Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Strażnicy, dla fanów Dracona Malfoy'a

sareczka
post 26.09.2007 16:34
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Witam wszystkich!
Jestem na Magicznym juz dosyć długo, ale dopiero teraz zdecydowałam się wstawić tu coś swojego. Zamieszczałam to opowiadanie już na dziurawcu, więc wielu z Was moze juz je znać. Zapraszam do czytania i proszę gorąco o komentarze smile.gif Ach, początek jest nudnawy, ale reszta podobno wyszła mi lepiej biggrin.gif

"STRAŻNICY" - CZĘŚĆ I TRYLOGII "DZIECKO PRZEZNACZENIA"

PROLOG, czyli tytułem wstępu...

Wschodnia Europa, wioska czarodziejów, mały domek ze ścianami bielonymi wapnem, sierpniowe popołudnie

- Jesteś pewna, ciociu?
- Tak pisze w liście. Dyrektor zgodził się, przyjąć cię na ostatni rok.
- Jak to? Ostatni rok? Przecież miałam iść do Akademii Św.Utrechta Czułego! O jakim dyrektorze ty mówisz?
- Bo widzisz wyniknęły pewne komplikacje, moja droga. System szkolnictwa w Anglii jest inaczej skonstruowany niz w naszym kraju. Musisz ukończyć siedem lat nauki podstawowej, a nie tylko sześć.
- Co?! A u nas w szkole mówili coś innego!
- A kto ci to mówił? Nauczyciele?Czy może organizatorzy tego projektu, co?
- No... nie. Koleżanki z klasy.
- A widzisz! Twoja matka też ci zawsze powtarza, żebyś tak nie słuchała swoich przyjaciół we wszystkim.
- Ta..., a szczególnie czarownic.
- I ma rację. Czy ty nie masz żadnego porządnego autorytetu?
- Mam. Merlina.
- No wiesz! A jakiś żyjący się znajdzie?
- Tak. Ja!
- Bezczelna, jak zawsze!
- Hej, nie denerwuj się tak! Powiedz mi lepiej kim jest ten dyrektor?
- Nazywa się profesor Dumbledoore.

Anglia - Birmingham, dom z werandą przy ulicy Mimbulus Mimbletonia, sierpniowa noc

Już to gdzieś widziała. Szare, zamglone wzgórza wydały jej się boleśnie znajome. Wychyliła się poprzez ramy otwartego okna jadącego pociągu najbardziej jak tylko mogła. Była pewna, że powinna coś dojrzeć, że już za tym zakrętem zobaczy... Tylko co zobaczy? Wpatrywała się intensywanie w jesienną szarugę, próbując dojrzeć we mgle coś na co podświadomie czekała. Pociąg wciąż pędził. Wsparła dłonie na, opuszczonej prawie do samego końca, szybie. Wciągnęła chłodne wieczorne powietrze w płuca. Czekała, a deszcz spadający na ziemię wąskimi strugami, zwolnił jeszcze bardziej swój lot. Nagle zdała sobie sprawę z oczywistego faktu. Już wiedziała gdzie jest! To był poprostu Hogwart Ekspress. Tak, na pewno! Zaraz za tymi wzgórzami zacznie zarysowywać się niewyraźny jeszcze kształt zamkowych wież. W tym momencie, aż dziwnym wydało jej się, że wcześniej nie rozpoznała, ani krajobrazu Szkocji, ani wnętrza pociągu, ani tym bardziej celu swojej podróży. Uśmiechnęła się do siebie. Chciała odetchnąć z ulgą.
Chciała, ale nie mogła. Coś było nie tak. Napięcie zdawało się wraz z mgłą wsączać w jej umysł. Miała wrażenie, że się dusi. Otworzyła szeroko usta, nie bacząc na dobre maniery, ale do skurczonych płuc nie dostała się ani krztyna wilgotnego powietrza. Sekundy mijały nieubłaganie, a ona bardzo szybko wpadała w panikę. Dlaczego nikt nie przychodził?! Chciała wołać o pomoc, biec, szukać ratunku, ale nie mogła się ruszyć. Zupełnie jakby ktoś zaklęciem przykuł ją do okna. Nie mogła nic zrobić, a czas mijał. Czuła, że siły opuszczają ją w zastraszającym tempie. Niemalże była w stanie zobaczyć jak jej własna magiczna moc materializuje sie w migoczącą poświatę wokół niej, jak wycieka z niej jak z podziurawionego balona. Nie była w stanie jej zatrzymać. Dusiła się, a Hogwart powoli wyłaniał się z mgły. Brak dopływu tlenu do mózgu zaczął w końcu dawać objawy w jej organizmie. Obraz Hogwartu rozmywał się przed jej oczyma, ginąc w ciemności. Czuła, że zapada się w tą ciemność. Była przerażona coraz bardziej. O, jakże bardzo nie chciała umierać! Gdzieś na granicy świadomości dojrzała jeszcze wyraźnie fragment hogwadzkiego muru. Nie mogła umrzeć! Nie teraz, kiedy... Nie!!!
Kamienie płaczą...

Obudziła się krzycząc i szlochając ze strachu. Oddychała ciężko przez kilka chwil, nie zwracając uwagi na płacz wyrwanego ze snu dziecka. Ulga, nareszcie poczuła ulgę. Nie ruszała się jeszcze przez następne parę sekund, ciesząc się, że to był tylko koszmar. Ciesząc się, że wciąż jeszcze żyje. Odetchnęła głęboko kilka razy chcąc opanować nerwy i powoli wstała z łółżka. Podeszła do łóżeczka dziecka. Niemowlę płakało nadal, machając rozpaczliwie rączkami. Nachyliła się nad nim i wzięła je na ręce.
- Już dobrze, dziecinko. Nie płacz. Mamusia jest przy tobie. Miałam koszmar, ale on minął - kołysała maleństwo w ramionach. - Ciii...no nie płacz już. Nic się nie stało. Wszystko jest dobrze. Ciii...
Dziecko uspokajało się z wolna. "Nie lubi gwałtownego budzenia, tak jak mamusia" - pomyślała, śmiejąc się w duchu. Opiekuńczo obejmowała swe maleństwo.
- No widzisz nie trzeba płakać. Mama jest i zawsze będzie przy tobie.
Duże zielone oczka zlustrowały ją uważnie.
Kamienie płaczą...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wrzesień, przed południem

- A Ty dlaczego nie na lekcjach?
- Okienko mam, a poza tym kim jesteś, żeby o to pytać? Prefekt Naczelną?
- Bezczelna jak każda Gryfonka!
- Nie wierzysz w przyjaźń między Ślizgonką a Gryfonką, co?
- A Ty wierzysz? Od razu widać, że jesteś tu nowa.
- No pewnie, że wierzę. W końcu jestem naiwną Gryfoneczką.
- He he he...No, bynajmniej masz poczucie humoru. Masz coś jeszcze oprócz tego do zaoferowania? Ślizgoni nie przyjaźnią się z byle kim.
- Ostrzegam, jestem szlamą.
- Ha ha ha... Ostrzegam, nie jestem typową Ślizgonką.
- Co przez to rozumiesz? Czyżbyś nie była tak arogancka, złośliwa i uprzedzona jak większość mieszkańców twojego domu?
- Ależ skądże! Miałam tylko na mysli, że nie jestem dzieckiem Śmierciożerców tak jak statystyczna większość w Slytherinie. Co do reszty twój opis się zgadza.
- He he he... Mimo to zaryzykuję. Jak się nazywasz?
- Anna Smithson.

****

ROZDZIAŁ I, czyli co ty o mnie myślisz...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wieczór

Noc Duchów była szczególna. Nawet bardzo s z c z e g ó l n a.
Draco szykował się na ucztę. Czarna szata, srebrne dodatki, zielona, jedwabna koszula. Stanął przed lustrem. Zanurzył dłoń w opakowaniu magicznego żelu Ulizanna, po to aby przygładzić włosy. Choć może się to komuś wydawać dziwne, Draco Malfoy miał normalne włosy, które potrafiły się wichrzyć i odstawać nisfornymi kosmykami. A to, że nigdy nie zapomniał użyć żelu przed opuszczeniem dormitorium było już inną bajką. Tym razem jednak nie wykonał codziennego rytuału. Przeszkodziała mu w tym bowiem niespodziewana, irracjonalna w jego mniemaniu, myśl:
"Jak się czeszą mugolscy chłopcy?"
Zupełnie nie wiedział, czemu się tam pojawiła i natychmiast ze złością ją odrzucił. No tak, znów ta głupia szlama! Stwierdzenie to bynajmniej nie odnosiło się tak jak zwykle do Granger. O, nie. Grangerówna niestety już nie była numerem pierwszym na jego liście ulubionych szlam. Teraz wydawała mu się mile przewidywalna, racjonalnie żałosna i w zdrowy sposób głupia. Młody Malfoy bardzo dobrze wiedział jak wyprowadzić ją z równowagi i chętnie z tej wiedzy korzystał. Niemniej miejsce pierwsze zajmowała obecnie złotowłosa Ithilina Nicks. Dlaczego? Na to pytanie Draco sam przed sobą musiał odpowiedzieć. Nie wiedział, dlaczego tak go irytuje ta dziewczyna. Poza faktem, że była szlamą, okazała się jeszcze skomplikowaną osobowością. Nieledwie szmobójczynią! No bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto uśmiecha się do Snape'a, czy pozwala sobie na delikatne drwiny z rzeczonego profesora z niewinnym usmiechem na ustach?! To już nie była arogancja, czy głupota. To był jawny brak instynktu samozachowawczego! Każdy normalny, szanujący się uczeń, a już w szczególności Gryfon wiedział, że Snape to nie jest normalny człowiek. Tak więc Ithilina była nieprzewidywalna. Wciąż nie mógł zgadnąć, czy w odpowiedzi na jego kolejna zniewagę, niepostrzeżenie wysunie różdżkę z rękawa i rzuci w niego klątwę bez inkantacji, czy raczej wybuchnie drwiącym śmiechem. Ach, jak ona go irytowała! Bo czego, jak czego, ale niewiedzy żaden czystokrwisty Malfoy nie mógł znieść. A możecie byc pewni, że Draco nie był w tym wypadku wyjątkiem od reguły. Ithilina była jego problemem, zagadką, którą od dwóch miesięcy starał się rozwikłać. Obserwował ją, poznał tajemnicę jej bransoletki, prowokował wielokrotnie na korytarzach, starając się zauważyć w jej reakcjach jakieś prawidłowowści. Ale ona uparcie wymykała się wszelkim zasadom. Draco był niepocieszony. Teraz też myślał o niej, stojąc przed lustrem, z ręką uniesioną, w połowie odległości od opakowania żelu do włosów, z kapiącą z niej mazią. Co by sobie pomyślała ta głupia szlama, gdyby dzisiaj wyglądał inaczej niż zwykle? Może zrobiłaby coś nowego? Tak, to byłaby świetna okazja, żeby ją po raz kolejny zdenerwować i sprowokować. A niech sobie zarobi miły szlabanik u uroczego Mistrza Eliksirów na przykład, skoro tak bardzo go lubi!Draco doszedł do wniosku, że po raz pierwszy odstawi dziś żel. Jakby nie patrzeć, z Nicks w roli przeciwnika nie mozna było się nudzić.
Koniec końców chłopak znalazł się w Wielkiej Sali na uczcie. Sala wyglądała wspaniale! Była przyciemniona, świece paliły się tylko w ogromnych kandelabrach zawieszonych na ścianach i w kilkunastu świecznikach stojących na stołach poszczególnych Domów. Po całym pomieszczeniu krążyły srebrzyste duchy, gawędząc między sobą lub z uczniami, śmiejąc się, albo śpiewając. Na stołach piętrzyły sie różne potrawy i Draco z zadowoleniem zauważył, jak Granger załamuje ręce nad taką ilością jedzenia. Nie bez satysfakcji pomyślał, że jej skrzaci przyjaciele musieli się nieźle napracować, żeby uczta wyglądała tak wspaniale. Z magicznego sklepienia sypał się srebrny pyłek, a w całej Wielkiej Sali niósł się zapach wilgotnego igliwia, pochodzący z nieznanego źródła, a więc zapewne wytworzony magicznie. Malfoy z lubością wdychał świeże, nocne powietrze. Dawało mu to poczucie prawdziwej wolności.
Tymczasem Harry siedział jak na szpilkach przy stole Gryffindooru. Nie rozmawiał z Ithiliną od czasu ich pamiętnego spotkania w łazience Jęczącej Marty. Wciąż nie miał okazji zobaczyć się z nią sam na sam, a nadal nurtowały go jej słowa, wypowiedziane na odchodnym: "Ja też tego nie rozumiem". I jeszcze to jej spojrzenie. Pełne żalu, niedowierzania i czegoś jeszcze, czego Harry sam nie umiałby nazwać. Jakby... tęsknoty? Tęsknoty. Powinien koniecznie z nią porozmawiać. Gdzie ona mogła być? Rozmyślania przerwał mu donośny głos dyrektora:
- Drodzy uczniowie! Nie muszę mówić, dlaczego się tu dziś zebraliśmy i jemy te wszystkie pyszności - w jego oczach zamigotały wesołe iskierki, a Harry mógłby przysiąc, że Dumbledore spojrzał w tej chwili na Rona Weasleya. - Nasze kochane duchy w tym roku zezwoliły wystąpić w ten ważny dla nich wieczór dwóm uczennicom, które za chwilę oczrują nas swoimi umiejętnościami.
Coś, na kształt przeczucia przemknęło, przez głowę Harrego Pottera.
Dyrektor ponownie usiadł na swoim miejscu. Wszystkie kandelabry i świeczniki w Wielkiej Sali zgasły. W jednej chwili zaległy egipskie ciemności. Zaskoczeni uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a kilka osób opuściło swoje miejsca wpadajac przy tym na sąsiadów. Wtedy z okolic gdzie jeszcze przed kilkoma minutami stał stół nauczycielski, rozbłysło pojedyncze światło wydobywając z mroku tę część sali. Po chwili dołączył do niego wyraźniejszy strumień niebieskiego światła. Wszyscy uczniowie, jak na komendę, spojrzeli w górę, w kierunku źródła światła. Była nim migocząca łagodnie srebrna kula, wisząca gdzieś wysoko pod sklepieniem Zamku. Nagle rozległy się głośne uderzenia perkusji. Odezwały się bębny i talerze. Przez salę przetoczył się dudniący pomruk muzyki. A potem rozległ się głos, który śpiewał melodię tęsknej, niepokojącej pisenki. Jednak nie było śpiewaczki. Wszyscy widzowie czekali.
W smudze światła pojawiła się w końcu jakaś postać. Zupełnie jakby się tam aportowała z innej sali. Draco wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć.
Dziewczyna miała kruczoczarne włosy. Delikatne rysy twarzy i smukła sylwetkę podkreśla długa, biała suknia z rozcięciami do połowy ud. Dziewczyna śpiewała pięknym, czystym głosem. Podchodziła coraz bliżej, krążąc między stołami Domów. Teraz Malfoy mógł juz bez problemu ją rozpoznać. To była Anna Smithson, siódmoroczna Ślizgonka, przyjaciółka tej głupiej szlamy. Ślizgonka, która umie śpiewać! Chłopak postanowił zanotować sobie ten fakt w pamięci. "Pewnie jest z tego powodu lepszym materiałem na żonę dla arystokraty" - pomyślał i uśmiechnął się z goryczą.
Muzyka zalewała umysły młodych adeptów magii, przyjemnie ogłuszającą falą. Była wszędzie. Dudniąca perkusja sprawiała, że uczniom drgały wszystkie narządy wewnętrzne, co im bynajmniej nie przeszkadzało. Anna odśpiewała refren. Kiedy jej głos ucichł, wszyscy poczuli się dziwnie, jakby ktoś wstrzyknął wszystkim słuchaczom potężny zastrzyk energii. Cisza wydawała się obca i nienaturalna dla tego miejsca. Zapanowała zbiorowa euforia. Tu i ówdzie ludzie zaczęli podnosić się z miejsc i oklaskami nagradzali niezwykłą śpiewaczkę. Ale ona tylko dała im znak ręką, aby sie uciszyli. Nastał czas na drugą zwrotkę i kolejną niespodziankę.
Najpierw był silny głos. Mroczny, wibrujacy, jakby lekko schrypnięty, wprawiający w drżenie. Podniecający. A potem w smugę światła wślizgnęła się druga dziewczyna. Tym razem ubrana na czarno, z twarza okoloną złotymi lokami, sięgającymi ramion. Cóż, takie włosy miała tylko jedna osoba w całej szkole i Draco bezceremonialnie wlepił w nią oczy. Ithilina, ponieważ to była ona, miała na sobie czarną bluzkę i obcisłe czarne spodnie. Oczywiscie Draco widział już dziewczyny w spodniach, ale nie takich. Strój panny Nicks zrobił na nim takie wrażenie, że poczuł palącą potrzebę wypicia soku dyniowego, a najlepiej czegoś znacznie mocniejszego.
A Ithilina śpiewała i robiła to perfekcyjnie. Refren obie nastolatki odśpiewały już razem, zachecając publiczność do przyłączenia się. Nie musiały tego powtarzać dwa razy. Głos Anny tak elektryzował hogwarcką młodzież, że nikt nie był w stanie usiedzieć na swoim miejscu spokojnie. Na sali zapanowało ogólne poruszenie. Gryfoni, Puchoni, Krukoni, a nawet Ślizgoni wymieszali się między sobą i pozbijali w grupki, kołysząc się w rytm muzyki i głośno śpiewając. Śpiewała cała szkoła łącznie z duchami. Refren powtórzył się kilkakrotnie, a potem muzyka urwała się i wszyscy zaczęli klaskać. W jednej chwili ponownie zapłonęły, oślepiające teraz, świece. Uczniowie stali i klaskali. Oszołomiony Draco spojrzał w kierunku, gdzie powinny stać obie wokalistki, ale o dziwo był tam znów stół nauczycielski i klaszczący również nauczyciele. Dumbledore miał znów iskierki w oczach, kiedy mówił:
- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli wiele okazji, żeby posłuchać panien Smithson i Nicks. A teraz życzę wszystkim smacznego.
Wszyscy zaczęli z wolna wracać do swoich stołów. Uczta przebiegała bez żadnych sensacji i z wolna półmiski uczniów zaczęły świecić pustkami, a sami Hogwartczycy szykowali sie do powrotu do swoich wież.
Draco zauważył Ithilinę przy stole Gryfonów. Rozglądała się po Wielkiej Sali, jakby ociągając się przed jej opuszczeniem. Czyżby na kogoś czekała? Pewnie na Annę. Odcinała się od swoich przyjaciół, ubranych przeważnie w barwy ich domu, więc nietrudno ją było przegapić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Anny. Chciał jej pogratulować występu. Nie mógł przecież powiedzieć szlamie komplementu, bo to by zniszczyło jego image. Nigdzie nie mógł dojrzeć Anny. Zupełnie jakby zniknęła. Postanowił więc pójść za Ithiliną. ponieważ był pewien, że i ona szuka swojej przyjaciółki. Nie miał teraz nic konkretnego do roboty, dlaczego więc nie miałby się zabawić podsłuchując dziewczyny?
Panna Nicks zaczęła przeciskać się przez tłum tak szybko, ze nim udało mu się w końcu opuścić Wielką Salę, kilkakrotnie był bliski zgubienia jej. Dokąd mogła się tak spieszyć?
- Dracuś, gdzie tak pędzisz?
Zjeżył się na te słowa.
- Nie teraz, Pansy!
Wyminął ją najszybciej jak tylko mógł, specjalnie szerokim łukiem, aby uniemożliwić jej rzucenie się na niego.
Ithilina wypadła z Wielkiej Sali i natychmiast skierowała się za Ślizgonami. Draco był pewien, że szuka Anny, ale szybko musiał zweryfikować swoje przypuszczenia, bo dziewczyna ruszyła w kierunku korytarza, prowadzącego do wyjścia z zamku.
"Co ona do cholery robi? Idzie na randkę z Potterem, czy co?" - na samą myśl o tym, Malfoy zgrzytnął zębami i zwinął dłonie w pięści.
Znów jednak mylił się. Ithilina wybiegła z zamku i skierowała się na ścieżkę, biegnącą na skos przez błonia, prosto w kierunku Zakazanego Lasu.
"No nie, jej odbilo!" - jęknął w duchu. - "Wracam do zamku. Niech się głupia szlama zabija beze mnie!" Naprawadę przez moment chciał zawrócić, ale ciekawość zwyciężyła. W końcu nie miał już jedenastu lat, a skoro jakaś szlama się nie boi, to on tym bardziej nie będzie. Dlatego, ostrożnie się skradając, podążył niezauważony za Ithiliną. Nagle coś zaświtało mu w głowie:"To bransoleta! Nicks chce się aportować. Dostała wezwanie od Anny. Ale gdzie w takim razie ona jest?"
Zauważył, że dziwczyna przystanęła raptownie. Była już na terenie Zakazanego Lasu. Stąd mogła się aportować. Nie namyślając się wiele, podbiegł i, w momencie aportacji, złapał ją za ramię. Nim świat zawirował mu przed oczami, zdążył jeszcze zobaczyć zupełnie zaskoczoną twarz Ithiliny i jej orzechowe oczy, przetykane złotymi nitkami, teraz wypełnione czystym przerażeniem.
Następnym faktem, który zarejestrował, były jej jedwabiste loki, przykrywające mu pół twarzy i ciepły ciężar jej ciała, przygniatający go do wilgotnej ziemi. Poruszył ręką, próbując odgarnąć trochę tych pachnących wanilią włosów. Wanilia... mógłby ją wdychać cały dzień.
Wtedy dziewczyna poruszyła się i spróbowała wstać. Uniosła głowę, która dotąd spoczywała na jego piersi i nagle ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Spojrzała w jego szare tęczówki, przypominające niebo w zachmurzony dzień, a w jej oczach zagościła furia.
- Malfoy! - wysyczała. - Dlaczego znów mnie śledziłeś?
- Jestem prefektem. A ty złamałaś regulamin - wymyślił na poczekaniu. - Z chęcią cię teraz ukarzę - dodał, i w jednej chwili przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad nią i z wyrazem triumfu, i rozbawienia spoglądał w jej, ocienione długimi rzęsami, oczy.
- Złaź ze mnie! - krzyknęła Iti.- Dotykasz szlamu - przypomniała mu, uśmiechając się drwiąco.
- Fakt! - zawołał i podniósł się szybko, uśmiechając się mściwie.
Gryfonka równiez wstała, a zaraz później krzyknęła i chwyciła się za nadgarstek. Draco popatrzył na nią zaskoczony.
- Ej co jest z... - nie zdążył dokończyć. Przerwała mu, mówiąc:
- Ona jest w niebezpieczeństwie - widać było, że nie ma pojęcia co robić, ale na jej twarzy pojawił się upór. - Ale ja jej pomogę.
- Ja też - dodał natychmiast Malfoy.
- Ty? - Iti rzuciła przez ramię, podążając w kierunku domu, stojącego na skraju polany. Najwyraźniej była zaskoczona.
- Ty oferujesz pomoc?
- Ona jest Ślizgonką - wyujaśnił sucho Draco, patrząc na nią z politowaniem.
Odwróciła się bez słowa i przyspieszyła kroku.
Pobiegł za nią.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sareczka
post 30.09.2007 14:41
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Wklejam następny rozdział, bo wciąż jednak mam nadzieję że ktoś to czyta, a nawet zechce skomentować biggrin.gif Chociaż, może się mylę smile.gif Za literówki i insze błędy, z serca przepraszam.

ROZDZIAŁ IV, czyli co może wyniknąć z rozmowy ...

Szkocja, Hogwart - gabinet dyrektora, listopadowe popołudnie

Draco siedział w fotelu, na wprost Dumbledora. Wiercił się niespokojnie, ponieważ czuł się nieswojo. Szanował dyrektora, ale nie lubił go i był pewien, że stary czarodziej o tym wie. W dodatku nie ufał mu. Wszystko to razem sprawiało, że czuł się niepewnie. Minął miesiąc od śmierci Anny, a Ministerstwo nadal nie znalazło zabójcy, ani jej, ani Percy'ego Weasley'a, podejrzewając zresztą, że dokonał tego jeden człowiek, bliżej niezidentyfikowany Śmierciożerca. Ithiliny, oczywiście, nikt nawet nie brał pod uwagę. Oficjalnie cały czas była w szkole. Miała szczęście, że Nott stracił pamięć, w wyniku kolizji z szafą, i nie mógł zeznawać. Prawdę znał tylko on i Snape. Ślizgon był pewien, że nauczyciel przekazał wszystko dyrektorowi, ale mimo to nie chciał rozmawiać o tamtej tragedii, której był świadkiem, ze srebrnobrodym czarodziejem. Właściwie nie wiedział, po co Dumbledore go do siebie wezwał.
- Wezwałem cię tu - zaczął czarodziej, jakby czytając w szarych oczach Dracona - po to, aby ci powiedzieć o pewnym wydarzeniu, które będzie miało miejsce dziś wieczorem.
- Jak to? - wtrącił się Mistrz Eliksirów, dotąd milcząco wpatrujący się w okno. - Po co chcesz w to mieszać Malfoy'a, Albusie?
W jego głosie zabrzmiał wyrzut. Dyrektor zwrócił na niego swoje zmęczone, błękitne oczy.
- On już jest w to zamieszany, Severusie. Obawiam się, że nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo.
Snape zmarszczył gniewnie brwi.
- O czym ty mówisz? Przepowiednia?
- Być może - stary mag wyraził swoje przypuszczenia i, w zamyśleniu, potarł długą brodę.
- Wiedzieliście?! - krzyknął oburzony Draco, do którego nagle dotarł sens tych słów. - Wiedzieliście i nic nie zrobiliście?! Dlaczego nikt tego nie powstrzymał? Nikt ich nie ostrzegł? Nikt mnie nie zatrzymał? - zakończył ciszej, zwieszając głowę.
- Uspokój się, chłopcze - zaczął dyrektor, ale młodszy mężczyzna mu przerwał.
Snape podszedł szybko do Malfoy'a i złapał go za ramię, potrząsając nim i zmuszając swego wychowanka, by na niego spojrzał.
- Ty głupcze! - syknął profesor. - To już się wydarzyło, a fakt, że stałeś się jedną z przyczyn zamachu, to jeszcze nie znaczy, że jesteś winny śmierci tej dziewczyny. Myślisz, że Czarny Pan nie ma swych informatorów nawet wśród Niewymownych? Przecież i tak by się w końcu dowiedział, a ty nie mógłbyś w żaden sposób ochronić Anny. Więc nie załamuj się niepotrzebnie nad swoim losem. W tym zamku to domena Gryfonów. Wystarczy nam Potter z piętnem Zbawcy Świata i Nicks z paranoją Jestem-Mordercą!
- Severusie - prychnął ostrzegawczo, Dumbledore.
- Na litość boską! Draconie, nie zachowuj się jak baba! - zawołał jeszcze, nim umilkł, puścił ucznia i wbił w niego swe bezdenne, czarne oczy.
Chłopak nie wiedział, jak ma się zachować. Po jego twarzy przesuwały się kolejno: wściekłość, strach, rozgoryczenie, aż w końcu zagościła na niej skrucha. I ulga.
- Ma pan rację, profesorze. Jestem Ślizgonem i nigdy się nie poddam.
- I to mi się podoba - pochwalił dyrektor, a Postrach Hogwartu ograniczył się do skinięcia głową, w geście aprobaty. - Czy możemy teraz przejść do rzeczy?
- Tak, oczywiście - zgodził się, blondyn.
- Dzisiaj będę w końcu mógł umieścić Tamirelle w Czarodziejskim Rodzinnym Domu Dziecka i chcę ...
- Co to oznacza? - przerwał mu szybko, Malfoy. - Czy ona nie posiada już żadnych krewnych?
- Na to drugie pytanie, z przykrością, muszę udzielić twierdzącej odpowiedzi - odparł gospodarz gabinetu i westchnął melancholijnie. - Co do pierwszego zaś, Rodzinny Dom Dziecka oznacza rodzinę, magiczną w naszym przypadku, wychowującą kilkoro obcych dzieci. Stąd nazwa. Tami będzie tam lepiej, niż w zwykłym sierocińcu.
- No tak - zgodził się, w tej samej chwili myśląc: "Ciekawe czy i mnie byłoby tam lepiej, niż w pustym zamku, z lodowatą matką i ojcem Śmierciożercą?"
- Draco? - zapytał surowo, Snape.
- Przepraszam, zamyśliłem się - odparł, lekko zmieszany. - Hmm ... czy możemy kontynuować?
- Tak, tak - gorąco przytaknął srebrnobrody czarodziej. - Właśnie dochodzę do sedna sprawy. Chcę, żebyście oboje, ty i panna Nicks, byli obecni przy przeprowadzce dziewczynki. Chcę, żebyście wiedzieli, gdzie ona jest.
- Ale dlaczego? - zdumiał się, i wbił w dyrektora pytające spojrzenie.
- Ponieważ uratowaliście jej życie, - wyjaśnił z dobrotliwym uśmiechem, jakby tłumaczył Ślizgonowi, że Słońce jest żółte - więc jesteście za nią odpowiedzialni.
Snape przyjrazł się uważnie swojemu chrześniakowi. Był ciekawy, jakie wrażenie zrobią na nim słowa dyrektora. Jak przyjmie ten nowy obowiązek? Severus obserwował młodego arystokratę od czasu tragedii. Widział jego początkowy szok. Zrozumiał, że Lucjusz nie zabijał w obecności syna, choć pewnie torturował przy nim mugoli. Te seceny zwiększyły u nastolatka próg obojętności, ale nie wykorzeniły z niego współczucia i ludzkich odruchów. Draco, na szczęście, odczuł śmierć Ślizgonki. Nie pozostał obojętny. Sam mu przecież wtedy powiedział: "Ja nie będę zabijał niewinnych ludzi, profesorze." Snape był pewien, że nie mówił tego w afekcie, bowiem jego szare oczy błyszczały wówczas mądrością i pozostały zdeterminowane, na przekór drżącym dłoniom.
"Nie liczyłbym jednak, Dumbledore, że zrobisz z niego kolejnego rycerzyka bez skazy ni zmazy." - pomyślał. - "To nie Złoty Chłopiec, tylko Ślizgon. Będzie dbał o swoje interesy."
- Czego więc pan ode mnie oczekuje? - zapytał chłodno chłopak, kierując swe stalowe oczy na dyrektora Hogwartu.
"To inteligentna odpowiedź" - skomentował Snape. - "Nie zdradził swoich myśli. Sądzę, że byłby w stanie szybko opanować oklumencję. Może mu być w przyszłości bardzo potrzebna. Oby nie szybciej, niż się spodziewamy."
- Chcę po prostu, żebyś ją czasem odwiedził - srebrnowłosy mag uśmiechnął się ciepło do swego nieufnego ucznia. - To ci na pewno pomoże, drogi chłopcze. A teraz proszę cię, znajdź pannę Nicks i powiadom ją, że macie się stawić przed bramą Hogwartu, po kolacji. Powinieneś znaleźć ją na Wieży Astronomicznej. Czy masz jeszcze jakieś pytania?
- Tylko jedno, proszę pana - stalowe oczy Dracona błysnęły zimno. - Ponowię je. Dlaczego Anna Smithson nie została ostrzeżona przed atakiem Sami-Wiecie-Kogo?
- Powiedz mu, Albusie - niespodziewanie Snape, znów wtrącił się do rozmowy i prawie wrogo, popatrzył na swego przełożonego.
Dumbledore westchnął smutno, splótł palce obu dłoni i oparł na nich brodę.
- Nie wiedzieliśmy, drogi chłopcze. Niestety nie wiedzieliśmy, że w czasie wakacji panna Smithson urodziła dziecko.
- Aha - odparł beznamiętnie Malfoy, po czym podniósł się z fotela i ruszył do wyjścia. - Tego się spodziewałem - rzucił na odchodnym. - Do widzenia.
Opuścił gabinet, zostawiając w nim Albusa Dumbledora, z patrzącym na niego gniewnie Mistrzem Eliksirów.

****

Szkocja, Hogwart - Wieża Astronomiczna, to samo listopadowe popołudnie

Znalazł ją na samym szczycie, w opuszczonej komnacie. Wpatrywała się w pierwsze gwiazdy, pomału widoczne na, szybko ciemniejącym, niebie. Ostatnim razem z bliska widział ją na co tygoniowych zajęciach Eliksirów. Nie mógł jej się dokładnie przyjrzeć, bo siedziała na drugim końcu klasy. Zdumiał się, jak bardzo zmieniły się ich stosunki od czasu tragedii. Przynajmniej z jego strony. Nie żeby ją od razu polubił, wręcz przeciwnie, wciąż działała mu na nerwy, kiedy z premedytacją uciekała mu na korytarzach, gdy próbował ją zagadnąć, ale ...
"Nie, to nie. Żaden Malfoy nie będzie zabiegał o towarzystwo szlamy! Ale z drugiej strony, czy ja się teraz zachowuję jak Malfoy? Przecież nie chcę być taki, jak mój ojciec. Nie chcę służyć Czarnemu Panu. Czy więc powinienem się liczyć z pozostałymi tradycjami mojej rodziny?"
Na to pytanie nie umiał sobie odpowiedzieć.
- Ithilina! - zawołał ją.
Drgnęła, wyrwana z zadumy, szybko stanęła na nogi i odważnie spojrzała w jego szare tęczówki.
- Już nie głupia szlama? - syknęła gniewnie, zaciskając usta.
- Daj spokój. Nie mam ochoty się z tobą kłócić. Nie umiesz zrozumieć, że aktualnie nic do ciebie nie mam?
- Może muszę na kimś wyładować negatywne emocje i padło na ciebie, bo się napatoczyłeś?
- Och, to dobrze, że ostatnio mnie unikałaś. Nie miałaś serca mnie krzywdzić - zakpił.
Zamachała rękoma w obronnym geście.
- Dobrze. Mów, co masz powiedzieć i zostaw mnie samą.
- No, wiesz! - obruszył się. - Połowa dziewcząt w tej szkole chciałaby, żebym za nimi latał, jak idiota, pięćset stopni na Wieżę, a ty mnie spławiasz.
Przez chwilę panowała cisza, a Draco już pomyślał, że dziewczyna rzuca w niego jakieś zaklęcie bez inkantacji, ale ona odchyliła tylko głowę i wybuchnęła nieco histerycznym, a zarazem złośliwym, śmiechem. Skonsternowany, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i postanowił przeczekać, ten niespodziewany wybuch wesołości.
- Nie doceniałam cię, Malfoy. Potrafisz zafundować człowiekowi rozrywkę nawet bez przemiany we fretkę.
Obraziła go! Poczuł, że świerzbi go ręka do różdżki, ale ona też potrafiła być niebezpieczna, więc postanowił jej tym razem nie denerwować.
- Dumbledore kazał mi cię znaleźć.
- Czy coś się stało? - zainteresowała się, a w jej orzechowych oczach, błysnął niepokój.
- Dzisiaj Tamirelle ma zostać przeniesiona do Rodzinnego Domu Dziecka i on chce, żebyśmy tam byli.
- Czarodziejskiego? - upewniła się błyskawicznie.
- Tak.
- Dlaczego oboje? Co ty masz z tym wspólnego? - oburzyła się.
- A ty? Już zapomniałaś, kto trzymał dzieciaka na rękach, jak ty wymachiwałaś różdżką?
Zacisnęła ze złością usta, ale udało jej się pohamować.
- Ok. Kiedy?
- Po kolacji, przed wejściem do szkoły - odpowiedział. - I ubierz się jakoś porządnie. Nikt nie będzie oglądał Malfoy'a w towarzystwie panienki, ubranej w barwy Gryffindooru - uśmiechnął się krzywo.
- Oczywiście nie mogłeś powstrzymać się od sarkazmu. Ale dobrze, że to zrobiłeś, bo zaczynałam się bać, o twoje zdrowie psychiczne - Ithilina nie dała się wyprowadzić z równowagi. - I możesz być pewien, że ubiorę się odpowiednio - dodała, uśmiechając się chytrze.
- Nie krzyw się tak, bo ci tak zostanie! - odciął się, zmierzając w kierunku schodów.
- W takim razie, tobie także! - zawołała.
- Ale ja nie jestem dziewczyną - rzucił przez ramię, wychodząc i zamykając za sobą drzwi. Jako Malfoy, lubił mieć ostatnie słowo.

Spotkali się z dyrektorem, przed bramą Hogwartu. Zeszli po kamiennych stopniach i udali się na skraj Zakazanego Lasu. Szli gęsiego, aby się nie potknąć na wąskiej, wyboistej ścieżce. Prowadził dyrektor, a Draco szedł ostatni. Przypomniał sobie, jak skradał się za Ithiliną, która biegła do lasu w Noc Duchów, by pospieszyć z pomocą przyjaciółce. Poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku. Nie chciał wiedzieć, jak w tej chwili musiała czuć się Gryfonka. Dotarli na miejsce aportacji. Dumbledore popatrzył uważnie na ich twarze.
- Dobrze, moje dzieci. Jestem pewny, że sobie poradzicie - po czym wyjął, zza pazuchy, pusty zwój pergaminu, który okazał się świstokilikem.
Malfoy spojrzał na miodowłosą. Wyglądała na przygnębioną.

****

Anglia - okolice Londynu, kwadratowy domek, z wielkim kominem, nadal ten listopadowy wieczór

Wylądowali przed małym, ciemnym domkiem, w którym paliły się wszystkie światła. Podążyli za Dumbledorem do drzwi. Zaraz, po pierwszym dzwonku, otworzyła im uśmiechnięta, pulchna kobieta, w długiej, fioletowej szacie.
- Witaj, Albusie. Dziewczynkę przywiozła uzdrowicielka, Aurelia Ross, jakąś godzinę temu. Cieszę się, że już przybyliście - powiedziała ciepłym głosem, obrzucając życzliwym spojrzeniem dwójkę młodych czarodziejów. - Czy to są te dzielne dzieci? - zapytała.
- Tak - odparł krótko stary mag, wchodząc za gospodynią do mieszkania. - To Draco, a to Ithilina - przedstawił ich oboje, a kobieta każdemu z nich podała wyciągniętą dłoń.
- Jestem Cynthia Brishney. Ja i mój mąż, Thom, zrobimy wszystko, aby dobrze wychować to maleństwo.
Gryfonka usmiechnęła się do niej, z wdzięcznością.
- Jestem tego pewna, proszę pani. Czy mogę zobaczyć Tami? - zapytała.
- Oczywiście. Już po nią idę. Proszę, rozgośćcie się. Zaraz przyślę skrzata z herbatą - kobieta wycofała się do pokoju, w głębi domu.
Dumbledore rozsiadł się w fotelu, a Draco i Iti, usadowili się na przeciwnych końcach kanapy. Dyrektor zahihotał w swą puszystą brodę, widząc ich konsternację.
Madame Brishney wróciła zaraz za skrzatem, trzymając w ramionach niemowlę, owinięte w różowy kocyk. Podeszła do dziewczyny i dała jej dziecko na ręce. Iti delikatnie przytrzymała maleństwo, które otworzyło swe zielone ślepka i, jakby się namyślając, popatrzyło na twarz Gryfonki. Uśmiechnęła się blado do dziecka i przezwyciężając drapanie w gardle, oraz cisnące się do oczu łzy, powiedziała:
- Cześć, malutka. Pamiętasz mnie jeszcze? Bo ja ciebie tak. Naprawdę.
Draco zrozumiał, co miała na mysli. Przysunął się do niej, a potem delikatnie pogłaskał główkę Tami.
- Nie sądzisz, że to mnie raczej pamięta? To ja ją trzymałem na rękach - przypomniał.
- Masz rację - powiedziała, a on rzucił jej zaskoczone spojrzenie. - A ja zupełnie o niej zapomniałam - dodała, bardziej do siebie, niż do niego.
"Zdaje się, że ta dziewczyna znów ma po co żyć. Mieliśmy rację, Severusie" - pomyślał Albus Dumbledore, obserwujący swoich uczniów z drugiego końca pokoju.
- Jest coś, o co chciałbym was poprosić - powiedział głośno.
Podnieśli na niego głowy i przypatrywali mu się intensywnie.
- Chodzi o bezpieczeństwo Tami. Chcę, żebyście zostali Strażnikami Fideliusa tego domu.
- Oboje? Jak to możliwe, dyrektorze? Zmodyfikował pan ten czar? Ale po co? - zapytała natychmiast, Ithilina.
- Pytania godne panny Granger, panno Nicks.
- Wiedziałem, że skądś znam tą arogancję - zauważył Draco, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- Tak, zmodyfikowałem zaklęcie - kontynuował Dumbledore. - Zrobiłem to, dlatego że wam ufam. Teraz, żeby wróg mógł poznać sekret, którego bronicie, musiałby złapać was oboje, jednocześnie. To bezpieczniejsze rozwiązanie, ponieważ we dwójkę są zawsze większe szanse na obronę, niż pojedynczo. Zgadzacie się?
- Tak - odparła bez namysłu, dziewczyna.
"Głupia Gryfonka" - pomyślał Draco. - "Ja tam bym musiał się zastanawiać co najmniej przez tydzień i zapytać o radę moich prawników. No, ale cóż. Jak przypuszczam, dyrektor nie da mi tyle czasu do namysłu."
- Zgadzam się - powiedział niechętnie.
- Bardzo się cieszę - zapewnił stary czarodziej, a oczy mu zamigotały.
Wyjął różdżkę i rzucił na nich skomplikowane zaklęcie.
- Miałam ci powiedzieć, że ślicznie wyglądasz w tej sukience, kochanie. Ja też byłam Gryfonką - Madame Brishney zwróciła się do Ithiliny, a ta odpowiedziała ciepłym uśmiechem.
Malfoy spojrzał na pannę Nicks i jęknął. Dopiero teraz zauważył, że miała na sobie czerwoną sukienkę, szytą grubymi, złotymi nićmi.
"Oczywiście musiała mi zrobić na złość!" - pomyślał.
- Musimy już wracać - przypomniał dyrektor.
Zaczęli zbierać się do wyjścia. Gospodyni żegnała ich, z Tami w ramionach.
- Proszę jej za to kupić zielony kocyk, w prezencie ode mnie - powiedział młody arystokrata, wręczając jej kilkanaście galeonów. - Jej matka na pewno wolała ten kolor.
- Jak sobie życzysz, mój drogi - zgodziła się, wyraźnie rozbawiona. - "Od razu widać, że to Ślizgon" - skomentowała, w duchu.

****

Szkocja, Hogwart - Pracownia Eliksirów, następny listopadowy wieczór

- Jesteś absolutnie zdecydowany, Albusie? Z tego co wiem, ma bardzo dobre oceny z Zielarstwa. Dlaczego Pomona nie może się nią zająć?
- Tu nie chodzi tylko o dziewczynę, Severusie. Wiesz o przepowiedni. Jest co najmniej kilka powodów, dla których panna Nicks powinna rozpocząć pracę przy tym projekcie.
- On wymaga bardzo zaawansowanej wiedzy. Czarnemu Panu już nie wystracza magiczna część świata, chce jeszcze mugoli. To jest bardzo poważna sprawa. Zbyt ważna, by angażować w nią nastolatkę, z problemami wieku dorastania!
- Zapominasz o jej potencjale umysłowym. Poza tym, pochodzi z mugolskiej rodziny. Może ułatwić ci znalezienie drogi na połączenie środków magicznych i mugolskich. Sam mówiłeś, że przydałby ci się ktoś, kto zna się na chemii.
- Albusie, ale ja myślałem o zawodowcu! A nie o ...
- Wystarczy. Próbowałem już uruchomić moje kontakty po niemagicznej stronie, ale jesteśmy w stanie wojny. Nie mogę prosić o pomoc, nie wyjaśniając co się dzieje, kogoś, kto w dodatku nie jest w stanie sam się obronić. Prawda?
- Yhm ..., no tak. Ale może ...
- Severusie, bardzo cię proszę. Jesteś wspaniałym nauczycielem i najlepszym Mistrzem Eliksirów. Czy muszę ci to powtarzać za każdym razem, kiedy mam do ciebie prośbę, dotyczącą Gryfonów?
- Oczywiście, że nie. Zawsze możesz wydać mi polecenie służbowe. Jednak ty wolisz stwarzać pozory mojego samodzielnego wyboru. Zastanawiam się, po co to robisz?
- Och, ja sobie notuję te wszystkie sytuacje, kiedy robisz coś dla Gryffindooru, żeby wychowankowie Minerwy mogli pomnik postawić na twoją cześć - Dumbledore zahihotał.
- Nie mów tak, Albusie, bo doprowadzisz mnie do zawału - Snape uśmiechnął się ironicznie, a potem dodał:
- Zgadzam się, ale tylko dlatego, że ktoś powinien mieć ją na oku.
- Bardzo się cieszę, że się dogadaliśmy, przyjacielu - dyrektor odpowiedział szerokim uśmiechem, po czym skierował się do wyjścia. - Ach, byłbym zapomniał! Panna Weasley także pragnie dostać się na Akademię Utrechta Czułego - rzucił, przez ramię.
Severus Snape zbladł. Drzwi za Dumbledorem zamknęły się z cichym skrzypnięciem. Postrach Hogwartu podszedł do lustra i przyjrzał się uważnie swojemu odbiciu, studiując w zamyśleniu, milimetr po milimetrze, swoją twarz.
- Czy ja wyglądam na gryfońską niańkę? - zapytał.
- Wiesz, jakby się tak przyjrzeć z lewego profilu i pod kątem ... - odpowiedział lustrzany Mistrz Eliksirów.
- Zamknij się! Bo inaczej rzucę w ciebie Diffindo. I nie obchodzi mnie siedem lat nieszczęścia - wściekł się.
- Wyluzuj, Sev!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sareczka   Strażnicy   26.09.2007 16:34
sareczka   ROZDZIAŁ I i pół, czyli trochę retrospekcji ... S...   26.09.2007 16:37
sareczka   Nie ukrywam, ze byłoby mi niezmiernie miło, gdyby ...   27.09.2007 20:17
Toujours_Pur   Mrooochne!.Zrobiłaś kilka literówek,trochę błę...   28.09.2007 16:01
sareczka   Dziękuję Toujours_pour za komentarz. Spokojnie to ...   28.09.2007 19:23
sareczka   Wklejam następny rozdział, bo wciąż jednak mam nad...   30.09.2007 14:41
sareczka   Wklejam ten post, zakładając, że jednak ktoś to cz...   01.10.2007 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VI, czyli czasem lepiej nie wiedzieć... ...   06.10.2007 22:16
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest super! Nie licząc kilku liter...   18.01.2008 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VII, czyli muzyka nie zawsze łagodzi obyc...   04.02.2008 20:41
sareczka   ROZDZIAŁ VIII, czyli kosztowna chwila nieuwagi... ...   04.02.2008 20:42
Vivian Malfoy   no widzę, że się rozkręcasz :D coraz bardziej mn...   14.03.2008 19:43
sareczka   Oto następny rozdział. Życzę miłego czytania i dzi...   18.03.2008 23:45
Vivian Malfoy   ciekawe co będzie dalej? :) bardzo mi się podoba...   26.03.2008 21:10
sareczka   Dziękuję Vivian za kolejny komentarz :) Wklejam ko...   27.03.2008 21:34
Vivian Malfoy   Oj, zaczyna się robić coraz mroczniej... ale mi ja...   28.03.2008 19:32
sareczka   Już tradycjynie, dziękuję Vivian za komentarz. Wkl...   29.03.2008 16:16
Vivian Malfoy   Szczerze mówiąc, całość jest jak najbardziej straw...   30.03.2008 16:19
sareczka   Dziękuję za wyrozumiałość droga Vivian :) I dzięku...   02.04.2008 15:37
Vivian Malfoy   Muszę przyznać, że kolejną część napisałaś rewelac...   03.04.2008 14:42
sareczka   Dziękuję Ci, nieoceniona Vivian za komentowanie. T...   04.04.2008 22:21
Vivian Malfoy   Twój FF robi się coraz lepszy i coraz ciekawszy :...   05.04.2008 09:47
sareczka   Dziękuję (już tradycyjnie :) ) Vivian za komentarz...   05.04.2008 22:12
sareczka   Witajcie, drodzy Czytelnicy! To już przedostat...   10.04.2008 20:03
sareczka   Oto ostatni rozdział i... nic dodać, nic ująć ;) ...   19.04.2008 19:00
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest świetne i coraz ciekawsze. :) Sz...   20.04.2008 19:40
Annik Black   Opowiadanie jest bardzo wciągające :) Szkoda tylk...   24.06.2009 18:19


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 25.05.2024 18:18