Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 27 ] ** [84.38%]
Gniot - wyrzucić [ 5 ] ** [15.62%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 32
  
Carmen Black
post 20.05.2006 22:06
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pisane na podstawie "Bractwa"

Harry Potter i Jeźdźcy Apokalipsy

CZĘŚĆ PIERWSZA:

Anioł Zemsty



ROZDZIAŁ 1
Polityka wojny

W głównej auli Ministerstwa Magii panował zamęt. Zgromadzeni tam czarodzieje przekrzykiwali się i przepychali. Jedni szeptali do siebie z przejęciem, inni natomiast głośno komentowali ostatnie wydarzenia. Jednak wszystkich łączyło jedno. Chęć zmiany ministra.
Dumbledore stał w pobliżu podium, na którym miał wystąpić Knot. Był tutaj tylko dlatego, że poprosił go o to Korneliusz
Minister rozglądał się nerwowo. Widział kpiące twarze ludzi stojących z przodu, do jego uszu dolatywały strzępy co głośniejszych rozmów.
Wszedł na podwyższenie. Poprosił o ciszę, ale nikt go nie posłuchał. Dopiero, gdy na scenę wkroczył Dumbledore rozwrzeszczana gawiedź uciszyła się. Albus uśmiechnął się, jak dobry dziadek, który zawsze ma cukierka dla swoich wnucząt.
- Niech minister powie to, co ma do powiedzenia – odezwał się cichym głosem, ale w każdym miejscu auli było słychać go bardzo dobrze.
Knot spojrzał na niego spłoszonym wzrokiem. Zacisnął zęby i potrząsnął głową. Potem powiedział to, co miał powiedzieć. Czarodzieje spodziewali się długiej przemowy, ale jej nie było. Korneliusz powiedział tylko pięć zdań.
- Rezygnuję. Nie będę już dłużej ministrem. Społeczeństwo czarodziejów potrzebuje człowieka o silnych nerwach, nie bojącego się sięgnąć po broń ostateczną, ja nie jestem tą osobą. Dlatego tutaj i teraz, biorąc was za świadków składam swój urząd w ręce Dumbledore’ a. On przekaże go dalej, kiedy wybierzecie mojego następcę.
Zszedł z podium i opuścił Ministerstwo Magii nie niepokojony przez nikogo.
Dopiero teraz ludzie dowiedzieli się, czym jest chaos. Nawet Dumbledore nie potrafił zapanować nad rozwrzeszczanymi czarodziejami. Każdy chciał przeforsować swojego kandydata. Problem polegał na tym, że większość albo była zbyt młoda tudzież za stara, albo nie znała się na polityce. Takich było najprościej kontrolować i wykorzystywać do własnych celów.
Stojący przy wyjściu mężczyzna prychał co chwilę. Ci ludzie nie potrzebowali kolejnego ministra nieudacznika, ale dyktatora, który poprowadziłby ich do zwycięstwa. Niestety, zawsze istniało ryzyko, że dyktatorowi spodoba się władza i nie będzie chciał ustąpić ze stanowiska.
Przepchnął się przez tłum czarodziejów i wszedł na podium. Spiorunował wzrokiem zbliżających się Aurorów. Nie potrzebował dodatkowych kłopotów, nie mówiąc już o tym, że nie chciał z nimi walczyć. Uniósł różdżkę i nakreślił nią skomplikowany znak. Nie wyleciał z niej żaden promień, ale czarodzieje natychmiast się uciszyli.
Albus z zainteresowaniem przypatrywał się nieznajomemu. Nie widział twarzy człowieka, gdyż skrywał ją obszerny kaptur. Dałby jednak sobie rękę uciąć, że już kiedyś widział te ruchy.
Tajemniczy mężczyzna zsunął kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się przystojna, choć nieco pomarszczona twarz. Osobnik miał wysokie czoło, krzaczaste brwi i kpiący uśmieszek na twarzy. Niemal całkowicie białe włosy miał obcięte na wysokości uszu. Opuścił rękę i dopiero wtedy odwrócił się w stronę Albusa.
Ten przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu. W końcu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Co tu robisz, Aberforth?
- To tak się wita brata?! – krzyknął mężczyzna. – Oczywiście przyszedłem ci z pomocą. Mam idealnego kandydata na Ministra. Nie jest związany z żadną ze stron, bo przez ostatnie kilkanaście lat nie było go w kraju.
- Kogo masz na myśli? – zapytał niepewnie Albus. Znając możliwości tego jegomościa wszystko możliwe, że zaproponuje na to stanowisko jakąś kozę.
Młodszy Dumbledore podrapał się po głowie, sprawiając, że jego włosy stanęły dęba.
- Pamiętasz Nickolasa? Byłem z nim na jednym roku w Hogwarcie.
Starszy z braci skinął głową.
- To dobrze. Nick stwierdził, że angielscy czarodzieje potrzebują świeżej krwi. Kogoś, kto potrafiłby opanować chaos i zacząć działać. Nie znam żadnej innej osoby, prócz Nicka, która nadawałaby się na to stanowisko.
Albus zamyślił się. Nickolas był jednym z najlepszych uczniów szkoły. Zawsze przygotowany i skory do pomocy. Był w Ravenclawie, ale przyjaźnił się nawet ze Ślizgonami. Ostatni raz spotkali się ponad czterdzieści lat temu i od tego czasu nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa. Krążyły plotki, że Nick ukrywał się u tybetańskich mnichów.
- Nie widziano go od półwiecza – mruknął dyrektor Hogwartu. – Nie wiadomo, czy nie jest wariatem.
W tym momencie w jednym z kominków zapłonął zielony ogień. Po chwili wyskoczyły z niego dwie postacie. Jedną był siwowłosy staruszek o poskręcanych kościach. Podpierał się laską. Drugą była młoda dziewczyna o brązowych włosach. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, a na głowie czapkę z daszkiem. Ubrana była w białą bluzkę na ramiączkach i krótkie zielone szorty.
Nastolatka rozejrzała się dookoła. Przez chwilę skupiła wzrok na jednej z Aurorek. W końcu skinęła głową, ale nie spuszczała oka z kobiety. Mężczyzna szepnął coś do ucha dziewczyny, ale ta potrząsnęła głową. Nieznajomy wzruszył ramionami i zaczął się przepychać w stronę podestu.
- Może i mam reumatyzm – mówił po drodze, - ale wariatem to ja na pewno nie jestem. Martwiłbym się natomiast o stan twojego umysłu, Albusie. Doprowadziłeś do sytuacji, którą jak zwykle ja i Aber będziemy musieli naprawić, bo ty okazałeś się zbyt nieodpowiedzialny. Doprawdy, żeby stracić zaufanie zwykłego dziecka trzeba mieć naprawdę wielkie zdolności.
Prawdopodobnie mówiłby jeszcze dłużej, gdyby towarzysząca mu dziewczyna nie ścisnęła jego ręki. Nastolatka pokręciła głową, jakby dawała mu do zrozumienia, że powiedział za dużo. Staruszek wzruszył ramionami i dopiero potem wszedł na podium.
Zgromadzeni czarodzieje ze zdziwieniem patrzyli, jak nowoprzybyły serdecznie wita się z obojgiem braci.
- Nickolasie, a kim jest twoja milcząca towarzyszka? – zagadnął Albus.
- To Nicole, moja prawnuczka – rzucił wesoło mężczyzna.
Dziewczyna spojrzała na Nickolasa, ale nic nie powiedziała. Nie była jego wnuczką, właściwie nie była z nim nawet spokrewniona. To on wziął ją ze szpitala, kiedy prawie całkowicie straciła wzrok. Miało to miejsce jakieś siedem lat temu. Od tej pory „dziadek” uczył ją wszystkiego, co sam wiedział, ale dziewczyna i tak do większości rzeczy musiała dojść sama.
Percy Waesley patrzył na odgrywającą się przed nim scenę z rosnącą irytacją. Może i Korneliusz Knot zrezygnował z piastowania urzędu, ale Percy nie zamierzał rezygnować ze swojego stanowiska. Ciężko pracował, aby zostać prawą ręką ministra i teraz tak po prostu miałby usunąć się w cień? Mowy nie ma!
Z odrazą spojrzał na staruszka, którego szata ciągle jeszcze nosiła ślady bliskiego kontaktu z kominkiem. Ten pokurcz miałby być ministrem? Dobre sobie!
- Radziłabym słuchać – odezwała się szeptem Nicole. – A tak przy okazji, mógłbyś pogodzić się z rodziną. W tych czasach właśnie ona jest najważniejsza.
Nastolatka odwróciła się na pięcie i poszła w stronę podium.
Percy zastanawiał się, skąd ta dziewucha mogła wiedzieć, że wyrzekł się rodziny. Nagle zdał sobie sprawę, że nastolatka nie mówiła, jak osoba w jej wieku, ale jak dorosła, doświadczona przez życie kobieta.
- Szanowni czarodzieje! Panie i panowie! – zakrzyknął wyjątkowo mocnym głosem Nickolas. – Jak zapewne wiecie, potrzeba Ministra. Ministra, powtarzam! Nie dyktatora, który bez sądu będzie wsadzał ludzi do Azkabanu. Chyba każdy z was wie, co działo się szesnaście lat temu. Nie twierdzę, że pan Crouch był złym Ministrem. Mówię jedynie, że władza nie powinna skupiać się w ręku jednego człowieka!
Wszyscy rozglądali się po sobie z konsternacją. Nikt nie wiedział, o co mogło chodzić temu mężczyźnie.
- Trumwirat – wyszeptał niepewnie stojący z boku Auror. – Chcą zorganizować trumwirat!
- Dokładnie, szanowny panie, dokładnie – potwierdził Nickolas. – Tylko na trochę innych zasadach. Na razie ja, Albus i Aberforth zajmiemy się sprawami magicznej społeczności. Będzie się tak działo, dopóki nie wybierzecie właściwego ministra. Potem ustąpimy ze stanowiska.
- Dziadek chciał powiedzieć – wtrąciła Nicole, - że oni nie będą mieć absolutnie żadnej władzy faktycznej. Będą jedynie nadzorować pracę poszczególnych resortów, a później pomagać ministrowi, jeśli ten się zgodzi oczywiście.
- Dlaczego mielibyśmy się zgodzić? – warknął Percy. – Mamy oddać nasze bezpieczeństwo w ręce jakichś trzech głupców, którzy myślą, że pozjadali wszystkie rozumy?
Percy’ ego poparło kilkanaście osób.
- Nie musicie się zgadzać – stwierdziła nastolatka. – Tak jednak byłoby wygodniej dla obu stron. W gruncie rzeczy zawsze możemy sięgnąć do kodeksu Merlina.
Rudzielec zmarszczył brwi. Zawsze myślał, że kodeks był jedynie legendą.
- Merlin był pierwszym znanym z nazwiska czarodziejem w Anglii. Drugą taką personą była niesławna Morgana. Merlin wiedział, że pewnego dnia dojdzie do sytuacji, w której czarodzieje nie będą umieli sobie poradzić. Dlatego wpadł na pomysł, aby spisać kilka praw, którymi przyszłe pokolenia powinny się kierować. Minęło kilka wieków, zmieniły się sojusze, ale problem pozostał. Kto jest wystarczająco odpowiedzialny i praworządny, aby posadzić go na ministerialnym stołku? Kogo obarczyć obowiązkiem pokierowania machiną wojenną?
Dziewczyna sugestywnie zawiesiła głos. Rozejrzała się po napiętych twarzach czarodziejów. Miała ich w garści i była tego świadoma. Może miała tylko szesnaście lat, ale o prawie czarodziejów wiedziała niemal wszystko. Co z tego, że była prawie charłakiem?
- W punkcie drugim artykułu pierwszego napisane jest: w czasie wojny nikt nie może mieć zbyt dużej władzy, bowiem stanie się tyranem. Nieszczęsny ten los spotkał Morganę i mnie. Proponuję więc, aby nad bezpieczeństwem czarodziejów czuwała Rada Starszych, składająca się z trzech wybitnych osobowości mających posłuch wśród plebsu i obdarzonych wyjątkową mądrością. Gdy okres wojenny się skończy Rada zostanie rozwiązana i nowa głowa świata wybrana.
Nastolatka znowu zamilkła. Tym razem nie chciała się odzywać, aż ktoś nie podejmie dyskusji.
Albus był pod wrażeniem elokwencji Nicole. Ta młoda osoba tylko za pomocą kilku słów potrafiła zmusić publikę liczącą kilkaset osób do posłuchu. To było niesamowite i nawet on musiał to przyznać.
Aberforth nachylił się w stronę brata i szeptem stwierdził, że to ta młódka powinna zostać ministrem. Dyrektor Hogwartu zganił go za takie myślenie. Młodzi ludzie nie powinni mieszać się do polityki wojennej, bo może się to źle skończyć, oświadczył też, że ma już dość kłopotów z jednym gorącokrwistym Gryfonem. Aber zachichotał złośliwie, twierdząc uprzejmie, że o kłótni z Potterem usłyszał już prawie cały świat.
- Mówisz, że Rada Starszych będzie kontrolowała Ministra? – zapytał jeden z Aurorów. – Chodzi ci o to, że Minister zostanie wybrany, ale nie będzie miał pełnych swobód?
- Dokładnie – potwierdziła Nicole. – Dzięki temu uniknie się takich problemów, jak na przykład niesłuszne oskarżenie kogoś o przynależność do śmierciożerców. Tak samo będzie z mordercami, recydywistami i drobnymi złodziejaszkami. Funkcja ministra nie powinna być używana do mszczenia się na innych. Właśnie dlatego proponujemy powołanie Rady Starszych, składającej się z trzech osób. Czy będą to kobiety, czy też mężczyźni jest to nieważne, bo cel ciągle pozostaje ten sam.
- Ja się zgadzam – wykrzyknął z tłumu jakiś starszy czarodziej. – Mądrze dziewczyna mówi!
Po jego stronie opowiedziało się kilkadziesiąt osób. W ciągu kolejnych dwudziestu minut ludzie zdążyli przedyskutować między sobą większość kwestii. W ten sposób podzielili się na trzy frakcje. Jedna, z Percym Weasleyem na czele twierdząca, że pomysł ten jest niewiarygodnie głupi. Druga, która na przywódcę obrała sobie zasuszonego staruszka z kilkoma złotymi zębami i twierdząca, że w całości popierają pomysł dziewczyny. Trzecia, która nie miała lidera składała się głównie z osób niezdecydowanych.
Dziewczyna zaklaskała w dłonie, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Widzę, że podjęliście już decyzję. Cieszy mnie to bardzo. Teraz jednak musicie zagłosować. Wstęgi koloru czerwonego oznaczają sprzeciw przeciw zaproponowanej przez nas polityce. Wstęgi zielone oznaczają poparcie dla niej. Głosujcie!
Różdżki zostały wycelowane w sklepienie i już po chwili w powietrzu zaroiło się od różnokolorowych wstęg. Kiedy opadły na ziemię okazało się, że najwięcej jest tych zielonych.
- Dobrze –stwierdziła dziewczyna. – Teraz nie pozostaje nic innego, jak wybranie Rady Starszych, gdyż to ona będzie czuwała nad prawidłowym przebiegiem wyborów na ministra. Musicie pamiętać, że osoba, której kandydaturę chcecie zgłosić musi być nieprzekupna. Zaczynajcie!
Po blisko trzech godzinach orzeknięto, że w radzie starszych zasiądą: Albus Dumbledore, jako iż jest najbardziej poważaną personą nie tylko w Anglii, ale i na świecie; Nickolas Fogg, jako nagroda za podsunięcie pomysłu na rozwiązanie sytuacji; Julius Bulstrode, startujący z ramienia rodzin czystej krwi.
Teraz pozostał kolejny naglący problem: wybór ministra. Rada starszych miała jedynie kontrolować sytuację i służyć pomocą, ale nie posiadała władzy faktycznej. Tak więc magiczna Anglia nadal nie miała przywódcy.
Po blisko dwudziestogodzinnych obradach jednomyślnie stwierdzono, że najlepszym kandydatem na ministra jest Amos Diggory. Wybór ten tłumaczono faktem, że ofiarą tej wojny został syn mężczyzny, dlatego ma on motywację, by walczyć z Czarnym Panem.

***

Nickolas rozsiadł się w fotelu i spojrzał na swoją towarzyszkę. Nastolatka nie miała już na głowie czapki, ale okularów ciągle nie ściągnęła.
- Ściągnił okulary, Nicole – powiedział miękko mężczyzna. – Masz śliczne oczy.
Dziewczyna prychnęła, jak rozjuszona kotka.
- Po pierwsze – nie jestem Nicole. Mam własne imię. Po drugie – dobrze wiesz Mistrzu, jak moje oczy reagują na światło słoneczne. Może i udało ci się przywrócić mi wzrok, ale teraz wyglądam jak potwór.
- Wcale nie jesteś potworem. Jesteś wspaniałą młodą kobietą, która przeszła więcej niż jakakolwiek inna osoba.
- Nie prawda – westchnęła dziewczyna. – Harry przeszedł więcej. Najpierw zginęli mu rodzice, później był terroryzowany u swojej rzekomej rodziny. Nawet kiedy dowiedział się, że jest czarodziejem był okłamywany. W zeszłym roku zginął jego ojciec chrzestny, a ostatnio chłopak był torturowany. Nie mówiąc już o tym, że ma stempelek na ręce. Czy nadal twierdzisz, że to ja przeszłam więcej?
- Myślałem, że nie podobają ci się twoje oczy.
- Bo nie podobają – warknęła dziewczyna. – Ale do tego drobnego defektu można się przyzwyczaić. Oczy zawsze mogę schować za ciemnymi szkłami. A gdy nie pada na nie światło dnia są nawet całkiem znośne. Harry ma gorzej – kontynuowała. – Jego zna każdy czarodziej w Anglii. Nie mówiąc już o mugolach z Privet Drive, którzy traktują go jak ulicznego chuligana. Mnie nikt nie zna. Jestem tylko anonimową dziewczyną.
- Teraz jesteś uznawana za moją wnuczkę, Nicole.
- Ale nią nie jestem. Naprawdę, chciałabym mieć takiego dziadka, ale to niemożliwe.
- Wiesz, że teraz będziesz musiała uważnie go obserwować? Nie możemy dopuścić do jego śmierci.
- Czarny Pan go nie wykończy – mruknęła. – Straciłby zbyt dobre źródło informacji.
- Owszem – zgodził się Nickolas. – Jednak nie wyklucza to faktu, że chłopak może nie wytrzymać psychicznie.
- Samobójstwo?
- Nie wiem. Nie widzę przyszłości, a jedynie przeszłość – milczał przez kilka minut. – Bądź jego aniołem stróżem. Chroń go najlepiej, jak potrafisz. Pomóż mu zrozumieć.
- Postaram się, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem nawet, czy jeszcze mnie pamięta.

***

Albus Dumbledore siedział w kuchni Grimmuald Place 12. Kuchnia bardzo zmieniła się od ostatnich wakacji. Na środku zamiast zwykłego dębowego stołu ustawiony został okrągły stół o jednej nodze w kształcie feniksa z rozpostartymi skrzydłami. Teraz pomieszczenie było nie tylko bardziej przyjazne i przestronne, ale również jaśniejsze.
Dyrektor Hogwartu zastanawiał się, jakim cudem został wmanewrowany w Radę Starszych. Nigdy nie chciał mieszać się w politykę, ale nie mógł zrezygnować z zaszczytu, jakim było zaufanie społeczeństwa.
Przez uchylone okno wleciał feniks. Wylądował na przezroczystym blacie stołu i swoimi bursztynowymi oczyma popatrzył na Dumbledore’ a. Przechylił łebek.
- Może masz rację Fawkes – mruknął Albus. – Chyba nadszedł czas, żeby wykorzystać swoje wpływy.

***

Harry leżał na łóżku i nie widzącym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Spojrzał na swoją prawą rękę. Zaklęcia maskujące powoli znikały i miał tego niemiłą świadomość. Na razie mógł sobie pozwolić na założenie zwykłego podkoszulka z krótkim rękawem, ale już niedługo będzie mógł o tym zapomnieć.
Intrygował go też drugi fakt. On miał Znak na prawej ręce podczas gdy większość śmierciojadów miała go na lewej. Nie wiedział, czy to jakiś specyficzny rodzaj wyróżnienia, czy może zwykła pomyłka Gadziny. Szczerze powiedziawszy nie obchodziło go to. Najchętniej w ogóle pozbyłby się tego stempelka, ale wiedział, że to niemożliwe.
Wyjrzał przez okno. Słońce powoli wychylało się znad horyzontu. Mogła być najwyżej szósta rano. Harry zamknął oczy. Za godzinę wuj Vernon wyjdzie do pracy, więc już za trzydzieści minut będzie śniadanie.
Wstał z łóżka i przeciągnął się, krzywiąc się przy tym z bólu. Plecy ciągle mu dokuczały, mimo iż minęły już ponad trzy tygodnie od powrotu z Wężowego Grodu.
- Śniadanie! – Usłyszał wołanie ciotki Petuni.
Parskał gniewnie, kiedy zakładał na siebie podkoszulek. Zszedł na dół i usiadł przy stole.
Jeśli spodziewał się, że ktokolwiek będzie traktował go inaczej, to grubo się pomylił. Wuj Vernon starał się udawać, że Harry nie istnieje. Dudley omijał go szerokim łukiem, a jeśli już spotkał się z nim na ulicy, to starał się go ignorować. Jedynie ciotka Petunia patrzyła na niego z pewną dozą życzliwości.
W czasie śniadania Harry milczał. Czuł na sobie spojrzenia pozostałych domowników, ale ignorował je. Spojrzał z niechęcią na kawałek chleba z białym twarożkiem. Nienawidził sera pod każdą postacią.
We włączonym telewizorze leciały poranne wiadomości. Chłopak przysłuchiwał się im jednym uchem. Prezenter mówił o kilku wypadkach samochodowych, w których zginęło łącznie pięć osób, trzy zostały ciężko ranne, a jedna wyszła praktycznie bez szwanku. Harry podniósł głowę, kiedy usłyszał nazwisko „Granger”.
- Nieszczęśliwy wypadek przytrafił się rodzinie Smithów. Mieszkający nieopodal państwo Granger, dentyści z wieloletnim stażem, są zbulwersowani. Pani Granger twierdzi, że teraz nawet we własnym domu nie można być bezpiecznym. Nikt nie wie, co było powodem śmierci całej rodziny Smithów.
Chłopak zacisnął pięści. Dobrze, że Hermionie nic się nie stało. Harry nie miał wątpliwości, że to Grangerowie mieli zginąć.
- Dziękuję – mruknął, odsuwając od siebie nienaruszony posiłek.
Wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju.
Opadł na łóżko. Ręce położył wzdłuż ciała i zamknął oczy. Uśmiechnął się mściwie. Riddle niedługo dowie się, co to znaczy nie dotrzymywać przysiąg składanych Harry’ emu.

***

Voldemort spojrzał na klęczących przed nim śmierciożerców. To był oddział młodzików, których przyjął w swoje szeregi kilka tygodni temu.
- Więc? – warknął? – Co z Grangerami? Carlos?
- Nie żyją. Wszyscy – odpowiedział potulnie może dziewiętnastoletni chłopak.
- Ile osób?
- Trzy.
- Numer domu?
Młodzieniec podniósł głowę. W jego oczach czaiło się zdziwienie przeplatane strachem.
- Dziewięć – wyjąkał.
Riddle zmrużył oczy. Albo mu się zdawało, albo wyczuwał Pottera. Syknął, kiedy wyczuł strumień myślowy Gryfona.
Z cienia wyłoniła się postać cała ubrana na czarno. Spod obszernego kaptura widać było jedynie zielone oczy. Przybysz podszedł do czwórki ludzi i cały czas patrząc w oczy Czarnemu Panu wysyczał coś.
Riddle uniósł brew. Nie spodziewał się takiej finezji po zwykłym Gryfonie.
- To tylko projekcja – wysyczała postać. – Jestem tutaj tylko umysłem. Oni nawet mnie nie widzą. – Wskazał kulących się śmierciożerców.
Voldemort z zainteresowaniem patrzyła na Pottera. Teraz miał już pewność, że to ze Złotym Chłopcem rozmawia w wężomowie.
- Po co tu przyszedłeś? Chyba nie chcesz się ze mną napić herbatki? – sarknął.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział spokojnie Harry. – Przyszedłem jedynie przypomnieć, że mamy umowę. Złamiesz ją i już po tobie. Złożyłeś przysięgę i musisz jej dotrzymać. Takie są zasady.
- Pamiętam zasady – warknął.
- Coś mi się zdaje, że jednak nie bardzo. Pozwól, że przypomnę. Obiecałeś, że nie tkniesz żadnego z moich przyjaciół. Powiem więcej, przysięgałeś, że nie wyślesz na nich swoich piesków. Tymczasem, gdyby nie pomyłka tych trzech durniów zwijałbyś się w potwornych mękach. Doskonale wiem, że to rodzina Hermiony miała zginąć.
- Hermiona jest twoją przyjaciółką, więc nic by jej się nie stało. Natomiast jej rodzice...
- Treść przysięgi dotyczy także rodzin moich przyjaciół – warknął Harry.
W następnej chwili rozwiał się i zniknął, pozostawiając po sobie jedynie nieme ostrzeżenie.
Czarny Pan spojrzał na kulących się młodzieńców.
- Czy w rodzinie, którą zlikwidowaliście była może siedemnastoletnia dziewczyna z burzą brązowych włosów na głowie?
- Nie – odpowiedział cicho Carlos.
- Durnie! – wrzasnął Czarny Pan.
W ciągu następnej godziny Carlos i jego dwaj towarzysze poczuli, co to znaczy gniew Riddle’ a.

***

Harry ocknął się gwałtownie. Miał wrażenie, że jego ciało jest z cementu. Nie mógł się poruszyć, wszystko go bolało. Silnik przejeżdżającego po ulicy samochodu zdawał mu się trzy razy głośniejszy niż w rzeczywistości.
Jęknął zwijając się w kłębek. Takie wyprawy na odległość są bardzo męczące. Teraz wiedział już, czemu Pablo nigdy nie pozwalał mu zapuszczać się w meandry umysłu Gada. Chociaż z drugiej strony, kiedy robił to w marcu nie był taki zmęczony.
Potrząsnął głową odganiając mroczki sprzed oczu. Spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma, więc poza ciałem był przez blisko godzinę. To dziwne, bo wydawało mu się, że jego wyprawa trwała może dwadzieścia minut, a i to niekoniecznie.
Otrząsnął się i zszedł na dół. Ciotka Petunia stała przy telefonie i rozmawiała z kimś. Wszedł do kuchni i nalał sobie wody do szklanki. Mentalna rozmowa z Riddlem była bardzo męcząca.
Pół godziny później został wysłany po zakupy. Następnego dnia na kolację miała przyjechać rodzina przełożonego wuja Vernona. Dursley od kilku lat starał się o podwyżkę i awans.
Spojrzał na listę, którą zrobiła Petunia. Jęknął z rozpaczą. Tego żarcia wystarczyłoby na wykarmienie plutonu wojska i jeszcze prawdopodobnie zostałyby resztki dla psów i kotów.
W sklepie jak zwykle został potraktowany jak chuligan. Uśmiechnął się przepraszająco do ekspedientki. Zapłacił i wyszedł na zewnątrz.
W drodze powrotnej spotkał Jessicę. Dziewczyna bez słowa dołączyła do niego i odebrała jedną z toreb. Chciał zaprotestować, ale machnęła lekceważąco ręką.
- Chciałabym ci podziękować – mruknęła po kilku minutach marszu. – Za to, co zrobiłeś wtedy… tam.
- W Wężowym Grodzie – podsunął. – A właściwie… ty to wszystko pamiętasz?
Skinęła głową.
- Dziwne, bardzo dziwne – westchnął Harry. – W takich przypadkach modyfikuje się pamięć.
- Modyfikuje? – zapytała niepewnie nastolatka. – Jak to, modyfikuje?
- Jest takie jedno zaklęcie. A jak wygląda cały proces, nie mam pojęcia. Umysł nie jest moją domeną.
- A co jest?
- Walka, quiddich, to taka gra – wyjaśnił szybko widząc jej zdziwioną minę. – No i jeszcze niekontrolowane wybuchy. Te ostatnie są bardzo wkurzające i jeszcze bardziej męczące, ale można się przyzwyczaić.
Weszli do parku. To była najkrótsza, ale i najbardziej niebezpieczna droga na Privet Drive.
Dziewczyna zastanawiała się, kim też mógł być ten chłopak. Była pewna, że Potter nie jest zwykłym ulicznym chuliganem. I na pewno nie chodził do Brutusa. Spojrzała na jego zamyśloną twarz. Musiała przyznać, że był przystojny, chociaż jego oczy miały jakiś taki pusty wyraz. Zupełnie, jakby nic go nie obchodziło.
- Kim ty właściwie jesteś?
- Czarodziejem. Przeklętym. Kogo to obchodzi? – odpowiedział po chwili wahania. – Połowa magicznej społeczności chce mnie zabić, druga wynieść na piedestały. A ja chcę mieć święty spokój.
Przyspieszył nieco kroku. Minął staruszkę spacerującą z psem i wysokiego mężczyznę, pędzącego gdzieś na rowerze. Harry szedł nie oglądając się za siebie i Jessica, chcąc nie chcąc musiała przyspieszyć.
Dziewczyna nie była głupia i widziała, że coś jest nie tak. Nie wiedziała tylko, jak ma o to zapytać.
W końcu doszli na Privet Drive. Jessica, jako iż miała mniej toreb otworzyła drzwi. Przeszli przez niewielki przedpokój i weszli do kuchni. Petunia właśnie przeglądała swoje książki kucharskie.
Nastolatka przywitała się serdecznie z kobietą. Obie usiadły przy stole i zaczęły cichą rozmowę. Harry schował zakupy i zrobił dla nich herbatę. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła jedenasta.
Zadzwonił telefon. Ciotka Petunia sięgnęła po słuchawkę i przez chwilę prowadziła przyciszoną dyskusję. W końcu wzruszyła ramionami i podała słuchawkę chłopakowi. Ten spojrzał na nią zdziwiony.
- Jakaś Hermiona – mruknęła pani Dursley.
Dopiero teraz Harry przypomniał sobie o porannych wiadomościach.
- Hermiona? – odezwał się niepewnie.
Panna Granger milczała przez kilka minut, a potem wybuchła płaczem. Z jej chaotycznej wypowiedzi Potter zrozumiał jedynie, że jego przyjaciółka jest przerażona i boi się, że następnym razem śmierciożercy nie popełnią błędu i zaatakują właśnie ją i jej rodzinę. Później stwierdziła, że jak najszybciej musiała z kimś porozmawiać, a spośród wąskiego grona jej znajomych zna tylko numer Harry’ ego. Sowy nie mogłaby wysłać, ponieważ takowej nie posiada.
Harry pozwolił dziewczynie wypłakać się. Cierpliwie wysłuchał jej zwierzeń.
- Nie martw się Hermi. Wszystko będzie dobrze. A o Riddle’ a się nie martw. Nie zaatakuje ani ciebie, ani twojej rodziny. Już moja w tym głowa.
Dziewczyna podziękowała za słowa otuchy. W jej głosie jednak słychać było wątpliwości i smutek. Gdy Harry zapytał o co chodzi, dziewczyna oświadczyła, że jej rodzice panicznie się boją i nie chcą puścić jej do szkoły we wrześniu.
Potter zamknął oczy. Wiedział, że teraz Hermiona nie umiałaby żyć w innym świecie. Przez te sześć lat przesiąkła magią, jak tylko się dało. Poza tym miał pomysł na zapewnienie im dodatkowej ochrony.
- Hermiona, czy w pobliżu jest któreś z twoich rodziców? Jeśli tak, to daj mi z nimi chwilkę porozmawiać.
Po kilku minutach usłyszał w słuchawce głęboki głos pana Grangera.
- Dzień dobry, mówi Harry Potter – chłopak z trudem przełknął rosnącą w gardle gulę. – Podobno nie chce pan puścić Hermiony do szkoły.
Mężczyzna potwierdził. Bał się o córkę i nie chciał niepotrzebnie ryzykować.
- Rozumiem pana obawy – stwierdził rzeczowo Harry. – Z przykrością jednak stwierdzam, że nie ma pan racji. Voldemort atakuje wszystkich, bez względu na to, kim są nieszczęśnicy. Mogę pana zapewnić, że was ten potwór nigdy nie tknie. Przynajmniej, dopóki Hermiona jest moją przyjaciółką. Chciałbym też zaproponować pewien układ. Porozmawiam z odpowiednimi osobami i załatwię wam ochronę całodobową. Czy reflektowałbym pan na coś takiego?
Po chwili zastanowienia padła potwierdzająca odpowiedź. Potter odetchnął z ulgą. Teraz pozostało jedynie znaleźć jakiegoś zakonnika i namówić go na rozmowę z Dropsem. Harry pożegnał się z Grangerami i przerwał połączenie.
Pani Durlsey kazała Harry’ emu odprowadzić Jessicę. Dwoje nastolatków szybko wyszło z domu pozwalając kobiecie zająć się przygotowywaniem obiadu.
Zatrzymali się w parku i usiedli na jednej z niezniszczonych ławek. Dziewczyna chciała koniecznie dowiedzieć się czegoś o magicznym świecie, ale chłopak nie był skoro do rozmowy. Czujnie rozglądał się na boki w poszukiwaniu kogoś z Zakonu.
Wstał i podszedł do gęsto rosnących krzaków.
- Wyjdź Dung. Wiem, że tam jesteś. Twój odór czuć na kilometr – stwierdził pogodnie. – Nie martw się, Jessica jest wtajemniczona.
Gałęzie zaszeleściły i po chwili wyłonił się z cienia przygarbiony mężczyzna o potarganych włosach. Spojrzał na Harry’ ego z niebotycznym zdumieniem wymalowanym na twarzy.
- Skąd wiedziałeś, że cię pilnuję?
- Znam Dropsa na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie odpuści sobie pilnowania Złotego Chłopca. A teraz posłuchaj uważnie. Pójdziesz do Dumbledore’ a i powiesz mu, żeby załatwił ochronę dla Hermiony i jej rodziców. Całodobową. A najlepiej niech sam się tam uda i porozmawia z państwem Granger. Zrozumiałeś?
- Aha.
- W takim razie idź do niego.
- Teraz?
- Nie, za pół roku. Oczywiście, że teraz.
Mężczyzna wymruczał coś z rozdrażnieniem. Z kieszeni płaszcza wyciągnął lusterko. Przez chwilę wpatrywał się w nie intensywnie. W końcu stuknął w nie różdżką. Znowu wymamrotał kilka niewyraźnych słów, których Harry nijak nie mógł rozszyfrować.
- Za chwilę pojawi się tutaj ktoś z zakonu, żeby mnie zastąpić. Dopiero wtedy będę mógł przekazać twoją wiadomość.
Harry skinął głową i wrócił na ławkę. Jessica wpatrywała się w niego zdziwionym wzrokiem, który chłopak za wszelką cenę starał się ignorować.
Wstali z ławki i powolnym krokiem skierowali się do domu nastolatki.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 06.04.2007 18:21
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Tekst zbetowany przez: Czejoo

ROZDZIAŁ 15
Kopuła Gromu



Poniedziałek nadszedł zdecydowanie zbyt szybko, przynajmniej jak na gust Harry’ego. Chłopak tylko cudem zdążył na śniadanie. W ciągu dziesięciu minut umył się, wysuszył i ubrał, choć do Wielkiej Sali i tak zszedł z mokrymi włosami.

Skinieniem głowy przywitał się z Carmen, Pablem i Angelicą. Pomachał do Mary i Allison. Wykrzywił się do Yennefer, a ona odpowiedziała tym samym, choć każdy mógłby przysiąc, że kobieta zakrztusiła się pitym właśnie sokiem pomarańczowym (nie znosiła dyni pod jakąkolwiek postacią).

Harry usiadł obok Rona, a naprzeciwko Hermiony. Mruknął coś na powitanie. Zaraz jednak się rozchmurzył i zabrał za jedzenie. Granger i Weasley wymienili między sobą zaintrygowane spojrzenia.

- Wszystko w porządku? – zapytała ostrożnie dziewczyna.

- Tak, w jak najlepszym – sarknął Harry. – Nie mam dziewczyny, zaczęła się szkoła, a dodatkowo się nie wyspałem. Czy może być coś gorszego?

- Tak. Za trzy godziny mamy eliksiry – z całą mocą stwierdziła Hermiona. – A teraz przestań zachowywać się jak najbardziej nieszczęśliwy człowiek na świecie.

Harry uśmiechnął się ponuro. Chwilę później na jego twarzy zawitał prawdziwie złośliwy uśmieszek, jednak nie wytłumaczył go przyjaciołom. Zamiast tego zastawił się wyciągniętą z torby książką.

Panna Granger zmarszczyła brwi, kiedy dostrzegła jej tytuł: “Jak uwarzyć chwałę i usidlić zmysły. Praktyczny poradnik młodego Mistrza Eliksirów”. Kto jak kto, ale Potter rzadko czytał książki o eliksirach.

Dalsze przemyślenia Gryfonki przerwała sowia poczta. Przed dziewczyną jak zwykle wylądował dorodny puchacz z Prorokiem Codziennym w dziobie. Zapłaciła za gazetę i rozwinęła ją. Z pierwszej strony uśmiechała się do niej różowo-włosa Tonks.

Wielki, czerwony nagłówek głosił:


Sprawcy rozpoznani! Trwają poszukiwania!

Jak donoszą nasze nieoficjalne źródła Aurorom w ciągu zaledwie dwóch dni udało się dowiedzieć, kto stoi za morderstwem dokonanym na Kruku. Nieoceniona okazała się Nimfadora Tonks, która jako pierwsza zorientowała się, czym został potraktowany denat. Okazało się, że to było bardzo mocne zaklęcie burzące.

“Za całą sprawą stoją Śmierciożercy” powiedziała nam Nimfadora. “Nad domem nie było Mrocznego Znaku, ale w środku znaleźliśmy coś, co utwierdziło nas w przekonaniu o odpowiedzialności za ten czyn zwolenników Sami – Wiecie – Kogo”.

Tym tajemniczym “czymś” okazał się list, który pozwoliliśmy sobie w całości przytoczyć:


“Strzeżcie się, albowiem Czarny Pan nadchodzi. Strzeżcie się, albowiem nie znacie dnia ani godziny, teraz, kiedy Anioły zostały spuszczone z łańcucha! Oto nadchodzą ci, którzy położą kres światłu i ci, którzy nie ulękną się mroku. Oto nadchodzimy my, Anioły Czarnego Pana!.”


Kim są tajemnicze Anioły? Czemu ujawniły się dopiero teraz? Nie znamy odpowiedzi na te pytania.

Jeśli tylko uda nam się zdobyć jakiekolwiek informacje na ten temat, będziemy na bieżąco państwa informować.

Rita Skeeter



Hermiona skończyła czytać. Spojrzała na Harry’ego, mając w pamięci jego ostatni wybuch, kiedy była mowa o Kruku. Tym razem jednak Harry jedynie uśmiechał się złośliwie, patrząc na stół nauczycielski. Dziewczyna podążyła za jego wzrokiem, ale nie dostrzegła niczego godnego uwagi.

Tylko Sienna w milczeniu patrzyła na Pottera. W końcu pożegnała się ze wszystkimi i wstała ze swojego miejsca. Powolnym krokiem skierowała się w stronę drzwi. Na plecy zarzuciła nie wzbudzający podejrzeń czarny plecak. Dopiero w holu aktywowała świstoklik i przeniosła się do swojej szkoły we Francji.


***


Morgana była podenerwowana przed swoją pierwszą lekcją, ale dzielnie nie dawała się pożreć nerwom. Wzięła kilka głębokich oddechów. Głęboko na czoło nasunęła kaptur i machnęła kilka razy różdżką, nakładając na twarz zaklęcie cienia. Dopiero, kiedy była już pewna, że widać jedynie kawałek jej podbródka, wpuściła do klasy uczniów.

Z pewną dozą ciekawości obserwowała, jak każdy próbuje znaleźć sobie miejsce. Zazwyczaj nie było z tym problemów, ale teraz obecni byli tutaj siódmoklasiści ze wszystkich domów.

Po kilku minutach, kiedy większość już siedziała, a tylko kilka osób podpierało ściany, odezwała się cicho:

- Zapewne zastanawiacie się, dlaczego jest was tutaj aż tak dużo?

Odpowiedziało jej nerwowe potakiwanie. Dopiero teraz zauważyła, że Ślizgoni stoją po lewej stronie klasy, Gryfoni po prawej, a Krukoni i Puchoni zajmując środek starali się trzymać jak najdalej od Wężów. Westchnęła niezauważalnie. Zapowiadało się na ciężki rok.

- Nie obchodzi mnie, w którym jesteście domu. Jest was tutaj około czterdziestu, więc musimy się pospieszyć. Każdy z was przejdzie krótki test posiadanych umiejętności i dopiero wtedy zdecyduję do jakiej grupy kogo przydzielić. Jakieś pytania?

Rękę podniosła jak zwykle Hermiona. Starała się sprawiać wrażenie pewnej siebie, ale marnie jej to wychodziło. Zwłaszcza, kiedy zmuszona była spojrzeć na nauczycielkę.

- Mówi pani o grupach, do których chce nas pani przydzielić. O jakie grupy konkretnie chodzi?

Morgana przez chwilę w milczeniu patrzyła na dziewczynę. Dopiero po kilku minutach odpowiedziała na pytanie.

- Jesteś inteligentną osobą i na pewno zauważyłaś, że poziom waszej wiedzy jest dość różnorodny. Nie śmiem nawet marzyć o tym, że jest inaczej. Tak więc utworzę trzy grupy, każda o innym stopniu zaawansowania. Do pierwszej trafią uczniowie, którzy definitywnie sobie nie radzą i tacy, którzy o obronie jakie takie pojęcie mają, ale są zbyt leniwi, żeby wykorzystać swoją wiedzę. Druga została zarezerwowana dla tych, którzy się starają, ale im nie wychodzi. Ostatnia będzie przeznaczona dla osób, które nie dość, że mają wiedzę teoretyczną, to jeszcze umieją ją wykorzystać w praktyce. Dla tych osób przewidziane są dodatkowe fakultety dotyczące Czarnej Magii, oczywiście dobrowolne. Coś jeszcze?

Tym razem jakoś nikt nie kwapił się z zadawaniem pytań. La Fay uśmiechnęła się pod nosem. Domyślała się, że większość zastanawiała się do jakiej grupy trafi. Po kilku kolejnych minutach kazała uczniom opuścić klasę i przejść na błonia. Sama zaś dokładnie zamknęła pomieszczenie i dopiero potem skierowała się do wyjścia.

Ustawiła uczniów w okręgu. Na ich twarzach zobaczyła gamę najróżniejszych emocji. Od lekceważenia – w przypadku Ślizgonów, poprzez konsternację – Puchoni, powagę – Krukoni, do pewności siebie – Gryfoni. W tym przypadku nic się nie zmieniło, odkąd ona sama się tu uczyła.

Uniosła różdżkę nad głowę i przez chwilę mamrotała dość długą formułkę. W końcu, gdy od nastolatków odgrodziła ją bladobłękitna kopuła, zaprosiła do środka pierwszą osobę, a reszcie na wszelki wypadek kazała odsunąć się o kilka kroków.

Wywoływała wszystkich alfabetycznie, twierdząc, że nie chce jej się patrzeć na kolor naszywki na szacie. Szóstym zmysłem wyczuwała, że wśród młodzieży jest ktoś, kto podtrzymuje rzuconą przez nią tarczę. Nie miała tylko pojęcia kto to taki.

Harry patrzył na sprawdzian, jaki każdy z siódmorocznych hogwartczyków musiał przejść. Znajdujący się aktualnie w tarczy miał za zadanie zaskoczyć czymś nową nauczycielkę, udowodnić jej, że umie coś więcej niż machać różdżką.

Z rosnącym szacunkiem obserwował płynne ruchy kobiety, kiedy ze zwinnością kota uskakiwała przed nadlatującymi zaklęciami. Do tej pory nie podniosła różdżki na żadnego ucznia. Widać po niej było, że chciałaby sobie pozwolić na chwilę zapomnienia.

- Uważaj na nią – szepnęła Carmen. – Coś mi się zdaje, że nasza pani profesor ma wiele tajemnic.

- Owszem – równie cicho odpowiedział Harry. – Jak na przykład to, że od kilkunastu lat powinna być martwa.

Dziewczyna nie zdążyła zadać nurtującego ją pytania, bo została wywołana przed zakapturzone oblicze Morgany. Obie przez chwilę mierzyły się wzrokiem, jakby chciały tylko siłą woli zmusić przeciwniczkę do kapitulacji.

Harry obserwował walkę i musiał przyznać, że gdyby nie znał wieku i doświadczenia Carmen, od razu mógłby śmiało powiedzieć, że ma do czynienia z zawodowcem. Dziewczyna co chwilę atakowała nauczycielkę wyjątkowo paskudnymi zaklęciami, choć jakoś niespecjalnie groźnymi.

Co ciekawe, jej przeciwniczka również nie pozostawała dłużna. Sama posyłała w stronę nastolatki jedynie łagodne i krótkotrwałe klątwy, ale jeśli chodzi o tarcze, to miała ich w zanadrzu całkiem sporo. Praktycznie do każdego zaklęcia wykorzystywała inną, jakby chciała im pokazać, że to ona jest najlepsza i nie dorastają jej nawet do pięt.

Dopiero po kilku minutach do chłopaka dotarło, że na walkę poświęca co najwyżej trzy minuty, a dwie kolejne przeznaczone są na zapisanie notatek w niewielkim, czarnym kajeciku. Na jednego ucznia tracone więc jest średnio pięć minut.

Carmen wróciła na swoje miejsce i przez dłuższą chwilę się nie odzywała. Dopiero mocne szturchnięcie ze strony Harry’ego obudziło ją z chwilowego letargu.

- Weź mi tutaj nie zapadaj w śpiączkę, co?

Dziewczyna ostentacyjnie popukała się w głowę. Owszem, czuła się wyjątkowo zmęczona, ale wątpiła jednak, by było to wynikiem kilkuminutowego pojedynku. Chociaż właściwie wszystko było możliwe.

Dopiero, kiedy Granger wracała z konfrontacji z nauczycielką (całkiem dobrze jej poszło, jak stwierdziła Carmen) do Black coś dotarło. Wszyscy, którzy wychodzili spod kopuły byli wyjątkowo zmęczeni. Ona sama dość szybko zregenerowała swoje siły, ale taka Hermiona marzyła zapewne o ciepłym łóżku.

Spojrzała na Pabla i Angelicę, aby szybko do niej podeszli. Przez chwilę rozmawiała z Krukonem, a ten co chwilę potakiwał.

- No dobra, Smoczki – odezwała się w końcu Black. – To niebieskie coś, co wyczarowała la Fay zwie się Kopułą Gromu i, mówiąc ogólnie, wysysa z przeciwnika energię.

- Jedynym sposobem, żeby to pokonać jest nie atakowanie – dodał Red.

- Czyli, żeby pokonać przeciwnika, trzeba rzucać odpowiednie tarcze lub posłużyć się mugolskimi sposobami? – chciał upewnić się Harry.

Carmen ponuro pokiwała głową. Właściwie o zaklęciu, którym posłużyła się nauczycielka, wiedziała niewiele. Tylko tyle, że jest ono paskudne i zapewnia rzucającemu stały dostęp do energii wroga.

Angel popatrzyła po twarzach pozostałej trójki. Wszyscy pozostali byli zaaferowani pojedynkiem Malfoya i jakoś niespecjalnie zwracali uwagę na czwórkę Smoków. White bezczelnie wykorzystała to podając wszystkim po niewielkiej fiolce błękitnego płynu.

Spojrzeli na nią niepewnie.

Dziewczyna zapewniła, że w najbliższej przyszłości nie zamierza ich otruć. Eliksir, który im podała miał wyeliminować skutki zmęczenia wywołanego pojedynkiem.

Rose niepewnie opróżniła swoją dawkę leku. Po kilku minutach kolory wróciły na jej twarz, a oczy zabłyszczały radośnie. Uśmiechnęła się w podzięce do przyjaciółki.

- Mówiłam ci już, że jesteś cudowna?

Angelica zaśmiała się. Ostatni raz słyszała to z ust koleżanki ponad miesiąc temu, kiedy leczyli kaca.

Harry przestał zwracać uwagę na przyjaciół. Podszedł do Hermiony, która dyszała jak po prawdziwym maratonie. Wykrzywił się do niej w parodii kpiącego uśmiechu.

- I jak, śpiąca królewna się zmęczyła?

Spojrzała na niego morderczym wzrokiem, zastanawiając się jednocześnie, czy czasem ktoś nie podmienił Pottera.

- Ironia do ciebie nie pasuje. – warknęła.

- Snape twierdzi inaczej – odparował chłopak. Przed nosem dziewczyny pomachał fiolką. – Wypij jedną trzecią – polecił.

Wahała się przez chwilę, ale kiedy zobaczyła rozbawienie w oczach chłopaka przyjęła fiolkę. Obejrzała ją z każdej możliwej strony, ale nie zauważyła niczego podejrzanego. Odkorkowała ją i powąchała jej zawartość. W nozdrza uderzył ją ledwie wyczuwalny zapach jagód. Smak również był zbliżony do tych owoców.

- Harry Potterze, jeśli natychmiast nie powiesz mi, kto ci to dał, to zrobią ci krzywdę! – wybuchła, kiedy mikstura zaczęła działać. – Wiesz w ogóle, co to było?

Furia pokręcił przecząco głową. Miał zaufanie do Angel i nigdy nie przyszło mu do głowy pytać o zawartość każdej fiolki. Zresztą blondynka sprawiała wrażenie mądrej i kompetentnej.

Hermiona westchnęła niemal teatralnie. Tak po prawdzie, to ona też nie za bardzo wiedziała, czym poczęstował ją Potter. Jeśli jednak chodzi o pochodzenie specyfiku, to nie zamierzała odpuścić. Zapytała o to ponownie, ale Gryfon jedynie uśmiechnął się tajemniczo. Kilka sekund później szedł w stronę nauczycielki, która z rosnącym zniecierpliwieniem czekała na niego.

Kiedy chłopak przechodził przez niebieskawą tarczę poczuł delikatne mrowienie na całym ciele. Zupełnie, jakby miał bliskie, choć niezbyt mocne spotkanie z błyskawicą. Teraz wiedział już, czemu ta półkulista tarcza nazywa się Kopułą Gromu.

- Nareszcie. Już myślałam, że będę musiała wysłać panu specjalne zaproszenie – sarknęła na powitanie kobieta.

Harry się nie odezwał. Stał tylko kilka metrów od krawędzi pola ochronnego i w milczeniu patrzył na nauczycielkę. Ta uśmiechała się do niego drwiąco, pewna swojego zwycięstwa. Potter odpowiedział takim samym uśmiechem, swego czasu zaobserwowanym u Snape’ a.

Morgana patrzyła na Pottera, który nie wykonał nawet najmniejszego ruchu, aby ją zaatakować. Bawił się za to różdżką w sposób wyjątkowo irytujący. Kobieta uważała się za oazę spokoju i zrozumienia, ale ten chłopak doprowadzał ją do szału. Może dlatego, że był bardzo podobny do Jamesa.

- Czyżbyś bał się zaatakować? – zakpiła.

- Panie mają pierwszeństwo – odpowiedział, lekko się kłaniając, ale ani na moment nie spuszczał jej z oczu.

Zgrzytnęła ze złości zębami. Sama właściwie nie wiedziała, czemu się wścieka, ale w tej chwili najmniej ją to obchodziło. Miała ochotę roznieść tego bachora na strzępy, ale wiedziała, że to niemożliwe. Bądź co bądź uczyła w szkole, a to zobowiązywało do jakiej takiej kontroli nad sobą.

Uśmiechnęła się złośliwie. Jeśli Złoty Chłopiec nie chciał zaatakować, to na własnej skórze poczuje jej zaklęcia.

- Crisper! – warknęła.

Harry odchylił się. Zdawał sobie sprawę, że denerwowanie nauczycielki nie było dobrym pomysłem, ale jedynym jaki miał. Co najważniejsze, wszystko się sprawdzało. Zaklęcie było niecelne i tylko dlatego udało mu się go uniknąć.

- Noirwinker! – Nie przestawała kobieta.

- Propulso!*

Harry uśmiechnął się ledwie zauważalnie. Tarcza, którą zastosował, była praktycznie bezbarwna i nigdy nie było wiadomo, czy zadziałała właściwie. Jej fenomen polegał na tym, że była inna od wszystkich tarcz. Prócz tego, że odpierała większość punktowych ataków, to jeszcze zmieniała niektóre właściwości rzuconych przez przeciwnika zaklęć.

Propulso było typowym czarnomagicznym wynalazkiem, ale Potter bynajmniej nie zamierzał się tym martwić. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.

Czarna Strzałka odbita od wyczarowanej tarczy poleciała wprost na Morganę. W locie zmieniła swoją barwę na krwistoczerwoną, wydłużyła się i bardziej przypominała oszczep, niż cokolwiek innego.

La Fay odbiła swoje własne zaklęcie, ale Potter nie próżnował. Wokół niego zobaczyła kilka migoczących punkcików, które, gdy tylko jeszcze silniejsze zaklęcie zbliżyło się na odpowiednią odległość, wystrzeliły tworząc wokół chłopaka siateczkę drobniutkich błyszczących niteczek, które sprawiły, że zaklęcie nauczycielki rozszczepiło się na dwie części i wsiąknęło w Kopułę Gromu.

Sama przed sobą musiała przyznać, że Potter bezbłędnie rozegrał tą partię, ale ona nie zamierzała się poddawać. Jeszcze sprawi, że chłopak będzie miał przez nią koszmary. Nie miała bladego pojęcia, dlaczego akurat on rozgryzł tajemnicę Kopuły, lecz domyślała się, że sporą w tym pomoc miał ze strony Granger, choć i tego już nie była pewna. Równie dobrze mogła mu pomóc Black, bo i z nią spędzał dużo czasu.

- Dziękuję, panie Potter. Przedni pojedynek – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Może pan już iść.

- Nie musi się pani starać. Profesora Snape’a i tak pani nie pobije – odparował chłopak.

Morgana przez chwilę stała zdezorientowana. Zdawała sobie sprawę, że w gnębieniu innych nie doszła jeszcze do takiej perfekcji jak Severus, ale zazwyczaj wystarczała sama jej obecność, lub kilka niemiłych słów, żeby uczniowie zaczęli zachowywać się należycie.

Odgoniła natrętne myśli. Zapisała kilka słów w notatniku i zawołała kolejną osobę.

Nim sprawdziła umiejętności każdego ucznia minęły wszystkie przeznaczone jej w dniu dzisiejszym lekcje. Właściwie z siódmoklasistami powinna mieś tylko dwie godziny, ale udało jej się ubłagać Minerwę, aby zwolniła wszystkich z trzeciej lekcji. Nieocenioną pomoc w tym względzie okazał również Albus, który, gdy tylko dowiedział się, co zamierza zrobić Morgana, sam zaproponował, że porozmawia z nauczycielami.

- Dobrze. Wyniki poznacie jeszcze dzisiaj. Przyjdźcie pod klasę o szesnastej. Do widzenia! – pożegnała wszystkich.


***


Eliksiry, w przeciwieństwie do Obrony, były nudne jak flaki z olejem. Na samym początku Snape przedstawił Yennefer i po raz kolejny odpowiednio usadził uczniów, w taki sposób, żeby wszyscy siedzieli jak najdalej od siebie.

Harry, któremu znowu trafiła się pierwsza ławka przelotem spojrzał na Viperę. Malfoy co trochę krzywiła się, zupełnie jakby chciała wyrazić swoją dezaprobatę dla panującego wokół mroku. Chłopakowi wydało się nawet, że mamrotała coś o przedszkolakach, ale nie był tego pewien.

- W tym roku weźmiemy na warsztat odtrutki i, jeśli wystarczy nam czasu, to także lekarstwa. Wszystko jasne?

Odpowiedział mu zgodny pomruk. Nauczyciel uśmiechnął się kpiąco. Większość z nich zapewne nie zrozumie połowy instrukcji zawartych w książce, ale on nie zamierzał się tym przejmować.

Zadał pierwsze z brzegu pytanie. Łatwe, jeśli tylko ktokolwiek zajrzał przez wakacje do podręcznika. Od razu zgłosiła się Granger. Chcąc nie chcąc wskazał ją. Dziewczyna zaczęła mówić. Teoretycznie odpowiedź na pytanie o lubczyk wymagała raptem dwóch zdań, ale Gryfonka jak zwykle chciała popisać się swoją wiedzą.

Profesor przerwał jej w połowie rozległej wypowiedzi.

- Chciałem usłyszeć odpowiedź, a nie cały podręcznik, Granger.

Hermiona spojrzała na niego morderczym wzrokiem, ale zaraz potem szybko usiadła i pochyliła głowę. Gdyby tego nie zrobiła, zobaczyłaby grymas niezadowolenia na twarzy Yennefer.

- Potter, może zechciałbyś wytłumaczyć odpowiedź koleżanki?

Harry myślał przez kilka minut. Lubczyk. Nic prostszego. Ciotka Petunia czasami dodawała go do zupy, lub innych potraw, jeśli chciała osiągnąć odpowiedni efekt smakowy i zapachowy. Wątpił jednak aby o to chodziło.

- Jest to roślina lecznicza, ma działanie moczopędne i wykrztuśne. Używana jest także jako aromatyczna przyprawa do potraw. Czasami dodaje się ją do eliksirów miłosnych.

Yennefer uśmiechnęła się delikatnie. Niemal niedostrzegalnie pokazała uniesiony kciuk. Miała wrażenie, że opłaciło się wspólne gotowanie. Co prawda to Harry praktycznie cały czas pichcił, ona za to odwdzięczała się krótką charakterystyką właściwości i działania poszczególnych, używanych w kuchni ziół.

Snape zrezygnował z dalszego pytania Pottera. Nie dlatego, że nie miał na to ochoty, bo tę miał aż w nadmiarze. Po prostu doskonale pamiętał, jakie książki chłopak czytał na Grimmuald Place 12. Takie nagłe zamiłowanie do eliksirów nie mogło wróżyć niczego dobrego, ale nie miał teraz czasu na rozważanie tak mało istotnych spraw.

- Draco, co wiesz o krwi nietoperza?


***


Obiad mijał w stosunkowo spokojnej atmosferze. Uczniowie cały czas debatowali o tajemniczej śmierci Kruka i jego mordercach. Nawet najmłodsi mieli swoje teorie na ten temat.

Albus Dumbledore po przeczytaniu porannej gazety miał mieszane uczucia. Nigdy nie był dobry z wróżbiarstwa, a interpretowanie przepowiedni również nie należało do jego mocnych stron. Potrzebował czyjejś pomocy przy rozwiązaniu tej zagadki, ale na dobrą sprawę znał tylko dwie wróżbitki.

Jedna z nich uczyła w Hogwarcie i przez większość czasu nie wykazywała żadnych zdolności w tym kierunku. Wszystkim naokoło przepowiadała śmierć, mając nadzieję, że jakaś jej wróżba się sprawdzi. Cóż, patrząc na dzisiejsze czasy, było to bardzo prawdopodobne.

Drugą była Anabelle McDonnald, obecnie Abernathy. Albus pamiętał, że ta niepozorna blondynka znała się na rzeczy i swoją pierwszą przepowiednię wygłosiła w wieku trzynastu lat. Co prawda, nie dotyczyła ona bezpośrednio niczego ważnego, ale tak właściwie, to Lily w końcu wyszła za Jamesa i urodził im się śliczny chłopiec, tak jak przepowiedziała to Anabelle.

Oczywiście, Dumbledore mógł jeszcze porozmawiać z Firenzo, ale wątpił, żeby ten miał jakiekolwiek pojęcie o interpretacji wróżb. Zwłaszcza takich. Centaury słynęły z przepowiedni, fakt, ale zazwyczaj przyszłość odczytywały z gwiazd.

Cóż, dyrektor musiał spróbować. Najpierw poprosi o pomoc Firenza, a dopiero później skontaktuje się z Anabelle.

Odłożył sztućce. Rozejrzał się po Wielkiej Sali. Młodzież zajadała się specjałami przygotowanymi przez skrzaty, kilka osób cicho dyskutowało o pewnie bardzo interesujących sprawach.

Młody Malfoy miał znudzoną minę, ale kiedy tylko Pansy Parkinson szepnęła mu kilka słów do ucha od razu się rozpogodził i chyba po raz pierwszy w ciągu całych sześciu lat uczęszczania do Hogwartu uśmiechnął się naprawdę szczerze. Albus zdawał sobie sprawę, że Draco nie kochał Pansy, ale został zmuszony przez tradycję do poślubienia jej. Możliwe, że chłopak w końcu pogodził się z losem i przynajmniej udawał szczęście.

Przeniósł wzrok na stół Gryffindoru. Harry co chwilę rozglądał się po Wielkiej Sali, zupełnie jakby za wszelką cenę chciał ignorować szepczących do siebie przyjaciół. Ron i Hermiona tworzyli naprawdę ładną parę, ale Potter był w ten sposób na uboczu. Teraz, kiedy pokłócił się z Mary, został praktycznie sam.

Dyrektor nie zwykł zwracać uwagi na sprawy sercowe uczniów, ale niektórzy tak bardzo obnosili się ze swoimi uczuciami, że nawet on nie był w stanie ich zignorować. Doskonale pamiętał ile rozrywki dostarczyła mu “para stulecia”, jak zwykło się nazywać Lily i Jamesa. Tamte podchody trwały trochę ponad sześć lat, ale przyniosły właściwy efekt.

Uśmiechnął się do swoich wspomnień.


***


Morgana siedziała w klasie i, jakby od niechcenia, machała różdżką. W powietrzu tworzyły się finezyjne wzory, które później opadały na podłogę i wsiąkały w nią, jarząc się na niebiesko. Dookoła czuć było napięcie.

Kobieta zaklęła szpetnie. Przez ostatnie kilka lat tylko raz wybuchła gniewem. Tylko raz, a teraz Potterowi niemal udało się doprowadzić ją do łez. Niemal. Wzięła kilka głębokich oddechów.

Sięgnęła po leżący na biurku zeszyt. Przez chwilę go przeglądała. Właśnie skończyła zajęcia i teraz na poważnie musiała zastanowić się nad odpowiednim podzieleniem siódmoklasistów.

Była niezadowolona z efektów sprawdzianu. Co prawda dzieciaki, bo właśnie tak ich postrzegała, nie miały nawet kilku minut na przygotowania. W prawdziwej walce nikt nie będzie pytał, czy przeciwnik już przygotował się do pojedynku czy nie.

Różdżką zaznaczała kolejne nazwiska.

Longbottom… Neville umiał wyczarować kilka tarcz, ale nie radził sobie zbyt dobrze. Zdawało się, że bał się własnego cienia. Na razie przydzieliła go do najsłabszej z grup. Najwyżej później chłopak awansuje. Do tej samej grupy trafili Crabe i Goyle.

Granger… dziewczyna znała mnóstwo czarów, ale nie zawsze wiedziała, w którym momencie je wykorzystać. Jeśliby trochę nad nią popracować, to byłaby z niej świetna Aurorka. Tak, Granger zdecydowanie nadawała się do trzeciej, najlepszej grupy.

Weasley… Miał potencjał. Niewątpliwie. Co prawda nie dorastał do pięt Hermionie, ale i tak radził sobie całkiem dobrze. Zasługiwał na dostanie się do grupy drugiej. Tak samo jak Malfoy, który irytował ją już samym swoim wyglądem. Lucjusz był o wiele bardziej dystyngowany, nawet, kiedy był tylko nastoletnim chłopcem opanowanym przez hormony.

Po kilkunastu minutach większość została już przydzielona. Do rozdzielenia została jej tylko czwórka. Black, Potter, Sangre i White.

Ślizgonka używała niebagatelnych czarów. Niektóre z nich wymagały lat praktyki i jeszcze większej siły magicznej. Nie ulegało wątpliwości, że dziewczyna zna się na rzeczy.

Gryfon praktycznie nie użył żadnego zaklęcia. Prócz dwóch tarcz. Same w sobie nie były trudne, ale ich znajomość… Była pewna, że chłopak nie nauczył się ich w poprzednich latach na lekcjach.

Krukon nie walczył. Nie wyciągnął nawet różdżki. Przez cały czas jedynie uskakiwał. Nie dała rady rzucić na niego ani jednego czaru, bo chłopak zawczasu pojawiał się w innym miejscu. Zupełnie, jakby czytał jej w myślach.

Puchonka była z nich zdecydowanie najsłabsza. Słabsza nawet od Granger. Znała mniej zaklęć od Gryfonki, za to te których używała umiała w odpowiedni sposób wykorzystać.

Po namyśle Angelicę przydzieliła do drugiej grypy, pamiętając, żeby zwracać na nią szczególną uwagę. Tak samo jak na Rona. Pozostała trójka trafiła do grupy trzeciej. Chciała zrobić na złość Harry’ emu, ale zdawała sobie sprawę, że dzieciak musi umieć jak najwięcej, żeby pokonać Riddle’ a. Dlatego z ciężkim sercem postawiła przy jego nazwisku trzy kreski.

Pół godziny później do klasy zaczęli wchodzić uczniowie. Tym razem każdy znalazł miejsce siedzące. Morgana przez chwilę na nich patrzyła.

- No dobrze. Lista z waszymi nazwiskami i grupą, do której trafiliście, wisi na zewnątrz drzwi. Przy wychodzeniu możecie ją przejrzeć. Tymczasem mam dla was zagadkę. Dlaczego po zakończeniu naszego krótkiego pojedynku każdy z was wyglądał na zmęczonego? Odpowiedzi przygotujcie na następną lekcję. Punkty czekają.

Jej uwadze nie uszło szybkie spojrzenie wymienione między Black i Potterem.

- Panie Potter, dlaczego pojedynkował się pan ze mną jedynie na rykoszety?

- Którą wersję odpowiedzi woli pani usłyszeć?

- Prawdziwą.

- Bo to bardziej podniecające i nieprzewidywalne. Niech pani nie udaje, że nie czuła tego dreszczyku, tej adrenaliny – powiedział rozmarzonym głosem, choć jego oczy błyszczały złośliwością. – A prawdziwą odpowiedź pani zna. Nie chciałbym odbierać innym możliwości otrzymania punktów.

- Wyjaśnij! – zażądała.

I znowu miała wrażenie, jakby chłopak porozumiewał się z Carmen.

- Kopuła Gromu – odezwał się po chwili, jakby to miało wyklarować sytuację.

- Pięć punktów od Gryffindoru, za posiadanie zakazanej wiedzy – warknęła. – I kolejne pięć za pyskowanie.

Hermiona Granger zacisnęła pięści, tylko siłą woli powstrzymując się przed wybuchem. Gryfoni wilkiem spojrzeli na Harry’ego, ale ten ignorował ich wpatrzone w niego oczy.

- Możecie już iść – powiedziała w końcu nauczycielka. – Pan, panie Potter jeszcze zostanie.

Chłopak westchnął teatralnie nie ruszając się ze swojego miejsca. Na twarzy Malfoya zagościł szeroki uśmiech. Harry spojrzał na niego przeciągle, ale nie skomentował. Mrugnął za to do Pansy, która mimowolnie zarumieniła się.

Kiedy wszyscy uczniowie opuścili pomieszczenie, Morgana skupiła wzrok na siedzącym przed nią chłopaku.

- Skąd znasz to zaklęcie? – zaatakowała niemal od razu.

- Bywało się tu i tam – bezczelnie odpowiedział Potter. – I nie, nie znam go. Słyszałem tylko o właściwościach i nazwie. To chyba nie zabronione?

- Owszem, zabronione – syknęła. – Za samą umiejętność rozpoznania tego czaru spokojnie mógłbyś dostać milutką celę w Azkabanie.

- O? – zdziwił się chłopak. – W takim razie za umiejętność rozpoznania Avady Kedavry również powinienem siedzieć? Więc lepiej niech od razu zamkną wszystkich, z sobą włącznie – skwitował.

- Idź już, Potter.

Harry wstał i z przesadną kurtuazją skłonił się przed nauczycielką. Odruch podpatrzony u Martina.

Morgana sapnęła ze złością, ale zaraz potem się uspokoiła. Złoty Chłopiec nie był jednak wierną kopią swojego ojca. Bardziej przypominał Lily i jej cięty język. Uśmiechnęła się na wspomnienie dawnej przyjaciółki. Tak, Lisica umiała się kłócić, choć rzadko podnosiła głos.

Wróciła wspomnieniem do rozmowy z Harrym. Chłopak miał rację. Sama znajomość działania poszczególnych klątw nie powinna być zakazana.

- Dziesięć punktów dla Gryffindoru za umiejętność logicznego myślenia – mruknęła w przestrzeń.


***


Hermiona wrogo spojrzała na Harry’ ego. Pięknie, już trzeciego dnia szkoły udało im się stracić dziesięć punktów. A wszystko przez głupie gadki Pottera.

- Jesteś z siebie zadowolony? – warknęła na powitanie.

Chłopak nie odpowiedział. Usiadł tylko na fotelu i wpatrywał się w ogień buzujący w kominku. Koniecznie musiał pogadać z Lisicą. Zwłaszcza na temat nowej pani profesor. Prócz tego czekała go jeszcze rozmowa z Carmen i resztą Smoków.

Hermiona zgrzytnęła zębami.

- Zechcesz mi odpowiedzieć, Potter? – zapytała przesłodzonym głosem.

- Oczywiście. I nie, nie jestem zadowolony. Mogłem z niej więcej wyciągnąć.

- Nie jesteś tu od przesłuchiwania nauczycieli – przypomniała czerwona ze złości dziewczyna.

- Jasne – dla świętego pokoju zgodził się Harry. – Swoją drogą, profesor la Fay ślicznie się złości.

Ron roześmiał się nerwowo. Jemu o wiele bardziej do gustu przypadła Yennefer Malfoy. Z pewnością miała w sobie coś z wili, żadna kobieta nie była w stanie w ogóle się nie starając być aż tak pociągająca. Potrząsnął głową. Miał Hermionę i nie powinien zawracać sobie głowy jakąś tam praktykantką. Definitywnie.

- Harry, bardzo cię proszę, żebyś więcej tego nie robił – poprosiła panna Granger.

Potter pokiwał się głową. Kilka minut później zerwał się na równe nogi i pognał do dormitorium. Nie minął kwadrans, a on już wybiegał z Pokoju Wspólnego. Wszyscy spojrzeli po sobie zdziwieni, bo chłopak na plecy miał narzucony plecak, który dziwnym trafem był bardzo wypchany.


***


Carmen siedziała w wieży Bractwa. Przeglądała polecone przez Pince książki, ale jak na razie nie znalazła niczego interesującego. Jedynym godnym uwagi faktem była wzmianka o rodowodzie Gryffindora i niemal legendarnej umiejętności wpadania w kłopoty.

Potarła zmęczone oczy. W ciągu trzech ostatnich dni czytała zdecydowanie zbyt dużo. Miała nadzieję, że Furia niedługo się tu pojawi i zechce jej wytłumaczyć zaczęty kilka godzin wcześniej temat.

Chłopak jakby czytał jej w myślach. Zjawił się po około dwóch minutach.

- Cześć. Zanim zaczniemy rozmawiać na jakikolwiek temat, powiedz mi, czy stąd można się aportować?

- Stąd? Jak najbardziej, ale wrócić już się nie da. Zabezpieczenia antyteleportacyjne są zbyt dobre – odpowiedziała zdziwiona dziewczyna.

Harry skinął głową i na jednym z wieszaków powiesił wyjętą z plecaka pelerynę i maskę. Wyjaśnił, że wolałby nie ryzykować bliskiego spotkania z pięścią Rona, gdyby chłopak znalazł śmierciożercze szaty. Co prawda, wątpił w to, bo kufer miał obłożony kilkoma zaklęciami antywłamaniowymi, ale niebezpieczeństwo zawsze istniało.

W czasie, kiedy Potter męczył się z rozwiązanym sznurowadłem, do salonu weszła pozostała dwójka. Wygodnie rozsiedli się w fotelu i z wyczekiwaniem spojrzeli na Gryfona.

- Jak już wcześniej mówiłem, Morgana la Fay od co najmniej osiemnastu lat powinna wąchać kwiatki od spodu – oświadczył. – Zanim zaczniecie zadawać pytania spójrzcie na to.

Na niewielkim stoliku położył pamiętnik swojej matki. Wyciągnął pióro i kałamarz.


Cześć, Liluś. Co wiesz o Morganie la Fay?

Nie – mów – do – mnie – Liluś! Jestem Lily, albo Lisica. Wybierz sobie jedno określenie. Zupełnie nie wiem, jak mogłam spłodzić aż takiego kretyna.

Oj, czepiasz się Lily. Więc? Co wiesz o Morganie?

Morgana? Była Krukonką, najlepszą uczennicą na roku i w ogóle w szkole. Miała mało przyjaciół. Właściwie tylko ze mną i z Severusem regularnie rozmawiała, choć częściej z Sevem. Na Czarnej Magii znała się nie gorzej od samego Voldemorta. Jej rodzina, la Fayowie, od lat parali się tą dziedziną, ale nigdy nie popierali takich szaleńców jak Riddle czy Grindelwald. Zginęła bodajże 30 czerwca 1979. Nie znam szczegółów. Wiem tylko, że chciała się zemścić. Na kim i za co, nie mam pojęcia.

Jesteś pewna, że zginęła?

Tak, a co?

Jakby ci tu… chodzi o to, że naszą nową nauczycielką od OPCM jest właśnie Morgana la Fay.

O rzesz w mordę hipogryfa! Serio?

Aha. I chyba mnie nie lubi.

Nie dziw się. Rogacz był dla niej wyjątkowo okropny. Chyba dlatego, że była kuzynką Seva. Daleką, ale zawsze.

Dzięki za informacje, mamo. Są bardzo… interesujące.

Nie mów do mnie per “mamo”, bo się czuję staro.

Złość piękności szkodzi.

Bezczelny dzieciak!

Mam to po tobie!


Carmen gwizdnęła z przejęciem. Gdyby ona powiedziała coś takiego własnej matce raczej marnie by się to dla niej skończyło. No fakt, Lisica jakoś niewiele mogła zrobić Potterowi, ale dziewczyna miała wrażenie, że Lily nie przeszkadza takie traktowanie.

- To się nie dziwię, że ci się język wyostrzył.

- Wiesz, Harry – odezwała się milcząca do tej pory Angel. – Twoja mama jest bardzo rozrywkową kobietą.

- Czasem myślę, że aż za bardzo – ze śmiechem skwitował Harry.

- Czyli wychodzi na to, że nasza pani psor wywinęła się śmierci spod kosy – zauważył Pablo. – Co z tym zrobimy?

- Na pewno nie będziemy jej o to wypytywać – zarządziła Rose. – Poobserwujemy ją i dokładnie dowiemy się, co ją tu sprowadza. Red, dasz radę odczytać jej myśli?

Sangre wzruszył ramionami. Nie uśmiechało mu się grzebanie w umyśle nauczycielki, ale z Carmen wolał się nie sprzeciwiać. Obiecał, że skontaktuje się w tej sprawie z Louisem i razem postarają się dowiedzieć, co chodzi Morganie po głowie. Musieli tylko poczekać na odpowiedni moment.

__________________
* propulso– (łac.) odpierać; odwracać; bronić

[/i]


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]   20.05.2006 22:06
Darkness and Shadow   Jest, jest! Wreszcie! Doczekałam się! ...   20.05.2006 22:37
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 Licencja Był czwarty lipca. Harry wysz...   27.05.2006 14:29
Kedos   To raczej nie jest na podstawie tylko raczej konty...   27.05.2006 23:19
Shmanii   Czytałam twoje HP i bractwo smoka oraz czytam tera...   28.05.2006 12:03
MoniQ   no nareszcie...myślałam ze sie juz nie doczekam......   06.06.2006 15:04
Mroczny Wiatr   :P a to już nowy miesiąc mamy i bez nowego rozdzi...   07.06.2006 11:55
Ines   Opowiadanie jest cudowne. Czytałam już Bractwo Smo...   19.06.2006 20:45
Abaska   Nie czytałam Bractwa Smoka ale zapowiada się niezł...   21.06.2006 15:19
Carmen Black   Nie bijcie! Ja nie mam nic na swoje usprawiedl...   02.08.2006 00:45
Carmen Black   ROZDZIAŁ 4 [u]Tajemnice Znaku[/u] Blond włosy m...   02.08.2006 00:46
Carmen Black   ROZDZIAŁ 5 [u] Ginger[/u] Yennefer spojrzała ...   02.08.2006 00:47
Carmen Black   Ginger obudziła się z olbrzymim bólem głowy. Po ra...   02.08.2006 00:48
Child   Pracownik działu obsługi klienta proszony na dział...   03.08.2006 21:53
Carmen Black   ROZDZIAŁ 6 [u]Szczury Harry wbiegł do swojego po...   13.08.2006 00:57
Carmen Black   Yennefer weszła do mieszkania. Przeszła do salonu,...   13.08.2006 00:59
Marta Potter   SSSSSSSSSSSSUUUUUUUUUUUPPPPPPPPPPPEEEEEEEERRRR ...   14.08.2006 05:57
Kedos   Dajesz skarbie dajesz!!!! Jak zwyk...   15.08.2006 19:18
Marta Potter   a'propos :kiedy next part? a to dla weny: :kro...   17.08.2006 03:55
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 [u]Przysięga[/u] Didi i Dexter siedzie...   20.08.2006 19:59
Carmen Black   Albus Dumbledore siedział w salonie swojego domu. ...   20.08.2006 20:02
Kedos   Jak zwykle swietne... Tylko to ta * na koncu... Zn...   29.08.2006 19:25
Child   bo to zdaje sie jest łacina :P   29.08.2006 19:31
Carmen Black   Bo to jest łacina na sto procent. Łacina tak ł...   30.08.2006 01:57
Katarn90   Począwszy od fatalnego, wybacz, tytułu zapowiadało...   31.08.2006 07:46
Hawtagai   W końcu doczekałam się kontynłacji opowiadania.Mam...   31.08.2006 18:26
Carmen Black   Na razie mam dwadzieścia kilka stron. Cały czas pr...   01.09.2006 23:32
Kedos   A mnie sie zdaje ze juz nawet mozna sie domyslac k...   06.09.2006 20:29
Carmen Black   ROZDZIAŁ 8 [u]Jak kameleon[/u] Minął tydzień, od...   16.09.2006 22:03
Marta Potter   Daj next parta po sie :cry: ! a to dla weny :...   15.11.2006 00:45
Carmen Black   Następnego dnia wieczorem miało się odbyć zebranie...   16.09.2006 22:04
Hawtagai   Jak to dobrze ,ze jest juz nowy part,niestety nie ...   16.09.2006 23:26
Kedos   No i BĘC! Parcik jest, sie on podoba, i Kali c...   03.10.2006 18:15
Naomi   Zajefajny ten fick mam nadzieje,ze autorka tego op...   13.11.2006 23:37
Child   czy jest moderator na sali?   16.11.2006 19:46
Kedos   Watpie zeby byl nowy rozdzial bo autorka zaczela z...   24.11.2006 10:57
Carmen Black   Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Brak...   25.11.2006 18:49
Kedos   Baardzo ciekawe, fajnie opisalas wampirki,a to z d...   07.12.2006 19:18
Carmen Black   ROZDZIAŁ 10 [u]Magia Słów[/u] Yennefer siedziała...   23.12.2006 19:29
Carmen Black   Przy okazji. Wszystkiego najlepszego z okazji nowe...   31.12.2006 16:52
Carmen Black   Ostrzeżenie Żeby ni było, że nie ostrzegam. Może b...   17.01.2007 17:05
Samanta Vlane   ja ma pytanie przeczytalam prawie jeźcow apokalips...   24.01.2007 13:51
Ushnark   hpibractwosmoka.blog.onet.pl tutaj na forum w FF ...   25.01.2007 16:14
Samanta Vlane   kurcze chcialabym juz nastepna czesc znaczy rozdzi...   29.01.2007 18:12
Carmen Black   Część druga: [b]Książę Ciemności [i]Prawdziwych p...   05.02.2007 00:50
Carmen Black   Tekst został zbetowany przez: Ailime ROZDZIAŁ 14...   01.03.2007 19:54
Kedos   Ogolnie dobrze, ale w jednym miejscu zamiast ...   04.03.2007 22:02
Carmen Black   Tekst zbetowany przez: Czejoo ROZDZIAŁ 15 [u]Kopu...   06.04.2007 18:21
Carmen Black   Beta: Nudziara Ostrzeżenia: Będą przekleństwa, duż...   28.04.2007 23:25
Zeti   Bardzo dobry FF. Powinnaś napisać coś własnego, i ...   23.05.2007 20:02
Carmen Black   ROZDZIAŁ 17 [u]Miś[/u] Poniedziałek był dniem, k...   06.06.2007 19:06
HermionaW   Droga Carmen! Jest jak zwykle cudnie. Czytała...   15.06.2007 16:17
Zeti   Nareszcie nowa część. Jest świetna. Tylko tego nie...   06.06.2007 21:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 18 [u]List Wieść o nowym towarzyszu Harr...   28.06.2007 15:00
Carmen Black   Carmen spojrzała na niego krytycznym wzrokiem. Z m...   28.06.2007 15:01
Zeti   Jak zwykle absolutnie fantastyczne. Czekam na kole...   28.06.2007 21:06
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 19 [u]Piraci[/u] Hermion...   22.07.2007 15:53
HermionaW   Carmen, och Carmen czemu mi to czynisz? Przez twoj...   22.07.2007 22:50
Skaterin   Swietne, że to tak delikatnie ujme ;) Czasami [cho...   23.07.2007 18:35
Zeti   Jak zwykle świetne. Już nie mogę się doczekać kied...   01.08.2007 10:55
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 20 [u]Handlarz [/b] Ron...   09.08.2007 11:54
Zeti   Super. Szkoda, że nie rozdziały pojawiają się częś...   09.08.2007 13:15
Skaterin   :nutella: :nutella: :nutella: pozostaje mi tylk...   22.08.2007 22:01
Zeti   Jj, kiedy następna część? Już się nie mogę doczeka...   27.08.2007 22:30
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 21 [u]Klub Pojedynków[/b]...   08.10.2007 21:02
Zeti   Jakoś dziwnie średnio mi się podobało. Właściwie ż...   09.10.2007 19:13
Claudia_Black   Cudne! Bardzo mi się podoba! Tylko.. Kiedy...   20.10.2007 10:24
Kedos   Więęęęęcej!!!! Świetne opko(chocia...   07.11.2007 22:52
Carmen Black   Na szybko i bez bety. Wybaczcie za zwłokę. Brak we...   27.12.2007 19:52
HermionaW   Caaarmen!!! Powiedz, dlaczego czynisz ...   30.12.2007 14:00
Saphira Shadow   Nawet może być...Jak się dowiem co dalej to napisz...   05.02.2009 16:59
Jezabel   To opowiadanie jest po prostu świetne!! Cz...   18.09.2009 22:37


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 05:06