Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Magia Miłości [cdn], to nie romans!

Twoja opinia o opowiadaniu
 
Dobre - zostawić [ 13 ] ** [86.67%]
Słabe - wyrzucić [ 2 ] ** [13.33%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 15
Goście nie mogą głosować 
Zakohana w książkach
post 29.04.2007 15:00
Post #1 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Na wstępie piszę, że "Magia Miłości" nie będzie żadnym łzawym romansidłem, ani romansidłem wogóle. Jak napisałam w opisie tematu, jest to mój pierwszy fanfick, więc proszę o wyrozumiałość i wzięcie pod uwagę, że jest to owoc wybujałej wyobraźni dwunastoletniej dziewczynki. A więc:


Rozdział 1
Dzień pełen niespodzianek



W swoim domu w Dolinie Godryka siedzący na łóżku czarnowłosy mężczyzna namiętnie przerabiał na konfetti zapisany pergamin. Dwie godziny temu Harry Potter drżącymi z przejęcia rękoma otwierał kopertę z Ministerstwa pewny, że właśnie przeżywa jedną z najcudowniejszych chwil w swoim życiu. Wyraz jego twarzy zmieniał się stopniowo, od radosnego podniecenia, przez rozczarowanie aż do bezgranicznej furii.
Szanowny panie Potter
Z przykrością zawiadamiam pana, iż nie możemy przyjąć pana na staż, gdyż było kilku odpowiedniejszych od pana kandydatów. Prosimy spróbować ponownie za trzy lata.
Z wyrazami szacunku
Gawain Robards
szef Biura Aurorów


- Tylko ciekaw jestem, czy którykolwiek z tych „odpowiedniejszych kandydatów” wyszedłby cało ze spotkana z Voldemortem!- krzyknął i ze złością kopnął szafkę nocną.
A teraz siedział w sypialni pogrążony w myślach, dając upust swojemu zdenerwowaniu i drąc list na drobniutkie kawałeczki. Dumbledore został zamordowany już osiem lat temu, Tom Marvolo Riddle wciąż chodzi po świecie, zbiera coraz więcej popleczników i zabija mnóstwo ludzi, a on, Wybraniec, Chłopiec, Który Przeżył, czy jak go tam jeszcze nazywali, jeszcze go nie znalazł i nie zabił. Zniszczył już wszystkie poza dwoma horkruksy. Kilka razy dostał cynk o miejscu pobytu Lorda Voldemorta i Nagini, ale za każdym razem zdążyli się zmyć, zanim tam dotarł. „To naprawdę irytujące” pomyślał Harry i usłyszał głuchy odgłos uderzenia. Z pośpiechem wstał i otworzył okno, by brązowa płomykówka mogła wlecieć do pokoju. Sowa rzuciła list na łóżko i usiadła na parapecie. Wziął kopertę do ręki i obejrzał. Zobaczył pieczęć Hogwartu i zaintrygowany przeczytał następującą treść:
Drogi Harry!
Wiem, że starasz się o pracę Aurora, ale proszę, rozpatrz moją propozycję. Hogwart potrzebuje nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, a ja nie widzę lepszego od Ciebie kandydata na tę posadę. Gdybyś mógł, odeślij odpowiedź tą sową wraz z listą podręczników, jeśli się zgodzisz. Proszę o jak najszybszą odpowiedź
Minerwa McGonagall

P.S
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.


Z niedowierzaniem wpatrywał się w dopisek. McGonagall przesyła mu życzenia urodzinowe!? To chyba naprawdę wyjątkowa sytuacja. Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, mm… w wieku piętnastu lat zdołał nauczyć kilku kolegów dość sporo rzeczy, dlaczego teraz miałoby mu się nie udać dokonać tego z większą liczbą osób, ale też z większym wśród nich autorytetem? Spojrzał na swoje dłonie. Na prawej wicia widniał blady zarys zdania „Nie będę opowiadać kłamstw”. Nie był pewny, czy da sobie radę, ale zbyt dobrze pamiętał piekło, które urządziła w Hogwarcie Umbridge. Szybko naskrobał odpowiedź i listę podręczników, a po chwili znów został sam w tym ponurym domu, czekając na życzenia urodzinowe od przyjaciół. Hedwigę wysłał kilka dni temu do Rona i Hermiony, którzy, przynajmniej według jego informacji, byli teraz w Polsce na miesiącu miodowym. Położył się i zaczął przypominać sobie, z czym członkowie GD mieli najwięcej problemów. Taak, na początek trzeba będzie sprawdzić umiejętności rozbrajania przeciwnika, a u starszych również jak im idzie zaklęcie Tarczy. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Powlókł się niechętnie do drzwi, przysięgając sobie w duchu, że wywiesi kartkę z napisem „Akwizytorom dziękujemy” oraz „Nie chcę twoich gazet, nie chcę twoich ulotek, nie chcę twoich śmieci, pod moimi drzwiami”. Otworzył drzwi i nie mógł uwierzyć swoim oczom.
- R-Ron… H-Hermiona… Co wy tu… ale jak… dlaczego mi nic nie powiedzieliście?!
Patrzył właśnie na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół, opalonych, uśmiechniętych i z ogromnymi paczkami opakowanymi kolorowym papierem w ramionach.
- Jakbyśmy ci powiedzieli, to nie byłoby żadnej niespodzianki. Ale wpuścisz nas, czy mamy tu tak stać do wieczora, hę?- zapytał Ron szczerząc do niego zęby. Harry cofnął się pod ścianę, a oni weszli z trudem mieszcząc pakunki w drzwiach.
- W Błędnym Rycerzu spotkaliśmy Kingsley’a. – odezwała się Hermiona – Powiedział nam, że…
- Że według szefa Biura Aurorów nie jestem najlepszym kandydatem do tego zawodu? – wpadł jej w słowo.
- Tak, właśnie… Harry, naprawdę mi przykro. Wiesz już, co będziesz robił po wakacjach… czym się zajmiesz… poza szukaniem Voldemorta, rzecz jasna.
- Też się nad tym zastanawiałem, ale mniej-więcej pół godziny temu McGonagall rozwiązała mój problem. Właśnie rozmawiacie z aktualnym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią.
- Obron przed Czarna Magią, no, no, Harry, wracasz do zawodu!! – rzekł Ron klepiąc go po plecach.
- Co masz na myśli mówiąc, że „wracam do zawodu”?? Chyba nie myślisz o Gwardii, co?
- A niby o czym? Jeśli uczniów nauczysz tyle, co nas na spotkaniach GD, to to będzie najlepiej przystosowane do obrony przed czarna magią pokolenie!!
- Może i masz rację, ale dość o mnie. Jak tam wasz miesiąc miodowy? Dobrze się bawiliście? I dlaczego, na Merlina, wróciliście wcześniej?
- Och, było cudownie!! – krzyknęła radośnie Hermiona – Pogoda była boska, dwa tygodnie dwudziestopięciostopniowych upałów, woda miała osiemnaście stopni. Ponoć na Bałtyk to wyjątkowo dużo. Byliśmy na Helu…
- Mówię ci, stary, niezłe miasto, ten Hel! – przerwał jej mąż – Mieszkaliśmy u pani Róży, nad „Laguną”. Do plaży mieliśmy piętnaście minut, do portu pięć, do stacji kolejowej dwadzieścia i do muzeum Rybołówstwa też dwadzieścia. Kiedyś natknęliśmy się na lekko wstawionego gościa, a on zapytał się nas, czy wiemy, jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu.
- Eee… a jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu? – zapytał nieśmiało gospodarz.
-Kałuża! – wrzasnął jego przyjaciel – Z jednaj strony Helu wejdziesz, a z drugiej wyjdziesz!
I cała trójka wybuchła śmiechem.
- Ale nie odpowiedzieliście na moje ostatnie pytanie. – powiedział Harry, gdy się już uspokoili. – Dlaczego wróciliście wcześniej?
- Hel to bardzo małe miasto, nie było tam co robić, a siedzenia na plaży i kąpieli w morzu mam dosyć na najbliższe dwa lata. Poza tym, stęskniliśmy się za tobą, Harry. Za tobą, za Lupinem, za Tonks, za resztą rodziny, za Anglią. – odpowiedziała Hermiona – Harry, a jak idą ci poszukiwania? Masz już jakieś wieści o miejscu pobytu Voldemorta?
- Czy naprawdę musimy o tym teraz mówić, Hermiono? – zapytali przyjaciele jednocześnie.
- Ja osobiście wolałbym się dowiedzieć, co macie w tych paczkach. – wyszczerzył zęby Harry.
- O jej! Całkiem zapomnieliśmy, Ron! Przecież przyszliśmy zrobić ci imprezę, bo ty oczywiście nie raczyłeś nikogo zaprosić. Za kwadrans będzie tu cała rodzina Weasley ’ów i jedna czwarta Zakonu, więc może zamiast wytrzeszczać na mnie oczy i otwierać usta wziąłbyś się za dekorowanie domu, co?
- Ron, powiedz, że ona żartuje.
- Niestety nie, stary, i radzę ci się wziąć do roboty, bo ona potrafi być bardzo nieprzyjemna.


* * *


W obskurnym budynku domu dziecka, wewnątrz małego pokoiku na pierwszym piętrze przebywała z pozoru najzwyczajniejsza pod słońcem, jedenasto-, może dwunastoletnia dziewczynka. Siedziała na łóżku z brodą opartą na kolanach obejmując podkurczone nogi ramionami i wpatrując się w obraz. Pokoik był urządzony skromnie: proste łóżko, sfatygowana szafa i równie zniszczony stolik, na którym stała stara lampka. Ściany kiedyś były zapewne błękitne, ale teraz ich kolor bardziej przypominał szary. W ogóle cały pokój zdawał się być szary: szarawa podłoga ze sklejki, wypłowiała szara pościel, nawet sukienka z lnu, którą miała na sobie dziewczynka była szara. Jedyną rzeczą, która nie pasowała do tego pokoju, był obraz. Przedstawiał on wróżkę siedzącą w kielichu liliowego kwiatka. W tle było widać las i inne postaci, ale były one zbyt zamazane, by można było je rozpoznać. Dziewczyna spędzała całe dnie patrząc w ten obraz i wyobrażając sobie jakby było w takim świecie, pełnym magicznych stworzeń i czarodziejów. „Alicja, zejdź na dół i pobaw się z dziećmi, zamiast wciąż gapić się w ten bohomaz!” ile razy przełożona wymawiała to zdanie, trudno było policzyć. Właściwie wypowiadała je zawsze, kiedy weszła do jej pokoju. Kilka razy zagroziła, że spali obraz i zawsze kiedy Ala poszła na obiad próbowała zdjąć go ze ściany, ale nigdy się jej to nie udało. Wiedziała, ze nie może go spalić, ponieważ jest on własnością dziewczynki, podobnie jak wiecznie zamknięta walizka pełna ubrań stojąca w szafie. Alicja zawsze chodziła w sukience z lnu, którą dostała każda dziewczynka w sierocińcu i od kiedy przybyła tu dwa lata temu ani razu nie otworzyła swojej torby, mówiła mało, na pytania odpowiadała najczęściej „Nie, proszę pani”, „Tak, proszę pani”, „Już idę, proszę pani” lub „Nie wiem, proszę pani”. Ale najczęściej całe dnie spędzała w swoim pokoju, schodząc tylko na posiłki, siedząc tak jak teraz i patrząc w obraz. Nieśmiałe pukanie do drzwi zakłóciło ciszę w pomieszczeniu. Kobieta weszła nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź i powiedziała łagodnym głosem:
- Alicjo, masz gościa. Czy mam wpuścić tę panią?
Dziewczyna kiwnęła głową, nie patrząc ani na opiekunkę ani na wysoką kobietę, która weszła właśnie do pokoju. Zamykane drzwi cicho stuknęły, a pani, która do niej przyszła przysiadła na brzegu łóżka.
- Nazywasz się Alicja? To bardzo ładne imię.- powiedziała. Ton jej głosu zdradzał, że nie za bardzo wie, jak powinna się zachować i że czuje się bardzo niezręcznie.
- Dziękuję.- odpowiedziała cicho dziewczyna nadal wpatrując się w obraz. Zapadła cisza, w czasie której kobieta przyjrzała się dokładnie mieszkance pokoiku. Zza okularów w rogowych oprawkach osadzonych na garbatym nosie wyglądały duże, szare oczy okalane długimi rzęsami. Szarość oczu była łudząco podobna do koloru nieba podczas deszczu, ich kąciki były zaczerwienione, jakby ich właścicielka niedawno płakała, a na całej twarzy było dobrze widoczne piętno bólu i smutku. Na jej plecy spływały niczym złota fala długie blond włosy, w których słońce tańczyło mamiąc wzrok obserwatora. To nie było określony odcień blondu: obok platynowego pasma można było dostrzec tak ciemne, że niemal brązowe.
- Nazywam się Minerwa McGonagall. – dziewczynka zwróciła głowę w jej kierunku, patrząc z niedowierzaniem na kobietę – Jestem dyrektorem Hogwartu, szkoły dla…
- Dla czarownic i czarodziejów. – wpadła jej w słowo Alicja, siadając teraz w klęczki przodem do pani profesor – Wiem, co to jest Hogwart. Mama mi kiedyś opowiadała o szkole w której uczy się magii, o Voldemorcie, o Harrym Potterze i Albusie Dumbledore. Mówiła, że to tylko bajka, legenda, którą powtarza się u nas w rodzinie od kilku pokoleń. Ale ja wolałam w to wierzyć, że ta opowieść jest prawdą. – wyraźnie posmutniała, na wspomnienie o matce. McGonagall myślała przez chwilę, że dziewczyna zacznie płakać, gdyż jej oczy się zaszkliły a głos zaczął drżeć. Jednak Alicja wiedziała, że łzy nie pomogą. Gdy płacze się z powodu rozbitego kolana czy łokcia, ból nie ustępuje, przeciwnie, jest jeszcze gorzej, bo do bólu stłuczonego miejsca dochodzą nudności, zawroty głowy i pieczenie oczu. Kiedy płakała z tęsknoty za rodziną, rosła ona jeszcze bardziej, gdyż za każdym razem nawiedzała ją myśl, że gdyby jej rodzie żyli to zaczęli by ją pocieszać. Więc nauczyła się ukrywać uczucia i dławić w sobie płacz. Nikt nie wiedział, co dzieje się w jej środku, wszyscy mogli oglądać jedynie powłokę, którą ona dowolnie zmieniała.
- Proszę pani… Czy… Czy ja jestem czarownicą? – zapytała niepewnie. McGonagall uśmiechnęła się wyrozumiale. Mogła się tego spodziewać.
- Nie wierzysz w to, prawda? Nie wierzysz, że jesteś niezwykła, taka, jaka zawsze chciałaś być, magiczna.
- Szczerze mówiąc, to tak, nie wierzę w to. To jest za piękne, by mogło być prawdziwe.
Kobieta znów się uśmiechnęła. Wyjęła różdżkę, machnęła nią krótko i zamiast książki leżącej na łóżku znajdował się tam teraz mały, czarny kotek z białymi skarpetami. Dziewczynka zeskoczyła na podłogę, wydając z siebie zduszony okrzyk.
- Za tydzień kogoś po ciebie przyślemy. Zabierze cię na Pokątną, żebyś mogła zrobić zakupy. Spakuj się do tego czasu, resztę wakacji spędzisz w Dziurawym Kotle.
- Pani profesor, ale skąd ja na to wszystko wezmę pieniądze?
- Rodzice przepisali na ciebie wszystko co mieli. Uzbierała się z tego całkiem pokaźna sumka. Poza tym, to dziwne, ale na twoje nazwisko jest skrytka w banku Gringotta. A z tego co mi wiadomo, nosisz kluczyk do niej na szyi. – Ala wyjęła złoty łańcuszek spod sukienki. Wisiał na nim mały złoty kluczyk. Mama zawsze mówiła jej, że dostała to od jej znajomej na chrzcie i że ta znajoma prosiła, by nigdy go nie zdejmowała z szyi. Podobno, gdy ta kobieta wracała do domu, miała wypadek samochodowy, zapadła w śpiączkę i po tygodniu zmarła. Mama uznała, że należy wypełnić ostatnią wolę przyjaciółki, więc jej córka zawsze chodziła z kluczykiem na szyi.
- Jeszcze coś chcesz wiedzieć? Za tydzień spodziewaj się kogoś od nas.
- Hagrida?
- Och, wątpię, czy wypuścili by cię stąd w jego towarzystwie.
- Pani profesor, czy mogę panią o coś prosić? Czy… Czy to mógłby nie być pan Kingsley Shacklebolt?
- Dlaczego nie Kingsley? Przecież to bardzo miły człowiek a na dodatek doskonały Auror.
- Bo, widzi pani, on mnie przesłuchiwał, w moje dziewiąte urodziny. Jest jedyną poza mną osobą, która zna wszystkie szczegóły tego, co się wtedy wydarzyło. Boję się, że zacznie o tym mówić…
- Dobrze, wyślę kogoś innego. – przerwała jej profesor – Do zobaczenia w Hogwarcie.
- Do widzenia, pani profesor.


Proszę o komenty. Rozdziały nie będą pojawiać się zbyt często, a rozdział drugi będzie dopiero po długim weekendzie.

Ten post był edytowany przez Zakohana w książkach: 01.01.2008 14:16


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Zakohana w książkach
post 21.05.2007 21:50
Post #2 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Ekhem, ekhem... no więc macie dwa rozdziały, i to najdłuższe z dotychczasowych. Miałam wenę. Co do poprawności gramatycznrj, to nie jestem pewna, w końcu nauczyciel też człowiek.

Rozdział 4
Pierwszy dzień w szkole

Alicja obudziła się dwadzieścia minut temu, ale nie otworzyła oczu. Leżała wspominając wszystkie wydarzenia i przekonywała samą siebie, że to nie był sen. Spędziła w Dziurawym Kotle ponad dwa tygodnie a czas mijał jej na włóczeniu się z Tonks i Harrym po Pokątnej i wygłupach, lecz teraz nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. A wszystko co ją otaczało, wcale jej w tym nie pomagało. Łóżko trzeszczało z każdym ruchem a sztywna, szorstka pościel pachniała proszkiem do prania, jak w sierocińcu. Otworzyła oczy. Pokój, w którym się znajdowała był co najmniej dwa razy większy niż ten w domu dziecka. Naprzeciw łoża z kolumienkami znajdowało się duże lustro, obok stała umywalka i rzeźbiona komoda, okno wychodziło na zatłoczoną ulicę.
- Ubierz się i zrób coś z włosami! Wyglądasz jak strach na wróble! – ofuknęło ją lustrzane odbicie. Alicja posłała w jego stronę krótkie spojrzenie.
- Ty też. – powiedziała, ale poszła za jego radą i uczesała się. Zaczynała właśnie się pakować, kiedy jej profesor z głośnym hukiem otworzył drzwi i wrzasnął:
- Pobudka! Do odjazdu naszego pociągu zostało tylko pięć godzin!
Dziewczyna patrzyła na niego ze znudzoną miną. Od kiedy razem z Tonks oblały go wodą o szóstej rano, codziennie próbował zwlec ją z łóżka, gdyż jej uprzejma towarzyszka zwiała, kiedy tylko otworzył oczy.
- Nie śpię od godziny.
- Chciałaś chyba powiedzieć od dwudziestu minut. – poprawiło ją zgryźliwym tonem lustro, które po chwili wrzasnęło coś o braku szacunku do cudzego mienia, gdyż Alicja posłała w jego stronę poduszkę. Harry ze złością kopnął framugę.
- Czy ja kiedykolwiek dam radę cię obudzić?!
- Nawet o tym nie marz, profesorze.
Teraz to ona dostała poduszką.
- Za co to?! – wrzasnęła z wyrzutem.
- Za profesora. – wyszczerzył się mężczyzna.
- Jak w każdego, kto nazwie cię profesorem, będziesz czymś rzucał, to w końcu zaczną przychodzić na twoje lekcje w ochraniaczach. – stwierdziła złośliwie nastolatka – A teraz pójdziesz mi stąd, psujesz wystrój.
- Nie zapominaj, że mówisz do nauczyciela. Więcej szacunku. – powiedział z wyższością.
- Zwracałabym się do ciebie z szacunkiem, ale boję się, że następnym razem dostane czymś twardszym od poduszki. – odpowiedziała, pełnym udawanego szacunku głosem. – A teraz zechciej wyjść, gdyż pragnę się spakować.
Harry powolnym, dumnym krokiem wyszedł z pokoju, lecz zaraz wychylił się zza framugi.
- Wygrałaś bitwę, ale jeszcze nie wojnę! – wykrzywił się do niej.
- Idź!

* * *

Alicja siedziała w przedziale wertując księgę z zaklęciami. W pewnym momencie zamknęła oczy i dźgnęła na oślep kartkę końcem różdżki. Zaklęcie sznurujące. Może się przydać… Z naprzeciwka doszło do niej ciche chrapanie. Podniosła wzrok znad stronic książki i pokiwała ze zrozumieniem głową. Profesor Obrony przed Czarną Magią zasnął na siedząco, broda opadła mu na piersi a okulary zsunęły prawie na czubek nosa. Dziewczyna ściągnęła je i położyła na szafce pod oknem.
- Trzeba było się wyspać zamiast próbować mnie zwlec z łóżka. – szepnęła przy tym i zabrała się za zaklęcie sznurujące. Mniej-więcej pół godziny później do przedziału wszedł prefekt.
- Za dwa… - przerwał w pół słowa kiedy zobaczył śpiącego nauczyciela – O. Eee… trzeba go chyba obudzić. Za dwadzieścia minut wysiadamy.
- Zajmę się tym. – zapewniła Alicja – Coś jeszcze?
- Nie zapomnij przebrać się w czarną szatę, na stacji zgłoś się do odpowiedniego człowieka.
Wyszedł. Jedenastolatka schowała książkę, przebrała się w czarną szatę i spojrzała na Harry’ego. Podeszła do niego powoli, nachyliła się nad jego uchem i powiedziała:
- Pobudka, śpiochu! Prześpisz ucztę powitalną i mój przydział!
Zdezorientowany Potter rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Dlaczego wszystko jest takie zamazane? – zapytał nieprzytomnie
- Bo nie masz okularów, ciemnoto. I ty masz mnie uczyć?! – z udawaną irytacją wzniosła ręce ku niebu w błagalnym geście. – Świat staje na głowie, słowo daję!
- Ej, ej, pani Wiem -Wszystko- Lepiej- Niż- Potter, przypominam pani, że potrafi pani jedynie wyczarować złote iskierki z końca różdżki.
- I tu się mylisz. Potrafię jeszcze zasznurować buty zaklęciem. – wskazała na jego sznurówki, mruknęła niedosłyszalnie jakieś słowo i po kilku sekundach siedział ze wzorowo zasznurowanymi butami.
- Dobra, koniec bitwy. – powiedział Harry z rezygnacją – Ale za tą ciemnotę jeszcze ci się dostanie!
- Nie wątpię. – mruknęła i zaczęła wypatrywać Hogwartu za oknem. Potter przyjrzał się jej i pogrążył w myślach. Kim właściwie jest ta dziewczyna, która zdołała się z nim zaprzyjaźnić w pięć minut? Tak, w pięć minut, może nawet krócej… Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ale teraz doszedł do wniosku, że zostali przyjaciółmi od pierwszego wejrzenia. Dosłownie. Ta mała podbiła jego serce zanim zdążył zamienić z nią choćby słowo, po prostu patrząc mu w oczy. Potem traktował ją już jak przyjaciółkę. Nawet Ginny się temu dziwiła.
- Ta dziewczynka powiedziała, że w Hogwarcie z niczego nie byłeś zbyt dobry, poza obroną. Gdyby to było jakieś inne dziecko, ba, nawet gdybym to była ja, Ron lub Hermiona, o bliźniakach nie mówiąc, to byś się natychmiast odgryzł, obraził albo łupnął w tę osobę zaklęciem. A ty po prostu zacząłeś ją rozśmieszać. – powiedziała. Pewnie miała rację. A to dziwne uczucie, ten dreszcz, który go przeszył… pewnie nigdy się nie dowie.
- Harry! Halo! Ziemia do Pottera! Czy mnie słyszysz? – z zamyślenia wyrwała go Alicja, wrzeszcząc mu do ucha i machając ręką przed oczyma.
- Słyszę cię, słyszę! – odgonił ją od siebie – Po co się tak drzesz, nie jestem głuchy!
- Mówiłam normalnie, to nie zwracałeś uwagi! Od minuty próbuję cię uświadomić, że wysiadamy!
- No to wysiadamy. Bo Hagrid ucieknie z pierwszorocznymi łódkami i będziesz musiała iść na nogach.
Na peronie ponad tłumem górowała postać gajowego Hogwartu, a jego głos toczył się po peronie, doskonale słyszalny pomimo hałasu.
- Pirszoroczni, do mnie! Pirszoroczni! Czy są tu jeszcze jacyś pirszoroczni?
Harry pociągną dziewczynę w kierunku mężczyzny.
- Co tam słychać, Hagridzie? – wrzasnął, kiedy znaleźli się w zasięgu wzroku olbrzyma. Popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- Harry! Na Merlina, co ty tu robisz?! – zagrzmiał Hagrid i uścisnął go jakby nadal był tym samym uczniem, który pijał z nim herbatki.
- Hagridzie, połamiesz mi żebra! – wydyszał Harry, na co został natychmiast odstawiony na ziemię.
- Odstawiam ci jedną nową, chciała zwiać. – jęknął cicho, gdyż dostał w kostkę od Alicji – A tak w ogóle, to ja tu uczę. Obrony przed Czarną Magią. – odpowiedział na niezadane pytanie. Hagrid zagwizdał z podziwem.
- No, panie psorze, może wpadłby pan na herbatkę do starego kumpla, hę?
- Jeszcze raz mnie nazwiesz profesorem, to…
Reszta jego wypowiedzi utonęła w szaleńczym śmiechu pierwszoklasistki. Mężczyźni spojrzeli na nią jeden z rozbawieniem, a drugi ze zdziwieniem.
- Ja… ja… prze – przepraszam. – wydyszała zwijając się ze śmiechu, poczym mruknęła do Pottera – Ostrzegałam cię…
Harry westchnął z rezygnacją.
- Przyjdę po uczcie. Idźcie już, McGonagall nie będzie czekać w nieskończoność. – powiedział. Na odchodnym zburzył Alicji włosy („Ej! To, że ty jesteś wiecznie rozczochrany nie oznacza, że ja też muszę!”) i mrugnął do Hagrida uskakując przed kuksańcem od niej.

* * *

Harry siedział przy stole nauczycielskim jak na szpilkach. Patrzył, jak McGonagall wprowadza pierwszoklasistów, jak Donnel szuka go przerażonym wzrokiem, jak dziewczynka uspokaja się nieznacznie widząc jego zaciśnięte w pięściach kciuki, a jego zdenerwowanie wciąż rosło. Nie potrafił tego zrozumieć. Kiedy Tiara Przydziału odśpiewała swoją piosenkę, a dyrektorka zaczęła wywoływać poszczególnych uczniów, jego ręce zaczęły drżeć, jakby to on miał zostać za chwilę przydzielony do któregoś domu. Co się z nim dzieje?
- Alone, Madison.
- Hufflepuf!
- Bowling, Sarah.
- Rawenclaw!
- Butter, Klaudia.
- Hufflepuf!
- Donnel, Alicja.
Teraz Harry trząsł się jak galareta. Dlaczego? Przecież to nie ma znaczenia, do jakiego domu trafi dziewczynka. Jaka to różnica, ślizgonka czy gryfonka? I tak będzie ją lubił jak teraz. Ale czy na pewno? Obserwował w napięciu jak dziewczyna siada na stołku. Zanim to zrobiła rzuciła mu przelotne spojrzenie, a on zmusił się do uśmiechu.
- Gryffindor! – wrzasnęła tiara, kiedy tylko dotknęła jej głowy. Zdjęła ją szybko i w salwie oklasków pobiegła do stołu gryfonów. Całe zdenerwowanie odpłynęło z Pottera jak ręką odjął. Dziewczyna odwróciła się od uczniów i pomachała do niego. Uniósł kciuki do góry, a ona, uśmiechając się promiennie, pogrążyła się w rozmowie z Prawie Bezgłowym Nickiem. Świeżo upieczony nauczyciel w pełni się rozluźnił i gdy „Zora, Lucjusz” trafił do Slytherinu Harry uświadomił sobie, że umiera z głodu. Jednym uchem wysłuchał krótkiej przedmowy McGonagall, niecierpliwie czekając na specjały przygotowane przez skrzaty. Jak bardzo te potrawy różniły się od jedzenia w Dziurawym Kotle! Dopiero teraz jego dawni profesorzy, a teraz koledzy po fachu, zaczęli mu gratulować. Znów musiał wysłuchiwać wypowiedzi w stylu: „Można było się tego spodziewać, Harry”, „Na miejscu McGonagall też bym tak zrobił” i „Jak ty nie jesteś idealny do tej posady, to kto jest?”. Wybawił go koniec uczty i, co się z tym wiązało, przemowa McGonagall.
- Proszę o ciszę. – zaczęła, mimo iż kiedy wstała ucichły wszelkie szepty – Na początek pragnę przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony, a także, na prośbę pana Filcha, że posiadanie rzeczy zakupionych w „Magicznych Dowcipach Weasleyów” wiąże się z utratą punktów przez dom i szlabanem. Cała lista przedmiotów zakazanych znajduje się na drzwiach gabinetu pana Filcha, gdyby ktoś chciał się z nią zapoznać. A teraz pozwolę sobie przedstawić nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, profesora Harry’ego Pottera. Ponadto pan Potter zgodził się zostać opiekunem Gryffindoru, za co bardzo mu dziękuję.
Harry wstał wśród burzy oklasków i krótko się skłonił.
- A teraz proszę o rozejście się do dormitoriów.

* * *

- Czekaj, bo czegoś tu nie rozumim. Znasz tę małą od siódmego sierpnia, tak?
Księżyc wisiał wysoko na niebie, a Harry siedział z Hagridem w jego chatce i popijał herbatkę. Kieł jak zwykle położył mu łeb na kolanach i zaślinił szatę.
- Tak, widziałem ją wtedy pierwszy raz w życiu. – westchnął ciężko w odpowiedzi – Ja też tego nie rozumiem, Hagridzie. Ona nie została moją przyjaciółką… tak, przyjaciółką – powtórzył na zdziwiony wzrok mężczyzny – w przeciągu tych dwóch tygodni, tylko przeciągu sekundy. W jednej chwili była dziewczyną przyprowadzoną przez Tonks, w drugiej patrzyła mi w oczy, a w trzeciej robiłem głupie miny żeby ją rozśmieszyć, jakby była moją przyjaciółką od zawsze. – ukrył twarz w dłoniach – Czemu to wszystko jest takie skomplikowane?
- A czy ktoś kiedykolwiek ci obiecywał, że będzie inaczej?
- Ja mam po prostu już tego wszystkiego dość! – wrzasnął nagle Potter uderzając pięścią w stół – Mam dość tych tajemnic, zasadzek, zagadek i kłamstw! Dlaczego nie mogę mieć zwykłego, najnudniejszego pod słońcem życia i kochającej rodziny? Dlaczego nie mogę patrzeć na to wszystko z boku, trzęsąc się ze strachu o najbliższych?
- Naprawdę byś tego chciał, Harry? – zapytał cicho Hagrid po chwili milczenia. Zapadła cisza przerywana tylko siorbaniem herbaty przez zastanawiającego się Harry’ego.
- Nie. – powiedział – Dobrze wiesz, Hagridzie, że bezczynność nie jest w moim stylu. Nie wytrzymałbym. Pewnie wtedy zazdrościłbym Wybrańcowi i chciał pomóc ministerstwu.
Obaj uśmiechnęli się ponuro.
- Ja już pójdę. Mam lekcje od rana, a w pierwszym dniu chciałbym być przytomny. Do jutra.

* * *

Alicja weszła do dormitorium na wpół przytomna, przebrała się w piżamę i usiadła na łóżku z kolumienkami. Pogładziła ręką mięciutką pościel. Ostatnio dotykała takiej dwa lata temu, kiedy jeszcze miała dom i rodzinę. Położyła twarz na poduszce chłonąc jej zapach. Lawenda. Włożyła rękę do poszewki i wyjęła z niej malutki woreczek z zasuszonymi kwiatkami. Jej mama też tak zawsze robiła, mówiła, że zapach kwiatuszków pomaga się odprężyć i zasnąć. Wspomnienia osaczyły ją ze wszystkich stron. Skuliła się, zatykając uszy i zamykając oczy, próbowała się odgnić od raniących ją wspomnień, ale one zaczęły atakować ją ze zdwojoną siłą, nasuwały jej obrazy i dźwięki do których tak tęskniła i przez które tak teraz cierpiała. Z jej oczu pociekły łzy i, sama nie wiedząc jakim cudem, zasnęła. Dziesięć minut później pozostałe cztery lokatorki dormitorium weszły, zanosząc się śmiechem. Natychmiast ucichły widząc śpiącą koleżankę. Jedna podeszła do swojego łóżka i wzięła z niego koc.
- Co robisz, Lily?
Dziewczyna nazwana Lily okryła śpiącą kocem i odpowiedziała:
- Noce są chłodne, Roksan. Swoją drogą, musiała być padnięta, weszła tu piętnaście minut temu. Właściwie, to jak ona się nazywa?
- To jest Alicja Donnel. – powiedziała trzecia z dziewcząt.
- TA Donnel? – Roksan spojrzała na nią zdziwiona, kiedy pokiwała głową – Jejku…
- Wiecie co, chodźmy już spać. Jutro trzeba wcześnie wstać. – przerwała konwersację Lily.
– Naprawdę, dziewczyny, dajcie spokój i chodźcie spać.


Rozdział 5
Syriusz

Alicja otworzyła oczy i przeciągnęła się. Założyła okulary i jej spojrzenie padło na kartki złożone na jej szafce nocnej.
Nie chciałam cię budzić. Wzięłam dla ciebie rozkład zajęć. Do zobaczenia na lekcji
Lily.
Lily… to chyba ta szatynka z kręconymi włosami i liliowymi oczami. Musi jej podziękować. Spojrzała na plan a potem na zegarek. Pięknie. Za dziesięć minut ma obronę. Szybko się ubrała (co za szczęście, że nauczyła się akurat zaklęcia sznurującego), wrzuciła do torby podręcznik, pióro, atrament i kilka pergaminów. Zbiegła po schodach rozczesując gorączkowo włosy, w pokoju wspólnym rzuciła szczotkę na stół. Gnała jak pocisk przez korytarze Hogwartu próbując zrobić sobie koński ogon. Zaklęła soczyście słysząc dzwonek i wpadła do tajemnego przejścia. Mignął jej rąbek szaty ostatniego ucznia i sparaliżowana stała patrząc na zamykające się powoli drzwi. Nagle się opamiętała i wrzasnęła:
- Harry! Harry, poczekaj!
Z ulgą patrzyła jak drzwi otwierają się i wygląda zza nich czarna czupryna. Podbiegła w ich stronę.
- Czyżby nasz ranny ptaszek zaspał? – na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmiech – Nie widziałem cię na śniadaniu i musiałem prosić twoją koleżankę o zaniesienie ci rozkładu.
- Ty? – zapytała ze zdziwieniem
- Właśnie ujawnia się dokładność twojego słuchania wczorajszego przemówienia. Jestem opiekunem Griffindoru. Ale wróćmy do twojego dość późnego przybycia.
- Można powiedzieć, że zwlekłeś mnie z łóżka. – mruknęła – Wpuść mnie, bo nie będę miała gdzie usiąść! – dodała po chwili niecierpliwie.
- O to bym się nie martwił. – odrzekł smętnym tonem robiąc jej przejście – Dziwnym trafem wszystkie pierwsze ławki zostały wolne.
Wszyscy, którzy nie zdołali usiąść w tylnych ławkach tłoczyła się w kącie. Co odważniejsi usiedli w drugim rzędzie, ale nie wyglądali na najszczęśliwszych. Alicja prychnęła na nich z pogardą, przemaszerowała środkiem klasy i zajęła ławkę naprzeciw biurka. Harry usiadł na swoim miejscu jak gdyby nigdy nic.
- Dobrze, zanim sprawdzę obecność, czy wszyscy siedzą? – podniósł wzrok i zaśmiał się krótko – Słuchajcie, ja naprawdę nie gryzę, możecie usiąść w pierwszych ławkach, nic wam nie zrobię.
Po grupce pod ścianą przeszedł cichy pomruk, ale nikt się nie poruszył. Harry przerzucał wyczekujący wzrok z jednej osoby na drugą, lecz nie przyniosło to żadnego skutku. W końcu Lily zrobiła krok do przodu. Kiedy jedna z jej koleżanek złapała ja za nadgarstek, wyrwała go i gniewnie odrzuciła głowę.
- To żałosne. – powiedziała i usiadła obok Alicji. W jej ślady poszła znaczna część uczniów. Kiedy już wszyscy znaleźli dla siebie miejsce, Potter sprawdził obecność, przeszedł na przód biurka i oparł się o nie.
- Nazywam się Harry Potter, będę uczyć was Obrony przed Czarną Magią i mam nadzieję, że będzie to trwało dłużej niż rok. – po klasie przeszedł szmer znudzenia – Ja doskonale wiem, że to wiecie i równie dobrze pamiętam jak nudziły mnie moje pierwsze lekcje, podczas których profesorowie powtarzali ciągle to samo, ale musicie przez to przebrnąć. Usłyszycie zasady nauki i zwracania się do nauczycieli na każdej dzisiejszej lekcji, dlatego… - rozejrzał się po klasie - … dlatego przejdziemy od razu do ciekawszej części moich obowiązków.
Wszyscy się nieznacznie ożywili i patrzyli na niego z zainteresowaniem.
- Ale zanim się to stanie mam do was małą prośbę. Możecie się do mnie zwracać jak chcecie, lecz szczerze mówiąc wolałbym, aby mówiono do mnie po imieniu. Oczywiście, jeśli wolicie nazywać mnie profesorem nie będę miał wam tego za złe. Możecie nazywać mnie nawet idiotą albo wariatem, ale jeśli to usłyszę dostaniecie szlaban.
Po klasie przebiegł nieśmiały śmiech. Wydawało się, że nikt nie zauważa celu tego przemówienia. Ale Alicja dobrze wiedziała, że profesor próbuje rozładować sytuację i sprawić, by atmosfera na jego lekcjach była luźna.
- Dobrze. – Harry klasnął w dłonie – Na początek nauczycie się rozbrajać przeciwnika. Ktoś może zna to zaklęcie?
Alicja podniosła rękę. Co się z nią dzieje? Przecież ona nie zna nawet formuły.
- Alicja? – Potter nie krył zdziwienia – Potrafisz rzucić to zaklęcie?
- Tak. – dziewczyna szczerze zdziwiona swoją odpowiedzią zaczęła zastanawiać się co nią kieruje.
- Mogłabyś wyjść na środek? – stanęli naprzeciwko siebie – Dobrze, a więc spróbuj mnie rozbroić.
Ala pokiwała krótko głową. Mężczyzna nie przygotował się do rzucenia zaklęcia tarczy ani jakiejkolwiek obrony. Może ta mała przeczytała gdzieś formułę, ale w to, że potrafi rzucić to zaklęcie szczerze wątpił.
- Expelliarmus! – wrzasnęła machając krotko różdżką, złapała broń przyjaciela w locie i zakryła usta dłońmi. Jako że Harry nie był przygotowany na udane rzucenie zaklęcia przez pierwszoklasistkę został jego siłą odrzucony pod ścianę. Alicja wypuściła obie różdżki i opadła przy nim na kolana.
- Harry, nic ci nie jest? Naprawdę cię przepraszam, ja…
- Przepraszasz mnie za co? – przerwał jej Potter wstając – Za to, że rzuciłaś właśnie bardzo silne zaklęcie, a ja nie próbowałem się nawet bronić?
To wszystko mówił tak, żeby tylko dziewczyna go słyszała.
- Właśnie widzieliście przykład bardzo silnego zaklęcia rozbrajającego. Nie wiem, czy którekolwiek z was będzie w stanie rzucić je poprawnie, a co dopiero z taką siłą. Przejdźcie wszyscy na przód klasy.
Uczniowie stłoczyli się pod tablicą, a Harry machnął dwa razy różdżką. Ławki zniknęły a kreda wypisywała na tablicy formułę.
- Dobierzcie się w pary i poćwiczcie . Formuła jest na tablicy. Alicja, ty nie musisz, jeszcze by ktoś wylądował w skrzydle szpitalnym. – powiedział i usiadł ciężko na swoim krześle. Dziewczyna przysiadła na biurku i przez chwilę przyglądali się w milczeniu wysiłkom klas pierwszych. Nauczyciel wyczarował sobie szklankę soku i popijał go ze znudzeniem.
- Pomożesz mi? Jeśli którekolwiek z nich spotka się kiedyś ze śmierciożercą to marny jego los… najlepiej przystosowane do walki z siłami ciemności pokolenie, też mi coś – prychnął po chwili – Ciekawe, co powiedziałby Ron widząc TO. – przy ostatnim słowie wskazał na klasę.
- Powiedziałby, że jesteś strasznie niecierpliwy. – powiedziała Ala – Poza tym, z jakiej racji mam ci pomagać? Nie poradzisz sobie z dziewiętnastoma jedenastolatkami? Przecież nie wszyscy są beznadziejni. Na przykład Alan i Mark… to ci dwaj, którzy stoją za Darkiem i rozbrajają go na przemian dla żartu… musisz przyznać, że potrafią to zrobić. Poznali się wczoraj w pociągu i zaprzyjaźnili. Żeby było ciekawiej, Alan jest w Gryffindorze a Mark w Slytherynie.Co, trudno ci w to uwierzyć? – dodała widząc wyraz twarzy profesora – Ale wróćmy do twojej potrzeby pomocy. Przecież w Gwardii było trochę więcej osób… - Harry zakrztusił się sokiem – Co jest?
- Skąd wiesz o GD? No tak… - uderzył się dłonią w czoło – spędziłaś cały dzień z tą paplą Ton…
- Tonks mi nic nie powiedziała, a jeśli jeszcze raz nazwiesz ją paplą doniosę na ciebie. – przerwała mu dziewczynka – Jak do Dziurawego Kotła przyszedł Lupin, rozmawiał z nią i w pewnym momencie ona zapytała, czy sądzi, że dasz sobie radę. I on powiedział, że w Gwardii Dumbledore’a było 28 osób, w większości starszych od ciebie, i zdołałeś ich nauczyć dość sporo, dlaczego więc nie mógłbyś dokonać tego samego z uczniami.
- I rozmawiali o tym przy tobie?
- No… nie do końca. Akurat tamtędy przechodziłam i niechcący usłyszałam. – spojrzała z rezygnacją na wysiłki kolegów – Wiesz co, chyba jednak ci pomogę.
Zeskoczyła z biurka i zaczęła coś tłumaczyć Alanowi i Markowi. Chyba poskutkowało, bo po chwili dali spokój rudemu chłopcowi rozbrajali siebie nawzajem. Zaraz potem złota burza jej włosów zniknęła w tłumie. Harry westchnął i ruszył w jej ślady. Nie będzie się przecież wyręczał uczennicą.

* * *

Cienki sierp księżyca wisiał na granatowym niebie w otoczeniu wielu gwiazd, oblewając błonia nikłą poświatą. Tafla jeziora była gładka jak stół, nie wiał nawet najlżejszy wiatr a jedynym słyszalnym dźwiękiem było granie świerszczy. Wydawałoby się, że kroczący w kierunku zamku mężczyzna jest jedynym żywym stworzeniem na łące. Harry Potter też był święcie przekonany, że nikt inny nie wpadłby na pomysł spaceru po hogwarckich błoniach o północy, dlatego kiedy dostrzegł ruch nad jeziorem a następnie tam jasną plamę zaniepokojony ruszył w tamtym kierunku. Z pewnej odległości dostrzegł, że to Alicja leży na trawie nogami w stronę wody, wpatrując się w gwiazdy. Podszedł do niej wolnym krokiem i ułożył się obok, w tej samej pozycji lecz nogami w przeciwną stronę. Gdyby położył się bliżej, zetknęliby się uszami.
- Czy to miejsce jest wolne? – zapytał, patrząc w niebo.
- Nie, jest zajęte. Dla przyjaciela. – odpowiedziała, nie odwracając wzroku od gwiazd.
- A kim jest ten przyjaciel? Jak wygląda?
- No cóż… ma czarne, wiecznie rozczochrane włosy, dwadzieścia cztery lata, chudy średniego wzrostu.
- A oczy? Jakie ma oczy?
- Zielone. Jasno zielone. Ma oczy w kolorze Avady**.
Harry zamilkł na chwilę. Oczy w kolorze Avady. Jeszcze nikt nie porównał koloru jego oczu do barwy śmiercionośnego zaklęcia.
- Hm… nic mi to nie mówi. Może powiesz o nim coś jeszcze?
- Uczy w Hogwarcie Obrony przed Czarną Magią i leży teraz obok mnie, udając iż nie wie, że mówię o nim.
- Zastanówmy się. Zaraz… to chyba ja. A teraz powiedz mi, co ty tutaj robisz.
- Szukam. – odpowiedziała tajemniczym głosem, nadal nie odrywając wzroku od niebios.
- Szukasz. A można wiedzieć czego, czy to jakaś tajemnica?
- To nie żadna tajemnica. Szukam Syriusza.
Spojrzał na nią zaintrygowany. Czyżby ona… nie, to nie możliwe. Dziewczyna zauważyła to kątem oka.
- Psiej Gwiazdy. Syriusz znajduje się w szyi Wielkiego Psa i lśni najjaśniej w całej konstelacji, jak medalik z adresem na szyi psa wystawionego na słońce.
- Nie wiedziałem. – powiedział uspokojony mężczyzna – A ty? Interesujesz się astronomią?
- Ja? Astronomią? – zaśmiała się – Gwiazdy są piękne, ale bez przesady. Naprawdę tego nie wiedziałeś? Sinistra musiała o tym wspominać na lekcji.
- Możliwe. – mruknął – Ale skąd ty o tym wiesz?
Dziewczyna oparła się na łokciu twarzą w jego stronę.
- Miałam kiedyś psa. Mieszańca. To znaczy, miał wiele z labradora, właściwie wszystko poza sierścią. Labradory mają gładką, a on był rozczochrany mniej-więcej jak ty. Był czarny i wabił się Syriusz. Kiedyś byłam z nim wieczorem na spacerze w parku i on uciekł. Czarny pies, czarna noc, sam rozumiesz, nie miałam szans na wypatrzenie go, mimo iż był ogromny. Więc zaczęłam go wołać. Obok przechodziła moja nauczycielka, zapytała co się stało. Kiedy usłyszała, że nazwałam psa Syriusz pokazała mi tą gwiazdę i powiedziała to samo co ja tobie.
- Dziwne. – Harry również oparł się na łokciu – Bo widzisz, mój ojciec chrzestny był animagiem. Zamieniał się w wielkiego, czarnego psa ze skudloną sierścią. A nazywał się Syriusz Black.
Alicja znów opadła na plecy i powróciła do szukania gwiazdy.
- Pisze do ciebie? – zapytała nagle.
- Kto?
- Twój ojciec chrzestny.
- Nie, nie pisze. – odrzekł smutnym głosem – Zmarł dziewięć lat temu, 21* czerwca.
- Oh… ja… nie wiedziałam i… - zaczęła się jąkać zakłopotana – Przykro mi.
- A twój pies? Pewnie za nim tęsknisz. Gdzie go zostawiłaś?
- Nawet nie wiesz jak bardzo za nim tęsknię. – szepnęła, ale po chwili dodała pełnym głosem – Został zabity.
- Voldemort?
- Nie. Voldemort go nie widział. Kiedy już chciał wyjść do domu wpadła Bellatriks Lestrange i, nie wiem dlaczego, Syriusz zaczął na nią szczekać. Na niego nie szczekał, ale na nią zaczął. To ona go zabiła, podeszła do niego i przeczytała „Syriusz” na medaliku. Zaśmiała się wtedy i powiedziała „ile jeszcze razy będę cię zabijać, kuzynie?”. Ciekawa jestem o co jej chodziło.
- Ja chyba wiem. To przez nią mój ojciec chrzestny teraz nie żyje. I był jej kuzynem. Słuchaj, strasznie mi głupio że cię o to zapytałem, ale zapomniałem…
- Nie musisz się tłumaczyć. O cudzym cierpieniu bardzo łatwo zapomnieć, podczas gdy o swoim pamięta się bardzo długo, często do śmierci. Poza tym, nie był już młody. 21 czerwca, przed swoją śmiercią, skończył siedem lat, nie pożyłby długo.
Harry spojrzał na zegarek.
- O rzesz ty…! Już wpół do pierwszej. Lepiej cię odprowadzę, bo gdybyś spotkała Filcha zarobiłabyś nielichy szlaban.
- Najpierw musiałby mnie zobaczyć. – mruknęła.
- Co?
- Jestem blondynką, a nie idiotką. Wzięłam ze sobą pelerynę. – żachnęła się Alicja, ale posłusznie wstała i pomaszerowała z nim do zamku. Na schodkach przed wejściem Potter nagle przemówił.
- Mogę cię o coś zapytać? O dwie rzeczy?
- Pytaj.
- Dlaczego nazwałaś go Syriusz, skoro dopiero potem dowiedziałaś się o tej gwieździe?
- Przyśnił mi się wielki, czarny pies leżący na trawie i dochodzące gdzieś z daleka nawoływanie „Syriuszu! Syriuszu!”. Następnego dnia mój tata przyniósł czarnego szczeniaka, powiedział, że na pewno będzie duży bo jego matka jest labradorem. Dlatego nazwałam go Syriusz.
- Drugie pytanie. Twoi rodzice puszczali cię samą na wieczorne spacery z psem kiedy miałaś dziewięć lat, tak? Nie obraź się, ale czy oni mieli dobrze w głowie?
- Z woli ścisłości, miałam siedem lat. A moi rodzice byli jak najbardziej normalni. Syriusz mnie bronił i nie miał za grosz zaufania do obcych. Zawarczał nawet na moją ciotkę kiedy mnie przytuliła. Przy nim byłam bezpieczna.
Doszli już prawie do portretu Grubej Damy.
- Jeszcze jedno. Wierzysz w to, że ludzkie dusze po śmierci powracają na ziemię jako zwierzęta?
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Twój pies urodził się w dniu śmierci mojego ojca chrzestnego
- Hasło? – przerwała rozmowę kobieta z portretu - Nie wiem czy macie tę świadomość, że zmieniło się o północy?
- A macie i nawet wiemy na jakie się zmieniło. – wyszczerzył się Harry – Swoją drogą, dawno się nie widzieliśmy.
- Ach, to ty. Widzę, że nadal nie porzuciłeś zwyczaju budzenia mnie w środku nocy.
- Ja się nigdy nie zmienię. A hasło to Pecunia non Olet***.
Weszli do pokoju wspólnego i Alicja zapytała:
- Zmiana hasła po jednym dniu? Nie za szybko?
- Jeden ślizgon znał stare, dzisiaj po południu próbował się dostać do wieży. Siła wyższa. No, dalej chyba trafisz sama. Dobranoc.
- Dobranoc, profesorze. – powiedziała i chichocząc wybiegła na górę. Harry zaśmiał się cicho i westchnął. Ta mała chyba nigdy mu nie odpuści. A on nie będzie jej dłużny.
_____________________________________________________________

* - znalazłam tę datę w „zagadkach”
** - przyznaję się, zgapiłam to określenie od Carmen Black. Carmen, nie bij…
*** - to po łacinie „Pieniądze nie śmierdzą”, jakby ktoś nie wiedział.


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Zakohana w książkach   Magia Miłości [cdn]   29.04.2007 15:00
marek   nie przeczytałem całości... jednak z tego co widzę...   04.05.2007 16:07
Zakohana w książkach   obiecałam drugi rozdział i jest. trochę krótszy, a...   06.05.2007 13:07
Zakohana w książkach   Czemu nikt nie pisze komentów?? Zatkało was bo bez...   09.05.2007 17:15
czarownica88   śliczne:) jedyną wadą jest to że fragmenty są krót...   09.05.2007 20:48
Zakohana w książkach   Następne rozdziały będą już dłuższe. W sumie to 2 ...   11.05.2007 07:10
kruszynka85   FF jest swietny. Calkiem inny niz poprzednie ktore...   20.05.2007 13:58
Zakohana w książkach   Ekhem, ekhem... no więc macie dwa rozdziały, i to ...   21.05.2007 21:50
kruszynka85   Niemoglam sie doczekac dalszego ciagu tego opowiad...   21.05.2007 23:26
Ines   Rzadko spotykam się z opowiadaniem, które mnie zac...   22.05.2007 10:45
Zakohana w książkach   Szósty rozdział będzie długi. Bardzo długi. Przele...   25.05.2007 14:50
Ines   Cudo ;) Zakochałam się w tym opowiadaniu. Kurczę n...   25.05.2007 16:41
kruszynka85   Kochana Twoje opowiadanie robi sie coraz lepsze i ...   25.05.2007 22:52
Abaska   Uuu widzę, że jestem póki co jedyną osobą, która m...   28.05.2007 20:42
Zakohana w książkach   Na wstępie chciałam podziękować pewnej użytkownicz...   05.06.2007 21:44
Abaska   Okay, rozpisałaś swą ripostę w punktach, więc spró...   08.06.2007 10:32
kruszynka85   kiedy bedzie nowy rozdzial? nie moge sie doczekac   21.06.2007 01:05
Zakohana w książkach   Na kolejny rozdział trochę sobie jeszcze poczekaci...   30.06.2007 13:25
Zakohana w książkach   Udało mi się wyrwać wcześniej. Proszę: Rozdział 7...   18.07.2007 11:00
Zakohana w książkach   Wszyscy, którzy czytali mojego ficka wyjechali na ...   12.08.2007 15:19
Tarjei   Eee... przyznam się bez bicia, że musiałam się zmu...   25.08.2007 11:38
Zakohana w książkach   Rozdział 9 Rąbek tajemnicy Mijał dzień po dniu. W...   25.08.2007 16:32
sinner   Podoba mi się twoje opowiadanie... Jak mało które....   02.09.2007 20:48
Tarjei   no dobra wróciłam... ale dlaczego w tekście brakuj...   07.09.2007 18:11
Zakohana w książkach   Tarjei, dzieciom najczęściej wapja się, że ludzie ...   07.09.2007 18:55
Tarjei   Widzisz chyba mamy inne doświadczenia... Ja jak dz...   08.09.2007 20:07
sinner   Potwierdzam... Nierealistyczna ta dziewczynka......   09.09.2007 16:13
solve   Tyle, że to jest dziewczynka FIKCYJNA, a nie realn...   09.09.2007 18:09
Zakohana w książkach   slove, muszę przynać ci rację co do tego, że wiele...   10.09.2007 17:29
Lakshmi   Jak to? czytałąm tylko kilka fików, w których był...   10.09.2007 17:33
Zakohana w książkach   Rozdział 10 Odwiedziny Nie mógł namówić dwojga j...   12.09.2007 19:15
sareczka   Naszła mnie ochota na skomentowanie tego opowiadan...   25.09.2007 22:30
Zakohana w książkach   Dobra... Po pierwsze, dziękuję sareczce za bardzo ...   26.09.2007 08:10
Zakochana w fantastyce   Ala jest bardzo fajna dla mnie. :milka: :milka: ...   01.10.2007 17:08
Zakohana w książkach   Dobra... Zajęłam się idealnością... I brakiem stra...   24.10.2007 22:07
Zakohana w książkach   Udało się! Przebrnęłam przeż "Krzyżaków...   19.11.2007 21:58
Claudia_Black   Czemu to takie krótkie?   19.11.2007 22:06
Zakohana w książkach   Ehh... pechowy numerek. Mam nadzieję, że nie wysze...   01.12.2007 18:12
aurorka_gryfonka   Twoje opowiadanie jest super! Czytałam wszystk...   09.12.2007 18:41
Zakohana w książkach   Z lekkim poślizgiem, ale jakoś mi z głowy wyleciał...   01.01.2008 14:55
Tomak   Zarąbisty fanfick muszę Ci powiedzieć :D Bardzo mi...   06.01.2008 00:12
Zakohana w książkach   [size=7]Rozdział 15 Uderzenie zegara Spokojna ci...   26.01.2008 01:00
Zakohana w książkach   [size=5][color=red]Uwaga!! Rozdział zawier...   16.02.2008 22:13
Zakohana w książkach   [size=7]Rozdział 17 Fantastyczna Czwórka List. K...   24.03.2008 19:29
czarownica88   Nikt nie komentuje i nie ma następnego rozdziału, ...   11.04.2008 21:29
klakla999   Czytam twoje opowiadanie i bardzo mi się ono podob...   13.04.2008 13:48
Anula93   Ja tam uważam że to opowiadanie jest całkiem cieka...   11.06.2008 16:51
Saphira Shadow   Jestem bardzo zdziwiona, ale pozytywnie!!B...   01.02.2009 16:52


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 20.06.2024 10:10