Bracia, Związane ze "Spalonymi..."
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Bracia, Związane ze "Spalonymi..."
Idril Celebrindal |
![]()
Post
#1
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 37 Dołączył: 13.09.2005 Płeć: Kobieta ![]() |
Ten tekst jest prezentem urodzinowym dla Skajuśki, Wiećmy Wielkopolskiej. Z podziękowaniem za długie godziny spędzone nad moimi tekstami i z najlepszymi życzeniami.
„Bracia” są powiązani postaciami bohaterów z fanfiktem „Spaleni słońcem” i jego znajomość jest raczej konieczna do zrozumienia poniższego tekstu. Bracia – Opanuj się. – Béla zapalił cygaro i upił łyk tokaju. Kłęby dymu przesłoniły mu na chwilę zawziętą twarz brata. – Opanuj się – powtórzył. – I usiądź. – Nie będę siadać – odpowiedział cicho Lászlo, cedząc słowa przez zęby. – I nie mam zamiaru się opanować. Starcie dwóch tak silnych charakterów zawsze miało w sobie posmak wojny pozycyjnej. Przeciwnicy okopywali się naprzeciw siebie i starali się zadać wrogowi jak najbardziej dotkliwe straty przy minimalnych stratach własnych. I żaden nie zamierzał ustąpić. – János siedzi w swoim pokoju i od godziny wpatruje się w ścianę. Uważasz, że to normalne? Zaraz, jak to szło… A, wiem. „Taki wstyd. Charłak w rodzinie. Co my powiemy innym? I pomyśleć, że ta czarna owca jest moim synem.” – Lászlo uśmiechnął się z ironią. – Uważasz, że tak wygląda wsparcie ze strony ojca? – Jesteśmy czystokrwistym rodem – odpowiedział spokojnie Béla, zaciągając się cygarem. – Takie wypadki nie powinny się zdarzać. – Ten wypadek jest twoim synem, do jasnej cholery! Pomyśl o tym od czasu do czasu. *** Cichy stuk w kącie biblioteki oderwał uwagę Lászlo od czytanej książki. „Nędznicy” wylądowali na niskim stoliku z hebanowego drewna. Lászlo nie cierpiał tego domu. Nie cierpiał grubych, zimnych murów zamczyska, wilgoci, którą nie zawsze udawało się zniwelować zaklęciami, ciemności, przytłaczających mebli, witrażowych okien w korytarzach i wysokich kolumn w głównym hallu. Nie mieszkał przecież w jakimś cholernym kościele! Jedynie w bibliotece czuł się w miarę swobodnie. Miał swój ulubiony kącik, w którym często krył się przed resztą domowników z książką w ręku. I właśnie ktoś mu przeszkodził w odzyskiwaniu spokoju po niedawnej kłótni. Béla. Mężczyzna po krótkiej chwili poszukiwań wyciągnął książkę z półki i przeszedł obok brata, obrzucając pogardliwym spojrzeniem okładkę czytanej przez niego powieści. Lászlo rzucił okiem na trzymany przez Bélę tom. „Dzieye czarodzieyskich woyen przez brata Benedicta z Budy w roku Pańskim 1392 spisane” – głosił tytuł. – Nic bardziej mugolskiego nie było? – zapytał Béla opryskliwym tonem. – Nic bardziej czystokrwistego nie znalazłeś? – odciął się Lászlo. – Zostaw mnie w spokoju i pozwól, że będę czytać to, co mi sprawia przyjemność, a nie tylko to, co licuje z powagą naszego rodu. Starszy z braci prychnął raz jeszcze i wyszedł, ostentacyjnie trzaskając drzwiami. *** Atmosfera przy stole była napięta. Każdy z jedzących obiad zastanawiał się w milczeniu, kiedy ta wisząca w powietrzu, niewidzialna siekiera opadnie z hukiem. Jedenastoletni János dziobał srebrnym widelcem ziemniaczane purée, wbijając spojrzenie we własne kolana, przykryte białą serwetą. Lászlo siedział tuż obok bratanka i starał się nie patrzeć na Bélę. Nie miał zamiaru obrzydzić sobie obiadu do cna. Tylko Eszter zachowywała się, jakby nic się nie stało. Lászlo czasem zastanawiał się, jak długo jego brat musiał szukać, żeby znaleźć tak głupią i podatną na wpływy kobietę. A do tego dość bogatą, dość ładną i dość czystokrwistą, by go w ogóle zainteresowała. Skrzat domowy zjawił się z cichym pyknięciem i podał deser. Nawet tiramisu, które János tak uwielbiał, nie wzbudziło tym razem jego entuzjazmu. Popatrywał tylko od czasu do czasu na ojca, chcąc zobaczyć, czy ten dalej jest wściekły, czy już mu przechodzi. Chłopiec chyba wolałby, żeby Béla normalnie się wściekał, krzyczał, nawet żeby go sprał. Wszystko, byle nie ta zimna furia. Lászlo wstał powoli od stołu, odkładając ze szczękiem sztućce, i rzucił serwetkę na stół nonszalanckim gestem. – Przepraszam – wycedził tonem, który nie miał nic wspólnego ze skruchą – ale was opuszczę. Przestałem być głodny. *** – Co ty robisz? – zapytał Béla, widząc jak skrzaty pakują kufry Lászlo. – Pieprzę to – odpowiedział lakonicznie. – Skoro nie potrafisz się zachowywać inaczej, to ja stąd wyjeżdżam. I biorę ze sobą Jánosa. Chyba będzie wam to na rękę. Pozbędziecie się kłopotu. Właściwie to dwóch kłopotów. Béla chwycił brata za ramię i przyciągnął do siebie. – Nie pogrywaj ze mną – wyszeptał mu prosto do ucha. – Wydaje ci się, że taki jesteś cwany, honorowy i Merlin jeden wie, co jeszcze. Obrońca uciśnionych od siedmiu boleści. Ale wiesz, co ci powiem? Jesteś taką samą zakałą rodziny, jak mój niewydarzony syn. – Nienawidzę cię – warknął Lászlo, nim zdążył pomyśleć, co robi. Chwilę później usłyszał trzask zamykanych drzwi. A trzy dni później Béla zginął i Lászlo nie miał już okazji powiedzieć bratu, że to nieprawda. KONIEC Ten post był edytowany przez Idril Celebrindal: 17.03.2007 23:46 -------------------- Nie w szczęściu, ale w nieszczęściu okazać może człowiek prawdziwą swą wielkość i cnotę.
Friedrich Schiller |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 06:42 |