Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Strażnicy, dla fanów Dracona Malfoy'a

sareczka
post 26.09.2007 16:34
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Witam wszystkich!
Jestem na Magicznym juz dosyć długo, ale dopiero teraz zdecydowałam się wstawić tu coś swojego. Zamieszczałam to opowiadanie już na dziurawcu, więc wielu z Was moze juz je znać. Zapraszam do czytania i proszę gorąco o komentarze smile.gif Ach, początek jest nudnawy, ale reszta podobno wyszła mi lepiej biggrin.gif

"STRAŻNICY" - CZĘŚĆ I TRYLOGII "DZIECKO PRZEZNACZENIA"

PROLOG, czyli tytułem wstępu...

Wschodnia Europa, wioska czarodziejów, mały domek ze ścianami bielonymi wapnem, sierpniowe popołudnie

- Jesteś pewna, ciociu?
- Tak pisze w liście. Dyrektor zgodził się, przyjąć cię na ostatni rok.
- Jak to? Ostatni rok? Przecież miałam iść do Akademii Św.Utrechta Czułego! O jakim dyrektorze ty mówisz?
- Bo widzisz wyniknęły pewne komplikacje, moja droga. System szkolnictwa w Anglii jest inaczej skonstruowany niz w naszym kraju. Musisz ukończyć siedem lat nauki podstawowej, a nie tylko sześć.
- Co?! A u nas w szkole mówili coś innego!
- A kto ci to mówił? Nauczyciele?Czy może organizatorzy tego projektu, co?
- No... nie. Koleżanki z klasy.
- A widzisz! Twoja matka też ci zawsze powtarza, żebyś tak nie słuchała swoich przyjaciół we wszystkim.
- Ta..., a szczególnie czarownic.
- I ma rację. Czy ty nie masz żadnego porządnego autorytetu?
- Mam. Merlina.
- No wiesz! A jakiś żyjący się znajdzie?
- Tak. Ja!
- Bezczelna, jak zawsze!
- Hej, nie denerwuj się tak! Powiedz mi lepiej kim jest ten dyrektor?
- Nazywa się profesor Dumbledoore.

Anglia - Birmingham, dom z werandą przy ulicy Mimbulus Mimbletonia, sierpniowa noc

Już to gdzieś widziała. Szare, zamglone wzgórza wydały jej się boleśnie znajome. Wychyliła się poprzez ramy otwartego okna jadącego pociągu najbardziej jak tylko mogła. Była pewna, że powinna coś dojrzeć, że już za tym zakrętem zobaczy... Tylko co zobaczy? Wpatrywała się intensywanie w jesienną szarugę, próbując dojrzeć we mgle coś na co podświadomie czekała. Pociąg wciąż pędził. Wsparła dłonie na, opuszczonej prawie do samego końca, szybie. Wciągnęła chłodne wieczorne powietrze w płuca. Czekała, a deszcz spadający na ziemię wąskimi strugami, zwolnił jeszcze bardziej swój lot. Nagle zdała sobie sprawę z oczywistego faktu. Już wiedziała gdzie jest! To był poprostu Hogwart Ekspress. Tak, na pewno! Zaraz za tymi wzgórzami zacznie zarysowywać się niewyraźny jeszcze kształt zamkowych wież. W tym momencie, aż dziwnym wydało jej się, że wcześniej nie rozpoznała, ani krajobrazu Szkocji, ani wnętrza pociągu, ani tym bardziej celu swojej podróży. Uśmiechnęła się do siebie. Chciała odetchnąć z ulgą.
Chciała, ale nie mogła. Coś było nie tak. Napięcie zdawało się wraz z mgłą wsączać w jej umysł. Miała wrażenie, że się dusi. Otworzyła szeroko usta, nie bacząc na dobre maniery, ale do skurczonych płuc nie dostała się ani krztyna wilgotnego powietrza. Sekundy mijały nieubłaganie, a ona bardzo szybko wpadała w panikę. Dlaczego nikt nie przychodził?! Chciała wołać o pomoc, biec, szukać ratunku, ale nie mogła się ruszyć. Zupełnie jakby ktoś zaklęciem przykuł ją do okna. Nie mogła nic zrobić, a czas mijał. Czuła, że siły opuszczają ją w zastraszającym tempie. Niemalże była w stanie zobaczyć jak jej własna magiczna moc materializuje sie w migoczącą poświatę wokół niej, jak wycieka z niej jak z podziurawionego balona. Nie była w stanie jej zatrzymać. Dusiła się, a Hogwart powoli wyłaniał się z mgły. Brak dopływu tlenu do mózgu zaczął w końcu dawać objawy w jej organizmie. Obraz Hogwartu rozmywał się przed jej oczyma, ginąc w ciemności. Czuła, że zapada się w tą ciemność. Była przerażona coraz bardziej. O, jakże bardzo nie chciała umierać! Gdzieś na granicy świadomości dojrzała jeszcze wyraźnie fragment hogwadzkiego muru. Nie mogła umrzeć! Nie teraz, kiedy... Nie!!!
Kamienie płaczą...

Obudziła się krzycząc i szlochając ze strachu. Oddychała ciężko przez kilka chwil, nie zwracając uwagi na płacz wyrwanego ze snu dziecka. Ulga, nareszcie poczuła ulgę. Nie ruszała się jeszcze przez następne parę sekund, ciesząc się, że to był tylko koszmar. Ciesząc się, że wciąż jeszcze żyje. Odetchnęła głęboko kilka razy chcąc opanować nerwy i powoli wstała z łółżka. Podeszła do łóżeczka dziecka. Niemowlę płakało nadal, machając rozpaczliwie rączkami. Nachyliła się nad nim i wzięła je na ręce.
- Już dobrze, dziecinko. Nie płacz. Mamusia jest przy tobie. Miałam koszmar, ale on minął - kołysała maleństwo w ramionach. - Ciii...no nie płacz już. Nic się nie stało. Wszystko jest dobrze. Ciii...
Dziecko uspokajało się z wolna. "Nie lubi gwałtownego budzenia, tak jak mamusia" - pomyślała, śmiejąc się w duchu. Opiekuńczo obejmowała swe maleństwo.
- No widzisz nie trzeba płakać. Mama jest i zawsze będzie przy tobie.
Duże zielone oczka zlustrowały ją uważnie.
Kamienie płaczą...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wrzesień, przed południem

- A Ty dlaczego nie na lekcjach?
- Okienko mam, a poza tym kim jesteś, żeby o to pytać? Prefekt Naczelną?
- Bezczelna jak każda Gryfonka!
- Nie wierzysz w przyjaźń między Ślizgonką a Gryfonką, co?
- A Ty wierzysz? Od razu widać, że jesteś tu nowa.
- No pewnie, że wierzę. W końcu jestem naiwną Gryfoneczką.
- He he he...No, bynajmniej masz poczucie humoru. Masz coś jeszcze oprócz tego do zaoferowania? Ślizgoni nie przyjaźnią się z byle kim.
- Ostrzegam, jestem szlamą.
- Ha ha ha... Ostrzegam, nie jestem typową Ślizgonką.
- Co przez to rozumiesz? Czyżbyś nie była tak arogancka, złośliwa i uprzedzona jak większość mieszkańców twojego domu?
- Ależ skądże! Miałam tylko na mysli, że nie jestem dzieckiem Śmierciożerców tak jak statystyczna większość w Slytherinie. Co do reszty twój opis się zgadza.
- He he he... Mimo to zaryzykuję. Jak się nazywasz?
- Anna Smithson.

****

ROZDZIAŁ I, czyli co ty o mnie myślisz...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wieczór

Noc Duchów była szczególna. Nawet bardzo s z c z e g ó l n a.
Draco szykował się na ucztę. Czarna szata, srebrne dodatki, zielona, jedwabna koszula. Stanął przed lustrem. Zanurzył dłoń w opakowaniu magicznego żelu Ulizanna, po to aby przygładzić włosy. Choć może się to komuś wydawać dziwne, Draco Malfoy miał normalne włosy, które potrafiły się wichrzyć i odstawać nisfornymi kosmykami. A to, że nigdy nie zapomniał użyć żelu przed opuszczeniem dormitorium było już inną bajką. Tym razem jednak nie wykonał codziennego rytuału. Przeszkodziała mu w tym bowiem niespodziewana, irracjonalna w jego mniemaniu, myśl:
"Jak się czeszą mugolscy chłopcy?"
Zupełnie nie wiedział, czemu się tam pojawiła i natychmiast ze złością ją odrzucił. No tak, znów ta głupia szlama! Stwierdzenie to bynajmniej nie odnosiło się tak jak zwykle do Granger. O, nie. Grangerówna niestety już nie była numerem pierwszym na jego liście ulubionych szlam. Teraz wydawała mu się mile przewidywalna, racjonalnie żałosna i w zdrowy sposób głupia. Młody Malfoy bardzo dobrze wiedział jak wyprowadzić ją z równowagi i chętnie z tej wiedzy korzystał. Niemniej miejsce pierwsze zajmowała obecnie złotowłosa Ithilina Nicks. Dlaczego? Na to pytanie Draco sam przed sobą musiał odpowiedzieć. Nie wiedział, dlaczego tak go irytuje ta dziewczyna. Poza faktem, że była szlamą, okazała się jeszcze skomplikowaną osobowością. Nieledwie szmobójczynią! No bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto uśmiecha się do Snape'a, czy pozwala sobie na delikatne drwiny z rzeczonego profesora z niewinnym usmiechem na ustach?! To już nie była arogancja, czy głupota. To był jawny brak instynktu samozachowawczego! Każdy normalny, szanujący się uczeń, a już w szczególności Gryfon wiedział, że Snape to nie jest normalny człowiek. Tak więc Ithilina była nieprzewidywalna. Wciąż nie mógł zgadnąć, czy w odpowiedzi na jego kolejna zniewagę, niepostrzeżenie wysunie różdżkę z rękawa i rzuci w niego klątwę bez inkantacji, czy raczej wybuchnie drwiącym śmiechem. Ach, jak ona go irytowała! Bo czego, jak czego, ale niewiedzy żaden czystokrwisty Malfoy nie mógł znieść. A możecie byc pewni, że Draco nie był w tym wypadku wyjątkiem od reguły. Ithilina była jego problemem, zagadką, którą od dwóch miesięcy starał się rozwikłać. Obserwował ją, poznał tajemnicę jej bransoletki, prowokował wielokrotnie na korytarzach, starając się zauważyć w jej reakcjach jakieś prawidłowowści. Ale ona uparcie wymykała się wszelkim zasadom. Draco był niepocieszony. Teraz też myślał o niej, stojąc przed lustrem, z ręką uniesioną, w połowie odległości od opakowania żelu do włosów, z kapiącą z niej mazią. Co by sobie pomyślała ta głupia szlama, gdyby dzisiaj wyglądał inaczej niż zwykle? Może zrobiłaby coś nowego? Tak, to byłaby świetna okazja, żeby ją po raz kolejny zdenerwować i sprowokować. A niech sobie zarobi miły szlabanik u uroczego Mistrza Eliksirów na przykład, skoro tak bardzo go lubi!Draco doszedł do wniosku, że po raz pierwszy odstawi dziś żel. Jakby nie patrzeć, z Nicks w roli przeciwnika nie mozna było się nudzić.
Koniec końców chłopak znalazł się w Wielkiej Sali na uczcie. Sala wyglądała wspaniale! Była przyciemniona, świece paliły się tylko w ogromnych kandelabrach zawieszonych na ścianach i w kilkunastu świecznikach stojących na stołach poszczególnych Domów. Po całym pomieszczeniu krążyły srebrzyste duchy, gawędząc między sobą lub z uczniami, śmiejąc się, albo śpiewając. Na stołach piętrzyły sie różne potrawy i Draco z zadowoleniem zauważył, jak Granger załamuje ręce nad taką ilością jedzenia. Nie bez satysfakcji pomyślał, że jej skrzaci przyjaciele musieli się nieźle napracować, żeby uczta wyglądała tak wspaniale. Z magicznego sklepienia sypał się srebrny pyłek, a w całej Wielkiej Sali niósł się zapach wilgotnego igliwia, pochodzący z nieznanego źródła, a więc zapewne wytworzony magicznie. Malfoy z lubością wdychał świeże, nocne powietrze. Dawało mu to poczucie prawdziwej wolności.
Tymczasem Harry siedział jak na szpilkach przy stole Gryffindooru. Nie rozmawiał z Ithiliną od czasu ich pamiętnego spotkania w łazience Jęczącej Marty. Wciąż nie miał okazji zobaczyć się z nią sam na sam, a nadal nurtowały go jej słowa, wypowiedziane na odchodnym: "Ja też tego nie rozumiem". I jeszcze to jej spojrzenie. Pełne żalu, niedowierzania i czegoś jeszcze, czego Harry sam nie umiałby nazwać. Jakby... tęsknoty? Tęsknoty. Powinien koniecznie z nią porozmawiać. Gdzie ona mogła być? Rozmyślania przerwał mu donośny głos dyrektora:
- Drodzy uczniowie! Nie muszę mówić, dlaczego się tu dziś zebraliśmy i jemy te wszystkie pyszności - w jego oczach zamigotały wesołe iskierki, a Harry mógłby przysiąc, że Dumbledore spojrzał w tej chwili na Rona Weasleya. - Nasze kochane duchy w tym roku zezwoliły wystąpić w ten ważny dla nich wieczór dwóm uczennicom, które za chwilę oczrują nas swoimi umiejętnościami.
Coś, na kształt przeczucia przemknęło, przez głowę Harrego Pottera.
Dyrektor ponownie usiadł na swoim miejscu. Wszystkie kandelabry i świeczniki w Wielkiej Sali zgasły. W jednej chwili zaległy egipskie ciemności. Zaskoczeni uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a kilka osób opuściło swoje miejsca wpadajac przy tym na sąsiadów. Wtedy z okolic gdzie jeszcze przed kilkoma minutami stał stół nauczycielski, rozbłysło pojedyncze światło wydobywając z mroku tę część sali. Po chwili dołączył do niego wyraźniejszy strumień niebieskiego światła. Wszyscy uczniowie, jak na komendę, spojrzeli w górę, w kierunku źródła światła. Była nim migocząca łagodnie srebrna kula, wisząca gdzieś wysoko pod sklepieniem Zamku. Nagle rozległy się głośne uderzenia perkusji. Odezwały się bębny i talerze. Przez salę przetoczył się dudniący pomruk muzyki. A potem rozległ się głos, który śpiewał melodię tęsknej, niepokojącej pisenki. Jednak nie było śpiewaczki. Wszyscy widzowie czekali.
W smudze światła pojawiła się w końcu jakaś postać. Zupełnie jakby się tam aportowała z innej sali. Draco wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć.
Dziewczyna miała kruczoczarne włosy. Delikatne rysy twarzy i smukła sylwetkę podkreśla długa, biała suknia z rozcięciami do połowy ud. Dziewczyna śpiewała pięknym, czystym głosem. Podchodziła coraz bliżej, krążąc między stołami Domów. Teraz Malfoy mógł juz bez problemu ją rozpoznać. To była Anna Smithson, siódmoroczna Ślizgonka, przyjaciółka tej głupiej szlamy. Ślizgonka, która umie śpiewać! Chłopak postanowił zanotować sobie ten fakt w pamięci. "Pewnie jest z tego powodu lepszym materiałem na żonę dla arystokraty" - pomyślał i uśmiechnął się z goryczą.
Muzyka zalewała umysły młodych adeptów magii, przyjemnie ogłuszającą falą. Była wszędzie. Dudniąca perkusja sprawiała, że uczniom drgały wszystkie narządy wewnętrzne, co im bynajmniej nie przeszkadzało. Anna odśpiewała refren. Kiedy jej głos ucichł, wszyscy poczuli się dziwnie, jakby ktoś wstrzyknął wszystkim słuchaczom potężny zastrzyk energii. Cisza wydawała się obca i nienaturalna dla tego miejsca. Zapanowała zbiorowa euforia. Tu i ówdzie ludzie zaczęli podnosić się z miejsc i oklaskami nagradzali niezwykłą śpiewaczkę. Ale ona tylko dała im znak ręką, aby sie uciszyli. Nastał czas na drugą zwrotkę i kolejną niespodziankę.
Najpierw był silny głos. Mroczny, wibrujacy, jakby lekko schrypnięty, wprawiający w drżenie. Podniecający. A potem w smugę światła wślizgnęła się druga dziewczyna. Tym razem ubrana na czarno, z twarza okoloną złotymi lokami, sięgającymi ramion. Cóż, takie włosy miała tylko jedna osoba w całej szkole i Draco bezceremonialnie wlepił w nią oczy. Ithilina, ponieważ to była ona, miała na sobie czarną bluzkę i obcisłe czarne spodnie. Oczywiscie Draco widział już dziewczyny w spodniach, ale nie takich. Strój panny Nicks zrobił na nim takie wrażenie, że poczuł palącą potrzebę wypicia soku dyniowego, a najlepiej czegoś znacznie mocniejszego.
A Ithilina śpiewała i robiła to perfekcyjnie. Refren obie nastolatki odśpiewały już razem, zachecając publiczność do przyłączenia się. Nie musiały tego powtarzać dwa razy. Głos Anny tak elektryzował hogwarcką młodzież, że nikt nie był w stanie usiedzieć na swoim miejscu spokojnie. Na sali zapanowało ogólne poruszenie. Gryfoni, Puchoni, Krukoni, a nawet Ślizgoni wymieszali się między sobą i pozbijali w grupki, kołysząc się w rytm muzyki i głośno śpiewając. Śpiewała cała szkoła łącznie z duchami. Refren powtórzył się kilkakrotnie, a potem muzyka urwała się i wszyscy zaczęli klaskać. W jednej chwili ponownie zapłonęły, oślepiające teraz, świece. Uczniowie stali i klaskali. Oszołomiony Draco spojrzał w kierunku, gdzie powinny stać obie wokalistki, ale o dziwo był tam znów stół nauczycielski i klaszczący również nauczyciele. Dumbledore miał znów iskierki w oczach, kiedy mówił:
- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli wiele okazji, żeby posłuchać panien Smithson i Nicks. A teraz życzę wszystkim smacznego.
Wszyscy zaczęli z wolna wracać do swoich stołów. Uczta przebiegała bez żadnych sensacji i z wolna półmiski uczniów zaczęły świecić pustkami, a sami Hogwartczycy szykowali sie do powrotu do swoich wież.
Draco zauważył Ithilinę przy stole Gryfonów. Rozglądała się po Wielkiej Sali, jakby ociągając się przed jej opuszczeniem. Czyżby na kogoś czekała? Pewnie na Annę. Odcinała się od swoich przyjaciół, ubranych przeważnie w barwy ich domu, więc nietrudno ją było przegapić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Anny. Chciał jej pogratulować występu. Nie mógł przecież powiedzieć szlamie komplementu, bo to by zniszczyło jego image. Nigdzie nie mógł dojrzeć Anny. Zupełnie jakby zniknęła. Postanowił więc pójść za Ithiliną. ponieważ był pewien, że i ona szuka swojej przyjaciółki. Nie miał teraz nic konkretnego do roboty, dlaczego więc nie miałby się zabawić podsłuchując dziewczyny?
Panna Nicks zaczęła przeciskać się przez tłum tak szybko, ze nim udało mu się w końcu opuścić Wielką Salę, kilkakrotnie był bliski zgubienia jej. Dokąd mogła się tak spieszyć?
- Dracuś, gdzie tak pędzisz?
Zjeżył się na te słowa.
- Nie teraz, Pansy!
Wyminął ją najszybciej jak tylko mógł, specjalnie szerokim łukiem, aby uniemożliwić jej rzucenie się na niego.
Ithilina wypadła z Wielkiej Sali i natychmiast skierowała się za Ślizgonami. Draco był pewien, że szuka Anny, ale szybko musiał zweryfikować swoje przypuszczenia, bo dziewczyna ruszyła w kierunku korytarza, prowadzącego do wyjścia z zamku.
"Co ona do cholery robi? Idzie na randkę z Potterem, czy co?" - na samą myśl o tym, Malfoy zgrzytnął zębami i zwinął dłonie w pięści.
Znów jednak mylił się. Ithilina wybiegła z zamku i skierowała się na ścieżkę, biegnącą na skos przez błonia, prosto w kierunku Zakazanego Lasu.
"No nie, jej odbilo!" - jęknął w duchu. - "Wracam do zamku. Niech się głupia szlama zabija beze mnie!" Naprawadę przez moment chciał zawrócić, ale ciekawość zwyciężyła. W końcu nie miał już jedenastu lat, a skoro jakaś szlama się nie boi, to on tym bardziej nie będzie. Dlatego, ostrożnie się skradając, podążył niezauważony za Ithiliną. Nagle coś zaświtało mu w głowie:"To bransoleta! Nicks chce się aportować. Dostała wezwanie od Anny. Ale gdzie w takim razie ona jest?"
Zauważył, że dziwczyna przystanęła raptownie. Była już na terenie Zakazanego Lasu. Stąd mogła się aportować. Nie namyślając się wiele, podbiegł i, w momencie aportacji, złapał ją za ramię. Nim świat zawirował mu przed oczami, zdążył jeszcze zobaczyć zupełnie zaskoczoną twarz Ithiliny i jej orzechowe oczy, przetykane złotymi nitkami, teraz wypełnione czystym przerażeniem.
Następnym faktem, który zarejestrował, były jej jedwabiste loki, przykrywające mu pół twarzy i ciepły ciężar jej ciała, przygniatający go do wilgotnej ziemi. Poruszył ręką, próbując odgarnąć trochę tych pachnących wanilią włosów. Wanilia... mógłby ją wdychać cały dzień.
Wtedy dziewczyna poruszyła się i spróbowała wstać. Uniosła głowę, która dotąd spoczywała na jego piersi i nagle ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Spojrzała w jego szare tęczówki, przypominające niebo w zachmurzony dzień, a w jej oczach zagościła furia.
- Malfoy! - wysyczała. - Dlaczego znów mnie śledziłeś?
- Jestem prefektem. A ty złamałaś regulamin - wymyślił na poczekaniu. - Z chęcią cię teraz ukarzę - dodał, i w jednej chwili przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad nią i z wyrazem triumfu, i rozbawienia spoglądał w jej, ocienione długimi rzęsami, oczy.
- Złaź ze mnie! - krzyknęła Iti.- Dotykasz szlamu - przypomniała mu, uśmiechając się drwiąco.
- Fakt! - zawołał i podniósł się szybko, uśmiechając się mściwie.
Gryfonka równiez wstała, a zaraz później krzyknęła i chwyciła się za nadgarstek. Draco popatrzył na nią zaskoczony.
- Ej co jest z... - nie zdążył dokończyć. Przerwała mu, mówiąc:
- Ona jest w niebezpieczeństwie - widać było, że nie ma pojęcia co robić, ale na jej twarzy pojawił się upór. - Ale ja jej pomogę.
- Ja też - dodał natychmiast Malfoy.
- Ty? - Iti rzuciła przez ramię, podążając w kierunku domu, stojącego na skraju polany. Najwyraźniej była zaskoczona.
- Ty oferujesz pomoc?
- Ona jest Ślizgonką - wyujaśnił sucho Draco, patrząc na nią z politowaniem.
Odwróciła się bez słowa i przyspieszyła kroku.
Pobiegł za nią.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sareczka
post 28.09.2007 19:23
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Dziękuję Toujours_pour za komentarz. Spokojnie to jeszcze nie koniec biggrin.gif Myślę, że jeszcze wszystko się wyjaśni smile.gif I dalej nie jest już tak mroczno. Zapraszam do dalszej części.

ROZDZIAŁ III, czyli powroty bywają trudne ...

Szkocja, Hogwart - gabinet dyrektora, późne październikowe popołudnie

Po zebraniu nauczycieli, Snape chciał jak najszybciej udać się do swoich kwater. Jednak nie było mu to dane. Zobaczył bowiem Minerwę McGonagall, która stanęła na drodze, prowadzącej do drzwi i patrzyła na niego surowym, zmęczonym wzrokiem. To nie wróżyło niczego dobrego. Westchnął i podszedł do niej, aby zmierzyć się z nieokreślonym gniewem Opiekunki Gryffindoru.
- Severusie, czy i ty będziesz mi się skarżył na głupotę panny Nicks?
- O czym ty mówisz, Minerwo? - zapytał Snape, a jego brwi powędrowały w górę o parę centymetrów. Minerwa zacisnęła wargi.
- Ależ wiesz, że możesz mówić ze mną otwarcie. Weź pod uwagę, że minął dopiero tydzień i dziewczyna ma prawo być wstrząśnięta. I proszę cię, daruj mi swój sarkazm, bo po Sinistrze dziś, a Flitwicku wczoraj mam już dosyć.
- Ale o czm ty mówisz? - Snape mimo wszystko zirytował się i poczuł, że za chwilę może przestać panować nad językiem i naprawdę zdenerwować wicedyrektorkę. McGonagall osłupiała i rzuciła mu zaskoczone spojrzenie zza swych okularów.
- Severusie ... Jak to? Nie chcesz mi się poskarżyć na pannę Nicks, tak jak to zrobili nauczyciele Zaklęć, Astronomii i Zielarstwa?
- Nie - Mistrz Eliksirów nareszcie dowiedział się co się stało. - Nie sądzisz, że gdybym miał z nią jakiś problem to ja zatrzymałbym ciebie po zebraniu, a nie odwrotnie? - nie mógł się powstrzymać od tego uszczypliwego pytania. Na szczęście Minerwa była zbyt osłupiała, żeby to zauważyć. - Właśnie sam się zdziwiłem, że panna Nicks zdała dziś test teoretyczny z Eliksirów na Powyżej Oczekiwań. Ale to tylko dowodzi, że nasz Wybraniec, Potter jest zupełnym zerem, skoro nawet Gryfonka po przejściach, potrafi go prześcignąć. - kontynuował, nie omieszkając obrazić Harry'ego skoro nadarzyła się okazja. McGonagall zmarszczyła brwi, ale powstrzymała się od komentarza. Nadal była zaskoczona.
- Teraz to ja już nic nie rozumiem - wyznała i bezradnie wzruszyła ramionami. - Nie pojmuję tej dziewczyny. Skoro jest w stanie wziąć się w garść na tyle, by nauczyć się na Eliksiry, to dlaczego jest wprost nieprzytomna na innych lekcjach? Na Transmutacji w ogóle się nie zjawiła, tłumacząc mi, że nie ma siły, by się zmusić do dotknięcia różdżki. Czy ty masz pojęcie co się z nią dzieje, Severusie? Przecież nie może tak reagować na śmierć przyjaciółki. Harry po śmierci Cedrika i Syriusza ...
- Potter nikogo nie zabił! - przerwał jej gwałtownie, Severus.
Minerva, aż się zatchnęła. Bynajmniej nie z oburzenia. Wyglądała na przerażoną. Bezwiednie zakryła usta dłońmi.
- Powiedz, że to nieprawda - poprosiła, patrząc błagalnie na Opiekuna Slytherinu. - Powiedz... że to nie ona. Że Percy Weasley nie ...
Snape pokiwał przecząco głową, a potem spróbował skierować się do wyjścia.
- Biedne dziecko - wicedyrektorka nadal była zszokowana. Mówiła bardzo cicho, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co się stało.
- Biedne?! - Snape zmarszczył gniewnie brwi, nagle się odwracając. - Tylko tyle potraficie wszyscy zrobić? Mówić "biedne dziecko", które patrzyło na śmierć przyjaciółki i musiało zabić we własnej obronie złego Śmierciożercę. Tylko tyle. Ale nie! Tu sytuacja się komplikuje, bo smarkula zabiła Weasleya i może za to siedzieć. Chcecie ją tu trzymać, żeby ją chronić? Ok - Severus był coraz bardziej wzburzony i teraz już prawie krzyczał na McGonagall. - Najlepiej pozostawcie ją własnemu losowi. A ona może być niebezpieczna. Już jest w stanie, w chwili zagrożenia, rzucić Avadę, a, by tego dokonać bez żadnego treningu, potrzeba ogromnej mocy magicznej. Co zrobimy jeśli zacznie studiować Czarną Magię, żeby szukać zemsty za Annę?
- Severusie, ale ona nie może patrzeć na różdżkę! - przypomniała nauczycielka, wciąż zbyt oszołomiona jego nowinami i gwałtownym wybuchem, aby mu udzielić kąśliwej reprymendy.
- No właśnie - przyznał Mistrz Eliksirów. - Dlatego uważam, że jeszcze nie jest za późno. Dyrektor kazał mi z nią porozmawiać, Minerwo - dodał łagodniejszym tonem. - Ona się nienawidzi za ten czyn. W tej chwili prędzej się zabije, niż zwróci w stronę Czarnej Magii. Ale dużo czasu spędzała z Draconem. Co jeśli przypomni sobie o Śmierciożercach? Wie, że jestem szpiegiem. Co jeśli będzie jej się wydawało, że i ona może nim zostać? A wierz mi, Czarny Pan przyjmie ją z chęcią, bo ona naprawdę będzie chciała stanąć w jego szeregach. Ona może być dla nas niebezpieczna!
- Nie dopuścimy do tego, Severusie - powiedziała z mocą. - Porozmawiam z nauczycielami i powiem, by dali jej jeszcze trochę czasu.
Mistrz Eliksirów prychnął z dezaprobatą.
- Bynajmniej nie o to mi chodziło - patrzył na nią z politowaniem. - Dziewczyna nie potrzebuje pobłażania. Ona powinna mieć teraz jak najwięcej zajęć. Myślisz, że dlaczego nie zlekceważyła mojego testu? Bo wie, że jestem surowy i wymagający, i najwyraźniej nie chciała się narazić na przykre konsekwencje, do tego stopnia, że wolała się przemóc i pouczyć przez parę godzin, zamiast użalać się nad sobą.
Tym razem to McGonagall prychnęła, jak oburzona kotka.
- Przesadzasz - odparła. - Panna Nicks ma prawo do takiego zachowania. Choć przyznaję, że w kwestii jej nauki masz rację. Zajmę się wszystkim. Dziękuję za rozmowę i wiele słów prawdy - zadrwiła. - No idź już! - dodała po chwili. - Przecież widzę, że już od pół godziny marzysz o powrocie do swoich lochów.
Snape prawie się roześmiał, po czym skinął jej uprzejmie głową i z ulgą skierował się do drzwi, modląc się, żeby na tych kilku metrach, które dzieliły go od szczęścia, nie złapał go nikt inny z kadry. Merlin w końcu okazał się dla niego łaskawy i mężczyzna dotarł wreszcie do swej samotni.

****

Szkocja, Hogwart - dormiotrium siódmorocznych Gryfonek, listopadowy poranek

Ithilina tkwiła w dormitorium, przy oknie. Była sobota, dzień comiesięcznego wyjścia do Hogsmeade. Zamek opustoszał. Siedziała w tym samym miejscu, odkąd uczniowie wyszli z Hogwartu. Widziała, jak małymi grupkami wychodzą: Gryfoni, Krukoni, Puchoni i Ślizgoni. Widziała rozrabiające młodsze dzieci i wesoło rozmawiających, starszych uczniów. Widziała hihoczące dziewczęta z zarumienionymi policzkami, trzymające się pod ręce. Widziała to wszystko i nie mogła pojąć, jak oni wszyscy mogą się tak spokojnie, z czystym sumieniem cieszyć życiem, skoro Anny już nie ma. Skoro jedna z nich zginęła z rąk Śmierciożerców, skoro Czarny Pan wciąż rośnie w siłę i stale dybie na Hogwart, i nich samych.
Ona tak nie mogła. Zapomniała już, jak jeszcze niedawno podziwiała Świętą Trójcę za bycie normalnymi nastolatkami. Wszystko się zmieniło, w tak krótkim czasie. Od kilku godzin nie poruszała się (ledwie pamiętała o mruganiu oczami:)). Nie myślała o niczym. Nie musiała. Przed jej oczami, wciąż twarz Anny nakładała się na twarz Percy'ego Weasley'a. Dwie ofiary tamtego dnia. A ona? Obrońca i morderca, w jednym. Ithilina nie płakała po Annie. Czuła, że nie może, że nie ma prawa opłakiwać przyjaciółki, skoro sama zabiła niewinnego człowieka. Jak to się mogło stać? Patrzyła w lustro i nie poznawała się. Kim była ta miodowłosa dziewczyna, która patrzyła na nią z tafli lustra? Czy zasługiwała na Azkaban? Bała się jej. Nienawidziła się do tego stopnia, że chciała się zabić. Myślała o tym od dnia, w którym opuściła Skrzydło Szpitalne. Ale, o ironio, zdaje się, że Dumbledore przewidział jej plany, bo nie miała nawet okazji, żeby choćby spróbować. Nie mogła rzucić na siebie Avady, a wszystkie okna w zamku, które próbowała otworzyć, ani drgnęły, zupełnie jakby zostały magicznie zablokowane. Nawt w łazience, w jej dormitorium, dziwnym trafem, zaczęła przeciekać wanna i Filch, jak dotąd, jescze jej nie naprawił. Kiedy zdesperowana, próbowała wejść do kuchni i wziąć stamtąd nóż, okazało się, że gruszka nie reaguje na jej łaskotanie.
"Jesteś żałosna, Nicks" - mówił głos w jej głowie, dziwnie przypominający ironiczne komentarze Malfoy'a. - "Nawet zabić się nie potrafisz." Dała więc sobie spokój i popadła w apatię. W żaden sposób nie mogła skupić się na lekcjach, a jedyną rzeczą do jakiej udało jej się zmusić, było przygotowanie się do testu z Eliksirów.
Siedziała przy oknie, nie czując głodu, pragnienia, odrętwienia mięśni, ani zimna (była bardzo wytrzymała) Siedziała i patrzyła na deszcz, który szalał w ten listopadowy poranek.

****

Szkocja, Hogwart - korytarz, prowadzący do Wieży Gryffindooru, ten sam listopadowy poranek

Draco chciał iść do Hogsmeade. Miał zamiar uzupełnić swój podręczny zapas Środków-Sabotujących-Eliksiry-Pottera, a potem odpocząć gdzieś w ustronnym miejscu, od wszystkiego, a najlepiej od myśli, które stale błąkały mu się po głowie. Miał dość. Od tygodnia czuł się fatalnie. Co noc śniły mu się rozszerzone przerażeniem, błękitne oczy Anny. Choć powtarzał sobie, że to nie jego wina, że to był przypadek, że on nie wiedział, to nic nie pomagało.
"Ktoś mógłby mnie posądzić o posiadanie sumienia" - wściekał się. - "A to nieprawda! Jestem Malfoy'em i coś takiego jest mi obce!"
Mimo wszystko, Anna śniła mu się nadal. Nie mógł się w żaden sposób od niej odpędzić. Dlatego też, kiedy dyrektor zatrzymał go przed wyjściem do Hogsmeade, kazał zostać mu w zamku, i porozmawiać z Ithiliną, zgodził się. Zdawał sobie sprawę z tego, że powinien to zrobić, choć próbował tej sytuacji uniknąć i odwlekał ją już od tygodnia.
Tak więc został dziś w opustoszałej szkole. Przebrał się z powrotem w swoim dormitorium, w lochach i udał do Wieży Gryffindooru. "No tak. Dumbledore kazał mi jej poszukać, a nie podał mi hasła. I jak ja teraz mam wejść do Jaskini Lwa?!" - marszcząc gniewnie brwi, zastanawiał się nad tym problemem i wpatrywał w portret Grubej Damy, która zresztą była chwilowo nieobecna, bo udała się na kieliszeczek koniaczku do obrazu Helgi Cnotliwej. Draco obmyślał plan.
Minęło pół godziny, a w tym czasie Malfoy'owi, pomimo że był inteligentnym Ślizgonem, nie udało się wymyślić żadnego sposobu dostania się do Wieży.
"Może jest jakieś inne wjście?" - pomyślał.
Niezwłocznie wstał i udał się na oględziny zamku. Błądził korytarzami Hogwartu, uważnie wpatrując się w ściany, a nawet badając rękoma, jakieś szczególnie interesujące zagłębienia, czy rzeźby. Kiedy już miał zamiar zrezygnować i iść z pretensjami do dyrektora, przypomniał sobie o pewnym posągu, znajdującym się w pobliżu wejścia do Wieży Krukonów.
"Czemu nie?" - stwierdził.
Pobiegł szybko przez puste korytarze. Zdyszany, zatrzymał się dopiero przed wspomnianą rzeźbą. Figura przedstawiała kobietę, o egzotycznych rysach twarzy, dzierżącą w dłoniach ciężki, obosieczny miecz. Co więcej, kobieta nie miała na sobie czarodziejskiej szaty, a tylko krótki kostium, przypominający indiański strój.
"Czyżby była mugolką?" - zainteresował się i odczytał głośno napis na cokole:
- Amazonka.
Rzeźba drgnęła i ukazał się za nią korytarz.
"Nawet jeśli okaże się, że nie prowadzi do Gryfonlandu, nie będę musiał uznawać tego dnia za całkowicie stracony. Ale może chociaż do dormitoriów Puchonek?" - pomyślał i spojrzał błagalnie na dziwne przejście.
Ruszył wolno wąskim tunelem. Ciemno, zatęchłe powietrze. Korytarz nie był używany od wielu, wielu lat. Pajęczyny wisiały na ścianach, a zakurzone inskrypcje wykonano chyba ze złota. Chłopak przyglądał się im z zainteresowaniem. To były runy, ale widocznie bardzo zaawansowane, bo Draco nie widział ich w żadnym z podręczników. Marszczył brwi i każdą z nich gładził w skupieniu, czując emanującą od nich, starożytną magię. Nie wiedział, dlaczego to robił, ale miał dziwne wrażenie, że te runy są w jakiś sposób ważne, i że na pewno nie zostały tu umieszczone przypadkowo. Inną sprawą był fakt, że mogły to być poprostu zaklęcia ochronne, albo kierunkowe, zapisane w formie runicznej. Draco był jednak skłonny odrzucić, to zbyt oczywiste rozwiązanie zagadki runów. Idąc korytarzem, był prawie jak w transie. Otępiały, stanął przed zamkniętymi drzwiami. Spróbował pchnąć kamienne wrota, ale nie ustąpiły. Oparły się też zwykłej Alohomorze. Chłopak zirytował się i postanowił zawrócić. Kiedy cofał się, dostrzegł z boku inne przejście. Poszedł w tamtym kierunku. Tego korytarza nie pokrywały żadne runy i, co najdziwniejsze, nie wyglądał na tak zaniedbany, jak tamta jego część.
"Może skrzaty go sprzątają?" - zastanawiał się młody arystokrata.
Tymczasem, w miarę jak szedł, w tunelu zaczęło się robić coraz jaśniej, zupełnie jakby na jego końcu, znajdowało się pomieszczenie z oświetleniem, albo oknami, a najprawdopodobniej z jednym i drugim.
"Niech to się wreszcie skończy!" - życzył sobie.
Błądzenie w ciemnych, pustych przejściach, zbyt przypominało mu dzieciństwo w jego domu - zamku w Malfoy Manor. Draco wiele razy gubił się w lochach, czy korytarzach nieużywanego, lewego skrzydła, dopóki nie podrósł na tyle, aby być w stanie nauczyć się planu rezydencji na pamięć. Przedtem wielokrotnie zdarzyło mu się płakać w samotności, w ciemnym kącie, a potem jeszcze musiał znosić reprymendy Lucjusza, kiedy, w wyniku zabłądzenia, spóźniał się na kolację. Jedynymi zaletami wyniesionymi z tamtej części dzieciństwa były: umiejętność szybkiej orientacji w przestrzeni i zdolność do zachowania zimnej krwi w różnych sytuacjach. Zresztą, tą ostatnią miał w genach i ćwiczył ją sobie chętnie, i bardzo często.
Na szczęście korytarz skończył się wkrótce dębowymi drzwiami, które tym razem dały się otworzyć po prostym naciśnięciu na klamkę. Malfoy znalazł się w pustym pomieszczeniu, przypominającym schowek na miotły. Wszedł za kolejne drzwi i, o dziwo, stanął w dormitorium siódmorocznych Gryfonek.
Na parapecie, z podkurczonymi nogami i niewidzącym wzrokiem, utkwionym w panoramę za oknem, siedziała Ithilina Nicks.
Blondyn westchnął. Wyglądała żałośnie. Wzdrygnął się. W sypialni było przeraźliwie zimno, bo kominek już dawno wygasł. Podszedł do niej. Nawet się nie poruszyła. Chyba nie była świadoma jego obecności w pokoju. Niepewnie dotknął jej ramienia. Drgnęła, ale kiedy na niego spojrzała, w jej oczach nie było wyrazu.
Poczuł się winny, za to czym się skończyła jego cholerna gorliwość. O tak, był dobrym synem. W tej chwili wolałby nawet jej krzyki, wyrzuty, klątwy, czy uderzenia.
- Ithilina - pierwszy raz odezwał się do niej po imieniu, ale zdaje się, że ona w ogóle tego nie zauważyła. Może nie zauważała już niczego?
- Powiedz coś - spróbował jeszcze raz.
To nie zabrzmiało jak rozkaz, a Malfoy'owie przecież nie umieją prosić. Ona nie wiedziała o niczym, zwyczjanie nie wiedziała. To go nie uspokoiło. Przyjrzał jej się uważnie. Miała mokre włosy. Chyba wyszła rano na dwór i nie zdążyła wyschnąć w tej chłodnej komnacie. Dotknął ręką jej czoła. Jęknęła.
- Ty głupia szlamo! - nie wytrzymał, dając upust swoim nerwom. Jak mogła tak nie dbać o siebie?! - Masz gorączkę.
Spróbował ją podnieść.
- Zostaw - odezwała się w końcu. - Zostaw mnie tutaj.
- Idziemy do Pomfrey. Powinna cię zaraz obejrzeć. - Draco nie dawał za wygraną.
Pomógł jej wstać. Zdrętwiałe nogi odmawiały jej posłuszeństwa. W dodatku drżała z zimna i musiała być osłabiona wysoką temperaturą.
- Zostaw! - powtórzyła gwałtownie, próbując go odepchnąć. Zatoczyła się i prawie upadła. Malfoy złapał ją w ostatniej chwili. - Ja nie chcę nigdzie iść - wychrypiała, bezradnie zaciskając dłonie w pięści. - To nie ma znaczenia jak się czuję. I tak mnie boli, tam w środku. I tak się duszę!
- Co ty mówisz? - próbował ją uspokoić. - Nicks, nie rób cyrku.
- Och, nienawidzę siebie, nienawidzę! - mówiła coraz szybciej, dysząc i szczękając zębami. - Po co mi to ciało? Po co mi to zdrowie? Po co mi ta szkoła, ta różdżka, ta magia? Jestem tylko mordercą, mordercą ... - ściszyła głos. Widocznie zaczynało jej brakować sił. Znów się zachwiała.
- Nie jesteś mordercą - był zszokowany jej wyznaniem. "Przydałby się Potter jako pocieszacz" - pomyślał.
Chciał jej powiedzieć: "Wszystko będzie dobrze", ale był Malfoy'em i zbyt dobrze wiedział, że to tylko pusty frazes.
- Zielone światło. Avada. Błysk. Brązowe oczy. On pada. Kosmyk rudych włosów. On pada. Szukam jej. Nie ma. Nie mylę się. Nienawidzę się nie mylić! Czarne włosy, błękitne oczy. Pustka. Brązowe oczy, błękitne oczy i pustka. I Avada. A pomiędzy tym moja różdżka. Moja przeklęta różdźka! A Anna ... A Anny już nie ma. Ona by mnie zrozumiała - Ithilina mówiła nieskładnie, chwilami krzyczała.
Draco nie próbował jej przerywać, nadal zbyt zaskoczony jej zachowaniem. Jednak zupełnie go zamurowało, kiedy dziewczyna wtuliła się w jego ramiona i zaczęła płakać.
"Czy ja wyglądam jak wieszak, albo chusteczka do nosa?" - zastanowił się. - "Coś z moim imidżem jest, w takim razie, nie tak!"
Chcąc, nie chcąc, musiał jej pozwolić przemoczyć łzami jego ulubioną, jedwabną koszulę. Nie podejrzewał, że taka drobna dziewczyna może mieć taki silny uścisk. Zrezygnowany, pogładził ją uspokajająco po włosach.

****

Szkocja, Hogwart - korytarz przed wejściem do Skrzydła Szpitalnego, wciąż ten sam listopadowy dzień, wczesne popołudnie

Ithilina odkleiła się od niego, dopiero, kiedy jej łzy zdążyły wydrążyć sobie koryto w jego szyi i spływały mu ciurkiem po plecach. Dała się zaprowadzić do Madame Pomfery, która zmierzyła jej temperaturę i zaaplikowała Eliksir Pieprzowy i Uspokajający. Pomogły oba. Gorączka spadła, a widmo depresji zostało narazie oddalone.
Chłopak czekał cierpliwie pod drzwiami sali. Nie powiedział jej jeszcze niczego.
Ithilina wyszła ze szpitala i popatrzyła na niego niepewnie. Chyba dopiero teraz dotarło do niej, że kiedy Anna umarła, on też tam był. No i uratował Tami. A dziś słuchał jej zwierzeń, pozwalając zniszczyć sobie koszulę i przyprowadził ją do szpitala, żeby się nie rozchorowała. Cóż, musiała przyznać, że należały mu się podziękowania. Przecież była tylko głupią szlamą, nie musiał się o nią troszczyć.
- Dziękuję - powiedziała i spróbowała wzbogacić swoje słowa uśmiechem, ale zamiast tego jej wargi tylko drgnęły, w grymasie, który bardziej przypominał wstrzymywanie się od płaczu, niż cokolwiek innego.
Draco, zdaje się, docenił jej wysiłek, bo uśmiechnął się łaskawie, po swojemu, i dodał, z arystokratyczną nonszalancją:
- Nie ma za co. Odprowadzę cię.
- Nie trzeba - zaprzeczyła szybko, nim zdążyła pomyśleć. Spojrzał na nią, najwyraźniej zaskoczony. - Yhym ... - wykrztusiła. - No, bo pomyślałam sobie, że i tak już starciłeś przeze mnie dużo czasu. No, ale jeśli nie sprawi ci to kłopotu ...
- Wierz mi - przerwał jej. - Malfoyowie nigdy nie robią rzeczy, które sprawiałyby im kłopoty.
Uśmiechnął się ironicznie. Iti westchnęła, ale zaraz coś sobie przypomniała, bo rzuciła:
- A dlaczego właściwie nie jesteś w Hogsmeade?
Draco prawie się stropił.
- No cóż ... - jak zawsze improwizował - eee ... mam trochę zaległości z Transmutacji, a w ogóle chciałem sobie poczytać parę książek, a pogoda bardziej się do tego nadaje, niż do latania po wsi, w deszczu.
- Aha - powiedziała, ale widać było, że to wyjaśnienie jej nie zadowoliło.
Wspinali się po schodach na Wieżę Gryfonów, gdy do Ithiliny dotarła kolejna rzecz, aż przystanęła w połowie drogi.
- Malfoy! Jakim cudem znalazłeś się w żeńskim dormitorium?!
"Ale ma zapłon. Już miałem nadzieję, że nigdy nie zapyta" - zauważył.
Oblizał wargi nim odpowiedział:
- Wiesz, to chyba oczywiste.
- Skoro to takie oczywiste, to nie rób sobie jaj, tylko mnie oświeć! No, słucham.
- Ekhm - odchrząknął, żeby dodać sobie animuszu. - Hasło podał mi Dumbledore, bo to on kazał mi cię poszukać. Nie było cię przecież na obiedzie. A do żeńskiego dormitorium nie mogą wejść tylko Gryfoni. Najwyraźniej nikt nie wpadł na to, że mógłby was odwiedzić jakiś Ślizgon - mrugnął do niej i zaśmiał się łobuzersko. Ciekawiło go, czy Iti kupi to kłamstwo.
- Faktycznie - odparła, przesadnie słodkim głosem. - Twoja inteligencja mnie powala.
- Wiem - odciął się. - A czy ty wiesz, że Malfoy'owie nigdy nie robią nic bez przyczyny? - dodał.
- Domyślam się - z wyrazu jej twarzy można było jasno wyczytać, że nie jest tym odkryciem zachwycona. - No więc? Jaka jest przyczyna twojej uprzejmości wobec mnie? Oprócz, oczywiście, polecenia służbowego.
- Chciałem z tobą porozmawiać.
- A co, twoim zdaniem, przez cały czas robimy?
- Idziemy.
- Nie rżnij głupa!
- No dobrze, mówimy, ale nie o tym, o czym bym chciał.
- W takim razie, czego chcesz?
- Na początek chciałbym, żebyś przestała się nad sobą użalać - wypalił.
"No tak, żaden Malfoy jeszcze nie zgrzeszył czułością i taktem w jednym zdaniu!" - pomyślała.
- Nie robię tego - warknęła. - Jeżeli teraz chcesz sobie kpić z moich słabości, to proszę bardzo. Wiedz, że każdy je ma. Oczywiście prócz ciebie! Nie udawaj tylko ofiary losu. Ja cię wcale nie prosiłam o podstawianie jedwabnej koszuli zamiast chusteczki.
Draco uśmiechnął się kpiąco.
- No, no. Kto by pomyślał, że Gryfoniątko potrafi być sarkastyczne! Kto cię tego nauczył, mała? Chyba spędzasz ze mną za dużo czasu.
- Ja z tobą?! - żachnęła się. - To ty wiecznie mnie śledzisz i ... - urwała, najwyraźniej, po raz setny, przypominając sobie śmierć Anny.
Przez kilka sekund, łapała szybko powietrze. Zamknęła oczy i przygryzła wargi, żeby się nie rozpłakać. Udało jej się opanować. Otworzyła ponownie oczy i patrzyła na niego z wyrzutem. Zrobiło mu się głupio.
- Dziś zachowałeś się jak dźentelmen, Draconie Malfoy'u i możesz sobie dopisać moje łzy, jako punkty na twoją korzyść. Ale wybacz, mam już dość towarzystwa twojej arystokratycznej osoby. Żegnam. Do pokoju trafię sama! - odwróciła się na pięcie i odeszła.
Chłopak został sam, na pustych schodach.
"Na Salazara! Nie mogę jej tego powiedzieć" - przypomniał sobie wyraz jej oczu, kiedy wyszła od Madame Pomfrey. - "Znienawidzi mnie teraz naprawdę."
Zupełnie nie wiedział, w którym momencie zaczęło mu zależeć, żeby relacje między nimi nie były wrogie. I z jakiego powodu?

****

Szkocja, Hogwart - dormitorium siódmorocznych Gryfonek, jeszcze to samo popołudnie

Ithilina wbiegła do sypialni, którą dzieliła z Hermioną, Lavender i Parvati. Teraz było w niej pusto. Zadygotała z zimna. Rzuciła się więc, na łóżko, zwinęła w kłębek i szczelnie opatuliła kołdrą. Drapało ją w gardle, znów chciało jej się płakać.
"Życie jest do bani" - pomyślała.
Łzy i obrazy tragedii, sprzed tygodnia, utuliły ją do snu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sareczka   Strażnicy   26.09.2007 16:34
sareczka   ROZDZIAŁ I i pół, czyli trochę retrospekcji ... S...   26.09.2007 16:37
sareczka   Nie ukrywam, ze byłoby mi niezmiernie miło, gdyby ...   27.09.2007 20:17
Toujours_Pur   Mrooochne!.Zrobiłaś kilka literówek,trochę błę...   28.09.2007 16:01
sareczka   Dziękuję Toujours_pour za komentarz. Spokojnie to ...   28.09.2007 19:23
sareczka   Wklejam następny rozdział, bo wciąż jednak mam nad...   30.09.2007 14:41
sareczka   Wklejam ten post, zakładając, że jednak ktoś to cz...   01.10.2007 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VI, czyli czasem lepiej nie wiedzieć... ...   06.10.2007 22:16
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest super! Nie licząc kilku liter...   18.01.2008 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VII, czyli muzyka nie zawsze łagodzi obyc...   04.02.2008 20:41
sareczka   ROZDZIAŁ VIII, czyli kosztowna chwila nieuwagi... ...   04.02.2008 20:42
Vivian Malfoy   no widzę, że się rozkręcasz :D coraz bardziej mn...   14.03.2008 19:43
sareczka   Oto następny rozdział. Życzę miłego czytania i dzi...   18.03.2008 23:45
Vivian Malfoy   ciekawe co będzie dalej? :) bardzo mi się podoba...   26.03.2008 21:10
sareczka   Dziękuję Vivian za kolejny komentarz :) Wklejam ko...   27.03.2008 21:34
Vivian Malfoy   Oj, zaczyna się robić coraz mroczniej... ale mi ja...   28.03.2008 19:32
sareczka   Już tradycjynie, dziękuję Vivian za komentarz. Wkl...   29.03.2008 16:16
Vivian Malfoy   Szczerze mówiąc, całość jest jak najbardziej straw...   30.03.2008 16:19
sareczka   Dziękuję za wyrozumiałość droga Vivian :) I dzięku...   02.04.2008 15:37
Vivian Malfoy   Muszę przyznać, że kolejną część napisałaś rewelac...   03.04.2008 14:42
sareczka   Dziękuję Ci, nieoceniona Vivian za komentowanie. T...   04.04.2008 22:21
Vivian Malfoy   Twój FF robi się coraz lepszy i coraz ciekawszy :...   05.04.2008 09:47
sareczka   Dziękuję (już tradycyjnie :) ) Vivian za komentarz...   05.04.2008 22:12
sareczka   Witajcie, drodzy Czytelnicy! To już przedostat...   10.04.2008 20:03
sareczka   Oto ostatni rozdział i... nic dodać, nic ująć ;) ...   19.04.2008 19:00
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest świetne i coraz ciekawsze. :) Sz...   20.04.2008 19:40
Annik Black   Opowiadanie jest bardzo wciągające :) Szkoda tylk...   24.06.2009 18:19


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 26.05.2024 07:21