Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Jedyna, Która Go Rozumiała [nzak], o Huncwotach razem i z osobna :)

kkate
post 22.10.2004 20:41
Post #1 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



Witam smile.gif

Oto pierwsza część fan ficka pt. "Jedyna, która go rozumiała".

Pomysłodawczyniami jesteśmy ja (kkate) i Smerfka. Natomiast jeśli chodzi o

autorów, są to:

- kkate
- Smerfka
- Anulcia

Życzę wam miłej lektury. Mam nadzieję, że się spodoba. W imieniu swoim i współautorek proszę o dużo szczerych komentarzy !

JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA

CZĘŚĆ PIERWSZA


„Miłość jest jak spacer podczas drobniutkiego deszczu…. Idziesz, i dopiero po chwili orientujesz się, że przemokłeś – do głębi serca”
Autor nieznany


Była chłodna, marcowa noc. Srebrny blask wschodzącego księżyca powoli oświetlał całą Dolinę Godryka, wydobywając z mroku zarysy kilkunastu domów i drzew. Panowała błoga cisza, czasem tylko przerywana krzykiem sowy lub cichutkim szelestem bezlistnych jeszcze gałązek poruszanych delikatnie przez chłodny wiatr. Wszystkich mieszkańców wioski Roseville już dobre parę godzin temu zmorzył słodki sen. Ale czy wszystkich…?
Przez jedną z uliczek przebiegł nagle mały, tłusty szczur. Rozglądając się dookoła i węsząc czujnie, wskoczył na parapet jednego z domów. Jedynego, w którym wciąż paliło się światło...

* * *

- Rogacz, bądź no dobrym kumplem i zasponsoruj mi jeszcze jedno kremowe!
- Że co? JESZCZE JEDNO? Nie ma mowy! Jak tak dalej pójdzie, wypijesz mi całe zapasy!
- No dobra… obejdzie się… - westchnął Syriusz. – Chociaż… - dodał po chwili, spoglądając łakomym wzrokiem na (zaledwie!) do połowy opróżnioną butelkę Remusa stojącą na stole. Lupin zerknął na niego, po czym z chytrym uśmieszkiem sięgnął po piwo i wysączył spory łyk napoju, a na jego twarzy pojawił się wyraz błogiego zadowolenia. Łapa oblizał się ze smakiem.
- Syriuszu, wszyscy zdążyliśmy się już przekonać, jak bardzo lubisz piwo kremowe – odezwała się Lily Potter, wchodząc do pokoju i zerkając na pokaźny stos pustych butelek – ale bez przesady... Poza tym, miałeś swoje... cztery – dodała z uśmiechem i usiadła obok Jamesa, który natychmiast objął ją ramieniem.
- A właściwie to co jest z Glizdogonem? – spytał James. – Ostatnio w ogóle nie chce przychodzić na nasze wieczorki towarzyskie.
- Mówi, że jest zajęty pracą dla Zakonu… - odparł Remus, marszcząc lekko brwi.
Syriusz wydał z siebie coś między prychnięciem a parsknięciem śmiechem.
- Zajęty?! Taa, na pewno ma co najmniej dziesięć razy więcej roboty niż my… Nie, na serio to ja myślę, że biedak po prostu zaklinował się w jakimś kanale…
Salon w domu Potterów zatrząsł się od śmiechu dwóch Huncwotów i Lily. Kiedy przebywali w swoim towarzystwie, każdy powód był dobry do wzbudzenia ogólnej wesołości. Tak było i tym razem… Syriusz zacząć zwijać się na kanapie i o mało co nie wpadł pod stół, James wylał na siebie pół butelki piwa, a Lily wpatrywała się w nich lekko zdegustowanym wzrokiem, jednocześnie sama dusząc się ze śmiechu. Tylko Lunatyk się nie roześmiał. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w czerwoną różę wyhaftowaną na obrusie i zdawał się jakby nie zauważać ogólnego harmideru, jaki wokół niego zapanował. Myślami był teraz zupełnie gdzie indziej. Dopiero, gdy Syriusz walnął go w plecy, rycząc ze śmiechu i ocierając łzy, Remus podskoczył i w końcu zmusił się do krótkiego chichotu.
- Coś się stało, Remus? – zaniepokoiła się Lily, a jej jasnozielone oczy zaczęły dziwnie błyszczeć.
- Nic… - uśmiechnął się z trudem. - Nie martw się...
- No pewnie, że nic! – Rogacz zachichotał, ale po chwili spojrzał na przyjaciela ze współczuciem. – Lunatyk po prostu już się boi następnej pełni… To nic poważnego, kochanie – pocałował Lily w policzek. – Nie martw się o naszego starego Remuska.
Ale ona nadal uważnie przypatrywała się Lupinowi. Ostatnio zachowuje się dziwnie, myślała, patrząc na niego. Jest taki smutny, przygaszony… rozkojarzony… Może ma jakiś problem? Może... Ale w tym momencie jej rozmyślania przerwał nie kto inny jak James Potter, zwany Rogaczem, a także jej mężem.
- Dobra, słuchajcie! – zawołał dziarskim tonem – Może zrobimy sobie małą balangę?! W końcu jest piątek wieczór! Mam nową płytę Pędzących Hipogryfów, jest naprawdę świetna! Mają takie fajne, rytmiczne kawałki…
- Jasne, czemu nie? – ożywił się Syriusz, który po tym, jak zdołał uspokoić się po nagłym ataku śmiechu, zaczął drzemać z głową opartą na ramieniu Remusa. – Zaczynamy? Co ty na to, Luniaczku?
- Chłopaki. jest druga w nocy! – syknęła Lily. – Sąsiedzi…
- Eee… tam – ziewnął Syriusz, a ramię Lunatyka znowu zaczęło pełnić rolę podparcia dla jego głowy. Remus popatrzył na nich i głośno przełknął ślinę.
- Nie wiem, ale… ja… chyba muszę iść. – wyjąkał.
- No coś ty, już? – na twarzy Jamesa pojawiło się niezadowolenie. – Teraz, kiedy będzie najlepsza zabaaaaaa….wa? – teraz i on ziewnął. – Nie, Lily, mi się wcale nie chce spać… Mam ochotę się bawić! Ej, Remus, ty naprawdę idziesz? – zaniepokoił się, widząc, że Lupin ma zamiar wstać. – Nie żartuj…
- Nie, naprawdę lecę – westchnął Remus, podnosząc się, co spowodowało, że Syriusz, pochrapując cicho, osunął się na kanapę. – Trzymajcie się.
Po chwili włożył buty i płaszcz. Miał już wychodzić, gdy ktoś położył mu rękę na ramieniu. Odwrócił się.
Lily.
Przez chwilę patrzył prosto w jej oczy. Dostrzegł w nich niepokój...
- Naprawdę wszystko w porządku? – szepnęła.
- Tak, nie martw się – Lunatyk uśmiechnął się do niej. – Po prostu muszę już iść, cześć.
Kiedy Lily zamknęła drzwi, Remus odetchnął z ulgą. Dłużej nie wytrzymałby tego spojrzenia. Spojrzenia tych pięknych, zielonych oczu…
Powolnym krokiem, pogrążony w rozmyślaniach zaczął iść w stronę swojego domu... Kiedy był w połowie ulicy, wszechobecną ciszę przerwał huk, który sprawił, że Remus, lekko wystraszony, podskoczył i rozejrzał się dookoła, poszukując źródła hałasu. Po chwili stwierdził, że to „tylko” muzyka, a konkretnie najnowsza piosenka Pędzących Hipogryfów, którą najwyraźniej zdecydował się włączyć James, i to na tyle głośno, że razem z nim słuchała jej cała ulica. Pośród ogłuszających dźwięków gitar i perkusji dało się słyszeć krzyki Lily: „WYŁĄCZ TO W TEJ CHWILI! JEST ŚRODEK NOCY!!!”
Remus uśmiechnął się pod nosem i przyspieszył kroku, ponieważ w okolicznych domach zaczynały zapalać się światła. Poza tym siąpił drobny deszcz…
Taak, uwielbiał te zabawne kłótnie Potterów… Lily i James bardzo się kochali, ale rozrywkowy charakter Rogacza, ujawniający się zwłaszcza w obecności Syriusza, często dawał o sobie znać. Następowały wtedy małe spięcia pomiędzy małżonkami, które zazwyczaj i tak po pięciu minutach kończyły się buziakiem na zgodę. Ale muzyka powoli cichła, a właściwie to Remus się od niej oddalał, dlatego też przestał myśleć o charakterze Jimmy’ego, a jego głowę zaprzątnęły inne myśli.
Ostatnio nie mógł się od nich uwolnić. Czy tego chciał, czy nie (a raczej nie chciał), Lily Potter na dobre zagościła w jego skołatanym, udręczonym umyśle...
„Do licha, Remus, przestań o niej myśleć! – przestań myśleć o Lily jakby była....Nie, przeżycia podczas ostatniej pełni chyba zupełnie pomieszały ci w głowie” - odgarnął z twarzy wilgotne kosmyki włosów. Powoli zaczynał być na siebie wściekły. „To naprawdę nie jest normalne!" - syknął. - "Chyba nie twierdzisz, że…”
Remus, z racji swojej przypadłości, prawie nigdy nie chciał przyznawać się do swoich uczuć, nawet przed samym sobą. Teraz jednak nie mógł dłużej ukrywać, że dzieje się z nim coś dziwnego. Od jakiegoś bowiem czasu przebywanie w domu Potterów denerwowało go, poniekąd nawet irytowało.
Co z tego, że i tym razem wszyscy tak doskonale się bawili. Wszyscy oprócz niego. On po prostu z jakiegoś dziwnego, nieznanego mu powodu nie mógł dłużej tam zostać. Remus miał wyrzuty sumienia. Było to bez wątpienia głupie i nielojalne, ale… drażniło go szczęście jego przyjaciół.
- Remusie Lupin, opanuj się! Przecież to są najbliżsi ci ludzie! – mruczał do siebie - Jak możesz tak w ogóle o nich myśleć! Tak, niezmiernie się cieszę, że są szczęśliwi! Kto jak kto, ale oni na pewno na to zasługują!
„Remusie, siebie nie oszukasz”– rozległ się jakiś cichy głosik w jego głowie – Nieprawda!!! - krzyknął na cały głos, który rozdarł ciszę nocy nad wioską Roseville. Lecz po chwili uznał, że własna głowa nie jest najlepszym kompanem do rozmowy, więc dalej szedł już w milczeniu. Po chwili doszedł do malutkiego, samotnie stojącego na uboczu domku. Wyglądał na ponury i opuszczony. Farba bliżej nieokreślonego koloru łuszczyła się na nim, a smętnie zwisające okiennice domagały się naprawy. Trawnik wyglądał, jakby nikt nie zajmował się nim od miesięcy. Remus rzucił okiem na ten ponury widok. Ale to wszystko nie było w tej chwili ważne ,,Nie zasługuję...na takich przyjaciół. Jestem zły… i beznadziejny” – pomyślał i westchnął głęboko, otwierając drzwi do mieszkania. Zamyślony nawet nie zauważył, jak cienki ogon szczura bezszelestnie zniknął w jednym z kanałów…

C.D.N. smile.gif

Ten post był edytowany przez kkate: 08.08.2008 13:21


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
kkate
post 01.09.2006 15:10
Post #2 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



Jak obiecałam, oto i następna część smile.gif

CZĘŚĆ DWUNASTA

Mały budzik stojący na szafce nocnej w sypialni Potterów jak co dzień rano zaczął wydawać z siebie ciche piknięcia, mające się wkrótce przerodzić w nieprzyjemny dla uszu dźwięk o dużym natężeniu. Tym razem jednak po sekundzie lub dwóch został jednym, energicznym ruchem wyłączony przez Jamesa.
Rogacz, nie dość, że usnął dopiero po kilku godzinach, obudził się, gdy tylko pierwsze promienie jesiennego słońca zaczęły zaglądać w okna domu. Potem leżał, patrząc się w sufit, rozmyślając i czekając na dźwięk budzika. Nic więc dziwnego, że czuł się, jakby w ogóle nie kładł się poprzedniego dnia do łóżka. Ziewnął szeroko i po cichu, żeby nie obudzić Lily, udał się do łazienki. Spojrzał ponuro na swoje smutne odbicie z ciemnymi podkówkami pod oczami i burzą czarnych, niemiłosiernie potarganych włosów. Automatycznie przejechał po nich dłonią, po czym założył okulary. Czuł, że to będzie ciężki dzień.
W dalszym ciągu kompletnie nie wiedział, co myśleć o zachowaniu Remusa. Gotów byłby mu uwierzyć, gdyby nie to, co zobaczył wczoraj. Choć może to było tylko złudzenie? Okrutne złudzenie, wytwór jego otępiałego umysłu, coś, czego nigdy nie było?
Nie miał pojęcia.
Wiem, że nic nie wiem- pomyślał ponuro, licząc, że czas wszystko wyjaśni. Chociaż tego czasu mogli mieć już niewiele.
***

Remus szedł przed siebie, nie zastanawiając się, dokąd zaprowadzą go nogi. Chciał się po prostu przejść, zrelaksować i na chwilę zapomnieć o wszystkim, chociaż nie bardzo mu się to udawało. Nie zdawał sobie sprawy, że coraz bardziej przyspiesza kroku i nieświadomie kieruje się ku przedmieściom wioski Roseville w Dolinie Godryka. Nagle poczuł, jak wpada na coś dużego, a siła uderzenia odrzuca go do tyłu, tak, że o mało co się nie przewrócił. Rozejrzał się i zobaczył Liz siedzącą okrakiem na chodniku przed nim i wyglądającą na nieco zdezorientowaną.
- Och… wybacz, Liz. – zaczerwienił się lekko i pomógł jej wstać. – Ja nie chciałem…
- Cześć, Remus. – odrzuciła swoje długie, ciemne włosy do tyłu i uśmiechnęła się do niego niepewnie. – Mmm… Jak leci?
- Ja… cóż… wydaje mi się, że powinnaś się domyślać – mruknął. Po chwili zorientował się, że nie zabrzmiało to zbyt przyjaźnie. – To znaczy…
- Przepraszam, to nie było dobre pytanie. – Liz przygryzła wargi. Zapadła niezręczna cisza. W końcu, po kilkunastu ciężkich sekundach, Remus postanowił się odezwać:
- Nic się nie stało. Przyzwyczaiłem się, że… niektórzy… nie bardzo wiedzą, jak mnie traktować. Ze względu na to, kim jestem, i na to, kim myślą, że jestem… - urwał nagle i spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Zdał sobie sprawę, że mógł powiedzieć za dużo. Ku jego zdziwieniu, Elizabeth pokiwała ze zrozumieniem głową.
- To nie o to chodzi, Remus. – poklepała go po ramieniu. – Po prostu martwię się o ciebie. Ostatnio kiepsko wyglądasz. A teraz wybacz, muszę lecieć na… to znaczy, umówiłam się z Syriuszem…
- Z Syriuszem? – Lupin uniósł brwi. Z tego, co wiedział, przyjaciółka Lily nigdy specjalnie nie przepadała za Łapą. Widać ludzie się zmieniają - pomyślał.
- Taak… - Liz wyglądała na lekko zmieszaną. Widząc, że Lunatyk przypatruje jej się z ciekawością, dodała: – Och, to nic takiego, po prostu muszę oddać mu płytę i…
- Jasne – mruknął z powątpiewaniem, w pełni świadomy siły, z jaką Syriusz działał na zdecydowaną większość dziewczyn i kobiet w różnym wieku.
Liz zignorowała go.
- Trzymaj się, Remus. Jestem pewna, że wszystko niedługo ułoży się, tak jak powinno. Wiem, że masz rację – zakończyła dość niespodziewanie, uśmiechając się do niego szeroko. Remus wyszczerzył zęby.
Był to jego pierwszy prawdziwy uśmiech od wielu dni.

***

Kochani Lily i Jamesie,
Przepraszam Was bardzo, ale nie będę mógł Was dzisiaj odwiedzić. Moja matka źle się poczuła, muszę wezwać jakiegoś uzdrowiciela i poczekać na niego, bo nie chcę, by trafiła do Munga. Chociaż może wtedy miałbym więcej czasu dla siebie. Wiecie, jaka ona jest.

Jeszcze raz przepraszam, mam nadzieję, że się niedługo zobaczymy.

Peter


Lily ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w zwitek pergaminu przyniesiony przed chwilą przez niewielką, szarobrązową sówkę. Wszystko wskazywało na to, że Peter znowu odwołał spotkanie z nimi. Dlaczego ciągle ma coś innego do roboty? Jednak wszystko to wyglądało dosyć wiarygodnie… Dokładnie obejrzała list, jakby spodziewała się dostrzec coś świadczącego jednoznacznie o fałszerstwie. Jednak to na pewno było pismo przyjaciela jej męża. Zresztą, po co miałby kłamać? Co prawda teraz Lily była dużo bardziej ostrożna wobec ludzi, z którymi utrzymywała kontakty, lecz wykrzyczane w chwili złości własne słowa o Peterze jako domniemanym szpiegu teraz uważała za coś raczej niedorzecznego. Uśmiechnęła się leciutko. Była pewna, że James po powrocie wścieknie się na Glizdogona, wykrzykując po raz nie wiadomo który coś o maminsynkach, braku samodzielności i zbyt długim uzależnieniu od własnych rodziców.

***
Właśnie kładła świeżo przewiniętego i nakarmionego Harry’ego do łóżeczka w sypialni, kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Wzięła ze stolika list od Petera i weszła do salonu.
- Peter przysłał nam dziś sowę, napisał, że nie może…
Urwała jednak i stanęła jak wryta pomiędzy drzwiami od pokoju a kanapą. James wciąż tkwił w progu. Wpatrywał się pustym wzrokiem w podłogę, a w ręku trzymał kawałek wymiętej gazety. Lily poczuła, jak serce tłucze się jej jak oszalałe, a przed oczami pojawiają jej się ciemne plamy. Boże, jeśli to Liz? Albo Remus? Syriusz?
Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy, próbując się uspokoić. Po chwili bez słowa podeszła do niego i pociągnęła go za rękę. Usiedli na kanapie. Spróbowała mu wyjąć z dłoni gazetę, ale ręce jej się trzęsły, a poza tym James bardzo mocno ściskał ten pognieciony kawałek papieru.
- James! – złapała go za ramiona i potrząsnęła nim. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem. – James, co się stało?
- Bob… - Rogacz westchnął i podał jej gazetę. Wydawało jej się, że jego oczy są wilgotne. – Bob nie żyje. Marlena też. Wszyscy.
Lily ze ściśniętym gardłem rozwinęła gazetę i zaczęła czytać:
„Marlena i Robert McKinnonowie wraz z dwójką dzieci zostali brutalnie zamordowani wczoraj w nocy przez śmierciożerców we własnym domu na przedmieściach Manchesteru…”
- Merlinie... - jęknęła. – To straszne… Tak mi przykro, kochanie…
Marlena i Bob byli dla niej tylko widywanymi od czasu do czasu znajomymi. Dosyć często spotykali Marlenę na spotkaniach Zakonu, wymieniając kilka słów. Bob pracował w Departamencie Transportu Magicznego i był jednym z ludzi Dumbledore’a w Ministerstwie Magii. To głównie dzięki niemu możliwe było niezauważone przez nikogo innego wślizgnięcie się do gmachu MM. James bardzo lubił Boba i często spotykał się z nim po pracy, a także odwiedzał go w domu. McKinnon kilka razy był także u nich. Lily pamiętała, jak kilka miesięcy temu pokazywał im prześliczne zdjęcia Marleny wraz ich półtoraroczną córeczką Rebeką. Opowiadał także o pięcioletniej Alicji, która podobno przejawiała niezwykły talent do gry na instrumentach.
A teraz… nikogo z nich już nie ma.
Lily ukryła twarz w dłoniach. Znowu ogarnęło ją to okropne poczucie pustki, którego tak nie znosiła. Kiedy poczuła w ustach słony smak, zorientowała się, że po policzkach spływają jej łzy. Szybko otarła je wierzchem dłoni i kilka razy odetchnęła głęboko, czując, że się uspokaja. Zerknęła na Jamesa. Wciąż patrzył gdzieś przed siebie, jakby jej nie zauważając. Nagle dotarło do niej, że tym razem to ona musi stanowić oparcie dla Jamesa. Być silniejsza.
- James… - szepnęła, głaszcząc delikatnie jego dłoń. Popatrzył na nią, cały czas z pustką w orzechowych, zwykle przecież tak wesołych oczach. Lily miała wrażenie, że coś lodowatego ściska jej gardło niczym żelazna ręka. – D-damy radę. Obiecuję ci, to wszystko się kiedyś skończy, rozumiesz? Musi się skoń… czyć… - głos jej się załamał.
Przytulił ją bez słowa, tak mocno, że Lily słyszała tylko bicie jego serca i nierówny, przyspieszony oddech.

***
- Wychodzę! – oświadczyła Lily, wmaszerowując raźno do salonu. James kiwnął głową. Trzymał na kolanach Harry’ego, który właśnie usiłował opowiedzieć ojcu, jak wspaniale udało mu się zmienić dziś kolor uszka jednego z pluszowych króliczków z fioletowego na zielony. Całkiem zresztą nieumyślnie. Pech w tym, że James kompletnie go nie rozumiał i wywód syna komentował tylko krótkim: „Oczywiście, Harry” i „Tak, to wspaniale!”.
- Nakarmiony? Wyspany? Przebrany? No, to super – Lily podeszła do Rogacza i wzięła chłopczyka na ręce. – Zabieram go do Longbottomów, a potem idę na parę godzin do ministerstwa. Alicja powiedziała, że mały może zostać nawet i do jutra, ale mam nadzieję, że nie będziemy musieli nadużywać ich gościnności – westchnęła. – To będę wieczorem.
- Dobra – odezwał się cicho James, przywołując na twarz na lekko wymuszony uśmiech. – Uważaj na siebie. Na Harry’ego też.
- W porządku – odparła, zakładając Harry’emu trawiastozielony, wełniany sweterek i usadzając go w wózku, który stał w przedpokoju. Na dworze było już dosyć chłodno, jesień dawała o sobie znać. – Pa.
- Paaa, dadaaaa! – powiedział Harry. James wyszczerzył do niego zęby i pomachał ręką.

***

Lily szła szybkim krokiem w kierunku domu Alicji i Franka. Harry, którego wózek popychała przed sobą, gaworzył radośnie, ale ona nie zwracała na niego większej uwagi, zatopiona w rozmyślaniach. Zastanawia się, o co tak naprawdę chodziło jej przyjaciółce. Z tego, co widziała, Frank był w pracy, jego matka załatwiała jakieś sprawy rodzinne w Irlandii, a Alicja miała trochę roboty w domu. W przysłanej dziś rano sowie przekonywała Lily, że jej synek Neville zachowuje się cicho tylko w towarzystwie Harry’ego, więc w takim razie zaprasza ich do siebie z małym. Lily odmówiła przyjścia z całą rodziną; chciała dać Jamesowi czas na dojście do siebie. Zgodziła się jednak zostawić synka u przyjaciół, a sama w tym czasie załatwić parę spraw w Ministerstwie Magii. Nie chciała dodatkowo obarczać Jamesa – i tak widziała, jak ostatnio się czuł. Przez ostatni tydzień był małomówny, wręcz milczący, co jej się naprawdę nie podobało. Nie najlepiej zniósł śmierć Boba. Poza tym miała dziwne wrażenie, że dręczy go coś jeszcze, jakby toczył nieustanną bitwę ze swoimi myślami. Uparcie ignorował każdą wzmiankę o Remusie, Peterze czy Liz. Przebąkiwał jedynie coś o chęci zobaczenia się z Łapą, ale ten, o dziwo, uparcie milczał. W każdym razie Lily wolała nie zostawiać męża samego na dłuższy czas, a Syriusza w końcu zaprosić do nich, kiedy oboje będą w domu. W końcu nie wiadomo, co Rogaczowi w towarzystwie kumpla może strzelić do głowy.

***

- Widzę, że nic z tego nie będzie. – Syriusz sceptycznie pokręcił głową, zerkając na Jamesa, który dosyć obojętnie obserwował spacerującą po stole muchę. – Stary, wyluzuj! Wiem, że jest ci ciężko, mnie też, w gruncie rzeczy z tego Boba był w porządku facet… - westchnął i zaczął grzebać w wewnętrznej kieszeni kurtki. Po chwili wyciągnął zza pazuchy półlitrową butelkę z żółtawym płynem i z głośnym stuknięciem postawił ją na stole. Machnął różdżką i obok niej pojawiły się dwa małe kieliszki.
- Co to ma być? – mruknął bez większego entuzjazmu James, przyglądając się napisom na etykiecie, częściowo w nieznanym mu języku, i umieszczonemu między nimi rysunkowi wielkiego, brązowego, włochatego zwierzęcia, przypominającego amerykańskiego bizona.
- Żubrówka! – oznajmił z radością Syriusz, a widząc, że James nadal wygląda jak człowiek, który nie za bardzo wie, o co chodzi, dodał: - Polska wódka, aromatyzowana, rewelacyjna! Mam ją od znajomego, który ma tam rodzinę. Przywiózł mi w prezencie jedną butelkę na specjalną okazję – mrugnął do kumpla porozumiewawczo.
- Daj spokój – żachnął się Rogacz. – Nie mam zamiaru się zalewać, Lily się wścieknie. A poza tym, co jakiś bizon ma do wódki*?
- Nie bizon, tylko żubr – pouczył go Łapa, odkręcając butelkę. – Zresztą, kto tu mówi o upijaniu się? Wypijemy po kieliszku albo dwóch, trochę się rozluźnisz i od razu poczujesz lepiej.
James już otwierał usta, by zaprotestować, bo wiedział, co dla Łapy znaczy ten „kieliszek albo dwa”, ale Syriusz właśnie napełniał szklaneczki.
- No dalej – zachęcał, biorąc swoją „porcję” i przygotowując się do wzniesienia toastu. – Napij się i wyrzuć z siebie to wszystko, bo widzę, że coś cię gryzie.
Rogacz zmarszczył brwi, nieufnie wpatrując się w alkohol w swoim kieliszku. Przez chwilę miał ochotę odmówić Syriuszowi, mówiąc, że to nie pora na imprezowanie. Ale z drugiej strony… nagle ogarnęło go dziwne uczucie. Czy nie lepiej chociaż na chwilę zapomnieć? Przestać się zadręczać? Wiedział, że Lily będzie zła, ale w końcu niejeden konflikt udało im się zażegnać. Westchnął.
- Raz się żyje. – podniósł kieliszek do góry. Spojrzał na Syriusza, który zawołał: - Nasze zdrowie! – i jednym haustem wypił zawartość naczynia. James równie szybko opróżnił połowę kieliszka, po czym wypluł wszystko, opryskując przyjaciela.
- Cholera, coś ty przyniósł?! – wydyszał, krztusząc się. – Było mówić, że mocne!
- Nie masz wprawy, stary. – Syriusz jednym ruchem różdżki wysuszył ubranie i popatrzył na Jamesa z politowaniem. – Spróbuj jeszcze raz.
Rogacz ponownie zbliżył kieliszek do ust i napił się. Tym razem jednak nie wypluł żubrówki i z niedowierzaniem stwierdził:
- Ty wiesz, że dobre?
- Mówiłem! – ucieszył się Łapa. – No to jeszcze po kolejeczce…

***

- Nigdy… bym nie pomyślał, że to… yk! …że to on! – jęknął rozpaczliwie James, napełniając kieliszki. Trochę wódki wylało się na stół. Butelka była w dwóch trzecich opróżniona.
- Ja też. – Syriusz podrapał się po głowie. – Ale… wiesz, co to dla nas… ze wszystkim sobie damy radę…
- No baaa! – ryknął James i zaczął rechotać niczym stara, wielka ropucha. Syriusz miał wrażenie, że ściany domu zaczynają się trząść, ale zignorował to. Dopiero, gdy Rogacz zaczął się zachowywać tak, jakby próbował naśladować żubra, Łapa postanowił delikatnie interweniować:
- Yyy, starczy już tego, stary… - czknął. – Ups, sorry… Hej, James… już ok.? No, to za Liz!
Rogacz zamarł z kieliszkiem przy ustach.
- Za L-liz? – wyjąkał, patrząc na kumpla nieprzytomnie. – Aaaaaale dlaczego… czego akurat za Liz?
- Bo fajna z niej babka – stwierdził szczerze Syriusz. – Nie marudź, tylko piii… o, cholera. – w jednej chwili odstawił kieliszek i gwałtownie wstał z kanapy.
- Ooosssochozi? – spytał Rogacz i gestem dając do zrozumienia Łapie, żeby znowu usiadł obok niego.
- Która godzina? – mruknął Syriusz, nagle prawie zupełnie trzeźwy, a kiedy James wydukał w odpowiedzi coś niezrozumiałego, zerknął na zegar. Piętnaście po szóstej. – O żesz ty… muszę lecieć! – zawołał do przyjaciela, który założył ręce za głowę i z błędnym uśmiechem patrzył gdzieś za okno. – Słyszyyyysz? Idę!
- Aha… szko – yk! – szkoda. – James spojrzał na Łapę z nieukrywanym żalem. – Coś ważnego, taaa? No dobra, to do następnia… następnego razu! – pomachał mu ręką i przeniósł wzrok na butelkę.
- Tylko nie przesadź - ostrzegł go Syriusz. Przez chwilę rozważał możliwość zabrania ze sobą butelki, ale nie chciał awanturować się z najwyraźniej pijanym już Jimem. Cóż, nie ma chłopak doświadczenia. Ciągle tylko kremowe, a Ognista od wielkiego święta, westchnął. Lily się wścieknie. Ale to chyba nie mój problem.
Szybko pozbył się wszelkich wyrzutów sumienia i wyszedł. Wdychał świeże, chłodne powietrze, czując, jak jego umysł się powoli rozjaśnia.
Miał wielką nadzieję, że Liz jeszcze na niego czeka.

***

Tymczasem Lily szybkim krokiem wyszła z zepsutej budki telefonicznej, która stanowiła ukryte wejście do Ministerstwa Magii i zerknęła zdenerwowana na zegarek. Było już późno, zdecydowanie za późno. James siedzi sam w domu od ładnych paru godzin, a Alicja pewnie niedługo będzie kładła Neville’a do łóżeczka. Cóż, najwyżej i Harry uśnie razem z nim. Przynajmniej taką miała nadzieję.
Zeszło jej o wiele dłużej, niż przypuszczała. W Kwaterze Głównej Aurorów był straszny tłok; jej koledzy i koleżanki z pracy biegali między boksami z naręczami pergaminu i zdjęciami, wzajemnie przekazując sobie najświeższe informacje na temat działań śmierciożerców oraz dziwnych wypadków w czarodziejskim i mugolskim świecie. Minęło sporo czasu, zanim udało jej się dowiedzieć mniej więcej, co się dzieje i zapytać o ostatnie akcje. Trochę żałowała, że nie może im pomóc, tak, jakby tego chciała. Dumbledore powiedział jej, żeby na razie nie angażowała się w żadne niebezpieczne zadania ze względu na Harry’ego. Chcąc nie chcąc, zaglądała do pracy co parę dni, odwalała trochę papierkowej roboty i wracała do domu. Żadnego ryzyka, dreszczyku emocji. Zastanawiała się, dlaczego dyrektor nie poprosił o to samo jej męża. W końcu oboje byli rodzicami dziecka, na którego… na którego dybie Voldemort. Wciąż wydawało jej się to po prostu nierzeczywiste. Czuła jednak, że z jakiegoś dziwnego powodu Dumbledore chciał, by jak najrzadziej opuszczała synka.
Westchnęła. Nie dość, że sprawy służbowe przedłużyły się, to jeszcze znajomy auror, Paul Tomasson, uparł się, by zaprosić ją na kawę do swojego boksu. Przesiedziała tam niecałą godzinę, udając, że interesują ją opowieści chłopaka dotyczące jego rzekomych wyczynów na bezkresnej Saharze. Paul, wysoki, dwudziestoparoletni blondyn, miał hipnotyzujące brązowe oczy i czarujący uśmiech. Był ulubieńcem połowy pracownic ministerstwa, ale Lily z wiadomych powodów nie wzruszał jego wdzięk. On z kolei wyraźnie się nią fascynował. Tamtego popołudnia pełnym przejęcia głosem opowiadał jej, jak został zaskoczony pośrodku sawanny przez żądnego krwi lwa, a jego różdżka dziwnym trafem leżała kilkanaście metrów od niego. W najbardziej dramatycznym momencie dziewczyna bezlitośnie przerwała mu, mówiąc, że się zasiedziała, a bardzo jej się spieszy i z krótkimi przeprosinami wyszła, nawet nie spojrzawszy na osłupiałego Tomassona.
Teraz stała na zaniedbanej, pustej ulicy Londynu i nie myślała o niczym innym, jak tylko o powrocie do domu, zwłaszcza, że padał coraz większy deszcz. Zamknęła oczy, obracając się i po chwili już jej tam nie było.

Kiedy znalazła się przed drzwiami, usłyszała dochodzące ze środka dziwne odgłosy. Ktoś chichotał głupio i bełkotał coś niewyraźnie. Przez chwilę pomyślała, że odwiedził ich Syriusz, ale gdy otworzyła drzwi, zobaczyła coś, czego się kompletnie nie spodziewała.
James leżał na kanapie z przymkniętymi oczyma i błogim uśmiechem na twarzy. Śmiał się i mruczał coś do siebie. Na stole przed nim stała pusta butelka. Nie ulegało żadnej wątpliwości, że była to butelka po alkoholu. I to, sądząc po skutkach, całkiem mocnym.
Lily poczuła, jak wściekłość w niej wzbiera, napełniając ją od środka i rozchodząc się po całym ciele. Nie była w stanie się odezwać ani złapać normalnego oddechu. Stała nieruchomo tuż za progiem i wpatrywała się w kompletnie pijanego męża, który jak dotąd nie zauważył jej obecności. Nagle silniejszy powiew wiatru z hukiem zatrzasnął drzwi. Lily wzdrygnęła się, a James otworzył oczy. Na jego twarzy początkowo pojawiło się zdziwienie, po czym zawołał:
- Hej, słone… yk! słoneeeczko…! Jak tam…
- Ty! – Lily nagle odzyskała głos, chociaż wciąż oddychała bardzo szybko, dygocąc cała. – Ty… ty kretynie! Jak śmiesz!
- Lily… zara, poczekaj… co się stało? – Rogacz zdawał się być uprzejmie zdziwiony jej zachowaniem.
- Co się stało? CO SIĘ STAŁO?! – wrzasnęła. Powoli przestawała nad sobą panować. – I ty się jeszcze pytasz? Ledwo zostałeś sam w domu… ledwo wyszłam razem z Harrym… a ty już! Już się schlałeś, i to jeszcze w takim momencie! Rozumiesz? Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę…
- Pocz… poczekaj… - James czknął i wyprostował się nieco. – Ja się wcale… wcale nie schlałem… widzisz przecież…
- Tak, widzę, że jesteś zalany do reszty! – krzyknęła. Podeszła do niego i zbliżyła swoją twarz do jego. Skrzywiła się, czując zapach alkoholu. – Co ty w ogóle piłeś za świństwo? Skąd to masz?
- Łapa… Łapa mi dał – wyjąkał Rogacz. – Zresztą to było… yk!... tylko parę kieliszeeeczków…
- Łapa! – powtórzyła Lily, chwytając butelkę i przyglądając się jej z obrzydzeniem. – Więc to tak… ładnie sobie uczciliście śmierć Boba, nie ma co!
- Ech, Bob… - James zrobił nagle minę zbitego psa. – Biedny facet, nie, Lily?
- Biedny to ty zaraz będziesz! A Black… lepiej dla niego, jeśli się tu więcej nie pojawi – warknęła. – Para kretynów!
- Eeej, nie przesadzaj… chyba nie powiesz, że… yk!... jestem złym tatusiem dla... dla Harry’ego…
- Właśnie. HARRY! – Lily ścisnęła go za ramię, tak mocno, że aż jęknął z bólu. – Jaki mu dajesz przykład, nie pomyślałeś o tym? Ładny mi tatuś, upija się z kumplem, podczas gdy inni ryzykują życie, być może po to, żeby ochronić jego własny tyłek! Do cholery, James! Julia nie żyje! Bob nie żyje, Marlena nie żyje! My możemy być następni, mogłam przecież zginąć nawet dzisiaj, wracając z pracy, a ty… - wyprostowała się i dla odmiany zaczęła krążyć po pokoju. – A TY NAWET NIE MÓGŁBYŚ MI POMÓC, BO JESTEŚ ZALANY!
- Kochanie… - Rogacz zdawał się być porządnie przerażony jej wybuchem. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Owszem, nie raz się na niego wściekała, ale nigdy nie wyzywała go od kretynów i nie wrzeszczała tak, że miał wrażenie, że ściany domu zaraz popękają.
- NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE!!! Chociaż właściwie to… powiedz mi, co ci strzeliło do łba, żeby to zrobić?!
- To moja… moja sprawa – wydukał James i nagle w jego oczach pojawiła się złośliwość. – A co… a co ty robiłaś tyle czasu? Może…yk!... korzystając z okazji, po-poszłaś do tego… do tego zdrajcy, Rem…
- Powtórz – wycedziła Lily przez zaciśnięte zęby. Jej szmaragdowe oczy błyszczały złowrogo i zdawały się miotać w jego stronę iskry. – Powtórz, co powiedziałeś.
- Dobrze! – James podniósł się z kanapy i, lekko się chwiejąc na nogach, wyciągnął palec w jej stronę. – Jak sobie życzysz! ZDRAJCA! REMUS TO ZDRAJCA! OTO, CO O NIM MYŚLĘ! FAŁSZYWY, PODSTĘPNY…
- DOŚĆ! – wrzasnęła. Podbiegła do stołu, złapała pustą butelkę i z całej siły rzuciła nią o ścianę. Kawałki szkła rozprysły się po całym pokoju. James patrzył na nią zszokowany, choć teraz już nie mniej wściekły niż ona. Lily czuła, jak coś ściska ją w gardle, a do oczu napływają łzy. Nagle zdała sobie sprawę, że nie jest już w stanie krzyczeć. – Nawet nie wiesz… nawet nie wiesz, ile on dla mnie zrobił… - szepnęła ochryple, nie patrząc na niego.
Rogacz nadal stał, wzburzony, zacisnąwszy ręce w pięści. Jego pierś unosiła się i opadała szybko, a oczy błyszczały dziwnie.
- Skoro tak… idź sobie do niego… - wydyszał, sam nie do końca nie wiedząc, co mówi. – Idź, a sama… sama się przekonasz, że… yk!... mówię praw… prawdę…
- A żebyś wiedział – powiedziała ze łzami w oczach. Nie wiedziała, czy ją usłyszał. – ŻEBYŚ WIEDZIAŁ!!! – zawołała i wybiegła z domu, trzasnąwszy z całej siły drzwiami.

* „Żubrówka” to po angielsku nic innego jak „Bison Grass Vodka” lub „Bison Brand Vodka” tongue.gif


C.D.N.

Będzie się działo tongue.gif

Proszę o komentarze. smile.gif


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
kkate   Jedyna, Która Go Rozumiała [nzak]   22.10.2004 20:41
Tenebris69   Jupi! Kolejny fanfik o Remusie!
...
  24.10.2004 11:33
Nimfka   No fajne, fajne.... Pędzące hipogryfy naprawd...   24.10.2004 15:35
Kiniulka   Hehe .. wy to potraficie pisać ...   24.10.2004 19:21
ANASTAZJA BLACK   oaky! powiem nawiet że very okay!...   24.10.2004 20:05
Aylet   Powiem krótko i na temat: podobało mi się i cz...   25.10.2004 18:18
madziula   Prosiłaś...więc jestem...znowu siedze, a jutro...   25.10.2004 23:51
Bellatriks Lestrange   nie jest źłe dobra szeczerość ponad wszystko ...   29.10.2004 17:27
Galia   Z wrażenia nie umarłam.. łatwo przewidzieć ogó...   29.10.2004 17:46
kkate  
QUOTE   29.10.2004 19:10
Tygrys   B. fajny fick, będę czytać uważnie! [b]UWA...   30.10.2004 19:08
Anulcia  
QUOTE   30.10.2004 22:01
Meridien Auris  
  01.11.2004 02:21
kkate   Kochani... naprawdę dzięki wam za wszystkie ...   03.11.2004 17:21
Smerfka  
  03.11.2004 19:41
Nimfka   Baaardzo nam (w imieniu forum, jeśli mogę) smu...   03.11.2004 17:58
kkate   Dziękuję wam, dziewczyny, jesteście kochane al...   03.11.2004 19:59
daigb   wspolczuje kkate...ja na szczescie nie jestem ...   03.11.2004 20:09
Nimfka   Niech moc będzie z toba, kkate.
Po pros...
  03.11.2004 20:20
Galia   kkate jesli już cytaty to może jeszcze jeszcze...   03.11.2004 20:48
Kas!a   Trzymaj sie Kkate! Mi tez niedawno dosyc z...   03.11.2004 23:48
Tenebris69   Ja również kkate jestem z tobą... =*
Mam...
  04.11.2004 15:25
Anulcia   Uwaga uwaga, Mam przyjemność oznajmic, że po ...   04.11.2004 21:44
kkate   Ale... ten tego.... masz na myśli 2 czy 4? Bo ...   05.11.2004 14:58
Galia   Ciekawa metoda, wyniki pewnie też
pozdra...
  05.11.2004 20:55
Smerfka   Oj tak , Galiu - Galia   Czekam z niecierpliwością na część dalszą   10.11.2004 17:24
kkate  
QUOTE   07.11.2004 19:19
żaba   mi sie podobalo.fajne zakonczenie parta.tak w ...   09.11.2004 17:38
kkate  
QUOTE   10.11.2004 18:03
corka_ciemnosci   Proszę, prosze i kolejne opowiadanie z Remusem...   11.11.2004 18:16
kkate   Nie, przykro mi, to jeszcze nie next part, bo....   27.11.2004 18:27
Nimfka   Juz widzę te tłumy, które wala drzwiami i okna...   27.11.2004 18:41
Galia   Tak kkate drzwiami i oknami <...   27.11.2004 22:04
żaba  
QUOTE   28.11.2004 12:38
Smerfka   Żaba - nie chlastaj/morduj/męcz/ łam się - już...   28.11.2004 18:45
żaba  
QUOTE   29.11.2004 15:50
Tenebris69   Och... Rozumiem Smerfko twój ból. Ja sama nie ...   29.11.2004 16:07
kkate   Witam was, kochani żaba   kkate   Dobra dobra, może będą dłuzsze party.. ale... ...   29.11.2004 20:42
Smerfka  
  29.11.2004 20:57
madziula   No...sie macie dzieczyny ^^ !
Ostatn...
  29.11.2004 21:16
Nimfka   Pojawił się part! Pojawił się! Po taki...   29.11.2004 22:26
corka_ciemnosci   I doczekałam się kolejnej części...
QUOTE   30.11.2004 18:16
Tenebris69   Jeeeeeeeeeee! Ups. Przepraszam, zagalopowa...   30.11.2004 18:41
korniszonek   Tylko dwa party. Jednak dłupie i dopracowane. ...   02.12.2004 01:05
kkate  
QUOTE   02.12.2004 20:11
żaba   Eee... sorka, ale chyba w pierwszym kawałku si...   05.12.2004 14:45
kkate   Taak, mam nadzieję, że to o to chodzi Anulcia   Ano tak, nauka nauka... Oprócz egzaminów (7:30) ma...   10.01.2005 15:50
kkate   Witam ponownie! To na czym my skończyłyśmy ...   07.04.2005 10:46
anagda   uf.... przeczytałam :) tak jak mówiłam ;) trochę s...   07.04.2005 15:38
kkate   No, dzięki anagda   czyżby zblizał się atak Voldemorta?? niecierpl...   08.04.2005 19:52
kkate   Przedostatnia z już napisanych części.
<...
  11.04.2005 19:10
anagda   uuu... zapowiada się baaaardzo ciekawie! n...   11.04.2005 19:48
kkate   I ostatnia z już napisanych części, na następn...   13.04.2005 08:49
kkate   ^_^ kkate jest absolutnie zachwycona umiejętnośc...   06.06.2005 17:27
Tenebris69   Ja walnęłam już porządny komentarz na Antrim, więc...   11.06.2005 11:27
kkate   O! No widzisz, i to jest postawa, która mi się...   11.06.2005 17:31
Nimfka   Nimfka, leń jeden nie komentuje, bo nie ma czasu c...   11.06.2005 19:02
Ania*   przeczytałam 7 i 8 część - super ^_^   11.06.2005 21:07
HUNCWOTKA   kurczę,jeszcze nie zaczęlam czytac ajuz wiedzialam...   11.06.2005 23:05
kkate   No, i od razu lepiej. Dziękujemy. Jak mi wystawią ...   12.06.2005 13:05
kkate   Nie, to nie nowy odcinek... i bardzo mi przykro z ...   09.07.2005 15:14
Tenebris69   Kasia, czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, ze wrac...   09.07.2005 16:34
Pycior   Trafiłamprzez przypadek na to opowiadanie i baaaaa...   10.07.2005 11:59
kkate   Dzięki :) Zapewne ta część pojawiłaby się parę ty...   24.07.2005 17:07
Pycior   Ja kocham Wasze opowiadanie   24.07.2005 19:15
Luna Fletcher   Dopiero dzisiaj przeczytałam od początku do końca ...   25.07.2005 22:14
kkate   Taaa.... Miło to słyszeć :) Dzięki za obie opinie....   26.07.2005 19:27
Verita   No no, juz dawno nie czytalam tak dobrego opowiada...   27.07.2005 21:12
HUNCWOTKA   Wasze opowiadanie jest super.Bardzo podoba mi sie ...   31.07.2005 19:58
kkate   Z przyjemnością oznajmiam, że następny odcinek jes...   27.08.2005 19:01
kkate   No i macie. Tym razem Anulcia była tylko drobną po...   27.08.2005 21:32
Katarn90   Tym razem muszę pokrytykować i pobluzgać na ten fa...   29.08.2005 11:48
kkate   O rany, dziękuję bardzo :blush: Cały czas dowiadu...   29.08.2005 11:56
kkate   Cóż... Bez zbędnych wstępów i wyjaśnień chciałam p...   20.08.2006 16:11
Tenebris69   Łiiii! JEDYNA! Moja mina jak mi napisałaś...   20.08.2006 16:33
pleon   No nie no, jak James zaczyna wierzyć Remusowi, to ...   29.08.2006 10:08
kkate   Mam nadzieję, że niedługo się napisze :)   29.08.2006 12:19
Tenebris69   Sasasa... ]:-> Oj, Kasia ma rację - będzie się ...   02.09.2006 10:38
Cheeli   Już kiedyś przeczytałam to opowiadanie, teraz jedn...   15.09.2006 15:15
Mev   Łaaaaaaaa!!!!!!! Kkate...   27.11.2006 14:54
Josephine   Przeczytałam wszystko i to jest poprostu... BOSKIE...   10.12.2006 22:40
kondik19   Chciałbym tak umieć pisać...   25.12.2006 21:13
Luniaczek   opowiadanie jest rewelacyjne, uwielbiam Lupina , a...   09.05.2007 22:19
Tenebris69   Hm, miejmy nadzieję, że Kasia skończy kiedyś ...   12.05.2007 22:39


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.05.2024 14:04