Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Intryga, Diamenty I Śmierć. [cdn]

Bratiin
post 14.06.2006 21:19
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 55
Dołączył: 16.02.2004
Skąd: Hammer Bay, Genosha

Płeć: Kobieta



Moje pierwsze jakiekolwiek dzieło pisarskie nie napisane na polski smile.gif Jest to opowiadanie dziejące się w zmodyfikowanym przeze mnie uniwersum Marvela (x-men, fantastyczna czwórka, kapitan ameryka :/), lecz jego znajomość absolutnie nie jest konieczna do przeczytania tego opowiadania. Świat tym różni się od naszego, że występują Homo Superior - ludzie obdarzeni genem X, dającym im różne zdolności.
Proszę o komentarze, co poprawić, co jest dobrze i w ogóle czy wstyd się z tym pokazywać smile.gif
Główny bohater jest wymyślony przeze mnie, podobnie zresztą jak znaczna większość osób się tu w przyszłości pojawiających wink2.gif. Jak na razie tylko Emma Frost jest © by Marvel smile.gif
Na początek baaardzo krótki wstęp, ale już jutro wkleję porządną część. To tylko tak gwoli zasugerowania tematyki smile.gif Od razu lecimy z akcją, a co smile.gif

Jack siedział w swoim gabinecie i nudził się. Nie było w tym akurat nic dziwnego, zważywszy na fakt, że w tamtej chwili jedynym jego zajęciem było ssanie miętówki. Wszystkie osoby, które kiedykolwiek spotkały Jacka Wilsona, widząc jego uzależnienie od miętówek, były przekonane, że rzuca palenie. Myliły się. Jack palił pomimo swego głębokiego przekonania o szkodliwości tego nałogu, uważał bowiem palenie za niezbędny rekwizyt w pracy detektywa.
Jego nicnierobienie przerwały skrzypiące drzwi. (Skrzypiące drzwi były kolejną rzeczą, która według Wilsona pracowała na jego reputację, podobnie jak biurko wstawione w taki sposób, by zawsze było w cieniu.) W ułamki sekundy, zanim dojrzał wchodzącą przez nie osobę, pomodlił się, by nie była to piękna, tajemnicza kobieta, bo w swojej praktyce spotkał się z wystarczającą ilością takich kobiet, by wiedzieć, że zwiastują kłopoty.
Jednak osoba wchodząca przez drzwi nie była tajemnicza, piękna, ani tym bardziej nie była kobietą. Był to Sinious Middle, szef Jacka. Jego aparycję w rozmowie z kolegą Wilson określił krótko: „postawny, dumny burak”. Sinious Middle mógł poszczycić się sporą otyłością, która w zestawie z nadciśnieniem nadawała jego twarzy iście czerwony kolor. Świadomy swych braków charyzmy z każdym rokiem wyżej podnosił głowę, co złośliwi komentowali: „bo nie może znieść tego, że nie widzi własnych stóp”.
Pan Middle miał na ustach nieszczery uśmiech, który mówił Jackowi, że bez kłopotów się nie obejdzie.
- No co tam, Wilson? Obijamy się? – nieszczery uśmiech niebezpiecznie się rozszerzył.
- Słucham, szefie - Jack pokazał ręką krzesło, na którym z ulgą spoczął jego szef.
- Mam dla ciebie ciekawą robótkę – stwierdzenie „ciekawa robótka” utwierdziła Jacka w przekonaniu, że może pomachać na do widzenia spokojowi. – Widzisz, sprawa tyczy się samej góry.
- Prezydenta? – Jack poczuł suchość w gardle.
- Nie, Wilson, rzecz rozchodzi się o nią – Middle podsunął Jackowi zdjęcie. Widniała na nim twarz atrakcyjnej blondynki o wyniosłym i chłodnym spojrzeniu.
- Ach, Panna Chłód – mruknął Jack.
– Widzę, że kojarzysz - Middle popatrzył z litością na swego podwładnego.
- „Urocza, sławna dyrektorka Instytutu Xaviera i liderka X-men, Emma Frost.” Kto nie zna tej formułki? No ale co z nią? Jest przecież obywatelką i mieszkanką Stanów Zjednoczonych, więc...
- Ona zaginęła, Wilson - Przerwał mu wpół słowa Sinious - I to na naszym terenie.


Wiem, że wstępu jest więcej niż treści, ale juz jutro to naprawię.

Ten post był edytowany przez Bratiin: 17.10.2006 15:01


--------------------
...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Bratiin
post 12.11.2006 15:23
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 55
Dołączył: 16.02.2004
Skąd: Hammer Bay, Genosha

Płeć: Kobieta



Dziś te ostatki, które zostały napisane, ale raczej będę jeszcze kontynuowała to opowiadanie.



Jack podczas tańca po raz kolejny myślał nad tym, co w ogóle tu robi. Nie było żadnej szansy dowiedzenia się czegoś nowego, a mógł sobie tylko zaszkodzić pokazując się tutaj.
- I co robimy? – rozważania przerwał mu głos PJ – Ja proponuje podążyć w stronę tego uroczego barku… Mają tam takie alkohole, że nigdy bym na nie nie mogła sobie pozwolić… Skoro i tak nic nie mamy do roboty, to czemu się dobrze nie zabawić?
- Jak chcesz, nie cierpię tańczyć –Jack sprowadził swoją partnerkę z parkietu i podążyli w stronę wolnego stolika.
- Wiesz, prawdę mówiąc, nie najlepiej ci ten taniec wychodzi…
- Mam dziwne odczucie, panno Reep, że za bardzo się pani spoufala. Jestem pani przełożonym.
- Tak jest, sir – powiedziała PJ i przewróciła oczami.
- Jeżeli mamy coś wynieść z tej wizyty to musimy popytać ludzi o Frost.
- O, świetny pomysł! Powiesz, hej ludziska, może porwaliście Frost? Kto ci coś powie?
- Widać, że jest to twoja pierwsza sprawa, Reep – powiedział lodowato – Ty jesteś dobrą znajomą Frost, poznałyście się w Instytucie. Przyjechaliśmy tu, gdyż dowiedzieliśmy się o wyjeździe Emmy. Nie umiemy jednak znaleźć żadnego miejsca jej pobytu. Niedługo bierzemy ślub i bardzo ważne dla ciebie jest to, by Emma był na nim.
- Jasne, kochanie – powiedziała PJ i mrugnęła, kończąc drugiego już drinka.
Wilson pomyślał, że w życiu Reep miała o wiele za dużo szczęścia.

Skończyli rozmawiać z piątą parą, a do tej pory o niczym się nie dowiedzieli. Większość osób była zaskoczona tym, że Frost opuściła Instytut i nie umieli nic powiedzieć o miejscu ich pobytu. Jedna rudowłosa kobieta powiedziała im tylko tyle, żeby sprawdzili w Fortunie, 5 gwiazdkowym hotelu. Jak stwierdziła znacząco chrząkając, zatrzymują się tam wszyscy „ludzie na poziomie”. Ponadto dodała, że przy poprzedniej wizycie, rok temu właśnie tam się zatrzymała Frost. Nie omieszkała dodać, że w pokoju obok.
Poza tymi informacjami Jack nie dowiedział się nic więcej. Może zdobył jedynie wiedzę, o czym rozmawiają ludzie z wyższych sfer. Otóż zupełnie o niczym. Większość czasu zleciała mu na mówieniu trudnych słów bez znaczenia i co sądzi o śmierci królowej Szwecji, Julii Bernadotte.
- Mam nadzieję, że teraz użyjesz tych swoich zdolności i podejdziemy do kogoś, kto naprawdę coś wie – grymas zdenerwowania przerwał potężnym ziewnięciem – Potworni nudziarze.
- Naprawdę ekstra było, jak powiedziałeś temu ogromnemu facetowi, co sądzisz o tym… kimś…co był gdzieś tam… - PJ zachichotała – Ymm… Wiesz, szefie, fajnie że tak za mną chodzisz i w ogóle, ale ja też potrzebuję chwili prywatności…
- Co?
- No wiesz, musze iść tam, gdzie nawet król chodzi piechotą. Więc będę musiała cię opuścić.
- Oszalałaś? Nie możesz mnie zostawić! – nie chciał nawet myśleć o tym, co się stanie gdy szczęście go opuści. Nawet jeżeli jest w postaci Reep.
- No wiesz, jak chcesz, możesz iść ze mną – zachichotała i mrugnęła.
Wilson zaczął się zastanawiać, czy szczęście jest tego wszystkiego warte.
- Mogłaś tyle nie pić… Ale błagam, streść się i nie gadaj z nikim po drodze!
- Skąd wiedziałeś, że miałam taki zamiar? – znowu zachichotała.
Za co ten Middle go tak ukarał?

Wilson siedział przy najbardziej wciśniętej w kąt kanapę i starał się nikomu nie rzucić w oczy. Minęła minuta, odkąd Reep go opuściła, lecz były to nieustające tortury. Każda osoba patrzyła na niego podejrzliwie, wszyscy wyglądali jakby wiedzieli, że nie jest tym za kogo się podaje. Rozpamiętywał kolejną porcję takich rozważań, gdy ktoś dosiadł się do niego. Jack jakimś cudem ukrył panikę w oczach i przyjął zaciekawiony wyraz twarzy. Podniósł głowę i ujrzał ładną, niewysoką szatynkę. Uśmiechnęła się do niego i powiedziała jakieś obco brzmiące słowo.
Jack zaśmiał się szaleńczo w myślach. Wiedział, że coś takiego się stanie. Jakaś cholerna Szwedka dowiedziała się o swoim kochanym rodaku… I teraz gawędzi sobie z nim w dziwnym języku. A Reep zasiedziała się w zapewne bardzo ekskluzywnej toalecie. Nie miał pojęcia, co zrobić.
- A pani jest? – zapytał po angielsku.
Rozmówczynie przybrała porozumiewawczy wyraz twarzy i powiedziała:
- Alva Lindberg. Mój tata jest tutaj ambasadorem – uśmiechnęła się i ściszając głos powiedziała konfidencjonalnym tonem – Rozumiem, że nie chce się pan zdradzać, oni są też tutaj… Może spotkalibyśmy się kiedyś na mieście? Moglibyśmy porozmawiać o ostatnich wydarzeniach…
- Pani wybaczy, ale razem z moja narzeczoną opuszczamy Purcell jutro rano – powiedział Wilson, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Nie paplała po szwedzku, nie wspominała jakichś boskich kapeli z „ich” ojczystego kraju i nie strzelała cytatami z kultowych filmów. Nie miał nawet zamiaru zastanawiać się, kim są ci tajemniczy oni. Starczyło mu to, że dzięki nim się nie zdemaskował.
- Oh, rozumiem – powiedziała Alva znakomicie ukrywając zawód – W takim razie chyba pójdę.
Powiedziała jeszcze jakieś dziwne słowo i wcieliła swoje słowa w czyn.
Jack opadł na krzesło. To niemożliwe, że żeby mieć takie szczęście.
Poczuł silne uderzenie w oparcie kanapy, na której siedział. Odwrócił się i ujrzał PJ.
- No to wszystko jasne – mruknął. Musiał przyznać, że przez chwilę liczył na to, że to całe szczęście zależy wyłącznie od niego.
- Ha, to było piękne, no nie? – Reep szeroko się uśmiechnęła – Ale nie mam pojęcia o kim ona myślała. Może tu jest jakaś antyszwedzka sekta? – powiedziała poważnym głosem, ale po chwili puściła oko – To co? Ruszamy dalej?
Wilson nie odpowiedział. Zauważył Aaronsona. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że rozmawiał z Emmą Frost.


--------------------
...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 20.09.2024 23:53