Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Strażnicy, dla fanów Dracona Malfoy'a

sareczka
post 26.09.2007 16:34
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Witam wszystkich!
Jestem na Magicznym juz dosyć długo, ale dopiero teraz zdecydowałam się wstawić tu coś swojego. Zamieszczałam to opowiadanie już na dziurawcu, więc wielu z Was moze juz je znać. Zapraszam do czytania i proszę gorąco o komentarze smile.gif Ach, początek jest nudnawy, ale reszta podobno wyszła mi lepiej biggrin.gif

"STRAŻNICY" - CZĘŚĆ I TRYLOGII "DZIECKO PRZEZNACZENIA"

PROLOG, czyli tytułem wstępu...

Wschodnia Europa, wioska czarodziejów, mały domek ze ścianami bielonymi wapnem, sierpniowe popołudnie

- Jesteś pewna, ciociu?
- Tak pisze w liście. Dyrektor zgodził się, przyjąć cię na ostatni rok.
- Jak to? Ostatni rok? Przecież miałam iść do Akademii Św.Utrechta Czułego! O jakim dyrektorze ty mówisz?
- Bo widzisz wyniknęły pewne komplikacje, moja droga. System szkolnictwa w Anglii jest inaczej skonstruowany niz w naszym kraju. Musisz ukończyć siedem lat nauki podstawowej, a nie tylko sześć.
- Co?! A u nas w szkole mówili coś innego!
- A kto ci to mówił? Nauczyciele?Czy może organizatorzy tego projektu, co?
- No... nie. Koleżanki z klasy.
- A widzisz! Twoja matka też ci zawsze powtarza, żebyś tak nie słuchała swoich przyjaciół we wszystkim.
- Ta..., a szczególnie czarownic.
- I ma rację. Czy ty nie masz żadnego porządnego autorytetu?
- Mam. Merlina.
- No wiesz! A jakiś żyjący się znajdzie?
- Tak. Ja!
- Bezczelna, jak zawsze!
- Hej, nie denerwuj się tak! Powiedz mi lepiej kim jest ten dyrektor?
- Nazywa się profesor Dumbledoore.

Anglia - Birmingham, dom z werandą przy ulicy Mimbulus Mimbletonia, sierpniowa noc

Już to gdzieś widziała. Szare, zamglone wzgórza wydały jej się boleśnie znajome. Wychyliła się poprzez ramy otwartego okna jadącego pociągu najbardziej jak tylko mogła. Była pewna, że powinna coś dojrzeć, że już za tym zakrętem zobaczy... Tylko co zobaczy? Wpatrywała się intensywanie w jesienną szarugę, próbując dojrzeć we mgle coś na co podświadomie czekała. Pociąg wciąż pędził. Wsparła dłonie na, opuszczonej prawie do samego końca, szybie. Wciągnęła chłodne wieczorne powietrze w płuca. Czekała, a deszcz spadający na ziemię wąskimi strugami, zwolnił jeszcze bardziej swój lot. Nagle zdała sobie sprawę z oczywistego faktu. Już wiedziała gdzie jest! To był poprostu Hogwart Ekspress. Tak, na pewno! Zaraz za tymi wzgórzami zacznie zarysowywać się niewyraźny jeszcze kształt zamkowych wież. W tym momencie, aż dziwnym wydało jej się, że wcześniej nie rozpoznała, ani krajobrazu Szkocji, ani wnętrza pociągu, ani tym bardziej celu swojej podróży. Uśmiechnęła się do siebie. Chciała odetchnąć z ulgą.
Chciała, ale nie mogła. Coś było nie tak. Napięcie zdawało się wraz z mgłą wsączać w jej umysł. Miała wrażenie, że się dusi. Otworzyła szeroko usta, nie bacząc na dobre maniery, ale do skurczonych płuc nie dostała się ani krztyna wilgotnego powietrza. Sekundy mijały nieubłaganie, a ona bardzo szybko wpadała w panikę. Dlaczego nikt nie przychodził?! Chciała wołać o pomoc, biec, szukać ratunku, ale nie mogła się ruszyć. Zupełnie jakby ktoś zaklęciem przykuł ją do okna. Nie mogła nic zrobić, a czas mijał. Czuła, że siły opuszczają ją w zastraszającym tempie. Niemalże była w stanie zobaczyć jak jej własna magiczna moc materializuje sie w migoczącą poświatę wokół niej, jak wycieka z niej jak z podziurawionego balona. Nie była w stanie jej zatrzymać. Dusiła się, a Hogwart powoli wyłaniał się z mgły. Brak dopływu tlenu do mózgu zaczął w końcu dawać objawy w jej organizmie. Obraz Hogwartu rozmywał się przed jej oczyma, ginąc w ciemności. Czuła, że zapada się w tą ciemność. Była przerażona coraz bardziej. O, jakże bardzo nie chciała umierać! Gdzieś na granicy świadomości dojrzała jeszcze wyraźnie fragment hogwadzkiego muru. Nie mogła umrzeć! Nie teraz, kiedy... Nie!!!
Kamienie płaczą...

Obudziła się krzycząc i szlochając ze strachu. Oddychała ciężko przez kilka chwil, nie zwracając uwagi na płacz wyrwanego ze snu dziecka. Ulga, nareszcie poczuła ulgę. Nie ruszała się jeszcze przez następne parę sekund, ciesząc się, że to był tylko koszmar. Ciesząc się, że wciąż jeszcze żyje. Odetchnęła głęboko kilka razy chcąc opanować nerwy i powoli wstała z łółżka. Podeszła do łóżeczka dziecka. Niemowlę płakało nadal, machając rozpaczliwie rączkami. Nachyliła się nad nim i wzięła je na ręce.
- Już dobrze, dziecinko. Nie płacz. Mamusia jest przy tobie. Miałam koszmar, ale on minął - kołysała maleństwo w ramionach. - Ciii...no nie płacz już. Nic się nie stało. Wszystko jest dobrze. Ciii...
Dziecko uspokajało się z wolna. "Nie lubi gwałtownego budzenia, tak jak mamusia" - pomyślała, śmiejąc się w duchu. Opiekuńczo obejmowała swe maleństwo.
- No widzisz nie trzeba płakać. Mama jest i zawsze będzie przy tobie.
Duże zielone oczka zlustrowały ją uważnie.
Kamienie płaczą...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wrzesień, przed południem

- A Ty dlaczego nie na lekcjach?
- Okienko mam, a poza tym kim jesteś, żeby o to pytać? Prefekt Naczelną?
- Bezczelna jak każda Gryfonka!
- Nie wierzysz w przyjaźń między Ślizgonką a Gryfonką, co?
- A Ty wierzysz? Od razu widać, że jesteś tu nowa.
- No pewnie, że wierzę. W końcu jestem naiwną Gryfoneczką.
- He he he...No, bynajmniej masz poczucie humoru. Masz coś jeszcze oprócz tego do zaoferowania? Ślizgoni nie przyjaźnią się z byle kim.
- Ostrzegam, jestem szlamą.
- Ha ha ha... Ostrzegam, nie jestem typową Ślizgonką.
- Co przez to rozumiesz? Czyżbyś nie była tak arogancka, złośliwa i uprzedzona jak większość mieszkańców twojego domu?
- Ależ skądże! Miałam tylko na mysli, że nie jestem dzieckiem Śmierciożerców tak jak statystyczna większość w Slytherinie. Co do reszty twój opis się zgadza.
- He he he... Mimo to zaryzykuję. Jak się nazywasz?
- Anna Smithson.

****

ROZDZIAŁ I, czyli co ty o mnie myślisz...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wieczór

Noc Duchów była szczególna. Nawet bardzo s z c z e g ó l n a.
Draco szykował się na ucztę. Czarna szata, srebrne dodatki, zielona, jedwabna koszula. Stanął przed lustrem. Zanurzył dłoń w opakowaniu magicznego żelu Ulizanna, po to aby przygładzić włosy. Choć może się to komuś wydawać dziwne, Draco Malfoy miał normalne włosy, które potrafiły się wichrzyć i odstawać nisfornymi kosmykami. A to, że nigdy nie zapomniał użyć żelu przed opuszczeniem dormitorium było już inną bajką. Tym razem jednak nie wykonał codziennego rytuału. Przeszkodziała mu w tym bowiem niespodziewana, irracjonalna w jego mniemaniu, myśl:
"Jak się czeszą mugolscy chłopcy?"
Zupełnie nie wiedział, czemu się tam pojawiła i natychmiast ze złością ją odrzucił. No tak, znów ta głupia szlama! Stwierdzenie to bynajmniej nie odnosiło się tak jak zwykle do Granger. O, nie. Grangerówna niestety już nie była numerem pierwszym na jego liście ulubionych szlam. Teraz wydawała mu się mile przewidywalna, racjonalnie żałosna i w zdrowy sposób głupia. Młody Malfoy bardzo dobrze wiedział jak wyprowadzić ją z równowagi i chętnie z tej wiedzy korzystał. Niemniej miejsce pierwsze zajmowała obecnie złotowłosa Ithilina Nicks. Dlaczego? Na to pytanie Draco sam przed sobą musiał odpowiedzieć. Nie wiedział, dlaczego tak go irytuje ta dziewczyna. Poza faktem, że była szlamą, okazała się jeszcze skomplikowaną osobowością. Nieledwie szmobójczynią! No bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto uśmiecha się do Snape'a, czy pozwala sobie na delikatne drwiny z rzeczonego profesora z niewinnym usmiechem na ustach?! To już nie była arogancja, czy głupota. To był jawny brak instynktu samozachowawczego! Każdy normalny, szanujący się uczeń, a już w szczególności Gryfon wiedział, że Snape to nie jest normalny człowiek. Tak więc Ithilina była nieprzewidywalna. Wciąż nie mógł zgadnąć, czy w odpowiedzi na jego kolejna zniewagę, niepostrzeżenie wysunie różdżkę z rękawa i rzuci w niego klątwę bez inkantacji, czy raczej wybuchnie drwiącym śmiechem. Ach, jak ona go irytowała! Bo czego, jak czego, ale niewiedzy żaden czystokrwisty Malfoy nie mógł znieść. A możecie byc pewni, że Draco nie był w tym wypadku wyjątkiem od reguły. Ithilina była jego problemem, zagadką, którą od dwóch miesięcy starał się rozwikłać. Obserwował ją, poznał tajemnicę jej bransoletki, prowokował wielokrotnie na korytarzach, starając się zauważyć w jej reakcjach jakieś prawidłowowści. Ale ona uparcie wymykała się wszelkim zasadom. Draco był niepocieszony. Teraz też myślał o niej, stojąc przed lustrem, z ręką uniesioną, w połowie odległości od opakowania żelu do włosów, z kapiącą z niej mazią. Co by sobie pomyślała ta głupia szlama, gdyby dzisiaj wyglądał inaczej niż zwykle? Może zrobiłaby coś nowego? Tak, to byłaby świetna okazja, żeby ją po raz kolejny zdenerwować i sprowokować. A niech sobie zarobi miły szlabanik u uroczego Mistrza Eliksirów na przykład, skoro tak bardzo go lubi!Draco doszedł do wniosku, że po raz pierwszy odstawi dziś żel. Jakby nie patrzeć, z Nicks w roli przeciwnika nie mozna było się nudzić.
Koniec końców chłopak znalazł się w Wielkiej Sali na uczcie. Sala wyglądała wspaniale! Była przyciemniona, świece paliły się tylko w ogromnych kandelabrach zawieszonych na ścianach i w kilkunastu świecznikach stojących na stołach poszczególnych Domów. Po całym pomieszczeniu krążyły srebrzyste duchy, gawędząc między sobą lub z uczniami, śmiejąc się, albo śpiewając. Na stołach piętrzyły sie różne potrawy i Draco z zadowoleniem zauważył, jak Granger załamuje ręce nad taką ilością jedzenia. Nie bez satysfakcji pomyślał, że jej skrzaci przyjaciele musieli się nieźle napracować, żeby uczta wyglądała tak wspaniale. Z magicznego sklepienia sypał się srebrny pyłek, a w całej Wielkiej Sali niósł się zapach wilgotnego igliwia, pochodzący z nieznanego źródła, a więc zapewne wytworzony magicznie. Malfoy z lubością wdychał świeże, nocne powietrze. Dawało mu to poczucie prawdziwej wolności.
Tymczasem Harry siedział jak na szpilkach przy stole Gryffindooru. Nie rozmawiał z Ithiliną od czasu ich pamiętnego spotkania w łazience Jęczącej Marty. Wciąż nie miał okazji zobaczyć się z nią sam na sam, a nadal nurtowały go jej słowa, wypowiedziane na odchodnym: "Ja też tego nie rozumiem". I jeszcze to jej spojrzenie. Pełne żalu, niedowierzania i czegoś jeszcze, czego Harry sam nie umiałby nazwać. Jakby... tęsknoty? Tęsknoty. Powinien koniecznie z nią porozmawiać. Gdzie ona mogła być? Rozmyślania przerwał mu donośny głos dyrektora:
- Drodzy uczniowie! Nie muszę mówić, dlaczego się tu dziś zebraliśmy i jemy te wszystkie pyszności - w jego oczach zamigotały wesołe iskierki, a Harry mógłby przysiąc, że Dumbledore spojrzał w tej chwili na Rona Weasleya. - Nasze kochane duchy w tym roku zezwoliły wystąpić w ten ważny dla nich wieczór dwóm uczennicom, które za chwilę oczrują nas swoimi umiejętnościami.
Coś, na kształt przeczucia przemknęło, przez głowę Harrego Pottera.
Dyrektor ponownie usiadł na swoim miejscu. Wszystkie kandelabry i świeczniki w Wielkiej Sali zgasły. W jednej chwili zaległy egipskie ciemności. Zaskoczeni uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a kilka osób opuściło swoje miejsca wpadajac przy tym na sąsiadów. Wtedy z okolic gdzie jeszcze przed kilkoma minutami stał stół nauczycielski, rozbłysło pojedyncze światło wydobywając z mroku tę część sali. Po chwili dołączył do niego wyraźniejszy strumień niebieskiego światła. Wszyscy uczniowie, jak na komendę, spojrzeli w górę, w kierunku źródła światła. Była nim migocząca łagodnie srebrna kula, wisząca gdzieś wysoko pod sklepieniem Zamku. Nagle rozległy się głośne uderzenia perkusji. Odezwały się bębny i talerze. Przez salę przetoczył się dudniący pomruk muzyki. A potem rozległ się głos, który śpiewał melodię tęsknej, niepokojącej pisenki. Jednak nie było śpiewaczki. Wszyscy widzowie czekali.
W smudze światła pojawiła się w końcu jakaś postać. Zupełnie jakby się tam aportowała z innej sali. Draco wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć.
Dziewczyna miała kruczoczarne włosy. Delikatne rysy twarzy i smukła sylwetkę podkreśla długa, biała suknia z rozcięciami do połowy ud. Dziewczyna śpiewała pięknym, czystym głosem. Podchodziła coraz bliżej, krążąc między stołami Domów. Teraz Malfoy mógł juz bez problemu ją rozpoznać. To była Anna Smithson, siódmoroczna Ślizgonka, przyjaciółka tej głupiej szlamy. Ślizgonka, która umie śpiewać! Chłopak postanowił zanotować sobie ten fakt w pamięci. "Pewnie jest z tego powodu lepszym materiałem na żonę dla arystokraty" - pomyślał i uśmiechnął się z goryczą.
Muzyka zalewała umysły młodych adeptów magii, przyjemnie ogłuszającą falą. Była wszędzie. Dudniąca perkusja sprawiała, że uczniom drgały wszystkie narządy wewnętrzne, co im bynajmniej nie przeszkadzało. Anna odśpiewała refren. Kiedy jej głos ucichł, wszyscy poczuli się dziwnie, jakby ktoś wstrzyknął wszystkim słuchaczom potężny zastrzyk energii. Cisza wydawała się obca i nienaturalna dla tego miejsca. Zapanowała zbiorowa euforia. Tu i ówdzie ludzie zaczęli podnosić się z miejsc i oklaskami nagradzali niezwykłą śpiewaczkę. Ale ona tylko dała im znak ręką, aby sie uciszyli. Nastał czas na drugą zwrotkę i kolejną niespodziankę.
Najpierw był silny głos. Mroczny, wibrujacy, jakby lekko schrypnięty, wprawiający w drżenie. Podniecający. A potem w smugę światła wślizgnęła się druga dziewczyna. Tym razem ubrana na czarno, z twarza okoloną złotymi lokami, sięgającymi ramion. Cóż, takie włosy miała tylko jedna osoba w całej szkole i Draco bezceremonialnie wlepił w nią oczy. Ithilina, ponieważ to była ona, miała na sobie czarną bluzkę i obcisłe czarne spodnie. Oczywiscie Draco widział już dziewczyny w spodniach, ale nie takich. Strój panny Nicks zrobił na nim takie wrażenie, że poczuł palącą potrzebę wypicia soku dyniowego, a najlepiej czegoś znacznie mocniejszego.
A Ithilina śpiewała i robiła to perfekcyjnie. Refren obie nastolatki odśpiewały już razem, zachecając publiczność do przyłączenia się. Nie musiały tego powtarzać dwa razy. Głos Anny tak elektryzował hogwarcką młodzież, że nikt nie był w stanie usiedzieć na swoim miejscu spokojnie. Na sali zapanowało ogólne poruszenie. Gryfoni, Puchoni, Krukoni, a nawet Ślizgoni wymieszali się między sobą i pozbijali w grupki, kołysząc się w rytm muzyki i głośno śpiewając. Śpiewała cała szkoła łącznie z duchami. Refren powtórzył się kilkakrotnie, a potem muzyka urwała się i wszyscy zaczęli klaskać. W jednej chwili ponownie zapłonęły, oślepiające teraz, świece. Uczniowie stali i klaskali. Oszołomiony Draco spojrzał w kierunku, gdzie powinny stać obie wokalistki, ale o dziwo był tam znów stół nauczycielski i klaszczący również nauczyciele. Dumbledore miał znów iskierki w oczach, kiedy mówił:
- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli wiele okazji, żeby posłuchać panien Smithson i Nicks. A teraz życzę wszystkim smacznego.
Wszyscy zaczęli z wolna wracać do swoich stołów. Uczta przebiegała bez żadnych sensacji i z wolna półmiski uczniów zaczęły świecić pustkami, a sami Hogwartczycy szykowali sie do powrotu do swoich wież.
Draco zauważył Ithilinę przy stole Gryfonów. Rozglądała się po Wielkiej Sali, jakby ociągając się przed jej opuszczeniem. Czyżby na kogoś czekała? Pewnie na Annę. Odcinała się od swoich przyjaciół, ubranych przeważnie w barwy ich domu, więc nietrudno ją było przegapić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Anny. Chciał jej pogratulować występu. Nie mógł przecież powiedzieć szlamie komplementu, bo to by zniszczyło jego image. Nigdzie nie mógł dojrzeć Anny. Zupełnie jakby zniknęła. Postanowił więc pójść za Ithiliną. ponieważ był pewien, że i ona szuka swojej przyjaciółki. Nie miał teraz nic konkretnego do roboty, dlaczego więc nie miałby się zabawić podsłuchując dziewczyny?
Panna Nicks zaczęła przeciskać się przez tłum tak szybko, ze nim udało mu się w końcu opuścić Wielką Salę, kilkakrotnie był bliski zgubienia jej. Dokąd mogła się tak spieszyć?
- Dracuś, gdzie tak pędzisz?
Zjeżył się na te słowa.
- Nie teraz, Pansy!
Wyminął ją najszybciej jak tylko mógł, specjalnie szerokim łukiem, aby uniemożliwić jej rzucenie się na niego.
Ithilina wypadła z Wielkiej Sali i natychmiast skierowała się za Ślizgonami. Draco był pewien, że szuka Anny, ale szybko musiał zweryfikować swoje przypuszczenia, bo dziewczyna ruszyła w kierunku korytarza, prowadzącego do wyjścia z zamku.
"Co ona do cholery robi? Idzie na randkę z Potterem, czy co?" - na samą myśl o tym, Malfoy zgrzytnął zębami i zwinął dłonie w pięści.
Znów jednak mylił się. Ithilina wybiegła z zamku i skierowała się na ścieżkę, biegnącą na skos przez błonia, prosto w kierunku Zakazanego Lasu.
"No nie, jej odbilo!" - jęknął w duchu. - "Wracam do zamku. Niech się głupia szlama zabija beze mnie!" Naprawadę przez moment chciał zawrócić, ale ciekawość zwyciężyła. W końcu nie miał już jedenastu lat, a skoro jakaś szlama się nie boi, to on tym bardziej nie będzie. Dlatego, ostrożnie się skradając, podążył niezauważony za Ithiliną. Nagle coś zaświtało mu w głowie:"To bransoleta! Nicks chce się aportować. Dostała wezwanie od Anny. Ale gdzie w takim razie ona jest?"
Zauważył, że dziwczyna przystanęła raptownie. Była już na terenie Zakazanego Lasu. Stąd mogła się aportować. Nie namyślając się wiele, podbiegł i, w momencie aportacji, złapał ją za ramię. Nim świat zawirował mu przed oczami, zdążył jeszcze zobaczyć zupełnie zaskoczoną twarz Ithiliny i jej orzechowe oczy, przetykane złotymi nitkami, teraz wypełnione czystym przerażeniem.
Następnym faktem, który zarejestrował, były jej jedwabiste loki, przykrywające mu pół twarzy i ciepły ciężar jej ciała, przygniatający go do wilgotnej ziemi. Poruszył ręką, próbując odgarnąć trochę tych pachnących wanilią włosów. Wanilia... mógłby ją wdychać cały dzień.
Wtedy dziewczyna poruszyła się i spróbowała wstać. Uniosła głowę, która dotąd spoczywała na jego piersi i nagle ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Spojrzała w jego szare tęczówki, przypominające niebo w zachmurzony dzień, a w jej oczach zagościła furia.
- Malfoy! - wysyczała. - Dlaczego znów mnie śledziłeś?
- Jestem prefektem. A ty złamałaś regulamin - wymyślił na poczekaniu. - Z chęcią cię teraz ukarzę - dodał, i w jednej chwili przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad nią i z wyrazem triumfu, i rozbawienia spoglądał w jej, ocienione długimi rzęsami, oczy.
- Złaź ze mnie! - krzyknęła Iti.- Dotykasz szlamu - przypomniała mu, uśmiechając się drwiąco.
- Fakt! - zawołał i podniósł się szybko, uśmiechając się mściwie.
Gryfonka równiez wstała, a zaraz później krzyknęła i chwyciła się za nadgarstek. Draco popatrzył na nią zaskoczony.
- Ej co jest z... - nie zdążył dokończyć. Przerwała mu, mówiąc:
- Ona jest w niebezpieczeństwie - widać było, że nie ma pojęcia co robić, ale na jej twarzy pojawił się upór. - Ale ja jej pomogę.
- Ja też - dodał natychmiast Malfoy.
- Ty? - Iti rzuciła przez ramię, podążając w kierunku domu, stojącego na skraju polany. Najwyraźniej była zaskoczona.
- Ty oferujesz pomoc?
- Ona jest Ślizgonką - wyujaśnił sucho Draco, patrząc na nią z politowaniem.
Odwróciła się bez słowa i przyspieszyła kroku.
Pobiegł za nią.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sareczka
post 27.09.2007 20:17
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Nie ukrywam, ze byłoby mi niezmiernie miło, gdyby ktoś jednak zechciał skomentować tą pisaninę biggrin.gif Zapraszam na dalszy ciąg.

ROZDZIAŁ II, czyli co to znaczy przyjaźń ...

Anglia - Birmingham, dom z werandą przy ulicy Mimbulus Mimbletonia, październikowy wieczór

Ruszyli w kierunku białego domu z werandą. Ulica Mimbulus Mimbletonia była wyjątkowo cicha i spokojna, jakby jej mieszkańcy zostali poddani czarowi usypiającemu. Ithilina szła zdecydownym krokiem, ale rozglądała się nerwowo po fasadach mijanych domów. W powietrzu wisiało napięcie.
- Coś tu nie gra - powiedział cicho Malfoy, ale dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi.
W milczeniu pokonali dzielący ich dystans od domu Smithsonów.
- Musimy być ostrożni - przypomniał chłopak. - Wydaje mi się, że są tam Śmierciożercy.
- Brawo! - sarknęła cicho jego towarzyszka. - Wyczuwasz kumpli na kilometr. A któż inny mógłby tu być?!
- Spokojnie - mitygował ją. - Byłem już z ojcem na paru akcjach, więc potrafię rozpoznać ich zaklęcia.
Spojrzała na niego zaskoczona. Na jej twarzy pojawiło się niedowierzanie.
- To może mi zademonstrujesz zdjęcie tego zaklęcia blokującego z drzwi? Bo widzisz, ja go nie znam.
- A ja owszem - uśmiechnął się z wyższością i wyciągnął różdżkę przed siebie, stając na przeciwko drzwi. W skupieniu szeptał inkantacje. Ithilina odsunęła się nieco na bok, obserwując go spode łba. Gdy skończył i drzwi otworzyły się z głuchym skrzypnięciem, na jego twarzy pojawił się pełen zadowolenia uśmiech.
- Jestem genialny, nie? - nie mógł się powstrzymać.
- Raczej żałosny, ale dzisiaj ci wybaczam - zgasiła go.
Weszli do domu. W obronnym geście, wyjęli przed siebie różdżki. Zaklęcie blokujące nie było jedynym, jakie zostało tego dnia, użyte w tym domu. Już teraz nie tylko Ślizgon, ale i Gryfonka, mogła wyraźnie wyczuć obecny w powietrzu odór czarnej magii. Poruszali się bardzo ostrożnie. Nagle dobiegły do ich uszu przytłumione dźwięki, dochodzące z głębi domu. Popatrzyli na siebie w milczeniu i ruszyli w tamtym kierunku. Przebiegali ciemnym korytarzem, kiedy Iti o coś się potknęła i upadła. Nikłe światełko na końcu jej różdżki natychmiast zgasło. Malfoy odwrócił się ku niej, a jego Lumos padło na ...
- Na Merlina!!! - krzyknęła Gryfonka. - Nieeee!
Jak oparzona odskoczyła od przyczyny swojego upadku.
Na podłodze, w kałuży krwi, leżało zmasakrowane ciało czarodzieja. Świadczyła o tym połamana różdżka, leżąca nieopodal. Draco przełknął głośno ślinę. Przez moment stał w bezruchu, usiłując opanować wymioty.
Ithilina, oddychając ciężko, trzęsącymi się rękoma, odwróciła człowieka twarzą do góry.
- To ... - głos jej się załamał.
Ślizgon przemógł się w końcu i pochylił nad nią.
- Ojciec Anny - dokończył za swą towarzyszką. - On był ...
- Wiem - przerwała mu, siląc się na spokój. Odetchnęła głęboko, a na jej twarzy pojawiło się zdecydowanie. - Torturowany - zakończyła stanowoczo.
Kiwnął głową twierdząco. Co mógłby jej w tej chwili powiedzieć?
- Malfoy, to nie są żarty - powiedziała poważnie, celując w niego różdżką. - To robota twoich kumpli i ty o tym wiesz.
Patrzył na nią, bardzo starając się nie rozumieć, o co jej chodzi.
- Drę ... - zaczęła.
- Silencio! - tym razem był szybszy.
W jej oczach pojawiło sie zdumienie, a zaraz potem furia.
- Poczekaj! - zawołał, bojąc się, że już zaczęła wypowiadać zaklęcie bez inkantacji. - To nie tak! Ja nie mam z tym nic wspólnego - patrzył na nią uważnie. Nie wykazaywała chęci zrozumienia go, więc zdenerwował się jeszcze bardziej. - To ja tu przychodzę, mieszam się w jakąś aferę, nadstawiam karku ... - mrugnęła zdziwiona. - Znaczy się przed Filch'em i Snape'm nadstawiam - wyjaśniał. - No sama wiesz. Ale nie! Po co ja to w ogóle robię, co? Pzrecież to wy, Gryfoni, macie monopol na bycie szlachetnymi. Jak mi nie wierzysz to radź sobie sama, głupia szlamo! - zdaje się, że tym ostatnim przeholował, bo w oczach dziewczyny zapaliły się mordercze błyski.
W tej chwili jednak usłyszeli krzyk, dochodzący gdzieś zza drzwi na końcu korytarza.
Ithilina zerwała się na nogi. To był głos Anny! Nie zważając więcej na Dracona, pobiegła w tamtą stronę.
- Zaczekaj! - zawołał za nią - Finite Incantatem - skierował różdżkę na jej plecy, a potem pobiegł za nią.
- Diffindo! - krzyknęła Iti, a drzwi rozsypały się w proch. Stanęła twarzą w twarz z Anną, która mierzyła do niej z różdżki, z wyrazem strachu i rozpaczy w oczach.
- Iti!!! - w jednej chwili obie przyjaciółki padły sobie w ramiona. - Co tu robisz?
- Pomagam - wyjaśniła rzeczowo Gryfonka. - Ale jeszcze nie wiem w czym. Co tu się dzieje?
Nim Anna zdążyła otworzyć usta, ściana na wprost nich zatrzęsła się pod wpływem silnego zaklęcia. Dopiero teraz Draco spojrzał w tamtym kierunku. To był tzw. pokój przechodni, bo na wprost wejścia, które zniszczyła Nicks, były drugie drzwi, w które napastnik zapamiętale walił zaklęciami.
- Nie czas na wyjaśnienia - powiedziała szybko Anna. - Oni chcą Tami! Musicie ją stąd zabrać!
- A Ty?! - krzyknęła jej przyjaciółka. - Zabiją cię! Ale nie licz na to, że zostawię cię tu samą. W końcu po coś jestem Gryfonką!!!
Obie, jak na komendę, spojrzały na Draco.
"Gdyby był po stronie Śmierciożerców, już by ich tu wpuścił" - pomyślała Iti. - "Musimy zaryzykować."
- Kto to jest Tami? - zapytał głupio.
Ślizgonka odwróciła się i szybko pobiegła w kąt pokoju. Pochliła się nad ... Nie to nie możliwe ...! A jednak, to była kołyska! Potem podała mu małą dziewczynkę. Siostra? Nie, chyba raczej, córka ...
- To jest Tami.
Oszołomiony chłopak niezdarnie wziął od niej, owinięte kocykiem, niemowlę.
- Ale ... - zająknął się. - Mam się deportować?
Anna zaśmiała się nerwowo.
- Gdyby to było możliwe, moi rodzice by żyli! - wybuchnęła.
- Musisz uciekać ... - zaczęła Ithilina.
Wtedy usłyszeli szybkie kroki, na korytarzu, którym dostali się do pokoju.
- O nie! - krzyknęła Anna. - Okrążają nas. Znaleźli przejście.
- Nie mogą mnie zobaczyć! - wrzasnął desperacko, Draco.
- Uciekaj!!! - ryknęła Iti.
Ale nie było już szans na ucieczkę. Przez rozwalone drzwi do pokoju wpadł Ares Nott, z żądzą mordu, wypisaną na twarzy. W tej samej chwili McNair złamał wreszcie zaklęcia blokujące i drzwi, po drugiej stronie, otworzyły się z donośnym hukiem. Gryfonka w jednej chwili zapomniała o Malfoy'u. Gotowała się do walki. Anna w popłochu rozejrzała się po pokoju. "Gdzie jest Tamirelle? Czyżby udało im się uciec?" - to były jej ostatnie myśli, nim pierwsza klątwa, zadana prez Śmierciożerców, przecięła ze świstem powietrze.
Kilka sekund wcześniej Draco podjął ryzykowną decyzję. Zanurkował z dzieckiem w ramionach pod stół.
- Invisual - szepnął, kierując na siebie różdżkę.
Zniknął, a wraz z nim maleńka córeczka Anny. Użył Zaklęcia Niewidzialności, ale był młodym czarodziejem, a zaklęcie kosztowało nawet dorosłego ogromną ilość mocy. Istniało więc niebezpieczeństwo, że zapadnie w śpiączkę, z której już się nie wybudzi. Był pewien, że straci przytomność. Pamiętał jeszcze tamten raz, kiedy jego matka chroniła go przed ojcem, nakładając na siebie i na niego to zaklęcie. Była potem bliska śmierci .... Powoli słabnął. Nie był w stanie rzucić żadnego zaklęcia. Jego ciało stało się bezwładne. Czuł, jak stopniowo wyłączają się kolejne jego zmysły.
Już nie był zdolny odczuwać dotyku, bólu ...
Już nie słyszał, jak Ithilina i Anna krzyczą kolejne inkantacje ...
Dziecko w jego ramionach nie płakało.
Ale wciąż jeszcze widział! "Dlaczego?" - zapytał sam, siebie.
McNair pojedynkował się z Anną. Ślizgonka była dzielna, z jej różdżki raz po raz błyskało czerwone światło Drętwoty i żółte Tantarelli. Ale jej przeciwnik uskakiwał, albo osłaniał się tarczami, zza których rzucał w nią Cruciatusy i Cutlery, oraz inne, nieznane Malfoy'owi klątwy. Dziewczyna była coraz bardziej zmęczona. Nie zdążyła uskoczyć przed kolejnym Cutlerem i zaklęcie rozpłatało tętnicę w jej udzie. Zachwiała się.
Jej przyjaciółce udało się zasłonić Protego. Zza tarczy, za pomocą Mitto, przewróciła szafę, stojacą za przeciwnikiem, prosto na niego. Został nią przygwożdżony do ziemi. Rozbroiła go jeszcze dla pewności Expelliarimusem. Odwróciła się do tyłu, po to żeby zobaczyć jak McNair posyła zaklęcie w stronę leżącej Anny. Krótki, niebieski błysk światła i ...
- Anna!!! - usłyszał Malfoy.
Czuł, że wracają mu siły. "Tak szybko? To niemożliwe! Co się dzieje?" - tłukło mu się po głowie. Dziewczynka, zawinięta w kocyk, zakwiliła cicho.
Ithilina na kilka sekund zapomniała o stojącym za nią Śmierciożercy. Na korytarzu za nią znów rozległ się tupot ludzkich stóp. Nie zważała na nic. Uklękła przed Ślizgonką, która leżała na podłodze w rosnącej plamie własnej krwi.
- Nie możesz - jęknęła Iti. - To nie jest dobry koniec tej historii!
- Diffindo - wyharczała ranna. - Nie mam szans. Ale ty ... - zaczerpnęła desperacko powietrza. Oczy uciekły jej w głąb czaszki, a całe ciało zwinęło się w konwulsjach.
- Anna! - zawyła.
Ale Anna nie odpowiadała. Nastała cisza, kłująca w serce cisza ... Różdżka brunetki leżała na ziemi, porzucona. Nikomu już nie potrzebna.
Napastnik stał za Gryfonką gotowy do ataku, ale ani Avada, ani nawet Crucio nie poleciało w jej stronę. Kroki na korytarzu stały się głośniejsze. Kolejny wróg był coraz bliżej. Ogromnym wysiłkiem woli, Ithilina Nicks zmusiła się do odwrócenia głowy w stronę rozwalonych, przez nią samą drzwi. Z jej oczu wyzierała pustka, zmieszana z desperacją i ... furią.
- Drę ... - nim zdążył dokończyć formułę zaklęcia, Ithilina wycelowała w nowoprzybyłego różdżkę i krzyknęła z największą nienawiścią, na jaką było ją stać:
- Avada Kedavra!
Chyba sama nie wierzyła, że może to zrobić.
Zielone światło prawie oślepiło, schowanego pod stołem, Dracona. Zapadła cisza.
Chłopak spróbował wyczołgać się z kryjówki. Spojrzał na swoje ręce. O cholera! Znów je widział. Niedobrze. To oznaczało, że musiał się spieszyć. Spróbował jeszcze raz. Nie dał rady. Nogi ważyły chyba tonę, a ręce drżały mu niekontrolowanie i nie dawały stabilngo oparcia. Prawą dłoń zacisnął z trudem na różdżce.
- Nicks! - zawołał słabo. Próbował być mężny, ale ewidentnie mu nie wychodziło. To nie był jego dobry dzień. - Nicks!!! - nie usłyszała. Może nie chciała usłyszeć?
Uświadomił sobie, że przed chwilą straciła przyjaciółkę, a zaraz później zabiła Śmierciożercę. "No to raczej nie ma teraz ochoty na pogawędkę" - pomyślał sarkastycznie. Gramoląc się na nogi, spoglądał na skuloną dziewczynę.
"Zabiła człowieka.
Avadą.
Jak ona to zrobiła?!"
Wzdrygnął się. Zielone światło. Dwa słowa. Tak niewiele wystarczyło do pozbawienia kogoś życia. Trzeba było być tylko zdesperowanym Gryfonem, nic więcej. Albo sługą Sami-Wiecie-Kogo, gwoli ścisłości. Ciało Anny wciąż leżało na ziemi, we krwi. "Była czystokrwistą Ślizgonką, a zginęła jak mugol" - pomyślał nagle, Draco. Stał na środku pokoju przerażony i bezradny wobec śmierci koleżanki, z którą od sześciu lat chodził do szkoły, a której, na dobrą sprawę tak naprawdę nie znał. Trzymał w ramionach jej córeczkę. Czuł, że ból i żal wkradają się w jego serce. "Jesteś Malfoy'em. Weź się w garść!" - skarcił sam, siebie. Był zmęczony, bardzo zmęczony. Wyrzucaniem sobie, że nie zachowuje się jak prawdziwy Malfoy, bo jednocześnie wiedział, że jako prawdziwy Malfoy musiałby odnieść teraz to dziecko Czarnemu Panu. A tego nigdy nie byłby w stanie zrobić! Nie chciał być taki, jak jego ojciec.
"To nie są żarty, Malfoy" - przypomniały mu się niedawne słowa Gryfonki. - "Mroczny Znak niesie za sobą tylko śmierć. Nie chwałę, nie potęgę, tylko śmierć. Także dla mnie."
Przymknął na chwilę oczy, starając się otrząsnąć z ponurych myśli. Musiał się skupić i to szybko. W ich przypadku pośpiech był wskazany.
- Nicks! - chwycił ją za ramię i potrząsnął. Nie odpowiadała.
- On był Śmierciożercą. Musiałaś się bronić.
Odwróciła się ku niemu. Jej oczy wyrażały ogromny ból. Była blada, wręcz kredowa ...
- Nicks, cholera! Co się ... - niedokończył.
W mroku zdawało mu się, że ... Nie, na pewno mu się tylko zdawało. Mimo to pochylił się nad leżącym ciałem. Tylko, że to nie był Śmierciożerca! Takie czerwone włosy mógł mieć tylko Weasley, a po przyjrzeniu się dokładnie twarzy czarodzieja, Draco był już pewien, że to był Percy Weasley. Tylko co on tu robił?
- Musimy uciekać - powiedział, ciągnąc dziewczynę za ramię. Za zabicie aurora mogło jej grozić nawet dożywocie w Azkabanie. Pośpiech stał się jeszcze bardziej wskazany.
- O Merlinie - szepnęła Gryfonka. Najwyraźniej była w szoku. Śmierć przyjaciółki doprowadziła ją do rozpaczy, ale czyn, którego przed chwilą się dopuściła, odebrał jej zdolność do logicznego myślenia. Przynajmniej narazie.
"Dlaczego akurat teraz, kiedy powinna pomóc mi wymyśleć, jak mamy się stąd wydostać?" - zezłościł się Draco. - "Jak zawsze muszę sobie radzić sam!"
Objął malutką Tami silniej, jednym ramieniem, a drugą ręką pociągnął za sobą Ithilinę. Poddała mu się, zupełnie bezmyślnie. Kiedy usłyszał hałas na korytarzu, poczuł, że włosy jeżą mu się na głowie. To na pewno byli aurorzy!
- Biegnij! - nie reagowała. Znowu. Nie mógł jej ciągnąć. Ciążyła mu. Wciąż jeszcze czuł się otępiały, po użyciu Zaklęcia Niewidzialności.
- Rusz się! Złapią nas!
Gryfonka stała na środku pokoju, ani myśląc się ruszyć. Jej wzrok pozostawał pusty.
- Biegnij, głupia szlamo! - zawył desperacko.
Drgnęła.
- Malfoy ... - spojrzała na niego przytomniej.
- No chodź już - ponaglił po raz kolejny.
Dziewczyna w końcu zmusiła się do biegu. Wypadli na następny korytarz, ale pościg był tuż, tuż. Draco zrozumiał, że aurorów jest bardzo wielu i nie zdołają im uciec. "Co za ironia, żebyśmy musieli uciekać przed ludźmi, którzy powinni nas chronić" - wkurzał się. - "Albo bynajmniej ją, porządną Gryfoneczkę. Dlaczego to wszystko musiało się stać? Dlaczego nie mogli pojawić się trochę wcześniej?" Właściwie mógłby się zatrzymać i wydać im Nicks. Pozbyłby się jej raz na zawsze. Ale cóż, istniały dwie małe przeszkody, uniemożliwiające wykonanie mu takiego planu. Po pierwsze: był Malfoy'em. Tym Malfoy'em - synem Śmierciożercy, którego sam Voldemort wydostał niedawno z celi, opanowując Azkaban, a co za tym idzie, żaden normalny, praworządny auror nie uwierzyłby w jego wersję wydarzeń. Po drugie: był Ślizgonem. A Ślizgoni przy całym szeregu wad, mają jedną, paskudną zaletę - są lojalni. Co prawda tylko wobec siebie i swojej rodziny, ale w jego wypadku oznaczało to, że nie mógł wydać Gryfonki. Cóż, Anna na pewno by tego nie chciała.
Draco myślał gorączkowo, a aurorzy zbliżali się coraz bardziej. Musiał coś zrobić! Gdyby mógł się deportować ... Wtedy jakaś myśl zaświtała mu w głowie. "Przypomnij sobie, czego uczył cię twój wspaniały ojciec" - usilnie starał się uspokoić swoje myśli. - "Nie można się deportować, bo Smithsonowie obłożyli dom blokadą. Tak to prawda. Ale zaraz ... Przecież Smithsonowie nie żyją!" To było makabryczne, ale śmierć tych ludzi w pewnym sensie go ucieszyła. Przeraził się tą myślą. "Jeszcze wczoraj byłem normalnym, wrednym, złym Ślizgonem, a dzisiaj nie dość, że pomagam Gryfonce, to jeszcze kompletnie zwariowałem! Żeby cieszyć się ze śmierci czystokrwistych czarodzieji i to nie z powodu tego, że byli wrogami Czarnego Pana! Śmierć szlam, to jeszcze ..." - westchnął. - "No dobrze, nawet nie szlam. Jakoś nie uśmiecha mi się cieszenie z czyjejkolwiek śmierci. Nie po tym co dzisiaj zobaczyłem. No może za wyjątkiem unicestwienia Lorda."
"I Pottera" - podszepnął cichy głosik w jego głowie.
"Taaa ...Nadal jestem wrednym Malfoy'em" - uśmiechnął się krzywo do swoich myśli. - "Nie jest jeszcze ze mną tak źle."
Popatrzył na Ithilinę. Głosy na korytarzu stały się głośniejsze.
- Czas stąd spadać, Nicks. Deportujemy się.
Kiwnęła głową. Nie był pewien, czy do jej, wciąż zamroczonego, mózgu przedarło się choć słowo z tego, co powiedział. Westchnął, chwycił ją ponownie za rękę i starał się skupić na wizji polany na skraju Zakazanego Lasu, gdzie mogliby się bezpiecznie pojawić.
- Zrób coś, Nicks! - warknął. Nie był dobry w proszeniu o pomoc, ale to tylko dlatego, że nie miał doświadczenia. Mimo to pomogła mu. Chyba tak jak on miała dość tego dnia.
Wylądowali w tym samym miejscu, z którego sie aportowali. Było już dobrze po północy.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sareczka   Strażnicy   26.09.2007 16:34
sareczka   ROZDZIAŁ I i pół, czyli trochę retrospekcji ... S...   26.09.2007 16:37
sareczka   Nie ukrywam, ze byłoby mi niezmiernie miło, gdyby ...   27.09.2007 20:17
Toujours_Pur   Mrooochne!.Zrobiłaś kilka literówek,trochę błę...   28.09.2007 16:01
sareczka   Dziękuję Toujours_pour za komentarz. Spokojnie to ...   28.09.2007 19:23
sareczka   Wklejam następny rozdział, bo wciąż jednak mam nad...   30.09.2007 14:41
sareczka   Wklejam ten post, zakładając, że jednak ktoś to cz...   01.10.2007 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VI, czyli czasem lepiej nie wiedzieć... ...   06.10.2007 22:16
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest super! Nie licząc kilku liter...   18.01.2008 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VII, czyli muzyka nie zawsze łagodzi obyc...   04.02.2008 20:41
sareczka   ROZDZIAŁ VIII, czyli kosztowna chwila nieuwagi... ...   04.02.2008 20:42
Vivian Malfoy   no widzę, że się rozkręcasz :D coraz bardziej mn...   14.03.2008 19:43
sareczka   Oto następny rozdział. Życzę miłego czytania i dzi...   18.03.2008 23:45
Vivian Malfoy   ciekawe co będzie dalej? :) bardzo mi się podoba...   26.03.2008 21:10
sareczka   Dziękuję Vivian za kolejny komentarz :) Wklejam ko...   27.03.2008 21:34
Vivian Malfoy   Oj, zaczyna się robić coraz mroczniej... ale mi ja...   28.03.2008 19:32
sareczka   Już tradycjynie, dziękuję Vivian za komentarz. Wkl...   29.03.2008 16:16
Vivian Malfoy   Szczerze mówiąc, całość jest jak najbardziej straw...   30.03.2008 16:19
sareczka   Dziękuję za wyrozumiałość droga Vivian :) I dzięku...   02.04.2008 15:37
Vivian Malfoy   Muszę przyznać, że kolejną część napisałaś rewelac...   03.04.2008 14:42
sareczka   Dziękuję Ci, nieoceniona Vivian za komentowanie. T...   04.04.2008 22:21
Vivian Malfoy   Twój FF robi się coraz lepszy i coraz ciekawszy :...   05.04.2008 09:47
sareczka   Dziękuję (już tradycyjnie :) ) Vivian za komentarz...   05.04.2008 22:12
sareczka   Witajcie, drodzy Czytelnicy! To już przedostat...   10.04.2008 20:03
sareczka   Oto ostatni rozdział i... nic dodać, nic ująć ;) ...   19.04.2008 19:00
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest świetne i coraz ciekawsze. :) Sz...   20.04.2008 19:40
Annik Black   Opowiadanie jest bardzo wciągające :) Szkoda tylk...   24.06.2009 18:19


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 25.05.2024 01:29