Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 27 ] ** [84.38%]
Gniot - wyrzucić [ 5 ] ** [15.62%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 32
  
Carmen Black
post 20.05.2006 22:06
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pisane na podstawie "Bractwa"

Harry Potter i Jeźdźcy Apokalipsy

CZĘŚĆ PIERWSZA:

Anioł Zemsty



ROZDZIAŁ 1
Polityka wojny

W głównej auli Ministerstwa Magii panował zamęt. Zgromadzeni tam czarodzieje przekrzykiwali się i przepychali. Jedni szeptali do siebie z przejęciem, inni natomiast głośno komentowali ostatnie wydarzenia. Jednak wszystkich łączyło jedno. Chęć zmiany ministra.
Dumbledore stał w pobliżu podium, na którym miał wystąpić Knot. Był tutaj tylko dlatego, że poprosił go o to Korneliusz
Minister rozglądał się nerwowo. Widział kpiące twarze ludzi stojących z przodu, do jego uszu dolatywały strzępy co głośniejszych rozmów.
Wszedł na podwyższenie. Poprosił o ciszę, ale nikt go nie posłuchał. Dopiero, gdy na scenę wkroczył Dumbledore rozwrzeszczana gawiedź uciszyła się. Albus uśmiechnął się, jak dobry dziadek, który zawsze ma cukierka dla swoich wnucząt.
- Niech minister powie to, co ma do powiedzenia – odezwał się cichym głosem, ale w każdym miejscu auli było słychać go bardzo dobrze.
Knot spojrzał na niego spłoszonym wzrokiem. Zacisnął zęby i potrząsnął głową. Potem powiedział to, co miał powiedzieć. Czarodzieje spodziewali się długiej przemowy, ale jej nie było. Korneliusz powiedział tylko pięć zdań.
- Rezygnuję. Nie będę już dłużej ministrem. Społeczeństwo czarodziejów potrzebuje człowieka o silnych nerwach, nie bojącego się sięgnąć po broń ostateczną, ja nie jestem tą osobą. Dlatego tutaj i teraz, biorąc was za świadków składam swój urząd w ręce Dumbledore’ a. On przekaże go dalej, kiedy wybierzecie mojego następcę.
Zszedł z podium i opuścił Ministerstwo Magii nie niepokojony przez nikogo.
Dopiero teraz ludzie dowiedzieli się, czym jest chaos. Nawet Dumbledore nie potrafił zapanować nad rozwrzeszczanymi czarodziejami. Każdy chciał przeforsować swojego kandydata. Problem polegał na tym, że większość albo była zbyt młoda tudzież za stara, albo nie znała się na polityce. Takich było najprościej kontrolować i wykorzystywać do własnych celów.
Stojący przy wyjściu mężczyzna prychał co chwilę. Ci ludzie nie potrzebowali kolejnego ministra nieudacznika, ale dyktatora, który poprowadziłby ich do zwycięstwa. Niestety, zawsze istniało ryzyko, że dyktatorowi spodoba się władza i nie będzie chciał ustąpić ze stanowiska.
Przepchnął się przez tłum czarodziejów i wszedł na podium. Spiorunował wzrokiem zbliżających się Aurorów. Nie potrzebował dodatkowych kłopotów, nie mówiąc już o tym, że nie chciał z nimi walczyć. Uniósł różdżkę i nakreślił nią skomplikowany znak. Nie wyleciał z niej żaden promień, ale czarodzieje natychmiast się uciszyli.
Albus z zainteresowaniem przypatrywał się nieznajomemu. Nie widział twarzy człowieka, gdyż skrywał ją obszerny kaptur. Dałby jednak sobie rękę uciąć, że już kiedyś widział te ruchy.
Tajemniczy mężczyzna zsunął kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się przystojna, choć nieco pomarszczona twarz. Osobnik miał wysokie czoło, krzaczaste brwi i kpiący uśmieszek na twarzy. Niemal całkowicie białe włosy miał obcięte na wysokości uszu. Opuścił rękę i dopiero wtedy odwrócił się w stronę Albusa.
Ten przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu. W końcu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Co tu robisz, Aberforth?
- To tak się wita brata?! – krzyknął mężczyzna. – Oczywiście przyszedłem ci z pomocą. Mam idealnego kandydata na Ministra. Nie jest związany z żadną ze stron, bo przez ostatnie kilkanaście lat nie było go w kraju.
- Kogo masz na myśli? – zapytał niepewnie Albus. Znając możliwości tego jegomościa wszystko możliwe, że zaproponuje na to stanowisko jakąś kozę.
Młodszy Dumbledore podrapał się po głowie, sprawiając, że jego włosy stanęły dęba.
- Pamiętasz Nickolasa? Byłem z nim na jednym roku w Hogwarcie.
Starszy z braci skinął głową.
- To dobrze. Nick stwierdził, że angielscy czarodzieje potrzebują świeżej krwi. Kogoś, kto potrafiłby opanować chaos i zacząć działać. Nie znam żadnej innej osoby, prócz Nicka, która nadawałaby się na to stanowisko.
Albus zamyślił się. Nickolas był jednym z najlepszych uczniów szkoły. Zawsze przygotowany i skory do pomocy. Był w Ravenclawie, ale przyjaźnił się nawet ze Ślizgonami. Ostatni raz spotkali się ponad czterdzieści lat temu i od tego czasu nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa. Krążyły plotki, że Nick ukrywał się u tybetańskich mnichów.
- Nie widziano go od półwiecza – mruknął dyrektor Hogwartu. – Nie wiadomo, czy nie jest wariatem.
W tym momencie w jednym z kominków zapłonął zielony ogień. Po chwili wyskoczyły z niego dwie postacie. Jedną był siwowłosy staruszek o poskręcanych kościach. Podpierał się laską. Drugą była młoda dziewczyna o brązowych włosach. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, a na głowie czapkę z daszkiem. Ubrana była w białą bluzkę na ramiączkach i krótkie zielone szorty.
Nastolatka rozejrzała się dookoła. Przez chwilę skupiła wzrok na jednej z Aurorek. W końcu skinęła głową, ale nie spuszczała oka z kobiety. Mężczyzna szepnął coś do ucha dziewczyny, ale ta potrząsnęła głową. Nieznajomy wzruszył ramionami i zaczął się przepychać w stronę podestu.
- Może i mam reumatyzm – mówił po drodze, - ale wariatem to ja na pewno nie jestem. Martwiłbym się natomiast o stan twojego umysłu, Albusie. Doprowadziłeś do sytuacji, którą jak zwykle ja i Aber będziemy musieli naprawić, bo ty okazałeś się zbyt nieodpowiedzialny. Doprawdy, żeby stracić zaufanie zwykłego dziecka trzeba mieć naprawdę wielkie zdolności.
Prawdopodobnie mówiłby jeszcze dłużej, gdyby towarzysząca mu dziewczyna nie ścisnęła jego ręki. Nastolatka pokręciła głową, jakby dawała mu do zrozumienia, że powiedział za dużo. Staruszek wzruszył ramionami i dopiero potem wszedł na podium.
Zgromadzeni czarodzieje ze zdziwieniem patrzyli, jak nowoprzybyły serdecznie wita się z obojgiem braci.
- Nickolasie, a kim jest twoja milcząca towarzyszka? – zagadnął Albus.
- To Nicole, moja prawnuczka – rzucił wesoło mężczyzna.
Dziewczyna spojrzała na Nickolasa, ale nic nie powiedziała. Nie była jego wnuczką, właściwie nie była z nim nawet spokrewniona. To on wziął ją ze szpitala, kiedy prawie całkowicie straciła wzrok. Miało to miejsce jakieś siedem lat temu. Od tej pory „dziadek” uczył ją wszystkiego, co sam wiedział, ale dziewczyna i tak do większości rzeczy musiała dojść sama.
Percy Waesley patrzył na odgrywającą się przed nim scenę z rosnącą irytacją. Może i Korneliusz Knot zrezygnował z piastowania urzędu, ale Percy nie zamierzał rezygnować ze swojego stanowiska. Ciężko pracował, aby zostać prawą ręką ministra i teraz tak po prostu miałby usunąć się w cień? Mowy nie ma!
Z odrazą spojrzał na staruszka, którego szata ciągle jeszcze nosiła ślady bliskiego kontaktu z kominkiem. Ten pokurcz miałby być ministrem? Dobre sobie!
- Radziłabym słuchać – odezwała się szeptem Nicole. – A tak przy okazji, mógłbyś pogodzić się z rodziną. W tych czasach właśnie ona jest najważniejsza.
Nastolatka odwróciła się na pięcie i poszła w stronę podium.
Percy zastanawiał się, skąd ta dziewucha mogła wiedzieć, że wyrzekł się rodziny. Nagle zdał sobie sprawę, że nastolatka nie mówiła, jak osoba w jej wieku, ale jak dorosła, doświadczona przez życie kobieta.
- Szanowni czarodzieje! Panie i panowie! – zakrzyknął wyjątkowo mocnym głosem Nickolas. – Jak zapewne wiecie, potrzeba Ministra. Ministra, powtarzam! Nie dyktatora, który bez sądu będzie wsadzał ludzi do Azkabanu. Chyba każdy z was wie, co działo się szesnaście lat temu. Nie twierdzę, że pan Crouch był złym Ministrem. Mówię jedynie, że władza nie powinna skupiać się w ręku jednego człowieka!
Wszyscy rozglądali się po sobie z konsternacją. Nikt nie wiedział, o co mogło chodzić temu mężczyźnie.
- Trumwirat – wyszeptał niepewnie stojący z boku Auror. – Chcą zorganizować trumwirat!
- Dokładnie, szanowny panie, dokładnie – potwierdził Nickolas. – Tylko na trochę innych zasadach. Na razie ja, Albus i Aberforth zajmiemy się sprawami magicznej społeczności. Będzie się tak działo, dopóki nie wybierzecie właściwego ministra. Potem ustąpimy ze stanowiska.
- Dziadek chciał powiedzieć – wtrąciła Nicole, - że oni nie będą mieć absolutnie żadnej władzy faktycznej. Będą jedynie nadzorować pracę poszczególnych resortów, a później pomagać ministrowi, jeśli ten się zgodzi oczywiście.
- Dlaczego mielibyśmy się zgodzić? – warknął Percy. – Mamy oddać nasze bezpieczeństwo w ręce jakichś trzech głupców, którzy myślą, że pozjadali wszystkie rozumy?
Percy’ ego poparło kilkanaście osób.
- Nie musicie się zgadzać – stwierdziła nastolatka. – Tak jednak byłoby wygodniej dla obu stron. W gruncie rzeczy zawsze możemy sięgnąć do kodeksu Merlina.
Rudzielec zmarszczył brwi. Zawsze myślał, że kodeks był jedynie legendą.
- Merlin był pierwszym znanym z nazwiska czarodziejem w Anglii. Drugą taką personą była niesławna Morgana. Merlin wiedział, że pewnego dnia dojdzie do sytuacji, w której czarodzieje nie będą umieli sobie poradzić. Dlatego wpadł na pomysł, aby spisać kilka praw, którymi przyszłe pokolenia powinny się kierować. Minęło kilka wieków, zmieniły się sojusze, ale problem pozostał. Kto jest wystarczająco odpowiedzialny i praworządny, aby posadzić go na ministerialnym stołku? Kogo obarczyć obowiązkiem pokierowania machiną wojenną?
Dziewczyna sugestywnie zawiesiła głos. Rozejrzała się po napiętych twarzach czarodziejów. Miała ich w garści i była tego świadoma. Może miała tylko szesnaście lat, ale o prawie czarodziejów wiedziała niemal wszystko. Co z tego, że była prawie charłakiem?
- W punkcie drugim artykułu pierwszego napisane jest: w czasie wojny nikt nie może mieć zbyt dużej władzy, bowiem stanie się tyranem. Nieszczęsny ten los spotkał Morganę i mnie. Proponuję więc, aby nad bezpieczeństwem czarodziejów czuwała Rada Starszych, składająca się z trzech wybitnych osobowości mających posłuch wśród plebsu i obdarzonych wyjątkową mądrością. Gdy okres wojenny się skończy Rada zostanie rozwiązana i nowa głowa świata wybrana.
Nastolatka znowu zamilkła. Tym razem nie chciała się odzywać, aż ktoś nie podejmie dyskusji.
Albus był pod wrażeniem elokwencji Nicole. Ta młoda osoba tylko za pomocą kilku słów potrafiła zmusić publikę liczącą kilkaset osób do posłuchu. To było niesamowite i nawet on musiał to przyznać.
Aberforth nachylił się w stronę brata i szeptem stwierdził, że to ta młódka powinna zostać ministrem. Dyrektor Hogwartu zganił go za takie myślenie. Młodzi ludzie nie powinni mieszać się do polityki wojennej, bo może się to źle skończyć, oświadczył też, że ma już dość kłopotów z jednym gorącokrwistym Gryfonem. Aber zachichotał złośliwie, twierdząc uprzejmie, że o kłótni z Potterem usłyszał już prawie cały świat.
- Mówisz, że Rada Starszych będzie kontrolowała Ministra? – zapytał jeden z Aurorów. – Chodzi ci o to, że Minister zostanie wybrany, ale nie będzie miał pełnych swobód?
- Dokładnie – potwierdziła Nicole. – Dzięki temu uniknie się takich problemów, jak na przykład niesłuszne oskarżenie kogoś o przynależność do śmierciożerców. Tak samo będzie z mordercami, recydywistami i drobnymi złodziejaszkami. Funkcja ministra nie powinna być używana do mszczenia się na innych. Właśnie dlatego proponujemy powołanie Rady Starszych, składającej się z trzech osób. Czy będą to kobiety, czy też mężczyźni jest to nieważne, bo cel ciągle pozostaje ten sam.
- Ja się zgadzam – wykrzyknął z tłumu jakiś starszy czarodziej. – Mądrze dziewczyna mówi!
Po jego stronie opowiedziało się kilkadziesiąt osób. W ciągu kolejnych dwudziestu minut ludzie zdążyli przedyskutować między sobą większość kwestii. W ten sposób podzielili się na trzy frakcje. Jedna, z Percym Weasleyem na czele twierdząca, że pomysł ten jest niewiarygodnie głupi. Druga, która na przywódcę obrała sobie zasuszonego staruszka z kilkoma złotymi zębami i twierdząca, że w całości popierają pomysł dziewczyny. Trzecia, która nie miała lidera składała się głównie z osób niezdecydowanych.
Dziewczyna zaklaskała w dłonie, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Widzę, że podjęliście już decyzję. Cieszy mnie to bardzo. Teraz jednak musicie zagłosować. Wstęgi koloru czerwonego oznaczają sprzeciw przeciw zaproponowanej przez nas polityce. Wstęgi zielone oznaczają poparcie dla niej. Głosujcie!
Różdżki zostały wycelowane w sklepienie i już po chwili w powietrzu zaroiło się od różnokolorowych wstęg. Kiedy opadły na ziemię okazało się, że najwięcej jest tych zielonych.
- Dobrze –stwierdziła dziewczyna. – Teraz nie pozostaje nic innego, jak wybranie Rady Starszych, gdyż to ona będzie czuwała nad prawidłowym przebiegiem wyborów na ministra. Musicie pamiętać, że osoba, której kandydaturę chcecie zgłosić musi być nieprzekupna. Zaczynajcie!
Po blisko trzech godzinach orzeknięto, że w radzie starszych zasiądą: Albus Dumbledore, jako iż jest najbardziej poważaną personą nie tylko w Anglii, ale i na świecie; Nickolas Fogg, jako nagroda za podsunięcie pomysłu na rozwiązanie sytuacji; Julius Bulstrode, startujący z ramienia rodzin czystej krwi.
Teraz pozostał kolejny naglący problem: wybór ministra. Rada starszych miała jedynie kontrolować sytuację i służyć pomocą, ale nie posiadała władzy faktycznej. Tak więc magiczna Anglia nadal nie miała przywódcy.
Po blisko dwudziestogodzinnych obradach jednomyślnie stwierdzono, że najlepszym kandydatem na ministra jest Amos Diggory. Wybór ten tłumaczono faktem, że ofiarą tej wojny został syn mężczyzny, dlatego ma on motywację, by walczyć z Czarnym Panem.

***

Nickolas rozsiadł się w fotelu i spojrzał na swoją towarzyszkę. Nastolatka nie miała już na głowie czapki, ale okularów ciągle nie ściągnęła.
- Ściągnił okulary, Nicole – powiedział miękko mężczyzna. – Masz śliczne oczy.
Dziewczyna prychnęła, jak rozjuszona kotka.
- Po pierwsze – nie jestem Nicole. Mam własne imię. Po drugie – dobrze wiesz Mistrzu, jak moje oczy reagują na światło słoneczne. Może i udało ci się przywrócić mi wzrok, ale teraz wyglądam jak potwór.
- Wcale nie jesteś potworem. Jesteś wspaniałą młodą kobietą, która przeszła więcej niż jakakolwiek inna osoba.
- Nie prawda – westchnęła dziewczyna. – Harry przeszedł więcej. Najpierw zginęli mu rodzice, później był terroryzowany u swojej rzekomej rodziny. Nawet kiedy dowiedział się, że jest czarodziejem był okłamywany. W zeszłym roku zginął jego ojciec chrzestny, a ostatnio chłopak był torturowany. Nie mówiąc już o tym, że ma stempelek na ręce. Czy nadal twierdzisz, że to ja przeszłam więcej?
- Myślałem, że nie podobają ci się twoje oczy.
- Bo nie podobają – warknęła dziewczyna. – Ale do tego drobnego defektu można się przyzwyczaić. Oczy zawsze mogę schować za ciemnymi szkłami. A gdy nie pada na nie światło dnia są nawet całkiem znośne. Harry ma gorzej – kontynuowała. – Jego zna każdy czarodziej w Anglii. Nie mówiąc już o mugolach z Privet Drive, którzy traktują go jak ulicznego chuligana. Mnie nikt nie zna. Jestem tylko anonimową dziewczyną.
- Teraz jesteś uznawana za moją wnuczkę, Nicole.
- Ale nią nie jestem. Naprawdę, chciałabym mieć takiego dziadka, ale to niemożliwe.
- Wiesz, że teraz będziesz musiała uważnie go obserwować? Nie możemy dopuścić do jego śmierci.
- Czarny Pan go nie wykończy – mruknęła. – Straciłby zbyt dobre źródło informacji.
- Owszem – zgodził się Nickolas. – Jednak nie wyklucza to faktu, że chłopak może nie wytrzymać psychicznie.
- Samobójstwo?
- Nie wiem. Nie widzę przyszłości, a jedynie przeszłość – milczał przez kilka minut. – Bądź jego aniołem stróżem. Chroń go najlepiej, jak potrafisz. Pomóż mu zrozumieć.
- Postaram się, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem nawet, czy jeszcze mnie pamięta.

***

Albus Dumbledore siedział w kuchni Grimmuald Place 12. Kuchnia bardzo zmieniła się od ostatnich wakacji. Na środku zamiast zwykłego dębowego stołu ustawiony został okrągły stół o jednej nodze w kształcie feniksa z rozpostartymi skrzydłami. Teraz pomieszczenie było nie tylko bardziej przyjazne i przestronne, ale również jaśniejsze.
Dyrektor Hogwartu zastanawiał się, jakim cudem został wmanewrowany w Radę Starszych. Nigdy nie chciał mieszać się w politykę, ale nie mógł zrezygnować z zaszczytu, jakim było zaufanie społeczeństwa.
Przez uchylone okno wleciał feniks. Wylądował na przezroczystym blacie stołu i swoimi bursztynowymi oczyma popatrzył na Dumbledore’ a. Przechylił łebek.
- Może masz rację Fawkes – mruknął Albus. – Chyba nadszedł czas, żeby wykorzystać swoje wpływy.

***

Harry leżał na łóżku i nie widzącym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Spojrzał na swoją prawą rękę. Zaklęcia maskujące powoli znikały i miał tego niemiłą świadomość. Na razie mógł sobie pozwolić na założenie zwykłego podkoszulka z krótkim rękawem, ale już niedługo będzie mógł o tym zapomnieć.
Intrygował go też drugi fakt. On miał Znak na prawej ręce podczas gdy większość śmierciojadów miała go na lewej. Nie wiedział, czy to jakiś specyficzny rodzaj wyróżnienia, czy może zwykła pomyłka Gadziny. Szczerze powiedziawszy nie obchodziło go to. Najchętniej w ogóle pozbyłby się tego stempelka, ale wiedział, że to niemożliwe.
Wyjrzał przez okno. Słońce powoli wychylało się znad horyzontu. Mogła być najwyżej szósta rano. Harry zamknął oczy. Za godzinę wuj Vernon wyjdzie do pracy, więc już za trzydzieści minut będzie śniadanie.
Wstał z łóżka i przeciągnął się, krzywiąc się przy tym z bólu. Plecy ciągle mu dokuczały, mimo iż minęły już ponad trzy tygodnie od powrotu z Wężowego Grodu.
- Śniadanie! – Usłyszał wołanie ciotki Petuni.
Parskał gniewnie, kiedy zakładał na siebie podkoszulek. Zszedł na dół i usiadł przy stole.
Jeśli spodziewał się, że ktokolwiek będzie traktował go inaczej, to grubo się pomylił. Wuj Vernon starał się udawać, że Harry nie istnieje. Dudley omijał go szerokim łukiem, a jeśli już spotkał się z nim na ulicy, to starał się go ignorować. Jedynie ciotka Petunia patrzyła na niego z pewną dozą życzliwości.
W czasie śniadania Harry milczał. Czuł na sobie spojrzenia pozostałych domowników, ale ignorował je. Spojrzał z niechęcią na kawałek chleba z białym twarożkiem. Nienawidził sera pod każdą postacią.
We włączonym telewizorze leciały poranne wiadomości. Chłopak przysłuchiwał się im jednym uchem. Prezenter mówił o kilku wypadkach samochodowych, w których zginęło łącznie pięć osób, trzy zostały ciężko ranne, a jedna wyszła praktycznie bez szwanku. Harry podniósł głowę, kiedy usłyszał nazwisko „Granger”.
- Nieszczęśliwy wypadek przytrafił się rodzinie Smithów. Mieszkający nieopodal państwo Granger, dentyści z wieloletnim stażem, są zbulwersowani. Pani Granger twierdzi, że teraz nawet we własnym domu nie można być bezpiecznym. Nikt nie wie, co było powodem śmierci całej rodziny Smithów.
Chłopak zacisnął pięści. Dobrze, że Hermionie nic się nie stało. Harry nie miał wątpliwości, że to Grangerowie mieli zginąć.
- Dziękuję – mruknął, odsuwając od siebie nienaruszony posiłek.
Wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju.
Opadł na łóżko. Ręce położył wzdłuż ciała i zamknął oczy. Uśmiechnął się mściwie. Riddle niedługo dowie się, co to znaczy nie dotrzymywać przysiąg składanych Harry’ emu.

***

Voldemort spojrzał na klęczących przed nim śmierciożerców. To był oddział młodzików, których przyjął w swoje szeregi kilka tygodni temu.
- Więc? – warknął? – Co z Grangerami? Carlos?
- Nie żyją. Wszyscy – odpowiedział potulnie może dziewiętnastoletni chłopak.
- Ile osób?
- Trzy.
- Numer domu?
Młodzieniec podniósł głowę. W jego oczach czaiło się zdziwienie przeplatane strachem.
- Dziewięć – wyjąkał.
Riddle zmrużył oczy. Albo mu się zdawało, albo wyczuwał Pottera. Syknął, kiedy wyczuł strumień myślowy Gryfona.
Z cienia wyłoniła się postać cała ubrana na czarno. Spod obszernego kaptura widać było jedynie zielone oczy. Przybysz podszedł do czwórki ludzi i cały czas patrząc w oczy Czarnemu Panu wysyczał coś.
Riddle uniósł brew. Nie spodziewał się takiej finezji po zwykłym Gryfonie.
- To tylko projekcja – wysyczała postać. – Jestem tutaj tylko umysłem. Oni nawet mnie nie widzą. – Wskazał kulących się śmierciożerców.
Voldemort z zainteresowaniem patrzyła na Pottera. Teraz miał już pewność, że to ze Złotym Chłopcem rozmawia w wężomowie.
- Po co tu przyszedłeś? Chyba nie chcesz się ze mną napić herbatki? – sarknął.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział spokojnie Harry. – Przyszedłem jedynie przypomnieć, że mamy umowę. Złamiesz ją i już po tobie. Złożyłeś przysięgę i musisz jej dotrzymać. Takie są zasady.
- Pamiętam zasady – warknął.
- Coś mi się zdaje, że jednak nie bardzo. Pozwól, że przypomnę. Obiecałeś, że nie tkniesz żadnego z moich przyjaciół. Powiem więcej, przysięgałeś, że nie wyślesz na nich swoich piesków. Tymczasem, gdyby nie pomyłka tych trzech durniów zwijałbyś się w potwornych mękach. Doskonale wiem, że to rodzina Hermiony miała zginąć.
- Hermiona jest twoją przyjaciółką, więc nic by jej się nie stało. Natomiast jej rodzice...
- Treść przysięgi dotyczy także rodzin moich przyjaciół – warknął Harry.
W następnej chwili rozwiał się i zniknął, pozostawiając po sobie jedynie nieme ostrzeżenie.
Czarny Pan spojrzał na kulących się młodzieńców.
- Czy w rodzinie, którą zlikwidowaliście była może siedemnastoletnia dziewczyna z burzą brązowych włosów na głowie?
- Nie – odpowiedział cicho Carlos.
- Durnie! – wrzasnął Czarny Pan.
W ciągu następnej godziny Carlos i jego dwaj towarzysze poczuli, co to znaczy gniew Riddle’ a.

***

Harry ocknął się gwałtownie. Miał wrażenie, że jego ciało jest z cementu. Nie mógł się poruszyć, wszystko go bolało. Silnik przejeżdżającego po ulicy samochodu zdawał mu się trzy razy głośniejszy niż w rzeczywistości.
Jęknął zwijając się w kłębek. Takie wyprawy na odległość są bardzo męczące. Teraz wiedział już, czemu Pablo nigdy nie pozwalał mu zapuszczać się w meandry umysłu Gada. Chociaż z drugiej strony, kiedy robił to w marcu nie był taki zmęczony.
Potrząsnął głową odganiając mroczki sprzed oczu. Spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma, więc poza ciałem był przez blisko godzinę. To dziwne, bo wydawało mu się, że jego wyprawa trwała może dwadzieścia minut, a i to niekoniecznie.
Otrząsnął się i zszedł na dół. Ciotka Petunia stała przy telefonie i rozmawiała z kimś. Wszedł do kuchni i nalał sobie wody do szklanki. Mentalna rozmowa z Riddlem była bardzo męcząca.
Pół godziny później został wysłany po zakupy. Następnego dnia na kolację miała przyjechać rodzina przełożonego wuja Vernona. Dursley od kilku lat starał się o podwyżkę i awans.
Spojrzał na listę, którą zrobiła Petunia. Jęknął z rozpaczą. Tego żarcia wystarczyłoby na wykarmienie plutonu wojska i jeszcze prawdopodobnie zostałyby resztki dla psów i kotów.
W sklepie jak zwykle został potraktowany jak chuligan. Uśmiechnął się przepraszająco do ekspedientki. Zapłacił i wyszedł na zewnątrz.
W drodze powrotnej spotkał Jessicę. Dziewczyna bez słowa dołączyła do niego i odebrała jedną z toreb. Chciał zaprotestować, ale machnęła lekceważąco ręką.
- Chciałabym ci podziękować – mruknęła po kilku minutach marszu. – Za to, co zrobiłeś wtedy… tam.
- W Wężowym Grodzie – podsunął. – A właściwie… ty to wszystko pamiętasz?
Skinęła głową.
- Dziwne, bardzo dziwne – westchnął Harry. – W takich przypadkach modyfikuje się pamięć.
- Modyfikuje? – zapytała niepewnie nastolatka. – Jak to, modyfikuje?
- Jest takie jedno zaklęcie. A jak wygląda cały proces, nie mam pojęcia. Umysł nie jest moją domeną.
- A co jest?
- Walka, quiddich, to taka gra – wyjaśnił szybko widząc jej zdziwioną minę. – No i jeszcze niekontrolowane wybuchy. Te ostatnie są bardzo wkurzające i jeszcze bardziej męczące, ale można się przyzwyczaić.
Weszli do parku. To była najkrótsza, ale i najbardziej niebezpieczna droga na Privet Drive.
Dziewczyna zastanawiała się, kim też mógł być ten chłopak. Była pewna, że Potter nie jest zwykłym ulicznym chuliganem. I na pewno nie chodził do Brutusa. Spojrzała na jego zamyśloną twarz. Musiała przyznać, że był przystojny, chociaż jego oczy miały jakiś taki pusty wyraz. Zupełnie, jakby nic go nie obchodziło.
- Kim ty właściwie jesteś?
- Czarodziejem. Przeklętym. Kogo to obchodzi? – odpowiedział po chwili wahania. – Połowa magicznej społeczności chce mnie zabić, druga wynieść na piedestały. A ja chcę mieć święty spokój.
Przyspieszył nieco kroku. Minął staruszkę spacerującą z psem i wysokiego mężczyznę, pędzącego gdzieś na rowerze. Harry szedł nie oglądając się za siebie i Jessica, chcąc nie chcąc musiała przyspieszyć.
Dziewczyna nie była głupia i widziała, że coś jest nie tak. Nie wiedziała tylko, jak ma o to zapytać.
W końcu doszli na Privet Drive. Jessica, jako iż miała mniej toreb otworzyła drzwi. Przeszli przez niewielki przedpokój i weszli do kuchni. Petunia właśnie przeglądała swoje książki kucharskie.
Nastolatka przywitała się serdecznie z kobietą. Obie usiadły przy stole i zaczęły cichą rozmowę. Harry schował zakupy i zrobił dla nich herbatę. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła jedenasta.
Zadzwonił telefon. Ciotka Petunia sięgnęła po słuchawkę i przez chwilę prowadziła przyciszoną dyskusję. W końcu wzruszyła ramionami i podała słuchawkę chłopakowi. Ten spojrzał na nią zdziwiony.
- Jakaś Hermiona – mruknęła pani Dursley.
Dopiero teraz Harry przypomniał sobie o porannych wiadomościach.
- Hermiona? – odezwał się niepewnie.
Panna Granger milczała przez kilka minut, a potem wybuchła płaczem. Z jej chaotycznej wypowiedzi Potter zrozumiał jedynie, że jego przyjaciółka jest przerażona i boi się, że następnym razem śmierciożercy nie popełnią błędu i zaatakują właśnie ją i jej rodzinę. Później stwierdziła, że jak najszybciej musiała z kimś porozmawiać, a spośród wąskiego grona jej znajomych zna tylko numer Harry’ ego. Sowy nie mogłaby wysłać, ponieważ takowej nie posiada.
Harry pozwolił dziewczynie wypłakać się. Cierpliwie wysłuchał jej zwierzeń.
- Nie martw się Hermi. Wszystko będzie dobrze. A o Riddle’ a się nie martw. Nie zaatakuje ani ciebie, ani twojej rodziny. Już moja w tym głowa.
Dziewczyna podziękowała za słowa otuchy. W jej głosie jednak słychać było wątpliwości i smutek. Gdy Harry zapytał o co chodzi, dziewczyna oświadczyła, że jej rodzice panicznie się boją i nie chcą puścić jej do szkoły we wrześniu.
Potter zamknął oczy. Wiedział, że teraz Hermiona nie umiałaby żyć w innym świecie. Przez te sześć lat przesiąkła magią, jak tylko się dało. Poza tym miał pomysł na zapewnienie im dodatkowej ochrony.
- Hermiona, czy w pobliżu jest któreś z twoich rodziców? Jeśli tak, to daj mi z nimi chwilkę porozmawiać.
Po kilku minutach usłyszał w słuchawce głęboki głos pana Grangera.
- Dzień dobry, mówi Harry Potter – chłopak z trudem przełknął rosnącą w gardle gulę. – Podobno nie chce pan puścić Hermiony do szkoły.
Mężczyzna potwierdził. Bał się o córkę i nie chciał niepotrzebnie ryzykować.
- Rozumiem pana obawy – stwierdził rzeczowo Harry. – Z przykrością jednak stwierdzam, że nie ma pan racji. Voldemort atakuje wszystkich, bez względu na to, kim są nieszczęśnicy. Mogę pana zapewnić, że was ten potwór nigdy nie tknie. Przynajmniej, dopóki Hermiona jest moją przyjaciółką. Chciałbym też zaproponować pewien układ. Porozmawiam z odpowiednimi osobami i załatwię wam ochronę całodobową. Czy reflektowałbym pan na coś takiego?
Po chwili zastanowienia padła potwierdzająca odpowiedź. Potter odetchnął z ulgą. Teraz pozostało jedynie znaleźć jakiegoś zakonnika i namówić go na rozmowę z Dropsem. Harry pożegnał się z Grangerami i przerwał połączenie.
Pani Durlsey kazała Harry’ emu odprowadzić Jessicę. Dwoje nastolatków szybko wyszło z domu pozwalając kobiecie zająć się przygotowywaniem obiadu.
Zatrzymali się w parku i usiedli na jednej z niezniszczonych ławek. Dziewczyna chciała koniecznie dowiedzieć się czegoś o magicznym świecie, ale chłopak nie był skoro do rozmowy. Czujnie rozglądał się na boki w poszukiwaniu kogoś z Zakonu.
Wstał i podszedł do gęsto rosnących krzaków.
- Wyjdź Dung. Wiem, że tam jesteś. Twój odór czuć na kilometr – stwierdził pogodnie. – Nie martw się, Jessica jest wtajemniczona.
Gałęzie zaszeleściły i po chwili wyłonił się z cienia przygarbiony mężczyzna o potarganych włosach. Spojrzał na Harry’ ego z niebotycznym zdumieniem wymalowanym na twarzy.
- Skąd wiedziałeś, że cię pilnuję?
- Znam Dropsa na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie odpuści sobie pilnowania Złotego Chłopca. A teraz posłuchaj uważnie. Pójdziesz do Dumbledore’ a i powiesz mu, żeby załatwił ochronę dla Hermiony i jej rodziców. Całodobową. A najlepiej niech sam się tam uda i porozmawia z państwem Granger. Zrozumiałeś?
- Aha.
- W takim razie idź do niego.
- Teraz?
- Nie, za pół roku. Oczywiście, że teraz.
Mężczyzna wymruczał coś z rozdrażnieniem. Z kieszeni płaszcza wyciągnął lusterko. Przez chwilę wpatrywał się w nie intensywnie. W końcu stuknął w nie różdżką. Znowu wymamrotał kilka niewyraźnych słów, których Harry nijak nie mógł rozszyfrować.
- Za chwilę pojawi się tutaj ktoś z zakonu, żeby mnie zastąpić. Dopiero wtedy będę mógł przekazać twoją wiadomość.
Harry skinął głową i wrócił na ławkę. Jessica wpatrywała się w niego zdziwionym wzrokiem, który chłopak za wszelką cenę starał się ignorować.
Wstali z ławki i powolnym krokiem skierowali się do domu nastolatki.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 28.06.2007 15:01
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Carmen spojrzała na niego krytycznym wzrokiem. Z miną znawcy tematu zaczęła zadawać pytania.
- Czemuś walczył jak oferma?
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie? – jęknął chłopak opierając głowę na blacie. – Nie walczyłem jak oferma, tylko dawałem mu przewagę. Niech się człowiek upaja zwycięstwem, bo w szkole już mu nie odpuszczę.
Vipera uśmiechnęła się na takie czcze pogróżki. Spojrzała na przysypiającego Jesse’ ego, który chyba tylko dzięki wyjątkowo namolnemu Martinowi jeszcze nie usnął.
- Rozumiem, że wam się tu podoba – zagadnęła – ale nasz solenizant niedługo wyląduje pod stolikiem i to bynajmniej nie z powodu przepicia.
- Biedaczysko zmęczyło się tymi emocjami – usłużnie wyjaśnił Martin. – A teraz chodźcie ludu.
Przenieśli się do tego samego pokoiku, w którym kilka miesięcy wcześniej odbywała się urodzinowa impreza Harry’ ego. Tym razem jednak nikt nikomu nie składał życzeń, bo Jesse wyraźnie zabronił wspominać o tym, że ma urodziny. Zamiast tego padł bez życia na łóżko i zasnął kamiennym snem.
- No i tyle jeśli chodzi o imprezy – z kwaśnym uśmiechem stwierdziła Carmen. – Czasami naprawdę zastanawiam się, czy może mi brata na porodówce nie podmienili.
Harry, Pablo i Martin odwrócili śpiącego Jessego na plecy i przyglądali mu się jak wyjątkowo egzotycznemu okazowi ssaka. Dziewczyny w tym czasie taktownie zaczęły udawać, że poczynania młodzieńców wcale ich nie interesują. Nie mogły jednak powstrzymać mimowolnego śmiechu, kiedy Martin z nadętą miną zaczął udawać Blacka.
Furia podszedł do lekko podchmielonej Ginger.
- Mam prośbę, siostra – powiedział bez ogródek. – Potrzebna mi twoja wolność.
- Że co proszę? – zdziwiła się dziewczyna.
- Nie ważne kto wygrał zakład, bo i tak oboje przegraliśmy, prośbę i tak mam. Kupisz czekoladę. Hermiona twierdzi, że można ją dostać tylko w Niemczech, ale ja tam nie wiem. Tutaj masz nazwę tego ponoć wybornego specjału. Ostrzegam, potrzebuję tego na dziewiętnastego września.
Chłopak wcisnął jej w rękę zwitek pergaminu z zapisaną nazwą czekolady. Harry przypuszczał, że gdyby próbował wypowiedzieć tę przeklętą nazwę to połamałby sobie język.

***

Ron z przeczuciem, że coś się stanie obudził się około dziewiątej rano. Była sobota, więc nie musiał się nigdzie spieszyć. Dookoła siebie słyszał spokojne oddechy współlokatorów i nieco mniej spokojne pojękiwania Deana. „Uroki dorastania” – pomyślał sarkastycznie chłopak. On przynajmniej umiał rzucić zaklęcie wyciszające, a i to tylko dzięki nie pytającemu o nic Charliemu.
Przeciągnął się i wstał z łóżka. Mimochodem spojrzał na łóżko Harry’ ego, ale to wyglądało na w ogóle nie używane minionej nocy. Wziął swoje ubrania i skierował się do łazienki. Miał nadzieję, że po zimnym prysznicu jego mózg zacznie właściwie funkcjonować.
Kiedy po kwadransie, z ciągle mokrymi i mocno zmierzwionymi włosami, wrócił do dormitorium, Harry’ ego ciągle nie było. Chłopak dokładnie obejrzał wszystkie widoczne rzeczy Pottera, ale nie zauważył, aby od wczoraj były ruszane. Co więcej nawet piżama była w identyczny sposób wetknięta pod poduszkę.
Ron był panikarzem, ale domyślał się, że Harry mógł mieć dość. On sam miał ochotę uciec i zaszyć się gdzieś daleko, ale nie robił tego, bo cała szkoła była pilnie strzeżona przez Aurorów i członków Zakonu Feniksa.
Jego uwagę zwróciła biała kartka papieru niedbale leżąca na jego własnej szafce nocnej. Chwycił ją i niemal od razu przebiegł po niej wzrokiem chciwie czytając kolejne słowa. Uśmiechnął się szeroko i z listem w ręce poszedł w stronę Pokoju Wspólnego. Miał nadzieję spotkać Hermionę lub przynajmniej jakąś dziewczynę, którą mógłby poprosić o pójście po pannę Granger.
Grangerówny nie spotkał, ale szczęście uśmiechnęło się do niego w postaci pierwszorocznej dziewczynki.
- Hej, mała, zawołaj mi tu Hermionę Granger, migiem!
- A sam nie możesz? – zdziwiła się zaspana ciągle Gryfonka, gramoląc się z fotela i kierując w stronę schodów.
- Gdybym mógł to bym cię nie fatygował. Gryffindor wymyślił sobie, że chłopaki nie powinni odwiedzać dziewczyn w ich dormitoriach – wyjaśnił.
Odpowiedziało mu potakujące kiwnięcie i jedenastolatka znikła na schodach. Dziesięć minut później zjawiła się ubrana i uśmiechnięta Hermiona.
- Mamy problem, Hermi – powiedział na wstępie Ron. – Harry znowu dał dyla.
Podał dziewczynie list i razem z nią usiadł przy stole.

Cześć i czołem!
Zanim przejdę do konkretów proszę cię Ron i zapewne również Hermionę (bo pewnie już dorwałaś ten list, nie?), żeby żadne z was nie biegło od razu do Dumbledore’ a. Ja sam sobie poradzę, a z Zakonnikami na karku ciężko byłoby się poruszać. Nie martwcie się o mnie i nie szukajcie. Jestem bezpieczny.
Do zobaczenia wkrótce,
HJP

PS. Spalcie ten list jak najszybciej. Lepiej, żeby nie wpadł w niepowołane ręce.


Hermiona i Ron wymienili między sobą zdziwione spojrzenia. Harry właściwie nie napisał gdzie się wybiera, ani na jak długo, ale jasno dawał do zrozumienia, że nie życzy sobie, żeby dyrektor dowiedział się o jego nieobecności.
- Cóż, Harry jest dorosły – powiedziała niepewnie dziewczyna. – Ale dyrektor i tak powinien się o tym dowiedzieć.
- Niekoniecznie teraz – wtrącił Ron. – Jeśli Harry nie wróci, powiedzmy, do południa, to wtedy pójdziemy do Dumbledore’ a. Zgoda?
Granger niechętnie przystała na taki układ. Oczywiście, rozumiała pobudki Rona i wiedziała, czemu ten nie chce od razu iść z problemem do dyrektora (Harry mógłby uznać to za zdradę). List wrzucili do kominka.
Powolnym krokiem poszli w stronę Wielkiej Sali na śniadanie. Nie spieszyli się wiedząc, że i tak nie ma dzisiaj lekcji. Hermiona i Ron dyskretnie rozglądali się po pomieszczeniu zastanawiając się, czy może Harry nie ukrył się gdzieś wśród szkolnej braci.
Śniadanie się skończyło, a Gryfon ciągle nie wracał. Zdenerwowana dziewczyna zaszyła się w bibliotece, twierdząc, że tylko tam może znaleźć choć trochę spokoju i skupić myśli. Ron chodził natomiast bez celu po szkole.
Kiedy spotkał Neville’ a, tylko z przyzwyczajenia zapytał, czy ten nie widział gdzieś Pottera. Chłopak ze zdziwieniem odpowiedział, że owszem, Harry leży w łóżku i chyba w najbliższym czasie nie zamierza wstawać.
- No, ja zupełnie nie rozumiem, jak można zgubić kumpla na kilku metrach kwadratowych – dodał na zakończenie.
Rudzielec przez chwilę stał bez ruchu zastanawiając się, jakim cudem Harry zniknął, a potem pojawił się w łóżku. Ocknął się z zamyślenia i pobiegł po Hermionę. Dziewczyna powinna wiedzieć, że ich przyjaciel już wrócił.
Ramię w ramię weszli do Pokoju Wspólnego. Ona z naburmuszoną miną i zapowiedzią gradu w oczach. On, lekko uśmiechnięty, ale wyjątkowo nerwowy, jakby przeczuwał nadchodzącą nawałnicę.
Skierowali się do dormitorium chłopców, z którego po chwili zaczęły dobiegać niezidentyfikowane krzyki Hermiony.
Harry ze stoickim wręcz spokojem znosił litanię skarg dziewczyny. Wiedział, że tak będzie już w chwili, kiedy wieczorem zostawiał list na szafce Rona, ale nie mógł zniknąć bez słowa. Dopiero wtedy miałby prawdziwe kłopoty.
- Harry, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zirytowała się Gryfonka.
- Hermiono, zrozum w końcu, że ja nie potrzebuję niańki! – wybuchł. – Czy fakt, że skończyłem siedemnaście lat i jestem już dorosły jeszcze do ciebie nie dotarł?
- Gdybyś był dorosły nie znikałbyś ot tak sobie! – warknęła wściekle. – Mogło ci się coś stać…
- Ale nic mi się nie stało i przestań wreszcie gdybać! A teraz żegnam, chciałbym się wyspać.
Ron przez cały czas się nie odzywał. Teraz jednak nie wytrzymał i zadał pierwsze z brzegu pytanie, które już od dłuższego czasu cisnęło mu się na język.
- A tak w ogóle to gdzie byłeś? I z kim?
Harry miał ochotę odpowiedzieć, że był w miejscu, do którego nie wpuszcza się dzieci, ale w porę ugryzł się w język.
- Nieważne – powiedział.
Nie czekając na ich reakcje położył się na łóżku i niemal od razu zapadł w sen. Wcześniej co prawda wypił podwójną dawkę eliksiru na kaca, ale jednak alkohol ciągle krążył w jego żyłach. Poza tym chłopak był obolały po pojedynku z Diabolonem.

***

Minęło kilka dni w czasie których Ron i Hermiona nie odzywali się do Pottera. Czasami rudzielec miał ochotę zagadać, ale powstrzymywał się z obawy przed złością Hermiony.
Furii takie zachowanie przyjaciół nie przeszkadzało. Nużyło go tylko ciągłe tłumaczenie Ginny, że owszem, wszystko jest w porządku i oni jedynie trenują obojętność względem siebie na wypadek, gdyby Voldemort zaatakował.
Coraz więcej czasu spędzał za to z Neville’ em, który wprost nie mógł nachwalić się jego zdolności nauczycielskich. Co więcej, Gryfon zaczął nawet tolerować pozostałą trójkę Smoków, co nawet dla nich było zaskoczeniem.
Teraz, równo osiemnastego września w czasie śniadania przyszła poczta. Przed Harrym wylądowała wyjątkowo zmęczona Hedwiga, która patrzyła na swojego właściciela z wyraźnym wyrzutem w bursztynowych oczach.
Chłopak uśmiechnął się do niej przepraszająco i podał jej kawałek tostu. Odwiązał od jej nóżki sporych rozmiarów paczkę, do której ktoś niedbale przykleił list. Od razu rozpoznał ten fioletowy atrament.

Cześć i czołem!
Nie myśl sobie, drogi kuzynie, że mam sklerozę. Kupiłam ci tą czekoladę, kupiłam. W końcu muszę się jakoś odwdzięczyć za tą broń, którą mi ostatnio wepchnąłeś (musisz wiedzieć, że sprawia się całkiem nieźle).
Nie o tym jednak chciałam. Ta twoja pukawka spodobała się chłopakom i oni też by takie chcieli. Jak myślisz, dałbyś radę skombinować jeszcze jakieś dziesięć egzemplarzy? Może być trochę więcej, ja nie pogardzę. Proszę...
Odmówisz kuzynce, kiedy tak ładnie prosi?
Mam nadzieję, że czekolada ci się przyda. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie katusze przechodziłam, kiedy z moją słabą znajomością niemieckiego próbowałam wytłumaczyć o co mi chodzi. I tak dla twojej wiadomości, Tablerone to czekolada szwajcarska, nie niemiecka.
Uściski,
Miss Incognito.


Harry zastanowił się przez chwilę, czy może Ginger nie ma żadnego atramentu w innym kolorze, ale po namyśle doszedł, że w tym fiolecie odzywa się jej wrodzony ekscentryzm. Ostrożnie, tak żeby Hermiona nie widziała, zajrzał do środka pudełka. Jego oczom ukazało się kilka zgrabnie ułożonych, trójkątnych pudełek. Na wierzchu zaś zawinięta w szmatę, która kiedyś mogła być podkoszulkiem leżała fiolka z zieloną substancją. Do niej przypięta była kolejna kartka.

TO służy do pielęgnacji miecza lub sztyletu (ogółem broni). Ma ponoć poprawić możliwości potraktowanego TYM przedmiotu, ale ja tam nie wiem. Jeszcze tego nie używałam.

Chłopak uniósł w zdziwieniu brew. Corinne nie rozdawała nikomu prezentów w postaci eliksirów, bo miała z nimi ten sam problem co on jeszcze dwa lata temu. Brakowało jej cierpliwości i samozaparcia, żeby siedzieć nad kociołkiem. Twierdziła w dodatku, że opary wytwarzające się w czasie warzenia mikstur źle wpływają na cerę i włosy.
Westchnął, chowając fiolkę do kieszeni i w duchu przysięgając sobie, że będzie musiał dać tajemniczą substancję Angelice i poprosić ją o sprawdzenie jej zawartości i właściwości. Jakkolwiek ufał Ginger, tak nie był pewien od kogo dostała ten eliksir i czy jego wykorzystanie jest aby bezpieczne.
Nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia najbliżej siedzących osób, list spalił, a paczkę wziął pod pachę i ruszył do wierzy Gryffindoru. Schował ją w jednej ze skrytek swojego kufra, wziął książki i poszedł na lekcje.
Tym razem mechanicznie wykonywał kolejne polecenia nauczycieli. Z krainy marzeń co i rusz wyrywał go któryś z przyjaciół. Na transmutacji siedział z Neville’ em i w duchu stwierdził, że będzie musiał poprosić Carmen, żeby również z tego przedmiotu zechciała podszkolić Longbottoma i samego Pottera. Coś czuł, że dziewczyna nie będzie z tego zadowolona.
W tym roku zajęcia przybrały nieco inny obrót. Nie uczyli się już jak zamienić mysz w puchar, lecz bardziej zaawansowanej magii. Czasami nie było gotowych zaklęć, które zamieniłyby jedną rzecz w drugą, w związku z tym należało umieć wykorzystywać inne metody, by osiągnąć cel. Harry domyślał się, że to właśnie w taki sposób rok wcześniej Carmen stworzyła noktowizory.
Gdy lekcje się skończyły udało mu się złapać Angel. Wcisnął do ręki dziewczyny fiolkę i poprosił, żeby dowiedziała się o jej zawartości jak najwięcej. Sam chłopak pobiegł do dormitorium i przebrał się w typowo mugolskie ubranie.
Rozejrzał się po pokoju, ale na szczęście nikogo w nim nie było. Wyciągnął z kufra funty i sprawdził ile ich jeszcze ma. Niewiele tego było, ale musiało wystarczyć, zresztą teraz nie uśmiechała mu się wizyta w Gringotcie.
Przemykając korytarzami udało mu się wyjść na błonia. W plecaku miał już spakowaną paczkę od Ginger. Jakimś cudem udało mu się wyjść poza strefę antyteleportacyjną, choć w tym celu musiał przedrzeć się przez co najmniej połowę Zakazanego Lasu.
Zniknął i chwilę później pojawił się w londyńskim mieszkaniu starego Malfoya. Postanowił się kawałek przespacerować, bo kwiaciarnia do której miał ochotę zawitać znajdowała się co najwyżej pięćset metrów od wieżowca. Jednak zanim gdziekolwiek wyszedł na głowie zawiązał przepaskę. Tak na wszelki wypadek, w razie gdyby spotkał kogoś znajomego.
Piętnaście minut później przeglądał mnóstwo kwiatów, ale nie mógł się na nic zdecydować. Róża jakoś nie pasowała mu do Hermiony, astry wydawały mu się zbyt zwyczajne, chryzantemy przypominały cmentarze.
Kwiaciarka, starsza kobieta o pomarszczonej twarzy z zainteresowaniem patrzyła na tego dziwnego młodzieńca. Do jej niewielkiego sklepiku rzadko zaglądali młodzi ludzie, a nawet starsi zdawali się nie zwracać uwagi na niewielką, drewnianą budkę.
- W czymś mogę pomóc? – zapytała cicho cały czas stojąc za kontuarem.
- Nie... a właściwie tak – uśmiechnął się chłopak. – Potrzebuję czegoś na urodziny koleżanki, tylko nie wiem, jakie kwiaty lubi.
- To przyjaciółka, czy może ktoś więcej?
- Przez kilka lat była moją najlepszą przyjaciółką, ale ostatnio się pokłóciliśmy i już od kilku dni nie zamieniliśmy ani jednego słowa – wyjaśnił z dziwnym napięciem w głosie. – Myślałem o tym, żeby kupić jej różę, ale jej chłopak mógłby poczuć się zazdrosny.
Kobieta westchnęła ze świadomością, że musi wyglądać to co najmniej śmiesznie. Jak mało współcześni ludzie wiedzieli o kwiatach, o ich znaczeniach, symbolach.
- Widzisz chłopcze, każda róża ma swoje znaczenie, w zależności od koloru. Mogę pomóc ci wybrać odpowiednie kwiaty dla tej dziewczyny, ale musisz mi coś powiedzieć. Kto rozpoczął kłótnię? Ty, czy ona?
- Widzi pani, to nie takie proste. Ona chciała się tylko przekonać, czy wszystko ze mną w porządku, a ja na nią nawrzeszczałem jak ostatni dureń. Od tego czasu nie zamieniła ze mną ani jednego słowa, choć codziennie widujemy się na posiłkach, lekcjach i na korytarzach.
- Chciałbyś ją przeprosić – domyśliła się – tylko nie wiesz jak, skoro się do ciebie nie odzywa.
W milczeniu przytaknął. Kwiaciarka rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co byłoby odpowiednie na przeprosiny. Róże rzeczywiście odpadały już w przedbiegach. Uśmiechnęła się widząc samotny, stojący na kontuarze bukiet z zasuszonych kwiatów. Co prawda był on raczej ozdobą jej niewielkiego sklepiku niż czymś na sprzedaż, ale czuła, że temu chłopakowi przyda się on bardziej niż jej.
- To będzie dobre – powiedziała w końcu. – Do tego kilka liści bluszczu i jeśli dziewczyna zna się na kwiatach, to powinna zrozumieć przekaz.
- Ona może go zrozumieć, ale obawiam się, że ja już nie za bardzo – powiedział z niejakim zakłopotaniem Harry.
- Suchotniki to symbol skruchy, a bluszcz ma oznaczać wieczną przyjaźń. Na wszelki wypadek dołącz do bukietu karteczkę z wyjaśnieniem. Wtedy wszystko powinno pójść po twojej myśli.
Harry przytaknął. Zapłacił za kwiaty i opuścił kwiaciarnię. Słońce powoli chowało się za horyzontem, w niesamowity sposób wydłużając cienie. Przyspieszył kroku chcąc jak najszybciej dotrzeć do mieszkania i zając się wreszcie prezentem dla Hermiony.

***

Panna Granger obudziła się z przeczuciem, że stanie się coś złego. Przez cały dzień chodziła spięta i podenerwowana. Ron za wszelką cenę starał się dotrzeć do sedna problemu, ale to jeszcze bardziej drażniło dziewczynę.
Załamanie nastąpiło około siedemnastej. Hermiona nie zwracając uwagi na pełne dezaprobaty spojrzenie pani Pince wybiegła z biblioteki. Pokonując kolejne korytarze czuła na sobie zdziwione spojrzenia uczniów i nauczycieli. W końcu nie na co dzień widzi się biegającą Krynicę Wiedzy, jak złośliwie nazywali ją niektórzy.
Wpadła do swojego dormitorium i już miała ochotę rzucić się na łóżko i wypłakać za wszystkie czasy, kiedy coś przykuło jej uwagę. Na jej szafce nocnej leżała dość sporych rozmiarów paczka owinięta w kolorowy papier i przewiązana niewprawnie niebieską wstążką.
Podeszła bliżej i uważnie przyjrzała się niespodziewanemu zjawisku. Tak, pudło ewidentnie było przeznaczone dnia niej, sądząc po naklejce z wielkim, rudym kotem i napisie „Dla Hermi”. Żałowała, że nie uczyła się jeszcze żadnych zaklęć mogących zidentyfikować nadawcę, czy też zaklęcia jakimi został obrzucony prezent.
Niepewnie chwyciła pudełko, ale nic się nie stało. Odetchnęła z ulgą i rozerwała papier. Na samym wierzchu leżała zwykła koperta. Kiedy dziewczyna wzięła ją do ręki ze środka wypadła biała kartka papieru.

Przepraszam.

Tylko jedno słowo, a jednak mówiło tak wiele. Wiedziała już, kto podarował jej tę paczkę. Miała ochotę wyrzucić ją gdzieś daleko, ale powstrzymała się. Gryfońska ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem i dziewczyna wsadziła rękę do środka.
Najpierw dotknęła czegoś chłodnego i śliskiego. Wyciągnęła to i jej oczom ukazała się szklana kula w środku której zamknięty był bukiet wysuszonych kwiatów z dodatkami liści bluszczu. Nie miała pojęcia, jakim cudem Harry’ emu udało się zrobić to, co miała przed sobą, ale bez wątpienia musiał włożyć w to sporo energii.
Kolejną rzeczą jaką udało jej się wyciągnąć było trójkątne pudełko. Oczy jej się rozszerzyły, kiedy dotarło do niej co właśnie trzyma w rękach. Jej ulubiona czekolada, ta, którą przywiozła jej babcia z podróży do Niemiec, kiedy Hermiona była jeszcze małą dziewczynką.
Z niemal nabożną czcią odłożyła smakołyk na bok i zaczęła dalej przeglądać paczkę. Czekolada, mnóstwo czekolady, tylko tyle była w stanie przyjąć do wiadomości. Kilkanaście ładnych paczuszek aż nęciło, żeby zacząć pochłaniać ich zawartość.
Odwróciła się na pięcie i z wyrazem udręczenia na twarzy wyszła z pomieszczenia. Merlin jeden wiedział, ile samozaparcia kosztowało ją odmówienie sobie skosztowania czekolady. Weszła do Pokoju Wspólnego i wzrokiem odszukała Harry’ ego. Właśnie wchodził do salonu w towarzystwie Nicole.
Oboje mieli uśmiechy na twarzach, ale chłopak wydawał się być lekko zdenerwowany. Hermiona podeszła do niego i nie zważając na zszokowane miny Gryfonów rzuciła mu się na szyję.
- Dziękuję – szepnęła mu wprost do ucha. – Skąd wiedziałeś? – zapytała, kiedy już się od niego oderwała. – Nigdy ci o tym nie mówiłam.
- Właśnie, Hermi – uśmiechnął się. – Mówiłaś o tym Nicole, prawda?
Dziewczyna spojrzała na pannę Fogg.
- Obiecałaś, że nikomu o tym nie powiesz!
- Przecież nie powiedziałam – mruknęła. – Może wreszcie zaczniesz zauważać, że Harry umie całkiem sporo tej waszej magii?
Powiedziała to w taki sposób, że tylko wtajemniczone osoby mogły wiedzieć, co miała na myśli. Hermiona szybko domyśliła się, że chodzi o Legilimencję, którą Harry prawdopodobnie opanował w czasie zajęć ze Snape’ em.
- Pozwoliłaś mu na to? Przecież to niebezpieczne! I tak w ogóle skąd o tym wiesz? – zainteresowała się.
- Hermiono – zaczęła Nicole zniżając głos do szeptu, żeby przypadkiem ktoś niepowołany jej nie usłyszał. – Wiem o tym, bo Harry mi powiedział. A pozwoliłam mu na to, bo tylko w ten sposób mogłam mu wyjaśnić kilka kwestii, o których nie mogę głośno mówić, bo wiąże mnie przysięga. Tak, Hermiono, na mugoli magia również działa, zwłaszcza, jeśli jest to magia mająca chronić czyjeś życie. I jeszcze jedno, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Zakończywszy swoją przemowę ostatni raz spojrzała na Harry’ ego, unosząc przy tym jedną brew. Chłopak ledwie dostrzegalnie skinął głową, na co dziewczyna uśmiechnęła się i poszła do dormitorium.
Harry tymczasem zwrócił się do Hermiony.
- Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin – powiedział oficjalnie. – A teraz ubierz coś ładnego i zrób się na bóstwo. Za dwie godziny spotkamy się tutaj, bo widzisz, mam dla ciebie jeszcze jeden prezent.
Uśmiechnął się tajemniczo o podszedł do Rona zamieniając z nim kilka słów.
Hermiona przez chwilę stała zdezorientowana, ale w końcu wróciła do sypialni. Od razu otworzyła jedną z czekolad i wepchnęła do ust kawałek. Uśmiechnęła się błogo przypominając sobie swoje zaskoczenie, kiedy babcia po raz pierwszy dała jej ten specyficzny smakołyk. Mimo iż kobieta już od kilku lat nie żyła, dziewczyna zawsze kojarzyła ją z domkiem w górach i różnymi rodzajami czekolady.
Dwie godziny później zeszła do Pokoju Wspólnego, ubrana w ciemne, rozszerzane dżinsy z kwiatowym haftem na nogawkach. Do tego założyła błękitny podkoszulek, na który nałożyła rozpinany, granatowy sweter.
Harry już na nią czekał. Pomachał do niej spod portretu Grubej Damy, a gdy wyszli na korytarz zawiązał jej na oczach czarną wstążkę, przez co zmuszona była zdać się na niego i pozwolić się prowadzić.
W pewnym momencie zatrzymali się, a chłopak wypowiedział hasło (Honor). Teraz Hermiona zaczęła lewitować. Więc tak czują się astronauci – pomyślała, czując błogą nieważkość. Ktoś wcisnął jej do ręki jakiś przedmiot, a potem poczuła ból w pępku.
Cudem udało jej się utrzymać równowagę, kiedy już wylądowali na miejscu przeznaczenia. Harry, który stał tuż obok niej chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Dziewczyna szła co chwilę się potykając, bo chłopak niemal biegł.
- No, zdążyliśmy – westchnął, kiedy w końcu się zatrzymali.
Popchnął lekko drzwi, które otworzyły się z głośnym zgrzytem nie naoliwionych zawiasów. Została wciągnięta do środka i dopiero wtedy chłopak ściągnął jej przepaskę. Zmrużyła oczy pod wpływem ostrego światła.
Kiedy przywykła do jasności zdumiała się jeszcze bardziej. Znajdowała się w kuchni na Grimmuald Place 12. Pod sufitem latało mnóstwo kolorowych balonów, a stół uginał się od nadmiaru jedzenia.
- Wszystkiego najlepszego! – krzyknęło na raz kilkanaście osób.
Dziewczyna zauważyła, że są tu wszyscy Weasley’ owie, łącznie z Ginny i Ronem. Nie zabrakło oczywiście jej rodziców i Nicole. Zjawił się też Lupin w towarzystwie Tonks i Billy’ ego, który już wisiał Harry’ emu na szyi. Był także Shakelbot i Fletcher, choć ten ostatni nie był zbyt mile widziany, sądząc po wyrazach twarzy większości zgromadzonych. Jedynie Harry skinął mu na powitanie głową.
- Co to ma znaczyć? – spytała oszołomiona dziewczyna.
- Jak to co? – zdziwił się jej ojciec. – Przyjęcie urodzinowe.
- Jak udało wam się to zorganizować? Przecież…
- Nie nam – beztrosko odpowiedział pan Granger. – To Harry wszystko zorganizował, a bliźniaki dostarczyli ozdoby.
Dziewczyna spojrzała na przyjaciela z jakimś dziwnym błyskiem w oku, ale nic nie powiedziała. Dała się wciągnął w zabawę. Nie mogła nadążyć z otwieraniem prezentów. Od państwa Weasley tradycyjnie już dostała sweter z bordowej wełny. Ron dał jej całkiem ładny pierścionek i oficjalnie poprosił o chodzenie. Nie miała pojęcia jak chłopakowi udało się załatwić jakikolwiek prezent, ale wolała w to nie wnikać. Ginny dała jej książkę o Magii Starożytnej. Fred i George wręczyli jej jeden ze swoich najnowszych wynalazków: buty, które pozwalały chodzić bezgłośnie. Bill i Charlie wspólnie złożyli się na podarunek: pelerynę, która odbijała podstawowe uroki. Rodzice za to dali jej nowiusieńki aparat fotograficzny z magicznymi dodatkami, więc mogła go używać nawet w szkole. Pozostali członkowie Zakonu Feniksa jedynie złożyli jej życzenia, choć Lupin i Tonks jakimś cudem przemycili książkę o Czarnej Magii i sposobach jej zwalczania.
Hermiona nie mówiła tego głośno, ale najbardziej cieszyła się z dwóch rzeczy. Pierścionka od Rona i czekolad od Harry’ ego. Cały czas obserwowała Pottera, który szeptem wymieniał jakieś uwagi z Mundungusem, trzymając Billy’ ego na kolanach.
Około dwudziestej drugiej razem z chłopakiem poszła do jednego z pokoi ułożyć do snu Sachsa. Chciała to zrobić Nimfadora, ale Remus powstrzymał ją kręcąc głową. Z uśmiechem na ustach stwierdził, że Billy bardzo lubi Harry’ ego i na pewno to Wybrańcowi łatwiej będzie uśpić małego urwisa.
Gryfonka przyglądała się, jak jej przyjaciel zmusił chłopca do wejście do wanny i umycia się. Potem pomógł mu ubrać się w piżamę i zaniósł go do jednego z gościnnych pokoi. Zapalił świecę, którą skropił jakimś mieniącym się specyfikiem, po którym w powietrzu zaczął się roznosić przyjemny aromat świeżej, leśnej trawy. Kilkanaście minut później Billy spał kamiennym snem.
- Możemy porozmawiać? – zapytała dziewczyna, kiedy drzwi do pokoju Sachsa zamknęły się. – Na osobności – dodała.
- Jasne – zgodził się chłopak i poprowadził ją do swojego pokoju. – Więc? O co chodzi?
- Jak udało ci się zdobyć Tablerone? – wypaliła bez zastanowienia.
- Pocztą pantoflową – uśmiechnął się porozumiewawczo. – Kupiłem.
- W Anglii jej nie widziałam…
- Bo ona jest z Niemiec, albo ze Szwajcarii, nie jestem pewien. Nie pytaj kto to kupił, bo i tak nie powiem. Coś jeszcze?
- Jak udało ci się zorganizować to wszystko? – Machnęła ręką w stronę drzwi.
- Porozmawiałem o tym z kilkoma osobami, McGonnagal dała swoje pozwolenie, bliźniaki wszystko przyozdobili, pani Weasley i twoja mama zajęły się jedzeniem. Naprawdę, Hermiono, myślałaś, że zapomnieliśmy o twoich urodzinach?
- Nigdy nie zorganizowaliście mi imprezy. Zawsze były tylko prezenty i życzenia.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz, Hermi.
Dziewczyna z uśmiechem skinęła głową i skierowała się do wyjścia. Tuż przy drzwiach zatrzymała się i spojrzała na Pottera.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Ten eliksir, którym polałeś świeczkę, co to było?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Chcę – powiedziała stanowczo, z coraz bardziej rosnącym zainteresowaniem.
- Eliksir Tęczowy. Powinno być o nim coś w „Eliksirach na każdą okazję”, ale pewien nie jestem. Dostałem go od… przyjaciela – stwierdził omal się nie przejęzyczając.
Hermiona popatrzyła na niego ze zdziwieniem, ale się nie odezwała. Przysięgła sobie, że będzie musiała sprawdzić jak robi się Eliksir Tęczowy i jak on działa.
Impreza trwała jeszcze pół godziny, aż w końcu młodzież musiała wracać do Hogwartu, co robili bardzo niechętnie. Tym razem przenieśli się siecią Fiuu prosto do Pokoju Wspólnego Gryffindoru wzbudzając przy tym spore zainteresowanie starszych uczniów.
Jako ostatni pojawił się Harry, trzymając w ręce niewielką paczkę. Jak się okazało był tam zminiaturyzowany tort, który nie został zjedzony w całości.
- Ktoś ma ochotę na wyżerkę? – zapytał, wyciągając z paczki smakołyk.
Powiększył go, uśmiechając się rozbrajająco na widok zdziwionych min większości Gryfonów.
- Jak zamierzasz to jeść? – zdziwił się Dean. – Tak bez dodatków?
- Jesteś czarodziejem, Dean – odpowiedział niczym nie zrażony. – A w zamku jest dużo skrzatów domowych.
Hermiona spojrzała na niego morderczym wzrokiem, ale on się tym nie przejął. Wyciągnął z kieszeni galeona i przez chwilę przyglądał się monecie. W końcu poszedł do swojego dormitorium, mówiąc, żeby okazali trochę cierpliwości, bo zaraz wszystko zostanie załatwione.
- Zgredku! – zawołał cicho.
Skrzat pojawił się po kilku sekundach.
- Czego sobie Harry Potter sir życzy? – zapiszczał.
- Dam ci galeona jeśli dostarczysz do naszego Pokoju Wspólnego kilka skrzynek kremowego piwa i soku dyniowego. Do tego talerze i sztućce odpowiednie do jedzenia ciast. Dasz radę?
Zgredek przytaknął. Odmówił jednak wzięcia za to zapłaty, ale Harry stwierdził, że jemu pieniądze i tak nie są teraz potrzebne, a Hermiona mogłaby się obrazić, wiedząc, że nie zapłacił za przysługę. Nakazał jeszcze skrzatowi, aby nikomu nic nie mówił o tym, że Gryfoni organizują popijawę.
Potem skontaktował się z Viperą i poprosił ją o możliwie jak najszybsze uszkodzenie wejścia do wieży Gryffindoru.
- Bo widzisz, robimy Hermionie imprezę urodzinową i, jakby to powiedzieć, obawiam się, że wypijemy ciut za dużo i możemy nie dotrzeć na pierwsze lekcje, a jeśli przejście będzie zamknięte, to nikt się nie zorientuje, że coś się tu działo w czasie ciszy nocnej.
- Mam coś, co może ci pomóc – stwierdziła po namyśle. – Wyślę wam też zapas eliksiru na kaca i może dołączę coś od siebie. Jako prezent dla twojej przyjaciółki. Ale będziesz wisiał mi przysługę – dodała. – Kiedyś się o nią upomnę.
Przystał na taką propozycję. Wrócił do Pokoju Wspólnego, w którym już w najlepsze trwała impreza. Zgredek spełnił jego polecenie i teraz wszędzie piętrzyły się skrzynki z napojami. Przyniósł także dodatkową porcję żywności w postaci ciasteczek czekoladowych, które osobiście wręczył zszokowanej Hermionie. Jak się okazało było ich na tyle dużo, że wystarczyło dla wszystkich.
- Spokojnie, Hermi – uspokoił dziewczynę Harry. – Zgredek dostał zapłatę.
Godzinę później dwie szkolne sówki przyniosły sporych rozmiarów paczkę, w której było mnóstwo fiolek z odpowiednio rozcieńczonym eliksirem na kaca. Hermiona nie miała pojęcia, kto przysłał ten zbawienny specyfik, ale nie miała czasu się na tym zastanawiać, bo już czuła w swoim krwioobiegu działanie wypitych w ciągu całego wieczora procentów.

***

Dumbledore zdziwił się, kiedy na śniadaniu nie pojawił się ani jeden Gryfon. Jeszcze bardziej zdziwił się jednak, kiedy okazało się, że żaden nie przyszedł na lekcje. Zaniepokojony razem z nauczycielami poszedł do wieży Gryffindoru, gdzie okazało się, że przejście jest zaklejone z każdej możliwej strony.
Sama Gruba Dama odgrażała się w przestrzeń, że już ona dopadnie tego drania, który zniszczył jej cenne płótno. Albus ze stoickim spokojem rozglądał się dookoła.
- Kto to zrobił, Violet? – zapytał.
- A skąd mam wiedzieć? – oburzyła się namalowana kobieta. – Ciemno było, głucho, cicho. Ten ktoś zjawił się tak nagle, że nawet go nie zauważyłam. Polał czymś moje rany i teraz nawet ja ruszyć się stąd nie mogę.
- Jak był ubrany? – wtrącił Snape, przerywając jej monolog.
- Jak to jak? Na czarno. Powiedziałabym, że zrobił to cień, gdyby później nie zaczął się śmiać.
Severus pokiwał głową. Uważniej przyjrzał się buro-zielonej mazi, która pokrywała ramy i najbliższe fragmenty ściany.
- To klej – stwierdził po chwili. – Wystarczy trochę eliksiru rozpuszczającego, albo odpowiednie zaklęcie. Filiusie, zechcesz? Tak jakbyś niwelował zaklęcie czasowego przylepca.
Mały mężczyzna szybko uporał się z przeszkodą. Nauczyciele weszli do środka. Uczniowie ze znudzonymi, ale także szczęśliwymi minami siedzieli na kanapach, fotelach czy stolikach. Nawet schody i podłoga były pozajmowane. W całym tym rozgardiaszu nie było Nicole, która uprzejmie poinformowała Harry’ ego, że jej świstoklik działa na terenie całego Hogwartu.
- No, nareszcie – odetchnęła Hermiona. – Dzień dobry – przywitała się. – Przepraszamy, że nie przyszliśmy na zajęcia, ale mieliśmy problem z otworzeniem przejścia.
- Nic nie szkodzi, panno Granger – uśmiechnął się dyrektor. – Jakiś dowcipniś przykleił portret Grubej Damy tak, że nie dało się jej ruszyć. Teraz jest już wszystko w porządku, więc możecie wracać na lekcje.
Przez całą swoją przemowę patrzył na Harry’ ego. Miał wrażenie, że to właśnie Potter bawił się w Huncwota. Ale w takim razie jakim cudem dostałby się do wieży? Na to pytanie dyrektor nie mógł znaleźć odpowiedzi. Co prawda zamek krył wiele tajemnic, jednak przez całe swoje urzędowanie w nim, najpierw jako ucznia, później nauczyciela czy dyrektora nie odkrył żadnego tajnego przejścia łączącego Wieżę Gryffindoru z resztą zamku.
Zmarszczył brwi, kiedy na twarzy Gryfona dostrzegł cień ironicznego uśmieszku. Szybko jednak doszedł do wniosku, że było to przywidzenie. Potter może i był rozrabiaką, jednak nie posunąłby się do wandalizmu, żeby móc nie iść na lekcje. Chyba.


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Jeźdźcy Apokalipsy [cdn]   20.05.2006 22:06
Darkness and Shadow   Jest, jest! Wreszcie! Doczekałam się! ...   20.05.2006 22:37
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 Licencja Był czwarty lipca. Harry wysz...   27.05.2006 14:29
Kedos   To raczej nie jest na podstawie tylko raczej konty...   27.05.2006 23:19
Shmanii   Czytałam twoje HP i bractwo smoka oraz czytam tera...   28.05.2006 12:03
MoniQ   no nareszcie...myślałam ze sie juz nie doczekam......   06.06.2006 15:04
Mroczny Wiatr   :P a to już nowy miesiąc mamy i bez nowego rozdzi...   07.06.2006 11:55
Ines   Opowiadanie jest cudowne. Czytałam już Bractwo Smo...   19.06.2006 20:45
Abaska   Nie czytałam Bractwa Smoka ale zapowiada się niezł...   21.06.2006 15:19
Carmen Black   Nie bijcie! Ja nie mam nic na swoje usprawiedl...   02.08.2006 00:45
Carmen Black   ROZDZIAŁ 4 [u]Tajemnice Znaku[/u] Blond włosy m...   02.08.2006 00:46
Carmen Black   ROZDZIAŁ 5 [u] Ginger[/u] Yennefer spojrzała ...   02.08.2006 00:47
Carmen Black   Ginger obudziła się z olbrzymim bólem głowy. Po ra...   02.08.2006 00:48
Child   Pracownik działu obsługi klienta proszony na dział...   03.08.2006 21:53
Carmen Black   ROZDZIAŁ 6 [u]Szczury Harry wbiegł do swojego po...   13.08.2006 00:57
Carmen Black   Yennefer weszła do mieszkania. Przeszła do salonu,...   13.08.2006 00:59
Marta Potter   SSSSSSSSSSSSUUUUUUUUUUUPPPPPPPPPPPEEEEEEEERRRR ...   14.08.2006 05:57
Kedos   Dajesz skarbie dajesz!!!! Jak zwyk...   15.08.2006 19:18
Marta Potter   a'propos :kiedy next part? a to dla weny: :kro...   17.08.2006 03:55
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 [u]Przysięga[/u] Didi i Dexter siedzie...   20.08.2006 19:59
Carmen Black   Albus Dumbledore siedział w salonie swojego domu. ...   20.08.2006 20:02
Kedos   Jak zwykle swietne... Tylko to ta * na koncu... Zn...   29.08.2006 19:25
Child   bo to zdaje sie jest łacina :P   29.08.2006 19:31
Carmen Black   Bo to jest łacina na sto procent. Łacina tak ł...   30.08.2006 01:57
Katarn90   Począwszy od fatalnego, wybacz, tytułu zapowiadało...   31.08.2006 07:46
Hawtagai   W końcu doczekałam się kontynłacji opowiadania.Mam...   31.08.2006 18:26
Carmen Black   Na razie mam dwadzieścia kilka stron. Cały czas pr...   01.09.2006 23:32
Kedos   A mnie sie zdaje ze juz nawet mozna sie domyslac k...   06.09.2006 20:29
Carmen Black   ROZDZIAŁ 8 [u]Jak kameleon[/u] Minął tydzień, od...   16.09.2006 22:03
Marta Potter   Daj next parta po sie :cry: ! a to dla weny :...   15.11.2006 00:45
Carmen Black   Następnego dnia wieczorem miało się odbyć zebranie...   16.09.2006 22:04
Hawtagai   Jak to dobrze ,ze jest juz nowy part,niestety nie ...   16.09.2006 23:26
Kedos   No i BĘC! Parcik jest, sie on podoba, i Kali c...   03.10.2006 18:15
Naomi   Zajefajny ten fick mam nadzieje,ze autorka tego op...   13.11.2006 23:37
Child   czy jest moderator na sali?   16.11.2006 19:46
Kedos   Watpie zeby byl nowy rozdzial bo autorka zaczela z...   24.11.2006 10:57
Carmen Black   Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Brak...   25.11.2006 18:49
Kedos   Baardzo ciekawe, fajnie opisalas wampirki,a to z d...   07.12.2006 19:18
Carmen Black   ROZDZIAŁ 10 [u]Magia Słów[/u] Yennefer siedziała...   23.12.2006 19:29
Carmen Black   Przy okazji. Wszystkiego najlepszego z okazji nowe...   31.12.2006 16:52
Carmen Black   Ostrzeżenie Żeby ni było, że nie ostrzegam. Może b...   17.01.2007 17:05
Samanta Vlane   ja ma pytanie przeczytalam prawie jeźcow apokalips...   24.01.2007 13:51
Ushnark   hpibractwosmoka.blog.onet.pl tutaj na forum w FF ...   25.01.2007 16:14
Samanta Vlane   kurcze chcialabym juz nastepna czesc znaczy rozdzi...   29.01.2007 18:12
Carmen Black   Część druga: [b]Książę Ciemności [i]Prawdziwych p...   05.02.2007 00:50
Carmen Black   Tekst został zbetowany przez: Ailime ROZDZIAŁ 14...   01.03.2007 19:54
Kedos   Ogolnie dobrze, ale w jednym miejscu zamiast ...   04.03.2007 22:02
Carmen Black   Tekst zbetowany przez: Czejoo ROZDZIAŁ 15 [u]Kopu...   06.04.2007 18:21
Carmen Black   Beta: Nudziara Ostrzeżenia: Będą przekleństwa, duż...   28.04.2007 23:25
Zeti   Bardzo dobry FF. Powinnaś napisać coś własnego, i ...   23.05.2007 20:02
Carmen Black   ROZDZIAŁ 17 [u]Miś[/u] Poniedziałek był dniem, k...   06.06.2007 19:06
HermionaW   Droga Carmen! Jest jak zwykle cudnie. Czytała...   15.06.2007 16:17
Zeti   Nareszcie nowa część. Jest świetna. Tylko tego nie...   06.06.2007 21:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 18 [u]List Wieść o nowym towarzyszu Harr...   28.06.2007 15:00
Carmen Black   Carmen spojrzała na niego krytycznym wzrokiem. Z m...   28.06.2007 15:01
Zeti   Jak zwykle absolutnie fantastyczne. Czekam na kole...   28.06.2007 21:06
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 19 [u]Piraci[/u] Hermion...   22.07.2007 15:53
HermionaW   Carmen, och Carmen czemu mi to czynisz? Przez twoj...   22.07.2007 22:50
Skaterin   Swietne, że to tak delikatnie ujme ;) Czasami [cho...   23.07.2007 18:35
Zeti   Jak zwykle świetne. Już nie mogę się doczekać kied...   01.08.2007 10:55
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 20 [u]Handlarz [/b] Ron...   09.08.2007 11:54
Zeti   Super. Szkoda, że nie rozdziały pojawiają się częś...   09.08.2007 13:15
Skaterin   :nutella: :nutella: :nutella: pozostaje mi tylk...   22.08.2007 22:01
Zeti   Jj, kiedy następna część? Już się nie mogę doczeka...   27.08.2007 22:30
Carmen Black   Beta: Nudziara ROZDZIAŁ 21 [u]Klub Pojedynków[/b]...   08.10.2007 21:02
Zeti   Jakoś dziwnie średnio mi się podobało. Właściwie ż...   09.10.2007 19:13
Claudia_Black   Cudne! Bardzo mi się podoba! Tylko.. Kiedy...   20.10.2007 10:24
Kedos   Więęęęęcej!!!! Świetne opko(chocia...   07.11.2007 22:52
Carmen Black   Na szybko i bez bety. Wybaczcie za zwłokę. Brak we...   27.12.2007 19:52
HermionaW   Caaarmen!!! Powiedz, dlaczego czynisz ...   30.12.2007 14:00
Saphira Shadow   Nawet może być...Jak się dowiem co dalej to napisz...   05.02.2009 16:59
Jezabel   To opowiadanie jest po prostu świetne!! Cz...   18.09.2009 22:37


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 25.06.2024 00:15