Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Love Sounds Like A Milion Colours [edit][nzak], paring: Hermiona/Draco

Nesta
post 21.10.2006 09:49
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 89
Dołączył: 20.10.2006
Skąd: Lublin

Płeć: Kobieta



Witam. Jestem w trakcie pisania tego opowiadania, więc kolejne rozdziały nie będą pojawiały się szybko, ale postaram się dodawać je, jak najszybciej. Występuje w nim mój ulubiony paring: Hermiona/Draco. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. smile.gif

[edit]
Prolog edytowany. Pisałam go od nowa, dałam tylko niektóre części jego pierwotnego 'wyglądu'. Mam nadzieję, że ten się bardziej spodoba. smile.gif


PROLOG

Because the line between
Wrong and right
Is the width of a thread
From a spider's web
The piano keys are black and white
But they sound like a million colours in your mind

[Katie Melua- Spider’s Web]


Grudniowa noc była, jak zwykle zimna. Śnieg padał nieustannie. Powiew wiatru i delikatny deszczyk zakłócał harmonię otoczenia. Zima nikomu się nie uśmiechała. Nikomu, prócz dwóm osobom, tak bardzo przez siebie znienawidzonych, tak bardzo odległych, a jednak... Czy ktoś powiedział kiedyś, że przeciwieństwa się przyciągają? Może i miał rację, ale nie do końca. Biel i czerń. Biel, Hermiona Granger, szesnastoletnia Gryfonka, spokojna, opanowana, dokładna i pilna. Pochodziła z mugolskiej rodziny, rodzice jej byli dentystami. Często nazywana była ‘szlamą’. Owszem, raniło to jej uczucia, lecz cóż poradzić?... Czerń, Dracon Malfoy, szesnastoletni, arystokratyczny dupek zadufany w sobie, arogancki szowinista, przystojny... szowinista. Cała jego rodzina była czystej krwi, a on sam był jednym z tych, co pomiatali szlamami.

Hermiona jeszcze nie spała. Szukała swojej różdżki, lecz nigdzie nie mogła jej znaleźć. Obszukała całe Dormitorium Gryfonów, z Sypialnią Chłopaków włącznie. I co? I nic! Już się martwiła, ale przypomniała sobie, że była nad jeziorem, tak pięknie wyglądającym o tej porze roku. Brązowowłosa narzuciła na siebie płaszcz przeciwdeszczowy, nie widząc, jak zimno jest właśnie teraz. Szybkim krokiem skierowała się do głównego holu. Gdy stanęła przed wielkimi, mosiężnymi drzwiami, mocno je pchnęła, wychodząc na zewnątrz. Fala zimnego powietrza uderzyła w jej twarz, a delikatny chłód przeszył jej ciało na wylot. Zadrżała z zimna i pobiegła w kierunku wcześniej zamierzonego miejsca. Z daleka ujrzała pewną postać. Nie była do końca pewna, kim owa postać jest, ale podeszła bliżej.
- Pięknie tu, nieprawdaż?- zapytał chłopak.
Granger od razu poznała po głosie młodego mężczyznę, wroga. Lustrowała go dokładnie, badając każdy kawałek jego ciała, a raczej pleców, bo nawet nie raczył się do niej odwrócić. Zauważyła, że ma dwie różdżki, a więc musiał mieć także...
- Oddawaj różdżkę, matole!- krzyknęła.
Malfoy odwrócił się do niej i spojrzał w jej orzechowe oczy, które wyrażały gniew. Uśmiechnął się ironicznie i podszedł bliżej, dalej patrząc na dziewczynę. Po zrobieniu kilku kroków, zatrzymał się. Był tak, blisko, że oboje czuli swoje nierównomierne oddechy.
- Powiedziałam; dawaj tego patyka!- błędem z jej strony było nazwanie różdżki, patykiem.
- No wiesz, Granger, nie podejrzewałem Cię, że jesteś, aż tak perwersyjna- Draco od razu miał aluzje na ten temat.
Hermiona się zarumieniła i znów zadrżała z zimna. Była zdenerwowana, ale także zawstydzona, do granic wytrzymałości. Wyciągnęła otwartą dłoń, na znak oczekiwania na oddanie, jak ona to nazwała, patyka, albo inaczej kawałka kijka.
- Padalcu, oddawaj!- wrzasnęła najgłośniej, jak tylko mogła.
Malfoy pokręcił przecząco głową i zasyczał cicho.
- Nie ładnie, Granger, nie ładnie...
- Nie ładnie to będzie, jak mi tej pieprzonej różdżki nie oddasz!- Gryfonka sama nie wiedziała, skąd u niej biorą się takie słowa.
- Granger, skarbie- uniósł brew do góry- jutro przyjdź do mnie. Do mojego prywatnego dormitorium- mówiąc to, zaakcentował ostatnie dwa słowa, po czym odszedł.
Taki już był Dracon Malfoy. Zawsze dostawał to, czego chciał i nigdy nie zamierzał przepuścić żadnej okazji. Nawet tym razem.
- A moja różdżka?!
Nic nie odpowiedział, tylko odwrócił głowę i uśmiechnął się znacząco. Hermiona patrzyła na znikającą postać wroga. Tak bardzo go nienawidziła. Nie rozumiała niektórych dziewczyn, które były w nim zakochane do nieprzytomności. Zakochane. Ona nigdy nie była zakochana w przeciwieństwie do tych dziewcząt. Nigdy nie czuła tego ciepła w sercu, ani lekkości na duszy. Nie miała, dla kogo o siebie dbać, chociaż nie zaprzeczam, że nie dbała. Była tak zezłoszczona, że zapomniała o zimnie ją otaczającym. Pewnym krokiem ruszyła do Zamku. A, że była dziesiąta, niektórzy uczniowie po Hogwarcie chodzili. Otwierając drewniane drzwi wejściowe i wchodząc do środka wpadła na...
- Parkinson, uważaj jak chodzisz, ofermo- wydobyte z jej ust słowa były przesycone, tak jakby, drwiną i ironią, co nigdy się u niej nie spotykało.
- Zamknij się, szlamko!- warknęła Ślizgonka.
Granger nie odpowiedziała nic. Nie miała zamiaru gadać z większą ilością Slizgonów. Malfoy i Parkinson jej w zupełności wystarczyli. Weszła po schodach na górę, a gdy była przed portretem Grubej Damy, podała hasło. Zobaczyła przytulne i ciepłe miejsce. Światła były pogaszone, jedynie pomieszczenie oświetlał zapalony w kominku ogień, który jeszcze dobrze się palił. Było jej zimno i była zmęczona, a na dodatek znowu nie ma różdżki. Zaklęła pod nosem, na myśl o tym, ze jutro ma iść do tlenionego Malfoya.

Uczniowie Gryffindoru zaczęli się powoli schodzić do Pokoju Wspólnego, co obudziło Hermionę. W jednej chwili zdała sobie sprawę, iż spała na kanapie w ubraniach. Pędem pobiegła do łazienki, aby wziąć kąpiel i przyszykować się do śniadania, a potem do lekcji. Kiedy skończyła się kąpać, owinęła się ręcznikiem. Mokre włosy luźno opadały na jej ramiona.
- Cholera- przeklęła, zapominając, że musi suszyć włosy mugolskim sposobem, bo Malfoy ma jej kijek.
Zrezygnowana wzięła suszarkę i ją włączyła. Ciepłe powietrze obijało się o jej włosy, jednocześnie susząc je. Po chwili dziewczyna związała je w wysoki koński ogon i ubrała się w świeżą garderobę. Spojrzała na zegarek, który wskazywał za dziesięć ósmą.
- Fajnie, że zjadłam śniadanie- wymruczała pod nosem i usiadła na łóżku, wyciągając z szuflady paczkę papierosów.
Hermiona praktycznie nie paliła, jednakże czasami, gdy była zdenerwowana sięgała po jednego. Zapaliła go i zaciągnęła się. Zrobiło jej się lepiej, jednym słowem wyluzowała się. Położyła głowę na poduszkę i spokojnie dokończyła palić papierosa, delektując się jego waniliowym smakiem. A kiedy skończyła...
- k....!- skąd takie słownictwo u szesnastoletniej nastolatki?
Pierwszą lekcją, jaką miała były oczywiście Eliksiry ze Snapem i jak zwykle musiała być spóźniona. Wybiegła z Sypialni i w ostatniej chwili przypominając sobie o torbie, zawróciła się i zarzuciła sobie ją na ramię. Pędziła przez korytarze, jak poparzona. Nagle zza rogu wyszedł jakiś chłopak, nie zauważyła go i... ŁUP!
- Mógłbyś uważać, chociaż trochę?!- warknęła zdenerwowana.
- Kobieto! To ty na mnie wpadłaś- odrzekł Malfoy, podając jej rękę ze zwykłej uprzejmości.
Hermiona skorzystała z pomocy i złapała się jego dłoni i podniosła z zimnej posadzki. Rzuciła szybkie dziękuję i pobiegła dalej, do lochów. Wbiegła, jak burza do ciemnej sali, w której na przedzie stał profesor Snape.
- Przepraszam za spóźnienie- wydyszała.
Severus spojrzał na zmęczoną dziewczynę i odrzekł sucho:
- Minus dziesięć dla Gryfonów, panno Granger- dodając po chwili:- A gdzie pani torba?
Hermiona popatrzyła na profesora, jak na oszołoma.
- Jak to gdzie?! Tutaj- krzyknęła wskazując... właśnie, co wskazując?- O cholera! Zgubiłam torbę!
Snape uśmiechnął się ironicznie i podszedł do panny Granger wolnym krokiem. Przez chwilę wszyscy uczniowie przyglądali się zaszłej sytuacji, ale gdy profesor spojrzał na nich, zaraz zajęli się ważeniem eliksiru.
- Proszę się wyrażać. Minus dwadzieścia za brak torby i przekleństwo- powiedział z drwiną w głosie.
Granger wybiegła z sali, bo, po co miała tam siedzieć, skoro nie była przygotowana? Powoli szła w kierunku Dormitorium Gryffindoru, patrząc czy gdzieś przypadkiem nie leży jej torba z książkami. Nagle ją olśniło.
- Malfoy! Tylko, gdzie go znaleźć?- zapytała samą siebie, nie oczekując na odpowiedź, ale jednak ją otrzymała.
- Chciałaś mnie szukać, Granger?
Hermiona uśmiechnęła się zadziornie mówiąc:
- Kochanie, oddajże mi moją torbę, bo jak nie to zabiję!
Malfoy się roześmiał.
- Nie mam jej przy sobie, chyba nie sądziłaś, że będę z nią wszędzie łaził? Musisz iść ze mną- mówiąc to, przyglądał jej się uważnie.
Dziewczyna skinęła głową i ruszyła za Ślizgonem. Gdy zeszli do lochów i podążali pewnym korytarzem, Hermionę przeszły po plecach ciarki. Było tam, tak ponuro, ciemno i wilgotno. Nie sposób tego opisać, ale najwyraźniej Ślizgonom odpowiadał taki styl życia. Po chwili znajdowali się przed wejściem do Dormitorium Slytherinu.
- Czysta krew- Malfoy powiedział hasło i ironicznie spojrzał na Hermionę, która słysząc te słowa, lekko się wzdrygnęła.
Weszli do środka. Ślizgoni, który nie mieli jeszcze lekcji, patrzyli ze zdziwieniem na Gryfonkę, lecz nic nie odważyli się powiedzieć, bo szła z Malfoyem... Weszli w pewien korytarz, tak jakby przedpokój i Draco otworzył kluczem drewniane drzwi. Pchnął je i jak prawdziwy dżentelmen, przepuścił pierwszą Granger. Chociaż dziewczyna nigdy nie mówiła, że dżentelmenem nie jest, bo nawet w stosunku do niej potrafił nim być. Jej oczom ukazało się dosyć spore pomieszczenie, w którym dominowały kolory zieleni i srebra. Na środku pokoju stała niewielka kanapa, przed nią szklany, okrągły stoliczek. Pod ścianą znajdował się, ku zdumieniu Hermiony, mugolski telewizor. Na przeciwko wejściowych drzwi było dość duże łóżko.
- No, to teraz złotko, dawaj papieroska, torbę i różdżkę- powiedziała.
Draco z kieszeni, nazbyt posłusznie, wyjął paczkę papierosów i poczęstował jednym Granger, a drugiego wziął sam.
- Masz,- powiedział, dając torbę- ale różdżki nie dostaniesz. Była umowa. Przyjdziesz do mnie, to Ci ją dam.
- Przecież jestem!- stwierdziła lekko załamana Hermiona.
- Masz przyjść po lekcjach, skarbie. O osiemnastej- odparł.
Kiedy panna Granger spaliła papierosa, wyszła z jego dormitorium, mówiąc pośpiesznie nara.

Na Eliksirach jej nie było, może to i dobrze, bo nie miała zamiaru stracić większej ilości punktów. Zostały jej dwie lekcje, przed obiadem. Transmutacja i Zaklęcia. Z dormitorium Dracona, od razu poszła na tą pierwszą, którą miała, jak zwykle, z opiekunką jej domu. Minevrą McGonagall, wysoką kobietą z ponurym wyrazem twarzy. Rzadko, kiedy się uśmiechała, ale lepiej rzadko, niż wcale. Długi, chudy nos, a na nich eleganckie okulary. Jej wzrok lustrował po kolei każdego ucznia. Zatrzymał się na Granger. Była czymś wyraźnie zamyślona. Wyraz jej twarzy wskazywał również lekkie zażenowanie. Po chwili na policzkach Gryfonki wystąpiły delikatne rumieńce. McGonagall miała zapytać, o co chodzi, lecz zauważyła Rona, coś szepczącego do ucha dziewczyny.
- Weasley, rudzielcu! Zamknij ten niewyparzony ryj!- krzyknęła Granger.
Profesorka spoglądała, to na nią, to na niego z niemałym zdziwieniem. Nie zdążyła nic powiedzieć. Hermiona wybiegła z lekcji, trzaskając drzwiami. Wszyscy, z jednej strony byli zaciekawieni, jakie aluzje szeptał jej Weasley, że tak bardzo się zdenerwowała, ale z drugiej... raczej woleli nie wiedzieć.

Po Zaklęciach, Hermiona udała się na obiad. Po drodze spotkała Ginny, więc poszły razem. Siadając przy stole Gryfonów, rudowłosa zamachnęła się nogą i...
- AŁA!- krzyknął jakiś drugoklasista, pod wpływem mocnego uderzenia w twarz.
Cały stół Lwa wybuchł wręcz niepohamowanym, zarażającym śmiechem. Słychać było też szepty wyrażające zaskoczenie innych domów, a gdy Ci dowiedzieli się, co zrobiła Ginny, również się śmiali. Po chwili cała Wielka Sala opanowana była śmiechami uczniów. Hermionę od śmiechu rozbolał brzuch, a gdy się uspokoiła, chcąc sięgnąć po sok z dyni, zaczepiła ręką o półmisek z udkami kurczaka, które wylądowały na głowie Rona. Obiad był bardzo śmieszny, do czasu, gdy wszedł...
- CISZA!- wrzasną Snape, na co w sali zapanowała głucha, przerażająca cisza.
Żaden uczeń nie ważył się odezwać. Tak, Snape był w szkole uważany za najsroższego nauczyciela, co nie oznaczało, że nie ma wśród młodych czarodziei poparcia. Weasley i Granger wyszły z Wielkiej Sali w nienaruszonym stanie. Mając nadzieję, że do końca dnia nienaruszone pozostaną.

Ten post był edytowany przez hazel: 04.09.2007 18:52


--------------------
"Najpiękniejszy uśmiech ma osoba, która najwięcej przecierpiała."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Nesta
post 22.02.2007 14:37
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 89
Dołączył: 20.10.2006
Skąd: Lublin

Płeć: Kobieta



ROZDZIAŁ II

- Draco?- zapytała Hermiona, przewiązując pasek szlafroka na biodrach.
Odpowiedziała jej cisza. Zapytała ponownie; zero odpowiedzi.
- Draco!- tym razem krzyknęła, czując, że ogarnia ją lekki strach.
Wybiegła z jego dormitorium, kierując się do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Chłopaki z jej rocznika, pogwizdywali, widząc na niej samo, cienkie okrycie.
- Zamknijcie mordy, sukinsyny!- to był Draco, jej kochany Draco.
Gwałtownie odwróciła się w jego stronę, wpadając mu w ramiona. Wtuliła się w niego, zamykając mocno powieki, z pod których wypłynęły łzy. Blondyn delikatnie uniósł jej głowę w górę, tak, że teraz patrzyli sobie w oczy.
- Co oni ci zrobili?- zapytał z troską w głosie.
- Zapytaj może, co TY mi zrobiłeś...
Wyrwała się z jego objęć i pobiegła z powrotem do dormitorium. On za nią.
- No, więc co takiego JA zrobiłem?!

Gryfonka zostawiła go samego w pokoju i poszła do łazienki, by po chwili wrócić z bielizną kobiecą w rękach.
- To nie tak, jak myślisz!- krzyknął od razu.
Tak, typowe dla mężczyzn zachowanie... Dziewczynie napłynęły łzy do oczu.

Biegła przez ciemne korytarze. Małą ją obchodziło, że jest w samym szlafroku i, że wszyscy się na nią patrzą. Zbłądziła, zbłądziła w ciemnym zaułku miłości...


Gdy Hermiona się obudziła, mężczyzny już nie było. Na stoliku leżała karteczka, a obok niej tuzin pięknych, czerwonych róż. Kobieta wzięła je i przyłożyła do twarzy, wdychając ich słodki zapach. Przypominał on jej wspólnie spędzone chwile z Draconem, nie tylko dobre, ale też te złe.

Wybacz, że nie potrafię Cię ochronić, wybacz, że ranię.

Draco.


Dochodziła dwunasta, a brązowowłosa kobieta podróżowała pociągiem Hogwart Express. Już niedługo będzie w domu, wypije gorącą herbatę i zapomni o tym wszystkim, albo pogrąży się w marzeniach jeszcze bardziej; co by było, gdyby...?

Wyjrzała ostatni raz przez okienko pociągu i jeszcze raz, ostatni raz rozejrzała się po przedziale. Przyłożyła ręce do serca. Po policzku spłynęła gorzka łza, która szybko wylądowała na podłodze, zostawiając jedynie po sobie wilgotny ślad na idealnym makijażu Hermiony. Kobieta wyszła na świeże powietrze, zmierzając ku swojemu samochodowi. Otworzyła drzwi i wsiadła do środka. Zapięła pasy i ruszyła.

Padał deszcz, jechała przed siebie. Zmrużyła oczy, na moment. Ale ten moment stał się piekłem. Wojną między światem żywych, a umarłych. Pisk opon, szaleńcze, demoniczne śmiechy w jej umyśle, trąbienie klaksonów. Horror, istny horror… Za chwilę głośny trzask. Mocne uderzenie o drzewo. Pioruny waliły, niby gong witający śmierć...

A zaraz potem wszystko stało się białe. Czyżbym była w niebie?, pomyślała.
- Nie, to tylko szpital- odpowiedziała jej pielęgniarka, jakby umiała czytać w myślach.
Natychmiast przypomniała sobie poprzednią noc. Noc spędzoną z Draconem. Z mężczyzną, którego kocha i któremu chciałaby dać wszystko, co tylko może. Ale nawet na to przyzwolenia nie miała. Cóż, nie miała wyboru; musiała cierpieć. Codziennie, gdy tylko się budziła, jak i szła spać, próbowała logicznie wytłumaczyć sobie to, co teraz się dzieje. Odejście Dracona, załamania nerwowe, co raz częstsze napady wybuchów złości... Próbowała je uzasadnić, czasami wychodziło, a czasami nie... Tym razem starała się zapomnieć o czymkolwiek, co było związane z Malfoyem. A przede wszystkim, chciała zapomnieć noc. Chciał tylko odmiany. Seks z inną kobietą to całkiem miła sprawa, pomyślała sarkastycznie.

Z nieba spadały krople wody, deszcz, jako zbawienie dla zeschłych roślin, spragnionych picia, okazał się zbawieniem dla niej, tej, która szukała, ale nie znalazła. Zamknęła oczy, wpadając w jego ramiona. Chwile nieszczęścia, stały się szczęściem. Nienawiść ponownie w miłość się zamieniła. Co zrobić w takiej chwili? Przebaczyć. Czegóż więcej chcieć? Ponownego oddania.

Próbowała ogarnąć wzrokiem pomieszczenie, niestety każdy, nawet najmniejszy, ruch sprawiał jej ogromny ból. Postanowiła się nie poruszać. Przynajmniej do czasu, dopóty będzie cała obolała.

Wbiła wzrok w nieskazitelnie biały sufit. Spojrzenie było całkowicie wyprany z wszelkich emocji. Poza niejasnymi przebłyskami obrzydzenia do samej siebie. Nienawidziła Boga; za to, co się stało. Ten cholerny wypadek samochodowy! Gdyby nie to, już dawno pogrążona byłaby w ciekawej lekturze z kubkiem gorącej kawy w ręku, ale nie! Życie nie ma sensu, pomyślała. W głowie Hermiony dosłyszalny był cichy głosik, wyrażający głęboki żal i smutek.

Miałeś kochać, mówiłeś, ze kochasz; najprawdopodobniej zwyczajnie łgałeś. Prosiłam, być wierzył. Że będzie dobrze, że się ułoży, chociaż trochę; prośbyś mojej nie spełnił. Ale przysięgałeś! Dlaczego, więc się z tego nie wywiązałeś?! Co było ważniejsze?

Inna kobieta? A może inna nie istniała od `teraz? Może ona zawsze była, i to ja byłam tą inną dla ciebie w związku z tobą?

Ale ja, zawsze pozostanę Ci wierna i oddana. I nie przestanę kochać, bo tylko dzięki Tobie, od tak dawna, żyję i czuję lekką radość z własnej egzystencji... Dziękuję... Gdybyś postanowił wrócić, pamiętaj, że ja wciąż na ten dzień czekam; z utęsknieniem, ale czekam.


Oceans apart day after day
And I slowly go insane
I hear your voice on the line
But it doesn't stop the pain

If I see you next to never
How can we say forever

Wherever you go
Whatever you do
I will be right here waiting for you
Whatever it takes
Or how my heart breaks
I will be right here waiting for you

I took for granted, all the times
That I though would last somehow
I hear the laughter, I taste the tears
But I can't get near you now

Oh, can't you see it baby
You've got me going crazy

Wherever you go
Whatever you do
I will be right here waiting for you
Whatever it takes
Or how my heart breaks
I will be right here waiting for you

I wonder how we can survive
This romance
But in the end if I'm with you
I'll take the chance

Oh, can't you see it baby
You've got me going crazy

Wherever you go
Whatever you do
I will be right here waiting for you
Whatever it takes
Or how my heart breaks
I will be right here waiting for you


Czekam, bo wciąż kocham, ale powoli tracę nadzieję. Powoli uchodzi ze mnie życie, cierpliwość ucieka, uciekam ja, uciekasz ty od realnego życia, zatapiasz się w surrealnym świecie, irracjonalne marzenia topią się w toni morskiej. Przepraszam, za wszystko i za nic, ale przede wszystkim; przepraszam za mnie.

Dalej zapatrzona w odległy, choć tak bliski punkt; sufit, myślała. Nad wartością życia, a raczej, czy ono posiada jakąkolwiek wartość. Nie wydaje mi się, odpowiedziała sama sobie. Po chwili podeszła pielęgniarka i podłączyła jej kroplówkę.
- Ktoś do pani przyszedł- powiedziała, spoglądając na nią.- Ma wejść?- zapytała.
Hermiona posłała jej zdziwione spojrzenie, ale przytaknęła.

Stał w progu drewnianych drzwi i patrzył na nią swymi szarymi tęczówkami. Wzrok pełen współczucia, tęsknoty i troski. Podszedł do jej łóżka i usiadł na krześle obok. Ujął jej dłoń. Bał się, że ją cofnie, lecz nic takiego nie nastąpiło. Najzwyczajniej w świecie się do niego uśmiechnęła, odwdzięczył się tym samym.

Marzenia, pomyślała, wspominając chwilę, gdy leżała w Skrzydle Szpitalnym po zaklęciu niewybaczalnym, które zadała jej Parkinson. Gorzko się uśmiechnęła i wróciła do rzeczywistości, w której ujrzała wysokiego mężczyznę, nieco znajomego. Oczy wyrażały dużo empatii. Usiadł na łóżku, w nogach, Hermiony.
- Białogłowo, przyszedłem wyratować się z opałów, wielmożna waćpanno- rzekł mężczyzna.
- Ah, powiedz jedynie; kimże jesteś, a oddam się w twe ręce, rycerzu.
- Jam Blaise Zabini, droga damo. Teraz poznajesz?- zapytał z rozbrajającym uśmiechem.
Tak, teraz poznała. Skrzywiła się nieznacznie, co on raczył zauważyć, ale nie przejął się tym zbytnio.

Narzuciła na siebie szlafrok, na nogi założyła ciepłe kapcie. Razem z Zabinim zeszła na parter, do kawiarni. Zamówili kawę.

Kelnerka przyniosła filiżanki, z których parował aromat świeżo mielonej kawy. Hermiona spojrzała na Blaise’a wyczekująco, nie chciała zaczynać bolesnej rozmowy, nie chciała rozdrapywać ran, uleczonych z biegiem czasu. Nie było, po co, się oszukiwać. Doskonale wiedziała, w jakim celu przyszedł tu Blaise.
- Powiedz,- zawahał się na chwilę- dlaczego Draco odszedł?
Blaise wiedział wszystko, tak; wszystko Toteż, dlatego, iż był przyjacielem Malfoya. Nigdy go nie zdradził, acz on nie zdradził także jego. Kobieta lekko zadrżała, słysząc jego imię.

- Nie mam zamiaru, Zabini, opowiadać ci całego mojego życia, ale- zawiesiła głos- kawałek nie zaszkodzi.

Jej rozmówca kiwną porozumiewawczo głową. Opowiadała mu, jak to było, gdy w szóstej klasie ona kochała jego, a on kochał ją. Jaka była zła, gdy powiedział jej o pierwszej zdradzie, na początku siódmego roku. Powiedziała mu, nawet o tym, jak to Parkinson zaszczyciła ją Cruciatusem, na co nieznacznie się skrzywił.

- Kontynuuj- powiedział zachęcająco Blaise, widząc, jak do jej oczu napływają łzy.
Kontynuowała, ale na koniec nie wytrzymała. Rozpłakała się. Znowu. Mężczyzna podszedł do niej i ją przytulił. Wtuliła się z w niego i szlochała bezgłośnie, pozwalając spływać po policzkach łzom. Nie wstydziła się ich. Była kobietą i, jak każda, miała prawo do okazywania uczuć.
- Już, csii...- szepnął jej do ucha, gładząc brązowe włosy.
Granger odsunęła się od niego, on usiadł na swoje krzesło.
- Poza tym, skąd wiedziałeś, że tu leżę?- zapytała, ocierając rękawem szlafroka oczy.
- Waćpanna rozwaliła mi auto- uśmiechnął się ironicznie.
Brązowowłosa posłała mu spojrzenie pod tytułem „wybacz” i również się uśmiechnęła. Poczuła delikatną sympatię do tego Ślizgona. Jeszcze nigdy nie rozmawiała z nim tak szczerze, jak właśnie teraz. To był błąd, bo może on pomógłby jej kiedyś, za szkolnych czasów.

Za późno było na rozmyślania. Stało się to, co się stało. Trudno, czasu nie cofnie. Po upadku trzeba wstać i się podnieć. Hermiona właśnie upadała po raz kolejny, lecz ni razu się nie podniosła. Ludzie patrzyli, jak psychicznie się załamuje. Patrzyli i współczuli, ale żadne z nich nie okazało cienia troski! Gapili się bezmyślnie i myśleli, że będzie dobrze. Nie! Wcale nie było dobrze. Gdyby, chociaż jedna osoba zaproponowała jej pomoc, mogłaby być pewna, iż jej nie odrzuci. Nikt, jednak, się nie pofatygował. Tacy byli ludzie. Napawali się cierpieniem innych, gdy oni sami w środku byli szczęśliwi.

-Kiedy wychodzisz?- zapytał z zaciekawieniem Zabini.
- Myślę, że jutro mnie wypuszczą- szepnęła.- Tylko nie wiem, jak wrócę do domu. Auto spierdolone- skrzywiła się.
- Przyjadę po ciebie.
Powiedziawszy ciche „do zobaczenia” wyszedł z pomieszczenia. Hermiona zaś dokończyła sączyć kawę i zrobiła to samo.


--------------------
"Najpiękniejszy uśmiech ma osoba, która najwięcej przecierpiała."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Nesta   Love Sounds Like A Milion Colours [edit][nzak]   21.10.2006 09:49
Ailith   Cóż... nie jest źle, ale mam parę zarzutów: Po pie...   21.10.2006 18:47
Nesta   Moją wadą jest właśnie to, że tak lubię ten paring...   21.10.2006 19:02
Roma   Coś ty zrobiła z TĄ kanoniczną Hermioną? Fajki? Pr...   22.10.2006 20:32
Nesta   Trudno, nie wszystkim musi się podobać. ;p Bo każd...   22.10.2006 20:40
Ailith   Cóż... będę szczera - poprawiona wersja niezbyt mi...   22.10.2006 21:15
rhiamona   Nie zachwyca. Akcja strasznie pędzi, tutaj Hermion...   02.11.2006 23:53
Nesta   Tak piszę ciąg dalszy i myślę... ;p No, bo, w sumi...   07.11.2006 09:15
Neffi   temat "oklepany" i watki (np. nad jezior...   08.11.2006 17:57
Nesta   Em, nie, no dobra. Temat może być oklepany, ale na...   09.11.2006 08:28
Katon   Hmmm... Dawno nie czytałem żadnego fika. Ten był...   09.11.2006 14:05
Hermiona1900   Jak dla mie bardzo ładnie zaczynający się fick...t...   16.11.2006 23:30
Nesta   Hmm, szczerze mówiąc, dawno tu nie zaglądałam. oO ...   22.02.2007 14:33
Nesta   ROZDZIAŁ II - Draco?- zapytała Hermiona, przewiąz...   22.02.2007 14:37
Nesta   ROZDZIAŁ III Hermiona leżała na łóżku szpitalnym....   22.02.2007 14:40
Nesta   ROZDZIAŁ IV Na twarzy Hermiony pojawił się grymas...   22.02.2007 14:46
Annik Black   Śliczne... Na razie chyba tylko tyle potrafię z si...   27.02.2007 15:39
Nesta   Bardzo dziękuję. ;p Oczywiście, że nastąpi. Niech ...   01.03.2007 11:44
Aylet   hmm, no trochę inne. Trochę za smjutne jak dla mni...   01.03.2007 12:36
Nesta   Oj, już dawno tu nie dodałam żadnego newsa. ;p W c...   31.07.2007 20:59
czarownica88   bardzo mi się podoba ale myślałam że po takim wstę...   31.07.2007 23:11
Nesta   Przepraszam, czy można zamknąć ten temat, usunąć g...   10.08.2007 10:25


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 20.06.2024 18:56