Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 27 ] ** [84.38%]
Gniot - wyrzucić [ 5 ] ** [15.62%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 32
  
Carmen Black
post 20.05.2006 22:06
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pisane na podstawie "Bractwa"

Harry Potter i Jeźdźcy Apokalipsy

CZĘŚĆ PIERWSZA:

Anioł Zemsty



ROZDZIAŁ 1
Polityka wojny

W głównej auli Ministerstwa Magii panował zamęt. Zgromadzeni tam czarodzieje przekrzykiwali się i przepychali. Jedni szeptali do siebie z przejęciem, inni natomiast głośno komentowali ostatnie wydarzenia. Jednak wszystkich łączyło jedno. Chęć zmiany ministra.
Dumbledore stał w pobliżu podium, na którym miał wystąpić Knot. Był tutaj tylko dlatego, że poprosił go o to Korneliusz
Minister rozglądał się nerwowo. Widział kpiące twarze ludzi stojących z przodu, do jego uszu dolatywały strzępy co głośniejszych rozmów.
Wszedł na podwyższenie. Poprosił o ciszę, ale nikt go nie posłuchał. Dopiero, gdy na scenę wkroczył Dumbledore rozwrzeszczana gawiedź uciszyła się. Albus uśmiechnął się, jak dobry dziadek, który zawsze ma cukierka dla swoich wnucząt.
- Niech minister powie to, co ma do powiedzenia – odezwał się cichym głosem, ale w każdym miejscu auli było słychać go bardzo dobrze.
Knot spojrzał na niego spłoszonym wzrokiem. Zacisnął zęby i potrząsnął głową. Potem powiedział to, co miał powiedzieć. Czarodzieje spodziewali się długiej przemowy, ale jej nie było. Korneliusz powiedział tylko pięć zdań.
- Rezygnuję. Nie będę już dłużej ministrem. Społeczeństwo czarodziejów potrzebuje człowieka o silnych nerwach, nie bojącego się sięgnąć po broń ostateczną, ja nie jestem tą osobą. Dlatego tutaj i teraz, biorąc was za świadków składam swój urząd w ręce Dumbledore’ a. On przekaże go dalej, kiedy wybierzecie mojego następcę.
Zszedł z podium i opuścił Ministerstwo Magii nie niepokojony przez nikogo.
Dopiero teraz ludzie dowiedzieli się, czym jest chaos. Nawet Dumbledore nie potrafił zapanować nad rozwrzeszczanymi czarodziejami. Każdy chciał przeforsować swojego kandydata. Problem polegał na tym, że większość albo była zbyt młoda tudzież za stara, albo nie znała się na polityce. Takich było najprościej kontrolować i wykorzystywać do własnych celów.
Stojący przy wyjściu mężczyzna prychał co chwilę. Ci ludzie nie potrzebowali kolejnego ministra nieudacznika, ale dyktatora, który poprowadziłby ich do zwycięstwa. Niestety, zawsze istniało ryzyko, że dyktatorowi spodoba się władza i nie będzie chciał ustąpić ze stanowiska.
Przepchnął się przez tłum czarodziejów i wszedł na podium. Spiorunował wzrokiem zbliżających się Aurorów. Nie potrzebował dodatkowych kłopotów, nie mówiąc już o tym, że nie chciał z nimi walczyć. Uniósł różdżkę i nakreślił nią skomplikowany znak. Nie wyleciał z niej żaden promień, ale czarodzieje natychmiast się uciszyli.
Albus z zainteresowaniem przypatrywał się nieznajomemu. Nie widział twarzy człowieka, gdyż skrywał ją obszerny kaptur. Dałby jednak sobie rękę uciąć, że już kiedyś widział te ruchy.
Tajemniczy mężczyzna zsunął kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się przystojna, choć nieco pomarszczona twarz. Osobnik miał wysokie czoło, krzaczaste brwi i kpiący uśmieszek na twarzy. Niemal całkowicie białe włosy miał obcięte na wysokości uszu. Opuścił rękę i dopiero wtedy odwrócił się w stronę Albusa.
Ten przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu. W końcu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Co tu robisz, Aberforth?
- To tak się wita brata?! – krzyknął mężczyzna. – Oczywiście przyszedłem ci z pomocą. Mam idealnego kandydata na Ministra. Nie jest związany z żadną ze stron, bo przez ostatnie kilkanaście lat nie było go w kraju.
- Kogo masz na myśli? – zapytał niepewnie Albus. Znając możliwości tego jegomościa wszystko możliwe, że zaproponuje na to stanowisko jakąś kozę.
Młodszy Dumbledore podrapał się po głowie, sprawiając, że jego włosy stanęły dęba.
- Pamiętasz Nickolasa? Byłem z nim na jednym roku w Hogwarcie.
Starszy z braci skinął głową.
- To dobrze. Nick stwierdził, że angielscy czarodzieje potrzebują świeżej krwi. Kogoś, kto potrafiłby opanować chaos i zacząć działać. Nie znam żadnej innej osoby, prócz Nicka, która nadawałaby się na to stanowisko.
Albus zamyślił się. Nickolas był jednym z najlepszych uczniów szkoły. Zawsze przygotowany i skory do pomocy. Był w Ravenclawie, ale przyjaźnił się nawet ze Ślizgonami. Ostatni raz spotkali się ponad czterdzieści lat temu i od tego czasu nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa. Krążyły plotki, że Nick ukrywał się u tybetańskich mnichów.
- Nie widziano go od półwiecza – mruknął dyrektor Hogwartu. – Nie wiadomo, czy nie jest wariatem.
W tym momencie w jednym z kominków zapłonął zielony ogień. Po chwili wyskoczyły z niego dwie postacie. Jedną był siwowłosy staruszek o poskręcanych kościach. Podpierał się laską. Drugą była młoda dziewczyna o brązowych włosach. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, a na głowie czapkę z daszkiem. Ubrana była w białą bluzkę na ramiączkach i krótkie zielone szorty.
Nastolatka rozejrzała się dookoła. Przez chwilę skupiła wzrok na jednej z Aurorek. W końcu skinęła głową, ale nie spuszczała oka z kobiety. Mężczyzna szepnął coś do ucha dziewczyny, ale ta potrząsnęła głową. Nieznajomy wzruszył ramionami i zaczął się przepychać w stronę podestu.
- Może i mam reumatyzm – mówił po drodze, - ale wariatem to ja na pewno nie jestem. Martwiłbym się natomiast o stan twojego umysłu, Albusie. Doprowadziłeś do sytuacji, którą jak zwykle ja i Aber będziemy musieli naprawić, bo ty okazałeś się zbyt nieodpowiedzialny. Doprawdy, żeby stracić zaufanie zwykłego dziecka trzeba mieć naprawdę wielkie zdolności.
Prawdopodobnie mówiłby jeszcze dłużej, gdyby towarzysząca mu dziewczyna nie ścisnęła jego ręki. Nastolatka pokręciła głową, jakby dawała mu do zrozumienia, że powiedział za dużo. Staruszek wzruszył ramionami i dopiero potem wszedł na podium.
Zgromadzeni czarodzieje ze zdziwieniem patrzyli, jak nowoprzybyły serdecznie wita się z obojgiem braci.
- Nickolasie, a kim jest twoja milcząca towarzyszka? – zagadnął Albus.
- To Nicole, moja prawnuczka – rzucił wesoło mężczyzna.
Dziewczyna spojrzała na Nickolasa, ale nic nie powiedziała. Nie była jego wnuczką, właściwie nie była z nim nawet spokrewniona. To on wziął ją ze szpitala, kiedy prawie całkowicie straciła wzrok. Miało to miejsce jakieś siedem lat temu. Od tej pory „dziadek” uczył ją wszystkiego, co sam wiedział, ale dziewczyna i tak do większości rzeczy musiała dojść sama.
Percy Waesley patrzył na odgrywającą się przed nim scenę z rosnącą irytacją. Może i Korneliusz Knot zrezygnował z piastowania urzędu, ale Percy nie zamierzał rezygnować ze swojego stanowiska. Ciężko pracował, aby zostać prawą ręką ministra i teraz tak po prostu miałby usunąć się w cień? Mowy nie ma!
Z odrazą spojrzał na staruszka, którego szata ciągle jeszcze nosiła ślady bliskiego kontaktu z kominkiem. Ten pokurcz miałby być ministrem? Dobre sobie!
- Radziłabym słuchać – odezwała się szeptem Nicole. – A tak przy okazji, mógłbyś pogodzić się z rodziną. W tych czasach właśnie ona jest najważniejsza.
Nastolatka odwróciła się na pięcie i poszła w stronę podium.
Percy zastanawiał się, skąd ta dziewucha mogła wiedzieć, że wyrzekł się rodziny. Nagle zdał sobie sprawę, że nastolatka nie mówiła, jak osoba w jej wieku, ale jak dorosła, doświadczona przez życie kobieta.
- Szanowni czarodzieje! Panie i panowie! – zakrzyknął wyjątkowo mocnym głosem Nickolas. – Jak zapewne wiecie, potrzeba Ministra. Ministra, powtarzam! Nie dyktatora, który bez sądu będzie wsadzał ludzi do Azkabanu. Chyba każdy z was wie, co działo się szesnaście lat temu. Nie twierdzę, że pan Crouch był złym Ministrem. Mówię jedynie, że władza nie powinna skupiać się w ręku jednego człowieka!
Wszyscy rozglądali się po sobie z konsternacją. Nikt nie wiedział, o co mogło chodzić temu mężczyźnie.
- Trumwirat – wyszeptał niepewnie stojący z boku Auror. – Chcą zorganizować trumwirat!
- Dokładnie, szanowny panie, dokładnie – potwierdził Nickolas. – Tylko na trochę innych zasadach. Na razie ja, Albus i Aberforth zajmiemy się sprawami magicznej społeczności. Będzie się tak działo, dopóki nie wybierzecie właściwego ministra. Potem ustąpimy ze stanowiska.
- Dziadek chciał powiedzieć – wtrąciła Nicole, - że oni nie będą mieć absolutnie żadnej władzy faktycznej. Będą jedynie nadzorować pracę poszczególnych resortów, a później pomagać ministrowi, jeśli ten się zgodzi oczywiście.
- Dlaczego mielibyśmy się zgodzić? – warknął Percy. – Mamy oddać nasze bezpieczeństwo w ręce jakichś trzech głupców, którzy myślą, że pozjadali wszystkie rozumy?
Percy’ ego poparło kilkanaście osób.
- Nie musicie się zgadzać – stwierdziła nastolatka. – Tak jednak byłoby wygodniej dla obu stron. W gruncie rzeczy zawsze możemy sięgnąć do kodeksu Merlina.
Rudzielec zmarszczył brwi. Zawsze myślał, że kodeks był jedynie legendą.
- Merlin był pierwszym znanym z nazwiska czarodziejem w Anglii. Drugą taką personą była niesławna Morgana. Merlin wiedział, że pewnego dnia dojdzie do sytuacji, w której czarodzieje nie będą umieli sobie poradzić. Dlatego wpadł na pomysł, aby spisać kilka praw, którymi przyszłe pokolenia powinny się kierować. Minęło kilka wieków, zmieniły się sojusze, ale problem pozostał. Kto jest wystarczająco odpowiedzialny i praworządny, aby posadzić go na ministerialnym stołku? Kogo obarczyć obowiązkiem pokierowania machiną wojenną?
Dziewczyna sugestywnie zawiesiła głos. Rozejrzała się po napiętych twarzach czarodziejów. Miała ich w garści i była tego świadoma. Może miała tylko szesnaście lat, ale o prawie czarodziejów wiedziała niemal wszystko. Co z tego, że była prawie charłakiem?
- W punkcie drugim artykułu pierwszego napisane jest: w czasie wojny nikt nie może mieć zbyt dużej władzy, bowiem stanie się tyranem. Nieszczęsny ten los spotkał Morganę i mnie. Proponuję więc, aby nad bezpieczeństwem czarodziejów czuwała Rada Starszych, składająca się z trzech wybitnych osobowości mających posłuch wśród plebsu i obdarzonych wyjątkową mądrością. Gdy okres wojenny się skończy Rada zostanie rozwiązana i nowa głowa świata wybrana.
Nastolatka znowu zamilkła. Tym razem nie chciała się odzywać, aż ktoś nie podejmie dyskusji.
Albus był pod wrażeniem elokwencji Nicole. Ta młoda osoba tylko za pomocą kilku słów potrafiła zmusić publikę liczącą kilkaset osób do posłuchu. To było niesamowite i nawet on musiał to przyznać.
Aberforth nachylił się w stronę brata i szeptem stwierdził, że to ta młódka powinna zostać ministrem. Dyrektor Hogwartu zganił go za takie myślenie. Młodzi ludzie nie powinni mieszać się do polityki wojennej, bo może się to źle skończyć, oświadczył też, że ma już dość kłopotów z jednym gorącokrwistym Gryfonem. Aber zachichotał złośliwie, twierdząc uprzejmie, że o kłótni z Potterem usłyszał już prawie cały świat.
- Mówisz, że Rada Starszych będzie kontrolowała Ministra? – zapytał jeden z Aurorów. – Chodzi ci o to, że Minister zostanie wybrany, ale nie będzie miał pełnych swobód?
- Dokładnie – potwierdziła Nicole. – Dzięki temu uniknie się takich problemów, jak na przykład niesłuszne oskarżenie kogoś o przynależność do śmierciożerców. Tak samo będzie z mordercami, recydywistami i drobnymi złodziejaszkami. Funkcja ministra nie powinna być używana do mszczenia się na innych. Właśnie dlatego proponujemy powołanie Rady Starszych, składającej się z trzech osób. Czy będą to kobiety, czy też mężczyźni jest to nieważne, bo cel ciągle pozostaje ten sam.
- Ja się zgadzam – wykrzyknął z tłumu jakiś starszy czarodziej. – Mądrze dziewczyna mówi!
Po jego stronie opowiedziało się kilkadziesiąt osób. W ciągu kolejnych dwudziestu minut ludzie zdążyli przedyskutować między sobą większość kwestii. W ten sposób podzielili się na trzy frakcje. Jedna, z Percym Weasleyem na czele twierdząca, że pomysł ten jest niewiarygodnie głupi. Druga, która na przywódcę obrała sobie zasuszonego staruszka z kilkoma złotymi zębami i twierdząca, że w całości popierają pomysł dziewczyny. Trzecia, która nie miała lidera składała się głównie z osób niezdecydowanych.
Dziewczyna zaklaskała w dłonie, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Widzę, że podjęliście już decyzję. Cieszy mnie to bardzo. Teraz jednak musicie zagłosować. Wstęgi koloru czerwonego oznaczają sprzeciw przeciw zaproponowanej przez nas polityce. Wstęgi zielone oznaczają poparcie dla niej. Głosujcie!
Różdżki zostały wycelowane w sklepienie i już po chwili w powietrzu zaroiło się od różnokolorowych wstęg. Kiedy opadły na ziemię okazało się, że najwięcej jest tych zielonych.
- Dobrze –stwierdziła dziewczyna. – Teraz nie pozostaje nic innego, jak wybranie Rady Starszych, gdyż to ona będzie czuwała nad prawidłowym przebiegiem wyborów na ministra. Musicie pamiętać, że osoba, której kandydaturę chcecie zgłosić musi być nieprzekupna. Zaczynajcie!
Po blisko trzech godzinach orzeknięto, że w radzie starszych zasiądą: Albus Dumbledore, jako iż jest najbardziej poważaną personą nie tylko w Anglii, ale i na świecie; Nickolas Fogg, jako nagroda za podsunięcie pomysłu na rozwiązanie sytuacji; Julius Bulstrode, startujący z ramienia rodzin czystej krwi.
Teraz pozostał kolejny naglący problem: wybór ministra. Rada starszych miała jedynie kontrolować sytuację i służyć pomocą, ale nie posiadała władzy faktycznej. Tak więc magiczna Anglia nadal nie miała przywódcy.
Po blisko dwudziestogodzinnych obradach jednomyślnie stwierdzono, że najlepszym kandydatem na ministra jest Amos Diggory. Wybór ten tłumaczono faktem, że ofiarą tej wojny został syn mężczyzny, dlatego ma on motywację, by walczyć z Czarnym Panem.

***

Nickolas rozsiadł się w fotelu i spojrzał na swoją towarzyszkę. Nastolatka nie miała już na głowie czapki, ale okularów ciągle nie ściągnęła.
- Ściągnił okulary, Nicole – powiedział miękko mężczyzna. – Masz śliczne oczy.
Dziewczyna prychnęła, jak rozjuszona kotka.
- Po pierwsze – nie jestem Nicole. Mam własne imię. Po drugie – dobrze wiesz Mistrzu, jak moje oczy reagują na światło słoneczne. Może i udało ci się przywrócić mi wzrok, ale teraz wyglądam jak potwór.
- Wcale nie jesteś potworem. Jesteś wspaniałą młodą kobietą, która przeszła więcej niż jakakolwiek inna osoba.
- Nie prawda – westchnęła dziewczyna. – Harry przeszedł więcej. Najpierw zginęli mu rodzice, później był terroryzowany u swojej rzekomej rodziny. Nawet kiedy dowiedział się, że jest czarodziejem był okłamywany. W zeszłym roku zginął jego ojciec chrzestny, a ostatnio chłopak był torturowany. Nie mówiąc już o tym, że ma stempelek na ręce. Czy nadal twierdzisz, że to ja przeszłam więcej?
- Myślałem, że nie podobają ci się twoje oczy.
- Bo nie podobają – warknęła dziewczyna. – Ale do tego drobnego defektu można się przyzwyczaić. Oczy zawsze mogę schować za ciemnymi szkłami. A gdy nie pada na nie światło dnia są nawet całkiem znośne. Harry ma gorzej – kontynuowała. – Jego zna każdy czarodziej w Anglii. Nie mówiąc już o mugolach z Privet Drive, którzy traktują go jak ulicznego chuligana. Mnie nikt nie zna. Jestem tylko anonimową dziewczyną.
- Teraz jesteś uznawana za moją wnuczkę, Nicole.
- Ale nią nie jestem. Naprawdę, chciałabym mieć takiego dziadka, ale to niemożliwe.
- Wiesz, że teraz będziesz musiała uważnie go obserwować? Nie możemy dopuścić do jego śmierci.
- Czarny Pan go nie wykończy – mruknęła. – Straciłby zbyt dobre źródło informacji.
- Owszem – zgodził się Nickolas. – Jednak nie wyklucza to faktu, że chłopak może nie wytrzymać psychicznie.
- Samobójstwo?
- Nie wiem. Nie widzę przyszłości, a jedynie przeszłość – milczał przez kilka minut. – Bądź jego aniołem stróżem. Chroń go najlepiej, jak potrafisz. Pomóż mu zrozumieć.
- Postaram się, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem nawet, czy jeszcze mnie pamięta.

***

Albus Dumbledore siedział w kuchni Grimmuald Place 12. Kuchnia bardzo zmieniła się od ostatnich wakacji. Na środku zamiast zwykłego dębowego stołu ustawiony został okrągły stół o jednej nodze w kształcie feniksa z rozpostartymi skrzydłami. Teraz pomieszczenie było nie tylko bardziej przyjazne i przestronne, ale również jaśniejsze.
Dyrektor Hogwartu zastanawiał się, jakim cudem został wmanewrowany w Radę Starszych. Nigdy nie chciał mieszać się w politykę, ale nie mógł zrezygnować z zaszczytu, jakim było zaufanie społeczeństwa.
Przez uchylone okno wleciał feniks. Wylądował na przezroczystym blacie stołu i swoimi bursztynowymi oczyma popatrzył na Dumbledore’ a. Przechylił łebek.
- Może masz rację Fawkes – mruknął Albus. – Chyba nadszedł czas, żeby wykorzystać swoje wpływy.

***

Harry leżał na łóżku i nie widzącym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Spojrzał na swoją prawą rękę. Zaklęcia maskujące powoli znikały i miał tego niemiłą świadomość. Na razie mógł sobie pozwolić na założenie zwykłego podkoszulka z krótkim rękawem, ale już niedługo będzie mógł o tym zapomnieć.
Intrygował go też drugi fakt. On miał Znak na prawej ręce podczas gdy większość śmierciojadów miała go na lewej. Nie wiedział, czy to jakiś specyficzny rodzaj wyróżnienia, czy może zwykła pomyłka Gadziny. Szczerze powiedziawszy nie obchodziło go to. Najchętniej w ogóle pozbyłby się tego stempelka, ale wiedział, że to niemożliwe.
Wyjrzał przez okno. Słońce powoli wychylało się znad horyzontu. Mogła być najwyżej szósta rano. Harry zamknął oczy. Za godzinę wuj Vernon wyjdzie do pracy, więc już za trzydzieści minut będzie śniadanie.
Wstał z łóżka i przeciągnął się, krzywiąc się przy tym z bólu. Plecy ciągle mu dokuczały, mimo iż minęły już ponad trzy tygodnie od powrotu z Wężowego Grodu.
- Śniadanie! – Usłyszał wołanie ciotki Petuni.
Parskał gniewnie, kiedy zakładał na siebie podkoszulek. Zszedł na dół i usiadł przy stole.
Jeśli spodziewał się, że ktokolwiek będzie traktował go inaczej, to grubo się pomylił. Wuj Vernon starał się udawać, że Harry nie istnieje. Dudley omijał go szerokim łukiem, a jeśli już spotkał się z nim na ulicy, to starał się go ignorować. Jedynie ciotka Petunia patrzyła na niego z pewną dozą życzliwości.
W czasie śniadania Harry milczał. Czuł na sobie spojrzenia pozostałych domowników, ale ignorował je. Spojrzał z niechęcią na kawałek chleba z białym twarożkiem. Nienawidził sera pod każdą postacią.
We włączonym telewizorze leciały poranne wiadomości. Chłopak przysłuchiwał się im jednym uchem. Prezenter mówił o kilku wypadkach samochodowych, w których zginęło łącznie pięć osób, trzy zostały ciężko ranne, a jedna wyszła praktycznie bez szwanku. Harry podniósł głowę, kiedy usłyszał nazwisko „Granger”.
- Nieszczęśliwy wypadek przytrafił się rodzinie Smithów. Mieszkający nieopodal państwo Granger, dentyści z wieloletnim stażem, są zbulwersowani. Pani Granger twierdzi, że teraz nawet we własnym domu nie można być bezpiecznym. Nikt nie wie, co było powodem śmierci całej rodziny Smithów.
Chłopak zacisnął pięści. Dobrze, że Hermionie nic się nie stało. Harry nie miał wątpliwości, że to Grangerowie mieli zginąć.
- Dziękuję – mruknął, odsuwając od siebie nienaruszony posiłek.
Wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju.
Opadł na łóżko. Ręce położył wzdłuż ciała i zamknął oczy. Uśmiechnął się mściwie. Riddle niedługo dowie się, co to znaczy nie dotrzymywać przysiąg składanych Harry’ emu.

***

Voldemort spojrzał na klęczących przed nim śmierciożerców. To był oddział młodzików, których przyjął w swoje szeregi kilka tygodni temu.
- Więc? – warknął? – Co z Grangerami? Carlos?
- Nie żyją. Wszyscy – odpowiedział potulnie może dziewiętnastoletni chłopak.
- Ile osób?
- Trzy.
- Numer domu?
Młodzieniec podniósł głowę. W jego oczach czaiło się zdziwienie przeplatane strachem.
- Dziewięć – wyjąkał.
Riddle zmrużył oczy. Albo mu się zdawało, albo wyczuwał Pottera. Syknął, kiedy wyczuł strumień myślowy Gryfona.
Z cienia wyłoniła się postać cała ubrana na czarno. Spod obszernego kaptura widać było jedynie zielone oczy. Przybysz podszedł do czwórki ludzi i cały czas patrząc w oczy Czarnemu Panu wysyczał coś.
Riddle uniósł brew. Nie spodziewał się takiej finezji po zwykłym Gryfonie.
- To tylko projekcja – wysyczała postać. – Jestem tutaj tylko umysłem. Oni nawet mnie nie widzą. – Wskazał kulących się śmierciożerców.
Voldemort z zainteresowaniem patrzyła na Pottera. Teraz miał już pewność, że to ze Złotym Chłopcem rozmawia w wężomowie.
- Po co tu przyszedłeś? Chyba nie chcesz się ze mną napić herbatki? – sarknął.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział spokojnie Harry. – Przyszedłem jedynie przypomnieć, że mamy umowę. Złamiesz ją i już po tobie. Złożyłeś przysięgę i musisz jej dotrzymać. Takie są zasady.
- Pamiętam zasady – warknął.
- Coś mi się zdaje, że jednak nie bardzo. Pozwól, że przypomnę. Obiecałeś, że nie tkniesz żadnego z moich przyjaciół. Powiem więcej, przysięgałeś, że nie wyślesz na nich swoich piesków. Tymczasem, gdyby nie pomyłka tych trzech durniów zwijałbyś się w potwornych mękach. Doskonale wiem, że to rodzina Hermiony miała zginąć.
- Hermiona jest twoją przyjaciółką, więc nic by jej się nie stało. Natomiast jej rodzice...
- Treść przysięgi dotyczy także rodzin moich przyjaciół – warknął Harry.
W następnej chwili rozwiał się i zniknął, pozostawiając po sobie jedynie nieme ostrzeżenie.
Czarny Pan spojrzał na kulących się młodzieńców.
- Czy w rodzinie, którą zlikwidowaliście była może siedemnastoletnia dziewczyna z burzą brązowych włosów na głowie?
- Nie – odpowiedział cicho Carlos.
- Durnie! – wrzasnął Czarny Pan.
W ciągu następnej godziny Carlos i jego dwaj towarzysze poczuli, co to znaczy gniew Riddle’ a.

***

Harry ocknął się gwałtownie. Miał wrażenie, że jego ciało jest z cementu. Nie mógł się poruszyć, wszystko go bolało. Silnik przejeżdżającego po ulicy samochodu zdawał mu się trzy razy głośniejszy niż w rzeczywistości.
Jęknął zwijając się w kłębek. Takie wyprawy na odległość są bardzo męczące. Teraz wiedział już, czemu Pablo nigdy nie pozwalał mu zapuszczać się w meandry umysłu Gada. Chociaż z drugiej strony, kiedy robił to w marcu nie był taki zmęczony.
Potrząsnął głową odganiając mroczki sprzed oczu. Spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma, więc poza ciałem był przez blisko godzinę. To dziwne, bo wydawało mu się, że jego wyprawa trwała może dwadzieścia minut, a i to niekoniecznie.
Otrząsnął się i zszedł na dół. Ciotka Petunia stała przy telefonie i rozmawiała z kimś. Wszedł do kuchni i nalał sobie wody do szklanki. Mentalna rozmowa z Riddlem była bardzo męcząca.
Pół godziny później został wysłany po zakupy. Następnego dnia na kolację miała przyjechać rodzina przełożonego wuja Vernona. Dursley od kilku lat starał się o podwyżkę i awans.
Spojrzał na listę, którą zrobiła Petunia. Jęknął z rozpaczą. Tego żarcia wystarczyłoby na wykarmienie plutonu wojska i jeszcze prawdopodobnie zostałyby resztki dla psów i kotów.
W sklepie jak zwykle został potraktowany jak chuligan. Uśmiechnął się przepraszająco do ekspedientki. Zapłacił i wyszedł na zewnątrz.
W drodze powrotnej spotkał Jessicę. Dziewczyna bez słowa dołączyła do niego i odebrała jedną z toreb. Chciał zaprotestować, ale machnęła lekceważąco ręką.
- Chciałabym ci podziękować – mruknęła po kilku minutach marszu. – Za to, co zrobiłeś wtedy… tam.
- W Wężowym Grodzie – podsunął. – A właściwie… ty to wszystko pamiętasz?
Skinęła głową.
- Dziwne, bardzo dziwne – westchnął Harry. – W takich przypadkach modyfikuje się pamięć.
- Modyfikuje? – zapytała niepewnie nastolatka. – Jak to, modyfikuje?
- Jest takie jedno zaklęcie. A jak wygląda cały proces, nie mam pojęcia. Umysł nie jest moją domeną.
- A co jest?
- Walka, quiddich, to taka gra – wyjaśnił szybko widząc jej zdziwioną minę. – No i jeszcze niekontrolowane wybuchy. Te ostatnie są bardzo wkurzające i jeszcze bardziej męczące, ale można się przyzwyczaić.
Weszli do parku. To była najkrótsza, ale i najbardziej niebezpieczna droga na Privet Drive.
Dziewczyna zastanawiała się, kim też mógł być ten chłopak. Była pewna, że Potter nie jest zwykłym ulicznym chuliganem. I na pewno nie chodził do Brutusa. Spojrzała na jego zamyśloną twarz. Musiała przyznać, że był przystojny, chociaż jego oczy miały jakiś taki pusty wyraz. Zupełnie, jakby nic go nie obchodziło.
- Kim ty właściwie jesteś?
- Czarodziejem. Przeklętym. Kogo to obchodzi? – odpowiedział po chwili wahania. – Połowa magicznej społeczności chce mnie zabić, druga wynieść na piedestały. A ja chcę mieć święty spokój.
Przyspieszył nieco kroku. Minął staruszkę spacerującą z psem i wysokiego mężczyznę, pędzącego gdzieś na rowerze. Harry szedł nie oglądając się za siebie i Jessica, chcąc nie chcąc musiała przyspieszyć.
Dziewczyna nie była głupia i widziała, że coś jest nie tak. Nie wiedziała tylko, jak ma o to zapytać.
W końcu doszli na Privet Drive. Jessica, jako iż miała mniej toreb otworzyła drzwi. Przeszli przez niewielki przedpokój i weszli do kuchni. Petunia właśnie przeglądała swoje książki kucharskie.
Nastolatka przywitała się serdecznie z kobietą. Obie usiadły przy stole i zaczęły cichą rozmowę. Harry schował zakupy i zrobił dla nich herbatę. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła jedenasta.
Zadzwonił telefon. Ciotka Petunia sięgnęła po słuchawkę i przez chwilę prowadziła przyciszoną dyskusję. W końcu wzruszyła ramionami i podała słuchawkę chłopakowi. Ten spojrzał na nią zdziwiony.
- Jakaś Hermiona – mruknęła pani Dursley.
Dopiero teraz Harry przypomniał sobie o porannych wiadomościach.
- Hermiona? – odezwał się niepewnie.
Panna Granger milczała przez kilka minut, a potem wybuchła płaczem. Z jej chaotycznej wypowiedzi Potter zrozumiał jedynie, że jego przyjaciółka jest przerażona i boi się, że następnym razem śmierciożercy nie popełnią błędu i zaatakują właśnie ją i jej rodzinę. Później stwierdziła, że jak najszybciej musiała z kimś porozmawiać, a spośród wąskiego grona jej znajomych zna tylko numer Harry’ ego. Sowy nie mogłaby wysłać, ponieważ takowej nie posiada.
Harry pozwolił dziewczynie wypłakać się. Cierpliwie wysłuchał jej zwierzeń.
- Nie martw się Hermi. Wszystko będzie dobrze. A o Riddle’ a się nie martw. Nie zaatakuje ani ciebie, ani twojej rodziny. Już moja w tym głowa.
Dziewczyna podziękowała za słowa otuchy. W jej głosie jednak słychać było wątpliwości i smutek. Gdy Harry zapytał o co chodzi, dziewczyna oświadczyła, że jej rodzice panicznie się boją i nie chcą puścić jej do szkoły we wrześniu.
Potter zamknął oczy. Wiedział, że teraz Hermiona nie umiałaby żyć w innym świecie. Przez te sześć lat przesiąkła magią, jak tylko się dało. Poza tym miał pomysł na zapewnienie im dodatkowej ochrony.
- Hermiona, czy w pobliżu jest któreś z twoich rodziców? Jeśli tak, to daj mi z nimi chwilkę porozmawiać.
Po kilku minutach usłyszał w słuchawce głęboki głos pana Grangera.
- Dzień dobry, mówi Harry Potter – chłopak z trudem przełknął rosnącą w gardle gulę. – Podobno nie chce pan puścić Hermiony do szkoły.
Mężczyzna potwierdził. Bał się o córkę i nie chciał niepotrzebnie ryzykować.
- Rozumiem pana obawy – stwierdził rzeczowo Harry. – Z przykrością jednak stwierdzam, że nie ma pan racji. Voldemort atakuje wszystkich, bez względu na to, kim są nieszczęśnicy. Mogę pana zapewnić, że was ten potwór nigdy nie tknie. Przynajmniej, dopóki Hermiona jest moją przyjaciółką. Chciałbym też zaproponować pewien układ. Porozmawiam z odpowiednimi osobami i załatwię wam ochronę całodobową. Czy reflektowałbym pan na coś takiego?
Po chwili zastanowienia padła potwierdzająca odpowiedź. Potter odetchnął z ulgą. Teraz pozostało jedynie znaleźć jakiegoś zakonnika i namówić go na rozmowę z Dropsem. Harry pożegnał się z Grangerami i przerwał połączenie.
Pani Durlsey kazała Harry’ emu odprowadzić Jessicę. Dwoje nastolatków szybko wyszło z domu pozwalając kobiecie zająć się przygotowywaniem obiadu.
Zatrzymali się w parku i usiedli na jednej z niezniszczonych ławek. Dziewczyna chciała koniecznie dowiedzieć się czegoś o magicznym świecie, ale chłopak nie był skoro do rozmowy. Czujnie rozglądał się na boki w poszukiwaniu kogoś z Zakonu.
Wstał i podszedł do gęsto rosnących krzaków.
- Wyjdź Dung. Wiem, że tam jesteś. Twój odór czuć na kilometr – stwierdził pogodnie. – Nie martw się, Jessica jest wtajemniczona.
Gałęzie zaszeleściły i po chwili wyłonił się z cienia przygarbiony mężczyzna o potarganych włosach. Spojrzał na Harry’ ego z niebotycznym zdumieniem wymalowanym na twarzy.
- Skąd wiedziałeś, że cię pilnuję?
- Znam Dropsa na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie odpuści sobie pilnowania Złotego Chłopca. A teraz posłuchaj uważnie. Pójdziesz do Dumbledore’ a i powiesz mu, żeby załatwił ochronę dla Hermiony i jej rodziców. Całodobową. A najlepiej niech sam się tam uda i porozmawia z państwem Granger. Zrozumiałeś?
- Aha.
- W takim razie idź do niego.
- Teraz?
- Nie, za pół roku. Oczywiście, że teraz.
Mężczyzna wymruczał coś z rozdrażnieniem. Z kieszeni płaszcza wyciągnął lusterko. Przez chwilę wpatrywał się w nie intensywnie. W końcu stuknął w nie różdżką. Znowu wymamrotał kilka niewyraźnych słów, których Harry nijak nie mógł rozszyfrować.
- Za chwilę pojawi się tutaj ktoś z zakonu, żeby mnie zastąpić. Dopiero wtedy będę mógł przekazać twoją wiadomość.
Harry skinął głową i wrócił na ławkę. Jessica wpatrywała się w niego zdziwionym wzrokiem, który chłopak za wszelką cenę starał się ignorować.
Wstali z ławki i powolnym krokiem skierowali się do domu nastolatki.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 20.08.2006 19:59
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




ROZDZIAŁ 7
Przysięga


Didi i Dexter siedzieli w pomieszczeniu, które od biedy można by uznać za ich pokój. Pod jedną ze ścian stało rozwalające się, piętrowe łóżko, które trzymało się w całości tylko i wyłącznie dzięki tuzinowi zaklęć. Na wprost były drzwi prowadzące do obskurnej łazienki, a przy oknie stał stary stół, który był już mocno nadżarty przez korniki. Za szafę robiły dwa szkolne kufry magią powiększone od środka. Po kamiennej podłodze biegały myszy i za nic miały sobie obecność ludzi. Na ścianach rósł mech, a w niemal każdym rogu wychodziła pleśń.

Dziewczyna spojrzała na swojego brata. Chłopak patrzył a miejsce, gdzie powinno być okno, ale była tam jedynie wnęka zabita deskami i zasłonięta ciemnoczerwonym kawałem materiału.

- Jak myślisz, kim on jest? Ten, jak mu tam, Furia?

Wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia. Wiedział tylko, że on i kilku innych wynajęli pokój w Niebie i kazali przynieść tam dużo alkoholu. Ponoć przez całą noc dochodziły stamtąd niezidentyfikowane odgłosy.

- Opuścili już ten pokój?

- Chyba nie. Jeśli wypili wszystko, co zamówili, to nie zdziwiłbym się, gdyby wybyli dopiero jutro.

Dziewczyna uśmiechnęła się półgębkiem. Doskonale wiedziała, o czym myślał jej brat. Znali się nie od dziś i rozumieli bez słów. Skinęła głową.

Zarzucili na siebie czarne peleryny. Wyszli z pokoju i rzuciwszy kilka zaklęć zabezpieczających ruszyli przed siebie. Przemykali w cieniu, nie chcąc, żeby ktoś ich zauważył. Co prawda byli szczurami, ale to nie zapewniało bezpieczeństwa. Czasami nawet co bogatsi urządzali sobie polowania na takich jak oni. Dzieciaki bez przyszłości, których jedyną życiową perspektywą są kradzieże i morderstwa.

Zatrzymali się przed wejściem do Nieba i rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. Musieli teraz odpowiednio wszystko rozegrać. Weszli do środka i przez chwilę stali niezdecydowani. Wzrokiem odszukali Lokiego. Wiedzieli, że będzie to dziwnie wyglądało, jeśli oni, zwykłe szczury, podejdą do gladiatora, ale musieli zaryzykować.

- Nie powinniście tu przychodzić – powiedział mężczyzna, zauważając, że bliźniaki siadają po przeciwnej stronie stolika. – Nikt nie powinien wiedzieć, że znamy się prywatnie.

- Może – mruknął Dexter. – Nie rozumiem tylko czemu chcesz ukryć przed wszystkimi fakt, że jesteś naszym ojcem.

- Nie tak głośno – syknął Loki. – Co was tu sprowadza?

- Furia. Musimy wiedzieć, kim on jest naprawdę.

- Po co wam taka wiedza? – zapytał podejrzliwie.

- On wie, jak nazywamy się naprawdę – odezwała się milcząca do tej pory Didi.

Mężczyzna podrapał się po głowie.

- W takim razie idźcie na górę. Powinien być w trzynastce. Tylko uważajcie. Jest z nim Vipera i kapitan Ginger, ze swoim kolegą. Reszty nie znam, ale przypuszczam, że jeśli są razem z nimi to nie należą do grzecznych dzieci.

- Tutaj takich w ogóle nie ma – mruknęła dziewczyna.

Wstała i poszła w stronę schodów. Zaraz za nią powlókł się jej brat.

Loki również zastanawiał się kim jest Furia. Odnosił wrażenie, że już kiedyś spotkał się z tym chłopakiem, nie miał tylko pojęcia gdzie i kiedy.


***


Harry obudził się z olbrzymim bólem głowy. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po pokoju i skrzywił z niesmakiem. Pomieszczenie wyglądało, jakby przeszedł przez nie huragan. Na ścianach ciągle widać było kolorowe plamy po farbie.

Na podwójnym łóżku spała trójka jego przyjaciół. Carmen zwinięta w kłębek opierała głowę na torsie Pabla, z kolei Angelica na jego brzuchu. Sam chłopak miał otwarte oczy i leżał bez ruchu, jakby nie chciał obudzić dziewczyn.

Ginger i Martin wtuleni w siebie zajmowali miejsce pod oknem. Fioletowowłosa miała rozpiętą szatę, a mężczyzna gładził jej plecy, które teraz okryte były jedynie cienkim materiałem bluzki.

Yennefer opierała się o ścianę przy drzwiach. Po jej twarzy spływaly litry potu wymieszanego z krwią. Miała zamknięte oczy i kurczowo zaciśnięte zęby. Jesse’ ego nigdzie nie było widać.

Harry zagłębił się w paczce od Angel. Po pięciu minutach znalazł tam eliksir na kaca. Wypił połowę fiolki i przymknął oczy. Kiedy poczuł, że ból głowy się zmniejsza podniósł powieki. Jeszcze raz obrzucił pomieszczenie uważnym spojrzeniem, chcąc się przekonać, że wcześniej nie miał omamów.

Wyczarował miskę z zimną wodą i szmatką. Powoli podszedł do Vipery i usiadł obok niej. Delikatnie zaczął ocierać z jej twarzy krew. Nie zauważył, że w uchylonych drzwiach stoi dwójka ludzi.

Yennefer ocknęła się. Nieprzytomnym wzrokiem potoczyła dookoła. Spojrzała na Harry’ ego i spróbowała się uśmiechnąć, ale jedyne co jej wyszło to jakiś niewyraźny grymas. W następnej chwili zwymiotowała żółcią i resztkami słodyczy, które nie zostały jeszcze strawione.

Harry trzymał jej długie włosy i zastanawiał się, co mogło stać się Viperze. Raczej wątpił, żeby był to wynik kaca. Kiedy kobieta skończyła wymiotować znowu oparła się o ścianę. Dyszała ciężko, jak po wielomilowym biegu. Przymknęła oczy. Harry podał jej szklankę z Postcruciatusem wymieszanym z wodą. Wypiła, ostrożnie przełykając.

- Może teraz powiesz mi kto cię tak urządził?

- A jak myślisz? – prychnęła. – I tak było wyjątkowo spokojnie.

- Czym?

- Cruciatus, Tormenta, Zaklęcie Noży. Nic specjalnego.

Uniósł brew. Żadne z tych zaklęć nie powodowało krwotoku i wymiotów. Co prawda Zaklęcie noży przecinało skórę, ale nie do krwi.

- Cruciatus w połączeniu z alkoholem powoduje krwawienie. Zwykłego człowieka zabiłoby to na miejscu, ale ja nie jestem człowiekiem. Na wampiry i wile takie coś działa inaczej. Powoduje jedynie ból głowy i wymioty.

- Ale ty jesteś półwampirzycą i ćwierćwilą, więc dostałaś krwotoku, a ja nie znam się na uzdrawianiu. Leż tu i nie ruszaj się.

Wstał i podszedł do łóżka. Obudził Angelicę i podał jej eliksir na kaca. Szetem wyjaśnił jej co się stało, nie wspominając jedynie o tym, kto torturował Yennefer.

W czasie kiedy Angelica i Harry starali się doprowadzić Malfoy do stanu używalności, bliźniaki zastanawiali się, o czym mógł rozmawiać Furia z Viperą. Odsunęli się nieco od drzwi i zaczęli wymieniać między sobą uwagi na temat tego intrygującego ich człowieka. Z pewnością znał ich, ale oni nie mieli pojęcia skąd.

Szeptem zaczęli wymieniać między sobą uwagi na jego temat. Wiedzieli tylko, że jest silny i z jednej strony jest świetnie wyszkolonym wojownikiem, a z drugiej wspaniałym przyjacielem. Dowód tego ostatniego mieli w pokoju obok. Byli tak zaaferowani konwersacją, że nie zauważyli jak do pokoju wchodzi dwóch mężczyzn.

Jeden z nich zatrzymał się przy drzwiach i przez chwilę przysłuchiwał się dwójce nastolatków. W końcu uśmiechnął się i wszedł do środka.

- Zdaje się, że wczoraj nieźle zaszaleliście, skoro te dwa szczury na zewnątrz ciągle zastanawiają się kim jest Furia – powiedział na powitanie.

- Tanatos, miło cię widzieć – z uśmiechem odpowiedział Harry. – Czy te dwa szczury to rodzeństwo z blond czuprynami?

Wampir przytaknął, a Harry zaczął kląć tak, że nawet piraci spojrzeli na niego ze zdziwieniem.

- Oni i ta gryfońska ciekawość! – warknął wściekle.

Carmen spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jej “kuzyn” jeszcze kilka miesięcy temu był taki sam. Chciał wiedzieć wszystko i o wszystkich, a gdy coś przed nim zatajano wpadał w szał. Dlatego nadali mu taki, a nie inny pseudonim. Teraz z kolei pomstował na innych Gryfonów. Pokręciła głową, chcąc oczyścić myśli.

Louis usiadł pod oknem i sięgnął po butelkę wódki, która dziwnym trafem nie była jeszcze opróżniona. Pociągnął z niej zdrowy łyk i uśmiechnął się do Harry’ ego. Przez chwilę z zawziętą miną przeglądał swoją szatę, aż w końcu z satysfakcją wyjął ze środka małe pudełko.

- Wybacz, że nie zdążyłem na twoje urodziny, ale musiałem załatwić pewną nie cierpiącą zwłoki sprawę. Chciałbym ci jednak życzyć wszystkiego najlepszego i pogratulować wejścia w dorosłe życie.

Wampir podał chłopakowi pudełeczko i patrzył, jak Harry z zainteresowaniem ogląda niewielką piramidę.

- Co to? – zapytał po dłuższej chwili młody Potter.

- Nie znam nazwy. Znalazłem to na jakimś targu w Kairze. Ponoć zmienia kolor w zależności od nastroju właściciela, lub osoby, o której w danej chwili myślisz.

- Czemu akurat to? – zapytał po chwili milczenia chłopak.

- Bo ładnie wyglądało – mruknął mężczyzna.

Krytycznym wzrokiem obrzucił Yennefer. Potem spojrzał na zegarek, który zawsze nosił na ręce.

- My już pójdziemy – mruknął Jesse. – Rodzice mojego stadka będą się martwić, jeśli nie odstawię ich do domu.

Wyciągnął z kieszeni paczkę po papierosach i kazał pozostałej trójce dotknąć świstoklika. Oczywiście najpierw wszyscy się ze sobą pożegnali.

Kilka minut później Louis był na tyle uczynny, że stworzył świstoklik, który zabrał wszystkich do mieszkania Malfoy. Harry już wcześniej został poinformowany, że musi spakować najpotrzebniejsze rzeczy i udać się na Pokątną. Na początku nie rozumiał po co, ale szybko został uświadomiony, że należało wyrobić mu papiery na teleportację, a chłopak nie mógł iść do ministerstwa w towarzystwie wampira, przedstawicielki rodu Malfoy, kapitana piratów, czy nawet Martina, bo ten był poszukiwany listem gończym. Jesse też odpadał, bo nie był wtajemniczony w niektóre sprawy.


***


Draco Malfoy krążył po pokoju i co chwilę rzucał wściekłe spojrzenia w stronę listu. Przez ten kawałek pergaminu przez całą noc nie mógł zmrużyć oka, a na dodatek z samego rana został ściągnięty z łóżka i zmuszony do zrobienia eliksiru na poparzenia. Z powodu nieprzespanej nocy jego umysł pracował na zwolnionych obrotach i coś, co w założeniu miało być eliksirem wybuchnęło w pokazowy sposób.

Teraz Snape opuścił swój dom nakazując Draconowi nie opuszczać pokoju i porządnie wypocząć, bo jeżeli chłopak nadal będzie tak rozkojarzony, to nie będą mogli przejść dalej i Draco może sobie nie poradzić w siódmej klasie na zajęciach z eliksirów. Malfoy oczywiście wiedział, że nie jest najlepszy w ważeniu mikstur i zdawał sobie sprawę, że już nawet szlama Granger wie o tym więcej, ale za nic by się do tego nie przyznał.

Ze złością kopnął krzesło, które przewróciło się i przeleciała kilka metrów w tył. Nie rozumiał, co babka Vivian chciała mu przekazać pisząc ten… ten cholerny list! I dlaczego nie mógł otworzyć tej skrzynki?

Szkatułka również wydawała mu się dziwna. Wiedział, że pentagram z dwoma ramionami skierowanymi ku górze to symbol używany przez satanistów, nie tylko tych mugolskich, ale także czarodziejów. Z kolei nie miał pojęcia co oznacza pentagram z jednym ramieniem skierowanym ku górze. Nie wiedział też, co symbolizowała błyskawica i jeszcze te róże… Musiał się tego dowiedzieć i to jak najszybciej. Kiedy Snape wróci, poprosi go o możliwość skorzystania z biblioteki.

Tymczasem położył się na łóżku. Jego myśli zaczęły swobodnie dryfować pod powierzchnią świadomości.

Zastanawiał się, jak to będzie, kiedy już oficjalnie zaręczą go z Pansy. Nie lubił jej, ale teraz będzie musiał jej bronić. Dziewczyna nie należała też do pięknych. Miała twarz mopsa i okropną fryzurę. W dodatku była płaska jak deska. Pod tym względem nawet Granger była lepsza. Miała idealną figurę i ładną buzię. Włosy pozostawiały wiele do życzenia, ale jeśliby poszła do jakiegoś fryzjera to z pewnością dałoby się je uratować. Nie mówiąc już o tym, że miała śliczne, czekoladowe oczy.

Skarcił się w duchu. Nie powinien w ten sposób myśleć o Granger. Przecież to tylko szlama. Podgatunek, który nie powinien istnieć. Tacy jak oni nie zasłużyli na miano czarodziejów. Powinni być wytępieni, a jeśli nawet nie to trzymani w jakichś rezerwatach. Tym bardziej nie chciałby, aby przyjmowano takich do szkół. Ale czy na pewno? – zapytał cichu głosik w jego głowie. Na pewno, Draco był tego pewien. To przez szlamy polowano na czarownice. Przez takich degeneratów.

Zamknął oczy, wreszcie zapadając w sen.


***


Harry przemierzał ulicę Pokątną, czując na sobie ciekawskie spojrzenia przechodniów. Nic dziwnego, skoro ubrany był w czarną szatę z dużym kapturem nasuniętym głęboko na twarz. Sam ten fakt nikogo nie dziwił, ale jeśli wziąć pod uwagę, że na plecy zarzucony miał zwykły plecak, to naprawdę musiał wyglądać komicznie.

Yennefer, owinięta wokół jego nadgarstka i zabezpieczona zaklęciem kameleona rzuconym przez Louisa, zasyczała cicho każąc Harry’ emu skręcić na Nokturn.

Chłopak szedł ciemną uliczką przez kilkanaście minut, zgodnie z poleceniami Vipery. Zatrzymał się przed wejściem do Nieba. Wziął kilka głębszych oddechów i pchnął drewniane drzwi. Wszedł do środka i rozejrzał się w poszukiwaniu Lokiego. Zobaczył go siedzącego w najdalszym i najbardziej zacienionym kącie sali. Chłopak powolnym krokiem podszedł do mężczyzny.

- Witaj, gladiatorze – powiedział dosiadając się do jego stolika. – Dobrze się z tobą walczyło.

Loki podniósł głowę i przez chwilę przyglądał się swojemu rozmówcy. Widział kilka rzemyków oplatających jego szyję. Widział niesamowicie zielone oczy patrzące na niego z wyczekiwaniem. Te oczy, tak nieziemsko zielone… Kiedyś już je widział.

- Nawzajem. Czego tu szukasz?

- Didi i Dextera.

- Czego od nich chcesz?

Harry zastanowił się przez chwilę.

- Problemem nie jest to, czego chcę ja, ale to, czego chcą oni – powiedział filozoficznie. – Gdzie ich znajdę?

- W Domu, przy piątej alei. Powiedz, że przysłał cię Loki. Kim jesteś? – zapytał, gdy nieznajomy wstawał z krzesła.

- Nie pytaj o to, kim jestem, lecz o to, kim się stanę.

- Kim się staniesz?

- Przeklętym, gdy wykonam zadanie. Potępionym, gdy zemsta stanie się mym imieniem – wyszeptał.

Nie czekając na reakcję mężczyzny odwrócił się na pięcie i wyszedł z lokalu. Uśmiechnął się w duchu, gdy Yennefer syknęła, że chłopak stanął na drodze do zostania świetnym aktorem. Kierując się poleceniami Vipery szybko znalazł odpowiedni budynek. Niespiesznym krokiem wszedł do środka.

Miejsce to przyprawiało go o dreszcze. Za bardzo przypominało mu to o pobycie w Wężowym Grodzie. Na ścianach rósł grzyb, a na podłodze zamiast dywanu mech. Harry uśmiechnął się półgębkiem. Nic dziwnego, że mieszkańców tego przybytku nazywano szczurami. W pełni zasługiwali na to miano.

Wszedł do obskurnego pomieszczenia, w którym jedynymi meblami było rozwalające się, piętrowe łóżko. Drzwi za nim zamknęły się z cichym trzaskiem. Chłopak rozejrzał się po pokoju. Mruknął coś niewyraźnie. Wolał nigdzie nie siadać.

Po chwili do pomieszczenia weszła dwójka szczurów. Ze strachem spojrzeli na Harry’ ego.

- Zamknijcie drzwi – mruknął cicho Harry. – Mamy mało czasu…


***


Tymczasem Loki zastanawiał się, o co mogło chodzić temu dziwnemu osobnikowi. Miał świadomość, że takich słów nie wypowiada się ot tak, dla zabawy. Tylko nieliczni odważyli się powiedzieć tak wiele mówiącą kwestię, a ci, którzy to zrobili nie dożyli następnego dnia. Dlatego lepiej byłoby dla dzieciaka, gdyby zniknął na jakiś czas. Dla niego z resztą też. Zbyt dużo ludzi widziało go rozmawiającego z Furią.

Wstał z krzesła i zszedł do podziemi. Szybko znalazł swoją kwaterę i spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Założył długi, szary płaszcz i zdeportował się z cichym trzaskiem. Anioły powinny wiedzieć, co się teraz szykuje.


***


Dominik patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. Nie chciał wierzyć w to, co przed chwilą usłyszał od Furii. Jakim niby cudem ten koleś miałby być Harrym? A właściwie jakim cudem Harry miałby być nim? To się kupy nie trzyma!

Carol milczała. Od czasu do czasu spoglądała na swojego brata lub Furię. Właśnie tak zaczęła go nazywać, bo na Pottera to on zdecydowanie nie wyglądał. Był zbyt dobrze wyszkolony w walce i zbyt dobrze znał nokturński slang.

- Więc chcesz, żebyśmy cię kryli? – zapytała przerywając niezręczną ciszę. – Żebyśmy wszystkim naokoło mówili, że Potter swoje wakacje spędził na Nokturnie? Czy ci do reszty odbiło?!

- Słuchaj, złotko. Lubię cię, naprawdę cię lubię, ale nie zmuszaj mnie, żebym cię zabił. Jedna Avada i po sprawie.

Spojrzała na niego zszokowana. Była przyzwyczajona do tego, że jej grożono, ale nigdy nie przypuszczała, że można to powiedzieć z tak miłym uśmiechem. Gdyby nie była wyczulona na punkcie gróźb, pomyślałaby, że Furia żartuje.

- Ministerialne pieski by cię udupiły – warknął Dominic. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek przyjdzie mu to powiedzieć Harry’ emu.

- Oni guzik mogą, a nawet gdyby dobrali mi się do tyłka, to wyszedłbym z pierdla szybciej, niż powiedziałbyś Quidditch. Mam znajomych, bardzo wpływowych znajomych i lepiej, żebyście ich nie drażnili. Wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi, czy jak to tam szło.

Bliźniaki spojrzeli na siebie nic nie rozumiejąc. Czyżby ich niegdysiejszy przyjaciel, a obecny zleceniodawca kombinował jakąś bijatykę? Jeśli tak, to dobrze trafił, bo Didi i Dexter byli chyba jedynymi szczurami, które skończyły Hogwart i wiedziały o magii więcej niż przeciętny mieszkaniec Domu czy kanałów.

- Co mielibyśmy robić? – zapytała niechętnie Carol. Nie uśmiechała jej się perspektywa bliskiego spotkania z Aurorami, a Harry najprawdopodobniej właśnie tego będzie potrzebował.

- Znajdźcie mi Mundungusa Fletchera i jakby co, to siedziałem tu przez cały miesiąc. A naszej rozmowy nie było.

- W życiu nie ma nic za darmo – mruknął Dominik.

Harry przytaknął. Już wcześniej został poinformowany, że na Nokturnie za wszystko się płaci. Nawet za życie, a to ostatnie miało wysoką cenę.

- Czego żądacie w zamian za pomoc?

Dominik i Carol wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Coraz bardziej prawdopodobne wydawało im się, że Potter spędził połowę swoich wakacji na Nokturnie, albo w innym, równie uroczym miejscu.

- Potrzebujemy lepszej chaty – odezwała się w końcu Didi. – To nie musi być nic wielkiego. Wystarczy, że nie będzie tam pleśni i mchu.

- A mnie przyda się robota. Może i jesteśmy szczury, ale chcielibyśmy się stąd wyrwać.

Harry zastanowił się przez chwilę. Istniała szansa, że za jednym zamachem uda mu się załatwić i jedno i drugie.

- Znacie się na eliksirach i magicznych zabawkach? – zapytał w końcu. – Rozumiecie, ulepszenie mugolskiej broni i innych takich.

- To działka Dextera – stwierdziła po namyśle Didi. – On się zna na takich rzeczach. Ja wolę rozmawiać z ludźmi i załatwiać składniki.

Harry przytaknął. Wyjaśnił, że być może znalazł idealne rozwiązanie tej sprawy, ale nie ma jeszcze stuprocentowej pewności, więc niczego nie może obiecać. Jeśliby jednak nie dał rady załatwić tego, czego chcieli to obiecał dać im dwa tysiące galeonów. Za takie pieniądze mogliby mieć nie tylko nowe mieszkanie i to całkiem dobrze wyposażone, ale także zacząć nowe życie.

Zgodzili się. W końcu nie odrzuca się propozycji wartej taką fortunę.

- Przyjemnie robić z tobą interesy. –Dexter uśmiechnął się.

Harry jedynie mruknął coś niewyraźnie. Cała trójka opuściła Dom i ruszyła na poszukiwania Kanciarza.


***


Fletcher siedział w kryjówce Kanciarzy. Jak zwykle śmierdziało od niego tanim winem. Ubrany w brudne szaty nie wyróżniał się niczym spośród kilkunastu podobnych mu ludzi. Choć nie tylko, bo mężczyzna wiedział, że były tu też wampiry, ghule, wilkołaki a nawet strzygi. Na Nokturnie nikt nie pytał o rasę.

Ci ludzie, jeśliby tylko ich zjednoczyć stanowiliby jedną z najlepszych armii, ale Dumbledore nie ufał dzieciom Nokturnu. Twierdził, że to miejsce jest siedliskiem zła wszelakiego. Dung czasami zastanawiał się, czy Albus aby nadaje się na wielkiego przywódcę rewolucji. Mężczyzna może i był tylko drobnym złodziejaszkiem, ale ślepy ani głupi nie był. Widział, że szykował się przewrót. Nie był tylko pewien, czy na lepsze, czy na gorsze.

Jego rozmyślania przerwało przybycie najmniej spodziewanych gości. Dwójka przerażonych szczurów trzymana w silnym uścisku Devila i mężczyzna w czarnej szacie, patrzący na najsilniejszego z Kanciarzy z chęcią mordu w oczach. Zielonych oczach, tak znajomych, że Dungowi zebrało się na mdłości. Gorączkowo zastanawiał się, co tu robił ten dzieciak. Bo, że był to Potter nie było wątpliwości.

- Puść ich, Devil – mruknął Dung. – To przyszli gladiatorzy, a jeśli zadają się z tym młodzieńcem, to znaczy, że mają potężnych przyjaciół. Nie chciałbym później zbierać twoich szczątków z koji.

Devil niechętnie puścił szczury. Nie lubił tych bachorów. Tacy jedynie przeszkadzali w wykonywaniu roboty.

Dung rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszyscy zajęci byli swoimi sprawami. Głównie snem, chociaż znalazło się kilku amatorów pokera, czy gry w kości. Usiedli przy stole. Fletcher z wyczekiwaniem spojrzał na przybyszy.

- No? Ktoś raczy mi wytłumaczyć, co tu się dzieje? I co ty tu robisz? – oskarżycielskim gestem wskazał Harry’ ego. – I gdzie masz bryle?

- Przeżytek – mruknął Harry. – Mam soczewki.

Dung pokiwał głową. To by się zgadzało, tylko, co na Merlina Potter robił w tej okolicy? Nie powinno go tu być. Zdecydowanie. To nie było miejsce, dla dzieci. Sfrustrowany mężczyzna nawet nie zauważył, że zaczął mówić na głos.

Harry uśmiechnął się pobłażliwie. Przestał być dzieckiem już w chwili, kiedy opuścił Wężowy Gród.

- Trzeba mieć znajomości, Dung. Poza tym, byłem tu bezpieczny. Skoro nawet Drops nie umiał mnie znaleźć, to znaczy, że mogę tu przebywać.

- Ale dlaczego cię nie widziałem?

- Bo był u nas – wtrąciła Carol. – Reszty nie musisz wiedzieć.

- Dokładnie – przytaknął Harry. – Teraz zabierz mnie do kwatery. Tylko najpierw musimy ustalić, gdzie mnie znalazłeś. Raczej nie powiemy im, że cały czas włóczyłem się po Nokturnie.

- A może powiesz, że byłeś u nas? I tak nikt nie wie, kim są nasi biologiczni rodzice. A ci, którzy byli opiekunami od dawna nie żyją. Poza tym, nawet Dumbledore nie wie, że mieszkaliśmy na Nokturnie.

Vipera zasyczała z aprobatą. Podobał jej się ten pomysł. Z doświadczenia wiedziała, że szczury nie dadzą się złapać Aurorom, a nawet jeśli, to prędzej popełnią samobójstwo niż zdradzą przyjaciół. Co prawda sojusze tutaj były delikatne i niestabilne, ale należało żyć w zgodzie ze wszystkimi.

Dung zastanawiał się, gdzie tak naprawdę przebywał Harry. Wiedział, że dzieciak nie powiedział mu wszystkiego, ale nie wypytywał. Lata życia na Nokturnie nauczyły go, że nie zawsze warto wiedzieć więcej niż inni. Co prawda ciekawość go zżerała, ale starał się nie zadawać głupich pytań. Podejrzewał, że chłopak i tak nic by mu nie powiedział.

Mundungus w ciągu swoich kilkudziesięciu lat życie widział już wiele i wiele słyszał. Niemniej jednak zdziwiła go jedna rzecz. Po Nokturnie poszła plotka, że w Koloseum pojawił się ktoś, kto był w stanie pokonać Nieśmiertelnych, jak ludzie mówili na wilkołacze rodzeństwo. Ponoć byli oni najlepsi i nigdy nie przegrali żadnej walki. Dunga zastanowił fakt, że osobnik, który brał udział w tej walce był łudząca podobny do Pottera.


***


Zdenerwowany Loki stał pod drzwiami zrobionymi ze szczerego złota. Przestępował z nogi na nogę nie mogąc doczekać się audiencji. W tym miejscu był co prawda tylko raz, ale wolał nie wspominać tamtej wizyty.

Drzwi uchyliły się ze skrzypieniem nie naoliwionych zawiasów. Loki zastanawiał się, czy często zdarzają się takie przypadki jak on. Nosferatu z ludzką duszą. Ostrożnie przekroczył próg, wiedząc, że pośpiech nie był mile widziany.

Stanął przed wielką ławą, za którą siedziało trzynaście wampirów. Sześć kobiet po prawej i sześciu mężczyzn po lewej, a na środku On. Gladiator nie wiedział kim On był naprawdę. Nie wiedział też, czy to, co o nim mówiono jest prawdą. Ponoć był on najstarszym żyjącym wampirem. Kiedy słyszało się jego archaiczny sposób wyrażania można było w to uwierzyć.

Opuścił głowę i opadł na prawe kolano. Rękę przyłożył do serca i czekał. Nie mógł zaczynać rozmowy, to Trzynastu musiało rozpocząć. Nieposłuszeństwo i nie przestrzeganie rytuałów było karane śmiercią.

- Coś cię trapi, nasz przyjacielu. Twa ludzka dusza szaleje ze strachu, a twe serce rwie się do walki. Cóż spowodowało u ciebie tak wielkie wzburzenie?

Loki uśmiechnął się lekko na dźwięk Jego głosu. Był ciepły i przyjemny, sprawiał wrażenie miłego i sympatycznego, jednak Loki wiedział, że to tylko pozory.

- Masz rację, Panie mój. Ludzie szykują się do wojny. Ministerstwo z Dumbledore’ em na czele szaleje; Ten, Którego Imienia Nie wolno Wymawiać przyczaił się gdzieś, ale jestem pewien, że już niedługo zaatakuje. – Przerwał, żeby zaczerpnąć oddech. – Spotkałem też dziwnego osobnika…

- Wiemy o twoim spotkaniu z człowiekiem – przerwała mu jedna z kobiet.

- Wiemy też, że mówił prawdę. To chłopiec, obdarzony mocą. Chłopiec, który będzie w stanie pokonać tyrana jego własną bronią, ale najpierw będzie musiał zrozumieć, kim on sam jest w tym rozdaniu – odezwał się jeden z mężczyzn.

- Zazwyczaj byliśmy neutralni – podjął On, - ale teraz nadszedł czas zmian. Nasze rumaki pragnął krwi i dostaną ją. Idź, Loki, synu człowieka. Idź do podobnych sobie i pilnuj ich, bowiem my nie mamy tam wpływów. Idź i nie pozwól krzywdzić niewinnych, synu człowieka.

Loki wyszedł. Zastanawiał się, o czym mówiła Trzynastka. Coś czuł, że nadchodzące zmiany będą prawdziwą rewolucją.


***


Mundungus Fletcher z niepokojem spojrzał na swojego towarzysza. Wiedział, że chłopak nie chciał wracać do tego domu, który przywodził na myśl tyle wspomnień. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Harry po miesięcznej nieobecności postanowił wrócić.

- Spokojnie, Dung – mruknął Harry. – Ufam, żiż nie zdradzisz, że na Nokturnie nie bywałem.

- Nie archaizuj – prychnął Kanciarz. – W życiu nie ma nic za darmo.

- Dam ci tysiąc galeonów, jeśli będziesz trzymał mordę na kłódkę.

- Wystarczy, że powiesz mi, gdzie szlajałeś się przez ten miesiąc.

- Tego jednego nie mogę ci dać.

- W takim razie chcę dwa tysiące.

- Tysiąc pięćset i ani knuta więcej.

Dung zastanowił się przez chwilę. Na Nokturnie za wszystko się płaciło, a skoro spotkał Pottera na Nokturnie to mogliby uznać to za transakcję wiązaną. Coś za coś. W tym wypadku milczenie za mieszek złota.

- Umiesz się targować dzieciaku – westchnął teatralnie. – Pary z gęby nie puszczę.

- Trzymam za słowo. Kasę dostaniesz jak tylko załatwię kilka spraw.

Nie czekając na reakcję Dunga wszedł do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. W domu panowała senna cisza. Potter zatrzymał się w korytarzu i poczekał na Kanciarza. Przepuścił go przodem i dopiero potem zrobił kilka kroków na przód. Kiedy ostatni raz Harry patrzył na zegarek dochodziła trzecia po południu, a od tego czasu minęły co najmniej dwie godziny, więc wszyscy powinni tu być. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że była sobota.

Fletcher skierował się do kuchni. Dochodziły stamtąd ciche odgłosy prowadzonej rozmowy. Harry dałby sobie rękę uciąć, że było to zebranie, ale wolał się o to nie zakładać. Równie dobrze mogła to być zwykła kolacja, jedzona w gronie rodziny. W dodatku w pobliżu nigdzie nie widział młodych Weasleyów, którzy przecież nie odpuszczą żadnej okazji, żeby móc coś podsłuchać. Kanciarz otworzył drzwi i wszedł do środka. Kilka kroków za nim powędrował Harry.

Wszyscy natychmiastowo zamilkli. Młodzież rzucała ukradkowe spojrzenia w stronę gości. Pani i pan Weasley wyciągnęli różdżki, to samo zrobił Alastor.

- Kogoś sprowadził, Dung? – podejrzliwie zapytał były Auror.

- Nie mógł nikogo sprowadzić, bo dom jest pod Fideliusem – mruknął, jakby od niechcenia Harry. – Czyżbyście mnie już nie poznawali? Aż tak się zmieniłem? – zapytał złośliwie.

Ściągnął z głowy kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się przystojna twarz w okrągłych okularach. Harry źle się w nich czuł. Przez ten miesiąc zdążył się przyzwyczaić do noszenia soczewek.

Hermiona pisnęła i skoczyła na Harry’ ego prawie zwalając go z nóg. Wcisnęła głowę w zagłębienie jego szyi i ścisnęła tak mocno, że chłopak syknął z bólu. Tak to jest, kiedy leczy cię pijany uzdrowiciel. Dziewczyna zmarszczyła brwi i odsunęła się od przyjaciela. Wzięła kilka oddechów i zmarszczyła brwi jeszcze bardziej.

- Piłeś – bardziej stwierdziła niż zapytała.

- Świętowaliśmy dorosłość – westchnął. – Wolisz nie wiedzieć – dodał nieco ostrzej, gdy dziewczyna otwierała usta by zadać kolejne pytanie.

Państwo Granger z zainteresowaniem patrzyli, jak jej córka rzuca się temu młodemu mężczyźnie na szyję. Nie wiedzieli kim on był, ale domyślali się, że jest przyjacielem ich córki. Tylko dlaczego Ron, chłopak Hermiony, nie robi żadnych scen? Czyżby znał tego młodzieńca? Przecież dokładnie pamiętali co się stało, gdy tydzień temu do Hermiony przystawiał się jeden z bliźniaków.

Ron przez chwilę siedział nieruchomo, aż w końcu zerwał się i rzucił na czarnowłosego. Nie obchodziło go, co w tej chwili pomyślą państwo Granger. Liczyło się tylko to, że jego przyjacielowi nic się nie stało. Że jest cały i zdrowy, i że stoi tu przed nim.

Ginny poszła w ślady brata. To samo zrobiła pani Weasley. Obie cieszyły się, że chłopakowi nic nie jest.

Gdy wszyscy oderwali się od niego chłopak wziął kilka głębokich oddechów. Rozmasował sobie żebra i starając się nie krzywić usiadł przy stole. Spojrzał po twarzach zgromadzonych i odezwał się cichym, zmęczonym głosem.

- Wróciłem tylko po to, żeby zrobić licencję na aportację i odebrać akt własności placu w Dolinie Godryka. Gdzie są bliźniaki? Mam do nich sprawę.

- Pracują w sklepie – odpowiedziała pani Weasley. – Udoskonalają jakieś swoje wynalazki.

Na kilka minut zaległa cisza. Nikt nie wiedział, co mógłby powiedzieć.

- Zjesz coś, Harry? Właśnie miałam szykować kolację – zapytała pani Weasley.

- Z chęcią – odpowiedział z uśmiechem Harry.

Alastor cały czas patrzył na chłopaka. Były auror wiedział, że dzieciak skrywa wiele tajemnic, a on, jako jeden z najlepszych aurorów musiał się tego dowiedzieć.

Po kolacji Harry został zaciągnięty do pokoju Rona. Wszyscy koniecznie chcieli wiedzieć, gdzie chłopak przebywał przez ostatni miesiąc. Harry jedynie uśmiechał się delikatnie. Co chwilę jego oczy błyskały rozbawieniem, kiedy słuchał komentarzy Vipery.

- Przygotowywałem się do zawodów – westchnął Harry. – Więcej wiedzieć nie musicie, a nawet nie powinniście. Teraz dajcie mi spokój, chciałbym się wyspać.

Ron, Ginny i Hermiona wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia, ale opuścili pokój. Chłopak zatrzymał się przed drzwiami i przyłożył ucho do ich powierzchni. Usłyszał jedynie niezrozumiały syk.



--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]   20.05.2006 22:06
Darkness and Shadow   Jest, jest! Wreszcie! Doczekałam się! ...   20.05.2006 22:37
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 Licencja Był czwarty lipca. Harry wysz...   27.05.2006 14:29
Kedos   To raczej nie jest na podstawie tylko raczej konty...   27.05.2006 23:19
Shmanii   Czytałam twoje HP i bractwo smoka oraz czytam tera...   28.05.2006 12:03
MoniQ   no nareszcie...myślałam ze sie juz nie doczekam......   06.06.2006 15:04
Mroczny Wiatr   :P a to już nowy miesiąc mamy i bez nowego rozdzi...   07.06.2006 11:55
Ines   Opowiadanie jest cudowne. Czytałam już Bractwo Smo...   19.06.2006 20:45
Abaska   Nie czytałam Bractwa Smoka ale zapowiada się niezł...   21.06.2006 15:19
Carmen Black   Nie bijcie! Ja nie mam nic na swoje usprawiedl...   02.08.2006 00:45
Carmen Black   ROZDZIAŁ 4 [u]Tajemnice Znaku[/u] Blond włosy m...   02.08.2006 00:46
Carmen Black   ROZDZIAŁ 5 [u] Ginger[/u] Yennefer spojrzała ...   02.08.2006 00:47
Carmen Black   Ginger obudziła się z olbrzymim bólem głowy. Po ra...   02.08.2006 00:48
Child   Pracownik działu obsługi klienta proszony na dział...   03.08.2006 21:53
Carmen Black   ROZDZIAŁ 6 [u]Szczury Harry wbiegł do swojego po...   13.08.2006 00:57
Carmen Black   Yennefer weszła do mieszkania. Przeszła do salonu,...   13.08.2006 00:59
Marta Potter   SSSSSSSSSSSSUUUUUUUUUUUPPPPPPPPPPPEEEEEEEERRRR ...   14.08.2006 05:57
Kedos   Dajesz skarbie dajesz!!!! Jak zwyk...   15.08.2006 19:18
Marta Potter   a'propos :kiedy next part? a to dla weny: :kro...   17.08.2006 03:55
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 [u]Przysięga[/u] Didi i Dexter siedzie...   20.08.2006 19:59
Carmen Black   Albus Dumbledore siedział w salonie swojego domu. ...   20.08.2006 20:02
Kedos   Jak zwykle swietne... Tylko to ta * na koncu... Zn...   29.08.2006 19:25
Child   bo to zdaje sie jest łacina :P   29.08.2006 19:31
Carmen Black   Bo to jest łacina na sto procent. Łacina tak ł...   30.08.2006 01:57
Katarn90   Począwszy od fatalnego, wybacz, tytułu zapowiadało...   31.08.2006 07:46
Hawtagai   W końcu doczekałam się kontynłacji opowiadania.Mam...   31.08.2006 18:26
Carmen Black   Na razie mam dwadzieścia kilka stron. Cały czas pr...   01.09.2006 23:32
Kedos   A mnie sie zdaje ze juz nawet mozna sie domyslac k...   06.09.2006 20:29
Carmen Black   ROZDZIAŁ 8 [u]Jak kameleon[/u] Minął tydzień, od...   16.09.2006 22:03
Marta Potter   Daj next parta po sie :cry: ! a to dla weny :...   15.11.2006 00:45
Carmen Black   Następnego dnia wieczorem miało się odbyć zebranie...   16.09.2006 22:04
Hawtagai   Jak to dobrze ,ze jest juz nowy part,niestety nie ...   16.09.2006 23:26
Kedos   No i BĘC! Parcik jest, sie on podoba, i Kali c...   03.10.2006 18:15
Naomi   Zajefajny ten fick mam nadzieje,ze autorka tego op...   13.11.2006 23:37
Child   czy jest moderator na sali?   16.11.2006 19:46
Kedos   Watpie zeby byl nowy rozdzial bo autorka zaczela z...   24.11.2006 10:57
Carmen Black   Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Brak...   25.11.2006 18:49
Kedos   Baardzo ciekawe, fajnie opisalas wampirki,a to z d...   07.12.2006 19:18
Carmen Black   ROZDZIAŁ 10 [u]Magia Słów[/u] Yennefer siedziała...   23.12.2006 19:29
Carmen Black   Przy okazji. Wszystkiego najlepszego z okazji nowe...   31.12.2006 16:52
Carmen Black   Ostrzeżenie Żeby ni było, że nie ostrzegam. Może b...   17.01.2007 17:05
Samanta Vlane   ja ma pytanie przeczytalam prawie jeźcow apokalips...   24.01.2007 13:51
Ushnark   hpibractwosmoka.blog.onet.pl tutaj na forum w FF ...   25.01.2007 16:14
Samanta Vlane   kurcze chcialabym juz nastepna czesc znaczy rozdzi...   29.01.2007 18:12
Carmen Black   Część druga: [b]Książę Ciemności [i]Prawdziwych p...   05.02.2007 00:50
Carmen Black   Tekst został zbetowany przez: Ailime ROZDZIAŁ 14...   01.03.2007 19:54
Kedos   Ogolnie dobrze, ale w jednym miejscu zamiast ...   04.03.2007 22:02
Carmen Black   Tekst zbetowany przez: Czejoo ROZDZIAŁ 15 [u]Kopu...   06.04.2007 18:21
Carmen Black   Beta: Nudziara Ostrzeżenia: Będą przekleństwa, duż...   28.04.2007 23:25
Zeti   Bardzo dobry FF. Powinnaś napisać coś własnego, i ...   23.05.2007 20:02
Carmen Black   ROZDZIAŁ 17 [u]Miś[/u] Poniedziałek był dniem, k...   06.06.2007 19:06
HermionaW   Droga Carmen! Jest jak zwykle cudnie. Czytała...   15.06.2007 16:17
Zeti   Nareszcie nowa część. Jest świetna. Tylko tego nie...   06.06.2007 21:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 18 [u]List Wieść o nowym towarzyszu Harr...   28.06.2007 15:00
Carmen Black   Carmen spojrzała na niego krytycznym wzrokiem. Z m...   28.06.2007 15:01
Zeti   Jak zwykle absolutnie fantastyczne. Czekam na kole...   28.06.2007 21:06
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 19 [u]Piraci[/u] Hermion...   22.07.2007 15:53
HermionaW   Carmen, och Carmen czemu mi to czynisz? Przez twoj...   22.07.2007 22:50
Skaterin   Swietne, że to tak delikatnie ujme ;) Czasami [cho...   23.07.2007 18:35
Zeti   Jak zwykle świetne. Już nie mogę się doczekać kied...   01.08.2007 10:55
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 20 [u]Handlarz [/b] Ron...   09.08.2007 11:54
Zeti   Super. Szkoda, że nie rozdziały pojawiają się częś...   09.08.2007 13:15
Skaterin   :nutella: :nutella: :nutella: pozostaje mi tylk...   22.08.2007 22:01
Zeti   Jj, kiedy następna część? Już się nie mogę doczeka...   27.08.2007 22:30
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 21 [u]Klub Pojedynków[/b]...   08.10.2007 21:02
Zeti   Jakoś dziwnie średnio mi się podobało. Właściwie ż...   09.10.2007 19:13
Claudia_Black   Cudne! Bardzo mi się podoba! Tylko.. Kiedy...   20.10.2007 10:24
Kedos   Więęęęęcej!!!! Świetne opko(chocia...   07.11.2007 22:52
Carmen Black   Na szybko i bez bety. Wybaczcie za zwłokę. Brak we...   27.12.2007 19:52
HermionaW   Caaarmen!!! Powiedz, dlaczego czynisz ...   30.12.2007 14:00
Saphira Shadow   Nawet może być...Jak się dowiem co dalej to napisz...   05.02.2009 16:59
Jezabel   To opowiadanie jest po prostu świetne!! Cz...   18.09.2009 22:37


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 04.06.2024 02:42