Biała Legenda, zakończone
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Biała Legenda, zakończone
Sihaja |
![]()
Post
#1
|
![]() Członek Zakonu Feniksa Grupa: czysta krew.. Postów: 1716 Dołączył: 12.06.2003 Skąd: Z Nibylandii Płeć: Kobieta ![]() |
Asz, bo nie mogłam się powstrzymać. Zboczenie. Cóż.
Na wstępie zaznaczę kilka rzeczy. 1. Tak, inspirowane formą, jaką się posługuje McKillip i Białobrzeska. Nie, pomysł mój. 2. To legenda jest, w związku z czym postacie mają lekko inny rys, mniej rzeczywisty, a i język narracyjny jak i użyty w dialogach, jest ciut inny. 3. Zdrowej krytyki nigdy za wiele. _______________________________________________________________________ Biała legenda Śmierć królowej Bei otoczyła miasto całunem smutku i rezygnacji. Zima, tak głęboka i mroźna, że nawet najstarsi ze zdziwieniem kręcili głowami, pokryła wszystko grubą warstwą skrzącego się śniegu, a nad głowy ludzkie sprowadziła mrok ponurych nocy. Bei nie była młoda kiedy umarła, ale wraz z nią umarła i legenda, a mieszkańcy Abaul, najpiękniejszego miasta wschodniego wybrzeża pogrążyli się w nieutulonym smutku. Bei nigdy nie zbliżyła się do żadnego mężczyzny, toteż tron, na którym dotychczas zasiadała, pozostawał pusty jeszcze przez długie lata po jej śmierci. Chaos wkradł się za grube mury miasta. Pewnej zimy jednak, równie mroźnej i nieubłaganej, ktoś zszedł z gór, a jego kroki były ciche i delikatne jak płatki śniegu. Kobieta o włosach tak jasnych, że wydawały się niemalże białe i o oczach kwitnących zielenią wiosny. Ainan. *** Ainan przemknęła niezauważona przez bramy i przedmieścia, włosy o niezwykłym kolorze schowała pod ciemną chustą, a oczy ukryła pod powiekami. Ciężki, wełniany płaszcz okrywający jej drobną postać, czynił ją podobną do wieśniaczki i nikt nie zwracał na nią uwagi. Dopiero kiedy w karczmie, podając zapłatę, wychyliła z rękawa dłoń o jasnej skórze, pod którą rysował się delikatny ornament kości – wtedy karczmarz podniósł oczy i przyjrzał się twarzy o rysach tak subtelnych, jak zapowiadały to dłonie. -W dzielnicach leżących bliżej zamku są miejsca bardziej nadające się dla dobrze urodzonych panienek. Uśmiechnęła się delikatnie, ale nie uniosła półprzymkniętych powiek, ani nie zgarnęła monet leżących na ladzie. -To miejsce jest dla mnie najodpowiedniejsze. Podał jej tłustą polewkę i kaszę z okrasą, a ona zjadła z apetytem przeczącym jej wyglądowi. A potem jeszcze popiła kuflem najlepszego piwa, jakie karczmarzowi udało się wygrzebać w piwnicy. Wciąż miał wrażenie, że gdzieś już ją widział, że kształt policzków, owal delikatnych ust skądś zna. Ale nie udało mu się tego przypomnieć nawet gdy na drugi dzień wyjechała, nie obdarzywszy go ani jednym spojrzeniem. Skierowała swe kroki prosto do biblioteki i choć jej wieśniaczy strój i kobieca postać wywołały salwę śmiechu wśród strażników stojących u wrót budynku, nie zwróciła na to większej uwagi. Biblioteka była ogromna, a woluminy w niej zgromadzone pochodziły z najdalszych krajów świata. Były tu ponure opowieści o demonach strzegących skarbów w dalekich Górach Snu, były księgi tak nasączone magią, że nie mógł na nie spojrzeć żaden zwykły człowiek, były pradawne teksty zaklęć, sprowadzone zza wielkiej pustyni Chabe, gdzie hulają wiatry silniejsze od najpotężniejszych sztormów, a słońce uderza w ziemię z taką mocą, że pozbawia człowieka życia w ciągu jednego dnia. Były także księgi oprawne w złoto i purpurę, wysadzane diamentami i rubinami oraz inkrustowane skórą smoków, mantikor, gryfów i potworów morskich. Ainan ominęła jednak je wszystkie i kluczyła zręcznie pomiędzy półkami zmierzając do najdalszej części biblioteki, gdzie obłożone czarnym aksamitem wyszywanym białą nicią, leżały przepowiednie. Wszystkie księgi z tego zakątka były identyczne, każda czarno – biała, bez najmniejszego znaku zostawionego po to, aby jedną od drugiej odróżnić. Wokół nich, niczym kurz unosiły się drobinki lamentów i jęków, szepty duchów i zawodzenia zjaw, jakby woluminy żyły własnym życiem i promieniowały ponurą, starą niczym smoki, magią. Dziewczyna nie wahała się długo, wyciągnęła rękę wprost przed siebie i chwyciła księgę stojącą tuż naprzeciwko jej oczu. Krzyki ucichły jak ucięte nożem. Była lekka i miękka w dotyku, a aksamit zdawał się promieniować ciepłem. Nie usłyszała cichych, nierównych kroków i niemal przestraszyła się kiedy zza przeciwległej półki ktoś się wyłonił. Zgrzybiały starzec tak połamany reumatyzmem, że wydawało się iż zgięty jest w nieustającym ukłonie mierzył ją spokojnym, wszechwiedzącym wzrokiem szarych jak popiół oczu.. -Czego tu szukasz, dziewczyno? Opuściła powieki, tak, żeby nie zdążył zauważyć hipnotycznej zieleni jej oczu i odwróciła się od niego bokiem, wzruszając ramionami. Był stary i złamany wiekiem, nie czuła do niego nic oprócz obojętności i pogardy. I nie miała zamiaru rozmawiać z nim o czymkolwiek. Wstrząsnęła dumnie głową, jakby na znak, że powinien się oddalić, ale on nie słuchał poleceń zwyczajnej wieśniaczki, nawet jeśli jej twarz, ukazująca się w głębi kaptura była piękna jak wiosenny poranek. Widział zbyt wiele wiosennych poranków w swoim długim życiu. -Idź stąd, póki jeszcze masz czas. Uśmiechnęła się tylko, ale nie odłożyła książki. Gruby kaptur płaszcza skrywał jej twarz w mroku i teraz nawet półprzymknięte oczy nie lśniły w blasku pochodni. Jej uśmiech jednak był wyczuwalny niczym zgęstniałe powietrze i celny jak policzek. -Ta księga przyniesie ci tylko szaleństwo, nigdy nie zdołasz jej otworzyć. Roześmiała się dźwięcznie, a w jej głosie śmiały się rozświergotane wróble i skowronki, śpiewały słowiki i sikorki, rozbawione w samym sercu wiosny. Starzec pochylił się jeszcze niżej. Nie spoglądając już na niego wyciągnęła rękę i włożyła wolumin prosto w ogień. Zetlałe kartki nie zajęły się płomieniem, a jedynie wzór białej nici rozjarzył się magicznym blaskiem. Plątały się i wiły na aksamitnej okładce, niczym węże rozpędzone w szalonym tańcu, tajemnicze i nieuchwytne. Ich ruch był szybki i rozedrgany, zręcznie omijały miejsca w których jej palce dotykały gładkiej powierzchni aksamitu. Starzec wyprostował się nieco i wyglądał teraz jak chore drzewo o poskręcanych konarach i upiornej twarzy. Mierzył ją wzrokiem bardzo długo, gdy za pomocą magicznych symboli powoli i z namaszczeniem, otwierała księgę. -Kim ty jesteś? – spytał spokojnym, zupełnie do niego nie pasującym głosem. Nie podniosła wzroku, nawet gdy złapał ją za delikatny nadgarstek i przytrzymał. -Nie czytaj tego. Nie wiesz co przepowiednia potrafi zrobić, gdy… Urwał w połowie i spróbował spojrzeć jej w oczy, ale powieki o długich, czarnych jak smoła rzęsach nadal były pochylone i nie dawały dostępu obcemu spojrzeniu. Wyrwała rękę z jego uścisku i oddaliła się w przeciwległą stronę, do pulpitu skryby. Nie próbował jej gonić, a starcze kości zaczęły mu nagle bardzo dokuczać. Ainan podeszła do skryby i położyła mu smukłą dłoń na ramieniu. -Kim jest ten człowiek? – spytała głosem jak śpiew strumyka w lecie. Skryba spojrzał na nią z rozdziawionymi ustami, a potem podążył wzrokiem za ręką wskazującą mu kierunek, w którym majaczyła jeszcze postać starca. Wrócił spojrzeniem do dziewczyny, której skóra zadawała się pulsować delikatnym światłem w półmroku. -To bibliotekarz. Stary, już na wpół zniedołężniały. Głupiec – odpowiedział mimo dziwnej suchości w ustach. Dziewczyna uśmiechnęła się najpiękniejszym ze swych uśmiechów i poprosiła młodego skrybę, by przesiadł się w inne miejsce. Podziękowała mu skinieniem głowy i usiadła, nie zaszczycając go kolejnym spojrzeniem, choć bardzo pragnął jej się przypodobać. Pierwsze karty księgi okazały się puste, wypełniał je tylko nieubłagany czas, każący żółknąć kartkom i dodający im kruchości. Ainan niecierpliwie przerzucała stronice, aż natrafiła na miejsce, gdzie równym, pochyłym pismem, ktoś wypisał słowa przepowiedni. Nie musiała ich nawet czytać, by wiedzieć, że trafiła na tę właściwą. *** Kto nienawiść w sercu nosi, ten stanie nad brzegiem przepaści i będzie musiał skoczyć. I mieczem będzie rozcinać powietrze. Nogi same niosły ją do głównej świątyni miasta, świątyni, gdzie stały wyryte w kamieniu posągi bóstw, dumne, zimne i przerażające surowym obliczem i obojętnością. Budynek zachwycał i trwożył swym ogromem. Wyglądał jak wytopiony z jednej bryły zielonkawego marmuru, doskonały w kształtach i łagodnych wykończeniach, strzelisty i potężny.. Legenda mówi, że wyłonił się pewnego dnia z morza, jak perła bądź muszla, a mądry mag Thago umieścił go na centralnym placu miasta, które właśnie stworzył. Ludzie lubili wierzyć w tę historię, bo była ładna i dodawała im chwały. I usprawiedliwiała. Usprawiedliwiała krew i zazdrość, nienawiść i wstyd. A ludzie nie lubili, gdy się im o tym przypominało. Niewielu bowiem pamiętało historię elfów zamieszkujących tę krainę, ich potężne królestwo trwające w tym miejscu, zanim jeszcze magia ludzi stała się tak potężna, że przegnała je z różowych piasków wschodniego wybrzeża, i które właśnie tutaj wzniosły świątynię ku czci swojej pani, Kai’leithar, bogini życia, kwiatów i nadziei. Żyły wokół niej spokojne, dostojne i szczęśliwe, póki, pewnego gorącego, letniego popołudnia znad morza nie przybył wicher i nie obrócił wszystkiego w ruinę, nie zniszczył domostw i nie zburzył pałaców, póki nie wygnał spokoju z ich cichego życia i na zawsze nie przegnał ich z ukochanego miasta. A za wichrem przyszła jeszcze większa plaga, maszerująca równo i zdecydowanie, zbrojna w stalowe miecze i łuki niosące śmierć, której elfy do tej pory nie znały. Ludzie, atakując miasto Ab’eule’mirthel, splądrowali i zniszczyli wszystko – prócz głównego zamku i zielonej świątyni. I nazwy, którą przekształcili w Abaul, by mieć wrażenie, że miasto należy do nich, od początku do końca, i że powstało dziełem pracy ich własnych rąk. Świątynia była pokryta grubą warstwą śniegu i stała na środku placu tak szerokiego, że przejście z jednego krańca na drugi zajmowało pół godziny. Ainan nie była odporna na zimno i zanim dotarła do świątyni, zmarzły jej ręce i stopy, a gruby, wełniany płaszcz, przestał dawać ochronę. Drzwi świątyni były na wpół odemknięte i bez trudu mogła wejść do środka. Ogromna kopuła rozpinała się nad jej głową niczym przedziwny, zielony firmament bez gwiazd. W niektórych miejscach zielony marmur był cieniuteńki jak oddech, przeświecało poprzez niego zimowe słońce, w innych natomiast majestatycznie gruby, o barwie ciemnych liści. Posadzka była bielsza od śniegu, który leżał na placu i od jej włosów, ciasno związanych i ukrytych pod ciemną chustą i kapturem. Przez jeden, jedyny moment zawahała się, a potem postawiła jeden krok i następny. Echo porywało cichy stuk jej butów, ale niosło go tak wysoko, że Ainan poruszała się w zupełnej ciszy. Bardziej niż kiedykolwiek czuła się jakby wkroczyła do bajki i do zaczarowanej krainy, gdzie drzemały mocne znacznie potężniejsze od jej własnych. Ale ta myśl nie gościła długo w jej głowie i jej oczy, zieleńsze od najzieleńszej trawy i od niezwykłego marmuru, chłonęły w siebie spokój i majestat świątyni. Kiedy doszła do jej krańca, do miejsca, gdzie stały posągi wszystkich bóstw, przystanęła. Rzeźby były wykonane ludzką ręką, z kilku brył czarnego kamienia i kuły w oczy swym niedopasowaniem. Toporne, ciężkie i wielkie odbijały się od gładkich ścian, niedostępne i wyniosłe, przerażające wiernych swymi surowymi obliczami. Tuż przy nich stał kapłan, w szarej szacie, o łagodnym spojrzeniu szarych jak stal oczu. -Czekałem na ciebie. – powiedział głębokim basem, który znakomicie pasował do jego potężnej postury. Starał się pochwycić jej wzrok, ale odmówiła mu tego, nakrywając źrenice i tęczówki powiekami. – I mimo wszystko miałem nadzieję, że nie przyjdziesz. Uśmiechnęła się spokojnym, delikatnym uśmiechem, którego spod kaptura i tak nie mógł dostrzec. Ale ku jej zdziwieniu dostrzegł i odpowiedział swoim. -Ja zawsze robię to co chcę – odrzekła głosem, który tak bardzo kojarzył się z szemraniem strumyka. – Nic nie możesz na to poradzić. Wiesz po co tu jestem. Skinął głową, ale nie ruszył się z miejsca. Za jego plecami ział ciemny otwór drzwi.. Przyglądała się kapłanowi uważnie i przez jeden moment pomyślała, że jest kimś innym, niż może się wydawać. Ale to wrażenie znikło równie szybko jak się pojawiło. On także przyglądał się jej ciekawie, starając się sobie przypomnieć, gdzie już widział taki rysunek ust i taką delikatność rysów. -Daj mi miecz. – powiedziała w końcu. Cała świątynia wypełniła się hukiem, gdy dzwony w najwyższej wieży zaczęły wygrywać swój hymn dla bogów. Skrzywili się oboje niezauważalnie, czekając aż przestaną ciągnąć swoją melodię. Ich dźwięk był głęboki i potężny, a pieśń słodka i pełna tajemnicy. Ale ucichły równie nagle jak rozpoczęły swój koncert, pozostawiając po sobie jedynie ciche, brzęczące echo krążące pośród zielonego marmuru. Ainan poczuła dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. -Potrzebuję go. Spoglądał na nią ciekawie, ale odmówiła mu widoku swoich oczu. W jej oczy nikt nie mógł spojrzeć. Potem ruszyła, szybka jak błyskawica, ku ciemnemu łukowi drzwi. Zdradził ją wełniany płaszcz, który nie wiadomo jakim sposobem znalazł się w jego ręku. Kapłan przytrzymał ją mocno, mimo iż szarpała się i zapierała. Ale ona była jedynie drobniutką dziewczyną, a on mężczyzną potężnej budowy i w pełni sił. W końcu uspokoiła się, wyrywając materiał z uścisku mężczyzny i dysząc gniewnie. Ten nie puścił jednak jej ramienia i przyglądał ciekawie jej twarzy, do połowy skrytej w mroku kaptura, a jego wzrok drażnił ją i gniewał. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zaczerpnąć magii, która czaiła się gdzieś blisko, gotowa przyjść na każde wezwanie. Rozmyśliła się jednak, bo zielona świątynia była także świątynią jej bóstwa i należało okazać należny szacunek i pokorę. Wpatrywała się więc w oczy szare jak stal i czekała na reakcję, zła jak osa i gotowa się zemścić, gdy tylko opuszczą przybytek bogów. -Zawróć. Jeszcze możesz – szepnął jej wprost do ucha, ale odepchnęła go od siebie, nie starając się nawet wysłuchać co miał do powiedzenia.. -Wrócę tu. A wtedy… Na dźwięk jego śmiechu odwróciła się i pomknęła do wyjścia, ale zatrzymał ją brzęk metalu o posadzkę. Spojrzała. -Weź go. – powiedział powoli kapłan - Czyń co chcesz czynić i uciekaj, jeśli tak ci się podoba. Ale przeczytałaś przepowiednię. Wiesz, że teraz już od niej nie uciekniesz. – kapłan stał spokojnie, opierając się o figurę najbliższego z bóstw. Miecz leżał w połowie drogi, pomiędzy nimi. Nie zdradziła swojego zdziwienia nawet drgnieniem brwi ani uśmiechem, ale powieki jej drgnęły, a jasna skóra pokryła się rumieńcem. Jednak jej emocje nie były przeznaczone dla oczu postronnych, więc zacisnęła tylko mocniej wargi i nic nie powiedziała. A potem wyciągnęła rękę i miecz sam odnalazł drogę do jej dłoni. Sunął przez chwilę z brzękiem po marmurowej posadzce niczym mała, pokraczna istota żyjąca własnym życiem. Poczuła srebrne zimno jego rękojeści i śpiewny głód ostrza. Nozdrza rozszerzyły jej się zachłannie. CDN Ten post był edytowany przez Sihaja: 21.10.2006 22:17 -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
avalanche |
![]()
Post
#2
|
![]() Mistrz Różdżki Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 1391 Dołączył: 11.04.2003 Skąd: Mementium Morium Płeć: Kobieta ![]() |
ocena hurtowa:
część druga w tym zdaniu zabrakło słowa (została zakłócona komunikacja! ;dd): QUOTE W tym geście nie było nic, co mogłoby ją zaniepokoić, choć stała się czujna jak polujące zwierzę, a dłoń nieświadomie zacisnęła się na rękojeści miecza. QUOTE oczy, szare niczym niebo przed burzą - dwukrotnie spotkałam się z tym stwierdzeniem w opisie grajka. dla mnie o jeden za dużo ![]() QUOTE głos był wiosną i szeptem strumyka a teraz mam wrażenie, że te frazy są użyte jakoś nieprzypadkowo ;> jest w tym chyba jakaś celowość, albo robię nadinterpretację. Legenda wyszła Ci rewelacyjnie. Bez przesady. Choć czytając początek o poszukiwaniu pięknej elfki...coś mnie tknęło na Kopciuszka i pantofelek, który każda panna przymierzała ;ddddd Jeśli zaś chodzi o magię i jej 'żywotność', tu jak nic wkradł się do mych myśli Pratchett ;d W każdym razie synteza wyszła w porządku, była napisana subtelnym stylem, bym powiedziała. Ze stylizacją też sobie poradziłaś. Chciałoby się tylko poznać mniej schematyczną wersję! ![]() część trzecia Opowieść znowu przywodzi mi na myśl bajke. O Jasiu i Małgosi. Wybacz, jeśli to irytujące ;d Ale jest to jakiś ciekawy związek. Spoiwem które je łączy, jest jakaś chorobliwa miłość, nieszczęście, przekleństwo, śmierć. I mag. Zastanawiam się. Druga opowieść łączy się bezpośrednio z akcją, grajek nieprzypadkowo ją przytoczył. Czy tak samo ma się sprawa z legendą? Może wyjaśni się to w dalszej części tekstu o co chodzi. Narazie mam wrażenie, że układam puzzle i brakuje mi elementów. We wszystkim widze jakieś podobieństwa. Kurczę. Czytałaś może O włos od piwa - Dębskiego? W jednym z opowiadań też była taka dziwna kraina, jak ta opisana przez Ciebie z jaskinią - światem ;ddd A do rzeczy. Hm. Powiem tak. Jakoś nigdy nie może do mnie przemówić merytoryczna część zadań/prób którym poddani bywają bohaterowie. O uniwersalnych prawdach. Strasznie trudno nie popaść w zmącenie, lekkie wydumanie. Troszkę tu bym miała zarzut do Ciebie ;d Na mój gust jest za dużo tej mistyczności w tym. część czwarta Spodziewałam się kontynuacji wątku z matką ;d I musze to teraz powiedzieć. Za dużo wiosny w tych oczach. Za dużo oczu stanowczo tak już konkludując ;ddd chociaż jest to wytłumaczone w tym zdaniu: QUOTE I robiły to póki nie dorosłaś i nie obudziła się w tobie krew twego ojca, demona, który zostawił ci w darze oczy, którym żaden mężczyzna nie jest w stanie się oprzeć. A jeśli chodzi o całość. Przemyślana historia, wielowątkowa - wszystko jednak splata się w jedność na koniec. Forma legendy nie należy do moich ulubionych, ale nie dyskredytuję całości ze względu na to wszystko inne co jest zawarte w treści. Pomysł, wykonanie, specyficzny język. Tak już zdążyłam się rozeznać, że preferujesz zgłębiać się w sferę emocjonalną postaci - masz do tego predyspozycje. To wychodzi jednak zdecydowanie lepiej w Twoich wierszach. W dłużej formie dochodzi zbyt wiele elementów i można to gdzieś zgubić, albo nie wydobyć ostatecznie. Sądzę, że nad tym powinnaś jeszcze popracować, rozwinąć. Uważam, że najlepiej poradziłaś sobie tu z językiem. Czytałam parę opowiadań innych użytkowników, którzy zmagali się z legendą, albo stylizowali język na starodawny. Wychodziło nienaturalnie, raziła sztuczność, nieumiarkowanie. U Ciebie jest to ładnie wyważone i nie męczyło to. Pomysł. Szczerze, to postać Ainan nie podobała mi się. Postać jak dla mnie zbyt odległa, możliwe, że tak miało być, wkońcu elfka i do tego ojciec demon ;d Ale zbytnio...jakby to określić...była jak postać z komputerowej gry osadzonej w realiach fantasy. Nie była to dla mnie 'książkowa' postać. Prościej wyrazić nie mogę, bo cierpię na niedobór odpowiedniego słownictwa ;dddd Za to na plus bym dała postać Fiir'a. Podobało mi się, że 'wprowadziłaś' go w postacie wcześniej spotkane przez Ainan. Jest lepiej 'napisanym' bohaterem, ma ciekawszą rolę. no. to tyle co chciałam napisać ;d -------------------- "Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 13:09 |