Najstarsza [cdn], O początkach...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Najstarsza [cdn], O początkach...
Kelly |
![]()
Post
#1
|
![]() Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 4 Dołączył: 04.05.2007 Płeć: Kobieta ![]() |
Opowiadanie jest już publikowane w Internecie a jednym z blogów, ale wstawiam je tutaj, aby przeczytać jakieś konstruktywne krytyki, których tam niestety nie dostajemy.
Historia jest pisana przez dwie osoby, więc będę zaznaczać, który odcinek jest pisany przez kogo. Zważywszy na to, że to opowiadanie jest umieszczane na tenbicie, gdzie istnieje ograniczenie znaków, fragmenty nie są zbyt długie i będę je wklejać po dwa na raz. Aktualnie stworzonych jest trzydzieści. I Gloucester, a.d.995 Ciemności zapadły już kilka godzin wcześniej, a widoczności nie poprawiał ulewny deszcz. W większości gospodarstw zgasły już wszystkie świeczki, jednak nie przeszkadzało to mężczyźnie wędrującemu przez miasto. Mimo ciemności, zdawał się uważnie przyglądać każdej mijanej chacie. Jedna z ostatnich przyciągnęła jego uwagę, więc podszedł bliżej. Między okiennicami prześwitywało słabe światło pojedynczego kaganka, co skłoniło mężczyznę do niezbyt głośnego zapukania do drzwi. Przez dłuższą chwilę nikt nie podchodził do wejścia. W końcu drzwi otwarły się. Gospodarz ze zdziwieniem spoglądał na kompletnie przemoczonego przybysza. - Tak? - Przybyłem z panem porozmawiać. O Jamie'm. - Nie rozumiem, czego mógłby pan chcieć od mojego syna. Proszę sobie iść. Gospodarz próbował zamknąć drzwi, ale tajemniczy gość zablokował je stopą. - Chciałbym porozmawiać o niezwykłych umiejętnościach chłopca. Oczy McConney'a rozszerzył się z przerażenia. - Skąd pan o tym wie? - Mogę wejść? Właściciel chaty niechętnie przesunął się z przejścia, wpuszczając mężczyznę do środka. Odebrał od niego pelerynę i powiesił ją w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu. - Czy pańska żona już śpi? - Tak, ale to ja podejmuję wszystkie decyzje w tym domu. - Sądzę, że byłoby lepiej, gdyby brała udział w tej rozmowie. Nadal przestraszony gospodarz podążył potulnie do sąsiedniej izby i wrócił z niej po kilku minutach z małżonką. Była to kobieta niska, przysadzista o hebanowych włosach i ciemnej karnacji, wskazujących na jej rzymskie korzenie. Przybysz wstał z miejsca i szarmancko pocałował ją w dłoń, przedstawiając się przy tym. - Nazywam się Godryk Gryffindor. - Kochanie, ten mężczyzna chciał z nami porozmawiać o dziwnych umiejętnościach Jamie'go. Spojrzała zlękniona na męża. - Powiedziałeś o tym komuś? - Jakżebym śmiał. Pan... Gryffindor mnie też zadziwił posiadanymi informacjami. Skąd mamy wiedzieć, że nie przybył pan z ramienia kościoła? - Gdybym był działaczem kościoła, to wlókłbym już chłopca na stos, a nie rozmawiał tutaj z państwem - odparł Godryk. - Może zaparzę herbaty? - zaproponowała pani McConney. - Byłbym niezmiernie wdzięczny. Kobieta nasypała do kubka kilka liści herbaty, a następnie zalała je wrzątkiem z kociołka grzejącego się nad ogniem na kominku. Mężczyzna w milczeniu przyjął rozgrzewający napój. Upił kilka łyków, po czym wrócił do przerwanego tematu. - Te dziwne zjawiska, które zaobserwowali państwo wokół syna są wyrazem odmienności chłopca od innych dzieci. Nie jest to jednak odmienność hańbiąca. Uważam ten dar jako powód do dumy. Razem z trójką znajomych założyliśmy szkołę dla takich, jak Jamie. Chcemy przekazać im wiedzę, którą sami posiedliśmy podczas tajemnych nauk u wielkich mistrzów. Jednocześnie mamy zamiar schronić ich przed wysłannikami kościoła i niebezpieczeństwem spalenia na stosie. Miejsce, w którym przebywałby państwa syn przez większość roku jest zabezpieczone przed wtargnięciem niepowołanych osób. Czy zgadzają się państwo na naukę Jamie'go w mojej szkole? - Skąd mamy mieć pewność, że jest pan tym, za kogo się podaje? Gryffindor bez słowa wyciągnął zza pazuchy drewnianą laseczkę długości dziewięciu cali i skierował ją na niewielką figurkę konia, stojącą na stole, wypowiadając przy tym cicho: - Accio! Figurka oderwała się od blatu i poleciała wprost do ręki mężczyzny. - Jak nazywa się pańska szkoła? Gryffindor odstawił drewnianego konia z powrotem na miejsce. - Hogwart - zawahał się przez chwilę. - Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart. by Kelly II Deszcz padał od dobrych kilku dni. Kopyta koni z cmoknięciem odrywały się od błota. Drobna jedenastolatka skuliła się na wozie i jeszcze dokładniej otuliła owczą skórą. Zimno i tak ją przenikało, nie mówiąc już o wodzie wdzierającej się pod okrycie. Jechała już od pięciu dni, na noclegi zatrzymując się w gospodach. W końcu jej tata zatrzymał wóz przed chatą na skraju lasu, celem ich podróży. Zsiadł, przywiązał konie i pomógł córce zsiąść. Dziewczynka niosła niezbyt duży tobołek. Podeszli do drzwi, a mężczyzna wystukał o nie umówione hasło. Otworzyła młoda kobieta o pięknych ciemnych oczach i długich czarnych włosach. Zaprosiła ich gestem do środka i bez słowa wskazała ławę. Dała im suche owcze skóry do okrycia i po kubku gorącej herbaty. - Przywiozłem córkę tak, jak się umawialiśmy - powiedział mężczyzna. - To dobrze - odparła kobieta patrząc z przyjaznym uśmiechem na wystraszoną twarz dziewczynki. - Widzę, że nie zmienił pan podjętej decyzji. - Nie zmieniłem. - Zdaje pan sobie sprawę, że dar pańskiej córki jest rzadki i cenny? Kościół tępi tę moc ze wszystkich sił, ale odpowiednio pokierowana jest ona pożyteczna i nie sprzeciwia się religii. - Wiem. Pragnę dla Damaris jak najlepiej - spojrzał z troską na córkę. - Jest moim jedynym dzieckiem i nie chcę, aby zginęła dlatego, że urodziła się z tymi zdolnościami. Mam nadzieję, że zapewnicie jej bezpieczeństwo, jakiego my nie możemy jej zagwarantować. - Niech się pan tym nie martwi - powiedziała kobieta. - Będzie doskonale strzeżona. Znajdzie się wśród podobnych do niej dzieci, pilnowana przez doświadczonych ludzi. Może pan być spokojny, panie McCloud. - Na mnie już czas - powiedział wstając. - Może jednak pan tu przenocuje? - spytała kobieta. - Poczeka, aż przestanie padać i dopiero ruszy w drogę powrotną? Na pewno jest pan wykończony. - Dziękuję za gościnę - odpowiedział McCloud. - Ale muszę jechać. Obiecałem żonie, że wrócę po tygodniu, a minęło już pięć dni. Im wcześniej wyruszę, tym prędzej wrócę do domu. - Skoro tak pan chce - argumenty nie przekonały kobiety. - Do widzenia, Damaris - mężczyzna uścisnął córkę. Wiedział, że jeśli zaraz stamtąd nie wyjdzie, to się rozklei. Nie chciał rozstawać się na tak długo z dzieckiem, które kochał nade wszystko, ale zdawał sobie sprawę, że tak będzie dla niej najlepiej. - Jesteś pewna, że wzięłaś wszystko? - Tak, tatusiu. Sprawdziłam kilka razy przed wyjazdem - odpowiedziała dziewczynka. Damaris McCloud stała w drzwiach obok Roweny Ravenclaw i patrzyła jak jej ojciec znika w ciemnościach nocy wśród strug deszczu. Tak zaczęła się jej podróż do obcego i tajemniczego świata. Świata magii. by Kathleen |
![]() ![]() ![]() |
Kelly |
![]()
Post
#2
|
![]() Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 4 Dołączył: 04.05.2007 Płeć: Kobieta ![]() |
V
Słońce już dawno skryło się za horyzontem, kiedy wozy zatrzymały się przed samotnie stojącą chatą. Jamie i Lleu ze zdziwieniem spoglądali na skromny budynek. - To jest ta szkoła? - spytał McConney. - Nie - roześmiał się Gryffindor. - To tylko miejsce, w którym prześpimy się przed dalszą podróżą. Konie także muszą odpocząć. - A jak wygląda szkoła? - dociekali chłopcy. - O, Hogwartu nie pomylicie z żadną inną budowlą na świecie. Jest to duży, mocno rozbudowany zamek z kilkoma wieżami. Otaczają go błonia, które z kolei graniczą z rozległym, pełnym niebezpieczeństw lasem. Ale koniec już tych rozmów, jutro musimy wcześnie wstać, by móc dotrzeć do zamku na czas. Zaprowadził wszystkich do przygotowanej dla nich izby. - Tam, za parawanem macie dwa wiadra z ciepłą wodą, miednicę, ręczniki oraz mydło. Umyjecie się i idźcie spać. - polecił nauczyciel. Dziewczynki pierwsze poszły się myć, więc chłopcy usiedli na posłaniach i czekali na swoją kolej. - Jak myślisz - odezwał się Lleu - czemu jest nas tak mało? Czy tylko my będziemy się uczyć magii? - Nie wiem. Może pozostali mieszkają gdzieś dalej i podróżują w inny sposób? Albo faktycznie będzie tylko tyle osób. Szatyn nie odpowiedział, najwyraźniej zmieniając temat swoich rozmyślań. - Wydarzyło ci się kiedyś coś śmiesznego, spowodowanego czarami? - Jak teraz o tym wspominasz, to przypomniało mi się jedno. Kiedyś starsi chłopcy zaczęli bić z jakiegoś powodu mojego przyjaciela, Marty'ego. Stałem ukryty przed ich wzrokiem i bałem się im przeciwstawić, ale w środku wszystko się we mnie kotłowało. W pewnym momencie, gdy Marty był już nieprzytomny, najsilniejszy i najgłupszy z nich zamienił się w kozę. Przestraszyłem się i uciekłem, ale nie przypuszczałem nawet, że to może być moja wina. - Ja kiedyś przez przypadek podpaliłem mojej nielubianej ciotce włosy. Oczywiście nikt nie podejrzewał, że to moja sprawka. Myśleli, że to iskra z kominka. Wiesz, jak fajnie biegała i wrzeszczała? Bałem się tylko, żeby nie podpaliła nam chaty. Chłopcy roześmiali się i Lleu poszedł się wykąpać. Jamie mył się jako ostatni, więc kiedy się kładł, wszyscy już spali. Zgasił kaganek i momentalnie zasnął. Następnego dnia wstał jako pierwszy, obudziła Aillila i razem powędrowali do kuchni, gdzie urzędowali już obaj nauczyciele. - Na śniadanie jeszcze za wcześnie, ale może napijecie się mleka? Obaj przytaknęli i w końcu Jamie odważył się zadać pytanie, nad którym zastanawiali się poprzedniego dnia. - Czy my będziemy jedynymi uczniami w tej klasie? - Nie - zaprotestował Godryk. - Część uczniów, czyli ci, którzy mieszkają daleko, przebywają już w zamku. Dzieci z rodzin czarodziejskich podróżują za pomocą proszku Fiuu. Tak samo starsi uczniowie. - Co to jest proszek Fiuu? - Jak wam to wytłumaczyć... Aby podróżować za jego pomocą, należy rozpalić ogień na kominku. Następnym krokiem jest wsypanie w niego garści proszku i wejście w te nieparzące już wtedy płomienie oraz wypowiedzenie nazwy miejsca, w którym chce się znaleźć i które posiada swój kominek. W Hogwarcie znajduje się specjalna sala kominkowa. Za rok wy też będziecie tak podróżować. Kto wie, może w przyszłości ustanowimy jakiś bardziej oficjalny sposób rozpoczynania roku szkolnego? Po śniadaniu ponownie wsiedli na wozy i ruszyli w dalszą drogę, ta jednak nie trwała tak długo jak poprzedniego dnia. Późnym popołudniem dotarli na miejsce. Dzieciom aż dech zaparło na widok zamku. Był jeszcze większy i piękniejszy niż w ich wyobrażeniach. Nie mogli uwierzyć, że zamieszkają w nim na najbliższy rok, a jak dobrze pójdzie to i na następne sześć lat... by Kelly VI Wjechali przez wielką bramę pilnowaną przez dwa posągi skrzydlatych dzików. Znaleźli się na brukowanym dziedzińcu i Gryffindor kazał im wysiąść. Zostawili bagaże - ktoś inny miał się nimi zająć - i podążyli za opiekunem w głąb zamku. Przemierzyli szeroki i bardzo wysoki hol, zdobiony przez najróżniejsze posągi i gobeliny, zanim dotarli do niedużej salki, w której siedziało już około dwudziestu innych uczniów. Usiedli na wyznaczonych miejscach i ciekawie rozglądali się po izbie oraz twarzach rówieśników. - Czy ty też nie masz przypadkiem wrażenia, że tamci dwaj zamierzają coś zmalować? - zapytał Jamie, wskazując na dwóch identycznych brunetów stojących w kącie z szatańskimi uśmieszkami. - Może się dowiemy o co im chodzi i pomożemy? - zaproponował Lleu. - Chętnie. Wstali z miejsca i po cichu przebyli odległość dzielącą ich od bliźniaków. - Co kombinujecie? - Aillil spytał czarnowłosych. - Nie wasza sprawa - odburknął jeden. - Chcielibyśmy pomóc. Bliźniak przyjrzał mu się podejrzliwie. - Niby w czym? - W czymkolwiek - do rozmowy włączył się Jamie. - Widzicie te krzesła? - brunet wskazał na rząd składanych siedzeń, stojących pod ścianą.- Próbujemy wymyślić sposób, żeby je wywrócić. McConney przyjrzał się uważnie. - Wystarczy pchnąć jedno, żeby reszta runęła. - Tylko jak? - Sądzę, że zdążyłbym podejść do nich, ruszyć i wrócić, zanim ktoś by się zorientował - stwierdził Lleu. Jednojajowi spojrzeli na siebie z powątpiewaniem. - Nie wierzymy. - Zakład? - Przyjmuję. Chłopiec odczekał chwilę, kiedy uwagę zebranych w komnacie przyciągała nowa grupka uczniów, po czym podbiegł do krzeseł i wykonał swój zamiar. Wszystkich zaskoczył nagły hałas w sali i odwrócili głowy w stronę źródła odgłosów, jednak sprawca już się ulotnił. Bliźniaki zerknęły na kolegę z uznaniem. - Dobry jesteś - przyznały. - Tak w ogóle jesteśmy Brian i Grian Jokey. - Jamie McConney i Lleu Aillil. Nagłe chrząknięcie przerwało im rozmowę i kazało odwrócić się w stronę, gdzie korpulentna, blondwłosa kobieta zamierzała zabrać głos. - Witam wszystkich w Hogwarcie. Zanim przejdziecie do Wielkiej Sali na ucztę powitalną, chciałabym was wprowadzić w zasady działania naszej szkoły. Nazywam się Helga Hufflepuff i będę nauczała eliksirów. Oprócz tego jestem opiekunką jednego z domów, do którego trafiają ci, którzy przyjechali tu ze mną, bądź zostali przeze mnie zaproszeni. Dom ten nosi nazwę Żółtego. Domem Zielonym zajmuje się mistrz Salazar Slytherin. - Na podest wszedł przedwcześnie posiwiały mężczyzna o ostrych rysach twarzy, łagodzonych jednak przez dobroduszny uśmiech. - Mistrzyni Rowena Ravenclaw opiekuje się domem Granatowym. - Wysoka kobieta z kruczoczarnymi włosami, ubrana w pelerynę kolorem określającą dom, uśmiechnęła się pokrzepiająco do swoich uczniów. Za nią siedział Godryk Gryffindor, który jako ostatni został przedstawiony przez Hufflepuff. - Mistrz Gryffindor jest opiekunem domu Szkarłatnego. Każde z was uda się ze swoim wychowawcą do Wielkiej Sali na ucztę, a po niej do miejsc, w których zamieszkacie. Zajęcia w szkole będą się odbywały głównie w godzinach przedpołudniowych, poza astronomią, nauką o nocnym niebie, która z wiadomych przyczyn jest lekcją nocną. A teraz zapraszam was na solidny posiłek. Lleu, Jamie oraz bliźniaki wmieszali się w tłum i razem z nim ruszyli za nauczycielami. Stanęli przed wielkimi drzwiami, a to, co ukazało się za nimi, przerosło ich najśmielsze oczekiwania. by Kelly |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 07:21 |