Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Pozytywka, Viva Espania, ff HP

Nelusia
post 22.09.2006 22:19
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 34
Dołączył: 29.05.2006
Skąd: Danzig

Płeć: Kobieta



Fanfik muzyczno-turystyczny, lekki łatwy i przyjemny. Moja obsesja.
Miłej lektury

Nela



Pozytywka - wakacje Andromedy

Sierpień 1990 r, Madryt, Hiszpania



1.

O tej porze plac Puerta del Sol, ulubione miejsce spotkań wszystkich mieszkańców Madrytu, był mocno zatłoczony. Właśnie skończyła się sjesta i ludzie wreszcie mogli powychodzić ze swoich mieszkań i z hoteli.
Od rana powietrze było gorące i nieruchome; nie czuło się nawet najlżejszego wiatru. Nie przeszkadzało to jednak grupie mugolskich turystów w podeszłym wieku, którzy robili zdjęcia, słuchając niemieckiego przewodnika.
Andromeda oderwała swój wzrok od ratusza i poprawiła kapelusz. Nie miała ochoty słuchać niemieckiego trajkotania jakiegoś mugola. Nie lubiła tego języka. Nie miała jednak nic przeciw mugolom - w końcu jej mąż nie pochodził z czarodziejskiego rodu. Po prostu denerwowały ją te tłumy turystów, przechodzące tam i z powrotem, hałasujące i zaśmiecające ulice. Jakby ludzie nie mogli się zachowywać bardziej kulturalnie!
Do Madrytu wyciągnął ją Ted, którego manią było zwiedzanie. W Hiszpanii jeszcze nie byli i wspólnie postanowili, że nadszedł czas, by ją pozwiedzać. Jej mąż przed podróżą przeczytał całe mnóstwo przewodników turystycznych i potem męczył ją opowieściami o zabytkach Hiszpanii. Dobrze, że nie mówił jej o inkwizycji, bo tego by nie zniosła.
Chodzili razem po wąskich tajemniczych uliczkach i podziwiali mugolską sztukę w najróżniejszych muzeach. Wieczorami wstępowali do madryckich kościołów, aby chwilę odpocząć w chłodnych murach i zapalić świeczki. A potem szli do opery albo teatru. Ted był wielkim miłośnikiem mugolskiej sztuki.
Po zwiedzeniu większości muzeów, kościołów, zrobieniu zdjęć w różnych miejscach miasta i zgubieniu się Nimfadory w plątaninie wąskich uliczek, postanowili zajrzeć do magicznej części Madrytu. Na Via de milagros.


2.

– Ciociu, powiedz jej coś. – Czarnowłosa dziewczynka szarpała wysoką kobietę w szkarłatnej szacie. - Mówi, że nie znajdę żadnej różdżki.
- Lucrecia, nie dokuczaj Amandzie – matka zwróciła jej uwagę. - Uspokójcie się obie. W końcu nie po to zgodziłam się na te zakupy, żeby teraz wysłuchiwać waszych kłótni. Spokój i opanowanie, moje małe. Jak będziecie grzeczne, pójdziemy na lody.
- Naprawdę? – wykrzyknęła uradowana Lucrecia. - Super! Tak się cieszę!
Amanda i Lucrecia szły parę metrów za swoją opiekunką - mamą Luci. Dziewczynki miały po jedenaście lat i były kuzynkami. We wrześniu miały zacząć naukę w Academii de magia y brujerias i musiały zrobić duże zakupy. Obie niosły siatki pełne składników do podstawowych eliksirów oraz komplety podręczników dla pierwszego roku.
Nie były do siebie podobne; Amanda była wysoka jak na swój wiek, szczupła i ciemnowłosa. Rodzice i bracia mówili, że ma temperament, rzadko się widziało, jak spokojnie siedzi i coś czyta. Z zasady nie płakała, śmiała się głośno i umiała się dogadać z każdym, kogo spotkała, bez względu na to, czy był czarodziejem, czy mugolem. Lubiła latać na miotle i chciała w przyszłości grać w quidditcha, ale jej prawdziwą obsesją było wróżenie z kart cygańskich i tarota.
Lucrecia była inna, spokojna i bardziej subtelna. Niższa od kuzynki, o blond włosach z ciemnymi pasemkami i czarnych oczach, miała w sobie coś z arystokratki. Zresztą, pochodziła z rodu czystej krwi. Interesowała się, ku zdumieniu rodziców, mugolską historią: lubiła czytać książki o dawnych wiekach i świetności swojego kraju. Poza tym, zajmowała się hodowlą magicznych roślin na tarasach rezydencji Altamirano w Sewilli.
Dziewczynki mieszkały dość blisko siebie, jeśli mierzyć odległość siecią Fiuu, a nie kilometrami. Często się odwiedzały, zwłaszcza, że tata Lucrecii i mama Amandy byli rodzeństwem i nie mogli wytrzymać bez siebie nawet jednego weekendu.
W końcu doszły do sklepu pana Muńoz, który sprzedawał różdżki na Via de milagros.
Estera, mama Lucrecii, weszła z nimi do środka. Pomieszczenie było ciasne i skromnie urządzone. Na drewnianych półkach za ladą leżały różdżki w schludnie ułożonych pudełkach i czekały na nowych właścicieli. Sprzedawca właśnie wyciągał coś spod lady. Gdy się wyprostował się, obrzucił uważnym spojrzeniem trójkę klientek i zaczął rozmowę:
- O, pani Altamirano, miło panią widzieć. Przyszła tu pani z tymi dwiema uroczymi dziewczynkami? Pierwszy rok, tak? – zwrócił się w stronę kuzynek. - Zaraz coś wybierzemy. Która chce być pierwsza?
- Idź ty. – Amanda lekko popchnęła Lucrecię do przodu. - Ja sobie poczekam.
Oparła się o szybę i zaczęła wystukiwać jakiś rytm stopą. Lucrecia nieśmiało podeszła do sprzedawcy, który wygładzał swoją kozią bródkę.
- Proszę się nie denerwować, panienko. Nie gryzę. Zaraz będzie po wszystkim. Proszę spróbować tę – jesion i włos jednorożca, siedem cali.
Lucrecia wzięła różdżkę do ręki i zamachnęła.
Amanda nadal tkwiła przy szybie.

3.

– Tu gdzieś musi być przejście – mruczała do siebie Andromeda, stukając różdżką w mur znajdujący się w jednej z bocznych uliczek Madrytu. Ted i Nimfadora już są na Via de milagros, tylko ona stoi tu jak ostatnia sierota. I jeszcze ci mugole tak się na nią gapią. A może są potomkami wielkich inkwizytorów? Andromeda lubiła straszyć samą siebie, ale ci ludzie wyglądali na normalnych. Odczekała, aż przejdzie grupka chłopaków ze swoimi dziewczynami i od nowa zaczęła liczyć cegły.
- Dwie w górę, cztery na prawo, znów dwie w górę – stuknęła w jedną cegłę. Chyba odpowiednią, bo mur się rozsunął tak, że mogła przejść.
Dobrze, że nikt tego nie zauważył.
Znalazła się na długiej, brukowanej ulicy, którą przemieszczały się tłumy czarownic i czarodziejów w kolorowych szatach. Ulica przypominała jej Pokątną, ale tu dodatkowo słyszało się ulicznych grajków. Całą Via de milagros wypełniała muzyka, która sprawiała, że Andromedzie od razu zachciało się śpiewać i tańczyć. Nawet upał był tu mniej dokuczliwy. Na magicznej ulicy było chłodniej, niż w centrum mugolskiego Madrytu. Prawdę mówiąc, upał stawał się tam nie do wytrzymania. Dlatego ucieszyła się, gdy Ted zaproponował zwiedzanie Via de milagros.
Poszła w dół ulicy, uważnie przyglądając się ludziom, którzy siedzieli w ogródkach czarodziejskich restauracji. Nawet słyszała ich rozmowy. Czy jej się zdawało, czy też nie było tu nikogo, kto mówiłby po angielsku?
Ted i Nimfadora prawdopodobnie jedzą teraz obiad. Ale mogli pójść do jakiegoś sklepu.
- Mamo, mamo, tu jesteśmy! – Usłyszała głos córki. No nareszcie!
Nimfadora siedziała przy stole w ogródku jakiejś restauracji. Andromeda spojrzała na szyld – owalna, zielona tabliczka z nazwą wypisaną ozdobnymi, srebrnymi literami. Sama nie wiedziała dlaczego, ale ta wizytówka skojarzyła się jej ze Slytherinem. Myślała, że odpocznie sobie od Anglii, a tu masz. Spojrzała na szyld jeszcze raz; nie było na nim żadnych węży, nic z tych rzeczy. Przeczytała napis - Angulo magico.
Hiszpańska nazwa nic jej nie mówiła. I tak nie mogła sprawdzić, co ona znaczy, bo zostawiła swoje rozmówki w hotelu.
I teraz zastanawiała się, czemu mąż i córka siedzą nad kartą z menu i nad czymś dumają.
Przeszła pomiędzy ładnymi drewnianymi stolikami i usiadła na krześle obok Teda.
- O co chodzi? - spytała. – Czemu jeszcze nic nie zamówiliście?
- Czekaliśmy na ciebie, mamo – powiedziała Nimfadora z uśmiechem. - Poza tym, nazwy tych dań niewiele nam mówią. W mugolskich restauracjach przynajmniej można było dogadać się po angielsku, a tu ni w ząb.
Andromeda spojrzała pytająco na Teda. W końcu nie po to przyszli do tej restauracji, żeby teraz czekać i zastanawiać się, co mają zjeść. Niech wezmą pierwsze dania z brzegu. Skoro tyle osób to je, to czy oni nie mogą?
Podszedł do nich jakiś młody czarodziej w jasnozielonej szacie i zapasce na biodrach. Pewnie chce, żeby w końcu złożyli zamówienie.
A tymczasem oni zastanawiali się, co mają mu powiedzieć. Może uda się sklecić parę sensownych zdań po hiszpańsku?
- Gdzie są rozmówki? – spytał Ted.
- Zostawiłam w pokoju hotelowym – przyznała Andromeda. - Z mugolami przynajmniej szło się dogadać po angielsku, ale ci tutaj… Trudno, trzeba będzie zamawiać w ślepo. Jak to szło – un vaso de agua, por favor?
Mogłaby w prawdzie rzucić Converto na tego kelnera, ale nigdy nie była zbyt wyspecjalizowana w tego typu zaklęciach. Chłopina zacząłby gadać po rosyjsku i dopiero mieliby problem. Wolała nie ryzykować. Ted też nie wyglądał na takiego, który rzuca uroki na każdego przygodnie spotkanego kelnera tylko dlatego, że nie rozumie języka. Pozostało im czekanie na pomoc z zewnątrz.
- Czy mogę w czymś pomóc? – odezwała się jakaś kobieta z sąsiedniego stolika, która bez wątpienia słyszała rozmowę Andromedy z mężem.
- Pani mówi po angielsku? – ucieszyła się Andromeda. – Może będzie w stanie pani nam pomóc. Jesteśmy tu na wakacjach, zostawiliśmy rozmówki w hotelu i nie możemy się porozumieć z kelnerem. A chcielibyśmy coś zjeść.
- ¡Tranquilidad, muchachas! – zwróciła się w stronę dwóch kłócących się dziewczynek, które siedziały z nią przy stoliku. Dlaczego mówiła do nich po hiszpańsku?
- Pani jest stąd? – zapytała Nimfadora z ciekawością.
- Nie jestem z Madrytu, jeśli o to ci chodzi – wyjaśniła. – Jestem tu tylko na zakupach z tymi dwiema psotnicami. – Wskazała ręką na Amandę i Lucrecię.
- To pani córeczki? – Andromeda była tego ciekawa. Obie dziewczynki miały na oko po jedenaście lat, ubrane były w podobne, kwieciste sukienki. Ta ciemnowłosa wydawała się być bardziej wesoła i spontaniczna, ale z kolei blondyneczka miała w sobie jakiś urok. I to ona pierwsza uśmiechnęła się, gdy Andromeda na nią spojrzała.
- Tylko Lucrecia – czarownica wskazała na blondynkę. - Ta druga to jej kuzynka, Amanda. Są tu pod moją opieką. We wrześniu idą do pierwszej klasy hiszpańskiej szkoły magii. Mam nadzieję, że jej nie rozniosą na drobne kawałeczki, ale po nich to wszystkiego można się spodziewać.
Dziewczynki siedziały cicho z minami najprawdziwszych aniołków, ale ta wyższa zabrała różdżkę swojej kuzynce. Lucrecia niczego nie zauważyła.
- Zapomniałam się przedstawić. Estera Altamirano – rzekła matka Lucrecii, po czym uścisnęła rękę Andromedzie.
- Andromeda Tonks – przedstawiła się anglojęzyczna czarownica. - A to mój mąż Ted i moja córka Nimfadora. – Wskazała na nich ręką.
- Tonks, mamo, Tonks – syknęła dziewczyna.
Pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy, był wygląd Nimfadory. Na Via de milagros sporo było różnych dziwaków, ale taką dziewczynę Estera widziała po raz pierwszy.
Nimfadora ubrana była w postrzępioną, dżinsową spódniczkę i fioletową koszulkę. Jej drobną, trójkątną twarz otaczały różowe włosy sięgające do ramion. Kosmyki wyglądały tak, jakby ktoś je pociął żyletką. Dziewczyna pewnie była z takich, które lubią zwracać na siebie uwagę.
- Czy ten imidż to tak na stałe? – spytała Estera. Nie mieściło jej się to w głowie. Rodzice wyglądali jak cywilizowani ludzie, ale córeczka… Estera chyba dostałaby zawału, gdyby zobaczyła Lucrecię tak wyglądającą.
- To? Nie, to tak tylko na dzisiaj. Wie pani – Nim zniżyła glos do szeptu. – Jestem metamorfomagiem.
Zacisnęła powieki i jej włosy z różowych i postrzępionych stały się długie i czarne.
W końcu wyglądała w miarę normalnie.
- Czy ten chłopaczek o nas zapomniał? – zapytała Andromeda, rozglądając się za czarodziejem w jasnozielonej szacie.
- Zaraz przyjdzie – oznajmiła Estera. – Może usiądziecie z nami? - zaproponowała.
Andromeda zgodziła się, ale trochę ją dziwiło to, że obca kobieta jest taka bezpośrednia. Na Pokątnej nigdy jej się nie zdarzyło, żeby nieznajome osoby proponowały jej wspólny obiad. Widać, ludzie w Hiszpanii byli bardziej otwarci. I Andromeda nie miała nic przeciw temu.
- ¡Tía, gelados! – powiedziała Amanda z wyrzutem.
Estera spojrzała na nią i wyciągnęła różdżkę z kieszeni szaty.
- Zapomniałabym o czymś, te dwie nie znają za dobrze angielskiego. Converto! – machnęła różdżką w stronę kuzynek. – Teraz będziemy się rozumieć.
- ¿Qué va a tomar? - Do stolika podszedł młody czarodziej z podkładką do notowania.

4.
Po długim – jak dla Andromedy zbyt długim - i smacznym obiedzie, nadszedł czas na rozmowę.
Kobieta na początku była trochę zaskoczona bezpośredniością dziewczynek i Estery. Ale szybko się do tego przyzwyczaiła. Wszystkie trzy były bardzo rozmowne, ale najwięcej mówiła Amanda. Opowiedziała chyba cały swój życiorys, nawet chciała jej powróżyć z tarota. Andromeda nigdy nie przepadała za wróżbiarstwem i dlatego nie zgodziła się na to. Po prostu nie wierzyła w takie rzeczy.
- Szkoda – powiedziała Amanda i przerzuciła warkocz na plecy. – Wróżyłam Lucrecii i jestem pewna, że to się sprawdzi. Pójdzie do Strzyg.
Andromeda nie miała pojęcia, o czym ta mała mówi. Do jakich znowu strzyg, na Merlina?
- Sama tam pójdziesz, małpo! – krzyknęła Lucrecia. – Ja pójdę do Duende. Jestem arystokratką, nie to co ty – spojrzała krzywo na kuzynkę.
Czarodziejska arystokratka. Czy Andromedzie się tak tylko wydawało, czy Lucrecia patrzyła na Amandę tak, jak na nią patrzyła Bellatrix, kiedy się dowiedziała, że wychodzi za Teda?
To było raczej mało prawdopodobne. W końcu ta dziewczynka ma tylko jedenaście lat. Nie powinna jej posądzać o takie rzeczy; może po prostu chciała dokuczyć Amandzie.
- Gdzie są te strzygi? – zapytała Andromeda dziewczynek.
Lucrecia przeciągnęła się na krześle i odpowiedziała:
- Estrige, jeden z domów w Academii. To taka hiszpańska szkoła magii, wie pani? Idziemy tam we wrześniu.
- Ciekawe, gdzie będziemy? – zastanawiała się głośno Amanda. - Ja pewnie w Duende, a ty…
- Raczej nie w Estrige – powiedziała Lucrecia ze słodkim uśmiechem. – Od nas nikogo tam jeszcze nie było.
- Nie martw się, Luci – Amanda poklepała ją po ramieniu. – Ktoś musi być pierwszy.
Później Andromeda dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy o Academii de magia y brujerias oraz o rodzinach dziewczynek. Jak się okazało, ojciec Lucrecii był hiszpańskim wiceministrem magii. I Luci rzeczywiście była czystej krwi, ale nie miała obsesji na tym punkcie.
- No tak – pomyślała Andromeda. – Altamirano to nie Black. Nie znam ich, ale Estera wygląda na normalną. W każdym bądź razie nie jest taką fanatyczką jak Bella.
Czemu akurat teraz musi wspominać siostrę? Przecież zerwała wszelkie stosunki z Blackami wiele lat temu. Jest tu na wakacjach i ma wypocząć, a nie myśleć o Bellatrix.
Z ulicy doleciały do niej jakieś śpiewy.
- Mamo, idziemy się przejść – oznajmiła Nimfadora.
Po chwili córka Andromedy opuściła ogródek Angulo magico w towarzystwie dwóch rozgadanych dziewczynek.

5.
Na Via de milagros były tłumy. Nimfadorze z trudem udało się uniknąć zderzenia z podstarzałym i otyłym czarodziejem. Całą ulicę wypełniała kolorowa i hałaśliwa rzeka ludzi. Dziewczyna myślała, że sobie odpocznie po tłumach turystów w mugolskiej części Madrytu, a tu nic z tego.
Mamrocząc pod nosem, poszła za dziewczynkami, które coś do siebie szeptały.
- Czy możemy iść do takiego jednego sklepu? – zapytała Amanda. - Tylko on jest w bocznej uliczce.
- Idziemy – powiedziała Nim. Zawsze lubiła boczne uliczki; miała tylko nadzieję, że nie będzie to jakaś ulica podobna do londyńskiego Nokturnu. Po tych dwóch kuzyneczkach to wszystkiego można się spodziewać.
Ruszyły w dół brukowanej ulicy, mijając po drodze sklep z szatami, menażerię, aptekę, wystawy ze złotymi kociołkami i fiolkami z kryształu. Za małym skupem mioteł był zakręt. Minęły sklepik i znalazły się na innej ulicy.
Była krótsza od głównej, nie miała nazwy, albo Tonks nie dostrzegła jeszcze odpowiedniej tabliczki. Nokturnu nie przypominała, dziewczyna nie czuła tu czarnomagicznej atmosfery.
Prawdę mówiąc, słońce świeciło tu tak samo mocno i ptaki ćwierkały tak samo głośno. Jedyną rzeczą, jaka rzucała się w oczy było to, że tu było więcej biedoty. Ulica bardziej przypomniała zakurzoną, polną drogę. Mijały ją żebraczki w łachmanach i dzieci, chodzące boso i proszące przechodniów o pieniądze.
Wyjęła sykla z kieszeni i wrzuciła do kapelusza jakiegoś chłopca.
- Czy tu jest jakiś sklep z ciekawymi rzeczami? – zapytała. – Mi ta ulica wydaje się strasznie biedna.
- Jest – powiedziała raźno Amanda. – Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać.
Nimfadora westchnęła. Skoro ta mała tak twierdzi, a na pewno zna to miejsce lepiej od niej, to czemu miałaby jej nie wierzyć?
- Czy jesteście po raz pierwszy na tej ulicy? – spytała.
- Tak, ale byli tu wcześniej moi bracia, więc powiedzieli mi, jak mam tu dojść – wyjaśniła Amanda. - Tak w ogóle to jestem w Madrycie po raz pierwszy. Mieszkam w Kadyksie, na południu. Kiedyś tam rządzili arabscy czarodzieje, wiesz? Ale było to bardzo dawno temu. Już tego nie pamiętam, prawdę mówiąc.
- No, trudno, żebyś to pamiętała – wtrąciła się Lucrecia. – Przecież wtedy jeszcze nie było cię na świecie. To się działo w ósmym wieku naszej ery!
Nimfadora spojrzała na blondyneczkę z osłupieniem. Ona nigdy nie lubiła historii magii, bo ta zawsze wydawała jej się nudna i mało zajmująca. Szybko przekonała się jednak, że może być inaczej.
Lucrecia trajkotała jak najęta, streszczając mugolską historię Hiszpanii, kiedy szukały sklepu. Opowiadała ciekawiej od mugolskiego przewodnika, który ich oprowadzał po Eskurialu. Układ pałacu znała lepiej, od mugola. A podobno nigdy tam nie była...
- Nie zapominaj o tym, że to Filip II lubił łapać czarownice – przypomniała jej Amanda, kiedy kuzynka omawiała władców Hiszpanii. – Wtedy kwitła inkwizycja, ale nasi przodkowie i tak się tym nie przejmowali. W końcu, od czego mamy różdżki?
- Ty swoją chyba od parady – stwierdziła Lucrecia. – Nawet najprostszego zaklęcia nią nie rzucisz, ja ci to mówię…
- Co? Nie rzucę? No to zobaczymy w szkole, mądralo. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
Wreszcie dotarły do tego sklepu, co Nimfadora przyjęła z niemałą ulgą. W Hogwarcie codziennie mijała kłócące się dzieciaki, ale żadne nie zachowywały się tak jak te dwie tutaj. I to miała być arystokracja…


CDN


słowniczek

1. Via de milagros – Aleja cudów
2. Angulo magico – Magiczny kąt
3. Un vaso de agua, por favor – Poproszę szklankę wody.
4. ¡Tranquilidad, muchachas ! - Uspokójcie się, dziewczynki.
5 ¡Tía, gelados ! - Ciociu, lody!
6. ¿Qué va a tomar?- Co państwo zamówią?


Ten post był edytowany przez Nelusia: 22.09.2006 22:21


--------------------
"Kobieta bez mężczyzny jest jak ryba bez roweru."
Gloria Steinem


Illegal
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 12:24