Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Vice Versa [cdn], hisotria pewnej herbatki;)

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 22 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 22
  
sonka
post 07.12.2004 14:34
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 06.12.2004




Witamy!
To opowiadanie zapewne znacie z forum Mirriel bądź też Dziurawego Kotła, gdzie było publikowane. Nie zaszkodzi chyba publikowac i na tym Forum:) Uprzejmie przypominam, że to opowiadanie jest dziełem wspólnym moim (Sonki) i Kitiary uth Matar, więc jakiekolwiek uwagi prosze kierować do nas obu.
Pozdrawiamy i życzymi miłego czytania:)
Kit i Sonka


VICE-VERSA


Moja jest tylko racja i to święta racja, bo nawet jeżeli jest i twoja, to
moja jest mojsza niż twojsza, i zaprawdę powiadam wam, że to właśnie moja
racja jest najmojsza!
[„Dzień Świra”]

Łatwo jest zmienić ustrój, trudniej człowieka!
[Stefan Kardynał Wyszyński]

Jaki kto jest wewnątrz, tak widzi świat wewnętrzny
[Tomasz a Kempis]




PROLOG

- Ty wstrętna szlamo!
- Ty porąbany arystokrato z przerostem ambicji nad możliwościami!
- Uważaj, bo pokażę ci , gdzie twoje miejsce i nie będę przy tym miły!
- Jak rzucę w ciebie odpowiednią klątwą, matole, to już nic, nigdy, żadnej kobiecie nie pokażesz!

Harry zaśmiał się i potoczył wzrokiem po rozbawionym tłumie uczniów obserwujących z chorą fascynacją Parę Stulecia. Takiego przydomku bowiem doczekali się, ku swojemu wielkiemu niezadowoleniu, Draco Malfoy i Hermiona Granger, którzy dawali teraz pokaz (a raczej, jeden z tysięcy pokazów) standardowej kłótni małżeństwa z wieloletnim stażem.
- Ty masz się za kobietę, Granger? - zadrwił Ślizgon ze złośliwym uśmiechem.
- Ja jestem kobietą, za to na pewno ty nie jesteś mężczyzną, Malfoy! Zbyt często to podkreślasz - zgrabnie zripostowała zniewagę, orzechowo oka Gryfonka.
- Nie prowokuj mnie Granger, bo pożałujesz, że się urodziłaś! - Malfoy zaczynał tracić dobry humor.
- Na pewno tego nie pożałuję i na pewno nigdy nie pożałuję tego, że urodziłam się w mugolskiej rodzinie, chociaż ty mi próbujesz z tego powodu zatruć życie!
- Pewnie! Wiesz co, takim szlamom jak ty to dobrze! Nie dziwię ci się, że nie chciałabyś urodzić się w rodzinie z tradycjami takiej jak moja - mądrzył się potomek wielkiego Lucjusza M. - Takie pochodzenie zobowiązuje i niesie ze sobą wiele odpowiedzialnych zajęć!
- Na pewno! A pierwszym z tych zajęć jest wybór modnej szaty i zaczesanie włosów na żel. No jakże fascynujące i zajmujące zadania życiowe Malfoy!

Ron i Harry zaśmiewali się z tych słów do rozpuku i patrzyli z satysfakcją na bardzo głupią minę Malfoya. Mina Dracona bardzo szybko przestała być zabawna, a zaczęła wyrażać wściekłość.
- Wyprowadzasz mnie z równowag, Granger! Myślisz, że życie w rodzinie z pochodzeniem, tradycjami i na poziomie ta taka zwykła bezmózgowa wegetacja, jak życie szlamy, albo mugola?! Tobie jest łatwo, chociażby dlatego, że jesteś dziewczyną. Z tego powodu masz nawet nieco lepsze oceny ode mnie. Pobłażają ci ze względu na pochodzenie i płeć, a ode mnie wymaga się więcej!
Hermiona prychnęła jak znieważona kocica.
- Tu cię boli, wielki Draco Patrzcie Na Mój Rodowód Malfoyu - powiedziała całkiem spokojnie. - Nie dorównujesz jakiejś durnej twoim zdaniem dziewczynie z mugolskiego domu, więc się na niej wyżywasz, bo masz kompleksy. Żałosne. Myślisz, że mugole są tępi, nie myślą i wegetują? Myślisz, że moje życie polega na nic nie robieniu? Jesteś głupszy niż sklątki tylnowybuchowe Hagrida, albo gumochłony!
- Nie obrażaj mnie, durna szlamo! Jesteś głupią, szlamowatą suką, która nie potrafi okazywać szacunku lepszym od siebie ! - wściekał się Draco.

Ron zamierzał właśnie rzucić się na Malfoya, ale Harry go przytrzymał.
- Daj spokój - syknął rudzielcowi do ucha. - Ona sobie z nim doskonale poradzi.
Harry oczywiście miał rację.
- Dosyć tego! Zero kultury i szacunku do kobiet, co z ciebie za arystokrata! - Hermiona była naprawdę zła i rzuciła w Draco Malfoya nieznaną nikomu dookoła klątwą, która spowodowała, że chłopakowi wyrosły ośle uszy.
- Malfoy, zabawny z ciebie osiołek, całkiem sympatyczny - drwiła Hermiona z uznaniem przyglądając się swemu dziełu, ale nie trwało to długo, bo za chwilę złapała się za twarz na której pojawiły się okazałe, sumiaste wąsy.

Uczniowie chichotali rozbawieni i zadowoleni z darmowego przedstawienia.
- Do twarzy ci z zarostem, Hermiono - Harry nie mógł powstrzymać się od takiego komentarza. Przyzwyczaił się już do kłótni Malfoya i swojej przyjaciółki, osobiście uważał, że Hermiona za często dopuszczała do takich sytuacji. Stała się ostatnio wybuchowa i nie potrafiła zmilczeć żadnego obraźliwego tekstu, rzucanego przez blondwłosego arystokratę, a on radośnie ją podpuszczał i wyprowadzał dziewczynę z równowagi.
- No nie! Ośle uszy! Buhahaha! - rechotał Ron trzymając się za brzuch.

- Accio różdżki! - rozległ się zniecierpliwiony głos jak najbardziej dorosłego czarodzieja.
Albus Dumbledore wyłonił się jak spod ziemi.
- Mam dosyć kłótni Naczelnych Prefektów. Zamiast dbać o porządek, sami siejecie największy zamęt w szkole. Jesteście najlepszymi uczniami w Hogwarcie, to wstyd żebyście się tak zachowywali.
- Ale, panie profesorze! - zaczęli obydwoje i obydwoje urwali, widząc minę dyrektora.
- Pójdziecie razem ze mną do mojego gabinetu - spokojnie dodał Dumbledore i sprawnie usunął skutki klątw z Hermiony i Dracona. - Zapraszam.
Granger i Malfoy poczłapali posłusznie za dyrektorem. Byli bardzo cisi i trochę przestraszeni, Dumbledore rzadko kiedy wzywał uczniów do siebie. Musieli przekroczyć w końcu granice jego cierpliwości.
- Panie profesorze? Chyba pan nas nie wyrzuci ze szkoły? - spytała z silną obawą w głosie Hermiona, a Draco pobladł straszliwie po tych słowach i głośno przełknął ślinę. Ojciec chyba by go zamordował, gdyby został wydalony z Hogwartu. Nie zamierzał jednak pokazywać przed tą durną szlamą, że obawia się własnego ojca.
- Nie wyrzucę was ze szkoły - odpowiedział bardzo spokojnie dyrektor, a Malfoyowi bardzo mocno ulżyło. - Po prostu sobie z wami przez chwilę porozmawiam, musicie zrozumieć, że każde z was jest wartościowym człowiekiem. Nie możecie się nawzajem traktować jako gorsze gatunki.
- To on mnie uważa za gorszy gatunek! - obruszyła się Hermiona.
- Naprawdę? - w oczach Albusa zalśniły ogniki rozbawienia - A ty, Hermiono uznajesz Dracona za równego sobie i godnego miana czarodzieja, młodzieńca, tak?

- Eeee... - nie była to może błyskotliwa odpowiedź jaką zwykle można było usłyszeć z ust panny Granger, lecz jedyna, która przychodziła dziewczynie w tej chwili do głowy. Starszy czarodziej uśmiechnął się zupełnie tak jakby spodziewał się tego typu odpowiedzi.
- Czy to nie tekst Pottera? - zakpił Draco. Dziewczyna rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Chcesz oberwać, osiołku? - zapytała głosem lepkim jak miód.
- Grangerrr - wysyczał wściekle Malfoy.
- Ekhm - założyciel Zakonu Feniksa odchrząknął cicho acz znacząco przypominając im o swojej obecności.
- Przepraszam, panie profesorze - rzekła Prefekt Naczelna ze skruchą, a Ślizgon w ramach przeprosin nieznacznie skinął głową. Albusowi Dumbledore`owi to wystarczyło. Uśmiechnął się do nich przyjaźnie i resztę drogi przebyli w ciszy.
- Gumowa kaczka - powiedział dyrektor, gdy w końcu znaleźli się przed wejściem do jego gabinetu. Chimera odskoczyła by wpuścić ich do środka.
- Siadajcie - nakazał łagodnie dyrektor wskazując na dwa fotele przed mahoniowym biurkiem. Para Stulecia wykonała polecenie dyrektora bez szemrania: Draco ze względu na możliwość zmiany zdania przez „tego pogiętego Dropsa”, jak zwykł określać Albusa Dumbledore`a jego szacowny ojciec, a Hermiona z powodu odczuwania wyrzutów sumienia
( co prawda, nie dawały one osobie znać aż tak bardzo, ale fakt, iż pojawiły się, wprawiał orzechowookie dziewczę w stan lekkiej furii).Oczywiście każde z nich ostentacyjnie wbiło wzrok w zupełnie inny punkt byleby tylko nie patrzeć na siebie - całkowicie jeszcze nie ochłonęli.
- Herbatki? - zagaił Dumbledore, gdy cisza w pomieszczeniu przedłużyła się nieznacznie.
Obydwoje wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
- Pewnie po takiej sprzeczce musicie być spragnieni - wyjaśnił rozbawiony widząc ich miny i wyczarował na biurku tacę z trzema filiżankami, dzbankiem, cukierniczką oraz talerzykiem z małym stosikiem ciasteczek oblanych mleczną czekoladą. - Częstujcie się - powiedział podsuwając ów talerzyk Draconowi i Hermionie pod nosy.
- Może później - podziękowała grzecznie dziewczyna, gdyż czuła, że jakby przełknęła słodycz to jej żołądek zareagowałby bardzo gwałtownie.
- Ale kubka porządnej herbaty chyba nie odmówisz ? - Dumbledore postawił przed nią filiżankę z ciepłym płynem. Hermiona uśmiechnęła się blado w odpowiedzi.
- Chyba nie zaszkodzi - wymamrotała zakłopotana.
Draco natomiast wcale nie zamierzał przyjąć żadnego z proponowanych smakołyków.
Pamiętaj synu, nigdy nie przyjmuj niczego od starego Dropsa mawiał ojciec przed każdym powrotem Draco do Hogwartu i jego potomek nie zamierzał zawieść ojca.
- A pan, panie Malfoy? Może ma pan ochotę na ciasteczko? - Dumbledore podsunął chłopakowi talerzyk z ciasteczkami. Dracon obdarzył dyrektora spojrzeniem z serii „Sam to sobie zjedz”, a następnie zerknął z obrzydzeniem na apetycznie wyglądające ciasteczka i z przerażeniem stwierdził, że na myśl o ich smaku cieknie mu ślinka.
Szybko odwrócił wzrok i wbił spojrzenie w miecz wiszący na ścianie za siedzeniem profesora.
- No to może herbatki? - staruszek najwyraźniej nie zamierzał dać za wygraną. Draco również nie zamierzał przegrać tej „batalii”. Niestety, od kolacji minęło już troszeczkę czasu i jego żołądek zaczął głośno domagać się czegoś do przetrawienia.
Że też nie mógł sobie wybrać lepszej pory jęknął w duchu blondyn
- Może jednak się skuszę - rzekł zażenowany biorąc od szczerze ubawionego tą sytuacją Dumbledore`a filiżankę z herbatą po czym sięgnął niepewnie po smakowite ciasteczko. Sam dyrektor ...


**

Dracon wracał z gabinetu „szanownego” dyrektora i był, delikatnie powiedziawszy, wściekły. Nie dość, że Dumbledore zafundował mu wykład na temat poglądów rasistowskich jakiegoś mugola o niemiecko brzmiącym nazwisku porównując je do poglądów potomka Lucjusza i Narcyzy Malfoyów, to jeszcze kazał mu przeprosić tę Pannę -Ja -Wiem - To - Wszystko - Lepiej - Niż - Ty - Granger. Wściekłość ta przeradzała się w stan furii, gdy pomyślał o tym jak dał się podpuścić z tymi „cholernymi” ciasteczkami i „pieprzoną herbatą”.
- Magiczna Ciotka Umridge * - niemalże wrzasnął stanąwszy przed wejściem do pokoju wspólnego swego domu. Portal otworzył się i Draco wmaszerował do środka, tupiąc i sapiąc przy tym jak stado wściekłych hipogryfów.

**

- Co się stało, Dracusiu? - na jego nieszczęście tuż przy schodach prowadzących do męskich dormitoriów dopadła go Pansy, a dokładniej rzecz ujmując uwiesiła się na jego szyi.
- Jakbyś nie wiedziała - mruknął ponuro odsuwając dziewczynę od siebie.
Jeszcze mi Pansy do szczęścia potrzeba pomyślał ze złością.
- No wiem, ale co ci Drops powiedział, że tak mnie traktujesz. Już mnie nie kochasz? -zachlipała wbijając w niego załzawione spojrzenie. Ten tani chwyt zawsze działał na potomka Lucjusza Malfoya... Lecz tylko w chwili, gdy nie był on na granicy wytrzymałości psychicznej.
- PANSY, DO JASNEJ CHOLERY, DAJ MI SPOKÓJ! - ryknął dając upust swojej wściekłości. Panna Parkinson widząc, że jej chłopak jest „nie w humorze”, jak określała stan złości Malfoya juniora, zrobiła obrażoną minę i wróciła na swoje miejsce by dalej plotkować z Millicentą.

Draco dziękując w duchu wszystkim znanym i nieznanym bóstwom skierował się do swojego dormitorium. Całe szczęście od jutra rozpoczynały się ferie świąteczne, więc będzie miał okazję odpocząć od kłótni z Granger, reprymend w wykonaniu nauczycieli oraz wiecznie klejącej się do niego Pansy. I to przez całe dwa błogie tygodnie. Uśmiechnął się do siebie na tę myśl, jednak jego uśmiech znikł w ekspresowym tempie, gdy zobaczył w jakim stanie jest dormitorium siódmego roku Slytherinu, które on miał szczęście (chociaż w tej chwili raczej nieszczęście) zamieszkiwać: wszędzie walały się nie doprane skarpetki, spodnie, bluzki, papierki po słodyczach itp. itd. Na samym środku pokoju stały trzy kufry, do których Vincent, Gregory i Blaise próbowali wpakować cały ten bałagan i, ku zdziwieniu Dracona, całkiem nieźle im to wychodziło.
Ale najpierw będę musiał przeżyć ten wieczór jęknął w duchu.
- Yo, Draco - przywitał się Blaise - Jak tam pogawędka z Dumblem?
Malfoy Junior obdarzył współlokatora BARDZO znaczącym spojrzeniem i zabrał się za pakowanie swoich rzeczy, które nie uczestniczyły w tworzeniu tego „syfu”, jak nazwał blondyn, bałagan panujący w dormitorium, do ogromnego kufra. Zajęło mu to około pól godziny, czyli o wiele krócej niż jego kolego, którzy skończyli dopiero o wpół do jedenastej w nocy.

* Magiczna Ciotka Umbridge -> na cześć największej jędzy w Hogwarcie. ”Magiczna Ciotka” to nazwa bimbru występującego w ff Kit „I belive in a thing called love”. Do Umbridge pasuje ze względu na jej wyjątkowo „magiczne” sposoby nauczania OPCM-u ;p

**

- Gdzie byłaś? - jękliwym głosem zapytał Ron, gdy panna Granger pojawiła się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru
- Och, daj mi spokój, Ronaldzie - odpowiedziała poirytowana Hermiona. Nie miała ochoty na żadne konwersacje. Nie po wykładzie Dumbledore’a (który był oczywiście przeprowadzony bardzo łagodnie i w miłej atmosferze) o błędach rasistowskiego myślenia, o Hitlerze i tym podobnych bzdurach. Chciała iść pod prysznic i spać.
Ja rozumiem, mówić o Hitlerze Malfoyowi, on sam jak Hitler, ale sugerować to mi? Niedoczekanie! uważała się za pokrzywdzoną, chociaż w głębi duszy wiedziała, że sama czuje do Dracona, to, co on czuł do niej. Pogardę. I, że, no cóż... uważa się za lepszą od blond wypłosza.
Mimo, że Malfoy wypłoszem przestał być ponieważ urósł i zaczął wyglądać jak mężczyzna, dla niej zawsze nim pozostanie.

Hermiona była już spakowana na wyjazd do domu, jej kufer leżał sobie z elegancko ułożonymi ubraniami, które chciała wymienić na inne, oraz z kilkoma książkami, z których chciała skorzystać podczas ferii, żeby napisać kilka zadanych na ten czas wypracowań.
Dziewczyna zrobiła sobie błyskawiczny prysznic i z cichym „dobranoc” rzuconym koleżankom z dormitorium, wskoczyła do miękkiej pościeli.



Rozdział I
Potwór w lustrze



Nie jestem sobą, to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie,
nie jestem sobą, to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie.

[ Elektryczne Gitary, „Nie jestem sobą]


Draco obudził się i przeciągnął w ciepłej, wygrzanej jego ciałem pościeli.
Czuł, że było bardzo wcześnie, ale zwlekł się z łóżka i skierował swoje kroki na lewo do łazienki.
Coś było nie tak...
Nie było drzwi do łazienki, tak gdzie znajdowały się od zawsze.
Chłopak przetarł oczy i popatrzył na dwie niezłe laski, które spały na dwóch łóżkach przy jego wyrku.

Była impreza i nic nie pamiętam? - pomyślał mało przytomnie, a następnie przyszła mu do głowy dużo bardziej przytomna myśl, że nie pamięta balangi przez herbatkę Dumbledore’a. Ziewnął i skierował się na prawo gdzie przez zaspane, przymrużone ślepka, ujrzał drzwi łazienki.
Wszedł i nagle go oświeciło.
W łazience był tylko sedes, spora umywalka i kilka bordowych ręczników.
Był w Wieży Gryffindoru, w... damskim dormitorium.
Nieważne, że ni mógłby się do niego dostać, jako chłopak, ważne że najwidoczniej w nim był
- O, cholera, tak to nigdy nie imprezowałem - powiedział sam do siebie cicho, dziwnym, wyższym niż zazwyczaj głosem.
Odkaszlnął i nachylił się nad umywalką, by przemyć twarz. Odgarnął włosy do tyłu, odkręcił kran. Nabrał wody w swoje drobne, zgrabne dłonie...
Od kiedy ja mam drobne dłonie? - pomyślał - bo zgrabne, to one były zawsze...
Nie zastanawiając się nad tym szczegółem dłużej, znowu odgarnął podejrzanie długie, ciemnobrązowe loki z czoła i przemył twarz jeszcze raz.
„Ciemne, kręcone włosy” - pomyślał i podejrzliwie spojrzał w lustro nad umywalką.

Draco Malfoy nie krzyknął, nie zemdlał, nie przestraszył się. Stał i patrzył z chorą fascynacją w swoje lustrzane odbicie.
Ale ma popierdzielony sen. Jestem Granger... No tak, dlatego jestem w dormitorium dziewcząt, jako facet nie mógłbym tu wejść... Boże, co za chora faza, co mi dał ten pokręcony Drops, że mam takie koszmary?
Tylko, że wszystko było zbyt realne jak na sen.

Nagle Draco uśmiechnął się do siebie przekornie. Wychodził z założenia, że w każdej sytuacji da się znaleźć pozytywne aspekty, teraz też takowe zauważył.
- Lecę na Draco Malfoya - powiedział na głos, głosem Hermiony Granger uważnie wpatrując się w lustro. To było ciekawe doświadczenie.
Zamknął drzwi, uśmiechnął się sam do siebie przekornie i ściągnął koszulkę nocną.
Spojrzał w lustro i zagwizdał z podziwem.
- No z Grangerówny jest niezła laska - powiedział do siebie głosem rzeczonej Grangerówny.
Zachichotał i pomacał średniej wielkości, jędrne piersi. Czuł się dosyć dziwnie, bo przecież tak naprawdę nie obmacywał Granger, ale swoje własne ciało (czuł to wyraźnie), które było ciałem Hermiony.
Boże, co mi dolał do herbaty ten zramolały, stary kochaś szlam i mugoli? - pomyślał jeszcze raz, tylko że tym razem nie był już taki rozbawiony.
To, co się działo było niebezpiecznie realne. Przyszło mu do głowy, że może powinien jeszcze raz położyć się do łóżka i spróbować zasnąć i kiedy się obudzi za godzinę, dwie, będzie już sobą. Jakaś część jego osobowości podpowiadała mu jednak, że to co się dzieje nie jest snem, ale jawą, a rozmyślanie nad prawdopodobieństwem realności tego zdarzenie, może mu tylko namącić w głowie.

Okey, idę pod prysznic... tylko w Gryffindorze nie ma pryszniców przy dormitoriach - pomyślał marszcząc czoło.
Powinienem się uszczypnąć, a na pewno się obudzę... albo zrobić sobie sznyty, jeżeli śpię, ból obudzi mnie na pewno... - Draco nigdy nie robił sobie sznytów. Normalnie w ogóle by mu to do głowy nie przyszło, ale ta sytuacja, ze wszech miar, normalną nie była na pewno.
Rozejrzał się po łazience lecz nie ujrzał niczego ostrego. Po cichu poszedł po różdżkę (Hermiony Granger oczywiście), wrócił i ponownie zamknął drzwi.
- Demollus - powiedział szeptem, żeby zaklęcie podziałało jedynie punktowo, na lustro i nie spowodowało hałasu. Udało się i tafla cicho brzęknęła pękając w kilku miejscach.
Draco delikatnie wyjął jeden spory kawałek szkła i usiadł po turecku na podłodze.
Dobra, jeżeli to nie podziała, to oznacza, naprawdę jestem lokatorem ciała szlamowatej Gryfoneczki i wtedy dopiero zacznę się martwić - naciął lekko skórę na lewym nadgarstku. Szkło było ostre i na początku w ogóle nie poczuł bólu. Po chwili jednak odczuł lekkie pieczenie, a po skórze zaczęła spływać bardzo wąziutkim strumieniem czerwona krew. Patrzył na to z zaciekawieniem.
Bolało, krew spływała, ale nic innego się nie działo. Nadal siedział na zimnej posadzce w łazience, w dormitorium dziewcząt Gryffindoru i nadal był dziewczyną.
Niedobrze - pomyślał i przeszedł przez jego ciało zimny dreszcz lęku.

Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenie weszła Levander Brown. Weszła i wrzasnęła, budząc koleżankę.
- Hermiona! Co ty robisz?! Chcesz się zabić?! O, mój Boże!
- Uspokój się, kretynko - zimno powiedziała „Hermiona” i dziewczyna naprawę zamilkła. Granger nie miała w zwyczaju tak się do niej odzywać.
- To co w takim razie robisz, co? Ja wiem, że Malfoy znowu cię wkurzył, ale żeby przez niego...

Do łazienki weszła także Parvati, przecierając oczy.
- Boże... - zdołała jedynie powiedzieć zaspanym głosem .
-A tam, Malfoy jest wporzo - chłodno odrzekło „dziewczę” i odłożyło odłamek szkła. - Znaczy chciałam powiedzieć, co on mnie obchodzi, palant jeden? - poprawił się zaraz nieszczęsny Draco. Nie wiedział co robić, miał natomiast pojęcie, że powinien zachowywać się w miarę wiarygodnie.
- Sprawdzałam jedynie swoją wytrzymałość na ból... Co się tak gapicie? Jakbym chciała się zabić, to na pewno nie tu i na pewno cięłabym się głębiej.
- Jesteś dziwna - orzekła Parvati.
Draco wstał i naprawił zaklęciem lustro. Wiedział jedno - musi znaleźć Granger (która teraz na pewno jest nim) i spróbować jakoś to wszystko przywrócić do porządku.

*

Hermiona przeciągnęła się rozkosznie w mięciutkiej pościeli. Nie za bardzo miała ochotę opuszczać cieplutkie łóżeczko, ale cóż...natura wzywała. Trochę ją zirytowało, że akurat w tym momencie, ponieważ właśnie śniło jej się jak zajada się swoim ulubionym ciastem z orzechami. Przewróciła się na drugi bok mając nadzieje, że może uda jej się usnąć raz jeszcze, ale sygnały o pełnym pęcherzu docierały do jej mózgu coraz bardziej natarczywie. Zwlekła się więc niechętnie z łóżka i po omacku ruszyła do łazienki. Gdzieś na środku pokoju wpadła na coś i z łoskotem upadła na kamienną posadzkę.
- Cholera...ciszej. Ludzie chcą spać - dobiegł ją męski głos dochodzący z łóżka po prawej stronie.
- Sorry...- przeprosiła Prefekt Naczelna Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, podnosząc się z podłogi. Następnie ruszyła powoli obijając się o różne meble do łazienki. Skręciła, jak zawsze w prawo, i nacisnęła na klamkę...której nie było. Jej dłoń ześlizgnęła się po płaskiej, gładkiej powierzchni.
Co jest? - pomyślała przecierając zaspane oczęta i patrząc przed siebie.
Zamarła.
Stała przed kamienną ścianą, której na pewno nie powinno tutaj być.
Co jest? - pomyślała raz jeszcze ze zgrozą.
Coś jej tutaj nie pasowało. Po pierwsze: w tym miejscu powinny znajdować się drzwi do toalety. Po drugie: w sypialni siódmego roku Gryfonek NA PEWNO nie było chłopaków. Przecież nie mogliby tutaj wejść nawet gdyby bardzo, ale to bardzo chcieli, ponieważ istniała ta blokada. Skąd więc wziął się ów męski głos, który ją skarcił, gdy się przewróciła?
Nagle do głowy przyszedł jej głupi pomysł, że jest w dormitorium męskim.
Nieee... -uśmiechnęła się do siebie na te myśl - Na pewno nie.
Odwróciła się od ściany by poszukać wzrokiem drzwi do toalety...
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - wrzasnęła przerażona.
Ewidentnie znajdowała się w męskim dormitorium, a na dodatek dormitorium Ślizgonów o czym świadczyła zielono - srebrna tonacja w jakiej utrzymany był wystrój pomieszczenia.
Jej wrzask obudził śpiących mężczyzn.
- Na Merlina, Malfoy, weź się przymknij - odezwał się Zabini ukazując przy okazji swoje migdałki.
-M... Malfoy? - zająknęła się Hermiona wpatrując się w przystojniaka zdezorientowana.
Po jaką cholerę ten kretyn nazywa mnie ‘Malfoy`? - zastanowiła się podczas gdy Zabini, Crabbe i Goyle wymienili zdziwione spojrzenia.
- Dobrze się czujesz, Draco? - spytał Zabini przyglądając się Hermionie z szerokim uśmiechem.
- Draco? - warknęła wściekle Gryfonka. - Słuchaj ty kretynie, czy ja ci ...- urwała bo nagle zdała sobie sprawę, że jej głos nie brzmi tak jak powinien. Był grubszy, niższy i... bardziej męski. Poza tym dotarło do niej, że patrzy na Zabiniego z większej wysokości niż zazwyczaj.
- Eeee...- bąknęła - Sorry, Blaise...Coś mi się pomieszało. Wiesz...Dumbledore i ta jego herbatka - wyjaśniła szybko.
- Brałeś coś od Dropsa? - spytał zdziwiony Crabbe.
- Powiedzmy - ucięła Hermiona. - Sorry, musze do klopa - przeprosiła i ruszyła ku pierwszym drzwiom po lewej stronie.
- Ekhm, Draco...- zaczął niepewnie Zabini.
- Co? - zapytała ze złością kładąc rękę na klamce w kształcie węża. Czuła się troszeczkę niepewnie w towarzystwie trzech Ślizgonów.
- Tam jest szafa - wyjaśnił chłopak z nutą rozbawienia w głosie.
- Uhmm...- Hermiona poczuła jak na jej policzki wstępuje ceglasty rumieniec - Przecież wiem - odrzekła szybko podchodząc do drugich drzwi, które na szczęście okazały się drzwiami do łazienki.
- Czy on coś ćpał? - usłyszała pytanie Crabbe`a...
- Drops musiał mu coś dosypać - ...i odpowiedź Zabiniego nim zamknęła drzwi. Oparła się o nie.

Ja chyba śnie. Tak, to na sto procent jest sen. Tylko, do cholery, dlaczego on jest taki PRAWDZIWY?! - myślała gorączkowo lustrując łazienkę. Było to przestronne pomieszczenie u trzymane w srebrno - zielonej tonacji ( zielone kafelki, srebrne ręczniki), w którym znajdowały się : dużych rozmiarów kabina prysznicowa, umywalka z lustrem przyozdobionym srebrnymi ornamentami, dwa sedesy.
Ładna - przemknęło jej przez myśl. Cholera, Hermi, o czym ty myślisz. Weź się uszczypnij, bo to nie dzieje się naprawdę.[/i] Skarciła siebie w duchu.
Odetchnąwszy parę razy i policzywszy do dziesięciu(oczywiście to wszystko w ramach uspokojenia zszarpanych nerwów) podeszła nieśpiesznie do lustra. Spojrzała w nie i ..
- O cholera! - wrzasnęła odskoczywszy od niego jak oparzona.
- Draco, okej? - dobiegł ją przytłumiony przez drzwi głos Zabiniego.
- Odwal się, Zabini - wyrwało jej się - To znaczy jasne, że tak - poprawiła się szybko podchodząc wolno do lustra z miną jakby w łazience położono odbezpieczony granat.
- Jezus Maria... - jęknęła stając w końcu przed nim. Ujrzała bladą twarz o szarych oczach, które teraz wpatrywały się w nią z mieszaniną przerażenia i niedowierzania.
-To koszmar... Zaraz się obudzę. To na pewno koszmar - zaczęła mówić do siebie uspokojenia opierając ręce na umywalce i wbiła wzrok w białą, emaliową powierzchnię.
-Wdech i wydech...i jeszcze raz...Wdech i wydech... - powtarzała, a w miarę jak to mówiła czuła, że się uspokajała - Okey... jestem spokojna... jestem spokojna - trochę dziwnie brzmiały te słowa wypowiadane zimnym głosem Malfoya - A teraz spojrzysz w lustro, Hermi, i zobaczysz, że ci się to przyśniło... - instruowała siebie drżącym głosem. Powoli podniosła wzrok znad umywalki i spojrzała w lustro.
- Cholera...- wymknęło jej się ponownie. Nadal wpatrywała siew twarz należącą do Malfoya, a tym samym jej własną twarz. Normalnie nie przeklinała. Najwyżej od czasu do czasu, ale w sytuacjach, które ją stresowały, a ta się do nich niezaprzeczalnie zaliczała.
Stała tak z pięć minut wpatrując się w tą bladą, odpychającą twarz, należącą do faceta, którego tak nienawidziła.

Przecież nie mogę być Malfoyem. To nie możliwe... - pomyślała trzeźwo ogarniając blond czuprynę, która zaczęła wchodzić jej do oczu. Nawiasem mówiąc blond kukła miała całkiem niezłe ciałko: złotobrązowa opalenizna i lekko umięśniona klata, zapewne od gry w Quiddicha.
Boże, Herm, o czym ty myślisz.! SKUP SIĘ, DO JASNEJ ANIELKI!!! krzyczała w duchu ile sił.
W końcu należałoby w końcu dowiedzieć się prawdy.
Jeśli zaboli to znaczy, że to rzeczywistość. Jak nie to się obudzę- pomyślała, podnosząc prawą rękę i układając ją w zaciśniętą pięść. W głębi duszy miała jednak nadzieję, że się obudzi z tego okropnego snu...Snu? Chyba horroru! No bo czy to nie straszne znaleźć się w ciele swego wroga?
Przymknęła oczy.
- A oto chwila prawdy - stwierdziła posępnie i z całej siły walnęła siebie w twarz. Uderzenie było tak silne, że upadła na posadzkę skamląc z bólu.
Jedno musiała przyznać Ślizgonom - mieli bardzo akustyczna łazienkę. Dlaczego? Ano z prostego powodu: zaraz po jej upadku do toalety wpadli jej „ koledzy” i stanęli jak rażeni piorunem widząc Hermionę...to znaczy „Malfoya” na posadzce trzymającego się za policzek, na którym z minuty na minutę ciemniał bardzo duży siniak.
- Nie wiem czego Drops dolał do tej herbaty, Malfoy, ale musiało ci to pomieszać we łbie - stwierdził Blaise pomagając Hermionie wstać. Crabbe i Goyle obserwowali z przerażaniem całą tą scenę.

Hermiona zignorowała go i wróciła do dormitorium. Usiadła na łóżku należącym do Malfoya, zaciągnęła zielone zasłony i zagrzebała się na powrót w zimnej teraz pościeli.
Usłyszała jak Zabini i dwaj „ochroniarze” Dracona wchodzą do pokoju rozmawiając o czymś półgłosem, ale jakoś jej to nie interesowało.
Jedno wiedziała na pewno: To wcale nie był sen. To wszystko działo się naprawdę i wcale jej się to nie podobało. Przez moment zastanawiała się jaka może być tego przyczyna, jednak przed oczami ciągle miała twarz tego lalusiowatego arystokraty w związku z czym trudno jej było racjonalnie myśleć.
Skoro ja jestem w jego ciele...to on musi być w moim - wpadło jej do głowy. Zerwała się więc z łóżka rozsuwając kotary, aż pozrywały się z żabek i opadły na podłogę wzbijając kłęby kurzu. Hermiona nie za bardzo się tym przejęła. Zaczęła się szybko ubierać. a w głowie miała tylko jedną myśl: znaleźć Malfoya i odkręcić tę chorą sytuację.

Ten post był edytowany przez sonka: 07.12.2004 14:38


--------------------
Cause' everybody wants to hide their secrets away
Nobody wants to stand up to the pain
But I will stand up to the pain
Wake up and fight again
If you could dance with me through this rain
And we will fight, we?ll fight again, fight again

[Good Charlotte; Secrets ]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 18.07.2006 19:00
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Korekta: Toroj

Rozdział dedykowany Nim z okazji szesnastych urodzin
Sonka i Kit


Rozdział VIII:
Nie ma jak rodzinne Święta



To najlepszy czas w roku dla rodziny
To wspaniałe uczucie
Poczuć miłość w pokoju
Od podłogi aż po sufit
To jest ten czas w roku,
Gdy przychodzą Święta*
[ Merry Christmas, Happy Holidays; N` Sync]



Draco położył się na łóżku i przymknął oczy. Czuł się trochę dziwnie; był lekko nieprzytomny; tak jakby na lekkim rauszu. Cieszył się, że pani Granger zasugerowała mu, aby poszedł na górę. Po kilku chwilach poczuł, że tępe, bolesne pulsowanie w podbrzuszu znowu się nasila. Kolejny skurcz wywołał jęk i grymas cierpienia na jego twarzy.
Spróbował zasnąć, ale nie mógł. Kręcił się z boku na bok i z lekką grozą rozmyślał o świętach, które musi spędzić z tą cudaczną babcią Grangerówny. Westchnął cicho, wstał i poszedł po następną tabletkę przeciwbólową.
I tak przegiąłem z tymi mugolskimi prochami – pomyślał, patrząc na okrągłą pigułkę w swojej dłoni. Kolejny skurcz w dole brzucha spowodował, że syknął niemal ze złością.
Co tam, najwyżej się struję, ale trochę mniej będzie bolało...
Zamknął oczy i połknął następny Nurofen.
Powędrował z powrotem do łóżka. Tym razem udało mu się zdrzemnąć, ale miał dziwne, pełne niedorzecznych sytuacji sny i wiercił się niespokojnie przez sen.

Parę minut po dziewiątej wieczorem obudziło go charakterystyczne stukanie w szybę . Przetarł oczy i popatrzył w kierunku okna.
- Kolejna sowa – mruknął.
Wstając, delikatnie się zatoczył, ku swojemu zdziwieniu. Wpuścił posłańca do pokoju.
List był oczywiście od Granger i Draco westchnął teatralnie, gdy przeczytał kilka pierwszych linijek. Pisała, że dziękuje mu za troskę i uświadamiała go, co do postępowania wobec babci, która może (ale nie musi) przyjechać na święta.
Przyjechała, nie martw się – pomyślał ironicznie.

Babcia jest w gruncie rzeczy w porządku, ale traktuje mnie jak małą dziewczynkę. To może być irytujące.

- No co ty, Granger, naprawdę? – powiedział sam do siebie i prychnął demonstracyjnie.

Nie bądź jednak dla niej niemiły. Jak się do niej przyzwyczaisz, zobaczysz że jest sympatyczna. Musisz jej tylko DELIKATNIE sugerować, że nie jesteś już małym dzieckiem i zachowywać stosowny dystans, a wszystko będzie dobrze i może nawet ją polubisz. Bywa zabawna.

- Wiem, do cholery, co znaczy być delikatnym, Granger! – warknął głośno, dotknięty do żywego sugestywnym podkreśleniem słowa delikatnie, aż sowa nastroszyła z dezaprobatą piórka. Draco łypnął na nią spojrzeniem z serii: Coś ci się, mała, nie podoba? i wrócił do czytania.
Dalej Hermiona informowała go, że prezenty dla rodziców, o których mu wspominała w pociągu, ma zostawić tradycyjnie pod choinką. Pytała go też, jak jest z prezentami u nich w domu. Tak na wszelki wypadek. Nie chciała się zbłaźnić i znowu usłyszeć od Wielkiego Lucjusza jakichś miłych słów.
- Normalnie, Granger, normalnie – mruknął Draco sam do siebie i krzywo się uśmiechnął.
Tak, jego kochany ojczulek potrafił być przykry, a Granger nieźle przecież mu podpadła...Westchnął przeciągle i przeszedł do post scriptum.

PS: To raczej oczywiste, ale z wami - facetami, nigdy nic nie wiadomo, Malfoy, więc informuję Cię na wszelki wypadek, że podpaski zmienia się średnio co cztery godziny. I nie przesadzaj z prochami, bo się naćpasz.

Już jestem naćpany – pomyślał, w końcu właściwie kwalifikując ów dziwny stan otępienia. –[i] Ale to małe piwko.
Jeszcze raz przeczytał zdanie na temat podpasek.
- Żesz, cholera jasna – wyjęczał niemal płaczliwym głosem, gdy dotarło do niego, że chodzi od nocy w jednej i tej samej. – Żesz w pizdu – powtórzył bardziej żałośnie i usiadł z wrażenia na łóżku. – Na łyse jaja Merlina, DLACZEGO ja na to nie wpadłem?
Walnął się na odlew dłonią w czoło i stęknął.
- No i co się tak gapisz? – spytał ze złością sówkę, która przechyliła łebek i patrzyła na niego z zainteresowaniem. Ptak nastroszył się i cichutko zahukał.
- Wiem, że jestem głąbem – odpowiedział sowie już nieco łagodniej.
Westchnął i postanowił zmienić to „coś” (nie wiadomo dlaczego ogarniała go panika, na słowo „podpaska”), oraz odpisać Granger. Dokładnie w takiej kolejności.

**

W chwili, gdy przyszła odpowiedź Malfoya, Hermiona bawiła się z Casprem. Wpuściła sówkę do środka, odwiązała list od jej nóżki i, po uprzednim zaproponowaniu zmęczonemu ptakowi biszkopta i miseczki z wodą, usiadła obok Caspra i zaczęła czytać..

Granger,
Wiedz, że Twoja jakże kochana babunia raczyła się zjawić w tym roku na Święta u ciebie w domu...


- No to po mnie... – mruknęła pod nosem Hermiona. Labrador ziewnął głośno i złożył łeb na łapach. Dziewczyna wróciła do czytania.

Nie wiem jak ty wytrzymujesz tę komedię (i te kolory), ale chyba zacznę ci gratulować cierpliwości. Chociaż jakby się tak zastanowić...

Uniosła wysoko brwi. Nigdy nie zdarzyło się, by Malfoy junior czegokolwiek jej gratulował... a już na pewno, by gratulował jej cierpliwości.
- Twój pan jest dziwny – stwierdziła, zerkając na psa. Casper znów ziewnął w odpowiedzi.

Dla Twojej informacji: wiem co to znaczy „delikatnie sugerować”. Gdybyś nie zauważyła, nazywam się Malfoy.

- A patrz no, nie wiedziałam – zadrwiła Hermiona. Pisząc list do Ślizgona, wolała mu wspomnieć o delikatności, ponieważ znając jego zachowanie, dobrze wiedziała, że chłopak może się zachować nietaktownie. Było to wysoko prawdopodobne w sytuacji, w której obecnie się znalazł.

Jeśli chodzi o prezenty to chyba logiczne, że pod choinką, prawda? Na wszelki wypadek przypomnę ci, że prezenty są w moim kufrze. A jak ich tam nie ma to krzyknij na skrzata. Powinien w końcu wiedzieć, gdzie je wpakował.

- A skąd ja mam wiedzieć, jak u Malfoyów jest z prezentami? Czy ja tu mieszkam? – warknęła. Naprawdę nie chciała podpaść Lucjuszowi, bo wydawało jej się, że jak strzeli jeszcze jedną taką gafę, to albo arystokrata się załamie albo ją poćwiartuje.
Raz jeszcze przeczytała ostatnie zdanie. Przy sformułowaniu krzyknąć na skrzata prychnęła z pogardą.
Jak go tak zastraszyłeś to na pewno wie - pomyślała i zgniotła list w dłoni. Już miała go wrzucić do kominka, gdy przypomniała sobie, że przecież nie przeczytała post scriptum. Rozwinęła go więc i, modląc się o zdrowie psychiczne, doczytała do końca. Okazało się, że niepotrzebnie nawet go rozwijała, bo zdanie „Czy twoja babcia ubiera się w coś poza różem?” zdenerwowało ją jeszcze bardziej.
- Ja mu dam róż - mruczała pod nosem, wyrzucając wszystko z szuflady biurka w poszukiwaniu czystego pergaminu. – Oślizgły, arogancki strażnik kolorystyki...
Nie lubiła różowego koloru, ale Draco Cholerny Wyniosły Arystokrata Malfoy nie miał prawa krytykować jej rodziny, sam mając za rodziców zimne bryły lodu.
Casper przyglądał się jej poczynaniom z umiarkowanym zainteresowaniem. W końcu Hermiona znalazła to czego szukała i zaczęła pisać.
Nie napisała zbyt wiele, jedynie poprosiła aby się „nie wydurniał i zachowywał normalnie”, dała mu instrukcje co do ubioru i uprzedziła o tym, że w jej rodzinnym domu śpiewa się przy stole kolędy. Spytała też jak wygląda świąteczny obiad w rezydencji Malfoyów, co podają na stół skrzaty domowe i, nie mogąc się oprzeć pokusie, zapytała w post scriptum, czy jego rodzice cały czas siedzą sztywno, jakby połknęli kije od mioteł.
Przeczytała z krytycznym wyrazem twarzy wszystko co udało jej się napisać i, w miarę zadowolona, odesłała Malfoyowi sowę z odpowiedzią. Nie chciała bawić się w korespondencję w nieskończoność i dlatego pod koniec listu poinformowała Dracona, że jeżeli będzie miał jakieś pytania, to trochę poczeka, gdyż ona musi psychicznie przygotować się do spędzenia całego świątecznego dnia z jego rodzicami. Nie omieszkała wspomnieć, że odpisze późnym wieczorem, jeżeli przeżyje.

*

Draconowi straszliwie nie chciało się odpisywać, ale cóż mógł zrobić. Napisał, że poza tradycyjnymi potrawami, na stole znajdą się zapewne owoce morza i jakiś wykwintny deser. Stawiał na lody i roladę cytrynową. Uśmiechnął się złośliwie na myśl o minie Granger, gdy przeczyta o owocach morza, bo zapewne nie miała pojęcia jak się je homara, czy (co bardziej prawdopodobne) krewetki. W post scriptum zaznaczył, że napisałby jej jak obchodzić się z kałamarnicami i innymi tego typu, odpowiednio przyrządzonymi, stworzonkami, ale jej dopisek na temat ojca i matki bardzo uraził jego uczucia i go zranił. Był jednak na tyle wspaniałomyślny, że doradził jej lekturę „Obyczajów dobrze wychowanego czarodzieja”, które powinny leżeć gdzieś tam w jego pokoju.

***

Rano Hermiona otworzyła szafę Malfoya Juniora i z kwaśną miną zaczęła przeglądać jego rzeczy. Ślizgon napisał jej, by na świąteczny obiad włożyła czarne spodnie oraz czarną, jedwabną koszulę, a na ten komplet narzuciła odświętną szatę. Szkopuł w tym, że wszystkie rzeczy w szafie blondyna wyglądały na odświętne i dziewczyna nie mogła się zorientować, o który zestaw Ślizgonowi chodzi.
Mógł chociaż napisać jak wygląda ta cholerna szata – pomyślała, zdejmując z wieszaka szarą szatę ze srebrnymi spinkami w kształcie węży. Na ironię losu, Malfoy zamiast napisać o tym, co ją najbardziej interesowało, opisał jej wygląd świątecznego stołu. W pewnym sensie było to przydatne, choć z drugiej strony Hermiona podejrzewała, że takie dania pojawią się na arystokratycznym stole. Troszeczkę ją to przerażało, ale postanowiła, że podoła zadaniu.
Ostatecznie kiedyś byłam w ekskluzywnej restauracji! - pomyślała z irytacją. Nie dopuszczała do siebie faktu, że miała wtedy pięć lat i praktycznie nic z tej wizyty nie pamięta. (Jej rodzice do dziś opowiadali anegdotę, jak Hermiona zaczepiała wszystkich gości po kolei.)
W razie czego zawsze mogę skorzystać z tego podręcznika – pomyślała. - Tylko... najpierw muszę go znaleźć – dodała, rozglądając się z rezygnacją po sypialni.
W tym momencie drzwi sypialni otworzyły się i stanął w nich pan domu. Hermiona jęknęła w duchu, podczas gdy Malfoy Senior omiótł zimnym spojrzeniem sypialnię „syna”.
- Chyba nie zamierzasz tego włożyć? – spytał zimno, zerkając zniesmaczony na szatę w rękach „Draco”. Panna Granger spojrzała z niewyraźną miną na trzymany ciuch. Właśnie tę kreację uznała za najbardziej odpowiednią do świątecznego obiadu. Podniosła wzrok na Lucjusza i nerwowo się uśmiechnęła.
– Ależ skąd, ta... ojcze – poprawiła się szybko, widząc jak brwi Malfoya Seniora podjeżdżają wysoko do góry. Arystokrata przez chwilę wpatrywał się w nią.
- Tak myślałem – rzekł w końcu. – Obiad o drugiej. Punktualnie – dodał, rzuciwszy jeszcze jedno zniesmaczone spojrzenie w kierunku szaty i opuścił pokój. Hermiona odetchnęła z ulgą, gdy drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaskiem.
- Jak nie to, to co? – spytała, odwieszając rzecz do szafy i szukając wzrokiem bardziej odpowiedniej szaty.
Po raz któryś z kolei stwierdziła, że chyba się zabije. I nie chodziło tylko o jej niezbyt udane relacje z ojcem Dracona, ale o babcię Gertrudę. Jak się okazało, kochana babcia przyjechała jednak na Święta. Hermiona miała wielką nadzieję, że Malfoy nie narobi jej wstydu... Przede wszystkim, że nie palnie czegoś głupiego (z drugiej strony wcale by się nie zdziwiła, gdyby coś takiego zrobił) i, że będzie mogła spokojnie pojechać do babuni na wakacje. W innym wypadku...
Nawet o tym nie myśl - rzekła sobie w myślach, przesuwając wieszaki z szatami. Pół godziny później stwierdziła, że w takim stanie psychicznym i tak nic nie znajdzie, i zdecydowała się wyprowadzić Caspra na spacer. Spacer zawsze pozwalał jej rozładować negatywne emocje.

***

Draco obudził się dopiero o dziesiątej rano. Przeciągnął się mocno, a z jego gardła wydobyło się potężne i głośne ziewnięcie. Rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu, a jego pierwszą reakcją był przestrach i szok, a następną gwałtowne i mało przyjemne zrozumienie sytuacji.
- Jestem szlamą żeńskiego rodzaju i mieszkam u mugoli – powiedział bardzo wyraźnie i powoli, napawając się masochistycznie jakże ciekawym tonem swojego głosu, do którego zdążył się już przyzwyczaić.
Wstał z łóżka i ruszył w kierunku łazienki, a ból brzucha dał od razu o sobie znać.
- Cholera! – oznajmił dobitnie, aby sobie ulżyć i wrócił po to ”coś”, osłaniające majtki przed zaplamieniem.
Klnąca siarczyście Granger to jest to! – pomyślał mało radośnie, ale stwierdził ze zdziwieniem, że podejście do tej całej sytuacji z przymrużeniem oka powoduje, że wszystko wydaje się całkiem znośne, a nawet zabawne. Poza tym, gdy już wszystko wróci do normy, będzie mógł dokuczać Grangerównie na nowe, ciekawe sposoby. Omal nie uśmiechnął się radośnie.
Skorzystał z Przybytku Wyzwolenia Cierpiących, wziął szybki prysznic, „zabezpieczył się”, wrócił, ubrał się w żeńskie, odświętne ciuszki, długo przy tym walcząc z biustonoszem, którego zapięcie było na tyle wredne i podstępne aby znajdować się z tyłu, nie z przodu, a potem poszedł przyjrzeć się w ogromnym lustrze, które znajdowało się po wewnętrznej stronie szafy.
Dobrze, że ona rzadko chodzi w spódnicach – pomyślał.
Był wdzięczny Hermionie, że doradziła mu rano „wrzucić” na siebie zwykłe dżinsy i jakiś sweterek, a do uroczystego obiadu włożyć białą bluzkę i granatowy żakiet.
Draco, ty we wszystkim i w każdej postaci wyglądasz bosko – pomyślał, wydymając pełne, różowe wargi i uśmiechając się kpiąco. Nieistotny był fakt, że ze względu na męczącą noc miał podkrążone oczy, a nieuczesane jeszcze kasztanowe loki wiły w nieładzie dookoła pobladłej twarzy.
- Granger, co ja z tobą zrobiłem? – powiedział do odbicia z fałszywym niepokojem i skruchą.
Znowu był ironiczny!
Wracam do siebie, czas dokopać babci[/ii – pomyślał ze złośliwym uśmiechem, ale poczuł ukłucie niepewności na tę myśl. Może i babcia Hermiony była troszkę upierdliwa, a nawet stuknięta, ale znając Granger, która na pewno nie przepadała za słodkim różem, wnuczka chyba nie była dla starszej pani nieprzyjemna i zachowywała się taktownie. Gdyby zrobił coś niestandardowego, a przy tym jeszcze zraniłby uczucia korpulentnej kobiety, mogłoby wzbudzić podejrzenia co do jego osoby, a później negatywnie odbić się na stosunkach babcia – wnuczka.
- Raaaaaaaany, Malfoy, zaczynasz być sentymentalny, czy co?
Draco nie zdawał sobie do końca sprawy, że w rzeczywistości prawdziwe zainteresowanie nim i jego uczuciami, jakie okazywało tych troje mugoli, którzy znajdowali się piętro niżej, budziło nieokreślone ciepło w jego sercu. Nie chciał tego czuć, ale czuł wbrew sobie. W końcu jego rodzice byli chłodnymi, pełnymi dystansu ludźmi...
Ależ oczywiście, że go kochali; nie umieli tylko okazywać serdeczności. Westchnął i postanowił udać się na dół. Zaczynał odczuwać głód.


**

Hermiona spacerowała ścieżką pomiędzy wiekowymi drzewami, które rosły w parku otaczającym Snake Place, podczas gdy Casper bawił się z ptakami, wbiegając pomiędzy nie i w ten sposób zmuszając do ucieczki. Dziewczyna musiała przyznać, że okolice rodowej siedziby Malfoya, w przeciwieństwie do samego budynku, są naprawdę piękne. Wokół rosły wysokie dęby i buki, a pomiędzy drzewami widać było zamarznięte jezioro.
Dziewczyna zboczyła ze ścieżki i ruszyła w jego stronę.
[i]A co mi szkodzi
– pomyślała, przechodząc nad zwalonym konarem drzewa. Chwilę później stanęła na brzegu jeziora. Okazało się, że ktoś wybudował tutaj drewniany pomost z altanką na końcu.
- Prywatny naturalny basen – zaśmiała się pod nosem, wchodząc ostrożnie na kładkę. Kilka sekund później znalazła się w niedużej altance. Zdziwiło ją to, bo dotychczas wszystko, co należało do Malfoyów, miało dosyć spore rozmiary. Usiadła na ławeczce i spojrzała na błyszczącą taflę. Nagle zapragnęła włożyć łyżwy. Przymknęła powieki i wyobraziła sobie, jak jeździ po lodzie.
Uśmiechnęła się na tę myśl i otworzyła oczy. Niestety, na jazdę na łyżwach nie mogła sobie teraz pozwolić. Z drugiej strony, interesowało ją czy Draco nie ma gdzieś w tej szafie pełnej różnych dupereli pary łyżew.
Fajnie by było... Merlinie... Zaczynam bredzić. Malfoy i mugolskie łyżwy? Hermiona, bądź poważna... - skarciła się w duchu i wstała.
- Dosyć sentymentów - mruknęła pod nosem, odwracając się w stronę lądu. Miała teraz na głowie poważniejsze sprawy, a priorytetową było stawienie czoła świątecznemu obiadowi w towarzystwie państwa Malfoyów.
Co to on pisał o tej książce? – zastanowiła się. Była w stanie przeszukać cały apartament Ślizgona, by tylko odnaleźć tę cholerną księgę, która mogła jej pomóc ocalić choć część własnej godności.
- Casper! – krzyknęła, schodząc na stały ląd i spróbowała zagwizdać, zapominając, że przecież nie umie tego robić. Efektem było to, że tylko wypuściła ze świstem powietrze.
- Kurka wodna – wymamrotała pod nosem. - Casper! – krzyknęła raz jeszcze, a echo powieliło jej zawołanie. Od strony ścieżki dobiegło ją głośne szczęknięcie i chwilę później na zakręcie ścieżki pojawił się labrador. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko i ruszyła w drogę powrotną do dworu.

**

Draco nie mógł się nadziwić, że można tak dużo mówić. Co prawda podczas swego kilkunastoletniego życia spotkał się z kilkoma gadatliwymi osobami, ale były to przeważnie przelotne znajomości, na dodatek aranżowane przez jego ojca. W jego rodzinie również się tyle nie mówiło. Właściwie odzywało się do siebie z pewnym dystansem.
Babcia Granger była zupełnie inna – mówiła na okrągło, nie pozwalając tym samym dojść swej synowej do słowa.
Boże... Gdzie ja trafiłem? - jęknął w duchu, obserwując znad talerza staruszkę, która właśnie opowiadała o przygodzie, jaka spotkała ją tydzień temu.
-.... i po prostu w tym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam Stuartowi kilka przykrych słów. A wiesz co on na to? – spytała, patrząc na Cathrine z niesmakiem i nie czekając na odpowiedź dodała – Stwierdził, że to nie była jego wina, że nie podlał pelargonii. Ależ oczywiście, że to była jego wina. No bo czyja? No sama powiedz, kochanieńka, jak tak można ... - rzekła, a w jej głosie zabrzmiała nuta dezaprobaty.
Draco spojrzał na „swoją” mamę, zastanawiając się, co ta odpowie. Wydawało mu się, że kobieta już dawno przestała słuchać o czym babcia Gertruda opowiadała... bądź też pogubiła się w tym wszystkim, co wcale by go nie zdziwiło.
Catherine spojrzała nieprzytomnie na teściową znad zlewozmywaka.
- Nie wiem, mamo – odpowiedziała, odstawiając talerz na suszarkę.
- No właśnie, ja też nie wiem – stwierdziła Gertruda i spojrzała na wnuczkę. – Hermuś, czemu nie jesz? – spytała zdziwiona.
Draco dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od kilku minut wpatruje się w kobietę, trzymając kanapkę w powietrzu.
- Yyyy... Jem – wymamrotał pod nosem i na potwierdzenie swych słów ugryzł kęs. Jednak następne pytanie babci sprawiło, że się tym kęsem zakrztusił.
- A jak tam ten młodzieniec, który tak ci dokuczał?
- MAMO! – wykrzyknęła matka Gryfonki piorunując swą teściową wzrokiem, podczas gdy jej „córka” próbowała odzyskać oddech.
- Słucham? –spytała niewinnym głosikiem Gertruda.
- Nie stresuj Herm – powiedziała z irytacją pani Granger, waląc mocno „Hermionę” po plecach.
No właśnie! Nie stresuj mnie, kobieto - przyznał rację „matce” Draco. Nagle zaczął poważnie rozważać napisanie do Granger, by poprosiła jego ojca o odwiezienie do Hogwartu na własny koszt.
Jeszcze gotowi mnie zabić na tym przeklętym peronie! - przemknęło mu przez głowę.
- Kochanieńka, to nie ja to robię tylko ten młokos. Na twoim miejscu...
- Mamo, proszę cię... – wycedziła przez zęby pani Granger. – W porządku, skarbie? – zwróciła się do córki.
Ślepa jesteś? - warknął w duchu, patrząc na kobietę z niedowierzaniem. Catherine nie zwróciła jednak na to uwagi i wróciła do zmywania. Draco z kolei spojrzał na babkę, która z urażoną miną obserwowała jej poczynania.
Przez chwilę w kuchni panowała niezręczna cisza, przerywana tylko szczękaniem sztućców odkładanych na suszarkę.
- Czy masz zamiar coś upiec na święta? – spytała w końcu babunia.
- Ciasto ryżowe – odpowiedziała synowa z nutą irytacji w głosie.
- Ciasto ryżowe? – zdziwiła się starsza pani Granger.
W tym momencie do kuchni wszedł Rudolph Granger, niosąc torby z zakupami.
- Witam moje panie – przywitał się, stawiając zakupy na wysepce**. Jego żona mruknęła coś pod nosem, matka uśmiechnęła się promiennie, a „córka” wydęła usta.
- Czy dobrze słyszałem o cieście ryżowym? - spytał tata Hermiony, wyjmując z pierwszej torby soki.
- Twoja żona chce upiec ciasto ryżowe – poinformowała go chłodno matka, zerkając z dezaprobatą na synową, która właśnie kończyła zmywać.
- Wspaniale – ucieszył się Rudolph, ale widząc minę Gertrudy westchnął ciężko. – Mamo, ciasto ryżowe jest bardzo zdrowe na zęby. Nie zawiera tylu szkodliwych składników ile zwykłe słodko...
- Och! Przestań zrzędzić, Rudolphie - uciszyła go matka. - Tylko ci zdrowie w głowie. Dziewczynie należy się trochę cukru – dodała, a jej różowe usta wykrzywiły się w uśmiechu.
Draco, który dotychczas wodził wzrokiem między rozmówcami, nie był pewien do czego „kochana babunia” zmierza, ale czuł, że wcale mu się to nie spodoba.
- Kupiłeś mąkę? - spytała Gertruda, podwijając rękawy bluzki.
Chyba nie karze mi tego piec? - pomyślał z przerażeniem chłopak, obserwując jak babunia wyjmuje stolnicę. Nagła wizja samego siebie piekącego ciasto wstrząsnęła nim tak mocno, że nawet nie był w stanie odpowiednio szybko zareagować.
- Mamo... – zaprotestował ojciec Gryfonki.
- Rudolph, nie denerwuj mnie – przerwała mu ostro staruszka, wyciągając z lodówki jajka.
Rodzice Hermiony Granger wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i pan Granger westchnął, a następnie zdecydował się opuścić teren feministyczny.
NIE! NIE ZOSTAWIAJ MNIE TU! - błagał w myślach Draco, patrząc jak drzwi kuchni zamykają się za panem Granger. Przez chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi z nadzieją, że może mężczyzna się zlituje i wróci, jednak gdy to nie nastąpiło zwrócił „swe” orzechowe oczy w kierunku dwóch pozostałych osób w kuchni.
- To co? Pieczemy ciasteczka? – zaświergotała babka Gertruda, wręczając Hermionie różowy fartuszek z obszyty białymi falbankami.

**

Gdy Hermiona wróciła ze spaceru z Casprem, było jeszcze dużo czasu do obiadu, bo dochodziło wpół do jedenastej. Nie była głodna, więc nie zeszła do jadalni by cos zjeść.
Z czystej ciekawości zajrzała do szafy z butami. Co prawda wątpiła by arystokrata posiadał właśnie to, o co jej chodziło, jednak wypadało sprawdzić, jak pomyślała. Ze smętną miną zaczęła oglądać obuwie Malfoya. Jakież było jej zdziwienie, gdy w jednym z kartonów znalazła... czarne figurówki. Łyżwy były podobne do tych, w których kiedyś sama jeździła. Uśmiechnęła się szeroko do samej siebie.
Malfoy, masz u mnie plusa – pomyślała, próbując je założyć; mogły mieć już trochę lat i być za małe. Okazało się jednak, że łyżwy leżą idealnie. Nagle pobyt w arystokratycznym dworze nabrał zupełnie innego charakteru – przestał być taką katorgą.
Dziewczyna zdjęła łyżwy, założyła zimowe obuwie, zbiegła na dół i z uśmiechem na ustach pobiegła w stronę upragnionej tafli lodu. Nie wzięła nawet płaszcza. Gdy tylko dostała nad jeziorko, szybko zdjęła buty i ponownie nałożyła łyżwy, a potem ostrożnie weszła na lód. Tafla była przejrzysta i wyglądała na mocną. Wypróbowała łyżwy; odbiła się z lewej nogi (zawsze tak robiła) i przejechała kilka metrów, aby sprawdzić czy są naostrzone. Były, co oznaczało, że Ślizgon dbał o nie i każdej zimy jeździł, a po ostatnim użyciu zabezpieczył je zaklęciem, które uchroniły je przed stępieniem podczas leżenia w szafie i teraz figurówki zachowywały się tak, jakby dopiero co zostały dokładnie naostrzone.
Roześmiała się i już po kilku minutach śmigała po lodzie, ćwicząc piruety i ciesząc się ze wspaniałego uczucia jakie dawała jej jazda na łyżwach. Tak zapamiętała się w jeździe, że gdy wróciła na górę, okazało się iż jest dwunasta. Zdziwiła się, gdyż była pewna, że poświęciła na zabawę niecałą godzinę, nie zaś półtorej. Szybko zabrała się za szukanie książki, o której wspominał Malfoy i już po kilku minutach znalazła ją w podręcznej biblioteczce, a następnie pogrążyła się w lekturze. Książka pochłonęła ją do tego stopnia, że straciła poczucie czasu i ocknęła się dopiero, gdy dobiegło ją ciche pukanie.
- Proszę! – krzyknęła.
Do pokoju wkroczyła Narcyza Malfoy.
- Za pół godziny obiad, Draco – powiedziała chłodno i spokojnie kobieta, patrząc na nią z zaciekawieniem. – Myślałam, że znasz już na pamięć „Obyczaje dobrze wychowanego czarodzieja” – dodała z lekkim zdziwieniem, przyglądając się grzbietowi książki.
- Eee... Nie, mamo – odrzekła Hermiona, nie wiedząc co powiedzieć i dziwiąc się niepomiernie faktem, że Draco Malfoy może znać jakąkolwiek książkę na pamięć.
- W porządku. Punktualnie o czternastej masz być w jadalni. Włóż jakiś elegancki garnitur i kaszmirową granatową szatę. – Po tych słowach Narcyza spokojnie opuściła pomieszczenie.
- Dobrze, mamo – Hermiona była zbyt wdzięczna za wskazówki co do ubioru, by zastanawiać się nad chłodnym, beznamiętnym stosunkiem Narcyzy do syna. Dopiero gdy się przebrała, zrobiło się jej, po raz kolejny, przykro na myśl o tym, że Draco ma tak nieprzystępnych rodziców.
Poprawiła szatę, która musiała kosztować małą fortunę i z westchnieniem opuściła pokój.
Raz hipogryfowi wio – pomyślała, udając się na obiad swojego życia.


* Tłumaczyła Sonka. Fragment refrenu piosenki „Merry Christmas, Happy Holidays”. Orginalna wersja:
t's the best time of the year for the family
It's a wonderful feeling
Feel the love in the room
From the floor to the ceiling
It's that time of year
Christmastime is here

** część zabudowy kuchni. Nie jest ona połączona z innymi meblami, stąd jej nazwa.


Ten post był edytowany przez Kitiara: 18.07.2006 19:01


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sonka   Vice Versa [cdn]   07.12.2004 14:34
Chionia   Emily Strange   Witam cię, Sonko na tym forum   07.12.2004 19:26
Kitiara   Rozdział II To twoja wina... [color=olive][i]...   08.12.2004 18:22
AnDzIkA   Świetne! Po prostu super (może dlatego, że...   08.12.2004 22:17
żaba   Lalala a ja to już czytałam na forum Mirrel...   11.12.2004 19:21
Meridien Auris   Proszę, proszę, jak widzę mamy tu zwałkę ludzi...   12.12.2004 13:51
Galia   Niezły pomysł, doprawdy niecodzienny...
P...
  12.12.2004 14:01
żaba  
QUOTE   12.12.2004 17:49
Meridien Auris   >_< Żaba! Ja cię bić nie mam zamiaru...   14.12.2004 18:11
sonka  
QUOTE   14.12.2004 19:57
Raistlin   No cóż ogólnie mówiąc fic nie najgorszy. Nie m...   14.12.2004 20:10
Galia     17.12.2004 17:42
Meridien Auris  
  16.12.2004 12:12
sonka   Nie, nie mówisz tak:) Po prostu chciałam przyp...   17.12.2004 11:56
Kitiara   Rozdział IV Urocza podróż
[i][b]Kiedy my...
  27.12.2004 18:58
Raistlin   Do Galii: A można, można   27.12.2004 20:55
Kitiara   Nie drogi Raistlinie. to nie jest, nigdy nie m...   27.12.2004 21:32
Emily Strange   A szkoda, a szkoda
  28.12.2004 00:51
Raistlin   Niech będą dzięki prawdziwym Bogom

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.06.2024 17:06