Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 27 ] ** [84.38%]
Gniot - wyrzucić [ 5 ] ** [15.62%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 32
  
Carmen Black
post 20.05.2006 22:06
Post #26 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pisane na podstawie "Bractwa"

Harry Potter i Jeźdźcy Apokalipsy

CZĘŚĆ PIERWSZA:

Anioł Zemsty



ROZDZIAŁ 1
Polityka wojny

W głównej auli Ministerstwa Magii panował zamęt. Zgromadzeni tam czarodzieje przekrzykiwali się i przepychali. Jedni szeptali do siebie z przejęciem, inni natomiast głośno komentowali ostatnie wydarzenia. Jednak wszystkich łączyło jedno. Chęć zmiany ministra.
Dumbledore stał w pobliżu podium, na którym miał wystąpić Knot. Był tutaj tylko dlatego, że poprosił go o to Korneliusz
Minister rozglądał się nerwowo. Widział kpiące twarze ludzi stojących z przodu, do jego uszu dolatywały strzępy co głośniejszych rozmów.
Wszedł na podwyższenie. Poprosił o ciszę, ale nikt go nie posłuchał. Dopiero, gdy na scenę wkroczył Dumbledore rozwrzeszczana gawiedź uciszyła się. Albus uśmiechnął się, jak dobry dziadek, który zawsze ma cukierka dla swoich wnucząt.
- Niech minister powie to, co ma do powiedzenia – odezwał się cichym głosem, ale w każdym miejscu auli było słychać go bardzo dobrze.
Knot spojrzał na niego spłoszonym wzrokiem. Zacisnął zęby i potrząsnął głową. Potem powiedział to, co miał powiedzieć. Czarodzieje spodziewali się długiej przemowy, ale jej nie było. Korneliusz powiedział tylko pięć zdań.
- Rezygnuję. Nie będę już dłużej ministrem. Społeczeństwo czarodziejów potrzebuje człowieka o silnych nerwach, nie bojącego się sięgnąć po broń ostateczną, ja nie jestem tą osobą. Dlatego tutaj i teraz, biorąc was za świadków składam swój urząd w ręce Dumbledore’ a. On przekaże go dalej, kiedy wybierzecie mojego następcę.
Zszedł z podium i opuścił Ministerstwo Magii nie niepokojony przez nikogo.
Dopiero teraz ludzie dowiedzieli się, czym jest chaos. Nawet Dumbledore nie potrafił zapanować nad rozwrzeszczanymi czarodziejami. Każdy chciał przeforsować swojego kandydata. Problem polegał na tym, że większość albo była zbyt młoda tudzież za stara, albo nie znała się na polityce. Takich było najprościej kontrolować i wykorzystywać do własnych celów.
Stojący przy wyjściu mężczyzna prychał co chwilę. Ci ludzie nie potrzebowali kolejnego ministra nieudacznika, ale dyktatora, który poprowadziłby ich do zwycięstwa. Niestety, zawsze istniało ryzyko, że dyktatorowi spodoba się władza i nie będzie chciał ustąpić ze stanowiska.
Przepchnął się przez tłum czarodziejów i wszedł na podium. Spiorunował wzrokiem zbliżających się Aurorów. Nie potrzebował dodatkowych kłopotów, nie mówiąc już o tym, że nie chciał z nimi walczyć. Uniósł różdżkę i nakreślił nią skomplikowany znak. Nie wyleciał z niej żaden promień, ale czarodzieje natychmiast się uciszyli.
Albus z zainteresowaniem przypatrywał się nieznajomemu. Nie widział twarzy człowieka, gdyż skrywał ją obszerny kaptur. Dałby jednak sobie rękę uciąć, że już kiedyś widział te ruchy.
Tajemniczy mężczyzna zsunął kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się przystojna, choć nieco pomarszczona twarz. Osobnik miał wysokie czoło, krzaczaste brwi i kpiący uśmieszek na twarzy. Niemal całkowicie białe włosy miał obcięte na wysokości uszu. Opuścił rękę i dopiero wtedy odwrócił się w stronę Albusa.
Ten przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu. W końcu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Co tu robisz, Aberforth?
- To tak się wita brata?! – krzyknął mężczyzna. – Oczywiście przyszedłem ci z pomocą. Mam idealnego kandydata na Ministra. Nie jest związany z żadną ze stron, bo przez ostatnie kilkanaście lat nie było go w kraju.
- Kogo masz na myśli? – zapytał niepewnie Albus. Znając możliwości tego jegomościa wszystko możliwe, że zaproponuje na to stanowisko jakąś kozę.
Młodszy Dumbledore podrapał się po głowie, sprawiając, że jego włosy stanęły dęba.
- Pamiętasz Nickolasa? Byłem z nim na jednym roku w Hogwarcie.
Starszy z braci skinął głową.
- To dobrze. Nick stwierdził, że angielscy czarodzieje potrzebują świeżej krwi. Kogoś, kto potrafiłby opanować chaos i zacząć działać. Nie znam żadnej innej osoby, prócz Nicka, która nadawałaby się na to stanowisko.
Albus zamyślił się. Nickolas był jednym z najlepszych uczniów szkoły. Zawsze przygotowany i skory do pomocy. Był w Ravenclawie, ale przyjaźnił się nawet ze Ślizgonami. Ostatni raz spotkali się ponad czterdzieści lat temu i od tego czasu nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa. Krążyły plotki, że Nick ukrywał się u tybetańskich mnichów.
- Nie widziano go od półwiecza – mruknął dyrektor Hogwartu. – Nie wiadomo, czy nie jest wariatem.
W tym momencie w jednym z kominków zapłonął zielony ogień. Po chwili wyskoczyły z niego dwie postacie. Jedną był siwowłosy staruszek o poskręcanych kościach. Podpierał się laską. Drugą była młoda dziewczyna o brązowych włosach. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, a na głowie czapkę z daszkiem. Ubrana była w białą bluzkę na ramiączkach i krótkie zielone szorty.
Nastolatka rozejrzała się dookoła. Przez chwilę skupiła wzrok na jednej z Aurorek. W końcu skinęła głową, ale nie spuszczała oka z kobiety. Mężczyzna szepnął coś do ucha dziewczyny, ale ta potrząsnęła głową. Nieznajomy wzruszył ramionami i zaczął się przepychać w stronę podestu.
- Może i mam reumatyzm – mówił po drodze, - ale wariatem to ja na pewno nie jestem. Martwiłbym się natomiast o stan twojego umysłu, Albusie. Doprowadziłeś do sytuacji, którą jak zwykle ja i Aber będziemy musieli naprawić, bo ty okazałeś się zbyt nieodpowiedzialny. Doprawdy, żeby stracić zaufanie zwykłego dziecka trzeba mieć naprawdę wielkie zdolności.
Prawdopodobnie mówiłby jeszcze dłużej, gdyby towarzysząca mu dziewczyna nie ścisnęła jego ręki. Nastolatka pokręciła głową, jakby dawała mu do zrozumienia, że powiedział za dużo. Staruszek wzruszył ramionami i dopiero potem wszedł na podium.
Zgromadzeni czarodzieje ze zdziwieniem patrzyli, jak nowoprzybyły serdecznie wita się z obojgiem braci.
- Nickolasie, a kim jest twoja milcząca towarzyszka? – zagadnął Albus.
- To Nicole, moja prawnuczka – rzucił wesoło mężczyzna.
Dziewczyna spojrzała na Nickolasa, ale nic nie powiedziała. Nie była jego wnuczką, właściwie nie była z nim nawet spokrewniona. To on wziął ją ze szpitala, kiedy prawie całkowicie straciła wzrok. Miało to miejsce jakieś siedem lat temu. Od tej pory „dziadek” uczył ją wszystkiego, co sam wiedział, ale dziewczyna i tak do większości rzeczy musiała dojść sama.
Percy Waesley patrzył na odgrywającą się przed nim scenę z rosnącą irytacją. Może i Korneliusz Knot zrezygnował z piastowania urzędu, ale Percy nie zamierzał rezygnować ze swojego stanowiska. Ciężko pracował, aby zostać prawą ręką ministra i teraz tak po prostu miałby usunąć się w cień? Mowy nie ma!
Z odrazą spojrzał na staruszka, którego szata ciągle jeszcze nosiła ślady bliskiego kontaktu z kominkiem. Ten pokurcz miałby być ministrem? Dobre sobie!
- Radziłabym słuchać – odezwała się szeptem Nicole. – A tak przy okazji, mógłbyś pogodzić się z rodziną. W tych czasach właśnie ona jest najważniejsza.
Nastolatka odwróciła się na pięcie i poszła w stronę podium.
Percy zastanawiał się, skąd ta dziewucha mogła wiedzieć, że wyrzekł się rodziny. Nagle zdał sobie sprawę, że nastolatka nie mówiła, jak osoba w jej wieku, ale jak dorosła, doświadczona przez życie kobieta.
- Szanowni czarodzieje! Panie i panowie! – zakrzyknął wyjątkowo mocnym głosem Nickolas. – Jak zapewne wiecie, potrzeba Ministra. Ministra, powtarzam! Nie dyktatora, który bez sądu będzie wsadzał ludzi do Azkabanu. Chyba każdy z was wie, co działo się szesnaście lat temu. Nie twierdzę, że pan Crouch był złym Ministrem. Mówię jedynie, że władza nie powinna skupiać się w ręku jednego człowieka!
Wszyscy rozglądali się po sobie z konsternacją. Nikt nie wiedział, o co mogło chodzić temu mężczyźnie.
- Trumwirat – wyszeptał niepewnie stojący z boku Auror. – Chcą zorganizować trumwirat!
- Dokładnie, szanowny panie, dokładnie – potwierdził Nickolas. – Tylko na trochę innych zasadach. Na razie ja, Albus i Aberforth zajmiemy się sprawami magicznej społeczności. Będzie się tak działo, dopóki nie wybierzecie właściwego ministra. Potem ustąpimy ze stanowiska.
- Dziadek chciał powiedzieć – wtrąciła Nicole, - że oni nie będą mieć absolutnie żadnej władzy faktycznej. Będą jedynie nadzorować pracę poszczególnych resortów, a później pomagać ministrowi, jeśli ten się zgodzi oczywiście.
- Dlaczego mielibyśmy się zgodzić? – warknął Percy. – Mamy oddać nasze bezpieczeństwo w ręce jakichś trzech głupców, którzy myślą, że pozjadali wszystkie rozumy?
Percy’ ego poparło kilkanaście osób.
- Nie musicie się zgadzać – stwierdziła nastolatka. – Tak jednak byłoby wygodniej dla obu stron. W gruncie rzeczy zawsze możemy sięgnąć do kodeksu Merlina.
Rudzielec zmarszczył brwi. Zawsze myślał, że kodeks był jedynie legendą.
- Merlin był pierwszym znanym z nazwiska czarodziejem w Anglii. Drugą taką personą była niesławna Morgana. Merlin wiedział, że pewnego dnia dojdzie do sytuacji, w której czarodzieje nie będą umieli sobie poradzić. Dlatego wpadł na pomysł, aby spisać kilka praw, którymi przyszłe pokolenia powinny się kierować. Minęło kilka wieków, zmieniły się sojusze, ale problem pozostał. Kto jest wystarczająco odpowiedzialny i praworządny, aby posadzić go na ministerialnym stołku? Kogo obarczyć obowiązkiem pokierowania machiną wojenną?
Dziewczyna sugestywnie zawiesiła głos. Rozejrzała się po napiętych twarzach czarodziejów. Miała ich w garści i była tego świadoma. Może miała tylko szesnaście lat, ale o prawie czarodziejów wiedziała niemal wszystko. Co z tego, że była prawie charłakiem?
- W punkcie drugim artykułu pierwszego napisane jest: w czasie wojny nikt nie może mieć zbyt dużej władzy, bowiem stanie się tyranem. Nieszczęsny ten los spotkał Morganę i mnie. Proponuję więc, aby nad bezpieczeństwem czarodziejów czuwała Rada Starszych, składająca się z trzech wybitnych osobowości mających posłuch wśród plebsu i obdarzonych wyjątkową mądrością. Gdy okres wojenny się skończy Rada zostanie rozwiązana i nowa głowa świata wybrana.
Nastolatka znowu zamilkła. Tym razem nie chciała się odzywać, aż ktoś nie podejmie dyskusji.
Albus był pod wrażeniem elokwencji Nicole. Ta młoda osoba tylko za pomocą kilku słów potrafiła zmusić publikę liczącą kilkaset osób do posłuchu. To było niesamowite i nawet on musiał to przyznać.
Aberforth nachylił się w stronę brata i szeptem stwierdził, że to ta młódka powinna zostać ministrem. Dyrektor Hogwartu zganił go za takie myślenie. Młodzi ludzie nie powinni mieszać się do polityki wojennej, bo może się to źle skończyć, oświadczył też, że ma już dość kłopotów z jednym gorącokrwistym Gryfonem. Aber zachichotał złośliwie, twierdząc uprzejmie, że o kłótni z Potterem usłyszał już prawie cały świat.
- Mówisz, że Rada Starszych będzie kontrolowała Ministra? – zapytał jeden z Aurorów. – Chodzi ci o to, że Minister zostanie wybrany, ale nie będzie miał pełnych swobód?
- Dokładnie – potwierdziła Nicole. – Dzięki temu uniknie się takich problemów, jak na przykład niesłuszne oskarżenie kogoś o przynależność do śmierciożerców. Tak samo będzie z mordercami, recydywistami i drobnymi złodziejaszkami. Funkcja ministra nie powinna być używana do mszczenia się na innych. Właśnie dlatego proponujemy powołanie Rady Starszych, składającej się z trzech osób. Czy będą to kobiety, czy też mężczyźni jest to nieważne, bo cel ciągle pozostaje ten sam.
- Ja się zgadzam – wykrzyknął z tłumu jakiś starszy czarodziej. – Mądrze dziewczyna mówi!
Po jego stronie opowiedziało się kilkadziesiąt osób. W ciągu kolejnych dwudziestu minut ludzie zdążyli przedyskutować między sobą większość kwestii. W ten sposób podzielili się na trzy frakcje. Jedna, z Percym Weasleyem na czele twierdząca, że pomysł ten jest niewiarygodnie głupi. Druga, która na przywódcę obrała sobie zasuszonego staruszka z kilkoma złotymi zębami i twierdząca, że w całości popierają pomysł dziewczyny. Trzecia, która nie miała lidera składała się głównie z osób niezdecydowanych.
Dziewczyna zaklaskała w dłonie, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Widzę, że podjęliście już decyzję. Cieszy mnie to bardzo. Teraz jednak musicie zagłosować. Wstęgi koloru czerwonego oznaczają sprzeciw przeciw zaproponowanej przez nas polityce. Wstęgi zielone oznaczają poparcie dla niej. Głosujcie!
Różdżki zostały wycelowane w sklepienie i już po chwili w powietrzu zaroiło się od różnokolorowych wstęg. Kiedy opadły na ziemię okazało się, że najwięcej jest tych zielonych.
- Dobrze –stwierdziła dziewczyna. – Teraz nie pozostaje nic innego, jak wybranie Rady Starszych, gdyż to ona będzie czuwała nad prawidłowym przebiegiem wyborów na ministra. Musicie pamiętać, że osoba, której kandydaturę chcecie zgłosić musi być nieprzekupna. Zaczynajcie!
Po blisko trzech godzinach orzeknięto, że w radzie starszych zasiądą: Albus Dumbledore, jako iż jest najbardziej poważaną personą nie tylko w Anglii, ale i na świecie; Nickolas Fogg, jako nagroda za podsunięcie pomysłu na rozwiązanie sytuacji; Julius Bulstrode, startujący z ramienia rodzin czystej krwi.
Teraz pozostał kolejny naglący problem: wybór ministra. Rada starszych miała jedynie kontrolować sytuację i służyć pomocą, ale nie posiadała władzy faktycznej. Tak więc magiczna Anglia nadal nie miała przywódcy.
Po blisko dwudziestogodzinnych obradach jednomyślnie stwierdzono, że najlepszym kandydatem na ministra jest Amos Diggory. Wybór ten tłumaczono faktem, że ofiarą tej wojny został syn mężczyzny, dlatego ma on motywację, by walczyć z Czarnym Panem.

***

Nickolas rozsiadł się w fotelu i spojrzał na swoją towarzyszkę. Nastolatka nie miała już na głowie czapki, ale okularów ciągle nie ściągnęła.
- Ściągnił okulary, Nicole – powiedział miękko mężczyzna. – Masz śliczne oczy.
Dziewczyna prychnęła, jak rozjuszona kotka.
- Po pierwsze – nie jestem Nicole. Mam własne imię. Po drugie – dobrze wiesz Mistrzu, jak moje oczy reagują na światło słoneczne. Może i udało ci się przywrócić mi wzrok, ale teraz wyglądam jak potwór.
- Wcale nie jesteś potworem. Jesteś wspaniałą młodą kobietą, która przeszła więcej niż jakakolwiek inna osoba.
- Nie prawda – westchnęła dziewczyna. – Harry przeszedł więcej. Najpierw zginęli mu rodzice, później był terroryzowany u swojej rzekomej rodziny. Nawet kiedy dowiedział się, że jest czarodziejem był okłamywany. W zeszłym roku zginął jego ojciec chrzestny, a ostatnio chłopak był torturowany. Nie mówiąc już o tym, że ma stempelek na ręce. Czy nadal twierdzisz, że to ja przeszłam więcej?
- Myślałem, że nie podobają ci się twoje oczy.
- Bo nie podobają – warknęła dziewczyna. – Ale do tego drobnego defektu można się przyzwyczaić. Oczy zawsze mogę schować za ciemnymi szkłami. A gdy nie pada na nie światło dnia są nawet całkiem znośne. Harry ma gorzej – kontynuowała. – Jego zna każdy czarodziej w Anglii. Nie mówiąc już o mugolach z Privet Drive, którzy traktują go jak ulicznego chuligana. Mnie nikt nie zna. Jestem tylko anonimową dziewczyną.
- Teraz jesteś uznawana za moją wnuczkę, Nicole.
- Ale nią nie jestem. Naprawdę, chciałabym mieć takiego dziadka, ale to niemożliwe.
- Wiesz, że teraz będziesz musiała uważnie go obserwować? Nie możemy dopuścić do jego śmierci.
- Czarny Pan go nie wykończy – mruknęła. – Straciłby zbyt dobre źródło informacji.
- Owszem – zgodził się Nickolas. – Jednak nie wyklucza to faktu, że chłopak może nie wytrzymać psychicznie.
- Samobójstwo?
- Nie wiem. Nie widzę przyszłości, a jedynie przeszłość – milczał przez kilka minut. – Bądź jego aniołem stróżem. Chroń go najlepiej, jak potrafisz. Pomóż mu zrozumieć.
- Postaram się, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem nawet, czy jeszcze mnie pamięta.

***

Albus Dumbledore siedział w kuchni Grimmuald Place 12. Kuchnia bardzo zmieniła się od ostatnich wakacji. Na środku zamiast zwykłego dębowego stołu ustawiony został okrągły stół o jednej nodze w kształcie feniksa z rozpostartymi skrzydłami. Teraz pomieszczenie było nie tylko bardziej przyjazne i przestronne, ale również jaśniejsze.
Dyrektor Hogwartu zastanawiał się, jakim cudem został wmanewrowany w Radę Starszych. Nigdy nie chciał mieszać się w politykę, ale nie mógł zrezygnować z zaszczytu, jakim było zaufanie społeczeństwa.
Przez uchylone okno wleciał feniks. Wylądował na przezroczystym blacie stołu i swoimi bursztynowymi oczyma popatrzył na Dumbledore’ a. Przechylił łebek.
- Może masz rację Fawkes – mruknął Albus. – Chyba nadszedł czas, żeby wykorzystać swoje wpływy.

***

Harry leżał na łóżku i nie widzącym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Spojrzał na swoją prawą rękę. Zaklęcia maskujące powoli znikały i miał tego niemiłą świadomość. Na razie mógł sobie pozwolić na założenie zwykłego podkoszulka z krótkim rękawem, ale już niedługo będzie mógł o tym zapomnieć.
Intrygował go też drugi fakt. On miał Znak na prawej ręce podczas gdy większość śmierciojadów miała go na lewej. Nie wiedział, czy to jakiś specyficzny rodzaj wyróżnienia, czy może zwykła pomyłka Gadziny. Szczerze powiedziawszy nie obchodziło go to. Najchętniej w ogóle pozbyłby się tego stempelka, ale wiedział, że to niemożliwe.
Wyjrzał przez okno. Słońce powoli wychylało się znad horyzontu. Mogła być najwyżej szósta rano. Harry zamknął oczy. Za godzinę wuj Vernon wyjdzie do pracy, więc już za trzydzieści minut będzie śniadanie.
Wstał z łóżka i przeciągnął się, krzywiąc się przy tym z bólu. Plecy ciągle mu dokuczały, mimo iż minęły już ponad trzy tygodnie od powrotu z Wężowego Grodu.
- Śniadanie! – Usłyszał wołanie ciotki Petuni.
Parskał gniewnie, kiedy zakładał na siebie podkoszulek. Zszedł na dół i usiadł przy stole.
Jeśli spodziewał się, że ktokolwiek będzie traktował go inaczej, to grubo się pomylił. Wuj Vernon starał się udawać, że Harry nie istnieje. Dudley omijał go szerokim łukiem, a jeśli już spotkał się z nim na ulicy, to starał się go ignorować. Jedynie ciotka Petunia patrzyła na niego z pewną dozą życzliwości.
W czasie śniadania Harry milczał. Czuł na sobie spojrzenia pozostałych domowników, ale ignorował je. Spojrzał z niechęcią na kawałek chleba z białym twarożkiem. Nienawidził sera pod każdą postacią.
We włączonym telewizorze leciały poranne wiadomości. Chłopak przysłuchiwał się im jednym uchem. Prezenter mówił o kilku wypadkach samochodowych, w których zginęło łącznie pięć osób, trzy zostały ciężko ranne, a jedna wyszła praktycznie bez szwanku. Harry podniósł głowę, kiedy usłyszał nazwisko „Granger”.
- Nieszczęśliwy wypadek przytrafił się rodzinie Smithów. Mieszkający nieopodal państwo Granger, dentyści z wieloletnim stażem, są zbulwersowani. Pani Granger twierdzi, że teraz nawet we własnym domu nie można być bezpiecznym. Nikt nie wie, co było powodem śmierci całej rodziny Smithów.
Chłopak zacisnął pięści. Dobrze, że Hermionie nic się nie stało. Harry nie miał wątpliwości, że to Grangerowie mieli zginąć.
- Dziękuję – mruknął, odsuwając od siebie nienaruszony posiłek.
Wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju.
Opadł na łóżko. Ręce położył wzdłuż ciała i zamknął oczy. Uśmiechnął się mściwie. Riddle niedługo dowie się, co to znaczy nie dotrzymywać przysiąg składanych Harry’ emu.

***

Voldemort spojrzał na klęczących przed nim śmierciożerców. To był oddział młodzików, których przyjął w swoje szeregi kilka tygodni temu.
- Więc? – warknął? – Co z Grangerami? Carlos?
- Nie żyją. Wszyscy – odpowiedział potulnie może dziewiętnastoletni chłopak.
- Ile osób?
- Trzy.
- Numer domu?
Młodzieniec podniósł głowę. W jego oczach czaiło się zdziwienie przeplatane strachem.
- Dziewięć – wyjąkał.
Riddle zmrużył oczy. Albo mu się zdawało, albo wyczuwał Pottera. Syknął, kiedy wyczuł strumień myślowy Gryfona.
Z cienia wyłoniła się postać cała ubrana na czarno. Spod obszernego kaptura widać było jedynie zielone oczy. Przybysz podszedł do czwórki ludzi i cały czas patrząc w oczy Czarnemu Panu wysyczał coś.
Riddle uniósł brew. Nie spodziewał się takiej finezji po zwykłym Gryfonie.
- To tylko projekcja – wysyczała postać. – Jestem tutaj tylko umysłem. Oni nawet mnie nie widzą. – Wskazał kulących się śmierciożerców.
Voldemort z zainteresowaniem patrzyła na Pottera. Teraz miał już pewność, że to ze Złotym Chłopcem rozmawia w wężomowie.
- Po co tu przyszedłeś? Chyba nie chcesz się ze mną napić herbatki? – sarknął.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział spokojnie Harry. – Przyszedłem jedynie przypomnieć, że mamy umowę. Złamiesz ją i już po tobie. Złożyłeś przysięgę i musisz jej dotrzymać. Takie są zasady.
- Pamiętam zasady – warknął.
- Coś mi się zdaje, że jednak nie bardzo. Pozwól, że przypomnę. Obiecałeś, że nie tkniesz żadnego z moich przyjaciół. Powiem więcej, przysięgałeś, że nie wyślesz na nich swoich piesków. Tymczasem, gdyby nie pomyłka tych trzech durniów zwijałbyś się w potwornych mękach. Doskonale wiem, że to rodzina Hermiony miała zginąć.
- Hermiona jest twoją przyjaciółką, więc nic by jej się nie stało. Natomiast jej rodzice...
- Treść przysięgi dotyczy także rodzin moich przyjaciół – warknął Harry.
W następnej chwili rozwiał się i zniknął, pozostawiając po sobie jedynie nieme ostrzeżenie.
Czarny Pan spojrzał na kulących się młodzieńców.
- Czy w rodzinie, którą zlikwidowaliście była może siedemnastoletnia dziewczyna z burzą brązowych włosów na głowie?
- Nie – odpowiedział cicho Carlos.
- Durnie! – wrzasnął Czarny Pan.
W ciągu następnej godziny Carlos i jego dwaj towarzysze poczuli, co to znaczy gniew Riddle’ a.

***

Harry ocknął się gwałtownie. Miał wrażenie, że jego ciało jest z cementu. Nie mógł się poruszyć, wszystko go bolało. Silnik przejeżdżającego po ulicy samochodu zdawał mu się trzy razy głośniejszy niż w rzeczywistości.
Jęknął zwijając się w kłębek. Takie wyprawy na odległość są bardzo męczące. Teraz wiedział już, czemu Pablo nigdy nie pozwalał mu zapuszczać się w meandry umysłu Gada. Chociaż z drugiej strony, kiedy robił to w marcu nie był taki zmęczony.
Potrząsnął głową odganiając mroczki sprzed oczu. Spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma, więc poza ciałem był przez blisko godzinę. To dziwne, bo wydawało mu się, że jego wyprawa trwała może dwadzieścia minut, a i to niekoniecznie.
Otrząsnął się i zszedł na dół. Ciotka Petunia stała przy telefonie i rozmawiała z kimś. Wszedł do kuchni i nalał sobie wody do szklanki. Mentalna rozmowa z Riddlem była bardzo męcząca.
Pół godziny później został wysłany po zakupy. Następnego dnia na kolację miała przyjechać rodzina przełożonego wuja Vernona. Dursley od kilku lat starał się o podwyżkę i awans.
Spojrzał na listę, którą zrobiła Petunia. Jęknął z rozpaczą. Tego żarcia wystarczyłoby na wykarmienie plutonu wojska i jeszcze prawdopodobnie zostałyby resztki dla psów i kotów.
W sklepie jak zwykle został potraktowany jak chuligan. Uśmiechnął się przepraszająco do ekspedientki. Zapłacił i wyszedł na zewnątrz.
W drodze powrotnej spotkał Jessicę. Dziewczyna bez słowa dołączyła do niego i odebrała jedną z toreb. Chciał zaprotestować, ale machnęła lekceważąco ręką.
- Chciałabym ci podziękować – mruknęła po kilku minutach marszu. – Za to, co zrobiłeś wtedy… tam.
- W Wężowym Grodzie – podsunął. – A właściwie… ty to wszystko pamiętasz?
Skinęła głową.
- Dziwne, bardzo dziwne – westchnął Harry. – W takich przypadkach modyfikuje się pamięć.
- Modyfikuje? – zapytała niepewnie nastolatka. – Jak to, modyfikuje?
- Jest takie jedno zaklęcie. A jak wygląda cały proces, nie mam pojęcia. Umysł nie jest moją domeną.
- A co jest?
- Walka, quiddich, to taka gra – wyjaśnił szybko widząc jej zdziwioną minę. – No i jeszcze niekontrolowane wybuchy. Te ostatnie są bardzo wkurzające i jeszcze bardziej męczące, ale można się przyzwyczaić.
Weszli do parku. To była najkrótsza, ale i najbardziej niebezpieczna droga na Privet Drive.
Dziewczyna zastanawiała się, kim też mógł być ten chłopak. Była pewna, że Potter nie jest zwykłym ulicznym chuliganem. I na pewno nie chodził do Brutusa. Spojrzała na jego zamyśloną twarz. Musiała przyznać, że był przystojny, chociaż jego oczy miały jakiś taki pusty wyraz. Zupełnie, jakby nic go nie obchodziło.
- Kim ty właściwie jesteś?
- Czarodziejem. Przeklętym. Kogo to obchodzi? – odpowiedział po chwili wahania. – Połowa magicznej społeczności chce mnie zabić, druga wynieść na piedestały. A ja chcę mieć święty spokój.
Przyspieszył nieco kroku. Minął staruszkę spacerującą z psem i wysokiego mężczyznę, pędzącego gdzieś na rowerze. Harry szedł nie oglądając się za siebie i Jessica, chcąc nie chcąc musiała przyspieszyć.
Dziewczyna nie była głupia i widziała, że coś jest nie tak. Nie wiedziała tylko, jak ma o to zapytać.
W końcu doszli na Privet Drive. Jessica, jako iż miała mniej toreb otworzyła drzwi. Przeszli przez niewielki przedpokój i weszli do kuchni. Petunia właśnie przeglądała swoje książki kucharskie.
Nastolatka przywitała się serdecznie z kobietą. Obie usiadły przy stole i zaczęły cichą rozmowę. Harry schował zakupy i zrobił dla nich herbatę. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła jedenasta.
Zadzwonił telefon. Ciotka Petunia sięgnęła po słuchawkę i przez chwilę prowadziła przyciszoną dyskusję. W końcu wzruszyła ramionami i podała słuchawkę chłopakowi. Ten spojrzał na nią zdziwiony.
- Jakaś Hermiona – mruknęła pani Dursley.
Dopiero teraz Harry przypomniał sobie o porannych wiadomościach.
- Hermiona? – odezwał się niepewnie.
Panna Granger milczała przez kilka minut, a potem wybuchła płaczem. Z jej chaotycznej wypowiedzi Potter zrozumiał jedynie, że jego przyjaciółka jest przerażona i boi się, że następnym razem śmierciożercy nie popełnią błędu i zaatakują właśnie ją i jej rodzinę. Później stwierdziła, że jak najszybciej musiała z kimś porozmawiać, a spośród wąskiego grona jej znajomych zna tylko numer Harry’ ego. Sowy nie mogłaby wysłać, ponieważ takowej nie posiada.
Harry pozwolił dziewczynie wypłakać się. Cierpliwie wysłuchał jej zwierzeń.
- Nie martw się Hermi. Wszystko będzie dobrze. A o Riddle’ a się nie martw. Nie zaatakuje ani ciebie, ani twojej rodziny. Już moja w tym głowa.
Dziewczyna podziękowała za słowa otuchy. W jej głosie jednak słychać było wątpliwości i smutek. Gdy Harry zapytał o co chodzi, dziewczyna oświadczyła, że jej rodzice panicznie się boją i nie chcą puścić jej do szkoły we wrześniu.
Potter zamknął oczy. Wiedział, że teraz Hermiona nie umiałaby żyć w innym świecie. Przez te sześć lat przesiąkła magią, jak tylko się dało. Poza tym miał pomysł na zapewnienie im dodatkowej ochrony.
- Hermiona, czy w pobliżu jest któreś z twoich rodziców? Jeśli tak, to daj mi z nimi chwilkę porozmawiać.
Po kilku minutach usłyszał w słuchawce głęboki głos pana Grangera.
- Dzień dobry, mówi Harry Potter – chłopak z trudem przełknął rosnącą w gardle gulę. – Podobno nie chce pan puścić Hermiony do szkoły.
Mężczyzna potwierdził. Bał się o córkę i nie chciał niepotrzebnie ryzykować.
- Rozumiem pana obawy – stwierdził rzeczowo Harry. – Z przykrością jednak stwierdzam, że nie ma pan racji. Voldemort atakuje wszystkich, bez względu na to, kim są nieszczęśnicy. Mogę pana zapewnić, że was ten potwór nigdy nie tknie. Przynajmniej, dopóki Hermiona jest moją przyjaciółką. Chciałbym też zaproponować pewien układ. Porozmawiam z odpowiednimi osobami i załatwię wam ochronę całodobową. Czy reflektowałbym pan na coś takiego?
Po chwili zastanowienia padła potwierdzająca odpowiedź. Potter odetchnął z ulgą. Teraz pozostało jedynie znaleźć jakiegoś zakonnika i namówić go na rozmowę z Dropsem. Harry pożegnał się z Grangerami i przerwał połączenie.
Pani Durlsey kazała Harry’ emu odprowadzić Jessicę. Dwoje nastolatków szybko wyszło z domu pozwalając kobiecie zająć się przygotowywaniem obiadu.
Zatrzymali się w parku i usiedli na jednej z niezniszczonych ławek. Dziewczyna chciała koniecznie dowiedzieć się czegoś o magicznym świecie, ale chłopak nie był skoro do rozmowy. Czujnie rozglądał się na boki w poszukiwaniu kogoś z Zakonu.
Wstał i podszedł do gęsto rosnących krzaków.
- Wyjdź Dung. Wiem, że tam jesteś. Twój odór czuć na kilometr – stwierdził pogodnie. – Nie martw się, Jessica jest wtajemniczona.
Gałęzie zaszeleściły i po chwili wyłonił się z cienia przygarbiony mężczyzna o potarganych włosach. Spojrzał na Harry’ ego z niebotycznym zdumieniem wymalowanym na twarzy.
- Skąd wiedziałeś, że cię pilnuję?
- Znam Dropsa na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie odpuści sobie pilnowania Złotego Chłopca. A teraz posłuchaj uważnie. Pójdziesz do Dumbledore’ a i powiesz mu, żeby załatwił ochronę dla Hermiony i jej rodziców. Całodobową. A najlepiej niech sam się tam uda i porozmawia z państwem Granger. Zrozumiałeś?
- Aha.
- W takim razie idź do niego.
- Teraz?
- Nie, za pół roku. Oczywiście, że teraz.
Mężczyzna wymruczał coś z rozdrażnieniem. Z kieszeni płaszcza wyciągnął lusterko. Przez chwilę wpatrywał się w nie intensywnie. W końcu stuknął w nie różdżką. Znowu wymamrotał kilka niewyraźnych słów, których Harry nijak nie mógł rozszyfrować.
- Za chwilę pojawi się tutaj ktoś z zakonu, żeby mnie zastąpić. Dopiero wtedy będę mógł przekazać twoją wiadomość.
Harry skinął głową i wrócił na ławkę. Jessica wpatrywała się w niego zdziwionym wzrokiem, który chłopak za wszelką cenę starał się ignorować.
Wstali z ławki i powolnym krokiem skierowali się do domu nastolatki.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 28.04.2007 23:25
Post #27 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Beta: Nudziara
Ostrzeżenia: Będą przekleństwa, dużo przekleństw. Rozdziału zdecydowanie nie polecam osobom poniżej, powiedzmy, trzynastego roku życia.



ROZDZIAŁ 16
Zszargana opinia



Tydzień w szkole minął nadzwyczaj szybko.

Już po kilku dniach okazało się, że Morgana la Fay do najmilszych osób nie należy. Kobieta była złośliwa i z zacięciem godnym lepszej sprawy rywalizowała z Mistrzem Eliksirów o tytuł Największego Drania. Punkty odejmowała na prawo i lewo, ale szlabanu jeszcze nikomu nie dała.

Zachowanie Yennefer również wzbudzało sporo kontrowersji. Dziewczyna była zawsze nienagannie ubrana i uczesana, ale w przeciwieństwie do Dracona potrafiła się bawić. Z jej prywatnych kwater często dochodziły dźwięki muzyki, która Severusa Snape’a doprowadzała do szewskiej pasji.

Obecność Nicole w zamku również nie przeszła bez echa. Uczniowie byli zdziwieni zasadami na jakich dziewczyna przebywa w szkole, ale jeszcze bardziej zdziwieni byli, że jest stuprocentową mugolką. Ona jednak w ogóle się tym nie przejmowała. Sporo czasu, zwłaszcza po lekcjach, spędzała z Harrym, tak jak teraz.

Już od ponad godziny siedzieli pod drzewem nieopodal jeziora. Chłopak trzymał na kolanach książkę do matematyki i z dość dziwną miną próbował cokolwiek z niej zrozumieć. W końcu zrezygnował i sięgnął po kolejny podręcznik, tym razem do francuskiego. Przeglądał go, ale tak naprawdę nic z niego nie rozumiał.

Sienna co trochę parskała jak rozjuszona kotka. Z kpiącym uśmieszkiem patrzyła na towarzysza.

- Daruj sobie – stwierdziła w końcu. – Nie byłeś, nie jesteś i nigdy nie będziesz językowcem.

- Językowcem?! Dziewczyno, ty mnie deprawujesz!

Stojąca kilka metrów dalej Vipera parsknęła śmiechem, który szybko zamaskowała kaszlnięciem. Chyba jednak Harry za długo przebywał w towarzystwie piratów. Znając życie pewnie nasłuchał się o pewnych aspektach stosunków damsko – męskich i nie tylko znacznie więcej niż powinien.

Musiała jednak przyznać rację tej całej Nicole. Potter nie był poliglotą. Co więcej nie był też amantem rodem z romansów, które większość dziewczyn uwielbia. Yennefer do tej pory przeczytała tylko jedną taką książkę, przez co nabawiła się niestrawności. Nie mogła zrozumieć, jak niektóre panienki były w stanie traktować te badziewne “powieści dla Barbie” jak podręcznik podrywania facetów.

- Coś ty taka wesoła, Yen? – zapytał Draco, który nie wiadomo kiedy pojawił się obok niej.

- Kto to jest językowiec?

- Eee… poliglota? – niepewnie odpowiedział blondyn.

- Rany, dzieciaku, jak ty mało wiesz o życiu – westchnęła z udawaną rezygnacją. – Orientuj się.

Odwróciła się na pięcie i powolnym krokiem ruszyła w stronę zamku. Draco jeszcze przez chwilę stał bez ruchu. Nie miał zielonego pojęcia, o co mogło chodzić Yennefer. Dopiero po kilku minutach zaczął kontaktować ze światem. Gdzieś z prawej strony dobiegł go śmiech. Szybko spojrzał w tamtą stronę. Pod drzewem siedzieli Potter i Fogg, którzy wyglądali, jakby świat poza nimi nie istniał.

Draco prychnął pogardliwie. Gryfon ledwie tydzień temu rozstał się ze swoją panienką, a tu już natrafiła mu się kolejna. Malfoy wiedział oczywiście, że Nicole była całkiem niezłą partią. W ostatnim liście matka wytłumaczyła mu dokładnie kim był Nickolas Fogg i kim jest jego wnuczka. Oczywiście, dość kłopotliwe było, że dziewczyna jest mugolką, ale to był akurat najmniejszy problem. Żaden właściwie, jeśli wziąć pod uwagę jej pozycję towarzyską. Chłopak niechętnie musiał przyznać, że Potter ma gust i najwyraźniej w świecie polityki orientuje się całkiem nieźle.


***


Morgana siedziała przy jednym ze stolików w Trzech Miotłach. Po drugiej stronie usadowił się Severus. Oboje popijali piwo kremowe. Tak jak kiedyś, kiedy jeszcze chodzili do szkoły.

Snape patrzył na nią z dziwnym błyskiem w oku.

- No, moja droga, opowiadaj.

Spojrzała na niego nic nie rozumiejąc.

- Nie udawaj idiotki. Jakim cudem przeżyłaś?

Przymknęła powieki. Nie chciała tego pamiętać. Zbyt wiele bolesnych wspomnień się z tym wiązało. A może po prostu nie była gotowa, by o tym mówić? Zamknij się – skarciła się w duchu – minęło już ponad osiemnaście lat.

Wzięła głęboki oddech i zaczęła swoją opowieść.


W żyłach pulsowała jej nienawiść. Żądza zemsty powoli opanowywała jej umysł. Była pewna, że nie wyjdzie cało z tej farsy, ale nie obchodziło jej to.

- Przynajmniej zabiorę ze sobą tych skurwieli – mruknęła do siebie.

Lisica już kilka dni wcześniej powiedziała jej, że James jej powiedział, że… (głuchy telefon zapewne miał niezwykle długą listę nazwisk) Aurorzy tylko czekają na rozkazy od Ministra by oficjalnie móc zaatakować dom la Fayów.

Morgana założyła na siebie czarny kombinezon. Już kilka razy miała go na sobie, ale teraz miał to być ostatni raz. Ogniście rude włosy związała w ciasnego koka i ukryła pod czapką. Krytycznym wzrokiem przyjrzała się swojemu odbiciu. Było idealne.

Zaklęcia ochronne rzucone na rezydencję jeszcze przez jej pradziadka, Albrechta, zaczęły wyć i szaleć. Uśmiechnęła się ironicznie. Nadszedł czas na wymierzenie sprawiedliwości.

Za ojca i brata. I za matkę, która popełniła samobójstwo. To wszystko przez nich.

Chwyciła niewielki prostokącik z dwoma przyciskami, zielonym i czerwonym. Ten pierwszy miał aktywować bomby. Ten drugi miał je zdetonować. W prawą rękę wzięła różdżkę.

Ostatni raz spojrzała na portret pełnej jeszcze rodziny.

- To dla was, kochani.

Wybiegła z salonu i cicho przemknęła na tyły domu. Ukryła się wśród korony kasztanu. Zawsze lubiła to drzewo. Kiedyś miała tutaj nawet domek, ale później, kiedy poszła już do Hogwartu i do domu przyjeżdżała tylko na wakacje domek nie był nikomu potrzebny. Ciągle jednak zajmował swoje stare miejsce, bo nikt jakoś nie miał sumienia by go zlikwidować. Dopiero w zeszłym roku rozleciał się ze starości.

Tak jak się spodziewała. Aurorzy wkrótce wybiegli z domu i zaczęli rozglądać się nerwowo.

- Morgano la Fay jesteś aresztowana pod zarzutem współpracy z Sama – Wiesz – Kim! Jeśli poddasz się z własnej woli kara zostanie złagodzona.

- Poddać się?! Nigdy! – ryknęła wściekle kobieta zeskakując jednocześnie z drzewa.

Auror był zbyt zaskoczony by zauważyć, że rudowłosa nacisnęła zielony przycisk.

- A gdzie domniemanie niewinności? – zapytała słodko, ale jej twarz wykrzywiona była w grymasie wściekłości.

- Mamy dowody…

- Gówno mnie obchodzą wasze dowody – warknęła. – Tormenta! – Z satysfakcją patrzyła jak mężczyzna zwija się z bólu. Jej zaklęcia były perfekcyjne. – To za moją rodzinę – syknęła.

Nim ktokolwiek zdążył zareagować dwadzieścia metrów dalej rozległ się ogłuszający huk, a na nich poleciały grudki ziemi i czegoś czerwonego, co dziwnie przypominało mięso. Kilkanaście sekund później to samo stało się dużo bliżej.

Morgana upuściła na ziemię detonator. Patrzyła w oczy przerażonego mężczyzny, który chyba już zauważył, że nie ma szans na ucieczkę. Z terenu rezydencji mógł się zdeportować tylko członek rodziny la Fay. Dopiero widząc strach w oczach Aurora zapragnęła żyć.

Kolejna detonacja nastąpiła zdecydowanie zbyt blisko. Potem zapanowała ciemność.

Kiedy Morgana się obudziła, leżała w drewnianej chatce na czymś, co przypominało łóżko. Posłanie nie było zbyt wygodne, ale nie mogła narzekać. Z trudem udało jej się otworzyć oczy. Dookoła panował przyjemny półmrok. Obok niej kręciło się troje ludzi: dwie kobiety i chłopiec. To on pierwszy zauważył, że rudowłosa się obudziła.

Młodsza z nieznajomych widząc wysiłki Morgany uśmiechnęła się do niej.

- Nie wstawać. Jeszcze mało silna – poleciła łamaną angielszczyzną.



- Wylądowałam w Amazonii – wyjaśniła. – Przez ponad pół roku kilka szamanek próbowało wyleczyć moje rany. Nie udało się. Ponoć kiedy mnie znaleziono wyglądałam na martwą. Przez miesiąc byłam w śpiączce. Rzucałam się, wykrzykiwałam niezrozumiałe słowa. Dopiero Harya zrozumiała, że mówię po angielsku.

Cały czas mówiła beznamiętnym tonem, ale Severus za długo ją znał, by nabrać się na te tanie sztuczki. Widać było, że Morgana powstrzymuje łzy.

- Tylko mi się tu nie rozklejaj. Nie jestem zbyt dobry w pocieszaniu.

- No coś takiego – uśmiechnęła się kpiąco. – A ja myślałam, że jesteś zawodowym pocieszaczem.

Snape odetchnął w duchu. Jeśli la Fay żartowała, to znaczy, że wszystko było z nią w porządku. Mężczyzna miał jednak świadomość, że jest jeszcze coś, co dręczy Morganę. Nie naciskał. Wiedział, że prędzej czy później kobieta i tak mu się wygada.

Wyjrzał przez okno. Nie było jeszcze późno, słońce dopiero chyliło się ku horyzontowi, ale on czuł nadchodzące niebezpieczeństwo. Zawsze zastanawiało go, skąd biorą się u niego takie przeczucia, ale nigdy nie udało mu się znaleźć odpowiedzi.

Dopili piwa i uregulowali rachunek. Rosmerta podejrzanym wzrokiem patrzyła na zakapturzoną towarzyszkę Mistrza Eliksirów, ale jedno jego spojrzenie wystarczyło, żeby wróciła do swoich zajęć.

- Zawsze umiałeś poradzić sobie z kobietami – zgryźliwie zauważyła Morgana. – Prawdziwy amant.

Nie skomentował.


***


W gabinecie dyrektora Hogwartu jeszcze nigdy nie panowało takie zamieszanie. Albus Dumbledore z mieszaniną pobłażania i skrywanej złości patrzył na ubranych w ministerialne szaty ludzi. Nie było wśród nich nikogo z Zakonu.

- Ukrywasz tu zombie! – warknął jeden z Aurorów. – Ta kobieta powinna być martwa!

- Ale żyje, a ja nie widzę powodu dla którego miałaby nie uczyć uczniów. Jest kompetentna i…

- To zombie!

Albus westchnął ze zrezygnowaniem. Niektóre przypadki naprawdę nie nadawały się do reformy. Już godzinę próbował przekonać dwójkę siedzących przed nim Aurorów, że Morgana nie jest zombie. Oni jednak byli wyjątkowo uparci.

- Dość tego panowie – powiedział w końcu. – Jako jeden z członków rady rozkazuję wam opuścić teren Hogwartu.

Obaj mężczyźni spojrzeli na niego z niedowierzaniem. W końcu wstali i skinąwszy głowami opuścili gabinet. W drodze do Hogsmeade spotkali Snape’a i la Fay, ale ograniczyli się tylko do wściekłego spojrzenia.


***


Draco miał wszystkiego dość. Już od samego rana chodził podminowany, a życia z całą pewnością nie ułatwiała mu Yennefer, która co krok czyniła jakieś aluzje. Pansy chyba się na niego uwzięła, bo nie odstępowała go nawet na minutę. Chłopak zastanawiał się, czy dziewczyna wejdzie mu też do łóżka, co wcale nie wydawało mu się irracjonalnym pomysłem.

Uśmiechnął się drwiąco, kiedy w drzwiach wejściowych zobaczył Świętą Trójcę Hogwartu. Teraz zdawało mu się, że bardziej adekwatną nazwą byłby Święty Kwartet. Cała czwórka śmiała się z czegoś.

Oczy blondyna zrobiły się nieco ciemniejsze. Chciał im dopiec. Wszystkim. A najbardziej chyba Nicole. Za to, że zignorowała go w pociągu. Podszedł do nich. Dopiero teraz zauważył, że Potter i Fogg obejmują się. Kilka metrów dalej z naburmuszoną miną stała starsza Abernathy. Malfoy wiedział już, co powinien zrobić.

- No, no, no, Potter. Czyżby już znudziła ci się twoja laleczka? Pożyczysz mi ją?

Harry spojrzał na niego przeciągle. Rzucił szybkie spojrzenie Mary. Dziewczyna już jawnie na nich patrzyła. Skinął na nią, na co ta z ociąganiem do niego podeszła. Objął ją wolną ręką i przyciągnął do siebie. Teraz po obu swoich stronach miał dziewczyny, a nieco po prawej Rona i Hermioną. Po lewej, w cieniu, stała Vipera i Rose.

- A nie wpadłeś na to, że lubię trójkąciki? – zapytał Harry z dziwnym błyskiem w oku. – I nie, nie pożyczę ci żadnej z nich, chyba, że któraś tego chce.

Spojrzał na nie pytająco, na co obie pokręciły przecząco głowami. Draconowi wydawało się, że Nicole uśmiechała się z rozbawieniem, z kolei Mary wyglądała na naprawdę oburzoną.

- A co? Szlama już ci nie dogadza? Teraz przerzuciłeś się na młodsze?

Ron poczerwieniał ze złości, przed rzuceniem się na Malfoya powstrzymał go Pablo. Mgliście kojarzył tego Krukona, kilka razy widział go rozmawiającego z Harrym. Red pokręcił głową jakby mówił, że Potter załatwi to sam.

Harry wypuścił ze swoich objęć dziewczyny. Nicole miała błaganie wypisane na twarzy.

- Nie zrób czegoś głupiego – szepnęła.

- Abstynencja seksualna ci nie służy, Malfoy – odparował Potter, całkowicie ignorując słowa Sienny.

W blondynie zagotowało się ze złości. Do tej pory jeszcze nikt go aż tak nie obraził.

- Mów za siebie, Potter – warknął. – Pewnie jesteś jeszcze prawiczkiem, co?

- Zdziwiłbyś się – odpowiedział nad wyraz spokojnie Harry.

- Już przeleciałeś Granger? Pewnie oddałeś ją Weasleyowi, bo już się do niczego nie nadawała.

Hermionie po policzkach pociekły łzy. Miała ochotę rzucić się na Malfoya, rozszarpać go gołymi rękoma, ale obejmująca ją z tyłu Angelica skutecznie uniemożliwiała jej jakikolwiek ruch.

- Zeszmaciłaś się Granger – powiedział zwracając się w stronę Gryfonki, która teraz już otwarcie płakała. – Najpierw Potter, potem Weasley. Kto jeszcze? Finnigan? Longbottom?

Harry zacisnął pięści.

- Jeszcze raz nazwiesz ją szmatą, a osobiście wyprawie cię na tamten świat – syknął przez zaciśnięte zęby. – Ale najpierw urżnę ci jaja i usmażę je w głębokim oleju.

- Nie odważysz się.

Draco sprawiał wrażenie pewnego siebie, ale tak naprawdę wcale nie było mu do śmiechu. Potter zdecydowanie nie zachowywał się tak jak w poprzednich latach.

- Chyba pobyt u Czarnego Pana poprzestawiał ci klepki. Za mało cię tam wyrżnęli, co? – odezwał się z wyjątkowo perfidnym uśmiechem.

- Owszem – potwierdził z uśmiechem Harry. Zmiana jego zachowania jak i mimiki była tak szybka, że wszyscy uczniowie stojący dookoła nic już nie rozumieli. – Pewnie chciałbyś się ze mną zamienić. Tam przynajmniej zrobiłbyś użytek ze swojego języka.

Yennefer wiedziała, że ta rozmowa prowadzi donikąd. Ona sama wiedziała, że Potter stara się odwrócić uwagę Dracona od przyjaciół i jednocześnie nie pozwolić im zaatakować Ślizgona. Z kolei Draco zdecydowanie nie zachowywał się jak na dżentelmena przystało.

- Dość tego – wkroczyła do akcji. – Obaj zachowujecie się jak rozpieszczone dzieci. Zachowanie Pottera jeszcze rozumiem, ale ty Draco?

Stanęła za Harrym i położyła mu rękę na ramieniu. Kazała mu odprowadzić dwójkę przyjaciół do Skrzydła Szpitalnego i poprosić pielęgniarkę o eliksiry uspokajające, co zresztą przydałoby się także Mary i Nicole. Później chłopak miał przyjść do jej kwatery.

Harry prychnął pogardliwie patrząc na Ślizgona. Ciągle buzowała w nim wściekłość, ale stopniowo malała. Otarł Hermionie łzy z policzków i powiedział, żeby nie przejmowała się Malfoyem, bo to idiota. Dziewczyna uśmiechnęła się z wysiłkiem, ale broda ciągle jej drżała. Oparła się na chłopaku i krok za krokiem ruszyła za nim.

- Idziemy, Ron – powiedział chłodno do rudzielca, który najwyraźniej wcale nie zamierzał ruszać się z miejsca.

Weasley popychany przez Reda ruszył za przyjacielem, ale sprawiał wrażenie robota. Oczy ciągle błyszczały mu złością, ale Pablo skutecznie uniemożliwiał mu zawrócenie i nagadanie Draconowi.

Yennefer spojrzała na Dracona ze złością.

- Jesteś większym idiotą niż przypuszczałam – stwierdziła nad wyraz spokojnie. – I do tego niewychowaną świnią. Nawet, jak to określiłeś “szlama” nie zasługuje na takie traktowanie. Wiesz, że ona też ma uczucia?

- Zasłużyła na to – warknął chłopak.

- A czym?

- Istnieniem.

- A Potter? – zapytała niespodziewanie. – Tym samym?

- Przez niego mój ojciec siedział w Azkabanie – powiedział jakby to miało cokolwiek wyjaśniać.

- Dał się złapać – beznamiętnie odezwała się Vipera. – To tylko jego wina. Widzisz Draco, trzeba umieć być mordercą. Lucjusz tego nie umie. A tak w ogóle co masz do Pottera?

- To idiota.

Tym razem Yennefer już otwarcie się roześmiała. Załzawionymi oczyma spojrzała na blondyna. Patrzył na nią bez krztyny zrozumienia.

- Skoro na niego lecisz to mu o tym powiedz – stwierdziła chichocząc cicho.

Odwróciła się na pięcie. Rozgoniła uczniów, którzy powoli zaczęli już komentować całe zajście.

- I jeszcze jedno, Draco – dodała na odchodnym. – Slytherin traci pięćdziesiąt punktów. A ty przeprosisz. Nie obchodzi mnie kiedy, masz miesiąc. Jeśli tego nie zrobisz twój dom straci kolejne punkty.


***


Harry nie od razu poszedł do Yennefer.

Najpierw co najmniej dziesięć minut spędził tłumacząc pani Pomfrey, dlaczego Hermiona powinna dostać coś na uspokojenie. To samo tyczyło się Rona. Pielęgniarka była trochę sceptycznie nastawiona do jego teorii, ale gdy tylko spojrzała w oczy Pabla, który do tej pory jeszcze nigdy jej nie okłamał, uległa i zostawiła dwójkę Gryfonów w sali.

Nicole uśmiechnęła się do Harry’ego z nutką przekory. Właściwie tylko ona wiedziała, dlaczego Gryfon nie rzucił się na Malfoya i dlaczego powiedział, że lubi “trójkąciki”. Chłopak machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę.

Tylko Mary zdawała się być zdziwiona całym zajściem, ale Sienna wzięła na siebie obowiązek wytłumaczenia jej pewnych aspektów rozumowania Pottera. Tak więc Harry opuścił rażące bielą pomieszczenie.

Poszedł do Wieży. Przez blisko dwie godziny walczył z Carmen. Na zaklęcia i na miecze. Najpierw to chłopak wygrywał, ale w końcu złość z niego wyparowała i pozostała tylko pustka, którą Black szybko zapełniła rozbawieniem.

- Naprawdę powiedziała mu, żeby powiedział mi, że na mnie leci? – zapytał między jednym a drugim atakiem śmiechu.

Przytaknęła z nadzwyczaj poważną miną. Po chwili i ona zwijała się na podłodze próbując powstrzymać spazmy chichotu. Szczegółowo opisała cały przebieg rozmowy po odejściu Gryfona i jego przyjaciół. Najwięcej kontrowersji wzbudziła mina Malfoya, którą po namowach dziewczyna opisała jako “wyjątkowo paskudną”.

Teraz Harry stał przed kwaterami Yennefer. Uniósł dłoń i zapukał, ale odpowiedziała mu cisza. Zapukał jeszcze raz, tym razem głośniej. Vipera otworzyła z szerokim uśmiechem na ustach. Zaprosiła chłopaka do środka.

- Przecież znasz hasło. Mogłeś wejść – powiedziała, kiedy już Harry rozsiadł się na sofie.

- Szanowna pani wybaczy, ale byłoby to trochę podejrzane. Poza tym, mógł się tu odbywać akt niemoralny.

- Przebywanie z piratami zdecydowanie ci nie służy – udała zmartwienie Yennefer. – Coś zbyt często ostatnio o seksie myślisz.

Harry spojrzał na nią przeciągle. Uśmiechnął się nieco ironicznie.

- Oczywiście, wszystko co złe to oni. A kto zabierał mnie do burdelu?

- Wściekły Bazyliszek nie jest burdelem – odparowała kobieta marszcząc przy tym brwi. – To tylko pub świadczący usługi seksualne.

Potter pokiwał głową. Tym razem to Vipera wygrała pojedynek słowny.

Yennefer podeszła do barku i wyciągnęła z niego dwie butelki najzwyklejszej w świecie Pepsi. Jedną z nich rzuciła chłopakowi. Sama zasiadła po drugiej stronie niewielkiego stolika. Pstryknęła palcami.

Nie wiadomo skąd popłynęły ostre metalowe brzmienia. Harry nigdy nie znał się na muzyce, co więcej nigdy się nią nie interesował, ale nie przypuszczał, że Vipera może lubić akurat ten gatunek.

Kobieta roześmiała się na widok jego miny. Wytłumaczyła, że to dzięki babci poznała mugolskie zespoły i w ogóle się z nimi zetknęła. Babka Vivian nigdy nie miała nic do mugoli a ich muzykę wręcz ubóstwiała. Co prawda tolerowała tylko klasykę, ale nie miała nic przeciwko innym gatunkom. Raz nawet poświęciła się i kupiła wnuczce wieżę i płytę jej ulubionego zespołu – Metalliki. Yennefer miała wtedy osiemnaście lat.

Jeszcze przez kilkanaście minut analizowali każde słowo Harry’ ego jak i Dracona, wypowiedziane w czasie ich kłótni. Vipera powiedziała, że jest dumna z Pottera, bo ten zamiast zaatakować i porządnie przywalić Malfoyowi jedynie wywracał kota ogonem i każde wypowiedziane przez Ślizgone słowo potrafił wykorzystać przeciwko niemu.

Harry uśmiechnął się drwiąco.

- Z nim poszło łatwo. Gorzej jest z tobą czy Ginger a nawet Martinem.

- Widzisz – Yennefer zaczęła tłumaczyć, jak małemu dziecku – Oni są starsi i musieli nauczyć się pyskować, kiedy trafili w szeregi piratów, choć już w szkole przejawiali dziwną skłonność do tego typu przepychanek słownych.

Potter pokiwał głową ze zrozumieniem. On sam na statku i w Trójkącie zrozumiał, że czasami lepiej zaatakować słowem niż czynem. To potrafiło ranić równie dotkliwie jak zaklęcia, ale na dłużej pozostawiało ranę. I dawało zdecydowanie większą satysfakcję.

Kobieta patrzyła na chłopaka spod przymrużonych powiek. Domyślała się, co chodziło Harry’ emu po głowie. Ona sama, kiedy tylko zaczęła dostrzegać potęgę słowa nie potrafiła się powstrzymać i często najpierw mówiła, a dopiero potem myślała. Dopiero kiedy wstąpiła w szeregi Śmierciożerów zaczęła się kontrolować i wykorzystywać swoje zdolności przeciwko Gadowi.

Zapanowało milczenie. Nie było ono jednak złe, przynosiło raczej ukojenie skołatanym nerwom.

Harry wpatrywał się w ozdobną tarczę wiszącą nad kominkiem. Pod nią pyszniły się dwa skrzyżowane miecze, ale to tarcza zwracała na siebie uwagę. Na czarnym tle widniał miecz ostrzem skierowany w dół. Dookoła niego owinięty był wąż, kobra z rozpostartym kapturem. Pod spodem był czerwony napis: Sanguis et honor.

Chłopak pytająco spojrzał na Yennefer.

- To herb rodowy Malfoyów – wyjaśniła. – Napis jest po łacinie, w dosłownym tłumaczeniu znaczy: Krew i honor. Miecz miał być symbolem honoru i waleczności. Wąż jest uosobieniem zła, ale tutaj chodzi raczej o jego usposobienie, jakby mówił “nigdy nie atakuj pierwszy. Broń się, ale nie atakuj.”

Harry milczał przez chwilę. Ciekawe czy Potterowie też mieli swój herb. Skoro mieli czystą krew to pewnie tak. Zapytał o to Yennefer, ale ta wzruszyła ramionami. Nie każda rodzina czystokrwista miała własny herb. Weasleyowie na przykład go nie mieli, choć w ich rodzinie nigdy nie było mugoli, co najwyżej charłaki.

Po kolejnych kilkunastu minutach, kiedy Harry poznał tytuł książki, która mogłaby mu się przydać w poszukiwaniu herbu, Vipera pożegnała się z nim. Chłopak spojrzał na zegarek. Dochodziła pora kolacji, więc szybko pobiegł w stronę Wielkiej Sali.

Yennefer zrezygnowała z posiłku. Zamiast tego siadła w fotelu i niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w ścianę. Skrzywiła się, kiedy przypomniała sobie kłótnię mającą miejsce kilka godzin wcześniej. Musiała porozmawiać na ten temat z Draco. Koniecznie.

Jej rozmyślania zostały przerwane przez gwałtowne uderzenia w drzwi. Znała tylko dwie osoby pukające w ten sposób. Zdenerwowany Severus Snape lub przerażona Corinne Potter. Teraz stawiała na tego pierwszego.

Uśmiechnęła się drwiąco. Pewnie Mistrz Eliksirów zobaczył tabelę z punktami. Zaraz jednak spoważniała. Machnęła różdżką uciszając muzykę. Przeciągnęła się, rozprostowując kości. Podeszła do drzwi i je otworzyła.

Tak jak się spodziewała, na zewnątrz stał Snape. Nie czekając na zaproszenie wszedł do środka.

- Co to miało być? – warknął.

- Co, co miało być? – zapytała uśmiechając się słodko.

- Czemu Slytherin ma już tylko ujemne punkty? I czemu Draco chodzi po szkole warcząc na wszystko i wszystkich?

- A, to. Chyba jego duma ucierpiała. A punkty ja odjęłam. Chrześniak zdążył ci się poskarżyć, wujaszku?

Severus zgrzytnął zębami. Draco, owszem, poskarżył się, a raczej wykrzyczał, że Yennefer jest zboczeńcem i że on nie chce mieć z nią nic wspólnego. Potem mówił jeszcze coś o Potterze i jego poprzestawianych klepkach, i masochistycznych zapędach.

Vipera usłyszawszy to parsknęła stłumionym śmiechem.

- Dowiem się czemu odjęłaś mojemu domowi punkty? – wycedził zirytowany Snape.

- Oczywiście. Draco sam na to zasłużył. Pokłócił się z Potterem. Pozwól, że oszczędzę ci szczegółów.

- To trzeba było odjąć punkty obu domom. Potter pewnie jak zwykle…

- To Draco zaczął – wpadła mu w słowo Yennefer. – A Potter bronił jedynie koleżanki. Miałam mu odejmować punkty za to, że stanął po stronie przyjaciółki i jednocześnie Weasleyowi nie pozwolił uszkodzić Dracona?

- Draco musiał mieć powód.

- Jasne – prychnęła. – Nazwanie Hermiony Granger szmatą było wybitnie miłe. Może damy mu jeszcze za to punkty? Tak ze sto na dobry początek? Jesteś ślepy i głuchy czy tylko udajesz?

Severus stał osłupiały. Nie mógł uwierzyć w to, że młody Malfoy potraktował tak Gryfonkę. Owszem, często się kłócili, ale zazwyczaj nikt na tym nie ucierpiał.

Nie reagując na kolejną tyradę blondynki wyszedł z jej kwater. Zaszył się w swoim gabinecie i sięgnął po Ognistą Whisky. Pociągnął zdrowy łyk z butelki, a następnie odesłał ją na miejsce.

Yennefer miała rację. Granica między zwykłą złośliwością a arogancją była naprawdę cienka, a Draco powoli ją przekraczał.


***


Trójka Gryfonów i Nicole siedzieli w pokoju wspólnym. Ron i Hermiona starali się wyciągnąć z Harry’ego, czego chciała od niego Yennefer, ale chłopak uparcie milczał. Tylko od czasu do czasu uśmiechał się tajemniczo.

Sienna cały czas śmiała się na wspomnienie kłótni ze Ślizgonem. Pogratulowała Harry’emu politycznego podejścia do sprawy, na co Potter dostał nagłego ataku kaszlu.

Weasley koniecznie chciał dowiedzieć się, czemu Harry nie pozwolił mu zaatakować Malfoya.

- Widzisz, Ron – zaczął, nieświadomie używając tego samego tonu co Vipera – gdybyś go uderzył stracilibyśmy punkty. A tak odebrałem mu dumę, a to będzie go bolało o wiele dłużej niż rozcięta warga.

- Mówisz jak Ślizgon – zauważyła milcząca do tej pory Hermiona.

Harry jedynie skrzywił się w parodii uśmiechu.


***


Do gabinetu Snape’ a wparowała Morgana. Głośno zatrzasnęła drzwi. Severus zdawał się nie zauważać natręta. Kobieta westchnęła i podeszła bliżej. Usiadła na wolnym krześle i w milczeniu patrzyła na przyjaciela.

- Draco to idiota – wymamrotał mężczyzna.

- Jest synem Lucjusza, nie zapominaj – stwierdziła. – Pewnie odziedziczył to po ojcu, bo Narcyza z tego co pamiętam może była wyrachowana, ale miała swoją godność.

Snape pokrótce streścił rozmowę przeprowadzoną z Yennefer. Morgana co jakiś czas kiwała głową. W końcu stwierdziła, że zarówno Draco, jak i Harry są typem ludzi, których albo się kocha, albo nienawidzi. I nie ma innej możliwości.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]   20.05.2006 22:06
Darkness and Shadow   Jest, jest! Wreszcie! Doczekałam się! ...   20.05.2006 22:37
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 Licencja Był czwarty lipca. Harry wysz...   27.05.2006 14:29
Kedos   To raczej nie jest na podstawie tylko raczej konty...   27.05.2006 23:19
Shmanii   Czytałam twoje HP i bractwo smoka oraz czytam tera...   28.05.2006 12:03
MoniQ   no nareszcie...myślałam ze sie juz nie doczekam......   06.06.2006 15:04
Mroczny Wiatr   :P a to już nowy miesiąc mamy i bez nowego rozdzi...   07.06.2006 11:55
Ines   Opowiadanie jest cudowne. Czytałam już Bractwo Smo...   19.06.2006 20:45
Abaska   Nie czytałam Bractwa Smoka ale zapowiada się niezł...   21.06.2006 15:19
Carmen Black   Nie bijcie! Ja nie mam nic na swoje usprawiedl...   02.08.2006 00:45
Carmen Black   ROZDZIAŁ 4 [u]Tajemnice Znaku[/u] Blond włosy m...   02.08.2006 00:46
Carmen Black   ROZDZIAŁ 5 [u] Ginger[/u] Yennefer spojrzała ...   02.08.2006 00:47
Carmen Black   Ginger obudziła się z olbrzymim bólem głowy. Po ra...   02.08.2006 00:48
Child   Pracownik działu obsługi klienta proszony na dział...   03.08.2006 21:53
Carmen Black   ROZDZIAŁ 6 [u]Szczury Harry wbiegł do swojego po...   13.08.2006 00:57
Carmen Black   Yennefer weszła do mieszkania. Przeszła do salonu,...   13.08.2006 00:59
Marta Potter   SSSSSSSSSSSSUUUUUUUUUUUPPPPPPPPPPPEEEEEEEERRRR ...   14.08.2006 05:57
Kedos   Dajesz skarbie dajesz!!!! Jak zwyk...   15.08.2006 19:18
Marta Potter   a'propos :kiedy next part? a to dla weny: :kro...   17.08.2006 03:55
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 [u]Przysięga[/u] Didi i Dexter siedzie...   20.08.2006 19:59
Carmen Black   Albus Dumbledore siedział w salonie swojego domu. ...   20.08.2006 20:02
Kedos   Jak zwykle swietne... Tylko to ta * na koncu... Zn...   29.08.2006 19:25
Child   bo to zdaje sie jest łacina :P   29.08.2006 19:31
Carmen Black   Bo to jest łacina na sto procent. Łacina tak ł...   30.08.2006 01:57
Katarn90   Począwszy od fatalnego, wybacz, tytułu zapowiadało...   31.08.2006 07:46
Hawtagai   W końcu doczekałam się kontynłacji opowiadania.Mam...   31.08.2006 18:26
Carmen Black   Na razie mam dwadzieścia kilka stron. Cały czas pr...   01.09.2006 23:32
Kedos   A mnie sie zdaje ze juz nawet mozna sie domyslac k...   06.09.2006 20:29
Carmen Black   ROZDZIAŁ 8 [u]Jak kameleon[/u] Minął tydzień, od...   16.09.2006 22:03
Marta Potter   Daj next parta po sie :cry: ! a to dla weny :...   15.11.2006 00:45
Carmen Black   Następnego dnia wieczorem miało się odbyć zebranie...   16.09.2006 22:04
Hawtagai   Jak to dobrze ,ze jest juz nowy part,niestety nie ...   16.09.2006 23:26
Kedos   No i BĘC! Parcik jest, sie on podoba, i Kali c...   03.10.2006 18:15
Naomi   Zajefajny ten fick mam nadzieje,ze autorka tego op...   13.11.2006 23:37
Child   czy jest moderator na sali?   16.11.2006 19:46
Kedos   Watpie zeby byl nowy rozdzial bo autorka zaczela z...   24.11.2006 10:57
Carmen Black   Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Brak...   25.11.2006 18:49
Kedos   Baardzo ciekawe, fajnie opisalas wampirki,a to z d...   07.12.2006 19:18
Carmen Black   ROZDZIAŁ 10 [u]Magia Słów[/u] Yennefer siedziała...   23.12.2006 19:29
Carmen Black   Przy okazji. Wszystkiego najlepszego z okazji nowe...   31.12.2006 16:52
Carmen Black   Ostrzeżenie Żeby ni było, że nie ostrzegam. Może b...   17.01.2007 17:05
Samanta Vlane   ja ma pytanie przeczytalam prawie jeźcow apokalips...   24.01.2007 13:51
Ushnark   hpibractwosmoka.blog.onet.pl tutaj na forum w FF ...   25.01.2007 16:14
Samanta Vlane   kurcze chcialabym juz nastepna czesc znaczy rozdzi...   29.01.2007 18:12
Carmen Black   Część druga: [b]Książę Ciemności [i]Prawdziwych p...   05.02.2007 00:50
Carmen Black   Tekst został zbetowany przez: Ailime ROZDZIAŁ 14...   01.03.2007 19:54
Kedos   Ogolnie dobrze, ale w jednym miejscu zamiast ...   04.03.2007 22:02
Carmen Black   Tekst zbetowany przez: Czejoo ROZDZIAŁ 15 [u]Kopu...   06.04.2007 18:21
Carmen Black   Beta: Nudziara Ostrzeżenia: Będą przekleństwa, duż...   28.04.2007 23:25
Zeti   Bardzo dobry FF. Powinnaś napisać coś własnego, i ...   23.05.2007 20:02
Carmen Black   ROZDZIAŁ 17 [u]Miś[/u] Poniedziałek był dniem, k...   06.06.2007 19:06
HermionaW   Droga Carmen! Jest jak zwykle cudnie. Czytała...   15.06.2007 16:17
Zeti   Nareszcie nowa część. Jest świetna. Tylko tego nie...   06.06.2007 21:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 18 [u]List Wieść o nowym towarzyszu Harr...   28.06.2007 15:00
Carmen Black   Carmen spojrzała na niego krytycznym wzrokiem. Z m...   28.06.2007 15:01
Zeti   Jak zwykle absolutnie fantastyczne. Czekam na kole...   28.06.2007 21:06
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 19 [u]Piraci[/u] Hermion...   22.07.2007 15:53
HermionaW   Carmen, och Carmen czemu mi to czynisz? Przez twoj...   22.07.2007 22:50
Skaterin   Swietne, że to tak delikatnie ujme ;) Czasami [cho...   23.07.2007 18:35
Zeti   Jak zwykle świetne. Już nie mogę się doczekać kied...   01.08.2007 10:55
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 20 [u]Handlarz [/b] Ron...   09.08.2007 11:54
Zeti   Super. Szkoda, że nie rozdziały pojawiają się częś...   09.08.2007 13:15
Skaterin   :nutella: :nutella: :nutella: pozostaje mi tylk...   22.08.2007 22:01
Zeti   Jj, kiedy następna część? Już się nie mogę doczeka...   27.08.2007 22:30
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 21 [u]Klub Pojedynków[/b]...   08.10.2007 21:02
Zeti   Jakoś dziwnie średnio mi się podobało. Właściwie ż...   09.10.2007 19:13
Claudia_Black   Cudne! Bardzo mi się podoba! Tylko.. Kiedy...   20.10.2007 10:24
Kedos   Więęęęęcej!!!! Świetne opko(chocia...   07.11.2007 22:52
Carmen Black   Na szybko i bez bety. Wybaczcie za zwłokę. Brak we...   27.12.2007 19:52
HermionaW   Caaarmen!!! Powiedz, dlaczego czynisz ...   30.12.2007 14:00
Saphira Shadow   Nawet może być...Jak się dowiem co dalej to napisz...   05.02.2009 16:59
Jezabel   To opowiadanie jest po prostu świetne!! Cz...   18.09.2009 22:37


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 25.05.2024 21:30