Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Biel To Nie To Samo Co Czerń... [cdn], Pomieszanie z poplątaniem...

Aggy
post 24.05.2006 18:04
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Narazie tylko tyle... powinno coś się pojawić dopiero we wtorek... miłego oceniania i szukania błędów turned.gif

I rozdział

Biel to nie to samo co czerń...
ale obie posiadają cechę wspólną...
mają plamy


Młody chłopak leżał na podłodze w dość obskurnym i małym pokoju. Tępo wpatrując się w sufit. Światło księżyca delikatnie oświetlało jego twarz, resztę ciała spowijał w objęciach cień. Oczy były nieruchome tak samo jak jego ciało. Jedynie ruch klatki piersiowej zdradzał to iż nadal żyje. Oddychał miarowo i dość płytko. Leżał jeszcze tak przez dłuższy czas. Dopiero kiedy mrugnął zaczął głębiej oddychać a z gardła wydobywał się głęboki śmiech. Paniczny śmiech. Nie podobny do śmiechu aktorów grających osoby niezrównoważone umysłowo. Było w nim zbyt wiele realizmu i rzeczywistości. Śmiech stawał coraz się głośniejszy i jeszcze bardziej przerażający. Nagle śmiech się wyciszał się z wolna tak samo jak się rozpoczął, kiedy zapadła zupełna cisza chłopak usiadł. Wsparł gołę na rękach zasłaniając oczy i kiwał się w tył i w przód. Mrucząc coś do siebie zupełnie niezrozumiale. Powtarzając coś jak mantrę. W końcu przestał się kiwać, przetarł oczy i potrząsnął głową. Siedział jeszcze przez chwile z zamkniętymi oczami, ale w końcu je otworzył. I choć było w miarę ciemno musiał przymrużyć oczy. Kiedy przyzwyczaił się do tej „ciemności” zaczął się rozglądać po pokoju, jakby pierwszy raz w życiu go widział. Po krótkich oględzinach, oparł się na łokciach a głowę wychylił maksymalnie do tyłu.

‘Nigdy więcej… Nigdy więcej’ ponownie opadł na podłogę i niemalże natychmiast zasnął.

Znowu leżał nieruchomo oddychając spokojnie. Światło księżyca zaczęło się przesuwać z wolna po pokoju przesłaniane od czasu do czasu przez chmury. W końcu i księżyc zaczął zachodzić a na jego miejsce zastępowało słońce. Powoli wspinające się po nieboskłonie. O wiele wyżej niż jego poprzednik. Życie w Little Surrey, które zasnęło wraz z nocą na nowo się budziło i wracało do życia. Nawet na Privet Drive. A tym bardziej przy numerze 4. Wszyscy domownicy zebrali się w kuchni, aby spożyć śniadanie.
Prawie wszyscy. Jedno miejsce było wolne, ale było zastawione. Jednak nikt nie zwracał uwagi na to puste miejsce i dalej w spokoju jedli. Kiedy zbliżała się siódma, wuj Vernon wyszedł do pracy. A ciotka Petunia wyszła zaraz po nim na zakupy. Jedynie ich syn został w kuchni przeżuwając jeszcze jakieś warzywo wpatrzony w telewizor. Jego uwagi poświęconej jakiemuś porannemu programowi nie odciągnęły powolne kroki za drzwiami do kuchni. Dopiero, kiedy drzwi otworzyły się, ten odwrócił głowę i spojrzał z pogardą na swego kuzyna, który zdążył w tym czasie podejść do lodówki i otworzyć ją.

‘Nie wolno ci…”

‘Tak, i co jeszcze?’ odpowiedział zgryźliwie nie wychylając głowy z lodówki.

‘Zobaczysz!’ zaparł się Dudley ‘Powiem mamie. Dobrze wiesz, że zabroniono ci zaglądania do lodówki…’

‘Zamknij się Dudley! Nudzisz mnie tym nawijaniem z samego rana.’ wysyczał starając się opanować i zatrzasnął lodówkę znalawszy coś bardziej pożywnego od warzyw i owoców.

‘I tak oberwiesz…’ odszczeknął po dłuższej chwili, kiedy rozmówca zasiadł naprzeciw niego.

‘Tak, i co jeszcze?’ powtórzył chłopak.

‘Oberwiesz za wczorajszą noc’ dodał Dudley z wyraźną wyższością w głosie.

‘Ciekawi mnie, za co…’ oprał znudzony ‘I jak?’

‘Ty dobrze wiesz, za co…’

‘Dobra, idę. Nie lubię się powtarzać i przebywać z takimi mugolami jak ty’

Chłopak wstał od stołu i zabrał swoje śniadanie, zupełnie nie zwracając na panikę swojego kuzyna, po czym wyszedł z kuchni i podążył do swojego pokoju na piętrze. Przeskakując, co dwa stopnie kopnął w lekko uchylone drzwi i wszedł do środka. Do swojego małego i obskurnego pokoju. Kopniakiem zatrzasnął za sobą drzwi a śniadanie położył na biurku obok pustej i zaniedbanej klatki. Spojrzał na nią z lekkim sentymentem, ale natychmiast się opanował. Powrócił do zakłóconej konsumpcji śniadania. Spoglądając w okno, gdzie nie wyraźnie widział odbicie swojej twarzy. Bardziej doroślejszej i surowszej. Wyostrzone rysy twarzy i delikatny zarost, plus maska pod tytułem pogardy dla wszelkiego stworzenia „niższego” ode mnie. Dawały niesamowity urok. Dłuższe czarne włosy, nadal tak rozczochrane, również czyniły swoje. Zjadł zaledwie jedną kanapkę stwierdzając, że zupełnie nie jest głodny. Chociaż niecałe dziesięć minut temu był wstanie zjeść hipogryfa z kopytami, teraz czuł się najedzony. Wzruszył lekko ramionami a resztę wyrzucił do kosza na śmieci. Przeciągnął się leniwie rozprostowując kości. Znacznie urósł w te wakacje. Stał się wyższy od Dudleya o całą głowę, co wykorzystywał w ich nieustannych potyczkach, które od dłuższego czasu sam rozpoczynał i zwyciężał. Zawsze, kiedy sądził, że już przegra, coś jakby budziło się w nim i dodawało więcej siły i zwinności. Z początku zastanawiało go to trochę, ale zaniechał rozwodzenia się nad tą kwestią. Bo i po co? Grunt, że wygrywał i to, że to kuzyn leżał na ziemi znokautowany i obolały a on praktycznie bez żadnych obrażeń stał nad nim i patrzył zwycięsko na klęskę pokonanego.
Spojrzał na budzik stojący na nocnym stoliku. Było już wpół do dziewiątej. Sam się zdziwił gdzie ten czas mu tak szybko umykał. Wstał nadal się rozciągając i podszedł do szafki. Otworzył szufladę i wyciągnął paczkę papierosów, rzucił je od niechcenia na łóżko i przebrał się w jakieś bardziej wyjściowe ubrania niż stara rozciągnięta koszula i zniszczone spodnie.
Ciemne jeansy spadające opierające się na biodrach i ciemna dość ciasna koszulka uwydatniała jego mięśnie i zgrabną sylwetkę. Schował papierosy do kieszeni, przejrzał się w lustrze. Jeszcze bardziej mierzwiąc sobie włosy, uśmiechnął się cynicznie i wyszedł z pokoju. Praktycznie zeskoczył ze schodów. Nawet nie zdążył powiedzieć, że wychodzi a już był za drzwiami idąc do parku.
Mijał ludzi zmierzających w przeciwnym kierunku. Do pracy. Na szczęście miał jeszcze wakacje. Ale i te nie mogą trwać wiecznie, choć gdyby się postarał na pewno by trwały wiecznie. Dla niego.
Właściwie wakacje kończą się dopiero za dwa tygodnie a ostatni tydzień miał w spędzić w Dziurawym Kotle pod czujnym okiem państwa Weasleyów. Nie zachwycał go ten pomysł, ale musiał nadal odgrywać rolę grzecznego i ułożonego chłopaczka. Uśmiechnął się do siebie i wyciągnął papierosy z kieszeni. Obrócił pudełko w palcach i wyciągnął papierosa, przystanął na chwilę i zapalił go. Kiedy dotarł do parku usiadł na jednym z murków w głębi. Jednak nie siedział tak długo sam. Spokój zmącili jego znajomi. Po krótkiej wymianie zdań, ruszył z nimi przez park, jak każdego dnia.

Zupełnie gdzie indziej… w głębi lasu.

‘No zadeptały ją cholibka… Niech no ja zobaczę jakiegoś przerośniętego kuca! No normalnie kłaki mu wyrwę, łeb ukręcę i rzucę na pożarcie pozostałym!’ olbrzym stał nad ciałem jakiegoś stworzenia, zaciskając ze złości pięści. ‘Ja im jeszcze pokaże, kto rządzi w tym lesie’

‘Uspokój się Hagridzie. Twój gniew nie wróci jej już życia’

‘No wim dyrektorze… ale przez tyle lat sobie tutaj żyły… no i akurat teraz się tamtym ubzdurało coś…’

‘Chodź Hagridzie… trzeba jej zorganizować godny pochówek’ łagodny głos dyrektora zdawał się wpływać na gajowego, gdyż ten powoli się uspokoił i otarł wielkie łzy rękawem. Oboje stali tak przez chwilę w milczeniu, które przerwało czyjeś i przedzieranie się przez krzaki, ale nie reagowali na to.

‘Znalazłem zgubę profesorze… nie znam się… ale chyba trochę przemarzło no i wystraszone jest’

‘Dziękuje ci Remusie. Hagrid się nim zajmie… Ja już muszę wracać do szkoły… mam jeszcze kilka spraw na głowie…’ dyrektor pożegnał się ze współpracownikami i ruszył w kierunku zamku.

‘Popilnuj brzdąca przez chwilę… tylko…’ Hagrid na nowo się rozkleił

‘Dobrze Hagridzie’ odpowiedział natychmiast Remus ‘Będę w twojej chatce’

Remus ruszył śladami dyrektora trzymając małe zawiniątko przy piersi. Delikatnie je głaskając. Musiał uważać na zarośla i krzaki. A mając zajęte obie ręce nie było to łatwe zadanie nawet dla niego. Idąc powoli nasłuchiwał odgłosów idącego gajowego, ale nic nie słyszał. W końcu po długiej wędrówce udało mu się wyjść na skraj lasu. W miarę możliwości otrzepał się z liści i gałązek. Opatulił jeszcze bardziej zawiniątko i ruszył w kierunku chatki. Wszedł do środka i od razu zawiniątko położył przy jeszcze ciepłym kominku, rozwinął je trochę, właściwie tak, wystawała tylko główka przedziwnego stworzenia, które akurat zdążyło zasnąć. Lupin postanowił zrobić herbatę sobie i przyjacielowi. Kiedy w końcu wygodnie usiadł na krześle nadszedł Hagrid. Nie robił tyle hałasu, co zazwyczaj, więc nie obudził śpiącego przy kominku. Olbrzym usiadł na krześle i nalał sobie ciepłej herbaty. Pociągnął łyk i spojrzał z wielką troską na malucha.

‘Bidula… został sam… zupełnie sam’

‘Jak to?’ zdziwił się towarzysz ‘Przecież żyją stadnie?’

‘Noo taaa… żyją. Ale matka je wychowuje przez pierwsze trzy lata i się trzyma z dala od pozostałych… jeszcze by coś się stało malcowi. A to jak hipogryfy strasznie zawistne i pamiętliwe bestie’

‘No to się z nim stanie Hagridzie?’

‘Nie wiem… sam nie wiem… nawet nie wiem jak odchować takiego biedaka… bo nigdy jeszczem nie podpatrzył jak się odchowują… ale tu można działać metodą prób i błędów… gorzej cholibka z tymi kontrolami ministerialnych dupków. Jeszcze go wywęszą i coś biedakowi zrobią…’ Hagrid na nowo się rozklejał, ale Remus natychmiast podjął odpowiednie działania.

‘Na pewno coś Albus wymyśli… ukryje go jak nie w lesie to w zamku. Przecież lochy są dostatecznie duże, żeby mógł tam sobie mieszkać…’ jednak na te słowa Hagrid jeszcze szybciej zmierzał ku całkowitemu rozklejeniu. ‘Hagrid nie bądź małym dzieckiem. Mówię ci coś na pewno się wymyśli, aby go ochronić’

Hagrid uśmiechnął się smutno i napił się herbaty. Później siedzieli tak w milczeniu, spoglądając na zawiniątko. Może przesiedzieli tak z godzinę czy dwie, aż Remus ogłosił, że niestety musi już iść. Odstawił filiżankę, pożegnał się z Hagridem i wyszedł z chatki. Rozejrzał się czy nikogo nie ma w zasięgu wzroku i ruszył w stronę bramy szkoły.
Hagrid siedział tak jeszcze przez dłuższą chwilę, w końcu i on miał swoje obowiązki jako gajowy i nauczyciel. Wyszedł zostawiając malucha samego w ciemnym pomieszczeniu. Kiedy cichutko zamknął drzwi, stworzonko przeciągnęło się leniwie nadal mając zamknięte oczka i zwinęło się w kłębek, oddychając miarowo.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Aggy
post 27.08.2006 19:00
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 24.05.2006

Płeć: Kobieta



Po wakacyjnej przerwie... bez weny... cudem dalej coś napisałam... miłego czytania i wyłapywania kolejnych błędów... =p... ach i dzięki za komentarze... podnoszą na duchu... turned.gif

VI rozdział

Dumbledore wszedł do jednego z pomieszczeń przeznaczonych dla gości. Jednak ono zmieniło swoją rolę. Stało się swego rodzaju aresztem. Dyrektor zamknął za sobą drzwi, jego badawcze spojrzenie od razu padło na mężczyznę siedzącego na oknie i wpatrującego się w nocne niebo.

‘Lucjuszu’ Dumbledore zaczął spokojnie, mężczyzna drgnął oderwany od swego zajęcia. Spojrzał na gościa bez żadnego wyrazu i nic nie odpowiadając znowu zwrócił się ku oknu. Dyrektor na nowo spróbował. ‘Lucjuszu. Taką postawą nie pomożesz sobie’

‘Nie jestem już pod pańską jurysdykcją. Jedynie te pieprzone obręcze mnie tutaj trzymają. A i tak już mi nic nie pomoże’ odparł chłodno ukazując srebrną obręcz na szyi, ale nadal nie spoglądał na dyrektora. Nie chciał patrzeć w jego błękitne oczy.

‘Wiem Lucjuszu’ dyrektor spodziewał się takiej odpowiedzi, ale nie w takim tonie. ‘Proszę tylko abyś wysłuchał mnie i jedynie odpowiedział na kilka pytań’

Zaległa cisza. Malfoy siedząc przez jakiś czas bez ruchu, obrócił się w stronę gościa, spojrzał na niego z wyższością, jednak nie spoglądał w oczy i nic nie odpowiadając znowu zwrócił się do okna.

‘Co jeżeli tego nie zrobię? Odbierze pan punkty Ślizgonom?’ Lucjusz uśmiechnął się drwiąco do okna, nadal bacznie oglądając niebo. Dumbledore nic nie odpowiedział. Wyciągnął tylko różdżkę i wyczarował sobie fotel.

‘Pozwolisz, że sobie usiądę Lucjuszu. Już nie taki młody jestem, a i kości nie te’

‘Proszę bardzo’

Dumbledore usiadł wygodnie w fotelu i nadal obserwując arystokratę rozpoczął na nowo podjęty już temat rozmowy, tyle że z innej strony.

‘Pan Potter jak już zapewne mniemasz nie jest człowiekiem Lucjuszu. Stał się jednym z was’ zrobił krótką pauzę czekając na jakąś reakcję, ale ta nie nastąpiła. Blondyn nadal siedział nieruchomo. Dyrektor złączył dłonie i zaczął nieco wolniej mówić a głos stał się o wiele poważniejszy. ‘Jednakże mamy mały problem z tym związany. Trudno nam ustalić kim dokładnie teraz jest pan Potter. Gdyż stał się bardzo… za bardzo skryty i zamknięty w sobie. Chciałbym wiedzieć czy nie wiesz przypadkiem, kim może być pan Potter’ dyrektor ponownie zrobił pauzę nadal bacznie obserwując mężczyznę. ‘Bardzo nam na tym zależy Lucjuszu’ dodał po chwili.

‘Już się domyśliliście, że nie jest człowiekiem?’ zapytał sprawiając wrażenie oszołomionego tą wieścią, ale zaraz potem jego głos zmienił ton na złośliwą ironię. ‘Szybko. W porównaniu do mojej rodziny’ Lucjusz po raz kolejny obrócił się do dyrektora, jego twarz była pełna opanowania a głos dystyngowany przywdzianą złośliwą uprzejmością. ‘Chyba jednak nie jest aż tak skryty, jak pan to ujął dyrektorze. Sądzę iż szybko uda się panu rozwiązać ten problem. Ja niestety nie jestem wstanie wam pomóc, choć bardzo bym chciał. W końcu to Ten Który Przeżył atak Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać’ po czym wrócił do poprzedniego zajęcia.

Oboje siedzieli w milczeniu, przez dłuższy czas. Arystokrata nadal spoglądał w okno, a dyrektor na arystokratę, cierpliwie czekając na jakąś reakcję rozmówcy. Minęło sporo czasu zanim Lucjusz ponownie obrócił się do dyrektora najwyraźniej nie mogąc znieść jego spojrzenia na sobie. Na jego twarzy pojawiła się złość a oczy zamieniły się w dwa srebrne sztylety. Zaczął cicho i spokojnie.

‘Chce pan wiedzieć Dumbledore, kim się stał pański Złoty Chłopak?’

‘Tak Lucjuszu’ dyrektor odparł czekając w spokoju na dalszy przebieg wydarzeń.

‘Żeby mu tylko pomóc?’ Lucjusz zapytał ponownie

‘Tak, chce mu pomóc’

‘I chce pan mnie prosić o pomoc?’ kolejny pytanie.

‘Tak, proszę ciebie o pomoc’ Malfoy roześmiał się po tej odpowiedzi. Jego śmiech skończył się równie niespodziewanie jak się zaczął, po czym odpowiedział.

‘Mnie rasistę, Śmierciożercę, największą szuje jaką mogła nosić matka Ziemia, przedstawiciela jednego z największych rodów arystokratycznych?’ zamilkł nagle, poczym zaczął mówić co raz głośniej. ‘Mnie Lucjusza Vespesiana Malfoya? Mnie pan prosi o pomoc? Ja mam pomóc pańskiemu Złotemu Chłopcu? Którego pragnie i Czarny Pan… i żeby tylko on. Po co?’ zapadła cisza. Dyrektor nadal bacznie przyglądał się Lucjuszowi nic nie mówiąc w dalszym ciągu czekając na rozwój sytuacji. Malfoy uśmiechną drwiąco. ’Po co? By uchronić go przed tą przeklętą obrożą?’ jego głos nieco złagodniał, lecz nie na długo. ‘Nie, Dumbledore!!!’ krzyknął. ‘Niech gówniarz poczuje się jak spętany, zamknięty w czterech ścianach! Niech poczuje jak tłamsi się instynkty!’ mężczyzna był wściekły a głos również ociekał gniewem. ‘Może wtedy nauczy go to wtedy więcej szacunku. Bo jak na razie jemu go brakuje’

‘Lucjuszu…’ zaczął dyrektor, ale mu przerwano krzykiem.

‘Nie dyrekotrze… jakoś nigdy pan nie protestował. Nie protestował pan kiedy mi i innym zakładali obroże, abyśmy stali się mniej groźni dla otoczenia. Pan nie musiał iść na pogrzeb osób, które były sobie wstanie odrąbać łeb, aby już nie czuć tego na karku. Nie widział pan wyrazu twarzy własnego syna, który czuje się jak zwierze w mugolskim parku z dzikimi zwierzętami. Nie stawał pan w obronie mojego syna, wiedząc że nawet nie będąc jeszcze po pierwszej przemianie musiał nosić to paskudztwo. I niby na jakiej podstawie ja teraz mam pomagać Potterowi?…’ Lucjusz nie był wstanie dalej mówić.

Obręcz zaczynała działać, mężczyzna spadł z okna czując destrukcyjną obręczy moc, która porażała ciało. Dyrektor natychmiast zerwał się z fotela chcąc pomóc mężczyźnie, ale on tylko warknął wściekle odtrącając pomoc. Przez jakiś czas leżał nieruchomo dysząc ciężko starając się uczepić jakiejś pozytywnej myśli i wypełnić nią cały umysł, aby nie oszaleć. Powoli odnalazł jedno dobre wspomnienie, zaczął nad nim rozmyślać. Jednakże pozytywna energia z nim związana rozchodziła się powoli i niestety Lucjusz musiał jeszcze wytrzymać tą torturę i upokorzenie leżąc bezbronny pod nogami obrońcy mugoli. On Lucjusz Malfoy. Leżąc jeszcze przez jakiś czas próbował przełknąć rozgoryczenie i poniżenie. W końcu zacisnął zęby i powoli wstał. Dumbledore wyciągnął doń pomocną dłoń, chcą pomóc mu wstać, ale arystokrata próbując ratować resztki honoru wstał sam i na nowo usiadł na oknie. Dyrektor zaczął przyglądać się mu jeszcze uważniej, ale nie pytał się czy może mu jakoś pomóc. Widział w jego oczach urażoną dusze i honor. Uznał że lepiej nie poruszać kwestii dalszej pomocy. Po dłuższej chwili bacznej obserwacji ponownie spróbował poprosić o pomoc.

‘Lucjuszu… proszę tylko abyś nam powiedział, kim jest Harry’ blondyn spojrzał na dyrektora spode łba i cicho odparł.

‘Dowie się tego. O ile wcześniej na kogoś się nie rzuci i go zabije. Wtedy od razu stawiają pod murem i przystawiają pistolet do karku’ na twarzy mężczyzny pojawił się diabelski uśmiech.

Dyrektor stał jeszcze przez chwilę. Zrezygnował z dalszych prób przekonania Lucjusza do współpracy tej nocy. A po tym upokorzeniu jakie przeżył stało się to wręcz niemożliwe. Dumbledore wyszedł z pokoju pożegnawszy się i ruszył przez ciemne korytarze do swojego gabinetu, naprawdę zmartwiony tym co powiedział mu arystokrata w przypływie gniewu. Czyżby rzeczywiście zapomniał o tych wszystkich nie-ludziach, jacy uczęszczali do szkoły za jego kadencji. Przecież pomagał im. Wielokrotnie bronił, kiedy coś zrobili, nawet wtedy kiedy ukończyli szkołę. Ale nic nie mógł zaradzić na obręcze. Obręcze to jeden z fundamentów nienawiści nie-ludzi do czarodziejów. Nadal nie mógł pojąć na jakiej podstawie obdarzali nimi wszystkich nie-ludzi, których udało im się wykryć. Wiele on nich słyszał i tak naprawdę do tej pory nie wiedział ile z tego jest prawdą. Z tego wszystkiego najpewniejsze było to iż obroże wykonywano odrębnie na każdy rodzaj nie-ludzi. Nikt też nie był wstanie ująć słowami, jakie to uczucie jest. Wszyscy porównywali to do dzikiego zwierzęcia, które zostało okaleczone i nie dane mu było powrócić na łono natury aby tylko je udomowić. Dumbledore postanowił przemierzyć jeszcze kilkanaście korytarzy by móc w spokoju pomyśleć. Tyle spraw się ostatnimi czasy zaczęło się rozpadać. Wiele rzeczy zdążyło się diametralnie pozmieniać i tym samym popsuć dalsze plany i zamiary. A tyle planów i zamiarów jeszcze przed nim, które również mogą się pozmieniać. Nie chciał tego. Ale coś w głębi jego umysłu cichutko mu szeptało, że i tak nic nie zaradzi temu wszystkiego. Choćby starał się jak tylko mógł. Nie stał się panem Losu. To Fortuna robi pierwszy ruch, a wszyscy pozostali musza się dostosować tak, aby nie zginąć. Gra w te klocki wymagała naprawdę wielkiej elastyczności i nigdy nic nie można było zakładać z góry, przynajmniej na tak długą metę jaką on zakładał. Dumbledore jeszcze wiele godzin chodził po korytarzach rozmyślając nad tym czy naprawdę popełnił aż tyle błędów chcąc tylko uchronić wszystkich. Czyżby robił to zupełnie niepotrzebnie? Czy wystarczyło dać wszystkim wolną rękę, a nie za nich wybierać? Czy trzeba było zostawić wiele rzeczy swojemu biegowi? Czy na próżno zmieniał wszystko tak aby wszystkim żyło się o wiele lepiej? Wiele podobnych pytań pojawiało się w jego głowie i nie mógł na nie odpowiedzieć. Nie mógł. Nie wiedział, co mogło się stać, gdyby nie próbował temu wszystkiemu zapobiec.

‘Co raz więcej pytań bez odpowiedzi. Co raz więcej… zbyt wiele ich’ dyrektor poczuł przykrą pustkę, która wypełniła jego serce. ‘Starość się zbliża mój drogi Albusie’ mruknął do siebie spoglądając w witraż przedstawiający jesienny pejzaż. W końcu postanowił udać się na spoczynek po tak ciężkim i zadziwiającym dniu.

Tymczasem….

Drzwi do skrzydła szpitalnego uchyliły się lekko i ponownie zamknęły. Zapadła kompletna cisza. Nie było nawet jedynego pacjenta. Harry`ego. Który postanowił się wybrać na nocną przechadzkę po szkole. Bez pelerynki, której nawet nie miał. Szedł powoli korytarzami nie zważając na to gdzie idzie. Po prostu przed siebie i tam gdzie coś go zaciekawiło lub coś zwróciło jego uwagę. Noc odkrywała przed nim nowe możliwości, odsłaniała wiele korytarzy, na które wcześniej normalnie nie miałby wstępu bo były zamykane, a nie dostrzegał ich po pelerynką. Teraz stały otworem tak samo jak wiele innych rzeczy. Wszystko stało się o wiele jaśniejsze i wyraźniejsze. Czuł swoją moc, wiedział że jest wielka. Po dwóch godzinach nocnego spaceru szkolnymi korytarzami i zgłębianiu ich tajemnic wzdłuż i wszerz Harry stanął przed bordowymi drzwiami. Nie wiedział skąd się tutaj wzięły, zazwyczaj była tutaj pusta ściana. Pokój Życzeń to nie był gdyż nie było to te piętro. A może i było tylko nie zorientował się, kiedy tutaj zaszedł. Rozejrzał się, ale nie widział figur stworzeń strzegących wejścia. Wzruszył ramionami i nie zastanawiając się długo nacisnął na klamkę i powoli otworzył drzwi, przeszedł przez próg. Pomieszczenie wyglądało jak zwyczajny pokój z sypialnią. Wszedł głębiej nadal rozglądając się zupełnie nieświadomy tego że nie jest sam. Musiał zbadać otoczenie. Pokój był w kolorach ciemno bordowych i szarych. Pod ścianami ciągły się półki z książkami na środku stał stolik a wokół niego trzy fotele. Po lewej stronie stało wielkie łóżko a po prawej biurko, wysiał tam też jeden obraz, który aktualnie był pusty i co dziwniejsze nie było w pokoju kominka. Na przeciwnej ścianie był szereg okien. Na jednym z nich ktoś siedział. Ktoś kto wpatrywał się w zupełnie niespodziewanego gościa. Harry również go spostrzegł. Skłonił lekko głową mówiąc.

‘Dobry wieczór panie Malfoy’

Lucjusz przymrużył oczy obserwując bacznie Pottera. Zszedł z okna i ruchem ręki wskazał na fotele. Harry obrócił się by zamknąć drzwi i usiadł na jednym z bordowych foteli. Naprzeciw niego usiadł mężczyzna nadal nie spuszczając go z oczu.

‘Czyżbyś nauczył się manier Potter?’ odparł chłodno ukrywając zdziwienie, co udało się doskonale.

‘Możliwe’ odparł cicho po dłuższej chwili.

‘Ale jednak nie do końca’ skomentował szybko. ‘Nie przypominam sobie abym cię zapraszał tym bardziej o tej porze nocy. Wręcz już poranka’

‘Tak, wiem proszę pana i przepraszam’ odpowiedział z pełną pokorą w głosie. Lucjusza zastanowiło to czy aby nie udawał swej uległości.

‘Po co tutaj przyszedłeś Potter? Porozmawiać? To chyba raczej nie z odpowiednią osobą. A może się zgubiłeś?’

‘Przecież pan chciał ze mną wtedy rozmawiać tej… niefortunnej nocy. Więc przyszedłem, aby dokończyć tą rozmowę’ odparł spokojnie nie zwracając uwagi na aluzje arystokraty.

‘Kłamiesz Potter. Stary Trzmiel cię tutaj przysłał’ wysyczał wściekły, że dyrektor nadal próbuje go przekonać do współpracy. ‘Myślisz że uwierzę w twoją nagłą przemianę w grzeczne dziecko?’

‘Stary Trzmiel i fanatyk… nie, nie on kazał mi przyjść. A nawet gdyby kazał i tak bym tego nie zrobił. Przyszedłem tutaj sam od siebie dla siebie, rozumie pan, panie Malfoy?’ teraz Harry wysyczał mu prosto w twarz nie ukrywając swej złości i nienawiści.

‘Cóż się stało?’ zaśmiał się rozmówca w dalszym ciągu nie przekonany do końca w szczere intencje Pottera. ‘Złoty Chłopak się buntuje przeciwko swojemu panu?. Co raz bardziej mnie zaskakujesz Potter’

‘On nie jest moim panem. Nie jestem niczyją własnością. Nawet Czarnego Pana’ chłopak nadal nie zmieniał tonu wypowiedzi.

‘Więc po co tutaj przyszedłeś? Czego szukasz „dla siebie” jak zgrabnie to ująłeś’ zmienił temat wiedząc już że chłopak nie mógł udawać. Nie da się wyćwiczyć gorzkiej nienawiści w głosie. Nawet Severus Snape. Mistrz Eliksirów i Obłudy, musi porządnie nienawidzić by mówić takim tonem głosu.

‘Przecież to pan, panie Malfoy chciał ze mną rozmawiać’ odparł spokojnie Harry widząc odrobinę zaufania w zachowaniu mężczyzny.

‘Szczerze?’ zamyślił się przez chwilę. ‘Ta rzekoma „rozmowa” to miał być tylko pretekst’ uśmiechnął się lekko.

‘Pretekst? Do czego?’

‘Potter nie udawał większego idioty niż nim jesteś’ odparł znudzony. ‘Powinieneś doskonale wiedzieć, dlaczego przyszedłem do ciebie’ zapadła chwila ciszy.

Lucjusz obserwował chłopaka, przez chwilę czekając na jakąkolwiek reakcję. Niestety zawiódł się. Potter po prostu sobie siedział czekając na ciąg dalszy jego opowieści. Westchnął ciężko i zaczął mówić.

‘Po mym małym zniknięciu z więzienia, postanowiłem się zrekompensować i dać Czarnemu Panu to czego tak bardzo chce i jakoś nigdy nie może tego otrzymać’ Lucjusz oparł się wygodnie w fotelu i ciągnął opowiastkę. ‘Pociągnąłem za odpowiednie sznurki i co nie co się dowiedziałem. Później to była kwestia czasu. A wszystko dzięki twojej zasłudze, Potter. Sam wędrowałeś po praktycznie całej okolicy, nie trudno wyłowić cię z tłumu, tym bardziej dla kogoś takiego jak ja’ na twarzy Lucjusza pojawił się lekki uśmiech wyższości. ‘Wystarczyło cię przez jeden dzień śledzić by trafić w odpowiednie miejsce’

‘Więc dlaczego nie zaprowadził mnie pan od razu do Czarnego Pana?’ zapytał nie rozumiejąc wszystkiego.

‘Z kilku powodów’ rzekł powoli. ‘Po pierwsze, do Czarnego Pana nie można dostać się bez jego… zaproszenia. Więc i tak bym musiał cię gdzieś przetrzymać. Po drugie ten twój mugol niespodziewanie złożył nam drobną „wizytę”. Po trzecie twoi znajomi z Zakonu również wpadli zupełnie niezapowiedzianie. No i po czwarte możliwe, że najważniejsze… nie jesteś człowiekiem’ na nowo zapadła cisza, przerwana dopiero przez Harry`ego.

‘Wiem, że nie jestem człowiekiem’ na jego twarzy pojawiła się kpina i ironia zupełnie tak jak w głosie. ‘Normalni ludzie nie zachowują się tak jak ja. Więc albo oni są nienormalni albo ja… a na epidemie dziwności to nie ma, na co liczyć. Więc to ja nie jestem w porządku’

‘Po części masz racje Potter’

‘To znaczy?’

‘Wiesz Potter CZYM chociaż jesteś, jeśli nie jesteś człowiekiem?’

‘Czymś, co zachowuje się jak zwierze…’

‘Nie jesteś zwierzęciem Potter!’ krzyknął wściekły Malfoy słysząc tą uwagę. ‘Nie daj sobie tego wmówić, bo się nim rzeczywiście staniesz’ warknął słysząc tą ignorancję. ‘Jesteś czymś o wiele bardziej potężnym i silniejszym. Należymy do tego samego gatunku, ale innego rodzaju. Oboje jesteśmy nie-ludźmi. Tyle, że ja i moi przodkowie byli potocznie mówiąc Myśliwymi. Jedni z najsilniejszych demonów, jakie nosiła Matka Ziemia. Natomiast ty Potter jesteś, kimś bardzo rzadkim szczególnie w dzisiejszych czasach. Jesteś Wilkiem… nie, nie wilkołakiem’ wytłumaczył widząc zdziwienie Harry`ego. ‘Wilk to nie ty samo, co wilkołak. Tym bardziej, że jesteś Czarnym Wilkiem’
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Aggy   Biel To Nie To Samo Co Czerń... [cdn]   24.05.2006 18:04
avalanche   hm. dziwne. Dobrze napisane, ale jakieś takie bez...   24.05.2006 18:23
Nimfka   Nie czuje się powalona. Znalazłam kilka ładnych bł...   24.05.2006 18:32
Aggy   Postanowiłam wcześniej wlepić ciąg dalszy... Uspra...   29.05.2006 18:52
Shmanii   Przeczytałam oba rozdziały. Napisane ładnie i wogó...   29.05.2006 21:35
Aggy   Długa przerwa spowodowana brakiem czasu i brakiem ...   08.06.2006 18:03
Aggy   Hmmm... nie jest to żadne tłumaczenie. Wszystko to...   16.06.2006 16:38
Aggy   Tak sądzę, że to ostatnia część przed wakacjami......   24.06.2006 20:41
koala   Ff świetny, nicodzienny, innowacyjny, jednakże nie...   27.06.2006 12:55
Wanda   Cóż, ja nie zagłosuję. Opowiadanie mi się nie podo...   18.08.2006 16:24
Ailith   No cóż... zgadzam się z Wandą, że postacie są dość...   18.08.2006 23:12
Aggy   Po wakacyjnej przerwie... bez weny... cudem dalej ...   27.08.2006 19:00
Ailith   Coraz lepiej... wciągnęło mnie! :) Błędów ort...   27.08.2006 22:11
PrZeMeK Z.   Błędów w tym ficku co niemiara, język, ogólnie mów...   27.08.2006 23:21
Ailith   Pozwól, że odpowiem: CIS - cynizm, ironia, sarkazm...   27.08.2006 23:50
Aggy   Ogłoszenie.... Postanowione.... żeby nie zbierać ...   09.09.2006 15:42
Aggy   Po długiej nie obecności... i fasku w poszukiwania...   10.10.2006 20:25
Ailith   No! Wreszcie! Ja się już nie mogłam doczek...   12.10.2006 17:13
Aggy   No i światło dzienne ujrzała kolejna część opowiad...   18.10.2006 20:56
Ailith   Wiesz co sądzę na temat tego tekstu - jak dla mnie...   21.10.2006 18:51
Aggy   Kolejny rodział... :) może się spodoba =] i po raz...   03.11.2006 20:00
Modrzew   O rety... Przebrnęłam przez to z trudem. Pomysł ni...   04.11.2006 13:21
Katon   Styl masz taki hmmm... taki, że sporo czytałaś, pr...   09.11.2006 21:36
Aggy   Hmmm.... przepraszam, przepraszam, przepraszam... ...   20.12.2006 20:12
patix   Moim skromnym zdaniem: piszesz dosyć ciekawie, tem...   20.12.2006 21:39


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 07:18