Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 27 ] ** [84.38%]
Gniot - wyrzucić [ 5 ] ** [15.62%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 32
  
Carmen Black
post 20.05.2006 22:06
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pisane na podstawie "Bractwa"

Harry Potter i Jeźdźcy Apokalipsy

CZĘŚĆ PIERWSZA:

Anioł Zemsty



ROZDZIAŁ 1
Polityka wojny

W głównej auli Ministerstwa Magii panował zamęt. Zgromadzeni tam czarodzieje przekrzykiwali się i przepychali. Jedni szeptali do siebie z przejęciem, inni natomiast głośno komentowali ostatnie wydarzenia. Jednak wszystkich łączyło jedno. Chęć zmiany ministra.
Dumbledore stał w pobliżu podium, na którym miał wystąpić Knot. Był tutaj tylko dlatego, że poprosił go o to Korneliusz
Minister rozglądał się nerwowo. Widział kpiące twarze ludzi stojących z przodu, do jego uszu dolatywały strzępy co głośniejszych rozmów.
Wszedł na podwyższenie. Poprosił o ciszę, ale nikt go nie posłuchał. Dopiero, gdy na scenę wkroczył Dumbledore rozwrzeszczana gawiedź uciszyła się. Albus uśmiechnął się, jak dobry dziadek, który zawsze ma cukierka dla swoich wnucząt.
- Niech minister powie to, co ma do powiedzenia – odezwał się cichym głosem, ale w każdym miejscu auli było słychać go bardzo dobrze.
Knot spojrzał na niego spłoszonym wzrokiem. Zacisnął zęby i potrząsnął głową. Potem powiedział to, co miał powiedzieć. Czarodzieje spodziewali się długiej przemowy, ale jej nie było. Korneliusz powiedział tylko pięć zdań.
- Rezygnuję. Nie będę już dłużej ministrem. Społeczeństwo czarodziejów potrzebuje człowieka o silnych nerwach, nie bojącego się sięgnąć po broń ostateczną, ja nie jestem tą osobą. Dlatego tutaj i teraz, biorąc was za świadków składam swój urząd w ręce Dumbledore’ a. On przekaże go dalej, kiedy wybierzecie mojego następcę.
Zszedł z podium i opuścił Ministerstwo Magii nie niepokojony przez nikogo.
Dopiero teraz ludzie dowiedzieli się, czym jest chaos. Nawet Dumbledore nie potrafił zapanować nad rozwrzeszczanymi czarodziejami. Każdy chciał przeforsować swojego kandydata. Problem polegał na tym, że większość albo była zbyt młoda tudzież za stara, albo nie znała się na polityce. Takich było najprościej kontrolować i wykorzystywać do własnych celów.
Stojący przy wyjściu mężczyzna prychał co chwilę. Ci ludzie nie potrzebowali kolejnego ministra nieudacznika, ale dyktatora, który poprowadziłby ich do zwycięstwa. Niestety, zawsze istniało ryzyko, że dyktatorowi spodoba się władza i nie będzie chciał ustąpić ze stanowiska.
Przepchnął się przez tłum czarodziejów i wszedł na podium. Spiorunował wzrokiem zbliżających się Aurorów. Nie potrzebował dodatkowych kłopotów, nie mówiąc już o tym, że nie chciał z nimi walczyć. Uniósł różdżkę i nakreślił nią skomplikowany znak. Nie wyleciał z niej żaden promień, ale czarodzieje natychmiast się uciszyli.
Albus z zainteresowaniem przypatrywał się nieznajomemu. Nie widział twarzy człowieka, gdyż skrywał ją obszerny kaptur. Dałby jednak sobie rękę uciąć, że już kiedyś widział te ruchy.
Tajemniczy mężczyzna zsunął kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się przystojna, choć nieco pomarszczona twarz. Osobnik miał wysokie czoło, krzaczaste brwi i kpiący uśmieszek na twarzy. Niemal całkowicie białe włosy miał obcięte na wysokości uszu. Opuścił rękę i dopiero wtedy odwrócił się w stronę Albusa.
Ten przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu. W końcu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Co tu robisz, Aberforth?
- To tak się wita brata?! – krzyknął mężczyzna. – Oczywiście przyszedłem ci z pomocą. Mam idealnego kandydata na Ministra. Nie jest związany z żadną ze stron, bo przez ostatnie kilkanaście lat nie było go w kraju.
- Kogo masz na myśli? – zapytał niepewnie Albus. Znając możliwości tego jegomościa wszystko możliwe, że zaproponuje na to stanowisko jakąś kozę.
Młodszy Dumbledore podrapał się po głowie, sprawiając, że jego włosy stanęły dęba.
- Pamiętasz Nickolasa? Byłem z nim na jednym roku w Hogwarcie.
Starszy z braci skinął głową.
- To dobrze. Nick stwierdził, że angielscy czarodzieje potrzebują świeżej krwi. Kogoś, kto potrafiłby opanować chaos i zacząć działać. Nie znam żadnej innej osoby, prócz Nicka, która nadawałaby się na to stanowisko.
Albus zamyślił się. Nickolas był jednym z najlepszych uczniów szkoły. Zawsze przygotowany i skory do pomocy. Był w Ravenclawie, ale przyjaźnił się nawet ze Ślizgonami. Ostatni raz spotkali się ponad czterdzieści lat temu i od tego czasu nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa. Krążyły plotki, że Nick ukrywał się u tybetańskich mnichów.
- Nie widziano go od półwiecza – mruknął dyrektor Hogwartu. – Nie wiadomo, czy nie jest wariatem.
W tym momencie w jednym z kominków zapłonął zielony ogień. Po chwili wyskoczyły z niego dwie postacie. Jedną był siwowłosy staruszek o poskręcanych kościach. Podpierał się laską. Drugą była młoda dziewczyna o brązowych włosach. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, a na głowie czapkę z daszkiem. Ubrana była w białą bluzkę na ramiączkach i krótkie zielone szorty.
Nastolatka rozejrzała się dookoła. Przez chwilę skupiła wzrok na jednej z Aurorek. W końcu skinęła głową, ale nie spuszczała oka z kobiety. Mężczyzna szepnął coś do ucha dziewczyny, ale ta potrząsnęła głową. Nieznajomy wzruszył ramionami i zaczął się przepychać w stronę podestu.
- Może i mam reumatyzm – mówił po drodze, - ale wariatem to ja na pewno nie jestem. Martwiłbym się natomiast o stan twojego umysłu, Albusie. Doprowadziłeś do sytuacji, którą jak zwykle ja i Aber będziemy musieli naprawić, bo ty okazałeś się zbyt nieodpowiedzialny. Doprawdy, żeby stracić zaufanie zwykłego dziecka trzeba mieć naprawdę wielkie zdolności.
Prawdopodobnie mówiłby jeszcze dłużej, gdyby towarzysząca mu dziewczyna nie ścisnęła jego ręki. Nastolatka pokręciła głową, jakby dawała mu do zrozumienia, że powiedział za dużo. Staruszek wzruszył ramionami i dopiero potem wszedł na podium.
Zgromadzeni czarodzieje ze zdziwieniem patrzyli, jak nowoprzybyły serdecznie wita się z obojgiem braci.
- Nickolasie, a kim jest twoja milcząca towarzyszka? – zagadnął Albus.
- To Nicole, moja prawnuczka – rzucił wesoło mężczyzna.
Dziewczyna spojrzała na Nickolasa, ale nic nie powiedziała. Nie była jego wnuczką, właściwie nie była z nim nawet spokrewniona. To on wziął ją ze szpitala, kiedy prawie całkowicie straciła wzrok. Miało to miejsce jakieś siedem lat temu. Od tej pory „dziadek” uczył ją wszystkiego, co sam wiedział, ale dziewczyna i tak do większości rzeczy musiała dojść sama.
Percy Waesley patrzył na odgrywającą się przed nim scenę z rosnącą irytacją. Może i Korneliusz Knot zrezygnował z piastowania urzędu, ale Percy nie zamierzał rezygnować ze swojego stanowiska. Ciężko pracował, aby zostać prawą ręką ministra i teraz tak po prostu miałby usunąć się w cień? Mowy nie ma!
Z odrazą spojrzał na staruszka, którego szata ciągle jeszcze nosiła ślady bliskiego kontaktu z kominkiem. Ten pokurcz miałby być ministrem? Dobre sobie!
- Radziłabym słuchać – odezwała się szeptem Nicole. – A tak przy okazji, mógłbyś pogodzić się z rodziną. W tych czasach właśnie ona jest najważniejsza.
Nastolatka odwróciła się na pięcie i poszła w stronę podium.
Percy zastanawiał się, skąd ta dziewucha mogła wiedzieć, że wyrzekł się rodziny. Nagle zdał sobie sprawę, że nastolatka nie mówiła, jak osoba w jej wieku, ale jak dorosła, doświadczona przez życie kobieta.
- Szanowni czarodzieje! Panie i panowie! – zakrzyknął wyjątkowo mocnym głosem Nickolas. – Jak zapewne wiecie, potrzeba Ministra. Ministra, powtarzam! Nie dyktatora, który bez sądu będzie wsadzał ludzi do Azkabanu. Chyba każdy z was wie, co działo się szesnaście lat temu. Nie twierdzę, że pan Crouch był złym Ministrem. Mówię jedynie, że władza nie powinna skupiać się w ręku jednego człowieka!
Wszyscy rozglądali się po sobie z konsternacją. Nikt nie wiedział, o co mogło chodzić temu mężczyźnie.
- Trumwirat – wyszeptał niepewnie stojący z boku Auror. – Chcą zorganizować trumwirat!
- Dokładnie, szanowny panie, dokładnie – potwierdził Nickolas. – Tylko na trochę innych zasadach. Na razie ja, Albus i Aberforth zajmiemy się sprawami magicznej społeczności. Będzie się tak działo, dopóki nie wybierzecie właściwego ministra. Potem ustąpimy ze stanowiska.
- Dziadek chciał powiedzieć – wtrąciła Nicole, - że oni nie będą mieć absolutnie żadnej władzy faktycznej. Będą jedynie nadzorować pracę poszczególnych resortów, a później pomagać ministrowi, jeśli ten się zgodzi oczywiście.
- Dlaczego mielibyśmy się zgodzić? – warknął Percy. – Mamy oddać nasze bezpieczeństwo w ręce jakichś trzech głupców, którzy myślą, że pozjadali wszystkie rozumy?
Percy’ ego poparło kilkanaście osób.
- Nie musicie się zgadzać – stwierdziła nastolatka. – Tak jednak byłoby wygodniej dla obu stron. W gruncie rzeczy zawsze możemy sięgnąć do kodeksu Merlina.
Rudzielec zmarszczył brwi. Zawsze myślał, że kodeks był jedynie legendą.
- Merlin był pierwszym znanym z nazwiska czarodziejem w Anglii. Drugą taką personą była niesławna Morgana. Merlin wiedział, że pewnego dnia dojdzie do sytuacji, w której czarodzieje nie będą umieli sobie poradzić. Dlatego wpadł na pomysł, aby spisać kilka praw, którymi przyszłe pokolenia powinny się kierować. Minęło kilka wieków, zmieniły się sojusze, ale problem pozostał. Kto jest wystarczająco odpowiedzialny i praworządny, aby posadzić go na ministerialnym stołku? Kogo obarczyć obowiązkiem pokierowania machiną wojenną?
Dziewczyna sugestywnie zawiesiła głos. Rozejrzała się po napiętych twarzach czarodziejów. Miała ich w garści i była tego świadoma. Może miała tylko szesnaście lat, ale o prawie czarodziejów wiedziała niemal wszystko. Co z tego, że była prawie charłakiem?
- W punkcie drugim artykułu pierwszego napisane jest: w czasie wojny nikt nie może mieć zbyt dużej władzy, bowiem stanie się tyranem. Nieszczęsny ten los spotkał Morganę i mnie. Proponuję więc, aby nad bezpieczeństwem czarodziejów czuwała Rada Starszych, składająca się z trzech wybitnych osobowości mających posłuch wśród plebsu i obdarzonych wyjątkową mądrością. Gdy okres wojenny się skończy Rada zostanie rozwiązana i nowa głowa świata wybrana.
Nastolatka znowu zamilkła. Tym razem nie chciała się odzywać, aż ktoś nie podejmie dyskusji.
Albus był pod wrażeniem elokwencji Nicole. Ta młoda osoba tylko za pomocą kilku słów potrafiła zmusić publikę liczącą kilkaset osób do posłuchu. To było niesamowite i nawet on musiał to przyznać.
Aberforth nachylił się w stronę brata i szeptem stwierdził, że to ta młódka powinna zostać ministrem. Dyrektor Hogwartu zganił go za takie myślenie. Młodzi ludzie nie powinni mieszać się do polityki wojennej, bo może się to źle skończyć, oświadczył też, że ma już dość kłopotów z jednym gorącokrwistym Gryfonem. Aber zachichotał złośliwie, twierdząc uprzejmie, że o kłótni z Potterem usłyszał już prawie cały świat.
- Mówisz, że Rada Starszych będzie kontrolowała Ministra? – zapytał jeden z Aurorów. – Chodzi ci o to, że Minister zostanie wybrany, ale nie będzie miał pełnych swobód?
- Dokładnie – potwierdziła Nicole. – Dzięki temu uniknie się takich problemów, jak na przykład niesłuszne oskarżenie kogoś o przynależność do śmierciożerców. Tak samo będzie z mordercami, recydywistami i drobnymi złodziejaszkami. Funkcja ministra nie powinna być używana do mszczenia się na innych. Właśnie dlatego proponujemy powołanie Rady Starszych, składającej się z trzech osób. Czy będą to kobiety, czy też mężczyźni jest to nieważne, bo cel ciągle pozostaje ten sam.
- Ja się zgadzam – wykrzyknął z tłumu jakiś starszy czarodziej. – Mądrze dziewczyna mówi!
Po jego stronie opowiedziało się kilkadziesiąt osób. W ciągu kolejnych dwudziestu minut ludzie zdążyli przedyskutować między sobą większość kwestii. W ten sposób podzielili się na trzy frakcje. Jedna, z Percym Weasleyem na czele twierdząca, że pomysł ten jest niewiarygodnie głupi. Druga, która na przywódcę obrała sobie zasuszonego staruszka z kilkoma złotymi zębami i twierdząca, że w całości popierają pomysł dziewczyny. Trzecia, która nie miała lidera składała się głównie z osób niezdecydowanych.
Dziewczyna zaklaskała w dłonie, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Widzę, że podjęliście już decyzję. Cieszy mnie to bardzo. Teraz jednak musicie zagłosować. Wstęgi koloru czerwonego oznaczają sprzeciw przeciw zaproponowanej przez nas polityce. Wstęgi zielone oznaczają poparcie dla niej. Głosujcie!
Różdżki zostały wycelowane w sklepienie i już po chwili w powietrzu zaroiło się od różnokolorowych wstęg. Kiedy opadły na ziemię okazało się, że najwięcej jest tych zielonych.
- Dobrze –stwierdziła dziewczyna. – Teraz nie pozostaje nic innego, jak wybranie Rady Starszych, gdyż to ona będzie czuwała nad prawidłowym przebiegiem wyborów na ministra. Musicie pamiętać, że osoba, której kandydaturę chcecie zgłosić musi być nieprzekupna. Zaczynajcie!
Po blisko trzech godzinach orzeknięto, że w radzie starszych zasiądą: Albus Dumbledore, jako iż jest najbardziej poważaną personą nie tylko w Anglii, ale i na świecie; Nickolas Fogg, jako nagroda za podsunięcie pomysłu na rozwiązanie sytuacji; Julius Bulstrode, startujący z ramienia rodzin czystej krwi.
Teraz pozostał kolejny naglący problem: wybór ministra. Rada starszych miała jedynie kontrolować sytuację i służyć pomocą, ale nie posiadała władzy faktycznej. Tak więc magiczna Anglia nadal nie miała przywódcy.
Po blisko dwudziestogodzinnych obradach jednomyślnie stwierdzono, że najlepszym kandydatem na ministra jest Amos Diggory. Wybór ten tłumaczono faktem, że ofiarą tej wojny został syn mężczyzny, dlatego ma on motywację, by walczyć z Czarnym Panem.

***

Nickolas rozsiadł się w fotelu i spojrzał na swoją towarzyszkę. Nastolatka nie miała już na głowie czapki, ale okularów ciągle nie ściągnęła.
- Ściągnił okulary, Nicole – powiedział miękko mężczyzna. – Masz śliczne oczy.
Dziewczyna prychnęła, jak rozjuszona kotka.
- Po pierwsze – nie jestem Nicole. Mam własne imię. Po drugie – dobrze wiesz Mistrzu, jak moje oczy reagują na światło słoneczne. Może i udało ci się przywrócić mi wzrok, ale teraz wyglądam jak potwór.
- Wcale nie jesteś potworem. Jesteś wspaniałą młodą kobietą, która przeszła więcej niż jakakolwiek inna osoba.
- Nie prawda – westchnęła dziewczyna. – Harry przeszedł więcej. Najpierw zginęli mu rodzice, później był terroryzowany u swojej rzekomej rodziny. Nawet kiedy dowiedział się, że jest czarodziejem był okłamywany. W zeszłym roku zginął jego ojciec chrzestny, a ostatnio chłopak był torturowany. Nie mówiąc już o tym, że ma stempelek na ręce. Czy nadal twierdzisz, że to ja przeszłam więcej?
- Myślałem, że nie podobają ci się twoje oczy.
- Bo nie podobają – warknęła dziewczyna. – Ale do tego drobnego defektu można się przyzwyczaić. Oczy zawsze mogę schować za ciemnymi szkłami. A gdy nie pada na nie światło dnia są nawet całkiem znośne. Harry ma gorzej – kontynuowała. – Jego zna każdy czarodziej w Anglii. Nie mówiąc już o mugolach z Privet Drive, którzy traktują go jak ulicznego chuligana. Mnie nikt nie zna. Jestem tylko anonimową dziewczyną.
- Teraz jesteś uznawana za moją wnuczkę, Nicole.
- Ale nią nie jestem. Naprawdę, chciałabym mieć takiego dziadka, ale to niemożliwe.
- Wiesz, że teraz będziesz musiała uważnie go obserwować? Nie możemy dopuścić do jego śmierci.
- Czarny Pan go nie wykończy – mruknęła. – Straciłby zbyt dobre źródło informacji.
- Owszem – zgodził się Nickolas. – Jednak nie wyklucza to faktu, że chłopak może nie wytrzymać psychicznie.
- Samobójstwo?
- Nie wiem. Nie widzę przyszłości, a jedynie przeszłość – milczał przez kilka minut. – Bądź jego aniołem stróżem. Chroń go najlepiej, jak potrafisz. Pomóż mu zrozumieć.
- Postaram się, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem nawet, czy jeszcze mnie pamięta.

***

Albus Dumbledore siedział w kuchni Grimmuald Place 12. Kuchnia bardzo zmieniła się od ostatnich wakacji. Na środku zamiast zwykłego dębowego stołu ustawiony został okrągły stół o jednej nodze w kształcie feniksa z rozpostartymi skrzydłami. Teraz pomieszczenie było nie tylko bardziej przyjazne i przestronne, ale również jaśniejsze.
Dyrektor Hogwartu zastanawiał się, jakim cudem został wmanewrowany w Radę Starszych. Nigdy nie chciał mieszać się w politykę, ale nie mógł zrezygnować z zaszczytu, jakim było zaufanie społeczeństwa.
Przez uchylone okno wleciał feniks. Wylądował na przezroczystym blacie stołu i swoimi bursztynowymi oczyma popatrzył na Dumbledore’ a. Przechylił łebek.
- Może masz rację Fawkes – mruknął Albus. – Chyba nadszedł czas, żeby wykorzystać swoje wpływy.

***

Harry leżał na łóżku i nie widzącym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Spojrzał na swoją prawą rękę. Zaklęcia maskujące powoli znikały i miał tego niemiłą świadomość. Na razie mógł sobie pozwolić na założenie zwykłego podkoszulka z krótkim rękawem, ale już niedługo będzie mógł o tym zapomnieć.
Intrygował go też drugi fakt. On miał Znak na prawej ręce podczas gdy większość śmierciojadów miała go na lewej. Nie wiedział, czy to jakiś specyficzny rodzaj wyróżnienia, czy może zwykła pomyłka Gadziny. Szczerze powiedziawszy nie obchodziło go to. Najchętniej w ogóle pozbyłby się tego stempelka, ale wiedział, że to niemożliwe.
Wyjrzał przez okno. Słońce powoli wychylało się znad horyzontu. Mogła być najwyżej szósta rano. Harry zamknął oczy. Za godzinę wuj Vernon wyjdzie do pracy, więc już za trzydzieści minut będzie śniadanie.
Wstał z łóżka i przeciągnął się, krzywiąc się przy tym z bólu. Plecy ciągle mu dokuczały, mimo iż minęły już ponad trzy tygodnie od powrotu z Wężowego Grodu.
- Śniadanie! – Usłyszał wołanie ciotki Petuni.
Parskał gniewnie, kiedy zakładał na siebie podkoszulek. Zszedł na dół i usiadł przy stole.
Jeśli spodziewał się, że ktokolwiek będzie traktował go inaczej, to grubo się pomylił. Wuj Vernon starał się udawać, że Harry nie istnieje. Dudley omijał go szerokim łukiem, a jeśli już spotkał się z nim na ulicy, to starał się go ignorować. Jedynie ciotka Petunia patrzyła na niego z pewną dozą życzliwości.
W czasie śniadania Harry milczał. Czuł na sobie spojrzenia pozostałych domowników, ale ignorował je. Spojrzał z niechęcią na kawałek chleba z białym twarożkiem. Nienawidził sera pod każdą postacią.
We włączonym telewizorze leciały poranne wiadomości. Chłopak przysłuchiwał się im jednym uchem. Prezenter mówił o kilku wypadkach samochodowych, w których zginęło łącznie pięć osób, trzy zostały ciężko ranne, a jedna wyszła praktycznie bez szwanku. Harry podniósł głowę, kiedy usłyszał nazwisko „Granger”.
- Nieszczęśliwy wypadek przytrafił się rodzinie Smithów. Mieszkający nieopodal państwo Granger, dentyści z wieloletnim stażem, są zbulwersowani. Pani Granger twierdzi, że teraz nawet we własnym domu nie można być bezpiecznym. Nikt nie wie, co było powodem śmierci całej rodziny Smithów.
Chłopak zacisnął pięści. Dobrze, że Hermionie nic się nie stało. Harry nie miał wątpliwości, że to Grangerowie mieli zginąć.
- Dziękuję – mruknął, odsuwając od siebie nienaruszony posiłek.
Wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju.
Opadł na łóżko. Ręce położył wzdłuż ciała i zamknął oczy. Uśmiechnął się mściwie. Riddle niedługo dowie się, co to znaczy nie dotrzymywać przysiąg składanych Harry’ emu.

***

Voldemort spojrzał na klęczących przed nim śmierciożerców. To był oddział młodzików, których przyjął w swoje szeregi kilka tygodni temu.
- Więc? – warknął? – Co z Grangerami? Carlos?
- Nie żyją. Wszyscy – odpowiedział potulnie może dziewiętnastoletni chłopak.
- Ile osób?
- Trzy.
- Numer domu?
Młodzieniec podniósł głowę. W jego oczach czaiło się zdziwienie przeplatane strachem.
- Dziewięć – wyjąkał.
Riddle zmrużył oczy. Albo mu się zdawało, albo wyczuwał Pottera. Syknął, kiedy wyczuł strumień myślowy Gryfona.
Z cienia wyłoniła się postać cała ubrana na czarno. Spod obszernego kaptura widać było jedynie zielone oczy. Przybysz podszedł do czwórki ludzi i cały czas patrząc w oczy Czarnemu Panu wysyczał coś.
Riddle uniósł brew. Nie spodziewał się takiej finezji po zwykłym Gryfonie.
- To tylko projekcja – wysyczała postać. – Jestem tutaj tylko umysłem. Oni nawet mnie nie widzą. – Wskazał kulących się śmierciożerców.
Voldemort z zainteresowaniem patrzyła na Pottera. Teraz miał już pewność, że to ze Złotym Chłopcem rozmawia w wężomowie.
- Po co tu przyszedłeś? Chyba nie chcesz się ze mną napić herbatki? – sarknął.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział spokojnie Harry. – Przyszedłem jedynie przypomnieć, że mamy umowę. Złamiesz ją i już po tobie. Złożyłeś przysięgę i musisz jej dotrzymać. Takie są zasady.
- Pamiętam zasady – warknął.
- Coś mi się zdaje, że jednak nie bardzo. Pozwól, że przypomnę. Obiecałeś, że nie tkniesz żadnego z moich przyjaciół. Powiem więcej, przysięgałeś, że nie wyślesz na nich swoich piesków. Tymczasem, gdyby nie pomyłka tych trzech durniów zwijałbyś się w potwornych mękach. Doskonale wiem, że to rodzina Hermiony miała zginąć.
- Hermiona jest twoją przyjaciółką, więc nic by jej się nie stało. Natomiast jej rodzice...
- Treść przysięgi dotyczy także rodzin moich przyjaciół – warknął Harry.
W następnej chwili rozwiał się i zniknął, pozostawiając po sobie jedynie nieme ostrzeżenie.
Czarny Pan spojrzał na kulących się młodzieńców.
- Czy w rodzinie, którą zlikwidowaliście była może siedemnastoletnia dziewczyna z burzą brązowych włosów na głowie?
- Nie – odpowiedział cicho Carlos.
- Durnie! – wrzasnął Czarny Pan.
W ciągu następnej godziny Carlos i jego dwaj towarzysze poczuli, co to znaczy gniew Riddle’ a.

***

Harry ocknął się gwałtownie. Miał wrażenie, że jego ciało jest z cementu. Nie mógł się poruszyć, wszystko go bolało. Silnik przejeżdżającego po ulicy samochodu zdawał mu się trzy razy głośniejszy niż w rzeczywistości.
Jęknął zwijając się w kłębek. Takie wyprawy na odległość są bardzo męczące. Teraz wiedział już, czemu Pablo nigdy nie pozwalał mu zapuszczać się w meandry umysłu Gada. Chociaż z drugiej strony, kiedy robił to w marcu nie był taki zmęczony.
Potrząsnął głową odganiając mroczki sprzed oczu. Spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma, więc poza ciałem był przez blisko godzinę. To dziwne, bo wydawało mu się, że jego wyprawa trwała może dwadzieścia minut, a i to niekoniecznie.
Otrząsnął się i zszedł na dół. Ciotka Petunia stała przy telefonie i rozmawiała z kimś. Wszedł do kuchni i nalał sobie wody do szklanki. Mentalna rozmowa z Riddlem była bardzo męcząca.
Pół godziny później został wysłany po zakupy. Następnego dnia na kolację miała przyjechać rodzina przełożonego wuja Vernona. Dursley od kilku lat starał się o podwyżkę i awans.
Spojrzał na listę, którą zrobiła Petunia. Jęknął z rozpaczą. Tego żarcia wystarczyłoby na wykarmienie plutonu wojska i jeszcze prawdopodobnie zostałyby resztki dla psów i kotów.
W sklepie jak zwykle został potraktowany jak chuligan. Uśmiechnął się przepraszająco do ekspedientki. Zapłacił i wyszedł na zewnątrz.
W drodze powrotnej spotkał Jessicę. Dziewczyna bez słowa dołączyła do niego i odebrała jedną z toreb. Chciał zaprotestować, ale machnęła lekceważąco ręką.
- Chciałabym ci podziękować – mruknęła po kilku minutach marszu. – Za to, co zrobiłeś wtedy… tam.
- W Wężowym Grodzie – podsunął. – A właściwie… ty to wszystko pamiętasz?
Skinęła głową.
- Dziwne, bardzo dziwne – westchnął Harry. – W takich przypadkach modyfikuje się pamięć.
- Modyfikuje? – zapytała niepewnie nastolatka. – Jak to, modyfikuje?
- Jest takie jedno zaklęcie. A jak wygląda cały proces, nie mam pojęcia. Umysł nie jest moją domeną.
- A co jest?
- Walka, quiddich, to taka gra – wyjaśnił szybko widząc jej zdziwioną minę. – No i jeszcze niekontrolowane wybuchy. Te ostatnie są bardzo wkurzające i jeszcze bardziej męczące, ale można się przyzwyczaić.
Weszli do parku. To była najkrótsza, ale i najbardziej niebezpieczna droga na Privet Drive.
Dziewczyna zastanawiała się, kim też mógł być ten chłopak. Była pewna, że Potter nie jest zwykłym ulicznym chuliganem. I na pewno nie chodził do Brutusa. Spojrzała na jego zamyśloną twarz. Musiała przyznać, że był przystojny, chociaż jego oczy miały jakiś taki pusty wyraz. Zupełnie, jakby nic go nie obchodziło.
- Kim ty właściwie jesteś?
- Czarodziejem. Przeklętym. Kogo to obchodzi? – odpowiedział po chwili wahania. – Połowa magicznej społeczności chce mnie zabić, druga wynieść na piedestały. A ja chcę mieć święty spokój.
Przyspieszył nieco kroku. Minął staruszkę spacerującą z psem i wysokiego mężczyznę, pędzącego gdzieś na rowerze. Harry szedł nie oglądając się za siebie i Jessica, chcąc nie chcąc musiała przyspieszyć.
Dziewczyna nie była głupia i widziała, że coś jest nie tak. Nie wiedziała tylko, jak ma o to zapytać.
W końcu doszli na Privet Drive. Jessica, jako iż miała mniej toreb otworzyła drzwi. Przeszli przez niewielki przedpokój i weszli do kuchni. Petunia właśnie przeglądała swoje książki kucharskie.
Nastolatka przywitała się serdecznie z kobietą. Obie usiadły przy stole i zaczęły cichą rozmowę. Harry schował zakupy i zrobił dla nich herbatę. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła jedenasta.
Zadzwonił telefon. Ciotka Petunia sięgnęła po słuchawkę i przez chwilę prowadziła przyciszoną dyskusję. W końcu wzruszyła ramionami i podała słuchawkę chłopakowi. Ten spojrzał na nią zdziwiony.
- Jakaś Hermiona – mruknęła pani Dursley.
Dopiero teraz Harry przypomniał sobie o porannych wiadomościach.
- Hermiona? – odezwał się niepewnie.
Panna Granger milczała przez kilka minut, a potem wybuchła płaczem. Z jej chaotycznej wypowiedzi Potter zrozumiał jedynie, że jego przyjaciółka jest przerażona i boi się, że następnym razem śmierciożercy nie popełnią błędu i zaatakują właśnie ją i jej rodzinę. Później stwierdziła, że jak najszybciej musiała z kimś porozmawiać, a spośród wąskiego grona jej znajomych zna tylko numer Harry’ ego. Sowy nie mogłaby wysłać, ponieważ takowej nie posiada.
Harry pozwolił dziewczynie wypłakać się. Cierpliwie wysłuchał jej zwierzeń.
- Nie martw się Hermi. Wszystko będzie dobrze. A o Riddle’ a się nie martw. Nie zaatakuje ani ciebie, ani twojej rodziny. Już moja w tym głowa.
Dziewczyna podziękowała za słowa otuchy. W jej głosie jednak słychać było wątpliwości i smutek. Gdy Harry zapytał o co chodzi, dziewczyna oświadczyła, że jej rodzice panicznie się boją i nie chcą puścić jej do szkoły we wrześniu.
Potter zamknął oczy. Wiedział, że teraz Hermiona nie umiałaby żyć w innym świecie. Przez te sześć lat przesiąkła magią, jak tylko się dało. Poza tym miał pomysł na zapewnienie im dodatkowej ochrony.
- Hermiona, czy w pobliżu jest któreś z twoich rodziców? Jeśli tak, to daj mi z nimi chwilkę porozmawiać.
Po kilku minutach usłyszał w słuchawce głęboki głos pana Grangera.
- Dzień dobry, mówi Harry Potter – chłopak z trudem przełknął rosnącą w gardle gulę. – Podobno nie chce pan puścić Hermiony do szkoły.
Mężczyzna potwierdził. Bał się o córkę i nie chciał niepotrzebnie ryzykować.
- Rozumiem pana obawy – stwierdził rzeczowo Harry. – Z przykrością jednak stwierdzam, że nie ma pan racji. Voldemort atakuje wszystkich, bez względu na to, kim są nieszczęśnicy. Mogę pana zapewnić, że was ten potwór nigdy nie tknie. Przynajmniej, dopóki Hermiona jest moją przyjaciółką. Chciałbym też zaproponować pewien układ. Porozmawiam z odpowiednimi osobami i załatwię wam ochronę całodobową. Czy reflektowałbym pan na coś takiego?
Po chwili zastanowienia padła potwierdzająca odpowiedź. Potter odetchnął z ulgą. Teraz pozostało jedynie znaleźć jakiegoś zakonnika i namówić go na rozmowę z Dropsem. Harry pożegnał się z Grangerami i przerwał połączenie.
Pani Durlsey kazała Harry’ emu odprowadzić Jessicę. Dwoje nastolatków szybko wyszło z domu pozwalając kobiecie zająć się przygotowywaniem obiadu.
Zatrzymali się w parku i usiedli na jednej z niezniszczonych ławek. Dziewczyna chciała koniecznie dowiedzieć się czegoś o magicznym świecie, ale chłopak nie był skoro do rozmowy. Czujnie rozglądał się na boki w poszukiwaniu kogoś z Zakonu.
Wstał i podszedł do gęsto rosnących krzaków.
- Wyjdź Dung. Wiem, że tam jesteś. Twój odór czuć na kilometr – stwierdził pogodnie. – Nie martw się, Jessica jest wtajemniczona.
Gałęzie zaszeleściły i po chwili wyłonił się z cienia przygarbiony mężczyzna o potarganych włosach. Spojrzał na Harry’ ego z niebotycznym zdumieniem wymalowanym na twarzy.
- Skąd wiedziałeś, że cię pilnuję?
- Znam Dropsa na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie odpuści sobie pilnowania Złotego Chłopca. A teraz posłuchaj uważnie. Pójdziesz do Dumbledore’ a i powiesz mu, żeby załatwił ochronę dla Hermiony i jej rodziców. Całodobową. A najlepiej niech sam się tam uda i porozmawia z państwem Granger. Zrozumiałeś?
- Aha.
- W takim razie idź do niego.
- Teraz?
- Nie, za pół roku. Oczywiście, że teraz.
Mężczyzna wymruczał coś z rozdrażnieniem. Z kieszeni płaszcza wyciągnął lusterko. Przez chwilę wpatrywał się w nie intensywnie. W końcu stuknął w nie różdżką. Znowu wymamrotał kilka niewyraźnych słów, których Harry nijak nie mógł rozszyfrować.
- Za chwilę pojawi się tutaj ktoś z zakonu, żeby mnie zastąpić. Dopiero wtedy będę mógł przekazać twoją wiadomość.
Harry skinął głową i wrócił na ławkę. Jessica wpatrywała się w niego zdziwionym wzrokiem, który chłopak za wszelką cenę starał się ignorować.
Wstali z ławki i powolnym krokiem skierowali się do domu nastolatki.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 05.02.2007 00:50
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Część druga:

Książę Ciemności
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie



ROZDZIAŁ 13
Zbrodnia


Pierwszy września nadszedł nad wyraz szybko. Wszyscy uczniowie, zarówno czarodzieje jak i mugole, narzekali na system oświaty. Jakby wakacje nie mogły trwać co najmniej pół roku!

W Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa panowała nerwowa atmosfera. Młodzież wkładała do kufrów ostatnie drobiazgi, a Zakonnicy próbowali ustalić jakąś strategię, która wygodnie pozwoliłaby odtransportować młodych adeptów sztuk magicznych na dworzec.

Pani Weasley, podobnie jak przez kilka ostatnich dni lamentowała. Nikt nie miał pojęcia, gdzie jest Harry, a chłopak ciągle nie dawał znaku życia. Z pośród wszystkich mieszkających na Grimmuald Place 12 jedynie Sienna nie przejmowała się przedłużającą się obecnością chłopaka.

- Pośpieszcie się! – krzyknął pan Weasley.

Najpierw zeszła Nicole, która, dzięki staraniom Nickolasa, również miała jechać do Hogwartu, skąd każdego dnia świstoklikiem miała przenosić się do swojej szkoły. Po chwili pojawiła się również pozostała trójka hogwartczyków.

Dorośli szybko wytłumaczyli im, że na King’s Cross dostaną się świstoklikiem, bo jest już za późno, żeby iść na piechotę, wzywać Błędnego Rycerza, czy jechać ministerialnymi samochodami. Ron niechętnie się na to zgodził. Nienawidził świstoklików równie mocno, jak Harry, ale on przynajmniej nie przewracał się za każdym razem.

- A Harry? – zapytała Ginny.

- Widzisz go gdzieś tutaj? – warknął wściekle Moody. – Bo ja nie. Skoro go tu nie ma, to niech sam sobie radzi – uciął.

Zapanowało milczenie. Wszyscy wiedzieli o otwartej wojnie między Szalonookim i Potterem, ale do tej pory obaj starali się siebie unikać, więc nie było jakichś większych scysji.

- A Hedwiga? Przecież nie może tu zostać – zauważyła Hermiona.

Sowę ostatni raz widziano w pokoju Sienny, dlatego też dziewczyna pobiegła tam i po kilku minutach wróciła z siedzącą na ramieniu Hedwigą. Ptak był najwyraźniej zadowolony ze swojego miejsca, bo wtulił główkę pod skrzydło i z powrotem zapadł w sen.

Wszyscy przenieśli się na dworzec. Nicole zachwiała się niebezpiecznie, kiedy w jej uszy uderzył gwar panujący na peronie. Gdyby nie Ron, który chwycił ją za ramię, zapewne zginęłaby w tłumie, który spieszył do pociągu. Trudno się dziwić, skoro odjazd miał nastąpić za dziesięć minut.

Państwo Weasley uściskali po kolei każde ze swoich dzieci, a potem także Hermionę i Siennę. Państwo Granger, którzy na swoje wyraźne żądanie także zostali zabrani na peron nakazali Hermionie dbać o zęby i życzyli jej powodzenia, co też zrobili w stosunku do pozostałych. Ojciec dziewczyny poprosił ją także, by pozdrowiła od niego Harry’ ego.

Kufry zostały wepchnięte do pociągu i młodzież w ostatnim momencie do niego wskoczyła. Znaleźli przedział, w którym siedziała już Luna i Neville. Lovegood jak zwykle czytała żonglera. Longbottom natomiast patrzył na nich pytającym wzrokiem.

- Pytanie pierwsze: kim jest ta szacowna panienka? – zapytał wskazując Nicole. – Pytanie drugie: gdzie jest Harry?

- Ta panienka – zaczął oficjalnym tonem Ron – to Nicole Fogg, wnuczka Nickolasa Fogga, jednego z członków Rady Starszych. Co do twojego drugiego pytania, to nie mam pojęcia, gdzie przebywa Harry i wydaje mi się, że nie chcę tego wiedzieć.

Neville skwitował to stwierdzenie uniesieniem brwi, ale nic nie powiedział.

Hermiona chrząknęła.

- A więc, Nicole, w przedziale siedzą Neville Longbottom, siódmy rok, Gryffindor i Luna Lovegood, szósty rok, Ravenclaw.

- W takim razie miło mi poznać – powiedziała dziewczyna, lekko pochylając w ich stronę głowę.

Ginny patrzyła na Neville’ a z rosnącym zainteresowaniem. Już w zeszłym roku chłopak wyprzystojniał, ale nadal poruszał się niezdarnie, miał za długie ręce i za krótkie nogi. Dopiero teraz zaczął przypominać prawdziwego przystojniaka – jak stwierdziła dziewczyna.

Luna właściwie niewiele się zmieniła. Jedynie na szyi przybył dodatkowy sznur korali z kapsli.

Wszyscy ponownie zasiedli na wolnych miejscach, a Ron i Hermiona poszli do przedziału prefektów, aby jak co roku odebrać instrukcje od Mcgonagall.

Sienna zajęła wolne miejsce i przez chwilę przyglądała się pozostałym towarzyszom podróży. Westchnęła ledwie zauważalnie. Gdyby był tu Harry zapewne by się nie nudziła.

Pół godziny później Ron i Hermiona wrócili, dziewczyna sprawiała przy tym wrażenie wyjątkowo zdegustowanej, a chłopak starał się nie roześmiać.

- Co jest? – zapytał Neville, który przestał z uporem wpatrywać się w Nicole.

- Parkinson wydarła się na Malfoya, bo ten powiedział, że przypomina mopsa. Na to ona stwierdziła, że Malfoy jest zapatrzonym w siebie bubkiem i już ona postara się, żeby wyszedł na ludzi – usłużnie wyjaśnił Ron.

Sienna uśmiechnęła się delikatnie.

W jakiś czas później do ich przedziału zawitał Malfoy w obstawie swoich dwóch goryli. Krytycznym wzrokiem obrzucił wszystkich. Zdziwił się trochę, że nie zauważył nigdzie Pottera, ale nie dał niczego po sobie poznać.

Jego wzrok padł na siedzącą w rogu drobną dziewczynę, ubraną we francuskim stylu.

- A to kto? – zwrócił się w jej stronę. – Nigdy cię tu nie widziałem. Jesteś nowa?

- Można tak powiedzieć – odezwała się spokojnym głosem. – Jestem Nicole Fogg.

- Draco Malfoy, do usług.

Chłopak ukłonił się z galanterią, ale dziewczyna zdawała się tego nie zauważać. Patrzył na coś za jego plecami i uśmiechała się lekko ironicznie. Patrzył na jej twarz szukając czegokolwiek, co mogłoby mu powiedzieć, czego Nicole wypatruje, ale niczego nie dostrzegł.

- Nie sądzę, aby przebywanie w ich towarzystwie miało pozytywny wpływ na ciebie – kontynuował tymczasem. – Biedak, szlama, Pomyluna i ten półcharłak Longbottom… Ciekawe towarzystwo, nie powiem.

- Zamilknij, zanim powiesz coś, czego naprawdę mógłbyś żałować – odezwał się cichy, ale doskonale słyszalny głos za blondynem.

Draco odwrócił się powoli. Zamierzał zbesztać Crabe’ a i Goyle’ a, ale zamiast nich zobaczył Pottera, który opierał się o drzwi. Malfoya nie zdziwił sam widok pojawiającego się znikąd chłopaka, lecz jego wygląd.

Potter ubrany był w luźne, czarne bojówki i takiegoż koloru bezrękawnik z kapturem. Na torsie wyszyta była rozwarta paszcza tygrysa. Włosy Pottera postawiony były na żel, a ich końcówki miały barwę butelkowej zieleni. Chłopak nie miał okularów, ale szpanował soczewkami z źrenicami w kształcie gwiazdek. Do pasa przypiętą miał kaburę z najprawdziwszym rewolwerem. I to właśnie w niego wpatrywał się Draco.

Harry podążył za jego wzrokiem i uśmiechnął się kpiąco. Prawdziwa broń leżała bezpiecznie schowana w czwartej skrytce jego nowego kufra, kolejnego prezentu od Yennefer.

- Podoba ci się, co? – powiedział. – Niestety, nie nadaje się dla dzieci. Pokazałbym ci go, ale mógłbyś zrobić sobie krzywdę, a tego chyba nie chcemy.

Mówił, jak do małego dziecka. Przy tym objął go ramieniem i wyprowadził na korytarz. Zamknął mu drzwi przed nosem i odwrócił się do zdziwionych przyjaciół.

- No co? Chcieliście się go pozbyć, nie?

Sienna pokręciła ze śmiechem głową, ale zaraz potem zmarszczyła brwi.

- Mam nadzieję, że nie zrobiłeś żadnego głupstwa? – zapytała tak, żeby tylko on to usłyszał.

- Spokojna głowa – uśmiechnął się w odpowiedzi. – Może jestem Gryfonem, ale nie szaleńcem.

- Tego ostatniego nie byłabym taka pewna – odparowała dziewczyna.

Potter prychnął lekceważąco.

Hermiona, która cały czas przysłuchiwała się ich rozmowie zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Z tego, co udało jej się zrozumieć, to Nicole wiedziała, że Harry zniknął i nikomu o tym nie powiedziała. Nie podobało jej się to. Bardzo jej się nie podobało.

- Harry? – Odważyła się zapytać. – Gdzie się podziewałeś przez ostatnie kilka dni?

- Tu i tam – padła niemal natychmiastowa odpowiedź. – Wczoraj na ten przykład odwiedziłem Pokątną.

Słowem nie wspomniał jednak o tym, że był również na Nokturnie i rozmawiał z Lokim. Dowiedział się wtedy, że wszystkie wampirze klany przeczuwają nadchodzącą wojnę i ciągle zastanawiają się, po czyjej stronie stanąć.

Hermiona ciągle nie była przekonana, czy Harry mówi prawdę, ale nie odezwała się, bo na horyzoncie widać już było szkołę. Wygoniła z przedziału chłopców i razem z dziewczynami przebrała się w mundurek. Jedynie Sienna nie musiała tego robić, ale i tak założyła czarną spódnicę, białą bluzkę i żakiet, które na co dzień były jej szkolnym strojem.


***


Wielka Sala przyozdobiona była setkami świec. Nad każdym ze stołów wisiały sztandary z herbami poszczególnych domów, a nad stołem nauczycielskim herb szkoły. Uczniowie zajęli już swoje miejsca. Wszyscy dziwnie patrzyli na Siennę, ale ta rozmawiała szeptem z Harrym i wyjaśniała mu, dlaczego Nickolas zdecydował, że jego wnuczka nocować będzie w Hogwarcie i codziennie przenosić się do swojej szkoły.

Profesor Mcgonnagal wprowadziła przerażonych pierwszorocznych i ustawiła ich przed podium. Wygłosiła swoją tradycyjną mowę. Tiara Przydziału zaśpiewała piosenkę, która jak co roku mówiła o potrzebie zjednoczenia się i pokonania uprzedzeń.

Harry nie słuchał. Wpatrywał się za to w błyszczące złością oczy Mary. Wiedział, czemu tak się dzieje. Przez całe wakacje nie napisał do niej ani jednego listu, a te od niej odsyłał nawet ich nie otwierając. Był zbyt skupiony na nauce i próbie utrzymania się przy życiu, by jeszcze przejmować się humorami rozkapryszonej panienki.

Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że Mary rozkapryszoną panienką na pewno nie była. Będąc córką Łowcy musiała przyzwyczaić się do ryzyka i strachu, że tata następnego dnia nie wróci do domu.

Mary natomiast starała się ignorować czającą się pod skórą bestię, którą ona sama nazywała wściekłością. Rozumiała, że Harry może mieć problemy. Zdawała sobie sprawę, że tortury zmieniają ludzi, ale, na Merlina, czy Potter musiał zadawać się z tą całą Nicole? W czym ona była lepsza od niej? Była ładniejsza? Mądrzejsza?

Harry ocknął się z zamyślenia dopiero, gdy Mcgonnagal wyczytała jedno z ostatnich nazwisk. Kiedy Zacharry Sarah trafiła do Hufflepuffu powstał dyrektor. Rozejrzał się dookoła i jeszcze chwilę poczekał, aż wszyscy się uspokoją.

- Witajcie uczniowie! – rozpoczął przemowę. – Zanim zaczniecie jeść, chciałbym wam tylko przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest absolutnie zakazany.

Tym razem jego wzrok nie skierował się do Harry’ ego. Dyrektor wiedział, że chłopak w zeszłym roku szkolnym nie opuszczał szkoły, a przynajmniej żadne portrety mu o tym nie doniosły. Może tylko hogwardzkie duchy, zwłaszcza rezydenci poszczególnych domów, byli nieco bardziej tajemniczy, ale jednocześnie zadowoleni. Za każdym razem, kiedy Albus pytał o taki stan, te uśmiechały się obłudnie i odpowiadały, że jeszcze nie nadszedł czas prawdy.

- Pan Filch pragnie przypomnieć, że… zabawki ze sklepu braci Weasley są zakazane.

W tym momencie Harry uśmiechnął się złośliwie. Dumbledore nie miał pojęcia, co aktualnie produkują bliźniaki, a właściwie czym zajmują się ich pracownicy. Na dnie jednej ze skrytek w kufrze miał nie tylko podarowany przez Blacków rewolwer, ale także broń poprawioną przez Didi i Dextera. W końcu musiał ją gdzieś wypróbować, a z tego co pamiętał, to Carmen była w skora do pomocy, jeśli chodzi o takie rzeczy.

- Chciałbym też przedstawić nowego nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią, profesor Morgana La Fay!

Wskazał wysoką kobietę, w czarnej szacie z obszernym kapturem narzuconym na głowę. Jej twarz skryta była w mroku, ale widać było, że ma rude włosy, które teraz wiły się wokół twarzy i ramion.

Dumbledore poczekał, aż oklaski umilkną.

- W Hogwarcie gości jeszcze jedna kobieta. Będzie ona praktykować Eliksiry i pomagać Severusowi Snape’ owi w przygotowywaniu eliksirów leczniczych dla Skrzydła Szpitalnego. Przywitajmy Yennefer Malfoy!

Tym razem tylko pojedyncze osoby klaskały. Oczy wszystkich skierowały się natomiast na Dracona, który miał minę, jakby zobaczył upiora. Nie dało się zaprzeczyć, że kobieta jest niesamowicie podobna do chłopaka, choć jej oczy były raczej rozbawione niż chłodne.

Harry wymamrotał coś niewyraźnie. Spojrzał na siedzącą po prawej stronie Mistrza Eliksirów kobietę, która w tej chwili również na niego spojrzała. Uśmiechnęła się złośliwie, na co chłopak odpowiedział tym samym. Pojęcia nie miał, czemu nic mu nie powiedziała, że załatwiła sobie praktyki w Hogwarcie, ale wolał w to nie wnikać.

Tymczasem dyrektor życzył wszystkim smacznego i klasnął w dłonie, powodując, że na stołach pojawiło się jedzenie. Pierwszoroczni przez chwilę patrzyli na to oszołomieni, ale w końcu zaczęli jeść.

Ron pochłaniał kolejne porcje z zatrważającą szybkością. Hermiona prychnęła ze złością. Nie lubiła, kiedy rudzielec zachowywał się jak dzikus. Ginny spojrzała na nią z pobłażaniem.

- Dziwisz się, Hermiono? Przez tyle lat mieszkania pod jednym dachem z Fredem i George’ em wszyscy musieliśmy wykształcić w sobie coś takiego jak “umiejętność szybkiego jedzenia”, żeby żaden z tych debili nie dosypał czegoś do twojego obiadu.

Granger pokiwała głową. Doskonale wiedziała, do czego zdolne są te dwa “patafiany”, jak czasami określała bliźniaków w myślach.

Harry uśmiechnął się delikatnie. Wszystko, wracało do normy. Znowu był w Hogwarcie. Musiał tylko uważać, żeby któryś ze współlokatorów nie odkrył czasem, że Harry ma Mroczny Znak. No i była jeszcze Sienna, której pojawienia się ciągle nie rozgryzł.

Najbardziej martwiła go jednak zawzięte mina Mary. Siedząca kilka miejsc dalej Alisson skrzyżowała z nim wzrok i przejechała palcem po szyi wskazując swoją siostrę. Harry nigdy nie był zbyt dobry w rozpoznawaniu takich przekazów, ale ten był wyjątkowo jasny do zrozumienia. Miał nieliche kłopoty

Odłożył sztućce. Przechylił się w stronę Hermiony i szeptem zapytał ją o hasło do Wieży Gryffindoru. Potem spokojnym krokiem wyszedł z Wielkiej Sali.


***


Następnego dnia Mary obudziła się z przeczuciem, że stanie się coś złego. Nigdy nie miała powodów, by nie ufać swoim przeczuciom, a teraz to uczucie z każdą chwilą stawało się coraz silniejsze.

Westchnęła, wiedząc, że tej zagadki teraz i tak nie rozwiąże. Wstała z łóżka i powłócząc nogami poszła do łazienki. Piętnaście minut później jej współlokatorki zaczęły się niecierpliwić, więc chcąc nie chcąc wróciła do dormitorium i ubrała się.

Całą czwórką weszły do Wielkiej Sali i skierowały się do swojego stołu. Jakiś czas później uczniowie jedli już śniadanie, które zostało przerwane przez przybycie sów zaopatrzonych w listy.

Mary sięgnęła po Proroka Codziennego, którego doręczyła jej brązowa płomykówka. Zapłaciła za przesyłkę. Chwilę później odrzuciła gazetę na bok ze wstrętem wymalowanym na twarzy. To samo zrobiło kilka innych dziewcząt, jedynie Hermiona Granger głośno krzyknęła.

Ron zajrzał jej przez ramię i nabrał głośno powietrza. Odsunął od siebie jedzenie, twierdząc, że już nie jest głodny. Na jego twarzy malowało się skrajne obrzydzenie wymieszane z szokiem.

Harry sięgnął po Proroka Codziennego. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie salonu tonącego we krwi, ale nie to tak przeraziło jego przyjaciół. W centralnym punkcie znajdowały się rozszarpane na kawałeczki zwłoki, czegoś, co kiedyś prawdopodobnie było człowiekiem.

Chłopak zagwizdał cicho. Nie przypuszczał, że ścierwo pozostałe po Kruku zostanie tak szybko odnalezione. Owszem, widok jaki zobaczył na fotografii mocno raził w jego zmysł estetyczny, którego nabawił się przebywając w towarzystwie Yennefer, a który został mocno rozciągnięty przez pobyt w Trójkącie.

- Harry? Mógłbyś o… o tym, przeczytać? – poprosiła ciągle blada Hermiona.

Skinął głową i odnalazł właściwy ustęp artykułu.


KRUK MARTWY, TYM RAZEM NAPRAWDĘ

Wczoraj, w godzinach późno-wieczornych mugolka, Samatha Ferox, znalazła zmasakrowane zwłoki, których płci nie była w stanie określić. Wezwana policja zbadała wszelkie poszlaki, ale nie odnaleziono żadnych śladów bytności kogoś innego niż denat.

Wśród policjantów znalazł się charłak, który pragnie zachować anonimowość. Zawiadomił on służby aurorskie, a te zajęły się sprawą. Na miejscu odnaleziono znikome ślady magii, które równie dobrze mogła zostawić sama ofiara jak i napastnik.

Udało się ustalić, że denat zginął nie więcej niż czterdzieści osiem godzin wcześniej. Ponadto jest nim były Auror, znany pod pseudonimem “Kruk”. Kilkanaście lat temu zaginął on w niewyjaśnionych okolicznościach, jednak plotki głoszą iż przeszedł na stronę Sami – Wiecie – Kogo.

Dowódca sił aurorskich obiecał, iż morderca lub mordercy szybko zostaną ujęci. Podejrzewa się, iż za tą zbrodnią stoją wampiry.

Więcej informacji na stronie drugiej.

Autor: Rita Skeeter



Harry odłożył na bok gazetę i jakby nic zabrał się za jedzenie. Sięgnął po tost, a później, jakby robiąc Ronowi na złość po dżem truskawkowy. Nałożył sporą warstwę czerwonej mazi na kanapkę i zjadł ją patrząc na przerażoną Mary. Popił to wszystko herbatą.

- Jak możesz być tak spokojny? – zdziwiła się Hermiona, która powoli zaczęła odzyskiwać kolory. – Zabito człowieka, a ty…

- Co ja? – syknął chłopak. – Mam go opłakiwać? Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem go wykończyć. Sam, osobiście, ale ktoś mnie ubiegł. Więc teraz pozostaje mi tylko pogratulować temu komuś i żyć dalej.

Panna Granger spojrzała na niego nic nie rozumiejąc. W wakacje Harry zachowywał się jak człowiek, który ma wiele tajemnic, ale teraz był po prostu straszny.

- Ale ten Auror… – oponowała dziewczyna.

- Auror – prychnął Harry. – Auror który przeszedł na stronę wroga? Nie, Hermiono, dla takich nie ma litości.

- Ale…

- Zdajesz sobie sprawę, że stajesz po stronie człowieka, który omal cię nie zabił? – powiedział niespodziewanie Potter. Tym razem jego głos był smutny, ale z całą pewnością kryły się pod nim kryształki złości.

Hermiona otworzyła usta w zdziwieniu. Wiedziała, że w zeszłym roku ktoś rzucił na nią pewną klątwę, której natury do tej pory nie pojęła, ale nie miała pojęcia, kto to zrobił. Chciała zapytać o coś jeszcze, ale czarnowłosy już wyszedł z Wielkiej Sali.

Ron spojrzał na nią.

- Obawiam się, że to już wymyka się spod kontroli – oświadczył nad wyraz poważnie. – Musimy powiadomić o tym Dumbledore’ a.

Hermiona pokiwała głową.

Tymczasem Harry oparł się o chłodny mur szkolnych korytarzy. Przymknął oczy, próbując uspokoić oddech. Dał się ponieść emocjom. Miał ochotę zakląć, ale to wzbudziłoby jeszcze więcej podejrzeń.

Przed jego twarzą pojawiła się mała, czarna karteczka. Chwycił ją i przejechał palcem po pieczęci z herbem francuskich Malfoyów. Yennefer przesyłała pilną wiadomość, skoro posłużyła się czarnym papierem i srebrnym atramentem.


Natychmiast w moich kwaterach. Lochy, czwarte drzwi za salą eliksirów. Hasło: Krew i Potęga.


Harry wykrzywił twarz w drwiącym uśmiechu. Wampiry ponoć lubią miejsca takie jak lochy i stare katakumby czy kanały, ale Potter wiedział, że Vipera nie trawi brudu, a jeszcze bardziej nie znosi chłodu.

Szybkim krokiem skierował się w stronę lochów. Miał tylko nadzieję, że nikt go nie zauważy.

Yennefer powitała jego przybycie spokojnym uśmiechem. Wskazała mu jeden z foteli.

- Teraz słuchaj uważnie, Złoty Chłopcze. Rozpętaliśmy coś, na co nie mamy już wpływu. Odpowiedzialność za zabicie Kruka spadnie na Czarnego Pana, ale, co logiczne, sam zabić nie mógł, dlatego mordercy ex-aurora będą szukani. Sami zainteresowani chętnie pozbyliby się drania, dlatego śledztwo nie będzie zbyt skrupulatnie prowadzone, ale mimo wszystko musimy mieć się na baczności. – Zamilkła na kilka minut. – Po zamku krąży pełno Aurorów i Zakonników. W związku z tym…

- Siedzieć na dupie i ani mru-mru – dokończył Harry.

Yennefer spojrzała na niego przeciągle.

- Coś mi się zdaje, że za długo przebywałeś na Nokturnie. Pilnuj się, dobrze ci radzę. Wujaszek Severus często bywa we Wściekłym Bazyliszku albo Niebie, a połowę swojej młodości spędził włócząc się po różnych spelunach, dlatego zna slang. Postaraj się posługiwać w miarę normalnym językiem.

Harry pokiwał głową. Starać się mógł, ale co z tych starań wyjdzie, nigdy nie wiadomo. Przed wyjściem zapytał, jak powinien zwracać się do Yennefer przy ludziach. Ta stwierdziła, że po nazwisku raczej nie pasuje, a dodawać przedrostek “pani profesor”, to grube przegięcie.


***


W gabinecie Dumbledore’ a panowała przygnębiająca atmosfera. Dyrektor głaskał w zamyśleniu łebek Fawkesa. Naprzeciwko niego siedziała Minerwa Mcgonnagal, Severus Snape i Alastor Moody.

Szalonooki co chwilę rzucał niechętne spojrzenia w stronę Mistrza Eliksirów, ale ani razu się nie odezwał.

- Albusie? – nie wytrzymała w końcu kobieta.

Mężczyzna wyrwał się w końcu z zamyślenia. Spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami, w których teraz nie igrał żaden ognik.

- Przepowiednia się sprawdziła – powiedział w końcu.

Mężczyzna strząsnął do Myślodsiewni jedno ze wspomnień. Nad misą zaczął się formować kształt przypominający człowieka.

- Tralewney? – zdziwił się Snape. – A co ona ma do martwego Kruka?

Dumbledore nie odpowiedział. Wskazał za to coraz wyraźniejszą mgiełkę. Chwilę później zachrypnięty głos widmowej wieszczki zaczął mówić:


Ruszyły Anioły w tan
Poleciały do piekła bram
Tam gdzie nie sięga już wzrok
Tam gdzie duszę ogarnia mrok



Wszyscy pogrążyli się w milczeniu. Wszyscy razem i każdy z osobna zastanawiali się, co mogą oznaczać takie słowa.

Severus czuł, że coś mu świta. Gdzieś na dnie podświadomości znał rozwiązanie zagadki, ale ta jak wąż wyślizgiwała mu się. Nigdy nie lubił Wróżbiarstwa i ludzi parających się tą dziedziną magii, a już Tej – Starej – Wariatki – Tralewney nie cierpiał.

Miał jednak świadomość, że z przepowiedniami i wróżbami trzeba ostrożnie. To, czy pozwolimy im się wypełnić zależało tylko od ludzi. Tak samo jak to, czego dotyczyły. Prawdziwych wróżbitów była zaledwie garstka i zawsze wydawało mu się, że Sybilla do nich nie należy.

- Kiedy ją usłyszałeś, Albusie? – zapytała Mcgonnagal.

- Na początku sierpnia i później jeszcze raz. Dwa dni przed rozpoczęciem roku szkolnego.

Snape zmarszczył brwi. To o czym myślał mogło mieć sens, ale niekoniecznie go miało. Jak wszystko, co wiązało się z przeznaczeniem, losem, czy czym tam jeszcze. Pewnie przepowiednia stanie się jasna już po fakcie. Jak zwykle.

Alastor zastanawiał się, o co mogło chodzić z Aniołami. Kim były, gdzie je znaleźć. Nie miał pojęcia. Był starym Aurorem, który wiele w życiu przeszedł i jeszcze więcej widział, ale to, co musiało wydarzyć się w domu Kruka przerażało nawet jego.

- A wracając do sprawy Kruka. Mamy jakieś podejrzenia? – zapytał w końcu.

- Czarny Pan – mruknął w końcu Snape. – Nie sam, oczywiście, ale to jego robota. A raczej jego Bezimiennych.

- To znaczy? – zapytała Minerwa. – Kim są Bezimienni?

- Ludźmi, którym Czarny Pan bezwzględnie ufa. Jest ich dwójka. Kobieta i mężczyzna. Wiem o nich tylko tyle, że nawet ten szaleniec się z nimi liczy.


***


W Ministerstwie Magii, mimo późnej godziny nikt nie próżnował. Kilka godzin wcześniej znaleziono zwłoki jednego z Aurorów. Byłego, co prawda i do tego drania, ale sprawą należało się zająć.

Wszyscy siedzieli w sali odpraw i przeglądali posiadane przez siebie informacje, które praktycznie równe były zeru. Tak jak ich szanse na szybkie pójście do domu.

- Morderstwo doskonałe? – zasugerował nieśmiało Schakelbot.

- Nie istnieje – warknął głównodowodzący. – Musi być coś, co przegapiliśmy.

- Wampiry? Wilkołaki? Strzygi? Mantykory? Chimery? Ludzie?

Bernard Rose prychnął cicho słysząc wymieniane przez Kinglseya gatunki. Wilkołaki i strzygi mogły być groźne dopiero za tydzień. Wampiry nie mieszały się w politykę, a mantykory i chimery były zbyt głupie, żeby zaatakować. No, chyba, że ktoś je kontrolował, ale jeśli to prawda, to mieli poważny problem, bo ten, kto był w stanie kontrolować tak drapieżne zwierzęta musiał być naprawdę potężnym czarnoksiężnikiem.

Z drugiej strony teoria Kinga o morderstwie doskonałym i Człowieku Zjawie miała sens. Nie znaleziono żadnych śladów, zero obcej magii, poza tą należącą do denata. Legendarny Człowiek Zjawa naprawdę mógł maczać w tym palce.

Mężczyzna potrząsnął głową. Jeśli nawet on zaczynał myśleć o spełniającej się bajce, to co dopiero jego zmęczeni podwładni. Wszyscy byli na nogach już od blisko dwudziestu godzin, a Samantha miała na utrzymaniu czteromiesięczną córkę, którą karmiła piersią.

- Sam, do domu – zdecydował w końcu. Nie mógł patrzeć, jak dziewczyna słania się na nogach. – Tonks ty też się zbieraj. Reszta do roboty!

Większość spojrzała na niego jak na kosmitę. Co tu było do roboty? Sprawa była prosta jak drut: ktoś zabił Kruka, którego sami mieli ochotę rozszarpać za wodzenie ich za nos. Powinni być wdzięczni temu komuś, kto odwalił za nich brudną robotę, a tymczasem muszą szukać winnych.

- Uznajmy po prostu, że to robota Sami – Wiecie – Kogo i po sprawie – stwierdził ktoś stojący z tyłu.

- On tak nie działa. Jest okrutny, ale nie rozrywa ludzi na strzępy – uparcie powtórzył Bernard.

- A skąd wiesz, co przeciągnął na swoją stronę? Może ma już Władców Bestii, a może coś jeszcze gorszego. Z tym szaleńcem nigdy nie dojdziesz do ładu.

Bernard w milczeniu przyznał rację podwładnemu. Zresztą, Aurorzy mieli walczyć, a tymczasem bawią się w detektywów, co, bynajmniej, nie należało do ich obowiązków.

- Dobrze, skapitulował w końcu. Powiedzmy, że to robota Tego – Którego – Imienia – Nie – Wolno – Wymawiać. Mroczny Znak nie wisiał nad domem, więc to raczej mało prawdopodobne, ale niech wam będzie. Gdzie dowody?

- Nie zrobił tego osobiście. Może to jakaś Bestia?

- Wyczulibyśmy ślad magii.

- Niekoniecznie – wtrącił King. – A ja nadal twierdzę, że to wampir.

Takich kłótni do samego rana było jeszcze mnóstwo. Każdy z Aurorów miał jakąś teorię, którą koniecznie powinno się sprawdzić. Niestety, żadna z nich nie zbliżała ich do rozwiązania sprawy nawet na jotę.


***


Voldemort siedział na czarnym fotelu i uśmiechał się ironicznie, o ile to wykrzywienie warg można było nazwać uśmiechem. Nagini skręcała się pod jego nogami.

- Jak myślisz, moja droga, czy Potter brał w tym udział?

Wąż syknął coś o zemście. Czarny Pan przyznał Nagini rację. Zemsta była doskonałym motorem popychającym do działania. On sam właśnie od tego zaczynał. W jego szeregach pełno było ludzi, którzy tylko czekali na możliwość wypowiedzenia trzech słów: “Zemsta została wypełniona”.

Voldemort nie był głupi i wiedział, że jeśli Potter się rozbestwi, to ciężko go będzie pokonać, ale na razie obecność chłopaka mu nie przeszkadzała. Co więcej, w pewnym sensie, bawiła go. Uwielbiał patrzeć na rozlatujący się świat Złotego Chłopca, gdzie białe jest białe, a czarne jest czarne.

On sam wiedział już, że nie zawsze czarne znaczy złe. Dlatego jego Śmierciożercy mieli białe maski. Wyglądali wtedy jeszcze straszniej, zwłaszcza w świetle pojedynczej latarni. A Bezimienni? Oni mieli być tymi, którzy obserwują i wymierzają sprawiedliwość zdrajcom.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]   20.05.2006 22:06
Darkness and Shadow   Jest, jest! Wreszcie! Doczekałam się! ...   20.05.2006 22:37
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 Licencja Był czwarty lipca. Harry wysz...   27.05.2006 14:29
Kedos   To raczej nie jest na podstawie tylko raczej konty...   27.05.2006 23:19
Shmanii   Czytałam twoje HP i bractwo smoka oraz czytam tera...   28.05.2006 12:03
MoniQ   no nareszcie...myślałam ze sie juz nie doczekam......   06.06.2006 15:04
Mroczny Wiatr   :P a to już nowy miesiąc mamy i bez nowego rozdzi...   07.06.2006 11:55
Ines   Opowiadanie jest cudowne. Czytałam już Bractwo Smo...   19.06.2006 20:45
Abaska   Nie czytałam Bractwa Smoka ale zapowiada się niezł...   21.06.2006 15:19
Carmen Black   Nie bijcie! Ja nie mam nic na swoje usprawiedl...   02.08.2006 00:45
Carmen Black   ROZDZIAŁ 4 [u]Tajemnice Znaku[/u] Blond włosy m...   02.08.2006 00:46
Carmen Black   ROZDZIAŁ 5 [u] Ginger[/u] Yennefer spojrzała ...   02.08.2006 00:47
Carmen Black   Ginger obudziła się z olbrzymim bólem głowy. Po ra...   02.08.2006 00:48
Child   Pracownik działu obsługi klienta proszony na dział...   03.08.2006 21:53
Carmen Black   ROZDZIAŁ 6 [u]Szczury Harry wbiegł do swojego po...   13.08.2006 00:57
Carmen Black   Yennefer weszła do mieszkania. Przeszła do salonu,...   13.08.2006 00:59
Marta Potter   SSSSSSSSSSSSUUUUUUUUUUUPPPPPPPPPPPEEEEEEEERRRR ...   14.08.2006 05:57
Kedos   Dajesz skarbie dajesz!!!! Jak zwyk...   15.08.2006 19:18
Marta Potter   a'propos :kiedy next part? a to dla weny: :kro...   17.08.2006 03:55
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 [u]Przysięga[/u] Didi i Dexter siedzie...   20.08.2006 19:59
Carmen Black   Albus Dumbledore siedział w salonie swojego domu. ...   20.08.2006 20:02
Kedos   Jak zwykle swietne... Tylko to ta * na koncu... Zn...   29.08.2006 19:25
Child   bo to zdaje sie jest łacina :P   29.08.2006 19:31
Carmen Black   Bo to jest łacina na sto procent. Łacina tak ł...   30.08.2006 01:57
Katarn90   Począwszy od fatalnego, wybacz, tytułu zapowiadało...   31.08.2006 07:46
Hawtagai   W końcu doczekałam się kontynłacji opowiadania.Mam...   31.08.2006 18:26
Carmen Black   Na razie mam dwadzieścia kilka stron. Cały czas pr...   01.09.2006 23:32
Kedos   A mnie sie zdaje ze juz nawet mozna sie domyslac k...   06.09.2006 20:29
Carmen Black   ROZDZIAŁ 8 [u]Jak kameleon[/u] Minął tydzień, od...   16.09.2006 22:03
Marta Potter   Daj next parta po sie :cry: ! a to dla weny :...   15.11.2006 00:45
Carmen Black   Następnego dnia wieczorem miało się odbyć zebranie...   16.09.2006 22:04
Hawtagai   Jak to dobrze ,ze jest juz nowy part,niestety nie ...   16.09.2006 23:26
Kedos   No i BĘC! Parcik jest, sie on podoba, i Kali c...   03.10.2006 18:15
Naomi   Zajefajny ten fick mam nadzieje,ze autorka tego op...   13.11.2006 23:37
Child   czy jest moderator na sali?   16.11.2006 19:46
Kedos   Watpie zeby byl nowy rozdzial bo autorka zaczela z...   24.11.2006 10:57
Carmen Black   Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Brak...   25.11.2006 18:49
Kedos   Baardzo ciekawe, fajnie opisalas wampirki,a to z d...   07.12.2006 19:18
Carmen Black   ROZDZIAŁ 10 [u]Magia Słów[/u] Yennefer siedziała...   23.12.2006 19:29
Carmen Black   Przy okazji. Wszystkiego najlepszego z okazji nowe...   31.12.2006 16:52
Carmen Black   Ostrzeżenie Żeby ni było, że nie ostrzegam. Może b...   17.01.2007 17:05
Samanta Vlane   ja ma pytanie przeczytalam prawie jeźcow apokalips...   24.01.2007 13:51
Ushnark   hpibractwosmoka.blog.onet.pl tutaj na forum w FF ...   25.01.2007 16:14
Samanta Vlane   kurcze chcialabym juz nastepna czesc znaczy rozdzi...   29.01.2007 18:12
Carmen Black   Część druga: [b]Książę Ciemności [i]Prawdziwych p...   05.02.2007 00:50
Carmen Black   Tekst został zbetowany przez: Ailime ROZDZIAŁ 14...   01.03.2007 19:54
Kedos   Ogolnie dobrze, ale w jednym miejscu zamiast ...   04.03.2007 22:02
Carmen Black   Tekst zbetowany przez: Czejoo ROZDZIAŁ 15 [u]Kopu...   06.04.2007 18:21
Carmen Black   Beta: Nudziara Ostrzeżenia: Będą przekleństwa, duż...   28.04.2007 23:25
Zeti   Bardzo dobry FF. Powinnaś napisać coś własnego, i ...   23.05.2007 20:02
Carmen Black   ROZDZIAŁ 17 [u]Miś[/u] Poniedziałek był dniem, k...   06.06.2007 19:06
HermionaW   Droga Carmen! Jest jak zwykle cudnie. Czytała...   15.06.2007 16:17
Zeti   Nareszcie nowa część. Jest świetna. Tylko tego nie...   06.06.2007 21:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 18 [u]List Wieść o nowym towarzyszu Harr...   28.06.2007 15:00
Carmen Black   Carmen spojrzała na niego krytycznym wzrokiem. Z m...   28.06.2007 15:01
Zeti   Jak zwykle absolutnie fantastyczne. Czekam na kole...   28.06.2007 21:06
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 19 [u]Piraci[/u] Hermion...   22.07.2007 15:53
HermionaW   Carmen, och Carmen czemu mi to czynisz? Przez twoj...   22.07.2007 22:50
Skaterin   Swietne, że to tak delikatnie ujme ;) Czasami [cho...   23.07.2007 18:35
Zeti   Jak zwykle świetne. Już nie mogę się doczekać kied...   01.08.2007 10:55
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 20 [u]Handlarz [/b] Ron...   09.08.2007 11:54
Zeti   Super. Szkoda, że nie rozdziały pojawiają się częś...   09.08.2007 13:15
Skaterin   :nutella: :nutella: :nutella: pozostaje mi tylk...   22.08.2007 22:01
Zeti   Jj, kiedy następna część? Już się nie mogę doczeka...   27.08.2007 22:30
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 21 [u]Klub Pojedynków[/b]...   08.10.2007 21:02
Zeti   Jakoś dziwnie średnio mi się podobało. Właściwie ż...   09.10.2007 19:13
Claudia_Black   Cudne! Bardzo mi się podoba! Tylko.. Kiedy...   20.10.2007 10:24
Kedos   Więęęęęcej!!!! Świetne opko(chocia...   07.11.2007 22:52
Carmen Black   Na szybko i bez bety. Wybaczcie za zwłokę. Brak we...   27.12.2007 19:52
HermionaW   Caaarmen!!! Powiedz, dlaczego czynisz ...   30.12.2007 14:00
Saphira Shadow   Nawet może być...Jak się dowiem co dalej to napisz...   05.02.2009 16:59
Jezabel   To opowiadanie jest po prostu świetne!! Cz...   18.09.2009 22:37


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.05.2024 10:02