliwość. I dalej grali w gwinta gdzie się tylko dało.
W trzeciej klasie zaczął im się plątać pod nogami David. W gwinta grać nie umiał i nie zamierzał się uczyć. Ale w grze nie przeszkadzał, herbatę parzył bez protestu, grał na organkach i wykłamywał ich z kłopotów w sposób budzący ogólny podziw.
Nazwali się Tajnym Klubem Gwinta imienia Minerwy McGonagall.
Było ich pięciu.


- Co ci jest? - zaniepokoiła się.
- A nic, za szybko wstałem i zakręciło mi się w głowie – zbagatelizował.
Nie potrzebowała fałszoskopu, żeby w to nie uwierzyć. Nie wyglądał na kogoś, kto ma kłopoty z układem krążenia i od byle czego dostaje zawrotu głowy. Spojrzała uważniej na jego twarz. Miał oczy człowieka, który widzi testrale. Znała kilku...
- Dzień dobry, pani profesor – odezwała się, widząc podchodzącą nauczycielkę historii magii.
- A dobry, dobry – uśmiechnęła się Lucy Blair. - Charlie, można prosić na słówko?
- Zaraz wracam – rzuciła Susan. Minęła bufet i weszła do przedziału dla prefektów.
- Słuchaj – zaczęła Lucy - czy mógłbyś mi w chwili wolnej od podrywania tej nieletniej istoty…
- Nikt tu nikogo nie podrywa!
- Jassne, wam się po prostu dobrze rozmawia. Słyszałeś, że nam wsadzili do szkoły anioła stróża z Ministerstwa?
- A wiem, widziałem babę na dworcu. Ciekawe, że mnie to wcale nie dziwi.
- Wiesz coś o niej?
- Menda ostatniego rzędu, ale na szczęście głupia jak but. Ty się dziwisz, że zrobili taki ruch?
- Ja się nie dziwię. Ja się boję.
- Czego? Że masz zasraną ankietę? A kto nie ma?
- Nie to. O Harry'ego się boję. Wpakuje się w jakieś kłopoty, nawet nie zauważy kiedy.
- Może i... Na mnie jawny stróż nie robi wrażenia. Bardziej się boję tego, ile osób będzie tej zmorze donosiło po cichu. I czego mogą w tej sytuacji chcieć od Rona.
- No jestem - odezwała się Susan, pojawiając się obok Lucy. Była już w szacie Hufflepuffu z naszywką prefekta. Charlie gwizdnął cicho przez zęby.
- No proszę, jakie znajomości człowiek zawiera. I się nie pochwaliłaś?
- Czym mianowicie?
- Że jesteś prefektem.
- No i co – wzruszyła ramionami. - Różni ludzie są potrzebni – kanalarz, śmieciarz, prefekt... Tyle z tego, że teraz mnie ciągną na jakąś nasiadówę, a tak tobyśmy jeszcze mogli pogadać.
Poczuł kolejny przypływ sympatii do tej istoty, niechby i nieletniej. Większość nowo mianowanych prefektów robiła wrażenie ciężko zamroczonych ogromem własnego nowo nabytego znaczenia. Irytowało go tak samo jak zachowanie jego matki, która najwyraźniej dzieliła synów na prefektów i nieprefektów.
- Uważaj na siebie. W tym roku być prefektem w Hogwarcie to będzie żaden interes.
- Jasne. Jak to by był interes - uśmiechnęła się, ale oczy miała smutne - to jego by już dawno gobliny kupiły.
Odpowiedział jej równie smętnym uśmiechem.
- Cześć, Charlie.
- Czy…
- Pewnie, że dam znać, jak będę miała przepustkę. Tylko nie zapraszaj mnie do Madame Puddifoot. Do widzenia, pani profesor – znikła ze świstem w korytarzu.
- „Cześć, Charlie” - Lucy uniosła brwi. – Siedzicie tu godziny pół i “cześć, Charlie”. I nikt tu nikogo nie podrywał. I tak bez żadnego powodu nie przyznałeś się, kim jesteś. A świstak siedzi i zawija w te sreberka...
Trafiony, zatopiony, pomyślał. Przez chwilę chciałem być chłopakiem jadącym do Hogwartu. A przynajmniej nie być dla Susan nauczycielem. Że co? Dla Susan? Czy dla jakiejkolwiek panny? Cholibka, pomyślę o tym jutro…

Hogwart, poniedziałek, 4 września 1995 wieczorem

Pierwszego września 1983 roku dwunastoletni Charlie Weasley postanowił, że kiedyś na uczcie powitalnej zasiądzie po słusznej stronie stołu nauczycielskiego.
Czasami dziecięce marzenia się spełniają. Niestety zazwyczaj wtedy, kiedy marzy się już o czym innym. Po następnych dwunastu latach patrzył z góry na Wielką Salę i dużo by dał (jak na możliwości Weasleyów), żeby siedzieć przy którymś z wielkich stołów. Najlepiej przy tym najbliższym, z którego patrzyły na niego rozszerzone ze zdziwienia czarne oczy.
Susan Bones teoretycznie zgadzała się co prawda z Erniem Macmillanem, że jako prefektkę powinno ją żywo obchodzić to, kogo Tiara Przydziału kieruje do jej domu, ale teoria ta nie miała najmniejszego zamiaru zamienić się w praktykę. Bardziej intrygowało ją, co robi przy stole nauczycielskim poznany przez nią w pociągu właściciel Srebrnej Strzały.
- Z przykrością informuję – ogłosił Albus Dumbledore - że w tym roku nie będzie wśród nas pani profesor Hooch. Aby nie pozbawiać państwa lekcji latania, zatrudniliśmy do stycznia pana Charlesa Weasleya, w swoim czasie niezrównanego szukającego Gryffindoru...
Rudzielec wstał i ukłonił się niezgrabnie.
Od stołu Gryffindoru zerwała się burza oklasków, ale uważny obserwator zauważyłby łobuzerskie błyski w oczach bliźniaków – braci nowego nauczyciela. Dla kontrastu oklaski od stołu Slytherinu pochodziły od pojedynczych osób. Dłonie opiekuna Slytherinu niemal się nie stykały.

- Ot, proszę - zauważyła Minerwa McGonagall, patrząc na Charliego z rozbawieniem. - Ciekawe, z kim jeszcze mi przyjdzie pracować. Co jeden, to z lepszej bandy.
- Proszę?
Siedzieli w pokoju Dumbledore'a, próbując prowadzić niezobowiązującą konwersację o sprawach przyjemnych, a przynajmniej obojętnych, i nie myśleć o nowej nauczycielce, która bardzo chciała "spotkać się w małym gronie, żeby się zintegrować" i której tylko dzięki połączeniu talentów dyplomatycznych McGonagall i impertynencji Lucy Blair udało im się pozbyć, ani o przemówieniu, którego sens nie budził wątpliwości.
- Dwa lata temu przyszło mi pracować z Remusem Lupinem. Instytucji Bandy Huncwotów nie muszę ci przybliżać. Teraz z tobą. Logiczną rzeczy koleją za parę lat pojawi się tutaj twój brat. Tak przy okazji - zamierzasz reaktywować Tajny Klub Gwinta imienia Minerwy McGonagall?
Oczy Charliego przypominały wielkością talerzyki deserowe.
- Za Tajny Klub imienia Charlesa Weasleya - uśmiechnęła się opiekunka Gryffindoru, podnosząc kieliszek Napoleona.

Hogwart, środa, 6 września 1995

Młody nauczyciel wyraźnie nie miał pomysłu na przeprowadzenie lekcji na temat “Sprawy organizacyjne”. Tym bardziej przed audytorium złożonym z mieszanki piorunującej Slytherinu z Gryffindorem. Widać było gołym okiem, że urządził ją, bo takie były przepisy.
Pytania z sali także dotyczyły spraw banalnych. Jednakże w klasie dawało się wyczuć napięcie. Coś miało się stać.
Lekcja miała się skończyć za pięć minut, kiedy głos zabrał Gregory Goyle.
- Panie psorze – zapytał – czy pan ma rodzinę?
Domyślał się mniej więcej, o co chodzi i do czego rozmowa zmierza. Po sekundzie namysłu uznał za stosowne udać, że nie zrozumiał pytania.
- Mam pięciu braci i siostrę.
- Ale ja nie o tym... czy pan ma żonę albo dzieci, albo może jedno i drugie?
- Jestem nieżonaty – odparł. - I nie mam dzieci... o ile wiem.
- To może pan mieć ze mną – odezwała się głośno Pansy Parkinson.
Ślizgoni zarechotali. Z gryfońskich ławek rozległ się jęk zniechęcenia. Po chwili wszyscy ucichli, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Hermiona patrzyła na Pansy jak na wyjątkowo dokładnie rozdeptaną meduzę.
- Proszę wstać. Tak, pani, panno Parkinson.
Świeżo upieczona prefektka wstała, patrząc mu wyzywająco w oczy. Zmierzył ją wzrokiem z góry na dół, z dołu do góry i znowu z góry na dół.
- Z czym do gości? - prychnął. - Proszę usiąść.

Charlie czuł, że tego starcia nie przegrał. Ale musiał jakoś odreagować. Chętnie by się teraz napił, a jeszcze chętniej polatał na miotle, ale w danym momencie jedno i drugie było niemożliwe. Nargile też byłyby niezłe, ale i tego wyrobu firmy „Caterpillar i Synowie” nie miał pod ręką.
- Fred, daj papierosa – zażądał.
- Ależ panie profesorze, skądżebym miał...
- Panie Weasley, możemy i tak – uśmiechnął się. – Mogę jak porządny nauczyciel skonfiskować te fajki. Albo możesz mnie jak brat poczęstować.
- Fajek nie mam, pudło. Mam, i owszem, cygara – odparł Fred i poczęstował go.
Charlie odszedł za załom korytarza, stanął w wykuszu z oknem i zapalił.
- Palisz w szkole! – usłyszał za sobą piskliwy głos. – Jak się nazywasz?
Kątem oka dojrzał Dolores Umbridge. Zadajesz głupie pytania, to dostaniesz głupią odpowiedź, pomyślał.
- Winston Churchill! – wypalił.
Ku swemu zdumieniu usłyszał oddalające się pospiesznie kroki.

- Panie dyrektorze! – krzyknęła od progu gabinetu Dolores Umbridge.
- Koleżanko Umbridge, jestem zajęty, mam gości.
Draco Malfoy i Pansy Parkinson zesztywnieli. Reszta prefektów nieudolnie próbowała ukryć rozbawienie.
- A więc, panno Bones - ciągnął Dumbledore - pani pytanie jest sensowne, natomiast...
- Panie kolego! – przerwała Umbridge. Portrety zmarłych dyrektorów spojrzały na nią z niesmakiem. Nikt z nich nie pozwoliłby nowo zatrudnionemu nauczycielowi na taką poufałość. – Chyba to, co mam do powiedzenia, jest ważniejsze niż ci smarkacze. Dyscyplina szkolna...
- Jak właśnie mówiłem – ciągnął Dumbledore nieco głośniej – kiedy ktoś zakłócił naszą rozmowę...
Ron prychnął dziwnie. Ernie Macmillan zakrztusił się. Susan wyglądała, jakby miała się za chwilę udusić. Hermiona spojrzała na nich potępiająco, ale widać było, że i ją cała sytuacja serdecznie bawi.
- Panie kolego! Na korytarzu stwierdziłam palącego cygaro Winstona Churchilla!

Hogwart, środa, 20 września 1995

- Fred, dlaczego opowiadacie te wszystkie świństwa o Charliem? - spytała Ginny.
- Jaka trąbka? Jaka różdżka z leszczyny? - zdziwił się Fred. - Jakie świństwa?
Pojawienie się w Hogwarcie rozumnej formy życia starszej od siódmoklasistów, młodszej od Flitwicka, mniejszej od Hagrida, noszącej spodnie i przynajmniej od czasu do czasu myjącej głowę wzbudziło zrozumiałe podniecenie wśród tych uczennic, które zdążyły się już zorientować, na czym polega rozmnażanie płciowe. Co przytomniejsze uważały, że człowiek po przejściach – a ktoś, kto w wieku dwudziestu czterech lat ma czoło jak orne pole, niezawodnie jest człowiekiem po przejściach - niespecjalnie się nadaje do flirtu, ale większość pozostałych miała wielką ochotę na bliższą znajomość.
Jednakże próby zawarcia bliższej znajomości kończyły się niepowodzeniem. Nauczyciel po przejściach był zawsze chętny do pomocy, zawsze gotów udzielać dodatkowych lekcji, również po ogłoszeniu ciszy nocnej, sporo miał też do powiedzenia o opiece nad magicznymi stworzeniami, ale na tym się jego gotowość do współpracy kończyła.
W nieunikniony sposób w żeńskich dormitoriach od piątej klasy w górę do żelaznego tematu “na kogo leci Snape” doszedł drugi żelazny temat “z kim sypia Weasley”. Za podejrzaną numer jeden uchodziła Lucy Blair, zwłaszcza odkąd dwa razy widziano ich razem w “Trzech Miotlach”.
Najoczywistszym źródłem informacji wydawało się rodzeństwo młodego nauczyciela. Ginny raczej unikala tematu, Ron potrafił długo i szeroko opowiadać o przygodach brata ze smokami, a przede wszystkim o tym, jak świetnie lata na miotle – czyli o tym, co jego rozmówczynie interesowało najmniej. Natomiast bliźniacy zawsze byli chętni do rozmów o tym, co chciały wiedzieć, i gotowi opowiedzieć im to, co spodziewały się usłyszeć. Charlie byłby mocno zdziwiony, gdyby usłyszał, jakim ogierem okazuje się w opowiadaniach swoich braci.
- Jak mi Mandy Brocklehurst opowiedziała, coście jej nagadali, to myślałam, że się pod ziemię zapadnę – warczała Ginny. - Myślałby kto, że zaliczył tych dziewczyn nie wiadomo ile, wszystko co ma mufkę, to zdobycz do kolekcji... przecież wiecie, że to nieprawda!
- Głupia jesteś, moja siostro – oświadczył stanowczo Fred. - Nieważne, jaki towar jest, ważne, na jaki czekają klienci. Singla w tym wieku bez doświadczeń ciężko sprzedać. A tu jest od groma panienek, które polecą na twardego faceta po przejściach i z doświadczeniem, na jakiego Charlie zresztą wygląda, ale nie na taką romantyczną pierdołę, jaką on po cichu jest, jasssne?
- Super, ale po ghula chcecie go, jak to określiłeś, sprzedać?
- Widzisz, siostrzyczko – odparł Fred – cholernie nie lubimy czytać znajomych nazwisk na drzewach.
- Ekstra, ale co ma jedno z drugim?
- Ależ to proste jak schemat ideowy siekiery – uśmiechnął się Fred. - Świruje z tymi smokami coraz bardziej, kiedyś się natnie i zamiast brata będziemy mieć kupkę popiołu. Chyba że się wcześniej po pijaku zabije na miotle po jakimś kretyńskim zakładzie. A wszystko przez to, że jest niewyżyty.
Ginny wzniosła oczy ku niebu. Pomyślała, że jednak fajnie byc chłopakiem. Dla nich świat jest taki prosty.
- By se znalazł kobitę, toby był spokój. A że sam sobie nie znajdzie, to trzeba je na niego napuścić.

- Wiesz, Fred – powiedział Lee Jordan przy kolacji – jestem doprawdy wzruszony waszą troską o braciszka.
Gdyby Fred nie znał Lee od sześciu lat, prawdopodobnie wziąłby to za dobrą monetę.
- Wiesz, jak się nazywa taki, co podsłuchu-je? – warknął.
- Wiem, jak się nazywa taki, co prowadzi takie rozmowy pełnym głosem w pokoju wspólnym – odciął się Lee. - Kretyn. A swoją drogą naprawdę myślisz, że jak se znajdzie babę, to przestanie latać? A przynajmniej tak świrować?
- Nie mam pojęcia – odparł szczerze Fred. - Nigdy nie miałem z nim dobrego kontaktu. Był taki ojcowski, że wyrzygać się można, gorszy od Billa. Ale założę się o każde pieniądze, że jak się ożeni, a jeszcze jak mu się dzieci urodzą, to mama będzie tak zaabsorbowana najpierw ślubem, potem synową, a na końcu, daj Boże jak najszybciej, wnukami, że przestanie pchać nos w moje sprawy.
Przez chwilę jedli w milczeniu.
- A poza tym – dodał George – lepiej niech go uważają za dziwkarza niż za pedała.

c.d.n.

Ten post był edytowany przez Arthur Weasley: 04.09.2006 10:47
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Arthur Weasley
post 15.06.2006 10:13
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 26.01.2004




Odcinek 15

Muntele Jorzea, sobota, 15 czerwca 1996


Miał doła. Dosyć głębokiego. A list od Susan tego doła pogłębiał. Marzyła, żeby po nią wyszedł na King's Cross. Ba. On to wręcz planował. Jeśli nawet pojawią się teraz ograniczenia teleportacji przez granicę, jakoś by się pozwolenie załatwiło, w końcu nie jest akwizytorem mioteł, tylko naukowcem, jego prawo od czasu do czasu teleportować się do kraju – ale na razie o teleportacji mógł zapomnieć.
Tęskniła, to jasne. Ale z listu wyraźnie widać było coś więcej. Chciała się nim pochwalić. Pokazać innym, że o nią dba. To samo zresztą powiedziała, gdy się żegnali po weselu:
- Taki odlot mi zafundowałeś, każda by tak chciała, a nawet nikomu nie mogę o tym powiedzieć. A żebym i mogła, i tak nikt nie uwierzy...
Ba. On też nie z każdym mógł palić spirytus po Syriuszu. Oczywiście to, co stało się w Ministerstwie, było szeroko komentowane, przypominano też niejasne okoliczności uwięzienia Blacka i trzymanie go w więzieniu bez uczciwego procesu, a nawet bez takiej parodii sądu, jakie urządzano śmierciojadom. Brał udział w takich dyskusjach, umiejętnie podsycał wątpliwości, ale osobistą znajomością z nieboszczykiem się raczej nie chwalił. Chyba, że miejscowym.
- Wiem, co zrobię – oświadczył nagle, z trzaskiem stawiając kufel na stole.
- Taaak? - zaciekawił się Mike Shag, przerywając na chwilę ostrzenie noża.
- Dosiądę się do Heksu w Glasgow. Tego się nie spodziewa na pewno.
Mike Shag i Pat Finnigan orientowali się dość dobrze w sprawach sercowych Charliego.
- No pewnie – przyświadczył Pat, patrząc na niego zza kuchennego pieca. - Lepiej może nie będzie, ale zabawniej. Zobaczysz ją przytuloną do jakiegoś przystojnego szóstoklasisty...
- Ona nie z tych – zaprotestował wtedy.
- Nie, ona nie z Tych – zgodził się Pat - ona z Londynu, i co z tego? Niezła laska jest, bez trudu znajdzie nie gorszego od ciebie, młodszego i nie takiego smutasa jak ty...
- Za kogo ty ją masz?!
- Za szesnastkę. Ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu.
- Stary, mógłbyś z łaski swojej przestać oceniać wszystkie dziewczyny według Ingi, zanim sobie przypomnę, jak się rzuca Drętwotę?
- Wyluzuj – wtrącił się Shag. - Nikt nie mówi, że tak musi być. Ale nie można wykluczyć.
- Ja wykluczam.
- Se wykluczaj. Ja nie wykluczam. I dlatego pomysł, poza tym że jest fajny, to jest praktyczny. Jak będzie fajnie, to super, a jak będzie niefajnie, to wiesz, na czym stoisz.
- A bo?
- A bo jeżeli ona cokolwiek do ciebie ma, to jesteś skazany na sukces. I już jej nic nie musisz udowadniać. A jeżeli jej to nie weźmie, to się o tym przekonasz zaraz na starcie.
- Ma na pewno – upierał się Charlie. - Ma, że więcej nie trzeba. Ja po prostu chcę jej zrobić radochę.
- Stary, znamy się parę lat – odezwał się znowu Pat. - I chcesz jeszcze jednego. Chcesz zaszpanować. I żeby ona mogła tobą zaszpanować innym laskom. Powiedz mi, że nie mam racji.
- A pewnie, że masz. To źle?
- A ja mówię, że źle? - roześmiał się Pat, zdejmując z ognia patelnię z grzybami. - Polej!

W Transylwanii od dwóch godzin była noc. Obraz z leśną drogą wskazywał, że i w Anglii już się ściemnia.
Między drzewami błysnęło światło.
- Connecto!
Na obrazie pojawiła się Molly. Oparła się o drzewo, oddychając ciężko. Blada, z lekko potarganymi włosami przypominała wróżkę po wygłoszeniu ciężkiej przepowiedni.
- I co, zadowolony jesteś? – zapytała, nie tracąc czasu na wymianę wstępnych grzeczności.
Charlie domyślał się, czego dotyczy pytanie, uznał jednak za stosowne upewnić się.
- Chwileczkę, mamo, chyba moim zwyczajem zaczęłaś od środka. Z czego mam być zadowolony albo nie?
- Twój brat się nie trzymał z boku. Teraz leży nieprzytomny w szpitalu. Tego chciałeś?
Chcieć nie chciał, ale brał pod uwagę, że tak może być. Tak trzeba. Owszem, dowiedziawszy wydarzeniach w Ministerstwie i o udziale Rona, przede wszystkim martwił się o los brata. Dumny zaczął być dopiero potem. Gdy już wiadomo było, że Ron przeżyje. Prawie na pewno. I że będzie normalny. Prawdopodobnie.
- Po pierwsze, o ile wiem, stan jest stabilny. Będzie żył i będzie normalny.
- Gwarancji nie dają. Gdyby się w tę aferę nie wpakował, gdyby nie ta cała Samoobrona...
Charlie osłupiał. Nie pierwszy raz zastanawiał się, czy matka naprawdę wierzy w to co mówi.
- Gdyby nie lewe ćwiczenia z oceemu, to co by było twoim zdaniem? - zdenerwował się. - Toby się trzymał z boku? Ty tak na poważnie? Już nie mówię o tym, że narobiłby wtedy Davidowi obciachu na całe niebo, ale naprawdę myślisz, że fizycznie byłby w stanie zostawić Harry'ego? Jak to sobie wyobrażasz? Albo może Ginny by powiedziała: pa, Harry, strzelaj się ze śmierciojadami, jak cię to bawi, miło było cię poznać? W mechanikę kwantową wierzysz? Poszliby i tak. I zamiast na szpitalce Ron leżałby teraz pod dębem. Jak sobie wyobrażasz utrzymanie z boku takich szczawi natchnionych duchem bojowym?
- Jak się chce, to wszystko można!
- A pewnie. Można. Jasne. Pod warunkiem, że ktoś sprawnie się posługuje Imperiusem. A i to nie na pewno.
- To znaczy - spytała głosem, który w zamierzeniu najwyraźniej miał być lodowaty - uważasz, że wtedy, jak rozmawialiśmy ostatni raz, miałeś rację?
Miał wielką chęć poinformować matkę, że tak właśnie uważa, że tak samo uważał Dumbledore i że w niedługim czasie Gwardia stanie się faktycznie częścią Zakonu. W końcu skład ekipy z Hogwartu, zaproszonej na dwa sierpniowe tygodnie do bazy na Muntele Jorzea, nie był przypadkowy. I nie tylko smokami mieli się tam zajmować. Po krótkim namyśle uznał jednak, że to nie jest właściwy moment.
- Co ja tu mam do uważania - wzruszył ramionami. - Właśnie teraz mamy niezbity dowód.
Bardzo chciała, żeby Charlie nie miał racji. Niestety to, co mówił, miało sens - od dawna było wiadomo, co Ron w takiej sytuacji zrobi. Ale wbrew temu starała się wierzyć, że może być inaczej.
- A tak między nami - masz mu to za złe?
Nie miała. Tak samo, jak nie miała za złe Arthurowi, kiedy się narażał. Ale bardzo chciała ich żywych. Była zmęczona. Niech już będzie ta wojna, pomyślała, niech się zacznie, skończy i niech wreszcie będzie względny spokój!

Stacja Carlisle, peron 1 1/2, piątek, 21 czerwca 1996

- Okrutnie liche piwsko w tym Carlisle – mruknął do siebie Charlie Weasley.
Wybierał się do Glasgow. Rano okazało się jednak, że musiałby znad Carlisle lecieć okrężną drogą, omijając Edynburg od wschodu – nad górami ogłoszono trzeci stopień zagrożenia turbulencjami. Na Bałkanach nic by sobie z tego nie robił, zdarzało mu się latać i przy czwórce, jednakże szkocka Służba Egzekwowania Magicznego Prawa egzekwowała magiczne prawo bardzo konsekwentnie. A w tej chwili konflikt z sempami był mu potrzebny jak dementor na weselu.
Tak więc zamiast drugą godzinę siedzieć w Hogwart Expressie, siedział trzecią godzinę na dworcu w Carlisle. Według rozkładu "Hex" powinien przyjechać za siedem minut, ale w pierwszym dniu wakacji była to czysta teoria.
Na co dzień Hogwart Express był, wbrew swej nazwie, trzywagonowym pociągiem z Glasgow, a w piątek i sobotę ciągnął jeszcze jeden wagon z Hogsmeade. Wtedy kursował punktualnie. Ale trzy razy w roku skład ledwo mieścił się przy krawędzi peronu, a parowóz – ta sama sympatyczna dziewiętnastowieczna machina, która na codzień bez trudu pokonywała trasę z trzema wagonami – wyraźnie nie radził sobie z takim balastem, a niektóre wzniesienia był w stanie pokonać tylko z rozpędu. Magia magią, a grawitacja grawitacją, siła ściągająca na podjeździe wyraża się wzorem m razy g razy sinus alfa i ani knuta mniej. Niezawodnie i tym razem na pofałdowanej trasie nienanoszalnej linii z Glasgow pociąg nabrał co najmniej godzinę opóźnienia.
Akurat zdąży przeczytać gazetę. Podszedł do baru.
- Czarodzieja Powszechnego i Bravo Witch poproszę.
Bufetowa osłupiała. Zdecydowanie nie był to typowy zestaw. Szkoda, że nie poprosiłem jeszcze o Naszego Proroka, pomyślał.
Już miał zajrzeć na ostatnią stronę, by zacząć lekturę od felietonów, gdy na pierwszej stronie mignęło mu nazwisko Weasley. Rzucił okiem. David Weasley: Modlitwa.
Znał ten wiersz. David napisał go przed swoimi ostatnimi wakacjami, pod wrażeniem hucznych obchodów Dnia Pamięci. Moody kiedyś powiedział, że jest to jeden z najgłupszych wierszy, jakie widział w życiu. Inni byli oględniejsi w słowach, ale w każdym razie utwór budził, oględnie mówiąc, kontrowersyjne zdania. Szczególnie irytował krytyków fakt, że nawet nie można autora nazwać tchórzem.

Od niepewności każdej nocy,
Od rozpaczliwej rąk niemocy,
Od lęku przed tym co nastanie,
Uchroń nas, Panie!

Od rezygnacji w dobie klęski,
Lecz i od pychy w dzień zwycięski,
Od krzywd, lecz i od zemsty za nie
Uchroń nas, Panie!

Uchroń od zła i nienawiści,
Niechaj się odwet nasz nie ziści,
Na przebaczenie im przeczyste
Wlej w nas moc, Chryste
.(1)

Doprawdy trzeba Bullsona, żeby teraz zamieścić taki wiersz, i to na pierwszej stronie, pomyślał. Inne pisma prześcigały się w pomysłach na zaostrzenie prawa, co według licznych autorów wprawionych w wymyślaniu prostych rozwiązań złożonych problemów i udzielaniu łatwych odpowiedzi na trudne pytania miało pomóc w walce z czarną magią.
George Bullson, od półwiecza wydający Czarodzieja, dawno już wyspecjalizował się w pchaniu zupełnie niezłego palca między drzwi. Kiedy po śmierci Potterów wszystkie gazety żądały głowy Syriusza, jeden Czarodziej domagał się uczciwego procesu. To wtedy Bullson powiedział:
- Nie byliśmy przez ostatnie dziesięć lat tacy ostrożni, żebyśmy teraz musieli być tacy odważni.

Poczuł, że od tych rozmyślań zaraz znowu złapie doła. A to nie był właściwy moment. Nie po to leciał do Szkocji, żeby go Susan pocieszała. Ona sama potrzebowała wsparcia. To nie był dobry rok.
Wyciągnął Bravo Witch. Będzie dobry temat na początek rozmowy. Nic tak nie poprawia humoru, jak wspólne wytrząsanie się nad osobą trzecią.
BW okazało się niezawodne. Tym razem, zostawiszy sobie na deser umieszczony w dziale “Psychozabawy” tekst “Torsy i pośladki – naga prawda o facetach”, zwrócił uwagę na poradnik, jak podrywać chłopaków w zależności od znaku zodiaku obiektu. Tak zwulgaryzowane horoskopy uważał za skrajne mugolstwo i nie pamiętał nawet, spod jakiego znaku jest Susan. O sobie jednak wiedział. Jastrząb. No, czego się o sobie dowiem?
Nie rozczarował się.
Tego modela wali, co masz w łebie. Ważne, żebyś wyglądała jak półtorej wili. Idealny makijaż, świetna fryzura i modny ciuszek zrobią na nim wrażenie. Dodaj do tego uśmiech i kolo jest twój!

- Pociąg pospieszny Hogwart Express z Fort William, Hogsmeade i Glasgow do Manchesteru i dalej jako ekspres do Londynu wjedzie na tor przy peronie wpół do drugim – zatrzeszczało niespodziewanie sklepienie nad peronem. - Wagony klasy drugiej zatrzymują się w sektorach pierwszym, trzecim i wpół do czwartym. Wagon restauracyjny, bagażowy i wagony klasy pierwszej zatrzymują się w sektorze drugim. Podróżnych prosimy o przejście do właściwych sektorów. Przypominamy o zakazie używania zaklęć transportujących na peronach.
Osłupiał. Przyzwyczaił się nie wierzyć w cuda w dziedzinie tak ścisłej jak kolejnictwo... Szybkim krokiem przeszedł na początek peronu, nie chcąc być widocznym z okna wagonu.
W chwilę później wiedział już, co się stało. Po latach dyskusji w dniu zakończenia roku szkolnego Hogwart Express wyposażono wreszcie w parowóz odpowiedni dla tak długiego pociągu. Cztery napędzane koła z każdej strony, wysokie na chłopa, budziły zaufanie. Resztki czerwonej gwiazdy na dymnicy nie pozostawiały wątpliwości co do pochodzenia sprzętu.

Omal nie nadepnął na parę siedzącą na stopniu trzeciego wagonu. Czarnoskóry chłopak i dziewczyna o rudawych, prostych włosach.
Ginny?! No wiecie państwo...
Okazywali sobie uczucia najwylewniej, jak tylko można to zrobić nie rozbierając się. Mógłby ich teraz okraść, wypatroszyć i zapisać do Slytherinu, nic by nie zauważyli. Ostatecznie Ginny patrzyła na rodzonego brata z odległości trzech stóp i nie zauważyła. Na świecie była ona i osobnik głaszczący ją po kształtnej piersi, reszta się nie liczyła.
Ależ się z niej laska zrobiła, pomyślał Charlie. To jest to coś, co mi się na wakacjach pod nogami plątało i na pastora mówiło Batman?
Uśmiechnął się bardziej do siebie niż do nich. Jeszcze tylko parę minut, pomyślał, i my też...
Poczuł lekki niepokój. A jeżeli Finnigan miał rację?
Ruszył dalej.
- Życzysz coś z wózka, kochanieńki?
Spojrzał na starszą panią z wózkiem bufetowym.
- Podwójną ognistą - zachrypiał.
- O, bardzo pana przepraszam. Wie pan, dzisiaj to sama szkoła jedzie - zmieszała się i pojechała dalej.
Zaraz, chwileczkę, pomyślał. Ginny przyklejona do tego negatywa? A co z Cornerem?
W chwilę później już wiedział. W wagonie restauracyjnym siedział Corner i intensywnie pocieszał niezmiennie pogrążoną w nieutulonym żalu Cho Chang.
Natomiast sąsiadujące z owym wagonem przedziały prefektów były puste.
Mijając przedział, w którym Draco Malfoy wyraźnie w złym humorze popijał ze swoją gwardią jakąś podejrzaną ciecz, Charlie zaczął się denerwować. Zbliżał się do końca pociągu, a Susan jak nie było, tak nie było.
- Ona jest w ostatnim wagonie - usłyszał za sobą. - Drugi albo trzeci przedział od końca.
Obejrzał się. Z przedziału za nim wystawała głowa czarnoskórej ścigającej Gryfonów, której +nazwiska mimo najszczerszych chęci nie mógł sobie przypomnieć, zwłaszcza że miałby kłopot z przypomnieniem sobie własnego.
- Jaka ona... - zaczął i urwał, widząc rozbawienie w oczach tamtej.
- Ta, której szukasz... - zacięła się, w widoczny sposób nie mogąc się zdecydować, czy rozmawia z nauczycielem, czy z bratem młodszego kolegi - której pan szuka. Chyba, że oprócz tego, co wie cała szkoła, jest coś, o czym nie wiem?
Pokręcił głową.
- Dziękuję. Gryffindor zyskuje pięć punktów, a pani moją dozgonną wdzięczność.
Przez otwarte drzwi trzeciego przedziału od końca zobaczył cztery postacie zaabsorbowane bez reszty grą w gwinta. Siedząca tyłem do drzwi postać w dżinsowej kurtce miała na plecach długi warkocz. Ten sam, który widział pod przymkniętymi powiekami przez ostatnich kilkadziesiąt wieczorów. Oparł się o framugę i czekał, aż ktoś go zauważy.
- Cztery liście - powiedziała Susan. Zajrzał jej przez ramię, instynktownie analizując kartę. Jeżeli partner ma cokolwiek w krzyżach, to czterech można nie ugrać tylko na własne wyraźne życzenie, pomyślał.
- Puszczam - westchnął Anthony Goldstein. Odwrócił głowę w stronę drzwi i drgnął nerwowo. Charlie położył palec na ustach.
- Puszczam - wzruszył ramionami siedzący plecami do okna wyrośnięty Puchon w polarze. Charlie odruchowo odnotował, że wszystko w normie - Puchoni przy pierwszej okazji przebrali się po cywilnemu. - Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - mrugnął prawym okiem do Charliego.
- Puszczam.
Uwadze Charliego nie uszło, że szatę czwartego gracza zdobi wąż Slytherinu. No tak, pomyślał, jak potrzeba czwartego do gwinta, to nawet Ślizgon z mugolakiem do stołu usiądzie.
- Nikt nie wetuje? - zdziwiła się Susan. - Nie to nie, ja gram. Goldie, gwint.
Krukon położył na burcie kufra, służącej za stół, dzwonkowego goblina. Susan odetchnęła z widoczną ulgą.
- Dobra, wykładać wychodek!
Puchon spod okna pedantycznie układał karty na kufrze.
- Krzyży ci nie zgłaszałem, bo miałem piątego szatniarza... - zaczął. Charlie z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, słysząc udatne naśladownictwo swoich własnych monologów przy wykładaniu wychodka.
- Wiem, co mi zgłaszałeś - zgasiła go Susan. - A co miałeś, to wolałabym zobaczyć.
Nadszedł czas.
- Tu nie ma co grać - odezwał się - bijesz smokiem, ściągasz górą liście...
Susan odwróciła głowę.
- A co... - zaczęła ostro i urwała. Przez sekundę długą jak wieczność patrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem człowieka, który próbuje ustalić, co właściwie zobaczył i dlaczego mu to do niczego nie pasuje.
Kwik, który wydała z siebie po owej sekundzie, było prawdopodobnie słychać w lokomotywie. W jej żelaznym uścisku rzucony na przeciwległą ścianę Charlie poważnie obawiał się o całość swoich żeber.
- No, to tyle było słów Ewangelii Świętej przeznaczonych na dzień dzisiejszy - westchnął Goldstein. - Chyba, że znajdziemy innego czwartego. Bo Susan już mamy z czapy.

c.d.n.

(1) Jan "Bonawentura" Romocki (1926-1944), Modlitwa.

Ten post był edytowany przez Arthur Weasley: 08.11.2006 20:30
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Arthur Weasley   Oswoić Smoka   16.01.2006 01:10
Kedos   Fajowskie... Pisz dalej bo ciekawe sie robi... Ble...   16.01.2006 21:26
Kara   eee???Nie podoba mi się...   18.01.2006 12:44
Arthur Weasley   Obawiam się, że nie mam dla mojej przedmówczyni do...   21.01.2006 15:11
Mishia   Uwielbiam to opowiadanie Arturze. Czytałam je już ...   01.04.2006 14:08
MoniQ   POdoba mi siem...jak zresztą cała reszta ficków..:...   18.04.2006 11:07
Arthur Weasley   O, ktoś to jednak czytał? I nawet komentował? A to...   09.05.2006 22:17
Kara   uuaaa zaskoczyło mnie... Na początku napisałam ze ...   10.05.2006 08:50
Ciasteczko   jest fajne (: podoba mi sie. bo czasami dobrze jes...   12.05.2006 23:14
Arthur Weasley   Masz na myśli szósty tom, mam nadzieję? Bo względe...   13.05.2006 11:37
Arthur Weasley   Odcinek 4 [center]ROZDZIAŁ DRUGI w którym Susan s...   14.05.2006 15:52
Kara   Nie no naprawde coraz ciekawej.... dobrze dobrze.....   15.05.2006 15:29
HUNCWOTKA   Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba. Jest tu ak...   16.05.2006 17:32
Arthur Weasley   Odcinek 5 Chatka Hagrida, piątek, 1 grudnia 1995 ...   16.05.2006 18:28
Arthur Weasley   Odcinek 6 Grimmauld Place, sobota, 2 grudnia 1995...   19.05.2006 21:35
Ciasteczko   opowiadanie jest super (;. bardzo lubie charliego,...   20.05.2006 15:16
Arthur Weasley   Odcinek 7[center]ROZDZIAŁ TRZECI w którym bohatero...   22.05.2006 11:24
Ciasteczko   naprawde już nie wiem co powiedzieć. pochlebstwa m...   22.05.2006 14:24
Eva   Nie ma szans zebym zebrala sie teraz na jakas ladn...   22.05.2006 19:04
Arthur Weasley   Odcinek 8 Hogsmeade, Trzy Miotły, sobota, 20 sty...   25.05.2006 16:22
Ciasteczko   jak zwykle wspaniale. dodajmy do tego pociąg i pic...   26.05.2006 21:20
Arthur Weasley   Średnio z Rosjanami, jeśli już użyć mugolskiej ter...   28.05.2006 15:31
Arthur Weasley   Odcinek 10 Hogwart, piątek, 15 marca 1996 Hej, j...   31.05.2006 09:49
Arthur Weasley   Odcinek 11 Hogwart, niedziela, 17 marca 1996 - C...   03.06.2006 08:30
Eva   Jedno mnie zadziwia - dlaczego, mimo niewatpliwie ...   03.06.2006 20:24
Arthur Weasley   A jestem, jestem. Bo nie ma innego subforum ...   06.06.2006 21:13
koala   Od jakiegoś czasu zabierałam się za przeczytanie t...   07.06.2006 17:39
nessa   heh... właściwie zarejstrowałam się na tym forum...   07.06.2006 20:41
Arthur Weasley   W sumie jeżeli dla kogoś te wyrazy byłyby za trudn...   07.06.2006 21:41
Emili_Morger   Nie wciągnęło mnie to zbytnio ... Ale starasz się ...   08.06.2006 08:34
Arthur Weasley   Czego, przepraszam, nie biorę ze swojego pomysłu? ...   08.06.2006 09:07
koala   Tak, tak... w sumie prawda! Arthurze Weasle...   08.06.2006 11:25
Arthur Weasley   Odcinek 13 Hogwart , sobota/niedziela, 11/12 maja...   09.06.2006 16:39
koala   O! CUDNIE! Wchodzę na Kwiat Lotosu, a tu n...   09.06.2006 21:49
Arthur Weasley   Nie za dużo tej "północy" jak na jedno ...   11.06.2006 23:18
Arthur Weasley   Odcinek 14[center]ROZDZIAŁ SZÓSTY w którym Dolores...   12.06.2006 19:40
HUNCWOTKA   Kurde jak ja uwielbiam twoje opowiadanie! Musi...   12.06.2006 20:32
Arthur Weasley   Odcinek 15 [i]Muntele Jorzea, sobota, 15 czerwca ...   15.06.2006 10:13
nessa   uuuu...! jest tam kto? czy kolejny odcinek...   20.06.2006 14:53
Arthur Weasley   Autor nie ma focha. Autor w ogóle nie ma zwyczaju ...   23.06.2006 15:46
Arthur Weasley   [b]Epilog [b][i]Welwyn Garden City, piątek/sobot...   27.06.2006 16:14
Arthur Weasley   Autor składa podziękowanie nieświadomym współautor...   27.06.2006 16:17
Arthur Weasley   Ciąg dalszy w fanfikcie tegoż autora [url=http://w...   27.06.2006 16:20
Ciasteczko   ojej. koniec. brak mi bedzie tego ficka. bo byl n...   09.07.2006 18:36


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 06.06.2024 20:45