Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Zagubiony, tłumaczenie 9/18

Twoja opinia o opowiadaniu
 
Dobre - zostawić [ 5 ] ** [100.00%]
Słabe - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 5
Goście nie mogą głosować 
immo_love
post 27.01.2007 13:28
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 16
Dołączył: 16.07.2005




Hej, opowiadanko ma 18 rozdziałów - będzie dużo Harry`ego i Snape`a, jak i angstu i dramy biggrin.gif czyli wszystko co najlepsze według mnie tongue.gif
Mam nadzieję że się wam spodoba.

autorka Danae3
link do oryginału http://www.fanfiction.net/s/1378106/1/

mam już betę - dziękuję Evelyn z Rivendell ! biggrin.gif


Rozdział 1

Noc jest po to by spać i śnić. Oczyszcza ciało i umysł z brudu pozostawionego przez te bezlitosne życie. Bo czyż całe nasze życie nie jest bezlitosne? Jak inaczej możemy naprawić to, co jest popsute, jeśli nie dzięki mijającemu czasowi? Tylko czas leczy rany. I czy ktoś ma prawo mówić że jest to niemożliwe? Ach...tylko spać i śnić, i zapomnieć o wszystkich okropnych rzeczach, które nas spotykają każdego dnia. Zapomnienie jest błogosławieństwem, dzięki niemu podążamy naprzód. Problem w tym, że niektórzy z nas mają więcej rzeczy do zapomnienia niż inni. Niektórzy z nas przeżywają całe swoje życie w przeciągu jednej chwili. Inni żyją jedynie chwilami w ciągu całego życia. Jest też kilku innych, zaledwie kilku…

Harry Potter, nie mogąc spać, usiadł na blacie biurka i wpatrywał się w solidnie zakratowane okno swojej sypialni na Privet Driver przy numerze 4. Na zewnątrz mocno padało ciężkim, kłującym w kości i mrożącym w duszę deszczem. Wiedział coś o tym. Stał na nim prawie trzy kwadranse, czekając aż wuj Vernon zabierze go z King’s Cross. Wzbudzał przy tym nerwowe spojrzenia mugoli, którzy nie mogli zrozumieć dlaczego jakiś dzieciak mógłby być na tyle tępy, by bez powodu stać na takiej pogodzie. Ale Harry miał powód. Bardzo dobry powód. Był nim Vernon Dursley.

Jego ramię wciąż było obolałe z powodu wyszarpnięcia z samochodu, a nadgarstek praktycznie skręcił się w przeciwną stronę, podczas gdy był ciągnięty do domu, a następnie do swojego pokoju. Nie udało mu się ani trochę ulżyć swojej ręce, nawet wtedy kiedy starał się nadążyć za szybkim krokiem wuja. Został bezceremonialnie wrzucony do swojej sypialni, zanim jeszcze kłódka na drzwiach zatrzasnęła się. Harry usiadł i ułożył na kolanach swoje ramię, które wciąż puchło i siniało po brutalnym potraktowaniu chłopaka przez wuja.

"Przynajmniej nie siedzę w komórce" pomyślał, przyciskając czoło do zimnego szkła i obserwując krople deszczu, spływające po szybie. Błyskawica przecięła niebo, rzucając niesamowite światło na jego skąpo urządzoną sypialnię.


Zabij niepotrzebnego.

Harry zacisnął mocno powieki na niewyraźne wspomnienie bólu przeszywającego jego bliznę. Wstrzymał oddech, gdy grzmot z hukiem wstrząsnął jego ciałem.

Cedrik Diggory, reprezentant Hogwartu, odszedł. Zamordowany.

Zabij niepotrzebnego.


Nie był nawet osobą. Jedynie niepotrzebnym ciałem, które przybyło ze świstoklika. Nie był Chłopcem, Który Przeżył, więc nie mógł przeżyć. Nie był tym, którego chciał Voldemort, więc został zabity.

Cholerna, pokręcona ironia.

Chwycimy go jednocześnie. Tak czy owak, to zwycięstwo Hogwartu.

Przegraliśmy. Wszyscy. Obaj. Każdy z nas. Ale Cedrik...

Harry patrzył w twarz Cedrika, w jego otwarte szare oczy, martwe, bez wyrazu, na jego półotwarte usta, zastygłe w lekkim zdziwieniu.

Ponownie zacisnął powieki.

Zabierz ze sobą moje ciało, dobrze? Zabierz moje ciało, oddaj je moim rodzicom...

Harry schował twarz w swoje lewe ramię i pozwolił spłynąć łzom, które pojawiły się po raz pierwszy od czasu zajścia na cmentarzu. Swoim pierwszym łzom z dala od Hogwartu i Dumbledore`a. Z dala od Rona i Hermiony.


Całkiem sam w swojej małej sypialni na szczycie schodów, na Privet Drive numer 4, Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, płakał.

Ten post był edytowany przez immo_love: 09.02.2007 18:42


--------------------
Hate to feel - wish I couldn't feel at all...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
immo_love
post 09.02.2007 12:20
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 16
Dołączył: 16.07.2005




Dzięki Rossa za komentarz. Podniósł mnie na duchu smile.gif - chociaż nieco zdziwiłam się bo wydawało mi sie że to właśnie opisy wychodzą mi gorzej niż dialogi^^.
Anyway...mam nadzieję że kolejne rozdziały się spodobają.

Rozdział 7

Powiadają, że istnieją etapy opłakiwania straconych osób, uczucia, które wszyscy odczuwamy w obliczu śmierci ukochanej osoby. Nasze serce i umysł nie chce przyjąć do wiadomości tej informacji i zezłoszczeni tym, czujemy się zranieni. Wątpimy we własną nieśmiertelność, choć czy rzeczywiście chcemy żyć wiecznie? Być może jedynie boimy się umrzeć... Ale, czyż wspaniały człowiek nie rzekł kiedyś „Ostatecz¬nie, dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej, wielkiej przygody”? Wielu jest między nami takich, którzy, gdy stają twarz w twarz ze śmiercią, nie odczuwają strachu. Bo, mimo wszystko, jak inaczej mamy dowiedzieć się, co jest po drugiej stronie? Śmierć jest przygodą – taką, z której nie możemy powrócić… przynajmniej nie niezmienionymi. W takim razie, czy ocaleli szukają nas, tym samym powstrzymując przed dalszą drogą, jedynie po to, by pogodzić swoje myśli z tym, co czuje ich serce?

Było zaledwie dwa dni przed powrotem uczniów do szkoły i ciągle brakowało jakichkolwiek nowych informacji o Harry`m. Żadne czary, wspomagane wskazówkami Dursleya nie potrafiły go zlokalizować. Tonks z Lupinem zagłębili się w mugolskich gazetach, szukając informacji o znalezionym ciele na polu Surrey, lecz żaden artykuł nie nawiązywał do takiego zdarzenia. Charlie wraz ze swoim ojcem odwiedzali kostnice i szpitale w tamtym rejonie, mając nadzieję znaleźć kogoś, kto będzie wiedział cokolwiek, zamiast tego spotykając zaledwie obojętne pielęgniarki, które odmawiały podania informacji o pacjentach komuś nie należącym do rodziny. Teraz, zebrani w kuchni przy numerze 12 Grimmauld Place, czekali przybycia Dumbledora, którego przez ostatnie parę tygodni widzieli bardzo mało.

Syriusz był jedynym członkiem Zakonu, który nie był zaangażowany w nieustające poszukiwania Harry`ego. Jego więzienie było o wiele mniejsze niż dom, którego nie miał pozwolenia opuścić. To było w nim, cały czas oskarżając go za śmierć chłopca, będącego jego chrześniakiem. Żadna ilość ognistej whisky nie mogła zagłuszyć głosu, przypominającego mu o jego niekompetencji na stanowisku ojca chrzestnego.

Nieudacznik. Ostre słowa. Najostrzejsze dla jego uszu. Okazał się nieudacznikiem jako przyjaciel, ojciec chrzestny, opiekun…a będąc zamkniętym w tym mieszkaniu, nigdy niebędącym domem dla niego, przypominał sobie stale o swoim niepowodzeniu jako syn. Jak często mu to wypomniano?

Syriusz nie nadawał się do niczego oprócz podarowania tego głupiego domu Zakonowi. Mógł tylko siedzieć tu, w najciemniejszym kącie swojej kuchni, ze swoją whisky – butelka na kolanach – ciągle przypominającej mu, co znaczy niepowodzenie: wegetacja, pomyłka.

Może całe to życie było pomyłką.






Zmierzch. Groźna pora dla przesądnych. Pora dla tych, którzy wyzywają śmierć, i odbywającego się nieopodal znajomego zgromadzenia. Zwolennicy kolejnego potężnego czarodzieja zebrali się, przywołani przez tego, którego czczą, ubrani w identyczne, smoliste szaty i niczym się niewyróżniające maski, formując nieprzerwany krąg.

Severus Snape stał wśród tych mężczyzn i kobiet, anonimowy, chodź dzięki swojej pozycji wszyscy wiedzieli, kim jest. Szpiegiem Czarnego Pana. Snape owinął się swoja wyniosłością niczym peleryną, ignorując wszystkich spoza wewnętrznego kręgu Czarnego Pana, którzy mówili bądź spoglądali na niego. Dziś była ta noc – noc, gdy jego krzyki odbiją się echem w nocnym powietrzu. Ukryty w swojej wyniosłości i szacie mógł przygotować się psychicznie.

- Muszę mu dziś powiedzieć, Albusie. Nie mogę ryzykować, że jutro nie zostanę wezwany.

- Rozumiem, Severusie. Miałem jedynie nadzieję, że nie będzie to konieczne.

- Co powinienem mu powiedzieć?

- Po prostu, że Harry zaginął

- Albus…

- Nic więcej, Severusie. Nic więcej

- Naprawdę sądzisz…

- Nic więcej, Severusie.


- Severusie, jakie masz nowe informacje z Hogwartu?

Schylając swoją głowę w na tyle, na ile pozwalała mu na to jego własna godność, Snape zrobił krok w przód, nie ośmielając się podnieść wzroku powyżej rąbka peleryny Czarnego Pana. Jego umysł był oczyszczony z wszystkiego, poza informacjami, które miał przekazać.

- Chłopak Potterów zaginął, Panie mój. Nie wiadomo, gdzie jest, od momentu, w którym opuścił szkołę. – W akcie posłuszeństwa uchylił głowę jeszcze niżej, oczekując reakcji swojego Pana.

- Naprawdę? – Brzeg szaty zbliżył się, gdy Czarny Pan podszedł. Snape zebrał w sobie siły.

- Tak, Panie mój.

- A co o tej…sytuacji myśli ten... miłujący mugoli głupiec? – Spytał, jednakże w jego głosie nie słychać było ciekawości. Podpuszczał go.

- Postradał zmysły, Panie mój, szukając chłopaka.

Niekończąca się cisza stała się jeszcze bardziej przerażająca, gdy Czarny Pan kontynuował wędrówkę wokół swojego nadwornego Mistrza Eliksirów. Snape walczył, by oczyścić umysł z wszelkich niepożądanych informacji.

Nic nie ujawnić.

- A co ty myślisz o tej informacji, Severusie?

- Panie mój? – Do czego on zmierzał?

- Wierzysz wiadomości, którą mi przyniosłeś?

- Wierzę, że Dumbledore w nią wierzy, Panie mój.

Przerwa.

- Prawidłowa odpowiedź, Severusie...

Dzięki Bogu.

- Jednak informacja, którą mi przyniosłeś, jest fałszywa.

Zanim w umyśle Snape`a mogła zakiełkować jakakolwiek myśl, jego ciało wiło się już z bólu.






Albus Dumbledore siedział na szczycie kuchennego stołu, słuchając raportów, składanych przez członków Zakonu Feniksa, z koniuszkami palców przyciśniętymi do nosa. W istocie wszyscy raportowali, że nie mają nic do zaraportowania. Żadnych nowych informacji o Harry`m. Nie można było znaleźć ciała biednego chłopca.

- Co z przepowiednią? – zapytał Remus Lupin, podnosząc wzrok z zarysowanego stołu na wiekową twarz swojego dawnego dyrektora.

- Musimy ciągle ją strzec, by mieć pewność, że jest bezpieczna…

- Po co? –Syriusz wyrwał się na krótką chwilę ze swojego alkoholowego upojenia, by przerwać przywódcy Zakonu

- Po co? – powtórzył Dumbledore.

- Po co ją strzec? – spytał gorzko – Voldemort wygrał. Harry nie żyje. Po co kłopotać się strzeżeniem zabutelkowanego wspomnienia? Jaki w tym sens?

- Sens?

- Tak, sens. – Podniósł się niepewnie, tak samo jak Lupin, który również wstał, jego spojrzenie śledziło przyjaciela. – Jaki jest sens w strzeżeniu przepowiedni? – Rozejrzał się po innych członkach Zakonu, którym zabrakło słów na jego zachowanie - Nie mogliśmy nawet ochronić piętnastoletniego chłopca przed pobiciem na śmierć przez plugawego mugola.

- Syriusz…

- Nie wtrącaj się do tego, Remus.

- Syriuszu, usiądź, zanim powiesz coś, czego będziesz później żałował. – Jego wzrok powędrował na Tonks, która z otwartymi ustami wpatrywała się w kuzyna.

- Chłopiec, w którego pokładacie nadzieję, jest martwy. Praktycznie wszyscy z pierwszego Zakonu są martwi, bądź oszaleli. Co tak dokładnie osiągniemy, oprócz skrócenia naszych własnych żyć?

- Jeśli my nie stawimy czoła Voldemortowi, kto to zrobi, Syriuszu? – Niebiesko-szare oczy Dumbledora spoczęły na ciemno-niebieskich oczach swojego dawnego ucznia, zamykając je w spojrzeniu, jak gdyby byli jedynymi ludźmi w pokoju, gdy przed płonącym kominkiem trwała cicha rozmowa. Nie podniósł głosu ani nie pozwolił, by złość zapanowała nad jego słowami. – Korneliusz Knot? Ufasz mu całym swoim sercem?

- Ja sobie nie ufam całym sercem! – krzyknął Syriusz, ciskając swoją szklankę z whisky na ścianę i wybiegając z pokoju, gdy szklanka roztrzaskała się, a jej zawartość rozlała. Remus chciał za nim pójść, lecz został powstrzymany przez Dumbledora.

- Zostaw go, Remusie. Opłakuje Harry`ego. Pozwólmy mu na to. Jednakże – ciągnął, spoglądając po pokoju, zwłaszcza na Remusa i Wealeyów – ograniczcie ilość trunków, do których ma dostęp. Uświadamiam sobie, że to jest jego dom, ale nie można tolerować jego zachowania dla jego własnego dobra i zdrowia.






Kiedy ból ustąpił na tyle, by powróciła świadomość otoczenia, Snape podniósł się na kolana,
Nie ośmielając się ani razu próbować wstać, czy spojrzeć na czarne szaty swojego Pana, który coś wiedział. Zdecydowanie o wiele więcej niż Snape mu powiedział, więc Snape został ukarany. Ale co on wiedział?

- Mój Panie, cóż takiego uczyniłem? – Wiedział, że niedługo znów dostanie Cruciatusem, ale musiał dowiedzieć się, co wiedział Czarny Pan. Czy wiedział o losie chłopaka? O jego położeniu?

- Mój głupi Mistrzu Eliksirów – syknął - Odkryłem tą informację tygodnie temu, od dementorów. A Lucjusz był na tyle uprzejmy, by dowiedzieć się reszty o losie chłopaka. – Niesamowity śmiech wyrwał się z jego gardła, powodując, że Snape`a przeszły dreszcze. – Zamordowany przez swoich mugolskich krewnych. Jakże Dumbledore musi się rozkoszować tym, że chłopak został zabity przez tych, których ochraniał. Bo jestem pewny, że już wie, co się stało. Nie musi ich więcej ochraniać.

- Mój Panie? – Białe światło mignęło Snape`owi przed oczami, gdy ból owładnął każdy nerw w jego ciele. Jego kości zdawały się płonąc, kiedy jego ciało niepohamowanie wiło się po podłodze. Krzyk rozbrzmiewał mu w uszach, choć dopiero później uświadomił sobie, że to on krzyczał. Jedyne, czego mógł być pewny, to to, że jego ciało buntowało się przeciwko niemu, i że chciało, by to wszystko się skończyło. Dopiero, gdy po raz kolejny wszystko urwało się niespodziewanie, uświadomił sobie, że z nosa już od jakiegoś czasu leci mu krew. Obrócił twarz, by wyksztusić z gardła krwawą flegmę.

- Naprawdę wierzyłeś, że pozwolę im żyć po tym, jak zabrali mi to, co tylko ja mam prawo mieć? – Czarny Pan splunął – Ci mugole doświadczyli bardzo powolnej śmierci. Każdego, kto zabiera coś, co należy do mnie, czeka ten sam los. Potter jest martwy. Teraz chcę Dumbledore’a – przerwał, prawdopodobnie po to, by przyjrzeć się zebranym wokół siebie Śmierciożercom. – Niech lekcja Severusa będzie lekcją dla was wszystkich. Informacje mają być przekazywane na czas i precyzyjne. Severusie, następnym razem nie będę taki łaskawy.

Krzyk Snape`a zatrzymał się w jego gardle, gdzieś pomiędzy zupełną męczarnią, a potrzebą, by odetchnąć. Miał wrażenie, że jego mięśnie były żywcem odrywane od kości. Jego ciało już dłużej nie istniało: jedynie ból, przesyłany do jego mózgu przez zmniejszające się przebłyski tortur i bólu. Znowu został oślepiony białym światłem, nim ciemność nie pochłonęła wszystkiego.






Dumbledore siedział głęboko pogrążony w myślach przy swoim biurku, kiedy jego Mistrz Eliksirów wszedł do gabinetu, i, odrzucając swoją maskę śmierciożercy na blat biurka, opadł na krzesło. Skrzyżował ręce na piersi, szaty owinął ciasno wokół ciała.

- Bardzo późno wracasz.

- Mieliśmy długą noc.

- Jak poszło?

- Dursleyowie nie żyją.

Dumbledore spojrzał w górę, natychmiast napotykając atramentowo-czarne oczy swojego szpiega.

- Dowiedział się, że Potter jest martwy – ciągnął Snape – Dursleyów już nie ma.

- Jak?

- Najprawdopodobniej po długich torturach – odpowiedział złowrogo szpieg.

- Jak się dowiedział? – nalegał Dumbledore.

- Co za różnica? – Snape spytał zirytowany – A może zamierzałeś dalej chronić ich po tym, co zrobili?

- Severusie, czy ty…

- Gdyby Dursley był czarodziejem, zesłaliby go do Azkabanu na całe życie. Los, który go spotkał, był łaskawszy, niż ten, na jaki zasłużył. – Wiedział, że te słowa rozgniewają dyrektora, człowieka, którego szanował ponad wszystko, ale w tej chwili, po tym wszystkim, co dziś przeżył, nie obchodziło go to. Był święcie przekonany o słuszności swoich słów.

- Nikt nie zasługuje na tortury, Severusie. A jego żona i dziecko byli niewinni.

- Nikt nie jest bez winy, Albusie! – krzyknął. Jego głos wzrósł do poziomu, jakiego nigdy wcześniej nie użył wobec tego mężczyzny. – Jeśli ktoś jest winny, to właśnie oni, za to, że nic nie zrobili, by to powstrzymać. Są winni słabości.

- Słabość nie jest karana śmiercią, Severusie! – Złość pojawiła się w oczach starszego mężczyzny, złość, której Snape nie widział skierowanej do siebie od czasu, gdy przyznał się do bycia Śmierciożercą - Właśnie ty powinieneś rozumieć to najlepiej!

- To, co rozumiem, to to, że Dursley zabił naszą szansę na pokonanie Czarnego Pana i za to został zabity. – Stał teraz, patrząc z góry na swojego mentora, człowieka, który tak dawno temu zaufał mu wtedy, kiedy nikt nie powinien. – Trzymał zamknięte magiczne dziecko jak zwierzę i śmiertelnie pobił. Nie mogę mu współczuć. Czy ja swoją szansę…

- Nie kończ tego zdania, Severusie – ostrzegł Dumbledore. – Nie każ mi zastanawiać się, po czyjej jesteś stronie.

Snape, jak skamieniały, wpatrywał się w dyrektora.

- Zastanawiasz się, po czyjej jestem stronie?

- Nakazałem ci ściśle poinformować Voldemorta jedynie o tym, że Harry zaginął. Ty zaś przyprowadziłeś mu mugolską rodzinę, rodzinę Harry`ego, i aż do ich śmierci…

- Powiedziałem mu dokładnie to, co chciałeś, żebym mu przekazał - że Potter zaginął. – Wyciągnął bardzo trzęsącą się dłoń, jedyne następstwo klątw, które wytrzymał, którego nie był w stanie ukryć, i porwał z biurka maskę. – Znał prawdę już wcześniej, a Dursleyowie byli martwi, zanim jeszcze zostałem wezwany.

Oczy Dumbledora wpatrzone były w trzymającą maskę chudą dłoń Snape`a, i zastanawiał się, czemu nie zauważył tego wcześniej, bo nawet, kiedy była ukryta w szatach młodszego mężczyzny, dreszcze i tak były wyraźne.

- Dlaczego cię torturował? – zapytał ciszej.

- Za przyniesienie niedokładnych informacji – Snape odpowiedział rozgniewanym, lecz już bardziej opanowanym głosem. - Nigdy nie wątp w moją lojalność, Albusie. Prędzej odebrałbym sobie życie ,nim dobrowolnie oddał je jemu. – W ten sposób zostawił Dumbledora, który wolno opadł na krzesło z twarzą schowaną w rękach, by zastanowił się nad swoimi słowami, powiedzianymi do człowieka, który tak wiele ryzykował dla Zakonu. Drzwi z drugiej strony pokoju zamknęły się z cichym trzaskiem.




--------------------
Hate to feel - wish I couldn't feel at all...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
immo_love   Zagubiony   27.01.2007 13:28
immo_love   Rozdział 2 Okropną męką jest obudzić się i nie c...   27.01.2007 13:30
immo_love   Rozdział 3 Za swoim wielkim, dębowym stołem w śr...   27.01.2007 13:33
immo_love   Rozdział 4 - To - Ron Weasley jęknął, mocniej ch...   27.01.2007 13:35
Rosssa   Tłumaczenie nie jest takie złe, choć mogłoby być l...   27.01.2007 19:31
Lady Ann   To opowiadanie jest cudowne!!! Jestem...   28.01.2007 02:31
Anulka   Jeśli chodzi o mnie, to myślę, że tłumaczenie jest...   29.01.2007 18:12
immo_love   Przepraszam za zwlekanie i dzięki za komentarze...   06.02.2007 07:19
immo_love   Rozdział 6 By nie skłamać, pani Weasley nie była...   06.02.2007 07:26
Rosssa   Kolejne dwa rozdziały przetłumaczone. Opisy są ok,...   07.02.2007 01:34
immo_love   Dzięki Rossa za komentarz. Podniósł mnie na duchu ...   09.02.2007 12:20
immo_love   Rozdział 8 Pierwszy września nadszedł o wiele za ...   09.02.2007 12:21
immo_love   Rozdział 9 Dr Edward Thomson szybko przeszedł prz...   09.02.2007 16:33
marynia   opowiadanko jest poprostu super!!! Tłu...   02.04.2007 21:11
Zakohana w książkach   Kiedy następna część tłumaczena?? Bo ja to z angie...   06.04.2007 20:55
kruszynka85   Bedziesz dalej tlumaczyc opowiadanie? Fajne jest i...   07.06.2007 01:02
Luinehil   No, przeczytałam to opowiadanie. Sama fabuła jest ...   16.06.2007 11:39
Deletrix Mordvered   Nie ma rzeczy, która by z równie efektownym skutki...   11.03.2008 23:32


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 05:04