Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Strażnicy, dla fanów Dracona Malfoy'a

sareczka
post 26.09.2007 16:34
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Witam wszystkich!
Jestem na Magicznym juz dosyć długo, ale dopiero teraz zdecydowałam się wstawić tu coś swojego. Zamieszczałam to opowiadanie już na dziurawcu, więc wielu z Was moze juz je znać. Zapraszam do czytania i proszę gorąco o komentarze smile.gif Ach, początek jest nudnawy, ale reszta podobno wyszła mi lepiej biggrin.gif

"STRAŻNICY" - CZĘŚĆ I TRYLOGII "DZIECKO PRZEZNACZENIA"

PROLOG, czyli tytułem wstępu...

Wschodnia Europa, wioska czarodziejów, mały domek ze ścianami bielonymi wapnem, sierpniowe popołudnie

- Jesteś pewna, ciociu?
- Tak pisze w liście. Dyrektor zgodził się, przyjąć cię na ostatni rok.
- Jak to? Ostatni rok? Przecież miałam iść do Akademii Św.Utrechta Czułego! O jakim dyrektorze ty mówisz?
- Bo widzisz wyniknęły pewne komplikacje, moja droga. System szkolnictwa w Anglii jest inaczej skonstruowany niz w naszym kraju. Musisz ukończyć siedem lat nauki podstawowej, a nie tylko sześć.
- Co?! A u nas w szkole mówili coś innego!
- A kto ci to mówił? Nauczyciele?Czy może organizatorzy tego projektu, co?
- No... nie. Koleżanki z klasy.
- A widzisz! Twoja matka też ci zawsze powtarza, żebyś tak nie słuchała swoich przyjaciół we wszystkim.
- Ta..., a szczególnie czarownic.
- I ma rację. Czy ty nie masz żadnego porządnego autorytetu?
- Mam. Merlina.
- No wiesz! A jakiś żyjący się znajdzie?
- Tak. Ja!
- Bezczelna, jak zawsze!
- Hej, nie denerwuj się tak! Powiedz mi lepiej kim jest ten dyrektor?
- Nazywa się profesor Dumbledoore.

Anglia - Birmingham, dom z werandą przy ulicy Mimbulus Mimbletonia, sierpniowa noc

Już to gdzieś widziała. Szare, zamglone wzgórza wydały jej się boleśnie znajome. Wychyliła się poprzez ramy otwartego okna jadącego pociągu najbardziej jak tylko mogła. Była pewna, że powinna coś dojrzeć, że już za tym zakrętem zobaczy... Tylko co zobaczy? Wpatrywała się intensywanie w jesienną szarugę, próbując dojrzeć we mgle coś na co podświadomie czekała. Pociąg wciąż pędził. Wsparła dłonie na, opuszczonej prawie do samego końca, szybie. Wciągnęła chłodne wieczorne powietrze w płuca. Czekała, a deszcz spadający na ziemię wąskimi strugami, zwolnił jeszcze bardziej swój lot. Nagle zdała sobie sprawę z oczywistego faktu. Już wiedziała gdzie jest! To był poprostu Hogwart Ekspress. Tak, na pewno! Zaraz za tymi wzgórzami zacznie zarysowywać się niewyraźny jeszcze kształt zamkowych wież. W tym momencie, aż dziwnym wydało jej się, że wcześniej nie rozpoznała, ani krajobrazu Szkocji, ani wnętrza pociągu, ani tym bardziej celu swojej podróży. Uśmiechnęła się do siebie. Chciała odetchnąć z ulgą.
Chciała, ale nie mogła. Coś było nie tak. Napięcie zdawało się wraz z mgłą wsączać w jej umysł. Miała wrażenie, że się dusi. Otworzyła szeroko usta, nie bacząc na dobre maniery, ale do skurczonych płuc nie dostała się ani krztyna wilgotnego powietrza. Sekundy mijały nieubłaganie, a ona bardzo szybko wpadała w panikę. Dlaczego nikt nie przychodził?! Chciała wołać o pomoc, biec, szukać ratunku, ale nie mogła się ruszyć. Zupełnie jakby ktoś zaklęciem przykuł ją do okna. Nie mogła nic zrobić, a czas mijał. Czuła, że siły opuszczają ją w zastraszającym tempie. Niemalże była w stanie zobaczyć jak jej własna magiczna moc materializuje sie w migoczącą poświatę wokół niej, jak wycieka z niej jak z podziurawionego balona. Nie była w stanie jej zatrzymać. Dusiła się, a Hogwart powoli wyłaniał się z mgły. Brak dopływu tlenu do mózgu zaczął w końcu dawać objawy w jej organizmie. Obraz Hogwartu rozmywał się przed jej oczyma, ginąc w ciemności. Czuła, że zapada się w tą ciemność. Była przerażona coraz bardziej. O, jakże bardzo nie chciała umierać! Gdzieś na granicy świadomości dojrzała jeszcze wyraźnie fragment hogwadzkiego muru. Nie mogła umrzeć! Nie teraz, kiedy... Nie!!!
Kamienie płaczą...

Obudziła się krzycząc i szlochając ze strachu. Oddychała ciężko przez kilka chwil, nie zwracając uwagi na płacz wyrwanego ze snu dziecka. Ulga, nareszcie poczuła ulgę. Nie ruszała się jeszcze przez następne parę sekund, ciesząc się, że to był tylko koszmar. Ciesząc się, że wciąż jeszcze żyje. Odetchnęła głęboko kilka razy chcąc opanować nerwy i powoli wstała z łółżka. Podeszła do łóżeczka dziecka. Niemowlę płakało nadal, machając rozpaczliwie rączkami. Nachyliła się nad nim i wzięła je na ręce.
- Już dobrze, dziecinko. Nie płacz. Mamusia jest przy tobie. Miałam koszmar, ale on minął - kołysała maleństwo w ramionach. - Ciii...no nie płacz już. Nic się nie stało. Wszystko jest dobrze. Ciii...
Dziecko uspokajało się z wolna. "Nie lubi gwałtownego budzenia, tak jak mamusia" - pomyślała, śmiejąc się w duchu. Opiekuńczo obejmowała swe maleństwo.
- No widzisz nie trzeba płakać. Mama jest i zawsze będzie przy tobie.
Duże zielone oczka zlustrowały ją uważnie.
Kamienie płaczą...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wrzesień, przed południem

- A Ty dlaczego nie na lekcjach?
- Okienko mam, a poza tym kim jesteś, żeby o to pytać? Prefekt Naczelną?
- Bezczelna jak każda Gryfonka!
- Nie wierzysz w przyjaźń między Ślizgonką a Gryfonką, co?
- A Ty wierzysz? Od razu widać, że jesteś tu nowa.
- No pewnie, że wierzę. W końcu jestem naiwną Gryfoneczką.
- He he he...No, bynajmniej masz poczucie humoru. Masz coś jeszcze oprócz tego do zaoferowania? Ślizgoni nie przyjaźnią się z byle kim.
- Ostrzegam, jestem szlamą.
- Ha ha ha... Ostrzegam, nie jestem typową Ślizgonką.
- Co przez to rozumiesz? Czyżbyś nie była tak arogancka, złośliwa i uprzedzona jak większość mieszkańców twojego domu?
- Ależ skądże! Miałam tylko na mysli, że nie jestem dzieckiem Śmierciożerców tak jak statystyczna większość w Slytherinie. Co do reszty twój opis się zgadza.
- He he he... Mimo to zaryzykuję. Jak się nazywasz?
- Anna Smithson.

****

ROZDZIAŁ I, czyli co ty o mnie myślisz...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wieczór

Noc Duchów była szczególna. Nawet bardzo s z c z e g ó l n a.
Draco szykował się na ucztę. Czarna szata, srebrne dodatki, zielona, jedwabna koszula. Stanął przed lustrem. Zanurzył dłoń w opakowaniu magicznego żelu Ulizanna, po to aby przygładzić włosy. Choć może się to komuś wydawać dziwne, Draco Malfoy miał normalne włosy, które potrafiły się wichrzyć i odstawać nisfornymi kosmykami. A to, że nigdy nie zapomniał użyć żelu przed opuszczeniem dormitorium było już inną bajką. Tym razem jednak nie wykonał codziennego rytuału. Przeszkodziała mu w tym bowiem niespodziewana, irracjonalna w jego mniemaniu, myśl:
"Jak się czeszą mugolscy chłopcy?"
Zupełnie nie wiedział, czemu się tam pojawiła i natychmiast ze złością ją odrzucił. No tak, znów ta głupia szlama! Stwierdzenie to bynajmniej nie odnosiło się tak jak zwykle do Granger. O, nie. Grangerówna niestety już nie była numerem pierwszym na jego liście ulubionych szlam. Teraz wydawała mu się mile przewidywalna, racjonalnie żałosna i w zdrowy sposób głupia. Młody Malfoy bardzo dobrze wiedział jak wyprowadzić ją z równowagi i chętnie z tej wiedzy korzystał. Niemniej miejsce pierwsze zajmowała obecnie złotowłosa Ithilina Nicks. Dlaczego? Na to pytanie Draco sam przed sobą musiał odpowiedzieć. Nie wiedział, dlaczego tak go irytuje ta dziewczyna. Poza faktem, że była szlamą, okazała się jeszcze skomplikowaną osobowością. Nieledwie szmobójczynią! No bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto uśmiecha się do Snape'a, czy pozwala sobie na delikatne drwiny z rzeczonego profesora z niewinnym usmiechem na ustach?! To już nie była arogancja, czy głupota. To był jawny brak instynktu samozachowawczego! Każdy normalny, szanujący się uczeń, a już w szczególności Gryfon wiedział, że Snape to nie jest normalny człowiek. Tak więc Ithilina była nieprzewidywalna. Wciąż nie mógł zgadnąć, czy w odpowiedzi na jego kolejna zniewagę, niepostrzeżenie wysunie różdżkę z rękawa i rzuci w niego klątwę bez inkantacji, czy raczej wybuchnie drwiącym śmiechem. Ach, jak ona go irytowała! Bo czego, jak czego, ale niewiedzy żaden czystokrwisty Malfoy nie mógł znieść. A możecie byc pewni, że Draco nie był w tym wypadku wyjątkiem od reguły. Ithilina była jego problemem, zagadką, którą od dwóch miesięcy starał się rozwikłać. Obserwował ją, poznał tajemnicę jej bransoletki, prowokował wielokrotnie na korytarzach, starając się zauważyć w jej reakcjach jakieś prawidłowowści. Ale ona uparcie wymykała się wszelkim zasadom. Draco był niepocieszony. Teraz też myślał o niej, stojąc przed lustrem, z ręką uniesioną, w połowie odległości od opakowania żelu do włosów, z kapiącą z niej mazią. Co by sobie pomyślała ta głupia szlama, gdyby dzisiaj wyglądał inaczej niż zwykle? Może zrobiłaby coś nowego? Tak, to byłaby świetna okazja, żeby ją po raz kolejny zdenerwować i sprowokować. A niech sobie zarobi miły szlabanik u uroczego Mistrza Eliksirów na przykład, skoro tak bardzo go lubi!Draco doszedł do wniosku, że po raz pierwszy odstawi dziś żel. Jakby nie patrzeć, z Nicks w roli przeciwnika nie mozna było się nudzić.
Koniec końców chłopak znalazł się w Wielkiej Sali na uczcie. Sala wyglądała wspaniale! Była przyciemniona, świece paliły się tylko w ogromnych kandelabrach zawieszonych na ścianach i w kilkunastu świecznikach stojących na stołach poszczególnych Domów. Po całym pomieszczeniu krążyły srebrzyste duchy, gawędząc między sobą lub z uczniami, śmiejąc się, albo śpiewając. Na stołach piętrzyły sie różne potrawy i Draco z zadowoleniem zauważył, jak Granger załamuje ręce nad taką ilością jedzenia. Nie bez satysfakcji pomyślał, że jej skrzaci przyjaciele musieli się nieźle napracować, żeby uczta wyglądała tak wspaniale. Z magicznego sklepienia sypał się srebrny pyłek, a w całej Wielkiej Sali niósł się zapach wilgotnego igliwia, pochodzący z nieznanego źródła, a więc zapewne wytworzony magicznie. Malfoy z lubością wdychał świeże, nocne powietrze. Dawało mu to poczucie prawdziwej wolności.
Tymczasem Harry siedział jak na szpilkach przy stole Gryffindooru. Nie rozmawiał z Ithiliną od czasu ich pamiętnego spotkania w łazience Jęczącej Marty. Wciąż nie miał okazji zobaczyć się z nią sam na sam, a nadal nurtowały go jej słowa, wypowiedziane na odchodnym: "Ja też tego nie rozumiem". I jeszcze to jej spojrzenie. Pełne żalu, niedowierzania i czegoś jeszcze, czego Harry sam nie umiałby nazwać. Jakby... tęsknoty? Tęsknoty. Powinien koniecznie z nią porozmawiać. Gdzie ona mogła być? Rozmyślania przerwał mu donośny głos dyrektora:
- Drodzy uczniowie! Nie muszę mówić, dlaczego się tu dziś zebraliśmy i jemy te wszystkie pyszności - w jego oczach zamigotały wesołe iskierki, a Harry mógłby przysiąc, że Dumbledore spojrzał w tej chwili na Rona Weasleya. - Nasze kochane duchy w tym roku zezwoliły wystąpić w ten ważny dla nich wieczór dwóm uczennicom, które za chwilę oczrują nas swoimi umiejętnościami.
Coś, na kształt przeczucia przemknęło, przez głowę Harrego Pottera.
Dyrektor ponownie usiadł na swoim miejscu. Wszystkie kandelabry i świeczniki w Wielkiej Sali zgasły. W jednej chwili zaległy egipskie ciemności. Zaskoczeni uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a kilka osób opuściło swoje miejsca wpadajac przy tym na sąsiadów. Wtedy z okolic gdzie jeszcze przed kilkoma minutami stał stół nauczycielski, rozbłysło pojedyncze światło wydobywając z mroku tę część sali. Po chwili dołączył do niego wyraźniejszy strumień niebieskiego światła. Wszyscy uczniowie, jak na komendę, spojrzeli w górę, w kierunku źródła światła. Była nim migocząca łagodnie srebrna kula, wisząca gdzieś wysoko pod sklepieniem Zamku. Nagle rozległy się głośne uderzenia perkusji. Odezwały się bębny i talerze. Przez salę przetoczył się dudniący pomruk muzyki. A potem rozległ się głos, który śpiewał melodię tęsknej, niepokojącej pisenki. Jednak nie było śpiewaczki. Wszyscy widzowie czekali.
W smudze światła pojawiła się w końcu jakaś postać. Zupełnie jakby się tam aportowała z innej sali. Draco wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć.
Dziewczyna miała kruczoczarne włosy. Delikatne rysy twarzy i smukła sylwetkę podkreśla długa, biała suknia z rozcięciami do połowy ud. Dziewczyna śpiewała pięknym, czystym głosem. Podchodziła coraz bliżej, krążąc między stołami Domów. Teraz Malfoy mógł juz bez problemu ją rozpoznać. To była Anna Smithson, siódmoroczna Ślizgonka, przyjaciółka tej głupiej szlamy. Ślizgonka, która umie śpiewać! Chłopak postanowił zanotować sobie ten fakt w pamięci. "Pewnie jest z tego powodu lepszym materiałem na żonę dla arystokraty" - pomyślał i uśmiechnął się z goryczą.
Muzyka zalewała umysły młodych adeptów magii, przyjemnie ogłuszającą falą. Była wszędzie. Dudniąca perkusja sprawiała, że uczniom drgały wszystkie narządy wewnętrzne, co im bynajmniej nie przeszkadzało. Anna odśpiewała refren. Kiedy jej głos ucichł, wszyscy poczuli się dziwnie, jakby ktoś wstrzyknął wszystkim słuchaczom potężny zastrzyk energii. Cisza wydawała się obca i nienaturalna dla tego miejsca. Zapanowała zbiorowa euforia. Tu i ówdzie ludzie zaczęli podnosić się z miejsc i oklaskami nagradzali niezwykłą śpiewaczkę. Ale ona tylko dała im znak ręką, aby sie uciszyli. Nastał czas na drugą zwrotkę i kolejną niespodziankę.
Najpierw był silny głos. Mroczny, wibrujacy, jakby lekko schrypnięty, wprawiający w drżenie. Podniecający. A potem w smugę światła wślizgnęła się druga dziewczyna. Tym razem ubrana na czarno, z twarza okoloną złotymi lokami, sięgającymi ramion. Cóż, takie włosy miała tylko jedna osoba w całej szkole i Draco bezceremonialnie wlepił w nią oczy. Ithilina, ponieważ to była ona, miała na sobie czarną bluzkę i obcisłe czarne spodnie. Oczywiscie Draco widział już dziewczyny w spodniach, ale nie takich. Strój panny Nicks zrobił na nim takie wrażenie, że poczuł palącą potrzebę wypicia soku dyniowego, a najlepiej czegoś znacznie mocniejszego.
A Ithilina śpiewała i robiła to perfekcyjnie. Refren obie nastolatki odśpiewały już razem, zachecając publiczność do przyłączenia się. Nie musiały tego powtarzać dwa razy. Głos Anny tak elektryzował hogwarcką młodzież, że nikt nie był w stanie usiedzieć na swoim miejscu spokojnie. Na sali zapanowało ogólne poruszenie. Gryfoni, Puchoni, Krukoni, a nawet Ślizgoni wymieszali się między sobą i pozbijali w grupki, kołysząc się w rytm muzyki i głośno śpiewając. Śpiewała cała szkoła łącznie z duchami. Refren powtórzył się kilkakrotnie, a potem muzyka urwała się i wszyscy zaczęli klaskać. W jednej chwili ponownie zapłonęły, oślepiające teraz, świece. Uczniowie stali i klaskali. Oszołomiony Draco spojrzał w kierunku, gdzie powinny stać obie wokalistki, ale o dziwo był tam znów stół nauczycielski i klaszczący również nauczyciele. Dumbledore miał znów iskierki w oczach, kiedy mówił:
- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli wiele okazji, żeby posłuchać panien Smithson i Nicks. A teraz życzę wszystkim smacznego.
Wszyscy zaczęli z wolna wracać do swoich stołów. Uczta przebiegała bez żadnych sensacji i z wolna półmiski uczniów zaczęły świecić pustkami, a sami Hogwartczycy szykowali sie do powrotu do swoich wież.
Draco zauważył Ithilinę przy stole Gryfonów. Rozglądała się po Wielkiej Sali, jakby ociągając się przed jej opuszczeniem. Czyżby na kogoś czekała? Pewnie na Annę. Odcinała się od swoich przyjaciół, ubranych przeważnie w barwy ich domu, więc nietrudno ją było przegapić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Anny. Chciał jej pogratulować występu. Nie mógł przecież powiedzieć szlamie komplementu, bo to by zniszczyło jego image. Nigdzie nie mógł dojrzeć Anny. Zupełnie jakby zniknęła. Postanowił więc pójść za Ithiliną. ponieważ był pewien, że i ona szuka swojej przyjaciółki. Nie miał teraz nic konkretnego do roboty, dlaczego więc nie miałby się zabawić podsłuchując dziewczyny?
Panna Nicks zaczęła przeciskać się przez tłum tak szybko, ze nim udało mu się w końcu opuścić Wielką Salę, kilkakrotnie był bliski zgubienia jej. Dokąd mogła się tak spieszyć?
- Dracuś, gdzie tak pędzisz?
Zjeżył się na te słowa.
- Nie teraz, Pansy!
Wyminął ją najszybciej jak tylko mógł, specjalnie szerokim łukiem, aby uniemożliwić jej rzucenie się na niego.
Ithilina wypadła z Wielkiej Sali i natychmiast skierowała się za Ślizgonami. Draco był pewien, że szuka Anny, ale szybko musiał zweryfikować swoje przypuszczenia, bo dziewczyna ruszyła w kierunku korytarza, prowadzącego do wyjścia z zamku.
"Co ona do cholery robi? Idzie na randkę z Potterem, czy co?" - na samą myśl o tym, Malfoy zgrzytnął zębami i zwinął dłonie w pięści.
Znów jednak mylił się. Ithilina wybiegła z zamku i skierowała się na ścieżkę, biegnącą na skos przez błonia, prosto w kierunku Zakazanego Lasu.
"No nie, jej odbilo!" - jęknął w duchu. - "Wracam do zamku. Niech się głupia szlama zabija beze mnie!" Naprawadę przez moment chciał zawrócić, ale ciekawość zwyciężyła. W końcu nie miał już jedenastu lat, a skoro jakaś szlama się nie boi, to on tym bardziej nie będzie. Dlatego, ostrożnie się skradając, podążył niezauważony za Ithiliną. Nagle coś zaświtało mu w głowie:"To bransoleta! Nicks chce się aportować. Dostała wezwanie od Anny. Ale gdzie w takim razie ona jest?"
Zauważył, że dziwczyna przystanęła raptownie. Była już na terenie Zakazanego Lasu. Stąd mogła się aportować. Nie namyślając się wiele, podbiegł i, w momencie aportacji, złapał ją za ramię. Nim świat zawirował mu przed oczami, zdążył jeszcze zobaczyć zupełnie zaskoczoną twarz Ithiliny i jej orzechowe oczy, przetykane złotymi nitkami, teraz wypełnione czystym przerażeniem.
Następnym faktem, który zarejestrował, były jej jedwabiste loki, przykrywające mu pół twarzy i ciepły ciężar jej ciała, przygniatający go do wilgotnej ziemi. Poruszył ręką, próbując odgarnąć trochę tych pachnących wanilią włosów. Wanilia... mógłby ją wdychać cały dzień.
Wtedy dziewczyna poruszyła się i spróbowała wstać. Uniosła głowę, która dotąd spoczywała na jego piersi i nagle ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Spojrzała w jego szare tęczówki, przypominające niebo w zachmurzony dzień, a w jej oczach zagościła furia.
- Malfoy! - wysyczała. - Dlaczego znów mnie śledziłeś?
- Jestem prefektem. A ty złamałaś regulamin - wymyślił na poczekaniu. - Z chęcią cię teraz ukarzę - dodał, i w jednej chwili przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad nią i z wyrazem triumfu, i rozbawienia spoglądał w jej, ocienione długimi rzęsami, oczy.
- Złaź ze mnie! - krzyknęła Iti.- Dotykasz szlamu - przypomniała mu, uśmiechając się drwiąco.
- Fakt! - zawołał i podniósł się szybko, uśmiechając się mściwie.
Gryfonka równiez wstała, a zaraz później krzyknęła i chwyciła się za nadgarstek. Draco popatrzył na nią zaskoczony.
- Ej co jest z... - nie zdążył dokończyć. Przerwała mu, mówiąc:
- Ona jest w niebezpieczeństwie - widać było, że nie ma pojęcia co robić, ale na jej twarzy pojawił się upór. - Ale ja jej pomogę.
- Ja też - dodał natychmiast Malfoy.
- Ty? - Iti rzuciła przez ramię, podążając w kierunku domu, stojącego na skraju polany. Najwyraźniej była zaskoczona.
- Ty oferujesz pomoc?
- Ona jest Ślizgonką - wyujaśnił sucho Draco, patrząc na nią z politowaniem.
Odwróciła się bez słowa i przyspieszyła kroku.
Pobiegł za nią.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sareczka
post 01.10.2007 21:49
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Wklejam ten post, zakładając, że jednak ktoś to czyta tongue.gif

ROZDZIAŁ V, czyli przekleństwa impulsywności ...

Szkocja, Hogwart - Pracownia Eliksirów, przerwa po Eliksirach siódmego roku Gryffindoor-Slytherin

Severus Snape siedział za swoim ogromnym, mahoniowym biurkiem i bębnił palcami w stół. W kącie sali dziewczyna, obdarzona charakterystycznymi, miodowymi lokami, próbowała zgarnąć do szkolnej torby pergamin i pióro, jednocześnie zawiązując ponownie na szyi krawat, w złote i czerwone pasy. Rzucała ukradkowe spojrzenia na drzwi do lochu, jakby bała się, że osoba, która zaraz przez nie wejdzie, wyda jakąś jej straszną tajemnicę. Była niespokojna.
Profesor także się niecierpliwił. Nadal był wściekły, że Dumbledore nie potraktował poważnie jego pracy, przydzielając mu do pomocy zaledwie uczennice i to w dodatku Gryfonki! A teraz on, Mistrz Eliksirów (podobno najlepszy w całej Anglii), będzie musiał marnować czas, który mógłby całkowicie poswięcić badaniom, na doglądanie postępów swoich, pożal się Salazarze, pomocnic.
"No i jeszcze Weasleyówna się spóźnia! Jeżeli zawsze będzie tak robić, to ..." - denerwował się.
Nareszcie rozległo się pukanie, a następnie do klasy weszła Ginevra i śmiało podeszła do biurka profesora.
- Pan mnie wzywał, profesorze?
- Tak. Panno Nicks, proszę tutaj w końcu podejść. Jakim cudem udaje się pani zdążyć z jednej lekcji na drugą, pakując się tak długo? - zadrwił. - Nie, proszę nie tracić czasu na odpowiedź.
Spojrzała na niego jak zbity pies, aż sam się zdziwił, że nie sprawiło mu to przyjemności.
Ginny zacisnęła usta w wąską kreskę, kiedy Ithilina zbliżyła się do biurka. Czegokolwiek chciał Snape, nie mógł wybrać dla panny Weasley gorszego towarzystwa. Nawet samego Malfoy'a zniosłaby chętniej, niż tą dziewczynę. Starsza Gryfonka pobladła nieco, nie obdarzając Ginevry ani jednym spojrzeniem. Ignorując się nawzajem, zajęły się gapieniem na Mistrza Eliksirów.
- Wezwałem was tutaj, - rozpoczął - ponieważ chcecie zdawać na Akademię Utrechta Czułego i opanowałyście Eliksiry Uzdrawiające w wystarczającym stopniu, aby wziąć udział w specjalnym projekcie - przerwał na chwilę, obserwując jakie wrażenie na nich wywiera.
Wydawały się zaskoczone jego słowami. W końcu otwarcie docenił ich wiedzę!
- Nie będę owijał w bawełnę. Czarny Pan od czasu swojego powrotu nie zajmował się tylko nieudanymi próbami zamachu na życie Złotego Chłopca. Szukał mitycznego Wywaru Przyjemności. Czy wiecie coś na jego temat?
Obie Gryfonki, zapominając o wzajemnej animozji, zamknęły rozdziawione usta i, popatrzywszy po sobie, wzruszyły ramionami.
- Nie, sir - odpowiedziała w imieniu ich obu, rudowłosa.
- Tak myślałem - odparł słodko, ale w jego wykonaniu zabrzmiało to jak obelga. - Otóż, eliksir ten nie jest już od niedawna mityczny, bo Lordowi udało się stworzyć jego recepturę. Wywar Przyjemności jest zabójczy. Według starożytnych przekazów, ma formę przezroczystej mgły, która ma uzależniający zapach. Jest tak przyjemny, że ofiary nie chcą opuścić skażonego pomieszczenia. Efekt to całkowity paraliż woli. Tak mówią legendy...
- Co to oznacza? - zapytała Iti.
Postrach Hogwartu zmarszczył gniewnie brwi. Miała czelność mu przerywać!
- Spokojnie, panno Nicks, bo pomyślę, że ma pani zbyt słabe nerwy do pracy w moim laboratorium - syknął. - Miałem zamiar wszystko wyjaśnić nim mi pani przerwała.
Niemal udało mu się ją przestraszyć. Wpatrywała się w niego, a ręce drżały jej ze zdenerwowania.
- Człowiek, poddany działaniu Wywaru Przyjemności, jest jak pusta skorupa, przedmiot, którym można swobodnie sterować. A co najważniejsze, Czarny Pan pracuje nad ulepszeniem go, tak aby działał też na mugoli.
Pobladły jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe.
- Wywar nie został jeszcze przygotowany - kontynuował. - Jak każda trucizna, tak i ta, ma swoje antidotum. Na tym się skupimy. Wasze zadanie będzie polegało na zbieraniu informacji i testowaniu próbnych preparatów, a także badaniu zachowania składników eliksiru w różnych środowiskach. Tworzeniem odtrutki zajmę się ja. Macie być moimi laborantami do brudnej roboty - ostrzegł. - Nie toleruję spóźniania, lenistwa i kłótni w mojej pracowni. Czy wszystko jasne?
- Tak jest, sir - przytaknęły i jedna za drugą opuściły salę.

****

Szkocja, Hogwart - Loch nr 13, listopadowy wieczór

Pracowały w skupieniu. Pozornie - tylko pracowały, w rzeczywistości - toczyły zimną wojnę. Atmosferę zatruwały nie tylko opary warzących się mikstur. Cisze rozdarł brzęk tłuczonego szkła.
- Patrz jak chodzisz! Mogłaś mnie oparzyć!
- Przepraszam - rzuciła Ithilina, znudzonym głosem.
Tak było od dwóch tygodni, czyli od czasu, kiedy Snape skazał je na wzajemne towarzystwo w swoim laboratorium. Nie mogły się dogadać. Nadal. Ithilina starała się schodzić Ginevrze z drogi. Nie chciała się kłócić. Nie miała siły. Wystarczająco przytłaczała ją świadomość tego, że zabiła jej brata. Czuła się podle, okłamując wszystkich dookoła, ale strach przed Azkabanem powodował, że nie byłaby zdolna przyznać się publicznie.
- Jesteś nieodpowiedzialna. Nie wiem jak Snape w ogóle mógł cię tu wpuścić!
Ginny miała wybuchowy temperament i duże doświadczenie w sprzeczkach, po szesnastu latach kłótni z sześciorgiem braci. Naprawdę trudno było ją ignorować.
Ithilina prostym Reparo załatwiła sprawę rozbitej probówki. Wróciła do swojego kociołka.
"Dodać korzenie asfodelusa i zamieszać w lewo siedem i pół razy. A potem szybko wrzucić wysuszone odwłoki krętek mglistych." - myślała, nie odrywając oczu od eliksiru.
- Czyżbyś była spokrewniona z Malfoy'ami, że stary Nietoperz zaangażował cię do tej pracy? - zadrwiła rudowłosa.
Iti rzuciła jej wściekłe spojrzenie, a potem spojrzała ponownie na swój secyfik. Zamarła z wysuszonymi odwłokami małych robaków, w jednej ręce, a chochlą do połowy zanurzoną w cieczy, w drugiej.
- Na ślepego niuchacza! Zamieszałam w prawo! - odwróciła się w kierunku młodszej Gryfonki i wymierzyła w nią oskarżycielsko, rękę pełną krętek. - To przez ciebie!
- To nie moja wina, że niczego nie potrafisz uwarzyć za pierwszym razem - odcięła się Weasleyówna, choć dobrze wiedziała, że to nieprawda.
- Cooo?! - rzuciła gniewnie odwłoki na ziemię.
Miała dosyć. Nie mogła dawać się obrażać w nieskończoność!
- Słuchaj, Ginevro - wiedziała, że Ginny nie lubi swojego pełnego imienia i świadomie postanowiła to wykorzystać. - Czy ty masz dzisiaj wyjatkowo zły dzień, że musisz się na mnie wyżywać? Co ja ci zrobiłam?
- Tak mam - warknęła. - Dzisiaj i w ogóle, bo pewna dziewczyna odbija mi Harry'ego! I powiem ci, co mi zrobiłaś. To ty jesteś tą dziewczyną! Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Ja? - zdziwiła się. - Że niby odbijam ci Harry'ego? To absurd! Przyjaźnimy się tylko. A poza tym nie muszę ci się tlumaczyć! Z tego co wiem rozstaliście się.
- Więc masz złych informatorów, bo ja nie zamierzam zostawić Harry'ego samego. Radzę ci odczepić się od niego. Sprowadzasz go na złą drogę .
- Czy ty się dobrze czujesz? Nie zaszkodziły ci opary tego eliksiru? Ja, na złą drogę? O czym ty mówisz?
- Znów udajesz, że nie wiesz o co mi chodzi? A kim była twoja przyjaciółka, jeśli nie dzieckiem Śmierciożerców?! Może nawet sama miała Mroczny Znak? Mój ojciec pracuje w Ministerstwie i dobrze wiem, dlaczego Smithsonowie zginęli! Nie wykonali jakiegoś zadania Sama-Wiesz-Kogo i zostali ukarani.
Ithilina przez dłuższą chwilę nie mogła wykrztusić ani słowa.
- To stek kłamstw! Anna zginęła z rąk Śmierciożerców!
- Temu nie zaprzeczam - rzuciła Ginny. - Była taka sama jak oni!
Ginevra przegięła. Nie wiedziała, że igra z ogniem.
W oczach Ithiliny pojawił się stalowy błysk. Jej twarz poczerwieniała z gniewu. Przestała się kontrolować. Nie myśląc co robi, porwała swoją różdżkę ze stołu i wymierzyła ją w rudowłosą.
- Nigdy. Nie. Obrażaj. Anny. W. Mojej. Obecności!!!
- Nie boję się ciebie - Ginny była odważna, ale nie dość szybka.
Zdążyła zaledwie sięgnąć do kieszeni szaty, w poszukiwaniu różdżki, kiedy trafiła ją Drętwota Ithiliny. Nieprzytomna, padła na posadzkę i akurat tą chwilę wybrał sobie Mistrz Eliksirów, na skontrolowanie postępów swoich uczennic. Jedno spojrzenie pozowliło mu zrozumieć sytuację.
- Enervate! - krzyknął, cucąc pannę Weasley.
Wsypał garść proszku Fiuu do kominka i wsadziwszy weń głowę, powiedział do Madame Pomfery, żeby zeszła do Lochu nr 13 zająć się Ginny. Potem odwrócił się do Ithiliny, która wyglądała na oszołomioną, swoim własnym zachowaniem.
- Nicks - warknął. - Wiesz, że za atak na ucznia grozi ci wydalenie z Hogwartu? Idziemy do dyrektora. Natychmiast.
Kiwnęła głową. Wyglądała na przerażoną. Posłusznie podreptała za nim, na spotkanie z konsekwencjami tego, co zrobiła. Po jej głowie kołatała się jedna myśl: "Jak to się stało, że tak się wściekłam?"
Nerwowo poprawiała włosy prawą ręką, na której lśniła w świetle świec, srebrna bransoletka.

****

Szkocja, Hogwart - okrągły pokoik na prawo od wejścia do Pokoju Wspólnego Slytherinu, tego samego dnia - około dwóch godzin później

Od mniej więcej godziny Argus Filch i jego kotka, Pani Noris, leżeli wyciągnięci przed kominkiem w prywatnych kwaterach woźnego, w podziemiach Hogwartu. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby odpoczywali w niedzielę, a nie w sobotę. Otóż sobota była, w osobistym terminarzu porządkowym pana Filcha, dniem szczególny. Dniem, w którym należało wysprzątać wszystkie toalety w zamku. Makabra! Na całym świecie istniały tylko dwie rzeczy, których woźny nienawidził bardziej niż uczniów: psy i śmierdzące nieczystościami toalety. Dlatego też, kiedy profesor Snape kazał mu wymyślić szlaban dla siódmorocznej Gryfonki, nie wahał się ani chwili. Co prawda, gdy Dumbledore powiedział mu, za co owa pannica otrzymuje karę, chciał dorzucić jeszcze podwieszanie za ręce pod sufitem, na żelaznych łańcuchach, ale dyrektor się nie zgodził. Szkoda.
"Nikt w tej szkole nie docenia moich dobrych pomysłów!" - oburzał się, głaszcząc swą kotkę po chudym grzbiecie.

****

Szkocja, Hogwart - Łazienka Prefektów, w tym samym czasie

"Nie wyrzucili mnie. Nie wyrzucili mnie" - Ithilina powtarzała sobie w myślach, w kółko to samo zdanie, bo wciąż nie mogła uwierzyć, że dyrektor pozwolił jej pozostać w szkole. Zabronił jej jednak używać różdżki na korytarzu i dał szlaban z Filchem. Była bardzo zadowolona, że tylko na tym się skończyło. W Hogwarcie atakowanie się uczniów i rzucanie na siebie zaklęć nie było nowością i gdyby panna Nicks była statystyczną uczennicą, groziłaby jej tylko nagana. Jednak ją musieli traktować inaczej. Zabiła człowieka, a fakt, że zrobiła to przypadkowo, nie miał tu większego znaczenia. Dumbledora niepokoiły jej nieporządane moce, więc musiał mieć ją na oku. Była niebezpieczna. Nie potrafiła nad sobą zapanować. Dyrektor dał jej szansę, nie wydał jej Wizengamotowi, a ona go zawiodła. Ta myśl bolała ją najbardziej.
Czyściła już trzecią toaletę z kolei. To była Łazienka Prefektów. Gryfonka myła kamienną posadzkę, kiedy drzwi, prowadzące na korytarz, otworzyły się i stanęła w nich Hermiona Granger. Nie wyglądała na zadowoloną z życia.
- Jak mogłaś zaatakować Ginny?!
- Sprowokowała mnie.
- Akurat! Nie rozumiesz, że ona przeżywa trudne chwile?! Straciła brata, chodzi przybita, ryczy w swoim dormitorium. Nie masz serca.
- Ale ...
- Nie tłumacz się! Jesteś tu od trzech miesięcy. Byłaś nowa, zagubiona, a my Gryfoni, staraliśmy się z tobą zaprzyjaźnić. Ale nie! Ty musiałaś poszukać sobie towarzystwa w Slytherinie. Tylko szkoda, że się tam nie przeniosłaś.
- Hermiono ...
- Nie przerywaj mi, bo jeszcze z tobą nie skończyłam. Na dodatek niepotrzebnie kręcisz się koło Harry'ego!
- Czy was obie pogięło?! Nic mnie nie łączy z Harry'm.
- Mam nadzieję - Hermiona skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła na nią chłodnym, nieprzystępnym wzrokiem. - Ale wiesz co mnie naprawdę wkurza? To, że się pomyliłam, co do ciebie. Wydawałaś się taka sympatyczna i godna zaufania. Ale Malfoy miał rację, kiedy mówił, że nie możesz być w pełni człoweikiem. Nikt nie jest tak podły, żeby walić zaklęciami w osobę, która jest załamana po śmierci brata. Nikt!
Panna Granger wybiegła trzaskając drzwiami, aż zatrzęsły się w metalowych zawiasach.
Dziewczyna w łazience zwiesiła głowę na piersi, na której uformował się nagle ogromny ciężar.
- Przepraszam - jęknęła cicho. - Przepraszam ...

Ithilina myślała, że po oskarżeniach Hermiony nie może jej już spotkać nic gorszego. Myliła się. Gdy Prefekt Naczelna odeszła, Iti nie miała już siły i chęci tłumić w sobie łez, więc rozpłakała się na dobre. Stała w przejściu, w brudnej szacie, z rozkopanymi włosami, oparta o miotłę, którą myła podłogę, kiedy jakiś chłopak opuścił męską łazieknkę. Zobaczyła tylko buty z czarnej skóry, zanim odwróciła się do ściany, chcąc ukryć swoje łzy.
- No proszę. Nareszcie dostałaś odpowiednie zajęcie, zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Jeszcze tylko Granger tu brakuje.
Ten zimny głos mógł należeć tylko do jednej osoby. Draco rozpoznał dziewczynę bez trudu. Przecież tylko ona w całej szkole miała taki dziwaczny kolor włosów. Jedyną reakcją na swoje słowa, jakiej sie doczekał, był jej przytłumiony szloch.
"Na kulawego testrala!" - jęknął, w myślach. - "Tylko nie to!"
- Hej Nicks - rzucił. - No nie płacz. Możesz we mnie grzmotnąć zaklęciem. Przecież wiem, że potrafisz. Nie gwarantuję, że nie będę się bronił - dodał po chwili, ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
Złagodniał trochę, widząc, że ramiona Gryfonki drgają coraz bardziej.
- No nie rycz - żachnął się. - Ej, wiesz, że ja po prostu lubię być złośliwy. Coś ty się taka delikatna zrobiła?! Jak dotąd nie brałaś sobie do serca wszystkich moich słów.
- Tym razem to nie przez ciebie - odparła, hamując łzy i ukazując mu swoje zaczerwienione oczy.
- No więc? Co, znowu kogoś zabiłaś? - próbował zażartować, ale ewidentnie mu nie wyszło.
W rezultacie Ithilina znowu się rozpłakała.
- Nnnie - wyjąkała. - Zaatakowałam Ginny!
- Czyś ty do reszty zgłupiała?! - wrzasnął, łapiąc ją niespodziewanie za ramię.
- Puść - spróbowała go odepchnąć. - To boli!
Skrzywił się z niesmakiem i odsunął się od niej.
- O co poszło? - zapytał chłodnym głosem.
- A co cię to obchodzi?! - żachnęła się, nagle ze złości, zapominając płakać.
- Dużo - zauważył. - Nie chcę, żeby cię zamknęli, bo mnie wezmą na przesłuchanie. W końcu byłem świadkiem, a niczego nie zgłosiłem. Podpadaj dalej Dumbledorowi i walcz z jego ulubionymi uczniami, a na pewno będzie cię chronił przed Azkabanem!
Popatrzyła na niego gniewnie, ale widać było, że niechętnie musiała się zgodzić z jego słowami. Odetchnęła głęboko i powiedziała:
- Ginevra jest wściekła, że pracujemy razem przy tym projekcie. A poza tym zarzuciła mi, że przyjaźniłam się z dzieckiem Śmierciożerców i sprowadzam Harry'ego na złą drogę.
- Ha, ha, ha ... Pottera? Na złą drogę? Dobre sobie. Biedny dzielny rycerzyk w łapach takiej niebezpiecznej dziewczyny, jak ty. Mała Łasica nie mogła wymyślić nic głupszego.
- Ona obraziła Annę! Anna zginęła z rąk Śmierciożerców! Wiesz dobrze, że Smithsonowie nie mieli z Lordem nic wspólnego.
- Taa ... Dlatego ty musiałaś unieść się honorem i walnąć rudą zaklęciem, tak?! Inteligencja godna Gryfona, albo gumochłona, ewentualnie.
- Ale Anna ...
- Anna, Anna ... a ty w kółko to samo. I co? Myślisz, że byłaby szczęśliwa, wiedząc że jej przyjaciółka z tak głupiego powodu daje się wyrzucić ze szkoły?
- Ale ...
- Jakie to typowe dla Gryfonów! Myśleć tylko o swojej zranionej dumie, zamiast o obowiązkach.
- O czym ...
- No tak. Nawet nie wiesz o czym mówię. Czy imię Tamirelle robi na tobie jeszcze jakiekolwiek wrażenie?
- Och ... Masz rację - przyznała, z ponurą miną.
- Wiem. W końcu jestem Malfoy'em - przypomniał jej, po raz kolejny, uśmiechając się złośliwie. - Radzę ci, więc hamować swój temperament. Wiesz, że mała Weasleyówna ma bzika na punkcie Pottera. Nie daj się sprowokować. Miłego sprzątania - zakończył i z wyrazem triumfu na twarzy, opuścił pomieszczenie.
- Chyba powinnam mu w końcu załatwić szlaban na Eliksirach - powiedziała Iti do zamkniętych drzwi i groźnie zamachnęła się na nie mopem.

****

Szkocja, Hogwart - Loch nr 13, dwa dni później

- Ekhm ...
- Aaau!!!
- Och, przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć.
- Nic nie szkodzi, Harry.
- Taaa ... To czemu kulejesz?
- Eee... nic mi nie jest. Prawie nie boli.
- Może powinniśmy pójść do Madame Pomfrey?
- Nie, nie trzeba! Naprawdę wszystko w porządku. Mam tu maść przeciwbólową. Wiesz, Snape nam zostawił właśnie na takie okazje. Powinna zaraz mi pomóc.
- Rozsmarować?
- Nie dzięki. Poradzę sobie. A tak właściwie, co ty tu robisz? Szukałeś może Snape'a, albo Ginny?
- Nie. Dlaczego nie zapytasz, czy nie szukałem ciebie?
- Yhm ... Prawdę mówiąc nie sądziłam, że w ogóle będziesz chciał ze mną rozmawiać. No, bo gdybyś chciał, to zrobiłbyś to pół godziny temu w Pokoju Wspólnym.
- Daj spokój. Mam przestać cię lubić, dlatego że pokłóciłaś się z Ginny? No cóż, kłótnie się zdarzają. Tak się składa, że pół godziny temu jeszcze nie wiedziałem, że będę potrzebował twojej pomocy.
- Aha. A co się stało?
- Och, nic takiego. Po prostu jutro są ćwiczenia praktyczne z Zaklęć, a ja nie mam partnera do ćwiczeń. Ostatnio musiałem się zajmować treningami mojej drużyny, więc nie miałem czasu na naukę. Hermiona zawsze ma rację, mówiąc, żeby nie odkładać niczego na ostatnią chwilę.
- No, tak. Czyżby nie chciała ci pomóc właśnie dlatego, że jej nie posłuchałeś?
- Nie, choć pewnie, gdybym do niej poszedł i tak by się nie zgodziła.
- Więc?
- Jest zajęta z Ronem. I raczej nie dotyczy to ich obowiąków jako Prefektów, chociaż taka jest oficjalna wersja dla roczników od jeden do trzy, w razie gdyby ktoś ich szukał.
- Ha, ha, ha ... Hermiona jak zawsze inteligentna. No, a inni twoi przyjaciele? Też nie chcieli pomóc?
- Innych nie pytałem, bo wolałem przyjść od razu do ciebie. Wiedziałem, że nie odmówisz.
- A skąd ta pewność?
- Skoro wytrzymałaś mój wykład o quidditchu ...
- Ha, ha, ha ... No i nie pomyliłeś się.
- Dzięki! Masz u mnie piwo kremowe.
- Nie trzeba. Mam za to inną prośbę. Czy mógłbyś powiedzieć Ginny, że między nami nic nie ma? Ułatwiłoby mi to pracę nad projektem.
- Pracę? Ginny jest dla ciebie niemiła przeze mnie? To o to poszło?
- Tak... Jest zazdrosna, a nie powinna.
- Właśnie! Musieliśmy się rozstać...
- Harry, ale jej nadal na tobie zależy!
- Słuchaj, Iti. Ja nie mogę narażać jej na niebezpieczeństwo. Voldemort może zaatakować wszystkie osoby, na których mi zależy.
- Czy to znaczy, że dopóki go nie pokonasz, będziesz wiódł samotne życie?! To niedorzeczne!
- Wiem.
- A co z Ronem i Hermioną? Od nich się jakoś nie odsunąłeś!
- Sami wybrali. Ja ich do niczego nie zmuszam!
- To może Ginny też powinieneś pozwolić wybrać.
- Nie jestem pewien, czy ona już nie wybrała.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sareczka   Strażnicy   26.09.2007 16:34
sareczka   ROZDZIAŁ I i pół, czyli trochę retrospekcji ... S...   26.09.2007 16:37
sareczka   Nie ukrywam, ze byłoby mi niezmiernie miło, gdyby ...   27.09.2007 20:17
Toujours_Pur   Mrooochne!.Zrobiłaś kilka literówek,trochę błę...   28.09.2007 16:01
sareczka   Dziękuję Toujours_pour za komentarz. Spokojnie to ...   28.09.2007 19:23
sareczka   Wklejam następny rozdział, bo wciąż jednak mam nad...   30.09.2007 14:41
sareczka   Wklejam ten post, zakładając, że jednak ktoś to cz...   01.10.2007 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VI, czyli czasem lepiej nie wiedzieć... ...   06.10.2007 22:16
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest super! Nie licząc kilku liter...   18.01.2008 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VII, czyli muzyka nie zawsze łagodzi obyc...   04.02.2008 20:41
sareczka   ROZDZIAŁ VIII, czyli kosztowna chwila nieuwagi... ...   04.02.2008 20:42
Vivian Malfoy   no widzę, że się rozkręcasz :D coraz bardziej mn...   14.03.2008 19:43
sareczka   Oto następny rozdział. Życzę miłego czytania i dzi...   18.03.2008 23:45
Vivian Malfoy   ciekawe co będzie dalej? :) bardzo mi się podoba...   26.03.2008 21:10
sareczka   Dziękuję Vivian za kolejny komentarz :) Wklejam ko...   27.03.2008 21:34
Vivian Malfoy   Oj, zaczyna się robić coraz mroczniej... ale mi ja...   28.03.2008 19:32
sareczka   Już tradycjynie, dziękuję Vivian za komentarz. Wkl...   29.03.2008 16:16
Vivian Malfoy   Szczerze mówiąc, całość jest jak najbardziej straw...   30.03.2008 16:19
sareczka   Dziękuję za wyrozumiałość droga Vivian :) I dzięku...   02.04.2008 15:37
Vivian Malfoy   Muszę przyznać, że kolejną część napisałaś rewelac...   03.04.2008 14:42
sareczka   Dziękuję Ci, nieoceniona Vivian za komentowanie. T...   04.04.2008 22:21
Vivian Malfoy   Twój FF robi się coraz lepszy i coraz ciekawszy :...   05.04.2008 09:47
sareczka   Dziękuję (już tradycyjnie :) ) Vivian za komentarz...   05.04.2008 22:12
sareczka   Witajcie, drodzy Czytelnicy! To już przedostat...   10.04.2008 20:03
sareczka   Oto ostatni rozdział i... nic dodać, nic ująć ;) ...   19.04.2008 19:00
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest świetne i coraz ciekawsze. :) Sz...   20.04.2008 19:40
Annik Black   Opowiadanie jest bardzo wciągające :) Szkoda tylk...   24.06.2009 18:19


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 17.06.2024 13:43