Biel To Nie To Samo Co Czerń... [cdn], Pomieszanie z poplątaniem...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Biel To Nie To Samo Co Czerń... [cdn], Pomieszanie z poplątaniem...
Aggy |
![]()
Post
#1
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 11 Dołączył: 24.05.2006 Płeć: Kobieta ![]() |
Narazie tylko tyle... powinno coś się pojawić dopiero we wtorek... miłego oceniania i szukania błędów
![]() I rozdział Biel to nie to samo co czerń... ale obie posiadają cechę wspólną... mają plamy Młody chłopak leżał na podłodze w dość obskurnym i małym pokoju. Tępo wpatrując się w sufit. Światło księżyca delikatnie oświetlało jego twarz, resztę ciała spowijał w objęciach cień. Oczy były nieruchome tak samo jak jego ciało. Jedynie ruch klatki piersiowej zdradzał to iż nadal żyje. Oddychał miarowo i dość płytko. Leżał jeszcze tak przez dłuższy czas. Dopiero kiedy mrugnął zaczął głębiej oddychać a z gardła wydobywał się głęboki śmiech. Paniczny śmiech. Nie podobny do śmiechu aktorów grających osoby niezrównoważone umysłowo. Było w nim zbyt wiele realizmu i rzeczywistości. Śmiech stawał coraz się głośniejszy i jeszcze bardziej przerażający. Nagle śmiech się wyciszał się z wolna tak samo jak się rozpoczął, kiedy zapadła zupełna cisza chłopak usiadł. Wsparł gołę na rękach zasłaniając oczy i kiwał się w tył i w przód. Mrucząc coś do siebie zupełnie niezrozumiale. Powtarzając coś jak mantrę. W końcu przestał się kiwać, przetarł oczy i potrząsnął głową. Siedział jeszcze przez chwile z zamkniętymi oczami, ale w końcu je otworzył. I choć było w miarę ciemno musiał przymrużyć oczy. Kiedy przyzwyczaił się do tej „ciemności” zaczął się rozglądać po pokoju, jakby pierwszy raz w życiu go widział. Po krótkich oględzinach, oparł się na łokciach a głowę wychylił maksymalnie do tyłu. ‘Nigdy więcej… Nigdy więcej’ ponownie opadł na podłogę i niemalże natychmiast zasnął. Znowu leżał nieruchomo oddychając spokojnie. Światło księżyca zaczęło się przesuwać z wolna po pokoju przesłaniane od czasu do czasu przez chmury. W końcu i księżyc zaczął zachodzić a na jego miejsce zastępowało słońce. Powoli wspinające się po nieboskłonie. O wiele wyżej niż jego poprzednik. Życie w Little Surrey, które zasnęło wraz z nocą na nowo się budziło i wracało do życia. Nawet na Privet Drive. A tym bardziej przy numerze 4. Wszyscy domownicy zebrali się w kuchni, aby spożyć śniadanie. Prawie wszyscy. Jedno miejsce było wolne, ale było zastawione. Jednak nikt nie zwracał uwagi na to puste miejsce i dalej w spokoju jedli. Kiedy zbliżała się siódma, wuj Vernon wyszedł do pracy. A ciotka Petunia wyszła zaraz po nim na zakupy. Jedynie ich syn został w kuchni przeżuwając jeszcze jakieś warzywo wpatrzony w telewizor. Jego uwagi poświęconej jakiemuś porannemu programowi nie odciągnęły powolne kroki za drzwiami do kuchni. Dopiero, kiedy drzwi otworzyły się, ten odwrócił głowę i spojrzał z pogardą na swego kuzyna, który zdążył w tym czasie podejść do lodówki i otworzyć ją. ‘Nie wolno ci…” ‘Tak, i co jeszcze?’ odpowiedział zgryźliwie nie wychylając głowy z lodówki. ‘Zobaczysz!’ zaparł się Dudley ‘Powiem mamie. Dobrze wiesz, że zabroniono ci zaglądania do lodówki…’ ‘Zamknij się Dudley! Nudzisz mnie tym nawijaniem z samego rana.’ wysyczał starając się opanować i zatrzasnął lodówkę znalawszy coś bardziej pożywnego od warzyw i owoców. ‘I tak oberwiesz…’ odszczeknął po dłuższej chwili, kiedy rozmówca zasiadł naprzeciw niego. ‘Tak, i co jeszcze?’ powtórzył chłopak. ‘Oberwiesz za wczorajszą noc’ dodał Dudley z wyraźną wyższością w głosie. ‘Ciekawi mnie, za co…’ oprał znudzony ‘I jak?’ ‘Ty dobrze wiesz, za co…’ ‘Dobra, idę. Nie lubię się powtarzać i przebywać z takimi mugolami jak ty’ Chłopak wstał od stołu i zabrał swoje śniadanie, zupełnie nie zwracając na panikę swojego kuzyna, po czym wyszedł z kuchni i podążył do swojego pokoju na piętrze. Przeskakując, co dwa stopnie kopnął w lekko uchylone drzwi i wszedł do środka. Do swojego małego i obskurnego pokoju. Kopniakiem zatrzasnął za sobą drzwi a śniadanie położył na biurku obok pustej i zaniedbanej klatki. Spojrzał na nią z lekkim sentymentem, ale natychmiast się opanował. Powrócił do zakłóconej konsumpcji śniadania. Spoglądając w okno, gdzie nie wyraźnie widział odbicie swojej twarzy. Bardziej doroślejszej i surowszej. Wyostrzone rysy twarzy i delikatny zarost, plus maska pod tytułem pogardy dla wszelkiego stworzenia „niższego” ode mnie. Dawały niesamowity urok. Dłuższe czarne włosy, nadal tak rozczochrane, również czyniły swoje. Zjadł zaledwie jedną kanapkę stwierdzając, że zupełnie nie jest głodny. Chociaż niecałe dziesięć minut temu był wstanie zjeść hipogryfa z kopytami, teraz czuł się najedzony. Wzruszył lekko ramionami a resztę wyrzucił do kosza na śmieci. Przeciągnął się leniwie rozprostowując kości. Znacznie urósł w te wakacje. Stał się wyższy od Dudleya o całą głowę, co wykorzystywał w ich nieustannych potyczkach, które od dłuższego czasu sam rozpoczynał i zwyciężał. Zawsze, kiedy sądził, że już przegra, coś jakby budziło się w nim i dodawało więcej siły i zwinności. Z początku zastanawiało go to trochę, ale zaniechał rozwodzenia się nad tą kwestią. Bo i po co? Grunt, że wygrywał i to, że to kuzyn leżał na ziemi znokautowany i obolały a on praktycznie bez żadnych obrażeń stał nad nim i patrzył zwycięsko na klęskę pokonanego. Spojrzał na budzik stojący na nocnym stoliku. Było już wpół do dziewiątej. Sam się zdziwił gdzie ten czas mu tak szybko umykał. Wstał nadal się rozciągając i podszedł do szafki. Otworzył szufladę i wyciągnął paczkę papierosów, rzucił je od niechcenia na łóżko i przebrał się w jakieś bardziej wyjściowe ubrania niż stara rozciągnięta koszula i zniszczone spodnie. Ciemne jeansy spadające opierające się na biodrach i ciemna dość ciasna koszulka uwydatniała jego mięśnie i zgrabną sylwetkę. Schował papierosy do kieszeni, przejrzał się w lustrze. Jeszcze bardziej mierzwiąc sobie włosy, uśmiechnął się cynicznie i wyszedł z pokoju. Praktycznie zeskoczył ze schodów. Nawet nie zdążył powiedzieć, że wychodzi a już był za drzwiami idąc do parku. Mijał ludzi zmierzających w przeciwnym kierunku. Do pracy. Na szczęście miał jeszcze wakacje. Ale i te nie mogą trwać wiecznie, choć gdyby się postarał na pewno by trwały wiecznie. Dla niego. Właściwie wakacje kończą się dopiero za dwa tygodnie a ostatni tydzień miał w spędzić w Dziurawym Kotle pod czujnym okiem państwa Weasleyów. Nie zachwycał go ten pomysł, ale musiał nadal odgrywać rolę grzecznego i ułożonego chłopaczka. Uśmiechnął się do siebie i wyciągnął papierosy z kieszeni. Obrócił pudełko w palcach i wyciągnął papierosa, przystanął na chwilę i zapalił go. Kiedy dotarł do parku usiadł na jednym z murków w głębi. Jednak nie siedział tak długo sam. Spokój zmącili jego znajomi. Po krótkiej wymianie zdań, ruszył z nimi przez park, jak każdego dnia. Zupełnie gdzie indziej… w głębi lasu. ‘No zadeptały ją cholibka… Niech no ja zobaczę jakiegoś przerośniętego kuca! No normalnie kłaki mu wyrwę, łeb ukręcę i rzucę na pożarcie pozostałym!’ olbrzym stał nad ciałem jakiegoś stworzenia, zaciskając ze złości pięści. ‘Ja im jeszcze pokaże, kto rządzi w tym lesie’ ‘Uspokój się Hagridzie. Twój gniew nie wróci jej już życia’ ‘No wim dyrektorze… ale przez tyle lat sobie tutaj żyły… no i akurat teraz się tamtym ubzdurało coś…’ ‘Chodź Hagridzie… trzeba jej zorganizować godny pochówek’ łagodny głos dyrektora zdawał się wpływać na gajowego, gdyż ten powoli się uspokoił i otarł wielkie łzy rękawem. Oboje stali tak przez chwilę w milczeniu, które przerwało czyjeś i przedzieranie się przez krzaki, ale nie reagowali na to. ‘Znalazłem zgubę profesorze… nie znam się… ale chyba trochę przemarzło no i wystraszone jest’ ‘Dziękuje ci Remusie. Hagrid się nim zajmie… Ja już muszę wracać do szkoły… mam jeszcze kilka spraw na głowie…’ dyrektor pożegnał się ze współpracownikami i ruszył w kierunku zamku. ‘Popilnuj brzdąca przez chwilę… tylko…’ Hagrid na nowo się rozkleił ‘Dobrze Hagridzie’ odpowiedział natychmiast Remus ‘Będę w twojej chatce’ Remus ruszył śladami dyrektora trzymając małe zawiniątko przy piersi. Delikatnie je głaskając. Musiał uważać na zarośla i krzaki. A mając zajęte obie ręce nie było to łatwe zadanie nawet dla niego. Idąc powoli nasłuchiwał odgłosów idącego gajowego, ale nic nie słyszał. W końcu po długiej wędrówce udało mu się wyjść na skraj lasu. W miarę możliwości otrzepał się z liści i gałązek. Opatulił jeszcze bardziej zawiniątko i ruszył w kierunku chatki. Wszedł do środka i od razu zawiniątko położył przy jeszcze ciepłym kominku, rozwinął je trochę, właściwie tak, wystawała tylko główka przedziwnego stworzenia, które akurat zdążyło zasnąć. Lupin postanowił zrobić herbatę sobie i przyjacielowi. Kiedy w końcu wygodnie usiadł na krześle nadszedł Hagrid. Nie robił tyle hałasu, co zazwyczaj, więc nie obudził śpiącego przy kominku. Olbrzym usiadł na krześle i nalał sobie ciepłej herbaty. Pociągnął łyk i spojrzał z wielką troską na malucha. ‘Bidula… został sam… zupełnie sam’ ‘Jak to?’ zdziwił się towarzysz ‘Przecież żyją stadnie?’ ‘Noo taaa… żyją. Ale matka je wychowuje przez pierwsze trzy lata i się trzyma z dala od pozostałych… jeszcze by coś się stało malcowi. A to jak hipogryfy strasznie zawistne i pamiętliwe bestie’ ‘No to się z nim stanie Hagridzie?’ ‘Nie wiem… sam nie wiem… nawet nie wiem jak odchować takiego biedaka… bo nigdy jeszczem nie podpatrzył jak się odchowują… ale tu można działać metodą prób i błędów… gorzej cholibka z tymi kontrolami ministerialnych dupków. Jeszcze go wywęszą i coś biedakowi zrobią…’ Hagrid na nowo się rozklejał, ale Remus natychmiast podjął odpowiednie działania. ‘Na pewno coś Albus wymyśli… ukryje go jak nie w lesie to w zamku. Przecież lochy są dostatecznie duże, żeby mógł tam sobie mieszkać…’ jednak na te słowa Hagrid jeszcze szybciej zmierzał ku całkowitemu rozklejeniu. ‘Hagrid nie bądź małym dzieckiem. Mówię ci coś na pewno się wymyśli, aby go ochronić’ Hagrid uśmiechnął się smutno i napił się herbaty. Później siedzieli tak w milczeniu, spoglądając na zawiniątko. Może przesiedzieli tak z godzinę czy dwie, aż Remus ogłosił, że niestety musi już iść. Odstawił filiżankę, pożegnał się z Hagridem i wyszedł z chatki. Rozejrzał się czy nikogo nie ma w zasięgu wzroku i ruszył w stronę bramy szkoły. Hagrid siedział tak jeszcze przez dłuższą chwilę, w końcu i on miał swoje obowiązki jako gajowy i nauczyciel. Wyszedł zostawiając malucha samego w ciemnym pomieszczeniu. Kiedy cichutko zamknął drzwi, stworzonko przeciągnęło się leniwie nadal mając zamknięte oczka i zwinęło się w kłębek, oddychając miarowo. |
![]() ![]() ![]() |
Aggy |
![]()
Post
#2
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 11 Dołączył: 24.05.2006 Płeć: Kobieta ![]() |
Kolejny rodział...
![]() ![]() IX rozdział Harry niewiele pamiętał z tego, co wydarzyło się później, kiedy podano mu Veritaserum. Wszystko wydawało się dziać tuż obok niego. Ktoś krzyczał żeby tego nie robili, ale ktoś inny upierał się, że to koniecznie. Chciał coś powiedzieć, sprzeciwić się. Jednak pod działaniem Veritaserum, nie mógł nic zrobić. Niewiele pamiętał z lekcji eliksirów. Nie był nawet pewny czy przerabiali dany eliksir. Wiedział natomiast, że Veritaserum jest jak mugolski bandyta: zmusza cię do mówienia, a kiedy milczysz zadaje ból, aby z wyciągnąć z ciebie wszystko, co wiesz. Teraz, kiedy leżał w skrzydle szpitalnym, starając się sobie przypomnieć to wszystko, od początku wydawało mu się to o wiele gorsze. Coś sprawiało mu jakiś dziwny ból, pustkę i w jakiś dziwny sposób zniechęcało. ‘Oni są nienormalni’ mruknął i usiadł na łóżku. Wiele słyszał od Malfoy’a. Dlaczego inni nie-ludzie tak bardzo nie znoszą ludzi? Nie mógł sobie tego wówczas tego wyobrazić. Wydawało mu się to irracjonalne. Teraz stało się prawdą. ‘Ludzie są nienormalni’ i usiadł na łóżku. ‘Są nienormalni’ Była piąta rano, więc na dworze było szaro i zimno, ale jemu to nie przeszkadzało. Harry spojrzał na swoje ręce, na których jeszcze było widać czerwone pręgi kajdan i łańcuchów, którymi przywiązali go do krzesła. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Dopiero po dłuższej chwili oględzin swoich rąk rozejrzał się, nasłuch..ąc czy kogoś nie ma w pobliżu. Wstał z łóżka, ubrał się i założył buty. Postanowił złożyć komuś krótką wizytę. Wymknął się cichutko ze skrzydła i podążył znajomym korytarzem. Zastanawiając się, jak doszło do tego, że zaczął tak przepadać za towarzystwem tej niegdyś znienawidzonej osoby. Jeszcze trzy tygodnie temu byłby wstanie zabić go z premedytacją. Zupełnie jak swego wuja, a może i w o wiele ciekawszy sposób. Nie wnikał w to. Liczyło się tylko i wyłącznie tu i teraz. To właśnie on pokazał mu, kim jest i powiedział, kim się stał. Opowiedział o nim samym. No i zawdzięczał mu życie. Uświadomił mu, że nie jest jakimś tam „niewydarzonym zwierzęciem”, które potrafi jedynie zabijać, aby przeżyć i nie jest też demonem, jak sądziła większa część świata magicznego i mugolskiego. Chociaż te, jak dochodził do wniosku po głębszym namyśle, nie żyły nigdy w Brytanii. To tylko ludzie zaczęli nazywać nie-ludzi demonami. To on wyjaśniał mu różnicę między poszczególnymi rodzajami oraz ich powstania. Mężczyzna miał tak ogromną widzę, że niejeden człowiek szczerze mu zazdrościł. Mógł służyć jako encyklopedia wiedzy na temat nie-ludzi. Wiedział dużo nie tylko na ich temat, ale również czarodziei i mugoli. Co go bardzo zaskoczyło. Znając jego wcześniejszą postawę wobec zwykłych nie-magicznych ludzi. Każdy, kto go zna zdziwiłby się i zastanowił czy to naprawdę nie jest ktoś inny. W końcu Harry stanął pod dobrze znanymi drzwiami. Nawet nie pukając nacisnął klamkę i pchnął drzwi, wiedząc, że nawet o takiej porze mężczyzna nie będzie spał. Nie mylił się. Siedział przy biurku bazgrząc coś na pergaminie. Harry wszedł bez standardowego zapytania czy przeszkadza i od razu poczuł się jak u siebie w domu. ‘Czy ty Potter masz przypadkiem myśli samobójcze po tym przesłuchaniu?’ zapytał chłodno, dalej coś pisząc i nie obracając się nawet w stronę chłopaka. ‘Nie’ odparł tamten zupełnie spokojnie. ‘A powinieneś’ zapadła cisza zmącona tylko skrobaniem pióra po pergaminie, a kiedy i to ucichło, chłopak ponownie się odezwał, teraz nieco poważniej. ‘Czemu?’ ‘Potter, czy dyrektor nic ci nie mówił?’ odwrócił się do niego, zaskoczony niewiedzą chłopaka. ‘Może i coś mówił’ odparł beztrosko i wzruszył ramionami. ‘Więc czemu tu jeszcze siedzisz?’ ‘Chciałem się dowiedzieć jak długo Ty będziesz jeszcze tutaj siedział?’ ‘Dopóki ty nie wyjaśnisz w jaki sposób zabiłeś swojego wuja’ odparł cicho, obracając się do biurka i powracając do pisania. ‘Przecież powiedziałem im już wszystko. Czego jeszcze chcą?’ Harry był tym trochę zdenerwowany i jednocześnie przerażony perspektywą kolejnego przesłuchania. ‘Nie, Potter. Nic im nie powiedziałeś. Kiedy tylko doszło do tego tematu, zacząłeś się śmiać jak głupi i nie dali rady nic z ciebie wyciągnąć. A jedyne, co od ciebie usłyszeli to to, że z chęcią zrobiłbyś to jeszcze raz’ ‘Bo to prawda’ ponownie obojętność chłopaka doszła do głosu. ‘Nie dziwię ci się Potter. Ale lepiej byłoby im tego nie mówić’ mężczyzna zanurzył pióro w kałamarzu i wykreślił jakieś zdanie na pergaminie, mówiąc: ‘Teraz może cię czekać nawet Azkaban’ ‘Przecież powiedziałem im wszystko’ powtórzył obojętnie. ‘Ty jako Potter tak, ale do głosu doszło twoje inne JA. To bardziej… hmmm… agresywne’ ‘I dobrze’ padła krótka odpowiedź. Harry wstał i wyszedł z pokoju. Lucjusz ponownie się odwrócił. Kiedy usłyszał w głosie chłopca taką obojętność na jego twarzy odmalowało się ogromne zdziwienie ‘On faktycznie ma myśli samobójcze’ pomyślał jeszcze. Jakiś czas po tej rozmowie powróciły do niego myśli na temat tajemniczego zachowania Pottera. Zastanawiał go fakt, czemu tak obojętnie chłopak reaguje na wszystkie wieści. Nie-ludzie często reagują dość impulsywnie i pod wpływem emocji. On natomiast był całkowicie obojętny na wszystkie wiadomości. Czuł, że jeszcze wynikną z tego poważne kłopoty. Spojrzał kątem oka na do połowy zapisany pergamin i ponownie chwycił pióro do ręki, ciągle głowiąc się nad reakcjami Pottera. W końcu przekreślając już dziesiąty raz jedno i to samo zdanie, zaczął się zastanawiać nad tym problemem z dala od pergaminu. Usiadł przy oknie, rozmyślając przy szklaneczce whisky. Kilka minut później… Harry podążał korytarzami pogrążony w ponurych rozmyślaniach. Jednak jego przechadzkę zakłóciły czyjeś kroki. Harry od razu poznał, że to dyrektor. Miał specyficzny, lekki chód, wydawałoby się jakby latał, ale nie mógł tego robić, bo coś mu przeszkadzało. Chłopak nie mylił się. Niecałą minutę później stał przed nim dyrektor w błękitnych szatach. Spojrzał zatroskany na Harry’ego i oparł brodę na złożonych dłoniach. ‘Chodź Harry, przejdziemy się’ powiedział, wskazując palcem korytarz. Harry ruszył za nim trochę niechętnie. ‘Chciałbym abyś wyjaśnił mi kilka rzeczy. Wtedy mógłbym ci lepiej pomóc’ Zapadła chwila ciszy. ‘Nadal nie jestem zupełnie pewien, kim jesteś’ Dumbledore westchnął cicho. ‘Na pewno Lucjusz już wyjaśnił ci wszystko. Ostatnio często go odwiedzasz i dużo ze sobą rozmawiacie. Jednak mnie nic nie mówi. Gdyby powiedział, również i jemu bym pomógł. Oboje milczycie’ dyrektor także zamilkł, nadal idąc, choć teraz już zmierzał w stronę holu. Nie odzywał się dopóki nie zeszli po schodach. ‘Przejdźmy się po błoniach, zresztą i tak muszę odwiedzić naszego gajowego’ Drzwi otworzyły się przed nimi i ruszyli przez zielone błonia szkoły. ‘Teraz z pewnością chciałbyś się dowiedzieć, dlaczego ci to mówię…’ ‘Wiem dyrektorze’ wysyczał. ‘Więc dlaczego żaden z was nie daje sobie pomóc? Jestem w stanie to zrobić, ale jeżeli nadal będziecie zamknięci w swoim świecie, nic nie uczynię’ Ponownie zapadła cisza, tym razem o wiele dłuższa od poprzedniej. W końcu dyrektor zdecydował się ją przerwać. ‘Nie mogę ryzykować życia innych uczniów’ wyjaśnił spokojnie, spoglądając z troską na chłopaka. Harry wziął kilka głębszych oddechów i zacisnął bezsilnie pięści. ‘Będę mieć blizny’ pomyślał i starał się jakoś uspokoić. Wzruszył lekko ramionami i przeczesał włosy palcami. Dyrektor spojrzał na niego pytająco, ale natychmiast zmienił temat rozmowy. ‘No, a teraz do Hagrida. I tak już jesteśmy spóźnieni’ Oboje ruszyli w stronę chatki gajowego szkoły. Dumbledore nucił coś wesoło pod nosem, a tymczasem Harry`ego nawiedzały czarne myśli. Nagle gdzieś w głowie usłyszał cichy szept. ‘Spokojnie… jeszcze życie stanie się piękniejsze i bardziej krwiste’ Harry uśmiechnął się lekko, rozwiewając czarne chmury krążące nad jego głową. Postanowił posłuchać cichego głosiku w jego głowie. ‘Będzie piękne i krwiste…’ mruknął do siebie cicho. |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 06:25 |