Ja - Syriusz?, tytuł roboczy
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Ja - Syriusz?, tytuł roboczy
Skierka |
![]()
Post
#1
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 15 Dołączył: 17.08.2007 ![]() |
Jestem nowym użytkownikiem, więc na wstępie chciałabym przywitać wszystkich serdecznie, co właśnie robie
![]() A i jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. Mam małe problemy, z dysekcją więc byłabym wdzięczna za wyrozumiałość, chociaż większość błędów chyba udało mi się wyeliminować. PROLOG Lily Evans pochyliła się nad zawartością kociołka, uważnie przyglądając się bulgoczącej cieczy. Mimowolnie zmarszczyła czoło, a kąciki jej ust zadrżały lekko. To co miała przed sobą niewątpliwie w żaden sposób nie przypominało, tego czym z założenia powinno być. Oderwała wzrok od bliżej niezidentyfikowanego, niedoszłego eliksiru i przeniosła go na cztery męskie twarze, przyglądające się jej z wygodnego łóżka z czterema kolumienkami, z wyrazem uprzejmego oczekiwania. - No cóż… - zaczęła pocieszającym tonem – Co to właściwie miało być? Bo jak na mój gust nic z tego już nie będzie. Syriusz Black zaklął pod nosem w sposób, którego aż wstyd byłoby powtórzyć nawet w nazbyt wyrozumiałym towarzystwie. Peter Pettigrew pisnął cicho. Remus Lupin westchnął ciężko i rzucił się do tyłu, kładąc na łóżko. Jego głowa zatopiła się w miękkiej poduszce. Tylko James Potter wpatrywał się w nią z błagalnym wyrazem twarzy. - James… mówiłam już… - Proszę… Lily… Jesteś przecież geniuszem… Na pewno… - Potter – rzuciła mu krótkie spojrzenie, a później znów zajrzała do wnętrza kociołka – Nie potrafię zdziałać cudu, a tego… Nie obraź się… Ale nawet Severus Snape… Ba! Nawet Profesor Slughorn raczej nie potrafiłby naprawić – westchnęła ciężko – Co to miało być? - Eliksir Wielosokowy – wymamrotał Syriusz, osuwając się ze skraju łóżka na podłogę. - Co! – Lily wytrzeszczyła oczy – To? - Nie pytaj po co nam to – Syriusz spojrzał na nią spode łba. - Eeeee… Nawet nie to miałam na myśli – wyjąkała Lily – Tylko, że to… Myślałam, że to jakiś eliksir wzmacniający… No bo… Do tego to przynajmniej, chociaż minimalnie jest podobne. Z jakiego przepisu wy w ogóle korzystaliście? James wymienił krótkie spojrzenie z Syriuszem, który ledwie zauważalnie zmarszczył brwi. Remus usiadł gwałtownie na łóżku i rozejrzał się pytająco po przyjaciołach. Peter odwrócił tylko wzrok, udając dość nieudolnie, że coś bardzo zainteresowało go w zachmurzonym niebie za oknem. Lily poderwała się z ziemi jak oparzona. Nie wiedziała co oni kombinują i prawdę mówiąc nie bardzo ją to interesowało, ale po ich zachowaniu dało się dostrzec, że chodzi o coś w czym raczej nie chciałaby brać udziału. Oparła ręce na biodrach i obrzuciła ich gniewnym spojrzeniem. Syriusz całkowicie to zignorował. James odwrócił wzrok, podzielając nagłe zainteresowanie Petera. Tylko Remus spojrzał jej w oczy i uśmiechnął przepraszająco. - Nie wiem co wy tu kombinujecie – fuknęła – ale jeżeli oczekujecie od kogoś pomocy to… - Już dobrze Evans – James westchnął ciężko – Nie denerwuj się już. Łapa… - Nie ma mowy! – warknął Syriusz – Odbiło ci chyba! Przecież ona nas sypnie! - I tak może nas sypnąć kretynie – odwarknął – Podaj mi to. Syriusz spojrzał na niego w taki sposób, jakby resztkami sił zmuszał się, żeby nie potraktować go jakąś niezwykle przykrą w konsekwencjach klątwą. Mimo to nic nie powiedział. Zamiast tego podniósł się powoli na nogi i ruszył w kierunku swojego kufra na drugim końcu dormitorium. Pochylił się nad nim i zaczął grzebać powoli, przerzucając sterty ciuchów i różnych dziwnych przedmiotów, o których pochodzeniu i zastosowaniu raczej nie chciałaby się niczego dowiedzieć. Mimo tego, że to wszystko coraz mniej jej się podobało, jej ciekawość narastała z każdą chwilą. Bardzo chciałaby się dowiedzieć, po co właściwie był im ten eliksir i dlaczego zareagowali w taki sposób na proste pytanie. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że to wcale nie był eliksir wieloskokowy, jednak bardzo szybko zmieniła zdanie. Gdyby było to coś jeszcze gorszego od tego świństwa, na pewno by jej tego nie pokazali, a tym bardziej nie poprosiliby o pomoc. Po chwili Syriusz wyprostował się powoli, ściskając coś kurczowo w dłoni. Rzucił jej krótkie, przenikliwe spojrzenie. - Trzymaj – powiedział wyciągając w jej stronę całkiem sporą buteleczkę. Chwyciła ją ostrożnie i przyjrzała się ulotce. - Eliksir Wieloskokowy – przeczytała szeptem – Sposób przyrządzenia… - westchnęła ciężko, spoglądając z politowaniem na Jamesa – Gdzie żeście kupili to coś? - A no wiesz… - James przeczesał włosy palcami. Lily pokręciła tylko z politowaniem głową i wróciła do etykietki. Według instrukcji należało wlać zawartość do kociołka, dolać dwie szklanki wody i gotować na małym ogniu przez pół godziny. Następnie przemieszać dokładnie jego zawartość jednostajnie przyspieszonym ruchem, w stronę przeciwną do wskazówek zegara dwadzieścia trzy razy. Jednak to co wywołało najbardziej sprzeczne uczucia w dziewczynie, była data produkcji pseudo Eliksiru Wieloskokowego. Według niej miał zostać wyprodukowany pięć dni temu. Więc w jaki sposób mogli wejść w ich posiadanie? Nie mogli kupić go w Hogsmeade, bo ostatni wypad był dwa tygodnie wcześniej. Pocztą też nie mógł przyjść, bo Filch bardzo gorliwie sprawdzał wszystkie przesyłki i z pewnością nie dopuściłby do tego, żeby trafiła w ich ręce. Mimowolnie zmarszczyła czoło. - A więc gdzie… - zaczęła. - Nie zaczyna się zdania od „a więc” – przerwał jej James, desperacko próbując sprowadzić rozmowę na inny, bardziej korzystny dla niego tor. - Zresztą co za różnica – warknął Syriusz – Przecież sama powiedziałaś, że to nie jest Eliksir Wieloskokowy. No cóż Rogasiu… Może McGonagall zrozumie i… - McGonagall? – podchwyciła nagle Lily – A co ona ma do tego? - Nic… Nic… - James wyszczerzył do niej zęby w nienaturalnie sztucznym uśmiechu – No, ale skoro nie możesz nam pomóc… No cóż… Chyba nie powinniśmy zabierać ci czasu… No bo… I twój chłopak… - Co mój chłopak? – dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie, to wszystko coraz mniej jej się podobało. - Evans? – Syriusz uśmiechnął się do niej w sposób, który zapewne miał być przepraszający – Dziękujemy ci za pomoc. Masz u nas dług wdzięczności. Uwierz mi, że na pewno ci tego nie zapomnimy, ale… To tak jakby nasza sprawa i na pewno by ci się to nie spodobało, więc po co psuć neutralno-ciepłe stosunki między nami? Pochylił się nad wciąż bulgoczącą cieczą w kociołku, spoglądając na nią z góry. Skrzywił się z niesmakiem. Wydali na to tyle kasy, a okazało się być zwykłą podróbką. Jego pięści zacisnęły się odruchowo, a noga mocno odbiła od ziemi, uderzając wprost w jego środek. I wtedy rozpętało się piekło. zmieniłam imię w tytule na takie pisane wielką literą. Tak z reguły zapisujemy imiona. //hazel Ten post był edytowany przez Skierka: 27.08.2007 16:31 |
![]() ![]() ![]() |
Skierka |
![]()
Post
#2
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 15 Dołączył: 17.08.2007 ![]() |
DZIEŃ I
cz. I Ból był przerażający. Wręcz rozsadzał jej czaszkę od środka. Miała ochotę krzyczeć, wić się i błagać o pomoc. Gdyby tylko miała dość siły, żeby otworzyć oczy, nie wspominając już, o wykrztuszeniu choćby słowa. Słyszała czyjeś głosy, ciche i niezrozumiałe. Istny bełkot. Zaklęła w myślach. Tak bardzo chciałaby, wiedzieć co się stało. Ostatnie co pamiętała to ten straszny wybuch, jarzące się fioletowo-czerwone światła, łechtające jej całe ciało niesamowite ciepło i to ogromne przerażenie. Później był już tylko ból. Ktoś szturchnął delikatnie jej ramie. Usłyszała jakiś głos. Dlaczego nie rozumiała ani słowa? Dlaczego tak strasznie ją bolało? Szturchanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Chciała powiedzieć temu komuś, żeby przestał, że ją to boli, że nie jest w stanie, nawet otworzyć oczu. Nagle to wszystko ustało, a w chwile później czyjeś dłonie zacisnęły się na jej ramionach i szarpnęły ją gwałtownie w górę. Pisnęła cicho, kiedy coś zgrzytnęło w jej kościach. Czyżby miała połamane ręce? - Żyjesz? – powiedział ten głos. Był cichy i ciepły, pełen troski i czegoś jakby… przerażenia? - Nie… Nie… Nie wiem – usłyszała inny, męski głos, świetnie wyrażający, to co kłębiło się w jej myślach. - Żyjesz – właściciel pierwszego głosu odetchną z wyraźną ulgą – Jesteś Lily… Lily Evans, prawda? - T… Tak… - wyjąkał ten drugi głos. - Nieprawda! To ja jestem Lily! – warknęła. Tylko dlaczego jej głos był tak łudząco podobny do tego, który wypowiadał jej myśli. - Lily… - pierwszy głos zająknął się lekko – Bo wiesz… Jakby ci to wytłumaczyć… - C… Co? – wyjąkała. - Jesteś w stanie usiąść? - Nie… Nie wiem… Naprawdę nie wiedziała. Było jej tak źle. Teraz kiedy zaczęła powoli odzyskiwać jasność umysłu ból nasilił się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Tylko dlaczego miała taką ochotę na kiełbasę wiejską? Przecież była wegetarianką, nie nawiedziła mięsa, a tym bardziej takiego które niewątpliwie miało w sobie coś podejrzanego. I jej głos. Dlaczego jej głos był taki dziwny? Znajomy. Bardzo znajomy, ale z pewnością inny niż był wcześniej. - Daj spokój Rogaś – nowy głos należał niewątpliwie do kobiety – Pozwól mi to zrobić. - Tobie? – kolejny głos – Daj spokój. Nie chcemy żeby zeszła na zawał. - Nie zejdzie! – oburzyła się kobieta – Ale gwarantuje, że szybko postawie ją na nogi… Mam w tym już pewne doświadczenia – dodała po chwili tonem, który nie bardzo się jej spodobał. - No to jak chcesz – powiedział ten pierwszy głos i puścił jej ramiona, pozwalając jej, swobodnie opaść na łóżko. Coś opadło ciężko tuż obok niej. Miała wrażenie, że ktoś przyglądał się jej przez dłuższą chwile, a potem czyjeś dłonie ponownie zacisnęły się na jej ramionach. O wiele mocniej niż poprzednio. Prawie krzyknęła. To ją naprawdę bolało. Już otwierała usta żeby zaprotestować, ale w tym momencie poczuła kolejne szarpnięcie, a w chwilę później siedziała sztywno, opierając się o coś, co tak nieprzyjemnie wbijało się w jej plecy. - Posłuchaj mnie Evans – powiedział kobiecy głos – Stało się coś, co na pewno ci się nie spodoba, a mianowicie… Ehhhh…. Nie ufacie mi chłopaki? Obiecuję, że nie przegnę – zamilkł na chwilę – Więc na czym to ja skończyłem… Ach tak! Słuchaj… Pomagałaś nam naprawić eliksir, który że tak powiem, nie działał do końca, tak jak tego chcieliśmy. Trosze się zdenerwowałem… Fakt… To było strasznie szczeniackie, ale kopnąłem ten kociołek no i… Wpadłaś w szał. Zaczęłaś krzyczeć, że takie rzeczy są niebezpieczne i w ogóle. Zaczęłaś mnie szarpać, a potem… No cóż. W konsekwencji wsadziłem w to but i trochę jeszcze tym zamieszałem. Później było tylko wielkie BUUUM! No i proszę. Jestem w twoim ciele, a ty w moim… No i właśnie idę obejrzeć siebie… A właściwie ciebie… Nago pod prysznicem! - CO?! – wrzasnęła na całe gardło, kiedy w końcu dotarł do niej sens tych słów. Przecież to było niemożliwe. To nie mogło być prawdą. Poderwała się nagle na nogi, zapominając o całym bólu. Rozwarła szeroko powieki i wrzasnęła z przerażenia. Tuż przed nią stała ona. A właściwie jej ciało. Patrzało na nią rozbawionym spojrzeniem, z dumnym z siebie wyrazem twarzy. Tuż obok niej siedział na ziemi James Potter, wpatrując się w nią z przerażeniem. Za nim stali Remus Lupin, trzymając się za głowę z wyrazem politowania na twarzy i Peter Pettigrew starający ukryć się za plecami przyjaciela. Pokój wyglądał jak istna ruina. Wszystkie meble zdawały się, być w strzępach i ufajdane jakąś czerwono-fioletową, gumiastą mazią. Tuż obok niej leżał kawałek krzesła, owinięty czymś, co niewątpliwie było kiedyś szatą szkolną. Teraz jednak z trudem zasługiwało na miano szmaty. Resztki felernego kociołka zostały, niemal wbite w ścianę, przypominając mozaikę, stworzoną przez będącego w stanie mocnego uniesienia alkoholowego pożal-się-Panie-Boże „artystę”. - Widzicie maluszki – powiedziało dumne z siebie jej ciało – Mówiłem wam, że postawię ją na nogi. Możecie mi pogratulować geniuszu. - Idiota – wymamrotał, wciąż trzymając się za głowę, bardziej do siebie niż do pozostałych osób, znajdujących się w pokoju, Remus – Po prostu idiota. Z kim ja się w ogóle przyjaźnię? Lily stała jak wryta. Co tu właściwie się działo? Kto był w jej ciele? I w takim razie w czyim ciele była ona? Rozejrzała się po twarzach zgromadzonych w pomieszczeniu. Czuła oblewającą ją falę gorąca i ogromnego przerażenia. Wszystko przewracało się w jej żołądku. Jęknęła cicho, kiedy w końcu uświadomiła sobie, kogo jej brakowało. - Tylko nie to… - wymamrotała żałosnym tonem, na głos swoje myśli – SYRIUSZ! - No proszę… Nie spodziewałem się po tobie takiej błyskotliwości Evans – zakpił Syriusz, a właściwie teraz Lily. - NIEEEE! – wrzasnęła na całe gardło Lily. - To niemożliwe… Niemożliwe… Tak nie może być… - mamrotała prawie godzinę później Lily. Siedziała na łóżku aktualnego właściciela jej ciała, z twarzą ukrytą między kolanami. Czuła spływające po jej twarzy krople łez. Tak bardzo chciała uwierzyć, że to tylko zły sen. Tak bardzo chciała, obudzić się w swoim własnym łóżku, w swoim ciele i śmiać się z bzdur, które stworzył jej chory umysł. Jednak im bardziej tego chciała, tym bardziej wydawało jej się to niemożliwe. Załkała żałośnie, krztusząc się własnymi łzami. Dlaczego właśnie ona? Dlaczego musiało, spotkać to akurat ją? - Nie łam się Lily – Remus pieszczotliwie poklepał się po ramieniu – Znajdziemy jakieś wyjście. Obiecuje ci, że już niedługo będziesz znów w swoim ciele i będziesz się śmiać z tego wszystkiego. - Jak znaj… znajdziecie? – wymamrotała, krztusząc się własnymi łzami – Nie potraficie, uwarzyć głupiego eliksiru! A co dopiero… – fuknęła – Powinniśmy iść do Profesora Dumbledore. On… - Już chyba to przerabialiśmy Lily – Remus objął ją ramieniem – Nie możemy iść do Dyrektora. - Dlaczego?! – warknęła z wyrzutem, odpychając go od siebie – To wy spowodowaliście to wszystko! Dlaczego mam was kryć?! - Tak prawdę mówiąc… To nie my – wtrącił się do rozmowy James – Tylko ty i Syriusz… A właściwie najbardziej to ty – tak naprawdę uważał, że prawie cała wina leżała po stronie Syriusza, a reszta po jego, ale nie mógł, pozwolić pobiec jej na skargę do Dyrektora. Ile niepotrzebnych pytań mogło to wywołać? - Gdyby nie ten wasz głupi eliksir i ten kretyn… - Evans kochanie – jej ciało wyszczerzyło do niej białe zęby – Nie twierdzę, że jestem bez winy i tak jak już mówiłem, wstyd mi za moje szczeniackie zachowanie, ale to ty… - zamyślił się przez chwilę - Poza tym pomyśl. Jak to się dla ciebie skończy? Nie dość, że wplątałaś się w coś takiego, to jeszcze… Kotku nie chcę cię martwić, ale ważyłaś eliksir… Jak się później okazało niebezpieczny… W całkowicie nie sterylnych warunkach i jeszcze pomogłaś w doprowadzeniu go do wybuchu. Już pal licho szlaban i plama na opinii, ale zdajesz sobie sprawę, że mogą za to nas wszystkich wydalić ze szkoły? – rzucił jej przenikliwe spojrzenie – Poza tym jesteś geniuszem. Zabezpieczyliśmy próbkę tego czegoś. Mamy jeszcze drugi zamknięty flakonik. Znalezienie rozwiązania, nie zajmie ci wiele czasu. - W końcu mówisz z sensem – Remus wyszczerzył do niego wszystkie zęby – Może nie zabrałeś Lily tylko ciała, ale i chodź odrobinę zdrowego rozsądku. - Bardzo śmieszne – warkną Syriusz – A tak właściwie… Wiecie, że za dwadzieścia minut mamy kolację? – wyszczerzył się w radosnym uśmiechu. - Ty nigdzie nie idziesz! – fuknęła Lily, rzucając mu spojrzenie sadystycznego mordercy fetyszysty. - Niby dlaczego? – Syriusz spojrzał na nią, jakby powiedziała jakąś absolutną bzdurę – Jestem głodny. To, że siedzę w twoim ciele… Nie wspominając o tym, że przez ciebie… Nie znaczy, że przestane jeść i udzielać się społecznie – poklepał ją po głowie – Nie martw się Evans. Nie narobię ci wstydu – westchnął ciężko pod wpływem spojrzenia, które, o ile było to możliwe, stało się jeszcze bardziej mordercze – Aż tak bardzo mi nie ufasz? - Ja bym mu nie ufał – zauważył bardzo inteligentnie James, zanim jeszcze zrozumiał co mówi. - Dzięki stary – podziękował ładnie Syriusz. Lily wybuchła jeszcze gwałtowniejszym płaczem. Remus, Peter i James niemal biegli, przedzierając się między uczniami, w kierunku Wielkiej Sali. Mieli niewiele czasu. Musieli się najeść i zwinąć jeszcze trochę jedzenia, zanim ta dwójka się pozabija, bo że nie dojdzie do rękoczynów, ani przez chwilę się nie łudzili. Lily była w na tyle kiepskim stanie psychicznym, że nie wiadomo, co mogło jej w każdej chwili strzelić do głowy. Natomiast Syriusz… Było bardziej niż prawdopodobne, że mniej lub bardziej świadomie sprowokuje ją, do zrobienia jakiejś głupoty. - Hej! Potter! – jakiś piskliwy głos zatrzymał go w połowie schodów – Zaczekaj! - Cholera – mruknął obiekt nagłego zainteresowania dziewczyny – Idźcie sami. Ja postaram się ją jakoś spławić. Jak powiedział, tak zrobili. Kiedy zniknęli za zakrętem, odwrócił się w stronę dziewczyny, która przedzierała się w jego stronę. Trudno było pomyśleć, że w tak ogromnym zamku jak ten, może powstać coś na kształt korku na korytarzu. Postarał się wywołać na twarzy jak najbardziej promienny uśmiech. Mary Swaan, może nie należała do zbyt inteligentnych ani rozgarniętych, ale z pewnością umiała zauważać stany emocjonalne innych. Dziewczyna niemal podbiegła do niego, kiedy tłum nieco się rozrzedził. Była raczej niewysoka i szczupła. Jej długie, blond włosy rozwiewały się, pod wpływem podmuchu wiatru hulającego po holu we wszystkie strony. - Potter – wydyszała, kiedy w końcu stanęła tuż przed nim – Gdzie jest Lily? - Lily? – spojrzał na nią raczej zmieszany. - Tak Lily – rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie – Od kiedy siłą zatargaliście ją do swojego dormitorium, w ogóle jej nie widziałam. - A tak – James rozejrzał się uważnie po korytarzu, a później szepnął jej do ucha – Przecież wiesz jakie Syriusz ma problemy z Eliksirami, prawda? A słodka Lily Evans zgodziła się… Nie do końca dobrowolnie… Fakt… Ale zgodziła, udzielać mu korków. Tylko błagam cię. Nie mów nikomu. Wiesz jaki on jest. Cholernie dumny z niego bydlak. - Acha – dziewczyna zdawała się, połknąć haczyk – Ale dlaczego nie zeszli na kolacje? - No cóż… Obiecaliśmy, że zaniesiemy im na górę… Lily po prostu jak już coś robi, to chce to zrobić dobrze, prawda? Nie chciała przerywać lekcji. - Chyba tak – blondynka obdarzyła go szerokim uśmiechem – To wtedy… - pogrzebała przez chwilę w torebce, którą przewiesiła sobie przez ramię – Zanieś im to na osłodę – podała mu wielką tabliczkę czekolady z Miodowego Królestwa - Lily ją uwielbia. - Dzięki – James odwzajemnił jej uśmiech – Pewnie się ucieszy. Zszedł z dziewczyną na kolację. Dopiero w Wielkiej Sali każdy z nich ruszył w swoją stronę. Mary usiadła razem z resztą dziewczyn z siódmego i szóstego roku, a on powoli pogramolił się na drugi koniec pomieszczenia, gdzie w podejrzanym odosobnieniu przycupnęli Remus i Peter. Spojrzenia wszystkich oglądały się za nim, kiedy ich mijał. No tak, pomyślał James, teraz wszyscy myślą, że znowu coś kombinujemy i pomyśleć, że miałem Remusa za całkiem bystrego. Zwalił się ciężko na wolne miejsce obok Lupina i zaczął powoli nakładać sobie na talerz wielki kawał golonki. Peter wpatrywał się w niego jak w obrazek. Remus chrząknął głośno, gładząc swój podbródek. James westchnął ciężko i odłożył sztućce obok talerza. - O co wam chodzi? – warknął. - Chyba przegięliśmy trochę z Lily – zauważył Remus, wpatrując się w zaczarowane sklepienie. Wieczór był dzisiaj pochmurny i deszczowy. - Niby jak przegięliśmy? – James zdawał się nie rozumieć, co ma na myśli. - Nie powinniśmy jej wmawiać, że to jej wina. Przecie ona jest w tym wszystkim największą ofiarą. - Weź przestań – James znów chwycił sztućce do rąk – Nie mogliśmy pozwolić jej pobiec do Dumbledore’a. Przecież… - Gdyby pobiegła, miałbyś jeszcze większe kłopoty? – Remus rzucił mu spojrzenie, które raczej mu się nie spodobało. - Lunatyczku – James uśmiechnął się do niego kwaśno – Uwierz mi na słowo, że już się z tym pogodziłem. McGonagall na pewno zrozumie. Pewnie już nie jednemu uczniowi zdarzyło się użyć tego cholernego pergaminu, do napisania pracy domowej - wzruszył ramionami. - Ale nie każdy rzuca przy tym takimi epitetami, skierowanymi w stronę, nauczyciela sprawdzającego ów pracę domową. Pamiętaj, że on odtwarza wszystkie bzdur, które palniesz katując go swoimi wypocinami. - Daj spokój. Byłem zły – James utkwił wzrok w swojej golonce – Ten ślizgon obraził Lily, a ona… Remus Lupin poklepał go po ramieniu. Niby taka głupota, a może narobić mu w przyszłości tylu kłopotów. Westchnął ciężko. McGonagall wciąż miała zaległe prace dla piątego roku, więc nie zabierze się za ich jeszcze tego wieczoru. Mieli więc przynajmniej jedną noc żeby coś wymyślić. - Potter! – wrzasnęło radośnie ciało Syriusza Blacka – Rozchmurz się! Dzisiaj w nocy ratujemy ci skórę! Cała trójka wytrzeszczyła na nią oczy. Skąd ta nagła zmiana nastroju? I skąd ona właściwie wiedziała, że James tak rozpaczliwie potrzebuje, ratowania jego skóry? Czyżby Syriusz o wszystkim jej opowiedział? Dziewczyna uśmiechnęła się do nich szeroko, szczerząc wszystkie zęby. Prawdę mówiąc nigdy jeszcze nie zrobiła czegoś takiego, co właśnie miała zrobić. Zalewająca ją fala podniecenia, była tak wielka, że nagle zapomniała o całej swojej rozpaczy i jakże niekomfortowej sytuacji w której się znalazła. - No co tak stoicie? – zapiszczała radośnie – Mamy mało czasu! Siadajcie. Wskazała im gestem łóżko, stojące najbliżej drzwi. Cała trójka wpatrując się w nią, z wciąż szeroko rozwartymi szczękami, wykonała machinalnie jej polecenie. Dziewczyna zdawała się, być bardzo pewna siebie i rzeczywiście taka była. W ciągu ich nieobecności, udało jej się stworzyć, z niemałą pomocą Syriusza, szczegółowy plan działań na tę noc, poznając przy tym całą masę sekretów Huncwotów. Nigdy by się nie spodziewała, że udało im się osiągnąć aż tak wiele. Uśmiechnęła się w sposób, który raczej nie bardzo spodobał się trójce nastolatków. Chwyciła ze stosiku, który im przynieśli, kawałek kiełbasy wiejskiej i zaczęła mówić. Ten post był edytowany przez Skierka: 28.08.2007 11:18 |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 13:19 |